Warszawa – notatnik pedofilii. Część 7 i 8
PEDOFILIA PO WARSZAWSKU –część VII.
Zapewne wielu czytelników, tak jak i warszawskich wiernych, nie zna szczegółów działań kościelnej hierarchii, dotyczącej ochrony swoich zdemoralizowanych podwładnych. Warto więc przypomnieć kilka istotnych faktów w sprawie warszawskiego pedofila, ks. Grzegorza Kocięckiego.
Ostatecznie po długim procesie karnym, w marcu 2013 roku, zapadł w tej sprawie pierwszy wyrok w Sądzie Rejonowym w Otwocku. Sąd nie miał wówczas wątpliwości co do winy księdza proboszcza z Otwocka, a przewodnicząca składu sądowego, w ustnym uzasadnieniu podkreśliła, że nawet gdyby obrona oskarżonego księdza tutaj udowodniła, że do takiego postępowania doszło za rzekomą zgodą ofiar, to sprawca był dorosłym mężczyzna, a ofiarą 11-letni chłopiec. Niestety wyrok był niezwykle łagodny. Kościelny pedofil został skazany zaledwie na rok pozbawienia wolności, a wykonanie wyroku zawieszono mu na cztery lata. Oskarżony ksiądz nawet nie pofatygował się podczas ogłaszania wyroku do sądu, występował z wolnej stopy, a w sądzie reprezentował go jedynie adwokat.
Od czasów otwockich skazany kapłan był stale przenoszony na różne parafie w charakterze proboszcza, nigdy nie był zdegradowany przez żadnego swojego ordynariusza, a od 2010 roku był proboszczem na niezwykle dochodowej parafii pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny, Matki Pięknej Miłości na warszawskim Tarchominie. To okolica warszawskiej Białołęki, gdzie znajduje się najsłynniejszy areszt śledczy w stolicy, a w nim pedofile i kryminaliści wszelkiej maści. Już sama nazwa parafii ks. Grzegorza Kocięckiego brzmi niemal jak prowokacja. Kto o tym zdecydował? Ordynariusz warszawsko-praski, abp Henryk Hoser (1942-2021). Bez komentarza.
Czy wyrok sądu zrobił wrażenie na jego przełożonych? Odpowiedzią mogą być jedynie fakty. W dwa miesiące po wyroku skazany ksiądz proboszcz zorganizował wyjazd z dziećmi pierwszokomunijnymi do Sanktuarium Św. Faustyny. Pominę rzeczy które wówczas mówił o potrzebie ochrony naszych dzieci przed demoralizacją. Organizował procesje z najświętszym sakramentem, wygłaszał do dzieci kazania i konferencje, spowiadał i udzielał komunii. Towarzyszyły mu panie katechetki i były zachwycone… Zdjęcia z tych wyjazdów dołączam do tego wpisu.
W dniu 4 września 2013 roku, o godzinie 10:00, pół roku po wyroku (!!!), skazany ksiądz pedofil poświęcił nowy budynek szkolny przy ulicy Brzeskiej 12 w Warszawie. To znana Medyczna Szkoła Policealna nr 3 w Warszawie, przeniesiona z wcześniejszej lokalizacji z ulicy Hożej w Warszawie. Zdjęcie z tej uroczystości też dołączam do tego wpisu. Warszawska szkoła na Hożej istniała od 1946 roku, miała wówczas aż ponad 5 tysięcy absolwentów, a jednym z nich był właśnie Grzegorz Kocięcki. I tu jedna uwaga, pedofilowi machającemu po nowej szkole kropidłem ze święconą wodą towarzyszył zachwycony jego obecnością Marszałek Województwa Mazowieckiego, Adam Struzik z PSL, co warto przypomnieć tym politykom, którzy nie grzeszą nadmierną pamięcią. Nie wszystko bowiem co dotyczy ochrony kościelnych pedofilów nosi symbole PIS-u. No chyba, że mnie ktoś tutaj zacznie przekonywać, że marszałek województwa nie wiedział wtedy o marcowym wyroku sądu i dewiacyjnych wyczynach (już od co najmniej 12 lat!!!) proboszcza od Najświętszej Maryi Panny Matki Pięknej Miłości w Warszawie.
Jednym słowem nic się nie zmieniło od 2001 roku w życiu kościelnego dewianta. Przez kolejne 12 lat!!! Awansował, zarabiał coraz więcej i był pupilem władzy, zarówno swojej kościelnej jak i tej politycznej. Nawet wyrok sądu tego nie zmienił. I nie wiadomo jak długo taka sytuacja trwałaby nadal, gdyby do całej sprawy nie wkroczyli dziennikarze. Ci wredni, bo liberalni, czyli oczywiście ci z TVN24.
Ciąg dalszy nastąpi…
PEDOFILIA PO WARSZAWSKU –część VIII.
W dzisiejszej odsłonie poznacie Państwu kulisy postępowania władz diecezji warszawsko-praskiej, pół roku po skazaniu pedofila z Otwocka i proboszcza z warszawskiego Tarchomina, w stosunku do niego, jego ofiar i parafian.
Otóż do czasu emisji słynnego materiału stacji TVN24, która ujawniła kompromitujące fakty dotyczące ks. Grzegorza Kocięckiego oraz kulisy jego skazania przez sąd, kuria warszawsko-praska nie podjęła wobec niego żadnych działań prawnych czy kanonicznych, nie mówiąc o ewentualnym pozbawieniu go stanowiska proboszcza i umieszczeniu w miejscu, gdzie nie miałby kontaktu z małymi dziećmi. Oczywiście także w stosunku do ministrantów-ofiar tego księdza nie podjęto żadnych działań zmierzających do jakiegokolwiek zadośćuczynienia. Tym bardziej wierni z parafii otwockiej czy tarchomińskiej nie mogli liczyć na jakiekolwiek wyjaśnienia.
Po emisji materiału z dziennikarskiego śledztwa w TVN24, ruszyła w naszym kraju burza medialna. Kuria warszawsko-praska w osobie swojego kanclerza i rzecznika, ks. Wojciecha Lipki, podjęła nieudolne próby tłumaczenia całej sytuacji.
W dniu 27 wrześniu 2013 roku ks. Wojciech Lipka na zwołanej przez siebie specjalnej konferencji prasowej powiedział tam między innymi, próbując tłumaczyć dotychczasową bierność władz swojej diecezji, że: „Wyrok nie jest prawomocny”. Po pierwsze był on prawomocny, więc kanclerz warszawsko-praski „cudownie mijał się z prawdą”, żeby nie powiedzieć, że łgał jak pies. Ale załóżmy, że wyrok na księdza nie był prawomocny i zapadł pół roku temu, więc co… Już w dniu kiedy padło samo podejrzenie, że tarchomiński proboszcz jest tym potencjalnym pedofilem z Otwocka, to powinien zostać już odwołany i ewentualnie przywrócony do duszpasterstwa po ewentualnym uniewinnieniu i to w dwóch postępowaniach: karnym i kanonicznym. A kuria od 2001-2002 roku go kilkakrotnie przenosiła i wiedziała dlaczego to robi. Kiedy ks. Grzegorz Kocięcki został objęty śledztwem organów ścigania kuria nie wiedziała? Gdy postawiono mu w prokuraturze zarzut i skierowano sprawę do sądu nie wiedziała? Gdy przez tyle miesięcy trwał proces nie wiedziała? Pół roku po wyroku też nie wiedziała? Jak więc dobrze, że mamy TVN24!!!
Na tej samej konferencji kanclerz warszawsko-praski stwierdził także, że: „W sprawie księdza jednej z warszawskich parafii (bał się publicznie przyznać o której warszawskiej parafii wówczas mówi!!!) oskarżonego o pedofilię nie ma jeszcze prawomocnego wyroku sądu. Od wyniku postępowania sądowego będzie dalej zależało dalsze postępowanie kanoniczne i wynikające z niego konsekwencje”. O znowu tutaj mała poprawka. Postępowanie kanoniczne wobec pedofilów w sutannach i habitach winno toczyć się w sadach biskupich niezależnie od sądów państwowych. Nie ma watykańskiego zarządzenia, że należy z tym czekać do wyroków sądów państwowych. W innych bowiem krajach, a kościelna pedofilia występuje we wszystkich krajach na świecie gdzie pracują księża i zakonnicy, niekiedy takie sprawy kanoniczne kończą się jeszcze przed karnymi, a pedofile są usuwani ze stanu kapłańskiego bez względu na tempo prac świeckich organów ścigania, prokuratury czy sądów państwowych. A te słowa padły publicznie, aż pół roku po ogłoszeniu wyroku!!! Znowu przez ten okropny TVN24!!!
Ale ks. Wojciech Lipka (tutaj na dołączonym do wpisu zdjęciu), brnął w szaleństwo nadal i na pytanie o powody braku reakcji władz diecezji stwierdził także, że: „Księdza nie odwołano z urzędu, bo były to czyny dawne, z 2001 roku, zatem nieaktualne. Gdyby były aktualne, reakcja byłaby natychmiastowa”. Czyli ksiądz sprawca został za swoje czyny pedofilskie skazany pół roku wcześniej przez sąd karny, ale dla władz diecezji warszawsko-praskiej te czyny były zbyt mało aktualne, aby zasługiwały na ich reakcje. Dopiero po emisji w TVN24 jednak księdza odwołano z warszawskiego Tarchomina. Siła sprawcza TVN24!!!
Ks. Wojciech Lipka podejmował też głupawe próby lekceważenia tego co naprawdę zaszło w wyniku zachowania ks. Grzegorza Kocięckiego w stosunku do 11-letnich ministrantów z Otwocka, gdy powiedział, że: „Inne czynności seksualne wobec nieletniego to kwestia podlegająca interpretacji”. Jakiej interpretacji? Pół roku po wyroku sądu? Kto ma jej wtedy dokonywać w tej sprawie? Ordynariusz warszawsko-praski, abp Henryk Hoser? Jego kanclerz ks. Wojciech Lipka? A może obaj razem? To jeszcze niech zaproszą do tego ofiary i sprawcę.
A pamiętacie Państwo jak zachowywał się ks. Wojciech Lipka w słynnej sprawie ks. Wojciecha Lemańskiego? Gdy ten ostatni popadł w ostry konflikt właśnie z abp Henrykiem Hoserem i poniósł wówczas daleko idące konsekwencje kanoniczne? Porównajmy „winy” tych dwóch kapłanów: ks. Wojciecha Lemańskiego i ks. Grzegorza Kocięckiego, obaj z jednej diecezji i podlegający jednemu ordynariuszowi. Widać tutaj różnicę?
Kiedy kanclerz warszawsko-praski brnął coraz bardziej w kłamstwa i kompromitował zarówno swoją diecezję jak i swojego ordynariusza, arcybiskup Henryk Hoser niespodziewanie go odwołał z zajmowanego stanowiska. Ale sam też wkrótce wypadł dramatycznie, gdy próbował sam bronić swoich decyzji, albo wręcz ich braku, w sprawie skazanego pedofila z Otwocka. Powiedział jednej z gazet: „Usuwanie z urzędu w tej fazie procesowej jest środkiem zapobiegawczym. Przełożony jest zobowiązany ocenić, czy osoba jest zagrożeniem dla otoczenia. Sąd nie zakazał mu kontaktu z dziećmi i młodzieżą, nie zastosował nawet aresztowania. Nasza analiza wykazała, że nie mamy do czynienia z przypadkiem recydywy”. Najpierw się wykorzystuje wszystkie możliwe kontakty władz diecezji, także z politykami oraz prawnikami, aby dany ksiądz-pedofil odpowiadał przed sądem z wolnej stopy i broń Boże nie trafił wcześniej do aresztu śledczego, a potem wykorzystuje się właśnie ten fakt do usprawiedliwienia swojej bezczynności, aby wiele miesięcy po skazaniu nadal twierdzić, że nie należy go usunąć ze stanowiska proboszcza, gdyż ksiądz nie jest recydywistą. Dzięki Bogu już nie upijał swoich nieletnich ministrantów, już nie molestował ich w zakrystii i w swoim mieszkaniu. To może dać mu z wdzięczności godność prałata i kanonika!!!
Ale kolejne skandale z udziałem ks. Grzegorza Kocięckiego, a także jego przełożonych miały nadejść już wkrótce. Gdy cały kurz opadnie, widzowie i wierni już zapomną, a materiał z TVN24 trafi do archiwów redakcji.
Ciąg dalszy nastąpi…
Andrzej Gerlach