Andrzej Gerlach. Grzech w diecezji tarnowskiej – część 1 i 2
GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część I.
Znany powszechnie w naszym kraju ks. Tadeusz Isakowicz – Zaleski, kapłan archidiecezji krakowskiej, zarzucił publicznie kilka dni temu na swoim blogu, hierarchom diecezji tarnowskiej świadome ukrywanie pedofilii w szeregach podległego im duchowieństwa. Po tej publikacji diecezja tarnowska zagroziła publicznie ks. Tadeuszowi procesem cywilnym zarzucając mu kłamstwo, co osobiście odbieram jako próbę zakneblowania kolejnego kapłana w naszym kraju. W zaistniałej sytuacji nie mogę milczeć, tym bardziej, że znam ks. Tadeusza od lat i choć nie zawsze zgadzam się z jego poglądami, chociażby w kwestiach polityki wobec państwa ukraińskiego, to cenię go za odwagę w głoszeniu swoich poglądów, a ponadto jego wspomniany wpis na blogu, to tak naprawdę dopiero mały wycinek prawdy o tej diecezji.
Wpis ks. Tadeusza Isakowicza – Zaleskiego dotyczył zaledwie jednego przypadku, a mianowicie księdza diecezji tarnowskiej Stanisława P., ale chcę poinformować wszystkich czytelników, że osoba tego kapłana to tylko najbardziej obecnie nagłośniony medialnie przypadek dotyczący moralnego upadku tej diecezji. Ks. Stanisław P. to tak naprawdę zaledwie mały wycinek większego problemu, któremu na imię „grzech w diecezji tarnowskiej”.
Skoro diecezja chce procesu cywilnego w tej sprawie, to dodam w tym i w kolejnych wpisach znacznie więcej informacji niż ks. Tadeusz Isakowicz – Zaleski, aby opinia publiczna wiedziała wszystko w tej bulwersującej historii. Co zaś do mnie, to zapewniam tarnowskich hierarchów kościelnych, że wiem dobrze, że ławy sądowe w gmachu tarnowskiego sądu są na tyle obszerne, że zmieścimy się na nich we dwóch z ks. Tadeuszem. A wszystkich zainteresowanych już dzisiaj zachęcam do rezerwacji miejsc na widowni w sali rozpraw.
Ks. Stanisław P., to typowy przypadek człowieka, który od wczesnych lat swojego życia, zdając sobie świetnie sprawę ze swoich seksualnych skłonności, postanowił ukryć je pod sutanną księdza. Przyszedł na świat w dniu 21 marca 1953 roku i pochodził z parafii Brzezna koło Nowego Sącza, urodził się w czasach i w miejscu gdzie sutanna księdza wzbudzała i wzbudza do dziś wyjątkowy szacunek i podziw. Gdyby młody Stanisław pozostał na wsi, robiłby zapewne to co teraz robi większość jego kolegów, ale musiałby się po pewnym czasie tłumaczyć najbliższym, dlaczego nie zakłada rodziny, a być może z czasem ktoś zwróciłby uwagę na to, że jego seksualność jest zwrócono wobec dzieci, a nie dojrzałych kobiet. Ratunkiem dla niego stał się więc okazały budynek Wyższego Seminarium Duchownego w Tarnowie, do którego wstąpił w drugiej połowie lat siedemdziesiątych minionego wieku. Prawdopodobnie radość w najbliższej rodzinie i w miejscowej parafii była wielka.
Obecnie nawet koledzy seminaryjni z roku ks. Stanisława P., którzy studiowali z nim przez wiele lat lub na innych latach i powinni pamiętać go z tego okresu czasu, dostają dziwnej amnezji i właściwie jakby mogli, to zaprzeczaliby, że w ogóle go znają i że w ogóle studiowali wówczas w tarnowskim seminarium. Ci nieliczni co jeszcze niedawno przyznawali, że „jako kleryk w seminarium był jakiś inny”, ale przełożeni, a przede wszystkim ówczesny ksiądz rektor, ks. prałat Stanisław Rosa (1925 – 2011), pewien prefekt i ojciec duchowny w seminarium (których dane przemilczę), uznali jednak po głębokiej dyskusji, że mimo sprawianych trudności i pewnych wątpliwości co do zachowania kleryka z parafii Brzezna, nada się on na księdza w tych komunistycznych czasach.
Ponoć sam ksiądz rektor był w tej sprawie na rozmowie u samego ówczesnego ordynariusza, biskupa Jerzego Ablewicza (1919 – 1990), ale biskup uznał, ze święceń mu jednak udzieli. I udzielił. Był dzień 27 maja 1984 roku. Obecnie ci wszyscy, którzy jeszcze niedawno pamiętali te seminaryjne epizody ze swojej studenckiej młodości, teraz pytani o kolejne szczegóły dotyczące ks. Stanisława P., nie tylko nic nie pamiętają, ale nawet nie pamiętają tego co niedawno jeszcze sami mówili w tej sprawie.
Nasz nowy tarnowski kapłan w dniu swoich święceń miał już przeszło 29 lat, a więc był o kilka lat starszy od swoich seminaryjnych kolegów, ale jego marzenia się wreszcie spełniły, był wyświecony na księdza, a w jego rodzinnej parafii na katolickiej Sądecczyźnie tylko to się naprawdę liczyło. Wkrótce otrzymał swoje pierwsze skierowanie od swojego biskupa i miał objąć swoją pierwszą kapłańska posadę, wikarego w parafii w Radgoszczy koło Dąbrowy Tarnowskiej. A tam od września, jako młody ksiądz, miał podjąć obowiązki katechety…
I tu nasza opowieść nabiera prawdziwego przyspieszenia. O czym przekonają się wszyscy, którzy będą śledzić jej kolejne odsłony.
Ciąg dalszy nastąpi…
P.S.
Robię to niezwykle rzadko, ale tym razem zwracam się do wszystkich czytelników moich wpisów o masowe udostępnianie tego wpisu jak również kolejnych jego odsłon. Proszę także o to wszystkich waszych znajomych z Facebooka, a także ich znajomych, o czynne wsparcie w tym upowszechnianiu. Niech władze diecezji tarnowskiej mają już dziś świadomość, że nie damy się zakneblować i są nas tysiące. Nic tak nie działa otrzeźwiająco na hierarchów kościelnych jak świadomość siły nacisku opinii publicznej. Pamiętajmy, że jesteśmy to także winni wszystkim ofiarom rozpasania seksualnego księży, tym ujawnionym z imienia i nazwiska i tym, którzy jeszcze cierpią i ukrywają swój ból. Wszystkim dziękuje z góry za wszelkie dowody wsparcia i sympatii.
GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część II.
W lecie 1984 roku 41 nowo wyświęconych księży diecezji tarnowskiej objęło swoje pierwsze kapłańskie posady, a wśród nich był także 29-letni wówczas ksiądz Stanisław P. Trafił on do parafii w Radgoszczy koło Dąbrowy Tarnowskiej, gdzie proboszczem był wówczas ks. Stanisław Kopeć. Radgoszcz to typowa wiejska parafia Powiśla Dąbrowskiego, gdzie posłuszeństwo i szacunek dla kapłana jest do dzisiaj niemal normą w większości tamtejszych rodzin.
Dzisiaj jest niezwykle trudno udokumentować, co po latach jest plotką, być może nawet pomówieniem, a co faktem, który naprawdę zaistniał. I jakie sprawozdania składał ks. Stanisław Kopeć do kurii biskupiej, na jej wyraźne polecenie, w sprawie swojego wikarego. Proboszcz miał się rzekomo w nich skarżyć, że musi pilnować życia moralnego swojego wikarego, ale nie jesteśmy tej informacji w stanie w żaden sposób zweryfikować, gdyż teczka z tymi sprawozdaniami, składanymi podobno co kilka miesięcy, jest niedostępna zarówno dla historyków, dziennikarzy, a nawet organów ścigania i znajduje się w zbiorze zastrzeżonym biskupa tarnowskiego.
W 1992 roku ks. Stanisław Kopeć został niespodziewanie przeniesiony, po 28 latach proboszczowania w Radgoszczy, na teren wschodni diecezji, która została po paru tygodniach odłączona od diecezji tarnowskiej. Od 1992 roku były proboszcz z Radgoszczy, obecnie blisko 90-letni kapłan, jest księdzem diecezji rzeszowskiej i zarówno kontakt z nim jak i zadawanie mu jakichkolwiek pytań dotyczących jego dawnego wikarego jest w pełni kontrolowane przez władze kościelne.
Podobnie sprawa się ma z okresem od 1990 roku, gdy ks. Stanisław P. został wikarym, tym razem w parafii w Gręboszowie, także na Powiślu Dąbrowskim. Tam proboszczem był wówczas ks. Józef Grabowski, obecnie 85-letni emeryt. On albo nic nie pamięta, albo nie chce pamiętać. Dostęp do jego pisemnych opinii o jego dawnym wikarym z tego okresu czasu także są niedostępne, a wszystkie spoczywają głęboko w sejfach kurialnych. A księża pochodzący z tej parafii lub w niej wówczas pracujący, o ile byli bardzo rozmowni ćwierć wieku temu (nawet w samym Watykanie), teraz albo nie żyją, albo nie pamiętają nawet własnych opowieści sprzed lat.
Wątek dotyczący przebiegu pracy ks. Stanisława P., jako młodego wikarego na jego pierwszych placówkach jest nadal niejasny i niezbadany, ale to czy kiedykolwiek to się zmieni zależy jedynie od władz diecezji tarnowskiej. Pewien ksiądz powiedział niedawno, że sprawa z tego okresu jest już dawno załatwiona i nikt z parafian Powiśla Dąbrowskiego nie będzie nigdy składał w tej sprawie żadnych doniesień. I to także trzeba brać pod uwagę na tym etapie sprawy, śledząc ścieżkę kapłańskiego życia ks. Stanisława P. Pewność tego stwierdzenia świadczy bowiem o tym, że miejscowa kuria biskupia zapobiegliwie zatroszczyła się o to, aby nic w tej sprawie nie ujrzało więcej światła dziennego.
Jeżeli tarnowska kuria biskupia nie ma nic do ukrycia w sprawie swojego kapłana, to dlaczego ukrywa jego teczkę personalną przed historykami, dziennikarzami, wymiarem sprawiedliwości, a tym samym opinią publiczną. Łatwo jest grozić wszystkim procesami sądowymi, ale znacznie uczciwiej byłoby ujawnić wszystkie wątki tej bulwersującej sprawy. Jedno nie ulega jednak dla mnie wątpliwości, że ks. Stanisław P. nie stał się nagle pedofilem, był nim przez całe swoje życie. Także na swoich pierwszych placówkach duszpasterskich.
Jak więc mogło dojść do tego, że latem 1996 roku, ten właśnie kapłan został awansowany i mianowany proboszczem na samodzielną jednoosobową placówkę? Parafia ta była utworzona w 1991 roku w Woli Radłowskiej koło Radłowa pod wezwaniem Błogosławionej Karoliny Kózki. Karolina Kózka to 16-letnia dziewczyna z sąsiedniej parafii, zamordowana w listopadzie 1914 roku, którą papież Jan Paweł II beatyfikował w Tarnowie w 1987 roku. Sprawa samej brutalnie zamordowanej Karoliny i jej procesu beatyfikacyjnego, to okazja do kolejnej odsłony moralnego upadku tej diecezji, ale wątek ten obecnie pominę i powrócę do samej parafii pod jej wezwaniem.
Otóż pierwszym proboszczem tej nowej parafii był ks. Jan Koszyk, urodzony w dniu 18 grudnia 1953 roku i pochodzący z parafii w Białej Niżnej koło Grybowa. Kapłan ten w dniu 2 sierpnia 1996 roku popełnił samobójstwo, wieszając się na swojej plebanii. Wszystkie okoliczności jego śmierci są niezwykle dramatyczne i pośrednio związane także z osobą samej patronki parafii, ale je tu pominę, bo natrafiłem na nie podczas badań naukowych nad okolicznością śmierci samej Karoliny. Wątek ten pomijam świadomie, gdyż żyją jeszcze bliscy ks. Jana, którym jestem winien pierwszeństwo w ujawnieniu informacji o być może istotnym powodzie śmierci ich bliskiego. Nie chciałbym, aby dowiadywali się tego z Facebooka. Dodam jedynie, że tarnowska kuria biskupia zrobiła bardzo wiele, aby okoliczności tego dramatu ukryć zarówno przed wiernymi z Woli Radłowskiej jak i najbliższą rodziną ks. Jana Koszyka.
Kiedy zwolniło się miejsce po tragicznie zmarłym proboszczu w parafii w Woli Radłowskiej, to wpływowi koledzy z kręgów kurialnych i jak słyszałem jeden z ówczesnych biskupów pomocniczych tarnowskich, wskazali ówczesnemu ordynariuszowi tarnowskiemu, biskupowi Józefowi Życińskiemu (1948 – 2011), kandydaturę ks. Stanisława P. Większość uczestników tego procesu wyłaniania nowego proboszcza do osieroconej wówczas parafii już nie żyje, a sam ks. Stanisław P. nie sądzę, aby był zainteresowany ujawnianiem niewygodnych dla niego informacji, dlatego poruszamy się tutaj jedynie w sferze przypuszczeń i nie udokumentowanych informacji.
Cała zachowana dokumentacja dotycząca tej nominacji jest także w sejfach kurialnych. Dodam tu jedynie swoją subiektywną opinię, że gdyby wówczas dokładnie zbadano dotychczasową ścieżkę kariery ks. Stanisława P., być może uniknęłoby się dramatu wielu dzieci, które wkrótce się tam rozegrały. Ten dramat obciąża jednak moim zdaniem sumienia władz diecezji tarnowskiej i tych wszystkich księży, którzy promowali wówczas ks. Stanisława P. i ukrywali prawdziwe oblicze nowo mianowanego proboszcza w Woli Radłowskiej. Ale o dalszych szczegółach tego co rozegrało się w tej parafii dowiecie się Państwo już wkrótce.
Ciąg dalszy nastąpi.
P.S.
Dziękuję wszystkim czytelnikom, którzy aktywnie wspierają mnie w procesie ujawniania prawdy o „grzechu w diecezji tarnowskiej” i upowszechniają moje wpisy na ten temat. Polecam się nadal życzliwości Państwa i waszych znajomych z Facebooka. A na zdjęciu kościół parafialny w Woli Radłowskiej koło Radłowa.
Andrzej Gerlach