Feminizm — kilka pretensji do oficjalnej historii ruchu wyzwolenia kobiet
Historię ruchów feministycznych rozpoczyna się zwykle od sufrażystek, a kończy na opisie trzeciej fali. Tym razem postaram się jedynie naświetlić tę zacną historię w kilku zdaniach, ciekawych odsyłam do wiedzy zawartej w encyklopedii PWN, a lubiących szczególnie długie opowieści o beznadziejnej walce — do opracowań naukowych tego zagadnienia. Biblioteczne półki uginają się od poważnych opracowań tematu, również internety pękają w szwach od propozycji.
Zatem historia feminizmu to opowieść o dojrzewaniu świadomości kobiet w świecie dyskryminacji ze względu na płeć, w świecie ułożonym według patriarchalnych zasad, w którym przypisano jej rolę podległą i służebną. Pojedyncze przypadki kobiet, dysponujących poszerzoną świadomością i postawą wyróżniającą się brakiem przyzwolenia na poniżanie swojej godności, pojawiały się w historii cywilizacji od czasu do czasu, budząc co najmniej niepokój. Reakcje ze strony obu płci, nacechowane niedowierzaniem, fałszywą troską i nade wszystko podświadomym lękiem o stabilność porządku świata, wydają się być główną przyczyną nieobecności kobiet w historii cywilizacji, pisanej wszak przez beneficjentów tego systemu wartości i przekonań.
Byli tak zapobiegliwi, że np. nie tylko uśmiercili Olimpię de Gouges, bo śmiała upomnieć się o prawa kobiet w czasie rewolucji francuskiej i wyrażać własne, niezależne opinie o dyktatorskich rządach Robespierr’a, ale i nadal są, bo pamięć o tej, jednej z pierwszych bojowniczek o równouprawnienie kobiet, nie funkcjonuje w świadomości współczesnej Europy. Oto co mówiła w pierwszym artykule Deklaracji Praw Kobiety i Obywatelki:
Kobieta rodzi się i pozostaje wolna i równa w prawach mężczyźnie
A tak brzmi najsłynniejsze zdanie, jakie podobno wyszło z jej ust:
Skoro kobieta może zgodnie z prawem zawisnąć na szubienicy,
winna również mieć prawo stanąć na mównicy
Mowa o schyłku XVIII wieku. 3 listopada 1793 roku Olimpia została ścięta na gilotynie, na Placu Rewolucji, ale nim to nastąpiło zdążyła w ostatnim słowie, przed Trybunałem Rewolucyjnym, wygłosić znamienne i ważne dla następnych pokoleń, zdanie:
Robespierre zawsze wydawał mi się zarozumiały,
pozbawiony geniuszu i serca.
Zawsze uważałam go za gotowego poświęcić cały naród,
byleby tylko zostać dyktatorem
Pytanie retoryczne – dlaczego o Olimpii i jej dziele nikt nie pamięta, za to o Joannie d’Arc, żyjącej w XV wieku Dziewicy Orleańskiej, a od 1920 roku świętej kościoła katolickiego i bohaterce narodowej Francji, spalonej na stosie w wieku dziewiętnastu lat, wie niemal każdy Europejczyk?
Powie ktoś, że teraz jest inaczej i historia pełna jest uznania dla kobiet? Nic podobnego. Nie daleko szukając — o roli kobiet w obaleniu komuny, można się czegoś dowiedzieć JEDYNIE z filmu „Solidarność według kobiet”, zrealizowanego za skromne pieniądze i emitowanego niemal w warunkach konspiracyjnych, w małych salkach kin studyjnych i prywatnych pokazach, bez kampanii informacyjnej i speców od reklamy. Moją osobistą perspektywę poszerzyła jedna z bohaterek tego dokumentu, która wówczas, w okresie okrągłego stołu, jak i po kilku dekadach od tamtego momentu, nadal nie zwróciła uwagi, na całkowite wymazanie kobiet z historii Solidarności, a także na fakt, że w obradach wzięła udział tylko jedna kobieta. Widzimy jak bardzo jest zdumiona i zawstydzona swoją ignorancją, która tak naprawdę jest po prostu egzemplifikacją bardzo konkretnego sposobu wychowywania dziewczyn. I to akurat się nie zmieni jeszcze bardzo długo.
link do publikacji Bez recenzji
Szkic krytyczny
Faktycznie, masowy ruch kobiet na rzecz równouprawnienia, ujęty w ramy organizacyjne ma niedługą historię. Biorąc jednak pod uwagę, że główne i jedyne dokonania jakie się przypisuje ruchowi, zawdzięcza on XIX-wiecznym sufrażystkom, a jeśli dobrze się przyjrzeć, to nie sposób nie zauważyć koniunkturalnych uwarunkowań i politycznych korzyści, jakie odnieśli mężczyźni przy tej okazji, bardziej istotne wydaje się dziś pytanie o powód, że współczesny ruch feministyczny jest w defensywie i zdaje się być zajęty wewnętrznymi sporami o cele, metody i priorytety.
Tymczasem coraz szersze grono kobiet deklaruje postawę antyfeministyczną. Prawdopodobnie, porzucone i niezagospodarowane w odpowiednim czasie i w odpowiedni sposób, padły łupem konserwatystów i tzw. ludzi kościoła katolickiego, którzy umiejętnie, nie budząc sprzeciwu i najlżejszej refleksji, zaoferowali swoją agendę, swoją opowieść o kobiecie matce i strażniczce domowego ogniska, wypełniając tym samym lukę w tożsamości tych kobiet. (uwaga- duży skrót myślowy)
Innymi słowy, w serwowanej opowieści o kobiecie ograniczonej do roli matki, podejrzewam silną, podświadomą obawę przed ekspansją pierwiastka kobiecego w porządek panującego systemu społecznego. Obawy tego rodzaju powodowane były i nadal są napędzane przez uwarunkowania kulturowe i wpływ stereotypu na zróżnicowanie kierunków wychowania, w zależności od płci. Stereotypy nie tworzą się same. Są kreślone bardziej lub mniej świadomie i zapodawane ludziom do powielania. Rozchodzą się jak plotka i są co najmniej tak samo szkodliwe. O ile jednak plotka ma krótki żywot i szybko się wypala, o tyle stereotyp jest trwały niemal jak kod genetyczny.
Z czasów najbardziej nam współczesnych, takim już klasycznym przykładem stereotypowego myślenia jest narracja wokół pojęcia gender studies – i co wcale nie dziwi – narracja ta jest popłuczyną po wierutnych bzdurach jakie plótł na ten temat ks.Oko. Brak obecności rzetelnej debaty eksperckiej w mediach i przestrzeni publicznej sprawił, że była to jedyna narracja jaką obywatele i obywatelki mogli wysłuchać. Dziś powtarzają mechanicznie, że jakiś straszny Gender chce rozwalić im rodzinę i mówią to nawet ci, którzy o rodzinę ani nie dbają, ani nie zauważają, że sami już dawno ją rozwalili.
Wychowanie, a następnie kształcenie oraz wdrażanie dorosłych jednostek – w praktyki religijne, w struktury społeczne, polityczne, a także poprzez ciągłe oddziaływanie, na naszą ludzką podświadomość produktów kultury i sztuki sprawia, że ruch feministyczny, bez względu na okres historyczny, czy nurt w jakim się realizuje, jest nieskuteczny, bo nieustająco trafia na opór i obstrukcję. Budzi całe mnóstwo sprzeciwów z wszystkich stron, w tym także ze strony kobiet i siostrzanych nurtów etnicznych feminizmów.
Żeby się zorientować w tym całym bałaganie pojęciowym, musiałabym rzetelnie przebić się przez górę publikacji, na co nie mam czasu, ani, szczerze mówiąc ochoty. Zdecydowałam kiedyś, nie podejmować tego wysiłku i jedynie przyjąć do wiadomości pewną słuszną skądinąd połajankę ze strony przyjaciółki feministki, która na wspomnienie, że mężczyźni także utkwili w pułapce patriarchatu, wylała na mnie kubeł zimnej wody, nim zdążyłam dokończyć zdanie.
A połajanka ta była o tyle słuszna, że faktycznie pochylanie się nad losem mężczyzn nie przystoi kobiecie świadomej, jak ogromna dzieli nas dysproporcja w tzw. szansach i dostępie. Chodzi oczywiście o statystyki, czyli liczby świadczące dowodnie o tym, że to kobiety są ofiarami przemocy znacząco częściej niż mężczyźni, że to one w wyniku dramatycznych rozstrzygnięć konfliktu z partnerem lądują pod mostem z gromadką dzieci, albo i bez…, to one zarabiają wciąż mniej, choć są bardziej kompetentne, i to one są przedmiotem handlu żywym towarem, seksizmu i molestowania w pracy.
Powtarzanie tych oczywistości od kilku dekad nie wpłynęło jednak na poprawę sytuacji kobiet w Polsce, w Europie i na świecie. W Polsce jest nawet gorzej niż było za PRL-u. Straciliśmy kontrolę nad własną prokreacją i nie mamy żadnych praw reprodukcyjnych. Dodać w tym miejscu należy, że w projekcie ustawy antyaborcyjnej, od początku wiele inicjatywy przejawiały właśnie kobiety (posłanka z Kukiz15, Anna Siarkowska), że nie wspomnę już o udziale kobiet w komunikowaniu innym kobietom tego doniosłego faktu z mównic sejmowych i z pudła szklanego ekranu ( Kaja Godek z środowiska ONR-u)
To kobiece pośrednictwo, między patriarchatem a wolnymi od kompleksów kobietami, jest przejawem tchórzostwa posłów płci męskiej, szczególnego okrucieństwa ze strony mizoginów — ludzi nienawidzących z definicji kobiet oraz wyjątkowego zagubienia konserwatywnych posłanek. Spuszczam na to zasłonę oczywistości.
Summa
W podsumowaniu diagnozy — powtórzmy sobie
– historia feminizmu jest tak długa jak istnienie patriarchatu, czyli bynajmniej nie od zarania…
– jest wyrazem sprzeciwu wobec jawnej i niesprawiedliwej dyskryminacji ze względu na płeć, we wszystkich obszarach życia osobistego i społecznego jednostki ludzkiej, co utrwalają od wieków wszystkie wiodące religie jako wyrosłe z patriarchatu
– łatwa do przyswojenia wiedza na temat sytuacji kobiet nadal nie jest wiedzą powszechną ani tym bardziej akceptowaną przez ludzi obojga płci, co wynika z lenistwa intelektualnego, silnego uzależnienia od przekazu kulturowo-religijnego, i prozaicznego, świadomego wygodnictwa czyli egoizmu ( niektórzy twierdzą nawet, że jest to całkiem zdrowy egoizm)
– osiągnięcia feminizmu dotyczą poprawy statusu kobiet wobec prawa.( I fala) Nie znaczy to, że prawa kobiet są równe z prawami mężczyzn ( Polska). Ponadto dopóki ktokolwiek widzi potrzebę zapisu osobnej karty praw kobiet, dopóty nie ma szans na równość płci w realnym życiu społeczeństwa, rodziny, czy wspólnoty innego rodzaju.
– feminizm II fali odsunął na daleki plan problemy zwyczajnych kobiet pochodzących z mniej uprzywilejowanych klas i warstw społecznych, wzbudzając falę antyfeminizmu i stając się jednocześnie początkiem III fali, gdzie wyodrębniły się ruchy feministyczne oparte o inność etniczną, kwestie rasowe, ekonomiczne i religijne
Zabić feminizm i zapalić fajkę pokoju?
Usłyszałam onegdaj w TV polskiej, że feministką jest każda kobieta świadoma swojej płci. Jeśli tak na to patrzeć, to kobiety-feministki znacznie się od siebie różnią w zakresie świadomości swojej sytuacji oraz wizji wyjścia na prostą do zakończenia walki o należne im miejsce w społeczeństwie, rodzinie i wspólnocie każdego rodzaju, nie wykluczając także takiej postawy, która nie widzi żadnej potrzeby upominania się o swoje prawa.
I nic w tym dziwnego – jesteśmy różne, mamy różną świadomość społeczną, oczekiwania a nawet potrzeby, które to własności, jak wiadomo podlegają kształtowaniu. Dokładnie tak samo jest w przypadku mężczyzn. A zatem zasadnicze pytanie nie brzmi CZY należą się nam, jako kobietom, równe prawa i realne szanse awansu społecznego, tylko DLACZEGO wciąż ich nie ma w zasięgu możliwości każdego człowieka. Ergo, z jakiego powodu wciąż kształtuje się ludzi według stereotypu płci a nie do wolności i odpowiedzialności czyli do człowieczeństwa.
Kilka definicji …
Feminizm (termin pochodzący z języka łacińskiego w którym „femina” oznacza po prostu „kobieta”) to ideologia a także zestaw ruchów kulturowych, społecznych, politycznych i ekonomicznych, których głównym przeznaczeniem jest dążenie do równości kobiet i mężczyzn.
Albo taka definicja – tym razem z encyklopedii PWN:
feminizm
[łac. femina ‘kobieta’],
nazwa bardzo szerokiego ruchu o charakterze politycznym, społecznym, kulturowym i intelektualnym, którego różne orientacje, szkoły, teorie i badania łączy wspólne przekonanie, że kobiety były i są przedmiotem dyskryminacji.
Tą definicję pisał chyba mało zorientowany w temacie stereotypożerca antyfeminista – jeśli bowiem uważa, że feminizm bazuje na przekonaniach, to znaczy, że nie ma pojęcia o faktach, bo to na nich opiera się masowy ruch feministyczny. Ale to tylko dygresyjka.
Zgodzicie się chyba, że żadna z definicji nie traktuje poważnie tematu. I można na to machnąć ręką, bo z perspektywy dwustu lat miotania się wokół tematu dyskryminacji, bez wyciągania należytych, a co dla mnie ważniejsze, logicznych wniosków, nie widzę powodu, by się przejmować nieudolnymi definicjami, gdy umiera cały sens i wysiłek tylu wspaniałych, skądinąd kobiet.
Zastanawiam się czy przypadkiem krótka historia i równie krótka lista osiągnięć ruchu feministycznego, nie jest pokłosiem błędnego postawienia kwestii nierówności, na linii uwypuklającej różnice płci, zamiast położenia nacisku na człowieczeństwo i wynikającą z tego równość ludzi jako takich.
Nie definiowałabym feminizmu jako takiego. Wolałabym żebyśmy zdefiniowali sobie równość, jako – głęboko zinternalizowaną ( uświadomioną bez wątpliwości ) świadomość prawa do wolności osobistej każdego człowieka bez względu na płeć, pochodzenie społeczne czy etniczne.
Przez brak jednolitego wzorca zachowań i dość swobodne relacje z bliźnimi, mam bardzo mocno uwewnętrznione że:
Wszyscy i przede wszystkim jesteśmy ludźmi,
potem dopiero mamy to wszystko co nas różni – wygląd, kapitał kulturowy, środowisko formacji, światopogląd, wiedzę, poglądy polityczne i gospodarcze -i nawet brak tych wszystkich świadomości na raz, nadal nie zmienia podstawowej oczywistości, że :
Wszyscy i przede wszystkim jesteśmy ludźmi
Oraz, że:
Patriarchat nie ma płci, ani też feminizm jej nie ma.
To ludzie, a nie mężczyźni czy kobiety są beneficjentami lub ofiarami tych systemów pojęć, z których pierwsze namaszcza mężczyzn, a drugie kobiety, ale w praktyce bywa z tym różnie. Tylko od nas zależy czy przyjmujemy te role i skaczemy sobie do gardeł. Tylko od nas zależy czy korzystamy z naszych praw i umożliwimy korzystanie z nich innym. A wspominam o tym, bo osobiście doświadczyłam dyskryminacji bezpośredniej tylko raz i doznałam tego z rąk kobiety-szefa.
Epilog
Wiadomo dość dokładnie, że czucie się beneficjentem lub ofiarą patriarchatu jest obecne w naszej zbiorowej świadomości dzięki szczuciu nas, kobiet i mężczyzn, przeciwko sobie. Feministki wygrażają patriarchatowi, a mężczyźni wyśmiewają feminizm. Ten stereotyp mocno wrósł w świadomość społeczną. Kultura masowa podchwytuje te podskoki i utrwala schematy zachowań. Owa sławetna WALKA PŁCI i cała otoczka tego pojęcia stworzona jest na potrzeby patriarchatu i całkowicie się w nim mieści. To na jego terenie, a więc i na jego warunkach rozgrywa się przepychanka między poszczutymi na siebie płciami.
Nie ma widoków na to, by feministki przerwały ten obłędny taniec, ale są za to pierwsze jaskółki zmiany postawy wśród mężczyzn. Być może ulegam złudzeniu, ale w moim środowisku widzę więcej feministów niż kobiet, rozumiejących w jak bardzo patowym jesteśmy położeniu. Żeby się tylko na koniec nie okazało, że mężczyźni/feminiści nie mają kogo poprzeć i z kim, ramię w ramię, dopominać się o równe prawa ludzkie bez względu na płeć.
Do gruntownej zmiany obyczajowej dojdzie wcześniej czy później, bez względu na to czy się to konserwatystom podoba czy nie, nawet jeśli zdąży dojrzeć kolejne pokolenie, wychowywane przez rodziców, formowanych przez katolicki kościół w przekonaniu, że tylko macierzyństwo albo stan zakonny może przydać kobiecie godności ludzkiej. Stanie się tak, bo prawicowy ideał struktury społecznej, który wymaga utrzymania status quo mężczyzny, nie wytrzyma konfrontacji z rzeczywistością. Po prostu.
Więcej wiadomości…
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Feminizm
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Feminizm_chrze%C5%9Bcija%C5%84ski
- https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/feminizm;3900322.html
- http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,9031/k,2
- https://rownosc.info/dictionary/feminizm/
- https://www.edarling.pl/porady/psychologia/feminizm
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Olimpia_de_Gouges