Andrzej Gerlach. PAOLO GABRIELE – część 3 i 4
PAOLO GABRIELE – część III.
Od afery związanej z wyciekiem setek dokumentów z gabinetu i sejfu papieża Benedykta XVI i jego osobistego sekretarza, prałata Georga Gansweina minęło już blisko dziesięć lat, a w naszym kraju większość osób pytanych w tej kwestii, albo o samej aferze nie słyszało, albo wie o niej zaskakująco niewiele. Zupełnie zadziwia mnie natomiast fakt, że nawet ludzie Kościoła i media katolickie w naszym kraju, albo nie wiedzą jakie dokumenty wówczas wyciekły, albo wręcz wymieniają te, których wartość była znikoma w całej aferze.
A zatem po kolei. Wyciek dokumentów z prywatnych apartamentów papieskich był tym bardziej dotkliwy, że dotyczył nie tylko ciemnych stron kościelnej centrali, ale także samego papieża i jego najbliższych współpracowników. Papieski kamerdyner skopiował lub sfotografował bowiem dokumenty z biurka papieża, na których najwyraźniej widać jego własne dopiski „do zniszczenia”, albo „ściśle tajne” lub „poufne”. A skoro tak, to opinia publiczna na całym świecie miała okazję poznać pontyfikat Benedykta XVI „od kuchni”, a to w każdej tego typu sytuacji stawia dostojnika kościelnego, władcę państwa czy każdego polityka w niezręcznej, żeby nie powiedzieć, kompromitującej sytuacji. Nie inaczej było także w wypadku tego papieża.
Bo papież z Niemiec przypominam niezwykle wiele wagi przykładał do budowy swojego wizerunku w świecie. Był postrzegany jako wybitny naukowiec, intelektualista, teolog, człowiek niezwykle poważny i uduchowiony. Nigdy nie pozwalał sobie na zbytnią poufałość, wręcz nie ufał ludziom, a swoje osobiste sympatie ograniczał jedynie do garstki swoich najbliższych współpracowników.
A tymczasem nielojalność jego kamerdynera ujawniła nam zupełnie inne oblicze tego papieża i tego pontyfikatu. „Pancerny kardynał” w sutannie papieża okazał się człowiekiem niezwykle interesownym, a nawet przekupnym. Podobnie wyglądał po tej aferze wizerunek jego osobistego sekretarza. Bo jak można wytłumaczyć treść poufnych listów papieskich, do niego i od niego, z lektury której możemy poznać nie starszego rozmodlonego teologa, autora wzniosłych i nie zawsze łatwych w interpretacji encyklik papieskich, tylko człowieka u którego bardzo wiele można „załatwić”, tylko wszystko ma swoją papieską cenę. Cenę ma zgoda na uzyskanie osobistej audiencji u Namiestnika Chrystusa, wyceniona jest także nominacja na to czy inne stanowisko, otrzymanie takiej lub innej godności też ma swoją cenę czy uzyskanie „osobistego błogosławieństwa papieskiego” dla siebie lub kogoś, potwierdzonego specjalnym certyfikatem z pięknymi papieskimi pieczęciami i dołączonym do certyfikatu jego osobistym zdjęciem. Widziałem w archiwach papieskich setki takich certyfikatów w swoim życiu, ale nie wiedziałem, że to tyle kosztuje. Nie wiem tylko czy takie „osobiste błogosławieństwo papieskie” było „konsultowane” z samym niebem i czy do tej niebiańskiej instancji odprowadzano chociaż część pozyskiwanej za błogosławieństwa i certyfikaty kwoty…
Właśnie taki jeden poufny list z załączonym do niego czekiem stał się powodem tego, że na papieskiego kamerdynera padły podejrzenia specjalnej watykańskiej grupy śledczej, która od pewnego już czasu badała to w jaki sposób ściśle tajne dokumenty wyciekają od pewnego czasu z biurka papieża i jego sekretarza. Skoro jednak już tak szczerze plotkujemy, to dodam, bo być może nie wszyscy czytelnicy to wiedzą, że ten feralny czek został wystawiony przez pewnego dziennikarza włoskiego, Bruno Vespy i opiewał na kwotę 10 tysięcy euro. Sprawę tego czeku opisze kiedyś bardziej szczegółowo, bo jest tego warta, a dzisiaj dodam tylko, że do tego czeku był dołączony list w którym dziennikarz prosił o osobistą audiencję u papieża i specjalny długi wywiad na wyłączność. Drogo? Chyba nie, skoro takie rzeczy były na porządku dziennym od lat.
Stawia cała ta historia papieża Benedykta XVI niewątpliwie w zupełnie innym świetle niż stawiają go od lat w naszych oczach nasze katolickie media, ale dodam tylko, że za jego Świętego Polskiego Poprzednika, było podobno zdecydowanie jeszcze gorzej i obowiązujące wówczas stawki były znacznie wyższe. Opowiedział by nam o tym najlepiej pewien jakże skromny dawny Jego Osobisty Sekretarz, ale ostatnio poszło mu nie najlepiej z pewnym publicznym wywiadem w TVN24, więc teraz zapewne trudno go będzie nakłonić do wspomnień z jego czasów watykańskich i kolejnych wywiadów.
Ale wynoszone przez papieskiego lokaja inne dokumenty były jeszcze bardziej pikantne i dotyczyły już nie tylko samego papieża, ale także skali moralnego upadku licznych członków Kolegium Kardynalskiego i wielu wpływowych urzędników samej Kurii Rzymskiej oraz malwersacji i skandalicznych operacji finansowych w centralnym banku Watykanu. O skali pikanterii tych dokumentów przekonają się wszyscy czytelnicy, którzy wkrótce odwiedzą mój profil.
Ciąg dalszy nastąpi…
PAOLO GABRIELE – część IV.
Papieskiemu kamerdynerowi i jego nielojalności zawdzięczamy także, że na światło dzienne wypłynęły tajne dokumenty dotyczące afer finansowych jakie rozgrywały się od wielu lat za Spiżową Bramą.
Od dziesiątek lat Bank Watykański leżący w samym centrum Państwa Kościelnego, był jednym z nielicznych banków w Zjednoczonej Europie w którym swoje konta posiadały wszelkie instytucje mafijne, gangi, wywiady różnych, niekiedy zwalczających się państw, szemrane korporacje i kilkuset polityków z całego świata, od skrajnej prawicy blisko związanej z Kościołem do skrajnej lewicy formalnie zwalczającej instytucję Kościoła. W tym banku, do niedawna nie podlegającym żadnej kontroli ze strony europejskich instytucji finansowych, swoje nieformalne dochody „prali” niemal wszyscy. Prawnicy, politycy, szpiedzy, agenci, biznesmeni, ludzie mafii, ale także niemal wszyscy ważniejsi urzędnicy Kurii Rzymskiej. To niemal było zabawne, że na codzień zwalczające się krwawo mafie, wrogie sobie gangi czy obce wywiady deponowali „lewą” kasę w jednym banku, ale biznes jest biznes, a pieniądz podobno nie śmierdzi.
Złotym okresem w tej działalności był podobno schyłek panowania papieża Pawła VI i Naszego Świętego Polskiego Papieża. Sprawa Banku Ambrosiano powiązanego z Bankiem Watykańskim i jego prezesa, którego wiszące ciało zostało znalezione na jednym z londyńskich mostów, a jego sekretarka wyskoczyła po kilku dniach z wieżowca, to jedna z największych afer pontyfikatu Jana Pawła II. O finansowych aferach abp Paula Marcinkusa z USA, którego miałem okazje poznać w Watykanie, ulubieńca Jana Pawła II, bardziej bankiera i mafiosa niż biskupa, napiszę kiedyś szczegółowo. Sprawę Banku Watykańskiego podobno próbował zbadać sam papież Benedykt XVI, ale poległ w walce z aferami swoich bankierów. A kiedy gromadzone dokumenty za sprawą jego służącego ujrzały światło dzienne, skandal wybuchł i opisywały go wszelkie media na świecie. Tylko w Polsce pisano o tym skromnie, aby nie ucierpiał wizerunek Świętego Rodaka.
Dopiero papież Franciszek z pomocą świeckich bankowców rozgonił „lewe” pieniądze z tej finansowej instytucji Kościoła. Z raportu jaki miałem przed laty w rękach wynikało, że na niewiele poniżej 12 tysięcy kont, ponad 10 tysięcy należało do instytucji szemranych lub osób, których reputacja pozostawiała wiele do życzenia. To chyba przemawia do wyobraźni czytelników.
Ale dzięki nielojalności papieskiego kamerdynera wiemy dzisiaj, że na przykład znany kardynał, Sekretarz Stanu, druga po papieżu osoba w hierarchii Kościoła, wykorzystał miliony euro z konta charytatywnego pewnej fundacji, którą nadzorował i która zbierała na leczenie chorych dzieci w Szpitalu Imienia Dzieciatka Jezus w Rzymie, na przebudowę i pełny remont swojego prywatnego apartamentu na terenie samego Watykanu o skromnej powierzchni około 350 metrów kwadratowych. Ot, drobnostka z życia Księcia Kościoła.
Ale prawdziwa burza wybuchła dopiero wtedy, gdy na światło dzienne wyciekły tajne dokumenty jakie napływały z ponad 160 nuncjatur na całym świecie. Otóż na zlecenie Sekretariatu Stanu, a niewykluczone, że i samego papieża Benedykta XVI, dyplomacja watykańska na całym świecie przygotowała ściśle tajne i przesyłane w formie zaszyfrowanej, listy czynnych homoseksualistów wśród katolickich biskupów. Ale kiedy wynosił je a gabinetu swojego pryncypała Paolo Gabriele, dokumenty te były już rozszyfrowane.
Nad Watykanem i Kościołem Powszechnym zawisły prawdziwe czarne chmury. Musiało dojść do burzy z piorunami…
Ciąg dalszy nastąpi…