Fictio bez Science
W sobotę 07.03.2015 roku, po Manifie, skierowałam się w stronę nowego centrum kongresowego w Krakowie, gdzie odbywały się obrady Regionalnego Kongresu Kobiet. Program nie przystający do oczekiwań kobiet w Polsce, ale zawsze idę z nadzieją i wiarą, że może tym razem coś mnie zaskoczy. I faktycznie…
Atmosfera ogólnego zadowolenia z osiągnięć dzielnych, pięknych i dobrze wykształconych kobiet zdecydowanie podzielana przez uczestniczki – zapewne cieszy organizatorki. Dlaczego miałaby nie cieszyć? Wszak ogólna radość panuje w tym zacnym gremium od kilku już lat. I kto wie, może zaczarowywanie rzeczywistości w końcu przyniesie jakieś efekty praktyczne.
Osobiście uważam jednak, że tylko rzeczowe podejście do tematu, utrwalanie prawdy o naszej sytuacji poprzez powtarzanie i nazywanie rzeczy po imieniu, może uświadomić wszystkim stronom nieistniejącego dyskursu społecznego, z jaką skalą problemów mamy do czynienia.
Oczywiście ładowanie kobiet pozytywną energią przez Kongres postrzegam jak zabieg czysto socjotechniczny, i nie pozbawiony tak do końca sensu, ale obawiam się, że jeśli kobiety te wejdą kiedykolwiek w skład gremiów decyzyjnych jako współdecydujące o naszym statusie społecznym, to odcięte od rzeczywistych problemów z jakimi borykają się matki, bezpłodne kobiety, naukowczynie, polityczki czy prezeski rad nadzorczych wielkich firm, nie będą mogły nas reprezentować zgodnie z naszymi oczekiwaniami. Gubienie z pola widzenia całego spektrum spraw związanych z nie łatwym życiem kobiet polskich i utrwalanie mitów o tym jak jest dobrze kobietom w Polsce w porównaniu z innymi częściami świata, to błąd, który będzie nas dużo kosztował.
Gdyby patrzeć przez pryzmat tematyki jaką zajmuje się Kongres Kobiet, można by zaryzykować twierdzenie, że ruch feministyczny jest całkowicie zbędny, ponieważ kobiety w Polsce mają tylko jeden problem – nie potrafią wykorzystać szans jakie im państwo stwarza – są parytety wywalczone przez Kongres i nie ma kim go obsadzić. Takie dokładnie odniosłam wrażenie w zeszłym i w obecnym roku.
Z wielkim zainteresowaniem wysłuchałam treści zapodanych na panelu prowadzonym przez przedstawicielki feministek katolickich. Odniosłam wrażenie, że wywody teologiczne i interpretacje poglądów JPII na temat kobiet były bardzo merytoryczne, ale jako ignostyczka z trudem łapię kontekst w zakresie tematów nonsensownych. Zrozumiałam jedynie, że kobiety pragną być bliżej stołu pańskiego i ich dyskomfort życiowy ma swoje źródło w fakcie iż są nadal marginalizowane w tym zakresie. Na temat świeckiego państwa raczej dyskutować nie będą, bo jak mnie oświecono – takie właśnie państwo mamy ( sic!). Natomiast pytanie, odnoszące się do problemu ponad 100 tysięcy nielegalnych aborcji , przeprowadzonych na życzenie głównie katoliczek, feministki katolickie – obraża.
Z mojej perspektywy Kongres Kobiet – niech mi Lem zza grobu wybaczy to zapożyczenie – to coś w rodzaju kongresu futurologicznego, i nawet miłe by to było przeżycie, zwłaszcza traktowane jako rozrywka, gdyby nie to, że fictio bez science, to nie jest to o co walczą kobiety na całym świecie.