Juliusz Paetz. Mechanizmy przemocy i władzy. Część 13 i 14
ABP JULIUSZ PAETZ – część XIII.
W dniu wczorajszym, 2 lutego 2020 roku, abp Juliusz Paetz, gdyby żył, obchodziłby swoje 85-te urodziny, więc w ramach tej rocznicy ogłosiłem swoja małą amnestię i zastąpiłem wpis o nim, wpisem o gromnicy i polskich zakonnicach.
Dostaję wiele pytań od Państwa na temat osoby abp Juliusza Paetza i całego cyklu mu poświęconego. Dlaczego media ten temat odpuściły? Dlaczego nikt o metropolicie poznańskim nie pisze wszystkiego, a jedynie wszyscy ograniczają się do wątku molestowania kleryków w poznańskim seminarium, jak gdyby był to jednorazowy wypadek przy pracy starszego pana? Nie wiem, ale żadne media nie chciały nigdy zająć się tym tematem dogłębnie i wydrukować cokolwiek na ten temat. I tyle mogę w tej sprawie uczciwie napisać.
I druga kwestia. Czy napiszę o tym książkę? Mam na ten temat mnóstwo dokumentów i zdjęć, podobnie jak w wypadku innych tematów dotyczących Kościoła, którymi się dziele z Państwem na moim profilu od przeszło dwóch lat, więc niczego nie wykluczam na tym etapie. Może rzeczywiście Państwo i mój starszy syn macie rację, że powinienem ujawnić wszystko opinii publicznej i opublikować to w formie książki popularnonaukowej, gdyż wówczas nie byłbym ograniczony zarówno w formie jak i w treści, tak jak to jest w wypadku Facebooka.
Jeżeli pomysł na napisanie takiej książki dojrzeje, to Państwo będziecie o tym wiedzieć jako pierwsi. A może powinien powstać cały cykl takich publikacji poświęcony Kościołowi i wszystkich afer obyczajowych i finansowych z nim związanych? Póki co dziękuję wszystkim, którzy wspierają mnie swoimi wpisami, zarówno tymi publicznymi jak i tymi prywatnymi. Dziękuję także tym ludziom Kościoła, którzy z życzliwością kibicują mi i także mobilizują do dalszej aktywności.
Jednak w sposób szczególny pragnę podziękować tym wszystkim hierarchom kościelnym, wszelkich szczebli i godności, którzy swoja pazernością, wyuzdaniem seksualnym, zakłamaniem i swoim upadkiem moralnym, zapewniają mi tematy do pisania na długie jeszcze lata.
Ta moja wczorajsza rocznicowa amnestia na abp Juliusza Paetza dobiegła końca, więc powracam do kontynuowania cyklu o jego grzesznym życiu. Pozostałych kościelnych grzeszników w sutannach i habitach proszę o wyrozumiałość. Wcale o was nie zapomniałem. Na was też panowie przyjdzie pora. Cierpliwości.
***
ABP JULIUSZ PAETZ – część XIV.
Z wielkim żalem opuszczał wiosną 1983 roku, Rzym i jego wyjątkowe uroki, nowo konsekrowany ordynariusz łomżyński, bp Juliusz Paetz. Opuszczał z żalem miejsca i ludzi z którymi związany był przez ostatnie lata. Ale nie opuszczał wówczas Rzymu do końca, bo pozostawił sobie swoją osobistą przystań, którą było luksusowe mieszkanie, niemal na obrzeżach Watykanu. To stara, pięknie odrestaurowana, historyczna kamienica, 50 metrów od Via del Conciliazione, 15 minut spacerkiem od Placu przed Bazyliką Świętego Piotra. A więc niemal w bezpośrednim sąsiedztwie Watykanu. Czy to sentyment do Serca Kościoła? Nie sądzę.
Czy kupienie w takim miejscu tak drogiego mieszkania, przez hierarchę, który wie, że właśnie prawdopodobnie na zawsze opuszcza Watykan, bo zostaje biskupem w odległej od Rzymu diecezji, to coś wyjątkowego? Okazuje się, że nie. A właściwie powinienem napisać, że to częste zjawisko. W bezpośrednim sąsiedztwie Watykanu, gdzie ceny mieszkań osiągają niebotyczne ceny za każdy metr kwadratowy powierzchni, szacuje się, że przeszło 27000 mieszkań należy wyłącznie do ludzi Kościoła.
Dotarłem do statystyk opracowanych przez zaprzyjaźnionego watykanistę, który na podstawie informacji z urzędu miasta, opisuje to zjawisko znacznie szerzej. I nie są to mieszkania o znanym nam standardzie mieszkań w bloku. To apartamenty wyremontowane i wyposażone w marmurowe posadzki i sprzęt godny pałaców i rezydencji głów państw.
To niewątpliwie świetna lokata kapitału, ale nikt ich nie wynajmuje dla zysku. Takie mieszkania kupuje się bowiem, aby zapewnić sobie dyskrecję i niezależność przy ewentualnych odwiedzinach Wiecznego Miasta, gdzie dyskretnie można się spotkać z kimkolwiek i uniknąć wścibskich oczu dziennikarzy czy złośliwych kolegów z różnych watykańskich dykasterii Kościoła.
Mogę opisać Państwu mieszkanie przy Via del Conciliazione, które w tym momencie interesuje nas najbardziej, bo posiadam, aż pięć jego opisów, a ponieważ są niemal identyczne, więc uważam je za w pełni wiarygodne.
Mieszkanie to znajduje się na pierwszym piętrze gustownie odrestaurowanej starej kamienicy i jako nieliczne nie posiada wizytówki na drzwiach, ani żadnej innej informacji o właścicielu, chociażby na spisie lokatorów.
Po wejściu do mieszkania, uderzają śnieżnobiałe marmurowe posadzki, kremowo białe ściany i w centralnej części potężnego salonu wielki bursztynowy krucyfiks. Mieszkanie posiada gustownie połączoną kuchnię z salonem, co stanowi niemal integralną całość. Apartament wyposażony jest w stare stylowe meble, a la Ludwik XVI, które podobno kosztowały krocie i były zamawiane po specjalnej konsultacji z dekoratorem wnętrz, który planował całość urządzenia tego gustownego mieszkania.
Sypialnia dla gości jest mniejsza i jest wyposażona w łózko dla dwóch osób, szafę i biurko. Natomiast sypialnia główna przeznaczona dla właściciela, jest prawdziwym dowodem skromności i umiaru naszych sług Bożych. Sypialnia jest olbrzymia i wyposażona w potężne łózko ze specjalnym materacem, stary sekretarzyk z kosmetykami i dwudrzwiową szafę. Wszystkie meble gustowne i zamówione do tego wnętrza.
Ale największe wrażenie na wielu szczęśliwcach, którzy korzystali z tego apartamentu robią dwie łazienki. Mniejsza dla gości i wielki pokój kąpielowy dla świętobliwego właściciela całości. Juliusz Paetz życzył sobie, aby ta duża łazienka była wykończona marmurami i wyposażona w potężną wannę na kilka osób oraz armaturę najwyższej jakości. Całość dopełniały gustowne detale dekoracyjne.
To tam w rzymskim mieszkaniu przyjmował tych o których mówił, że : „fajnie mieć kogoś do kogo można się przytulić i mieć świadomość, że jest”. Kiedy ktoś dostawał klucze i adres tego mieszkania to wiedział na co się decyduje. A decydowało się przez te lata wielu. Także tych, których nazwiska dzisiaj błyszczą na stronach internetowych polskich diecezji czy watykańskich urzędów i placówek dyplomatycznych.
Wielu dzisiaj udaje, że nie zna ani tego mieszkania, ani tego adresu. Klucze do tego mieszkania dostawali także wybrani klerycy i młodzi księża z diecezji łomżyńskiej, a potem archidiecezji poznańskiej, wyjeżdżający na „wakacje” do Rzymu. Tylko dziwnym trafem zjawiał się tam wówczas także gospodarz mieszkania. Ale kto powiedział, ze uroki Wiecznego Miasta są za darmo…
To nie do końca tak, że arcybiskup tylko molestował kleryków podległego mu poznańskiego seminarium, bo przyjeżdżali do jego rzymskiego mieszkania także tacy, którzy robili to w pełni dobrowolnie i zupełnie świadomie. Jeden z nich powiedział o tym wprost, że: „dopiero w seminarium zaakceptowałem swój homoseksualizm”. A wtedy wszystko jest prostsze…
Hierarcha swoim wybrańcom, których gościł u siebie mówił, że to tylko „baccione” (z włoskiego „pocałunek”, „całus”). To określenie stało się z czasem niemal symbolem i hasłem wywoławczym. Wystarczyło czasami jedno słowo i wszyscy wiedzieli o co chodzi. Po prostu „baccione” i tyle. Gdyby te marmurowe posadzki i ta wielka kilkuosobowa wanna w rzymskim mieszkania abp Juliusza Paetza mogły mówić, pewnie dowiedzielibyśmy się wielu intymnych szczegółów ze spotkań „baccione”, wartych zapewne niejednej jeszcze publikacji.
Patrzył na to przez kilka dziesięcioleci także sam Chrystus, z wielkiego bursztynowego krucyfiksu zawieszonego w salonie mieszkania… Ale on w tej sprawie także milczy.
Ciąg dalszy nastąpi.
Andrzej Gerlach