Bańka katolicka i semafory znowu opuszczone…
ZA BIERUTA I ZA SOLIDARNOŚCI I NASTĘPNE TRZY DEKADY PO TRANSFORMACJI… zawsze przy władzy, czasem bliżej czasem dalej, ale zawsze… I tak jak władza, tak i KK za nic ma potrzeby ludzi, za to chętnie się nimi posługują, i władza i KK.
Wizerunek współczesnej Polski to dzisiaj dość złożony obrazek, a nadęta do nieprzyzwoitych rozmiarów bańka katolicka, to jeden z jego stałych elementów. Po 40 latach umiarkowanej niełaski w PRL-u, kościół rzymskokatolicki w latach 80-tych podjął starania w kierunku odbudowy swojej wielkości i znaczenia w Polsce. JP2 miał świadomość, że kościół nie jest monolitem ideolo, a także rozumiał, że inteligencja katolicka nie udźwignie dzieła klerykalizacji. Wyniósł do roli biskupów i arcybiskupów księży określonej proweniencji, dla których pazerność, bezwzględność i amoralność, towarzyszące procesowi odzyskiwania dóbr materialnych, nie kłóci się z wartościami chrześcijańskimi.
Mówiąc o budowie bańki katolickiej, nie sposób pominąć roli władz państwowych, które jak się szybko okazało nie wiele miały wspólnego z władzą świecką. Utrzymano Fundusz kościelny i jednocześnie powołano do życia Komisję majątkową*, która działała bez nadzoru i kontroli, a jej wyroki nie podlegały apelacji. Powstała zatem instytucja niezgodna z logiką państwa prawa, ale za to była sprawną maszynką do pomnażania bogactwa kościoła katolickiego. Budżet – czyli nasz wspólny worek pieniędzy, który w założeniu ma podlegać sprawiedliwej redystrybucji, na zaspokojenie naszych obywatelskich potrzeb, jest w różny sposób, nieustająco opróżniany na zaspokojenie, wciąż rosnących potrzeb kościoła rzymskokatolickiego**, który, nawiasem mówiąc, nie płaci podatków, czyli nie dorzuca się do tego wspólnego wora. I wszystko to dzieje się w okolicznościach dla nas i polskiej gospodarki niesłychanie trudnych, szaleje kryzys i bezrobocie, a usługi publiczne praktycznie nie istnieją z powodu … braku kasy na cele społeczne.
Gdy chce się mieć władzę, pieniądze są ważne, ale nie tylko one. Trzeba jeszcze mieć dostęp do informacji i szerokie zaplecze oraz poparcie. KK poprzez mównice parafialne i własne media, kształtuje wyniki wyborów, a przez uczestnictwo w Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu wymusza uchwalanie ustaw zgodnych z interesem kościoła katolickiego, m.in. kościołowi zawdzięczamy mizoginiczną i eugeniczną ustawę, sprowadzającą kobiety do roli narzędzia rozrodu, ustawę, która odbiera im prawo do decydowania o swoim życiu i zdrowiu, oraz pozbawia je ochrony prawnej przed skutkami zanieczyszczenia środowiska oraz przemocy gwałcicieli. Także za sprawą kościoła, osoby bezpłodne nie mają dostępu do in-vitro, jedynej, jak do tej pory, skutecznej metody prowadzącej w tych trudnych przypadkach, do posiadania własnego potomstwa. Trudno przesądzać, czy ustawa o obrocie ziemią, to sposób na wypłatę dywidendy kościołowi czy powstała z inspiracji samego kościoła, ale jakby tam nie było, to kościół a nie właściciel ziemi jest w tej ustawie w prawie.
W niedalekiej przyszłości spodziewamy się ustawy zabraniającej rozwodów, używania środków antykoncepcyjnych oraz opodatkowania ludzi nie posiadających z wyboru potomstwa. Możliwe jest także, że prawnie lub za sprawą klauzuli sumienia lekarzy, w Polsce nie będzie można liczyć na przeszczep narządów, ani tym bardziej na hodowlę tkanek z komórek macierzystych. Na taki kierunek zmian w prawie, wskazuje dotychczasowa logika pod dyktando kościoła katolickiego.
Żeby KK mógł swobodnie prowadzić swoje interesy i swoją politykę, całe rzesze mniej lub bardziej świadomych duchownych i świeckich, musiało zaangażować się w misję tworzenia zasłony dymnej, którą roboczo nazywam bańką katolicką. Na jej strukturę składają się przedmioty kultu, nowomowa, język konfliktu, popkultura katolicka dla mas, Ruchy pielgrzymkowe, Zjazdy typu ŚDM w Krakowie, sporty ekstremalne jak maratony modlitewne, a także ogół działań mających wmówić społeczeństwu, że KK to możny sponsor i darczyńca, opiekun słabych i wykluczonych, a to bezdomnych, biednych, samotnych matek, narkomanów, recydywistów, chorych psychicznie itd.itp. A ponieważ bańka katolicka ogarnia wszystkie pola aktywności społecznej, a KK jest cały czas obecny w przestrzeni publicznej, nie dziwi już nikogo, że zabiera głos i de facto decyduje o losach np. konwencji antyprzemocowej, której jest przeciwny i niechętny.
Kiedy jedni duchowni rozkręcają biznesy i kręcą swoje lody, inni przenikają na różnych płaszczyznach całe życie przestrzeni publicznej – są wszędzie: w edukacji, na wyższych uczelniach, w komisjach etyki nauki, w gremiach orzekających kto, co i czy weźmie udział w konkursie, festiwalu, rozgrywkach, decydują też o tym jakie książki znajdziemy na półkach w empiku, nawet, czy dana książka ukaże się czy nie… Przez kilka dekad wykształcono całe zastępy „specjalistów” w różnych dziedzinach, a to lekarzy, psychologów, pedagogów, literaturoznawców, socjologów, religioznawców, kulturoznawców itd… i dzisiaj już nie sposób zarzucić im np. braku kompetencji – papier stosowny posiadają, a że osobliwie wykonują swoją misję zawodową? Cóż mam powiedzieć? Ci, którzy mogliby ich kontrolować, wykazać im brak profesjonalizmu – już od dawna nie piastują odpowiednich stanowisk. Np. jakoś nie widzę nikogo, kto byłby władny zażądać dymisji ministra zdrowia Radziwiłła… albo innego akolity kościoła prof. Chazana, który wprawdzie jest kompetentny, ale łamie prawo i prawa pacjenta***, w szczególności prawo do informacji i decydowania we własnej sprawie.
W precyzyjnie skonstruowanej bańce katolickiej przedmioty takie jak krzyż, witraż, kropielnica, komża, budynek kaplicy czy kościoła, obrazy świętych, pomniki JP2, to RZECZY w randze fetyszy, objęte specjalną ochroną, podobnie z resztą jak nie istniejące, jako odrębna kategoria, UCZUCIA RELIGIJNE. Te ostatnie doczekały się specjalnej, konstytucyjnej ochrony, i już to samo powinno było w swoim czasie, wzbudzić powszechny sprzeciw, tak wierzących jak i niewierzących, z prostego powodu – w świecie równości, podobno w takim żyjemy, nie może być miejsca na wyróżnianie i ochronę uczuć jednych ludzi kosztem uczuć innych ludzi, ergo, dlaczego złość, wstyd, poczucie
ośmieszenia, oburzenie, wściekłość, mają być chronione tylko dlatego , że odczuwa je człowiek wierzący, np. katolik? Nie zadane jeszcze wprost pytanie – dlaczego Trybunał Konstytucyjny nie reagował w swoim czasie skutecznie w tej sprawie – pozostaje do dziś bez odpowiedzi. Jak również nie wiadomo do kogo z pretensjami mieliby się udać ci wszyscy z nas, których obrażają biskupi i politycy różnych opcji, kiedy wciskają nam zwykły kit zamiast realnego programu rozwoju.
Bo tak naprawdę konstytucja nie chroni żadnych uczuć, chroni religię przed jakąkolwiek krytyką. Stawia religię na najwyższym piedestale, wyżej niż prawa człowieka, niż pokój, miłość i szczęście obywateli, wyżej niż niepodległość. Podobnie jak artykuł konstytucji, mówiący o wolności sumienia i wyznania nie zabezpiecza człowieka pod tym względem, tylko zabezpiecza obie kategorie przed próbą jakiejkolwiek krytyki i dodajmy koniecznie – tylko wtedy, gdy sumienie i wyznanie jest katolickie.
Kiedy próbuję wyobrazić sobie, że Nergal drze dzieła Lema zamiast biblii, to odczuwam jedynie zaciekawienie. Nie martwię się o Lema – zostawił po sobie tyle tytułów, w tylu wydaniach na całym świecie, że jeden akt wandalizmu mu nie zaszkodzi. Chciałabym co najwyżej znać odpowiedź na pytanie- dlaczego? Dlaczego Nergal to robi? To czysta ciekawość rzecz jasna. Dlaczego katolicy protestują pod teatrami przy okazji „Golgota piknik”, albo czytelnicy „Nie” ślą pozew do prokuratury z powodu okładki czasopisma, zamiast zainteresować się powodami, treścią, przesłaniem – to jest dość diagnostyczne. Kiedy się nad tym zastanowić, wygląda na zbiorową histerię z powodu mało znaczącego epizodu. Czy tak się zachowują ludzie głęboko wierzący? Nie! Tak się zachowują ludzie, którzy obawiają się, którzy nie są pewni, wątpią i byle co może ich powalić. Oczywiście nie bądźmy naiwni – tymi uczuciami religijnymi ktoś się zręcznie posługuje, a dlaczego? Może po to by coś zademonstrować, np. siłę, albo władzę, bezkarność, bycie poza oceną społeczną?
Iluzja na prawach rzeczywistości
Rekwizyty bańki katolickiej to tylko scenografia dramatu, który tak naprawdę rozgrywa się między wierszami, wygłaszanymi przez ludzi władzy do ludzi wykonujących wolę tejże. A zatem język jest tu nośnikiem iluzji – te wszystkie duchy święte, bogi, Jezusy, Marie wiecznie dziewice, dzieci poczęte, łaski i nawiedzenia, cuda i moce uzdrawiające – to składowe nowomowy stosowanej jak enigma oraz w celu podkreślenia przynależności, zależności, podległości i uległości wobec … a za którymi stoi trywialna treść – wyłudzanie kasy z budżetu na lekkie życie beneficjentów pełzającej klerykalizacji państwa, na realizację celów jednej korporacji, bogacącej się pod pretekstem spełniania oczekiwań katolików. I gdybyż tak KATOLICY mieli świadomość tego obłudnego spektaklu, to mogliby wyjść z teatru, trzasnąć drzwiami i zakończyć tę salonową hucpę. Ale już wiem, od wielu lat wiem, że tego nie zrobią, nawet jeśli się ze mną zgadzają. Dlaczego? Niech się bawią w rozkminianie tego fenomenu specjaliści od behawioru – ja wiem tylko, że to irracjonalne zachowanie to jeden z najlepszych bezpieczników, montowany ludziom przez funkcyjnych KK niemal od poczęcia…
Podczas gdy w komunikacji między władzą a wykonawcą jej woli, dominuje enigma językowa i obowiązuje totalna redefinicja pojęć, o tyle w relacjach ze społeczeństwem jako takim dominuje prostacki język przemocy i nienawiści. Kiedy jakimś cudem odbiera się mikrofon Międlarowi, zaraz pojawia się jakiś Oko albo inny Rydzyk ewentualnie jakiś akolita KK w randze prezesa, premiera, prezydenta i innych pomniejszych polityków. Na rynku propagandowych potrzeb musi być równowaga. Świeccy z resztą dotrzymują kroku duchownym i biskupom. Możemy codziennie śledzić rozwój dramatu na sali sejmowej i w kuluarach, oraz zupełnie nisko, na forach społecznościowych, pełnych ordynarnego hejtu i wulgarnych awantur.
Śledząc od początku jak przebiegała i nadal postępuje budowa bańki katolickiej w Polsce, od pewnego momentu zaczęłam się naprawdę bać. Było to kilka lat temu… Siedziałam sobie wygodnie w swojej własnej bańce zawodowej, w swoim gabinecie, słuchając wybranej przez siebie muzyki, czytając wybrane przez siebie książki, aż zachciało mi się po raz pierwszy od wielu lat posłuchać radia. I to był dla mnie szok – dziennikarze zmienili język opisu rzeczywistości !!- usłyszałam, że ktoś jadący autem po piwie, albo nie płacący podatku od sprzedaży mieszkania,- nie łamie prawa jak było dawniej! co to to nie! On popełnia grzech i to ciężki!! Albo, po kolejnym serwisie informacyjnym speaker mówi – a teraz ogłoszenia parafialne jak co dzień o tej porze… Lub też taki tekst: …jeśli się nie obudzi z śpiączki farmakologicznej, to już tylko modlitwa mu skutecznie pomoże…
Drugi szok przeżyłam słuchając programu publicystycznego z udziałem: Prof. teologii, Dr. nauk humanistycznych, Prof. zwyczajnego filozofii nowożytnej … ; panowie opowiadają barwnie i kulturalnie o swoich spotkaniach z… duchem świętym, a w konkluzji końcowej – jeden stwierdził, że w badaniach naukowych zawsze jest taki moment, gdy czuje się wyraźnie obecność ducha świętego, – drugi, że w każdym dobrym uczynku ów duch jest obecny, – trzeci zaś wygłosił prawdę objawioną i ogłosił epokowe odkrycie – zapewne z podszeptów onego ducha, że człowiek toby nigdy z drzewa nie zszedł, gdyby mu duch święty nie pomógł kopniakiem...
Na wszelki wypadek nie wchodzę w niedziele do kościołów podczas mszy – po 30 latach mogłabym doznać trzeciego i ostatniego szoku. Nie będę ryzykować… Dlaczego dopiero te radiowe audycje, a nie krzyż w sejmie, poraziły mnie pozbawiając złudzeń? Bo oto zobaczyłam jak bańka katolicka, która miała być tylko scenografią przekrętów nowej władzy, powoli zadomowiła się w różny sposób w świecie normalnych ludzi, skaziła komunikację między zwykłymi obywatelami, ergo, zeszła z salonów na nasze podwórka. Na dobitkę pacjenci na odchodnym, zamiast zwyczajowego do widzenia, do zobaczenia, zaczęli mówić – bóg zapłać, albo niech panią bóg błogosławi – zależy czy usługa była kosztowna, czy tania – teraz trochę sobie żartuję… oczywiście.
Czyli jak, czyli co?! Iluzje stały się rzeczywistością, wygłupy nabyły praw jedynie słusznej ideolo, irracjonalne myślenie zastąpiło myślenie faktami i dowodami istnienia? Przyjrzyjmy się spokojnie, raz jeszcze…
A zatem rekwizyty- tło i język opisu, to składowe katolickiego anturażu, który ma nas przekonać, że o świeckości nie ma co marzyć- bo nie ma powrotu do racjonalnego, naukowego myślenia, skoro katolicka większość, bagatela całe 24%!!, uważa, że wystarczy się gorąco modlić. Jednakowoż, mimo tylu starań by utrzymać złudzenie w randze namacalnej rzeczywistości, ludzie nadal korzystają z usług lekarzy gdy chorują, i raczej wolą tych, którzy nie kwapili się podpisać Deklaracji Wiary, akceptują krągłość Ziemi gdy podróżują samolotem, a kiedy zbliża się kres życia – całkiem po staremu – żal im odchodzić i boją się śmierci, bo wiedzą doskonale, że obietnica życia wiecznego to tylko obietnica, nie poparta żadnym dowodem naukowym.
I tak sobie myślę, że w dzisiejszej Polsce, gdy jedni biegają na demonstracje KOD-u by wykrzyczeć niezgodę, inni by się polansować i zapaść w pamięć wyborcom, najzdrowszy ogląd rzeczywistości mają zwykli zjadacze chleba z ich starą bidą na zapadłej wsi i głębokiej prowincji. Kościół dla tych obywateli nie zdążył był stać się nowoczesny, zawsze był o tyle ważny o ile spełniał oczekiwania, ani więcej ani mniej. I jeśli miejscowy proboszcz nadużyje cierpliwości zmęczonego człowieka, okaże mu zbyt dużo pogardy, zbyt mało uwagi, zażąda zbyt wysokich opłat i zbyt mało będzie się starał by ludzie go lubili – spotka go przysłowiowa ludowa sprawiedliwość.
Krótkie podsumowanie; KK ma więc władzę, wpływy, państwowe etaty, majątek, stałe źródło utrzymania, zapewnioną produkcję nowych zastępów wiernych/konsumentów religii/ usługobiorców. Czego pragnie jeszcze? Gwarancji utrzymania tego status quo? I dlatego nie postawił na Platformę Obywatelską tylko na psychopatyczne Prawo i Sprawiedliwość? Kiedy PIS dokona zmiany konstytucji i zmieni ordynację wyborczą, Polska stanie się państwem wyznaniowym. Czy to spowoduje falę niezadowolenia społecznego? Nie sądzę. Taka perspektywa może niepokoić zaledwie niewielką część społeczeństwa – dobrze wykształconą klasę średnią, dla której zniewolenie, brak wolności osobistej, cenzura, to nieprzyjemne ograniczenia. Dla większości jednak będzie to niemal niezauważalna zmiana. Cała prowincja i wieś żyje w warunkach feudalnych od wielu już lat i nieźle sobie radzą. Ateiści będą musieli się ukrywać, ale tych zdeklarowanych jest zaledwie 3% – kiedy zaczną nas eliminować z życia społecznego- nikt tego nawet nie zauważy. Inteligencja uniwersytecka doskonale się dogaduje z klerem od lat. Biznes katolicki będzie kwitł jak nigdy dotąd, a wielkie korporacje wejdą tu i będą mogły się rozwijać bez ograniczeń – bo niby dlaczego nie? Przecież swoim nie robi się krzywdy. A lud dostanie swoje gadżety – pilota do TV, plazmę, dobrą antenę, furę i patriarchat dla prawdziwych mężczyzn oraz konserwatywny przepis na szczęście rodzinne. A w wielkich miastach nadal w piątki młodzież będzie się upijać tanim piwem, będzie się bawiła do bladego świtu, w sobotę będzie odsypiać, żeby w niedzielę na jedenastą, stawić się jak należy, na sumę…