Andrzej Dymer. Najdłuższy proces ukrywania pedofila…
Myślę, że tysiące widzów stacji telewizyjnej TVN24 oglądało w ramach znanego cyklu „Czarno na białym”, wstrząsający materiał dotyczący pedofila ks. Andrzeja Dymera (rocznik 1962), znanego kapłana z archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej, który przez całe lata perfidnie wykorzystywał nieletnich chłopców w kościelnych instytucjach, którymi kierował na Pomorzu Zachodnim.
Co ważne ofiarami ks. Andrzeja Dymera byli także chłopcy, którzy po latach sami zostali duchownymi, a teraz dochodzą sprawiedliwości względem swojego dawnego oprawcy. Co prawda nie należą oni do duchowieństwa tej archidiecezji, bo są księżmi zakonnymi, ale jako obecnie księży, ich głos w debacie o pedofilii w polskim Kościele brzmi tym bardziej wiarygodnie. I wybrzmiało to niezwykle wyraźnie także w tym wyświetlonym dziś materiale.
Co niestety także typowe w naszej polskiej rzeczywistości, grzechowi seksualnego wykorzystania dzieci przez naszych księży towarzyszy inny grzech, skutecznego i długoletniego tuszowania tej dewiacji przez hierarchów naszego Kościoła. A w wypadku ks. Andrzeja Dymera ten grzech trwa już od przeszło ćwierć wieku i dotyczy aż trzech kolejnych metropolitów z Pomorza Zachodniego. Ale nie tylko ich…
Kolejny pedofil w sutannie ujawniony przez TVN24 to także jeden z największych biznesmenów w tejże archidiecezji. Człowiek niezwykle powiązany ze światem polityki, biznesu, a także lokalnego samorządu. I to także być może było okazją do otworzenia przed laty nad nim parasola ochronnego. Niezwykle skutecznego parasola.
Materiał jaki mogliśmy wszyscy oglądnąć w dniu dzisiejszym, nie objął jednak wszystkich wątków tej bulwersującej sprawy, gdyż wiele z nich kryją jeszcze kościelne archiwa, także te sięgające samego Watykanu. Dlatego odniosę się do sprawy ks. Andrzeja Dymera w odrębnym cyklu i podejmę trud naświetlenia pewnych wątków bardziej szczegółowo. Czekam jednak jeszcze na odpowiednie potwierdzone źródła i ważne dokumenty do tej jakże bulwersującej sprawy. Być może wówczas czytelnicy zrozumieją lepiej jak skomplikowaną kwestią jest walka z patologią seksualnej deprawacji nieletnich przez naszych duchownych, szczególnie wówczas gdy sprawca jest wpływowym i do tego bardzo dobrze ustosunkowanych człowiekiem, a być może także seksualnym partnerem innych wpływowych ludzi Kościoła.
BUM!!!! I NIE MA GO WŚRÓ ŻYWYCH
BUM!!! I KOLEJNY ZŁOCZYŃCA, PEDOFIL I KSIĄDZ
NIE DOSTĘPUJE ŁASKI KARY
dodane przez red. PA.pl)*
Ks. Andrzej Dymer (rocznik 1962), kapłan archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej, od wczoraj jeden z najbardziej rozpoznawalnych w polskich mediach seksualnych dewiantów w naszym Kościele, zmarł zaledwie w kilka godzin po emisji materiału TVN24. Ksiądz zmarł po publicznym ujawnieniu jego wieloletniej działalności jako seksualnego oprawcy nieletnich chłopców, dzieci podległych jego działalności duszpasterskiej i wychowawczej. Ale także po ujawnieniu przez media długoletniego mechanizmu ukrywania jego dewiacji zarówno przez samych ludzi Kościoła, ale także osób ze świata polityki, biznesu i lokalnego samorządu.
Kościelny oprawca umarł dziś w nocy, ale dopiero po opublikowaniu wiadomości o jego śmierci, kuria archidiecezji gdańskiej opublikowała komunikat, że zaledwie cztery dni temu zapadł wyrok trybunału metropolitarnego, jako sądu kościelnego drugiej instancji, na który Stolica Apostolska i opinia publiczna w Polsce czekała ponad osiem lat!!! I co ważne wraz z informacją o wydanym wyroku tegoż trybunału, opinia publiczna została powiadomiona, że ten długo oczekiwany wyrok nie zostanie jednak opublikowany. Równocześnie kuria w rodzinnej archidiecezji zmarłego dewianta wydała dzisiaj oficjalny komunikat, że w związku ze śmiercią ks. Andrzeja Dymera, cała sprawa dotycząca seksualnego wykorzystania nieletnich chłopców zostaje uznana za zamkniętą, gdyż sprawca zmarł. I to wszystko, po 26 latach bezskutecznego oczekiwania na reakcję kościelnych zwierzchników zmarłego dziś kapłana.
No takiego scenariusza i takiego zwrotu akcji nie wymyśliliby nawet w Hollywood i to zawodowi specjaliści od filmowych sensacji. Ale oni w tym nędznym Hollywood nie docenili członków naszego rodzimego Episkopatu. I siły cudów w historii Kościoła…
A skoro już o cudach w Kościele mowa, to przypominam wszystkim czytelnikom, że takie nagłe śmierci duchownych i kościelnych hierarchów, miały już wiele razy miejsce i za każdym razem kończyły nie tylko całą sprawę, ale i rozganiały czarne chmury nadciągającego skandalu. O nagłej i niespodziewanej śmierci byłego arcybiskupa Józefa Wesołowskiego poczynając, który raczył „odejść do Domu Ojca” zaledwie po pierwszej rozprawie sądu kościelnego i to w samym Watykanie. Umarł po rozprawie wstępnej z jego skromnym udziałem, która z resztą i tak nic nie wyjaśniła.
Nie wykluczam wcale, że ks. Andrzej Dymer był śmiertelnie chory, choć jeszcze stosunkowo niedawno pracował na eksponowanym stanowisku dyrektora Instytutu Medycznego, którym kierował. Został z niego z resztą zwolniony, jeżeli się nie mylę zaledwie pięć dni przed śmiercią, przez samego metropolitę szczecińsko-kamieńskiego, abp Andrzeja Dzięgę (rocznik 1952), który od lat bronił jego seksualnych dewiacji i robił wszystko, aby nie poniósł on żadnych prawnych i kościelnych konsekwencji swoich perfidnych działań. Skoro był taki niewinny, to kto odwołuje niewinnego i do tego ciężko chorego kapłana z tak prestiżowego stanowiska i to na łożu śmierci? Taki równie święty i bogobojny metropolita? Kolejny cud w archidiecezji?
A może jednak było inaczej? A może znaleźliśmy się Wszyscy Panowie Prałaci już w takiej sytuacji, że grunt zaczął usuwać się spod wielu nóg i spod wielu biskupich tronów? A może nie chcieliśmy już (parafrazując nieskromnie Wodza Narodu), abyśmy mieli w Szczecinie i Gdańsku drugi Kalisz…!!! A może nieboszczyk uznał, że w tej sytuacji to jedyne wyjście, tym bardziej przy takiej dramatycznej diagnozie lekarzy? A może ktoś mu w tym pomógł? A może jednak…? Jak cuda, to cuda. Niezbadane są przecież wyroki nieba!!! A w polskim Kościele limity cudów są zdecydowanie liczniejsze. A talent naszych hierarchów przewyższa nawet możliwości wyroków samego nieba…!!!
Zostawiamy Was Panowie Prałaci z Waszymi cudami. My zajmiemy się jedynie faktami i dokumentami na których kilka jeszcze oczekuje. A wtedy przypomnę fakty, wydarzenia i wzajemne powiązania zmarłego seksualnego oprawcy nie tylko z tymi dwoma biskupami, których nazwiska już padły publicznie. Przypomnę także te nazwiska naszych hierarchów, które jeszcze publicznie nie padły, ale paść w tej sprawie muszą.
Ks. Andrzej Dymer nie żyje, ale jego śmierć niczego nie kończy, wręcz odwrotnie, dopiero teraz ta śmierć otwiera kolejne wątki w tej jakże bulwersującej sprawie, które należy ujawnić wszystkim tym ludziom, którzy od przeszło ćwierć wieku oczekują na jej wyjaśnienie. A wielu ludzi Kościoła, których nazwiska tu padną, bo paść muszą, żyje nadal. I to będzie kolejny cud. Nasz cud, Panowie Prałaci…