Tomasz Korzan „Metodologia demokracji fasadowej” Część 4

Ukryty „wymiar nie-sprawiedliwości”

 

 

Wstęp

Konstrukcja demokracji fasadowej opiera się na dwóch filarach: twardym i miękkim.

Filar twardy demokracji fasadowej jest po prostu zbiorem dziur w systemie prawnym państwa formalnie demokratycznego (lub statutowym innej organizacji, n.p. partii), umożliwiającym funkcjonowanie w nim (w niej) nieformalnej oligarchii lub dyktatury. Filar miękki jest natomiast zbiorem mechanizmów społecznych, dzięki którym możliwe jest tworzenie nieformalnego „państwa w państwie” (lub „partii w partii”).

Nawet jeśli wydaje się to być kontrintuicyjne, najważniejszym filarem „oligarchicznej nakładki na demokrację” jest raczej filar miękki. To w nim bowiem ukrywa się główny mechanizm patologii.

W końcu, przynajmniej do tej pory, nikt chyba jeszcze nie słyszał o systemie w 100% odpornym na patologię, działającą poza (lub ponad) prawem. Z drugiej strony, nietrudno jest sobie wyobrazić system prawny, który nie jest idealny, lecz który działa, gdyż nie istnieje patologia, funkcjonująca poza (lub ponad) nim.

Przez inną analogię można powiedzieć, że działa to podobnie do choroby nowotworowej. Filar twardy, a więc dziury w systemie prawnym, są jak czynniki ryzyka, takie jak wiek, predyspozycje genetyczne, infekcje, substancje rakotwórcze w otoczeniu itd. Filar miękki natomiast, to istniejący nowotwór, który rośnie i pożera zasoby organizmu.

Dziś powiemy sobie parę słów o jednym ze zjawisk filaru miękkiego: czymś, co pod względem funkcjonalnym przypomina „wymiar sprawiedliwości” choć jest raczej jego karykaturą i przeciwieństwem.

Samo zjawisko widoczne jest najwyraźniej w środowisku więziennym, gdzie powstaje coś na kształt hierarchii, obejmującej (w skrócie):

– grypsujących,

– frajerów i

– cweli.

Kto nigdy nie był członkiem partii politycznej, albo nie był nigdy w więzieniu, może przypomnieć sobie czasy szkolne. W większości szkół funkcjonował, przynajmniej za moich czasów, jakiś system subkulturowy podobny do więziennego. W każdej klasie była jakaś „elita podwórkowa” (gang), „szara większość” oraz (zazwyczaj) jedna osoba, nad którą należało się znęcać z przy każdej okazji.

W subkulturach chłopięcych był to zazwyczaj ktoś słabszy fizycznie, „inny”, „kujon”, „maminsynek” itp. Nie wiem dokładnie jak wyglądało to w subkulturach dziewczynek, ale podejrzewam, że podobnie.

Niestety, nie inaczej wygląda to w partiach politycznych. Tam też mamy do czynienia z pewną formą analogicznej subkultury, w której pojedyncze osoby wybierane są jako ofiary akcji mobbingowych, gdzie członkowie „lepszej kasty” mogą wykazać się okrucieństwem, w celu zdobycia poklasku w obrębie „swoich”.

Oczywiście, nie dochodzi tam raczej do rękoczynów (chociaż nie wiem do końca, nie byłem we wszystkich partiach). Niemniej jednak, dla osoby „wybranej na trędowatego”, zjawisko jest raczej nieprzyjemne.

Działa to tak, że gdy ktoś podpadnie komuś z „równiejszych” (jak zgrabnie to nazwał Orwell w „Folwarku Zwierzęcym”), ów ktoś staje się najpierw ofiarą plotek, z zasady wyssanych z palca. Później, ofiara jest z zasady spychana na margines działalności partyjnej, poddawana drobnym szykanom, hejtowana w mediach wewnątrzpartyjnych, zbywana ironią, itd.

Inicjatywy takiej osoby są albo blokowane odgórnie pod jakimś pretekstem, albo w przypadku głosowań, po prostu odrzucane, bowiem mało kto odważy się poprzeć inicjatywy „trędowatego”. Nikt nie chce zostać potraktowany w podobny sposób. Ewentualnie, mało kto interesuje się na tyle losem ofiary, by pójść pod prąd, zaryzykować, i stanąć w obronie linczowanego kolegi (lub koleżanki).

W ewentualnych skargach do sądów koleżeńskich partii, ofiara również z reguły przegrywa, bowiem „subtelność” zbiorowego ataku drobnych podłości, utrudnia ofierze zebranie jednoznacznego materiału dowodowego, a członkami sądów koleżeńskich są przecież również członkowie partii, również podatni na presję tłumu.

W ten sposób, społeczne „przecwelenie” członka partii jest bardzo wygodnym sposobem eliminacji przeciwników politycznych. Skutki uznania niewygodnego osobnika za „trędowatego” są w miarę trwałe, bowiem komunikacja nieformalna w partiach dominuje nad otwartym obiegiem informacji, a plotki mają tendencję do „życia własnym życiem”, bez dodatkowej ingerencji początkowego autora plotki.

Skutki?

Skutkiem jest oczywiście trwałość nieformalnych struktur, działających ponad statutem organizacji. Nawet w dość demokratycznych organizacjach (przynajmniej z formalnych pozorów), ekipa „równiejszych” staje się nie do ruszenia. Organizacja popada w stagnację, bowiem każdy potencjalny konkurent, zwłaszcza kompetentny i lojalny wobec wyborców, staje się nieuchronnie ofiarą „przecwelenia”.

Bycie lojalnym wobec wyborców będzie z natury rzeczy traktowane podobnie, jak lojalność wobec strażników w subkulturze więziennej, zatem partia, raz zainfekowana taką subkulturą, ma raczej marne szanse wyrwania się z błędnego koła.

Co robić?

Nie poddawać się. Nie rezygnować z członkostwa w partiach. Bronić „trędowatych”. Rozpowszechniać wiedzę o mechanizmie toksycznej subkultury. W razie czego (w ostateczności), zakładać nowe partie i wyposażać je od samego początku w żelazne mechanizmy statutowej ochrony przed oligarchizacją (o kilku z nich napisałem wcześniej, i będę pisał w przyszłości).

Czy to wystarczy?

Niestety, nie wiem. Rzecz wydaje się prosta w teorii, ale w praktyce, może być bardzo trudna.

Z drugiej strony, czy mamy inny wybór?

Link do poprzedniego odcinka:

https://www.facebook.com/tomasz.korzan.polityk/posts/232587592202922

Link do następnego odcinka:

https://www.facebook.com/tomasz.korzan.polityk/posts/239263844868630

Dziękuję!

Tomasz Korzan