“Lost in Translation” po polsku, czyli Włodek Kostorz opowiada jak było.

Starym znajomym przypominam, a nowym przedstawiam. Oto reprezentant Pomorza Zachodniego, nieustraszony i dumny….

Bolek wyklęty.

Dochodziło prawie południe, jeszcze godzina i fajrant. Jeśli człowiek wstaje do pracy o 02:30 by ratować świat , to około południa jest już lekko złomotany. To że świat jest już definitywnie uratowany, też niewiele zmienia w sytuacji.

Podchodzi do mnie szef i mówi, że federalsi potrzebują mojej pomocy, bo dogadać się nie mogą z moim ziomalem.

Przeważnie są to banalne sprawy, jakiś mandat, którego pacjent zapomniał zapłacić, jakaś drobna kara, która Polaka dziwi, że Niemiec o tym pamięta – przecież to panie było kurwa 6 lat temu. Ot takie tam czepianie się. W takich wypadkach wołają mnie, podobno jestem w policji federalnej znany jak kolorowy pies, który dogaduje się z każdym od Odry na wschód. Są zdania, że mam jakiś zbawienny, deeskalacyjny wpływ na egzotycznych obieżyświatów.

Razu pewnego tłumaczyłem nawet z chińskiego na niemiecki wprawiając federalnych w ekstazę i podziw. Oczywiście nie zdradziłem tajemnicy zawodowej, że jeden z Chińczyków znał rosyjski. Rosyjski z chińskim akcentem robi wrażenie do tego stopnia, że łatwo go wziąć za język północno-laotański. Ale do rzeczy…

Idę więc piętro wyżej zadowolony, że tym sposobem ostatnia godzina minie szybko i przyjemnie. Wchodzę na komnaty do federalnych i już w drzwiach coś mnie zaniepokoiło. W korytarzu stoi trzech mundurowych, rękawiczki skórzane na dłoniach, pałka w pogotowiu. Uśmiechnęli się na mój widok i palcem wskazali kierunek do alkowy -Viel Spaß- powiedzieli.

Idę dalej. W pomieszczeniu następnych trzech i Bolek, obywatel miasta portowego Szczecin, konkretnie Polic. Federalni byli trochę zakręceni i pytali czy “Police” oznacza, że ten koleś jest ich kolegą po fachu? Wyjaśniłem, poczuli ulgę.

Bolek zapewne by się nawet przywitał, ale dwie sprawy wyraźnie utrudniały mu wymianę uprzejmości. Po pierwsze był w dupę pijany, więc całą uwagę poświęcał zachowaniu pozycji pionowej lub tego co Bolek za taką uważał. Po drugie miał obie ręce skute na plecach niemiecką biżuterią. Wysiłek intelektualny potrzebny by w tym stanie zrozumieć, dlaczego nie może wystawić rąk do przodu, był w tym momencie zbyt wielki, by jednocześnie zauważyć moje wejście. Mistrzem multitaskingu ten Bolek nie był.

– Oh, du Scheisse – wyrwało mi się na widok tej jaskółki uwięzionej w T-shircie z napisem „Niezłomni.pl”.

Policjanci uśmiechnęli się po niemiecku.

– Można to i tak określić – skwitował jeden z nich.

Policjanci opowiedzieli mi co jest przyczyną wizyty Bolka u niemieckich stróżów porządku publicznego. Jak się okazało, nie pierwszą w tym tygodniu . A było tak…

Dnia poprzedniego Bolek znajdował się w trakcie podróży do Newcastle, gdzie w firmie “Rychu Renowejszyn” jest wysokiej klasy fachowcem od stawiania rusztowań. Musicie wiedzieć, że Bolek brawurowo ukończył szkołą podstawową, co pozwoliło mu na objęcie tak odpowiedzialnej fuchy w tej międzynarodowej korporacji. Jak sam zaznaczył jest tam nie do zastąpienia, a wspomniany Rychu jest wpływowym biznesmenem, o czym starał się powiadomić niemieckich policjantów słowami “Wypuszać mnie chuje, bo bedzie dym”.

Często odprawiam wysokiej klasy fachowców i wiem, że mają przy sobie różne przedmioty związane z ich pracą, komputery, urządzenia pomiarowe i temu podobne precyzyjne urządzenia. Bolek też podróżował z podstawą swojego warsztatu pracy, więc miał w bagażu podręcznym wysokiej jakości i precyzji młotek, który został mu podstępnie zarekwirowany przez moich kolegów. Masakra, to tak jakby fizykowi jądrowemu odebrać cyklotron.

Po tym przeżyciu Bolek musiał zebrać myśli, więc wybrał się do Irish Pub, gdzie spożył na pusty żołądek sześć dużych piw. Bolek wie ile może wypić, czego nie można powiedzieć o panience z Global Ground, która podczas boardingu postawiła pod znakiem zapytania możliwość transportu drogą powietrzną napełnionego piwem Bolka. Jak można się spodziewać Bolek był innego zdania.

Panienka popełniła kilka błędów, cóż baby. Po pierwsze dyskutowała z Bolkiem, a on tego nie lubi. Po drugie nie lubi jak robi to kobieta. Po trzecie nie lubi jeśli robi to kobieta o innej pigmentacji skóry niż Bolek.

Bolek jako przedmurze prawdziwej wiary i wartości europejskich na takie numery sobie nie pozwala, więc nie omieszkał jej o tym powiadomić. Informacji udzielił wprawdzie po polsku, ale przekaz był na tyle prosty, że każdy inteligentny człowiek powinien to zrozumieć.

W końcu jeśli ktoś twierdzi “Jeb się czarna małpo” i jednocześnie potrząsa zainteresowaną dosyć intensywnie choć rytmicznie, to przekaz jest chyba oczywisty.

I był, szczególnie dla pracowników security i policji. Bolek został wyprowadzony przed lotnisko, nie całkiem za porozumieniem stron, czyli nie całkiem za zgodą Bolka. Ale to było dnia poprzedniego.

Firma Bolka zainwestowała w fachowca i załatwiła mu nocleg w pobliskim hotelu. Tam Bolek postanowił jeszcze intensywniej skupić myśli, więc już podczas kontroli dnia następnego prezentował fizycznie i intelektualnie jakieś trzy promile we krwi, delikatnie oceniając. Ten stan rzeczy zaowocował ponownym pojawieniem się Bolka w biurze policji federalnej i moją tam wizytę.

Policjanci poprosili mnie o wytłumaczenie Bolkowi, że ma teraz dwie opcje, bo tak się składa, że niemiecka policja ma dużo cierpliwości dla przedstawicieli sąsiedniego narodu. Szczególnie pod koniec zmiany.

Pierwsza możliwość jest następująca. Bolek wsiada do autobusu PolskiBus (dzisiaj Flixbus) i jedzie do domu przemyśleć przebieg swojej kariery zawodowej. Druga, Bolek upiera się przy swoim, zostaje aresztowany za fizyczną napaść na pracowniczkę lotniska, stawianie czynnego oporu policji, obrazę urzędników państwowych, trafia na czarną listę linii lotniczych i dostaje dożywotnio zakaz wjazdu na teren Niemiec. Bolek ma możliwość wyboru.

Czy przypominacie sobie film “Lost in Translation”? Była tam taka scena. Japończyk nawija trzy minuty, tłumacz słucha, po czym tłumaczy “Jest dobrze”. Słuchacze pytają “I to wszystko?”. Wszystko.

Tak to wyglądało w moim wykonaniu, tylko że nie było dobrze. Bo Bolek nie ubija interesów ze szwabami, a wspomniany Japończyk nie używał słowa “kurwa” tak często jak Bolek. Była jeszcze jedna rzecz, która Bolka bardzo bolała, o czym mnie powiadomił wymagając dokładnego tłumaczenia. Teraz oceńcie sami czy to można dosłownie przetłumaczyć….

Te pierdolone niemieckie kurwy, robią loda jebanym arabusom, a kurwa białego człowieka zajebią, powiedz im to. Chuja, będę siedział, mam na nich wyjebane, dla Polski tak mam”.

Przetłumaczyłem (Nie pojedzie), a ekspresja mojego tłumaczenia miała sporo do życzenia w kwestii emocjonalnej. Federalni westchnęli i spytali czy mogę go jeszcze jakoś przekonać, bo oni też chcą w końcu pójść do domu – Bodzio bądź Gutmensch, przekonaj go.

Skupiłem się by podjąć desperacką i ostateczną próbę, w końcu lubię moich kolegów z federalnej. Postanowiłem przejść z języka polskiego na język wyklętego, tłumacząc mu zaistniałą sytuację społeczno-polityczną mniej-więcej tak…

– Ogarnij się jebany buraku, kurwa twoja mać i słuchaj. Albo wsiadasz w busa i wypierdalasz spox na chatę, albo pierdzisz tutaj w pasiaki, robotę u Angola masz już z bańki, poszło się jebać, potem zero wjazdu i kilka kafli do zapłacenia szwabowi. Wybieraj, masz 10 sekund, potem wyjazd do kalambusza na Moabit, a tam arabusów w chuj i trochę. Ładny chłopak jesteś, to się ucieszą. Kumasz czaczę ośle?

To jakoś przekonało Bolka do niespodziewanej zmiany decyzji, nawet pomacał się dla pewności po pośladkach sprawdzając zwieracze.

Idąc w kierunku parkingu widziałem go jeszcze jak siedział na krawężniku przed przystankiem Polskiego Busa, w asyście trzech policjantów. Minę miał trochę ponurą, bo promile już puszczały, a pojawiał się ołowiany berecik. Nawet fakt, że jednego Polaka musi trzech Niemców pilnować jakoś nie grzał mu serca.

Siedzi żołnierz ze spuszczoną głową,

zasłuchany w tę skargę brzozową,

bez broni, bez orła na czapce,

bezdomny na ziemi-matce”

 

Włodek Kostorz