Warszawa – notatnik pedofilii. Część 9 i 10

PEDOFILIA PO WARSZAWSKU –część IX.

Pamiętacie Państwo jak abp Henryk Hoser powoływał się na fakt, że w wypadku grzechu pedofilii ks. Grzegorza Kocięckiego nie mamy do czynienia z recydywą. Pisał o tym nawet w specjalnym komunikacie. Otóż, zaledwie w kilka dni po tym komunikacie arcybiskupa, do biura Prokuratury Rejonowej w Wołominie zgłosił się inny dawny ministrant ks. Grzegorza Kocięckiego, wówczas już dorosły mężczyzna, który opowiedział, co robił z nim dawny wikary z parafii w Radzyminie, a potem proboszcz w Otwocku Wielkim. Mężczyzna zgłosił się, gdy przeczytał o procesie i skazaniu ks. Grzegorza Kocięckiego. Chodziło tutaj o wyrok skazujący z dnia 28 marca 2013 roku, gdzie kościelny dewiant dostał rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery lata. Tak więc, ordynariusz warszawsko-praski sam jakby wywołał demony z przeszłości.

W październiku 2013 roku ruszyło drobiazgowe śledztwo w wyniku którego stwierdzono, że dawny ministrant został wtedy wielokrotnie zgwałcony przez swojego księdza. Tym razem, gdyż ksiądz miał już jeden wyrok w „zawiasach”, zastosowano na wniosek prokuratora areszt pedofila. Zatrzymanie księdza obiło się szerokim echem po diecezji, już trudno było sprawę tuszować, gdyż śledziły ją lokalne media. W dniu zatrzymania rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie-Pradze stwierdziła, że: „Został zatrzymany na polecenie prokuratora. Jutro będą prowadzone z nim czynności”. Tyle suchy komunikat urzędu prokuratorskiego.

Śledztwo zakończyło się aktem oskarżenia w którym czytamy między innymi: że miało dojść do „współżycia z nieletnim” i że odbywało się „w sposób ciągły od dnia 1 stycznia 2000 roku do dnia 7 stycznia 2003 roku w parafii w Radzyminie i w Otwocku Wielkim”.

Ale jest już wtedy 2013 rok, to nie czasy naszego świętego rodaka czy jego niemieckiego następcy, gdy tylko wykonywano w całym Kościele Powszechnym pozorne działania, a tak naprawdę wykorzystywano każdą okazję, aby jedynie ratować wizerunek instytucji i kościelnych sprawców, jednak zawsze kosztem ofiar. Na tronie św. Piotra zasiada od marca 2013 roku papież Franciszek. W wielu krajach na świecie lecą głowy hierarchów. Po raz pierwszy na taka skalę.

W diecezji warszawsko-praskiej jej ordynariusz, abp Henryk Hoser też dokonał pewnych zmian, nie jakościowych, a jedynie wizerunkowych. Rzecznikiem diecezji zostaje osoba świecka, Mateusz Dzieduszycki, co wielu mydli oczy, gdyż nowy rzecznik diecezji, jak wielu rzeczników w strukturach politycznych umie zadbać o wizerunek instytucji, która reprezentuje.

Nikt z władz diecezji nie myśli poważnie o rozliczeniu i ukaraniu ks. Grzegorza Kocięckiego, tym bardziej o losie jego ofiar, ale rzecznik diecezji wydaje komunikaty, które zmierzają do stwarzania pozorów istotnych zmian w diecezji. W jednym z nich, z dnia 20 marca 2014 roku, gdy sprawa była już bardzo medialna, czytamy między innymi: „Jesteśmy w kontakcie z osobą poszkodowaną, której zaoferowaliśmy pomoc duszpasterską i psychologiczną”. Takiego komunikatu nie było jeszcze przed rokiem, gdy ruszał pierwszy proces karny ks. Grzegorza Kocięckiego. Na szczęście ten wykorzystany seksualnie dawny jego ministrant, szybko zorientował się w prawdziwych intencjach władz diecezji warszawsko-praskiej i zareagował we właściwy sposób. Wydał komunikat w którym stwierdził: „Nie oczekuję pomocy psychologicznej od ludzi Kościoła, oczekuję odsunięcia pedofilów od pracy z dziećmi, przeprosin i sprawiedliwości”.

To co nastąpiło później najlepiej obrazuje poziom hipokryzji i stopnia zakłamania władz tej diecezji, ale wydawane w 2014 roku komunikaty, niejednego jednak wprowadziły w błąd. Szczegóły już wkrótce.

Ciąg dalszy nastąpi…

PEDOFILIA PO WARSZAWSKU –część X.

Ta druga sprawa karna ks. Grzegorza Kocięckiego, o której pisałem w ostatniej odsłonie tego cyklu, zakończyła się decyzją sądu o umorzeniu postępowania. Kilku prawników z którymi o tym rozmawiałem jest oburzonych taka decyzją sądu. Trudno jest mi także dotrzeć do ustaleń sądu i do uzasadnienia tej decyzji, gdyż toczyła się ona za zamkniętymi drzwiami. Według jednego z moich informatorów sąd ten doszedł do wniosku, że: „argumenty zgromadzone przez prokuraturę w tej sprawie okazały się niewystarczające”. Mój drugi informator stwierdził, że: „Z powodu przedawnienia umorzono to postępowanie”. Obaj jednak zgodnie sądzą, że „sąd był sparaliżowany tym, że sądzi duchownego”. Tym bardziej takiego, który ma już wyrok więzienia w zawieszeniu na cztery lata. W wypadku uznania go winnym, a była wiosna 2014 roku, sąd musiałby orzec więzienie dla pedofila. Komentarz w tej sprawie pozostawiam już samym czytelnikom, a ja z obowiązku sprawozdawcy tych wydarzeń, jedynie cytuję te dokumenty do których mam dostęp.

 

 

Ale ks. Grzegorz Kocięcki, mimo iż skutecznie uniknął kary więzienia w 2013 i w 2014 roku, miał wtedy nadal „pod górkę” z naszym wymiarem sprawiedliwości. Pojawiły się bowiem kolejne ofiary z dawnej parafii w Otwocku Wielkim. Proces w tej sprawie toczył się w Sądzie Rejonowym w Otwocku, a właściwie ślimaczył się i wydawało się już, że nigdy się nie zakończy. Ksiądz kluczył, nie zjawiał się w sądzie, nie można było go przesłuchać całymi miesiącami. Zwolnienia lekarskie, matactwa, zmiany obrońcy, żądania aby rozpocząć proces na nowo…

Ale w dniu 29 grudnia 2015 roku zapadł wreszcie wyrok. Ksiądz „został uznany winnym i skazany za czyn z artykułu 200, paragraf 1, Kodeksu Karnego na karę jednego roku pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem jej wykonania na okres dwóch lat oraz karę grzywny w wysokości 3 tysięcy złotych”. Doszło do apelacji, ale Sąd Okręgowy w Warszawie-Pradze wyrok utrzymał w mocy.

Jesteście Państwo w szoku, twierdzicie, że to skandal. Jak to możliwe, że ten sam facet, postawiony przed sądem z tego samego paragrafu, wieloletni pedofil wobec 10-11 letnich chłopców, zostaje w marcu 2013 roku skazany na zawiasy na cztery lata, w 2014 postępowanie wobec niego umorzono, a w grudniu 2015 roku, gdy obowiązywały jeszcze „zawiasy” z pierwszego wyroku, dostaje ponownie zawiasy? Cuda, proszę państwa, cuda…

Pewien zaprzyjaźniony ze mną prawnik, gdy konsultowałem z nim te wyroki i zapytałem dlaczego prokuratura w grudniu 2015 roku nie zwróciła uwagi, że oskarżony ma już „zawiasy” i jest w trakcie trzeciego procesu o pedofilię, zaśmiał się głośno i powiedział do mnie, że chyba zapomniałem o tym kto w 2015 roku był pierwszym prokuratorem w tym kraju i decydował o karierze każdego prokuratora w tym kraju. I co Państwo na to?

No i ta grzywna w wysokości 3 tysięcy złotych. Honorarium obrońcy kościelnego pedofila było wtedy nieporównywalnie wyższe. I to niech będzie cały mój komentarz do tego rozstrzygnięcia sądu.

Jedna z osób zarzuciła mi, że uwziąłem się na tego kapłana. Otóż nie chodzi mi o tego konkretnego księdza. Nie ma tu żadnego znaczenia, że to działo się w tej czy innej diecezji. Od pierwszego odcinka cyklu tłumaczę, że ten przykład, tak dokładnie opisywany z cytatami z wielu dokumentów, ma na celu opisanie i przybliżenie czytelnikom pewnego skutecznego schematu działania polskiego Kościoła i jego hierarchii w kwestii pedofilii i stosunku do nieletnich ofiar. Tylko tyle i aż tyle.

A skoro już o polskiej hierarchii kościelnej tutaj mowa, to odsłonię w kolejnych odcinkach tego cyklu wszystkie znane mi szczegóły działań ordynariuszy warszawsko-praskich, po skazaniu ich podwładnego. Będzie to najlepszą ilustracją tego w jakim miejscu w walce z kościelną pedofilią jesteśmy, jako naród i wspólnota wiernych, i ile jeszcze drogi przed nami.

Ciąg dalszy nastąpi…

Andrzej Gerlach