Jarosław Wocial. Jeszcze się udało.

Rakija
Chemikaljana.
Jeszcze się udało.

Jakiś czas temu nieopacznie obraziłem mojego raka pisząc, że „chemia jest nudna”. Musiał się drań ciężko wku…ć skoro zafundował mi przeżycie jakiego nikomu z Was – moi mili postoczytacze nie życzę. Sieknął mnie otóż drań po oczach.

Ponieważ miałem kłopoty ze wzrokiem od jakiegoś czasu, zafundowałem sobie nowe okulary. Biedna, męcząca się ze mną strasznie miła dziewczyna o tajemniczej i nowej dla mnie nazwie „optometrystka”, po ciężkich bojach dobrała mi w końcu nowe szkła. Uszczęśliwiła mnie dodatkowo informacją o astygmatyzmie, zaćmie, powiększaniu wady „od dali”, pojawieniu się tej „od bliży” i jakimiś innymi określeniami, których do końca nie zrozumiałem.
No cóż – coś za coś.

Wyposażony w nowe szkła za kilkaset złotych, wyszedłem z zakładu… i nieco zaskoczony stwierdziłem, że nie widzę różnicy. Sens wydatku zobaczyłem – dosłownie i w przenośni dopiero w domu przed telewizorem. Pierwszy raz od dość dawna zobaczyłem „paski”.
Sam, nie wiem… czy to zamieszczane na nich, przedwyborcze pierdoły czy może tylko wypity wieczorem kieliszek czystej ojczystej wywołał skutki, dzięki którym nasz kontakt urwał się na jakiś czas.

Oburzonych abstynentów i wszystkich zaskoczonych tym,że chleję… a właściwie „chlałem” wódę w „moim stanie” uprzejmie informuję, że podniecać się nie ma czym.
Przykrym skutkiem „chemii” jest ciągłe poczucie nudności (wersja dla tych co „bułkę przez bibułkę”) albo po prostu (to dla tych, którym rzeczywistość nie przeszkadza) wrażenie, że własne gówno wróciło człowiekowi do ust zamiast pośpieszyć do dupy.
Po wielu eksperymentach doszedłem do tego, że najlepszym lekarstwem na to wrażenie jest kieliszek gorzały i grapefruit. Zestaw taki nieźle działał… do czasu.

Innym przynoszącym radość doznaniem pochemicznym jest odrętwienie nóg. Gdy wspomniałem o tym lekarzowi, powiedział, że jest to normalne i skutecznym na to lekarstwem są leki przeciwpadaczkowe.
Po ostatniej wizycie przepisał mi je i rzeczywiście – odrętwienie ograniczyło się tylko do stóp… zamiast tak jak wcześniej zagrażać mojej „męskości”.

Lekarz zapomniał wspomnieć tylko… a może sam o tym nie wiedział, że łączenie leków przeciwpadaczkowych, chemii i alkoholu może spowodować skutki uboczne. Może nie u wszystkich ale… u mnie spowodowało.

Zadowolony, że wreszcie mogę sobie poczytać jakim łachudrą jest prezydent Trzaskowski (na TVP Info) i jakim durniem jest prezydent Duda (TVN) i szczęśliwy, że gorzała spowodowała, że kał poszedł sobie tam gdzie powinien, poszedłem spać.
Jak to zawsze bywa… po nocy przyszedł dzień.
Obudziłem się i zaskoczony stwierdziłem, że „paski zniknęły”.
Nie byłby to może duży kłopot ze względu na zamieszczane na nich treści, gdyby nie to, że razem z nimi zniknął telewizor i… wszystko inne – straciłem wzrok.

Jakiś czas temu pisałem, że wirus w koronie jest najlepszym z uczących nas życia profesorów… ale rak ma w tym względzie także swoje zasługi.
Czy zastanawialiście się kiedyś jak ważna jest każda z części naszych organizmów? Ja nie.
Wszystko co mamy traktujemy jak coś normalnego.
Nie zachwycamy się przecież na co dzień cudownym narzędziem jakim jest choćby nasza ręka, przy której wszystkie produkowane przez nas narzędzia to tylko kupa złomu. Nie podziwiamy stopy, która posiadając raptem trzydzieści kilka centymetrów potrafi utrzymać w dowolnej pozycji nasze sto kilogramów wagi i blisko dwa metry wzrostu. Zachwytu nie budzą małe kowadełka w uszach sprawiające, że słyszymy śpiew ptaków i… bzyczenie komarów ani oczy dzięki którym i te ptaki i komary potrafimy zobaczyć.
Wszystko to po prostu mamy i traktujemy jak coś oczywistego… dopóki nam czegoś z tego nie zabraknie.

Rak pozwolił mi docenić jak ważne są moje oczy.
Był miły – w końcu współżyjemy już ze sobą podobno 11 lat i nie zabrał mi wzroku na stałe. Powoli… bardzo powoli jak dla mnie – odzyskuję zdolność widzenia i już nawet dość odległe plamy zieleni (odległe o jakieś 10 metrów) zaczynają wyglądać jak drzewa. Ostatnio nawet zauważyłem, że widzę litery nie tylko na powiększonym ekranie ale nawet klawiaturze… czego efektem jest tekst, który właśnie czytacie.
Na razie idzie mi ciężko… ale mam nadzieję, że powoli będzie lepiej i znów będziecie męczyć się usiłując czytać moje za długie i nudne posty. Trudno. Będę Was zanudzał.
Nawet nie wiecie jaką mam z tego frajdę. Dziś znacznie większą niż wtedy gdy posiadanie oczu wydawało mi się czymś oczywistym więc bójcie się – nadchodzę ja i nudności moje.

Pić już przez jakiś czas gorzałki nie będę. Przekonałem się boleśnie, że:
Lepsze gówno w ustach niż klapki na oczach.

Rakiija Moi Drodzy Rakiija
Szanujcie to co macie bo:
„ile cię cenić trzeba ten tylko się dowie…”
I do następnego razu.

P.S. no i skleroza znów bym zapomniał… jadę w tym tygodniu na OSTATNIĄ chemię. Gówno pójdzie gdzie powinno, leki przeciwpadaczkowe zostaną w aptece a ja… no cóż Ballantines czeka i żaden rak mnie z nim nie skłóci.

 

Jarosłąw Wocial