Inwentaryzacja KK 2020. okiem Andrzeja Gerlacha. Rozdział 5 i 6
KOŚCIÓŁ W POLSCE ANNO DOMINI 2021 – część V.
Miałem osobiście poważne dylematy przed dokonaniem tego wpisu czy wymieniać z nazwiska te zakonnice, które od wielu już lat jawnie i śmiało występują w naszym kraju o prawa pracownicze dla swojego środowiska, aby nie narażać ich na jakieś represje ze strony hierarchii kościelnej, ale ponieważ dostałem „zielone światło”, więc pewne cytaty i jedno nazwisko się tu jednak pojawi.
Sprawa jest o tyle zaskakujące, że linia frontu w tej sprawie przebiega pomiędzy naszymi zgromadzeniami żeńskimi, a zakonami męskimi i kuriami biskupimi. To głównie te instytucje kościelne są bowiem pracodawcami dla większości polskich zakonnic.
Przed wojną polskie zakonnice prowadziły swoje własne dzieła, takie jak szkoły, ochronki, domy dziecka, domy opieki nad potrzebującymi, szpitale czy inne formy działalności. To wszystko uległo zmianie w czasach stalinowskich, gdy państwo odebrało te instytucje polskim zakonom. Wówczas to większość zakonnic podjęła pracę bezpośrednio przy parafiach, jako kucharki, sprzątaczki, zakrystianki, organistki, a szczytem kariery była pozycja katechetki. I nasi proboszczowie i ich wikarzy przyzwyczaili się przez lata, że siostra upierze, wyprasuje, posprząta, ugotuje, a potem pozmywa każdego dnia. Jak matka w domu, bo większość tych panów taki właśnie model rodziny pamiętała ze swojego dzieciństwa.
Nie byłoby w tym może nic nagannego, gdyby nasi panowie w sutannach i habitach nie zapominali o podstawowej zasadzie, że jak ktoś dla ciebie pracuje to należy mu się umowa o pracę, godne wynagrodzenie i ubezpieczenie społeczne od pracodawcy. Tym bardziej jak ten ktoś pracuje cały dzień, wstaje o świcie i kładzie się wieczorem, jak pozmywa po kolacji. I właściwie pracuje w miejscu zamieszkania.
Znam tysiące duchownych w tym kraju i słyszałem setki razy, że nie zatrudnimy na plebanii czy w kościele osób świeckich, bo weźmiemy zakonnice, będzie taniej. Wiadomo dlaczego taniej.
Inna rzecz, że w okresie PRL, tysiące gospodyń pracowało na polskich plebaniach również bez umowy i bez ubezpieczenia, a potem na starość kobiety te nie miały emerytur. Nie każda bowiem „gospodyni” proboszcza dzieliła z nim łóżko i parafialną kasę. Były też takie, które tylko pracowały i to ciężko. Ale to temat na inny wpis.
Ale wracając do zatrudnienia zakonnic. Jedno to darmowa, ale prawie darmowa siła robocza. Drugie, co zawsze mnie bulwersowało, to fakt, niemal reguła, że te kobiety w habitach były traktowane w sposób absolutnie dla mnie nieakceptowalny. Bywałem na dziesiątkach posiłków w kuriach biskupich, plebaniach czy klasztorach męskich i nigdy…, podkreślam nigdy, te ciężko pracujące kobiety nie zasiadały z nami do stołu. Gotowały, zmywały i podawały do stołu. A jadały potem ukradkiem na zapleczu kuchni, jak już wszyscy mężczyźni zjedli. A kiedy podejmowałem ten temat, jako gość, były wręcz skrępowane. Mam nadzieję, że w domach rodzinnych naszych duchownych, ich własne matki miały prawo zasiadać z nimi do jednego stołu.
Dlaczego o tym piszę? Bo po pierwsze nie widzę niczego zdrożnego w tym, aby pracująca w domu biskupa, proboszcza czy przełożonego zakonu kobieta w habicie, nie mogła ze swoim pracodawcą wspólnie spożywać posiłków, które sama codziennie przygotowuje. Po drugie. Takie traktowanie kobiet w habitach przez mężczyzn także w habitach, albo w czarnych lub fioletowych sutannach, uważam za dowód nie tylko braku elementarnej kultury osobistej, ale wręcz zaprzeczenia ducha Ewangelii. I swojej tezy będę bronił nawet wbrew wielu polskim zakonnicom, których takie zachowanie być może już nie razi.
Na szczęście są w tym kraju zakonnice takie jak chociażby siostra Jolanta Olech, ze Zgromadzenia Urszulanek Serca Jezusa Konającego (Urszulanek Szarych), która należy w Polsce do Konferencji Wyższych Przełożonych Żeńskich Zgromadzeń Zakonnych. To organ, który jest płaszczyzną współpracy wszystkich polskich zakonnic i ich zgromadzeń oraz zakonów. Nie wszystkie przełożone tych wspólnot i nie wszystkie polskie zakonnice, są tak zdeterminowane do walki o prawa kobiet w habitach w naszym kraju jak siostra Jolanta Olech, ale tym bardziej należy się jej podziękowanie.
Ta walka naszych zakonnic o ich prawa pracownicze w polskim Kościele trwa już od połowy lat dziewięćdziesiątych, a sprawa ta nadal nie ma uregulowań prawnych. Jedna ze sióstr powiedziała mi, że polscy biskupi nawet nie opracowali wzoru standardowej umowy o pracę, jaka mogłaby obowiązywać w naszym kraju. Wszystko sprowadza się do uregulowań prawnych w poszczególnych diecezjach i zależy od indywidualnego nastawienia danego ordynariusza, a polskie zakonnice chciałyby, aby wprowadzić obowiązkowe standardy prawne, których nie wolno by łamać. Konferencja Episkopatu Polski woli jednak mówić wiele o godności kobiet w naszym kraju, woli pisać wzruszające listy pasterskie o trosce Kościoła o kobiety, ale jak dochodzi do dyskusji o prawa pracownicze kobiet w habitach, które im codziennie służą, nasi biskupi łapią się wówczas za swoje kurialne, parafialne i zakonne portfele. Ot taka męska przypadłość.
A polskich zakonnic w urzędach kościelnych jest stosunkowo dużo. To dziś nie tylko kucharki, zakrystianki, organistki, ale także coraz częściej dobrze wykształcone sekretarki w urzędach, referentki, bibliotekarki i archiwistki. A na starość duchowieństwa pielęgniarki w domach dla księży emerytów. Nie ma chyba w tym kraju kościelnej instytucji, gdzie nie byłoby pracujących zakonnic.
Siostra Jolanta Olech od ćwierć wieku walczy o prawa pracownicze dla sióstr nad Wisłą, choć sama należy już raczej do seniorek w strukturach swojego zgromadzenia. W jednej z publicznych wypowiedzi przyznała, że: „chcemy, aby zakonnica pracująca dla instytucji kościelnych była zatrudniona w oparciu o umowę o pracę”.
Odpowiedzią na to żądanie była słynna wypowiedź kilku polskich hierarchów, że to dowód braku pokory nowego pokolenia polskich zakonnic. W Polsce nadal wśród wielu duchownych dominuje bowiem taki stary schemat myślowy, że dobra zakonnica, to pokorna i zawsze posłuszna kobieta, zawsze ślepo wykonująca wszelkie polecenia swoich przełożonych. Ten zarzut braku pokory pewnych polskich zakonnic, miał być takim publicznym „biczem”, na rozpolitykowane głowy kobiet w habitach. Odpowiedź na tej zarzut siostry Jolanty Olech była równie zdecydowana co jednoznaczna. „Oskarża się nas o brak pokory. Jestem za stara, aby się bać takich oskarżeń”.
Walka polskich zakonnic o swoje prawa pracownicze to jedno. Jest ich w naszym kraju coraz mniej, ale podejmują one jeszcze walkę o coś więcej. O swoją nową pozycję w skostniałych obecnie strukturach polskiego Kościoła. I o tym napiszę już wkrótce.
Ciąg dalszy nastąpi…
KOŚCIÓŁ W POLSCE ANNO DOMINI 2021 – część VI.
Od czasu Soboru Watykańskiego II zakonnice w wielu krajach świata, głównie w Europie Zachodniej i Ameryce Północnej, w dobie obecnie narastającego kryzysu kapłaństwa, wywalczyły sobie stanowiska o jakich ich starsze siostry mogły tylko pomarzyć. Chodzi głównie o te stanowiska w administracji kościelnej, które nie wymagają posiadania święceń kapłańskich. A okazuje się, że jest ich w urzędach kościelnych większość, co nie do końca dociera do księży w naszym kraju, mimo iż od zakończenia tego soboru minęło blisko 60 lat, a więc seminaria duchowne opuściło w tym czasie dwa pokolenia księży.
Chodzi o takie stanowiska w kurii biskupiej jak chociażby kanclerz, notariusz czy dyrektorzy wszystkich wydziałów kurialnych, których jest kilkanaście w każdej diecezji. Kiedy wchodzi się do którejś z polskich kurii biskupich, spotyka się tam często pracujące zakonnice, ale są one tam sekretarkami, referentkami, księgowymi, a najczęściej kucharkami, sprzątaczkami i siostrami prowadzącymi dom biskupowi.
Kiedy dotrze do naszych kolegów kapłanów, że są takie kurie biskupie na świecie, gdzie pracujące zakonnice są ważnymi urzędnikami w ich strukturach. Kto bowiem powiedział, że zakonnica nie może być nawet kanclerzem czy dyrektorem jakiegoś wydziału. W amerykańskich kuriach zakonnice są częściej kanclerzami niż kapłani i żaden ksiądz stający przed takim kanclerzem w habicie nie czuje się poniżony. Wyobrażam sobie jak by się czuli nasi księża, których rozliczałyby z ich pracy kobiety w habitach.
Nie ma bowiem kanonicznego wymogu, aby na czele kancelarii kurii stała osoba ze święceniami kapłańskimi. Więc Panowie, dlaczego nie kobieta…?
Ma to być jedynie osoba posiadająca odpowiednie wykształcenie z prawa kanonicznego, nie potrzebuje ona święceń kapłańskich, więc dlaczego kanclerzem czy notariuszem w takiej kurii nie mogłaby być kobieta? Coraz więcej kobiet w tym kraju jest zdecydowanie lepiej wykształconych niż ich rówieśnicy, kobiety posiadają przy tym cechy, które je lepiej kwalifikują na pewne stanowiska niż wielu mężczyzn. Więc dlaczego w kurii biskupiej nie jest zatrudniona zakonnica, kompetentna i wykształcona, lecz facet w sutannie? Nie ma tu żadnych ograniczeń formalnych czy prawnych, lecz jedynie nasza kościelna tradycja i polski męski szowinizm.
Wydział kurialne takie jak charytatywny, duszpasterski, katechetyczny, rodzinny, młodzieżowy, finansowy, Caritas diecezjalny czy archiwum diecezjalne. Do czego tam są potrzebne spodnie? Nie są zupełnie konieczne, a nawet śmiem twierdzić iż w wielu kwestiach ich brak byłby korzystniejszy.
Dlatego zachęcam naszych biskupów, aby reformę struktur w swoich diecezjach rozpoczęli od rozejrzenia się wokół i aby zobaczyli wśród swoich dotychczasowych sekretarek, referentek, katechetek czy innych sióstr zakonnych, odpowiednio wykształcone kandydatki na kanclerzy, notariuszy i dyrektorów wydziałów w podległych im kuriach. Czas na rewolucyjne zmiany Panowie…
Nie jestem osamotniony w takich poglądach na przyszłość urzędów kościelnych w tym kraju. Cytowana już przeze mnie w poprzednich odsłonach tego cyklu s. Jolanta Olech ze Zgromadzenia Urszulanek Serca Jezusa Konającego, w jednej ze swoich niedawnych wypowiedzi także wyraziła się w podobnym tonie. „Kobiety nadają się na pewne stanowiska, takie jak dyrektor Caritasu czy innych wydziałów. Cechy kobiece lepiej wpływałyby na wizerunek Kościoła”. A w innej swojej wypowiedzi stwierdziła, że „większa wrażliwość i zdolności do empatii, większa wrażliwość na przestrzenie potrzebujące pomocy, dla ludzi wykluczonych, na problemy dzieci, młodzieży. Nie chciałabym poruszać bardzo trudnych tematów, ale przeżywamy boleśnie w ostatnich czasach sprawę pedofilii. Ufam przynajmniej, że e świecie, w którym kobiety mają więcej do powiedzenia, tego rodzaju sytuacji, tak dużo by nie było”. Więc może jest to także sposób na ograniczenie pedofilii w naszym Kościele?
Zielone światło dla kobiet w Kościele włączył niedawno także sam papież Franciszek, co ze zrozumiałych względów nie spodobało się wielu kościelnym tradycjonalistom nad Wisłą. Papież stwierdził: „Martwi mnie, że w samym Kościele rola służebna, do której powołany jest każdy chrześcijanin, czasem w przypadku kobiet sprowadza się bardziej do roli niewolniczej niż prawdziwej służebności”.
Kiedy słowa papieża Franciszka zdziałają cuda i zmienią nastawienie naszych księży do zakonnic nie wiem, ale jestem przekonany, że w dobie nieuniknionego kryzysu jaki nadchodzi w polskim Kościele zmiany są konieczne. Także te dotyczące naszych sióstr zakonnych.
A jak w obecnej kryzysowej sytuacji polskiego Kościoła wygląda rola braci zakonnych w naszych polskich wspólnotach? O tym napiszę już wkrótce.
Ciąg dalszy nastąpi…
PS>:
Jestem zmuszony zmieni wpis w dniu dzisiejszym, bo otrzymałem w tych dniach zaskakującą ilość korespondencji od polskich zakonnic w związku z moimi wpisami im przeznaczonych.
Zacznę od tych miłych i sympatycznych. Za wszystkie dowody sympatii i wsparcia jakie otrzymałem ostatnio od polskich sióstr zakonnych dziękuję i nisko się kłaniam. Nie spodziewałem się takiego odzewu, bo chyba nie doceniłem aktywności naszych zakonnic w Internecie. Te młodsze internautki w habitach mnie nie dziwią, bo młodzież niemal żyje w mediach społecznościowych, ale te siostry seniorki są dla mnie i zaskoczeniem i wyzwaniem na przyszłość.
Wiedziałem jak wielu ludzi Kościoła czyta mnie regularnie, choć nie komentuje moich wpisów publicznie. Ale to są przede wszystkim panowie w sutannach. Od pewnego czasu wiedziałem, że siostry zakonne pracujące w pewnej kurii biskupiej, czytają mnie regularnie i dyskretnie, „podsłuchują” burzliwe komentarze swoich kościelnych przełożonych na temat ich treści, ale do tych dyskusji się nie dołączają. I chyba domyślam się dlaczego. Ale, że w klasztorach żeńskich czyta się moje wpisy regularnie od wielu miesięcy, to już nie tylko dla mnie duże zaskoczenie, ale i nie ukrywany zaszczyt. Mogę tylko tym wszystkim zakonnicom serdecznie podziękować i zapewnić iż jest to dla mnie zaszczyt i wyzwanie.
Ale w sposób szczególny dziękuję pewnej siostrze zakonnej z mojego ukochanego Krakowa. Nie mogę publicznie podać jej imienia, bo byłby to dla Niej pocałunek śmierci. Proszę Ją jednak o przyjęcie moich podziękowań i pozdrowień dla całej Waszej wspólnoty, bo wiem, że siostra pisze w imieniu całego Waszego domu zakonnego. Drogie siostry, róbcie swoje. Dzieci i chorzy, którym poświęciłyście swoje życie, doceniają to codziennie i okazują to swoim uśmiechem, bo inaczej nie potrafią. A co do Waszej obecnej sytuacji, nie poddawajcie się w swojej walce. Walczycie o godność swoją jako kobiet i pozycję zakonnicy w strukturach przyszłego Kościoła w tym kraju. Żadna sutanna, nawet ta biskupia, nie upoważnia nikogo do takiego zachowania jaki obecnie Was spotyka. Jesteśmy wszyscy w tej walce po Waszej stronie. Przyszłość Kościoła należy także do kobiet. Także kobiet w habitach.
Ale są i reakcje wrogie, a nawet dla mnie osobiście szokujące. Jest ich zdecydowanie więcej. Odniosę się tylko do jednego wpisu.
Drogie siostry z pięknego Śląska, nie znam osobiście Waszego księdza kapelana, choć dzisiaj poznałem także jego nazwisko. Nie wiem skąd posiada on wiedzę na mój temat, ale wyjaśniam, że nie byłem nigdy żadnym księdzem i nikt mnie nie wyrzucił z żadnej diecezji ani zakonu. Nie byłem nigdy nawet klerykiem w żadnym polskim seminarium, ale w seminariach duchownych bywałem i bywam stosunkowo często. Przekraczam próg tych kościelnych przybytków zawsze wyłącznie w charakterze wykładowcy, podobno surowego i wymagającego (co też jest przesadą moim zdaniem), albo uczestnika różnych konferencji i sympozjów.
Proszę poinformować swojego kapelana, żeby do jego listy określeń mojej skromnej osoby, że jestem Żydem i masonem, dodał także to, że jestem także regularnym cyklistą.
Natomiast co do tego co mówi ksiądz kapelan, że jestem diabłem wcielonym, to muszę zdecydowanie zaoponować. Przeprowadziłem z moimi dziećmi test i muszę księdza kapelana zmartwić. Nie śmierdzę siarką, nie mam na czole rogów, ani diabelskiego ogona. Do dzisiaj na moich stopach nie zaszły żadne istotne i niepokojące zmiany, i nic nie wskazuje na to, że pojawiają mi się ma stopach kopyta. Już dzisiaj jednak publicznie deklaruje, że jeżeli w przyszłości zaobserwuje jakieś niepokojące zmiany, to ksiądz kapelan będzie o tym poinformowany w pierwszej kolejności. Wszystkim Siostrom w Waszej wspólnocie życzę wiele zdrowia, a księdzu kapelanowi, także zdrowia psychicznego i zalecam długie spacery na świeżym powietrzu.
Nadal oczekuje aktywności od wszystkich polskich zakonnic, zarówno na forum publicznym jak i prywatnym. Wszelkie sugestie i uwagi będę brał pod uwagę i uwzględniał w swoich przyszłych wpisach. Pozostałe osoby przepraszam, że mój dzisiejszy wpis ma taki osobisty charakter.
Andrzej Gerlach