„Oj dana dana, nie ma szatana, a świat realny jest poznawalny, oj dana” czyli hulaj dusza, nie ma zasad!

Na początku dotarła do mnie informacja o jakimś pozwie dla Beaty Pawlikowskiej – nie znam kobiety, nigdy nie słyszałam. Komentarze na FB rozkładały się po równo między tymi za wolnością słowa, a tymi pytającymi o jej nieprzekraczalne granice. Temperatura dyskusji sprawiła, że odsłuchałam Pawlikowską by wyrobić sobie własną opinię.

W tym miejscu wypada krótko nadmienić, że chodzi o wypowiedź Beaty Pawlikowskiej na temat depresji – dużo o własnych doświadczeniach, sporo na temat leków, koncernów farmaceutycznych, lekarzy psychiatrów, a wszystko to obficie podlane sosem, złożonym z niewypowiedzianych wprost insynuacji i wypowiedziane tonem sensacji.

Zanim powiem coś o moich wrażeniach, podziękuję autorce za podanie źródeł. Zapoznałam się z ich zawartością, a następnie skomentowałam kontrowersyjną wypowiedź pod publikacją. Komentarz został natychmiast usunięty i wszystko wskazuje na to, że pozostałe, te mniej entuzjastyczne, spotkał ten sam los. Nie, żebym czuła się tym jakoś dotknięta, ale po pierwsze „Prawdziwa cnota krytyk się nie boi”, a po drugie taki zabieg każe podejrzewać nieczystą grę, budzi obawę, że intencje autorki nie są oczywiste, a celem zabiegu „czyszczącego” jest stworzenie wrażenia, że wszyscy są jednomyślni. A temat jest ważny dla lekarzy i pacjentów i spodziewałam się raczej postawienia ważnych pytań, które od wielu lat wiszą w powietrzu, a zastałam treści budzące wyłącznie emocje oraz kilka niebezpiecznych, dla chorych na depresję, sugestii.

Moje subiektywne wrażenia… w kolejności:

Niedowierzanie – bo psychiatrzy nie byli i nie są sadystami, nie upajali się widokiem chorych, których poddawano drastycznym terapiom w przeszłości, a lobotomii nigdy nie wykonywano na chybił – trafił.

Zaskoczenie – bo większość chorób leczy się wyłącznie objawowo, a Pawlikowska wyraźnie sugeruje, że leczenie objawowe depresji, to jakieś wyjątkowe nadużycie. Serio? Spiskowa teoria dziejów?

Sporo miejsca autorka poświęciła na uwiarygodnienie swojej tezy o niedopuszczalności stosowania leków antydepresyjnych w sytuacji, gdy nadal nie wiemy jaka jest przyczyna zaburzeń. Popełnia przy tej okazji kardynalny błąd – nie można oceniać z dzisiejszej perspektywy czegoś, co w swoim czasie było wielką nadzieją, wybawieniem dla chorych i szansą na pozbycie się problemu, który gnębi ludzkość co najmniej od czasów cywilizacji sumeryjskiej 2600 lat p.n.e.

Rozbawienie – bo aktywność fizyczna, zdrowe odżywianie, stawianie nowych celów, medytacje, pomagają jak umarłemu ogarek, a nawet gorzej – oczekiwanie tego rodzaju aktywności od chorego w depresji działa na niego przeciwskutecznie – wzbudza poczucie winy, wstydu oraz jeszcze bardziej obniża samoocenę, która i bez tego jest marna. Takie pomysły same proszą się o krzywy uśmiech i jakąś kąśliwą, sarkastyczną ripostę. Szkoda, że nie pomagają ciężko chorym na depresję. Gdyby tak było, vlog Pawlikowskiej mógłby być jednym z alternatywnych leków polecanych przez Goździkową, a ja osobiście lajkowałabym ją każdego dnia…

I nie zmienia, ogólnie fatalnego wrażenia nawet wzmianka, że odstawienie leków stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia – bo cała reszta wywodu zdaje się głównie właśnie to sugerować.

 

Komentarze pod publikacją są potwierdzeniem moich obaw. Gdy pominąć cały entuzjazm i podziw dla Beaty Pawikowskiej za jej „odwagę” w niesieniu kaganka „oświaty” w tym kraju „ciemnoty i zabobonu” wyczyta się również, że:

psychiatrzy nie leczą choroby tylko pacjenta i to jak najdłużej, bo to się im opłaca

leki przeciwdepresyjne ogłupiają i szkodzą związkom

ruch jest formą terapii depresji

pacjenci są królikami doświadczalnymi

lepiej cierpieć i się ogarnąć, niż ćpać antydepresanty.

Te komentarze pokazują także, że niska skuteczność leków antydepresyjnych jest zauważalną słabością terapii lekowej. Ale to nie jest żadne odkrycie i żadne trzęsienie Ziemi pani Beato! Wiedzą o tym pacjenci, wiedzą lekarze, a wszyscy razem nad tym ubolewamy od lat!

Powstają ciągle nowe leki, mniej obciążające, nieuzależniające i bardziej efektywnie zmniejszające ból istnienia.

Psychoterapia – choć sama w sobie ma wielki potencjał w dziedzinie uzdrawiania relacji człowieka ze światem, jest długotrwała, wymaga od chorego skupienia i pożera jego niezbyt duże zasoby energii. I konia z rzędem temu kto wyciągnie chorego z ciężką depresją z łóżka i pogoni go na kozetkę. Każdy kto zetknął się z taką postacią depresji wie, że to nie jest możliwe.

Większość pacjentów żyje wyłącznie dlatego, że udało się im chwycić brzytwy, czyli leków psychotropowych, tak, tych krytykowanych, co nie leczą przyczyny, a „jedynie” tonizują emocje i zacierają nieco zbyt wyrazisty obraz świata. Tak naprawdę, to całe szczęście, że w ogóle mamy jakieś leki, bo faktycznie bardzo trudno kontrolować i panować nad chorobami, których etiologia jest wieloraka, nieznana, w każdym przypadku nieco odmienna. Zresztą nauka od czasu postawienia hipotezy na temat serotoniny, nieustająco bada różne wątki i idzie w różnych kierunkach. I jak to Nauka robi to skrupulatnie, nieśpiesznie, kawałek po kawałku – jak dotąd nie zanotowano przełomu. Poszukiwania w toku.

 

Dziennikarze czy pseudoeksperci?

Pani Beata Pawlikowska przedstawia siebie jako dziennikarkę. Po przejrzeniu jej źródeł mam niejakie wątpliwości czy rozróżnia publicystykę naukową od badań naukowych i metaanalizy tych badań.

Jednakowoż jeden z jej kolegów dziennikarzy, zajmujący się nauką, napisał kawał względnie poprawnej publicystyki na ten sam temat, z tym, że cały wywód jest pozbawiony sensacji, napastliwej erystyki, za to zawiera sporo informacji przez co ma walor edukacyjny. Nikt tam nie zasłania się ani nie podpiera „badaniami anglojęzycznymi”, o których można wszystko powiedzieć co się chce, tylko nie to, że ktokolwiek poza wąską grupą specjalistów w danej dziedzinie rozezna o co w nich chodzi.

Autor zajmuje się tym na czym się zna – jest dziennikarzem, zatem sygnalizuje problem i zadaje Nauce ważne dla chorych na depresję pytania. Zadaje je w imieniu chorych i nie po to, by robić zamieszanie, ale by zwrócić uwagę lekarzy psychiatrów na fakt, że chorzy nie mają dostatecznej wiedzy, zwłaszcza tej, jakiej dostarczyła Nauka  w okresie zaledwie ostatnich kilkunastu lat. My wszyscy zresztą dysponowaliśmy przestarzałą wiedzą i nadal sądziliśmy, że przyczyna depresji tkwi w niewystarczającym poziomie serotoniny w mózgu. Zwrócił też uwagę na fakt, że o długotrwałym efekcie przyjmowania SSRI pacjenci na ogół nic nie wiedzą, jak zresztą o wielu innych, istotnych aspektach przyjmowania leków antydepresyjnych i wobec tego ich poddanie się farmakoterapii jest pozbawione elementu świadomej zgody.

Częsty błąd, popełniany przez vlogerów i innych celebrytów polega na tym, że stroją się w piórka ekspertów, brzmią jak eksperci i tym samym przyczyniają do tego, że oszukani w ten sposób słuchacze nie czują potrzeby ani szukania innych źródeł informacji, ani nie widzą powodu rozmawiać o tym ze swoim np. lekarzem – bo „przecież wszystko jest w internetach”.

Od oszusta, który podaje się za lekarza i neurobiologa, a zajmuje się w praktyce sprzedażą urządzeń do „leczenia” szumów usznych, odróżnia pseudoekspertkę Beatę Pawlikowską jedynie to, że nie przedstawia się jako lekarz. Niestety jak nadmieniłam wyżej – to nie zmienia oceny sposobu w jaki otworzyła trudny temat, skali negatywnych skutków, ani nie spowoduje, że pacjenci poczują się lepiej.

Wolność słowa i deficyt uwagi

Jednym z wielu negatywnych skutków błędnie prowadzonej transformacji ustrojowej w Polsce, jest całkowity brak forum dla poważnych dyskusji o problemach i sposobach ich likwidacji. Dotkliwie odczuwa się brak debaty społecznej oraz sporu naukowego, co z kolei jest symptomatyczne dla państw źle zarządzanych, w których społeczeństwo jest zatomizowane, obywatel nie jest podmiotem tylko przedmiotem obróbki propagandowej, demokracja jest fasadowa, a motywy działań rządu co najmniej niejasne, żeby nie powiedzieć, na granicy przestępstwa.

W takim klimacie i warunkach nie powinno nikogo dziwić, że lukę tę wypełniają celebryci, którzy zaludniają strefę internetową, dla tego świata tworzą i z tego świata żyją.  Popularyzatorzy nauki mają zwykle kilka razy mniejszą publiczność, niż opowiadacze sensacji, tropiciele spisków, różnego rodzaju foliarze czy łowcy UFO. Chcę tylko powiedzieć, że działanie na poziomie emocji nie wymaga ani wiedzy ani rozumienia nauki. A ponieważ klikalność przekłada się na dochody – to hulaj dusza, piekła nie ma.

W świecie bez oficjalnie działającej cenzury, za to z wolnością słowa na wszystkich sztandarach, musimy liczyć się z zalewem rozmaitych treści. Kiedy jednak borykamy się z problemami opieki zdrowotnej w ogóle, a podczas pandemii, wojny czy innej klęski żywiołowej w szczególności, wolność słowa rozumiana, jako „nie znam się więc się wypowiem” – musi mieć w mediach przynajmniej dobrze słyszalny kontrapunkt. Powinien nim być głos Nauki, który jest wyważony, nie budzi emocji, za to jest mocno ugruntowany w metodzie naukowej i konsekwentny intelektualnie.

Dobrze wytyka te braki Pawlikowskiej jedna z komentujących ją internautek gdy pisze:

Nie śledziłam Pani poczynań od wielu lat, bo nie interesuje mnie i wydaje się co najmniej wątpliwe etycznie promowanie na wolnym rynku osobistych przekonań w celu zmiany emocji lub zachowań innych ludzi bez merytorycznej wiedzy, a Pani zarabia na sprzedawaniu własnych sądów licząc na to, że inni wiedzą na temat rzeczywistości jeszcze mniej. Istotny problem sposobu stosowania i skuteczności leków antydepresyjnych również potraktowała Pani bez dyscypliny intelektualnej i, jak rozumiem, bez winy i wstydu.

Ale muszę zareagować, bo brnie Pani dalej, próbując kreować się wyłącznie na ofiarę hejtu za „ poprzednie wypowiedzi o depresji” . Tymczasem nie dotyczyły one tylko Pani „ sprawdzonych sposobów radzenia sobie z depresją”. Istotą Pani przekazu bowiem ( zapoznałam się z nim ), który należy krytykować i rugować z obszaru pomocy ludziom, jest aroganckie przekonanie o własnej nieomylności. Powiedziała Pani w filmie, cytuję : Napisałam książkę :„ Wyszłam z niemocy i depresji. Ty też możesz” . Jestem przekonana o tym, że KAŻDY może wyjść z takiego poczucia niemocy i depresji.” I dodała Pani w wywiadzie : „ Każdy ma prawo mieć swoją opinię: zarówno lekarze wykształceni w tym kierunku z tytułami naukowymi, jak i ja na bazie własnych badań, które prowadziłam na swoim życiu przez kilkadziesiąt lat.”

Otóż myli się pani Pawlikowska – nauka nie opiera się na jednostkowym przypadku, nie formułuje na takiej marnej podstawie twierdzeń, a już absolutnie niedopuszczalne jest podawanie takiej „wiedzy” do stosowania każdemu i zawsze. Przecież oglądacze nie wiedzą nawet, czy autorka miała zdiagnozowaną depresję… ale dowiadują się, że sama z niej wyszła…

Dr Radosław Stupak wspiera

Cytowany komentarz przeczytałam na profilu psychologa dr Radosława Stupaka, który ewidentnie wspiera i legitymizuje twórczość Beaty Pawlikowskiej łaskawym „nie widzę nic niewłaściwego”. To mnie nieco zelektryzowało, bo akurat po przedstawicielu nauki nie tego się spodziewam.

Rozpętana nagonka i próby uciszenia Pawlikowskiej są bardzo niepokojące. Ostatecznie jest to też kwestia wolności słowa i nie chciałbym żyć w kraju i na świecie, w którym zabrania się dzielenia z innymi tym co się przeczytało w literaturze naukowej, czy gdziekolwiek indziej”

Cytowana opinia pana doktora, w której równa ze sobą wszystko, co na dany temat można przeczytać, z literaturą naukową, opisującą rzeczywistość na podstawie badań przedmiotowych, nie najlepiej świadczy o jego kondycji jako naukowca.

To, że od kilku dekad obserwujemy w środowisku akademickim, niebezpieczną dla Nauki tendencję do obniżania jej wartości oraz próby wprowadzania do procesu leczenia pacjentów różnych specjalistów od „duchowości„ -,w jakimś stopniu tłumaczy zachowanie doktora Stupaka, ale w żadnym razie go nie usprawiedliwia.

Zapoznałam się z dorobkiem pana Radosława Stupaka i … przestałam się dziwić. Nie czas to i miejsce na omawianie publikacji – pracy doktorskiej polegającej na cytowaniu cudzych dociekań, ani artykułów, z których wynika, co najwyżej że… pan doktor dużo czyta.

Wszakże jeden postawił mnie w stan podwyższonej gotowości, a to z powodu tematu oraz powalających wniosków końcowych. Temat: „Sposoby rozumienia urojeń religijnych związanych ze zmianą tożsamości na przykładzie identyfikacji z Jezusem Chrystusem”, gdzie autor, tradycyjnie chyba już cytuje innych autorów i ich poglądy, z pewną nieśmiałością skrywa się za nimi, jakby nie był pewny co sam o tych poglądach sądzi…

Trochę mnie zaskoczył fakt, że cytowani autorzy to ludzie sprzed epoki „brązu”. Spodziewałam się raczej przeglądu współczesnej literatury przedmiotu, ale być może takie publikacje nie istnieją. Nie sprawdzałam, temat mało mnie interesuje, nie jestem ani psychologiem, ani psychiatrą. Za to interesują mnie mechanizmy, ludzie poddawani tym mechanizmom oraz intencje ludzkich działań. Tylko dwa cytaty z tego artykułu zainteresowały mnie jako obserwatora powyższych zjawisk. Oto one:

„Podobnie postrzega to Sims [7], wedle którego religia i duchowość oferują najbardziej wyczerpujące odpowiedzi na fundamentalne pytania o tożsamość i zakorzenienie i tym też tłumaczy występowanie omawianych fenomenów wśród osób indyferentnych religijnie”.

Fundamentalne pytanie – kim jestem? zadają sobie ludzie, których to interesuje, którzy mają wystarczającą świadomość, by sobie takie pytanie zadać. Religie oferują gotowe schematy postrzegania siebie, a rzeczywistość opisują z właściwą sobie pokrętną i nielogiczną prostotą. Trudno mi przyjąć jako argument, że niewierzący z urojeniami religijnymi potwierdzać mają pogląd badacza na temat wartości religii i duchowości w życiu każdego człowieka. Takie przypadki równie dobrze potwierdzać mogą pogląd, że religia jest źródłem tego typu silnych zaburzeń psychicznych. Tym bardziej, że jak wiadomo z indoktrynacją religijną zwaną potocznie wychowaniem religijnym, mamy do czynienia od urodzenia, a zatem w okresie dzieciństwa wywiera bardzo silny wpływ i to zanim dziecko przestanie traktować ją dosłownie.

Dziecko nie dokonuje swobodnych wyborów, nie jest wystarczająco krytyczne i stać się może ofiarą własnego zaangażowania religijnego. Późniejsze odejście od wierzeń religijnych niczego tu nie zmienia. To dlatego kościoły tak „dbają” o swój systemowy wpływ na dzieci – im młodsze tym lepiej. Czyżby badacze ludzkich zachowań, ich warunkowania oraz wpływu powyższych na kondycję psychiczną jeszcze tego nie zgłębili? No, to podsuwam tą światłą myśl do rozpatrzenia i może do zbadania zgodnie z zasadami metody naukowej? To nie powinno być zbyt trudne.

A w zakończeniu publikacji czytamy:

„Dla wielu psychiatrów problemem może być jednak poruszanie kwestii związanych z religią czy duchowością z racji odczuwanego braku kompetencji bądź też racjonalistycznego i scjentystycznego charakteru samej psychiatrii. Dlatego proponuje się zaangażowanie duchownych w proces diagnozy i terapii takich przypadków. Mają oni zazwyczaj wystarczające doświadczenie, aby radzić sobie ze związanymi z urojeniami religijnymi poczuciem winy, kwestiami moralności, sumienia, odkupienia itp. [29]. Duchowni mogą także ułatwić powrót chorego do społeczeństwa poprzez zaangażowanie takiej osoby w działania wspólnoty religijnej”.

No i tu mnie kompletnie zatkało – nawet jeśli w tym artykule nie ma ani jednej własnej myśli autora, to musi dziwić, że cytuje i omawia koncepcje sprzed kilku dekad i najwyraźniej widzi w nich potencjał, bo inaczej by ich nie odkurzał. Ba, dr Stupak nawet się nad nimi krytycznie nie pochylił, rozumieć więc można, że się zgadza na takie wnioski i propozycje.

W swoim artykule poddaje w wątpliwość kompetencje psychiatrów, za to chce oddać chorych duchownym, którzy jak rozumiem te kompetencje posiadają? Co to znaczy, że „[…] mają oni zazwyczaj wystarczające doświadczenie […] bo z tego co wiadomo o tym środowisku, to owszem mają najlepsze kompetencje, ale do budzenia poczucia winy np. w swoich małych ofiarach, co gwarantuje im bezkarność. Co zaś się tyczy kompetencji w kwestiach moralności, sumienia, odkupienia itd. pozwolę sobie stwierdzić, że zazwyczaj takich kompetencji im brakuje. Jest to nie tylko mój subiektywny osąd, ale również potwierdzony powszechną już wiedzą o sposobie funkcjonowania organizacji religijnych i wynikających z tego patologiach.

Także źródła, z których pan Doktor czerpie natchnienie mówią wiele o jego pasjach. Otóż proponując przekazanie diagnozy i leczenia pacjentów psychiatrycznych osobom duchownym na równi z lekarzami i psychologami, powołuje się na artykuł „Religious Issuesin Psychotherapy” opublikowany w Journal of Religion and Health, które to czasopismo zajmuje się „twórczym partnerstwem psychologii i religii/duchowości oraz związkiem między religią/duchowością a zdrowiem psychicznym i fizycznym”. Co więcej, czasopismo to założone zostało w 1961 roku (sic!)przez Blanton-Peale Institute, którego założyciel Dr Norman Vincent Peale był protestanckim kaznodzieją oraz bardzo płodnym autorem i głosicielem teorii pozytywnego myślenia, co zawarł w swojej książce „Moc pozytywnego myślenia” oraz wielu innych, m.in. „W Bogu pokładamy nadzieję”.

Wobec powyższego trudno  traktować artykuł tego „badacza” z należytą powagą. Najwyraźniej hibernował przez ostatnie kilka dekad, gdy w Polsce i na świecie wrzało i nadal wrze na temat obszarów patologii w łonie instytucji religijnej zwanej kościołem rzymskokatolickim.

Przy tym artykule, ignorancja pani Beaty Pawlikowskiej to byłby mały pikuś, gdyby ta autorka miała takie zasięgi jak pan Doktor i jego artykuły.

Również kilka innych faktów na styku współpracy świata Nauki ze światem religii budzą nie tylko niesmak, ale i niepokój o przyszłość i rozwój społeczny. Jeśli środowiska akademickie w dalszym ciągu będą milczeć o tym problemie i znosić ze stoickim spokojem oddawanie pola Nauki duchowym uzdrowicielom różnej maści, nie tylko stracą autonomie uczelni, ale wszystko na co pracowały pokolenia.

Reasumując – zamiast kontrapunktu wobec publikacji Beaty Pawlikowskiej natknęłam się na przedstawiciela nauki, który publikuje brednie i tylko należy cieszyć się, że nie ma takich zasięgów jak celebrytka, którą zresztą gorąco popiera. I mam tylko nadzieję, że podobne pomysły jak ten, by cierpiących na urojenia na tle religijnym diagnozowali i leczyli duchowni, zostaną tam, gdzie ich miejsce – w artykułach dr Radosława Stupaka.

Przedstawicielom Nauki nie wolno mylić na terenie uczelni wolności słowa z wolnością badań naukowych, a w przestrzeni publicznej zrównywać wartości dowolnego sądu z wartością merytorycznej dyskusji naukowców, którzy opierają swoją wiedzę na wynikach badań naukowych.

Łączymy kropki… ( popkorn się przyda)

Jest taki fajny program komputerowy, który z obrazków, fotografii albo po prostu z kolorowych przypadkowych plam potrafi syntetyzować wielkoformatowy temat, zadany mu przez grafika. Czasami jest to twarz ludzka, innym razem symbol, flaga – zależy co się chce powiedzieć odbiorcy. Ja podobnie składam różne fakty, by zrozumieć o co chodzi, kiedy obserwuję jakąś tendencję, zwłaszcza gdy ona przekracza jakiś znany mi standard lub jest niezgodna z oficjalnymi deklaracjami.

Spróbujmy spojrzeć na problem psychiatrii, a raczej pacjentów psychiatrycznych, bo to ich dotyczy, z szerszej perspektywy, a być może uzyskamy jakieś odpowiedzi… może ukaże się naszym oczom jakiś obraz prawdziwej rzeczywistości, być może zobaczymy, że nic nie jest takie na jakie wygląda.

Zadałam sobie pytanie – dlaczego teraz? Czy wywołanie tematu naprawdę wymagało angażowania, popularnej w internecie ignorantki, żerującej na emocjach i deficytach poznawczych swoich oglądaczy? Dlaczego psychiatrzy milczą? Dlaczego dr Stupak broni wystąpienia Pawlikowskiej? Skoro ja, laik do potęgi, widzę szkodliwy przekaz, to on powinien go widzieć tym bardziej. Dlaczego się nie obawia skutków tego, dość oczywistego blamażu?

Minął już jakiś czas od emisji programu pani Beaty i jeśli ktoś śledził rozwój wypadków, to być może zauważył ku czemu zmierza i jakie są motywy osób zabierających głos w sprawie. Milczenie psychiatrii polskiej nie jest specjalnie zadziwiające – mają prawdziwe problemy, ostatnio nawet jest ich więcej niż można udźwignąć – żeby reagować na fakt, że jakaś celebrytka internetowa, z dość powszechnej wiedzy zrobiła sensację XXI wieku.

Kiedy jednak psycholog w randze doktora publicznie daje legitymizację i podpisuje się pod wywodami Pawlikowskiej, trzeba się zacząć zastanawiać o co tu chodzi? Próbuję połączyć kropki, ale obraz jaki się wyłania jest jeszcze większym absurdem niż wszystko o czym kiedykolwiek mówiła na swoim vlogu Beata Pawlikowska. Oczywiście, że jest to tylko moja prywatna opinia, ale… Ponieważ ostatnie lata życia w tym kraju nauczyły mnie nie dziwić się niczemu, to tylko powiem, że: angażowanie opinii publicznej służy wiązaniu złych emocji wokół czegoś łatwego, co jest dobrze kontrolowane, by lud nie zajmował się tym, czego kontrolować nikt nie potrafi; robienie afery z niczego, to zwykle zasłona dymna za którą zamiata się pod dywan prawdziwe skandale; z kolei wymyślanie problemów i wciskanie ich obywatelom, to zwykle preludium, zapowiadające jakąś zasadniczą zmianę, ustawę, reformę, których nie da się wprowadzić bez choćby minimalnego poparcia opinii publicznej, albo gdy rząd nie jest pewny jej reakcji na novum.

Zwracam uwagę na fakt, że psychiatria została odesłana do narożnika, szpitale zamykają oddziały, dzieci i młodzież w kryzysie została pozbawiona wsparcia – począwszy od odcięcia funduszu na potrzeby telefonu zaufania i przekierowania kasy do kieszeni jakiegoś mało kompetentnego księdza, który miał go przejąć, skończywszy na zamknięciu kilku wiodących szpitali dla małych pacjentów. Natomiast przeprowadzana reforma psychiatrii wyhamowała w fazie pilotażu. I to są rzeczywiste problemy. O nich powinni dyskutować psychiatrzy, izba lekarska, suweren – rodzice i partnerzy chorych psychicznie osób…

Gdybyśmy oddalili się jeszcze bardziej i popatrzyli na to, co wyłania się z tych okruchów wiedzy z jeszcze większego dystansu, prawdopodobnie okazało by się, że psychiatria to jedna z wielu dziedzin medycyny z niedomogą w zakresie organizacji, finansowania ale też, w procesie przejmowania jej kompetencji, skazana na deregulację – jak niemal wszystko w tym kraju.

Deregulacja zaś prowadzi do zatarcia różnic między nauką, która dostarcza wiedzy, a szamanizmem który tworząc iluzje żeruje na emocjach, który udając oświecony jest oszustwem a nie, jakby chcieli niektórzy, alternatywnym spojrzeniem. Odcinanie funduszy, zmiana prawa, wprowadzanie nowych statutów na wyższych uczelniach, obniżanie wymagań w stosunku do funkcjonariuszy publicznych i tego typu działania zamykają kompetentnych i doświadczonych w ekskluzywnym klubie profesjonalistów, a otwierają szeroko drzwi dla pozbawionych tych atrybutów aktorów, którzy odtąd będą odgrywali swoje nowe, doskonale opłacane role w machinie państwowej.

Mam wrażenie, że niemal każdego dnia dochodzą do mnie informacje potwierdzające, że ten proces jest już dość mocno zaawansowany. Bo czyż dyscyplina w Nauce i uczciwość intelektualna  pozwoliłaby na tworzenie takich absurdów, jak kształcenie kadry lekarskiej, do obsługi potrzeb zdrowotnych Polek i Polaków, na KUL-u, gdzie proponuje się – co jakby oczywiste – kształcenie w zakresie jak w poniższym planie zajęć pierwszego i drugiego roku. Poza przedmiotami typowymi na medycynie mamy też konserwatorium biblijne, antropologię rodziny i duchowość w medycynie oraz katolicką naukę społeczną. Mam trochę obaw co do motywacji pomysłodawców takiego kierunku akurat na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i wyobraźnia podsuwa mi natychmiast obraz Barbary Nowak, która zamiast pełnić odpowiedzialnie rolę kuratorki oświaty, gania po Rynku w Krakowie z różańcem i omadla siedzibę abp Marka Jędraszewskiego, swojego protektora i idola… Oby nie okazało się, że absolwenci wydziału medycznego KUL są wyłącznie duchowo zaangażowani w systemie opieki zdrowotnej, a prawo wykonywania zawodu otrzymują dopiero po podpisaniu deklaracji wiary lekarzy katolickich Wandy Półtawskiej, dodajmy dla uściślenia- deklaracja w zasadzie uniemożliwia lekarzom sygnatariuszom wykonywanie tego pięknego ale i trudnego zawodu.

Kiedyś pewien redaktor powiedział, że widz wybaczy wiele, ale nigdy nie wybaczy gdy mu się powie prawdę – myślę, że nasze społeczeństwo karmione kłamstwem, iluzją, propagandą i manipulacją jest znudzone takim menu, chętnie przejdzie na dietę i skonsumuje na odmianę gorzką prawdę. To nie jest przyjemne, to jest bardzo trudne, ale jestem przekonana, że polskie społeczeństwo stać na taki wysiłek oraz, że proces leczenia trzeba zacząć od trafnej diagnozy. Nawet pani Pawlikowska wie, że pudrowanie pryszcza nie sprawi, że on sam zniknie.

Co więc widzimy ostatecznie w Polsce tu i teraz? Myślę, że każdy widzi co innego i w związku z tym konieczne jest spotkać się gdzieś w pół drogi, a specjaliści powinni poważnie zaangażować się w wolny od lobbingu i oparty na faktach naukowych dialog na temat różnych aspektów naszej polskiej rzeczywistości, między innymi zaburzeń psychicznych.

Ani modły o ochronę „od wojny, ognia, moru, głodu”, ani kolorowa bransoletka, kupiona na podniesienie nastroju nie spowodują, że będziemy we wspólnym domu bezpieczni. Trzeba mieć wiedzę  – aby wybudować solidne fundamenty, ściany oraz dach, zapewnić światło, ciepło – oraz bardzo dobrą edukację – żebyśmy wiedzieli o czym właściwie mówimy, spotykając się w kuchni na herbatce.

kuna2023kraków

czytajcie także:

https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,29438906,studenci-kierunkow-humanistycznych-bywaja-postrzegani-jako-ci.html?fbclid=IwAR3s4d_ip2wo-8MPwxFj8v2MPmfTiWHLhRXVwJiEeSFV28P33hWRGk6vjao#S.MT-K.C-B.2-L.1.duzy

https://politykazdrowotna.com/artykul/kim-sa-rozslawieni-duchowi-uzdrowiciele-i-z-ktorymi-politykami-rozmawiali/838443

https://www.rynekzdrowia.pl/Psychiatria/Brak-miejsc-specjalistow-i-pieniedzy-Goraca-dyskusja-o-kryzysie-w-psychiatrii,234376,16.html

https://www.cambridge.org/core/journals/bjpsych-advances/article/distinguishing-relapse-from-antidepressant-withdrawal-clinical-practice-and-antidepressant-discontinuation-studies/AE99BDE4435521CE9F3D626AE14D1962

 

 

W publikacji wykorzystano fragmenty fotomozaik ze strony

https://download.komputerswiat.pl/grafika-i-fotografia/kolaze/photomosaique

https://cs.wikipedia.org/wiki/Fotografick%C3%A1_mozaika

 

100 lat życia i działalności Wandy Półtawskiej i śmierć 30-latki jako przewidywalne ukoronowanie złych intencji złego życia jubilatki.

Setne urodziny Wandy Półtawskiej stały się przyczynkiem do publikacji w Wysokich Obcasach kolejnego artykułu na temat jej życia, poglądów i związku z Karolem Wojtyłą. Kto chce się zapoznać z tymi faktami może to zrobić TU

 

Natomiast u nas, na łamach polskiateista.pl zacytujemy jedynie poglądy i opiszemy okoliczności,  istotne z punktu widzenia skutków, jakie mamy okazję obserwować z bliska, tu i teraz. Zatem, historia tragedii pewnej rodziny z Pszczyny, ma swoje źródło w poglądach Wandy Półtawskiej – jubilatki – orędowniczki całkowitego zakazu aborcji, in-vitro, antykoncepcji… , które zassał od niej Karol Wojtyła i zapodał już jako JP2 katolickiej Polsce, jako podstawę do tworzenia opresyjnego prawa…

zwolenniczka poglądu, że chodzenie w dżinsach prowadzi do bezpłodności, a stosowanie antykoncepcji do stanów neurotycznych

uczestniczka –

 sporu Kościoła ze światem: niezależności ludzi, wolności seksualnej i praw reprodukcyjnych szczególnie kobiet.

 

Antykoncepcja jest zła, bo stosunek seksualny musi być nastawiony na prokreację. I że wszystkie środki antykoncepcyjne są szkodliwe, właściwie aborcja. Masturbacja prowadzi według niej do nerwic, a homoseksualizm to poważne zboczenie.

 

Potępiała „zarówno aborcję, jak i jakąkolwiek manipulację medycyny umożliwiającą zapłodnienie [in vitro], nazywając je »metodami weterynaryjnymi«”.

W Lublinie mówi: „To, co [z aborcją] robią lekarze, jest gorsze niż Holocaust II wojny światowej”.

A w Gorzowie „ubolewa nad faktem, że kobiety stoją w kolejce za aborcją, a do usunięcia dziecka w łonie matki wystarczy już tylko pigułka, czym rodzice sami torują sobie drogę do piekła – zbrodnią”.

O ginekologach, genetykach, biologach pisze, że zagrażają życiu dziecka. Że potrzebny jest program ich nawracania. Że trzeba walczyć z przemysłem farmaceutycznym, który produkuje środki antykoncepcyjne. I wychowywać prawników, którzy „ustanowią prawo zabraniające produkcji tych środków”.

 

 

To tylko niektóre cytaty z jej publicznych wystąpień jakich było dziesiątki i setki, w ciągu ostatnich kilku dekad jej działalności na niwie walki z prawami reprodukcyjnymi wolnych ludzi.

 

Jak ukoronowanie jej wysiłków brzmią doniesienia medialne ostatnich dni…

***

Właśnie przeżywamy zejście śmiertelne 30-letniej matki i żony, która będąc w 22 tygodniu ciąży zgłosiła się do szpitala w Pszczynie, gdzie nie udzielono jej koniecznej pomocy, w wyniku czego pacjentka zmarła w przebiegu, spodziewanej w każdym takim przypadku, sepsy.

Można i będzie się spekulowało jeszcze długo w sprawie przyczyn paraliżu decyzyjnego lekarza prowadzącego. W jakimś sensie jednym z czynników jest z pewnością ustawa antyaborcyjna, która zabrania przerwania ciąży w każdym przypadku dopóki płód jest żywy. Prawdopodobnie lekarz wolał zadbać o swoje prawne bezpieczeństwo niż zadbać o dobro pacjentki. Jestem niesprawiedliwa? Nie. Jestem bezwzględna jeśli chodzi o lekarzy dbających o siebie bardziej niż o pacjentów- bo bycie lekarzem jednak zobowiązuje.

To nie jest jakieś tam rzemiosło, bez obrazy dla dobrych rzemieślników. To jest służba, wyjątkowe zadanie do wykonania każdego dnia. Za tą gotowość i pokładane w lekarzach nadzieje, że są po naszej stronie i zawsze najpierw myślą o naszym dobru, obdarzamy ich szczególnym zaufaniem. Ten zawód to powołanie, a ludzie którzy je wypełniają godnie, są otoczeni szczególnym szacunkiem. A to zobowiązuje do szczególnej staranności i dbałości o dobrostan pacjentów. W tym jednak przypadku nie mamy do czynienia z taką koincydencją, ergo, pacjentka miała ewidentnego pecha, nie trafiła na lekarza…

 

źródła

źródła

źródła

 

***

 

 

Dodam tylko, że <nikt nie jest prorokiem we własnym domu.> Uderzam tą maksymą w samo sedno osoby Wandy Półtawskiej, która będąc już lekarzem psychiatrą, zanegowała całą wiedzę o człowieku, traumie i okaleczeniu emocjonalnym, wypromowała niezgodne z nauką poglądy, ośmieszyła swoją profesję i nadużyła autorytetu nauki jako takiej.

Nie będę w tym miejscu szukać dla tej kobiety usprawiedliwienia w jej przeżyciach obozowych, bo zwyczajnie nic nie wiemy o tym, żeby przed wojną była jakoś szczególnie wrażliwą i dobrą osobą. Wiem, że zwykle piszący o niej sugerują jakoby potworne przeżycia wojenne okaleczyły ją do tego stopnia, że miłość zastąpiła nienawiścią do kobiet, ale to są tylko spekulacje.

Wanda Półtawska jest dla mnie bezprzykładnym dowodem na to, że za fasadą nauki, źli, chorzy z nienawiści ludzie potrafią realizować swoje potrzeby emocjonalne kosztem milionów istnień, nie zważając ani przez chwilę na konsekwencje.

Z tej historii powinniśmy wyciągnąć mądrość na przyszłość na przykład taką: Unikajmy promowania w życiu publicznym ludzi, którzy nie potrafią racjonalnie i naukowo diagnozować rzeczywistości, albowiem zawsze są podporządkowani swoim imaginacjom religijnym, politycznym i ideologicznym, a społeczeństwo potrzebuje trzeźwego spojrzenia i faktycznych rozwiązań istniejących w nim problemów.

 

kuna2021kraków

 

Sąd Najwyższy odpowiada panu Zero… w sprawie Grażyny Juszczyk co krzyż zdjęła w szkole.

Przypomnijmy – w 2014, w Krapkowicach, w  Zespole Szkół Sportowych, Grażyna Juszczyk, matematyczka, zdjęła krzyż w pokoju nauczycielskim, za co spotkało ją szereg niezasłużonych konsekwencji, m.in. ostracyzm środowiskowy, mobbing ze strony dyrekcji szkoły, utrata pracy i środków do życia.

– Jestem osobą niewierzącą, a krzyż kojarzy mi się ze śmiercią i okrucieństwem. Nie chciałam być nim epatowana w miejscu pracy, dlatego zdjęłam go ze ściany i położyłam na najwyższej półce w pokoju nauczycielskim – tłumaczyła na pierwszej rozprawie w sądzie.

źródło

Nota bene wszędzie, gdzie zawiesza się krzyże w miejscach publicznych, urzędach, w miejscach pracy – wiesza się je bez pytania kogokolwiek o zdanie, tak jakby to było oczywiste, że krzyż ma prawo wisieć gdzie się władzy podoba. Skala tej arogancji ostrzegać nas powinna już od co najmniej 25 lat, przed nieuchronną katastrofą, polegającą na tym, że cała przyszłość, rozwój i pomyślność państwa została złożona w ręce polityków, którzy chętnie służą episkopatowi kościoła katolickiego. Pełzająca klerykalizacja życia publicznego do 2005 roku, spowodowała równie powolną, ale sukcesywną polaryzację społeczeństwa. Konformiści i oportuniści, swoją postawą przypominający zwierzęta uprawiające mimikrę, przywdziali barwy ochronne – to jeden z łatwiejszych mechanizmów obronnych, który ludzie stosują, by przetrwać trudne czasy. Ci co zawieszają krzyże i ci co mają odwagę je zdejmować – to ludzie o wyrazistym charakterze, posiadający mocny kręgosłup światopoglądowy. Ogromna większość jednak jest słaba, łatwo daje się zdominować i zagonić tam gdzie aktualna władza sobie życzy.

 

 

 

Wyjątkowość takiej postawy, jaką wykazała się Pani Grażyna Juszczyk, polega na tym że, wiedząc w jakim kraju żyjemy, miała odwagę cywilną wyjść ze swojej strefy komfortu, by przypomnieć wszystkim swoim kolegom, że  zawieszanie krzyża bez konsultacji i choćby fasadowej troski o osoby, którym może on jednak przeszkadzać w takim miejscu jak szkoła świecka, jest niestosowne i godne zdecydowanej reprymendy. W szkole, gdzie rozegrał się, smutny dla Pani Grażyny, pokazowy spektakl niszczenia człowieka za jego światopogląd, nie tylko reprymendy nie przyjęto z pokorą, ale postanowiono w rewanżu pokazać nauczycielom co spotyka nieprawomyślnych, dopominających się o swoje prawa i o postanowienia zapisane w konstytucji. Bo o takie wartości próbowała zawalczyć Pani Grażyna Juszczyk.

Po wielu latach, nadal ta sama arogancja, jak zaraźliwy wirus, próbuje wymuszać na sędziach Sądu Najwyższego wydanie wyroku po myśli prokuratora generalnego – częstego gościa Radia Maryja – akolity kościoła katolickiego. Mówimy o tym  bez cienia złośliwości. Jest to powszechna wiedza na temat tego osobnika. Wielu ludzi obecnej władzy zapomina, że złożyło przyrzeczenie społeczeństwu, które ich żywi, ubiera, wozi i dopieszcza, choć wcale  tego nie chce, bo widzi, że to wyrzucone pieniądze.

Gdy zauważono, że krucyfiks zniknął w szkole rozpoczęło się dochodzenie. Nauczycielka nie ukrywała, że to ona go ściągnęła. Dyrektorka szkoły zwołała zebranie, na którym oznajmiła w obecności wszystkich nauczycieli, że wie „kto ośmielił się zdjąć krzyż”.

Później część nauczycieli przestała z Grażyną Juszczyk rozmawiać, dyrekcja wystawiła oficjalne upomnienie, pojawiły się podejrzenia o kradzież krzyża, zresztą nie tylko krzyża. W końcu Juszczyk poszła na zwolnienie, żeby podreperować zdrowie, bo – jak mówi – szykany były nie do zniesienia.

We wrześniu 2016 roku Sąd Okręgowy w Opolu uznał, że działania dyrekcji szkoły były dyskryminacją w formie molestowania psychicznego. A w szkole dochodziło do szykan ze względu na bezwyznaniowość. Nauczycielkę regularnie upokarzano, przez co naruszano jej godność.

i zaczęło się … apelacja za apelacją, aż do kasacji i skargi nadzwyczajnej do SN…

Wrocławski sąd apelacyjny podtrzymał dzisiaj wyrok pierwszej instancji w sprawie nauczycielki, która zdjęła krzyż ze ściany w pokoju nauczycielskim. Zdaniem sądu w szkole doszło do dyskryminacji nauczycielki.

źródło

I tak mniej więcej brzmiały wyroki w sądach apelacyjnych…

 

A teraz po wielu latach mamy kolejny – tym razem nie jest to wyrok tylko uzasadnienie odmowy przyjęcia skargi nadzwyczajnej do SN – odpowiedź na próbę zmuszenia SN do podważenia własnego wyroku.

 

– Byłam pewna, że ta sprawa już dawno została zakończona, dostałam niewielkie odszkodowanie, w prasie pojawiły się przeprosiny, na których mi najbardziej zależało. Tymczasem teraz okazuje się, że prokurator generalny postanowił zainterweniować w mojej sprawie. Jestem tym przerażona i uważam, że jako szary obywatel doświadczam prześladowania ze strony państwa. Tak się właśnie czuję – mówiła

Jak wyjaśnia Sąd Najwyższy: „Niedopuszczalne jest formułowanie zarzutów skargi nadzwyczajnej w sposób zmierzający do wymuszenia kolejnej kontroli orzeczenia, którego prawidłowość w zakresie podnoszonych w skardze uchybień była już wcześniej weryfikowana przez Sąd Najwyższy w postępowaniu kasacyjnym.”

źródło

 

Żeby prokurator generalny mógł zaspokoić swoją żądzę pomsty na ateistach, sejm będzie musiał znowu coś klepnąć w nocy, nad ranem – diabli wiedzą co to będzie, ale znając ich pomysłowość i kreatywność może to być nawet prawo szariatu katolickiego. Bo lepiej to już było- jak mawiali nasi dziadkowie i babcie.

 

„Kariatydy, symbolizujące trzy cnoty: wiarę, nadzieję i miłość, umieszczone są na tyłach gmachu Sądu Najwyższego. Zostały wykonane z brązu przez Jerzego Juczkowicza. Plotka o przeniesieniu rzeźb z części frontowej na tyły gmachu z powodu protestów biskupa polowego WP jest nieprawdziwa.”

źródło

kuna2021kraków

 

 

 

Mariusz Graniczka – dyrektor liceum – wzywa na dywanik rodziców niewiernych. Dżihad katolicki u drzwi!!

Minister edukacji – Czarnek – już od kilku miesięcy wygraża Polakom religią obowiązkową w szkole. Chce wykształcić nowe kadry  katolickiej proweniencji na kilku uczelniach świeckich i katolickich. Chce także, by rodzice nie mieli nic do gadania w sprawie światopoglądu ich dzieci – polskie dzieci maja być ustawowo katolikami. To typowe dla dżihadyzacji – najpierw wprowadzono zasady państwa wyznaniowego do życia publicznego i politycznego, a teraz wciska się to w życie każdej rodziny polskiej. W następnej odsłonie będziemy karani za brak wiary katolickiej…

Te intencje ministra doskonale odczytał jeden z dyrektorów liceum ogólnokształcącego w Krakowie – pan Mariusz Graniczka i wzywa na dywanik rodziców.:

„Rodzic lub opiekun ucznia powinien w formie pisemnej zwrócić się do Dyrekcji XLIV LO w Krakowie z wnioskiem o zwolnienie z lekcji religii. Następnie wniosek należy złożyć osobiście u Dyrektora szkoły” – to informacja wysłana rodzicom krakowskiego liceum.

Reakcje rodziców:

– Jaki wniosek? Ja o nic nie wnioskuję, nie proszę uprzejmie i nie czekam pokornie na zgodę. Moje dziecko nie potrzebuje zgody pana dyrektora, by nie chodzić na religię – zauważa ojciec jednego z uczniów.

– To jest coś niebywałego. Mam się tłumaczyć dyrektorowi z decyzji, dlaczego dziecko nie chodzi na religię? Nic mu do tego. To jest publiczna, świecka szkoła i to jest moja osobista sprawa – denerwuje się matka uczennicy XLIV LO w Krakowie.

I refleksje po wizycie u Dyrektora:

Są tacy, którzy mają już to spotkanie za sobą. Opowiadają, że dyrektor chce znać przyczyny rezygnacji. Wypytuje, czy są ateistami, czy innowiercami. Informuje też rodziców, że niechodzące na religię dzieci i tak będą musiały brać udział w uroczystościach kościelnych, w których uczestniczy szkoła.

Przypominamy za GW , że :

Religia w szkole nie jest przedmiotem obowiązkowym. Co więcej, nie jest przedmiotem, z którego ucznia się zwalnia, lecz przedmiotem, na który się go zapisuje. To rodzice, którzy chcą, by ich dzieci chodziły na religię, powinni w szkole złożyć specjalne oświadczenie. Ci, którzy nie chcą, by ich dziecko uczestniczyło w katechezie, nie muszą robić nic. Tyle teorii. W praktyce w wielu szkołach dzieje się na odwrót. To rodzice dzieci rezygnujących z religii proszeni są o złożenie specjalnych oświadczeń. Jeśli ich nie złożą, uczniowie są zapisani na religię z automatu.

 

 

Warto przypomnieć, że Graniczka jest tym dyrektorem, który zaprosił do szkoły, bez konsultacji z rodzicami, obrońców płodów, by wygłosili swoje poglądy oraz poparli je swoimi spreparowanymi materiałami filmowymi, co zaowocowało w wielu przypadkach głęboką traumą wśród młodych odbiorców tych treści.

Mariusz Graniczka jest znany z wielu kontrowersyjnych posunięć. W ubiegłym roku pisaliśmy, jak zaprosił do szkoły na pogadankę z uczniami działacza antyaborcyjnego Bawera Aondo-Akaa. Rodziców o zgodę nikt nie zapytał. Uczniowie oglądali drastyczny film o aborcji i słuchali wywodów działacza o tym, że ciąża nigdy nie zagraża życiu matki, więc tłumaczenie aborcji w ten sposób jest bezpodstawne, podobnie jak w przypadku gwałtu. Ani ze strony Małopolskiego Kuratorium Oświaty, ani ze strony urzędu miasta (to organ prowadzący szkołę) nie spotkały go za to żadne konsekwencje, choć tych domagali się i radni i rodzice.

Jego najsłynniejszym pomysłem było zorganizowanie wart uczniów i rodziców pod krzyżem katyńskim przy kościele św. Idziego w Krakowie. Warty miały upamiętnić m.in ofiary katastrofy smoleńskiej. Dyrektor chciał, by trwały przez rok dzień i noc (w nocy uczniów mieli zastępować rodzice). Mariusz Graniczka miał plan, by wciągnąć w akcję inne krakowskie szkoły. Nie udało się. Warty skończyły się po niespełna dwóch tygodniach, gdy w końcu zbuntowali się rodzice, którzy wcześniej – zgodnie z ustalonym w szkole grafikiem – wychodzili w domu nawet w nocy, by stanąć pod krzyżem.

ŹRÓDŁO

 

Nikogo już nie dziwi, że ani Graniczka, ani kuratorium oświaty – czyli pani Barbara Nowak – nie są skorzy do udzielenia wyjaśnień w tych i wielu innych sprawach publicznych.

Tak właśnie podchodzi do nas coraz bliżej dżihad katolicki

 

 

Kuna2021Kraków

 A tymczasem na Harvardzie :

Świat zakręcony. Jak podaje Tygodnik Przegląd Zgromadzenie kolegium kapelanów Uniwersytetu Harvarda wybrało na swojego nowego przewodniczącego ateistę Grega Epstaina. Bez boga dobrze jest, zapewnia nowy przewodniczący. Z niecierpliwością czekam aż ostatni kapelan poda się do dymisji… Oczywiście na Harvardzie.

Gabriela Lisowska żąda… polskiateista.pl żądanie spełnia i ubolewa nad kondycją debaty ponad światopoglądem.

Tekst Gabrieli Lisowskiej zamieściliśmy na portalu polskiateista.pl 26.lutego 2021 roku. Dzięki życzliwości czytelniczki strony „Paryżewo” na FB, 26.lipca 2021 dowiedzieliśmy się, co następuje:

·

polskiateista.pl żądam natychmiastowego usunięcia z waszego portalu tekstu mojego autorstwa (link na końcu wpisu), który bezprawnie wykorzystaliście bez mojej wiedzy i zgody. Być może załatwiłabym tę sprawę prywatnie gdyby nie wasze zasięgi i fakt, że mój artykuł został opatrzony nagłówkiem zawierającym moje nazwisko, przez co niechlubnie wyświetla się w Google, a także waszym komentarzem, w którym zrobiliście idiotkę zarówno ze mnie, jak i z młodych katoliczek. Jako że wasze wyobrażenia na temat kobiet w Kościele pokrywają się z myśleniem sporej części kleru, chętnie się do tego wszystkiego odniosę.

1. Już w tytule “Gabriela Lisowska. Kobieta-katoliczka w opresji. Metoda pozbawiania głosu” w instrumentalny sposób potraktowaliście mój wizerunek do promowania waszego światopoglądu, z którym się nie utożsamiam. Ponadto nie znam żadnej kobiety z doświadczeniem przemocy w Kościele, która życzyłaby sobie, aby publicznie zrobiono z niej ofiarę losu skazaną na litość i łaskę innych ludzi, zwłaszcza ateistów i lewicowców kompletnie nie rozumiejących istoty tych problemów. To właśnie przez medialne wykorzystywanie ludzkich krzywd do nabijania sobie zasięgów i politycznych gierek skrzywdzone kobiety boją się mówić o swoich doświadczeniach, również anonimowo. Absolutnie im się nie dziwię.

2. Według was mój tekst jest “dość chaotyczny, jak to nieprzemyślany tekst”. Nie przeszkadza wam to, żeby bezprawnie go wykorzystywać. Mój “nieprzemyślany tekst” powstawał ponad dwa miesiące i jestem pewna każdego słowa, które w nim padło. Przed publikacją był czytany przez prawnika i moich przyjaciół. Nie wiem, na jakiej podstawie dajecie sobie prawo do oceniania, że opublikowałam go bez zastanowienia, ale bardzo przypominacie mi w tym tych wszystkich konserwatystów, którzy po publikacji najbardziej dopracowanych i zrównoważonych reportaży wypisują do mnie, że jestem nadwrażliwa, emocjonalna i niezrównoważona.

3. “Ale kilka spostrzeżeń jest o tyle cennych, że poczyniła je kobieta z tamtego obszaru, co podważa tezę, że katoliczki nie myślą i nie potrafią wyciągać wniosków – nie tylko potrafią, ale wnioski te są celne.” – dokonujecie zaskakującego odkrycia, że kobiety w Kościele potrafią myśleć. To brzmi jak klasyk “całkiem mądra jak na kobietę”. Nie no, zajebisty komplement. xD

4. “Jeśli kobiety – katoliczki – młode pokolenie kobiet, wychowanych z religią w szkole, mieszkających na głuchej prowincji i w małych miasteczkach, osadzonych w środowiskach oazowych i skupionych wokół probostwa – dopuści się do głosu, pozwoli wyrazić swój pogląd na każdy temat, to kościół katolicki rozpęknie się jak banieczka mydlana.” – patologiczne zjawiska, które opisałam w moim tekście, dzieją się w największych miastach w Polsce. Nie dość, że nie macie zielonego pojęcia, o czym piszecie, to bazujecie na powszechnym w lewicowej bańce micie “biednych, wykluczonych kobiet z prowincji”. Tymczasem opisany problem rzadko kiedy ich dotyczy, a wiejscy proboszczowie nie mają z tym nic wspólnego.

5. “Wypada w tym miejscu podziękować autorce tej ciekawej, obszernej wypowiedzi, że zechciała podzielić się swoimi obserwacjami.” – ano zechciałam, co nie zmienia faktu, że nie wypada kraść tej wypowiedzi i opatrywać jej zdjęciem profilowym chamsko skradzionym z mojego prywatnego profilu (w dodatku z facebookową nakładką).

6. “To dla nas cenne, tym bardziej, że jesteśmy skazane na solidarność kobiet i konieczność porozumiewania ponad światopoglądem w imię dobra wyższego niż interes kościoła rzymskokatolickiego. Siostrzane więzy są niezniszczalne”. – jak dobrze, że ja nie czuję się skazana na wasze towarzystwo i nie chcę mieć nic wspólnego z tak pojmowaną ideą siostrzeństwa. Myślę, że wiele katoliczek podziela mój pogląd, bo traktujecie je niemniej protekcjonalnie niż wielu przedstawicieli kleru.

Podsumowując: zanim zaczniecie walczyć z patriarchatem w Kościele, może najpierw ogarnijcie patriarchalne wzorce, które sami powielacie.

Link do mojego tekstu: https://www.facebook.com/paryzewo/posts/249314153202550

Link do kradzieży mojego tekstu: https://polskiateista.pl/…/gabriela-lisowska-kobieta…/

 

 

 

Po wielokrotnych próbach zrozumienia o co autorka ma pretensje doszliśmy do wniosku, że rozumieć nie musimy i przychylimy się do żądania. Usuniemy oryginalny tekst pani Gabrieli Lisowskiej, by nie stanowił zasobu archiwalnego polskiateista.pl, pozostawimy jedynie link do publikacji źródłowej na FB, tak by nasi czytelnicy mogli się z nim zapoznać. Mamy nadzieję, że takie rozwiązanie będzie dla autorki satysfakcjonujące. Nie było naszą intencją kraść czegokolwiek. Chcieliśmy dać ateistom, naszym czytelnikom, okazję do zapoznania się z bardzo dokładną analizą problemów jakimi żyją nowoczesne, wykształcone kobiety katoliczki.

 

Jednocześnie musimy stwierdzić, że byliśmy zaskoczeni reakcją Autorki na fakt, że ktoś docenił jej pracę i uznał za właściwe, a nawet konieczne rozpowszechnienie jej tekstu. Nigdy nie było naszą intencją to  co nam autorka zarzuca – w szczególności , że:

zrobiliście idiotkę zarówno ze mnie, jak i z młodych katoliczek.

w instrumentalny sposób potraktowaliście mój wizerunek do promowania waszego światopoglądu,

Nie dość, że nie macie zielonego pojęcia, o czym piszecie, to bazujecie na powszechnym w lewicowej bańce micie “biednych, wykluczonych kobiet z prowincji”. Tymczasem opisany problem rzadko kiedy ich dotyczy, a wiejscy proboszczowie nie mają z tym nic wspólnego.

 

 

Droga Autorko – gdybyśmy chcieli powielać krzywdzący stereotyp o „głupich idiotkach i zniewolonych katoliczkach”, użylibyśmy pierwsze lepsze cytaty z dyskusji na stronach takich właśnie katoliczek – nie zaprzeczysz, wiesz że jest ich cała masa i czujesz prawdopodobnie takie samo zażenowanie jak my, kiedy je czytamy. Tymczasem myśmy zamieścili, i to w całości, bez skrótów Twój artykuł, bo uznaliśmy go za cenny, dobry, mądry i wnikliwy. Trochę to przykre, że nie życzysz sobie by Twój artykuł wisiał na polskiateista.pl, ale to jakoś przełkniemy. O wiele bardziej smuci nas to, że „siostrzane więzy” w żadnym razie nie postrzegasz jako płaszczyzny jednoczącej wszystkie kobiety w imię dobra wyższego niż interes kościoła rzymskokatolickiego.

Natomiast nie mamy bladego pojęcia, jak dopatrzyłaś się instrumentalnego wykorzystania Twojego wizerunku do promowania naszego światopoglądu. Naprawdę próbowaliśmy znaleźć te słowa lub całe wersy, które by świadczyły o takim przekroczeniu dobrych obyczajów, ale nie znaleźliśmy. Podejrzewamy więc klasyczny błąd atrybucji. Zdarza się każdemu i to częściej niż się ludziom na ogół wydaje. Przejdźmy więc nad tym bez emocji.

Co do „“biednych, wykluczonych kobiet z prowincji”… prosimy przeczytać cały akapit, do którego odnosi się Twoja uwaga, jakobyśmy nie mieli pojęcia o czym piszemy. Otóż bardzo dobrze wiemy o czym piszemy i nie jest to akapit odnoszący się do Twojego tekstu. To jest pewna myśl wyjaśniająca dlaczego formatowanie kobiet w katolicyzmie jest takie powierzchowne i szablonowe do znudzenia. Bardzo dobrze opisałaś to w swoim artykule. Myśmy tylko wyciągnęli swoje wnioski. Nie musimy się w tej ocenie zgadzać. Ale możemy zawsze o tym podyskutować. I byłoby to możliwe, gdybyś kategorycznie nie odrzuciła takiej możliwości.

Z poważaniem

zespół polskiateista.pl

Watykan uważa, że wizyty nastolatki w sypialni starego mężczyzny świadczą wyłącznie o braku rozważności biskupa Szkodonia.

 

 

Watykan oczyszcza z zarzutów molestowania nieletniej bp. Jana Szkodonia. „Po dokładnej analizie zebranych materiałów dowodowych i po przesłuchaniu powołanych świadków wina bp. (…) nie została udowodniona” – napisała w wydanym w piątek oświadczeniu Nuncjatura Apostolska w Polsce.

źródło

 

 

 

Jeśli Watykan nie dopatrzył się w postępowaniu Szkodonia znamion przestępstwa, skoro nie wziął najwyraźniej pod uwagę zeznań poszkodowanej, to nie sposób już chyba udawać, że kupujemy papieża Franciszka z jego upozowaną grą aktorską na zbawiciela kościoła katolickiego, tego, który mówi jak prawdziwy chrześcijanin. Fałsz, hipokryzja, cynizm, brak wrażliwości i zwyczajnej przyzwoitości – to nadal wiodące cechy kościoła rzymskokatolickiego.

 

Nie sposób już dłużej znosić takich postaw wśród niewierzących, którzy twierdzą, że nie mają nic przeciwko kościołowi, jeśli nie miesza się do ich życia. Są oni takimi samymi hipokrytami jak katolicy legitymujący tę instytucję i wspierający ją swoimi oszczędnościami. Jest to nic innego jak budowanie struktury mafijnej, sprawującej władzę nad ludźmi, pobierającej haracz za marnej jakości procedury udzielania sakramentów.

To także odwracanie głowy od problemów, jakie ta instytucja przysparza ludzkości, poprzez głoszenie nienawistnych lub nieuprawnionych twierdzeń, które wcześniej czy później są indukowane nie tylko wierzącym ale też politykom, ateistom, i całej reszcie chłodnych religijnie. Na koniec procesu wiele z tych niebezpiecznych idei, wymierzonych przeciwko wolności człowieka i jego prawom, przenika do prawa stanowionego przez ludzi dla nas wszystkich, bez względu na to kim jesteśmy i skąd wywodzimy nasze wartości.

Żyjemy w czasach, w których obojętność na sprawy społeczne i polityczne staje się gwarancją klęski państwa prawa, opartego o demokratyczny proces i debatę społeczną. Nikt z nas nie może sobie pozwolić na chowanie głowy, na zasłanianie się innymi obowiązkami. Skoro jednak jest to powszechny wybór wśród Polek i Polaków, to mam nadzieję, że przynajmniej nie będą oni drzeć szat gdy Polska zniknie kolejny raz z mapy Europy i będą mieli świadomość, że nie ktoś inny, tylko my sami za to odpowiadamy.

 

kuna2021kraków

Obowiązkowa religia lub etyka. Etyka wyłącznie katolicka.

W alternatywnym świecie, gdzie życie toczy się pośród symboli religijnych i tyrad nowomowy katolickiej, w głowie ichniego ministra oświaty narodził się pomysł, jak uratować zasadność dalszego wyprowadzania ponad miliarda złotych z budżetu państwa na rzecz jednego związku wyznaniowego – kościoła katolickiego, a to w związku z nauką religii w szkole powszechnej, przedszkolach i szkołach średnich. Prowadzenie zajęć z religijności w środku planu lekcji, a także wprowadzenie ocen z przedmiotu nieobowiązkowego do średniej ocen nigdy nie zaniepokoiło żadnego z ministrów oświaty. Byli oni głusi również na dyskryminację niekatolików i ateistów w szkole, gdy musieli się błąkać po korytarzach lub siedzieć godzinę w bibliotece, nie wspominając już nawet, że w ten sposób ewidentnie zostali zmuszeni do deklaracji światopoglądowej, co do której maja prawo zachować milczenie. Dopiero fakt, że coraz więcej uczniów rezygnuje z dodatkowych zajęć katechetycznych w szkole, zaniepokoił obecnego ministra oświaty, który bardziej dbając o dobrostan katechetów niż polskich dzieci, pozwolił sobie na wybuch kreatywności.

Zgodnie z obecnie obowiązującymi zasadami uczeń może za zgodą rodziców uczęszczać na religię, etykę albo żaden z tych przedmiotów. Minister edukacji Przemysław Czarnek chce to zmienić, co zapowiedział już pod koniec kwietnia. – Będziemy chcieli zlikwidować to, co wiele lat temu zostało wprowadzone, czyli możliwość wyboru jednego z trzech wariantów: albo religia, albo etyka, albo nic. To „nic” stało się dość powszechne na przykład w dużych miastach. I właśnie to „nic” służy temu, by odbywały się podobne zbiegowiska, które kompletnie bezrefleksyjnie podchodzą do życia – powiedział polityk w wywiadzie dla „Gazety Polskiej”

Nieistotny przy tym wydaje się być dla owego ministra fakt, że katolicy stanowią mniejszość w Polsce, wynoszącą około 25% oraz, że pieniądze z budżetu należą się usługom publicznym dla wszystkich obywateli. Nie stanowi dlań także problemu, że obowiązkowa etyka katolicka i religia w szkole to łamanie konstytucji, która mówi wyraźnie o wolności religii oraz o tym, że każdy ma prawo do wyznawania i niewyznawania żadnej. Jednak  prawicowe wynaturzenie powoduje, że minister Czarnek nie widzi innego sposobu jak wprowadzić zajęcia z religii lub etyki jako obowiązkowe dla wszystkich uczniów. W ostatnich dniach dowiedzieliśmy się także, gdzie będą kształcone kadry do nauki etyki i wszystko wskazuje na to, że będzie to etyka katolicka – wyłącznie. Nie może być inaczej skoro produkcją masową nauczycieli etyki mają się zająć uczelnie o profilu ściśle katolickim, a to:

 

„DGP” podaje, że chodzi o Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu – czyli uczelnię ojca Tadeusza Rydzyka, Akademię Ignatianum w Krakowie, Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II, Uniwersytet Szczeciński oraz Uniwersytet Wrocławski. Resort nie odpowiedział na pytanie „Dziennika”, jakie były kryteria kwalifikacji uczelni.

 

Jedyna nadzieja to, że 150 etyków rocznie raczej nie zaspokoi potrzeb i cały pomysł Czarnka zlegnie na marach niczym projekt samego Sasina…

 

W większości wytypowanych szkół wyższych nowy kierunek ma ruszyć już od najbliższego roku akademickiego. Jest on przewidziany dla osób z przygotowaniem pedagogicznym. Studia potrwają trzy semestry i mają wykształcić 150 etyków rocznie.

 ŹRÓDŁO

 

Ta fanaberia katolików kosztuje nasz budżet rocznie około 1,5 mld złotych; po 20 latach to już 30 mld złotych. Jako bardzo zróżnicowane społeczeństwo mamy prawo domagać się od rządu, by pieniądze podatników szły na usługi publiczne, które nie dyskryminują i nie wyróżniają żadnej z grup światopoglądowych czy politycznych zwolenników jedynie słusznej partii. Będziemy domagać się by poszczególne związki wyznaniowe utrzymywały się ze składek wyznawców, a finansami by zarządzały rady świeckich parafian. Takie systemy finansowania działają na świecie od lat. Można czerpać gotowe wzorce.

Wprowadzenie obowiązkowej etyki lub religii podniesie koszty dwukrotnie… to powinno dawać do myślenia…

ŹRÓDŁO

 

 

kuna2021kraków

Czy w Polsce kropla drąży skałę czy już tylko wsiąka w piach?

Coraz częściej zastanawiam się czy w Polsce kropla drąży jeszcze skałę czy już tylko wsiąka w piach…

Jakby nie było – warto prowadzić tę wojnę partyzancką, nierówną i być może skazaną a’priori na przegraną, bo kiedy nikt tego nie robi, wróg publiczny dostaje skrzydeł i doznaje kolejnych „objawień”. Z ostatnich kilku dni tylko – wskazano rektorowi Uniwersytetu Jagiellońskiego, że prowadzi burdel, bo śmiał okazać szacunek ludziom o odmiennej od heteroseksualnej orientacji. A dyrekcja pewnej szkoły w Dobczycach dowiedziała się, że  uświadamianie dzieciaków o tym czym jest Konstytucja RP, czym są prawa człowieka i wolności obywatelskie, to „obrzydliwy skandal”. Obie opinie wygłosiła małopolska kurator oświaty Barbara Nowak…

 

***

Pozwoliłam sobie przekopiować tekst Kuby Gawrona na temat obrazy uczuć religijnych, bo nie tylko jest słuszny i logicznie wyprowadzony z prawa, ale także dlatego, że wywód ów pokazuje problem w kontekście równego traktowania przez prawo oraz dość jasno doprowadza kwestię, od początku mocno kontrowersyjną- istnienia uczuć religijnych jako podmiotu przestepstwa – do oczywistego absurdu. Ponieważ część obywateli z pewnością zechce usunąć paragraf 196 z kodeksu karnego, warto zapoznać się z tym omówieniem, by wyposażyć się z argumentację i poczucie słuszności takich działań.

Według Kościoła Katolickiego jestem katolikiem. Czyli przysługuje mi prawo ochrony uczuć religijnych. Skorzystałem z niego i zawiadomiłem częstochowską prokuraturę o wystawionej 12 czerwca na ołtarzu na Jasnej Górze płaskorzeźbie Matki Bożej Bokserskiej, która ma przemocowy charakter.

W pobranym ze strony Ordo Iuris wzorze zawiadomienia o obrazie uczuć religijnych wskazałem, że:

– do płaskorzeźby dodano elementy niezwiązane z kultem religijnym, tj. rękawice bokserskie,

– przypisano Matce Bożej skłonność do sportowej rywalizacji opartej na gwałtownej i brutalnej przemocy,

– pozbawiono ją najważniejszego atrybutu, czyli bezwarunkowej miłości matczynej dla wszystkich ludzi bez wyjątku,

– płaskorzeźba ma niską wartość artystyczną.

Te cechy naraziły ją na liczne kpiny i szyderstwa w mediach społecznościowych, takie jak: „Maryja Chceszwryja”, „Maryjka Mordobijka”, „Bóstwo, co Ci w mordę da”, „Matka Boksa”, „Matka Boska Gardą Okryta”, „Matka Boska Nieustającego Nokautu”, „Matka Boska Dwunastorundowska”, „Matka Boska Lewosierpowa”, „Matka Boska Wpierdolowska”, „Matka Boska Nokautująca”, „Matka Boska Najmanowska” itp.

Moje prawo do skorzystania z artykułu 196 kodeksu karnego o ochronie uczuć religijnych jest zagwarantowane przez konstytucyjną zasadę równości wobec prawa oraz podkreślone niewymazywalnym wpisem w kościelnej księdze chrztu.

Dla Kościoła nie ma żadnego znaczenia to, że dokonałem apostazji. Ani to, że jestem ateistą i antyklerykałem. Ani to, że wcześniej bezskutecznie próbowałem usunąć swoje dane osobowe z ksiąg chrztu. W kościelnej ewidencji jestem katolikiem na wieki wieków.

Podczas komentowania tego tematu dla mediów, przychodziły mi do głowy kolejne pytania dotyczące równego traktowania przez państwo;

1. Wszyscy jesteśmy równi wobec prawa – czy zatem ateiści i/lub apostaci mają to samo prawo do ochrony uczuć religijnych co wierzący?

2. Czy ateista i/lub apostata ma prawo do korzystania z prawnej ochrony uczuć religijnych, z racji tego, że figuruje w kościelnych księgach?

3. Jeżeli to prawo nie przysługuje ateiście i/lub apostacie bo on nie ma uczuć religijnych – w jaki sposób ta kwestia jest rozstrzygana na gruncie prawnym?

4. Czy sąd powinien brać pod uwagę fakt figurowania w kościelnych księgach chrztu?

5. Jak to ma się do relacji świeckiego prawa z kościelnym?

6. W jaki sposób powyższe punkty dotyczą wyznawców innych religii niż katolicka?

7. W jaki sposób wierzący udowadnia swoją wiarę w sądzie?

8. Czy sądowi wystarcza oświadczenie wiary osoby wierzącej?

9. Czy sąd ma kompetencje do weryfikacji prawdziwości tego oświadczenia?

10. Które świadectwo wiary ma dla sądu wyższą rangę – ustne oświadczenie osoby wierzącej, czy źródłowy pisemny dokument udowadniający przynależność do kościoła – świadectwo chrztu ateisty-apostaty?

11. Jeżeli polskie państwo akceptuje faktyczny brak możliwości usunięcia danych osobowych ateisty-apostaty z ksiąg chrztu – czy potraktuje jego zgłoszenie dotyczące obrazy uczuć religijnych z taką samą należytą uwagą jak zgłoszenie złożone przez osobę wierzącą?

12. Czy prokuratura i sąd traktują jednakowo osoby przetwarzające wizerunek Matki Bożej niezależnie od wiary twórcy?

13. Gdyby ateista i/lub apostata stworzył figurę zdeformowanej Matki Bożej z rękawicami bokserskimi i wystawił ją na pośmiewisko w mediach społecznościowych – czy zostałby potraktowany przez prokuraturę tak samo jak wierzący twórca?

14. Czy obraza uczuć religijnych zawsze musi być intencjonalna?

15. Jak sąd kwalifikuje niezamierzoną obrazę uczuć religijnych, która doprowadziła do tych samych skutków, co intencjonalna?

16. Czy wierząca osoba ma prawo dodawania do wizerunku Matki Bożej elementów nie pasujących do jej wizerunku?

17. Czy niewierząca osoba nie ma prawa dodawania do wizerunku Matki Bożej elementów pasujących do jej wizerunku?

Można by mnożyć takie pytania dotyczących równego traktowania wierzących katolików, wierzących wyznawców innych religii, agnostyków i ateistów przez państwo. Liczę na to, że padną podczas debaty, wraz z odpowiedziami. Dlatego też, jeśli za kilka tygodni dostanę z prokuratury pismo z odmową podjęcia śledztwa, to złożę zażalenie żeby przedłużyć debatę.

Kuba Gawron

18.06.2021

Drugi tekst, również zapożyczony z FB, zamieszczam jako zachętę dla każdego i każdej, kto miałby ochotę przypomnieć urzędnikowi państwa, zakres jego obowiązków oraz sens istnienia zajmowanego przezeń stanowiska. Od dawna obserwujemy i łapiemy się za głowę przy kolejnych ekscesach, których autorka, Barbara Nowak, wykazuje się brakiem kompetencji, nadużywaniem władzy i przekraczaniem granic, najbardziej nawet tolerancyjnych obserwatorów życia społecznego. Autor pisma, skierowanego do pani kurator małopolskiej, skrupulatnie postuluje, by ta zajęła się tym do czego została powołana na swoje stanowisko.

 

Pamiętamy, że pani Zalewska, była minister oświaty, obniżyła ustawowo poziom kompetencji oraz zawęziła warunki jakie muszą spełniać kandydaci na stanowisko kuratora oświaty, oraz jednocześnie znacznie rozszerzyła ich zakresy działań. Obawialiśmy się, że w ten sposób stworzyła precedens, w którym odpowiedzialność za poziom szkolnictwa przesunęła niebezpiecznie z ministerstwa na kuratorów i samorządy lokalne, ale nie przewidzieliśmy istnienia Barbary Nowak, która nie tylko nie korzysta ze swoich uprawnień w zarządzaniu oświatą w Małopolsce, nie tylko nie spełnia swoich statutowych obowiązków, ale wręcz zajmuje się sprawami, które znacznie wykraczają poza jej obowiązki, wykorzystuje swoje stanowisko w celach znacznie oddalonych od oświaty i kompromituje urząd.

 

Przykładowe pismo przywołuje w konwencjonalny sposób małopolską kurator oświaty do porządku…

 

 

Małopolska Kurator Oświaty

W związku z informacjami o tym że etyka lub religia będą obowiązkowe od nowego roku szkolnego, poinformowałem szkołę syna już 23.04.2021 roku, że wybieram dla syna religię, a konkretnie religię- buddyzm, a dokładnie to proszę o buddyzm diamentowej drogi* nauczany od początku.

Syn, od połowy szkoły podstawowej nie chodził na żadną religię, ani etykę, czas ten spędził w bibliotece z jednym świadkiem Jehowy, jednym ewangelikiem i jednym ateistą. Etyki w szkole im Jana Pawła II w ….. nigdy nie było. Syn nie może teraz dołączyć do dowolnej klasy – musi uczyć się od początku, od poziomu zero.

W klasie 5 przerwalismy naukę obcej nam religii ponieważ okazało się, że oprócz chodzenia do szkoły trzeba ja było jeszcze praktykować i było to później publicznie sprawdzane w szkole. Tej religii już nie chcielibyśmy kontynuować (szczególnie z młodszymi dziećmi), wolimy coś nowego i od początku.

Obecnie, w liceum,  na religię nie chodzi większa część klasy syna. Przeprowadziliśmy dyskusję z rodzicami. Niektórzy rodzice chcieliby religię-judaizm albo religię-hinduizm, mam jednak nadzieje przekonać rodziców do wyboru buddyzmu diamentowej drogi. Ze względu na dwujęzyczny charakter klasy jesteśmy też otwarci na inne religie – gdyby były nauczane w języku francuskim.

Proszę o informację, jaka jest minimalna wielkość grupy?

* Buddyjski Związek Diamentowej Drogi był zarejestrowany w Polsce od 27.01.1984 roku wpisany do rejestru Kościołów i innych związków wyznaniowych prowadzonego przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji w dziale A, poz. 15.

 

 

Kuna2021kraków

Tęcza nie obraża. Wyrok uniewinniający. Państwo wyznaniowe mataczy, fałszuje, pobłaża i kłamie przed obliczem sądu. Wstyd!!

Jeśli ktoś śledził relacje filmowe z procesu, ten wie, że był to proces – oskarżenie systemu państwa wyznaniowego o jaskrawą dyskryminację osób LGBTQ, szczucie nienawiścią i pobłażanie przemocy wobec osób z tej mniejszości seksualnej. Oskarżonym było państwo, jego urzędnicy i organy porządku publicznego. Oskarżone były oskarżycielkami, a cały proces wykazał ponad wątpliwość, że druga strona mataczyła, kłamała i kluczyła ścieżkami wyścielonymi obłudą, fałszem i hipokryzją.

 

Elżbieta Podleśna, Anna P. i Joanna Gzyra-Iskandar nie są winne obrazy uczuć religijnych. Aktywistki zostały dziś uniewinnione przez sąd w Płocku.

„Tęcza wpisana w aureolę Matki Bożej i Dzieciątka Jezus nie narusza sakralnego wizerunku. Jednocześnie w żadnym wiadomym sądowi miejscu w Biblii, ani w katechizmie Kościoła katolickiego nie znajduje się zapis, wykluczający ze wspólnoty Kościoła osoby nieheteronormatywne”

 

„Przekaz jaki płynie z Nowego Testamentu, to miłość bliźniego, to wiara, nadzieja i miłość. To te pozytywne wartości chrześcijańskie, zakorzenione w kulturze europejskiej, są podstawą powszechnych wartości moralnych, a miłość, zrozumienie i szacunek, wzajemny szacunek są właściwą drogą. Niewątpliwie też dialog i wzajemny szacunek dla drugiego człowieka zdaje się być najlepszą drogą i jedyną, mądrą siłą, do porozumienia, znalezienia jedności w różnorodności. Pięknego różnienia się” – mówiła dziś, 2 marca 2021, w ustnym uzasadnieniu wyroku uniewinniającego sędzia Agnieszka Warchoł z Sądu Rejonowego w Płocku.

 

Sprawa dotyczyła wydarzeń z końca kwietnia 2019 roku. Elżbieta Podleśna, Anna P. i Joanna Gzyra-Iskandar rozkleiły wokół kościoła św. Dominika w Płocku – na słupach, znakach, ławkach, parafialnej tablicy ogłoszeń wlepki z Matką Boską w tęczowej aureoli symbolizującej społeczność osób LGBTQ+.

Było to odpowiedzią na homo- i transfobiczny wystrój Grobu Pańskiego w tym kościele. Powstał z kartonów, na których wypisano rozmaite grzechy, w tym m.in. „kłamstwo” czy „nienawiść”, łącząc je z pojęciami „LGBT” i „gender”.

Prokuratura oskarżyła je o obrazę uczuć religijnych z art. 196 Kodeksu Karnego, oskarżycielem posiłkowym była także Kaja Godek oraz Tadeusz Łebkowski, ksiądz z kościoła św. Dominika.

 

Wyrok w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej.

( całe uzasadnienie w oryginalnym brzmieniu)

Wyrok uniewinniający dla Elżbieta Podleśna, Anna P. i Joanna Gzyra-Iskandar

 

 

 

 

 

 

kuna2020kraków

 

 

Epatowanie religią, wiarą i osobistymi przekonaniami – jest w porządku czy jest niedopuszczalne, gdy mowa o funkcjonariuszu publicznym?

 

Uważacie, że wolno, czy nie wolno epatować wiarą gdy jest się osobą publiczną, rozpoznawalną, opiniotwórczą?

Wolno czy też nie wolno zadawać takim osobom pytania o wiarę/religię. A jeśli wolno, a nawet należy, to jak traktować ich odpowiedź na takie pytanie. Co ta odpowiedź dla Was znaczy. Jakie wnioski wyciągnięcie posiadając tę informację?

I wreszcie – czy w takiej republice wyznaniowej jak Polska zasada, że się o takie intymne szczegóły nie dopytujemy ma rosnące znaczenie, czy jest już całkowicie pozbawiona sensu?

Oto pytania jakie postawiłam na pewnej grupie dyskusyjnej na FB, z boku artykułu w Fakt i jeden z komentarzy, na który odpowiadam tym właśnie  tekstem…

A cała dyskusja była zacna i niniejszym serdecznie za nią dziękuję. Wprawdzie na postawione pytania nie było zbyt wiele odpowiedzi, za to off topy co najmniej tak samo interesujące. Polecam tę dyskusję…

 

 

jeżeli za deklaracją „jestem katolikiem, Żydem, muzułmaninem, buddystą” idzie życie etyczne i postawa nie wykluczająca nikogo – po prostu przyjmuję to do wiadomości. Dla kogoś jego wiara religijna może być ważną częścią jego tożsamości i nie widzę powodu, dla którego miałby to ukrywać czy się tego wstydzić. ALE jeżeli (co niestety często się zdarza u osób ostentacyjnie religijnych) czyny przeczą tym słowom, wówczas myślę sobie: „Człowieku, lepiej byś zamilkł – bo to, co mówisz i robisz nie przynosi chwały temu, w co wierzysz.”

I może zacznę od tego, że zdanie ostatnie w tym komentarzu, to typowa u dobrych ludzi, łagodna ocena postawy wierzących wobec deklarowanej wiary- w sytuacji gdy tak naprawdę powinien tu spaść grom z jasnego nieba – mówiąc w tamtej stylistyce. Bo przecież jest to opis hipokryzji, podwójnego standardu jako zasady w życiu, no i wreszcie jednak wątpić wypada w wiarę kogoś,  kto całym postępowaniem jej zaprzecza. Ale to tylko taka dygresja na boku, pokazująca jak dobrze zostaliśmy wytresowani do tolerancji religijnej. Szkoda, że tylko religijnej.

 

 

Moja odpowiedź brzmi tak:

 

Ale dlaczego zaraz wstydzić czy ukrywać ? Po prostu zachować dla siebie tę informację, bo eksponowanie swojego światopoglądu mówi wiele o człowieku, o jego stosunku do wyborców, obranej strategii i motywacji. I taki kandydat na stanowisko urzędnika państwowego sam się wyklucza, bo lekceważy całkowicie swoje przyszłe zadanie, które mówiąc najkrócej, polegać ma na realizacji umowy społecznej, zawartej w prawie i konstytucji, a nie w wierzeniach religijnych czy biblii.Nie kradnij, nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kłam – nie ma wiele wspólnego z wiarą- jest raczej typowym ludzkim dekalogiem i kondycją etyczną. Zatem po co te deklaracje wiary? O czym mają zaświadczać? Że kandydat ma lepsze kwalifikacje na wysoki urząd niż ten, który wiary nie deklaruje? Jest wręcz odwrotnie, co postaram się wykazać.

 

Kandydat, który epatuje swoim światopoglądem, łasi się do określonego elektoratu – wzmożonego religijnie, mało świadomego czym jest demokracja, konstytucja i wolność światopoglądowa oraz podatnego na populizm. Populizm zaś nie jest programem tylko narzędziem do rozszerzania zakresu nie kontrolowanej władzy, oraz przyczyną wybuchów, równie nie kontrolowanego aplauzu ze strony skołowanych w ten sposób wyborców. Jest to niesłychanie groźne w skutkach zastąpienie programu i kompetencji – ideologią i pustą mową, wywołującą często entuzjazm, za którym idzie też ślepe poparcie dla złotoustych populistów bez programu i pomysłów dla rozwoju państwa i nowoczesnego społeczeństwa.

Oczywiście, że godzę się z tym, że każdy ma jakieś przekonania, ale muszę ufać, że kandydat/ka swoje decyzje administracyjne i polityczne będzie motywować wyłącznie opierając się na racjonalnej diagnozie społecznej i dobierając argumenty merytoryczne, nie zaś na widzimisię biskupa czy samego papieża nawet, którzy tego rodzaju argumentami nie operują.

Urzędnicze decyzje takie jak – ogłoszenie stref wolnych od LGBT, ustawa antyaborcyjna, wypowiedzenie konwencji stambulskiej, zezwolenie w czasie drugiej fali pandemii na zgromadzenia w kościołach do 150 osób, huczne obchodzenie urodzin Radia Maryja z udziałem najwyższych władz państwa, zezwolenie na pielgrzymkę pracowników ochrony zdrowia – to są wszystko irracjonalne decyzje w oparciu o religijne przesłanki, które mogą i rzutują na moje życie i ja sobie tego nie życzę. Tak po prostu.

 

Nie może być tak, jak było na jednej z sal sądowych sądu rejonowego, w jednym z mniejszych miast na zachodzie Polski, że sędzia odrzuciła zeznania matki dziecka w sądzie rodzinnym, bo ta jest ateistką, a przyjęła w sporze o charakterze – słowo przeciwko słowu – zeznania ojca dziecka, bo ten jest katolikiem praktykującym… I nie może prezydent świeckiej Polski podpisywać, jawnie dyskryminującej ustawy antyaborcyjnej, motywując to tym, że jest za ochrona życia od poczęcia i uznaje świętość tego życia – cokolwiek to dla niego znaczy… – bo to jest prywatna sprawa prezydenta w jakie dogmaty wierzy.

 

To doprawdy niepojęte- 30 lat- zaledwie, a cały rząd klęczy przed mężczyzną w śmiesznej czapce- czy to nie wydaje się dziwaczne w XXI wieku w środku Europy? Kuratorka oświaty Barbara Nowak, ganiająca pod kurię w Krakowie z różańcem w ręku, modlitwa o deszcz w sejmie, czy wyśpiewywanie psalmów przez posłankę, a dziś nawet europosłankę Beatę Kempę – nie byłoby możliwe, gdybyśmy wymagali i oczekiwali kompetencji i odpowiedzialności od naszych kandydatów. Tymczasem oni popisują się bardziej lub mniej cynicznymi występami w religijnym anturażu i w teatralnej oprawie, w zamian za gwarancję utrzymania władzy, gotowi tolerować coraz bardziej upierdliwą szurię, a my, cała reszta coraz bardziej konformistycznie udajemy, że to jakaś polska norma wg wzoru ONR sprzed wojny- „polska będzie katolicka , albo nie będzie jej wcale”.

 

 

Kiedy staliśmy się tacy tolerancyjni dla głupoty i chamstwa władzy? Kiedy wreszcie odpowiedzialnie staniemy na gruncie pragmatycznych wymagań wobec kandydatów do tej władzy aspirujących? Kiedy wreszcie uznamy, że epatowanie religią skreśla kandydata/kę z listy?

 

 

I jeszcze jeden komentarz warty omówienia ze względu na możliwość wrzucenia kilku zdań w ramach edukacji społecznej:

 

Ok. Ważne pytanie tu. I naprawdę nie czepiam się. To są poważne kwestie, które mnie zastanawiają. Co w sytuacji, gdy społecznie dominujący światopogląd, nie jest światopoglądem naukowym? I gdy prezentacja światopoglądu naukowego postrzegana jest przez większość lub dominującą część społeczeństwa jako „naruszenie neutralności światopoglądowej”? Bo obawiam się, że dokładnie taką sytuacje mamy.

Nie mamy takiej sytuacji jaką opisałeś, tzn. w mojej ocenie nie mamy do czynienia z ścieraniem się światopoglądów tylko z przemocą światopoglądową, a ponieważ jak już wielokrotnie zwracałam uwagę- dyskurs społeczny nie istnieje w Polsce od 30 lat, to w tę pustkę wlała się czysta propaganda wg. najgorszych wzorców z PRL-u. Ale ustosunkuję się do modelu jaki opisałeś … tak na szybko to powiem tylko, że państwo opierające się na nienaukowej diagnozie daleko nie zajedzie. Nie rozwinie się i nie dogoni krajów rozwiniętych. Ale być może większość obywateli wcale tego nie chce- może tak być. I co wtedy? Ano wtedy może się zdarzyć tak, ze wszystkie kwestie rozstrzygną referenda. Gdy odpowiednio zmanipulować pytania w referendach- można dostać taką drogą legitymację do wprowadzenia dowolnego prawa- np. obowiązku posiadania co najmniej czworga dzieci do ukończenia 30 roku życia. Zakazu rozwodów. Zakazu posiadania kotów i psów. Obowiązek trzymania psów na łańcuchu do 3 m. Można wszystko… Chciałabym znać motywacje- te prawdziwe motywacje do tworzenia takich warunków i robienia takiej polityki, bo za cholerę nie mogę tego objąć wyobraźnią, a przecież mam jej w nadmiarze.

No i poza tym dyskurs naukowy i taki też światopogląd nie narusza niczyjego prawa do własnego widzimisię. Jeśli ta większość osadzona w nienaukowym światopoglądzie  potrafi go obronić w debacie, to zyskać może mandat do posiadania racji, ale świata racją nie zbawi. Świat budujemy w oparciu o naukę, bo tylko nauka jest weryfikowalna i sprawdzana na dziesiątą stronę przez rozmaite próby falsyfikacji. Swoją drogą, w Polsce mamy duże doświadczenie i co rusz próbę nienaukowego podejścia do problemów- modlitwa o deszcz w sejmie, modlitwa w intencji pogonienia pandemii z kraju, gdzie królem „jest” Jezus Chrystus, a jak się skończyła wiara w konsekrowane ręce księży katolickich- to wiemy bardzo dobrze- kościoły i msze oraz zjazdy duchownych w klasztorach zebrały całkiem spore żniwa śmierci na cov19... Więc właściwie życie już odpowiedziało Ci na Twoje pytanie… Rusza właśnie kurs podyplomowy dla lekarzy i farmaceutów na nowym wydziale „homeopatia” na uniwersytecie śląskim – to chyba kara za Ewę Budzyńską)* więc, będziesz mógł obserwować skutki zwycięstwa zabobonu nad nauką… I pamiętam też przypadek śmierci niemowlęcia zagłodzonego przez rodziców, bo też WIERZYLI w znachora zamiast pójść do lekarza.

 

I gdy prezentacja światopoglądu naukowego postrzegana jest przez większość lub dominującą część społeczeństwa jako „naruszenie neutralności światopoglądowej”?

 O to to – to właśnie dlatego tak ważna jest edukacja- ludzie muszą wiedzieć co to jest DEMOKRACJA, i owa bardzo ważna zasada NEUTRALNOŚCI ŚWIATOPOGLĄDOWEJ. Po to warto prowadzić tę dyskusję, żeby definicja tego terminu nie zmieniła zawartości znaczeniowej, jak to się stało z GENDER na przykład. I neutralność światopoglądowa to nie jest cecha społeczeństwa- ono jest z definicje pluralistyczne i nie ma żadnego obowiązku być neutralne pod względem swoich przekonań. Neutralne światopoglądowo ma być i musi być PAŃSTWO! I jego funkcjonariusze publiczni – prezydent, premier, posłowie, naczelnicy gmin, dyrektorzy szkół, nauczyciele, lekarze, sędziowie, a nawet- tu Cię zaskoczę – zakonnice, prowadzące noclegownie i domy dziennego pobytu dla bezdomnych, bo otrzymując od nas kasę za te usługi publiczne zobowiązane są tak samo, jak funkcjonariusze publiczni do zachowania obojętności światopoglądowej w zakresie w jakim zarządzają placówką w imieniu państwa Polskiego. Bo państwo jest zobowiązane umową społeczną do równego traktowania wszystkich obywateli.  Nasza współczesna Polska łamie te zasady od 30 lat i jesteśmy państwem religijnym, konfesyjnym , kruchtowym – można sobie wybrać dowolny termin- każdy z nich dobrze opisuje część prawdy o nieformalnie obowiązującym ustroju polityczno-gospodarczym.

 

Uczmy się podstaw o funkcji państwa, o umowie społecznej, o instytucjach mających zadanie utrzymać tę maszynerię w ruchu i zastanawiajmy się każdy i każda- po co to w ogóle jest, czemu ma służyć, oraz jaki jest tego ostatecznie cel… bo mam coraz częściej wrażenie, że nikomu nie chodzi po głowie żadne z tych pytań, a tym bardziej odpowiedzi na nie… Po co nam ta wiedza? Żeby każdy z nas miał poczucie rzeczywistości w jakiej żyjemy, żebyśmy byli mniej podatni na populistyczne bzdury i potrafili dobrze wybierać swoich przedstawicieli do władz.

Cała dyskusja tu:

https://www.facebook.com/groups/Luzik/permalink/3611023532326186

 

kuna2021Kraków

 

Apostazja- dane statystyczne nie są uaktualniane od dekady. Państwo jest gwarantem naszych praw konstytucyjnych – także prawa do wystąpienia z KK.

Monika Bujak – mieszkanka Tarnowa odkryła, że jej apostazja nie została od trzech lat wpisana w księgi parafialne. To ewidentne łamanie praw człowieka i obywatela. Prawo do opuszczenia związku ( jakiegokolwiek zresztą) jest gwarantowane konstytucją. Ale wygląda na to, że w każdym aspekcie kler nie podlega ani konstytucji, ani prawom ogólnym. Polski kler pod protektoratem władz ugruntował swoją polityczną pozycję na fałszywym przekonaniu polityków, że ma on wpływ na 98% obywateli, zatem mogą wywierać nacisk w sprawie każdych wyborów.  To klasyczny chwyt podjajeczny, albo szantaż polityczny – jak kto woli.

Druga okoliczność tego nieporozumienia bierze się stąd, że partie żyją własnym życiem, we własnej bańce warszawskiej i mają nikłe pojęcie o tym, jaka jest w istocie struktura społeczna pod względem światopoglądowym. Nie korzystają z prac socjologów i badaczy kultury. Ba, nie korzystają z wiedzy swoich akolitów, nie mają czasu? kompetencji? wiedzy? – cóż to trochę wstyd, ale takie są fakty. Politycy nic nie wiedzą o tym jak my, tu na ziemi żyjemy z minimalnej pensji – dlatego pewnie nie czują, jaki to obciach wypowiadać się na temat jak też im, posłom jest ciężko związać koniec z końcem.

Fałszywe twierdzenie – „jak Polak to katolik” – ma swoje konsekwencje. Są one policzalne i oficjalne, oraz niepoliczalne i pod stołem lub pozornie obok. Dość powiedzieć, że kler utrzymywany przez budżet państwa stanowi ogromne obciążenie dla wszystkich podatników. I jedynie zmiana optyki polityków na tę kwestię może sprawić, że pozbędziemy się tego problemu. Tak się bowiem składa, że zarówno Konkordat, jak i instrukcja o  religii w szkole powszechnej, czy rozporządzenia na temat ustanowienia kapelanów we wszystkich służbach państwowych, zostały uchwalone przez posłów i tylko oni mogą się z tego wycofać dokładnie tą sama drogą, jaką dokonali rozdawnictwa etatów pod wpływem wspomnianego szantażu.

Dokonywanie apostazji, to jedna z możliwych dróg rozbrojenia kościoła z argumentów szantażu. Kiedy stanie się jasne, że do katolicyzmu lgnie nie 98% a powiedzmy 40% społeczeństwa, kościół będzie musiał stanąć w prawdzie – nie tylko o pustych kościołach, ale także o tym, że nie stanowi już żadnej ostoi dla biednego ludu. Jego polityka i sojusz z najbardziej poddańczą partią, doprowadziły do zniszczenia demokracji, a w efekcie do naruszenia zasad podstawowych obowiązujących w Unii Europejskiej, do której chcieliśmy przystąpić i w której chcemy nadal pozostać. To głębokie naruszenie może nas kosztować wyproszeniem z zacnego grona i odcięciem całkowitym od funduszy, bez których po pierwsze PIS nie będzie miał czym kupować wyborców, po drugie rolnicy nie będą mieli z czego spłacać swoich długów w bankach, nie mówiąc o samorządach, które i tak niewiele dostają, a mogą nie dostać w konsekwencji nic.

 

– Przynależność do Kościoła czy związku wyznaniowego jest z gruntu dobrowolna. A Konstytucja gwarantuje nam możliwość jej swobodnego opuszczenia – przypomina Stanisław Obirek, był duchowny i teolog. Problem upatruje jednak w mariażu Kościoła z polityką oraz hołdowaniu zasadzie „semel catholicus, semper catholicus” („kto raz się stał katolikiem, pozostaje nim na zawsze”). – Bycie katolikiem jest w naszym kraju niemal tożsame z byciem Polakiem. Stąd tak niewielki odsetek osób decydujących się na wystąpienie z Kościoła. Presja społeczna, odczuwalna zwłaszcza w niewielkich miejscowościach, oraz trudna i często nieprzyjemna procedura zniechęcają ludzi do formalnego odejścia od Kościoła – przyznaje prof. Obirek i dodaje, że uporczywe odmawianie wpisu do ksiąg jest łamaniem praw człowieka.

 

Bycie katolikiem utożsamiane jest z byciem Polakiem? Nawet prof. Obirek nie może wyzwolić się z tej propagandowej kalki. Otóż nie jest tak. To nie z tego powodu jest stosunkowo mało apostazji. Ludzie rezygnują z procedury kościelnej z dwóch zasadniczych powodów. Pierwszy jest taki, że nie widzą powodu, by poddawać się skomplikowanej procedurze, naszpikowanej koniecznością kontaktowania się osobistego z księżmi, którzy często zachowują się nie na poziomie, jaki człowiek kulturalny jest w stanie znosić. Po drugie dlatego, że mają świadomość, że kościół i tak łamie prawo stosując swoją własną zasadę „semel catholicus, semper catholicus” („kto raz się stał katolikiem, pozostaje nim na zawsze”).

Presja społeczna natomiast, zwłaszcza ta dotycząca prowincji i wsi, to objaw przystosowawczy – ludzie myślą prosto i logicznie- rządzą pleban i POPISowiec – więc nie będę się kopał z koniem. Są bogaci, silni i mogą mnie zniszczyć – administracyjnie i z ambony. Teść może mnie pozbawić schedy, ale tylko jeśli tak mu doradzi ksiądz na spowiedzi. Ateistę i każdego odmieńca nie pasującego do obrazka, gdzie Polak znaczy katolik, wspólnota zaszczuje tylko wtedy, gdy na czele sfory  stoi ksiądz. Zatem presja  – i owszem, ale tylko wtedy gdy jest takie oczekiwanie ze strony kościoła. I zdarza się równie często jak i się nie zdarza wcale, zwłaszcza na terenach północno-zachodnich, gdzie panuje odmienna atmosfera i kościół nie jest tak oczywistym władcą absolutnym. Na pozostałych obszarach bywa różnie.

Wniosek z tego jeden – to że propaganda ukuła z powodzeniem slogan o katolikach Polakach nie przekłada się na to, jak faktycznie czują się z tym twierdzeniem obywatele w różnych częściach Polski, ani nawet w tej samej wsi, nawet we wsi na Podkarpaciu. Faktycznie presja zorganizowana religijnym szantażem jest skutecznym odstraszaczem. Trudno się ludziom dziwić. Państwo ma ich w tyle od zawsze, oferta alternatywna nie istnieje. Kościół jest wszystkim co mają poza własnymi problemami. A ze łzą w oku wspominam panią Szczyptową i jej męża Szczyptę z podkarpackiej wsi, którzy potrafili wywieźć z probostwa źle prowadzącego się pasterza. Zrobili to całą wsią, solidarnie bronili swojego kościoła. Mieli świadomość, że to ICH kościół, a księża są tylko sługami i mają ludziom pomagać, wspierać ich i pocieszać. Ale to było w PRL-u…

Zatem jeszcze raz, żeby nie było wątpliwości-

Polak Katolik – „to prawda, cała prawda

i gówno prawda… „

jak niekiedy mawiał sam ks.Tischner…

 

Kwestia swobodnego występowania z kościoła to problem, za który odpowiedzialne jest państwo, bo państwo ma podporządkować się konstytucji. Jeśli coś nam konstytucja gwarantuje, to te gwarancje są w rękach parlamentu. I posłowie oraz senatorowie są w pełni odpowiedzialni za to, że takiej procedury skutecznego wyjścia z kościoła wciąż nie ma. Przyszłym kandydatom do samorządów, na posłów, senatorów i prezydentów radziłabym zadawać pytanie – jak zamierzają wypełnić to konstytucyjne prawo. Do wyborów jeszcze daleko, więc być może należałoby zacząć o tym rozmawiać już z obecnymi ludźmi, obdarzonymi mandatem naszego zaufania. A jeśli nie, to możemy już tylko zarzucić Unię Europejską naszymi indywidualnymi aktami woli wystąpienia z KK. Niech chociaż oni wiedzą, jak to jest naprawdę z tymi Polakami…

 

Dane dotyczące liczby osób, które dokonały apostazji w Polsce, są nieznane. Dysponuje nimi Kościół, który niechętnie je podaje. Ostatnie takie dane, upublicznione przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego, mówią o 1516 apostatach (chodzi o lata 2006-2010). Od dekady tej liczby nie uaktualniono.

– Hierarchowie polskiego Kościoła katolickiego są przekonani, że podlega im całe społeczeństwo. Dlatego są tak liczącym się głosem dla rządu i polityki. Upubliczniona informacja o tym, że odsetek wiernych czy uczęszczających na religię uczniów jest coraz mniejszy, osłabiłby wpływy Kościoła. Gdyby ten reprezentował 70, a nie 98 proc. Polaków, nie mógłby żądać uniwersalizacji przepisów dotyczących aborcji, rozwodów czy choćby handlu w niedzielę – przyznaje prof. Obirek.

ŹRÓDŁO

 

Z całym szacunkiem dla pana Obirka, ale nawet gdyby był tylko jeden ateista w całej społeczności zamieszkującej Polskę, na taką uniwersalizację demokratyczne państwo prawa nie mogłoby pozwolić. Przypominam Panu Profesorowi, że choć wiele wskazuje na to, że akolitom i beneficjentom KrK w Polsce taki stan prawny bardzo by się spodobał, to jednak póki co jesteśmy państwem świeckim z wieloma zniszczonymi instytucjami demokratycznymi, ale wciąż władza kościelnych osób prawnych jest nieformalna i jedynie dobrze tolerowana przez władzę i niewielką część społeczeństwa. Proszę łaskawie nie zapominać, że żyją tu również ludzie, nie podzielający wartości wywodzonych z narracji katolickiej – humaniści, agnostycy,  innowiercy oraz ateiści od urodzenia..

 

kuna2020Kraków

 

Sobota. 28.11.2020. Kobiety w Polsce obchodzą święto emancypacji…

Trwa epidemia i obowiązują wewnętrznie sprzeczne zalecenia dotyczące zachowania antycovidowej ostrożności, ale trwa jednocześnie wojna o prawa kobiet, skopanych i poniżonych przez rząd RP co potwierdza posłusznie tzw. Trybunał Konstytucyjny pod przewodnictwem mgr Przyłębskiej…

Od przeszło miesiąca na ulicach kilkuset miast i miasteczek trwają spontaniczne demonstracje racji suwerena – kobiet i mężczyzn lekceważonych ustawicznie i ustawowo przez państwo. Ulica stała się ostatnią Agorą na której ludzie mogą wyrazić swoje oburzenie, swoją niezgodę i pokazać swoją siłę i determinację w sprawie nie tylko aborcji, ale także świeckiego państwa i antyklerykalne postawy wobec bezkarności kleru. Do protestów dołączają kierowcy, rowerzyści, maratończycy. W pochodach widzimy tęczowych LGBT, anarchistów, studentów wszystkich wydziałów, wszystkich uczelni, przyszłych maturzystów, kobiety z dziećmi, emerytów i rencistów – cały przekrój społeczny.

Strajk Kobiet, Dziewuchy Dziewuchom, i dziesiątki lokalnych organizacji kobiecych przypomniały o pierwszych sukcesach na drodze emancypacji kobiet, ogłosiły też dzień Niepodległej Polki …

W Krakowie…

 

 

 

 

 

numer „aborcji bez granic”

 

Uczelnie wyższe areną wojny ideologicznej, studenci ofiarami przemocy wykładowców, autonomia w kajdanach Gowina.

 

Wyższe uczelnie w Polsce, to ostatni bastion myśli i tradycji oświeceniowej, choć tu i ówdzie możemy już zauważyć zwietrzałą skałę mądrości , ustępującą miejsca konformizmowi i oportunistycznym pomysłom na zaistnienie w środowisku konserwatystów. I tak,  po skandalicznych nadużyciach Ewy Budzyńskiej czy Aleksandra Nalaskowskiego, swoje pięć minut zaplanował kolejny przedstawiciel grona akademickiego – wykładowca biofizyki dla studentów medycyny w Warszawskim Uniwersytecie Medycznym.

O aborcji: „Nazywamy to po prostu zabójstwem na żądanie, a państwo stajecie wtedy jako tacy słudzy, jesteście na rozkaz, za pieniądze wykonujecie zlecenie zabójstwa”.

O kobiecie decydującej się na aborcję: „Ta kobieta ucieka od cierpienia za wszelką cenę, a natomiast nie interesuje ją, że jej dziecko w trakcie aborcji będzie cierpiało”.

w październiku pisaliśmy o ogrodach aniołków w Italii

Ludzie, zrzeszeni w organizacjach katolickich, próbują nadać swoim przekonaniom wymiar praktyczny oraz wypracowane praktyki około religijne narzucić wszystkim dookoła. Szczytowym osiągnięciem będzie dla nich wprowadzenie tzw. praw boskich do prawa świeckiego. Ten moment będzie punktem od którego dane państwo stanie się państwem religijnym.(…)

Tkają sens swojego życia na osobistych tragediach kobiet, pragnących zaspokoić swój instynkt macierzyński oraz na równie osobistych decyzjach kobiet rezygnujących z tej przyjemności. Są przekonani, że mają prawo oceniać decyzje kobiet, że mają prawo ingerować w ich prawa reprodukcyjne. Są ekstremistami religijnymi i jako tacy powinni być pod baczną obserwacją organów porządkowych.

My, tu w Polsce wiemy doskonale jak to wygląda w praktyce. I taka asymetria stosowania prawa będzie trwać dopóty, dopóki kościół nie powróci tam gdzie jego rzeczywisty teren i misja. Przyglądając się od wielu lat procesowi klerykalizacji należy uczciwie sobie powiedzieć – politycy i szantażowane grupy społeczne nie potrafią dziś gwarantować obywatelom praworządności w Polsce.

 

Wykładowca WUM wpisuje się doskonale w definicję ekstremizmu religijnego i zapewne nie poprzestanie na czczym gadaniu. Wykład kończy pogróżkami i słowną  przemocą wobec studentów pierwszego roku, wykorzystując swój status i władzę, jaka z tego statusu wynika. Marny to przewodnik dla młodzieży, który ucieka się do takich narzędzi „perswazji”, autorytetu na tym raczej nie da się zbudować, szacunku także nie budzi…

 

 

 

 

Wykład zakończył słowami: „Zobaczymy, co będzie z państwem dalej, jesteście na I roku studiów. Pomyślcie, wyciągajcie wnioski. Ja w takim razie dziękuję bardzo za dzisiejszy udział, bo uważam, że widząc te wszystkie państwa odpowiedzi, na razie nie widzę dobrze państwa jako kandydatów na lekarzy”.

Pozostaje mieć nadzieję, że studenci, choć bardzo młodzi i nie doświadczeni, „niczego się nie ulękną, idąc ciemna doliną Nowogrodzkiej”

Przypomnę tylko, a pisaliśmy o tym parę miesięcy temu, że Jarosław Gowin, ówczesny minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego jedną nowelizacją Konstytucji dla Nauki zniszczył autonomię uczelni i przygotował warunki do takich i każdych innych nadużyć ideolo, wobec młodego pokolenia oraz  kadr uczelnianych, bo nie oszukujmy się – to jest początek wymiany grona profesorskiego na uniwersytetach… Reżimy zawsze zaczynają od opresji kobiet i ich praw reprodukcyjnych, a kończą na rozpierdusze na uczelniach.

Nowelizacja w Konstytucji dla nauki – Minister Gowin ogranicza autonomię uczelni otwiera drzwi „antyszczepionkowcom”

 

I mimo wszystko bądźmy dobrej myśli – wahadło osiągnęło pewne ekstremum – gdy wychyli się w drugą stronę – zobaczymy jakie to wszystko kruche i byle jakie. Ludzie z mojego pokolenia, lat 50-tych będą oglądali ten spektakl co najmniej drugi raz. Ja czekam spokojnie, wychodzę na spacery w przyjemnym gronie międzypokoleniowym, wyprowadzam litery na spacery, poznaję procedury policyjne i zawsze pamiętam o co w tym wszystkim chodzi. A kiedy człowiek jest świadomym uczestnikiem wydarzeń, zaczyna mieć realny wpływ na ich bieg. A dobrze jest poczuć siłę tłumu, który ma po swojej stronie rację stanu. Tak jest właśnie teraz i nie przegapcie więc tej wyjątkowej chwili.

 

 

ŹRÓDŁO

kuna2020Kraków

 

 

Opinie. Strajk Kobiet i długie spacery w środku pandemii. OSK z 2016 i dojrzała do sprzeciwu młodzież. Dzieje się!

Jestem emerytką. Od niedawna – bez obaw – jeszcze wiem co robię!

I przyznam się, że od czasu zbierania podpisów pod projektem ustawy Barbary Nowackiej „Ratujmy Kobiety”,  straciłam wiarę w młode pokolenie. Wtedy, pod projektem podpisywały się kobiety mojego pokolenia, także mężczyźni 50+, choć mniej chętnie, oraz młodzi mężczyźni około 20-25 lat. Jeśli sobie uświadamiasz, że tak naprawdę tamta ustawa była pisana z troską właśnie o te młode dziewczyny, które z niechęcią patrzyły na nas zbieraczy podpisów, to naturalne jest, że budzi to nie tylko zdziwienie, ale i głęboki niepokój o stan świadomości tych młodych kobiet. Nasuwa się tu tylko jeden wniosek – zaniedbaliśmy edukację, założyłyśmy, że to oczywiste iż nasze córki i wnuczki WIEDZĄ czym są ich prawa reprodukcyjne i że w Polsce kobiety tych praw nie mają od 1993 roku. Myliłyśmy się – to tylko nasze pokolenie posmakowało czym jest wolność wyboru i świadome macierzyństwo, bo żyłyśmy w PRL-u, który nam taką wolność i dobrą opiekę medyczną zapewnił. Miałyśmy swoje przychodnie „K”, a młode dziewczyny nie musiały przychodzić z rodzicami i za ich pozwoleniem, by zadbać o antykoncepcję i swoje zdrowie reprodukcyjne.

 

 

Pisałam o tym rozczarowaniu na bieżąco na tym portalu ateistycznym i to rozczarowanie towarzyszyło mi przez ostatnie 5 lat. Aż do dziś. Aż do chwili gdy poszłam się przejść, na spacer, po moim Krakowie… W tłumie, jakiego moje ponad 60-letnie oczy wcześniej nigdy nie widziały, poczułam się młoda i sprawna. Wściekła i powołana do walki o swoje, o twoje, o nasze. Zobaczyłam na własne oczy jak rodzi się historia nowego, wolnego od hipokryzji pokolenia, pokolenia wolnego od mitu JP2, pokolenia które nie jest skłonne wierzyć w konsekrowane dłonie kapłanów, pokolenia, które zamiast WIERZYĆ woli WIEDZIEĆ jaka jest ich rzeczywistość. Ani przez chwilę <WY-PIER-DA-LAĆ> nie brzmiało jak wulgaryzm. Brzmiało jak wyrok dla elit rządzących czyli dla PIS, opozycji i biskupów. Tak, opozycji też, bo zawiodła nas co najmniej tak, jak zawiódł pierwszy demokratyczny rząd, gdy oddał społeczeństwo w łapy kleru.

 

 

I powiem tak – niezależnie pod  tego jak skończy się ten bunt społeczny, jedno jest pewne – młodzi  to grupa niezagospodarowanych wyborców i przyszłość tego kraju zależy od poziomu świadomości zarówno tej młodzieży, jak też od tego kto i jak szybko się ogarnie, by ją przekonać do siebie. To schodzące pokolenie może mieć już  w zasadzie wyjebane na przyszłość, ale wschodzące  z pewnością nie. Dedykuję tę myśl zwłaszcza tzw. lewicy, bo to ona powinna być najbliższa sercu młodzieży, bo tylko lewica ma dla nich propozycje i wizję przyszłości. Niestety dzisiejsza lewica nie brzmi tak atrakcyjnie jak np. populistyczna Konfederacja, która wprawdzie nie ukrywa w swoim programie, że planuje zamordyzm społeczny, ale się tym nie chwali, a programów nikt nie czyta. Zachęcam więc młodych – czytajcie teksty źródłowe i dokumenty programowe, nie wsłuchujcie się w złotoustych kłamców i populistów, bo oni nic dla was nie mają. Śpiewają wam pieśń wabiącą Odyseusza na manowce – zawsze tak jest u populistów – sprawdźcie sobie w historii.

 

 

 

A teraz kilka innych opinii i innych spojrzeń …

opinia 1

W latach 80. ubiegłego wieku ktoś na murze plebanii w Kartuzach namalował napis PEDOFIL. Miało to związek z przestępstwami seksualnymi na dzieciach tamtejszego wikarego Andrzeja Srebrzyńskiego. Napis szybko usunięto. Wikarego niestety nie. Dopiero po roku przeniesiono go do innej parafii, gdzie znowu molestował dzieci. Potem – już jako proboszcz – był przenoszony wielokrotnie. Zawsze z tego samego powodu. Molestował dzieci bezkarnie przez kilkadziesiąt lat. Jeden z chłopców popełnił samobójstwo. Srebrzyńskiego wyrzucono w końcu z kapłaństwa, ale przed sądem karnym nigdy nie stanął, bo jego znane przestępstwa się przedawniły. Niedawno został natomiast skazany przez sąd cywilny na zapłacenie zadośćuczynienia jednej z ofiar. Ile ich naprawdę było, nie wiadomo. Pedofila pokazali Sekielscy w filmie Nie mów nikomu.

Ten napis z lat 80. jest bodaj jednym opisanym w mediach przypadkiem pomazania budynków kościelnych w związku z kościelną pedofilią.

20 lat opisywania kościelnej pedofilii przez media, głośne procesy, publikacja Mapy kościelnej pedofilii, film Kler, dwa filmy Sekielskich – i jeden nieśmiały napis na murze plebanii.

Od dwóch lat w sierpniu na bramach kościołów wieszane są dziecięce buciki w ramach akcji Baby Shoes Remember.

Kiedy po raz pierwszy w niedzielę zobaczyłam zdjęcia dziecięcych bucików porozwieszanych na bramach kościołów, poczułam niesmak” – napisała w 2018 jedna z matek. Później zmieniła zdanie. Potrzebny, ale bardzo grzeczniutki protest. Tego samego dnia ksiądz buciki zdejmuje i nie ma sprawy.

Piszę o tym wszystkim w związku z oburzeniem Kościoła, rządu i katolickich publicystów na pomazanie kilku kościołów (na przeszło 10 tys. istniejących) w ramach ostatnich protestów.

Kuria mać – czy my nie byliśmy dotąd za grzeczni? Przyzwyczailiśmy się, że kościoły, w których przestępcy odprawiają msze, gdzie od lat wystawiane są jakieś prowokacyjne politycznie „groby pańskie” i w których wygłaszane są pełne nienawiści słowa pod adresem np. LGBT czy protestujących kobiet, są mimo to miejscem świętym i nietykalnym.

Nikt nie pomazał napisami plebanii w Ruszowie, którego proboszcz został skazany na 5 lat. Nikt nie zrobił napisów na budynku kurii kaliskiej, w którym urzędowali biskupi kryjący przez ponad 20 lat księży pedofilów. Nikt nie maże siedziby Jędraszewskiego.

Jestem za tym, żeby przestać być grzecznym. Żeby – jeśli jest taka możliwość – na siedzibach biskupów kryjących księży pedofilów pisać, co robili. Za takie przestępstwa i ludzkie tragedie wiszące jeden dzień buciki, to stanowczo za mała kara. Niech Kościół wreszcie poczuje nasz „gniew ludu”. Mam nadzieję, że znają się obrońcy, którzy ewentualnych sprawców takiego obywatelskiego protestu wybronią.

W Paryżu demonstranci demolują sklepy (czego nie pochwalam), a u nas pojawienie się nieśmiałego napisu na kościele to szok. Kościoły powinny być pomazane na stałe, aby sprowadzić tych oszołomów na Ziemię.

PS

W rzeczywistości nikogo nie namawiam na popełnianie przestępstwa i narażania się na różne nieprzyjemności. Piszę tylko jak mogłoby to wyglądać i nie byłoby w tym nic dziwnego i oburzającego.

 

 

opinia 2

A pamiętacie, ile było w sierpniu dyskusji o tym, co jest właściwą, a co przesadną formą protestu? Ja pamiętam, nie dam Wam zapomnieć.

Szczególnie ciepło wspominam dyskusje o: wieszaniu tęczowych flag na pomnikach, tworzeniu napisów na ścianach kościołów, tekturowych waginach na Marszach Równości oraz durszlakach założonych na głowę w niewłaściwych okolicznościach. Perłą w koronie moich wspomnień są pełne oburzenia głosy w reakcji na czyn szczególnie wywrotowy – podniesienie znicza spod pomnika i zaniesienie go w inne miejsce. Ach, byłbym zapomniał, było jeszcze pogniewanie na fakt tańczenia przed Pałacem Prezydenckim w Boże Ciało, co wzburzyło nawet samą Martę Lempart, papieżycę dzisiejszych protestów, niecenzuralną wolność wiodącą lud na dziaderskie barykady.

Jak wspaniale przewartościowały się nam oceny metod wpływania na rzeczywistość, gdy fanatyczny płomień zapłonął również pod dupami większości. Dlaczego dziś nikt nie stosuje się do dobrych rad, których osoby LGBT+ słuchają od dekad? Chcecie powiedzieć, że o prawo do aborcji nie należy walczyć spokojnym edukowaniem społeczeństwa? Już nie czekamy, aż naród będzie gotowy na prawa człowieka? Małymi krokami, kochane osoby, nie wszystko od razu! A w o ogóle to ja nie znam osobiście ani jednej kobiety, która by chciała zrobić aborcję.

Czy dzisiaj możemy już otwarcie przyznać, że w sierpniu chodziło wyłącznie o konformizm i homofobię? Mniej liczne pedalstwo można było dyscyplinować, odpędzić jak natrętną muchę. Mamić odznaką dzielnego obywatela z równymi prawami, na którą nigdy nie zasłużyliśmy. Gdzie są dzisiaj ci wszyscy strażnicy porządku, którzy wtedy upominali nas za dużo mniejsze przewiny?

Gdyby Marsze Równości wyglądały jak dzisiejsze Strajki Kobiet, już dawno wszyscy siedzielibyśmy w więzieniach.

 

 

 

 

 

Opinia 3

I wreszcie wkroczył nowy bezkompromisowy gracz – generacja Z. Dwudziestolatki zachowują się tak, jakby nigdy o Wielkim Kompromisie nie słyszały. Nie uważają Europy za Cywilizację Śmierci. Nie mają odruchu mówienia „pochwalony” na widok księdza. Dla nich Jan Paweł II to postać historyczna, a nie święty. (…) To bunt pokolenia smartfonów: króluje w nim indywidualizm, sieć i specyficzne poczucie humoru. Każdy i każda wypowiada posłuszeństwo osobiście i po swojemu. Wspólnie tworzą historię i są tego świadomi. Zapewne wkrótce ktoś policzy akty apostazji i okaże się, że były ich tysiące. Jednak kluczowe dla potężnej kulturowej zmiany są obrazy – memy, filmiki, fotki, kliki. Grupka młodych dziewcząt w Szczecinku krzyczy na księdza, każąc mu wracać do kościoła. Dziesięć osób stoi pod oknami arcybiskupa Jędraszewskiego z ułożonym z potężnych liter napisem: „DOM SZATANA”. Warszawskie licealistki w sadzawce przed Muzeum Narodowym pozują jako potencjalne ofiary rzucającego głazem papieża. Są też zmiany w krajobrazie i zdjęcia tych zmian: błyskawice na murach, napisy „Macie krew na rękach”, wieszaki i plakaty na kościelnych płotach. Te obrazy są ulotne, ale razem składają się na nowy zapis w zbiorowej pamięci tego społeczeństwa. I on już do podręczników historii trafi nieuchronnie. (…) Prawica upiera się, że na ulice wyszła hołota, awanturnicy, barbarzyńcy. Kaczyński zobaczył w nich dzieci zmanipulowane przez dorosłych. Tymczasem mamy do czynienia z młodymi ludźmi, którzy odmówili uczestnictwa w grze, którą dorośli im próbują narzucić. Historię tworzy dziś samoświadomy zbiorowy podmiot, który mówi pokoleniom transformacji mówi „sprawdzam”. Wyłania się na naszych oczach, kwestionując podstawy umowy społecznej, którą zastał. (…) młodzież odrzuciła kulturową hegemonię Kościoła w Polsce. Zabawne, że ustalenia poprzednich generacji w tej sprawie odrzuciła młodzież nazywana czasem pokoleniem JP2, młodzież, której zafundowano w szkole więcej lekcji religii niż informatyki.

 

 

I na deser coś przedziwnego – nie umiem tego nawet zakwalifikować inaczej niż – coś się kobiecie pomerdało… No ale zaprezentuję to, żeby nie było zbyt różowo …

Paulina Koziejowska

Pani Paulinko – nie buta , tylko pycha kroczy przed upadkiem…

 

kuna2020Kraków

Dzieci nie chodzą na religię. Biskup świdnicki zachęca do niepokojów w szkole. List do Rodziców.

 

 

– Docierają do nas niepokojące informacje, że sporo młodych ludzi nie uczestniczy w zajęciach z religii lub się z nich wypisuje, gdyż odbywają się one w niedogodnym dla nich czasie (przed godziną 8.00 lub nawet po godz. 15.00) czy w zbyt licznych klasach i ciasnych salach. W przypadku, gdyby plan zajęć lub sposób ich organizacji uniemożliwiał lub znacznie utrudniał realizację prawa do udziału w zajęciach z religii, zalecam reakcję ze strony rodziców i domaganie się od dyrekcji takiego ułożenia planu zajęć, by ich dzieci mogły korzystać z katechezy. Rodzice mają do tego prawo, gdyż są pierwszymi wychowawcami swoich dzieci. Nie wolno być w tak ważnej sprawie obojętnym! – czytamy w liście.

ŹRÓDŁO

 

 

Żaden list pasterski nie mógłby nas bardziej ucieszyć i jednocześnie zbulwersować.

Jeśli faktycznie na Dolnym Śląsku, w szkołach zaczęto rozsądnie planować lekcje religii, tak by nie dyskryminowały dzieci nie uczęszczające na te nieobowiązkowe zajęcia, to znaczy, że coś się wreszcie ruszyło w świadomości zbiorowej oświatowców – nauczycieli i dyrekcji szkół.  To oczywiście cieszy!

Odwoływanie się do wiodącej roli rodziców katolickich w procesie narzucania religii w szkole i planowania katechezy w środku zajęć obowiązkowych dla wszystkich uczniów – wywołuje już tylko śmiech. Bo albo biskup sobie robi żarty z poważnych ludzi, albo jest tak naiwny, że faktycznie żyje w przekonaniu, że rodzicom katolikom zależy na tym bardziej niż episkopatowi – głównemu beneficjentowi religii w szkołach. ( 1,5 mld złotych polskich z budżetu) Jego wypowiedź przypomina też wszystkie fałszywe i w złej wierze formułowane werdykty niegdysiejszego Trybunału Konstytucyjnego, który w swoim czasie podkreślał przy każdej okazji, że religia w szkole jest odpowiedzią na oczekiwanie rodziców, co, jak wszyscy doskonale pamiętamy, jest całkowicie sprzeczne z faktami…

Episkopat zażądał i premier Mazowiecki wprowadził ją rozporządzeniem ministra edukacji, tym samym – zdaniem rzecznika praw obywatelskich – łamiąc konstytucję. Mazowiecki mówił potem Torańskiej: – Jako katolik uważałem, że to nie jest dobry pomysł.

ŹRÓDŁO

 

Przekaz w liście biskupim jest też niemoralny, zachęca do niepokojów w szkole, a także kłamliwy – bo skąd wniosek, że dzieciaki wypisują się z religii, bo muszą zbyt wcześnie wstawać, albo zbyt długo przebywać w szkole z powodu „złego” planu zajęć? Czyżby biskup sugerował, że dzieci wychowywane po katolicku to klasyczne obiboki i leniuchy? A feee. Nie ładnie sugerować takie rzeczy!

Zapewne nie zapomniał biskup podkreślić, tak dla zasady, że to rodziców obowiązek wobec kościoła … a to jest z kolei klasyczny szantaż emocjonalny. Wierzcie mi, albo nie, ale wiem do czego może doprowadzić taki szantaż – mój ojciec przez 10 lat pisywał do mnie rozpaczliwe listy w sprawie ślubu kościelnego. Kiedy wreszcie docisnęłam rodziciela – powiedział, że to ksiądz proboszcz wymusza na nim deklarację, że doprowadzi mnie do ołtarza, bo inaczej nie dostąpi łaski zbawienia, gdyż/ponieważ nie spełnia swojego podstawowego obowiązku wobec kościoła. Kropka.

Drodzy Rodzice!

Zanim wprowadzą obowiązkowe zajęcia z religii dla wszystkich uczących się – nie pozwólcie im uczynić Was zakładnikami ich interesów; Nie pozwólcie, by mieli podstawy twierdzić, że to jest Wasza wola i Wasze oczekiwanie. Wiemy, że to nie prawda. Wiemy, jakie są Wasze motywacje i choć ich nie popieramy, to jednak je rozumiemy i postrzegamy jako zwyczajne, ludzkie słabości. Nie musicie być narzędziem w ręku kleru. Możecie i tego od Was oczekuje społeczeństwo, być przede wszystkim odpowiedzialnymi rodzicami.

 

Kuna2020Kraków

 

Nieogarnięty minister edukacji. Szkoły czekające na Godota. Rodzice w kropce. Zostały dwa tygodnie na… cud. Witamy w Polsce!

 

 

***

 

Początek roku szkolnego tuż tuż, a coraz bardziej jasne staje się, że  minister Piontkowski zmarnował kilka miesięcy i nie przygotował resortu do stawienia czoła trudnej sytuacji w obliczu covida19. Jego podejście  do problemu jest infantylne, a wiara jak to wiata umocowana jest w magicznym myśleniu i sprowadza się do oczekiwania cudów i  że jakoś to będzie.

Najkrócej rzecz ujmując – szkolnictwo nie jest przygotowane do zdalnej edukacji, nie posiada nawet wiedzy na temat jaka jest skala wykluczenia technologicznego z zajęć on line, nie wiadomo kto pokryje i jakie będą koszty podwójnej pracy nauczycieli ( dlaczego podwójnej? pyt. od red.), jak ministerstwo ma zamiar zapewnić wszystkim dostęp do internetu.

Na te i inne pytania minister Piontkowski odpowiada ...przecież to nie potrwa długo, i że  …nauczyciele w tym czasie będą zadawać jakieś zadania. To mniej więcej ilustruje jak nasz minister szkolnictwa rozumie system edukacji, metodologię i cel tej niesłychanie istotnej usługi publicznej. Gdybyśmy wszyscy przyjęli taką postawę i tak rozumieli proces edukacji, to w zasadzie i pan minister i jego ministerstwo oraz cała oświata mogłaby przejść od pierwszego września na zasiłek dla bezrobotnych, jako całkowicie zbędny balast dla budżetu.

 

 

 

Z obrazkowego ujęcia – bo w takiej formie minister przedstawił swoje „pomysły” na edukację w czasie pandemii wynika, że:

 

[…] dzieci mają spożywać „swoje jedzenie i picie”, a rodzice odbierać telefony ze szkół. […] (sic!)

[…] minister wyśle od września dzieci do szkół, a „jedynie w strefach żółtych i czerwonych mogą być jakieś dodatkowe obostrzenia”. […]model mieszany edukacji, czyli łączenie zajęć stacjonarnych i on-line, dzielenie klas na mniejsze grupy czy edukacja zdalna w czerwonej strefie. […]

 

I dalej minister życzy sobie, by :

 

[…]żeby obowiązywał system „jedna klasa – jedna sala”, by klasy mogły być dzielone na mniejsze grupy, by dystans między uczniami był utrzymywany, także na przerwach, by dezynfekcja stołów i krzeseł odbywała się sprawnie, by obiady były bezpieczne, a wf odbywał się na powietrzu…[…]

 

…ale nie wiadomo jak dyrektorzy szkół mają dokonać cudu redukcji ilości uczniów podwójnego rocznika w liceach, albo w szkołach podstawowych rozmnożyć ilość sal, gdy od zawsze sale dzielone są na kilka klas… No i przydałby się też jakiś sprawdzony patent ministra Piontkowskiego na utrzymanie dystansu między uczniami z niższych klas – może miał on na myśli dyby, albo klatki (?), albo inny rodzaj unieruchomienia maluchów i ograniczenia ich naturalnej w tym wieku nadpobudliwości ruchowej?

 

[…]Jak organizować wf na powietrzu, gdy wciąż dziesiątki szkół w Polsce nie mają boisk i ogródków? Minister zostawia to dyrektorom i nauczycielom, bo przecież oni wiedzą najlepiej, a każda szkoła jest specyficzna i inna.[…]

Wściekłość rodziców i nauczycieli wywołuje też to, co mówi minister o maseczkach. Nie będzie obowiązku maseczek, a nauczyciele mogą je oczywiście nosić „dla poczucia bezpieczeństwa”. No tak, przecież o dobre samopoczucie chodzi w noszeniu maseczek.

Na koniec minister uspokaja, że w razie ryzyka czy podejrzenia zakażenia każdy (rodzic, nauczyciel, uczeń powyżej 18. roku życia) będzie mógł o ryzyku powiadomić sanepid. Jak to się ma do doniesień, w których ciągle słychać, że dodzwonić się do sanepidu nie sposób.[…]

ŹRÓDŁO

 

Kuna2020Kraków

 

PS>: współczujemy nauczycielom i rodzicom. Radzimy nie czekać na ustalenia niekompetentnego ministra, tylko opracować własne standardy. Podsuwamy pomysł:

(Bez względu na strefę wszystkie szkoły )

Dzieci które mają internet i sprawny sprzęt siadają do kompa w swoich domach, a te dzieci, dla których ministerstwo nie przewidziało edukacji zdalnej, idą do szkoły, a w jej murach nauczyciele rozsadzają ich jak najdalej od siebie. Lekcje prowadzą on line na wybranej i sprawdzonej wcześniej platformie, której obsługę porządnie wyjaśniają w broszurze, jaka dociera do każdego rodzica i dziecka także. Instrukcja ma być napisana i zobrazowana graficznie w taki sposób, by każdy – niezależnie na jakim poziomie obsługuje internet i programy komputerowe poradził sobie z logowaniem. Maseczki obowiązkowo dla dzieci i nauczycieli, pomieszczenia cały czas wietrzone. Młodsze dzieci z klas 1,2,3 wyłącznie edukacja zdalna z zapewnioną opieką dorosłych osób.(?) Tu  nieodzowna jest pomoc państwa i niestety aż nazbyt dobrze zdajemy sobie sprawę z tego jak źle ono funkcjonuje i jak bezmyślnie dysponuje budżetem. Ale środowisko nauczycielsko-rodzicielskie chyba jest dość liczne, by zaprotestować w którymś momencie, czyż nie?

 

 

 

Czy brutalizacja interwencji policji zapowiada koniec jej statutowej działalności? Kim są anonimowi funkcjonariusze pacyfikujący pokojowych demonstrantów?

Obserwuję polską policję od wielu lat. I bywa z nią rozmaicie. Zależy gdzie ucho przyłożysz. Ale osobliwie udział policji w ochronie legalnych zgromadzeń, demonstracji, pochodów i marszy różnego typu, poza incydentalnymi przypadkami, nie budził dotychczas jakichś większych kontrowersji. No może poza interwencjami w stosunku do tzw. spontanicznych zgromadzeń w rocznice smoleńskie…

Osobiście uczestniczyłam w wielu demonstracjach  i to w różnych sprawach ogólnopublicznych oraz grupowych – w sprawie praw kobiet i praw reprodukcyjnych, w sprawie rozwalania sądów, w obronie zasad demokracji, w marszach równości, w pikietach w sprawie pedofilii w kościele, w demonstracjach antynacjonalistycznych itd…

Tak pracowała policja jeszcze nie tak dawno, bo w 2018 roku, kiedy przez Polskę przetoczyła się cała seria marszy równości, w wielu miastach po raz pierwszy – jak w Częstochowie czy Rzeszowie. Policja pracowała w zasadzie bez zarzutu …

Tu widzimy jednego z dwóch blokujących marsz osobników, nad którymi policja debatowała co najmniej pół godziny, nim postanowiła delikatnie przenieść faceta na pobliski trawniczek…

 

 

 

 

 

W Rzeszowie było groźnie, ruch narodowy zorganizowany, kontra dość hałaśliwa i brutalna w słowach, ale policja niewzruszona, wykonywała swoje obowiązki bez zarzutu. Byłam tam świadkiem, jak raz krótko i na temat odpowiedziała dość brutalnie na prowokacyjne wrzaski narodowców pod ich własnym adresem- wołali – jebać psy… chłopaki sobie nie przemyśleli tego ruchu… Myślę, że to właśnie wtedy po raz pierwszy zobaczyłam iście zwierzęcą furię i ewidentnie nieuprawnione użycie czy nawet nadużycie siły wobec skandujących narodowców… I wcale mi się to nie spodobało, mimo, że nie pałam sympatią do tej organizacji, a nawet więcej- uważam, że powinna zostać zgodnie z konstytucją – zdelegalizowana.

 

 

 

 

 

 

Ostatnie zajścia uliczne świadczą jednak, że w policji sporo się zmienia. Polityczne podporządkowanie władzom jest już wyraźnie widoczne, a kompletnie nie uzasadniona brutalizacja  działań funkcjonariuszy zaczyna przypominać Białoruś…

 

 

 

 

 

[…]Obowiązek wyraźnej identyfikacji wprowadzono 11 lat temu i do tego czasu jest wciąż doskonalony i uszczegóławiany. Nie zmienia się tylko jedno zdanie: przepis obowiązuje z „wyjątkiem okoliczności występowania w szyku zwartym”.[…]

[…]zapis o anonimowości w „szykach zwartych” wprowadzono głównie dla policjantów, którzy tłumili rozruchy powodowane przez kiboli na stadionach i poza nimi.

– Fizyczna zemsta ze strony agresywnych kibiców jest czymś realnym i potwierdzonym w praktyce. W przypadku tłumienia dosyć jednak pokojowych protestów politycznych to nic więcej jak gwarancja bezkarności […]

[…]„Czy prawdą jest, że najbardziej brutalni policjanci bez naszywek z nazwiskami na mundurach to poprzebierani ochotnicy z WOT?

ŹRÓDŁO

 

 

 

 

Dramatyczny apel do policjantów wystosowała Federacja Stowarzyszeń Służb Mundurowych:

 

„Bierzecie odpowiedzialność za swoje czyny.

Kiedyś każdy stanie w obliczu społecznego osądu, zdając sprawę z tego,

co czynił w imieniu Polskiego Państwa.”

ŹRÓDŁO

Zachęcam do odczytania apelu FSSM – jest to pragmatyczny tekst, który choć wyważa otwarte drzwi, to jednak przypomina młodzieży w policji, jak może się skończyć niekonstytucyjne nadużywanie siły pod chwilowym parasolem  władzy, do tego władzy, która bezpardonowo łamie ustawę zasadniczą. Autorzy apelu stwierdzają m.in., że:

 

„Z zaniepokojeniem obserwujemy, pokazywane w ostatnich dniach w środkach masowego przekazu, liczne przykłady działań nieprofesjonalnych, z nadużywaniem wobec demonstrantów środków przymusu bezpośredniego, w tym siły fizycznej w postaci technik obezwładniania.[…]

Według świadków były przypadki bezzasadnego przyduszania protestujących do ziemi i wyciągania ich z tłumu. Nie było natomiast woli rozwiązania tej sytuacji w sposób bezkonfliktowy” – czytamy w apelu podpisanym przez szefa FSSM[…]

[…]Wolność zgromadzeń publicznych była jedną z najważniejszych wolności, o którą walczyła w czasach opresji demokratyczna opozycja i ruch 'Solidarności’. „

Federacja po raz kolejny mówi, że w ostatnich latach doszło do „dramatycznego obniżenia, z tak wielkim trudem budowanego po 1990 r., zaufania społecznego do policji”.[…]

ŹRÓDŁO

 

Kuna2020 Kraków

 

Polska Matka Teresa z Kalkuty – nowy ewangelista Łukasz – pomyślcie ile „dobrego” by zrobił, zmieniając garnitur na sutannę!

 

 

 

 

Powiem szczerze – już  nawet nie zliczam kwot, które znikają z budżetu i z naszych kieszeni dzięki „talentom” ministra Szumowskiego i jego rodziny – staram się rozumieć, że rodzina jest najważniejsza. Wszak słyszymy o tym od wielu lat ze złotych ust PIS-u i biskupów.

W dzisiejszym przeglądzie prasy pobudziły mnie do refleksji dwa artykuły – jeden z OKOpress i jeden z Wyborczej – linki poniżej.

Mój komentarz:

Artykuł artykułem… a mój komentarz będzie krótki:

Za takie dochody niektórzy gotowi są płacić nawet utratą twarzy, dobrego imienia, ośmieszaniem się… Żadna cena nie jest zbyt wysoka. I faktycznie – na wysokiej górze nie słychać obelg i nie widać wykrzywionych złością twarzy. Kiedy zrobi się niebezpiecznie, kasa pomoże im wszystkim, bo przecież nie tylko państwu Szumowskim – bądźmy sprawiedliwi – szybko znaleźć się daleko stąd – wszak nie są to patrioci polscy, tylko zwykli dorobkiewicze na wielką skalę – tak są nauczeni, pewnie przez kościół i organizacje okołokatolickie… to już taka mentalność i kultura – brać co się tylko da, korzystać z każdej okazji, bo jak nie ja to kto inny skorzysta – iście chłopsko – pańszczyźniana spuścizna kulturowa. Nie żadna tam szlachta, bo szlachta nie pracuje, a tu trzeba było się trochę nagłówkować jednak.

Szumowski to taka polska Matka Teresa…

I podejrzewam niestety, że Polacy bardziej zazdroszczą Szumowskim „zaradności” niż potępiają złodziejstwo i spekulację cenami. A nepotyzm? Przecież ustawa jest co chroni praktyki tego typu… więc wszystko w porządku? Według nowego spojrzenia PIS na prawo – jak najbardziej. Zresztą – nepotyzm to w Polsce normalka.

Pytanie na dziś – co z tym zrobimy my, obywatele świadomi co się wyprawia bezczelnie na naszych oczach?

Dalej będziemy siedzieć na kanapie i myśleć – to mnie nie dotyczy, i czekać aż zacznie?

Idziemy, wszyscy na wybory!!!!!!!!!!!!

I nie chcę słyszeć więcej, że „olewam, mam to w tyle, nie mam wpływu”

Masz tylko obywatelstwo, obowiązek podatkowy, i prawo wyborcze.

Płacisz podatki? To wymagaj!!! Wymagaj zarządzania budżetem w sposób transparentny i sprawiedliwy, bez złodziejstwa i korupcji. Rusz tyłek z kanapy i pomóż pozbyć się pasożytów z Polski.

 

Zwłaszcza, że ci obywatele, którzy właśnie zamówili mszę za pedofila skazanego na więzienie, zamiast zamówić mszę za cierpienie jego ofiar, nie będą wspierać naszych wysiłków na drodze do normalności, bo dla nich, to ich 5 minut w historii Polski i będą tkwić w tym absurdzie póki życia….

Czytaj źródło info w lokalnej 

Czytaj info w OKOpress

Czytaj info w GW

kuna2020Kraków

Tarcza chce karać wiezieniem za poronienie i aborcję. Od prawa do aborcji do państwa prawa. Komu wadzą Prawa Człowieka? I dlaczego tylko konserwatystom?

W kolejnej nowelizacji Tarczy antykowidowej pojawiły się znowu propozycje karania więzieniem za poronienie i aborcję.

 

 

I oto mamy kolejną odsłonę w sprawie praw reprodukcyjnych. Przypomnijmy więc i powtórzmy po raz kolejny, że :

1.prawa reprodukcyjne nie podlegają dyskusji – są to prawa człowieka, które mówią, że jednostka decyduje w sprawie swojej płodności,  rodzicielstwa, użycia środków kontroli płodności, przerwania ciąży, stosowania metod umożliwiających poczęcie i urodzenie własnego potomstwa.

Każde działanie systemowe,

wkraczające w kompetencje człowieka

w zakresie jego praw reprodukcyjnych,

jest działaniem wbrew zapisom zawartym w

Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka.

 

Jest to zatem rodzaj przemocy prawnej wobec jednostki, i całych grup społecznych, która od ponad 150 lat ma swoją nazwę i jest to eugenika, czyli taki rodzaj inżynierii społecznej, która bez względu na motywacje (rasizm, faszyzm, nacjonalizm, chciwość, pazerność, mizoginizm, inne) łamie jednostronnie umowę społeczną i wkracza w sfery życia jednostki, naruszając jej elementarne prawa. Dojrzały człowiek  podejmuje odpowiedzialność za swoje życie, w tym również za decyzje dotyczące powoływania na świat potomków. We współczesnym świecie nazywamy to świadomym rodzicielstwem.  Autonomiczny charakter decyzji reprodukcyjnych wyklucza ingerencję osób trzecich, a cóż dopiero aparatu państwowego z ustawami jawnie wymierzonymi przeciwko obywatelowi i jego wolności osobistej.

 

 

 

3.świadome rodzicielstwo wymaga rzetelnej wiedzy o naturalnym rozrodzie, płodności, seksualności, zagrożeniach ciąży, porodu i połogu, a także dostępu do środków antykoncepcyjnych, skutecznych metod leczenia bezpłodności, bezpiecznych środków wczesnoporonnych, odpowiedniej opieki zdrowotnej dla kobiet i mężczyzn w okresie reprodukcyjnym i postreprodukcyjnym. Nowoczesne państwo demokratyczne powinno tworzyć dobre warunki swoim obywatelom, by ci mogli bez trudu i wielkich wyrzeczeń stać się posiadaczami tej cennej i niezbędnej wiedzy oraz beneficjentami współczesnej nauki o człowieku.

 

 

 

 

4.ustawy mogą regulować jedynie to co jest poza autonomiczną decyzją jednostki w sprawie jej płodności – np. określić zgodnie z wiedzą medyczną granicę terminacji ciąży na życzenie, metody terminacji powyżej granicy terminacji ciąży w przypadku zagrożenia dla zdrowia i życia kobiety, w sprawie oferty w zakresie antykoncepcji, zakresu refundacji in-vitro czy innych metod jakie pojawią się w przyszłości, by zaspokoić potrzebę spełnienia się w macierzyństwie. W demokratycznym państwie prawa obywatele mają dostęp do dobrych usług publicznych m.in. także tych, które gwarantują im pełny dostęp do zdobyczy technologicznych i postępu nauki.

Państwo może  zachęcać lub zniechęcać do rozrodu, ale wyłącznie w granicach perswazji i zawsze w oparciu o racjonalną diagnozę społeczną i wiedzę medyczną. Niedopuszczalne zaś jest oddziaływanie poprzez wywoływanie nieuprawnionego niczym poczucia wstydu, winy, czy stygmatyzowanie jednostki za podejmowane przez nią decyzje, które akurat się władzom mniej podobają. Państwo, które restrykcjami prawnymi kształtuje zachowania jednostki i to w zakresie kompetencji należących wyłącznie do tej jednostki, nie jest państwem demokratycznym ani świeckim.  Jest za to państwem zdominowanym światopoglądowo przez religię lub inną autorytarną ideologię, jego instytucje nie cieszą się zaufaniem społecznym, a władza nie ma co liczyć na  solidarność i poświęcenie  obywateli w obliczu klęsk i obiektywnych problemów wewnętrznych i zewnętrznych. Władza w takim państwie jest tylko tak silna, jak mocny i skuteczny posiada aparat przymusu, wymierzony przeciwko swoim obywatelom. Takich atrybutów siły władzy nie przewiduje  się w demokracji.

 

 

 

5.Kolejny problem związany ściśle z ustawą antyaborcyjną, to wysyp organizacji, których działalność zaprzecza całkowicie idei pożytku publicznego. Dzięki nieuzasadnionej szczodrości obecnych władz, realizują w Polsce szkodliwe społecznie projekty. W szczególności daje się zauważyć efekty ich działalności na polu pogłębiania rozdźwięku między różnymi grupami społecznymi, ograniczania  dzieciom i młodzieży dostępu do wiedzy (nie tylko w zakresie edukacji seksualnej), infantylizacji kobiet,  dyskryminacji społeczności LGBTQ, i każdej grupy ludzi o innym zestawie wartości niż katolickie – ekologów, wegetarian, humanistów, naukowców, lewicowców itp. Ergo, jeśli ktoś nie realizuje agendy konserwatywno-katolickiej ma duże szanse stać się celem nienawistnej nagonki, nawet jeśli z grubsza podziela katolicki światopogląd.

Jedną z najbardziej szkodliwych organizacji jest Fundacja Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris – utworzona w 2013 roku przez Stowarzyszenie Instytut Edukacji Społecznej i Religijnej im. ks. Piotra Skargi. Zajmuje się ona m.in. lobbowaniem polskich parlamentarzystów w celu uzyskania poparcia dla przygotowanych przez OI projektów ustaw, godzących w prawa kobiet. Także wciskaniem samorządom terytorialnym gotowych deklaracji dyskryminujących społeczność LGBT+, znanych powszechnie pod niewinnie brzmiącą nazwą Karta Rodziny. Są też umoczeni w ogłaszanie przez gminy stref wolnych od LGBT…

 

Niedawno chwalili się też pozyskaniem wielu dusz wśród świeżo upieczonych prawników. Nic dziwnego skoro uczelnie dopuściły do nachalnej ekspansji na swoim terenie. Weszli z ofertą pracy i szkoleniami w zakresie kształcenia podyplomowego dla  studentów i absolwentów. Na tych szkoleniach uczą młodych i niedoświadczonych prawników jak reinterpretować prawo, wypaczać jego intencję i jak się nim posługiwać w walce z prawami człowieka. Fundacja potrzebuje taniej siły roboczej, by zaspokoić potrzebę kontroli w procesach o obrazę i zniesławienie w kontekstach religijnych, w których albo broni albo – częściej – pozywa. Ostatnio było głośno o udziale prawników z Fundacji OI w aferze prof. Ewy Budzyńskiej, która zbulwersowała studentów Uniwersytetu Ślaskiego, gdy podczas wykładów opowiadała nienaukowe brednie zgodne z jej osobistym światopoglądem, i całkowicie niezgodne z tym co mówi nauka… Prawnicy z OI przeprowadzili serię wielogodzinnych  przesłuchań studentów i studentek, którzy złożyli oficjalną skargę na prof. Budzyńską do władz uczelni. Przesłuchania miały zastraszyć młodych ludzi i zniechęcić ich do podobnych oświadczeń w przyszłości.

 

 

Ordo Iuris wraz z innymi organizacjami tworzą aktywną siatkę współpracującą w realizacji priorytetów wyznaczonych przez Agenda Europe – międzynarodowy think tank lobbystów – amerykańskich i europejskich, którzy postawili sobie za cel zmianę ustawodawstwa w taki sposób, by znosiło prawa kobiet, chroniło przywileje rodziny katolickiej i zagoniło społeczność LGBT z powrotem do szafy. Jest to frontalny atak na podstawy systemu prawnego współczesnego świata, którego fundament zbudowano na zapisach Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka.  Temu służą kolejne projekty „obywatelskie” całkowicie zabraniające przerywania ciąży, temu służą podsuwane samorządowcom karty rodziny, które de facto są dokumentami dyskryminującymi systemowo społeczność LGBT i jak można przypuszczać będą równie sprawnie dyskryminować każdą inną mniejszość w naszym społeczeństwie.

 

W ich agendzie mieści się także planowany zakaz rozwodów, prawo dyskryminujące samotne matki i ojców, małżeństwa niesakramentalne, zakaz prowadzenia badań naukowych i eksperymentów medycznych wokół zwalczania chorób zakaźnych (szczepienia ochronne) zwyrodnieniowych ( transplantologia, implantologia, protezowanie, hodowle tkanek,) genetycznych i wrodzonych…  Darwinizm społeczny, to jakby druga twarz  konserwatyzmu. Kiedy się słucha takiego Jerzego Kwaśniewskiego – członka zarządu OI, nawet wtedy gdy histerycznie broni każdego zapłodnionego jaja, trudno nie dostrzec wspólnej dla niego i każdego eugenika z początków wieku XX, pogardy dla człowieka, jego prawa do autonomii i wolności osobistej. Gdyby żył w 1930 roku w Niemczech, zapewne gorąco poparłby narodowy socjalizm, faszyzm i eksterminację wszystkiego co nienordyckie.

 

 

 

 

Organizacje prawicowe i katolickie bardzo dbają o przekazanie pałeczki młodemu pokoleniu. Przyjmują w swoje szeregi nawet gimbazę. Dzieci i młodzież rekrutowana dziś do tych organizacji, będzie miała w przyszłości duży problem z asymilacją społeczną i przystosowaniem się do oczekiwań swoich rówieśników. Poczują boleśnie brak akceptacji, a jeśli się wyalienują – będą skazani na osamotnienie, depresję, zgorzknienie i poczucie bezsensu. Zastanawiam się czy to w porządku, że państwo toleruje takie organizacje, a zwłaszcza udział nieletnich w ramach ich działalności.

Jestem z pokolenia, które uważało, że wszystkie dzieci są nasze. Trudno mi się pogodzić z krzywdą, jaką się wyrządza tym młodym ludziom, którzy przecież nie są jeszcze na etapie sprawnej intelektualnie korekty tego w czym uczestniczą. Nie potrafią też przewidzieć, jakie to będzie miało skutki dla ich samorealizacji w życiu osobistym. Państwo – władze oświatowe, które pozwalają na istnienie niekontrolowanych w żaden sposób obszarów wpływu na młode pokolenie (religia w szkole, harcerstwo katolickie, organizacje antychoice), jawi mi się jako słabe, wadliwie działające,  pozbawione poczucia odpowiedzialności za przyszłe pokolenia.

 

 

 

Dokładnie w ten sam sposób oceniam istnienie organizacji nacjonalistycznych i jawnie faszystowskich, skupiających coraz większą liczbę młodych chłopaków i dziewczyn w swoich szeregach. Środowiska te oceniam jednoznacznie jako szkodliwe dla rozwoju demokratycznego państwa prawa i społeczeństwa obywatelskiego. Niepokojące są też obserwacje i doniesienia prasowe na temat zmian w priorytetach różnych odłamów harcerstwa, zachęcanie dzieci do uczestnictwa w polowaniach i pokocie. Oswajanie dzieci z zadawaniem bólu i śmierci, z narzędziami służącymi do odbierania życia i obrony przed napastnikiem kojarzy się jednoznacznie. Warto więc zadać pytanie do czego zmierza nasze państwo? Bo raczej nie do rozwoju i postępu w kierunku nowoczesności…

 

 

PS.: Każdy kto łamie elementarne zasady, które powyżej zostały wyszczególnione, powinien być traktowany jak wróg demokracji, państwa prawa i społeczeństwa obywatelskiego. Każdy zaś kto staje w obronie tych, którzy łamią nasze prawa i przekreślają umowę społeczną powinien usłyszeć od nas, że tkwi z błędzie. Rzeczą ludzka jest się mylić, ale wyrazem głupoty jest tego nie zauważyć mimo oczywistych przesłanek.

 

 

Każdy widzi taką rzeczywistość jakim językiem została mu opowiedziana – nie mamy innego wyjścia jak z całych sił pracować nad tym, aby nasi współobywatele, o odmiennym kapitale kulturowym i innych źródłach swojej mocy, dostrzegli to, co z pewnością wszystkich nas łączy i że jest to marzenie o dobrym miejscu do życia, bezpiecznym, dobrze działającym państwie, gdzie chce się tworzyć,  budować, odkrywać, gdzie radość jest radością, a smutek smutkiem.

 

 

Marzenie o normalności nie brzmi jak marzenie – ale w naszych czasach to bardzo wysoko umieszczona poprzeczka, bo absurdalnie nisko spadliśmy z wyżyn lat 80-tych zeszłego stulecia. Trzeba o tym pamiętać i mieć świadomość punktu w jakim znaleźliśmy się po trzydziestu latach fikcji wolności, demokracji i postępu.

 

kuna2020Kraków

Świętoszkowaty prezydent zmienia skórę i narrację – teraz będzie pogromcą LGBT i narodowcem pełnej krwi…

Po ostatnich wynurzeniach prezydenta A. Dudy, fora internetowe pękają od porównań, analiz i memów, nawiązujących do historii faszyzmu. Historii, którą jedni znają, a inni zapomnieli. Zachodnie dzienniki zanoszą się z oburzenia, a nawet ktoś zaproponował, żeby Polskę odciąć od pomocy finansowej UE … Serio? Wcześniej nie widzieli jak depcze się prawa człowieka w Polsce? Nie mieli kontaktów z polskim oddziałem Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka? A tak zupełnie na boku – nie do wiary, że Kaczyński był członkiem tej organizacji… (sic!)

Na PolskimAteiście pisaliśmy o rodzącym się faszyzmie od samych jego początków. Pytaliśmy głośno dlaczego władze pozwalają, by funkcjonowała organizacja, która jest zabroniona przez konstytucję. Wskazywaliśmy na przyszłe skutki tolerowania szkodliwej, antyludzkiej ideologii. Ale nikt się tym nie interesował. Przerażający był ten, wiele mówiący, brak reakcji.

Szybko jednak zrozumieliśmy, że organizacje pozostające pod protektoratem kościoła rzymskokatolickiego  będą poza zasięgiem prawa, podobnie zresztą jak sam kościół. Potem zobaczyliśmy kolejne pielgrzymki „kibiców”, a następnie już bez kamuflażu, wielkie zjazdy faszystów na Jasnej Górze. To tam właśnie zostało dobitnie powiedziane, ustami duchownych tego kościoła, kim są ci hajlujący ludzie – są mianowicie „solą tej ziemi” oraz „są prawdziwymi Polakami i patriotami„.

 

 

 

Tak się składa, że katolicyzm, konserwatyzm i faszyzm mają zdumiewająco dużo wspólnego. Cenią posłuszeństwo, nienawidzą indywidualizmu. Nie szanują człowieka jako takiego oraz jego praw. Widzą w nim sługę, poddanego, narzędzie wykonujące zlecenia. Różnią się maskaradą, całym tym teatrem, obrzędem, metodą oddziaływania na odbiorców. Ale narrację mają raczej wspólną i podobne cele ostateczne – władzę i dostęp do cudzej kasy. Wszystkie trzy kręgi towarzyskie zachodzą na siebie, wzajemnie siebie chronią i tworzą wspólną iluzję, że mają coś wspólnego z wiarą, z religią i że to jest dla nich ważna sfera życia duchowego, gdy tak naprawdę wypełnia ich nienawiść do żydów, lewaków, cyklistów i wegetarian – dziś wprawdzie plują na LGBT, ale  tylko dlatego, że to jest nośne i wiadomo było, że się w homofobicznej Polsce dobrze sprzeda.

 

 

 

W taki oto sposób zagospodarowano najbardziej zaniedbane jednostki, z odpowiednim poziomem złości i nienawiści do wszystkich i wszystkiego, za  swoje porażki, za stracone marzenia i złudzenia. Wyszkolono ich do wiecowania, do gardłowego wrzasku, do skandowania haseł o lewactwie, o kościele katolickim, o wieszaniu ludzi na drzewach, o mniejszościach seksualnych, o żydach i innych nacjach, których podobno tu nie chcą. To  wybrańcy losu – nie myślą, nie wiedzą, nie tworzą, ale doskonale przyswajają całkowicie nową „wiedzę” ipeenowską i służą również doskonale. Więc kiedy trzeba nienawidzić – nienawidzą, kiedy trzeba bić – biją, a kiedy trzeba zabić też to zrobią- bez zastanowienia i bez oporów. 

 

 

 

Konserwatywny POPIS akceptuje więc faszystów, gwarantuje im nietykalność i niekaralność. Ponieważ nie może  robić tego otwarcie chroni faszoli poprzez swoje decyzje, odwracając wzrok od ich poczynań, udając że nic złego się nie dzieje. I wciąż całkowity  brak reakcji na kolejne ekscesy urządzane przez te organizacje, a to przy okazji marszy niepodległości, a to podczas nękania marszy równości … Czy może być coś bardziej zachęcającego do dalszej działalności, do coraz bardziej nachalnej i agresywnej przemocy wobec wskazanych przez biskupów grup mniejszościowych? Czują się jak pączki w maśle, pieszczoszki władzy i tej kościelnej i tej niby świeckiej. 

 

 

 

Są już tak popularni, że zafundowali Polsce kolejną formację pod buńczuczną nazwą – Konfederacja – a jak! Teraz kościół będzie zarządzał strachem trzech partii. Jak mu PIS podskoczy, to go zdzielą Konfederacją, albo Gowinem pojadą po całości. A jak uzna, że lewica da mu więcej, to nawet z nią puści się w tango mówiąc wiernym, że przecież Jezus był lewicowcem… Wszak ciemny lud wszystko kupi.

 

 

 

 

Oblegana twierdza” kościoła katolickiego wyhodowała  sobie obrońców, a konserwatyści chłopców na posyłki. Czego się obawiają? Do czego chcą ich wykorzystać? Czemu ma służyć ta demonstracja siły, ten krzyk wyrwany z tysiąca męskich gardeł? Przecież nie wytacza się armat przeciwko muszkom owocówkom – mniejszości nikomu nie zagrażają! Naprawdę ktoś wierzy jeszcze, że LGBT zniszczyć może rodzinę! Że geje to pedofile ganiający za polskimi dziećmi? W kraju wyrosłym na chrześcijaństwie, w którym niemal cała kultura zawdzięcza wszystko kościołowi? Taka słaba jest polska rodzina? No chyba, że to prawda, cała prawda i gówno prawda! Jak powiedziałby Tischner, gdyby mógł.

Może więc obawiają się zwykłych ludzi, takich jak większość z nas , nieprzystających do żadnego szablonu, których nie interesują żadne ideologie, żadne koncepcje ekonomiczne czy społeczne. O polityce się nie wypowiadamy, bo się na niej nie znamy, nie interesuje nas i raczej brzydzi niż zachwyca. Nie chodzimy nawet na wybory… ani do kościoła, chyba, że jakaś uroczystość rodzinna… Czy to możliwe, że aż tak się nas obawiają? Nas? Przeciętnych zjadaczy chleba? Przecież podzielili nas wzdłuż i wszerz, przecież zniszczyli solidaryzm społeczny, odebrali nam siłę sprawczą oburzonego tłumu. Więc dlaczego teraz, po tylu „sukcesach” na polu destrukcji państwa szczerzenie kłów?

Bo nadchodzi wielki kryzys? Bo będziemy znowu głodowali jak w latach 70-tych? Bo wtedy zrobimy się niebezpieczni, zaczniemy warczeć i nie będziemy mieli nic do stracenia? Tego się boją? Chcą jak najszybciej postawić nas wobec wyboru – z nami albo przeciwko nam – innej drogi nie ma!? Tak mówili komuniści – tak mówili młodzi socjaliści w organizacjach studenckich – słyszałam na własne uszy i tak samo jak dziś miałam gęsią skórkę…

 

I tak oto w Polsce, po serii dewastacji jakich dokonało PIS we wszystkich sektorach funkcjonowania państwa, ustanawia się właśnie nowy trójpodział władzy – kościół, konserwatywni politycy, faszyści. Świat już kilka razy przerabiał tę lekcję. No ale to trzeba wiedzieć, trzeba czytać książki, te które jeszcze nie zostały spalone…

 

***

 

PS.:

…I kiedy patrzymy na polskie życie społeczne, które budzi sprzeciw i słuszną krytykę, kiedy słuchamy Brudzińskich, Żalków, Czarnków i Dudów poniżających i odczłowieczających innych ludzi, w gabinetach posłów, urzędników z bożej łaski PIS-u i wszędzie tam, gdzie zapadają decyzje o podziale tortu, okrada się ten kraj w bezprecedensowy sposób z każdego grosza, z każdej kwoty, którą da się wyprowadzić pod byle pretekstem…

A pieniądze podatników powinny do nich wracać w postaci coraz lepszych usług publicznych, w postaci dotacji dla NGo-sów działających dla pożytku publicznego, powinny być wpompowane w kulturę i jej dostęp dla wszystkich…

Ściągnęłam na potrzeby tego wpisu pewne zestawienie z ściany pewnego polityka z FB – dobrze, że choć czasem walka polityczna pozwala nam, zwykłym ludziom zobaczyć takie kwiatki. W normalnych krajach ludzie się w ogóle nie muszą interesować takimi kwestiami – w normalnych krajach działa, raz lepiej raz nieco gorzej ale działa, system i demokratyczne zasady oraz kontrola społeczna… A ludzie widzą codziennie jak ich trud i podatki przekładają się na coraz lepsze życie zwykłych ludzi. U nas nie do pomyślenia i to  od kilku dekad…

 

A poza LGBT:

4.800.000 na straty stadniny w Janowie za 2018 i 2017, za 2019 rząd uparcie milczy
5.000.000 wyniosła w reklamówce sekretarka z CBA
5.500.000 na trefne maseczki od kumpla, instruktora narciarstwa
7.500.000 cena zakupu trzech rozbitych limuzyn Dudy, Szydło i Macierewicza
10.000.000 na komisję Macierewicza, badanie parówek, puszek
10.000.000 znikło w upadającej, państwowej stoczni GRYFIA za stępkę promu Morawieckiego
12.000.000 na zabawę na lotnisku w „lądowanie Antonowa”
17.000.000 na testy które „uległy? zniszczeniu w transporcie LOTu
20.000.000 na testy które okazały się nieskuteczne
25.000.000 łącznych dotacji na biznes męża ?naszej Beatki?, prywatna szkoła
27.000.000 przepłacone firmie znajomego Macierewicza za testy z Turcji, 6x drożej niż polskie
30.000.000 stracił szumnie upaństwowiony, konający Autosan za 20 min spóźnienia na przetarg
40.000.000 na łapówki dla KNF za przejęcie banku ?za złotówkę?
50.000.000 na projekt księdza egzorcysty, od resortu Ziobry
65.000.000 wyprowadzone przez senatora PiS z fundacji SKOK
70.000.000 na nielegalny druk kart wyborczych
111.000.000 na jachty, niedziałające strony internetowe i wydatki Polskiej Fundacji Narodowej,
115.000.000 poszło wg. raportu NIK na lewe przetargi w służbie więziennej Patryka Jakiego
140.000.000 na biznes brata i żonki ministra $zumowskiego
165.000.000 dotacji z budżetu państwa na prywatne muzeum Tadeusza Rydzyka i jego biznesy
200.000.000 na respiratory od handlarza bronią (dane lista ONZ), respiratorów nie dostarczono
500.000.000 dla książąt Czartoryskich od Glińskiego, pieniądze znikły, fundacja upada
1.000.000.000 straciły łącznie państwowe Enea i Energa na budowie elektrowni Ostrołęka
1.200.000.000 znikło w GetBack, to państwowe banki czyściły portfele z długów na koszt GetBack
1.300.000.000 promesy kredytowej PKO dla spółki Kaczyńskiego ?Srebrna? na dwie wieże
1.500.000.000 na roczne wynagrodzenia katechetów
2.000.000.000 na nową planszę pogody w TVP,
5.000.000.000 wypłacił Bankowy Fundusz Gwarancyjny klientom 13 upadłych kas SKOK
90.770.000.000 (prawie STO MILIARDÓW ZŁOTYCH) PUSTYCH I BEZ POKRYCIA wydrukował pan Glapiński w NBP na wykup obligacji rządowych (dane samego NBP na początek 06.2020)
112.000.000.000 dziura w VAT za rządów Banasia i Morawieckiego 2016-2019, dane ministerstwa
1.071.900.000.000 (JEDEN BILION, 71 MILIARDÓW, 900 MILIONÓW ZŁOTYCH) zadłużenie skarbu państwa na koniec kwietnia 2020

50.000 koperty Kaczyńskiego dla księdza to już drobne nie warte splunięcia.

 

 

kuna2020kraków