Tomasz Korzan „Metodologia demokracji fasadowej” Część 8 „Etos symbiotyczny i pasożytniczy”
Etos symbiotyczny i pasożytniczy
Nie jest prawdą, jakoby większość członków partii politycznych kierowała się wyłącznie względami egoistycznymi.
Wprawdzie z gimbofilozoficznego punktu widzenia, każdy człowiek jest egoistą, bowiem każdy realizuje jakieś potrzeby, nawet gdy to są tzw. „potrzeby wyższe”, ale nie będziemy się zagłębiać w tę grę.
Pozostaniemy przy intuicyjnym znaczeniu słów.
–
Skąd to wiemy?
Sprawa jest stosunkowo prosta. Nie dla wszystkich członków partii wystarczy miejsc biorących w organach obieralnych państwa. Nie wszystkie partie mają szanse na znaczący udział delegowanych przez nich nominatów w organach obieralnych państwa.
Poza tym, w większości przypadków, diety w tych organach są niższe niż wynagrodzenie za podobną pracę gdzie indziej.
Czy to zatem oznacza, że większość członków partii politycznych to altruiści?
Nie, nie przeginajmy w drugą stronę. Nie ma ludzi „idealnie dobrych”. Owszem, są ludzie lepsi i gorsi, niektórzy, bardzo rzadko, są bliscy ideału, ale zazwyczaj tylko pod jakimś względem, gdyż nie da się być alfą i omegą.
Zazwyczaj jednak, jeśli ktoś twierdzi że jest bliski ideału, jest albo narcyzem, który uległ własnym urojeniom, albo kłamcą i, zazwyczaj, przeciwieństwem tego, co deklaruje.
O psychopatach, ludziach biologicznie niezdolnych do odczuwania empatii, rozmawialiśmy już wcześniej, przy poprzednich odcinkach. Nie będziemy zatem do tego, póki co, wracać.
Dziś zajmiemy się, dla odmiany, ludźmi przeciętnymi, którzy zapisali się do partii (lub podobnej organizacji) i kierują się w niej jakimś etosem, jakimś imperatywem, jakimś potocznym rozumieniem dobra i zła, narzuconym przez grupę, jakimś stereotypem, lub po prostu robią to co inni, nie zastanawiając się nad tym głębiej.
Na czym polega problem?
Problem polega na tym, że etos potrafi być skrajnie destruktywny.
–
Przykłady?
Przykładowo, etos „nie będę frajerem”.
Polega on na tym, że osoba ulegająca temu etosowi uważa, że „skoro wszyscy oszukują i kradną, to ja też muszę, bo w przeciwnym wypadku będę śmieszny”.
Ktoś, kto kieruje się etosem „antyfrajera” może wręcz uważać się za „uczciwego”, bowiem poddanie się innym ludziom, którzy oszukują i kradną, daje szanse zwycięstwa złodziejom i oszustom. W związku z tym, „antyfrajer” musi kraść i oszukiwać więcej niż inni, bowiem w ten sposób utrudnia życie oszustom i złodziejom, a to przecież jest „uczciwe”.
–
Inny etos, to „my kontra oni”.
Polega on na założeniu, że „my” (jakaś grupa do której należy ofiara etosu) jest „atakowana” przez inną grupę.
Jest to założenie samospełniające się, bowiem przyjęcie względem jakiejkolwiek innej grupy takiego założenia powoduje, że ta inna grupa też będzie musiała przyjąć takie założenie.
Efektem jest niekończąca się wojna „gangów”, z których każdy czuje się atakowany i, co za tym idzie, zmuszony do atakowania innych, przez co inni muszą atakować itd., w nieskończoność.
–
Jeszcze inny to „polityka jest brudna”.
Oznacza on, że „nie zapiszę się do partii politycznej, bo tam są sami makiaweliści, a ja jestem „czysty” i nie będę się czymś takim brudzić”.
Ten etos działa jednak na dwa sposoby. Oprócz tego, że stawia on Polskę na ogonie Europy pod względem przynależności do partii politycznych, wywiera on presję na tych nielicznych, którzy mimo wszystko się zapisują, by z tym pato-etosem walczyć.
Ci bowiem, którzy się zapisują, będą grać brudno, bowiem walczą z tymi, co grają brudno, bo przecież nie da się walczyć czysto z tymi, którzy walczą brudno itd.
Etos „brudnej polityki” zlewa się zatem z etosem „antyfrajerstwa” i „my kontra oni” w jeden, synergiczny mechanizm.
Innym etosem destruktywnym jest „nieomylna ideologia”.
Etos ten polega na tym, że zapisując się do partii czy innej organizacji, religijnej lub świeckiej, przyjmujemy założenie, że wyznawana przez tę organizację ideologia jest słuszna.
Oznacza to, że:
1) w ramach organizacji, konkurujemy ze sobą na „wierność” ideologii (kto ją wyznaje bardziej bezrefleksyjnie, wygrywa, bo jest „lepszym” członkiem, bo nie stawia niewygodnych pytań),
2) celem organizacji staje się narzucenie ideologii osobom z zewnątrz (jest to szczególnie paskudne w przypadku partii politycznych, bowiem wyklucza demokratyzację państwa – celem partii staje się odebranie władzy wyborcom, a nie oddanie jej im),
3) każdy, kto ma jakąkolwiek wiedzę ekspercką podważającą słuszność ideologii, będzie traktowany jako wróg (z biegiem czasu organizacja „odmóżdża się”, bowiem „nosiciele” realnej wiedzy są z niej wyrzucani, albo sami odchodzą),
4) organizacja ma jakiś pretekst, by walczyć z innymi organizacjami (wzmocnienie etosu „my kontra oni”).
–
Szczególnym przypadkiem etosu „nieomylnej ideologii” jest „kult wodza”.
Myślę, że wszyscy wiedzą o co mniej więcej chodzi, ale przypomnę tylko (pisałem o tym już wcześniej), że władza wodza w partii (i innej organizacji) opiera się przede wszystkim na nieformalnej „instytucji lizusa”.
„Lizus”, „klakier” albo „protegowany”, jest osobą która wychodzi z założenia, że zamiast ubiegać się o poparcie wyborców (szeregowych członków organizacji), bardziej opłaca się popierać dążenie wodza do autorytarnej władzy.
Wódz odwdzięcza się lizusom rzucając im ze stołu ochłapy władzy, a lizusy zapewniają wodzowi bezkonkurencyjność w wyborach wewnątrzorganizacyjnych.
Etos „wodza” jest, niestety, chorobą kumulatywną, tzn. z biegiem czasu nasilającą się, aż do całkowitego zniszczenia organizacji. Ponieważ lizusy dbają o zapewnienie czarnego PR-u wszelkim konkurentom wodza, odmóżdżenie organizacji postępuje jeszcze szybciej, niż w organizacji czysto „ideowej”.
Każdy, kto posiada jakikolwiek kapitał Intelektualny lub, tym bardziej, rozpoznawalność medialną, musi zostać zniszczony, bowiem stanowi zagrożenie dla wodza.
–
No dobrze. Ponarzekaliśmy, więc co teraz?
Co w ogóle możemy z tym fantem zrobić?
Jak przeciwstawić się etosom pasożytniczym?
–
Nie wymienimy tutaj wszystkich sposobów (wszystkich etosów pasożytniczych też nie wymieniliśmy).
Zajmijmy się jednym z nich: „etosem polityka-rzemieślnika”.
Etos ten polega na tym, że polityk go wyznający (w dużym skrócie):
– kieruje się interesem wyborców, tzn. śledzi wszelkie zmiany tych potrzeb na bieżąco, zarówno przez badania statystyczne, jak i bezpośrednie rozmowy z wyborcami,
– buduje konsensus pomiędzy grupami wyborców, jeśli ich potrzeby są w kolizji wzajemnej,
– podwyższa swoje kwalifikacje, by być w stanie sprostać tym potrzebom,
– opiera się na konsensusie większości ekspertów (jeżeli takowy istnieje w danej branży) a nie próbuje być sam „hiper-ekspertem wszystkowiedzącym”,
– jest „ponadpartyjny”, tzn. może (bo musi) należeć do jakiejś partii, ale nie może stawiać ani potrzeb partii nad potrzebami wyborców, ani ideologii partyjnej (religijnej lub świeckiej) nad konsensusem naukowym,
– ani nie próbuje być niczyim wodzem, ani nie kłania się żadnym wodzom,
– nikomu niczego nie „załatwia” ani nie „daje” (nikt nie jest dla niego „lepszym wyborcą”, bo wepchnął się na przód kolejki): jedna grupa wyborców może „dostać coś” tylko od innej grupy wyborców, polityk może tylko pomóc tym dwóm grupom się wzajemnie dogadać,
– inne (lista w budowie).
–
Trudne?
Pewnie tak. Współczesny klimat polityczny i kulturowy naszego kraju jest dokładnym przeciwieństwem takiego etosu.
Z drugiej strony, czy mamy inny wybór?
Wydaje mi się, że nie. Albo zaczniemy budować konstruktywny etos zawodu polityka, albo będziemy niewolnikami etosu pasożytniczego.
Na początek jednak, potrzebni będą jacyś ludzie, których stać będzie czasem na zrobienie kilku kroków pod prąd, i nie uleganie presji tłumu.
–
Link do poprzedniego odcinka:
https://www.facebook.com/tomasz.korzan.polityk/posts/240931434701871
Link do następnego odcinka:
https://www.facebook.com/tomasz.korzan.polityk/posts/243499057778442
Dziękuję!
Tomasz Korzan