Tu nie ma żadnej polityki. Tu jest hucpa i bezprawie. Polska stała się pyskatym parweniuszem Europy.
Kiedy po raz pierwszy Prawo i Sprawiedliwość przyssało się do władzy w 2005 roku, mówiłam partnerowi na pocieszenie – nie martw się. Może Polacy muszą zobaczyć na własne oczy, poczuć na własnej skórze czym pachnie ta formacja. No wiesz, czasem im gorzej tym lepiej.
Skwitował moje gadanie tak – PIS to najgroźniejszy psuj pod słońcem. Rozwalić, zniszczyć jest bardzo łatwo. Naprawić będzie bardzo trudno.
Potem był 2007 rok, potem osiem lat rządziło PO. Rządy PO też mnie rozczarowały… Priorytety PO, to nie były moje priorytety. Ale to była jakaś polityka. Mogła się podobać, albo nie. W 2015 roku głosowałam na Razem – młodą formację, podobno lewicową. Byłam tak spragniona innego podejścia do ludzi, że nawet wstąpiłam w szeregi tej partii. Tak, tak! Miłość jest ślepa…
W tamtych wyborach wygrała partia Kaczyńskiego. Platforma Obywatelska przegrała, bo wyborcy nie kupili tym razem strategii straszenia PIS-em, a poza tym nie byłam jedyną, która czuła się oszukana i wykorzystana… I przede wszystkim – co to za wybór miedzy dżumą a cholerą? Większość uprawnionych do głosowania nie wzięła udziału w wyborach. Przez cztery lata PIS miała większość w sejmie i zrezygnowała z polityki na rzecz destrukcji systemu demokratycznego państwa. Zrobiła to koncertowo, nie niepokojona przez opozycję, ignorując wielotysięczne demonstracje uliczne obywateli. Po drodze wielokrotnie ośmieszyła Polskę na forum międzynarodowym, i sądząc z wyniku wyborów w 2019 roku – musiało się to bardzo podobać jej wyborcom.
Kiedy patrzę na scenę polityczną, to niestety nie widzę jakiegoś specjalnego zróżnicowania. Przeważa generalnie POPULIZM we wszystkich możliwych narracjach. Lewica opowiada o tym jak się troszczy o ludzi, choć wcale tego nie robi; centrum straszy wyborców upadkiem gospodarki, czyli jak zwykle, a partie konserwatywne / prawicowe populizm mają we krwi – on ją napędza, czaruje, odpowiednio wcześniej sformatowany, elektorat. A co łączy wszystkie partie? Wszystkie partie włażą, z wazeliną lub bez, w tyłek kościołowi katolickiemu. Kościół trzyma zaś wszystkich na dystans, mocniej lub słabiej, chętniej lub mniej chętnie za jajca. Czując ten czuły uścisk, politycy jak ognia unikają słowa – świeckość, neutralność światopoglądowa, prawo do aborcji, równość, solidarność, katastrofa klimatyczna, a ostatnio nawet ekologia nie przechodzi im przez gardło.
Miałam kiedyś okazję zadać mądrej kobiecie z lewicy pytanie – co sprawia, że politycy tak się boją kościoła? Dlaczego zachowują się jakby nie wiedzieli, że to państwo w państwie istnieje wyłącznie z powodu tego ich nieuzasadnionego strachu. Zostałam poinformowana, że dziesięć tysięcy parafii to bardzo groźna i bardzo wydajna agitacja w okresie wyborów i nikt, żadna formacja, nie chce być z tych ambon napiętnowana i wskazana wyborcom, jako ta zła, najgorsza i potępiona przez Boga i kościół.
I wtedy potwierdziło mi się, że politycy są odklejeni od rzeczywistości. że nie umieją liczyć, oraz że są zwyczajnie leniwi, mało kreatywni i zaślepieni własnym strachem. Nie umieją liczyć, bo 24% elektoratu głosującego na PIS to nie jest większość społeczeństwa; Są leniwi, bo nie chce im się dotrzeć do pozostałych 76% uprawnionych, w tym około 50% stale olewających wybory. Kreatywni nie są, bo wciąż trzymają się kurczowo swoich nieuzasadnionych wyobrażeń o potędze kościoła, co naturalnie powoduje coś w rodzaju paraliżu i brak otwartości na inne opcje rozwiązania tego swoistego węzła gordyjskiego.
I co ciekawe – teraz kiedy mamy przed sobą termin nielegalnych wyborów ustalony na 10 maja – „opozycja” , przynajmniej jej część, nawołuje byśmy wzięli w nich udział, chociaż akurat tym razem nie są to żadne wybory, tylko logistyczne przedsięwzięcie za ciężkie, nasze(!) pieniądze, są kropką nad „i” całego zestawu fanaberii Kaczyńskiego, w wyniku czego nie dokona się absolutnie żaden wybór. Wynik jest ustalony, wiadomo, że nikt go nie zaskarży – nie ma do kogo i nie ma odpowiedniej procedury – zatem do czego tak naprawdę nawołuje „opozycja” ? Czy opozycja w ogóle wie co robi? Wątpię.
Czy zauważyliście, że kosciół schował się za węgłem, zamknął się za spiżowymi bramami swoich wypasionych siedzib? Oni, tak chętnie wypowiadający się na każdy temat, nagle nabrali wody w usta i niezbornie coś tam bąkają niezrozumiale… Wiecie co się dzieje? Kościół się przyczaił. Zajął z góry ustalone pozycje i zastanawia się do kogo się przyklei kiedy minie kryzys epidemiczny, klęska żywiołowa i ustanie bujanie na politycznych falach. A przyklei się do tego, kto będzie gwarantował im dalszą prosperity na kolejne dekady. Ciekawe kto obejmie funkcję po PIS-ie i nadal będzie oddawał haracz kościelnej mafii, za ochronę interesów politycznych swojej formacji…
Kościół zachowa się dokładnie tak, jak ma to w zwyczaju i jak zachował się w latach 80-tych – wtedy też nie wiedział jak się skończy rozróba solidarnościowa, zwłaszcza, że dysydentami byli ludzie z KIK-u – a więc wykształceni inteligenci, a ci nie byli do końca przewidywalni. Jak wiecie z najnowszej historii – owi dysydenci nie okazali się być wystarczająco przewidujący i oddali Polskę w łapy hierarchów. Podobno nie wzięli pod uwagę, że kościół nie potrafi się samoograniczać – czyli że weźmie wszystko co się mu zaoferuje… i jeszcze więcej.
I w tym momencie sugerowałabym jednak, żeby politycy zdali sobie sprawę z tego, że nawet jeśli mamy w Polsce dziesięć tysięcy parafii i tyleż propagandzistów w koloratce – to jednak słuchaczy jest drastycznie mało. Że wobec tego, istnieje pilna potrzeba budowania relacji z pozostałym elektoratem, którego pozyskać można dziś jedynie przekonującym programem i narracją, w której nie straszy się PIS-em, tylko odsłania nowe perspektywy rozwoju dla Polski i dla każdego obywatela z osobna. Jeżeli opozycja tego nie potrafi – może się rozwiązać, oddać mandaty poselskie i pójść w odstawkę, jako nikomu do niczego nie potrzebna siła bez mocy przerobowych, bez koncepcji i pomysłu na konstruktywną działalność polityczną.
Czemu piszę tak nieładnie o wszystkich? Bo jestem wściekła. Bo nie chce mi się już gadać o politykach, o uśpionych, a także sprzedajnych elitach, o inteligentach kolaborujących z kościołem, o naukowcach, którzy szukają „boskiej cząstki” i kropią wodą święconą wszystko co się da w instytutach, i o cwaniaczkach, którzy nie wiadomo kiedy zmienili statuty wyższych uczelni po to, by wpisać do nich obronę wartości chrześcijańskich i wyrzucić z nich humanizm.
Martwię się, jak będę żyła po odtrąbieniu pandemii, gdy wirus pozostanie w naszej populacji, która nabędzie odporność zbiorową. Każdy będzie dla mnie zagrożeniem, bo moja odporność będzie żadna, dopóki nie pojawi się dobra 100% skuteczna szczepionka. A co jeśli wirus zacznie gwałtownie mutować? Co roku będzie nowa szczepionka? Tak jak na grypę? Za dużo pytań bez odpowiedzi, za dużo.
Tak wyglądają tulipany po 27 godzinach od ścięcia – usychają stojąc w wodzie po szyję
Susza. To jest temat. To jest prawdziwy widoczny gołym okiem problem. A nasz rząd właśnie wyprzedaje gigantyczne ilości zboża. Za chwile rozpoczną się zbiorowe modły o deszcz… I oby nie stało się tak jak przed laty – modlili się w sejmie o deszcz, wiadomość poszybowała do niebios, ale miała cholernie duże opóźnienie i potem mieliśmy powodzie i trąby powietrzne… Oj coś z tą relacja z bogiem nie najlepiej im idzie. A może ich bóg się wkurzył na ich głupotę i posłał im odpowiedź w postaci znaków – czytajcie więc znaki świętoszkowaci, kryptoateiści – hipokryci… Wciąż wam to mówię – czytajcie znaki.
Kuna2020Kraków