Andrzej Gerlach. PAOLO GABRIELE – część 1 i 2
PAOLO GABRIELE – część I.
Pisałem materiał do pewnej włoskiej gazety na temat zmarłego, pod koniec listopada 2020 roku, byłego kamerdynera papieża Benedykta XVI, Paolo Gabriele. Postanowiłem więc podzielić się i z Państwem w dniu dzisiejszym kilkoma informacji na jego temat.
Paolo Gabriele to służący, kamerdyner, osoba świecka, nie mająca właściwie żadnego formalnego wykształcenia, a więc w hierarchii watykańskiej „Pan Nikt”, a tymczasem to właśnie on przeszedł już do historii nie tylko pontyfikatu papieża, któremu służył, ale także całego Watykanu.
Był zatrudniony w domu papieskim jako osobisty służący i kamerdyner papieża Benedykta XVI, osobiście budził go codziennie rano, niezwykle dbał o jego garderobę, bo o czym warto wiedzieć, ten papież miał wręcz obsesje na punkcie swoich strojów, bielizny i wszystkich rzeczy, które go otaczały. Tym zajmował się właśnie Paolo…
Ale to właśnie on jako jeden z pierwszych zauważył, że wiele niezwykle ważnych informacji, które nie docierają do papieża, nie dociera, bo jego hierarchiczne otoczenie robi wszystko, aby tak właśnie było. I to właśnie zwykły służący, osobisty kamerdyner papieski, był niekiedy tym człowiekiem z najbliższego otoczenia papieża Benedykta XVI, który informował go o tym, czego nie dowiadywał się ze swoich spotkań z dumnymi członkami kolegium kardynalskiego, swoimi najbliższymi współpracownikami czy z raportów które dla niego przygotowywano. Najlepszymi okazjami do szczerych rozmów papieża z jego służącym były chwile ubierania papieża i podawania mu posiłków. Niekiedy sam papież pytał, a Paolo jedynie odpowiadał, niekiedy to Paolo inicjował rozmowę, a wiedział wiele, bo umiał słuchać…
Oficjalną osobą numer jeden u boku papieża Benedykta XVI był jego osobisty sekretarz, niemiecki prałat Georg Ganswein, czyli taki ks. Stanisław Dziwisz z czasów pontyfikatu papieża Jana Pawła II, jak pisały włoskie, francuskie i amerykańskie media „Piękny Georg”. Wzdychały do niego liczne i bardzo wpływowe kobiety, ale i watykańscy geje, a kiedy w kalendarzu dla gejów ukazały się jego piękne i pozowane zdjęcia, wybuch prawdziwy skandal… Ale to nie osobisty sekretarz papieża Benedykta XVI jest dziś tematem tego wpisu.
Ze względu na swoje codzienne obowiązki zawodowe Paolo Gabriele miał duże, kilkupokojowe mieszkanie w samym Watykanie, gdzie mieszkał ze swoją żoną i trojgiem dzieci. To wyjątkowa sytuacja dla osób świeckich, gdyż tylko nieliczni z nich mają takie przywileje w tym państwie sutann i habitów.
Co zatem stało się, i kiedy do tego doszło, że ten skromny, niepozorny i małomówny człowiek, wręcz niezauważany często przez dumnych kardynałów, arcybiskupów, biskupów oraz watykańskich prałatów, złamał obowiązujące go zasady i zrobił coś, co drastycznie wpłynęło nie tylko na jego osobiste życie, ale wręcz wstrząsnęło całą Stolicą Apostolską i opinią publiczną na całym świecie? O tym dowiedzą się ci wszyscy, którzy będą odwiedzali mój profil w najbliższych dniach.
Ciąg dalszy nastąpi…
P.S.
Na zdjęciu, papież Benedykt XVI ze swoim osobistym sekretarzem, prałatem Georgiem Gansweinem i kamerdynerem Paolo Gabriele (na pierwszym planie).
PAOLO GABRIELE – część II.
To historia niemal jak z filmu szpiegowskiego i to takiego, którego fabuła nie mogłaby wydarzyć się w życiu. Ale ta historia nie tylko się wydarzyła, ale także trwała wiele lat.
Śledztwo jakie przeprowadzono w samym Watykanie po aresztowaniu papieskiego kamerdynera Paolo Gabriele wykazało niezbicie, że co najmniej od 2006 do 2010 roku, sam systematycznie fotografował lub kopiował niezwykle ciekawe dokumenty z osobistego biurka papieża Benedykta XVI i jego sekretarza prałata Georga Gansweina. A były to dokumenty niezwykłe. Nie tylko dlatego, że tajne, w pełni poufne, ale także ujawniające działania o charakterze kryminalnym. A dotyczyły najwyższych dostojników kościelnych i to w samej centrali tej instytucji. Były to zarówno poufne raporty opracowane na potrzeby samej Głowy Kościoła, ale także takie dokumenty, które w pełni ujawniały działania protekcyjne, łapówkarskie i wręcz kryminogenne jego otoczenia.
Osobisty służący papieża Benedykta XVI z racji pełnionej funkcji miał nieograniczony dostęp do samego papieża, ale tym samym do jego prywatnych apartamentów, jego sypialni, biurka i sejfu… Z jednej strony dostarczał papieżowi informacje o tym co mówiło się za jego plecami, a z drugiej strony sam szperał, czytał i kopiował dokumenty do których formalnie nie powinien mieć dostępu.
I tu zapewne pada pytanie, które paść musi. Dla kogo kamerdyner, człowiek niewykształcony, kopiował i fotografował dokumenty z gabinetu swojego pracodawcy. Niewątpliwie jedną z osób, które skorzystała z tego niebywałego i niezwykłego przecieku był włoski dziennikarz Gianluigi Nuzzi, który na podstawie części z nich napisał niezwykłą książkę „Jego Świętobliwość – tajne papiery Benedykta XVI”. Ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że osób które miały dostęp do tajemnic z osobistego biurka i sejfu papieża Benedykta XVI, było znacznie więcej. Śledztwo jakie wówczas przeprowadzono, a przede wszystkim proces sądowy jaki następnie wytoczono papieskiemu kamerdynerowi to jedno z najdziwniejszych rzeczy, z prawnego punktu widzenia, jakie temu wydarzeniu towarzyszyło. Napisze na ten temat w przyszłości znacznie więcej, ale teraz powiem tylko jedno. Zrobiono wszystko, aby nie ujawnić wszystkich tych, którzy stali za zdradą Paolo Gabriele i aby nie odpowiedzieć na żadne pytania, które nasuwały się wówczas każdemu, kto przyglądał się tej sprawie.
Tysiące kompromitujących dokumentów z lat 2006-2010, które ujrzały wówczas światło dzienne i zostały nazwane przez wielu watykanistów Vatileaks (w nawiązaniu do analogicznej afery w USA), nie pozostawiają żadnych złudzeń co do moralnych postaw tych najważniejszych ludzi Kościoła, których te dokumenty dotyczyły. A jestem przekonany, że nie wszystko co wówczas wyciekło z Watykanu już znamy.
Moralny upadek, łapówki, korupcja, kupowanie stanowisk i godności, wykorzystywanie pieniędzy Kościoła na własne niegodziwe cele, w tym środki finansowe z licznych fundacji charytatywnych na zakup swoich nieruchomości i wydatki na partnerki i partnerów seksualnych. To już wszystko było i historia Kościoła jest pełna tego typu historii. Ale jeżeli komuś naiwnemu się do niedawna wydawało, że tak było jedynie w dobie Borgiów, to zapewniam, że współcześni Borgiowie nazywają się Piusami, Pawłami, Janami Pawłami i Benedyktami…
No właśnie, skoro już o Benedykcie XVI mowa, to dla mnie staje się zupełnie jasne, że ten dobrotliwy staruszek to nie był nieświadom niczego świętobliwy kapłan, piszący jedynie te swoje słynne traktaty teologiczne, całkowicie oderwany on tej całej moralnej zgnilizny, która go otaczała. Skoro to wszystko leżało na jego osobistym biurku, było przechowywane w jego sejfie…?
Nie oceniam moralnej postawy papieskiego kamerdynera, czy zdradził i dlaczego swojego pracodawcę. Czy miał jednak do tego prawo? Czy rzeczywiście zrobił to z wyższych pobudek moralnych, o czym mówił chociażby na swoim procesie? Ale to właśnie jemu zawdzięczamy to, ze ten smród z Pałacu Apostolskiego rozniósł się po świecie. I śmierdzi nadal.
A sprawca tego całego zamieszania wpadł po czterech latach w ręce watykańskich śledczych z powodu jednego niepozornego czeku… I bynajmniej nie wystawionego na osobę samego Paolo Gabriele. Czeku jaki został wystawiony za papieską protekcję, pewnie niejedną podczas tego pontyfikatu, ale o tym napiszę już innym razem.
Ciąg dalszy nastąpi…