Po co komu świeckie państwo?
Na temat państwa wyznaniowego napisano wiele artykułów, ksiąg, traktatów itd. I jakkolwiek by nie podchodzić do tego zagadnienia jedno jest dla mnie oczywiste – nie istnieje jednobrzmiąca definicja tego rodzaju państwa. Wypada mi się zgodzić ze stwierdzeniem Wikipedii, że jest to termin potoczny. A jeśli potoczny, to i mnie niech będzie wolno opisać go tak jak to odczuwam, jako laik – ignorant , ktoś kto nie pozując na filozofa czy prawnika, jest uwikłany, dotknięty, czasem zbulwersowany, czasem sponiewierany przez takie właśnie państwo.
Zadając sobie pytanie – od kiedy czuję się obywatelem państwa wyznaniowego – cofam się do lat 90-tych… Pamiętam dokładnie dzień, w którym powieszono krzyż w sejmie. Pamiętam, że nie miałam wątpliwości, że stało się coś niestosownego. Obawiałam się następstw, wiedziałam z historii, że nie wróży to niczego dobrego. W sierpniu 1990 roku wprowadzono religię do szkół i przedszkoli, wbrew wówczas obowiązującej konstytucji i ustawie o rozwoju oświaty i wychowania.
W 1998 r. ratyfikowano Konkordat. Niepokojące w tamtym czasie były też doniesienia- fakt, że nieliczne i enigmatyczne – na temat odrzucenia szeregu inicjatyw strony lewicowej i liberalnej, dążących do resekularyzacji państwa i prawa. Moje zaufanie do państwa topniało coraz bardziej, a kolejne lata jedynie potwierdzały, że nie można spodziewać się z tej strony niczego konstruktywnego.
Na naszych oczach i bez zachowania choćby pozorów, dochodziło do zacieśnienia stosunków między politykami wszystkich ówczesnych opcji, a hierarchami Kościoła Rzymsko-katolickiego. Większość z nas nie widziała w tym nic nadzwyczajnego, wielu i dziś nie dostrzega w tym przekroczenia dopuszczalnej granicy w stosunkach państwo-kościół. Nadal utrzymano instytucję z poprzedniej epoki, Komisję Wspólną Episkopatu i Rządu, a niewielu obywateli orientowało się na jakie tematy i w jakim stylu prowadzone są w tym gremium rozmowy, a już na pewno społeczeństwo nie miało pojęcia, że jest to rodzaj targowiska, gdzie sprzedaje się przywileje w zamian za poparcie w różnych kwestiach politycznych i gospodarczych.
Dopiero po latach GW zamieściła pełne zapisy stenogramów z tych posiedzeń, a mam przeświadczenie, że ze zrozumieniem przeczytało je niewielkie grono czytelników. Skąd to przeświadczenie? Może stąd, że nie słyszałam żadnych głosów oburzenia, lęku o przyszłość, zniesmaczenia. Nikt w tamtym czasie nie mówił, że najwyższe władze sprzedają interesy społeczne za obietnicę wsparcia dążeń polityków, że oddano równouprawnienie, zasadę tolerancji, prawa człowieka za bezcen…
Politycy, zamiast komunikować się bezpośrednio ze społeczeństwem, rozpoczęli haniebny „dialog” przez rozgłośnię Rydzyka, listy biskupów odczytywane podczas mszy w kościołach, oraz przez szepty w konfesjonałach. Media publiczne przerobiono na polityczną tubę i w takiej postaci funkcjonują one nieprzerwanie do dziś. Z dzisiejszej perspektywy można śmiało powiedzieć, że rząd oddał społeczeństwo pod kuratelę kościoła, tak jak w dawnych czasach sprzedawało się ziemię razem z chłopami.
Państwo polskie już przed 89 rokiem stawiało podwaliny pod przyszły, agresywny kapitalizm. Wprowadzono do obiegu społecznego pozytywnie zabarwione hasła neoliberalne, zaimportowane prosto z ukochanych USA, z świętym prawem własności i wolnym rynkiem na czele. Państwo zrzuciło z barków kilka szczególnie uciążliwych sektorów – oświatę , kulturę, naukę i szkolnictwo wyższe oraz ochronę zdrowia publicznego… czyli całość usług publicznych.
Od tamtego momentu domy kultury, teatry, galerie, producenci filmowi, teatry, szkoły i uczelnie, a także szpitale i przychodnie miały zacząć utrzymywać się same i zgodnie z tym założeniem zaczęto mocno przykręcać strumień środków na rozwój w tych obszarach. Tam gdzie kurek przykręcono jednym, dla innych strumień środków popłynął rzeką. Największym beneficjentem neoliberalnej gospodarczo Polski jest nie kto inny jak KK. Komisja majątkowa – twór dziwaczny i jedyny w swoim rodzaju, nie podlegający absolutnie żadnej kontroli, uwłaszczyła KK , dzięki czemu jest on dzisiaj posiadaczem ogromnego kapitału i najbogatszym właścicielem ziemi oraz posiadaczem najintratniejszych nieruchomości.
„Obserwatorium” widzi i analizuje zawsze w szerokiej perspektywie. To co może nie być wyraźnie widoczne dla przeciętnego zjadacza chleba, jawi się w ostrych konturach, jeśli fakty poddać procesowi analizy i syntezy. Naukowo zajmują się tym procesem socjolodzy, psychologia społeczna, czasem coś opracują ludzie zrzeszeni w NGO-sach, ale wyniki ich pracy to dopiero materiał do dalszej obróbki, i na koniec, jeśli w ogóle, dociera do opinii publicznej, to jest to jakiś, bardziej lub mniej, popularnie ujęty raport, zwykle już historyczny.
Obywatele tymczasem żyją w błogiej nieświadomości procesów jakim podlegają i jakie kształtują na koniec społeczeństwo. Ponieważ jednak mój osobisty, głęboki sceptycyzm odnosi się także do wyników prac naukowych, od lat polegam raczej na własnej spostrzegawczości i doświadczeniu życiowym. To wyjaśnienie jest konieczne ze względu na to, że opisuję tu swój własny matrix i mam świadomość, że dla specjalistów musi to być dość chaotyczna i dyletancka praca. Trudno. Jestem tylko pojedynczym elektronem, obywatelką, która się nie poddaje i nie ulega formowaniu wg. pożądanego wzorca i gdzieś muszę wylać nagromadzone zasoby żółci.
I cóż widzę? Po pierwsze, że państwo polskie nie zajmuje się problemami społecznymi, zostawiło na pastwę złego prawa i ustaw swoich obywateli, dopuściło do degradacji i utraty prestiżu kształcenia wyższego, nie dba o szkolnictwo podstawowe i średnie, skazuje pacjentów na źle funkcjonujący system ochrony zdrowia, cenzuruje kulturę i sztukę hamując jej rozwój, stygmatyzuje mniejszości, nie liczy się z przejawami aktywności społecznej i w ogóle ze zdaniem obywateli na jakikolwiek temat. Tak zachowuje się złe państwo, państwo opresyjne, kontrolujące i wykluczające. Władze nie zarządzają państwem, tylko korzystają z władzy i dla tego przywileju gotowi są poświęcić każdą wartość, nawet swoją autonomię. I, żeby było jasne- dotyczy to wszystkich opcji politycznych.
Po drugie, że obywatele po 1989 roku, odcięci natychmiast od wpływu na cokolwiek, poddali się formowaniu wg. twierdzenia, skądinąd słusznego, że o wiele łatwiej przyswajają treści propagandowe niż edukacyjne, w wyniku którego zostali rozdzieleni na grupy silnie antagonizowane, przez co z kolei społeczeństwo straciło swoją spójność, jedność i jako takie nie może być solidarne, a co za tym idzie nie ma siły przebicia, nie może mieć wpływu, nie może też kontrolować skutecznie władzy. Wszyscy rzuciliśmy się na kość jaką nam rzucono – i wielu z nas nadal bije się o nią – mowa o „nowych” możliwościach jakie miał stworzyć wolny rynek i zasady neoliberalnej gospodarki. Wielu z nas połamało sobie na tej kości zęby, ale tylko nieliczni wyciągnęli z tego wnioski. Zbyt wielu nadal gotowych jest bronić tego systemu bez względu na widoczne gołym okiem skutki społeczne.
Kilka z nich nazwę po imieniu;-
zanik relacji społecznych = brak solidarności społecznej
kwitnąca homofobia, ksenofobia, faszyzm, nietolerancja, egoizm i nepotyzm
wzrost wskaźnika samobójstw w grupie +50 i -25
spadek dzietności i brak zastępowalności pokoleń
stygmatyzacja grup wykluczonych
dyskryminacja ekonomiczna
brak równości wobec prawa
poszerzający się obszar biedy
podział na Polskę A i B
Chciałoby się krótko powiedzieć – BEZHOŁOWIE, FOLWARK ZWIERZĘCY I CAŁA PRAWDA O PLANECIE KSI… wysypałam te zagadnienia jak z rękawa- wiem, że to groch z kapustą, ale systematyką zjawisk niech się zajmują specjaliści. To co dla mnie istotne, to to, że wszystkie one mają swoje źródło w źle zarządzanym państwie.
Zatem mamy taką oto sytuację, że z jednej strony państwo zostawiło społeczeństwo samemu sobie, z drugiej to samo państwo zaprosiło Kościół Rzymsko-katolicki na salony polityczne i uczyniło go wyrocznią w każdej sprawie, a dając niewyobrażalnie wielki kapitał uczyniło go także możnym sponsorem, który od czasu do czasu dzieli się z maluczkimi, ale tylko tymi których uzna za godnych…
Nie dziwi w tej sytuacji, że coraz więcej szkół wszystkich szczebli zarządzanych jest wg. jedynie słusznej doktryny, że jak kultura to tylko katolicka, że jak Polak to Katolik. Zwęszyły ten trend niektóre gwiazdy i gwiazdki pop-kultury, aktorki/aktorzy, publicystki/publicyści, profesorki/profesorzy, nauczycielki/nauczyciele, dyrektorki/dyrektorzy, prezydentki/prezydenci, premierki/premierzy – wszyscy od góry do samego dołu. Wszyscy ketmanują jak za komuny stalinowskiej i potem… Paralela nie jest przypadkowa- otóż…
państwa totalitarne opierają się na tych samych zasadach co państwa wyznaniowe i budzą te same mechanizmy przetrwania.
BTW – nieźle przetrenowani w poprzednim ustroju w zasadzie gładko przeszliśmy spod jednego reżimu pod drugi – w zasadzie te same zagrożenia, ten sam język propagandy, te same metody osłabiania woli i siły społecznej. Zmieniły się gadżety, symbole, ideologia, reszta bez zmian. I o tą całą resztę należy się martwić. Jak zawsze… człowiek i jego podstawowe potrzeby, perspektywa rozwoju, dobrostan społeczny – leżą w rowie i kwiczą. Kiedy w cywilizowanym świecie dostosowuje się i ustawicznie doskonali prawo, tak by nie było tylko pustym zabazgranym papierem, ale służyło urzeczywistnieniu praw człowieka i sprawiedliwości społecznej rozwiniętych demokracji, w Polsce w XXI wieku wydaje się kolejne dzienniki ustaw ograniczających swobody obywatelskie, kieruje się ostrze prawa przeciwko niemu i traktuje go a priori jak przestępcę.
Jeśli ktoś jeszcze ma wątpliwości czy Polska jest państwem wyznaniowym, to może sobie poczytać znacznie lepsze, bo profesjonalne analizy na ten temat. Szczerze polecam. A komu się nie chce może przyłożyć jeden z szablonów jaki znalazłam w bibliografii na ten temat np. taki:
W zakresie terminu „państwo wyznaniowe” wyróżniono cztery zasadnicze elementy świadczące o dominacji w takich państwach zasad i norm regulujących praktykę wyznaniową nad sposobem funkcjonowania państwa. Są następujące elementy:
— 1. uprzywilejowanie jednej instytucji wyznaniowej w porównaniu do innych instytucji i organizacji, a wiec np. finansowanie z budżetu państwa,
— 2. dostosowanie stanowionego prawa do interesów i aspiracji wyznaniowych wspólnot religijnych, a więc np. wprowadzenie zasady konfesyjnego zawierania związków małżeńskich, powoływanie pozaprawnych organów i instytucji państwowo-kościelnych,
— 3. materialne uprzywilejowanie kleru wobec innych grup społecznych, np. zwolnienia podatkowe, finansowanie ubezpieczeń społecznych,
— 4. represyjna bądź dyskryminacyjna polityka wobec innych religii i ich wyznawców, np. pozbawienie prawa pełnienia urzędów państwowych wyznawców religii mniejszościowych,
Pytanie w tytule niniejszego artykułu, to pytanie retoryczne oczywiście, tym niemniej warto sobie uświadomić przy tej okazji jedno – że bez przywrócenia świeckości, państwo nie będzie dobrze funkcjonować, że nie będzie możliwy dialog i nasze nabrzmiałe problemy nigdy nie doczekają się racjonalnego rozwiązania. Być może niektórym obywatelom za całą poradę wystarczy skwitowanie ich losu zdaniem o boskim planie, albo truizm, że cierpienie jest nieodłączną częścią życia, ale nie podniesie to dzietności ani nie spowoduje, że ludzie w depresji przestaną odbierać sobie życie, tym bardziej nie załatwi to problemów socjalnych czy mieszkaniowych ogromnej części społeczeństwa.
Do szczególnie oburzających nadużyć władzy wobec społeczeństwa dochodzi wszędzie tam, gdzie dotknięta nimi grupa jest wyjątkowo mała, statystycznie nie licząca się w 40-milionowej społeczności. Z tego co sami gołym okiem możemy zobaczyć lub własnym uchem podsłuchać tu i ówdzie, przychodzą mi do głowy następujące przykłady:
W dużych miastach, takich jak Kraków, Poznań, Gdańsk, Lublin, Opole, Łódź i inne, po klepnięciu ustawy reprywatyzacyjnej NIE objęto realną ochroną lokatorów posiadających legalny przydział i od 26 lat trwa niekończąca się tragedia kilkudziesięciu tysięcy rodzin, które z dnia na dzień stały się obywatelami drugiej kategorii, i są do dzisiaj wyrzucani na bruk lub gnębi się ich rozmaitymi szykanami jak wyłączanie gazu, wody, mediów, podnoszeniem czynszów do absurdalnie wysokich kwot itd… zależnie od fantazji nowych „właścicieli”.
Co ciekawe, ci nowi nie wiedzieć dlaczego uzyskali moc prawną do takich działań – dziwne? Wcale nie! Państwo uznało, że nie musi się przejmować losem swoich niegdysiejszych lokatorów – jest ich niewielu, coraz mniej, bo jako posiadacze starych peseli, obciążeni często marną emeryturą i słabym zdrowiem, a dodatkowo nie mając możliwości i dostępu do bezpłatnej obrony prawnej NIE są przeciwnikiem ani głosem z którym państwo musi się liczyć. A co!!
W podobnie rozpaczliwej sytuacji są rodziny opiekujące się niepełnosprawnym dzieckiem, zwykle jest to samotna matka lub ojciec, bo partner często się stlenia od początku problemu lub nie wytrzymuje nowych okoliczności przyrody, czego nie śmiałabym nawet poddawać ocenie etycznej, bo tak naprawdę wiemy tylko tyle o sobie ile nas życie przeczołga… Ale społeczeństwo, jego poziom kultury, w tym solidaryzm i poczucie odpowiedzialności, tak za dzieci jak i za ludzi starych i niedołężnych, mierzyć można poziomem zorganizowania się wokół takich m.in. problemów jak powyższej. A nasze państwo co na to? Ano, podobnie jak w przypadku lokatorów kamienic prywatnych – nie ma silnego przeciwnika – nie ma sprawy – namiastka opieki społecznej musi wystarczyć. No i oczywiście – modlitwa.
Walka z przemocą domową – temat znany i skandal na miarę europejską – katolicka Polska nie widzi problemu, nie zamierza poważnie się nim zajmować, trochę, mam wrażenie, na zasadzie że jak czegoś nie pokażemy, nie nazwiemy, to tego po prostu nie ma! O! alkoholizm to co innego! To jest problem! Dopalacze i gram marychy – to jest coś na czym można budować narrację państwa zatroskanego o zdrowie społeczeństwa. Ale przemoc? Jaka przemoc! – toć to tylko uświęcony kulturowo obyczaj.
A w ogóle to kobiety są sobie same winne, a jak ten problem dotyczy mężczyzny- to co to za facet! Tworzyć spójny system prewencji, to zachęcać do zgłaszania aktów przemocy- i co? statystyki się pogorszą, okaże się jaka jest skala problemu, a w ogóle toby kosztowało budżet sporo kasy, a przecież potrzebujemy kasy na ważniejsze rzeczy np. taki ŚDM albo kolejne igrzyska, stadiony, centra biznesowe itd. To są istotne marketingowo cele. Można wpisać sobie do zasług dla miasta i w razie kampanii się pochwalić. Ale przemoc? Apage satanas!
Problem bezrobocia wśród wykształconej młodzieży opędzono za pomocą otwartej dla polskich emigrantów UE, a ci co jeszcze zostali w kraju wierzą (sic!) w mit możliwości jakie daje neoliberalna gospodarka, także w to, że każdy jest sobie winien i jeśli mu nie idzie to jest nieudacznikiem, leniem, beztalenciem itp… Kiedy tego typu przekonania zagnieździły się na dobre w chłonnych, ale niezbyt krytycznych umysłach młodych, nie trzeba było już martwić się np. o to, że nie rozwija się budownictwo komunalne pod wynajem. Wszak raz na zawsze wbito nam do głowy, że tylko ciasne ale własne się liczy. A prawda jest taka, że młodzi nie zakładają rodzin, nie rozmnażają się i nie planują swojego rozwoju, no bo jak można coś planować nie mając żadnych perspektyw? Trudno nazwać perspektywą pracę na śmieciówce, brak możliwości wynajęcia, nie mówiąc już o kupnie własnego locum, a posiadanie potomstwa to kosztowny luksus dla nielicznych.
Ignoruje się nie tylko małe i rozproszone grupy wykluczonych, środkowy palec pokazuje państwo także dobrze zorganizowanej grupie zawodowej pielęgniarek i położnych, bo to kobiecy zawód, można więc marnie opłacać, dopuszczać do łamania prawa pracy, nie przejmować się, że średni wiek białej służby to 45 lat i wciąż się podnosi… a jak zacznie brakować kadr, to się zorganizuje outsourcing czy inny desant z krajów na wschód od Wisły i po problemie.
I to wszystko ma miejsce w kraju, gdzie politycy i hierarchowie kościoła katolickiego mają gęby pełne frazesów na temat świętości rodziny.
Hipokryci!
Czym więc zajmuje się państwo, władza, kościół? Ano głównie skupia uwagę obywateli na tematach takich jak:
Ochrona życia od poczęcia do… urodzenia. W tym celu zaostrza ustawę antyaborcyjną, wprowadza i rozszerza zakres działania klauzuli sumienia lekarzy, tak by mogli nie informować, nie przepisywać leków i środków antykoncepcyjnych, nie wykonywać zabiegów przerywania ciąży nawet kiedy są ewidentne wskazania zdrowotne. Problem aborcji nielegalnej dotyczy szacunkowo 150 tyś kobiet rocznie – to te, które nie mogą z różnych względów lub nie chcą zostać matkami.
Restrykcyjna ustawa naraża je na utratę zdrowia i życia. Także na stres związany z pozyskaniem środków oraz wynikający z konieczności utrzymania tajemnicy wokół tego tematu. Te, których nie stać na luksus świadomego decydowania o swojej reprodukcji – chodzą w ciąży bez należytej opieki zdrowotnej, nie mogą liczyć na badania prenatalne, a kiedy wylądują wreszcie w szpitalu nie mogą liczyć na znieczulenie , cesarkę czy inne luksusy, które są standardem w cywilizowanym świecie.
Ochrona społeczeństwa przed zgubnymi skutkami ideologii gender – cokolwiek to jest, nie wymyśliły tego ani feministki, ani UE tylko ks. Oko, a reszta biskupów przyklepała i dołożyła do pieca histerii wśród niezbornych obywateli. Owa niezborność obywateli polega na tym, że zamiast sobie wygooglać termin gender jednym kliknięciem i poczytać o co chodzi, siedzą przed szklanym ekranem TV i spijają „wiedzę” z krynicy „mądrości” ks.Oko. Kampania zohydzania powiodła się znakomicie i potwór gender straszy dziś małe dzieci groźbą seksualizacji w żłobkach i przedszkolach, których z resztą nie ma i raczej nie będzie. Chociaż nie. Będą, nawet już jest ich sporo, ale zupełnie inne, wolne od gender, prywatne, pod nadzorem kościoła i z jego obsługą. A co najważniejsze – żadna instytucja państwowa nie ma i mieć nie będzie wglądu ani w program ani w metodologię zajęć. Fajnie?
Polityka historyczna- to następny pomysł na zajęcie obywateli, żeby z jednej strony ciągle mieli powód do kłótni, a z drugiej żeby nie mieli czasu i głowy zajmować się krytyką władzy. Dziś przerabiamy żołnierzy wyklętych, a jutro podrzucą nam coś innego – specjalnie nie rzucam pomysłów, żeby nie ułatwiać im roboty – poza tym muszą się w końcu czymś zajmować, skoro nie mają kompetencji by zarządzać państwem.
Ostatnio sporo uwagi społecznej skupia się wokół 500 pln na każde dziecko, a właściwie tylko na niektóre i pod warunkiem, że wszystkie są wspólne… ergo, władze zajmują się kombinowaniem jak nie zdemolować budżetu przez spełnienie tej obietnicy, czyli jak dać i nie dać jednocześnie. Perpetuum mobile politycznej fikcji. Kiełbasa wyborcza stoi kością w gardle zwolennikom PIS-u, ale udają, że się nie krztuszą, można zatem pogratulować specom od kampanii wyborczych doskonałego pomysłu na deal, a wyborcom życzyć, aby następnym razem nie dopadła ich pomroczność jasna i żeby wykazali się w przyszłości jasnością myślenia.
Prawie bym zapomniała – SMOLEŃSK! – niekończący się serial z powtórkami… szkoda słów…
Nowe władze, nowe porządki, to z kolei coś co elektryzuje i spiętrza co chwilę tłumy obywateli, którzy postanowili bronić demokracji na ulicy. To dobrze, że oczywiste naruszenia konstytucji potrafią oni zreflektować, ale martwi mnie nieco, że wielu innych naruszeń, takich jak choćby łamanie postanowień konkordatu, łamanie praw obywatelskich oraz praw człowieka – już niekoniecznie, w każdym razie nie wszyscy, a nawet nie większość… I od razu chce podkreślić, że to nie tylko ich wina… ale o tym już wielokrotnie pisałam.
Nie mogę odnaleźć się w Polsce po transformacji. Mam wciąż jakieś deja vu. Oglądam na żywo powtórki z historii, mam co chwilę wrażenie, że za moment rozsypie się zamek z piasku, a wiatr dziejowy i fale zamętu ostatecznie posprzątają plażę. I zalegnie wielka ciszaaaa. Zaczynam marzyć o tej ciszy.
materiały pomocnicze: