Jarosław Wocial. Rakiija odc.6

09.01.2020

RAKIIJA VI

Stare, dobre: „Jeśli chcesz rozśmieszyć Pana Boga to planuj” znów okazało się prawdziwe. Wyrok usłyszę jutro a z zaplanowanych tekstów nie powstała nawet połowa. No cóż – był czas przywyknąć. Wydarzenia nabrały już takiego tempa, że na pisanie po prostu nie ma czasu… o zdrowiu nie wspominając.

Należą się Wam jak psu micha wyjaśnienia w dwóch sprawach bieżących. Po pierwsze – Ciotka Ewa chora na raka. Leży w szpitalu w ciężkim stanie i spodziewamy się niestety najgorszego. Jej pobyt przywołał temat „informacji medycznej”, ale wrócę do niego później. Wczoraj nieoczekiwanie dowiedzieliśmy się za to, że choć nic nie wiedzieliśmy o jej chorobie, na raka zmarła ciocia Ania. Jakaś pandemia cholerna czy inna epidemia???

Jest i coś zabawnego.

Wspominałem Wam – mieszczuchom o urokach życia na wsi. Nie pamiętam tylko czy nie zapomniałem aby o miłości do zwierząt. Ma ona otóż na wsi postać wyjątkową. Moja miastowa miłość uległa już zachwianiu, gdy po sprowadzeniu się do mojej wymarzonej drewnianej chałupy musiałem zatykać słomą dziury w ścianach wygryzione przez myszy. Zacisnąłem zęby, przekonania o wartości życia poszły w kąt i… kupiłem 10 łapek na myszy. Przez kilka dni nie miałem czasu się w dupę podrapać ponieważ nie nadążałem wyciągać „ofiar” z maszynek a sera kupiłem wtedy tyle, że pewnie „Mlekovitę” postawiłem na nogi.

Wspominam o tym ponieważ wyjaśniła się sprawa awarii w mojej biednej Skodzinie. Zjadły ją otóż myszy. Nie szkodzi. Rak mnie humoru mnie pozbawił, pożar nie dał rady a miałyby mnie parszywe myszy załatwić? Nie dam się… choć z miłości do WSZYSTKICH zwierząt nie został już żaden ślad.

Ale… do tematu Jareczku – do tematu.

Przed kontynuacją moich przygód z rakami, żeby ułatwić Wam śledzenie moich rozważań i pomóc ocenić wyciągane wnioski, muszę napisać kilka słów o sobie. Bardzo tego nie lubię , gdyż jak wiecie jestem jednostką skromną do bólu i nie znoszę zwracać na siebie uwagi. 

Ze zwykłego lenistwa trzymam się w życiu kilku prostych zasad. W niektóre z nich zapewne i tak byście nie uwierzyli… nie napiszę więc nic o tym, że nigdy nie kłamię albo, że całkowicie obojętne mi jest „manie” i pieniądze. Jest jednak szansa, że w dwie inne, od lat służące mi do oceny ludzi i zdarzeń jeśli nawet uwierzyć nie będziecie chcieli, to przynajmniej z marszu ich nie odrzucicie.

Pierwszą z nich jest moje stare dobre 1:2= 3. Jeśli następuje podział jakiejś jedności, zawsze powstają z niej co najmniej trzy elementy, przy czym ten trzeci jest zwykle najważniejszy. 

O drugiej nigdy jeszcze nie pisałem a jest dla mnie równie ważna. Kilkadziesiąt lat obserwacji pozwoliło mi na ustalenie, że dzielimy się na: „wojowników” i „konstruktorów”. Wojownicy wszystkie sprawy rozwiązywać chcą wzorem Aleksandra Macedońskiego. Miecz i po problemie. Konstruktorzy pracowicie rozsłupłują gordyjski sznurek… bo może się jeszcze przydać. Sprawdzający się najlepiej w boju wojownicy, szukają wroga do zniszczenia a gdy go brakuje sami go tworzą. Konstruktorzy zawsze szukają możliwości kompromisu i wsparcia uznając, że tylko współpraca może dać owoce.

Itd. itp.

Przykładów jest mnóstwo wspomnę więc tylko o kilku. Wojownikiem był Sobieski – pojechał cholera wie gdzie i po co, a dziś świętujemy „Wiktorię Wiedeńską” choć pożytek był z niej żaden. Konstruktorem – Kazimierz Wielki, który choć żadnej wojny nie wygrał ale zostawił Polskę murowaną. Konstruktorem – Colombo pracowicie rozwiązujący zagadki. Wojownikiem Kojak lejący podejrzanych po mordzie, żeby osiągnąć ten sam skutek.

Dla jasności – choć jestem zdecydowanie „konstruktorem” nie oceniam i nie wartościuję tych postaw. Cały problem polega na tym, żeby właściwy człowiek był użyty we właściwych czasach i do odpowiednich zadań. Klasycznym przykładem był swego czasu Winston Churchill – wzorcowy przykład „wojownika”, który stał się bohaterem czasów wojny, ale gdy próbował rządzić w okresie pokoju… no cóż – rodacy szybko go pogonili.

Z naszego podwórka… Hmmmm Wałęsa???

Najważniejsze jest zachowanie równowagi pomiędzy tymi postawami.. Póki jest ona utrzymana a różne rodzaje uzupełniają i kontrolują się wzajemnie, sprawy idą w dobrym kierunku. Kłopoty zaczynają się gdy ta równowaga zostanie zachwiana lub niewłaściwy człowiek usiłuje działać w równie niewłaściwych czasach. Ciekawe, że różne typy postaw występują nawet wśród najbliższych. Na przykład wśród bliźniąt jednojajowych.

Oczywiście nie należy zapominać o 1:2=3. Oprócz „konstruktorów” i wojowników” jest masa ludzi… jak to ładnie określił w nieco innej sprawie ustawodawca – „nieaktywnych intelektualnie” i to właśnie oni ostatecznie przy urnie wyborczej decydują komu powierzają władzę.

Jak na pewno pamiętacie moi drodzy – nie pozwalają nam o tym zapomnieć, 10.04.2010 roku, tydzień po pożarze mojej chałupy, doszło do Katastrofy Smoleńskiej. Nie zginęła w niej „cała elita narodu” jak usiłowano nam to przedstawiać. Nie była to także katastrofa jednej opcji politycznej – co właściwie skutecznie nam wmówiono. Mimo to, to właśnie ten lotniczy wypadek stał się początkiem nieszczęścia. Inicjatorem choroby, która toczy nasz kraj. Początkiem i przyczyną podziału, który stopniowo objął wszystko i wszystkich.

Proces ten nieustannie się pogłębia a jego końca za cholerę nie widać, ponieważ nie zlikwiduje go nawet zmiana władzy, która nastąpi zapewne jeszcze przed końcem kadencji. Lekarstwo jest… tylko czy znajdzie się „lekarz” potrafiący nie tylko postawić diagnozę ale i zaaplikować odpowiednie leki???

Natura nie znosi próżni więc i z naszym problemem sobie poradzi. Czy to zobaczę – dowiem się jutro. Obolali… pamiętajmy jednak, że nadzieją jest zawsze 1:2=3.

O tym, że ta choroba działa jesteśmy przekonani wszyscy… choć ze skrajnie różnych przyczyn. Ten społeczny rak jest tak samo pewny jak mój prywatny, dotyczy jednak już nie tylko mnie i moich najbliższych, ale całego społeczeństwa. Całej populacji kraju nad Wisłą. Ciężko Wam zapewne żyć w czasach tego społecznego raka. Pomyślcie jednak jak ciężko jest żyć z nimi dwoma.

Inicjatorem choroby była niewątpliwie katastrofa. Kluczowy był jednak nie tyle sam wypadek czy to co do niego doprowadziło lecz jeden jego element. Moim zdaniem choroba powstała i mogła się pięknie rozwijać ponieważ w wypadku zginął brat-konstruktor a do władzy doszedł brat-wojownik, którego pomysłów nie ma już kto hamować.

Równowaga została zachwiana. Dupło.

Udało się. Wystartowałem wreszcie z obiema sprawami. Mogę już teraz przedstawić Wam jak wyglądał rozwój obu raków od pamiętnego kwietnia do chwili obecnej… ale na dziś już dość.

Teraz już tylko:

Raki i ja moi drodzy. RAKIIJA.

Boli cholera. Bolą oba.

Dałem już mój tekst żonie do sprawdzenia przecinków, ale muszę Was jeszcze dobić na koniec. Wczoraj dostałem od Córki komputerową stenotypistkę. Draństwo pewnie skomplikowane, ale ponoć mogę już tylko ględzić, a to bydle samo tekst napisze. Ciekawe czy głupoty też wywali. Może nawet, jak za szybko mnie szlag trafi, samo napisze teksty, których mu nie zdążę podyktować.

Dziękuję Ci Kasiu. Wielkie dzięki.