Andrzej Gerlach. Grzech w diecezji tarnowskiej. Część 5 i 6

 

 

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część V.

Kiedy wierni w parafii w Woli Radłowskiej przyjęli do wiadomości, że ich dawny proboszcz odszedł z ich parafialnej wspólnoty wyłącznie z powodów zdrowotnych i zaczęli przyzwyczajać się do swojego nowego duszpasterza, temat ks. Stanisława P., jakby przestał istnieć. Przestał istnieć zarówno w jego dawnej parafii, ale także w kurii diecezjalnej. Tym bardziej, że pojawiły się w diecezji nowe afery z kolejnymi księżmi, więc w kurii zbierały się kolejne „sztaby kryzysowe”, które ratowały jedynie dobre imię instytucji, a problemy i skandale nadal narastały. Grzech narastał w całej diecezji tarnowskiej, a jej dobre imię i świetne samopoczucie jej hierarchii rosło wraz z nim.


Ale ks. Stanisław P., był oficjalnie od dnia 9 listopada 2002 roku na przymusowym urlopie, a tym samym nie zarabiał jak jego koledzy. A ksiądz jak powszechnie wiadomo, nigdy nie cierpi z powodu swojej grzeszności, ale zawsze gdy koledzy zarabiają, a on nie.
Już po nowym roku, a więc zaledwie dwa miesiące po odejściu z Woli Radłowskiej ks. Stanisław P. rozpoczął starania o uzyskanie nowej kościelnej posady. Ale był uznany seksualnym przestępcą, a do tego recydywistą, więc powrót do diecezji był ryzykowny.

Ordynariusz tarnowski, bp Wiktor Skworc już od blisko pięciu lat chętnie pozbywał się takich księży ze swojej diecezji. W przeciwieństwie do innych biskupów diecezjalnych nigdy nie miał problemów kadrowych, bo diecezja którą zarządzał zawsze była niezwykle dochodowa, a przy tym bogata w powołania duchowne. A na Wschodzie brakowało księży. Wszystkie diecezje obrządku łacińskiego na terenie dawnego Związku Sowieckiego przyjmowały niemal każdego kapłana.

Tamtejsi wierni to przeważnie potomkowie polskich mieszkańców dawnych Kresów Rzeczypospolitej, więc i z językiem nie ma specjalnie większego problemu. Tym razem wybór padł na diecezję kamieniecko – podolską, której stolica znajduje się w Kamieńcu Podolskim. Tam stoi słynna twierdza, która większości z nas kojarzy się z Trylogią Henryka Sienkiewicza i literacką postacią Michała Jerzego Wołodyjowskiego, „Małego Rycerza” i jej bohaterskiego obrońcy, ale stoi w tym mieście także piękna katolicka katedra. Do tekstu dołączyłem zdjęcia tej świątyni.

 


Zaledwie kilka miesięcy po aferze w Woli Radłowskiej, ciężko zapadły na zdrowiu ks. Stanisław P., który nie mógł z powodów zdrowotnych pełnić nadal swoich duszpasterskich obowiązków w tej parafii, ozdrowiał cudownie wiosną 2003 roku i został przez swojego szefa, a dla mnie jedynie TW „Dąbrowskiego”, oddelegowany do pracy duszpasterskiej na Ukrainę. Mało tego, dawny tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa, wydał seksualnemu dewiantowi nie tylko zgodę na pracę na terenie diecezji na ukraińskim Podolu, ale także pozytywnie zaopiniował jego kandydaturę.


Podkreślam raz jeszcze. Żaden ksiądz katolicki nie może samodzielnie wyjechać poza teren własnej diecezji i podjąć w innej diecezji obowiązków duszpasterskich. Nawet na wyjazd wakacyjny potrzebuje zgody swojej kurii. Arcybiskupie Wiktorze Skworc, jesteś więc kłamcą jeżeli twierdzisz, że w tym wypadku było inaczej!!! Ks. Stanisław P., otrzymał nie tylko twoją zgodę na wyjazd na Ukrainę, ale także cała procedura była przygotowana przez obie kurie biskupie. Na inną procedurę nie pozwala Kodeks Prawa Kanonicznego. A tu żadna prawna czy kanoniczna procedura nie została złamana i ks. Stanisław P. wyjechał formalnie do pracy na Podole. Został tam oficjalnie wysłany, albo jak ktoś woli, oddelegowany przez swojego biskupa ordynariusza.

Żadna procedura prawna nie została złamana, ale została tu złamana zwykła przyzwoitość. Zresztą Skworc, nigdy nie miałeś jej zbyt dużo!!! Nie miałeś przyzwoitości, gdy byłeś młodym księdzem i zdradziłeś nie tylko swojego ordynariusza i Kościół, świadomie współpracując z jej komunistycznymi wrogami. Nie miałeś jej także, gdy wysyłałeś zwyrodniałych dewiantów do pracy do innych katolickich diecezji i nie masz jej teraz, gdy ustami swojego rzecznika kłamiesz nadal. Jesteś kłamcą!!! Kłamcami są także twoi następcy w diecezji tarnowskiej, którzy kłamią tak jak ty. Sam ich zresztą wyświęciłeś. Nie wiedziałem, że wraz ze święceniami można przekazać gen kłamstwa. Teraz wiem, że można.

 

Ordynariuszem kamieńsko – podolskim jest od dnia 4 maja 2002 roku bp Maksymilian Leon Dubrowski (rocznik 1949), kapłan z Zakonu Braci Mniejszych, który w latach 1998 – 2002 był biskupem pomocniczym tejże diecezji. Jego zdjęcie także dołączam do mojego wpisu. Biskupi ukraińscy obrządku łacińskiego często korzystają z pomocy kadrowej z polskich diecezji i polskich prowincji zakonnych, bo powołań własnych mają zdecydowanie za mało. Tak było i tym razem.


Nie jestem w stanie Państwu potwierdzić, ile ofiar nieletnich dzieci padło na Podolu ofiarą seksualnego zwyrodnialca z tarnowskiej diecezji, ks. Stanisława P. Do dzisiaj, kiedy piszę ten wpis, tamtejsza kuria nie udzieliła mi odpowiedzi w tej sprawie.
Dwie rzeczy natomiast wiemy na pewno. Po pierwsze, że ks. Stanisław P. wykorzystywał ukraińskie dzieci przez pięć lat i w roku 2008 został usunięty z terenu diecezji kamieńsko – podolskiej. Ksiądz Tadeusz Isakowicz – Zaleski pomylił się w swoim wpisie na własnym blogu i podał tu datę 2009 roku. To był jedyny błąd ks. Tadeusza, którego osobiście podziwiam za jego odwagę w płynięciu od wielu lat pod prąd w polskim Kościele.


Po drugie. Pełną dokumentację w sprawie seksualnych nadużyć ks. Stanisława P. w diecezji kamieńsko – podolskiej tamtejsza kuria przekazała w dniu 27 czerwca 2020 roku do Kongregacji Doktryny Wiary, co potwierdziła ta kongregacja. Formalne śledztwo w tej sprawie rozpoczęło się w dniu 2 lipca 2020 roku. Szkoda, że nie obejmuje ona także tych polskich hierarchów, którzy umożliwili ks. Stanisławowi P. dokonywanie jego kolejnych zbrodni na niewinnych i ufnych dzieciach, a teraz perfidnie kłamią w jego sprawie. W jego? A może wiedzą, że to także ich sprawa?


Ks. Stanisław P. w 2008 roku powrócił do rodzimej diecezji. Za jego skandaliczne zachowanie na Podolu nie spadł mu nawet jeden włos z głowy. Ordynariusz tarnowski, bp Wiktor Skworc wyznaczył mu kolejną placówkę duszpasterską. Tym razem dewiant i zwyrodnialec, a także wieloletni recydywista trafił do renomowanego uzdrowiska na terenie diecezji tarnowskiej. Seksualny rekin wypłynął na swoim nowym terenie na swój kolejny łów. Ale o tym dowiecie się już szczegółowo Państwo w kolejnej odsłonie tego cyklu.


Ciąg dalszy nastąpi.

 

P.S.
Tym razem pragnę podziękować wszystkim tym księżom tarnowskiej diecezji, którzy w ostatnich dniach zwrócili się do mnie ze słowami wsparcia i sympatii. Fakt, że mieliście Panowie odwagę wyrazić swój ból i komentarz w sprawie konieczności oczyszczenia diecezji tarnowskiej z „brudu grzechu”, jest dla mnie niezwykle budujący i inspirujący.
W sposób szczególny pragnę publicznie, ale w dniu dzisiejszym jedynie anonimowo, podziękować tym wszystkim kapłanom, którzy dostarczają mi informacje, dokumenty, a nawet zdjęcia dotyczące „brudu” w tejże diecezji. Przepraszam, że o tych aferach z udziałem także najwyższych dostojników diecezji, jeszcze nie piszę na swoim profilu, ale dla własnego prawnego bezpieczeństwa muszę wszystkie te informacje szczegółowo zweryfikować, aby nie paść ofiarą jakiejś zorganizowanej prowokacji. Ale zapewniam, że po pozytywnej weryfikacji wszystkie fakty ujrzą światło dzienne. Jestem w szoku po lekturze tych informacji i kompletnie zaskoczony skalą moralnego upadku tej diecezji.
Tym bardziej kłaniam się nisko tym wszystkim księżom, którzy zdobyli się na taką odwagę ze swojej strony. Wasza determinacja to niezwykły kredyt zaufania dla mnie. Mam tego pełną świadomość. Wszystkim kapłanom zapewniam pełną dyskrecję i zapewniam o moim szacunku i uznaniu.

 

 

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część VI.

Ks. Stanisław P. w 2008 roku powrócił w niesławie z ukraińskiej diecezji kamieńsko – podolskiej do swojej rodzinnej diecezji. Zapewne wydaje się więc Państwu, którzy śledzicie już od kilku dni nasz cykl, że w zaistniałej sytuacji ówczesny tarnowski ordynariusz, bp Wiktor Skworc, podjął odpowiednie kroki prawne w stosunku do wielokrotnego recydywisty i seksualnego sprawcy wykorzystywania seksualnego nieletnich ofiar, że jako jego bezpośredni przełożony, w oparciu o przepisy Kodeksu Prawa Kanonicznego i decyzje Stolicy Apostolskiej rozpoczął proces wydalenia ks. Stanisława P. ze stanu duchownego. O powiadomieniu świeckich organów ścigania w zaistniałej sytuacji nawet nie wspominając.


Tym bardziej zaskakuje więc fakt, że w 2008 roku, kościelny dewiant seksualny i kilkukrotny recydywista nie tylko nie poniósł żadnej kary kanonicznej, nie poniósł żadnych konsekwencji prawnych, ale do tego otrzymał po powrocie do diecezji tarnowskiej nową kościelną posadę. Został mianowicie zamianowany przez swojego biskupa diecezjalnego penitencjarzem w prestiżowym kościele w centrum powszechnie znanego kurortu, Krynicy – Zdroju. To najbardziej znana parafia w tym mieście, pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Ale najbardziej zaskakuje nie parafia do której został skierowany, ale otrzymane stanowisko, penitencjarz.

 


Do tego wpisu dołączam Państwu nie tylko zdjęcie wspomnianej krynickiej świątyni, ale także wydruk z przepisów prawa kanonicznego dotyczącego samej spowiedzi, ale także funkcji penitencjarza. Niezorientowanym czytelnikom wyjaśniam więc istotę całej sprawy.

 


Do spowiedzi w każdym kościele katolickim przystąpić może niemal każdy, ale nie każdy w nim otrzyma rozgrzeszenie. Pewne grzechy ciężkie, takie jak morderstwo, świętokradztwo, aborcja, atak na papieża lub biskupa i jego zranienie itd., są nie tylko grzechami śmiertelnymi, traktowanymi w Kościele w sposób szczególny, po których wierny popada jakby w automatyczną ekskomunikę i potępienie wieczne. Przynajmniej tak wynika z oficjalnego nauczania Kościoła.

Jeżeli więc ktoś taki chciałby się upokorzyć i wyspowiadać z takiego wyjątkowego grzechu, może tego dokonać w specjalnej procedurze, spowiadając się u samego papieża (co technicznie i praktycznie jest bardzo trudne) lub u swojego ordynariusza (co też nie jest proste). Dlatego biskup danej diecezji wyznacza specjalnych spowiedników, penitencjarzy, którym nadaje specjalne jurysdykcje do odpuszczania takich wyjątkowych ciężkich grzechów, których odpuszczenie w innym wypadku musiałoby podlegać wyłącznie jemu samemu lub papieżowi.


Wyobrażacie więc sobie Państwo, co się tak naprawdę stało w 2008 roku? Na penitencjarza w Krynicy – Zdroju, biskup Wiktor Skworc wyznaczył wielokrotnego pedofila i do tego człowieka, któremu już wcześniej zarzucano, że konfesjonał był dla niego okazją do łowienia swoich nieletnich ofiar!!! Co gorsze nikt, ani dziennikarze mediów lokalnych czy ogólnopolskich, ani sam ks. Tadeusz Isakowicz – Zaleski na swoim blogu, nie stawia byłemu biskupowi tarnowskiemu takich zarzutów. Jestem w tym niestety osamotniony, a mam niezbite dowody na to, że ks. Stanisław P., od 2008 roku, był penitencjarzem w Krynicy – Zdroju. To po prostu niewyobrażalny skandal!!!


Dołączam dla zainteresowanych nie tylko wypis z Kodeksu Prawa Kanonicznego dotyczący samej spowiedzi i funkcji penitencjarzy. Dołączam także zdjęcie z podręcznika do religii, gdzie małym dzieciom tłumaczy się, że podczas spowiedzi wyznają one grzechy nie księdzu, który siedzi w konfesjonale, ale samemu Jezusowi i to sam Jezus udziela im rozgrzeszenia, a nie ksiądz, którego widzą. Tego naucza się nasze dzieci w szkołach na lekcjach religii. A kogo objęła jurysdykcja biskupia do słuchania wyjątkowych spowiedzi w południowej części diecezji tarnowskiej?

 

 

Jednego z największych seksualnych przestępców względem dzieci. I dawny ordynariusz tarnowski, bp Wiktor Skworc nie może powiedzieć, teraz po 12 latach, że nie wiedział wówczas kim jest ks. Stanisław P. Znał jego przeszłość z czasów, gdy był on przenoszony karnie jako wikariusz z parafii na parafie, gdy karnie sam przenosił go z Woli Radłowskiej na Ukrainę. Wiedział też dobrze co stało się także na Podolu… Czy ktoś tu jeszcze czegoś nie rozumie? Jak długo jeszcze można bronić wielokrotnego obrońcę pedofila? Jakimi argumentami można teraz po latach bronić obecnego metropolitę katowickiego?


Jest jeszcze jedna kwestia do wyjaśnienia. Dlaczego wybór padł w 2008 roku na tę znaną uzdrowiskową miejscowość? Mam w tej sprawie swoją własną opinię wysnutą po analizie dokumentów jakie sam posiadam. Otóż proboszczem we wspomnianej parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny był w latach 2002 – 2020 znany mi ks. Bogusław S. To były wikariusz w parafii w której obecnie mieszkam. Miałbym do tego kapłana wiele trudnych pytań w kwestii jego kolegi, ks. Stanisława P. i mam nadzieję, że je kiedyś publicznie postawię, a ks. Bogusław S. także publicznie na nie odpowie.

 

Dziś dodam tylko, że kapłan ten należy do wiernych i oddanych żołnierzy obecnego ordynariusza, a kilka dni temu objął on prestiżowe stanowisko w samym Tarnowie i nie jest już proboszczem we wspomnianej krynickiej parafii. Jak więc widać wierność biskupowi i kurii się zawsze opłaca. To właśnie ks. Bogusław S., prawdopodobnie „przygarnął” swojego dawnego kolegę z seminarium z którym mieszkał razem przez sześć lat pod jednym dachem. To on był jednym z tych pozostałych czterdziestu diakonów, którzy w dniu 27 maja 1984 roku, przyjęli w tarnowskiej katedrze święcenia kapłańskie wraz z diakonem Stanisławem P.

I nie byłoby w tym nic złego, że seminaryjny kolega pomaga koledze, gdyby nie seksualne przestępstwa ks. Stanisława P. względem dzieci. Gdy kolega z seminarium upada tak nisko jak ks. Stanisław P., to jego koledzy kapłani powinni pochylić się nad jego moralnym upadkiem i podać mu pomocną dłoń, a nie umożliwić mu, na kolejne lata, pełnienie funkcji penitencjarza. To kolejny rozdział w obszernej „księdze grzechu w diecezji tarnowskiej”.


Konfesjonał zawsze kojarzy się nam z grzechem. A właściwie powinien nam się kojarzyć z miejscem, gdzie się go winniśmy pozbywać. Niestety w diecezji tarnowskiej konfesjonał, ten krynicki konfesjonał penitencjarza, stał się miejscem jednego z najcięższych grzechów, bo grzechów względem kolejnych nieletnich ofiar ks. Stanisława P. Ale nie tylko on za te ciężkie grzechy dziś moralnie odpowiada. Odpowiada także wielu tych, którzy dziś należą nadal do elity naszego polskiego duchowieństwa. Ale o tym dowiecie się Państwo więcej już wkrótce.


Ciąg dalszy nastąpi.

 

Andrzej Gerlach