Refleksje nad człowieczeństwem, na marginesie kryzysu humanitarnego w Polsce i na świecie, dziś i w przeszłości.
To nie kryptoreklama książki. To fragment wypowiedzi Jacka Dehnela na marginesie kryzysu uchodźczego, a raczej kryzysu humanitarnego na wschodniej granicy Polski, kryzysu wartości, człowieczeństwa i naszej ludzkiej empatii. Wybrałam ten właśnie fragment z dłuższego postu, bo po pierwsze nie słyszałam tej historii, po drugie jest ona znakomitym opisem czegoś, co można przekornie nazwać prawdą o naszym człowieczeństwie, a może nawet prawdą – że człowieczeństwo, takie jakie przywykliśmy sobie przypisywać, to jednak wytwór humanistycznych, pobożnych życzeń?
Jestem świeżo po lekturze znakomitej książki Natalii Budzyńskiej „Dzieci nie płakały. Historia mojego wuja Alfreda Trzebinskiego, lekarza SS”. Trzebinski, pochodzący z polskiej, katolickiej rodziny i ukrywający swoje pochodzenie, był lekarzem w nazistowskim systemie obozów koncentracyjnych i zagłady. Większość jego działalności nie była ściśle zbrodnicza – owszem, może nie opiekował się więźniami, może akceptował cały system, ale nikogo nie bił, nie zabijał, nie używał osobiście przemocy. Brzydził się tym. Asystował przy karach fizycznych, przy selekcjach, przy próbach Cyklonu B, wypełniał papiery, ale ręce miał, w sensie najwęższym, „czyste”. I tak aż do dnia, w którym, wśród łoskotu walącej się Trzeciej Rzeszy, dziesięć dni przed samobójstwem Fuhrera, Trzebinski otrzymał polecenie zlikwidowania dwadzieściorga żydowskich dzieci, na których przeprowadzano eksperymenty medyczne w obozie Neuengamme. I Trzebinski zwlekał, cierpiał (ogromnie się potem nad tym swoim cierpieniem roztkliwiał w notatniku spisywanym w celi śmierci; nie był w tym zresztą odosobniony – Himmler w „mowie poznańskiej” sam mówił swoim oddziałom, że zabijanie żydowskich kobiet i dzieci jest strasznie trudne i budzi wielkie cierpienie esesmanów, ale trzeba to wykonać, dla dobra narodu).
Trzebinski bierze udział w egzekucji. Osobiście nie wiesza, uważa się bowiem za subtelnego humanistę i człowieka kulturalnego – zresztą ma do tego ludzi. Robi tylko zastrzyki z morfiny, żeby tych dwadzieścioro dzieci, dzieci w wieku od pięciu do dwunastu lat, było łatwiej powiesić. Oraz, oczywiście, żeby nie cierpiały, bo bardzo cierpiałby, zadając cierpienie. Wszystko się wali – ale trzeba zlikwidować dzieci z powodu ostrożności procesowej i taka oto przykrość spotkała doktora Trzebinskiego. Nie chciał, ale musiał. Wzbraniał się ogromnie, ale jedynie w duchu, a tymczasem napełniał strzykawkę. Bo to jednak bardzo źle wygląda. Mieli być – jak na granicy – sami mężczyźni, a tu się pojawiły dzieci. I na tych dzieciach przeprowadzano eksperymenty, oczywiście dla dobra narodu.
Kiedy go wieszano po procesie oprawców, Trzebinski postanowił jako ostatnie słowa wyrecytować cytat: „Panie, wybacz im, bo nie wiedzą, co czynią.” Zrobił z siebie umierającego na krzyżu Jezusa. Do końca uważał się za niewinnego.
Psychologia, socjologia a nawet antropologia przebąkują od czasu do czasu, że człowiek nie potrzebuje ani religii, ani filozofii, czy takiej lub innej ideologii, żeby być dobrym, uczciwym, człowiekiem. Ja w to wierzę, choć nie wierzę w większość wytworów intelektu jak bóg, kosmici czy szkodliwość noszenia maseczek w czasie pandemii… Ale żeby to sprawdzić empirycznie trzeba by powtórzyć od początku ewolucyjny rozwój ludzkiego gatunku- a to nie jest, niestety, możliwe. I dziś stoję na stanowisku, że jednak wciąż jesteśmy zwierzętami- lepiej lub gorzej ubranymi w jakieś ciuchy, z wytworami technologii w rękach, które używamy, ale nie wiemy nawet jak działają. Mentalnie nie zrobiliśmy wielkiego postępu.
Napisaliśmy wprawdzie Wielką Kartę Praw Człowieka, Kartę Praw Dziecka, i kilka innych ważnych dokumentów, ale nie dbamy o to, by wszyscy rozumieli je jak należy, nie rozumiemy ich i nie stosujemy- nigdzie na świecie…
Pewien zacny człowiek poświęcił całe swoje życie by wprowadzić do języka prawniczego pojęcie zbrodni przeciwko ludzkości i ludobójstwo. Udało mu się. Ale nadal to się dzieje… codziennie, wszędzie.
A ja również codziennie wstaję, piję kawę, pracuję, ogarniam życie – jak każdy. Mam silne mechanizmy obronne. Mogę funkcjonować w miarę normalnie tylko dzięki odcięciu się od rzeczywistości, która – gdy ją objąć spojrzeniem szeroko i głęboko – musi porażać i obezwładniać. Bo świat jest i piękny i przerażający jednocześnie.
kuna20212kraków