Uniwersytet Jagielloński. Afera z molestowaniem seksualnym w tle. Nihil novi.
Na Uniwersytecie Jagiellońskim właśnie wybuchła afera z molestowaniem seksualnym w tle. Jeden z wykładowców, Maciej M. podobno od wielu lat zachowywał się niewłaściwie i niegodnie wobec studentek w sytuacjach publicznych, ale także wielokrotnie przekroczył granice wybranych przez siebie kobiet, wykorzystując swoją pozycję i przekraczając swoje kompetencje wobec ofiar.
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że władze uczelni, które podobno o wszystkim wiedziały od lat, zachowywały się podobnie jak władze kościoła w przypadku pedofilii swoich pracowników. Ale to tylko pozorne podobieństwo. Na przykładzie UJ-owskiej afery możecie prześledzić zasadnicze różnice.
1.Ofiary, to osoby dorosłe metrykalnie.
2.Po pierwszych skargach studentów odbyto rozmowę ze wskazanym wykładowcą na temat standardów zachowań wobec studentów podczas zajęć.
3.Po otrzymaniu konkretnego zgłoszenia natychmiastowo wszczęto procedury – a w tych ramach przede wszystkim zabezpieczono studentów przed koniecznością kontaktowania się i podlegania osobie Macieja M.
[…]od wiosny ubiegłego roku władze UJ zajmują się przypadkiem doktora Macieja M., wykładowcy Instytutu Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych, znanego dziennikarza. M. wykłada na UJ od kilkunastu lat (z przerwami). W oficjalnej skardze do Katarzyny Jurzak, pełnomocniczki rektora UJ ds. bezpieczeństwa studentów i doktorantów, grupa 20 osób zarzuca wykładowcy molestowanie i dyskryminację. Do władz uczelni trafiły również dwie skargi indywidualne.[…]
[…]Nasza rozmówczyni nie wiedziała o złożeniu skarg. – Jeżeli tak się stało, jest to przełom. Przez lata dziewczyny były przekonane, że z tą sprawą nie da się nic zrobić. Lęk przed ujawnieniem nazwisk i zemstą M. był bardzo duży – komentuje.[…]
[…]Zaraz po otrzymaniu informacji na temat potencjalnych naruszeń nietykalności osobistej studentów i złożenia przez nich skarg władze wydziału wezwały pracownika i poinformowały go o wszczęciu postępowania wyjaśniającego, które skutkowało z jednej strony zawieszeniem pracownika na czas wyjaśnienia sprawy, z drugiej zaś ograniczeniem jego wszelkich kontaktów ze studentami.[…]
[…]31 stycznia rzecznik dyscyplinarny prof. Adam Górski postawił zarzuty wykładowcy – przynajmniej częściowo potwierdzają one doniesienia studentów. – W trwającym postępowaniu wyjaśniającym jesteśmy obecnie na etapie końcowym. W tym momencie, działając zgodnie z procedurami, oczekujemy na decyzję rzecznika dyscyplinarnego, nie przesądzając o winie i nie uprzedzając faktów. Decyzję poznamy w najbliższych dniach – komentuje Ochalik.[…]
I kiedy Maciej M. będzie się użalał przed kolejną instancją na postępowanie uczelni, która go tak haniebnie potraktowała i gdzie, mam nadzieję, dowie się jak bardzo jest w błędzie, setki starych i dziesiątki nowych spraw o seksualne nadużycia wobec dzieci i młodzieży katolickiej, nadal pozostaną pod dywanem w kuriach, albo toczyć się będą do śmierci winowajców lub ich ofiar… I to jest zasadniczy powód, dlaczego pedofilią w kościele trzeba zajmować się osobno i według innych reguł, jeśli sprawiedliwości ma stać się zadość.