Obiektywnie rzecz biorąc…
Przeczytałam, już jakiś czas temu, dziwny tekst. Potem kilka razy wracałam do niego. Mój niepokój rósł. Dzisiaj znowu go czytałam. Chcę podzielić się z Wami tym niepokojem.
Jest to, obiektywnie rzecz biorąc, opis dramatu jaki podobno, tak twierdzi autorka tekstu, zdarza się raz na pięć tysięcy poczęć. Chodzi o zawiązanie się ciąży bez szans na życie po narodzinach. Kolejne akapity prowadzą czytelnika przez całą ciążę do rozwiązania i kawałek dalej, przez coś w rodzaju żałoby.
Nie mam pojęcia czym kierowała się autorka tego, nie wiem jak to nazwać, reportażu? Zawsze wydawało mi się, że pisanie o czymkolwiek musi mieć jakiś sens, zamysł, cel. Próbowałam więc podejść od tej strony… Tekst na pewno nie uczy, nie zbliża nas do problemu, nie wzrusza, nie budzi też współczucia. Szukam w pamięci podobne produkcje, żeby gdzieś to przyporządkować, jakoś zaszufladkować.Tu jedyne porównanie jakie przychodzi mi na myśl – książka kulinarna, albo instrukcja postępowania w nagłych przypadkach – poważnie!
W latach 90-tych zeszłego stulecia, w zacnym czasopiśmie pod nazwą „Zwierciadło”, opublikowano cykl artykułów sygnowanych przez jakichś psychologów, traktujących zabieg aborcji, jako przyczynę ciężkiego zespołu objawów psychodepresyjnych, z depresją jako najlżejszym z objawów. Pamiętam absmak jaki czułam po lekturze tych tekstów. Miało się wrażenie, że kobieta, która takich objawów pozabiegowych nie miała, musiała co najmniej znacznie odstawać od normy. W tamtym czasie odebrałam te publikacje, jak coś w rodzaju przemocy psychicznej wobec kobiet, coś jak wciskanie kolanem w brzuch wymysłów jakiejś, jedynie słusznej, opcji poglądowej, która opiera się o pojedyncze przypadki z praktyki psychologicznej i rozciąga je w postaci teorii na wszystkie kobiety. Nie muszę dodawać, że wkrótce sprezentowano kobietom w Polsce ustawę antyaborcyjną…
O co tu, do jasnej cholery, chodzi! – irytuję się w końcu. Co tym razem nas czeka – bo takie teksty nie pojawiają się bez powodu. To klasyka! Przygotowanie gruntu pod coś. Ale pod co? Bezwzględny zakaz aborcji?
Tekst jest pozbawiony dramaturgii, zastosowane środki wyrazu ubogie, w zasadzie sucha relacja, bezbarwny opis, no może jak na tę sytuacje zbyt pastelowy… Problem ? Właściwie nie ma problemu. Bohaterowie, on i ona są jednomyślni, zgodni co do decyzji, ta decyzja nie zostaje podjęta po dramatycznych zmaganiach ze słabością ludzką. Ona jest OCZYWISTA od początku. Nigdzie nie jest napisane ani słowem o światopoglądzie czy przynależności do czegokolwiek, ale z napomknięć o chrzcie, pogrzebie i pewności, że się spotkają kiedyś na tamtym świecie, wnioskujesz jednoznacznie i nie masz wątpliwości.
Po przeczytaniu odnosisz wrażenie, że właśnie dostałeś przepis jak NALEŻY zachować się wobec takiej sytuacji. Masz świadomość, że nad tymi ludźmi unosi się pro-life, kościół i jego najnowsza doktryna o świętości życia poczętego. Autorka opisuje ten dramat bez oceny ich postępowania, tak jakby nie było o czym rozprawiać, jakby nie istniały wątpliwości. One są napomknięte, ale ich nie czujesz, gdy to czytasz. Po rozwiązaniu sytuacji nie ma rozpaczy, wyrzutów sumienia, depresji – niczego tam nie ma. Pobrzmiewa nieśmiało Bóg tak chciał, a może tylko mi się wydaje. Nawet jako odległe echo nie słychać żadnego pytania, żadnej wątpliwości nie uświadczysz.
Myślę sobie , że to dobrze. Bo nie można ocenić czegoś, co jest wyssane z palca. W prawdziwym życiu, żywych, czujących istot ludzkich, kipi dramat; głowę rozsadzają galopujące myśli, nie można znaleźć sobie miejsca, świat szarzeje, wszystko traci na moment sens… Ale to wiem ja, pięćdziesięciolatka, nie wie tego dwudziestoletnia dziewczyna czy chłopak. Ten tekst jest dla nich? Dostają przepis na najtrudniejszą decyzję w życiu? – nie myśleć, nie mieć wątpliwości, pozwolić toczyć się wypadkom, poddać się biernie sytuacji? Trzymać się kurczowo wiary w irracjonalne byty? Być może istnieją aż tak wyalienowani ludzie, aż tak zdystansowani do kwestii życia i śmierci, aż tak oddani prawom natury, że aż niemożliwi w praktyce. Musieliby chyba być autystyczni, a nie są. Musieliby rozumieć interes populacyjny w tak doskonały sposób, że także praktycznie niemożliwy.
– A może, – przychodzi mi nagle do głowy, – jest to zakamuflowana krytyka postaw wynikających z poddania się doktrynie? Może autorka chce powiedzieć nam – patrzcie, jak doktryna zabija człowieczeństwo, wrażliwość, humanitaryzm!
Nie wiem co miała na myśli. Przeczytajcie. Może coś przeoczyłam, źle zrozumiałam. Pomóżcie. Podzielcie się wrażeniami.
Jeśli ktoś nie posiada wykupionego abonamentu PIANO tu jest pdf całego tekstu