Punkty widzenia. Radek Wiśniewski o arytmetyce wyborów.

[Nie byłem z Wami na ulicach, ale kto wie?]

 

Mówicie – śpiewki moje smutne –
lecz życie kocham tak jak wy
tak jak oni…
Nie chce by palce, które struny szarpią
musiały szarpać jutro za spust broni. ”
(Jan Krzysztof Kelus, „Jesień w pasiece”)

 

 

Kto mnie zna to wie, że ja zazwyczaj nie piszę o polityce, jak nie czuję, że absolutnie muszę. Nakładka profilowa – może czasem na ulicę wyjdę, ale nie jestem streetfighter, raczej pisarz powiatowy czy gminny ze mnie. No cóż. Zdarza się.

 

Wybory jak wybory chciałoby się powiedzieć. Przed wyborami obietnice urzędującego, po wyborach radosny ryk jego przydupasów (na przykład taki Janusz Kowalski) że teraz się przejmie już całkiem media i całkiem się dokręci śrubę, przejmie szkoły, uniwerki i wychowa posłusznych wykonawców woli prezesa za pięć lat. O. A o tym Ążej nic nie mówił w kampanii. Dziwne.

 

Podobnie dziwne, że już nazajutrz nieumundurowani funkcjonariusze służb wywieźli w nieznanym kierunku aktywistkę Małgorzatę Szutowicz, bez butów, bez prawa do kontaktu z nikim. I oczywiście kajdanki, bo ustawa o policji już nie działa, działa ustawka policyjna. Szybko poszło. „Prawo mój panie? Ja jestem prawem” – tak to szło? Przedsmak tego, co czeka ludzi, którym nie jest wszystko jedno. A takim z władzą zazwyczaj nie po drodze.

 

 

Ale okej. Gdyby ostatnie wybory to była wyraźna przewaga któregoś z kandydatów, to bym się nie dziwił i nie brąchał. Jechaliśmy z Małgosią między pierwsza a drugą turą interiorem na Podlasie, widziałem wsie i miasteczka od Piotrkowa po granicę z Białorusią i wiem w ilu z nich nie było nic poza banerem urzędującego prezydenta Chociaż w wielu też były zaskakująco samotne, powieszone przez prywatne osoby na prywatnych płotach banery kandydata opozycji. Samotne, przytłoczone, ale chwackie. Bo to na takiej wsi trzeba mieć cojones, żeby się nie bać i powiesić baner, który pokazuje, że się jest samemu, nie raz samemu przeciwko wszystkim.

 

 

Różnica w tych wyborach wyniosła podobno około 400 tysięcy głosów.

To że w społeczności, która gremialnie nie czyta, spora grupa ludzi pragnących głosować poza miejscem zamieszkania pomyliła zaświadczenie do głosowania poza miejscem zamieszkania z dopisaniem się do listy wyborców i w konsekwencji w pierwszej i drugiej turze musiała oddać głos  w tym samy miejscu, w którym się dopisała do listy wyborców – nie wspominam. Niespecjalnie mnie to dziwi. Nie da się w prawie zapisać, że jak ktoś nie rozumie co robi, to ma jednak rozumieć. Także to pomijam.

Ale:

Podobno – za tym co znalazł Marcin Murzyński – w Domach Pomocy Społecznej nagle okazuje się, że między 90 a 100% głosów dostawał urzędujący prezydent. Ja rozumiem, że DPS-y to ludzie starsi, często ciężko potraktowani przez los, być może, ale coś nie wierzę w ich jednomyślność na poziomie 100%. (Adriana Porowska – Pani zna się lepiej, może nie mam racji, ale mnie wydaje się to dziwne). To jakieś 250 tysięcy głosów.

No i wiadomo, ludzie z DPS-ów to nie są ci, którzy wnoszą najwięcej protestów wyborczych.

W głosowaniu korespondencyjnym podobno 200 tysięcy głosów unieważniono.

Kartki bez pieczątki były podobno nagminne, bo kto by zwracał uwagę na pieczątkę? Na skutek tego, gdy trafiła się kartka bez pieczątki na Czaskoskiego, można było ją uznać za głos nieważny przy liczeniu. A gdy na tego drugiego – przybić pieczątkę i głos stawał się ważny. Proste? Proste. Ile takich kartek było? Dużo, ale nikt nie zliczył. Sygnałów o tych kartkach bez pieczątek czytałem dużo. Prawda Radek Kobierski?

Do tego w wielu komisjach, szczególnie na wschodzie i południu nie było przedstawicieli demokratycznej opozycji. Zarzucić nic się nie da, skoro nikt nikogo za rękę nie złapał, ale pono pojedynek wyrównany a tam nagle wygrywa urzędujący i to przewagą 70 do 30. Skoro nie było tam mężów i żon zaufania (a pisała o tym tuż przed druga turą m.in. Elżbieta Podleśna) to mogło, chociaż nie musiało być, nie halo tu i ówdzie. Albo w bardzo wielu miejscach.

W jednym z bliskich mi miast w pierwszej turze żona zaufania po powrocie z papierosa przy liczeniu głosów zauważyła, że spora kupka kartek do głosowania znikła z biurka, więc zapytała czy dzwonić na policję już, czy może pójść na drugą fajkę i może jednak kartki się znajdą. I się znalazły. Ile było takich komisji?

 

 

Mój wujek porusza się na wózku inwalidzkim. Syn podwiózł go pod komisję, ale okazało się, że podjazd do komisji jest niewłaściwy i wujo nie wjedzie do komisji. Nikt z komisji nie wyszedł pomóc ewentualnie w przeniesieniu wózka do środka, nikt nie wyszedł z urną, żeby mógł oddać głos, nic. Niepełnosprawny przebył swoją droga pod drzwi i pocałował klamkę.

Nie od dzisiaj wiadomo gdzie niepełnosprawnych z ich prawami ma urzędująca władza, ale ile było takich komisji, niepełnosprawnych, wózków, wujków?

 

 

 

O głosowaniu za granicą nie wspomnę. Ludzie, żeby zdążyć z oddaniem głosu musieli np. w UK wykupywać drogie usługi kurierskie, co z gruntu eliminowało tych, których na takie usługi nie było stać. Wiele osób nie dostało na czas pakietów do głosowania i w pierwszej i drugiej turze, bo ogłoszone terminy wyborów były za krótkie. Ile to tysięcy? Liczba też szła w dziesiątki tysięcy różnicy miedzy pakietami wydanymi a odesłanymi na czas.

Nie wiem co z mężami i żonami zaufania w komisjach zagranicznych?

 

 

 

Wszystkie inne okoliczności dalece pomijam, nie są tematem tego posta i nie chce mi się o nich pisać.

Chodzi mi o czystą arytmetykę i rachunek prawdopodobieństwa. Bo to wszystko daje asumpt do przypuszczenia, że jednak ta różnica między kandydatami nie była tak wielka i zasadniczo nie wiadomo kto tak naprawdę wygrał. Tak, napisałem to – nie mam żadnej pewności kto wygrał ostatnie wybory bo wiele wskazuje na to że skala nieprawidłowości przy wyborach była dużo większa niż kiedykolwiek od czasów PRL. One zawsze się zdarzały, ale nie miały charakteru systemowego.

Napiszę to jeszcze raz – od 1989 roku nie było nieprawidłowości w wyborach idących w setki tysięcy.

A różnica podobno wyniosła 422 tysiące. Więc każda nieprawidłowość mogła mieć dalekosiężne skutki.

I to powinien rozważyć ni e z a w i s ł y sąd. Tylko jego nie pozostawiające niedopowiedzeń, jeżeli chodzi o ewentualne polityczne naciski orzeczenie, mogłoby rozwiać wszelkie wątpliwości.

Śmiejecie się już? Z samych siebie się śmiejecie. Bo jak wiadomo tych niezależnych instancji w naszym kraju już nie ma. Władza nie słucha nikogo poza sobą i zapchała szlamem wszelkie kanały komunikacji. Nie wiem co teraz będzie bo i potencjał gniewu chyba nie ten, co potrzebny, żeby wywrzeć naciski na władzę, żeby władza się zaczęła bać.

Tak na marginesie – to ucina wszelkie spekulacje o tym kto miałby / nie miał szans wygrać z urzędującym prezydentem w drugiej turze, Panie Szymonie. Bo nikt nie miał szans. Teraz może Pan płakać nad konstytucją ile wlezie. I wiele wskazuje na to, że tak już zostanie na długo, nie tylko w wyborach prezydenckich. Mimo, że być może wcale nas, z tej strony nie jest mniej, tylko więcej!

Tymczasem na Białorusi protesty, bo urzędujący prezydent aresztował wszelkich konkurentów z i tak podzielonej i słabej opozycji. I kiedy patrzę na te zdjęcia, nie tylko zmięta flaga Wolnej Białorusi wydaje mi się dziwnie przypominać polską.

Nie tylko ta flaga.

Wiele rzeczy wygląda mi podobnie.

Boję się.

Do czwartku można składać protesty wyborcze.

 

Radek Wisniewski