Oto pierwszy z brzegu tekst, pierwszego z brzegu hierarchy. Akurat padło na Marka Jędraszewskiego, ale mógłby być każdy inny. Albowiem wszyscy oni posługują się chętnie stylem bierno-agresywnie narzucającym słuchaczom dany pogląd. Dodajmy, że podają go w formie ostatecznej, nie znoszącej krytyki, a co za tym idzie nie pozostawiają absolutnie żadnego pola do polemiki. Te dwie cechy stylu episkopalnego, które wyróżniają przemowy, kierowane jednostronnie ku wiernym sprawiają, że adresaci nie widzą powodu ani przestrzeni do dyskusji, a nawet zachęty do przemyśleń. W podobnej stylistyce hierarchowie rozmawiają z politykami podczas wspólnych konferencji Episkopatu i Rządu RP…. , gdzie brak miejsca na dyskusję zamienia każde takie spotkanie w wizytę Rządu RP na dywaniku KEP-u.
Będziemy pracować na zawartości listu pasterskiego metropolity krakowskiego, z września 2019 noszącego tytuł: „”Totus Tuus – Modlitewny maraton za Kościół i Ojczyznę”. Cały tekst TU
W bieżącej publikacji zajmiemy się dwoma zdaniami z tego tekstu, a mianowicie:
Całe życie Karola Wojtyły upłynęło pod znakiem wielkich zmagań o ocalenie największych i najbardziej świętych chrześcijańskich i narodowych wartości. Były to zarówno jego osobiste zmagania, jak i zmagania Polski i całego Kościoła.
Mamy tu dwa razy użyty spójnik <i> – który jak wiadomo stawia znak równości między wymienianymi podmiotami. W tym przypadku – kościół katolicki i ruch robotniczy, zlokalizowany wokół „Solidarności”. Problem z tak użytym spójnikiem polega na tym, że mowa jest o dwóch całkowicie odrębnych środowiskach, mających odmienne cele, motywacje, wyznających różne wartości i posiadających różne priorytety. Kościół nie ma moralnego prawa ani mandatu na opowiadanie Polakom o ich narodowych wartościach. Tym bardziej nie ma prawa stawiać tych wartości na równi z choćby najbardziej świętymi wartościami chrześcijańskimi – cokolwiek to znaczy i według kogokolwiek. Społeczeństwo polskie jest mocno zróżnicowane i nie da się z tego konglomeratu zrobić monokultury.
Nadużycie spójnika <i> ma w tej wypowiedzi sugerować, że jest zupełnie inaczej niż jest – ma zespolić raz i na zawsze wartości chrześcijańskie z narodowymi, podporządkować priorytety społeczne priorytetom kościelnym, a każdy wysiłek tego narodu nie poświęcony i nie pobłogosławiony przez kler, sprowadzić do poziomu rozróby, awantury, ekstremizmu ideologicznego.
Dopóki żyją ludzie z tamtych czasów, a jestem jedną z takich osób, należy dać świadectwo prawdzie. Polki i Polacy czyli Polska, walczyła o wolność i przynależność do Europy. Chcieliśmy rozwijać się i integrować z kulturą europejską. Kościół natomiast chciał przywilejów i otrzymał je już od rządu Jaruzelskiego – oddam w tym miejscu głos Krzysztofowi Piątkowskiemu, autorowi ciekawej analizy „Sytuacje konfliktowe w relacjach Kościoła z opozycją antykomunistyczną w Polsce (grudzień 1981 – luty 1989) „ , gdzie pisze on, że:
Historia Kościoła rzymskokatolickiego w PRL jednoznacznie dowodzi, że mimo szykan i utrudnień, jakie spotykały Kościół, zawsze potrafił on przystosować się do zmienionych warunków działania. Z każdego zakrętu historii PRL – a chodzi tu o wydarzenia z lat: 1956, 1970, 1976, 1980, 1981 -Kościół wychodził wzmocniony w sferze możliwości prowadzenia działalności duszpasterskiej, a nade wszystko materialnie. Począwszy od wydarzeń sierpniowych
1980 roku, hierarchowie Kościoła umiejętnie wykorzystując trudną sytuację strony partyjno-rządowej, za cenę neutralizacji nastrojów społecznych uzyskiwali liczne ustępstwa i przywileje. Do nich przede wszystkim należy zaliczyć:
-zniesienie praktycznie wszystkich ograniczeń dla inwestycji sakralno-kościelnych,
-ułatwienia w nabywaniu materiałów budowlanych,
-dostęp do radia i telewizji,
-możliwość wydawania nieograniczonej liczby czasopism religijnych,
-zwolnienia celne i podatkowe,
-rozszerzenie możliwości prowadzenia niczym nieskrępowanej działalności duszpasterskiej w określonych grupach społecznozawodowych,
-zapoczątkowanie procesu zwracania Kościołowi dóbr odebranych na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych,
-bezproblemowe uzyskiwanie paszportów.
Zatem, to co hierarcha nazywa: zmaganiem o ocalenie największych i najbardziej świętych chrześcijańskich i narodowych wartości, to po prostu zabieganie o interes kościoła rzymskokatolickiego ze stolicą w Watykanie. Fakty mówią same za siebie.
Nie pomniejszając roli Kościoła, jaką odegrał w procesie obalania ustroju realnego socjalizmu, należy zwrócić uwagę, że równolegle realizował on własne interesy. Stąd też zajmowane przez hierarchię kościelną stanowiska w określonych kwestiach niejednokrotnie nie spełniały oczekiwań ugrupowań opozycyjnych
-brak jednoznacznego potępienia władz za wprowadzenie stanu wojennego;
–wstrzymanie odczytania komunikatu Rady Głównej Episkopatu Polski z dnia 15 grudnia 1981 roku, w którym autorzy domagali się zwolnienia internowanych, a „Solidarności” przywrócenia możliwości prowadzenia statutowej działalności.
-nie było poparcia dla organizacji walczących, by przekształcały się w partie polityczne
-apelował do wiernych, by nie brali udziału w strajkach i demonstracjach ulicznych
-potępiał sankcje gospodarcze
-prymas Glemp w wywiadzie z 6 maja 1982 roku dla „The Washington Post”, stwierdził nieprawdę o manifestacjach z 1,3 i 4 maja 1982, twierdząc, że były dziełem ekstremistów z obu stron
Komentatorzy w tamtym czasie zwracali też uwagę na to, że przedstawiciele kościoła nie stają jednoznacznie po stronie społeczeństwa, że prezentują postawę wyczekiwania, kunktatorskie działania, niekonsekwentne postawy, przez co trudno dziś mówić o tym, że kościół był wsparciem dla opozycji. Zresztą taki model działania KRK wpisuje się w historie Polski chrześcijańskiej, gdzie ta akurat instytucja religijna nader chętnie kolaborowała z każdym, kto obiecywał więcej.
Żeby jednak być w zgodzie z prawdą historyczną trzeba też powiedzieć o tym, że wśród księży zdarzali się i tacy, którzy przede wszystkim chcieli służyć ludziom i Polsce, a nie Watykanowi i jego interesom. Niektórzy jak ks. Jerzy Popiełuszko, był w związku ze swoją działalnością społeczną wzywany kilkakrotnie przed oblicze swojego zwierzchnika i łajany za działalność opozycyjną. Dostał tez jasną informację, że w razie problemów nie może liczyć na wsparcie kurii. Nie on jeden nie zgadzał się z linią główna polityki kościoła…
ksiądz Stanisław Małkowski mówił, że jego zdaniem po wprowadzeniu stanu wojennego wśród duchowieństwa ujawniły się postawy lękowe i ugodowe. Liczni księża, którzy wspierali „Solidarność”, w tym czasie zamilkli i poukrywali się, gdy tymczasem ludzie oczekiwali na słowa prawdy i otuchy. Postawę prymasa Glempa krytycznie oceniali także i inni księża. W czasie jednego ze spotkań księży archidiecezji warszawskiej z prymasem Glempem, które odbyło się na początku grudnia 1982 roku, niektórzy z kapłanów, odnosząc się do jego publicznych wystąpień, zaakcentowali, że:
* Apel prymasa do aktorów o zaniechanie bojkotu radia i telewizji był
wystąpieniem przeciw narodowi.
* Prymas zbyt mały akcent kładł na problem człowieczeństwa.
* Młodzież z coraz większą rezerwą odnosi się do nauk głoszonych przez
Kościół.
* Kościół traci na swej wiarygodności.
* Prymas w swoich wystąpieniach nie wspierał społeczeństwa.
Na łamach czasopisma „Niepodległość” stwierdzono, że kapłani określając dotychczasową postawę prymasa ocenili ją jako kolaborancką, pacyfikującą społeczeństwo wspólnie z WRON w zamian za niepewną pielgrzymkę papieża Jana Pawła II do Polski.
Reasumując – analiza jednego zdania z zaproponowanego tekstu pokazuje, że hierarcha całkowicie rozmija się z prawdą, czyli zakłamuje historię, a oprócz tego popełnia jeszcze jedno częste nadużycie. Mianowicie scala jakieś bliżej nie sprecyzowane
zmagania (????)
o ocalenie największych i najbardziej świętych chrześcijańskich wartości
z
wartościami narodowymi.
I na tym przykładzie obejrzymy sobie technikę wciskania „prawd objawionych” . O co mi chodzi? Ano o to, że taki styl komunikowania się z ludźmi, który polega na powtarzaniu pewnych zlepieńców pojęciowych – w tym wypadku nierozerwalne scalenie wartości chrześcijańskich z narodowymi, bez definiowania czym owe wartości są, jest niczym innym jak budowaniem bezmyślnych skojarzeń. Ludzie nie mają rozumieć co autor miał na myśli. Ludzie mają zapamiętać mantrę. Zapamiętać i powtarzać. Mechanicznie i bezmyślnie. To prosta technika, znana z marketingu i reklamy. Na tej samej zasadzie ludzie w dni upalne sięgają odruchowo po Coca Colę, zamiast pić wodę, a kiedy chcą mieć kontakt z ludźmi sięgają po …Nokię…
Jak skuteczną jest metoda tworzenia zlepieńców pojęciowych w przypadku utrwalania fałszywych przekonań niech świadczy dzieło, nad którym wytrwale i z pasją pracował ks. Oko
Zlepieniec, którego zbudował gdy niszczył konwencję antyprzemocową na zamówienie KRK –
GENDERYZM TO SEKSUALIZACJA DZIECI,
UZGADNIANIE PŁCI, NISZCZENIE RODZINY
I TRADYCJI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ.
to akurat majstersztyk emocjonalno-lękowy, całkowicie pozbawiony treści merytorycznej. Przy czym trzeba zwrócić uwagę na fakt, że o ile Polki i Polacy nie maja absolutnie żadnego powodu do lęków w związku z konwencją o której mowa, o tyle kler jak najbardziej ma powody, by nie sypiać zbyt dobrze.
Po podpisaniu konwencji w 2015 przez ówczesnego prezydenta Bronisława Komorowskiego, a następnie po przejęciu całkowitej władzy przez PIS, okazało się, że zlepieniec pojęciowy jest znacznie skuteczniejszym zabezpieczeniem interesów kościoła niż podpis prezydenta RP pod konwencją Rady Europy zabezpieczeniem interesu społecznego.
Postanowienia konwencji, którą Polska podpisała nie są wdrażane. Gorzej – coraz więcej gmin przyjmuje za obowiązującą na danym terenie Samorządową Kartę Praw Rodziny – dokument spreparowany przez organizację ultrakatolicką, znaną pod nazwą Ordo Iuris, która kojarzy się zapewne wszystkim z obrońcami zygot i całkowitym brakiem szacunku dla życia i zdrowia kobiet w Polsce.
Ta dłuższa dygresja na temat metody : „rzuć idiocie zlepieńca” zdaje znakomicie egzamin w takim społeczeństwie jak nasze- nieogarniętym edukacyjnie, zaniedbanym kulturowo, zapatrzonym w swoje bańki towarzyskie, zatomizowanym wreszcie i wzmożonym pod wpływem propagandy tvp. Nie dziwota, że w tak zniszczonej społeczności sprawdza się tak prymitywny zabieg erystyczny.
I nie lekceważyłabym przeciwnika, bo jest jak widać nadzwyczaj skuteczny w zaszczepianiu fałszywych skojarzeń, kłamliwych przekonań, a przy okazji całego pakietu nienawiści do wszystkiego, czego kościół osobiście nie pobłogosławi. W szeregu różnych namaszczonych dziwadeł jak egzorcyzmy, czy uzdrowiciele typu John Bashobora, na plan pierwszy wysuwa się dziś cały ruch faszystowsko – nacjonalistyczno – narodowy prawdziwych Polaków.
I tak oto zatoczyłam koło – obywatele polscy, karmieni zlepieńcem –
wartości chrześcijańskie+ wartości narodowe= Polska dla Polaków [ czyt. dla katolików]
– bez specjalnych sprzeciwów godzą się dziś z takim opisem rzeczywistości wbrew faktom.
Powróćmy jednak do analizy zdania z wypowiedzi hierarchy Jędraszewskiego….
W przypadku tego prostego zdania, któremu się przyglądamy – ludzie maja zapamiętać ścisły związek między wartościami chrześcijańskimi i narodowymi, oraz, że JP2 całe życie im właśnie poświęcił… Z treści listu pasterskiego M. Jędraszewskigo nikt nie dowie się na czym polegało dzieło OCALENIA tych wartości przez Karola Wojtyłę, i dlaczego w czasach, gdy trzeba było walczyć o zachowanie człowieczeństwa,- w latach 80-tych XX w , w czasie stanu wojennego,- kościół tego nie robił, nie zauważał, że prawa człowieka są gwałcone, nie kierował słów potępienia dla rządu gen. Jaruzelskiego i służb specjalnych.
Miałam tego nie robić, ale jednak nie sposób nie zauważyć, że w licznych tekstach kierowanych do narodu polskiego, w preambułach, statutach organizacji i wyższych uczelni oraz szkół powszechnych używa się terminu- wartości chrześcijańskie. Niestety – chyba nikt nie wie co to takiego… Podobnie jak nikt jeszcze nie zdefiniował sumienia, czy życia duchowego… Tak, jest tych dziwnych terminów trochę, a nawet mam wrażenie, przybywa nam ich coraz więcej… Cóż, dopóki nie doczekają się ścisłych definicji wypada uznać je za słowa wytrychy, określenia będące puste znaczeniowo, za to w jakiś sposób obdarzone emocjami bez których katolicy czuliby się niedowartościowani.
W każdym razie zwykle spotykam się z nimi wtedy, gdy autor kieruje swoje wywody wyłącznie do odbiorców wyznania rzymskokatolickiego, a nie definiując pojęć, przypisuje im moc nadprzyrodzoną czynienia katolików ludźmi z wartością dodaną i koniecznie w opozycji do ateistów – ludzi pozbawionych wszystkiego co ważne i wartościowe. Tak jak w książce autorstwa Ksawerego Knotza „Seks jakiego nie znacie. Dla małżonków kochających Boga”, gdzie co jakiś czas byłam konfrontowana z dziwacznymi poglądami nie na temat seksu – bo tu akurat autor odrobił lekcje, – ale czułam się jak niezbędna pomoc naukowa, na którą wskazuje się tylko po to, by dowartościować kogoś z głębokim deficytem poczucia własnej wartości.
[…] Dlatego też prawda o świętości ludzkiego ciała jest antidotum dla ateistycznych i materialistycznych wizji człowieka. Jest odtrutką od ciasnych i nieludzkich poglądów, w których brak szacunku dla ludzkiego ciała idzie w parze z brakiem szacunku dla człowieka.[…]
Chętnie zadedykowała bym ten sofizmat prof. Chazanowi, ministrowi zdrowia, abp M.Jędraszewskiemu, prof. A. Zollowi, J. Kwaśniewskiemu z Ordo Iuris, i wielu pozostałym duchownym i świeckim akolitom kościoła katolickiego. Prawdopodobnie jednak żaden z nich nie zrozumiałby, że każdy z nich charakteryzuje się przede wszystkim brakiem szacunku dla człowieka jako takiego, że jest to jedna z tych rzeczy, które są wyraziste i oczywiste w odniesieniu do każdego z nich. I że my wszyscy to widzimy od lat, nie ulegamy iluzji ich powierzchowności, bo słuchamy i czytamy ze zrozumieniem, znamy definicje pojęć i nie jesteśmy częścią stada, które wiwatowało na widok JP2 na błoniach krakowskich. Niestety, ci co cieszyli się, na radości i dumie poprzestali. I jeszcze dziś większość z nich byłaby zdziwiona, gdyby zrozumiała co do nich mówił wtedy papież. Ale to już inny temat…
Kuna 2020 Kraków