Wzrost akceptacji małżeństw homoseksualnych w Polsce

Mimo nagonki na LGBT, rozpętanej przez PiS, prezydenta RP, arcybiskupa Jędraszewskiego i innych, wzrasta w Polsce akceptacja małżeństw homoseksualnych i osób LGBT. Wskazują na to sondaże CBOS, przeprowadzone co dwa lata.

Obecnie prawo do zawierania małżeństw homoseksualnych akceptuje 34% Polaków. Zaś prawo do zawierania homoseksualnych związków partnerskich akceptuje 43% (sondaż CBOS z września 2021 r.).

Przed objęciem rządów przez PiS akceptowało małżeństwa homoseksualne 26%, zaś homoseksualne związki partnerskie 33%. Mamy więc znaczny wzrost.

Również inne sondaże (np. cenionego amerykańskiego ośrodka badawczego Pew Research Center) wskazują, że małżeństwa homoseksualne akceptuje ponad 30% Polaków. Jest to wprawdzie mniejszość, ale znaczna i rosnąca.

A teraz bardzo ważne!

W młodszych grupach wiekowych akceptacja jest znacznie wyższa niż w starszych.

Prawo do zawierania małżeństw homoseksualnych akceptuje:

w grupie osób w wieku

                  18-24 – 55% (większość!)

                  55-64 – 29%

                  65+    – 22%

Prawo do zawierania homoseksualnych związków partnerskich akceptuje:

w grupie osób w wieku

                  18-24 – 60% (większość!)

                  55-64 – 36%

                  65+    – 27%

Można na tej podstawie prognozować, że akceptacja prawa do zawierania homoseksualnych małżeństw i związków partnerskich będzie rosnąć także w najbliższych latach.

W Polsce są przygotowane projekty ustaw dające prawo do zawierania związków partnerskich przez osoby tej samej płci. Kolejne wybory mogą spowodować, że będzie to realne. Zapis w Konstytucji: „Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej” (art. 18) – z całą pewnością nie wyklucza legalizacji homoseksualnych związków partnerskich. Natomiast jest on często interpretowany błędnie jako wykluczający małżeństwa homoseksualne (wtedy legalizacja małżeństw homoseksualnych musiałaby zyskać poparcie co najmniej 2/3 głosujących, co jeszcze dość długo nie będzie realne). Trzeba jednak zwrócić uwagę, że zapis w Konstytucji dotyczy małżeństw heteroseksualnych i nie wyklucza małżeństw homoseksualnych, gdyby miały one inny status prawny niż małżeństwa heteroseksualne i były regulowane odrębnymi ustawami. Jest to jednak sprawa znacznie bardziej kontrowersyjna niż w przypadku homoseksualnych związków partnerskich

*

Na koniec podam jeszcze, jak brzmiały pytania w sondażu CBOS i jakie były odpowiedzi ogółem:

Czy, Pana(i) zdaniem, pary gejów i lesbijek, czyli dwóch osób tej samej płci pozostających ze sobą w intymnym związku, powinny mieć prawo zawierać związki małżeńskie?

Ogółem odpowiedzi: Tak 34%; Nie 56%; Trudno powiedzieć 10%.

Czy, Pana(i) zdaniem, możliwość zawierania formalnych związków partnerskich powinny mieć dwie osoby tej samej płci żyjące wspólnie w związku?

Ogółem odpowiedzi: Tak 43% ; Nie 49%; Trudno powiedzieć 8%.

(Źródło: CBOS: Stosunek Polaków do osób homoseksualnych. Komunikat z badań. Październik 2021)

Opracował: Alvert Jann

Polecam artykuły:

Władze Kościoła kontra wierni: Małżeństwa homoseksualne” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/wladze-kosciola-kontra-wierni-malzenstwa-homoseksualne/

Co to jest płeć kulturowa (gender)?” https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/co-to-jest-plec-kulturowa/

……………………………………………………

Nowy pomysł „katolickich talibów”

Jak informuje prasa: „PiS chce stworzyć nową instytucję – Polski Instytut Rodziny i Demografii. Koszt? 30 mln zł”.  Projekt powołania instytutu złożyli 4 listopada br. w Sejmie posłowie PiS. W uzasadnieniu czytamy, że projektowany instytut ma przyczynić się do zwiększenia poziomu dzietności w Polsce.

Pilotuje to ten sam poseł, który skutecznie wnosił do Trybunału Konstytucyjnego o zaostrzenie prawa dotyczącego aborcji.

Niektórzy katoliccy radykałowie mają jednak wątpliwości:

„Nic to nie da, póki PiS nie uchwali ustawy o przymusowym zapładnianiu kobiet”– mówią.

.

.

.

.

.

.

.

Kara śmierci a Kościół katolicki i Jan Paweł II

Władze Kościoła katolickiego z dużym opóźnieniem uznały karę śmierci za niedopuszczalną bez względu na okoliczności. Zrobiły to dopiero w 2018 r., kiedy już prawie wszystkie państwa europejskie zniosły całkowicie karę śmierci. W świecie wówczas już 106 państw zlikwidowało w swoim prawie karę śmierci za wszystkie przestępstwa.

Do opóźnienia przyczynił się walnie Jan Paweł II. Katechizm, który ogłosił w 1992 r., wyraźnie akceptował stosowanie kary śmierci. A już wtedy większość państw europejskich spoza bloku komunistycznego zniosła karę śmierci całkowicie, tj. za wszelkie przestępstwa.

W 1997 r. w punkcie katechizmu dotyczącym kary śmierci wprowadzono zmianę, której autorem był Jan Paweł II. Zmiana była jednak mało istotna, pozorna. Kościół nadal akceptował karę śmierci.

Wbrew temu, co się często mówi, Jan Paweł II nie otworzył Kościoła na zmianę stanowiska w kwestii kary śmierci, lecz zamknął na dwadzieścia lat. Pokazał też mistrzostwo w trudnej sztuce: jak zmieniać, nic nie zmieniając.

Może nie warto by wypominać Kościołowi opóźnienia, gdyby nie szerszy problem. Przykład ten potwierdza, że władze Kościoła mają wielkie trudności z nadążaniem za pozytywnymi przemianami moralnymi zachodzącymi w kulturze współczesnej, hamują te przemiany, utrwalają wśród wiernych przekonania, które powinny należeć do przeszłości.

Warto dokładniej przyjrzeć się faktom i dokumentom dotyczącym stosunku władz kościelnych do kary śmierci.

Nie będę zagłębiać się w Pismo Święte i historię, ale na jeden fakt zwrócę uwagę. Oto w katechizmie czytamy, że Kościół tradycyjnie uznawał karę śmierci kierując się „wspólnym dobrem”, potrzebą zapewnienia bezpieczeństwa (fragmenty dotyczące kary śmierci przytaczam). Pomija się natomiast fakt, że władze Kościoła tradycyjnie nie tylko uznawały karę śmierci, ale korzystały z niej posyłając ludzi na śmierć za tzw. herezję, domniemane czary, konszachty z diabłem itp. Wymyślną okrutną karą było spalenie żywcem na stosie. Tych ewidentnych nadużyć i zbrodni nie da się uzasadnić troską o „dobro wspólne” i bezpieczeństwo. To troska o interes własny władz Kościoła.

Ale przejdźmy do czasów nam współczesnych.

1. Znoszenie kary śmierci przez państwa przed 1992 r.

Kiedy Jan Paweł II w 1992 r., w czwartym roku panowania, ogłaszał nowy Katechizm Kościoła katolickiego, kara śmierci była już całkowicie zniesiona – również na wypadek wojny – w większości państw europejskich spoza bloku komunistycznego (niebawem nastąpiło to także w pozostałych krajach tego regionu geopolitycznego: Dania w 1994 r., Hiszpania 1995 r., Wielka Brytania 1998, Belgia 1999, Malta 2000, Irlandia 2002, Grecja w 2004 r.). Nietrudno było zauważyć, że proces znoszenia kary śmierci w Europie i świecie postępuje i będzie postępował, i że jest to nowy standard moralny, polityczny i prawny.

Przed 1992 r. również poza Europą, chociaż w mniejszym zakresie, przybywało państw, w których karę śmierci znoszono lub znacznie ograniczono jej stosowanie (np. tylko do okresu wojny).

Dlaczego w tej sytuacji władze Kościoła nie uznały kary śmierci za niedopuszczalną? Czy Jan Paweł II podpisując katechizm do publikacji nie dostrzegał problemu? Możemy tylko przypuszczać. Być może obawiano się sprzeciwu nie tyle wśród szeregowych wiernych, ale wśród duchowieństwa i kościelnych teologów. Najpewniej autorzy katechizmu sami byli przywiązani do kary śmierci, tradycyjnie uznawanej przez Kościół.

2. Katechizm z 1992 r.

Katechizm – ogłoszony przez Jana Pawła II w 1992 r., a przygotowany przez komisję pod zwierzchnictwem kardynała Ratzingera (późniejszego papieża Benedykta XVI) – stwierdzał, że „tradycyjne nauczanie Kościoła” przyznaje prawowitym władzom państwowym prawo do stosowania kary śmierci za najcięższe przestępstwa. Z tekstu wynikało jasno, że katechizm odnosił to także do chwili obecnej.

Stwierdzano przy tym, że kara śmierci powinna być stosowana tylko wtedy, jeżeli nie można unieszkodliwić przestępcy w inny sposób. Zastrzeżenie to było istotne. Można domniemywać (chociaż nie zostało to powiedziane wprost), że wobec najgroźniejszych przestępców katechizm zalecał stosowanie kary dożywotniego więzienia, a nie kary śmierci.

W świetle tej zasady – znów można tylko domniemywać – kara śmierci byłaby uzasadniona tylko w warunkach wojny, chaosu, braku w miarę skutecznie funkcjonujących organów państwowych itp.

Niewątpliwą wadą kościelnego stanowiska z 1992 r., powieloną następnie przez Jana Pawła II w 1997 r., były niedopowiedzenia, pokrętne sformułowania, a przede wszystkim kurczowe trzymanie się tradycyjnej w Kościele zasady, że w pewnych warunkach stosowanie kary śmierci jest potrzebne.

Oto fragmenty katechizmu z 1992 r.:

2266. Ochrona wspólnego dobra społeczeństwa domaga się unieszkodliwienia napastnika. Z tej racji tradycyjne nauczanie Kościoła uznało za uzasadnione prawo i obowiązek prawowitej władzy publicznej do wymierzania kar odpowiednich do ciężaru przestępstwa, nie wykluczając kary śmierci w przypadkach najwyższej wagi. Z analogicznych racji sprawujący władzę mają prawo użycia broni w celu odparcia napastników zagrażających państwu, za które ponoszą odpowiedzialność.

Pierwszym celem kary jest naprawienie nieporządku wywołanego przez wykroczenie. Gdy kara jest dobrowolnie przyjęta przez winowajcę, ma wartość zadośćuczynienia. Ponadto, kara ma na celu ochronę porządku publicznego i bezpieczeństwa osób. Wreszcie, kara ma wartość leczniczą; powinna w miarę możliwości – przyczynić się do poprawy winowajcy.

2267. Jeśli środki bezkrwawe wystarczają do obrony życia ludzkiego przed napastnikiem i do ochrony porządku publicznego oraz bezpieczeństwa osób, władza powinna stosować te środki, gdyż są bardziej zgodne z konkretnymi uwarunkowaniami dobra wspólnego i bardziej odpowiadają godności osoby ludzkiej” (Katechizm z 1992 r., podkreślenie AJ).

Krytycy wskazywali, że wszelkie ogólnikowe zapisy mówiące o stosowaniu kary śmierci tylko w wyjątkowych okolicznościach czy tylko w odniesieniu do najcięższych przestępstw, były od zawsze interpretowane dość szeroko i dowolnie. Faktem jest, że od wieków – mimo tego rodzaju zapisów – dość swobodnie szafowano karą śmierci. Nie powstrzymywano się przed ewidentnymi nadużyciami i zbrodniami sądowymi. Używano też kary śmierci dla zemsty i odstraszania (czego, fakt, ewangelia zakazuje).

Dlatego coraz częściej uznawano, że potrzebny jest wyraźny zakaz stosowania kary śmierci – za wszelkie przestępstwa i bez względu na okoliczności, również w czasie wojny i poważnego naruszenia porządku publicznego.

3. Katechizm z 1997 r. a poprzedni

W Watykanie musiano się zorientować, że akceptacja kary śmierci, wyrażona w katechizmie w 1992 r., sytuuje Kościół na pozycjach zwolenników kary śmierci i w konsekwencji kompromituje. W ówczesnych dyskusjach nierzadko argumentowano, że skoro Kościół uznaje stosowanie kary śmierci, to nie ma co jej znosić.

Postanowiono wprowadzić zmianę. Pojawiły się wypowiedzi Jana Pawła II świadczące, że stanowisko Kościoła w kwestii kary śmierci może być zrewidowane. Zwolennicy reform w Kościele spodziewali się, że papież ogłosi otwartym tekstem, że kara śmierci jest niedopuszczalna. Tym bardziej, że coraz więcej państw likwidowało w swoim prawie karę śmierci za wszystkie przestępstwa. Nietrudno było zauważyć, że nie jest to żadna „nowinka”, ale nowy, pozytywny standard moralny, polityczny i prawny, który będzie zyskiwać na znaczeniu.

Zmiana jednak nie nastąpiła. Jan Paweł II zmienił nieznacznie zapis w katechizmie, nie zmieniając stanowiska Kościoła.

A w 1997 r. proces znoszenia kary śmierci poczynił w Europie i świecie – w porównaniu z 1992 r. – znaczne postępy. Władze Kościoła i papież tego jakby nie dostrzegali.

Nowy tekst ogłoszono w 1997 r. Był on oparty na fragmencie encykliki Jana Pawła II „Evangelium vitae” (pkt 56) z 1995 r. Jednak ten nowy tekst pod względem treści nie różnił się od tego z 1992 r. Zrobiono typowy unik. Usunięto zdanie stwierdzające, że nauczanie Kościoła nie wyklucza stosowania kary śmierci. Ale za poprzednim katechizmem dopuszczono jej stosowanie wtedy, gdy jest jedynym dostępnym środkiem zapewnienia bezpieczeństwa. Nie wskazano nawet z grubsza, o jakie sytuacje idzie.

Co ponadto? Dodano zdanie, że dziś „przypadki absolutnej konieczności usunięcia winowajcy są bardzo rzadkie, a być może już nie zdarzają się wcale” (pkt 2267 z 1997 r.). Zdanie to nie zmieniało w niczym poprzedniego stanowiska Kościoła, ale bywało wręcz traktowane jako niemal opowiedzenie się za zniesieniem kary śmierci.

Inni mówili nie bez racji, że Kościół nie opowiada się za jej całkowitym zniesieniem. Zdanie powyższe nie wyklucza bowiem stosowania kary śmierci w szczególnych okolicznościach. Stwierdza tylko, że przypadki konieczności jej użycia są bardzo rzadkie a dziś być może nie zdarzają się. Katechizm używa – z pewnością rozmyślnie – bardzo impresyjnych określeń: bardzo rzadkie, być może

Jan Paweł II nie zdecydował się na zmianę dotychczasowego stanowiska Kościoła, potwierdził to co było. Zabrakło, tak jak w 1992 r., jasnego stwierdzenia, że kara śmierci jest niedopuszczalna.

Tak jak w wielu innych sprawach, papież z Polski zdecydowanie powstrzymał wprowadzenie zmian w Kościele. Kościół pod jego panowaniem stał się niereformowalny.

Jak już napisałem, wbrew temu, co się czasami mówi, Jan Paweł II nie otworzył Kościoła na zmianę stanowiska w kwestii kary śmierci, lecz zamknął na dwadzieścia lat. Pokazał też mistrzostwo w trudnej sztuce: jak zmienić zapis w katechizmie, nic nie zmieniając. Inaczej mówiąc, pokazał jak pozorować zmiany.

Oto punkty katechizmu z 1997 r. dotyczące kary śmierci:

„2266. Wysiłek państwa, aby nie dopuścić do rozprzestrzeniania się zachowań, które łamią prawa człowieka i podstawowe zasady obywatelskiego życia wspólnego, odpowiada wymaganiu ochrony dobra wspólnego. Prawowita władza publiczna ma prawo i obowiązek wymierzania kar proporcjonalnych do wagi przestępstwa. Pierwszym celem kary jest naprawienie nieporządku wywołanego przez wykroczenie. Gdy kara jest dobrowolnie przyjęta przez winowajcę, ma wartość zadośćuczynienia. Poza ochroną porządku publicznego i bezpieczeństwa osób, kara ma wartość leczniczą; powinna w miarę możliwości przyczynić się do poprawy winowajcy”.

Przypomnę skreślony fragment katechizmu z 1992 r. (znajdował się na początku powyższego punktu): „Ochrona wspólnego dobra społeczeństwa domaga się unieszkodliwienia napastnika. Z tej racji tradycyjne nauczanie Kościoła uznało za uzasadnione prawo i obowiązek prawowitej władzy publicznej do wymierzania kar odpowiednich do ciężaru przestępstwa, nie wykluczając kary śmierci w przypadkach najwyższej wagi. Z analogicznych racji sprawujący władzę mają prawo użycia broni w celu odparcia napastników zagrażających państwu, za które ponoszą odpowiedzialność” (usunięty fragment z 1992 r.).

Wróćmy do katechizmu z 1997 r.

„2267. Kiedy tożsamość i odpowiedzialność winowajcy są w pełni udowodnione, tradycyjne nauczanie Kościoła nie wyklucza zastosowania kary śmierci, jeśli jest ona jedynym dostępnym sposobem skutecznym ochrony życia ludzkiego przed niesprawiedliwym napastnikiem. Jeżeli jednak środki bezkrwawe wystarczają do obrony i zachowania bezpieczeństwa osób i społeczeństwa do obrony przed napastnikiem, władza powinna ograniczyć się do tych środków, ponieważ są bardziej zgodne z konkretnymi uwarunkowaniami dobra wspólnego i bardziej odpowiadają godności osoby ludzkiej. Istotnie, dzisiaj, biorąc pod uwagę możliwości, jakimi dysponuje państwo, aby skutecznie ukarać zbrodnię i unieszkodliwić tego, kto ją popełnił, nie odbierając mu ostatecznie możliwości skruchy, przypadki absolutnej konieczności usunięcia winowajcy są bardzo rzadkie, a być może już nie zdarzają się wcale” (pkt 2266 i 2267 z 1997 r., podkreślenie AJ). Nie wykluczało to stosowania kary śmierci w szczególnych okolicznościach i nie zmieniało stanowiska Kościoła z 1992 r.

4. Znoszenie kary śmierci przez państwa po 1992 i 1997 r.

Do roku 1997, kiedy to Jan Paweł II dokonał tylko pozornej zmiany katechizmu, przybyło znacznie państw, które całkowicie wykluczyły stosowanie kary śmierci (również w przypadku wojny lub poważnego naruszania porządku publicznego). Można było zauważyć, że proces znoszenia kary śmierci wyraźnie postępuje i będzie postępował. Ale w Watykanie tego jakby nie dostrzeżono.

W 1997 r., w państwach zachodnioeuropejskiego regionu geopolitycznego, kara śmierci dopuszczana była na wypadek wojny tylko w pięciu krajach, które wkrótce zniosły ją całkowicie: Wielka Brytania w 1998, Belgia 1999, Malta 2000, Irlandia 2002, Grecja w 2004 r.

Dość szybko znoszono całkowicie karę śmierci w byłych państwach komunistycznych w Europie. Już w 1990 r., na samym początku transformacji, całkowicie zniosły karę śmierci Czechosłowacja, Rumunia i Węgry. Później Mołdawia 1995 r., Polska 1997, Estonia i Litwa 1998, Ukraina 2000, Albania 2007, Łotwa 2012 r. (wyjątki to Białoruś, gdzie kara ta nadal obowiązuje; Rosja ogłosiła moratorium, tzn. tymczasowy zakaz).

Znoszono także karę śmierci w państwach powstałych po rozpadzie Jugosławii (istotnej motywacji dostarczała tu chęć ubiegania się o członkostwo w Unii Europejskiej). A także w azjatyckich państwach poradzieckich (z wyjątkiem Tadżykistanu) i w Mongolii.

W 2000 r. Unia Europejska przyjęła Kartę Praw Podstawowych Unii Europejskiej, która obowiązuje od 2009 r. Karta stwierdza: „Nikt nie może być skazany na karę śmierci ani poddany jej wykonaniu” (art. 2).

W 2002 r. do Europejskiej Konwencji Praw Człowieka dołączono Protokół nr 13, który znosił karę śmierci całkowicie i bezwarunkowo: „Kara śmierci zostaje zniesiona. Nikogo nie wolno skazać na taką karę ani też kary takiej wykonać”. Protokół wyklucza możliwość stosowania kary śmierci także w przypadku wojny i wszelkich naruszeń bezpieczeństwa publicznego.

Znoszenie kary śmierci postępowało także na innych kontynentach.

W 2018 r. już 106 państw (większość państw świata) zlikwidowało w swoim prawie karę śmierci za wszystkie przestępstwa. Były też kraje, w których karę śmierci zachowano w prawie, ale rzeczywiście w praktyce ograniczono do wyjątkowych sytuacji i od dziesięcioleci nie wykonywano. W sumie 142 państwa zniosły karę śmierci w prawie lub praktyce.

Amnesty International – zasłużona organizacja międzynarodowa działająca na rzecz praw człowieka i zniesienia kary śmierci – podaje, że zdecydowana większość wyroków śmierci i egzekucji przypada na Chiny, Iran, Arabię Saudyjską, Irak i Egipt (dane dotyczące Chin są objęte tajemnicą państwową, ocenia się, że wykonywanych może być kilka tysięcy egzekucji rocznie). W 2018 r. poza Chinami odnotowano w świecie 690 egzekucji, z czego w Iranie 253, Arabii Saudyjskiej 149, Iraku 52, Egipcie 32 (2019 r.). Na te kraje przypadało znacznie ponad 80% egzekucji wykonanych w 2018 r. (bez Chin). Wskazuje to na silną w świecie koncentrację stosowania kary śmierci właśnie w tych pięciu państwach.

5. Zmiana stanowiska Kościoła w 2018 r.

Kościół katolicki, dopuszczając w nauczaniu i doktrynie stosowanie kary śmierci w wyjątkowych okolicznościach, sytuował się wyraźnie po ciemnej stronie mocy.

Dopiero w 2018 r., nieśpiesznie, w ósmym roku panowania, papież Franciszek zmienił tradycyjne nauczanie i doktrynę Kościoła w sprawie kary śmierci. W katechizmie w końcu zapisano, że „kara śmierci jest niedopuszczalna”. Wtedy już, jak pisałem, 106 państw (większość państw świata) zlikwidowało w swoim prawie karę śmierci za wszystkie przestępstwa.

Oto fragment katechizmu ogłoszony w 2018 r.:

„Nowe sformułowanie obowiązujące od 02.08.2018:

Wymierzanie kary śmierci, dokonywane przez prawowitą władzę, po sprawiedliwym procesie, przez długi czas było uważane za adekwatną do ciężaru odpowiedź na niektóre przestępstwa i dopuszczalny, choć krańcowy, środek ochrony dobra wspólnego. Dziś coraz bardziej umacnia się świadomość, że osoba nie traci swej godności nawet po popełnieniu najcięższych przestępstw. Co więcej, rozpowszechniło się nowe rozumienie sensu sankcji karnych stosowanych przez państwo. Ponadto, zostały wprowadzone skuteczniejsze systemy ograniczania wolności, które gwarantują należytą obronę obywateli, a jednocześnie w sposób definitywny nie odbierają skazańcowi możliwości odkupienia win. Dlatego też Kościół w świetle Ewangelii naucza, że «kara śmierci jest niedopuszczalna, ponieważ jest zamachem na nienaruszalność i godność osoby» [1], i z determinacją angażuje się na rzecz jej zniesienia na całym świecie.
[1] Przyp.: Franciszek, przemówienie do uczestników spotkania zorganizowanego przez Papieską Radę ds.Krzewienia Nowej Ewangelizacji, 11 października 2017 r.; w: «L’Osservatore Romano», wydanie codzienne (13 października 2017 r.), s. 5″ (Katechizm pkt 2267, podkreślenie AJ).

6. Słowo na zakończenie

Całkowity zakaz stosowania kary śmierci jest dziś pozytywnym standardem moralnym, politycznym i prawnym, przyjętym przez ponad 100 państw na wszystkich kontynentach. Władze Kościoła katolickiego uznały ten standard z dużym opóźnieniem. Lepiej późno niż wcale.

Jak dotąd jest to jedyna istotna zmiana w doktrynie i nauczaniu Kościoła, wprowadzona przez Franciszka. Z wypowiedzi papieża wynika, że innych głębszych zmian nie będzie. Papież podtrzymuje tradycyjne stanowisko Kościoła. Skupia się natomiast, dość łagodnie, na ograniczeniu dwóch patologii kompromitujących Kościół: na seksualnym wykorzystywaniu dzieci przez księży oraz na watykańskich finansach Kościoła. W obu dziedzinach nie brakowało afer wołających o pomstę do nieba, gdyby boskie Niebo było.

Ociężałość, z jaką władze Kościoła są w stanie uznać i wprowadzać jakiekolwiek pozytywne zmiany, świadczy dobitnie, że korporacja kapłanów katolickich – księży i kościelnych dostojników – jest organizacją regresywną, wsteczną. Hamuje też pozytywne przemiany w społeczności wiernych. – Alvert Jann

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/

Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się.

– Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się kilkadziesiąt artykułów, m.in.

Teoria Boga krótko wyłożona” –

https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teoria-boga-krotko-wylozona/

Jan Paweł II bez taryfy ulgowej” –

https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/jan-pawel-ii-bez-taryfy-ulgowej/

Co to jest płeć kulturowa (gender)?” –

https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/co-to-jest-plec-kulturowa/

Gender i kapłaństwo kobiet” –

https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/gender-i-kaplanstwo-kobiet/

Władze Kościoła kontra wierni: Małżeństwa homoseksualne” –

https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/wladze-kosciola-kontra-wierni-malzenstwa-homoseksualne/

…………………………………………………………

Katechizm Kościoła katolickiego cytuję za:

http://www.katechizm.opoka.org.pl/

…………………………………………………………

Gender i kapłaństwo kobiet

Kościół katolicki stanowi doskonały przykład społeczności, w której panuje nierówność praw kobiet i mężczyzn. Zgodnie z prawem obowiązującym w Kościele, kobiety nie mogą przyjmować święceń kapłańskich, nie mogą pełnić funkcji księży, biskupów, ani sprawować wielu innych stanowisk i urzędów kościelnych. Kobiety mogłyby z cała pewnością wszystkie te funkcje wykonywać, ale w Kościele katolickim są one zarezerwowane tylko dla mężczyzn. Zakazy te nie są uwarunkowane żadnymi czynnikami biologicznymi. Nie uzasadniają ich odmienne cechy anatomiczne i fizjologiczne kobiet i mężczyzn. Kobiety są pozbawione równych praw dlatego, że są kobietami.

Jest to archaizm, pozostałość po dawnych czasach, jawna dyskryminacja, dziś poza Kościołem stopniowo ograniczana i znoszona.

Równouprawnienie kobiet i mężczyzn jest z sukcesem wprowadzane w wielu chrześcijańskich kościołach protestanckich. Kobiety są tam obecnie dopuszczane do sprawowania wszelkich funkcji i stanowisk kościelnych. Np. w Kościele anglikańskim w Wielkiej Brytanii w kilku diecezjach kobiety pełnią funkcje biskupów. Podobnie jest w wielu kościołach protestanckich w innych krajach. W Kościele Ewangelicko-Luterańskim w Szwecji (to główny kościół szwedzki) kobiety mogą obejmować wszelkie stanowiska kościelne już od 1958 r. Dziś blisko połowa księży w tym Kościele to kobiety. W 2013 r. arcybiskupem Uppsali i prymasem, zwierzchnikiem Kościoła, została wybrana Antje Jackelén (na zdjęciu z lewej strony).

W kościołach tych uznaje się, że zakazy sprawowania funkcji i stanowisk kościelnych przez kobiety, obowiązujące tradycyjnie w kościołach chrześcijańskich, nie należą do niezbywalnego i ustalonego raz na zawsze kanonu wiary. Podkreśla się, że zakazy te, jak i ogólnie wierzenia religijne, są uwarunkowane kulturowym i historycznym kontekstem. Mogą więc być zmieniane wraz ze zmianami zachodzącymi w społeczeństwie i w świadomości wiernych.

W podobny sposób rozumują zwolennicy zmian w Kościele katolickim.

Władze kościelne odrzucają tę argumentację. Starają się dowieść, że to nie okoliczności historyczne są przyczyną dyskryminujących kobiety zakazów, a wola samego Jezusa Chrystusa, której Kościół nie może zmienić.

Stanowisko władz Kościoła nie wytrzymuje krytyki także z katolickiego punktu widzenia. Władze Kościoła powołują się bowiem na działalność Jezusa, który nie wybrał do grona 12 apostołów żadnej kobiety. To główny argument, ale złudny. Nie można na tej podstawie wiarygodnie twierdzić, że Jezus ustanowił wieczną, stałą zasadę niedopuszczania kobiet do kapłaństwa i stanowisk kościelnych, której dziś Kościół nie może zmienić.

Nie ma również podstaw, by twierdzić – jak robią to władze Kościoła – że wykluczenie kobiet z kapłaństwa należy do głównych i niezmiennych treści sakramentu kapłaństwa. Także z katolickiego punktu widzenia jest to dowolne ustalenie władz kościelnych.

Temat praw kobiet w Kościele odgrywał istotną rolę już w toku przygotowań do drugiego soboru watykańskiego (1962-1965 r.). Sobór jednak nic w tej sprawie nie zrobił.

Dziś żądania dopuszczenia kobiet do wszystkich funkcji i urzędów w Kościele, a także do święceń kapłańskich, są głośne i silne głównie w krajach zachodnich, chociaż nie omijają Polski. Na rzecz kapłaństwa kobiet wypowiedziało się wielu teologów katolickich, zarówno świeckich, jak i księży.

Ale władze Kościoła katolickiego były i są zdecydowanie przeciw. Mówią to jasno najważniejsze dokumenty kościelne i papieskie encykliki. Kobiety mogą sprawować w Kościele tylko funkcje podrzędne czy pomocnicze. Zasada równouprawnienia kobiet i mężczyzn nie obowiązuje.

W Kościele katolickim podkreśla się jedynie werbalnie potrzebę zwiększenia roli kobiet, ale kobiety są tam „obywatelami drugiej kategorii”. Realne zmiany trudno nazwać nawet kosmetycznymi. Taki charakter ma też powołanie przez papieża Franciszka zakonnicy, siostry Nathalie Becquart, na stanowisko podsekretarza generalnego Synodu Biskupów (w lutym 2021 r.). To pierwszy taki przypadek w Kościele. Ale jest to raczej pozorowanie zmian, niż realny krok w kierunku równouprawnienia. Synod Biskupów jest tylko ciałem doradczym i konsultacyjnym papieża, nie ma władzy decyzyjnej. A jedna zakonnica, jak jedna jaskółka, wiosny nie czyni.

Rzeczywistą zmianą, o którą toczy się dziś spór, byłoby dopuszczenie kobiet do święceń kapłańskich oraz wszystkich funkcji i stanowisk w Kościele.

Można zapytać, dlaczego zakonnica na stanowisku proboszcza lub biskupa to coś absolutnie niedopuszczalnego w Kościele katolickim? I na ile katolicy w Polsce po przemyśleniu byliby skłonni uznać taką innowację? Oraz jak silny byłby bunt zagorzałych konserwatystów w Kościele?

Społeczne podłoże żądań. Jakie jest społeczne podłoże żądań równouprawnienia kobiet w Kościele?

W nowoczesnych państwach i społeczeństwach obowiązuje zasada równouprawnienia płci. Jest ona coraz szerzej uznawana i realizowana. Nierówność praw kobiet i mężczyzn, ewidentna w Kościele katolickim, pozostaje w ostrej sprzeczności z tą zasadą. Nic więc dziwnego, że żądanie równouprawnienia ma miejsce również w Kościele katolickim. Podłożem żądań równościowych są zmiany kulturowe, cywilizacyjne, zachodzące w świecie współczesnym.

„Gender”. Obowiązująca w Kościele katolickim nierówność praw kobiet i mężczyzn, to przykład różnic między płciami uwarunkowanych kulturowo (zwyczajowo lub także prawnie), w żaden sposób nie mających podstaw w biologicznych odmiennościach kobiet i mężczyzn. Różnice takie są współcześnie w naukach społecznych nazywane różnicami genderu, a w języku polskim różnicami płci kulturowej (angielskie słowo gender, oznaczające pierwotnie rodzaj w znaczeniu gramatycznym, obecnie odnosi się także do różnic kulturowych między kobietami a mężczyznami; na język polski gender jest zwykle tłumaczone jako płeć kulturowa).

Różnice genderu, płci kulturowej, są najbardziej widoczne w odmiennych zwyczajowo sposobach zachowywania się i ubierania (np. noszenie sukienek jest w naszej kulturze cechą kobiecości, płci żeńskiej). Ale w wielu społeczeństwach różnice te polegają też na odmiennych prawach dyskryminujących kobiety. W drastycznej postaci było to odmawianie kobietom prawa do studiowania, udziału w wyborach, dysponowania własnym majątkiem. Żona była też z mocy zwyczajów i prawa podległa mężowi (np. jeszcze do połowy XX w. w niektórych krajach europejskich podjęcie pracy zawodowej przez kobietę wymagało formalnej zgody męża).

Pojęcie genderu, płci kulturowej, jest przedmiotem ostrych oskarżeń ze strony przedstawicieli Kościoła oraz konserwatywnych i prawicowych polityków. Odmawia mu się wręcz racji bytu. A jest ono jak najbardziej uzasadnione i potrzebne. Zwraca bowiem uwagę na kulturowe (zwyczajowe i prawne) – a nie tylko biologiczne – różnice między kobietami a mężczyznami.

Współcześnie standardem cywilizacyjnym stała się zasada równouprawnienia i równego traktowania bez względu na płeć. Wszędzie tam, gdzie jest to możliwe i uzasadnione, w nowoczesnych społeczeństwach dąży się do zapewnienia równości. Bezpodstawne, dyskryminujące różnice genderu, płci kulturowej – są stopniowo z sukcesem znoszone. Ale w Kościele katolickim przetrwały i trzymają się mocno.

Szerzej o pojęciu gender, czyli płci kulturowej, piszę w artykule: „Co to jest płeć kulturowa (gender)?” – link 1 na końcu.

*

Zróbmy krótki przegląd argumentów, jakimi posługują się władze Kościoła katolickiego odmawiając kobietom równych praw. Można będzie wtedy ocenić, jak złudne są to argumenty. Dlatego także z religijnego i katolickiego punktu widzenia są one coraz częściej odrzucane.

Dyskryminacja kobiet ma bowiem źródło w zwyczajach charakterystycznych dla dawnych kultur. Władze Kościoła twierdzą, że zasady te pochodzą od Boga.

Kościelne argumenty pokażę na podstawie obowiązujących w Kościele najważniejszych oficjalnych dokumentów. Głównym dokumentem, zawierającym rozwinięte uzasadnienie, jest „Deklaracja o dopuszczeniu kobiet do kapłaństwa urzędowego: Inter insigniores” (link 2), ogłoszona przez watykańską Świętą Kongregację Nauki Wiary w 1976 r. Jest to obowiązujące dziś stanowisko władz Kościoła.

Na argumenty kościelne postaram się spojrzeć obiektywnie. Spojrzenie takie jest możliwe zarówno w przypadku osoby religijnej, katolika, jak i ateisty.

Można obiektywnie ocenić, co wynika, a co nie wynika z treści Nowego Testamentu i historii Kościoła.

Nie uważam oczywiście, że jakiekolwiek rozstrzygnięcia na podstawie Pisma Świętego i tradycji kościelnej mają moc obowiązującą i walor prawdy.

Na początek zwróćmy uwagę na rzecz nie najważniejszą, ale ciekawą. Wspomniana deklaracja ma tytuł orwellowski. W tytule stoi, że jest to Deklaracja o dopuszczeniu kobiet do kapłaństwa urzędowego, natomiast jest to deklaracja o niedopuszczeniu kobiet …

1. Jezus i 12 apostołów

Uzasadniając zakaz wyświęcania kobiet i powierzania im stanowisk kościelnych, władze Kościoła powołują się przede wszystkim na przykład Jezusa i kościelną tradycję. Za najważniejszy uznają jednak przykład Jezusa. Deklaracja „Inter insigniores” stwierdza w konkluzji: Kościół, pragnąc pozostać wierny przykładowi Pana, uważa, że nie jest upoważniony, by dopuścić kobiety do Święceń kapłańskich”. O jaki przykład idzie?

Wskazuje się, że Jezus wybrał na dwunastu apostołów samych mężczyzn. W Katechizmie czytamy: „Pan Jezus wybrał mężczyzn (viri), by utworzyć kolegium Dwunastu Apostołów (…). Kościół czuje się związany tym wyborem dokonanym przez samego Pana. Z tego powodu nie są możliwe święcenia kobiet” (1577). To samo mówi deklaracja „Inter insigniores”.

Argumentacja powyższa jest bezzasadna nie tylko dla zwolenniczek/zwolenników równouprawnienia, a także z obiektywnego punktu widzenia. Dlaczego?

Po pierwsze, według Nowego Testamentu Jezus rzeczywiście wybrał do grona 12 apostołów tylko mężczyzn, ale nie wynika z tego, że ustanowił niezmienną zasadę zabraniającą wyświęcania kobiet i sprawowania przez kobiety ważnych funkcji i stanowisk w Kościele. W Nowym Testamencie nie ma żadnych sformułowań, które pozwalałyby twierdzić, że taka zasada miałaby obowiązywać w Kościele po wsze czasy.

Po drugie, Jezus w ogóle nie praktykował wyświęcania. Apostołowie nie byli wyświęcani na kapłanów. Ponadto w najwcześniejszym okresie chrześcijaństwa w ogóle nie było kapłanów. O wyświęcaniu kapłanów nie ma nawet wzmianki w „Dziejach apostolskich” w Nowym Testamencie, przedstawiających najdawniejszą historię chrześcijaństwa. Praktyka wyświęcania i kapłani to późniejsze kościelne innowacje.

Jezus nie dał szansy. Trzeba jednak wyraźnie powiedzieć, że działalność Jezusa nie dostarcza argumentów na rzecz kapłaństwa i równouprawnienia kobiet.

Z ewangelii wynika jasno, że Jezus do kobiet odnosił się dobrze, jednak żadna kobieta nie należała do osób blisko z nim współpracujących. Nie wyznaczył też kobietom jakiejś ważnej roli w przyszłości.

Na podstawie ewangelii można twierdzić, że Jezus zamierzał łagodzić panujące wówczas zwyczaje dyskryminujące kobiety, ale nic nie wskazuje, że chciał te zwyczaje zmieniać głębiej.

Kobiety były słuchaczkami nauk Jezusa i wiernymi uczestniczkami jego kaznodziejskich wędrówek. Niektóre wymieniane są z imienia, na przykład „Maria, zwana Magdaleną, którą opuściło siedem złych duchów, Joanna, żona Chuzy, zarządcy Heroda, Zuzanna i wiele innych” (Łk 8,2-3). Jezus rozmawiał z Samarytanką, co było niezgodne z żydowskimi zwyczajami, oraz wybaczał cudzołożnicom.

Nie dostarcza to jednak argumentów na rzecz wyświęcania kobiet i obejmowanie przez nie wszelkich stanowisk w Kościele.

Gdyby Jezus, rozsyłając uczniów i apostołów, albo mówiąc o przyszłości Kościoła, uwzględniał kobiety – byłby to może jakiś argument za równouprawnieniem kobiet w Kościele. Najlepiej gdyby w gronie 12 apostołów znalazła się chociaż jedna kobieta. Ale żadnej kobiety tam nie było.

Ci, którzy domagają się równouprawnienia kobiet w Kościele, nie bardzo mogą powołać się na przykład Jezusa. Jezus nie dał im szansy.

Czy Jezus uwzględniał okoliczności? Kościelni teolodzy odrzucają zdecydowanie argument, że Jezus wybrał na apostołów samych mężczyzn, bo kierował się ówczesnymi zwyczajami, wyznaczającymi kobietom do pełnienia tylko role podrzędne.

W „Inter insigniores” argumentuje się, że Jezus nie respektował wielu zwyczajów żydowskich, a więc także w tym wypadku z pewnością nie dostosowywał się do okoliczności: „Jezus Chrystus nie powołał żadnej kobiety do grona Dwunastu. Jeżeli tak postąpił, to nie dlatego, by dostosować się do ówczesnych obyczajów, ponieważ właśnie Jego postawa wobec kobiet różniła się wyraźnie od postawy Jego współczesnych; co więcej, świadomie i odważnie zrywał z taką postawą”. Wymienia się rozmowę z Samarytanką i kilka innych zachowań Jezusa.

Trzeba jednak podkreślić, że Jezus nie zmieniał głębiej żydowskich zwyczajów. Raczej tylko łagodził, ganił formalizm akcentując potrzebę szczerej wiary, co powszechnie czynili też prorocy w Starym Testamencie. Ale Jezus nie odrzucał na przykład tzw. obrzezania (obcinania napletka), praktykowanego przez Żydów i początkowo także przez chrześcijan przy nawróceniu. Do odrzucenia obrzezania doprowadzili św. Paweł i św. Piotr na tzw. soborze jerozolimskim około 49 r.

Ostatecznie w „Inter insigniores” stwierdza się w sprawie pominięcia kobiet przy wyborze 12 apostołów: „Nikt jednak nie udowodnił – ani z pewnością nie może udowodnić – że ta postawa wypływała tylko z przyczyn społeczno-kulturowych”. Tak, ale nikt nie udowodnił też, że Jezus nie uwzględniał społeczno-kulturowych okoliczności. Przy wyborze apostołów mógł liczyć się z ówczesnymi zwyczajami.

Nie wiadomo, jaka była motywacja i wola Jezusa. Oba konkurencyjne stanowiska są co najmniej równoprawne. Wobec tego zakaz kapłaństwa kobiet może być zniesiony.

2. Tradycja kościelna

Władze Kościoła katolickiego powołują się na tradycję trwającą w Kościele od czasów apostolskich (I w.n.e.), zgodnie z którą nigdy nie udzielano kobietom święceń kapłańskich, a ważne funkcje pełnili wyłącznie mężczyźni. W deklaracji „Inter insigniores” stwierdza się:Kościół katolicki nigdy nie uważał, że kobietom można ważnie udzielić Święceń kapłańskich lub biskupich”.

Powoływanie się na kościelną tradycję to jednak żaden argument. Nie da się uzasadnić, także z katolickiego punktu widzenia, dlaczego tradycja ta miałaby obowiązywać dziś.

Jak już pisałem, nie uzasadnia jej przykład Jezusa. A w najwcześniejszym okresie chrześcijaństwa w ogóle nie praktykowano święceń kapłańskich i nie było kapłanów. Święcenia wprowadzano stopniowo dużo później, kiedy w gminach chrześcijańskich trzeba było ustalać, kto jest uprawniony do wykonywania określonych czynności religijnych i kierowniczych.

Natomiast z Nowego Testamentu wynika jasno, że kobiety w gminach chrześcijańskich odgrywały co najwyżej role pomocnicze. Kierownictwo w gminach sprawowali tzw. starsi – byli to wyłącznie mężczyźni, nigdzie w tym kontekście nie ma nawet wzmianki o kobietach.

Kiedy więc później stopniowo wprowadzano święcenia kapłańskie i instytucję kapłanów, kobiety pomijano. Wykluczenie kobiet z kapłaństwa i stanowisk kościelnych to wynik zwyczajów, mentalności, kultury panującej w społeczności chrześcijańskiej od czasów starożytnych.

O tym, jak wyglądały sprawy kobiet w gminach chrześcijańskich w czasach apostolskich (I w.), mówią sporo listy apostołów i Dzieje apostolskie. Ponieważ są to teksty włączone do Nowego Testamentu, w Kościele przyznaje się im duże znaczenie normotwórcze dotyczące problemów aktualnych także dziś. Postaram się krótko przedstawić te kwestie, które są bardzo często podejmowane przy okazji kapłaństwa kobiet.

Kobiety tylko pomagają. W „Inter insigniores” wskazuje się na podstawie Listów św. Pawła i Dziejów apostolskich, że niektóre kobiety współpracowały z apostołami w głoszeniu ewangelii, ale pełniły jedynie role pomocnicze (autorzy „Inter insigniores” bardzo to podkreślają!). Teolodzy nie widzą tu argumentu na rzecz kapłaństwa kobiet. Raczej przeciwnie.

Na tę samą aktywność kobiet zwracają uwagę także katoliccy zwolennicy równouprawnienia kobiet w Kościele. Ale dla nich jest to argument za dopuszczeniem kobiet do kapłaństwa.

Co można obiektywnie powiedzieć?

Skromna, pomocnicza działalność kobiet jest często przez zwolenników równouprawnienia kobiet przesadnie akcentowana i wyolbrzymiana. Nie dostarcza ona argumentu na rzecz kapłaństwa kobiet. Szczególnie jeżeli uwzględni się inne wypowiedzi św. Pawła, który odgrywał olbrzymią rolę w najwcześniejszym okresie chrześcijaństwa.

Kobiety mają siedzieć cicho. Nowy Testament nie pozostawia złudzeń. Jeżeli prawa kobiet w Kościele miałyby być określone na podstawie Nowego Testamentu, to kobiety nie powinny w ogóle zabierać głosu w sprawach Kościoła, a na wszelkich zgromadzeniach kościelnych powinny milczeć. O żadnym kapłaństwie kobiet i sprawowaniu stanowisk kościelnych nie może być mowy.

Św. Paweł nie widział dla kobiet innej roli niż tylko pomaganie. A w jednym z listów do wiernych rozstrzygał: „Tak jak to jest we wszystkich zgromadzeniach świętych (tak określali siebie wówczas chrześcijanie), kobiety mają na tych zgromadzeniach milczeć; nie dozwala się im bowiem mówić, lecz mają być poddane, jak to Prawo nakazuje (tj. prawo mojżeszowe). A jeśli pragną się czego nauczyć, niech zapytają w domu swoich mężów! Nie wypada bowiem kobiecie przemawiać na zgromadzeniu” (1 Kor 14,33-35).

A w innym liście czytamy: „Kobieta niechaj się uczy w cichości z całym poddaniem się. Nauczać zaś kobiecie nie pozwalam ani też przewodzić nad mężem lecz [chcę, by] trwała w cichości. Albowiem Adam został pierwszy ukształtowany, potem – Ewa. I nie Adam został zwiedziony, lecz zwiedziona kobieta popadła w przestępstwo” (1 Tm 2,11-14). Niektórzy teolodzy twierdzą, że św. Paweł nie jest autorem tego listu lub tego fragmentu, ale – podkreślmy – list w tym brzmieniu znajduje się w Piśmie Świętym, należy do kanonu tekstów uznanych za powstałe pod natchnieniem Ducha Świętego i ma określać zasady panujące w Kościele. Niezależnie od tego, kto jest autorem, list odzwierciedlał stanowisko i mentalność kręgów decydujących o sprawach Kościoła. Za autorstwem św. Pawła przemawia jednak fakt, że w innym liście wypowiada się w podobnym duchu: „To nie mężczyzna powstał z kobiety, lecz kobieta z mężczyzny” (1 Kor 11,8).

W świetle powyższych listów jest oczywiste, że kobiety nie powinny sprawować funkcji kapłańskich i żadnych stanowisk w Kościele.

„Nie ma już mężczyzny ani kobiety”. Jest w Nowym Testamencie wypowiedź św. Pawła, która bywa rozumiana jako głos na rzecz równouprawnienia kobiet: Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” [Ga 3,28]. Podobny fragment jest też w dwóch innych listach, chociaż nie ma tam wzmianki o mężczyznach i kobietach.

Wbrew pochopnym interpretacjom, św. Pawłowi nie idzie o równość praw kobiet i mężczyzn w gminach chrześcijańskich czy społeczeństwie. Idzie mu o jedność w wierze w Jezusa Chrystusa. Zwykle przytacza się tylko zacytowane wyżej zdanie, a pomija wcześniejsze. A warto je przytoczyć: Wszyscy bowiem dzięki tej wierze (w Jezusa Chrystusa) jesteście synami Bożymi – w Chrystusie Jezusie. Bo wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa. Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” (Ga 3,26-29).

Św. Paweł nie postulował równouprawnienia kobiet w gminach chrześcijańskich. Jak widzieliśmy, kazał kobietom siedzieć cicho. Udział kobiet w kierowaniu gminą chyba nie mieścił się św. Pawłowi w głowie. Z pewnością nie widział kobiet w gronie „starszych”, którzy decydowali o sprawach gminy.

Z tekstu listów wynika jednoznacznie, że św. Paweł nie postulował równości praw ani ogólnie, ani w Kościele. Np. w cytowanym liście pisał, że „nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego”, ale tu również miał na myśli jedność w Chrystusie. W listach nakazywał, by niewolnicy byli posłuszni panom. Akceptował posiadanie niewolników przez wyznawców Jezusa i nie postulował, by ci wyzwalali niewolników (a prawo rzymskie zezwalało na wyzwalanie niewolników). Św. Paweł pisał: „Wszyscy, którzy są pod jarzmem jako niewolnicy, niech własnych panów uznają za godnych wszelkiej czci (…). Ci zaś, którzy mają wierzących panów, niechaj ich nie lekceważą z tego powodu, że są braćmi, ale niech im lepiej służą, dlatego że są oni wierzącymi i umiłowanymi jako uczestnicy dobrodziejstwa” (1 Tm 6,1-2; Tt 2,9-10).

Dlaczego w dawnych gminach chrześcijańskich nie było równości praw kobiet i mężczyzn? I czy jest to praktyka wiążąca dla Kościoła także obecnie?

Kościelni teolodzy twierdzą, że kierowano się wiernością Chrystusowi.

To interpretacja oparta wyłącznie na domniemaniu. Natomiast faktem jest, że w ówczesnych społeczeństwach i państwach kobietom powszechnie nie przysługiwały prawa równe mężczyznom. To najpewniej dlatego również w gminach chrześcijańskich wszelkie ważniejsze stanowiska powierzano wyłącznie mężczyznom. A kiedy wprowadzono święcenie kapłańskie, to – zgodnie z tym dyskryminującym kobiety nastawieniem – kobiety wykluczono.

Pierwsi wyznawcy Jezusa wywodzili się ze środowisk żydowskich, a w judaizmie podrzędna rola kobiet zaznaczała się bardzo ostro. Kobiety nie pełniły liczących się funkcji i stanowisk, nie nauczały zasad religii, nie było – inaczej niż wśród Greków – kobiet-kapłanek. Przed sądem żydowskim świadectwo kobiety nie miało znaczenia. W Sanhedrynie (najwyższy żydowski organ religijny o dużych kompetencjach) byli sami mężczyźni.

Władze kościelne odrzucają argument, że dyskryminacja kobiet w chrześcijaństwie spowodowana była zwyczajami, mentalnością, kulturą tamtych czasów. W „Inter insigniores” twierdzi się zdecydowanie, że apostołowie i Kościół pozostawali wierni postawie Chrystusa. W ten sposób odpowiedzialność za odmawianie kobietom równych praw zrzuca się na Jezusa Chrystusa, Boga.

Powołując się na przykład Jezusa, władze kościelne osiągają kilka celów: tłumaczą wiernym przyczyny dyskryminacji, pozbywają się własnej odpowiedzialności, uzasadniają, że nie mogą tego stanu rzeczy zmienić, a także utrwalają i dogmatyzują dyskryminację.

Czy można zmieniać kościelne zasady? Można, zmieniano nawet bardzo ważne – i to od czasów najdawniejszych po dziś dzień. Przykłady?

Jak już wspominałem, około 49 r. św. Paweł i św. Piotr doprowadzili na tzw. soborze jerozolimskim do porzucenia obrzezania (obcinania napletka) przez chrześcijan, praktykowanego początkowo przy nawróceniu. Sprawie tej Nowy Testament poświęca sporo uwagi. Jezus nigdzie nie wypowiadał się przeciw obrzezaniu, nie zniósł tego archaicznego zwyczaju. Natomiast apostołowie uznali, że obowiązek obrzezania hamuje ekspansję chrześcijaństwa poza środowiskami żydowskimi. Kierowali się więc przyczynami społeczno-kulturowymi, wręcz koniunkturalizmem.

Skoro znieśli obrzezanie, które według Pisma Świętego jest świadectwem przymierza zawartego z Bogiem, to mogli też umożliwić kobietom sprawowanie wszelkich stanowisk w gminach. Nie zrobili tego, bo podrzędna rola kobiet apostołom w niczym nie przeszkadzała.

Władze Kościoła w ciągu wieków zmieniały wiele w zasadach praktycznych i w wierzeniach religijnych – o ile tylko chciały. Przykłady?

Wprowadzono święcenia kapłańskie i funkcję kapłana, celibat, instytucję zakonów. Połączono wyobrażenia i mity biblijne z filozofią grecką w niezborny system teologiczny. Zmieniano wyobrażenie Boga (z okrutnie karzącego ludzi na miłującego ludzi), złagodzono wyobrażenie piekła/potępienia, rozwinięto kult Matki Bożej Marii i kult obrazów religijnych oraz świętych. Z oporami uznano w połowie XX w. potępiane przez dwa wieki prawa człowieka. W 2018 r. uznano karę śmierci za niedopuszczalną bez względu na okoliczności (odpowiednio do tego zmieniono punkt 2267 katechizmu).

3. Sakrament

Władze Kościoła przypuszczalnie zdają sobie sprawę ze słabości swojej argumentacji. Żeby kruche uzasadnienie wzmocnić, wykluczenie kobiet z kapłaństwa powiązano z istotą sakramentu kapłaństwa. W ten sposób wykluczenie weszło do kanonu wiary katolickiej.

Według władz kościelnych kapłaństwo to sakrament, świętość ustanowiona przez samego Chrystusa. Ale to nie wszystko.

Ustalono, że sakrament święceń kapłańskich mogą przyjmować tylko mężczyźni, oraz że wykluczenie kobiet należy do istotnych, niezbywalnych treści tego sakramentu, których władze Kościoła nie mogą zmieniać (jak twierdzą, mogą zmieniać tylko mniej ważne elementy sakramentu, a wykluczenie kobiet z kapłaństwa należy – ich zdaniem – do istoty tego sakramentu).

Kodeks Prawa Kanonicznego, czyli prawo kościelne, stanowi jasno: „Święcenia ważnie przyjmuje tylko mężczyzna ochrzczony” (1024). A deklaracja „Inter insigniores” potwierdza stanowisko Piusa XII: „Kościołowi nie przysługuje żadna władza co do istoty sakramentów, to znaczy w odniesieniu do tego, co zostało przekazane nam w Objawieniu jako ustanowione i nakazane przez samego Chrystusa w sprawie znaku sakramentalnego”.

W „Inter insigniores” urasta to wręcz do roli głównego argumentu przeciw kapłaństwu kobiet.

Trzeba powiedzieć, że są to wszystko dowolne, całkowicie subiektywne ustalenia władz Kościoła. Własne ustalenia władze kościelne przedstawiają jako pochodzące od Chrystusa. W Nowym Testamencie nie ma nawet wzmianki pozwalającej twierdzić, że wykluczenie kobiet z sakramentu kapłaństwa należy do istotnych treści tego sakramentu.

Jak już pisałem, w Nowym Testamencie i wczesnym chrześcijaństwie w ogóle nie było ustalonego pojęcia sakramentu. Nie było też kapłanów. Także większość kościołów protestanckich nie uznaje kapłaństwa za sakrament. Uznaje tylko dwa sakramenty: chrzest i eucharystię. Według teologów protestanckich, tylko te dwa sakramenty zostały ustanowione przez samego Jezusa.

W Kościele katolickim sakrament kapłaństwa wprowadzono, by stworzyć zamkniętą kastę kapłanów, sprawujących nad wiernymi dyktatorską władzę. Wierni mieli słuchać bez prawa głosu. Do dziś z wielkimi oporami „przebija się” idea aktywnego uczestnictwa osób świeckich w sprawach Kościoła.

Ale nawet uznając pojęcie sakramentu kapłaństwa, z katolickiego punktu widzenia nie ma żadnych wystarczających argumentów, by twierdzić, że wykluczenie kobiet z kapłaństwa należy do istotnych treści sakramentu kapłaństwa.

Z katolickiego punktu widzenia istotą kapłaństwa jest pośredniczenie w kontakcie z Bogiem, spełnianie czynności sakramentalnych i wzgląd organizacyjny, tj. urzędowe upoważnienie do pełnienia określonych funkcji religijnych. Natomiast wykluczenie kobiet nie należy do istoty sakramentu kapłaństwa, lecz jest historycznie przyjętą praktyką, która może być zmieniona. Kościelni dostojnicy grubo przesadzili dopatrując się w wykluczeniu kobiet istotnej i niezmiennej zasady sakramentu kapłaństwa.

Z wyświęcaniem kobiet jest podobnie jak z celibatem księży. Celibat został wprowadzony decyzją władz kościelnych i decyzją władz kościelnych może być zniesiony. Przyznają to władze Kościoła. Podobnie zakaz sakramentalnego wyświęcania kobiet został wprowadzony decyzją władz kościelnych – i decyzją władz kościelnych może być zniesiony.

Zauważmy, że celibatu nie uznano jednak za istotną i niezmienną treść sakramentu kapłaństwa. Natomiast wykluczenie kobiet z kapłaństwa za treść istotną i niezmienną uznano. W obu przypadkach mamy do czynienia z dowolną decyzją władz kościelnych.

4. Wyjątkowość Kościoła

W „Inter insigniores” argumentuje się, że Kościół jest wyjątkową społecznością, w której nie obowiązuje świecka zasada równości płci. Dlaczego? Argumentacja jest dość zawiła, ale sprowadzić ją można do stwierdzenia, że Kościół jest organizacją, w której obowiązują zasady ustanowione przez Boga. Kapłani/księża zyskują władzę dzięki sakramentowi kapłaństwa, a mocą decyzji bożej kobiety tego sakramentu nie mogą przyjmować. Innymi słowy, twierdzi się, że Jezus Chrystus, Bóg, ustanowił w Kościele zasady inne niż równość praw przysługująca w państwie.

Rzecz jednak w tym, że argumentacja wykluczająca kobiety z kapłaństwa sakramentalnego ma charakter dowolnej, tendencyjnej interpretacji. Także w Kościele katolickim można by realizować zasadę równych praw, przysługującą współcześnie każdemu w państwie i społeczeństwie.

To nie wyjątkowość Kościoła stoi na przeszkodzie równouprawnieniu kobiet w Kościele. Przeszkodą są władze Kościoła wspierane przez zwolenników panowania mężczyzn w Kościele.

5. Chrystus jest mężczyzną

W „Inter insigniores” rozwijana jest obszernie koncepcja teologiczna, którą można najkrócej streścić następująco: Kapłan nie tylko reprezentuje Chrystusa, ale przez kapłana działa sam Chrystus. A ponieważ Chrystus jest mężczyzną, także kapłan powinien być mężczyzną. Po dłuższych rozważaniach teolodzy konkludują: „Nigdy więc nie należy pomijać milczeniem faktu, że Chrystus jest mężczyzną. (…) trzeba przyjąć, że w tych czynnościach, które wymagają Święceń i w których jest reprezentowany sam Chrystus (…) powinien działać mężczyzna”.

Trzeba powiedzieć, że to zaskakująca argumentacja, którą można potraktować w najlepszym przypadku z humorem jako teologiczne dziwactwo. Trudno bowiem za sensowne uznać, że biologiczna płeć Chrystusa, która jest cechą anatomiczną, ma znaczenie dla sprawowania eucharystii i innych czynności sakramentalnych. Argumentacja ta jest owocem tendencyjnego myślenia teologów, szukania wszelkich możliwych i niemożliwych uzasadnień dla wcześniej przyjętego stanowiska.

6. Natchnienie Ducha Świętego

Podkreśla się też, że Urząd Nauczycielski Kościoła podejmuje rozstrzygnięcia kierując się natchnieniem Ducha Świętego: „Kościół wypowiada swoje zdanie na mocy obietnicy Pana i obecności Ducha Świętego”.

Trzeba jednak powiedzieć, że to bardzo zawodna, subiektywna podstawa rozstrzygnięć. W żaden sposób nie da się ustalić, czy i co Duch Święty sugeruje. Każdy może słyszeć po swojemu. Nie brak katolickich teologów – świeckich i księży – którzy twierdzą, że odmawianie kobietom święceń kapłańskich nie ma uzasadnienia teologicznego.

Może lepiej w ogóle na nadprzyrodzone czynniki się nie powoływać, nie zasłaniać się Jezusem i Duchem Świętym?

7. Teologiczna metoda

Warto na koniec zwrócić uwagę na metodę stosowaną powszechnie przez kościelnych teologów i władze Kościoła. Otóż najpierw przyjmują określone stanowisko, a następnie tendencyjnie szukają uzasadnienia w Piśmie Świętym, Objawieniu bożym, Duchu Świętym i tradycji. I zawsze znajdą to, co chcą znaleźć, a pominą to, co im nie odpowiada. Sprawa zakazu obejmowania przez kobiety stanowisk kościelnych i kapłaństwa dostarcza doskonałych przykładów tej metody.

8. Słowo na zakończenie

„Chciałbym, żebyście wiedzieli, że głową każdego mężczyzny jest Chrystus, mężczyzna zaś jest głową kobiety, a głową Chrystusa – Bóg. (…) Mężczyzna zaś nie powinien nakrywać głowy, bo jest obrazem i chwałą Boga, a kobieta jest chwałą mężczyzny. To nie mężczyzna powstał z kobiety, lecz kobieta z mężczyzny. Podobnie też mężczyzna nie został stworzony dla kobiety, lecz kobieta dla mężczyzny” (1 Kor 11,3-8). Tak św. Paweł wyjaśnia wiernym, dlaczego modląc się, kobieta powinna mieć nakrytą głowę, zaś mężczyzna odsłoniętą. Nakrycie głowy było w tamtych czasach znakiem poddania i pokory. Alvert Jann

*

Już po opublikowaniu tego artykułu synod Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego (luterańskiego) w Polsce opowiedział się za wprowadzeniem ordynacji kobiet na księży z dniem 1 stycznia 2022 r. Oto komunikat z oficjalnej strony tego kościoła, ogłoszony 16 października 2021 r.:

Synod Kościoła opowiedział się za wprowadzeniem ordynacji kobiet na księży.

Obradujący w Warszawie Synod Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce, na wniosek synodalnej komisji kobiet, uchwalił zrównanie praw duchownych poprzez wprowadzenie możliwości ordynacji (wyświęcenia) kobiet na posługę księdza.

Za głosowało 45 osób, 13 było przeciw, 1 głos był wstrzymujący. Zgodnie z procedurą, uchwalenie tej zmiany wymagało uzyskania bezwzglednej większości czyli większości 2/3 głosów synodałów.

Dyskusja na temat ordynacji kobiet w Kościele Ewangelicko-Augsburskim w Polsce toczyła się z przerwami od ponad 70 lat. W 1963 roku umożliwiono absolwentkom teologii wprowadzenie w urząd nauczania kościelnego, dzięki czemu katechetki nauczały, odprawiały nabożeństwa i zajmowały się pracą duszpasterską w parafiach.

W 2008 roku Synodalna Komisja Teologii i Konfesji stwierdziła, że nie istnieją przeszkody natury teologicznej w ordynowaniu kobiet na posługę księdza.

Od 1999 r., dzięki zmianom w Pragmatyce Służbowej, kobiety w Kościele mogły być duchownymi w posłudze diakona. Mogły podejmować pracę charytatywną, ewangelizacyjno-misyjną oraz pomocniczą służbę Słowa Bożego (m.in. prowadzenie nabożeństw, ślubów i pogrzebów, sprawowanie sakramentów, od 2016 r. także Sakramentu Komunii Świętej), nie miały jednak możliwości samodzielnego prowadzenia parafii.

Uchwała wejdzie w życie z dniem 1 stycznia 2022 r.

( Źródło; – https://bik.luteranie.pl/pl/nowosci/ordynacja_kobiet,3411.html)

……………………………………………………………….

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ :

Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się.

Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się kilkadziesiąt artykułów.

O gender i LGBT piszę w artykułach:

Co to jest płeć kulturowa (gender)?” –https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/co-to-jest-plec-kulturowa/

Władze Kościoła kontra wierni: Małżeństwa homoseksualne” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/wladze-kosciola-kontra-wierni-malzenstwa-homoseksualne/

Polecam ponadto:

Teoria Boga krótko wyłożona” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teoria-boga-krotko-wylozona/

………………………………………………….

Linki do cytowanych tekstów:

1 „Co to jest płeć kulturowa (gender)?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/co-to-jest-plec-kulturowa/

2 „Deklaracja o dopuszczeniu kobiet do kapłaństwa urzędowego: Inter insigniores”- https://opoka.org.pl/biblioteka/W/WR/kongregacje/kdwiary/zbior/t_1_30.html

Pismo Święte cytuję za Biblią Tysiąclecia (Wydawnictwo Pallottinum) – http://biblia.deon.pl/ .

Katechizm Kościoła Katolickiego cytuję za: – http://www.katechizm.opoka.org.pl/

………………………………………………………………

Co to jest płeć kulturowa (gender)?

Pojęcie płci kulturowej (ang. gender) jest ostro atakowane przez Kościół katolicki i konserwatywnych polityków. Spróbuję tu zwięźle pokazać, że jest ono jak najbardziej uzasadnione, dotyczy twardych faktów. Powiem też, dlaczego koncepcja płci kulturowej jest zwalczana.

Zaznaczmy na początku, że nazwa płeć kulturowa, to tłumaczenie angielskiego słowa gender.

1. Płeć biologiczna

We współczesnej wiedzy o płciowości człowieka rozróżnia się płeć biologiczną i płeć kulturową. O jednej i drugiej można powiedzieć, że jest faktem. Rozróżnienie to stanowi dziś podstawę wiedzy o człowieku jako istocie biologicznej i społecznej.

Pojęcie płci biologicznej odnosi się do różnic anatomicznych i funkcjonalnych, odróżniających kobiety i mężczyzn. Różnice te są uwarunkowane biologicznie, są niezależne od ludzkie woli i kultury. Biologiczne uwarunkowania sprawiają, że np. tylko kobieta może urodzić dziecko.

2. Komplikacje

Większość ludzi posiada wyraźnie określoną płeć biologiczną: są kobietami lub mężczyznami. Nie brak jednak osób, których płeć biologiczna pozostaje niejasna lub trudno ją określić w sposób jednoznaczny. Niejasność ta nie jest zawiniona przez kogokolwiek. Po prostu w przyrodzie tak jest, że ludzkie genomy nie replikują się (nie kopiują się) dokładnie. Zdarza się też, że w okresie płodowym proces kształtowania się płci ulega zakłóceniom z powodów genetycznych lub hormonalnych. Podam jeden stosunkowo prosty przykład.

Płeć dziecka określają chromosomy płciowe: XX oznacza dziewczynkę, XY chłopca. Bezpośrednio za powstanie anatomicznych cech męskich odpowiada gen oznaczony symbolem SRY. Czasami gen ten jest uszkodzony, co powoduje, że embrion męski XY nie wykształci męskich cech anatomicznych. W rezultacie chłopiec o chromosomie XY po urodzeniu zostanie uznany za dziewczynkę. Możliwe są też inne sytuacje. Męski gen SRY może pojawić się w chromosomie dziewczynki XX i wykształci cechy anatomiczne męskie. Wtedy dziewczynka o chromosomie XX zostanie uznana za chłopca.

To tylko jeden przykład powikłań, ale jest ich więcej. Powodują one, że płeć bywa trudna do określenia.

Czy wobec tego z osób tych należy się wyśmiewać, potępiać, a może „na siłę” przypisać do jednej z kategorii?

Problem komplikuje jeszcze kwestia tożsamości płciowej, przekonania, że jest się dziewczynką/kobietą lub chłopcem/mężczyzną. Czasami pojawiają się niejasności również pod tym względem, albo też występuje rozbieżność między własnym przekonaniem co do płci, a płcią przypisywaną przez otoczenie (np. ktoś traktowany jako mężczyzna czuje się kobietą, lub odwrotnie). No i co? Uznać to za dziwactwo, śmiać się, ignorować? Do problemu tego jeszcze wrócę.

3. Płeć kulturowa (gender)

Łatwo zauważyć, że różnice między mężczyznami a kobietami polegają nie tylko na cechach anatomicznych i fizjologicznych. W grę wchodzą odmienne zwyczajowe sposoby ubierania się i zachowywania się, a w wielu społeczeństwach także odmienne prawa, z reguły dyskryminujące kobiety (np. w wielu krajach Europy jeszcze w XIX w. kobiety miały zakaz studiowania na uniwersytetach). Podkreślmy, że nie idzie tu o różnice uwarunkowane biologicznie, ale kulturowo (zwyczajowo i prawnie). Są one odmienne w różnych społeczeństwach i środowiskach oraz podlegają przemianom.

Różnice między kobietami a mężczyznami, uwarunkowane kulturowo (zwyczajowo lub prawnie), nazwano płcią kulturową. Różnice te są faktem. Są one najbardziej widoczne w sposobie ubierania (np. noszenie sukienek jest w naszej kulturze cechą kobiecości, płci żeńskiej). Ale różnice znajdują wyraz także w odmiennym – często nierównym – traktowaniu mężczyzn i kobiet. Także w odmiennych i nierównych prawach.

Zaznaczmy wyraźnie, że idzie tu o odmienne/nierówne traktowanie, które nie wynika z uwarunkowań biologicznych. Tylko kobieta może piersią karmić dziecko, wynika to z uwarunkowań biologicznych. Ale skoro kobietom odmawiano prawa do studiowania, głosowania i samodzielnego dysponowania swoim majątkiem, to mieliśmy do czynienia z dyskryminacjami uwarunkowanymi zwyczajowo i prawnie.

Mówiąc najprościej, biologiczną płeć żeńską tworzą właściwe kobietom cechy anatomiczne i fizjologiczne. Zaś kulturową płeć żeńską tworzą cechy przypisane kobietom zwyczajowo czy prawnie. Są one różne w różnych społeczeństwach i środowiskach społecznych. W drastycznej postaci było to odmawianie kobietom prawa do studiowania, udziału w wyborach, dysponowania własnym majątkiem. Żona była też z mocy zwyczajów i prawa podległa mężowi (np. jeszcze w połowie XX w. w niektórych krajach europejskich podjęcie pracy zawodowej przez kobietę wymagało formalnej zgody męża). Z całą pewnością nie było równości płci.

W nowoczesnych społeczeństwach przepisy dyskryminujące kobiety były stopniowo znoszone. Dyskryminacja przestała być tak oczywista jak była w przeszłości.

Niejasności. Wprowadzając rozróżnienie płci biologicznej i kulturowej trzeba zwrócić uwagę, że jak zwykle w przyrodzie i społeczeństwie, są też sytuacje niejasne, nieoczywiste. Np. faktem jest, że kobiety raczej nie są przyjmowane do pracy jako traktorzystki lub w górnictwie do pracy na dole. Czy jest to uwarunkowane kulturowo czy biologicznie? Nie ma prostej odpowiedzi. Przecież kobiety są w stanie wykonywać pracę traktorzystki czy górnika, ale jednak ze względu na uwarunkowania biologiczne uznajemy, że nie powinny. W tym znaczeniu nie jest to dyskryminacja, ale ochrona, uwzględnienie istotnych realiów.

Podkreślmy coś jeszcze. Niejasności tego rodzaju nie oznaczają, że pojęcie czy problemy są bez sensu. To, że między nocą a dniem mamy strefę pośrednią, nie znaczy, że pojęcia nocy i dnia są bez sensu. To, że między bielą a czernią istnieje strefa szarości i brak ostrej granicy, nie oznacza że pojęcia biel i czerń są bez sensu i należy je odrzucić. No właśnie! Także niejasność, czy mamy do czynienia z płcią biologiczną czy kulturową, nie powodują, że pojęcia te są do niczego. Faktem jest zarówno płeć biologiczna, jak i kulturowa, a także sytuacje niejasne. W metodologii nauki problem ten nazywa się nieostrością pojęć i nazw.

Dodajmy, że nazwa „płeć kulturowa” jest tłumaczeniem angielskiego słowa gender. Gender to dosłownie rodzaj, i w Polsce przed kilku dziesięcioleciami dyskutowano, jak owo „gender” przetłumaczyć. Byli zwolennicy tłumaczenia gender jako rodzaju, ale ostatecznie górę wzięła nazwa płeć kulturowa lub płeć społeczno-kulturowa.

Zamiast nazwy płeć kulturowa, można by mówić opisowo o różnicach kulturowych między kobietami a mężczyznami.

4.Tożsamość płciowa

Następną kwestią jest poczucie tożsamości płciowej, tj. przekonanie, że jest się chłopcem lub dziewczynką, mężczyzną lub kobietą. Większość ludzi nie ma z tym problemów, ale pojawiają się też kompilacje. Są one efektem uwarunkowań genetycznych i hormonalnych, a nie czyjegoś widzimisię czy wyboru. Są to sytuacje, kiedy odczuwana tożsamość płciowa pozostaje w niezgodzie z tym, jak traktowana jest dana osoba przez otoczenie. Ktoś, czujący się dziewczynką, jest traktowany jak chłopiec – lub odwrotnie. Szczęśliwi są ci, którzy takich problemów nie doświadczają. Ale są to problemy realne i osoby ich doświadczające często cierpią z tego powodu.

5. Co robić?

Złożone problemy, związane z płciowością człowieka, dotyczą nie tylko kwestii płci biologicznej i kulturowej oraz zasady równości kobiet i mężczyzn, ale także osób LGBT czy LGBTQI (skrót oznacza lesbijki, gejów, osoby biseksualne, transpłciowe, nienormatywne oraz interseksualne). Medycyna, prawo i humanitaryzm starają się wypracować możliwie najlepsze wyjście z tych trudnych problemów. Są to zagadnienia angażujące wiele dziedzin badań naukowych.

Współcześnie w wielu krajach i na arenie międzynarodowej dąży się zdecydowanie do realizacji zasady równych praw i równego traktowania kobiet i mężczyzn. Tam, gdzie jest to uzasadnione, dąży się do zmiany tradycyjnych postaw, zwyczajów i prawa w tej dziedzinie. W ciągu ostatniego półwiecza nie brak pod tym względem sukcesów.

W wielu krajach korzystnie zmieniła się i zmienia sytuacja osób LGBT, chociaż poza krajami zachodnimi opór konserwatystów jest bardzo silny i nie brak przykładów regresu.

Elementarnym wymogiem współczesnej etyki, zyskującym stopniowo na znaczeniu, jest zasada: nie szkodzić tylko pomagać. Dlatego w wielu krajach dążenia osób LGBT są w znacznej mierze respektowane. Zmierza się do zapewnienia osobom LGBT psychicznego dobrostanu, zadowolenia z życia, uwolnienia od stresu. Oby tak dalej.

Nierzadko jednak głośne wystąpienia wysokiej rangi konserwatywnych polityków i duchownych pobudzają negatywne nastawienie wobec osób LGBT. Abp Jędraszewski, w kazaniach straszący Polaków „tęczową zarazą”, stanął wręcz na czele nagonki na osoby homoseksualne.

Wbrew kibolskim wystąpieniom biskupów i księży, coraz więcej krajów wprowadza legalną możliwość zawierania związków i małżeństw homoseksualnych. Jak wskazują dziesiątki sondaży, małżeństwa homoseksualne są w krajach zachodnich akceptowane na ogół przez wyraźną większość współobywateli. W krajach tych, a stopniowo także w innych (w tym w Polsce!!), faktem stają się nowe standardy etyczne. Wśród nich ważnym nakazem jest uznanie praw osób LGBT, w tym także możliwości zmiany płci oraz zawarcia związku partnerskiego lub małżeńskiego z osobą tej samej płci.

Co oznacza ta zmiana standardów etycznych? Otóż oznacza rzecz bardzo ważną: Dobro odnosi zwycięstwo nad złem.

Wielu biskupom, księżom i świeckim konserwatystom współczesna etyka i moralność jest jednak obca. Mentalnie tkwią w innej epoce.

6. Powody zwalczania pojęcia płci kulturowej (gender)

Pojęcie płci kulturowej stanowi dziś teoretyczną podstawę dążeń mających na celu realizację zasad równości płci oraz praw kobiet i osób LGBT. Uzmysławia ono i wskazuje, że wiele różnic między kobietami a mężczyznami jest uwarunkowanych kulturowo, a nie biologicznie. Są one efektem socjalizacji, tj. szeroko rozumianego wychowania, zwyczajów, prawa, a nie „genów”. Mogą być i są świadomie zmieniane.

Jest to nie w smak konserwatywnym kościołom i ugrupowaniom politycznym, które dążą do powstrzymania wprowadzanych zmian. A jeżeli na zmiany się godzą, to jedynie pod wielkim naciskiem. Akcentują oni, że odmienne traktowanie kobiet i mężczyzn oraz osób LGBT wynika z uwarunkowań biologicznych. Tendencyjnie ignorują uwarunkowania kulturowe. Pojęcie płci kulturowej, akcentujące, że wiele zależy od czynników kulturowych, a nie biologicznych, bardzo im nie odpowiada. I to z tego powodu pojęcie płci kulturowej zwalczają.

Dla konserwatywnych kościołów i ugrupowań pojęcie płci kulturowej jest przedmiotem propagandowych oszczerstw, a nie merytorycznej krytyki.

Jeden tylko przykład. Twierdzą oni, że pojęcie płci kulturowej ma charakter ideologiczny i jest pozbawione naukowych podstaw. Są to zarzuty nietrafne.

Po pierwsze, zarzut „ideologizacji” ma charakter propagandowy, a nie merytoryczny. Słowo „ideologia” jest w powszechnym odbiorze nacechowane negatywnie i przypisywanie pojęciu płci kulturowej charakteru „ideologicznego” jest propagandowym oskarżeniem, a nie merytoryczną krytyką.

Po drugie, nietrudno zauważyć, że pojęcie płci kulturowej jest uzasadnione merytorycznie, naukowo, empirycznie. Liczne różnice między płciami oraz nierówności i dyskryminacje dotyczące kobiet i osób LGBT nie są rezultatem uwarunkowań biologicznych, lecz kulturowych. Stwierdzają to zarówno badania naukowe, jak i zwykłe obserwacje. Konserwatywni propagandyści powtarzają jednak swoje. Chcą wbić ludziom do głowy fałszywe przekonanie.

Coś jeszcze dodam. Mówienie, że pojęcie płci kulturowej jest nienaukowe, jest tak samo niemądre, jak byłoby głoszenie, że nienaukowe jest pojęcie kultury (żeby nie było wątpliwości, pojęcie kultury, rozumiane szerzej niż w języku potocznym, należy do podstawowych pojęć nauk o człowieku, zarówno społecznych, jak i przyrodniczych).

Naukowe badania dotyczące płci kulturowej zaczęto prowadzić szeroko od lat 1970. Wtedy na zachodnich uniwersytetach zaczęły powstawać ośrodki badawcze i dydaktyczne, działające zwykle pod nazwą gender studies. Badania te są prowadzone w szerszym kontekście badań nad seksualnością człowieka.

Gender studies, badania nad płcią kulturową, były i są z reguły ukierunkowane na cel, jakim jest likwidacja historycznie ukształtowanej dyskryminacji kobiet oraz zapewnienie równych praw i równego traktowania kobiet i mężczyzn, a także osób LGBT. Nie ma w tym nic złego ani nienaukowego. Badania naukowe zwykle są prowadzone w jakimś celu. Np. badania epidemiologiczne i dotyczące COVID-19 mają na celu zwalczanie epidemii, a w przypadku COVID-19 także wyprodukowanie szczepionki. Badania powinny być oczywiście prowadzone zgodnie z zasadami metodologii nauki, muszą spełniać kryteria naukowej rzetelności. Ale nie oznacza to, że nie mogą być ukierunkowane na realizację określonego celu.

Cel, jakim są równe prawa kobiet i mężczyzn oraz osób LGBT, wynika z zasad etycznych, torujących sobie powoli drogę od czasów Oświecenia (XVIII w.). Wynika też z Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, przyjętej przez Zgromadzenie Ogólne ONZ w 1948 r. Deklaracja ustanowiła zasadę równych praw bez względu na płeć, a także – dodajmy – bez względu na rasę, kolor skóry, język, religię, przekonania, narodowość, pochodzenie społeczne, urodzenie, majątek i inne różnice.

Współcześnie nie można rozważać zagadnień równości płci bez uwzględnienia pojęcia płci kulturowej. Dlatego pojęcie to zajmuje ważne miejsce także w dokumentach i konwencjach międzynarodowych.

7. Podsumujmy

Pojęcie płci kulturowej stanowi dziś podstawę wiedzy o płciowości człowieka. Jest uzasadnione naukowo. Jest też teoretyczną podstawą dążeń do realizacji zasady równości płci. Pokazuje ono, że liczne prawa i zwyczaje dotyczące płci nie są uwarunkowane biologicznie lecz kulturowo. Nie są niezmienne, ale wprost przeciwnie – podlegają zmianom, a w wielu przypadkach powinny być zmieniane. Nie podoba się to władzom konserwatywnych kościołów, w tym Kościoła katolickiego, oraz konserwatywnym partiom i ugrupowaniom. To dlatego pojęcie płci kulturowej zwalczają. – Alvert Jann

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ :

Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się.

– Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się kilkadziesiąt artykułów. Z nowszych polecam:

Mit narodu wybranego i przymierza z Bogiem” https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/mit-narodu-wybranego-i-przymierza-z-bogiem/

Mit mesjasza” https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/mit-mesjasza/

Teoria Boga krótko wyłożona” https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teoria-boga-krotko-wylozona/

Autorem załączonego obrazka jest Werner Heiber, Pixabay.

………………………………………………………..

Odrodzenie religijne w Czechach!?

W wielu miastach Czech odbyły się niedawno uroczystości wskazujące, że w tym ateistycznym kraju następuje odrodzenie religijne. Dokonuje się ono w znacznej mierze pod wpływem wydarzeń w Polsce. Oto bezpośrednia relacja Alverta Janna:

Jesteśmy w Czeskich Budziejowicach. To miasto, które wydało na świat dobrego wojaka Szwejka, bohatera jednej z najgłośniejszych powieści literatury pięknej. Tu w Czeskich Budziejowicach bywał on w piwiarni i tu znajduje się muzeum poświęcone jego pamięci. Tu właśnie odbywają się centralne uroczystości pod nazwą „Odrodzenie religijne w Czachach”. Będę je dla państwa relacjonował. Na początek powiem, że Czesi to jeden z najbardziej ateistycznych narodów świata. W sondażach grubo ponad 60% odpowiada, że nie wierzy w Boga. Przyczyniła się do tego niewątpliwie wielowiekowa polityka austriackich Habsburgów. Wykorzystywali oni Kościół katolicki w celu narzucenia Czechom swojej władzy. Ale dość historii.

Zabytkowy rynek w Czeskich Budziejowicach jest dziś pełen symboli religijnych. Mnóstwo transparentów i billboardów.

Dominuje olbrzymi transparent rozwieszony na latarniach: CHCEMY KOŚCIOŁA. Nieco mniejszy głosi: NIE DAMY SIĘ.

Zwracają uwagę transparenty i billboardy głoszące: TRWAM oraz TRZYMAM. A ponadto: ALLELUJA I DO PRZODU!

Rzuca się w oczy migocący napis:

DOŚĆ SEKULARYZACJI I HOMOSEKSUALIZACJI

NIE WSZYSCY JESTEŚMY HOMOSEKSUALISTAMI

ABP JĘDRASZEWSKI SANTO SUBITO! ŚWIĘTY NATYCHMIAST!

NIE CZERWONA, ALE TĘCZOWA…

I wiele innych podobnej treści.

Ale oto pod wieczór na rynku pojawia się kościsty mężczyzna z wiązką chrustu na plecach. Pokrzykuje coś doniosłym głosem, wśród wielu słów można wychwycić najważniejsze: „Ja trwam!”. Ludzie przyłączali się do tego okrzyku i stawał się on ogólnym zawołaniem mieszkańców zasłużonego grodu.

Mężczyzna szedł powoli, szukając wzrokiem najdogodniejszego miejsca do złożenia chrustu. W końcu zatrzymał się na środku rynku i zrzucił badyle z pleców.

Sami będziemy się palić na stosie, za nasze grzechy, za słabo wierzyliśmy, to my jesteśmy winni upadkowi Kościoła, trzeba się odrodzić – powiedział.

– Sami jesteśmy winni – powtarzał gromadzący się wokół tłumek gotowych na samospalenie. Inni gotowi byli z aprobatą przyglądać się skwierczącym w ogniu ciałom.

Za mało chrustu – stwierdził kościsty, widząc, że nawet on by się porządnie nie spalił przy tej ilości paliwa.

Zebrani zaczęli znosić różne łatwopalne przedmioty, stare gazety, meble, ktoś taszczył rozpadającą się kanapę. Stos rósł w oczach.

Wystarczy – powiedział kościsty i zaczął czegoś szukać po kieszeniach.

Zapomniałem zapałek – stwierdził.

Ktoś z zebranych pospieszył mu z pomocą, pojawiło się nawet kilka pudełek. Jakiś dziad zaczął przepychać się przez zebrany tłumek.

Ja pierwszy, ja palę się pierwszy – wykrzykiwał. – Sam sobie zapalę stos, dużo grzeszyłem, teraz trza odkupić winy – oświadczał głosem nieznoszącym sprzeciwu i wymachiwał zapalniczką.

Kościsty zaperzył się:

Skądże znowu – powiedział równie zdecydowanie – ja grzeszyłem więcej. Należy mi się pierwszeństwo. Byłem w rządzie, brałem łapówki na okrągło, wsadzili mnie i teraz jestem tylko na przepustce. Nie chcę wracać do lochu na Hradczanach, gdzie trzymają mnie karmiąc odpadkami.

Dziad był zaskoczony, doceniał zasługi kościstego:

Ja jestem tylko przestępcą pospolitym – powiedział – małym złodziejaszkiem i łajdakiem, żadnym tam politycznym, jak pan minister. Ale też mi się coś należy od życia, pan minister ustąpi – zakończył błagalnie.

Kościsty zastanawiał się. Dzięki długoletniej praktyce w zawieraniu trudnych kompromisów z przeciwnikami i zasadami moralnymi, szybko znalazł polityczne rozwiązanie.

Zrobimy dwa stosy – oświadczył. – Znosić paliwo! – rozkazał zebranym.

Tłumowi nie trzeba było powtarzać dwa razy, każdy coś przyniósł i rzucił na kupę. Wszyscy krzątali się żwawo przy układaniu stosów. Ktoś zaczął się domagać, że on też chce spalić się w pierwszej kolejności.

Ustawta sie w kolejce – powiedział kościsty. Powstał niemały mętlik, było dużo chętnych i każdy chciał być na początku.

Kościsty spojrzał po ludziach i powiedział:

– Przydałby się w kolejności ktoś tłusty do tego grillowania. Nie tylko same chude.

Propozycję przyjęto ze zrozumieniem. Dziad był jeszcze bardziej chudy niż mistrz tej całej ceremonii, zwany kościstym.

– Nie mogą być same chude – kiwano głowami ze zrozumieniem.

W tym czasie w knajpie „Pod Szwejkiem” panował harmider. Jak zwykle piwo lało się strumieniami. Śpiewano i dyskutowano.

Szefie – krzyczał tęgi piwosz, wskazując na duży portret wiszący blisko baru – co ten nasz kardynał taki upstrzony? Much nie pilnujecie? Oczyść go pan – powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.

Kubik – krzyknął szef na chłopaka od roznoszenia piwa – weź ściereczkę i wytrzyj kardynała. Tylko uważaj, pelerynki purpurowej nie zadraśnij, i guziczków nie poobrywaj. Pilnuj, żeby mucha nie siadła.

To jest gość” – myślał Kubik, czyszcząc kolejne partie stroju hierarchy.

Harmider w piwiarni narastał. Podejmowano coraz poważniejsze tematy.

Nie ma piwa bez piwowara. Ktoś musiał to piwo zrobić, samo się nie zrobiło – przekonywał młody człowiek, zdradzając znajomość co najmniej drugiego z pięciu dowodów na istnienie Boga podanych przez św. Tomasza z Akwinu. – Bóg musi być – konkludował.

To oczywiste – zakrzyknął jego towarzysz. – Co by to było, gdyby piwowara zabrakło. Z pustej beczki i Salomon nie naleje.

Atmosfera w knajpie stawała się coraz bardziej gorąca i podniosła. Zbliżał się główny punkt programu. Przed północą szef stanął na taborecie i ogłosił:

– Watykan bankrutuje. To my musimy wybrać nowego papieża! Niech żyje nasz kardynał! Niech żyje nowy papież!

Habemus papam! Mamy papieża! – pokrzykiwali inni. – Oświetlić portret naszego dostojnika!

Po chwili w ostrym świetle reflektorów portret odkurzony przez Kubika mienił się pełnią barw, ukazując zawiłości stroju hierarchy, purpurę sutanny i peleryny przyozdobionej sznureczkiem, czerwień szerokiego pasa otaczającego obfitą talię duchownego, rząd błyszczących guziczków obciągniętych czerwonym jedwabiem. Podziwiano biret z falistego jedwabiu.

Scena ta była transmitowana na billboardach na rynku i wzbudziła olbrzymi entuzjazm.

– Habemus papam! – niosło głośnym echem po całych Budziejowicach.

W tym momencie w knajpie zaczął unosić się lekki swąd. Jakby z grilla, jakby z krematorium? – Co tu tak śmierdzi? – pytali zebrani.

Na ekranie telewizyjnym pokazano w zbliżeniu dwa rozżarzone stosy na rynku. I dwa skwierczące chude męskie ciała. I tłum ludzi wokoło, wielu stojących grzecznie w kolejce. Tym budującym akcentem kończę relację.

Wydarzenia w Czeskich Budziejowicach były transmitowane przez wszystkie główne telewizje czeskie i spotykały się z niemal powszechną aprobatą. – Alvert Jann

Czeskie Budziejowice, 1 kwietnia br.

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/

Polecam: „Afera z doktoratem na Uniwersytecie Kardynała Wyszyńskiego” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/afera-doktoratem-uniwersytecie-kardynala-wyszynskiego/

Załączone zdjęcie przedstawia rynek w Czeskich Budziejowicach.

…………………………………………………………………………………………

Lekcje religii w szkołach wyższych (Ćwiczenia z ateizmu 1)

Minęło kilka lat od czasu pierwszych publikacji z cyklu „Ćwiczenia z ateizmu”. Postanowiliśmy powtórzyć ten cykl, dla nowych chętnych do pogłębienia wiedzy merytorycznej, koniecznej gdy trzeba zmagać się z aprioryczną tautologią religijną, i sofizmatami obrońców wiary. Cykl stworzył nasz stały współpracownik Alvert Jann, któremu składamy nieustająco podziękowania za wkład do, niezbędnej naszym zdaniem, edukacji młodzieży akademickiej…

Kuna2020Kraków

 

Alvert Jann

Ekspansja Kościoła w państwowym szkolnictwie wyższym i w instytucjach naukowych umyka uwadze opinii publicznej. Pisze się o religii w szkołach podstawowych i średnich, zapominając o szkołach wyższych.

Mamy w Polsce trzy duże uniwersytety katolickie, ponadto na sześciu państwowych uniwersytetach działają wydziały teologii katolickiej. Wszystkie są kościelnymi placówkami w całości finansowanymi przez budżet państwa. Kościół okopał się w wielu instytucjach naukowych. W Narodowym Centrum Nauki (państwowej instytucji finansującej badania naukowe) teologia figuruje jako pełnoprawna dziedzina nauki. Centralna Komisja Do Spraw Stopni i Tytułów nadaje tytuły i stopnie naukowe w zakresie teologii. Są to praktyki zakorzenione w czasach średniowiecza, ale współcześnie nieuzasadnione. Za pieniądze podatników stwarza się pozór naukowego charakteru teologii. Nie każda tradycja jest dobra. Teologia nie jest nauką, a jej ekspansja służy wyłącznie partykularnym interesom Kościoła. Powiedzmy wyraźnie, nie powinno się teologii finansować z budżetu państwa.

Jak do tego doszło?

Jak powstało rozdęte państwowe szkolnictwo wyższe podporządkowane Kościołowi? Gotowość do finansowania kościelnego szkolnictwa ujawniła się tuż po transformacji. W 1991 r. finansowaniem z budżetu państwa objęto, na mocy odrębnej ustawy, Katolicki Uniwersytet Lubelski, a w 1997 r. Papieską Akademię Teologiczną w Krakowie (dziś jest to Uniwersytet Papieski). Korzystną dla Kościoła sytuację stwarzał Konkordat zawarty między Rzeczpospolitą Polską a Państwem Watykańskim, który wszedł w życie 25 kwietnia 1998 r. (rządził AWS i premier Jerzy Buzek). Na tej podstawie zawarto umowy między Rządem RP a Konferencją Episkopatu Polski dotyczące szkolnictwa wyższego. Konkordat nie określał szczegółów, nie przesądzał o finansowaniu uczelni i wydziałów kościelnych przez budżet państwa, nie przesądzał o ich całkowitym podporządkowaniu Kościołowi. W umowach z episkopatem rząd oddał te uczelnie i wydziały pod kierownictwo władz kościelnych polskich i watykańskich. Zgodził się na ich zdecydowanie wyznaniowy charakter. Jednocześnie zobowiązywał się do finansowania. W państwowym szkolnictwie wyższym powstało państwo kościelne, utrzymywane z pieniędzy publicznych.

Oprócz Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, powstał i rozrósł się Uniwersytet Kardynała Wyszyńskiego w Warszawie oraz Uniwersytet Papieski Jana Pawła II w Krakowie. Wydziały teologii katolickiej utworzono na państwowych uniwersytetach w Poznaniu, Toruniu, Katowicach, Opolu, Szczecinie, Olsztynie, a w Białymstoku powołano Katedrę Teologii Katolickiej oraz Katedrę Teologii Prawosławnej. Uczelnie te i wydziały są w całości finansowane przez budżet państwa. Ponadto państwo dofinansowuje takie kościelne instytucje mające uprawnienia szkół wyższych, np. dwa Papieskie Wydziały Teologiczne w Warszawie, jezuicką Akademię Ignatianum w Krakowie, a także inne placówki kościelne.

Za powoływanie wydziałów teologii na państwowych uniwersytetach odpowiedzialność ponoszą także senaty i władze tych uczelni. Mogły się nie zgodzić, ale wolały akceptować lobbystyczne zabiegi Kościoła. W głosowaniach mało kto decydował się na podniesienie ręki „przeciw”. Ekspansja Kościoła w państwowym szkolnictwie wyższym nie budziła sprzeciwu. Środowiska uniwersyteckie i naukowe, a także opinia publiczna i media, wykazały się co najmniej biernym przyzwoleniem. W ten sposób, obok religii w szkołach podstawowych i średnich, mamy lekcje religii w państwowych szkołach wyższych. Przyjrzyjmy się dokładniej, jak to działa.

Kościelne szkoły wyższe (nazwa oficjalna)

KUL, UKSW, Uniwersytet Papieski w Krakowie, oraz wydziały teologiczne na państwowych uczelniach, respektują przepisy ustawy o szkolnictwa wyższego w zakresie pozwalającym uznawać dyplomy tych uczelni. Pozostają natomiast pod ścisłym kierownictwem Kościoła katolickiego – są domeną Kościoła finansowaną przez państwo. Gwarantują to porozumienia między episkopatem a rządem polskim, oraz statuty tych uczelni i wydziałów, zatwierdzane aż w Watykanie, ale także przez ministerstwo w Warszawie. Ścisły nadzór ze strony Stolicy Apostolskiej (watykańskiej Kongregacji Wychowania Katolickiego) może zaskakiwać. Działalność tych uczelni i wydziałów opiera się na przepisach watykańskich i prawie kanonicznym (kościelnym), nadających państwu watykańskiemu olbrzymie prerogatywy. Zgodził się na to rząd polski. Formy kościelnego nadzoru są zadziwiające. Rektorzy, dziekani, nauczyciele akademiccy przed objęciem funkcji lub zatrudnieniem muszą być zatwierdzeni przez wielkiego kanclerza (jest nim arcybiskup metropolita lub biskup diecezjalny), a na wielu wydziałach także przez Watykan. Kanclerz i Watykan zatwierdzają statuty uczelni i wydziałów. W działalności naukowej ma być respektowana wiedza pochodzącą z Objawienia oraz doktryna Kościoła katolickiego. Zostało to jasno zapisane w dokumentach, nie jest to moje domniemanie.

Rząd polski nie musiał się zgadzać na takie podporządkowanie tych uczelni i wydziałów Kościołowi, skoro je finansuje. Ale się zgodził. Konkordat stwierdzał tylko: Status prawny szkół wyższych (…) oraz status prawny wydziałów teologii katolickiej na uniwersytetach państwowych regulują umowy między Rządem Rzeczypospolitej Polskiej a Konferencją Episkopatu Polski upoważnioną przez Stolicę Apostolską” (art. 15).

Przyjrzyjmy się kilku kluczowym sprawom. Dla jasności skupię się na KUL, ale identycznie jest na innych uczelniach i wydziałach podporządkowanych Kościołowi.

Decydującą władzę na KUL posiada wielki kanclerz, którym jest arcybiskup metropolita lubelski (obecnie ks. dr hab. Stanisław Budzik). Władza wielkiego kanclerza jest ogromna, przypomina absolutyzm papieski. Co robi?

Wielki kanclerz „udziela misji kanonicznej lub zezwolenia na uczenie, a w razie konieczności zawiesza lub odbiera je nauczycielom akademickim”. Praktycznie więc od kanclerza zależy przyjęcie i zwolnienie nauczyciela akademickiego. Jakimi kryteriami się kieruje wielki kanclerz? W statucie czytamy, że kanclerz „troszczy się, aby doktryna katolicka była uprawiana i wykładana zgodnie z nauczaniem Urzędu Nauczycielskiego Kościoła i przepisami prawa kanonicznego”. Kanclerz ma olbrzymi wpływ na całą działalność KUL, także na merytoryczną stronę nauki. Czuwa – jak czytamy – nad sprawami nauki, nauczania i wychowania, a także nad przestrzeganiem przepisów Stolicy Apostolskiej.

Warto wspomnieć o czymś jeszcze. Wielki kanclerz przyjmuje wyznanie wiary od nowego rektora. To kuriozalne potwierdzenie klerykalizmu, podporządkowania uczelni Kościołowi. Zatwierdza też uchwały senatu o wyborze rektora, a także prorektorów (wcześniej wspominałem o zezwalaniu na nauczanie i odbieraniu tego zezwolenia w stosunku do wszystkich nauczycieli akademickich). Kanclerz zatwierdza też plan rzeczowo-finansowy uniwersytetu.

Ale wielki kanclerz nie jest wierzchołkiem piramidy władzy. Nad nim czuwa Wielki Brat, Watykan. Władza Watykanu jest olbrzymia. O najważniejszych sprawach KUL decyduje Rzym. Wszystkie ważniejsze decyzje wielkiego kanclerza muszą być potwierdzone przez Watykan. Statut wprost stwierdza, że uniwersytet podlega Stolicy Apostolskiej. Watykan zatwierdza statut uniwersytetu, a także wybranego przez senat uczelni rektora. Kuriozalny wymóg to zatwierdzanie przez Rzym dziekanów (tzw. nihil obstat) oraz wyrażanie zgody na zatrudnienie profesora nadzwyczajnego i zwyczajnego na wydziałach kościelnych. Na innych wydziałach konieczna jest zgoda na wykładanie dyscyplin dotyczących wiary i moralności (formułę tę można odnieść dowolnie do bardzo wielu dyscyplin, w tym np. do biologii).

Wydziały kościelne, poddane szczególnie silnej kontroli Rzymu, to Wydział Teologii oraz Instytut Prawa Kanonicznego, a także – co najciekawsze – Wydział Filozofii (zatrudnianie profesorów filozofii decyduje się aż w Rzymie). Wydziały kościelne mają szczególny przywilej, na który zgodził się nasz rząd. Nie dość, że działają na podstawie prawa kanonicznego (kościelnego), to w przypadku kolizji tego prawa z prawem państwowym, pierwszeństwo ma – jak zapisano – prawo kanoniczne.

Watykan musi być informowany „o poważniejszych sprawach Uniwersytetu” oraz otrzymuje okresowo sprawozdania. Można powiedzieć, że Wielki Brat czuwa bez przerwy.

Podsumowując, KUL podporządkowany jest bez reszty Kościołowi i doktrynie katolickiej. Podkreślmy, że jest to zależność wprost od Watykanu. Nie ma żadnej autonomii uniwersytetu wobec Kościoła, jest jednostronna podległość. KUL jest folwarkiem Kościoła finansowanym przez państwo polskie z pieniędzy podatników.

A co z uprawianą tam nauką? Działalność naukowa jest podporządkowana formalnie i merytorycznie doktrynie katolickiej i Kościołowi. Nie tylko teologia i filozofia, ale także inne dyscypliny naukowe są zobowiązane respektować doktrynę kościelną. Warto pamiętać, że problemy światopoglądowe pojawiają się często także na gruncie nauk przyrodniczych (najwyraźniej dotyczy to biologii, szczególnie teorii ewolucji, którą Kościół co najwyżej toleruje w wersji teistycznej, tzn. podkreślając moc sprawczą Boga).

Warto wspomnieć, że na KUL pod nazwą filozofii i Wydziału Filozoficznego kryje się w znacznej mierze teologia. Wydział Filozofii zaliczony jest – jak już zaznaczałem – to kategorii wydziałów kościelnych, poddanych szczególnej kontroli, gdzie np. nie można zatrudnić profesora bez zgody Watykanu. Na wydziale tym „pod przykrywką” filozofii w znacznym zakresie uprawiana jest teologia, bronione są rozprawy doktorskie z zakresu teologii i doktryny Kościoła. Jeszcze niedawno była tam Katedra Filozofii Boga (obecnie katedra taka działa na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Papieskiego w Krakowie).

Nasuwa się pytanie, co to za nauka, co to za uniwersytet, który bez reszty jest podporządkowany Kościołowi i kościelnej doktrynie/ideologii? Zniewolenie nauki dosadnie zapisano w Statucie KUL: „Realizacja zasady wolności nauki powinna pozostawać w zgodzie z Objawieniem i nauczaniem Kościoła” (par. 14). W Statucie Uniwersytetu Papieskiego czytamy: „Celem Wydziału Nauk Społecznych jest wszechstronne i systematyczne zgłębianie społecznych zagadnień w świetle Objawienia Bożego” (pkt. 167). To są teksty jak z kabaretu. A jeśli ktoś miał złudzenia co do wolności nauki na tych uczelniach, to powinien przypomnieć sobie słowa:„porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie” (Dante „Boska komedia”).

W statucie jednego z wydziałów teologicznych na państwowym uniwersytecie mówi się wprost o „wierności doktrynie katolickiej”. Przywołanie Dantego jest nieprzypadkowe. Czytając o wielkim kanclerzu, o zatwierdzaniu wszystkiego przez Stolicę Apostolską, o nauce wiernej objawieniu i doktrynie katolickiej, nieodparcie zyskujemy przekonanie, że to ta sama komedia, ta sama zjawa z teologicznej wyobraźni, którą przedstawiał Dante w XIV w. I chce się zakrzyknąć: A kysz!

Na UKSW, Akademii Papieskiej w Krakowie oraz na wydziałach teologicznych państwowych uczelni obowiązują takie same przepisy i praktyki jak na KUL. Chociaż wydziały te są częścią państwowych uniwersytetów, to kluczowe sprawy wymagają zatwierdzenia przez wielkiego kanclerza wydziału (jest nim biskup diecezjalny) i przez Watykan.

Czy teologia jest nauką?

Mogłoby się wydawać, że teologia jest – jak wskazywałaby nazwa – nauką o bogu, tak jak biologia jest nauką o organizmach żywych, a geologia o ziemi. Różnica miałaby polegać na odmiennym przedmiocie badań. Tak jednak nie jest.

Po pierwsze, teologia podporządkowana jest interesom i poglądom głoszonym przez Kościół katolicki lub przez inne kościoły i społeczności religijne. Stawia to ją w rzędzie ideologii, tj. poglądów związanych z jakimś ugrupowaniem politycznym i kultywowanych w imię jego interesów. Do teologii przystają takie określenia, jak doktryna, ideologia, światopogląd, ale nie nauka. Jej miejsce jest obok innych kierunków światopoglądowych i doktryn, obok liberalizmu, konserwatyzmu, materializmu, marksizmu-leninizmu. Kierunki takie nie mają statusu dyscyplin naukowych czy akademickich, nie są wymieniane w Narodowym Centrum Nauki jako dziedziny nauki, nie nadaje się stopni naukowych w zakresie konserwatyzmu, marksizmu itp. Nie tak dawno status nauki i przedmiotu akademickiego próbowano nadać marksizmowi, ale powszechnie odnoszono się do tych zabiegów z przymrużeniem oka. Podobnie trzeba traktować dziś teologię.

Po drugie, teologia nie jest nauką ze względu na przedmiot i cel dociekań.

Przedmiot badań nauki współczesnej istnieje realnie. Jest to przyroda, mikro i makrokosmos, organizmy żywe, psychika, życie społeczne, kultura, język, sztuka. Także ludzkie wierzenia religijne są przedmiotem badań naukowych. Badania naukowe dostarczają wiedzy o tych dziedzinach rzeczywistości, w tym także o religii.

A co jest przedmiotem badań teologii? Tym przedmiotem są sprawy nadprzyrodzone, nadnaturalne, bóg. Kościół widzi w teologii wiedzę o objawieniu bożym. Istotą i celem teologii jest dociekanie i głoszenie prawd objawionych przez boga w Piśmie Świętym.

Czy można takie badania prowadzić w zgodzie z metodologią naukową? Nie można. Można, będąc w habicie i pozostając w zgodzie z metodologią naukową, badać język hebrajski i biblijne wierzenia. Ale są to wtedy badania z zakresu filologii, religioznawstwa, historii. Możemy zyskać wiedzę o języku i wyobrażeniach religijnych ludzi żyjących w tamtych czasach, ale nie ma podstaw, by sądzić, że będzie to wiedza o bogu i tym, co nas czeka po śmierci. Domniemanej rzeczywistości nadprzyrodzonej i boga badać nie można, bowiem jest to dziedzina niedostępna badaniom naukowym, albo wręcz – nie rozstrzygajmy w tej chwili dylematu – nie istnieje, jest tylko mitem, tworem ludzkiej wyobraźni i kultury.

Zainteresowanie sprawami nadprzyrodzonymi niedwuznacznie wskazuje, że teologia nie jest nauką, należy do dziedziny religii i ezoteryki. Miejsce teologii jest w rzędzie takich dociekań, znanych od tysiącleci, jak starożytna i średniowieczna gnoza, magia, astrologia, kabała, tarot, hinduistyczne i buddyjskie spekulacje dotyczące inkarnacji, reinkarnacji itp.

W starożytności i średniowieczu nauka nie była wyraźnie odróżniana od spekulacji religijnych i ezoteryki. Pismo Święte traktowano jako źródło wiedzy o świecie i człowieku. Nawet Newton (1643-1727) obliczał wiek świata na podstawie Biblii na kilka tysięcy lat. Nie rozgraniczano astrologii i astronomii. Od tamtych czasów dużo się zmieniło. Naukę zaczęto ostro odróżniać od wierzeń religijnych i ezoteryki, bo nic nie wskazywało, że wierzenia religijne i ezoteryczne zawierają prawdę o świecie.

Jakie więc racje przemawiają za traktowaniem teologii jako dziedziny nauki w Narodowym Centrum Nauki? Dlaczego nadaje się stopnie i tytuły naukowe w dziedzinie teologii? Stoi za tym interes Kościoła i jego ludzi. Teologia nie powinna figurować jako dyscyplina naukowa w Narodowym Centrum Nauki, nie ma też uzasadnienia nadawanie stopni i tytułów naukowych w zakresie teologii. Na uprawianie teologii miejsce jest w Kościele, ale nie w nauce.

A co z filozofią? Mówi się czasami, że teologia jest pokrewna filozofii?

Filozofia przeszła w czasach współczesnych wielką metamorfozę, dostosowała się do wymogów metodologii i kultury naukowej, nie bada spraw nadprzyrodzonych. Natomiast kościelna teologia nadal, jak w średniowieczu, docieka, co też Bóg objawił ludziom w Piśmie Świętym.

264668_IMG_4047-D

Summa summarum

Klerykalizm w szkolnictwie wyższym i nauce narasta przy milczącej zgodzie środowisk naukowych. Rzeczpospolita Polska okazuje się podatna na kościelny lobbing, władze państwowe gotowe są finansować kościelne szkolnictwo wyższe, całkowicie podporządkowane władzom kościelnym polskim i watykańskim. Teologii przyznaje się status nauki chociaż jest niczym więcej niż kościelną ideologią oraz zakorzenioną w czasach archaicznych wiedzą tajemną o sprawach nadprzyrodzonych.

Jaki wniosek? Kościelne uczelnie powinny albo uwolnić się od podporządkowania Kościołowi (wymaga to całkowicie nowych statutów, swoistej sekularyzacji), albo władze państwowe powinny zrezygnować z ich finansowania. Nie ma potrzeby utrzymywania przez państwo kościelnych uczelni i wydziałów teologii na państwowych uniwersytetach. – Alvert Jann

………………………………………………………………….

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ : Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się kilkadziesiąt artykułów, m.in.: 

Teologia nie jest nauką!” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teologia-nie-jest-nauka/

Jan Paweł II bez taryfy ulgowej” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/jan-pawel-ii-bez-taryfy-ulgowej/

Dowód na nieistnienie. Kogo? – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dowod-na-nieistnienie-kogo-2/

Bóg przed trybunałem nauki” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/bog-przed-trybunalem-nauki/

O ciekawym wydarzeniu piszę w artykule pt.

Afera z doktoratem na Uniwersytecie Kardynała Wyszyńskiego”https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/afera-doktoratem-uniwersytecie-kardynala-wyszynskiego/

…………………………………………………………………..

„Pierwsza dama” jest niepotrzebna!

PiS zgłosił projekt ustawy, poparty także przez większość posłów opozycji, przewidujący dla żony prezydenta (nazywanej kurtuazyjnie „pierwszą damą”) wynagrodzenie w wysokości 18 tys. złotych miesięcznie. Projekt został wstrzymany, ale sprawa z pewnością wróci.

Czy stanowisko „pierwszej damy”, opłacane z budżetu państwa, jest potrzebne? Otóż nie jest potrzebne. Nie jest potrzebna etatowa celebrytka, wykonującą zbędną „pracę”.

Osoba zapracowana?

Postulat opłacania żony prezydenta pojawia się nie tylko w Polsce. Mówi się, że udział w wizytach głowy państwa i przyjęciach dyplomatycznych pochłania dużo czasu. Ponadto pierwsze damy obejmują honorowy patronat nad różnymi mniej lub bardziej ważnymi imprezami kulturalnymi i innymi, odwiedzają przedszkola i szkoły, są zapraszane na liczne uroczystości, często towarzyszą prezydentowi w jego podróżach po kraju. Prowadzą też zwykle działalność charytatywną, ale polega to głównie na brylowaniu, składaniu wizyt, przewodniczeniu i patronowaniu, a nie na robieniu czegoś pożytecznego.

Te wszystkie pozorne, reprezentacyjne zajęcia z pewnością mogłyby wypełniać im czas z nadmiarem. Pierwsza dama, wzięta na państwowy etat, byłaby motywowana, by wymyślać kolejne wizyty, przysparzając niepotrzebnej pracy nie tylko sobie, ale przede wszystkim innym.

Czy ta aktywność pierwszych dam jest obowiązkowa?

Otóż nie jest! Pisze się na przykład, że protokół dyplomatyczny wymaga, by żona uczestniczyła w oficjalnych zagranicznych wizytach głowy państwa, w przyjęciach dyplomatycznych itp. Nie! Zwyczajowo i kurtuazyjnie prezydenta zaprasza się wraz z żoną, ale obowiązku takiego nie ma. Można uzgodnić, że prezydent odbędzie wizytę czy przyjęcie bez żony. Tylko czasami udział pierwszej damy jest rzeczywiście wskazany. Są to jednak przypadki na tyle rzadkie, że nie uzasadniają brania prezydenckiej żony na państwowy etat. Ponadto to nie pierwsza dama przygotowuje wizyty prezydenckie, przyjęcia dyplomatyczne itp.

Niektórzy dyskutanci mówią, że program pobytu pierwszej damy towarzyszącej prezydentowi jest zwykle bardzo napięty. Ma to być argument na rzecz wypłacania pierwszej damie pensji. Jest to argument wręcz zabawny. Najpierw się ten program na siłę rozdyma, wymyśla niepotrzebne wizyty pierwszej damy w przedszkolach itp., a później mówi się, że za tak czasochłonną „pracę” trzeba pierwszej damie przyznać wynagrodzenie.

A może by tak zrobić inaczej? Może ograniczyć ilość wizyt?

Mniej celebry!

Jest też szerszy problem. W dyplomacji i polityce mamy za dużo celebry i rytuałów. Nie mówię, że trzeba zlikwidować wszelkie przyjęcia dyplomatyczne i uroczyste wizyty – ale warto tę dziedzinę odchudzać, a nie paść. Dyplomacja zna coś takiego, jak wizyty robocze głów państwa i szefów rządów. Wtedy celebry jest mniej, mniej czasu traci się na niepotrzebne uroczystości.

Protokół dyplomatyczny jest w wielu punktach skostniały i nieżyciowy, coraz bardziej rażący zbędnym ceremoniałem i wręcz karykaturalną pompą, (np. przemarsze prezydentów przed szeregiem wyprężonych żołnierzy, albo ceremonialne przyjęcia dyplomatyczne). Coraz bardziej budzi to śmiech, nie dodaje politykom autorytetu. Nawet Watykan po troszeczku ogranicza tradycyjny ceremoniał. Może to robić także świeckie państwo. Protokół dyplomatyczny nie jest świętością, niemożliwą do ruszenia.

Celebrytka

Media maja skłonność do opisywania pierwszych dam, stają się one celebrytkami (słownikowo celebryta/celebrytka to znana osoba – np. aktor, muzyk, dziennikarz, polityk – której życie prywatne jest obiektem zainteresowania mediów, zwłaszcza plotkarskich). Szczególnie prasa kobieca chętnie pisze o żonach prezydentów, podobnie jak o małżeństwach innych znanych osób.

Nie ulega wątpliwości, że funkcja pierwszej damy jest coraz bardziej rozdmuchiwana i nadmuchiwana medialnie.

A może należałoby ten trend odwrócić? Zamiast nadmuchiwać balon z napisem „Pierwsza Dama”, może lepiej spuścić powietrze? Zamiast postulować wynagradzanie pierwszej damy i powoływać dla niej urząd i biuro – lepiej ograniczać jej działalność, w istocie niepotrzebną, sztucznie rozdmuchiwaną.

Kim powinna być pierwsza dama?

Jak mówi znawca protokołu dyplomatycznego, obecnie żony prezydentów często nie rezygnują z pracy zawodowej: „wiele żon prezydentów, po prostu, nie rezygnuje podczas prezydentury męża ze swojej pracy. Są to panie, które nie chcą przerywać swej pracy i rezygnować ze zdobytej już pozycji zawodowej. Najczęściej jest to kariera naukowa, czyli wykłady i badania lub działalność biznesowa. Tak się dzieje w wielu krajach Europy, małżonki prezydentów lub ich towarzyszki życia nie przerywają swojej aktywności zawodowej, natomiast w sytuacjach etykietalnych towarzyszą mężom, podczas oficjalnych wizyt zagranicznych i podczas podejmowania gości. (…) Wmawia się społeczeństwu, że pierwsza dama musi. Nie, nie musi. To zajęcie honorowe” (dr Janusz Ścibor).

Najlepiej jeżeli żona prezydenta kontynuuje swoją wcześniejszą pracę zawodową, społeczną czy polityczną i do minimum ogranicza aktywność jako „pierwsza dama”. Nie powinna być motywowana do zmiany faktem, że oto istnieje urząd pierwszej damy i można objąć dobrze wynagradzane stanowisko. Naród wytrzyma, jeżeli prezydentowa nie będzie odwiedzać przedszkoli, zasiadać w licznych komitetach, otwierać licznych imprez. To działalność niepotrzebna, zawracanie głowy sobie i innym.

Jeżeli prezydentowa wcześniej prowadziła działalność społeczną czy polityczną (np. była radną, posłanką, publicystką, działaczką charytatywną), powinna oczywiście tę działalność kontynuować.

Niektóre zajęcia zawodowe dają się łatwo łączyć ze skromnie zaplanowaną aktywnością pierwszej damy. Inne trudniej. Czasami jest też inny problem. Jeżeli małżeństwo mieszkało poza stolicą, kontynuowanie przez żonę pracy w dotychczasowym miejscu powoduje konieczność dojeżdżania, co generuje koszty, kłopoty i dyskomfort. Para prezydencka musi przemyśleć swoją sytuację.

Pierwsza dama musi mieć pomysł na siebie, by nie obciążać budżetu państwa. Śmieszne jest wymyślanie dla żony prezydenta niepotrzebnego etatowego zajęcia przy boku prezydenta. Wybieramy prezydenta, a nie jego żonę.

Podam przykład idealnego rozwiązania. Jeżeli pierwsza dama jest nauczycielką języka obcego, może zajmować się tłumaczeniem tekstów i w ten sposób zarobić na swoje utrzymanie i opłacać składki ZUS. Kontynuowanie pracy w szkole, szczególnie w innym mieście, może być kłopotliwe. Natomiast pracę tłumacza tekstów pierwsza dama może wykonywać w pałacu prezydenckim, w Sejmie czy też w jednym z ministerstw. Pracę tę można bardzo łatwo łączyć z sensownie pomyślaną rolą małżonki prezydenta.

W Polsce międzywojennej

W Polsce, odrodzonej po rozbiorach, nie było funkcji pierwszej damy, ani wynagrodzenia dla żony prezydenta. Powszechnie używano wówczas zwrotu grzecznościowego „pani prezydentowa”.

Bywało, że żony ówczesnych prezydentów były wybitnymi działaczkami niepodległościowymi i konspiratorkami, a w niepodległej Polsce angażowały się w działalność społeczną, charytatywną i feministyczną. Była to kontynuacja ich wcześniejszej aktywności społecznej i politycznej, a nie wypełnianie wydumanej roli „pierwszej damy”.

W świecie

Nazwa „pierwsza dama” jest dosłownym tłumaczeniem angielskiego first lady. W USA pojawiła się w połowie XIX w., zyskując tam stopniowo na popularności. W drugiej połowie XX w. zaczęła upowszechniać się na całym świecie. W Polsce weszła do języka medialnego pod koniec XX w. po transformacji ustrojowej.

W Europie i USA pierwsze damy nie otrzymują wynagrodzenia, chociaż takie postulaty pojawiają się. Wysokie pensje przysługują im natomiast w niektórych krajach Afryki i Azji. Uważa się, że nie jest to wyrazem uznania dla ich pracy, ale jedną z praktyk korupcyjnych.

Dodam jeszcze, że w przypadku, gdy prezydentem/prezydentką byłaby kobieta, jej mąż byłby nazywany pierwszym dżentelmenem (first gentleman). Zaś w przypadku małżeństw czy związków homoseksualnych, nazwy byłyby odpowiednio ustalane.

Podsumujmy

Żona prezydenta powinna zajmować się tym, czym zajmowała się wcześniej. Nie jest w Polsce potrzebna etatowa celebrytka, wykonująca zbędną „pracę” pierwszej damy. Wystarczy Doda, która – podkreślmy – utrzymuje się własnym sumptem i nie pretenduje do wynagrodzenia z budżetu państwa. Alvert Jann

……………………………………………………………

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/

Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się ponad 70 artykułów, m.in.:

„Teoria Boga krótko wyłożona”  – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teoria-boga-krotko-wylozona/

”Pismo Święte jakiego nie znacie”https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/pismo-swiete-jakiego-nie-znacie/ .

Teologia nie jest nauką!”https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teologia-nie-jest-nauka/

……………………………………………………………..

Polityka historyczna generuje pytania. Jak z dekomunizacją poradzili sobie mieszkańcy Wielunia..

Jeśli ktoś wyobrażał sobie, że pisanie nowej historii państwa polskiego, to proste zadanie, polegające na  – odwracaniu kota ogonem, pomijaniu całych okresów, jak PRL chociażby, nadawaniu heroicznej interpretacji faktom, świadczącym raczej o barbarzyństwie i ludobójstwie – to był naiwnym optymistą – dyletantem. Bo chociaż target odbiorców, tak wykoślawionej opowieści o naszych przodkach, całkiem nie źle ją przyswaja, to jednak nawet oni czują, że coś w tej historii nie styka. I nie pomaga  świadomość, że dzieje wcale nie muszą układać się w bardzo logiczną całość. Mogą być zaskakujące, ale jednak rodzą pytania, na tyle ważne, by je zadawać i szukać na nie odpowiedzi…

Przykładowo takie jak te:

 

 

Tak sobie myślimy, że obecna „polityka historyczna” generuje cały szereg pytań, które ktoś w końcu musi zadać. I musi je zadać, chociaż by nie wiadomo jak głupio brzmiały.

– Jeżeli w latach 1944 i 1945 nie doszło do żadnej korzystnej z punktu widzenia egzystencji narodu polskiego zmiany sytuacji, jeżeli nie doszło do usunięcia z Polski okupacji przez same swe istnienie zagrażającej istnieniu narodu polskiego, jeżeli nie ma, jak twierdzą niektórzy, żadnej różnicy między okresem okupacji niemieckiej a okupacją sowiecką, jeżeli, cytując premiera Morawieckiego, przez kilkadziesiąt powojennych lat po prostu „Polski nie było”, to ustalmy w końcu: co tu było? Musimy „to” przecież jakoś nazwać.

– Burzymy się dziś (i słusznie!), że w kontekście II wojny światowej mówi się czasami o „polskich obozach zagłady”. Zwracamy uwagę, że odpowiedzialność za te obozy ponoszą nie „polskie”, a okupacyjne władze niemieckie, i nie możemy brać żadnego rodzaju odpowiedzialności za coś, co władze te wyczyniały w okresie obcej okupacji na naszych ziemiach. Komu jednak przypisać powinniśmy odpowiedzialność za działania władz państwowych w Polsce lat 1944-1989. Związkowi Radzieckiemu? Czy może przyjmiemy, że dobre rzeczy to polska „zasługa”, a złe to radziecka (bądź komunistyczna) „wina”?

– Jeżeli w roku 1944 czy 1945 nie doszło do żadnego rodzaju „wyzwolenia”, to jak określać powrót dużej części ziem polskich w granice państwa polskiego i jak określać ustanowienie nowej władzy na tzw. Ziemiach Odzyskanych? Czy to też „okupacja”? I czyja? Polska czy radziecka? A jeżeli to była „okupacja”, to kiedy się skończyła? Czy może w ogóle się nie skończyła?

– Czemu za te lata nieistnienia państwo polskie nie żąda reparacji ani zadośćuczynienia od Federacji Rosyjskiej, jako od kontynuacji Związku Radzieckiego? Żądamy przecież reparacji od Republiki Federalnej Niemiec, uznając ją za kontynuację Rzeszy Niemieckiej.

A jeżeli Polska dziś jednak już jest (no bo chyba jest, prawda?), to trzeba też odpowiedzieć sobie na pytania:

– Od kiedy Polska „jest”? Kiedy Polska stała się niepodległa? Czy Polskę wyzwolił Okrągły Stół? Czy demokratyczny wybór Lecha Wałęsy na prezydenta? Czy może wyjazd ostatniego żołnierza radzieckiego? A może dopiero wybory z 2005 czy 2015 roku? Kiedy nastąpił moment, który nazwać możemy „wyzwoleniem” Polski?

– I chyba najtrudniejsze: kto dał Polsce wolność i niepodległość? Kto miał na tyle duży udział w tych wydarzeniach, że stanie się symbolem tych wydarzeń? Solidarność? Wałęsa? Mazowiecki? Jaruzelski? Olszewski? Gorbaczow? Margaret Thatcher? Kaczyński? Prokurator Piotrowicz?

Wiemy, że te pytania brzmią na pierwszy rzut oka absurdalnie. Ale myśl, że państwo polskie burzyć będzie pomniki polskich żołnierzy walczących z Trzecią Rzeszą, bo uznawać je będzie za „jednoznacznie i bezspornie symbolizujące komunizm” też wydawała się kiedyś absurdalna.

 

I, żeby nie być gołosłownym, pierwszy z brzegu przykład…

 

W Wieluniu zburzono pomnik poświęcony „pogromcom hitleryzmu”.

Takie newsy już nikogo nie dziwią, prawda?

Nikogo też zdziwić nie powinno, że odpowiedzialność za zburzenie monumentu ponosi naturalnie PiS-owski wojewoda łódzki, a także Instytut Pamięci Narodowej. W ich mniemaniu pomnik pogromców hitleryzmu „w sposób jednoznaczny i bezsporny symbolizuje komunizm, a co za tym idzie nie może pozostawać w przestrzeni publicznej demokratycznego państwa prawa”.

Do stanowiska IPN-u i wojewody żadnych zastrzeżeń nie zgłosiły władze Wielunia, co podobno dla wojewody było potwierdzeniem, że „krytyczna wobec pomnika opinia została sporządzona w sposób rzetelny, zrozumiały i wyczerpujący”.

Zburzony pomnik postawiono w roku 1966, przedstawiał dwóch żołnierzy, polskiego i radzieckiego, i był wyrazem hołdu dla ludzi, którzy oswabadzali ziemię wieluńską spod okupacji niemieckiej.

Poczekajmy trochę, może za jakiś czas na ich miejscu stanie pomnik Brygady Świętokrzyskiej, która w tym samym momencie gdy „komunizm” wypędzał Niemców z Wielunia, bohatersko uciekała u ich boku na zachód.

 

Idąc tym tropem natrafiłam na ciekawą, obiektywną ocenę sytuacji wydaną przez mieszkańców i działaczy z samego Wielunia. Pomnika nie zburzono- tylko zdemontowano. Przetrwa dzięki mieszkańcom Wielunia…

 

Zapytaliśmy mieszkańców Wielunia, co sadzą o demontażu pomnika?

Wojewoda tego nie budował i nie miał prawa wydawać takiego rozkazu, żeby go zburzyć – mówi wzburzona mieszkanka Wielunia.

Historii się nie zmieni, choć byśmy chcieli. Jest 18 stycznia, gdzie została wyzwolona Warszawa, niestety przez wojska sowieckie i Wieluń też. Rozmawiałem z panem Henrykiem Strózikiem, który pamięta te czasy. W 1944 roku czytał prasę niemiecką, w której Goebbels (minister propagandy i oświecenia publicznego w rządzie Adolfa Hitlera jeden z jego najbliższych współpracowników i doradców, przyp.red.), mówił, że teren Warty, w tym Ziemi Wieluńskiej ma być oczyszczony z Polaków przede wszystkim – dodaje Stanisław Pioruński, wieluński historyk, regionalista, nauczyciel.

Był to pomnik „Pogromcom hitleryzmu” i historii nie powinno się wykreślać, powinniśmy o tym pamiętać. Uważamy, że my jako Wieluniacy powinniśmy o tej dacie pamiętać. Przecież były listy przygotowane, jak ma wyglądać eksterminacja poszczególnych ulic, poszczególnych miejscowości. O tym się nie mówi, przekłamuje się tę historię w prawo, w lewo. Czas płynie, życie się zmienia, ale są wartości, które zostają.

Jak pan Rau został wojewodą, to się cieszyłam bardzo, bo to prawnik, państwowiec, ale to, co zaczął robić i to, co zrobił, to tak się nie robi. To jest nasz Wieluń, nasze miasto i nasze sprawy – podsumowuje kolejna mieszkanka Wielunia.

Pomnik znalazł swoje miejsce na prywatnej działce.

 

 

Pozwolę sobie dodać, że postawa Wielunian jest godna naśladowania, pochwały i szerokiego propagowania. Takie akty niezgody na odgórne zarządzenia sprzeczne z wiedzą i odczuciami ludzi, którzy pamiętają jak było naprawdę, to poza wszystkim też dobra lekcja historii dla młodego pokolenia, które bez takiego przekazu skazane będą jedynie na bajki o wielkiej Polsce i złych sąsiadach. Nie wolno dopuścić do tego, żeby nasze dzieci rosły w fałszywym poczuciu dumy z przegranych kampanii, zaprzepaszczonych zwycięstw, nieporadnej polityki zagranicznej, ludobójstwa i barbarzyństwa na rubieżach wschodnich.

Nie chodzi też o to, by czuły kompleksy i odpowiedzialność za poprzednie generacje. Chodzi o to raczej, by znały dobrze swoją historię, wyciągnęły z niej wnioski i racjonalnie podejmowały przyszłe decyzje na jakimkolwiek będą stanowisku, gdziekolwiek będą pracować, w jakiejkolwiek sytuacji politycznej czy gospodarczej. Prawda historyczna, to czyste złoto doświadczeń poprzednich pokoleń – haniebne jest jej fałszowanie pod tezę, bo odbiera młodzieży dostęp do źródeł czystej wiedzy o życiu społecznym ich ojczyzny.

Trochę przeraża, że wychowuje się te nasze dzieci do wiary i ignorowania wiedzy. Ale może niepotrzebnie się martwię – z tego co obserwuję, młodzież jest mądrzejsza od systemu oświaty i dość dokładnie ignoruje  ich zapędy na wypaczanie ich świadomości historycznej. W zasadzie podatne środowiska lokalizuję wyłącznie wśród słuchaczy kursów dla prawdziwych Polaków, w organizacjach harcerskich, w Klubie Jagiellońskim. Jeszcze gdzieś? A przepraszam – jeszcze czytelnicy Ziemkiewicza i słuchacze Michalkiewicza, mogą być zagrożeni infekcją fikcji historycznej… jak np. Grzegorz Braun, który nie potrafi skonstatować jakie będą skutki izolacji Polski dla Polaków.

 

ŹRÓDŁA

grillowany IPN – czytaj, bądź świadomy

skutki kłamliwej obróbki IPN

Co się stało z pomnikiem „Pogromcom hitleryzmu” w Wieluniu?

 

 

 

 

Moralność według Kaczyńskiego

Na konwencji programowej PiS Jarosław Kaczyński powiedział: Kościół był i jest głosicielem i dzierżycielem jedynego, powszechnie znanego w Polsce systemu wartości. (…) Poza nim, poza może jakimiś bardzo niewielkimi partykularnie funkcjonującymi systemami, mamy tylko nihilizm” (1).

Po pierwsze, to nieprawda. W Polsce istnieje i jest głoszony świecki system wartości, którego powszechnie znanym wyrazem są świeckie prawa człowieka.

Po drugie, sprawy zasad moralnych nie należy powierzać Kościołowi katolickiemu, ani jakiejkolwiek innej religii. Zasady moralne to zbyt poważna sprawa, by partykularnie decydowali o niej religijni funkcjonariusze.

Także przed wyborami w 2015 r. Kaczyński mówił: „nie ma Polski bez Kościoła, nie ma Polski bez tego fundamentu, który trwa od przeszło tysiąca lat” (2). To również nieprawda. Polskę można i trzeba budować na fundamencie świeckich praw człowieka. Nie na religii i Kościele. Kaczyński robi z religii katolickiej ideologię partyjną i państwową, co w dzisiejszej Polsce jest anachronizmem i nadużyciem religii. Nie akceptuje tego także większość katolików.

1. Świecka etyka praw człowieka

Koncepcją moralną, prawną i polityczną, najbardziej wpływową we współczesnym świecie i w Polsce, są prawa człowieka, a nie zasady jakiejkolwiek religii czy jakiegokolwiek Kościoła. Nie jest tak, że w Polsce, poza moralnymi naukami Kościoła katolickiego i ewentualnie innych Kościołów, mamy tylko nihilizm, brak zasad moralnych.

Prawa człowieka to nie tylko przepisy prawne. To zasady moralne przekładane na język przepisów prawa i dążeń politycznych. Mają one charakter świecki, nie odwołują się do religii, objawienia lub pism świętych. Są one cywilizacyjnym osiągnięciem człowieka. Nie oznaczają spełnienia ideału, ale dzięki prawom człowieka Europa, Polska i świat stają się lepszym miejscem do życia.

W największym skrócie zasady świeckiej etyki praw człowieka można przedstawić następująco (słów etyka i moralność używam tu zamiennie): Wolność ograniczona tylko wolnością innych; wolność przekonań, słowa, druku, stowarzyszeń i zgromadzeń, w tym wolność wyznawania wybranej religii lub niewyznawania żadnej; równe traktowanie bez względu na narodowość, rasę, światopogląd, przekonania, religię, płeć, orientację seksualną, majątek; prawo do wolności osobistej i do sprawiedliwego procesu sądowego; prawo do regularnych wolnych wyborów władz państwowych; zakaz tortur; zakaz niewolnictwa i poddaństwa; bardzo wysoką rangę posiadają prawa socjalne.

Prawa człowieka mają regulować stosunki międzyludzkie w kierunku pożądanym etycznie. Ograniczają władzę państwową i mają chronić przed jej nadużywaniem, ale mają chronić człowieka także przed kościołami, wspólnotami, organizacjami, przed społecznością lokalną, rodziną i innymi grupami, także tymi, do których należy się dobrowolnie. Można powiedzieć, że mają chronić człowieka przed człowiekiem.

U podstaw etyki praw człowieka leży idea ograniczenia krzywd doświadczanych przez ludzi w życiu społecznym.

Zasady praw człowieka są dziś podstawą wielu przepisów prawnych, konwencji międzynarodowych, konstytucji państw demokratycznych, oraz polityki zmierzającej do ich realizacji.

Dokumentem pionierskim jest Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela, przyjęta w 1789 r. przez Zgromadzenie Narodowe w toku Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Podam kilka cytatów:

„Ludzie rodzą się i pozostają wolni i równi w swoich prawach. Zróżnicowania społeczne mogą być oparte wyłącznie na pożytku powszechnym”.

„Wolność polega na możności czynienia wszystkiego, co nie szkodzi drugiemu”.

„Wszyscy obywatele są równi wobec prawa i mają równy dostęp do wszystkich godności, stanowisk i funkcji publicznych, zależnie od ich uzdolnień i z zachowaniem tylko takich różnic, które wynikają z ich cnót i talentów”.

„Swobodne wyrażanie myśli i poglądów jest jednym z najcenniejszych praw Człowieka: każdemu Obywatelowi przysługuje więc wolność słowa, pisma i druku”.

„Nikt nie może być oskarżony, zatrzymany ani więziony bez podstaw prawnych określonych w ustawie i z zachowaniem form przez nią wskazanych” (3). Pełny tekst Deklaracji zamieszczam na końcu – warto przeczytać całość.

Według Kaczyńskiego w Polsce mamy – poza zasadami moralnymi głoszonymi przez Kościół – tylko bardzo niewielkie partykularnie funkcjonujące systemy i nihilizm. Otóż prawa człowieka to nie jest niewielki partykularny system, ani nihilizm. Jest to dziś system moralny i prawny o charakterze ogólnoświatowym, odgrywający wielką rolę w wielu krajach i w stosunkach międzynarodowych. Wyrazem tego jest Powszechna Deklaracja Praw Człowieka, przyjęta przez ONZ w 1948 r., konwencje międzynarodowe, artykuły w konstytucjach państw demokratycznych, międzynarodowe i krajowe organizacje praw człowieka, żywotność idei praw człowieka w umysłach i aktywności ludzi.

Prawa człowieka to – podkreślmy – nowoczesne standardy cywilizacyjne. Zawierają one zasady i normy, których celem jest poprawa jakości życia ludzi. Społeczeństwa, w których obowiązują prawa człowieka – w tym równość praw, wolność słowa i przekonań, prawa socjalne – są lepszym miejscem do życia niż społeczeństwa, w których zasady te nie obowiązują.

Polska z pewnością nie jest izolowaną wyspą. W Polsce, tak jak w innych krajach, oprócz wartości i zasad moralnych głoszonych przez Kościoły, powszechnie znane są świeckie wartości i zasady moralne, stanowiące rdzeń praw człowieka.

Wbrew przekonaniu o wielkiej roli katolickiego systemu moralnego, Polacy w niewielkim stopniu kierują się wskazaniami Kościoła. Potwierdzają to liczne badania. Religijność plasuje się nisko w hierarchii celów życiowych. A oto wyniki sondażu CBOS z 2018 r.:

Tylko 23 % młodych Polaków w wieku 18-24 lata wybrało odpowiedź: „Jestem wierzący(a) i stosuję się do wskazań Kościoła”.

48 % odpowiedziało: „Jestem wierzący(a) na swój własny sposób”.

15 % wybrało odpowiedź: „Jestem niewierzący(a)”, a 5 % wskazało odpowiedź: „Nie mogę powiedzieć, czy jestem wierzący(a) czy też nie” (4).

Jeżeli ktoś sądzi, że obecnie z moralnością w Polsce jest gorzej niż dawniej, niech poczyta trochę o historii.

2. Kościół a prawa człowieka dawniej

Kościół zdecydowanie sprzeciwiał się prawom człowieka aż do połowy XX w., formalnie zmieniając stanowisko dopiero na drugim soborze watykańskim (1962-1965). Przyznaje to wielu kościelnych autorów, ale inni popularyzują nieprawdziwą tezę, że prawa człowieka zawdzięczamy Kościołowi.

Skąd ten sprzeciw Kościoła?

Prawa człowieka sformułowano w XVIII w. w opozycji do feudalnego i stanowego ustroju. Ponieważ Kościół katolicki był integralną częścią i fundamentem tamtego ustroju – był też wielkim posiadaczem i wyzyskiwaczem – prawa człowieka uderzały także w jego przywileje i pozycję. Kościół sankcjonował – podobnie jak inne dominujące kościoły i ideologie – nierówność praw i brak wolności (w tym wolności słowa i religii), a także kary okrutne, włącznie z paleniem żywcem na stosie za rzekome czary, herezję itp. Katoliccy autorzy dziś często gloryfikują średniowieczną chrześcijańską Europę. Nie chcą widzieć prawdy.

3. Kościół a prawa człowieka dziś

Wydawać by się mogło, że dziś między świecką etyką praw człowieka a etyką katolicką nie powinno być sprzeczności. Tak jednak nie jest. Dlaczego?

Prawa człowieka ustalane są przez świecką opinię publiczną i władze demokratycznych państw. Natomiast zasady etyki katolickiej ustalane są przez władze Kościoła. Stąd liczne sprzeczności.

Fundamentalna sprzeczność dotyczy oceny wiary i niewiary w Boga. Dekalog i ewangelie zawierają na pierwszym miejscu nakaz wiary w Boga – i to wiary w Boga rzekomo jedynie prawdziwego, jakim jest Bóg występujący w Biblii. Na tej podstawie Kościół katolicki uznaje brak wiary w Boga, czyli ateizm, za grzech i zło. W aktualnym Katechizmie czytamy: „Ateizm, odrzucając lub negując istnienie Boga, jest grzechem przeciw cnocie religijności” (pkt 2125).

Natomiast etyka praw człowieka nie ocenia ateizmu jako czegoś złego. Prawa człowieka zawierają zasadę wolności przekonań i wyznawania wybranej religii lub niewyznawania żadnej. Ponadto ze świeckiego punktu widzenia religijność nie jest cechą pozytywną, nie jest żadną cnotą moralną. Często wiąże się z niemądrą dewocją, bigoterią, przesądami i fanatyzmem.

Etyka praw człowieka oraz etyka kościelna odmiennie/sprzecznie oceniają prawo do rozwodów, stosowanie środków antykoncepcyjnych, seksualne stosunki pozamałżeńskie, stosunki homoseksualne, prawo do zawierania małżeństw homoseksualnych, prawo do aborcji. Także w sprawach równego traktowania kobiet i mężczyzn nie ma zgody (biskupi i chrześcijańscy autorzy negatywnie oceniają badania i programy inspirowane etyką praw człowieka, piętnując je jako „ideologię gender”). Sprzeczne oceny dotyczą także dokumentów prawnych odnoszących się do kwestii etyki i praw człowieka. Przykładem jest tzw. konwencja antyprzemocowa („Konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej” z 2011 r.).

4. Krytyczne uwagi o etyce katolickiej

Etyka to badanie i rozważanie problemów moralnych oraz zbiór zasad moralnych, będących efektem tych dociekań. Spróbuję tu wypunktować wady etyki katolickiej, którą przywódcy PiS uważają za jedynie liczącą się w Polsce.

Powoływanie się na Pismo Święte. Etyka katolicka ma się opierać na Piśmie Świętym. Otóż Pismo Święte jest złą podstawą rozważania i stanowienie zasad moralnych, które miałyby obowiązywać dziś. Można tam znaleźć kilka zasad ważnych (nie kradnij, nie kłam, nie morduj), ale mają one charakter uniwersalny, są uznawane powszechnie i nie ma potrzeby powoływania się na Pismo Święte.

Natomiast w Piśmie Świętym są też zawarte zasady całkowicie nie do przyjęcia.

Dekalog zakazuje zmiany religii, grożąc karą bożą nie tylko odstępcom, ale także ich potomkom „do czwartego pokolenia”. Jest to zasada sprzeczna z prawami człowieka. Warto sięgnąć do oryginalnego tekstu Biblii (Dekalog jest znany powszechnie w wersji podawanej współcześnie przez władze Kościoła katolickiego).

W oryginalnym tekście Dekalogu Bóg mówi: Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie! (…) Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą” (Wj 20,3-5). Według biblijnego prawa mojżeszowego, rzekomo również podyktowanego przez Boga, za odstępstwo od czczenia właściwego Boga – lub tylko za namawianie do tego – nakazuje się karę śmierci. Jest to, można powiedzieć, konsekwencja Dekalogu. W wielu krajach islamskich do dziś odstępstwo od islamu zagrożone jest karą śmierci. Islam wiele zaczerpnął z Biblii, judaizmu i chrześcijaństwa.

Prawa człowieka, w przeciwieństwie do Dekalogu, ustanawiają zasadę wolności wyboru religii lub niewyznawania żadnej.

Warto zwrócić uwagę, że w Dekalogu żona wymieniona jest na równi z nieruchomościami, niewolnikami i inwentarzem żywym: „Nie będziesz pożądał domu bliźniego twego. Nie będziesz pożądał żony bliźniego twego, ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego” (Wj 20,17).

Warto przypominać, że Dekalog był spisany dla starożytnych Izraelitów. Nie ma powodu, by uznawać go za coś więcej niż dawny dokument historyczny.

Stary Testament akceptuje niewolnictwo (Nowy też), nakazuje karę śmierci za stosunki homoseksualne, akceptuje zbrodnicze wojny i rabunki, chociaż w Dekalogu mówi się: „Nie będziesz zabijał”. Ogólnie Stary Testament bardziej inspiruje do okrucieństwa i do szafowania karą śmierci, niż do miłowania bliźniego. Np. mówi się o karze śmierci za brak dziewictwa u poślubionej dziewczyny, natomiast nie widzi się niczego złego w okrutnym mordowaniu i łupieniu w czasie wojny (więcej: „Pismo Święte jakiego nie znacie” – link na końcu).

Z tych chociażby powodów Stary Testament na szczęście nie jest i nie może być dziś źródłem wskazań i zasad moralnych. Każdy, kto spojrzy na Stary Testament z odrobiną krytycyzmu, dostrzeże, że są to księgi odzwierciedlające sposób myślenia i przekonania ludzi żyjących na Bliskim Wschodzie w odległych czasach. Nie ma też żadnych dowodów, które świadczyłyby, że Bóg cokolwiek w tych księgach objawił.

Stary Testament nie został jednak w chrześcijaństwie i Kościele katolickim odrzucony, ciągle jest powszechnie przywoływany i cytowany. Teolodzy mówią, że treści Starego Testamentu trzeba właściwie odczytywać. W praktyce oznacza to, że fragmenty ksiąg starotestamentowych poddają subiektywnym interpretacjom. Znajdują tam to, co chcą znaleźć. Kompromitujące fragmenty pomijają lub poddają pokrętnym interpretacjom, inne eksponują.

Podsumowując: Dekalog i Stary Testament to w znacznym zakresie złe źródło zasad moralnych.

Nowy Testament podobnie. Łagodzi on okrutną moralność Starego Testamentu, ale Chrystusowe zasady są tak ogólne i niejednoznaczne, że mogą być i są interpretowane całkowicie subiektywnie. Oznacza to w praktyce, że o zasadach etycznych decydują władze Kościoła, kierując się własnym interesem, a nie Pismem Świętym.

Ewangelie mają ponadto rys totalitarny i prowadzą do religijnego totalitaryzmu. Totalitaryzm to całkowita władza nad umysłami i zachowaniami ludzi.

Jezus wygłaszał wzniosłe moralne maksymy, mówiące o miłości bliźniego. Głosił dobrze znaną w starożytnej filozofii greckiej tzw. złotą zasadę etyczną. W najprostszej postaci mówi ona: „nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”. Jezus mówił: „Co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie” (Mt 7,12). Głosił też przykazanie miłości: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego” (Mt 22,39).

Nietrudno zauważyć, że są to maksymy bardzo ogólne, nie dające się stosować wprost, wyjątkowo elastyczne, znacznie bardziej podatne na rozbieżne interpretacje niż wiele innych zasad etycznych. Osłabia to ich moc regulacyjną. Były i są interpretowane na wszelkie sposoby, nawet niemożliwe. Można zapytać, w jaki to sposób władze Kościoła godziły Jezusową złotą zasadę etyczną i przykazanie miłości – z posyłaniem ludzi na stos, z paleniem żywcem? Oczywiście kościelni teolodzy potrafią w oszukańczy sposób uzasadnić wszystko.

Hiperetyka. Maksymy głoszone przez Jezusa mają często stylistykę paradoksu i są konstrukcjami hiperbolicznymi. Są przesadne do granic paradoksu. Jest to, można powiedzieć, hiperetyka. Jezus kazał nie tylko powstrzymywać się od wrogości, ale kazał miłować nieprzyjaciół: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują” (Mt 5,38-39,44). W ślad za tym św. Paweł pisał do wiernych: „Nie daj się zwyciężyć złu, lecz zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12,21).

Jezus: „Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb! A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi!” (Mt 5,38-39).

Paradoksalny, hiperboliczny charakter Jezusowych przykazań czyni je podatnymi na dowolne interpretacje i osłabia ich praktyczne zastosowanie. Np. niektóre wyznania chrześcijańskie interpretowały przykazania Jezusa w duchu absolutnego pacyfizmu i całkowitego nieużywania przemocy. Trzeba powiedzieć, że taka interpretacja Jezusowych nauk jest być może bardziej uzasadniona niż inne, bardziej realistyczne. Spróbujcie jednak w żadnej sytuacji nie przeciwstawiać się przemocą wrogom i przestępcom, to staniecie się ich niewolnikami. Można się wtedy pocieszać, bo Jezus za pokorę obiecał nagrodę w niebie.

I jeszcze jeden przykład hiperetyki. Jezus mówi: „Słyszeliście, że powiedziano: Nie cudzołóż! A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa. Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła. I jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało iść do piekła” (Mt 5,27-30). Jak się zdaje, to ten ostatni fragment stał się podstawą uznania masturbacji za grzech. Wynikać może z niego, że prawie całe duchowieństwo znajdzie się w piekle. Inni też.

Dotykamy tu następnej kwestii.

Straszenie piekłem. Jezus nagminnie straszy piekłem. Jak na głosiciela miłości, straszenie wiecznymi mękami w ogniu piekielnym (tak dosłownie mówi się w ewangeliach) brzmi niedobrze. Nie będę przytaczał cytatów, ale straszenie piekłem w Kościele przez wieki odgrywało wielką rolę. Dziś władze Kościoła nieco zmiękły, wyciszyły ten ewangeliczny temat, ale pojawia się on nadal w nauczaniu kościelnym.

Totalitaryzm. Trzeba też zwrócić uwagę na rys totalitarny w ewangeliach. W naukach Jezusa zawarta jest w doskonałej postaci ideologia totalitarna. Ideałem totalitaryzmu jest całkowite panowanie nad umysłami i postępowaniem ludzi. W ideologii tej wódz, religijny przywódca, założyciel sekty, guru, bóg w ludzkiej skórze, w imię najwyższych racji rości sobie prawo do pełnej władzy nad umysłami i postępowaniem ludzi. Nie kto inny tylko Jezus głosił: Znam prawdę najwyższą, przysłał mnie Bóg, musicie we mnie wierzyć, musicie być mi posłuszni w myślach i uczynkach. Jeśli nie, będziecie odtrąceni i skazani na wieczne męki.

Jezus: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca (tj. do Boga) inaczej jak tylko przeze Mnie”. „A nauka, którą słyszycie, nie jest moja, ale Tego, który Mnie posłał, Ojca ” (J 14,6,24). Podobnych wypowiedzi Jezusa można by przytoczyć więcej.

Wymóg najwyższego posłuszeństwa wyrażał za pomocą rożnych aforyzmów i przypowieści: „Kto miłuje ojca albo matkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien; i kto miłuje syna albo córkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien” (Mt 10,37). Szerzej o negatywnych cechach Jezusowego nauczania piszę w innym tekście („Kim był Jezus?” – link na końcu).

Ewangelie i cały Nowy Testament są nadzwyczaj podatne na dowolne interpretacje. Są tam głównie bardzo ogólne maksymy moralne oraz przypowieści, często podawane w stylistyce paradoksu i hiperbolii. Od wieków podlegały one subiektywnym i zmiennym interpretacjom. Nie ma powodu, by interpretacje podawane aktualnie przez władze Kościoła uznawać za właściwe.

Sprawy publiczne. Nowy Testament nie zawiera zasad dotyczących wprost spraw publicznych (poza nakazem płacenia podatków). W sprawach publicznych sugeruje bierność, akceptację istniejącego ustroju i prawa. Nie wypowiada się w sprawach pożądanego ustroju społecznego. Jest to poważna wada Nowego Testamentu. Pozwala to na gruncie chrześcijaństwa głosić i akceptować koncepcje totalitarne, autorytarne i dyktatorskie. W średniowieczu akceptowane były ustroje feudalne i stanowe oraz monarchie absolutne.

Nowy Testament akceptuje niewolnictwo. Gdyby dokładnie zastosować powszechną w Kościele metodę powoływania się na Pismo Święte, można by argumentować, że niewolnictwo powinno być instytucją uznaną.

W Piśmie Świętym i w średniowiecznym Kościele katolickim nie ma idei równych praw, ani postulatu wolności, w tym wolności słowa i przekonań. „Wolna wola”, o której mówi się w katolicyzmie, oznacza zdolność do decydowania o swoim postępowaniu. Nie oznacza prawa do wolności politycznej. „Wolną wolę” posiada w tym rozumieniu także niewolnik, który jest wolności pozbawiony.

W chrześcijaństwie od zarania obecna jest idea równości wobec Boga, ale nie oznaczała ona równych praw. Akceptowane były ustroje stanowe, oparte na nierówności praw, poddaństwo, nierówne prawa kobiet i wiele innych dyskryminacji.

Przykłady zasad nie do przyjęcia. Przywołując Nowy Testament, do dziś w Kościele katolickim uznaje się stosunki homoseksualne za grzech oraz występuje przeciw związkom i małżeństwom homoseksualnym. Głoszony jest absurdalny argument, że uznanie legalności związków i małżeństw homoseksualnych podważa instytucję małżeństwa i rodziny. Jeżeli dwie osoby tej samej płci chcą zawrzeć związek małżeński i założyć dwuosobową rodzinę, to potwierdza to i umacnia instytucję małżeństwa i rodziny – a nie podważa.

Odrzuca się możliwość przyjmowania święceń kapłańskich przez kobiety. Jest to zadawniona forma dyskryminacji kobiet, pozbawiona jakiegokolwiek uzasadnienia poza praktyką przyjętą w starożytnym chrześcijaństwie i kultywowaną do dziś w Kościele.

Powołując się na ewangelie, władze Kościoła nie uznają prawa do rozwodów, a powtórne małżeństwo uznają za cudzołóstwo. Jezus mówił: „A ja wam powiadam: Każdy, kto oddala swoją żonę – poza wypadkiem nierządu – naraża ją na cudzołóstwo; a kto by oddaloną wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa” (Mt 5,32).

O innych zasadach, które są nie do przyjęcia, pisałem wcześniej.

Błędna metodologia. Etyka katolicka opiera się na błędnej metodologii, nakazującej wywodzenie zasad moralnych z objawienia bożego zawartego w Piśmie Świętym. Pochodzi ono sprzed około 2-3 tys. lat, jest odbiciem starożytnych kultur Bliskiego Wschodu. Można w nim znaleźć zasady godne uwagi, ale charakter tych ksiąg i ich kulturowe ograniczenia powodują, że dziś nie nadają się one na fundament etyki. W tej sytuacji władze Kościoła i teolodzy nie tylko interpretują Pismo Święte, ale improwizują, a mówiąc prościej – zmyślają, kierując się własnym interesem. Zaś na objawienie boże brak jakichkolwiek wiarygodnych dowodów czy argumentów.

5. Fikcja boskiego pochodzenia

Katoliccy autorzy i teolodzy twierdzą, że ich etyka i nauczanie oparte są na trwałym i niezmiennym fundamencie prawd objawionych przez Boga. Natomiast prawom człowieka zarzucają brak umocowania w jakichś wartościach niezmiennych czy absolutnych, które to umocowanie posiada nauczanie Kościelne. Otóż różnica ta nie istnieje. Ani prawa człowieka, ani nauczanie Kościoła, nie mają ponadludzkich, nadnaturalnych podstaw. W Kościele mówi się, że jego nauczanie opiera się na bożym objawieniu, ale jest to pogląd pozbawione jakiegokolwiek wiarygodnego uzasadnienia. Nie wystarczy mówić, żeby była to prawda.

Zarówno etyka katolicka, jak i prawa człowieka, są wytworami ludzkich umysłów. Nie ma żadnych dowodów wskazujących, że cokolwiek tam pochodzi od Boga. Warto jednak wskazać różnicę. Prawa człowieka to współczesne standardy cywilizacyjne, zaś etyka katolicka jest wytworem korporacji kapłanów, poddanych niedemokratycznej, absolutnej władzy papieża i jego najbliższego otoczenia.

Słowo na zakończenie

Prawa człowieka są – jak pisałem – nowoczesnymi standardami cywilizacyjnymi. Społeczeństwa, w których obowiązują, są lepszym miejscem do życia niż te, w których nie obowiązują. Prawa człowieka są dziś lepszą podstawą życia społecznego i moralności, niż jakakolwiek religia.

I jeszcze jedno. Władze Kościoła nie mają wystarczających podstaw, by odgrywać szczególnie ważną rolę w stanowieniu zasad moralnych. Zasięg demoralizacji wśród księży jest od wieków na tyle duży, że ich roszczenia do decydowania o sprawach moralnych są bezpodstawne.Alvert Jann

Artykuły przywoływane:

Pismo Święte jakiego nie znacie” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/pismo-swiete-jakiego-nie-znacie/

Kim był Jezus?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/kim-byl-jezus/

Na zdjęciu Bazylika św. Piotra w Watykanie

…………………………………………………………………………………..

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu”https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ . Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

…………………………………………………………………………………

DEKLARACJA PRAW CZŁOWIEKA I OBYWATELA

z 26 sierpnia 1789 r.

Przedstawiciele Ludu Francuskiego, ukonstytuowani w Zgromadzenie Narodowe, uważając, że nieznajomość, zapomnienie i lekceważenie Praw Człowieka są jedynymi przyczynami nieszczęść publicznych i nadużyć rządów,

postanowili przedstawić w uroczystej Deklaracji naturalne, niezbywalne i święte prawa Człowieka w celu, aby ta Deklaracja stale obecna wśród członków społeczeństwa, przypominała im nieustannie ich prawa i obowiązki,

aby akty Władzy Ustawodawczej i Wykonawczej mogły być w każdej chwili porównywane z celem każdej instytucji państwowej i były dzięki temu bardziej szanowane;

aby żądania obywateli oparte odtąd na zasadach prostych i niewątpliwych były ukierunkowane zawsze na utrzymanie Konstytucji i szczęścia ogólnego. 
    Wobec powyższego, Zgromadzenie Narodowe uznaje i deklaruje, w obecności i pod auspicjami Istoty Najwyższej, następujące prawa Człowieka i Obywatela.

Artykuł I
Ludzie rodzą się i pozostają wolni i równi w swych prawach. Zróżnicowania społeczne mogą być oparte wyłącznie na pożytku powszechnym.

Artykuł II
Celem każdej organizacji politycznej jest zachowanie naturalnych i nieprzedawnialnych praw człowieka. Prawami tymi są: wolność, własność, bezpieczeństwo i opór przeciwko uciskowi.

Artykuł III
Źródło wszelkiego zwierzchnictwa spoczywa całkowicie w Narodzie. Żadne ciało, żadna jednostka nie może wykonywać władzy, która nie pochodzi wyraźnie od Narodu.

Artykuł IV
Wolność polega na możności czynienia wszystkiego, co nie szkodzi drugiemu; w ten sposób wykonywanie praw naturalnych każdego człowieka nie ma innych granic niż te, które zapewniają korzystanie z takich samych praw innym członkom społeczeństwa. Granice te może określać tylko ustawa.

Artykuł V
Ustawa może zabraniać tylko takiego postępowania, które szkodzi Społeczeństwu. Wszystko, co nie jest zabronione przez ustawę, nie może być zakazane i nikt nie może być zmuszony do czynienia tego czego ustawa nie nakazuje.

Artykuł VI
Ustawa jest wyrazem woli powszechnej. Wszyscy Obywatele mają prawo brać osobiście lub za pośrednictwem swych przedstawicieli udział w jej tworzeniu. Powinna ona być jednakowa dla wszystkich, zarówno kiedy broni jak też kiedy karze. Wszyscy obywatele są równi wobec prawa i mają równy dostęp do wszystkich godności, stanowisk i funkcji publicznych, zależnie od ich uzdolnień i z zachowaniem tylko takich różnic, które wynikają z ich cnót i talentów.

Artykuł VII
Nikt nie może być oskarżony, zatrzymany ani więziony bez podstaw prawnych określonych w ustawie i z zachowaniem form przez nią wskazanych. Ci, którzy oddziałują, wydają, wykonują lub zlecają wykonanie rozkazów arbitralnych, winni być ukarani; lecz każdy obywatel wezwany lub zatrzymany na podstawie ustawy winien natychmiast okazać posłuszeństwo; stawiając opór staje się winnym.

Artykuł VIII
Ustawa może ustanawiać tylko takie kary, które są oczywiście i ściśle niezbędne, nikt nie może być karany inaczej jak tylko na podstawie ustawy uchwalonej i ogłoszonej przed popełnieniem przestępstwa i legalnie stosowanej.

Artykuł IX
Każdy człowiek jest uważany za niewinnego aż do momentu gdy zostanie uznany winnym. Jeżeli konieczne okaże się jego zatrzymanie, każde zastosowanie rygorów, które nie są niezbędne dla zabezpieczenia jego osoby, winno być surowo karane przez ustawę.

Artykuł X
Nikt nie powinien być niepokojony z powodu swoich przekonań, także religijnych, pod warunkiem że ich wyrażanie nie zakłóca porządku publicznego ustanowionego na podstawie ustawy.

Artykuł XI
Swobodne wyrażanie myśli i poglądów jest jednym z najcenniejszych praw Człowieka: każdemu Obywatelowi przysługuje więc wolność słowa, pisma i druku, a odpowiada tylko za nadużycie tej wolności w przypadkach określonych w ustawie.

Artykuł XII
Zagwarantowanie praw Człowieka i Obywatela wymaga istnienia publicznej siły zbrojnej: siła ta jest więc ustanowiona w interesie wszystkich, a nie tylko dla wygody tych, którym została powierzona.

Artykuł XIII
W celu utrzymania publicznej siły zbrojnej oraz dla pokrycia wydatków administracji niezbędny jest podatek powszechny. Powinien on być równo rozłożony na wszystkich Obywateli stosownie do ich możliwości.

Artykuł XIV
Wszyscy Obywatele mają prawo stwierdzać, osobiście lub za pośrednictwem swych przedstawicieli, niezbędność podatku publicznego, wyrażania nań zgody w sposób swobodny, czuwania nad jego wykorzystaniem, ustalania jego wysokości, podstawy wymiaru, sposobu pobierania i czasu trwania.

Artykuł XV
Społeczeństwo ma prawo żądać sprawozdania z działalności od każdego urzędnika publicznego.

Artykuł XVI
Społeczeństwo, w którym nie ma gwarancji poszanowania praw ani ustanowienia podziału władz nie ma Konstytucji.

Artykuł XVII

    Własność jest prawem nietykalnym i świętym, nikt nie może być go pozbawiony, z wyjątkiem przypadku, gdy wymaga tego konieczność publiczna prawnie uznana, ale pod warunkiem słusznego i wypłaconego z góry odszkodowania.

(Źródło: Biblioteka Sejmowa – http://libr.sejm.gov.pl/tek01/txt/konst/francja-18.html )

……………………………………………………………………………………….

Przypisy

1 „Konwencja programowa PiS” – http://pis.org.pl/aktualnosci/konwencja-programowa-prawa-i-sprawiedliwosci-w-lublinie

2 „Kaczyński na Jasnej Górze” – https://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/jaroslaw-kaczynski-nie-ma-polski-bez-kosciola,559532.html

3 Deklaracja Praw człowieka i Obywatela z 1789 r. – http://libr.sejm.gov.pl/tek01/txt/konst/francja-18.html )

4 CBOS „Religijność Polaków i ocena sytuacji Kościoła katolickiego” (2018) – https://www.cbos.pl/PL/publikacje/raporty.php 

Stary i Nowy Testament cytuję za Biblią Tysiąclecia (Wydawnictwo Pallottinum) – http://biblia.deon.pl/

………………………………………………………………………………………….

Kościół jest niepotrzebny!

1. Kryzys religii i Kościoła. 48 % Polaków pytanych w 2016 r. w sondażu CBOS wybrało odpowiedź: „Nie czuję potrzeby uzasadniania moralności przez religię, wystarczy mi własne sumienie”. Jedynie 12 % wskazało: „Tylko religia może uzasadnić słuszne nakazy moralne” (przypis 1). Wiele badań wskazuje, że Polacy w większości nie kierują się moralnością religijną, ale zdroworozsądkową. Z pewnością dziś, po ujawnieniu demoralizacji panującej wśród księży, moralny autorytet religii i Kościoła stopniał jeszcze bardziej.

Młodsze pokolenia Polaków odwracają się od Kościoła. 15 % Polaków w wieku 18-24 lata odpowiedziało, że są niewierzący (sondaż CBOS z 2018 r.). 48 % wybrało odpowiedź: „Jestem wierzący(a) na swój własny sposób”. Tylko 23 % wybrało: „Jestem wierzący(a) i stosuję się do wskazań Kościoła”. Duży spadek religijności wśród Polaków w wieku w wieku 18-39 lat stwierdzono w głośnych badaniach amerykańskiego ośrodka Pew Research Center (2).

Dodajmy, że nie brak dziś klas i szkół, w których większość uczniów nie uczęszcza na lekcje religii (3).

Zwykle w obronie Kościoła przywołuje się jego historyczne zasługi, np. w dziedzinie kultury, oświaty i nauki. To jednak dość odległa przeszłość. W miarę upływu czasu Kościół tracił na znaczeniu i dziś odgrywa w tych dziedzinach rolę co najwyżej marginalną.

W Polsce mówi się, że Kościół przyczynił się walnie do obrony tożsamości narodowej w okresie rozbiorów, oraz do obalenia rządów komunistycznych. Ale to także przeszłość. Dziś Kościół nie jest potrzebny ani przydatny, by rozwiązywać stojące przed Polską problemy. Ważne tylko, by nie przeszkadzał.

Spotkać można pogląd, że Kościół/religia wskazuje przede wszystkim „sens”, czyni świat i życie ludzkie sensownym. Warto jednak zapytać, jaki to sens? Otóż sensu ma dostarczać wiara, że świat został stworzony przez Boga, a człowieka czeka życie wieczne. Ten „sens” traci jednak wiarygodność, staje się nonsensem. Wiara w istnienie Boga i życie wieczne nie bez powodu postrzegana jest coraz powszechniej jako iluzja i starożytny mit, za którym nie stoi żadna prawda. Można starać się ten mit kultywować i konserwować, ale uratować tego „sensu” się nie da.

2. Podstawy nowoczesnego społeczeństwa. Fundamentem nowoczesnego społeczeństwa nie jest religia, ale świeckie prawa człowieka, świecka etyka, świecka kultura i nauka. W społeczeństwach takich jak polskie większość ludzi nie kieruje się religią. Pełni ona rolę atrapy, dekoracji. Ludzie kierują się tzw. zdrowym rozsądkiem oraz prawem i zasadami moralnymi, które przyswoili sobie żyjąc w społeczeństwie. Zasady te są niezależne od religii i są respektowane – lub nierespektowane – niezależnie od tego, czy wierzy się lub nie wierzy w Boga. Dziś ważniejsze od religii i kościołów jest rozsądne prawo, skutecznie egzekwowane (podkreślmy, że nie polega to na ustanawianiu wysokich kar, lecz na wysokiej jakości całego systemu prawa stanowionego przez państwo).

Trzeba podkreślić rolę praw człowieka. Są one we współczesnym świecie cywilizacyjnym fundamentem politycznym, prawnym i etycznym.

Prawa człowieka to nie tylko przepisy prawne – są to zasady etyczne i wartości przekładane na język przepisów prawa.

Główne zasady etyki praw człowieka to: zakaz dyskryminacji i równe traktowanie bez względu na narodowość, rasę, światopogląd, religię, płeć, orientację seksualną, majątek; wolność ograniczona tylko wolnością innych; wolność myśli, sumienia i wyznania; wolność słowa, zgromadzeń i stowarzyszeń; prawo do wolności osobistej i do sprawiedliwego procesu; prawo do regularnych wolnych wyborów; zakaz tortur; zakaz niewolnictwa; współcześnie bardzo wysoką rangę mają prawa socjalne.

Prawa człowieka zyskują uniwersalne uznanie. Ich znaczenie rośnie także w krajach, w których nie są respektowane (4). W Polsce wielu konserwatystów – powiedzmy delikatnie – nie lubi praw człowieka. Nie śmią jednak wprost ich negować. Starają się za to na wszelkie sposoby pomniejszać ich rolę, budzić nieufność, przedstawiać w niekorzystnym świetle. Są to żałosne zabiegi.

3. Kościół jest niepotrzebny. Sytuacja dojrzała do tego, by powiedzieć zdecydowanie: Kościół w Polsce jest niepotrzebny. Nic złego by się nie stało, gdyby w ciągu kilkunastu lat został zredukowany do niewielkich rozmiarów (dotyczy to także innych kościołów). Nie oznacza to postulatu likwidacji kościołów „na siłę”. Wolność praktyk religijnych jest prawem człowieka i ci, którzy tego chcą, zawsze mają prawo praktykować swobodnie.

Warto jednak uświadomić sobie, że w nowoczesnym społeczeństwie żaden kościół nie jest koniecznie potrzebny ani dla społeczeństwa, ani dla osób religijnych. Lęki i obawy, że upadek Kościoła katolickiego w Polsce spowodowałby negatywne skutki, są bezpodstawne. Wystarczy spojrzeć na Europę Zachodnią, by zauważyć, że upadek kościołów nie powoduje tam negatywnych skutków i kraje te mają się lepiej niż kraje religijne.

4. Indywidualizacja religii. Coraz częściej osoby religijne uświadamiają sobie, że wiara religijna nie wymaga zorganizowanego kościoła, może mieć charakter osobisty, prywatny. Według przywoływanych już badań CBOS, obecnie 46 % ogółu Polaków powyżej osiemnastego roku życia stwierdziło: „Jestem wierzący(a) na swój własny sposób”. Wśród Polaków w wieku 18-24 lat jest to 48 %, ale za to ateistów jest tam 15 %, gdy wśród ogółu tylko 4 % (2).

Zachowywanie przekonań religijnych, przy jednoczesnym odrzucaniu wielu kościelnych wierzeń i nakazów, nazywa się w religioznawstwie indywidualizacją religii. Wierzy się i praktykuje zgodnie z osobistymi, indywidualnymi przekonaniami („po swojemu”), a nie według nauk i nakazów kościelnych. Znajduje to wyraz w takich popularnych sformułowaniach jak na przykład: „Nie trzeba chodzić do kościoła, by wierzyć w Boga”, „Wierzę w Boga a nie w Kościół”, „Wierzę w Boga, ale ksiądz nie jest mi do niczego potrzebny”. Blisko połowa Polaków to wierzący po swojemu, którym Kościół nie jest potrzebny.

Warto zdać sobie sprawę, że Kościół, zdominowany przez księży, nie zmieni się gruntowniej, nie przestanie głosić starożytnych mitów religijnych, nie oczyści się z patologii, których szokujące rozmiary zostały właśnie ujawnione. Kościół jest zamknięty, hierarchiczny, zbiurokratyzowany. Sprawia to, że jest niepodatny na zmiany.

Co wobec tego?

Wielu katolików opuszcza Kościół. Praktykując poza Kościołem uwalniają się od religijnej mitologii, od „prawd wiary”, które są całkowicie niewiarygodne. Spotykałem katolików, którym ciąży, że będąc w Kościele zobowiązani są wierzyć w to, co władze kościelne do wierzenia podają. Jeżeli w kościelne „prawdy wiary” nie wierzą, mają poczucie, że będąc w Kościele udają wiarę. Wielu katolików ma poczucie, że żyje w kłamstwie.

5. Ideologia kościelna. Władze Kościoła głoszą we własnym interesie, że religię praktykować należy koniecznie pod ich kierownictwem. Przyznają sobie prawo do decydowania, jakie wierzenia i praktyki są właściwe, a jakie nie. Chcą decydować także o życiu prywatnym wiernych, czują się nawet uprawnione, by wydawać zakaz stosowania jakichkolwiek środków antykoncepcyjnych.

Jak władze kościelne przedstawiają swoje dążenia, cele i roszczenia do panowania nad wiernymi? Jak wygląda rdzeń ideologii Kościoła katolickiego?

Mówię tu o ideologii. W naukach społecznych przyjmuje się, że cele i poglądy głoszone przez dany ruch, ugrupowanie lub organizację to właśnie ideologia. Pojęcie ideologii ma charakter opisowy, nie wartościujący. Ale głoszone ideologie mogą być, najprościej mówiąc, dobre lub złe, wiarygodne lub niewiarygodne i wręcz oszukańcze.

Władze kościelne głoszą, że Kościół, którym kierują, ma do spełnienia misję powierzoną mu przez Boga – prowadzi ludzi do zbawienia i realizuje plan boży dotyczący człowieka i świata. Twierdzą też, że Kościół jest święty, został założony przez Boga, a jego głową jest Chrystus. Katechizm głosi, że Kościół jest mistycznym ciałem Chrystusa.

Jest to ideologia pozbawiona jakiegokolwiek wiarygodnego uzasadnienia. Nietrudno zauważyć, że władze kościoła i księża sami sobie przyznali misję rzekomo powierzoną im przez Boga. Głosząc przytoczone poglądy, kler ubóstwia sam siebie. Kościół katolicki jest zwykłą ziemską organizacją i przekonanie, że ma do spełnienia jakąkolwiek boską misję, jest pozbawione podstaw. Nie sposób zliczyć sekt, kościołów i nawiedzonych guru, którzy twierdzą, że otrzymali misję od Boga. Wszystkie te roszczenia są pozbawione racji i Kościół katolicki nie jest pod tym względem wyjątkiem.

6. Kryzys kościołów i religii w krajach wysokorozwiniętych. W Europie Zachodniej i w innych krajach wysokorozwiniętych kościoły i religia przeżywają głęboki kryzys. Potwierdzają to liczne badania. W historycznie chrześcijańskiej Europie Zachodniej wiarę w Boga przedstawionego w Biblii (czyli zgodnie z tradycją chrześcijańską) deklaruje tylko 14-30 %; jedynie w Austrii, Portugalii, Irlandii i Włoszech 32-46 %, a więc także mniejszość. Szerzej wyniki tych badań przedstawiam w innym artykule (5). Dodam, że powyższe dane nie obejmują muzułmanów; nie można więc powiedzieć, że są tak niskie dlatego, że jest tam bardzo dużo muzułmanów. Muzułmanie stanowią od 0,4 % ludności w Portugalii, do blisko 9 % we Francji.

Głęboki kryzys kościołów i religii dotyczy również Australii, Nowej Zelandii, Kanady i Japonii (!), a także USA, gdzie wprawdzie zaznacza się słabiej i z opóźnieniem, ale wyraźnie. Tylko 56 % Amerykanów deklaruje wiarę w biblijnego Boga, co nie jest wynikiem imponującym (6).

We wszystkich wymienionych krajach bardzo dużo mieszkańców deklaruje wierzenia religijne o charakterze indywidualnym, osobistym, nie wiążąc się z żadnym kościołem lub określoną religią. W krajach Europy Zachodniej, we wspomnianych już badaniach sondażowych, 27-48 % pytanych wybierało odpowiedź: „Nie wierzę w Boga przedstawionego w Biblii, ale wierzę w istnienie jakiejś innej siły nadnaturalnej lub duchowej”. Przekonania o charakterze ateistycznym wyrażało 9-40 %.

Krajem typowym dla Europy Zachodniej jest pod tym względem Francja. Wierzący w Boga zgodnie z tradycją chrześcijańską stanowią 27 %; wierzący nie w Boga, a w siłę nadnaturalną – 33 %; uznający przekonania ateistyczne – 27 %.

W USA odsetki te wynoszą odpowiednio 56 %; 33 %; 10 %.

Kryzys kościołów i tradycyjnych religii nie spowodował w wymienionych krajach negatywnych skutków. Jakkolwiek żaden kraj nie jest doskonały ani idealny, to jednak warunki życia (jakość życia) są w tych krajach lepsze niż w krajach religijnych.

7. Podsumowując: Kościół nie zniknie z dnia na dzień, ale powinniśmy przyzwyczajać się do myśli, że w nowoczesnym społeczeństwie jest on niepotrzebny. Moralność, zdrowie, ład społeczny, dobrobyt, nie zależą od kościołów i religii. Ponadto dla wielu ludzi religia staje się sprawą indywidualną, osobistą, nie wymagającą poddania się pod zwierzchnictwo księży, pastorów, katechetów itp. – Alvert Jann

………………………………………………………………..

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu”https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ . Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się w tej chwili ponad 70 artykułów.

…………………………………………………………………

Przypisy

1 CBOS: Zasady moralne a religia. Komunikat z badań, 2017, nr 4 (badania zrealizowano w 2016 r.) – https://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2017/K_004_17.PDF .

Podaję pełne brzmienie pytania i odpowiedzi:

Na temat wzajemnego stosunku między religią i moralnością można spotkać wiele różnych poglądów. Który z przytoczonych jest najbliższy Pana(i) poglądom?

A. Tylko religia może uzasadnić słuszne nakazy moralne – 12%

B. Dla mnie religia uzasadnia moje reguły moralne, ale sądzę, że można je sobie uzasadnić i bez niej – 30 %

C. Nie czuję potrzeby uzasadniania moralności przez religię, wystarczy mi własne sumienie – 48 %

D. Nie interesuję się tą sprawą – 10 %

Identyczne pytanie zadawano także w 2009 i 2013 r. Notuje się systematycznie znaczny spadek roli religii jako ostoi moralności. Między rokiem 2009 a 2016 odpowiedzi na pytanie A stopniały z 24 % do 12 %; na pytanie C wzrosły z 33 % do 48 %.

Liczne badania wskazują, że Polacy w większości nie zgadzają się ze stanowiskiem Kościoła w kwestiach antykoncepcji, aborcji, życia seksualnego czy rozwodów. 

2 Szerzej wyniki powyższych badań przedstawiam w artykułach: „Potwierdza się! Młodzież odchodzi od Kościoła” https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/potwierdza-sie-mlodziez-odchodzi-od-kosciola/ , oraz „Dlaczego religijność słabnie?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dlaczego-religijnosc-slabnie/ . Linki do badań: Pełna wersja komunikatu z badań CBOS „Religijność Polaków i ocena sytuacji Kościoła katolickiego” (2018, nr 147) – https://www.cbos.pl/PL/publikacje/raporty.php ; Pew Research Center – http://www.pewforum.org/2018/06/13/the-age-gap-in-religion-around-the-world/ .

3 Np. w Łodzi większość uczniów nie uczęszcza na lekcje religii https://dzienniklodzki.pl/w-lodzi-wiekszosc-uczniow-nie-chodzi-na-religie-rezygnuja-z-niej-nie-tylko-w-ogolniakach-ale-i-w-podstawowkach-a-jak-jest-w/ar/13636016?fbclid=IwAR0iexFFN-Q3w0Jh5if4_R7ppeW7gM3Ri-V2qXZlewv4KCMI3QNy7Uai2BE

4 Stwierdzają to np. międzynarodowe badania sondażowe przeprowadzone z okazji sześćdziesiątej rocznicy uchwalenia Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka (2008): „World Public Opinion and the Universal Declaration of Human Rights” – https://www.iatp.org/sites/default/files/451_2_104778.pdf

5 Alvert Jann „Nowy sondaż o religijności w Europie Zachodniej” https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/nowy-sondaz-o-religijnosci/

6 Pew Research Center: Key findings about Americans’ belief in God – https://www.pewresearch.org/fact-tank/2018/04/25/key-findings-about-americans-belief-in-god/

…………………………………………………………………

Potwierdza się! Młodzież odchodzi od Kościoła

Polska młodzież odchodzi od Kościoła. Wskazują na to kolejne badania, których wyniki krótko tu przedstawię.

1. Tylko 23 % młodych wiernych Kościołowi. W nowym sondażu CBOS tylko 23 % młodych Polaków w wieku 18-24 lata wybrało odpowiedź: „Jestem wierzący(a) i stosuję się do wskazań Kościoła”. W pokoleniu emerytów było to 61 %, a wśród Polaków w kwiecie wieku (35-64 lata) blisko 50 %. Kontrast olbrzymi.

Tylko 23 % młodych Polaków można uznać za rzeczywistych wiernych Kościoła katolickiego. Pozostali charakteryzują się niezależnością od Kościoła lub brakiem wiary religijnej.

Biorąc pod uwagę ogół badanych, opcję „Jestem wierzący(a) i stosuję się do wskazań Kościoła” wybrało 45 %. To sporo, ale jednak mniejszość.

Porównajmy dane z 2000 i 2018 r.

W 2000 r. opcję „Jestem wierzący(a) i stosuję się do wskazań Kościoła” wybrało 50 % młodych w wieku 18-24 lata, a w 2018 r. tylko 23 %. Nastąpił spadek aż o 27 punktów procentowych. Wśród ogółu Polaków w 2000 r. opcję tę wybrało 57 %, a w 2018 r. – 45 %. Spadek o 12 punktów procentowych.

Referowane tu badania sondażowe zostały przeprowadzone we wrześniu i październiku 2018 r. na reprezentatywnej próbie losowej dorosłych mieszkańców Polski (w wieku 18 lat i więcej) przez Centrum Badań Opinii Społecznej – CBOS. Główne referowane tu pytanie brzmiało: „Który z poniższych opisów najbardziej pasuje do Pana(i) sytuacji? 1. Jestem wierzący(a) i stosuję się do wskazań Kościoła;
2.
Jestem wierzący(a) na swój własny sposób; 3. Nie mogę powiedzieć, czy jestem wierzący(a) czy też nie; 4. Jestem niewierzący(a); 5. Określił(a)bym to inaczej”
(przypis 1).

Nie są to pierwsze badania wskazujące na bardzo duże różnice w przekonaniach religijnych między młodszymi a starszymi pokoleniami Polaków. Sygnalizował to już głośny raport z badań przeprowadzonych przez amerykański ośrodek Pew Research Center (2).

Przekonania religijne Polaków zaczynają się zmieniać. W efekcie naturalnej wymiany pokoleń można w Polsce oczekiwać spadku religijności, ograniczenia wpływów Kościoła, wzrostu laicyzacji/świeckości.

2. Ateizm postępuje! W młodym pokoleniu (18-24 lata) szerzy się ateizm – 15 % wybrało odpowiedź: „Jestem niewierzący(a)”. Natomiast wśród osób w wieku 45 lat i więcej – tylko ok. 2 % (wśród ogółu badanych brak wiary deklarowało 4 %). Znów kontrast olbrzymi.

Ponadto w młodym pokoleniu 5 % wskazało odpowiedź: „Nie mogę powiedzieć, czy jestem wierzący(a) czy też nie” (wśród ogółu jest to 2 %). Są to osoby z reguły bardzo rzadko biorące udział w praktykach religijnych.

Tak duży odsetek deklarujących brak lub słabość wiary religijnej wskazuje też, że w młodym pokoleniu przestaje obowiązywać prawicowa „poprawność polityczna”, która wymaga demonstrowania wiary religijnej. Natomiast prawicowi politycy, jak łatwo zauważyć, ciągle klęczą i powtarzają „Tak mi dopomóż Bóg” (posłowie, składając ślubowanie, mogą taką formułę, wypowiedzieć – należy to do prawicowej „poprawności politycznej”) .

3. Indywidualizacja wiary religijnej. 48 % młodych osób w wieku 18-24 lat wybrało odpowiedź: „Jestem wierzący(a) na swój własny sposób”. Oznacza to, że mimo deklarowania wiary religijnej są niezależni od kościelnych nauk i nakazów. Postawa ta jest tak samo częsta w pozostałych grupach wiekowych, z wyjątkiem najstarszej (65+), gdzie wierzących „na swój własny sposób” jest 34%. To i tak sporo.

Biorąc pod uwagę wszystkie grupy wiekowe, opcję „wierzę na swój własny sposób” wybrało 46 %. Blisko połowa!

Zachowywanie przekonań religijnych przy jednoczesnym odrzucaniu wielu kościelnych wierzeń i nakazów nazywane jest w religioznawstwie indywidualizacją religii. Wierzy się i praktykuje zgodnie z osobistymi, indywidualnymi przekonaniami („po swojemu”), a nie według nauk i nakazów kościelnych.

Indywidualizacja religii może wiązać się z religijnością pogłębioną i intensywną, lub z nabywaniem nowych przekonań religijnych. Ale – jak wynika z badań – najczęściej wiąże się z osłabieniem religijnego zaangażowania emocjonalnego, ze znaczną laicyzacją przekonań i z rzadkim udziałem w praktykach religijnych lub w ogóle z niepraktykowaniem. W Polsce indywidualizacja wiary religijnej najczęściej polega na ignorowaniu kościelnych nauk i nakazów, przy zachowaniu wiary w Boga.

4. Wiara w Boga. Jako wierzący deklaruje się 71 % młodych Polaków w wieku 18-24 lat. Natomiast wśród ogółu jest to 92 %, a w pokoleniach w wieku lat 45 i więcej – nawet 96 %. Różnice między pokoleniami są więc bardzo duże i wynoszą aż 20-25 punktów procentowych.

Odsetek wierzących w całej populacji Polaków w ciągu ostatnich dziesięcioleci powoli zmniejszał się. Według badań CBOS w 1997 r. wynosił 97 %, a w 2018 zmniejszył się do 92 %. Można zasadnie przypuszczać, że wskutek naturalnej wymiany pokoleń będzie ubywać wierzących .

Wysoki poziom deklaracji wiary w Boga wśród ogółu Polaków (oscylujący wokół 90 %) potwierdzają inne badania. Różnice mogą wynikać z różnych dat przeprowadzenia badań oraz z nieco odmiennego sformułowania pytań. Rozbieżności nie są jednak zbyt duże. Np. we wspomnianych badaniach Pew Research Center z 2015 r. na pytanie, czy wierzysz albo nie wierzysz w Boga, TAK odpowiedziało 86 % ogółu pytanych; NIE 8 %; nie miało zdania lub odmówiło odpowiedzi 6 %. Różnica wynika przede wszystkim z odmiennego sformułowania pytania.

W związku z wiarą w Boga warto zwrócić uwagę na dwie kwestie.

1. Deklaracja wiary w Boga nie oznacza wierności i posłuszeństwa władzom Kościoła. Wśród wierzących połowę stanowią wierzący „po swojemu”, a więc niepokorni, niezależni i ignorujący kościelne nauki i nakazy. Odzwierciedleniem tego jest często spotykane przekonanie: „Wierzę w Boga, ale nie wierzę w księdza”. Jest to wyraz nieufności wobec duchowieństwa i kościelnego aparatu, odrzucenie księżowskiego zwierzchnictwa nad własnym sumieniem.

2. Bardzo ważnym zjawiskiem w krajach zachodnich jest obecnie utrata wiary w Boga osobowego w rozumieniu judaizmu, chrześcijaństwa, islamu i wielu innych religii. Zamiast tego zyskuje na znaczeniu wiara w boga jako abstrakcyjną siłę nadnaturalną. Albo w ogóle odrzuca się pojęcie boga, natomiast uznaje się istnienie rzeczywistości nadnaturalnej lub duchowej, nie utożsamianej z bogiem. Ten rodzaj przekonań można nazwać nadnaturalizmem. Ma on bardzo szeroki zasięg w krajach Europy Zachodnich. Uznający istnienie siły nadnaturalnej czy duchowej, a odrzucający wiarę w Boga osobowego, stanowią w krajach Europy Zachodniej 27-48 %, a ateiści to w większości tych krajów 20-40 %. Wierzący w Boga osobowego we wszystkich krajach zachodnioeuropejskich, z wyjątkiem Włoch i Irlandii, znaleźli się w mniejszości liczącej 14-36 % (3).

Ponieważ w Polsce mamy bardzo duży odsetek wierzących „na swój własny sposób”, a wśród młodych szerzy się ateizm, można prognozować, że będzie zwiększać się: 1. liczba wierzących w istnienie siły nadnaturalnej czy duchowej, a nie w Boga osobowego, czyli nadnaturalistów; 2. liczba ateistów.

5. Film „Kler”

Referowany tu sondaż przeprowadzono w dwóch turach: w pierwszej połowie września oraz na początku października 2018 r. (dokładniej 4-11 października). W międzyczasie 28 września na ekrany wszedł budzący olbrzymie zainteresowanie film „Kler”, pokazujący demoralizację duchowieństwa w Kościele katolickim w Polsce (wszedł do kin 28 września, do momentu rozpoczęcia drugiej tury badań obejrzało go ponad 1,7 miliona widzów).

Czy film wpłynął na ocenę Kościoła katolickiego?

W sondażu pytano: „Jak, ogólnie rzecz biorąc, ocenia Pan(i) aktualną sytuację Kościoła katolickiego w Polsce?” (CBOS zadaje to pytanie standardowo od lat).

Po wejściu „Kleru” na ekrany oceny Kościoła pogorszyły się znacząco, chociaż nie w sposób druzgocący (wcześniej od 2014 r. oceny były dość stabilne).

Przed wejściem „Kleru” do kin sytuację Kościoła jako zdecydowanie dobrą i raczej dobrą oceniało 65 %. W drugiej połowie października, po wejściu „Kleru” na ekrany, nastąpił spadek do 58 %.

Zaś odsetek oceniających sytuację Kościoła jako raczej złą i zdecydowanie złą wzrósł z 27 % do 37 %.

!! Oceny są wyraźnie najgorsze wśród najmłodszych. Różnica między grupą w wieku 18-24 lata, a grupą w wieku 65 i więcej, wynosi aż 20 punktów procentowych (oceny dobre 43% do 63 %; złe 49% do 30 %). W najmłodszej grupie (i tylko w tej) oceny złe przeważają nad dobrymi: 49 % złe, 43 % dobre.

Trzeba wziąć po uwagę coś jeszcze. Badania trwały od 4 do 11 października. „Kler” święcił rekordy oglądalności, ale od tamtej pory obejrzało go już dużo więcej widzów. Można przypuszczać, że obecnie oceny Kościoła są gorsze niż w okresie prowadzenia badań (do chwili rozpoczęcia badań film obejrzało około 1,7 miliona widzów, zaś do momentu ich zakończenia około 3 mln.; w końcu listopada już ponad 5 mln.). Z czasem okaże się, jak znaczne i trwałe jest pogorszenie ocen.

6. Podsumowanie i wnioski

1. Wśród młodych (w wieku 18-24 lata) znaczna część uważa się za niewierzących: to 15 %, a dodatkowo 5 % nie ma jasności, czy wierzy, czy nie wierzy.

2. Tylko wyraźna mniejszość młodych (23 %) deklaruje, że według własnej oceny jest wierząca i stosuje się do wskazań Kościoła.

3. Blisko połowa ogółu Polaków, a wśród młodych 48 % – to wierzący „po swojemu”, a więc świadomie odrzucający w znacznym zakresie kościelne nauki i nakazy. Jest to przejaw indywidualizacji przekonań religijnych („odkościelnienia”), z reguły wiążący się ze znacznym spadkiem religijnego zaangażowania.

4. W sumie 3/4 młodych charakteryzuje się znaczną niezależnością od Kościoła, nie akceptuje wielu kościelnych wierzeń i nauk, wierzy „po swojemu” lub w ogóle nie wierzy w Boga.

5. Młode pokolenie przeszło intensywny cykl kościelnej katechezy od przedszkola do matury. Ale jest mniej religijne niż starsze pokolenia, wychowane i  żyjące w okresie władzy komunistów. Jak widać, nachalna religijna indoktrynacja nie popłaca.

6. Można prognozować, że wraz z naturalną wymianą pokoleń przekonania laickie/świeckie będą się nasilać, a władze Kościoła katolickiego i religijni aktywiści będą tracić wpływy. Zamiast postępującej klerykalizacji, będziemy mieć serię reform ograniczających ich wpływ na państwo, prawo, politykę, partie polityczne, życie publiczne i społeczne. – Alvert Jann

PS. Warto zwrócić uwagę, że coraz więcej uczniów nie uczęszcza na lekcje religii, np. w Łodzi większość https://dzienniklodzki.pl/w-lodzi-wiekszosc-uczniow-nie-chodzi-na-religie-rezygnuja-z-niej-nie-tylko-w-ogolniakach-ale-i-w-podstawowkach-a-jak-jest-w/ar/13636016?fbclid=IwAR0iexFFN-Q3w0Jh5if4_R7ppeW7gM3Ri-V2qXZlewv4KCMI3QNy7Uai2BE

…………………………………………..

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu”https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ . Zapraszam wszystkich zainteresowanych, artykuły zamieszczam z reguły raz w miesiącu >pierwszego<. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się 70 artykułów. Polecam w szczególności:

Dlaczego religijność słabnie?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dlaczego-religijnosc-slabnie/

Dziewicze narodziny Jezusa” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dziewicze-narodziny-jezusa/

………………………………………………………….

Przypisy

1. CBOS „Religijność Polaków i ocena sytuacji Kościoła katolickiego” (2018); „Religijność Polaków na przełomie wieków” (2001) – https://www.cbos.pl/PL/publikacje/raporty.php

2. Pew Research Center – http://www.pewforum.org/2018/06/13/the-age-gap-in-religion-around-the-world/ . Wyniki tych badań przedstawiam w: „Dlaczego religijność słabnie?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dlaczego-religijnosc-slabnie/

3. „Nowy sondaż o religijności w Europie Zachodniej” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/nowy-sondaz-o-religijnosci/

………………………………………………………………

„Prawo boże” i „prawo naturalne”

Katoliccy biskupi i aktywiści powołują się często na „prawo boże” lub „prawo naturalne”. Co to takiego? Spróbuję pokazać, że to fikcja, a zarazem ważny składnik ideologii Kościoła, uzasadniającej jego roszczenia do władzy.

Co to takiego?

Według Katechizmu nazwy prawo boże, prawo objawione i prawo naturalne oznaczają wszystkie prawo moralne stworzone przez Boga, czyli zasady moralne, które ustanowił Bóg. Jak twierdzi teologia, Bóg stworzył prawo moralne, wpisał je w umysły ludzi (to tzw. prawo naturalne) oraz częściowo objawił w dziesięciu przykazaniach Dekalogu i w ewangeliach (to jest tzw. prawo objawione). „Prawo moralne jest dziełem Mądrości Bożej” – stwierdza katechizm (pkt 1950).

Nazwa prawo naturalne jest myląca, bowiem sugeruje, że są to zasady wynikające z biologicznej natury człowieka. Tymczasem według kościelnej teologii są to zasady moralne stworzone przez Boga i wpisane w naturę człowieka. W katechizmie czytamy:Prawo naturalne, będące doskonałym dziełem Stwórcy, dostarcza solidnych podstaw, na których człowiek może wznosić budowlę zasad moralnych”. „Główne przepisy prawa naturalnego zostały wyłożone w Dekalogu” (pkt. 1959 i 1955).

Nazwę prawo naturalne teologia kościelna zapożyczyła w starożytności z filozofii greckiej i rzymskiej. Była to nazwa wieloznaczna, odnosiła się m.in. do poczucia moralnego właściwego ludziom i wyimaginowanego prawa wyższego niż prawo stanowione przez ludzi. Pojęciom tym nadawano nierzadko charakter religijny twierdząc, że owo poczucie moralne i prawo pochodzi od bogów/boga. W tym znaczeniu przejęła je teologia chrześcijańska, zamiast pogańskich bogów wpisując swojego boga.

Dla władz Kościoła kluczowe znaczenie ma twierdzenie, że to one w jedynie właściwy sposób interpretują i ogłaszają zasady prawa bożego. Nie wiecie jakie prawo boże jest? Wystarczy zapytać odpowiednie instancje kościelne. One wiedzą, co postanowił Bóg w danej sprawie.

Starożytny mit i fikcja

Nie dajmy się zwariować. Władze Kościoła nie głoszą żadnego rzeczywistego prawa bożego czy naturalnego, tylko zasady, które same dowolnie ustalają, manipulując wersetami z Pisma Świętego i innych starożytnych ksiąg.

Twierdzenie, że Bóg stworzył prawo moralne, które wpisał w umysły ludzi oraz objawił około 2-3 tys. lat temu w Piśmie Świętym, jest co najwyżej starożytnym mitem religijnym. W starożytności wszystko można było tłumaczyć działalnością bogów. Samo pojęcie boga i rzeczywistości nadprzyrodzonej wywodzi się ze starożytnych mitów, a następnie było przez wieki przetwarzane przez filozofów i teologów.

Co trzeba wobec tego powiedzieć?

Zachowania i zasady moralne są wytworem biologicznego i kulturowego rozwoju człowieka, a nie dziełem jakiegokolwiek boga. Wartościowej wiedzy na ten temat dostarczają nauki biologiczne i społeczne, a nie teologia. To ewolucja wyposażyła nas we wrodzone uczucia i motywacje skłaniające do zachowań takich jak pomaganie, a nawet altruizm i poświęcenie, oraz – trzeba to podkreślić – do zachowań agresywnych. Te wrodzone impulsy są modyfikowane przez kulturę, wychowanie i okoliczności życiowe. Nie miesza w tym żaden bóg.

Szerzej o ewolucyjnym i społecznym pochodzeniu moralności piszę w artykule „Ewolucja i moralność” – link na końcu.

Nieprzydatność pojęcia prawa bożego

Dekalog i ewangelie (według teologii są one wyrazem prawa bożego) zawierają zapisy ogólnikowe lub metaforyczne i niejasne, ponadto pochodzą sprzed około 2-3 tys. lat, dotyczyły zupełnie innych społeczeństw i kultur. Już z tych chociażby powodów są dziś nieprzydatne jako źródło zasad etycznych, a tym bardziej prawa stanowionego przez władze państwowe.

Wobec niejasności Dekalogu i ewangelii teolodzy twierdzą, że zasad bożego prawa można dociekać rozumowo, bo nie wszystko zostało objawione i zapisane w Piśmie Świętym. No tak, tylko że wtedy dowolność w interpretacjach jest jeszcze większa. I władze Kościoła w pełni z tej dowolności korzystają.

Podam kilka przykładów:

Antykoncepcja. Na prawo naturalne powołuje się papież Paweł VI w głośnej encyklice Humanae Vitae z 1968 r., wyrażającej obowiązujące do dziś stanowisko Kościoła w sprawie regulacji urodzeń. Papież dowodzi, że niedopuszczalne jest stosowanie środków antykoncepcyjnych, dopuszczalne jest natomiast wykorzystywanie naturalnych cyklów płodności (cyklów miesiączkowych), tj. powstrzymywanie się od stosunków seksualnych w okresie płodności.

Ponieważ w prawach objawionych w Piśmie Świętym nie ma zakazu stosowania środków antykoncepcyjnych, papież dokonuje karkołomnych wywodów, by jednak zakaz antykoncepcji uzasadnić prawem bożym. Twierdzi ostatecznie, że antykoncepcja jest niezgodna z bożym planem natury. Papież nie ujawnia, skąd wie, jaki jest ten boży plan natury. Wszystko wskazuje, że papież najpierw postanowił utrzymać zakaz antykoncepcji, a następnie próbuje uzasadnić swoją decyzję prawem bożym.

Jeśli rozważamy sprawy antykoncepcji rozumowo, to z całą pewnością potrafimy uzasadnić, że środki antykoncepcyjne mają olbrzymie zalety w porównaniu z dopuszczanym przez Kościół wykorzystywaniem cyklów płodności. Środki te lepiej pozwalają regulować liczbę potomstwa, chronić przed niechcianą ciążą, dostosowywać życie seksualne do potrzeb fizjologicznych i emocjonalnych. I dlatego ludzie je stosują dość powszechnie.

Można też zauważyć, że zarówno stosowanie środków antykoncepcyjnych, jak i wykorzystywanie cyklów miesiączkowych, to jakby oszukiwanie przyrody. W papieskiej propozycji można widzieć hipokryzję, obłudę, a z perspektywy teologicznej – próbę oszukania Boga: Niby stosuję się do bożego planu przyrody, ale jednocześnie go omijam.

Liczne kościoły protestanckie od lat 1930. odstępowały od zakazu używania środków antykoncepcyjnych, pozostawiając tę sprawę osobistej decyzji wyznawców. Nie można w żaden sposób stwierdzić, że postępują one niezgodnie z prawem bożym.

Nie zabijaj”. Według katechizmu przykazanie „Nie zabijaj” jest wyrazem (jak cały Dekalog) prawa naturalnego. W przeszłości, jak i dziś, interpretowane było bardzo różnie.

Wraz z Jezusowym nakazem miłowania nieprzyjaciół stanowiło podstawę radykalnego, absolutnego pacyfizmu. Prawdziwy chrześcijanin nie mógł walczyć zbrojnie, uczestniczyć w wojnach, służyć w wojsku, nie akceptował kary śmierci. Pacyfistycznych wyznań było w historii chrześcijaństwa sporo i niektóre istnieją do dziś.

Z drugiej strony władze Kościoła katolickiego ogłaszały agresywne krucjaty, prowadziły agresywne wojny, uznawały karę śmierci, skazywały na spalenie żywcem na stosie za tzw. herezję, rzekome czary i konszachty z diabłami. Zaprzestały tych praktyk dopiero wtedy, kiedy straciły możliwość ich stosowania.

Problemy stwarza też kara śmierci. Pacyfistyczne wyznania często odrzucały karę śmierci. Zaś Kościół katolicki uznawał ją nawet wtedy, gdy w wielu państwach już ją zniesiono. Istotny krok w kierunku zmiany stanowiska Kościoła uczynił Jan Paweł II, ale dopiero papież Franciszek w 2018 r. wpisał do katechizmu, że „kara śmierci jest niedopuszczalna” (pkt 2267, zmiana nie jest jeszcze uwzględniona w tekście katechizmu na oficjalnej stronie kościelnej opoka.org.pl).

Zniesienie kary śmierci nie jest zasługą Kościoła, ale efektem rozwoju kultury w ciągu ostatnich dwóch wieków, szczególnie od II wojny światowej.

Miłowanie nieprzyjaciół i nadstawianie policzka. Jak stwierdza katechizm, w Kazaniu na Górze Jezus ogłasza nowe prawo (prawo ewangeliczne), które jest „doskonałą formą prawa Bożego, naturalnego i objawionego”. Zawiera ono Jezusowe prawo miłości. Jezus nakazuje: Miłujcie waszych nieprzyjaciół” i Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi” (Mt 5, 39-44). Jezus jest tu głosicielem miłości, ale warto dodać, że nawet w tym stosunkowo krótkim kazaniu ukazuje także swoje drugie, niemiłosierne oblicze. Dwukrotnie straszy grzeszników ogniem piekielnym (w innych miejscach ewangelii jest dużo gorzej).

Kościół ma od wieków problemy z interpretacją tych przykazań, nie mówiąc o ich realizacji. Powoływały się na nie, jak już wspomniałem, wyznania pacyfistyczne. Zaś w Kościele katolickim Jezusowe prawo miłości nie zapobiegło prześladowaniom tzw. heretyków i innowierców. Zaprzestano tego dopiero, gdy Kościół stracił olbrzymią niegdyś władzę.

Nie będę znęcał się nad kłopotami kościelnych teologów, nad pokrętnymi interpretacjami Kazania na Górze. Nie jedyny to wypadek, kiedy wyznawcy mają kłopot z tekstami klasyków. Jednak świeckie ugrupowania mogą nie traktować słów klasyków jako objawionych i pochodzących od samego Boga. Kościół poniekąd musi tak je traktować.

Kazanie na Górze wypowiedziane jest językiem metaforycznym i niejasnym, co łatwo pozwala na dowolne interpretacje. Jak na „doskonałą formę prawa Bożego” jest to poważna wada. 

Dekalog. Często uważa się, że Dekalog zawiera rzeczy słuszne. „Zgadzam się z Dekalogiem” – można usłyszeć. Jeżeli jednak bliżej Dekalogowi się przyjrzymy, to uderza jego ogólnikowość, niejasność i archaiczność, a co najmniej w dwóch punktach jest on sprzeczny ze świeckimi prawami człowieka. Współcześnie Dekalog jest całkowicie nieprzydatny przy rozwiązywaniu problemów etycznych i prawnych.

Nie trzeba sięgać do Dekalogu, by wiedzieć, że nie należy kraść i kłamać, a należy szanować rodziców. Są to zasady uniwersalne, pozareligijne, starsze niż religie, głęboko zakorzenione w etyce świeckiej i w prawie.

Nie wszystko jednak w Dekalogu jest tak oczywiste. Jak już pisałem, w przypadku „Nie zabijaj” pojawiają się problemy z wojnami, szczególnie agresywnymi, oraz z karą śmierci. Są też inne kłopotliwe punkty.

Spójrzmy na przykazania 9. i 10. Nakazują one, by nie pożądać żony bliźniego, ani żadnej rzeczy, która do niego należy. Oryginalny tekst tych przykazań świadczy niezbicie o archaizmie Dekalogu, co zdecydowanie odbiera mu autorytet. Czytamy tam: „Nie będziesz pożądał żony bliźniego twego, ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła …” (Wj 20).

Współcześnie uznajemy, że niedopuszczalne jest posiadanie niewolników, a Dekalog mówi tylko, że nie należy pożądać niewolników należących do naszego bliźniego. Dekalog jest tu sprzeczny z prawami człowieka, z moralnymi i prawnymi zasadami obowiązującymi współcześnie – akceptuje niewolnictwo. Zwykle nie dostrzega się tego.

Ponadto żona umieszczona jest w jednej kategorii z niewolnikami i zwierzętami hodowlanymi, wołem i osłem, co również wskazuje na archaiczność Dekalogu i kłoci się ze współczesną etyką i nie tylko etyką.

Następna kwestia. Wielce problematyczne jest przykazanie „Nie cudzołóż”. Władze kościelne widzą w nim, zgodnie ze Starym Testamentem, zakaz wszelkich seksualnych stosunków przed i pozamałżeńskich (tzw. prawo mojżeszowe, zawarte w tej samej księdze co Dekalog, nakazywało takie stosunki karać śmiercią i to przez kamienowanie).

Natomiast współcześnie dość powszechnie uważa się, że dobrowolne stosunki seksualne między osobami dorosłymi, nie będącymi w związku małżeńskim, są dopuszczalne. Każdy, kto tak uważa, nie zgadza się z Dekalogiem i władzami Kościoła.

A teraz kwestia szczególnej wagi: Pierwsza część Dekalogu jest ewidentnie sprzeczna z prawami człowieka – z prawem do wolności wyznania. W oryginalnym tekście Dekalogu czytamy: Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie! (…) Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia” (Wj 20;3-5).

Zgodnie z prawami człowieka każdy ma prawo wierzyć w tych bogów, w których chce wierzyć. Zacytowana zasada Dekalogu neguje fundamentalne prawo każdego człowieka do wolności wyznania, w tym do zmiany religii lub do niewyznawania żadnej. Dekalog ustanawia zakaz i za odstępstwo grozi karą bożą do trzeciego/czwartego pokolenia (prawo mojżeszowe nakazywało karę śmierci). Wolność religii nie istnieje w Dekalogu. W niektórych krajach islamskich nawet dziś za odstępstwo od islamu grozi kara śmierci. Skąd się to wzięło? Islam zapożyczył wiele z Biblii, z judaizmu i chrześcijaństwa.

Także obietnica kary do trzeciego/czwartego pokolenia za czyny przodków świadczy o archaiczności Dekalogu i jest sprzeczna ze współczesnymi zasadami etycznymi i prawnymi. Nie uznajemy za sprawiedliwe karania za czyny przodków.

Jeśli więc ktoś uznaje prawo do wolności wyznania, a ponadto nie zgadza się z zasadą karania za czyny przodków, to nie zgadza się z Dekalogiem.

Podsumowując, nie należy pochopnie mówić, „ale z Dekalogiem to się zgadzam”, bo zawiera on treści, z którymi nie powinniśmy się zgadzać. Dekalog nie może też być argumentem przy stanowieniu prawa, mimo że według władz Kościoła jest on wyrazem bożego prawa naturalnego i objawionego.

Ideologia kościelna

Władze kościelne od wieków głoszą, że prawo boże jest nadrzędne w stosunku do prawa stanowionego przez władze państwowe. A kto jest jedynym uprawnionym interpretatorem prawa bożego? Oczywiście biskupi, władze kościelne, Urząd Nauczycielski Kościoła (stwierdzają to wyraźnie podstawowe dokumenty kościelne). Inaczej mówiąc, prawo stanowione przez władze państwowe ma być podporządkowane temu, co głoszą władze kościelne. No bo władze kościelne – jak twierdzą same o sobie – mówią to, co zawiera prawo boże, tj. prawo ustanowione przez samego Boga.

Są to roszczenia władz Kościoła rodem ze średniowiecza, dziś skompromitowane i nieaktualne. Biskupom jednak odbija. Przytoczę tylko dwie charakterystyczne wypowiedzi najwyższych hierarchów kościelnych w Polsce:

Abp Henryk Hoser mówił:Jedynym gwarantem ludzkiej godności i życia jest Bóg. Stąd nadrzędność prawa Bożego nad prawem stanowionym”.

Zaś abp Stanisław Gądecki, szef biskupów w Polsce, wręcz głosi średniowieczną doktrynę jedności władzy kościelnej i państwowej, przy czym ważniejsza, kierownicza rola ma przypaść oczywiście Kościołowi: „Państwo i Kościół nie są tylko dwoma instytucjami żyjącymi obok siebie swoim własnym, autonomicznym życiem. To są dwie instytucje zdane na siebie, i to zdane na podobieństwo związku ciała z duszą. Kościół, jeśli jest autentyczny winien być duszą państwa”. Nie ulega wątpliwości, że w rozumieniu arcybiskupa to dusza jest ważniejsza do ciała.

Nie sposób nie zauważyć, że teza abp Gądeckiego jest fałszywa. Współcześnie Kościół i państwo nie są zdane na siebie. Obowiązuje zasada rozdziału państwa i Kościoła – i powinna być ona rygorystycznie przestrzegana.

Warto coś jeszcze powiedzieć. Władze Kościoła i duchowni głoszą sami o sobie, że Bóg powierzył im wielką misję. Mają doprowadzić ludzi do zbawienia i są niezbędnymi pośrednikami w kontaktach z Bogiem. Nie ma podstaw, by wierzyć, że to prawda. To korporacyjna ideologia kleru, uzasadniająca jego istnienie i interesy. Nawet jeżeli ktokolwiek założy lub wierzy, że Bóg istnieje, to nie ma podstaw by sądzić, że kler jest potrzebny do zbawienia i do kontaktów z Bogiem.

 

Świeckie prawa człowieka, a nie prawo boże!!

Podstawą prawa stanowionego we współczesnych państwach demokratycznych są świeckie prawa człowieka, a nie prawa boże, których wykładnię podają władze Kościoła katolickiego.

Warto powiedzieć, że prawa człowieka to koncepcja nie tylko prawna i polityczna, ale przede wszystkim etyczna. To zasady etyczne przekładane na język przepisów prawa. Podstawowym ich celem jest ograniczenie przemocy, krzywd i dyskryminacji doświadczanych przez ludzi w życiu społecznym. Dlatego jest tam zakaz niewolnictwa i poddaństwa, a także zakaz tortur i okrutnego lub upokarzającego traktowania i karania. Obowiązuje zasada równości wobec prawa i zakaz dyskryminacji. Nikt nie może być dyskryminowany ze względu na narodowość, język, rasę, religię, pochodzenie społeczne, światopogląd, płeć, wiek, orientację seksualną. Wielką wagę przywiązuje się do praw socjalnych. Szczególne znaczenie ma wolność słowa, przekonań i zgromadzeń, oraz ochrona przed nadużyciami ze strony władz państwowych, a także innych ludzi (można powiedzieć, że prawa człowieka mają chronić człowieka przed człowiekiem).

Władze kościelne przez dwa wieki otwarcie negowały prawa człowieka. Ustąpiły dopiero na drugim soborze watykańskim (1962-1965). Dziś w Kościele twierdzi się nierzadko, że prawa człowieka to zasługa Kościoła. A jednocześnie próbuje się je zdyskredytować i obrzydzić. Władze Kościoła próbują też stawiać swoje „prawa boże” ponad prawami człowieka. Biskupi perorują, że świat współczesny powinien opierać się na Dekalogu. Przykładem może być abp Gądecki, który twierdzi, że Dekalog „to jedyny autentyczny fundament życia jednostek, społeczeństw i narodów”. Otóż nie jedyny. Etyka i polityka praw człowieka stanowi fundament dużo bardziej wartościowy.

A Jan Paweł II w głośnej encyklice „Wiara i rozum” powtarzał fałszywy zarzut, że we współczesnej demokracji „nie ma miejsca na jakiekolwiek odniesienie do zasad o charakterze aksjologicznym”, czyli do trwałych wartości. Otóż papież raczył nie zauważyć, że współczesna demokracja opiera się na trwałych wartościach i zasadach praw człowieka. Jest to koncepcja bez porównania lepsza niż przywoływane przez papieża boże prawa naturalne i objawione.

Twierdzi się czasami, że prawa człowieka nie są sprzeczne z prawem bożym, o którym mówią władze Kościoła. Tak jednak nie jest. Prawa człowieka są ustalane przez opinię publiczną i władze państw demokratycznych. Zaś wykładnię rzekomych praw bożych podają władze Kościoła. Powstają kolizje, co można zauważyć na przykładzie sprzeciwu władz kościelnych wobec tzw. konwencji antyprzemocowej („Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej”).

Podsumowując: Współcześnie fundamentalną rolę w stanowieniu prawa i w państwie odgrywają świeckie prawa człowieka, a nie prawa boże, których wykładnię podają władze Kościoła. Prawa człowieka nie odwołują się do religii ani do jakiegokolwiek boga.

 

Na zakończenie ks. prof. Salij

W jednym z esejów ks. prof. Jacka Salija czytamy: „Od dwudziestu pięciu wieków temat prawa naturalnego jest obecny w myśli europejskiej, ale dopiero w naszym pokoleniu za ideą tego prawa niektórzy zaczęli dostrzegać widmo państwa wyznaniowego. Lęk to doprawdy absurdalny, jeśli sobie uświadomić, że tacy wybitni głosiciele prawa naturalnego, jak dramatopisarz Sofokles (496-406), lekarz Hipokrates (460-377), filozofowie Platon (427-347), Arystoteles (384-322) czy Cyceron (106-43) żyli w erze przedchrześcijańskiej i nie mogło im chodzić o umacnianie wpływów Kościoła”.

Gdybym był złośliwy, to bym powiedział, że ks. prof. Salij udaje Greka. Rzecz bowiem w tym, że biskupi i katoliccy aktywiści, zasłaniając się prawem naturalnym, Dekalogiem i ewangelią, żądają uchwalania ustaw pod swoje dyktando, chcą narzucać swoje religijne poglądy innym, chcą podporządkować sobie szkolnictwo. Ich apetyty rosną. To fakt, a nie wyimaginowane widmo. – Alvert Jann

PS. O ewolucyjnym i społecznym pochodzeniu moralności piszę w artykule „Ewolucja i moralność” https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/ewolucja-i-moralnosc/

…………………………………………….

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” – https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ . – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

……………………………………………………………

Cytowane teksty:

Jan Paweł II, Encyklika „Wiara i rozum” (1998) – http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/encykliki/fides_ratio_0.html

S. Gądecki – https://www.gosc.pl/doc/1986565.Kosciol-i-panstwo-to-dusza-i-cialo (3.05.2014), oraz http://abpgadecki.pl/homilia-tresc-prawa-wypisana-jest-w-ich-sercach-matka-boska-trybunalska/ (3.04.2016)

H. Hoser (2.06.2016) – https://www.gosc.pl/doc/1579909.Stanowimy-przeciez-wiekszosc-tego-narodu

J. Salij, Prawo naturalne a prawo pozytywne (18.07.2006) – https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TD/eseje_tomistyczne/11_prawo_naturalne.html

Katechizm Kościoła Katolickiego – http://www.katechizm.opoka.org.pl/

Dekalog i ewangelie cytuję za Biblią Tysiąclecia (wydawnictwo Pallottinum) – http://biblia.deon.pl/

……………………………………………………………

Pew Research: Porównanie poglądów mieszkańców Europy Zachodniej i Wschodniej

Warto przeczytać raport renomowanego amerykańskiego ośrodka badawczego Pew Research Center, w którym porównano – na podstawie badań sondażowych – poglądy mieszkańców Europy Wschodniej i Zachodniej. Opublikowano obszerne streszczenie w języku polskim, całość z tabelami po angielsku.

Oto fragment wprowadzający:

„Mieszkańcy Europy Wschodniej i Zachodniej różnią się pod względem wagi przykładanej do religii, poglądów dotyczących mniejszości i kluczowych kwestii społecznych.

Mieszkańcy Europy Środkowo i Wschodniej w mniejszym stopniu akceptują muzułmanów, żydów, małżeństwa homoseksualne i legalną aborcję.

Żelazna kurtyna, która niegdyś dzieliła Europę, dawno odeszła w niepamięć. Jednak obecnie kontynent jest podzielony z uwagi na trudne do zaakceptowania różnice w postawach dotyczących religii, mniejszości i kwestii społecznych, takich jak małżeństwa homoseksualne czy legalna aborcja”.

Link – http://www.pewforum.org/2018/10/29/mieszkancy-europy-wschodniej-i-zachodniej-roznia-sie-pod-wzgledem-wagi-przykladanej-do-religii-pogladow-dotyczacych-mniejszosci-i-kluczowych-kwestii-spolecznych/

Cały raport – http://www.pewforum.org/2018/10/29/eastern-and-western-europeans-differ-on-importance-of-religion-views-of-minorities-and-key-social-issues/

…………………………………………………

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu”https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ . – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

………………………………………………………………

Odpowiedzialność Kościoła za pedofilię księży

Stanowisko biskupów w Polsce jest niezgodne z Katechizmem. Biskupi i księża twierdzą, że Kościół nie ponosi odpowiedzialności za seksualne wykorzystywanie dzieci przez księży, bowiem oznaczałoby to odpowiedzialność zbiorową. Każdy ksiądz – mówią – ponosi odpowiedzialność za swoje czyny i tylko od niego można zasadnie dochodzić odszkodowania.

2 października 2018 r. Sąd Apelacyjny w Poznaniu zasadził od zakonu chrystusowców wysokie odszkodowanie dla ofiary gwałtów księdza-pedofila z tego zakonu. Wyrok jest prawomocny i zakon wypłacił zasądzoną sumę, bowiem inaczej zakonowi groziło postępowanie egzekucyjne. Ale zakon zamierza się odwoływać, wnosząc o kasację wyroku do Sądu Najwyższego.

Wina zakonu w świetle prawa jest oczywista, co uzasadnił sąd. Mimo to nie tylko zakon, ale także biskupi nie zmienili swojego stanowiska w sprawie odszkodowań za przestępstwa księży. Warto więc przypomnieć, co mówi Katechizm Kościoła katolickiego:

Grzech jest czynem osobistym; co więcej, ponosimy odpowiedzialność za grzechy popełniane przez innych, gdy w nich współdziałamy:
– uczestnicząc w nich bezpośrednio i dobrowolnie;
– nakazując je, zalecając, pochwalając lub aprobując;
– nie wyjawiając ich lub nie przeszkadzając im, mimo że jesteśmy do tego zobowiązani;
– chroniąc tych, którzy popełniają zło” 
(Katechizm pkt 1868).

Nawet z Katechizmu wynika więc jednoznacznie, że instytucje Kościoła ponoszą odpowiedzialność za seksualne wykorzystywanie dzieci przez księży, bowiem ewidentnie chroniły przestępców, nie ujawniały ich przestępczej działalności i nie przeciwdziałały jej w dostateczny sposób. Zgodnie z własnym Katechizmem, obowiązującym prawem i ludzkim poczuciem sprawiedliwości, instytucje kościelne powinny wypłacać odszkodowania. – Alvert Jann

Dodane 12 grudnia 2020 r.:

I stało się!

31 marca 2020 r. Sąd Najwyższy odrzucił skargę zakonu chrystusowców. Wyrok jest już ostateczny, zakon musi wypłacać odszkodowanie!

Jest też następny wyrok w podobnej sprawie. Wrocławska prasa informuje:

„Precedensowy wyrok w sprawie pedofilii w Kościele: kurie zapłacą za przestępstwa księży pedofilów. Ofiara ks. Kani: czuję wielką ulgę

Przez całe lata kurie wrocławska i bydgoska ukrywały księdza pedofila, przenosząc Pawła Kanię z parafii do parafii, dzięki czemu miał możliwość krzywdzenia kolejnych dzieci. Sąd uznał, że tym samym ponoszą winę za wyrządzone przez niego krzywdy. I że w związku z tym jednej z jego ofiar muszą wypłacić 300 tys. odszkodowania. – Biskupi byli świadomi pedofilii swojego księdza – uznał sąd. Wyrok jest prawomocny.

Sprawa byłego już księdza Pawła Kani z Wrocławia (rok temu wykluczonego ze stanu duchownego przez papieża) swój początek ma w roku 2005. Wtedy to po raz pierwszy zatrzymany został przez policję, gdy proponował małoletnim seks za pieniądze.

Przez kościelnych zwierzchników nie został jednak suspendowany. Przez kilka lat, pomimo wciąż powtarzających się zarzutów o niewłaściwe zachowanie względem uczniów (był katechetą) i ministrantów, nad którymi w różnych parafiach sprawował opiekę, nie robiono nic, by odseparować go od pracy  z dziećmi i młodzieżą. Gdy pojawiały się skargi, Kania przenoszony był do kolejnych parafii: we Wrocławiu, Bydgoszczy, znów Wrocławiu i Miliczu. Jego ochroną zajmował się przede wszystkim skompromitowany dziś i pozbawiony urzędu biskup kaliski Edward Janiak, negatywny bohater demaskatorskiego filmu braci Sekielskich Zabawa w chowanego.

Kania wpadł na dobre w grudniu 2012 r., gdy w Wigilię zameldował się w jednym z wrocławskich hoteli razem z 13-letnim chłopcem. W ich pokoju i samochodzie ówczesnego księdza policjanci zabezpieczyli kamerę video i materiały o charakterze pedofilskim. Również z udziałem towarzyszącego duchownemu chłopca (…)”. Ksiądz dopuścił się więcej podobnych przestępstw.

(Jacek Harłukowicz 2020-12-03: https://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/7,35771,26569933,precedensowy-wyrok-w-sprawie-pedofilii-w-kosciele-kurie-odpowadaja.html?token=eji8vuN4AyCehim3NLMNObBKaP-A3Vrh2eNI2wRGBdY )

………………………………………………………

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu”https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ . – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

…………………………………………………………………………

Link do Katechizmu – http://www.katechizm.opoka.org.pl/rkkkIII-1-1.htm

…………………………………………………………………………

Popieramy sygnatariuszy Deklaracji o Świeckości Państwa

Kongres Świeckości zwrócił się do kandydatek i kandydatów do władz samorządowych z pytaniem o ich stosunek do świeckości państwa, czyli do kwestii

rozdziału kościoła od państwa.

Wybory już za pasem, a odpowiedzi w postaci jasnej deklaracji w tej sprawie od większości kandydatów i kandydatek brak. Przypadek to czy reguła, że partie rządzące w Polsce po 1989 roku nie potrafią wyciągać wniosków z oceny rzeczywistości? Przecież gołym okiem widać, że państwo jest w głębokim regresie w obszarze usług publicznych takich jak edukacja, opieka zdrowotna, kultura masowa, mieszkalnictwo, bezpieczeństwo wewnętrzne czy opieka społeczna. Nie chcą też zauważyć, że ten regres następuje wprost proporcjonalnie do stopnia zawłaszczania tych obszarów życia społecznego przez ekspansywną politykę kościoła katolickiego.

Szczególnie wyraźnie ten kierunek zmian jest widoczny na ścianie wschodniej i ogólnie w małych skupiskach – wsiach i miasteczkach. Tam niemal całe życie  kręci się wokół parafii, bo państwo oddało im rząd dusz nad mieszkańcami. Mamy też możliwość obserwować skutki spektakularnych decyzji na najwyższym szczeblu, w wielkich miastach wojewódzkich. W Krakowie przeżyliśmy Światowe Dni Młodzieży katolickiej, w Warszawie mieszkańcy przyglądają się budowie sanktuarium opatrzności bożej i widzą czym jest beczka bez dna, w Poznaniu klerykalizacja zmusiła organizatorów znanego na świecie festiwalu teatralnego do wykluczenia pewnego, uznanego za wybitne dzieło, bo ekstremistom katolickim nie spodobał się tytuł…

Oczkiem w głowie włodarzy ogromnej większości  jednostek samorządu terytorialnego jest dobre samopoczucie przedstawicieli kleru, choć powinni się raczej pochylić nad potrzebami mieszkańców. Nie da się obecnie już dłużej utrzymać fikcji, że 90% obywateli to katolicy, zatem z pewnością są zachwyceni tym, że ich życie sprowadzono do kalendarza świąt kościelnych i cotygodniowej liturgii w kościele. Po pierwsze praktykujących wiarę jest zaledwie około 20%, z czego zadowolonych z tej sytuacji jest jeszcze mniej. Nie sądzę też, że wyrastające nam kolejne roczniki nowego pokolenia, kształtowane do postaw konformistycznych przez szkołę zdominowaną przez księży katechetów, są zachwycone poziomem wykształcenia i posiadaną wiedzą, wyniesioną z tak zarządzanych przybytków oświaty. Topnieje nam od trzech dekad kapitał ludzki, a promuje się w to miejsce wszelką miernotę.

W tej sytuacji, jednym z najważniejszych kroków na drodze wynurzania się Polski z mulistego dna rzeczywistości klerykalnej, jest przywrócenie świeckiego charakteru przestrzeni publicznej, urzędów państwowych, instytucji oraz wszystkich trzech filarów demokracji. Dlatego powinniśmy pilnie wsłuchiwać się w deklaracje polityków, aspirujących do stanowisk publicznych oraz wybierać takich, którzy potrafią trzeźwo analizować rzeczywistość w jakiej przyszło nam żyć.

A jeżeli jeszcze ktoś nie wie co to właściwie jest ta świeckość państwa, to zachęcam do zapoznania się z jedynym stanowiskiem w tej sprawie wygenerowanym przez partie – autorami stanowiska są członkowie partii Razem – oddolnej lewicy demokratycznej.

 

 

W  Małopolsce o świeckość będą zabiegały kandydatki i kandydaci z Razem,

startujący do Sejmiku Województwa z listy nr. 6 

oraz

do Rady Miasta Krakowa z listy nr. 18

 

Oddajmy im głos na chwilę…

 21 października oddaj na nas swój głos.

        W okręgu nr.1 Monika Szymańska lista 6 miejsce 1

       W okręgu nr.2 Wiktoria Aleksandra Barańska lista 6 miejsce 1

       W okręgu nr.3 Tomasz Zawada lista 6 miejsce 5

 

Partia Razem wciągnęła świeckość na swoje sztandary i wygląda, że nie jest to typowa kiełbasa wyborcza, o której się zapomina na okres kadencji. Będziemy się przyglądać rozwojowi tej lewicującej partii, która budzi nadzieję szczególnie, że tworzą ją dość młodzi jeszcze ludzie, pełni sił, energii i pomysłów na inną politykę, która ich zdaniem jest wciąż możliwa. Wszystkim kandydatkom i kandydatom życzymy dobrego wyniku , bo tylko wtedy uzyskamy jakiś wpływ na bieg wydarzeń.

                                               POWODZENIA

 

18.10.2018 Kraków

E.Kunachowicz

 

 

 

Nazizm według ministra Brudzińskiego

Minister Brudziński w wystąpieniu sejmowym 25 stycznia 2018 r. zaliczył nazizm (hitleryzm) do ugrupowań lewicowych i twierdził, że nie ma on nic wspólnego z prawicą. Otóż ma. Ponieważ minister wspomniał przy tej okazji o politologii, powiem bardzo krótko, jak politologia widzi nazizm.

Zarówno prawica, jak i lewica, mają swoje skrajne skrzydła. Nazywa się je radykalnymi lub ekstremistycznymi. Idzie o skrajne  ugrupowania zdecydowanie przeciwne ustrojowi demokracji parlamentarnej, rozwijającemu się od XIX w. przede wszystkim w krajach zachodnich. Co to za ustrój, ta demokracja parlamentarna? Zamiast definicji powiem, że jest to ustrój, jaki mamy obecnie w Polsce, Francji, Niemczech, USA i wielu innych krajach.

W politologii przyjmuje się powszechnie, że nazizm i faszyzm (ugrupowania nazistowskie i faszystowskie) to ugrupowania radykalnej, ekstremistycznej prawicy. Zmierzały one do obalenia demokracji parlamentarnej i udało im się to przed II wojną światową m.in. w Niemczech i Włoszech. Poza obaleniem demokracji parlamentarnej celem nazizmu i faszyzmu było zniszczenie partii komunistycznych i socjalistycznych/socjaldemokratycznych.

Partie komunistyczne były ugrupowaniami radykalnej, ekstremistycznej lewicy. Komuniści nie akceptowali demokracji parlamentarnej. natomiast partie socjalistyczne/socjaldemokratyczne ustrój demokracji parlamentarnej uznały, a więc do radykalnej, ekstremistycznej lewicy nie należały.

Naziści oraz – z drugiej strony – socjaliści wraz z komunistami, to były przeciwieństwa nie cierpiące się nawzajem. Tak jest do dziś.

Nazywanie nazizmu „lewicą”, co zrobił minister Brudziński, jest trikiem propagandowym i nie ma nic wspólnego z politologią. Partia Hitlera nosiła nazwę: Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotników (Nationalsozialistische Deutsche Arbeiterpartei, NSDAP), a w skrócie mówiono o „narodowym socjalizmie”, nazizmie. Ugrupowanie to było budowane w opozycji do „socjalizmu klasowego”, jaki głosili komuniści i socjaliści. Dlatego „socjalizmowi klasowemu” przeciwstawiono „socjalizm narodowy”. Co oznaczało słowo „socjalizm” w żargonie nazistowskim? Solidarność klasowa, którą głosili komuniści i socjaliści, miała być zastąpiona solidaryzmem narodowym. I tyle. Naziści nie zamierzali wprowadzać ustroju socjalistycznego, nie zamierzali przebudowywać gospodarki i społeczeństwa w myśl socjalistycznych lub komunistycznych zasad programowych. Zaliczanie nazistów do ugrupowań socjalistycznych czy lewicowych na tej podstawie, że ich partia miała w nazwie przymiotnik „socjalistyczna” jest niemądre i nie ma nic wspólnego z politologią.

Dlaczego niektórzy propagandyści zaczęli mówić, że nazizm to „lewica”? Bardzo im doskwierało, że nazizm słusznie umieszczany jest na prawicy, więc zaczęli twierdzić coś przeciwnego. To takie hocki-klocki propagandowe. To, co powiedział Brudziński, jest właśnie na poziomie takich propagandowych przepychanek.

Zdarzają się politolodzy, nie tylko ministrowie, którzy zaliczają nazizm do lewicy. Ale jest to, jak można powiedzieć, nieznaczący margines. Głoszenie banialuków jest przypadłością nie tylko politologii. Zdarza się także profesorom fizyki, szczególnie religijnym. Nic nowego pod słońcem. Alvert Jann

PS. Poniżej zamieszczam artykuł, który także dotyczy wypowiedzi ministra Brudzińskiego (został on zamieszczony na portalu PolskiAteista.pl 27 stycznia 2018 r.

*

Alvert Jann: Jeszcze o ministrze Brudzińskim: Czy Bismarck to lewica?

Otto Bismarck, kanclerz niemiecki w latach 1871-1890, wprowadził w Niemczech pierwsze w świecie ubezpieczenia społeczne. Czy z tego tytułu Bismarcka można nazwać politykiem lewicowym? Nie, i nie słyszałem, by ktoś poważnie z taką tezą wystąpił. A dlaczego pytam? Bo minister Brudziński w przemówieniu sejmowym 25 stycznia 2018 r. mówił, że nazizm (hitleryzm) to lewica. Nie wyjaśniał tego bliżej, ale mówi się czasami, że polityka socjalna nazistów miała charakter lewicowy. Otóż nie miała.

Na tej podstawie, że jakaś partia akceptuje ubezpieczenia socjalne i pomoc socjalną, nie można oceniać, że jest lewicowa. Dlaczego? Konserwatyści, prawica, liberałowie, już w XIX w. byli podzieleni w kwestii polityki społecznej i roli państwa w gospodarce. Byli tam zdecydowani wolnorynkowcy, przeciwnicy jakichkolwiek świadczeń społecznych i interwencjonizmu państwowego. Ale, pamiętajmy, wśród konserwatystów i liberałów już w XIX w. była silna opcja socjalna.

W Anglii liberałowie i przedsiębiorcy w połowie XIX w. wprowadzili ustawodawstwo fabryczne (prawo pracy) regulujące warunki pracy w przemyśle.

W Niemczech Bismarck wprowadził w latach 1880. pierwsze w świecie ubezpieczenia socjalne (emerytury pracownicze, ubezpieczenia dotyczące nieszczęśliwych wypadków, opieki medycznej oraz bezrobocia).

Czy Bismarck przez to stał się lewicowcem? Nie, to co robił, nie było nawet przechwyceniem postulatów ówczesnej lewicy, tj. socjaldemokratów i komunistów. Zacytuję Wikipedię, która trafnie mówi o polityce socjalnej Bismarcka: „Zdobył konserwatywne wsparcie, podciął slogany socjalistów. Socjaliści zawsze głosowali przeciwko jego propozycjom. Jego paternalistyczne programy zyskały poparcie niemieckiego przemysłu, ponieważ ich celem było zdobycie poparcia klas pracujących dla imperium i zmniejszenie odpływu emigrantów do Ameryki, gdzie płace były wyższe, ale opieka społeczna nie istniała”. Po wprowadzeniu Bismarckowskiego systemu opieki społecznej Niemcy mogli „ufać, że w przypadku choroby, wypadku lub na starość państwo się nimi zaopiekuje”. Bismarck liczył, nie bez racji, że w ten sposób stworzy więź między państwem a obywatelami.

Prowadzoną przez niemieckich konserwatystów politykę społeczną trzeba im zaliczyć na plus. Niemcy także dziś mają rozbudowaną politykę świadczeń socjalnych, popieraną od dawna przez lewicę i socjaldemokratów. Jest to tradycja niemieckiej polityki starsza niż rządy Hitlera – i nie jest ona zasługą nazistów.

Trzeba powiedzieć wyraźnie: Prowadzenie polityki społecznej, akceptującej ubezpieczenia społeczne i pomoc społeczną, nie stanowi i nie stanowiło wystarczającego kryterium, odróżniającego lewicę od prawicy.

Nazwanie Bismarcka lewicowcem na tej podstawie, że wprowadził ubezpieczenia socjalne, byłoby nonsensem. Nonsensem jest też nazwanie Hitlera i nazistów lewicą, co zrobił minister Brudziński. Wbrew temu, co mówił Brudziński, nazizm nie był ruchem „o korzeniach i charakterze lewicowym”.

Polityka socjalna nazistów zakorzeniona była w tradycji i praktyce niemieckiego konserwatyzmu, a nie lewicy.

Nazizm miał różne korzenie, ale nie było wśród nich korzeni lewicowych. Korzenie nazizmu to niemiecki nacjonalizm, militaryzm, konserwatyzm, rasizm, antykomunizm, antysocjaldemokratyzm, antysemityzm, tzw. volkizm (ideologia rasistowskiego germanizmu) – nie są to idee lewicowe. Hitler wypowiadał się krytycznie o kapitalizmie, ale przedstawiał kapitalizm po swojemu jako wynalazek żydowski. Nie nacjonalizował gospodarki i działał w porozumieniu z przemysłowcami, mając ich poparcie (kontrola nad gospodarkę podyktowana była warunkami kryzysu gospodarczego i wojny, wprowadzano ją także np. w Anglii i USA).

W przemówieniu Brudzińskiego nie było prawie wcale informacji o działalności nazistów w Polsce, ani o ekscesach rasistowskich (a temu miało być poświęcone). Był za to ciągły atak na opozycję i lewicę. Jaki to przyniosło skutek? Pojawiło się nowe przysłowie: „Plecie jak Brudziński w Sejmie”. A wróble na dachu ćwierkają, że Brudziński zrobi w rządzie podobną karierę jak minister Waszczykowski. – Alvert Jann

…………………………………………………………………………………………………………………………

Petycja jak akt oskarżenia o uprawianie eugeniki…

Ta petycja trafiła do mnie przypadkiem. A szkoda, bo jestem dobra w krytyce, więc zapewne natychmiast zaproponowałabym zmianę wiodącego napisu informującego o wydarzeniu…

Patrzę na  zbitek rozżalonych buziek niemowlaków.

Wiem dokładnie na co patrzę, i rozumiem jak ta socjotechnika ma działać, odruchowo zastygam jak w tej zabawie- raz, dwa, trzy, Baba Jaga pa-trzy, by zobaczyć to, o co naprawdę chodzi  — o komórkę jajową? Zapłodniona czy nie, wszystko jedno przecież, bo nie o nią tu chodzi…

 

I po chwili widzę te same buźki, zrozpaczone twarze niemowlaków, nie znających pojęcia upływu czasu, czekających w bezmiarze wieczności na powrót swojej matki karmicielki, bijącego jej serca, jej zapachu, głosu, uśmiechu, czyli tego wszystkiego, co określa  sens ich życia na tym etapie.

Ale ich MATEK już nie ma, nigdy już nie przyjdą, nie przytulą, nie obetrą łez, nie zanucą mruczanki, nie wymasują wzdętego brzuszka… Nie będą też obecne w ich życiu, gdy będą dorastać i uczyć się jak sobie radzić z licznymi deficytami życiowymi.

matki

 

Te dzieci będą musiały z tym żyć. Pewnego dnia, kiedy podrosną na tyle, by zmierzyć się z prawdą o powodach, dla których ich matki banasiukskazano na śmierć, dowiedzą się o tych wszystkich  ludziach, uwiedzionych nowomową katolickiej propagandy, którzy uznali, że prawo do  eugenicznego zarządzaniagodek  płodnością kobiet należy do dogmatycznego kościoła katolickiego w Polsce i akolitów typu Ordo Iuris i cała kato prawica.

 

Ktoś tym dzieciakom opowie, co to jest eugenika i nie omieszka wspomnieć, że u jej podłoża leży pycha i pogarda dla ludzi oraz brak wiedzy i prymitywna chęć  nadużycia władzy wobec obywateli. Polska nie będzie mogła być z tego dumna. Eugenika kwitła już raz w Europie, w Stanach Zjednoczonych i na Wyspach Japońskich, w początkach XX w. Szwecja tak bardzo się wstydziła być kolebką tej swoistej inżynierii społecznej,  że po II W.Ś. wymazała te fakty z wszystkich źródeł informacji — encyklopedii, historii, literatury i prasy.

W początkach XXI w. reporter Maciej  Zaremba Bielawski był jednym z tych dziennikarzy śledczych, któremu udało się dotrzeć do ocalałych źródeł historycznych i wydobyć ten wstydliwy fakt na światło dzienne. Do dziś żyją ofiary tamtych zdarzeń, a rząd szwedzki higieniściwypłaca odszkodowania za ten haniebny proceder. Nasz rodak opisał te fakty w tomiszczu pt. Higieniści. Z dziejów eugeniki. wydawnictwo Czarne,Wołowiec 2011.

Ktoś się zdziwi, ktoś powie – oszalała? — co to ma wspólnego z ruchem za życiem, z prolifem, z ochroną życia dzieci nienarodzonych itd.

Otóż wcale nie oszalała. Bo drodzy Państwo, eugenika to nie tylko zabijanie niepełnosprawnych i chorych psychicznie przez starożytnych Rzymian, to nie  tylko pozbawianie płodności kobiet złej proweniencji — cyganek, prostytutek, dziewcząt, które zostały pozbawione dziewictwa przed ślubem, czy nosicielek chorób dziedzicznych, ani mężczyzn — alkoholików,  morderców, recydywistów wszelkiej maści. To także zmuszanie niemieckich kobiet do współżycia z nordyckimi mężczyznami, by zaludnić kraj wartościową rasą białych blond niebieskookich panów, a także zakaz rozmnażania ponad jedno dziecko na parę, w Chinach Ludowych — to także eugenika.

Eugenika, czyli systemowe poprawianie i modelowanie jedynie słusznego profilu społeczeństwa podległego kontroli to utopia, która zawsze opiera się na wątpliwych przesłankach naukowych, za to mocno wsparta jest o rozbuchane ego ludzi władzy, którym przeszkadza fakt, że ludzie dysponują wolnością i prawem do samostanowienia o sobie. I chociaż po wojnie w latach pięćdziesiątych prawa eugeniczne nauka ostatecznie ośmieszyła, to dopiero w latach siedemdziesiątych zapisy tych ustaw oficjalnie zniesiono w Szwecji.

 

Eugenika ma zawsze takie oblicze jak teza, która w danym czasie i miejscu, akurat pasuje wszelkiego rodzaju moralistom u władzy. A ponieważ nie ma na nią zgody, ani nawet etycznej dyspensy, bo i być nie może, to tworzy się coś na kształt faktów dokonanych, a to przez zmianę języka opisu, poprzez kneblowanie merytorycznego dyskursu, nadużywanie autorytetów moralnych, a wszystko po to, by zdobyć poparcie społeczne, niezbyt dobrze wykształconych warstw i zagłuszyć protest tych, którzy mają świadomość skutków.

W dzisiejszej Polsce eugeniczna ustawa antyaborcyjna nie jest nawet inżynierią społeczną, ponieważ tą drogą nie osiąga się ani wzrostu dzietności, ani nie zmniejsza się ilość aborcji. To już empirycznie sprawdzone, bo swoiście polski sposób na dyscyplinowanie przez groźbę egzekwowania opresyjnego prawa, nie zagraża klasom średnio, dobrze uposażonym i dotyczy w zasadzie tylko kobiet nisko uposażonych bądź całkowicie zależnych ekonomicznie. Przykro mi, Jarosław Gowin nadal będzie nocą słyszał krzyk zygot. Taka eugenika jest już tylko rodzajem przemocy systemowej, opartej o środki przymusu prawnego.

Skoro więc ustaliliśmy, że nic się nie zmieni, z ustawą czy bez niej nadal urodzą się oczekiwane, a nie urodzą się nieplanowane i niechciane dzieci, czyli kobiety nie zrezygnują ze swojego prawa do życia, to moje pytanie jest takie: komu robi dobrze ta ustawa? Jedna  25-ciolatka, powiedziała kiedyś tak:

Ta ustawa chroni kobiety zmuszane do aborcji.

(!???!)

Te znaki zapytania i wykrzykniki oznaczają mój wytrzeszcz i opad szczęki oraz pacnięcie rąk, które mi opadły do ziemi. Nie no, poważnie pytam —

komu ta ustawa robi dobrze???

 

A oto spontaniczna reakcja na zaproszenie do podpisania petycji zygotarian

Jak sobie pomyśle o tym, że ta petycja jest w sprawie zygot to natentychmiast widzę dokładnie takie rozpłakane dzieciaki po utracie matki, której np. nie udzielono pomocy, nie leczono jej, nie empatyzowano z nią, gdy dostała rozpoznanie nowotworu nerki i okazało się tydzień później, ze jest w ciąży i nie pozwolą jej przerwać ciąży bo … no właśnie bo co?

No właśnie, bo co?

Ogólnopolski Protest 3xW

Wolne sądy, Wolne wybory, Wolna Polska – pod takim hasłem rozpoczęła się w piątek po godz. 19 demonstracja przed Pałacem Prezydenckim. Podobne demonstracje odbyły się w pod sądami całego kraju.
Na zdjęciu demonstracja z 65 tys. Bełchatowa, w której brało udział ok. 40 osób.
Meldujcie jak było u Was.

 

24 11 17-1