Andrzej Gerlach. ” Bp Jan Szkodoń i jego dziewice ” cz. 6 i 7

BP JAN SZKODOŃ I JEGO DZIEWICE – część VI.

Znam biskupa Jana Szkodonia od wielu lat. Spotykaliśmy się bowiem w różnych okolicznościach, najczęściej na sympozjach i konferencjach naukowych organizowanych przez Uniwersytet Papieski w Krakowie, więc tym bardziej czytając teraz dokumentacje tej sprawy i wyznania Pani Moniki na temat tego co przeżyła przed laty w bezpośredniej relacji z tym krakowskim hierarchą, odnoszę wrażenie, że przez te lata znałem jednak zupełnie kogoś innego.

Biskupa Jana trudno jest jednak nazwać porywającym mówcą. Mówi przeważnie monotonnie i w sposób, który jest raczej usypiający dla słuchaczy. Nie jest typem intelektualisty, ale krakowscy księża go lubią, bo podobno nie czepia się drobiazgów w pracy duszpasterskiej. W kontaktach ze swoim otoczeniem ma on jednak wyraźną tendencję do wywyższania się, moim zdaniem biskup ukrywa w ten sposób swoje kompleksy dotyczące jego pochodzenia, i często przyjmuje teatralne gesty arystokraty. To typowe zachowanie wielu polskich duchownych pochodzących z ubogich rodzin wiejskich, którzy po latach chodzą w biskupich i prałackich sutannach i mieszkają w pałacach lub drogich, prestiżowych kamienicach w centrach wielkich miast. Znam wielu duchownych, którzy ponadto zmienili sobie swoje proste, wiejskie nazwiska na „szlacheckie”, a ponadto dorobili sobie fikcyjne herby i wzniosłe życiorysy. Niektórzy z nich posunęli się nawet do tego, że zmusili także swoje rodzeństwo do zmiany nazwiska. Bp Jan Szkodoń ograniczył się na szczęście wyłącznie do arystokratycznych manier i biskupich gestów.

I kiedy czytam jak wyglądały jego spotkania z nieletnią Moniką, w tym jego niespodziewane zmiany nastroju i zachowania, to widzę kolejne odsłony aktorskiego talentu biskupa.

Bo jak ocenić fakt, że dojrzały facet i do tego biskup, rozbiera się przed nieletnią dziewczyną i zmusza ją do pieszczot, a po pewnej chwili nagle i niespodziewanie podrywa się, ubiera i daje jej do przeczytania swoje kazanie do zaopiniowania.

Obmacuje nieletnie dziecko i sapie jak najęty, a nagle gdy dzwoni jego telefon komórkowy, odbiera go jakby nigdy nic i mówi do rozmówcy swoim ślamazarnym tonem i z tą swoją charakterystyczną nabożnością w głosie, którą znamy wszyscy.

Pod pretekstem pokazania jej swojej sypialni i tej części mieszkania gdzie nie wchodzą zwykli goście, każe jej usiąść na łóżku i prostacko dobiera się do dziecka, a kiedy ona się broni i okazuje mu przerażenie, pyta czy jej jednak nie uraził i przechodzi nad swoim zachowaniem do porządku dziennego, całkowicie zmieniając temat i nastrój.

A skoro już o tej biskupiej pobożności mowa, to opiszę jak była ona głęboka. Hierarcha wie, że sama Monika, jej babcia, rodzice i bracia mają swoje problemy ze zdrowiem. Kiedy wkłada dziecku rękę między uda, całuje ją w usta i gryzie w uszy, dziewczyna gwałtownie się broni i odwraca od niego głowę. Wtedy napalony biskup gwałtownie klęka przy łóżku i stwierdza, że teraz pomodlą się o zdrowie całej rodziny. Do klęczącego przy łóżku biskupa dołącza zdezorientowana Monika z rozpięta bluzką i wspólnie odmawiają „Ojcze nasz…” i „Pod Twoją obronę…” Wzruszające, prawda?

Kiedy Monika niespodziewanie opowiada mu o swoich problemach z chorą tarczycą, biskup przypomina sobie o swoich nadprzyrodzonych mocach leczenia zaburzeń tarczycy. Dotyka szyi dziewczyny, ale potem nie wiadomo dlaczego, jego ręce zjeżdżają niżej. Tam tarczycy biskup zapewne nie znajdzie, ale na jej leczeniu się niewątpliwie zna, jak mało kto… Kiedy dziewczyna się jednak broni, nagle przestaje sapać i swoim tradycyjnym głosem zmienia temat rozmowy.

Gdy pewnego dnia dziewczyna stwierdza, że koniecznie musi już wyjść, odprowadza ją elegancko do drzwi, ale niespodziewanie zakleszczą ją w swoich ramionach i wpycha swój język w usta dziewczyny. Broni się, więc nagle podniecony biskup zmienia nastrój i wręcza jej „kwiatki ze stołu samego Jana Pawła II. Prosto z Watykanu”. Monika wychodzi z kwiatkami. Takiego prezentu się przecież nie odmawia.

Takich przykładów można by mnożyć, ale nie chodzi tu o ilość takich przykładów, ale o pewną prawidłowość w zachowaniu krakowskiego biskupa. Widać w tym zachowaniu jakby dwie zupełnie różne natury w jednym człowieku. Podobnie jest z jego zachowaniem wśród zwykłych ludzi, jego współpracowników czy kolegów biskupów.

Popatrzcie Państwo na zdjęcie biskupa Jana z wawelskiej katedry, gdy siedzi z innymi kościelnymi hierarchami w historycznych, królewskich stallach. Czy tego jakże pobożnego, uduchowionego człowieka ze zdjęcia, można by podejrzewać o jakiekolwiek grzeszne myśli, czy tym bardziej niegodne czyny względem dziecka?

Ale trudnych pytań, stwierdzeń i dramatycznych opisów padnie w tym cyklu jeszcze bardzo wiele. Wszystkich czytelników zainteresowanych tym cyklem zachęcam do śledzenia kolejnych jego odcinków.

Ciąg dalszy nastąpi…

 

 

 

BP JAN SZKODOŃ I JEGO DZIEWICE – część VII.

Monika w trzeciej klasie liceum poznaje sympatycznego chłopaka, pierwszego chłopaka, którego darzy uczuciem i wyróżnią spośród innych. Ale jest biskup Jan, a on jako przyjaciel rodziny i powiernik wszystkich rodzinnych tajemnic i decyzji, zawsze współdecyduje o wszystkim. Wypytuje o sympatię Moniki i korzystając ze swoich możliwości, przeprowadza dyskretne śledztwo dotyczące chłopaka, jego rodziny i wyniki śledztwa biskupa wypadają skrajnie niekorzystnie dla kandydata Moniki na jej ewentualną miłość.

Chłopak Moniki oficjalnie deklaruje się, jak większość współczesnej polskiej młodzieży, jako ateista i osoba całkowicie obojętna na sprawy Kościoła. Mało tego, zainteresowania biskupa jego osobą i jego rodziną, nie robią na chłopaku żadnego znaczenia. Jednym słowem, opinię „kościelnego wujka” na swój temat chłopiec miał tam, „gdzie Pan Pana Majstra…” Wiadomo gdzie.

Ale młodzi i zakochani w sobie licealiści, nie docenili roli biskupa Jana w decydowaniu o życiu i przyszłości Moniki. I jego wpływie na całą rodzinę. Monika przechodziła prawdziwe pranie mózgu na temat tego, że kochając Boga, jest zobowiązana do zerwania tej znajomości. Jak stwierdził „duchowy opiekun” Moniki i całej jej rodziny, ta znajomość to całkowite zagrożenie dla zbawienia jej duszy. A wiadomo przecież, że zbawienie Moniki było priorytetem Księdza Biskupa, odkąd ją poznał w Rzymie przed trzema laty. Dlatego dziewczyna pod wpływem „kościelnego wujka”, rodziców i babci, zrywa wszelkie kontakty z dotychczasową sympatią, kasuje jego numer telefonu i nie odbiera telefonu, gdy on dzwoni i chce z nią mimo wszystko rozmawiać.

Biskup Jan wie jednak, że taki dzień kiedyś mimo wszystko nadejdzie, kiedy młoda dziewczyna pozna w końcu kogoś z kim postanowi się związać na przyszłość. Ale biskup chce o wszystkim decydować w jej życiu, więc o tym wyborze także. Już jako studentka Monika poznaje innego chłopca i procedura sprawdzania się powtarza. Ale tym razem chłopiec okazuje się całkowicie posłuszny biskupowi, nawet wręcz mu podległy, pochodzi z głęboko religijnej rodziny, a co ważne, jest od wielu lat członkiem grup oazowych. Dobrą opinię o nim wydało kilku krakowskich księży, w tym jego proboszcz i katecheci. Bo gdy biskup pyta…

Na piątym roku studiów Monika i wybranek biskupa Jana wzięli ślub. Uroczystość kościelna miała miejsce w wyjątkowej oprawie, a ślubu udzielił Monice sam Bp Jan Szkodoń. Rodzina nawet nie podejmowała dyskusji na ten temat, bo innej opcji nie było. Niektórzy goście weselni, w tym wspomniana już ciocia Zosia, siostra babci, zauważyli dziwne zachowanie celebransa, który nie spuszczał oczu z pani młodej. No i jego wyjątkowy ornat biskupi z napisem: „Kocham Cię”.

Także ten sam duchowny chrzcił dzieci Moniki podczas specjalnych, prywatnych uroczystości w Kościele Mariackim. Jej rodzice i babcia nie wyobrażali sobie, aby mogło być inaczej. Także biskup Jan dawał śluby jej braciom i chrzcił ich dzieci…

Ale małżeństwo z głęboko religijnym chłopcem okazało się dla Moniki nieszczęściem. W domu panowała przemoc względem jej, a przede wszystkim ich starszego syna. Coraz częściej panie z przedszkola syna sygnalizowały ślady bicia chłopca. Monika była całkowicie osaczona, tym bardziej, że mąż znalazł oparcie w „kościelnym wujku”, który stał się wręcz jego protektorem. Kiedy pewnego dnia stanęła w obronie bitego dziecka została tak sponiewierana, że straciła przytomność. Wówczas postanowiła odejść od męża i zamieszkać z dziećmi u swoich rodziców.

Opuszczony mąż wręcz szalał, bo żadna katolicka żona nie ma prawa odchodzić od swojego kościelnego męża. Także biskup Jan stanął po stronie małżonka. Monika usłyszała od hierarchy, że: „nie może odejść od męża i że jest odpowiedzialna za zbawienie jego i swoje oraz, że w Jabłonce jak chłop przywali w sobotę w oko żonie, to w niedzielę ładnie idą razem pod rękę do kościoła” (cytat z dokumentacji sprawy). Biskup był z Orawy, gdzie leży Jabłonka, to wiedział najlepiej jak jest…

Po pół roku mieszkania u swoich rodziców Monika wraca jednak do męża, bo jak twierdził biskup Jan katolicka żona musi mężowi zawsze przebaczyć. „Moniczko, trzeba przebaczyć nawet 77 razy”, mówi on dziewczynie. Ale po powrocie jest jeszcze gorzej. Mąż uznaje, że nie miała prawa, jako katolicka żona się mu sprzeciwiać, a skoro odeszła do rodziców, to jest opętana przez diabła. Wpędza żonę w poczucie winy, swojej nie zauważył… Dla dzieci powrócił stres i obawa przed biciem.

To co czytałem w tej sprawie jest tak nieprawdopodobne, że pozwolę sobie jedynie na cytat. A czytelnikom pozostawię komentarze. „Monika przebacza, tak jak biskup kazał. Ale mąż nie potrafił przebaczyć, że chciała odejść. Wieczorem, kiedy Monika zasypia, modli się przy niej na różańcu, aby złe moce nie podpowiadały jej szatańskich rozwiązań. By wzmocnić siły boskie, przynosi od znajomego księdza (nie można tu wykluczyć, że od samego biskupa Jana – dopisek mój) oleje święte. Ona budzi się w trakcie i niechcący uderza ręką w puszkę z olejami. Mąż odbiera to jako atak rozwścieczonego szatana”. Potem mąż chce odwozić Monikę do egzorcysty i wypędzać z niej szatana. Jednym słowem jakiś średniowieczny kościelny koszmar w XXI wieku…

Ale zachowanie biskupa Jana i jego cała rola w tym koszmarze też jest niejednoznaczna w świetle dokumentacji i zeznań samej Moniki. Młoda mężatka ostatecznie się rozwodzi, ale w jej katolickiej rodzinie to kolejna odsłona dramatu…

Ciąg dalszy nastąpi…

 

Andrzej Gerlach