Abp Juliusz Paetz. Mechanizmy przemocy i władzy. Część 32 i 33.
ABP JULIUSZ PAETZ – część XXXII.
O doktor Wandzie Półtawskiej słyszał chyba każdy w tym kraju, a o jej przyjaźni z krakowskim metropolitą Karolem Wojtyłą, a następnie papieżem Janem Pawłem II napisano niejeden tekst. Opowiadała o tym także sama dr Wanda Półtawska w niejednym wywiadzie, więc o jej bliskich relacjach z polskim papieżem pisać więcej nie muszę. Załączam jedynie zdjęcie ze spotkania papieża Jana Pawła II z jego przyjaciółką i jej rodziną (lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku).
Natomiast kwestią zasadniczą w kontekście tej przyjaźni jest sprawa tego, co już urosło niemal do mitu, że to właśnie przyjaciółka papieża, podczas swojej prywatnej wizyty u Jana Pawła II, w listopadzie 2001 roku, poinformowała go o seksualnych wybrykach abp Juliusza Paetza i to ten fakt stał się bezpośrednią przyczyną odwołania poznańskiego metropolity z zajmowanego stanowiska. Powtarzały to media, powtarzali katoliccy publicyści. A jak było naprawdę? Wiedzieli to tylko sam papież i odwołany metropolita, ale oni już nic w tej kwestii nie powiedzą. Pozostają nam więc jedynie archiwa.
Prawdą jest, że dr Wanda Półtawska odwiedziła swojego przyjaciela Jana Pawła II w listopadzie 2001 roku i rozmawiała z nim o niezwykle trudnej sytuacji w Poznaniu. Była zresztą o to poproszona przez samych zainteresowanych w Polsce, gdyż Watykan nie reagował na wcześniejsze pisma i interwencje. Dodam tu jedynie, że mam tu na myśli bezpośrednie interwencje w Rzymie, gdyż te poprzez nuncjaturę warszawską nie docierały do Stolicy Apostolskiej, z czego ówczesny nuncjusz, abp Józef Kowalczyk, a później Prymas Polski, nigdy się publicznie nie wytłumaczył.
Jedna pisemna interwencja dotarła do Stolicy Apostolskiej poprzez ówczesnego metropolitę gdańskiego abp Tadeusza Gocłowskiego CM Dokument w tej sprawie spoczywa w teczce personalnej abp Juliusza Paetza. Słyszałem o jego treści, ale pewnie nigdy nie zostanie publicznie ujawniony. Jest natomiast znana notatka na ten temat, sporządzona przez kard. Josepha Ratzingera, prefekta Kongregacji Doktryny Wiary, że taki dokument dostarczył mu w Watykanie metropolita gdański.
Więc jedno wiemy na pewno. Przed wizytą dr Półtawskiej u papieża Jana Pawła II, w latach 1996 – 2002, teczka personalna abp Juliusza Paetza sześć lub siedem razy była wyciągana z archiwum i „lądowała” na biurku papieża. Za każdym razem, osobiście przynosił ją papieżowi kard. Ratzinger, który znał sprawę poznańską i ją z urzędu sam nadzorował. Wszystkie bowiem kwestie „seksualne” w Kościele, przechodziły przecież przez jego Kongregację.
Więc spotykając się ze swoją przyjaciółką w listopadzie 2001 roku, papież wiedział o wybrykach poznańskich swojego podwładnego. Wiedział także o homoseksualizmie abp Juliusza Paetza. Przecież prawdopodobnie dlatego, wbrew osobistym planom samego Paetza, pozbył się go z Watykanu, wysyłając do dalekiej Łomży, dwadzieścia lat wcześniej. Pisałem o tym szczegółowo w poprzednich odcinkach, więc kto śledzi moje wpisy, zna wszystkie detale tej sprawy.
Watykan robił takie rzeczy nagminnie. Mówiło się o takim zjawisku w slangu kościelnym, że „ktoś dostał kopa w teren”. Tylko za pontyfikatu Jana Pawła II takich przykładów znamy kilka, choć tu dodam z pikanterią, zawsze z homoseksualizmem w tle.
Dlaczego zatem papież, wiedząc o moralnych ułomnościach Paetza, mianował go biskupem, a potem metropolitą poznańskim? Odpowiedź może być tylko jedna. Nie wiem. Pozostają spekulacje. Wydaje się, że młody ks. prałat Juliusz Paetz wiedział zbyt wiele o grzechach Stolicy Apostolskiej i jej wysokich urzędnikach. Wszyscy wysłani przez Jana Pawła II „w teren” hierarchowie, pełnili wcześniej w kościelnej centrali zaszczytne funkcje. Byli sekretarzami, asystentami czy wręcz kochankami najważniejszych Urzędników Pana Boga. Byli zbyt dobrze poinformowani, aby ich wyrzucić. Stali by się wówczas zbyt łakomym kąskiem dla mediów, historyków i tajnych służb.
Po powrocie do kraju dr Wanda Półtawska poinformowała zainteresowanych, że osobiście poinformowała papieża o kwestiach moralnych metropolity poznańskiego. W lutym 2002 roku abp Juliusz Paetz został niespodziewanie wezwany do Watykanu, przed oblicze papieża Jana Pawła II. Wszyscy zainteresowani byli przekonani, że metropolita już nie wróci do Poznania i zamieszka w Rzymie w swoim własnym apartamencie. Jak metropolita Bostonu czy inni skompromitowani hierarchowie kościelni.
Niespodziewanie wrócił do Poznania po tygodniu. Jak przebiegło spotkanie z papieżem i jakie były ostateczne ustalenia nie wiemy. Ale metropolita pozostał na swoim stanowisku. Dopiero kiedy do Poznania przybyła specjalna komisja z Rzymu, sprawa ruszyła z miejsca. Abp Juliusz Paetz przygotował dla „gości” specjalne pokoje w swojej rezydencji, ale odmówili mu skorzystania z jego gościnności i zamieszkali w poznańskim seminarium. Kogo przesłuchiwali, nie wiemy. Co zeznali klerycy i inni duchowni, nie wiemy. Raportu nigdy nie opublikowano i jest on pewnie jedną z tajemnic spoczywających w teczce personalnej poznańskiego metropolity w archiwach watykańskich.
Wszyscy moi watykańscy przyjaciele są zgodni co jednego. Jan Paweł II odwołał, a precyzyjnie będzie powiedzieć, zmusił abp Juliusza Paetza, do osobistego złożenia rezygnacji z zajmowanego urzędu, z powodu nie tego, że kogoś tam molestował, że był czynnym homoseksualistą lub że miał męskich kochanków, których obdarzał swoimi względami, ale z powodu tego, że sprawa jego seksualnych wybryków została ujawniona. Że wywołał tym samym skandal medialny i naraził Kościół na szwank. Rezygnacja została złożona zgodnie z punktem Prawa Kanonicznego, który mówi, że biskup składa osobiście rezygnację na ręce papieża „z innych ważnych powodów”. Tak też było w wypadku metropolity poznańskiego. Rezygnacja została oficjalnie przyjęta w dniu 28 marca 2002 roku.
Ale panowie ustalili także wszystkie pozostałe szczegóły. Odwołany arcybiskup otrzyma po rezygnacji mieszkanie służbowe przy Bazylice Metropolitalnej i dożywotnie uposażenie na koszt archidiecezji poznańskiej, pełną emeryturę i dotychczasowe dochody stuły. Dodam w tym momencie, że wszyscy molestowani przez lata i wykorzystywani seksualnie przez abp Juliusza Paetza klerycy, którzy zeznawali przeciwko niemu i zostali usunięci z seminarium, nie zostali przywróceni do dalszej nauki, a także odmówiono im przyjęcia do jakiegokolwiek seminarium na terenie kraju.
O losach innych księży, w tym wykładowców akademickich, którzy mieli odwagę zaprotestować przeciwko zdemoralizowanemu metropolicie już pisałem w tym cyklu. Watykan nie upomniał się o los którejkolwiek z ofiar abp Juliusza Paetza, przypominając przy tym wszystkim, że Kościół jest hierarchiczny…
Jak wyglądało dalsze życie przedwczesnego kościelnego emeryta? Czy spędzał je na modlitwie? A może na pokucie, dając dobry przykład skruszonego grzesznika? O tym wszystkim dowiecie się Państwo już wkrótce, gdyż…
Ciąg dalszy nastąpi…
ABP JULIUSZ PAETZ – część XXXIII.
Wielu osobom czytającym ten długi cykl o metropolicie poznańskim, zapewne wydaje się, że z chwilą odwołania abp Juliusza Paetza przez Watykan, w dniu 28 marca 2002 roku, a ściśle biorąc po jego formalnej rezygnacji ze stanowiska arcybiskupa poznańskiego i po powołaniu w tym samym dniu na nowego metropolitę poznańskiego, dotychczasowego biskupa pomocniczego, bp Stanisława Gądeckiego (rocznik 1949), sprawiedliwości stała się zadość i grzeszny metropolita został skutecznie ukarany i resztę swoich dni spędził na pokucie, z dala od swoich dotychczasowych przywilejów i godności.
Pewnie podobnie myśleli w marcu 2002 roku liczni wierni i księża archidiecezji poznańskiej, ale kościelna rzeczywistość okazała się jednak bardziej skomplikowana. Gdyby do wydarzeń jakie wstrząsnęły kościelnym Poznaniem doszło w czasach papieża Franciszka, zdemoralizowany metropolita poznański zostałby nie tylko natychmiast odwołany ze stanowiska metropolity, ale także pozbawiony godności biskupiej, a być może przeniesiony do stanu świeckiego. Przykłady innych hierarchów, z kardynałami włącznie, z różnych krajów świata, którzy mieli mniej od Paetza na sumieniu, są tego najlepszymi przykładami. Ale w marcu 2002 roku na tronie Piotrowym zasiadał papież z Polski i żadnemu kościelnemu dewiantowi takie sankcje wówczas nie groziły.
W archikatedrze poznańskiej zdemoralizowany arcybiskup Paetz, zamiast przeprosić za wywołane zgorszenie swoich wiernych, usunąć się w cień i ewentualnie poprosić o modlitwę w swoim imieniu, wygłosił pełne oburzenia kazanie w którym zaatakował swoich oskarżycieli i stwierdził, że „źle interpretowano jego spontaniczność”. Ale najgorsze miało dopiero nadejść…
Mianowany już w dniu 28 marca 2002 roku, a więc w tym samym dniu, co było wyjątkowym zjawiskiem w czasach Jana Pawła II, nowy metropolita poznański abp Stanisław Gądecki, objął kanonicznie archidiecezję poznańską już w dniu 2 kwietnia tegoż roku, a więc po pięciu dniach. Jak na czasy pontyfikatu Jana Pawła II wszystko odbywało się niemal błyskawicznie. W dniu 20 kwietnia 2002 roku odbył się uroczysty ingres abp Stanisława Gądeckiego do archikatedry poznańskiej. Zebrani w świątyni wierni, duchowieństwo i zaproszeni goście byli świadkami nie tylko uroczystego objęcia swojej katedry przez nowego ordynariusza, ale także zobaczyli w uroczystym orszaku, który go prowadził do ołtarza…, odwołanego i skompromitowanego abp Juliusza Paetza.
Szedł w uroczystym orszaku, kłaniał się wszystkim i rozdawał swoje uśmiechy i z nieurywaną satysfakcją przyjmował liczne oklaski tłumu na swoją cześć. Nowy metropolita był przyjmowany niemalże jak uzurpator. Z niechęcią odnosili się do niego także polscy biskupi i tylko fakt, że nominacji tej dokonał sam Jan Paweł II, łagodził ich objawy niechęci i wrogości. Równocześnie na terenie miasta księża z kręgu odwołanego metropolity rozsiewali pogłoski, że ich dotychczasowy protektor został „wykończony przez masonów” i wrogów Kościoła.
Takich głosów było wówczas wiele, ale jednym z najgorętszych obrońców abp Juliusza Paetza, był ówczesny oficjał Sądu Arcybiskupiego w Poznaniu, ks. prałat Władysław Kołodziej. To zdumiewające biorąc pod uwagę, że ksiądz prałat z racji swojego urzędu, miał nieograniczony dostęp do wielu bulwersujących spraw w sądzie metropolitarnym. Gdzie on tam widział masonów? I jak to się stało, że w tych samych aktach sądowych, nie widział skarg na homoseksualne zachowanie swojego dotychczasowego szefa?
Zachowanie nowego metropolity podczas jego ingresu też było niejednoznaczne. Abp Stanisław Gadecki objął archikatedrę w atmosferze skandalu jakiego polski Kościół nie pamiętał. Musiał zdawać sobie sprawę z tego faktu, jak również z tego jak wielkie oczekiwania wobec niego mieli wszyscy przeciwnicy dotychczasowego metropolity, w tym także jego ofiary i ich rodziny.
A tymczasem podczas swojego przemówienia w archikatedrze podziękował abp Juliuszowi Paetzowi „za jego dotychczasową gorliwą biskupią posługę”. Być może była to zwykła kurtuazja i chęć zamydlenia oczu zwykłym wiernym, aby uciszyć skandal, ale wielu poznańskich duchownych pamięta mu to do dnia dzisiejszego.
Wstępujący na tron biskupi w Poznaniu arcybiskup powiedział wówczas jeszcze jedno zdanie, które wprawiło wszystkich w osłupienie, a mianowicie, że: „Kościół łatwiej przebaczy wszystko, niż atak na prawdę”. Abp Stanisław Gadecki nigdy nie wyjaśnił tych słów. Co zatem było tu „atakiem na prawdę”?
Podczas ingresu abp Stanisława Gądeckiego do Bazyliki Metropolitarnej w Poznaniu, gwiazdą mediów i całej uroczystości był jednak jego poprzednik. Przed archikatedrą żegnał się z tłumem wiernych, ale publicznie stwierdził, że „nie odchodzi i nadal będzie żył w cieniu katedry, zawsze gotowy „in Nomine Domini” („w Imię Pańskie”) życzliwie służyć każdemu człowiekowi”.
Po każdym ingresie biskupim odbywa się tradycyjne przyjęcie na cześć nowego ordynariusza z udziałem wszystkich kościelnych dostojników, całego duchowieństwa i zaproszonych gości. Po ingresie abp Stanisława Gądeckiego, nuncjusz apostolski, abp Józef Kowalczyk, a więc dyplomatyczny przedstawiciel samego papieża, odmówił udziału w tym przyjęciu. Takiego afrontu nie pamiętam w historii ingresów polskich biskupów.
Obiad po ingresie abp Stanisława Gądeckiego, nuncjusz apostolski zjadł ze swoim długoletnim przyjacielem w jego nowym domu. Przyjacielem tym był abp Juliusz Paetz.
Nikt wówczas nie wiedział, że ustalenia abp Juliusza Paetza z Watykanem i nowym metropolitą poznańskim zapewniały mu z chwilą formalnej rezygnacji utrzymanie, mieszkanie służbowe i wszystkie „dochody stuły”. Zamieszkał naprzeciw swojej dotychczasowej rezydencji w willi „w cieniu katedry”. W tej właśnie willi, od 2002 roku, zaczęły się dziać rzeczy o jakich większość wiernych nie miała i nie ma do tej pory pojęcia. Aż dziwne, że wiedząc niemal wszystko o dotychczasowych seksualnych ekscesach abp Juliusza Paetza i jego dewiacjach, nie reagowali na to co działo się w jego nowym domu „przy katedrze”, zarówno nowy metropolita poznański czy nuncjusz warszawski jak i sama Stolica Apostolska. Że nie reagowały na to także lokalne media. Jak wyglądał zatem w praktyce okres pokuty odwołanego metropolity, opowiem w kolejnych odsłonach tego cyklu, gdyż…
Ciąg dalszy nastąpi…
Andrzej Gerlach