Od słowa do słowa…
Jestem w takim wieku, że bliżej mi do końca niż dalej. Ze smutkiem konstatuję po raz kolejny, że przyjdzie mi zmierzać do kresu horyzontu zdarzeń, z nieustająco, i coraz niżej opadającymi rękoma. Wczoraj poznałam kolejną, miłą osobę przed trzydziestką, płci żeńskiej. Od słowa do słowa doszłyśmy do tematu aborcji…
Pomijając zbyt wysoki poziom adrenaliny, upał nieludzki i ogólny stan zmęczenia materiału, udało mi się skrzepić na tyle, by zamoczyć papierek lakmusowy w świecie pojęć i wyobrażeń młodej kobiety, na ten cholerny, niestosowny w niedzielny wieczór, temat. Wynik? Wskaźnik wyraźnie pokazał niski stan świadomości w kilku obszarach. Po pierwsze brak wiedzy z zakresu edukacji seksualnej. Po drugie silnie manifestowane przekonanie o roli kobiety, jej obowiązkach, jej winie, jej NATURALNEJ bezmyślności i niezdolności do stanowienia o sobie. Młoda kobieta, u progu samodzielnego życia, uważa, że MUSI istnieć ustawa kontrolująca prokreację, odbierająca jej prawo do samostanowienia o swoim życiu i zdrowiu. Sprawiała wrażenie, że jeśli by tej ustawy nie było, to nie wiedziałaby co ma zrobić ze swoją wolnością, nie potrafiłaby zaplanować swojej przyszłości. Dziecko we mgle po prostu!
Oczywiście to moja interpretacja tego co powiedziała. Tak naprawdę usłyszałam NOWOMOWĘ w retoryce kościelnej. Na początku od razu zostałam poinformowana, że moja rozmówczyni nie jest za aborcją. Tu moja reakcja była błyskawiczna- sprostowałam, że nie znam nikogo , kto byłby za aborcją; nie można być za aborcją; nie jesteśmy w Chinach…! Ponieważ minę miała niewyraźną, zrozumiałam, że nie wie iż w Chinach aborcję wykonuje się z mocy ustawy, i że jest to ten sam rodzaj przemocy systemowej wobec kobiet co i w Polsce, ergo, ten sam polityczny i gospodarczy interwencjonizm tylko odwrotnie skierowany – tam akurat na ograniczenie przyrostu naturalnego.
Ponieważ jestem wyczulona na prawa człowieka, kiedy po raz kolejny mam przed sobą „ofiarę” indoktrynacji, muszę walczyć z emocjami, powstrzymywać wybuchy, panować nad głosem. Partner
kobiety, a mój dobry znajomy, oddalił się do baru sączyć kolejne piwo, a ja, nabrawszy powietrza do płuc, na jednym wydechu zapytałam kontrolnie o kilka drobiazgów wokół tematu. I tak np.: na pytanie – po co w ogóle ustawa antyaborcyjna, usłyszałam :
jakby ustawy nie było, to kobiety używałyby aborcji zamiast antykoncepcji, jak się uprawia seks to MUSI się ponosić konsekwencje, MUSI się brać pod uwagę, że może z tego być dziecko; ta ustawa CHRONI /sic! ?/ kobiety przed zmuszaniem ich do aborcji, – poleciała mi księdzem Oko w wersji soft.
Przetrzymałam… nie naskoczyłam… byłam dzielna. Najpierw od razu lekko skarciłam nazywanie zapłodnionego jaja, tudzież nawet kilkutygodniowego zarodka, dzieckiem. Oczywiście zastosowała obronę ostateczną
– Mam na ten temat inny pogląd…
– Oczywiście masz prawo do własnego poglądu- dlaczego ja tego prawa mam nie mieć?
Dziewczę zamrugało rzęsami, zdezorientowane ciut…
– Oczywiście, że masz tak samo jak ja!
– Czyżby?! Jesteś pewna? Ustawa antyaborcyjna nie uwzględnia poglądu naukowego, którym się kieruję. Uwzględnia jedynie słuszną DOKTRYNĘ kościoła katolickiego w tym temacie. Czym innym jest „prawo do” a czym innym bezwzględny „zakaz do” . W tym pierwszym przypadku każdy może postępować według własnego światopoglądu – nikt ci nie nakazuje niczego, sama decydujesz o sobie. W tym drugim , WSZYSTKIE kobiety podlegają ustawowej kontroli prokreacji i nikogo nie obchodzi co ty, czy ja myślimy na ten temat. Nikt też nie łamie sobie głowy jak się z tym czujemy, jak poukładamy sobie życie, ile to będzie nas kosztowało psychicznie, skąd weźmiemy środki na utrzymanie jeśli nie mamy pracy ani mieszkania, jeśli jesteśmy w trakcie studiów… itd.itp.
Państwo podpuszczone przez KK traktuje nas przedmiotowo, jak wynajęty inkubator. Mówisz, że trzeba brać taki scenariusz pod uwagę, jeśli się idzie z chłopakiem do łóżka? No trzeba, to prawda, ale ludzie przede wszystkim uprawiają seks, nie w celach prokreacyjnych, tylko dlatego, że się kochają, albo mają na seks ochotę – wszystko jedno – robią TO, bo poza wszystkim TO jest bardzo ważna sfera życia, i zwyczajnie przyjemność. A antykoncepcja nie dość, że droga, wymaga wizyty u ginekologa, bo musisz zdobyć receptę, to jeszcze od czasu do czasu okazuje się być… nieskuteczna.
Młoda kobieta tryumfalnie:
-Antykoncepcja obniża poziom przyjemności, obniża libido kobiecie i seks sprowadza do czynności mechanicznych.
–To nie jest prawda, ale zostawmy to – zapewne wiesz lepiej, zapewne przećwiczyłaś to na sobie i wiesz co mówisz prawda? Ok. A słyszałaś o przemocy domowej? O gwałcie małżeńskim? Nie? No to posłuchaj…
-Nie, dziękuję.
– kobieta takiego partnera powinna pogonić od siebie…
– Zapewne zrobisz to, jak ci się taki wybrakowany facet trafi, zapewne zostaniesz z tą dwójką, trójką, a może już piątka dzieciaków, skażesz je na łaskę opieki społecznej, albo poddasz się wyrokowi sądu rodzinnego, który orzeknie twoją niezdolność do skutecznej opieki nad dziećmi, co będzie równoznaczne z tym, że twoje dzieci trafią do bidula, może nawet do takiego prowadzonego przez Boromeuszki…
Ta młoda kobieta mnie nigdy nie polubi. Trudno. Nie mając już nic do stracenia poinformowałam ją grzecznie, że teraz właśnie prof. Chazan, wraz z grupą aktywistów Pro-life, zebrał 100 tysięcy podpisów pod obywatelskim projektem bezwzględnego zakazu aborcji. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że ich
ukochany prezydent Duda, oraz watykańscy posłowie klepną ustawę, nie pochylając się nad nią, nade mną ani tym bardziej nad kilkoma setkami kobiet gwałconych rocznie > same sobie winne ), ani też tymi dla których ciąża jest zagrożeniem życia i zdrowia > widocznie bóg tak chciał ), nie wspominając już o tych nieszczęśnicach, które będą nosiły w swoim łonie płody niemające żadnych szans na przeżycie… >i znowu bóg ma swoje powody, nie nam to oceniać… ), nieprawdaż? I w ogóle to fajnie, że będziemy mieć taką ustawę – po co komu takie decyzje – przerwać czy donosić i urodzić nieplanowane, niechciane? Jest ustawa, nie ma wyjątków, nie ma dylematów… mina mojej rozmówczyni bezcenna.
Znajomy wraca, patrzy na swoją partnerkę, na mnie, znowu na nią i pyta:
– Coś ty jej znowu nagadała co?
– Ja? Nic takiego, o co ci chodzi? Że ma taką minę? Chyba mi zazdrości, że jestem za stara, żeby zaliczyć wpadkę. Miłego wieczoru kochani…
Świadomość młodych kobiet w Polsce na temat prokreacji , wolności wyboru własnej drogi, prawa do samostanowienia, prawa do równego traktowania, do przestrzeni wolnej od przemocy, prawa do edukacji, antykoncepcji, do szczęścia wg. własnych upodobań i wyobrażeń, jest mniej więcej taka jak tych muzułmanek z czarną szmatą na głowie i kratą przed oczami, które twierdzą, że dzięki temu przebraniu czują się bezpieczne!
Zrzucanie na kobiety winy za to, że mężczyźni czują na ich widok pożądanie, stawianie kobiet pod pręgierzem ciągłej oceny , wmawianie im, że z powodu menstruacji nie są zdolne do wykonywania fuchy prezesa korporacji, a jedyną droga spełnienia jest macierzyństwo, to efekt tej, na nowo obecnej w naszej zbiorowej podświadomości, koncepcji, wedle której Adam dominuje, a Ewa, jako że z jego żebra, to musi podlegać, zgadzać się, ustępować, być głupsza i podporządkowana. To się ładnie nazywa niekiedy – dopełniającą rolą kobiety… Oczywiście już dawno wiadomo, że to bzdura, ale odkrywam, z rosnącym niepokojem, że młode kobiety, piętnastego roku XXI stulecia, tego nie wiedzą.
W przeszłych wiekach, na długo przed ruchami feministycznymi, kobiety wprawdzie nie miały praw wyborczych, nie mogły dziedziczyć majątku, ani studiować na wyższych uczelniach, ale w odróżnieniu od mojej rozmówczyni, MIAŁY ŚWIADOMOŚĆ swojej rzeczywistej inteligencji i posiadanego potencjału; nadto dość często posługiwały się tym pierwszym i wykorzystywały to drugie. Więc co się stało ? Wyrosło nam całe pokolenie napakowane substytutem tożsamości? Za chwilę zderzy się z rzeczywistością i niestety będzie bolało. A łajba dalej płynie bez trzeźwego sternika… Ciekawe kiedy i na czym się wyłoży do góry dnem. Ale o co ja się trapię – przecież bliżej mi już niż dalej!