Poświęcenie nauki – w przenośni i dosłownie – polemika z młodzieżą inteligencji katolickiej.

Taki komentarz.

Wyrwałam go z długiej i bezsensownej próby polemiki z pewnym fanklubem pewnego księdza, ulubieńca elit akademickich… Nie podaję szczegółów personalnych, bo nie o osobę księdza chodzi – jedynie o postawę  młodych inteligentów zapatrzonych w swojego idola do tego stopnia, że utracili zdolność zarówno krytycznego oglądu rzeczywistości jak i poczucie elementarnej solidarności z resztą społeczeństwa oraz poczucia odpowiedzialności za to w czym uczestniczą.

 

Przeczytałem, i jest to stek subiektywnych nonsensownych opinii, które maja się nijak do tego, ze każdy obywatel Rzeczpospolitej ma takie samo prawo do uczestnictwa w życiu publicznym, w tym politycznym i akademickim, do wyraźnego i nawet ostentacyjnego wyrażania swojego światopoglądu i wyznania, do przekonywania innych do niego, do wybierania i przekonywania do wybierania bliskich mu sił politycznych. Niezależnie od wyznania, światopoglądu, czy wykonywanego zawodu. To się nazywa wolność słowa i wyznania, i korzystanie z praw politycznych i obywatelskich. A Pani po prostu nie może się pogodzić z tym, ze Kosciol jest w stanie przekonać o rząd wielkości więcej wyborców, niż siły polityczne Pani bliskie

 

Zatem po kolei. Ubolewam nad taką rzeczywistością, w której zamiast dziesięciu tysięcy bibliotek, domów kultury, ognisk młodzieżowych, teatrów, kin, mamy ponad dziesięć tysięcy parafii i wciąż powstają nowe, nawet tam, gdzie mieszkańcy nie widzą takiej potrzeby. Te parafie to maszynka wyborcza pracująca dla jednej partii, oraz argument którym kościół szantażuje polityków wszystkich opcji, gdy trzeba wyłudzić kolejne miliony złotych z budżetu, czyli z naszych kieszeni- także z kieszeni osób LGBTQ i ateistów oraz innowierców.

Do tego dochodzi TV i Radio z obsługą z politycznego klucza, oraz słyszalna nawet na Uralu rozgłośnia o. Rydzyka, co bezpośrednio jest przyczyną, że od wielu lat nie istnieje coś tak podstawowego w demokracji jak debata społeczna. Nie ma się czym szczycić drogi internauto – z takim zapleczem i z takimi przywilejami jakie posiada kościół w Polsce „przekonywanie” wyborców nie jest żadnym sukcesem, tylko porażką moralną.

Jest też skutkiem błędów, jakie popełnili niegdysiejsi decydenci postsolidarnościowi, z Tadeuszem Mazowieckim na czele, a także my wszyscy, którzy zgodziliśmy się na tak a nie inaczej brzmiącą konstytucje RP. Z mojego punktu widzenia to był kardynalny błąd i krótkowzroczność inteligencji katolickiej. Z Twojego zaś – jak sądzę – było to jedynie słuszne uznanie kościoła za dobroczyńcę Polski – masz prawo się cieszyć, ale nie bądź hipokrytą i zechciej też zauważyć, że nie jesteś razem z Twoją bańką beneficjentów tej sytuacji, jedyną grupą wartą uwagi i troski. 

A poza wszystkim, to nie ma siły politycznej bliskiej memu sercu, więc nie buduj chochoła według siebie, bo zawsze może się okazać, że mierzysz kulą w płot- jak teraz właśnie.

 

Ale do rzeczy…

Zechciej zauważyć, że :

Przed deformą min. Zalewskiej, przygotowano ustawę zmieniającą wymagania oraz kompetencje przyszłych kuratorów oświaty – dzięki czemu szkoły muszą się mierzyć dziś z takim dyletanckim podejściem jak w przypadku Barbary Nowak w Małopolsce.

czytaj także: Między wierszami dostrzec prawdę

 

Na temat dewastacji, względnie dobrej edukacji w Polsce można  bardzo długo, ale wspomnę o religii w szkole finansowanej z budżetu co kosztuje nas prawie 2 mld złotych, odbywa się w ramach planu lekcji w środku zajęć co prowadzi do dyskryminacji niekatolików i ateistów, w wymiarze 2 godziny tygodniowo, co plasuje te zajęcia na 5! miejscu w porównaniu z ilością godzin przedmiotów edukacyjnych w szkole podstawowej, a także demoralizuje uczniów uwzględnianie oceny z religii w średniej ocen na świadectwie, a to z kolei jest niekonstytucyjne wskazywanie kto jaki wyznaje światopogląd.

Studiując ostatnio taki oto dokument:

natrafiłam na niepozornie wyglądające dwie bardzo istotne informacje :

Spójrzcie Państwo na dwie ostatnie rubryki: „nie przewiduje się ewaluacji efektów rozporządzenia, oraz nie wykonano żadnych analiz, badań, dokumentów źródłowych o istotnym znaczeniu – czyli, że rozporządzenie opiera się na argumentach z sufitu mówiąc lapidarnie, oraz nikt nie ma zamiaru badać efektów tego rozporządzenia po wprowadzeniu go w życie. I nie ważne w tym momencie jakie to rozporządzenie- czy jest ważne czy nie, czy zmienia coś istotnie i co zmienia- chcę tylko pokazać jak wpływa na poziom zarządzania edukacją, wprowadzenie do niej ludzi nie mających kwalifikacji i doświadczenia.  

A o czym to świadczy? Jak dla mnie, świadczy o drastycznym obniżeniu standardów w pracach Ministerstwa Edukacji Narodowej (MEN)

Efekty edukacyjne to jedna sprawa, ale jest i inny wymiar szkodliwości obecności duchownych w szkole. Okazuje się , że serwilizm dyrektorów szkół podstawowych to już utrwalony i „zwyczajny” obraz w polskiej szkole. Przypomina jak raz poziom kontaktów kościoła i władzy podczas Konferencji Wspólnej Episkopatu i Rządu. Zacytuję jedną z wielu opinii na ten temat:

 

Dla mnie to jest uderzające – tak prof. Monika Płatek skomentowała protokoły z posiedzenia Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu z 2012 roku. – Trudno tu mówić o wspólnej komisji. To jest przesłuchanie rządu, dyktowanie, co ma być zrobione. To się odbywa jak wizyta na dywaniku, a nie rozmowa partnerów – stwierdziła karnistka w TOK FM.

Podobnie wyglądają relacje między księdzem oddelegowanym do szkoły a gronem pedagogicznym w pokoju nauczycielskim.

Ale wszystkie skutki formalne to nic w porównaniu z efektem przemocy symbolicznej i słownej wobec dzieci, zwłaszcza tych najmłodszych, które na jednej lekcji uczą się o grawitacji, a po przerwie słuchają o wniebowstąpieniu… Ciągły dysonans poznawczy grozi tym, co już widać- utratą zaufania do treści przekazywanych w szkole, w książkach do nauki przedmiotów i tych płynących z ust nauczycieli. Gorzej – wielu katechetów usiłuje wpływać poprzez dzieci na postępowanie ich rodziców – rozpytuje o różne prywatne sprawy rodzinne – czy rodzice maja ślub kościelny, czy chodzą do kościoła, czy modlą się w domu przy stole – nie? O jej ! Twoi rodzice nie pójdą do nieba!

 

Skutki psychologicznej manipulacji na wrażliwości dzieci nie są przedmiotem badań statystycznych więc nie wiemy ile z nich zaczęło się moczyć w nocy, cierpieć na bezsenność i depresję, ale wiemy , że jesteśmy w czołówce samobójstw wśród najmłodszych. Wcale nie sugeruję, że z powodu nieodpowiedzialnych zagrywek katechetów i katechetek i wcale nie generalizuję tego zjawiska – są i przyzwoici katecheci obu płci. Ale ilość tego typu nadużyć w kontaktach z dziećmi powinna już dawno zmusić najbardziej nawet tępe umysły do jakiejś refleksji. W rezultacie rośnie nam pokolenie, które w pewnym odsetku zasili ruchy antyszczepionkowe, uda się do wróżki zanim sięgnie do informacji, zagłodzi swoje nowo narodzone dziecko, bo znachor kazał… czyli motywujące się w sposób irracjonalny.

Mój adwersarz nie jest człowiekiem ograniczonym, jest inteligentny formalnie, ale stopień bezkrytyczności, to jak podejrzewam efekt min. takiej konfesyjnej edukacji religijnej w szkole powszechnej. Jeśli się mylę to tym gorzej dla oceny kondycji onego.

 

Żeby było możliwe zapraszanie duchownych do zasiadania w kapitułach konkursów, w gremiach decyzyjnych zarządzających edukacją, i na uniwersytety, trzeba było wychować pokolenie akceptujące ich obecność wszędzie – nie tylko tam, gdzie naturalnie się ich spodziewamy, ale dosłownie wszędzie – i takie pokolenie wykształcono, skoro nie widzą oni, że jest to niestosowne w szacownych murach placówek naukowych i uczelni wyższych. A nie widzą niestety. Co gorsza nie widzą też tego władze uczelniane.

 

I byłam naiwna sądząc, że ta inteligencja akademicka, to po prostu konformiści i oportuniści jakich mamy tysiące w naszym społeczeństwie. Po rozmowie z młodymi ludźmi z fanklubu pewnego księdza dotarło do mnie, że  to oni zasiądą wkrótce w  fotelach na stanowiskach zarządczych i to oni wyznaczą standardy. A oni nie widzą nic poza interesem i misją kościoła. Są jego żołnierzami, są bardziej papiescy od papieża.

 

Zapewne to także zabrzmi dla mojego rozmówcy jak nagonka- tym razem na niego personalnie – nie nie – to jest tylko wyciąganie wniosków i kojarzenie przyczyn ze skutkami. Jak chce ktoś posłuchać mowy nienawiści i przyjrzeć się czym jest nagonka, niech sobie otworzy dowolny tekst abp Marka Jedraszewskiego, to w lot zobaczy różnicę. Aktualnie Abp. szczuje na osoby LGBTQ i zaczął już tworzyć nowe pojęcia, by rozpocząć kolejną nagonkę. Tym razem ostrzy zęby na ruchy ekologiczne i wegetarian, obrońców zwierząt i zwolenników czystych źródeł energii w tym energii atomowej. Jaka grupa zaangażowanych społecznie ludzi padnie ofiarą tego nienawistnego abp w następnej odsłonie jego posługi chrześcijańskiej? Można spekulować. Stawiam na samotne matki i kobiety nie planujące potomstwa. A Wy?

 

I kiedy po raz kolejny czytam ten znamienny komentarz – pozwolę  sobie jeszcze raz go zacytować:

Przeczytałem, i jest to stek subiektywnych nonsensownych opinii, które maja się nijak do tego, ze każdy obywatel Rzeczpospolitej ma takie samo prawo do uczestnictwa w życiu publicznym, w tym politycznym i akademickim, do wyraźnego i nawet ostentacyjnego wyrażania swojego światopoglądu i wyznania, do przekonywania innych do niego, do wybierania i przekonywania do wybierania bliskich mu sił politycznych. Niezależnie od wyznania, światopoglądu, czy wykonywanego zawodu. To się nazywa wolność słowa i wyznania, i korzystanie z praw politycznych i obywatelskich. A Pani po prostu nie może się pogodzić z tym, ze Kosciol jest w stanie przekonać o rząd wielkości więcej wyborców, niż siły polityczne Pani bliskie

 

… to jak raz słyszę w tym taki stary skrót – TKM ( Teraz Kurwa My!), którym poczęstował mnie przed kilkunastoma laty mój kolega z zawodowego forum medycznego, kiedy zadałam tam pytanie – Co się dzieje z waszym kościołem, koledzy katolicy? Przecież to jest droga do pustych kościołów i przecinanie gałęzi, na której siedzi KK a wy razem z nim. Był to zresztą jedyny katolik w tamtej dyskusji, który powiedział prawdę bez owijania w bawełnę…

Mało poważnie brzmią przywołane argumenty – o takim samym prawie każdego obywatela do uczestnictwa w życiu publicznym, do ostentacyjnego wyrażania swojego światopoglądu, do agitacji politycznej – jeśli dostęp do tuby i finansowanie realizacji tych praw otrzymuje wyłącznie jedna opcja. Bo trzeba wiedzieć, że NGO-y, w tym szczególnie organizacje działające na rzecz praw człowieka i praw kobiet – zostały odcięte od finansowania z budżetu państwa, co przekłada się na niemal zerowe możliwości uczestniczenia w szerokiej debacie społecznej w mediach rządowych i prasie codziennej, także w większości silnie upolitycznionej. No ale właśnie- TKM! Słychać ten przemocowy motyw coraz mocniej i częściej.

I nie, drogi mój rozmówco – to nie ma nic wspólnego z wolnością słowa i wyznania. To, że kościół wykorzystuje swój autorytet i miejsca kultu do agitacji, nie jest urzeczywistnieniem wartości które przywołałeś. Takie postępowanie kościoła jest przekroczeniem jego kompetencji i nieuprawnionym poszerzeniem  zakresu jego autonomii, ergo, kościół ma inne cele, ze względu na które państwo go utrzymuje i nigdy nie było mowy o tym, że kościół będzie zajmował się wyznaczaniem kierunków polityki państwa. Jest też nadużyciem siły wpływu na religijnie uwikłanych obywateli. To nieczysta i niemoralna gra, do tego szkodliwa dla polskiej racji stanu.

 

Bardzo skrótowo zajęłam się w polemice z moim adwersarzem problemem edukacji i szkolnictwa wyższego w kontekście obecności w tym sektorze usług publicznych osób duchownych, albowiem nie widzi on, całej złożoności tego problemu. Szczególnie nie zauważa, misji jaką realizuje jego duchowny idol. Nie żywię wielkich nadziei, że po mojej wypowiedzi – przyznaję bardzo ogólnikowej – zacznie dostrzegać coś więcej, patrząc znad różowych okularów swojej niezachwianej wiary w kościół powszechny i jego niezbywalne prawo do ekspansji i ewangelizacji z użyciem wszystkich dostępnych  i udostępnionych mu przez państwo środków finansowych i technicznych. Ale to tylko dlatego, że nie ma we mnie wiary w ludzi uwikłanych religijnie. Nie będę więc czarować, że dostrzegam potencjał do zmiany optyki mojego interlokutora.

Tym niemniej żywię nadzieje, iż dostrzeże przynajmniej całkowity brak typowej dla „nagonki” formy i sofistyki w bieżącej publikacji tu,  jak i w apelu partii Razem Poznań.  Zwracam też uwagę, że każda krytyka kościoła jest w Polsce odbierana przez ludzi kościoła – świeckich i duchownych – jako nagonka i obleganie twierdzy. A to Polska jest oblegana i zawracana z drogi kijem katolickim. No ale po 40 latach względnej normalności w przestrzeni kościoła katolickiego w PRL-u,  dzisiejszy kościół bierze odwet i czerpie garściami z możliwości jakie nieprzerwanie tworzą mu politycy trzymani za gardło. Nie jest to jednak moralne zwycięstwo tylko brutalna walka o władzę. Nazywajmy rzeczy po imieniu.

Guru w habicie, głoszący dogmaty religijne na równi z wiedzą naukową, o którego honor walczy jego fanklub z determinacja wartą lepszej sprawy, jest jednym z wielu kamyczków wrzuconych w tryby edukacji i nauki uniwersyteckiej z misją osłabienia tej ostatniej, tak jak wobec systemowej zapaści polskiej psychiatrii powołanie nowej placówki szkoleniowej dla… egzorcystów, gdzie we współpracy z psychiatrami i psychoterapeutami  będą rozstrzygać co jest chorobą, a co nie poddającym się farmakoterapii  opętaniem teologicznym przez diabła – wydaje się być również mocno symboliczne…

Żródła
Kuna 2010 Kraków