Refleksje około aborcyjne cz.II; Skutki społeczne – jak ustawa nie działa.

Od razu, na wstępie chcę uczciwie zastrzec, że poniższe refleksje na temat skutków społecznych wprowadzenia ustawy antyaborcyjnej z 1993 roku, nie są naukową analizą i po dwudziestu pięciu latach obowiązywania ustawy, o ile mi wiadomo, nikt, żadna instytucja naukowa nie posiada odpowiednich badań, czyli podstawy do wykonania rzetelnego raportu na interesujący nas temat.

Zagadnienie jest bardzo szerokie – wymaga analiz multidyscyplinarnych. Mam nadzieję, że na bieżąco, szkiełkiem i okiem badają zmiany społeczne psycholodzy, socjolodzy, kulturoznawcy, lekarze psychiatrzy i inni ciekawscy, tacy jak ja. Jeśli jestem w błędzie, to tym bardziej uzasadnione jest zagajanie dyskusji na ten temat i pobudzanie naszej społecznej wrażliwości, ponieważ istnienie w polskim prawie ustawy, która w oczywisty sposób odbiera prawa człowieka połowie społeczeństwa, skutkuje niekiedy w sposób zupełnie nieoczywisty, a nawet daleki od wyobrażeń.

Dziś powiedzieć można tylko tyle, ile widać gołym okiem i ile się słyszy tu i tam. Mogę też dołączyć własne intuicje i rozeznanie w temacie. I w końcu – to ustawodawca ma znać przewidywane skutki działania ustaw! – czy taki dokument istnieje? – nikt chyba nie wie, poza autorami. Takie przewidywanie skutków nie polega, jak sądzę, na gdybaniu przy śniadaniu, chyba, że ustawodawca wprowadził ustawę dla samej ustawy, z fałszywą intencją i bez istotnych społecznie powodów.

Jak ustawa nie działa

Po 25 latach działania ustawy wiadomo jedynie, że –

przyrost naturalny ani drgnął,

co nie znaczy, że ludzie przestali zaspokajać popęd płciowy. Kosztowna antykoncepcja, brak edukacji seksualnej, wczesny wiek inicjacji powinno teoretycznie skutkować wręcz lawinową poprawą dzietności. Więc albo nagle polskie społeczeństwo stało się mało płodne albo kobiety nadal decydują o swojej rozrodczości, o czym może świadczyć kolejny dowód statystyczny –

150 tyś. kobiet rocznie dokonuje przerwania ciąży

Opowiadanie o świętości poczęcia, macicy jako sanktuarium Chrystusa i tym podobnych bredni, nie powstrzyma przed przerwaniem ciąży, nawet najbardziej wierzącej dziewczyny z głębokiej prowincji, ani matki czwórki dzieci, których ojcem jest agresywny alkoholik na permanentnym bezrobociu. Ta pierwsza nie ma ochoty walczyć ze stereotypami, które prawdopodobnie sama także uznaje za słuszne, ta druga z powodu biedy oraz zmęczenia materiału, więc 500+ będzie w takiej sytuacji częściej dodatkowym argumentem za przerwaniem ciąży niż jej utrzymaniem. I dlatego można powiedzieć, że

ustawę z 1993 roku charakteryzuje

absolutny brak skutków jej działania.

Skoro tak, to po co w ogóle jest i komu ona służy?

Ponieważ przytoczone dane są częścią wiedzy powszechnej, trudno uwierzyć, że intencją prawodawcy była troska o zastępowalność pokoleń. Ponad to politycy aż tak wrażliwi na krzyk zygot nie są, żeby z powodu dogmatów religijnych pisać ustawę, która nie może być skuteczna – z tego co kojarzę, to tylko jeden poseł, Jarosław Gowin, nie mógł spać z powodu hałasu jaki robiły rozwrzeszczane, dopiero co zapłodnione komórki jajowe. Ale, jeśli powiemy sobie otwarcie, że

ustawa antyaborcyjna,

to zaledwie część konserwatywnej

polityki kościoła katolickiego,

oraz w szerszym ujęciu – dostrzeżemy główny cel tej polityki, jakim jest

wyhamowanie zmian obyczajowych,

koniecznych dla rozwoju społecznego,

to zrozumiemy, dlaczego władze nie zastanawiały się nad jej skutkami. Kiedy dajesz komuś łapówkę to nie pytasz po co mu ta kasa, chcesz, żeby się wywiązał z zobowiązania, za które płacisz. JP2 i Kościół w Polsce chciał wprowadzić prawną ochronę życia od poczęcia i dostał ustawę. W zamian politycy wszystkich opcji mieli poparcie Rydzyka i agitkę za przyjęciem do UE w dziesięciu tysiącach parafii w całej Polsce, przed referendum unijnym.

Ustawa antyaborcyjna to tylko transakcja handlowa. Tak to wygląda na stronach protokołów Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu, publikowanych przez GW przed laty. Była to lektura po której zaczynasz widzieć klasę polityczną w odpowiednim świetle. Prof. Monika Płatek analizowała protokoły z 2012 roku i było jeszcze gorzej, bo stwierdziła obrazowo że:

Trudno tu mówić o wspólnej komisji.

To jest przesłuchanie rządu, dyktowanie, co ma być zrobione.

To się odbywa jak wizyta na dywaniku,

a nie rozmowa partnerów – stwierdziła …

A całkiem na marginesie…

Warto dokładnie przyglądać się motywacjom i ambicjom politycznym, a także intencjom zawartym w ustawach, jak również śledzić tryb wprowadzania ustaw w życie. W Polsce, zaraz po 89 roku procedowano niechlujnie i nieodpowiedzialnie kilka niezwykle ważnych ustaw – psychiatryczną, reprywatyzacyjną, prywatyzacyjną, ustanowienie komisji majątkowej, podpisanie umowy konkordatowej i zapewne wiele innych, za którymi stały nieprawidłowe motywacje i ambicje polityczne. Politycy wzięli sobie w tamtych latach dużo tłustych kąsków ze stołu państwowego, ale to my, obywatele płacimy do tej pory, niekiedy dramatycznie wysoką cenę, za ich dyletantyzm i skłonność do frymarczenia naszym wspólnym majątkiem. Nigdy dość apeli o uważne śledzenie poczynań każdego, nawet najlepszego rządu…

Wracając jednak do tematu…

Można stwierdzić, że bezpośrednim skutkiem klepnięcia ustawy antyaborcyjnej z 1993 roku jest wyłącznie

przystąpienie Polski do Unii Europejskiej

(żart)

po referendum ogólnopolskim,

na którego wyniki miała wpływ agitacja w parafiach kościoła katolickiego

Przy czym, powiedzmy sobie szczerze, bo nie dla wszystkich jest to jasne i oczywiste, że gdyby kościół nie groził szantażem użycia swojej siły oddziaływania na masy, a politycy wykazaliby się lepszą znajomością rzeczywistości społecznej, to referendum i bez agitacji kościoła mogło mieć korzystny efekt końcowy. Powiedzmy także i to, że można było lepiej przygotować społeczeństwo do tego referendum, zamiast iść na skróty, handlując prawami kobiet z KRK. No ale nie płaczmy nad rozlanym mlekiem. Stało się i tego błędu odkręcić się nie da w cywilizowany sposób, zwłaszcza w Polsce pisowskiej. Koniec końców i tak

kobiety nadal same decydują o własnej prokreacji,

muszą jednak pokonać szereg przeszkód

i ryzykować zdrowiem a nawet życiem.

Prawne uruchomienie klauzuli sumienia, bez wyraźnie zakreślonych granic jej stosowania, w połączeniu z brakiem systemowych hamulców, chroniących kobiety przed nadużyciami ze strony ministerstwa zdrowia, ostatecznie zaowocowało tym, że

ustawa nie działa także w zakresie,

w którym dopuszcza przerwanie ciąży.

I podsumowując bieżące rozważania mogę chyba powiedzieć za większość kobiet w okresie rozrodczym, że

nie ma wielu powodów by zakładać rodzinę,

rodzić dzieci i pracować dla dobra tego kraju,

i ustawa antyaborcyjna nie zmienia nic w tej rzeczywistości.

Aby kobiety i mężczyźni pragnęli zakładać rodziny, rozmnażać się realizować marzenia, potrzebują poczucia bezpieczeństwa socjalnego i perspektyw rozwoju – to jest minimum warunków, które mogłoby  zachęcić młodych do podjęcia trudów rodzicielstwa. I żadna ustawa tego nie zmieni, zwłaszcza taka, która usiłuje odebrać  ludziom ich niezbywalne prawa.

E. Kunachowicz

Kraków 23.04.2018