Andrzej Gerlach. „PAOLO GABRIELE”. Cz.7, 8 i 9

PAOLO GABRIELE – część VII.

W sprawie kamerdynera Paolo Gabriele i afery jaka wynikła w związku z tym, że kopiował i wynosił od wielu lat ściśle tajne dokumenty z apartamentów papieża Benedykta XVI, „mijał się z prawdą” nie tylko rzecznik Stolicy Apostolskiej, ks. Federico Lombardi, ale także sam papież.

Już wtedy, gdy światowe media pisały o skandalu z udziałem papieża i jego najbliższych współpracowników oraz co pewien czas ujawniano treści części tych dokumentów, przez co autorytet Kościoła i samego papieża mocno ucierpiał, a specjalnie do tego powołana komisja śledcza w samym Watykanie tropiła i przesłuchiwała pracowników z najbliższego otoczenia papieża, tenże papież milczał o tym przez wiele miesięcy. A kiedy dalsze milczenie mogło mu już tylko zaszkodzić, niespodziewanie przemówił na audiencji generalnej, ale w swojej oficjalnej wypowiedzi nazywał całą aferę jedynie plotkami.

Był dzień 30 maja 2012 roku, kiedy już niemalże na samo zakończenie audiencji generalnej, papież Benedykt XVI odniósł się do całej sprawy przecieków tajnych dokumentów z jego prywatnych apartamentów. Papież powiedział wówczas, że: „przesadne i nieuzasadnione plotki przedstawiają obraz Stolicy Apostolskiej”. Ta wypowiedź była cytowana w wielu katolickich mediach jako dowód na nieprawdę w rzekomych dokumentach jakie wówczas ujawniono. Katoliccy publicyści broniący za wszelką cenę Kościoła używali tego cytatu, aby zdyskredytować treść cytowanych dokumentów i sprowadzić całą sprawę do plotek wymyślonych przez wrogów Kościoła, aby zniszczyć jego reputację i dobry wizerunek w świecie. Nie wiem dlaczego wówczas papież przyjął taką linię obrony, skoro wiedział, bo musiał z tego zdawać sobie sprawę, że to nie są żadne złośliwe plotki lecz fakty i że tylko kwestią czasu jest to, że trzeba się będzie odnieść do treści tych ujawnionych i kompromitujących Watykan dokumentów. Papieżowi tę wypowiedź o rzekomych plotkach wytykano później wielokrotnie, a publicystom katolickim, którzy odwoływali się do tej narracji papieskiej zarzucano wręcz kłamstwo i manipulację opinią publiczną.

Tym bardziej, że po kilku kolejnych tygodniach już wszyscy, którzy śledzili losy tej afery wiedzieli, że papież podczas audiencji generalnej świadomie i publicznie „mijał się z prawdą”, a te rzekome plotki to smutne i kompromitujące Kościół i samego papieża fakty, którym już nie można dłużej zaprzeczać.

Kolejne wypowiedzi Głowy Kościoła były już w zupełnie innym tonie. Słowa o plotkach zastąpiła narracja o smutku. Papież powiedział wówczas, że: „wydarzenia ostatnich dni dotyczące Kurii i moich współpracowników przyniosły smutek w moim sercu”. A ostatecznie słowa papieża sprowadziły się do stwierdzenia, że chce przywrócić swoje zaufanie do swoich współpracowników. Jego apel skierowany był także do wszystkich wiernych, gdy mówił: „ufajcie i dodawajcie otuchy moim najbliższym współpracownikom i wszystkim, którzy każdego dnia z lojalnością, w duchu poświęcenia i w ciszy pomagają mi pełnić moją posługę”. Nawet te ostatnie słowa okazały się nie do końca prawdziwe, gdyż po latach, już jako papieski emeryt, w wielu swoich wypowiedziach, także do zaufanych dziennikarzy, Benedykt XVI przyznawał, że już wówczas rozważał swoją rezygnację.

Chciałoby się w tym momencie powiedzieć, że przecież wystarczyło w całej tej sprawie jedynie nie kłamać i od początku mówić prawdę, ale pojęcie prawdy, która „podobno nas wyzwoli”, to pojęcie względne w dziejach Kościoła i papiestwa.

Ale kłamano, albo jak kto woli „mijano się z prawdą” również wówczas, gdy w zupełnie niecodziennych warunkach natrafiono wreszcie na trop papieskiego kamerdynera, jako na potencjalnego sprawcy tego całego skandalu. Ale o tym napiszę już innym razem.

Ciąg dalszy nastąpi…

 

 

 

PAOLO GABRIELE – część VIII.

Zapewne wielu z Państwa czytając od kilku dni historię Paolo Gabriele zadaje sobie pytanie w jakich okolicznościach doszło do aresztowania papieskiego kamerdynera. Akta sprawy w tym względzie nie są jednoznaczne, dlatego też i przecieki do mediów w tej sprawie były niekiedy mylące. Ale uporządkujmy kilka faktów.

Otóż doniesienia, że to ujawnienie przez dziennikarza Gianluigiego Nuzziego wykradzionego czeku na kwotę 10 tysięcy euro, o którym już pisałem wcześniej, stała się bezpośrednią przyczyną aresztowania Paola Gabriele, nie jest jednak w pełni precyzyjne. Wspomniany czek znajdował się w biurku papieskiego sekretarza, ks. George Gansweina i kiedy go ujawniono, dla watykańskich śledczych krąg podejrzanych zawęził się zaledwie do kilku osób którzy mieli wówczas bezpośredni dostęp do gabinetu samego papieża i jego przystojnego sekretarza. W kręgu tym znajdował się także papieski kamerdyner. Nikt go wówczas nie aresztował, ale został on wtedy poddany totalnej inwigilacji przez watykańskie służby.

Co zatem ostatecznie zgubiło Paolo Gabriele? Akta i dokumenty do których dotarłem nie pozostawiają w tej kwestii żadnych wątpliwości. Papieskiego kamerdynera zgubiły wyrzuty sumienia. Pomijając to co mówił później jako oskarżony podczas swojego procesu karnego, o czym jeszcze napiszę bardziej szczegółowo, to nie ulega wątpliwości, że wykradając tajne dokumenty swojego kościelnego pryncypała, miał poczucie, ze jest to niemoralne i grzeszne. Właśnie, grzeszne. I to jest klucz do dalszych kłopotów, a ostatecznie do upadku papieskiego służącego. Co bowiem robi katolik gdy grzeszy? Idzie do spowiedzi, gdzie przy kratkach konfesjonału szczerze wyznaje grzechy swojemu spowiednikowi. I tak też było w wypadku papieskiego kamerdynera. Poszedł, wyspowiadał się, wyznał szczegółowo co zrobił i nadal robi i…, został wkrótce aresztowany przez watykańskich żandarmów.

Ktoś tu pewnie teraz zacznie krzyczeć, ze to przecież niemożliwe, bo tajemnica spowiedzi i tak dalej… Lektura akt sprawy nie pozostawia żadnych złudzeń w tej kwestii. Źródłem informacji dla watykańskich służb śledczych stał się spowiednik papieskiego lokaja, który w tej sprawie złożył obszerne doniesienia. Ażeby być w pełni precyzyjnym dodam, że doniesienia złożyło w tej sprawie aż dwóch spowiedników, bo Paolo Gabriele kradł papieskie dokumenty całymi latami. Kradł, a potem latał do spowiedzi jak najęty…

Wniosek z całej historii tego papieskiego kamerdynera nasuwa się zatem jednoznaczny. Jak pracujesz dla papieża to nie okradaj go z tajnych i kompromitujących dokumentów. Jak go jednak okradasz to nie miej przy tej robocie wyrzutów sumienia. Jak jednak masz wyrzuty sumienia, to się z tego mimo wszystko nie spowiadaj. Jeżeli jednak pracujesz dla papieża, okradasz go przy tym z tajnych dokumentów, masz potem wyrzuty sumienia, a potem lecisz do spowiedzi…, to kłopoty gotowe.

I tu pojawia się w całej tej wielowątkowej sprawie także polski wątek, choć muszę przyznać niezbyt chwalebny. Tym jednak zajmiemy się już wkrótce.

Ciąg dalszy nastąpi…

 

 

 

PAOLO GABRIELE – część IX.

Wczorajszym wpisem o naruszenie tajemnicy spowiedzi wywołałem wręcz wściekłość niektórych duchownych, którzy dali upust swoich negatywnych emocji w dniu dzisiejszym. Panowie, proszę to robić oficjalnie i pod swoimi nazwiskami, biorąc udział w publicznej dyskusji z pozostałymi czytelnikami, chociażby na tym profilu. Ale piszmy tu wyłącznie o faktach, a nie o waszych złych emocjach i o tym co mnie spotka za ujawnianie przykładów łamania tajemnicy spowiedzi.

A skoro już o tajemnicy spowiedzi mowa, to dodam od siebie tylko jedno i zrobię to tutaj publicznie, aby nie pisać do każdego z was oddzielnie. Nie ja wymyśliłem tajemnice spowiedzi i nie ja ją łamię. Piszę tylko o faktach potwierdzających to, że ci co tę tajemnice ustalili, tę tajemnicę sami łamią. I tyle. A jeżeli uważacie, że przypadek Paolo Gabriele jest wyjątkowy, ze względu na tajne dokumenty papieskie, to pragnę was poinformować, także tutaj i w pełni publicznie, że Kodeks Prawa Kanonicznego takich wyjątków nie przewiduje. To po pierwsze. A po drugie, jak chcecie to ujawnię publicznie takie przykłady łamania przez was samych tajemnicy spowiedzi, i to tutaj w Polsce, że jak mówi jedna z moich ulubionych czytelniczek na tym profilu, „buty wam pospadają”. A ja dodam tylko, że „oby tylko buty”…

 

 

W aktach watykańskich śledczych dotyczących kradzieży papieskich tajnych dokumentów pojawia się wielokrotnie zapis, że Paolo Gabriele spowiadał się u duchownego nazywanego w tych dokumentach jego „ojcem duchownym” i że to podczas tych spowiedzi wyznał swojemu spowiednikowi wszystkie szczegóły dotyczące tego, że już od 2006 roku systematycznie kopiował i wynosił tajne dokumenty z gabinetu papieża Benedykta XVI i jego osobistego sekretarza. Zacytuję tu jedno kluczowe zdanie w tej istotnej kwestii. „To „ojciec duchowny” złożył żandarmerii watykańskiej obszerne wyjaśnienia, stając się kluczowym źródłem do aktu oskarżenia”. I to zdanie chyba nie pozostawia już żadnych złudzeń co do źródła informacji dla watykańskich służb śledczych.

 

 

 

Kim był zatem ten „ojciec duchowny” u którego spowiadał się papieski kamerdyner? Odpowiedzą na to kluczowe pytanie może być Centrum Duchowości Bożego Miłosierdzia w rzymskim Kościele Santo Spiryto, gdzie rektorem od lat jest polski kapłan, ks. prałat Józef Barta. Pracuje tam nad szerzeniem nie tylko kultu Bożego Miłosierdzia, ale także samej siostry św. Faustyny Kowalskiej (1905-1938), a pomagają mu w tym zakonnice ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia.

Zdjęcia do tego wpisu pochodzą właśnie z tego Centrum, a uważni obserwatorzy dojrzą na nich nawet samego wspomnianego Księdza Rektora, gdy nerwowo sprząta przed przyjazdem papieża Franciszka i gdy wita (lub żegna) Szacownego Gościa u bram Centrum w kwietniu 2020 roku. Dziękuję przy okazji Siostrze, której zawdzięczam te zdjęcia i zapewniam moją pełną dyskrecję. I tu mój prywatny mały apel do wszystkich sióstr z tego Centrum. Nie dajcie się Drogie Siostry nadal terroryzować temu despocie. Dał dowód, że potrafi sprzątać jak trzeba, więc teraz niech tak zostanie. I Boże Miłosierdzie nie ma tu nic do rzeczy.

 

 

To właśnie ks. prałat Józef Bart był wielokrotnie spowiednikiem Paolo Gabriele w kierowanym przez niego Centrum Bożego Miłosierdzia. To właśnie tego polskiego kapłana wymieniają komentatorzy procesu karnego Paolo Gabriele jako wspomnianego „ojca duchownego”, a tym samym informatora watykańskiej żandarmerii.

Ale jest i inny wątek tego słynnego i jakże brzemiennego w skutkach przecieku. Jako drugiego spowiednika papieskiego służącego i autora przecieku do watykańskich służb śledczych, wymienia się włoskiego duchownego, ks. Giovanni Luzi. Bo to on także kilkakrotnie spowiadał grzesznika kradnącego papieskie dokumenty, a tym samym mógł być tym wspomnianym źródłem przecieku.

Jak było naprawdę nie wiemy i pewnie już nigdy się nie dowiemy, sam Paolo Gabriele zabrał z resztą tę tajemnice do grobu. Najlepiej niech ci jeszcze żyjący jego spowiednicy ustalą to między sobą, choć zapewne tego nie zrobią, bo będą się w tej kwestii zastawiali właśnie tajemnicą spowiedzi, co w tej całej sprawie jest już wręcz groteskowe.

 

 

Moglibyśmy wyjaśnić kim był „ojciec duchowny” o którym mowa jest w aktach sprawy karnej Paolo Gabriele, podczas jego procesu karnego, gdy stanął on przed watykańskim sądem. Jednak ten jego proces nie przebiegał według powszechnie znanych procedur prawnych. Sam proces był od początku nietypowy i wręcz dziwny z proceduralnego punktu widzenia, a sami sędziowie zachowywali się tak jakby nie do końca chcieli ujawniać prawdę, którą winien zawsze ujawnić sądowy proces karny. Ale o samym procesie i jego dziwacznych standardach prawnych napiszę już wkrótce.

Ciąg dalszy nastąpi…

 

Andrzej Gerlach