Abp Juliusz Paetz. Mechanizmy przemocy i władzy. Część 26 i 27

ABP JULIUSZ PAETZ – część XXVI.

Metropolitę poznańskiego coraz częściej ostrzegał, prywatnie i po starej znajomości, nuncjusz abp Józef Kowalczyk, że do nuncjatury, ale także do Watykanu docierają coraz częściej informacje o seksualnych nadużyciach abp Juliusza Paetza i że koniecznie trzeba coś z tym pilnie zrobić.


Nie wiadomo kto wpadł na pomysł, aby spreparować pismo wszystkich dziekanów całej archidiecezji, że wyrażają oni oburzenie i solidarność ze swoim ordynariuszem i że te wszystkie działania i ataki na osobę abp Juliusza Paetza są działaniami wrogów Kościoła, a zarzuty samych poznańskich duchownych są niczym innym jak rozbijaniem jedności polskiego duchowieństwa.


Zwołano wówczas w Poznaniu w trybie pilnym spotkanie wszystkich biskupów archidiecezji ze wszystkimi dziekanami. Przewodniczył mu początkowo sam arcybiskup Juliusz Paetz, który rozpoczął spotkanie od gorącej modlitwy za jedność całego duchowieństwa ze swoim biskupem diecezjalnym, po czym niespodziewanie opuścił spotkanie i więcej się na nim nie pojawił. Wszystko było jednak z góry wyreżyserowane i wówczas do akcji przystąpili biskupi pomocniczy metropolity, w tym jeden wyjątkowo aktywny, który ostatnio pod Wawelem robi ogólnopolską karierę jako najwybitniejszy znawca od „tęczowej zarazy”. Już wtedy był w tej dziedzinie fachowcem…


Zażądano natychmiastowego podpisania „lojalki” od wszystkich obecnych na spotkaniu dziekanów. Przybyło wówczas 40 księży. Niektórzy znali prawdę, bo o molestowaniu kleryków i młodych księży huczało wówczas w całej archidiecezji, a ponadto molestowani młodzi księża pracowali w wielu dekanatach tych dziekanów, ale strach i chęć utrzymania stanowiska był silniejszy. A ponadto skoro podpisywali wszyscy…


Problemem na tym spotkaniu było jednak to, że niektórzy dziekani byli nieobecni na tym spotkaniu, więc biskupi pomocniczy (w tym gorliwiec od „tęczowej zarazy”), osobiście jeździli po domach nieobecnych i chorych dziekanów i zbierali w kolejnych dniach ich podpisy. Podstępem, szantażem i kłamstwem zdobyli podpisy wszystkich. Spreparowany dokument wbrew wcześniejszym zapewnieniom, został wysłany do Watykanu i wykorzystany do obrony abp Juliusza Paetza.


Równocześnie w całej archidiecezji zmuszono księży do publicznego odczytywania we wszystkich parafiach listu pasterskiego, pełnego kłamstw jakoby doszło w archidiecezji do „bezprzykładnego ataku na naszego arcybiskupa i jedność kapłaństwa”. Listu tego słuchali w swoich parafiach byli i obecni molestowani klerycy i ich rodziny.


Na znak protestu czterech dziekanów złożyło po tym liście dymisje, w tym ks, Roman Kostecki z parafii w Goślinie Murowanej. Jak sam stwierdził został oszukany, a po kilku tygodniach dodał: „Moja rezygnacja wynika też z innego powodu. Zawiedli nas biskupi pomocniczy i to jest opinia kilku księży”. Może i zawiedli, ale na aferze z molestowanymi poznańskimi klerykami w tle, zrobili niewyobrażalną karierę. Jeden nawet trafił na Wawel, a teraz jest moralnym wzorem całego Episkopatu.


„Lojalkę” dziekanów i list pasterski arcybiskup postanowił opublikować w popularnym tygodniku archidiecezji o nazwie „Przewodnik Katolicki”, którego redaktorem był wówczas ks. Jacek Stępniak, pochodzący z Kościana, rocznik 1962, wyświęcony na kapłana w 1988 roku. Był to sygnatariusz listu z dnia 10 września 2001 roku do papieża Jana Pawła II, którego treść Państwo już dobrze znacie. Ksiądz redaktor zdecydowanie odmówił publikacji i postawił się swojemu metropolicie. Odmówił bo znał prawdę, jaka rozgrywała się od kilku lat w murach poznańskiego seminarium.

 

Jeszcze w tym samym dniu abp Juliusz Paetz odwołał go w trybie natychmiastowym ze stanowiska redaktora naczelnego tygodnika. Spadły na niego także inne represje. Ostatecznie ks. Jacek Stępniach, w styczniu 2002 roku, opuścił archidiecezję poznańską i wyjechał na przymusowe misje do Zambii. To była jego osobista cena za wierność prawdzie, ale „Przewodnik Katolicki” żądanej publikacji nigdy nie opublikował.

Abp Juliusz Paetz nie zaryzykował bowiem w zaistniałej sytuacji, starcia z nowym redaktorem znanego katolickiego czasopisma, gdyż niespodziewanie w lutym 2002 roku, został wezwany do Watykanu, przed oblicze papieża Jana Pawła II. O tym nieznanym szerzej, a ważnym epizodzie w życiu polskiego papieża, dotyczącym bezpośrednio jego osobistego udziału w aferze poznańskiej, napiszę w przyszłości dużo więcej.


Do tego wątku odnosi się jeszcze jeden list, pewnego wpływowego księdza archidiecezji poznańskiej, któremu obiecałem anonimowość. Oto jego fragment: „Nikt z diecezjalnych duchownych głośno nie bronił arcybiskupa. gdyby któryś z księży to zrobił, to nie tylko zrównałby się z grzechem, ale oznaczałoby to, że ma podobne skłonności.(Niczego nie sugeruję, ale specjalista od „tęczowej zarazy”, bronił Paetza głośno i publicznie wielokrotnie – dopisek mój) Część duchownych milczy. Obawiamy się, że jeśli jeden z nas trafił za bronienie prawdy na misje, to podobny los czeka innych, którzy nie planowali wyjazdów. I nie chodzi o misje. Ksiądz Stępczak dostał zakaz pracy duszpasterskiej w diecezji poznańskiej. Taki zakaz dostaje ktoś, kto popełnił przestępstwo kościelne. A przecież ks. Stępczak niczego takiego się nie dopuścił”.


Ten fragment listu jest prawdziwym obrazem duchowieństwa archidiecezji poznańskiej w dobie Paetza i innych Paetzów w wielu naszych polskich diecezjach. Możesz lądować w łóżku szefa, możesz pławić się z nim wspólnie w jego wielkiej wannie, możesz pozwalać mu grzebać w twoim rozporku, droga twojej kariery jest szeroka i niczym nieograniczona. Ale jeżeli zwyrodniałemu szefowi nie pozwolisz się gwałcić i nie pozwolisz mu gwałcić innych i będziesz jeszcze o jego grzechu krzyczał głośno, to spotkają cię tak surowe kary kościelne, jakbyś był przestępcą. No, możesz jeszcze milczeć, jak robi to większość…


Na szczęście nie wszyscy, bo byli tacy, którzy swojemu zwyrodniałemu metropolicie powiedzieli także „nie”.

ABP JULIUSZ PAETZ – część XXVII.

Nie wszyscy świadkowie wydarzeń z okresu rządów abp Juliusza Paetza w Poznaniu, którzy stanęli wówczas w obronie molestowanych kleryków żyją i mogą dzisiaj zaświadczyć prawdę o tych burzliwych wydarzeniach. Jednym z nieżyjących już, ale niezwykle odważnych i zasłużonych kapłanów był ks. prof. infułat Romuald Niparko, którego postać chciałbym dzisiaj wszystkim przypomnieć.


Życiorys i działalność tego kapłana był na tyle ciekawy, że niektóre fakty warto w tym momencie przypomnieć. urodził się w 1940 roku, w okresie okupacji, w miejscowości Michnowicze, na terenie przedwojennej Polski (obecnie Litwa). Po wojnie jako pięcioletnie dziecko przeprowadził się z rodzicami na teren Wielkopolski i tutaj wstąpił do Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Poznaniu. Tutaj zdobywał kolejne stopnie naukowe, pracował naukowo i cieszył się autorytetem moralnym swoich studentów, ale także innych duchownych archidiecezji poznańskiej.


W okresie swojej pracy naukowej na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, pełnił na wydziale funkcje prodziekana, ale równocześnie w samej kurii arcybiskupiej abp Juliusz Paetz powierzył mu stanowisko wikariusza biskupiego do spraw katechizacji. Metropolita zdawał sobie sprawę, że kapłan ten cieszy się autorytetem wśród kapłanów całej archidiecezji, ale gdy sprawa molestowania przez arcybiskupa kleryków tutejszego seminarium, a równocześnie studentów księdza prodziekana, stała się sprawą publiczną, abp Juliusz Paetz żądał od wszystkich swoich współpracowników bezwzględnej lojalności.
Także od księży pracujących na kierowniczych stanowiskach w kurii arcybiskupiej. Od swojego wikariusza biskupiego do spraw katechizacji także.


Tymczasem ks. prof. infułat Romuald Niparko znał wszystkie bulwersujące szczegóły dotyczące molestowania seksualnego kleryków przez metropolitę bezpośrednio od samych kleryków. Zdecydowanie stanął po stronie ofiar molestowania, choć wówczas dobrze wiedział, że spotka się to zapewne z nieprzychylną, a być może nawet wrogą reakcją abp Juliusza Paetza i jego lojalnego kurialnego otoczenia. Jako wykładowca uniwersytecki i urzędnik kurii arcybiskupiej wiedział czym ryzykuje, ale jako kapłan Chrystusa wiedział, że inna postawa to zdrada Chrystusa, Ewangelii i zasad jakimi w życiu zawsze starał się kierować.


Nie chciał, jak inni księża archidiecezji, komentować tego co działo się w murach seminarium, za plecami samego metropolity, dlatego zdecydował się na napisanie do zainteresowanego, a tym samym samego sprawcy nadużyć względem kleryków, szczerego listu.


Oto fragment tej korespondencji: „Ekscelencjo, Najdostojniejszy Księże Arcybiskupie, Metropolito! Książę Kościoła, piszę do Ciebie w bólu. Szczególnie boleśnie dotyka mnie, ciągnąca się od wielu miesięcy sprawa odnosząca się wprost do osoby Waszej Ekscelencji. Przez długi czas pokrywało ją głuche milczenie, mające sprawić wrażenie jakoby nic się nie stało. Reakcje w formie pisemnych oświadczeń, które się w końcu pojawiły, pochodzą od współpracowników Waszej Ekscelencji i noszą niestety znamiona klasycznej manipulacji. Mamy tu do czynienia z naganną rzeczywistością.”


Cały list jest w podobnym tonie. Ks. Infułat nie tylko odniósł się w nim jednoznacznie krytycznie do nagannych relacji arcybiskupa z klerykami miejscowego seminarium, ale także odniósł się niezwykle krytycznie do działań biskupów pomocniczych archidiecezji poznańskiej (bp Zdzisława Fortuniaka, bp Marka Jędraszewskiego i bp Grzegorza Balcerka) oraz większości dziekanów archidiecezji. Tym listem do metropolity ksiądz profesor przypieczętował jednak swój los w archidiecezji. Miał teraz nie jednego, ale wielu wpływowych wrogów, w tym czterech w fioletowych sutannach.


Nigdy nie otrzymał formalnej odpowiedzi na swój list do abp Juliusza Paetza, no chyba, że przyjmiemy, że odpowiedzią było zwolnienie go, po tygodniu od napisania tego listu, z wszystkich stanowisk kierowniczych w poznańskiej kurii archidiecezjalnej. To była cena za jego odwagę. Ale jego autorytet moralny wśród poznańskiego duchowieństwa nie ucierpiał, a nawet wzrósł niepomiernie. W obronie skrzywdzonego kapłana nie stanął nuncjusz w Warszawie, nie stanął także papież Jan Paweł II, mimo iż echa poznańskich wydarzeń dotarły za Spiżowa Bramę jeszcze w 2001 roku. Watykan uznał, że lojalność względem własnego ordynariusza jest ważniejsza, niż obrona skrzywdzonych ofiar zdeprawowanego hierarchy z paliuszem metropolity na ramionach.


Ks. prof. Infułat Romuald Niparko nie doczekał nigdy oficjalnych przeprosin. Nawet po odwołaniu przez Watykan w 2002 roku abp Juliusza Paetza z funkcji metropolity poznańskiego, nowy arcybiskup poznański abp Stanisław Gądecki, nie przywrócił go na utracone stanowisko w kurii poznańskiej. Nielojalność względem ordynariusza pamięta się bowiem w tej instytucji do śmierci. Śmierci, która w przypadku ks. prof. Romualda Niparko nastąpiła w dniu 8 maja 2018 roku. Infułat spoczął po czterech dniach na jednym z cmentarzy poznańskich.

Ciąg dalszy nastąpi…

 

Andrzej Gerlach