18.marca. W rocznicę zejścia Stephena W. Hawkinga… słów parę od Włodka Kostorza

Nie do wiary…

Stephen W. Hawking we wprowadzeniu do jednej ze swoich książek napisał, że umieszczenie jakiegokolwiek wzoru w książce, zmniejsza liczbę sprzedanych egzemplarzy o połowę.

Według danych szacunkowych księgi rekordów Guinnessa, Biblia została sprzedana w liczbie ponad 5 miliardów egzemplarz. Jak można się domyślić, w biblii z powodów marketingowych nie umieszczono żadnego wzoru naukowego.

Podobnie postąpiła J.K.Rowling w serii o Harry Potterze, także nie umieściła tam żadnego wzoru, co pozwoliło na zajęcie drugiego miejsca liczbą 450 milionów sprzedanych egzemplarzy. Chyba mamy pewien problem.

Bertrand Russell był matematykiem, filozofem i do tego (a niech go cholera) ateistą. Nie próżnował, jego teoria typów nie przyjęła się wprawdzie tak od razu, ale dała początek typom powszechnie dzisiaj używanym w językach programowania, co obecnie pozwala osobom głęboko wierzącym nieskrępowane produkowanie się ze swoimi rewelacjami na portalach społecznościowych.

Trochę więc jakby wyprzedził epokę ten cały Russell, czego nie można powiedzieć o biskupie nowojorskiego kościoła episkopalnego, który wytoczył naukowcowi postępowanie sądowe, a sędzia sądu najwyższego stanu Nowy Jork, po wnikliwej naukowej analizie dzieł oskarżonego uznał go za moralnie niezdatnego do nauczania w City College of New York.

Myślę, że obu panów oburzyła russellowska redukcja aksjomatów arytmetyki liczb naturalnych do języka logiki, antynomii zbioru wszystkich zbiorów oraz klas samozwrotnych. W Biblii o tym nie wspominano, więc co taki będzie młodzieży we łbach mieszał. Tak nie może być, tym bardziej, że ten Russell upierał się, że wszechświat jest nieskończony, znaczy nie ma ani początku, ani końca.

Jak to nie ma? Bóg szóstego dnia skończył robotę i potem odpoczywał. Jakby roboty nie skończył to by nie odpoczywał, a tydzień nie miałby siedmiu dni i nie kończył by się niedzielą. Logiczne, kończy się niedzielą, więc wszechświat jest skończony.

Nie tylko z duchownymi i sędziami miał Russell problemy, ze starszymi paniami też. Wygłaszał kiedyś wykład popularno-naukowy z astronomii. Opowiadał o tym jak to ziemia obraca się wokół Słońca, a ono kręci się wokół środka galaktyki, a te wokół zbiorowiska galaktyk i tak dalej aż do nieskończoności. Nie spodobało się to pewnej starszej damie, która nie omieszkała go pouczyć, by nie powiedzieć, że obsobaczyć.

– Młody człowieku, wszystko co pan opowiada to jakaś wierutna bzdura – oburzyła się

– Dlaczego szanowna Pani tak twierdzi?

– Bo świat jest płaski i spoczywa na grzbiecie gigantycznego żółwia. – wyjaśniła

– To bardzo interesująca hipoteza, a na czym spoczywa zatem ten żółw? – zainteresował się prelegent.

– Bardzo pan sprytny, młody człowieku, bardzo sprytny, ale to jest żółw na żółwiu i tak w nieskończoność.

– Bardzo Pani dziękuję, bardzo. Właśnie udowodniła pani nieskończoność.

No i właśnie tak to jest z głęboko wierzącymi w obojętnie co. Czy wiecie, że mój ulubiony owoc Pomelo jest hodowany przez Chińczyków od pięciu tysięcy lat? No jest i nic w tym dziwacznego, bo jest dobry i zdrowy, a Chińczycy to stosunkowo wcześnie zauważyli. Problem w tym, że podobno Bóg stworzył ziemię wtedy gdy Chińczycy w najlepsze zabawiali się w starożytnego Miczurina. Mogli poczekać, zakłopotanie chrześcijan byłoby dużo mniejsze.

Trochę deprymujące są rozmowy z osobami wierzącymi. Powodem jest specyficzne ukierunkowana wyobraźnia. Weźmy taki Big Bang, czyli początek wszystkiego. Według tego modelu jakieś 13.799 miliardów lat temu miał miejsce wielki wybuch gęstej grawitacyjnej osobliwości. W tym jednym momencie powstała przestrzeń, czas, materia, energia i wzajemne oddziaływanie. Ta teoria opiera się na obserwacjach rozszerzania się przestrzeni na podstawie przesunięcia ku podczerwienie widma promieniowania elektromagnetycznego odległych galaktyk, zgodne z prawem Hubble’a i zasadą kosmologiczną. Zachodzi pytanie co było zatem przed wielkim wybuchem. Nic, po prostu nic, gdyż nie istniał czas. Zdaję sobie sprawę, że to bardzo trudne do wyobrażenia sobie, tak samo jak przestrzeń n-wymiarowa, choć ta jest w sam raz dużo łatwiejsze.

Zastanawia mnie zatem dlaczego wierzącym ich wiara pozwala wyobrazić sobie bez specjalnych trudności jakiegoś tajemniczego kreatora tworzącego coś z niczego w nieistniejącej przestrzeni i czasie. Przypomnijmy zatem. Dnia pierwszego Bóg stworzył światło i oddzielił je od ciemności i na tym chyba zakończę wspomnienia, bo to już w tym momencie kupy się nie trzyma.

Gdybym był bogiem, a nie jestem jakoś specjalnie uzdolniony w tych sprawach, na pierwszy rzut stworzyłbym czas. Po prostu czas, bo bez tego ani rusz. Potem przestrzeń, bo bez niej materii nie sposób stworzyć. Potem jakąś pierwotną zupę by z niej dalej kombinować. Tak bym zrobił, ale nie zrobię, gdyż Stephen W. Hawking, któremu w rocznicę śmierci dedykuję ten tekst w akcie skromnego podziwu twierdził, że wszechświat nie ma granic w przestrzeni, nie ma początku i końca w czasie, nie ma też w nim nic do zrobienia dla Stwórcy. Nic.

Dzięki prawom kosmologii, jesteśmy tu i teraz i tylko od nas zależy co z tym zrobimy. Tak jak nie cierpiałem gdy mnie jeszcze nie było, nie będę cierpiał gdy mnie już nie będzie. Staram się po prostu wykorzystać dany mi tutaj czas. Już to jest czymś wspaniałym. A teraz zredukuję liczbę czytelników o połowę – E=mc2 – jak stwierdził klasyk, bo cytowanie hipotezy Alberta o nieskończoności i głupocie może zakrawać na niegrzeczność. ?

 

Włodek Kostorz