Refleksje przed czarnym piątkiem na marginesie wydarzenia: „Szczerze o wierze; Status kobiet w religiach”
Wprawdzie nauka dostarcza wiedzy, którą szanuję, ale akademickie dysputy toczące się od paznokcia do paznokcia czyli nie wychodzące poza dziedzinę badawczą, wydają się być rozrywką dla specjalistów i służą jedynie porządkowaniu faktów naukowych. A mnie się marzy metaanaliza interdyscyplinarna, zdolna do rozstrzygnięcia sporu między ekspertami – w wypadku tej konkretnej debaty – gotowość by odpowiedzieć na pytanie –
dlaczego kobiety są tam gdzie są w strukturze społecznej,
czy dobrze, że są tam gdzie są
i co w praktyce oznacza fakt, że część z nich nie chce tam pozostać.
Wielkie systemy religii judeochrześcijańskich lokują kobiety w pozycji służebnej, a różnice między statusem społecznym kobiety w islamie, judaizmie i chrześcijaństwie są kosmetyczne, wynikają z miejscowych uwarunkowań kulturowych. I z tym nie polemizuję, bo to prawda. Jednakowoż, eksperci akademickiego chowu, wyraźnie unikają niepopularnych pojęć i milczą na temat roli patriarchatu w kulturotwórczym procesie, a zatem w sztucznym zaniżaniu statusu kobiet, przemilczaniu wkładu kobiet w naukę i kulturę, w przetrwanie gatunku, mimo największej wewnątrzgatunkowej agresji…
Mówiąc o sztucznym zaniżaniu, pozostaję w kontrze do tych badaczy, którzy twierdzą, że status kobiet jest naturalnym następstwem różnic płciowych. O ile potrafię sobie wyobrazić naturalny lęk słabszych fizycznie kobiet przed siłą mężczyzn, o tyle pomysł, by schronić się za szerokimi barami ojca swoich dzieci, to raczej produkt logicznego myślenia i idea wdrożona w kulturę, w celu ochrony potomstwa. Świadczy o mądrości kobiet i poczuciu odpowiedzialności, a także sugeruje, że kobiety osiągnęły wysoki poziom intencjonalności w teorii umysłu. Nie widzę w tych zachowaniach powodu uzasadniającego zaniżenie statusu społecznego. Tylko patriarchalny sposób myślenia mógł stawiać wyżej zdolność do mordobicia, zabijania i gwałcenia osobników tego samego gatunku nad zdolnością do tworzenia nowego życia i odpowiedzialnego wychowania potomstwa.
Religie judeochrześcijańskie to jak nakładka Norton-comander na Dosa, ergo, te konkretne religie to jakby pean na cześć patriarchatu, czyli innymi słowy produkt odpowiadający na zamówienie tego systemu społecznego. Stary testament usprawiedliwia przemoc, okrucieństwo, destrukcję. Nie afirmuje wiedzy, widzi w niej zagrożenie i narzędzie szatana. Kobiety, matki, córki, służebnice – mężczyzna- ojciec, mąż brat – może sprzedać, oddać na noc gościowi, który nocuje pod jego dachem, może też gwałcić ją albo zabić, słowem, może zrobić wszystko, byleby potrafił to zgrabnie uzasadnić.
Nic dziwnego, że mordercy z bogiem na ustach na ogół nie odczuwają wyrzutów sumienia, podobnie i dziś świętoszkowaci oprawcy kobiet czują się znakomicie w roli ręki boskiej – patrz syndrom Chazana. Całe szczęście, że w prawdziwym życiu mężczyźni na ogół doceniali swoje kobiety i jako analfabeci nie czerpali inspiracji z świętych ksiąg. Wprawdzie żydzi mieli obowiązek umieć czytać i pisać, ale ich księgi zapisane są nieco inną „mądrością” i okrucieństwo nie jest tam widoczne na pierwszym planie.
Zmierzam do tego, że oglądając po raz tysięczny problem praw kobiet z perspektywy XXI wieku, nie sposób poważnie traktować treści produkowanych przez pasterzy religii judeochrześcijańskich, tak samo jak nie sposób poddawać się bezrefleksyjnie patriarchatowi, który generuje wyścig szczurów, wojny i degradację środowiska. Zauważcie, że mapa zasięgu poszczególnych religii poniewierających kobiety, nakłada się w danym okresie historycznym na obszary zdominowane przez silnie rozwinięte kultury patriarchalne.
Zauważcie dalej, że jak historia pokazuje, religia i patriarchat wzmacniały się wzajemnie, władza legitymizowana była przez religię i religia chroniona była przez władzę. Obie instytucje bardzo długo chodziły w jednej parze, niekiedy tylko jedna albo druga podkładała partnerowi nogę, co nie miało w zasadzie większego przełożenia na los wspólnoty. Najgorzej bywało, gdy religia i władza szły zgodnym krokiem. Wtedy bowiem mamy do czynienia na ogół z terrorem, zahamowaniem rozwoju społecznego, legalizacją łamania praw człowieka w świetle obowiązujących ustaw. Z pozoru paradoksalnie szczytem osiągnięć w tym zakresie są systemy totalitarne – Chiny, Korea Północna, – gdzie stosunek do władzy ma wszelkie znamiona kultu religijnego – żyjący kacyk jest czczony jak bóstwo za życia i po śmierci, a jego słowa mają siłę sprawczą i nie są kwestionowane.
To nie przypadek, że we współczesnej Polsce od trzydziestu lat mamy regres społeczny, że do władzy ostatecznie dopchało się PIS, że odebrano w Polsce kobietom ich prawa reprodukcyjne i w wielu kluczowych momentach ogranicza się ich wolność, oraz odcina od możliwości rozwoju. Bo dziś w Polsce władza i kościół katolicki idą nóżka w nóżkę dla obopólnych korzyści materialnych. I dopóki społeczeństwo nie będzie głodne, dopóty nie zauważy, że jest okradane w biały dzień i to nie tylko z pieniędzy, na które ciężko zapracować, ale także z godności, z wolności i z dostępu do awansu społecznego.
Idąc za moją tezą trzeba sobie powiedzieć, że sytuacja kobiet nie będzie lepsza, a jeśli nawet coś ugramy, to efekt zmian nigdy nie będzie stabilny, chyba, że ludzkość dojrzeje do wielkiej zmiany kulturowej i pożegna się z zasadami patriarchatu. Ze zgrozą stwierdzam, że nie widać jaskółek nadziei. Nawet tęgie głowy filozofów nie są w stanie wyobrazić sobie tej koniecznej zmiany, ale też coraz częściej mówią, że to nieodzowne jeśli mamy przetrwać jako gatunek. Dobre i to.
Moje nadzieje i moja wiara w mądrość kobiet podupadają, kiedy słucham wypowiedzi dziewczyn i młodych kobiet, wychowanych na prawicowej narracji. Mówią one otwarcie o tym, że nie chcą podejmować trudu utrzymania rodziny w tym i siebie. Mówią, że odpowiada im taki status jaki mają i sprzeciwiają się dążeniom ruchów feministycznych. I nie jest gorszące nawet to, że mówią o mężczyznach jak o swoich niewolnikach, zobowiązanych do utrzymywania licznej rodziny i podejmowania za nią jednoosobowo odpowiedzialności. Najbardziej wkurza mnie to, że odmawiają innym kobietom prawa do własnych decyzji, do wyboru stylu życia, do rozwoju. Prawicowa misja ewangelizacyjna wciskana społeczeństwu z przeświadczeniem o jedynej liczącej się racji, bo popieranej przez konserwę KRK, to całkowicie nieprzystająca do współczesności perspektywa widzenia.
Przemilczane w historii świata biogramy wspaniałych kobiet, które wyłamały się z uprzęży kulturowo-religijnej, dokazywały w swoich czasach i kompromitowały reguły, świadczy jedynie, że w odpowiednich warunkach, pozwalających na rozwój, zawsze byłyśmy zdolne stawać ramię w ramię z mężczyznami. Istnienie tamtych kobiet i ich dokonania jako następstwo zaniechania treningu kulturowego, pozwala przez moment zobaczyć jakąś, oczywistą dziś dla nas prawdę, że różni nas jedynie siła fizyczna i rola w procesie prokreacji.
Dlaczego właśnie kontrola nad rozrodczością jest dla patriarchatu takim atrakcyjnym atrybutem władzy, to zagadnienie dla psychiatrów, psychologów a także antropologów i filozofów. Z mojej perspektywy widzę tylko patologię takich ambicji, czuję obrzydzenie i absmak jeśli muszę komuś tłumaczyć oczywiste prawdy, że człowiek ma w tym zakresie kompetencję ostateczną i niepodważalną. Człowiek stanowi 85% *biomasy na Ziemi zatem nie tylko powinien, ale ma obowiązek odpowiedzialnie traktować swoją rozrodczość. Tymczasem w Polsce zamiast edukacji seksualnej podaje się młodym za wzór życie seksualne królików z wszystkimi tego konsekwencjami.
Obsesyjne zmuszanie obywateli obu płci, do podejmowania odpowiedzialności za efekt nieodpowiedzialnych decyzji politycznych ePISkopatu – nie waham się powiedzieć – to zbrodnia przeciwko ludzkości! Domyślam się, że gdyby ta władza miała decydować o prokreacji muzułmanek, bez wahania ograniczono by im prawo do potomstwa. Podejrzewam od dawna, że ta histeria wokół przyrostu naturalnego w Europie, który faktycznie jest w Polsce wybitnie poniżej zastępowalności pokoleń, dotyczy jedynie rasy słowiańskiej, a więc białej, wybranej przez boga ! Nie będziemy przestrzegać prawa pisanego przez szaleńców i dyktowanego przez mizoginów!!!
PS. WSZYSCY JEDZIEMY W PIĄTEK DO WARSZAWY
20.03.2018. Wtorek. Arteteka w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Krakowie , ul. Rajska 12. Panel naukowy poświęcony statusowi kobiety w kulturze religii judeochrześcijańskich i hinduizmie… SZCZERZE O WIERZE. STATUS KOBIETY W RELIGIACH
*błąd; nie 85% biomasy, tylko 98% biomasy kręgowców żyjących na Ziemi. Za nieścisłość przepraszamy.