„Putin On Air”. Włodek Kostorz
Od kiedy Wielka Brytania wyszła po angielsku z Unii Europejskiej oglądam sobie czasami na Tubie konferencje prasowe cara Rosji. Dawniej oglądałem wystąpienia europosła Nigela Farage’a, co było zawsze mocnym przeżyciem. Muszę z ręką na sercu przyznać, że jednak nie to poczucie humoru, nie ta lekkość narracji, ale też czasami są zabawne te konferencje. Jednak co Farage, to Farage, jak mówił Konfucjusz.
Nie wiem co wtedy Putin nawywijał, ale na konferencji były takie tłumy jakich sobie car życzył. To też taka ciekawostka, że tam zawsze jest więcej dziennikarzy, niż bywało europosłów podczas wystąpień Farage’a. Nie wiem, może europosłowie nie przepadają za angielskim poczuciem humoru, a dziennikarze lubią rosyjskie szutki. Zachodzi u mnie uzasadnione podejrzenie, że część tych “dziennikarzy” to przebierańcy „akredytowani” przy SWR w Jasienewie, a pytania piszą im w wydziale dezinformacji. W takich okolicznościach car może popisać się błyskotliwymi odpowiedziami, poczuciem humoru i inteligencją. Może także odpowiedzieć na pytania, których żaden inny dziennikarz nie zadał, bo życie mu miłe.
W każdym razie pod koniec konferencji do głosu dorwała się niemiecka dziennikarka, która jak się okazało jest trochę nieprzygotowana do lekcji. W tym samym czasie niejaka Julia Tymoszenko trafiła do ancla pod zarzutem defraudacji. Miała wtedy stres z jej przeciwnikiem politycznym i jednocześnie prezydentem Wiktorem Janukowyczem.
W Niemczech była to duża sprawa, wszystkie media trąbiły o tym, że z tej Tymoszenko to więzień stricte polityczny, że jest chora, że lekarzy do niej nie wpuszczają i stoi jedną nogą w grobie, że kiwa osamotniona w walce z systemem, no masakra. Nie wiem o co takie wielkie halo. Obecnie coraz więcej niemieckich rencistów jest w podobnej sytuacji i nikt w mediach nie drze szat.
W każdym razie niemiecka żurnalistka dorwała się do mikrofonu i dawaj maglować cara. Normalnie jechała mu po ambicji. Twierdziła, że on taki wielki car, że wszystko może i niech coś zrobi, żeby Tymoszenko wypuszczono do Niemiec na leczenie, bo biedna jest tam politycznie więziona. Putin spojrzał z lekkim politowaniem na kobietę, co jest niewybaczalnym policzkiem dla kobiet i Bundesrepubliki. Z niego taki większy macho, ale na pytanie odpowiedział.
– Proszę Pani – zaczął grzecznie – Pani chyba pomyliła samoloty i nie w tym kraju wylądowała. Ja jestem prezydentem Federacji Rosyjskiej, a Julia Tymoszenko jest obywatelką Ukrainy, która to Ukraina jest suwerennym państwem. Nie rozumiem co ja mam z tym wspólnego, ale skoro Pani tutaj już jest, postaram się pani odpowiedzieć. Moje informacje mówią, że pani Tymoszenko nie jest więźniem politycznym, ale został osadzona za korupcję.
– Jest więźniem politycznym, a dowody zostały sfabrykowane – nie dawała za wygraną.
– Pani się myli.
– Ma pan na to jakieś dowody?
– Oczywiście. Julia Tymoszenko była korumpowana przez nasze rosyjskie firmy. Proszę zostawić swoją wizytówkę, a jutro moje biuro wyśle pani mailem wszystkie dane. Gdzie, ile i do jakich banków były przekazywane pieniądze.
Tadammmm i pozamiatane.
Jeśli owa żurnalistka była oficerem SWR, powinna była dostać za tą rolę awans na pułkownika. Jeśli była faktycznie dziennikarką, wpisała się niestety w mainstream niemieckiej żurnalistyki. Ale nie zawsze Putin ma tak łatwo, a za rogiem zawsze czeka nieprzewidywalne. Jako były oficer KGB powinien to wiedzieć. Ech Wołodia gdzie czujność oficera wywiadu?
Tym razem konferencja dotyczyła baz amerykańskich i ich uzbrojenia na terenie Japonii. Chodziło o to, że Amerykanie chcieli umieścić jakieś rakiety z głowicami w kraju kwitnącej wiśni, co bardzo niepokoiło kraj kwitnącej korupcji, więc mieli stres z Amerykanami. Musiał być spory skoro car postanowił zwołać konferencję celem straszenia kto ma większego.
O głos poprosił przedstawiciel japońskiej agencji prasowej. Tym razem jestem pewien, że nie był to jakiś farbowany Czukcza przebrany za samuraja. Putin przybrał na fotelu wyluzowaną pozycję ala Franz Maurer z filmu “Psy”, konkretnie w scenie gdy odpowiada przed komisją lustracyjną. Pełny luz, tylko zwisającej ręki z papierosem brakowało.
Japończyk chwycił za mikrofon i dawaj nawijać po rosyjsku. Po rosyjsku to mało powiedziane, mówił jakby od trzech pokoleń mieszkał w okolicach Arbatu. Walił tak dobre trzy minuty i nie zostawił na Putinie suchej nitki. Normalnie w takich sytuacjach agenci przebrani za dziennikarzy w zależności od sytuacji albo buczą, albo wybuchają gromkim śmiechem, co bardzo ożywia atmosferę. Tym razem na sali panowała grobowa cisza. Widocznie oficer operacyjny też był zaskoczony i nie dawał do słuchawki żadnych poleceń.
Japończyk jechał z Putinem jak z burą suką cytując jego wypowiedzi z wielu miejsc o różnym czasie i że w związku z tym nie bardzo wiadomo kiedy mówi prawdę, a kiedy łże jak pies. Wspomniał jeszcze przy okazji o dwóch wyspach co je Rosjanie Japonii jumneli. Był jak to Japończyk, bardzo uprzejmy ale ostry jak katana. Putin natomiast siedział jak zahipnotyzowany. Gdy samuraj skończył swoją zabawę w dwadzieścia pytań i odpowiedzi, ukłonił się po japońsku i usiadł, a Putin nadal gapił się prezentując wyraz twarzy kota srającego na pustyni. W końcu sam zaczął się śmiać, rozłożył ręce i stwierdził, że Japończyk załatwił go sposobem “Jōdan Oizuki” (jakaś tam technika w judo) i on kompletnie nie ma planu co powiedzieć. Udzieli jednak odpowiedzi na piśmie, jak tylko ogarnie swoje szmaty z „Tatami”. Oj potoczyły się zapewne łby w służbach po tej konferencji.
Znaczy można, ale wystąpień Nigela Farage’a już nic nie zastąpi. Ech gdzie te czasy?
Włodek Kostorz