Alternatywna rota przysięgi harcerskiej, jako przykład hipokryzji w tej organizacji
/0 Komentarze/w Aktualności Ateizm /przez KunaCytujemy za ODEON
Harcerka i harcerz podczas składania przyrzeczenia harcerskiego będą mieć możliwość wyboru dwóch rot.
Pierwsza wersja brzmi: „Mam szczerą wolę całym życiem pełnić służbę Bogu i Polsce, nieść chętną pomoc bliźnim i być posłusznym/posłuszną Prawu Harcerskiemu”.
Druga wersja natomiast to: „Mam szczerą wolę całym życiem pełnić służbę Polsce, stać na straży harcerskich zasad, nieść chętną pomoc bliźnim i być posłusznym/posłuszną Prawu Harcerskiemu”.
Związek wyjaśnia, że ustanowienie wersji zawierającej odniesienie do wyższych wartości i przy jednoczesnym stosowaniu formy niezawierającej słowa „Bóg”, usankcjonuje przystępowanie do ZHP osób, które nie są gotowe na określenie swojego wyznania, ale ciągle go poszukują.
Czy zarząd ZHP bierze pod uwagę, że jeśli młody człowiek nie uznaje Boga jako wyższą wartość, to raczej go odrzucił niż „nie jest gotowy na określenie swojego wyznania” i zakładanie, że „ciągle go poszukuje” jest nieuprawnioną projekcją oczekiwań na wstępujących w szeregi? Nadto, czy przypadkiem tego rodzaju przemoc ideologiczna nie jest łamaniem zasad ZHP? Pozostawiamy te pytania otwartymi, dla działaczy i wychowawców młodzieży polskiej.
A tak poza wszystkim – czy to takie trudne powiedzieć, że ZHP nie przyjmuje w swoje szeregi dzieci ateistów, bo jest to organizacja przejęta przez kościół rzymskokatolicki? Stwarzanie możliwości, by takie dzieci mogły uczestniczyć i tworzyć tę organizację, naraża je od początku na życie w kłamstwie, w podwójnych standardach i w oparciu o hipokryzję – chyba nie o to chodziło ojcom założycielom ZHP? A może to sposób na przejęcie kontroli nad dziećmi także ateistów, a poprzez przyjazną atmosferę i różne, bardziej złożone techniki oddziaływania na młody umysł, „nawrócenie” ateistycznych członków na tę jedyną, „właściwą” drogę ku zbawieniu?
I jak w praktyce wyobrażacie sobie ateistę harcerza, który stoi przed wyborem – być posłusznym i iść celebrować mszę i pełnić służbę przy krzyżu czy innym świętym obrazie, czy dochować sobie wierności i wypowiedzieć posłuszeństwo? A przecież rota mówi wyraźnie – ” i być posłusznym/posłuszną Prawu Harcerskiemu”.
Bardzo nie ładnie bawicie się Panie i Panowie Zarządu ZHP
kuna2022kraków
Skąd się bierze wiara? Prawda jest banalna. Adam Patrzyk
/0 Komentarze/w Blogi Ateizm /przez Kuna
Dzisiaj już bardzo dobrze rozumiemy, w jaki sposób człowiek zazwyczaj staje się osobą wierzącą w dogmaty danej religii. Nie jest to kwestia jakiegoś wrodzonego „instynktu wiary w Boga”. Nie ma w tym nic mistycznego, ani nic z samodzielnej decyzji. Wierzący niczego sam nie wybiera, ani sam nie doznaje objawienia, a jest tylko bezwolnym surowcem do obróbki przez najbliższe otoczenie i społeczeństwo. Staje się wyznawcą tej religii, w której się akurat urodził, czyli przez przypadek geograficzny. Nie ma to żadnego związku z jakimiś szczególnymi walorami tej religii, ani z jej domniemaną wyższością nad innymi religiami. Choć całe życie będzie uważał, że jego religia jest wyjątkowa i jedyna prawdziwa oraz że wierzy w nią z dogłębnego przekonania.
Od dziecka jest ze wszystkich niemal stron poddawany intensywnej indoktrynacji religijnej i przemocowej manipulacji psychicznej. Jest już jako małe dziecko straszony różnymi duchami zasiedlającymi jego religię – w katolicyzmie gniewem Boga, cierpieniem Jezusa, szatanem i diabłami. Wzrasta w sprytnie podsuniętym mu przekonaniu, że może zostać opętany przez demony. Wpajany jest mu strach i poczucie winy, a jednocześnie naiwne przekonanie, że tylko wiara może go uchronić od złego. Wpajane mu są także poglądy na świat pożądane przez kapłanów, bo zapewniające im władzę nad nim i życie na koszt społeczeństwa. Dziecko nie odróżniające jeszcze realności od fikcji nie ma wobec tej zmasowanej symbolicznej przemocy żadnych szans na obronę.
Oczywiście ten prosty opis nie wyczerpuje wszystkich przypadków – każdy człowiek jest inny i techniki manipulacyjne padają na mniej lub bardziej podatny grunt. Często najbardziej podają im się jednostki wybitnie idealistyczne, dążące do wewnętrznej doskonałości. Tacy ludzie zwykle sami są aktywną stroną w pogrążaniu się w religijnych fantazjach.
Człowiek wierzący staje się nieświadomą swojej sytuacji ofiarą manipulacji. W pewnych sprawach (religia, elementy światopoglądu i niektóre problemy społeczne) jest kompletnie niezdolny do samodzielnego myślenia, a jednocześnie przekonany, że jego zapatrywania wynikają z głębokich przemyśleń własnych. Często jest marionetką w rękach kapłanów, zawsze zaś – w mniejszym lub większym stopniu – niewolnikiem narzuconych mu siłą, perswazją lub podstępem przekonań religijnych.
Zwykle jest mniejszym lub większym wrogiem tych, którym udało się nie paść ofiarą religijnej manipulacji lub się ze szponów religii wyzwolić. To również efekt religijnej indoktrynacji, która wszystkich inaczej myślących przedstawia jako nieprzyjaciół. To istotne zabezpieczenie przed wpływem niezależnej, krytycznej myśli. Ludzi próbujących mu pomóc wydobyć się z sideł zabobonu postrzega jako sprzysiężonych przeciwko jego godności.
Nikt nie chce być postrzegany jako bezwolna ofiara manipulacji – to ofiarom wydaje się zbyt poniżające. Wiele osób z zewnątrz – wolnych od religii – to rozumie, ale okazywanie współczucia i zrozumienia też jest postrzegane jako wyraz pogardy czy co najmniej braku szacunku.
Wiąże się to też z drażliwością na punkcie ewentualnej oceny możliwości intelektualnych wierzących. Sami rozumieją, że ich przekonania religijne mogą wydawać się głupie, tym bardziej więc zawzięcie twierdzą, że są mądre – skoro wmówiono im, że zmienić ich nie mogą – aby nie wyjść na głupków i ciemniaków. Często wchodzą w podpowiadane im przez kapłanów odwrócenie ról – to niewierzący są zbyt głupi, aby zrozumieć subtelności ich religii. Brak akceptacji dla bzdurnych dogmatów wiary ze strony niewierzących odbierają jako niezdolność do ich zrozumienie i utwierdza to ich w przekonaniu o własnej wyjątkowości.
Niestety nadal mało wierzących i niewierzących rozumie, że wiara ma niewiele wspólnego z poziomem inteligencji i że mądry człowiek może wyznawać głupie poglądy religijne. Przecież wierzący doskonale rozumieją bzdurność dogmatów innych religii – brakuje im krytycyzmu tylko w odniesieniu do własnej. Są też w życiu zasadniczo równie racjonale jak osoby niewierzące. To coś w rodzaju rozdwojenia jaźni. Po ewentualnym szczęśliwym otrząśnięciu się z wiary byłe osoby wierzące same nie mogą pojąć, jak mogły w te wszystkie bzdurne zabobony wierzyć. Nagle okazuje się wtedy, że żadna – wmawiana ludziom – potrzeba wiary dla niech nie istnieje. Rzekomo odkryty „gen wiary” u nich cudownie zanikł.
Opisany tu proces nabywania wiary – poza indywidualnymi przypadkami – jest bardzo prosty, odbywa się wręcz mechanicznie. Choć część osób wierzących uważa, że o ich wierze decydują ich religijne odczucia. Nie rozumieją, że jest na odwrót – to zaszczepiona w dzieciństwie wiara kształtuje ich religijne odczucia. Cała tajemnica wiary to generalnie odruch Pawłowa.
Nikt nie jest wierzący, bo jego doświadczenia życiowe dowodzą pomocy Jezusa lub bo ma jakieś prywatne objawienia. Jest totalnie odwrotnie – to dlatego, że jest wierzący ma prywatne objawienia i widzi w faktach ze swojego życia potwierdzenie realnej obecności Jezusa. Ten samonapędzający się mechanizm „trwania w wierze” to prawdziwe perpetuum mobile.
Bardzo często taka zmanipulowana osoba w istocie cierpi psychicznie z powodu swojej religii (jej absurdalnych zakazów i nakazów, jej pogardy dla ciała i zohydzania seksu), choć jest błędnie przekonana, że źródło jej cierpień leży w niej samej, a religia przynosi jej ulgę i wyzwolenie. Szkodzi więc sama sobie.
Ale w pewien specyficzny sposób szkodzi też całemu społeczeństwu, nawet jeśli jej się wydaje, że jest osobą wyjątkowo prospołeczną i skłonną do poświęceń dla innych. Szkodzi przed wszystkim karmiąc szkodliwą i przestępczą instytucję, jaką jest Kościół katolicki. Nawet jeśli należy do tych, którzy do kościoła chodzą wyjątkowo rzadko lub wcale, to zaliczyła przecież chrzest, komunię i pewno bierzmowanie, bierze ślub kościelny, chrzci swoje dzieci, posyła je na religię, a jak umrze musi mieć koniecznie pogrzeb kościelny. Ale szkodzi też swoimi poglądami i wyborami politycznymi wspierającymi zazwyczaj – nawet nieświadomie czy nie wprost – władzę Kościoła. Prawda jest znowu banalnie prosta, choć nadal przez wierzących negowana – gdyby w Polsce nie było tylu wierzących nie byłoby wyroku TK praktycznie zakazującego aborcji, nie byłoby może nawet samych rządów PiS. W ostatecznym rozrachunku to wierzący za to odpowiadają.
Osoby wierzące zwykle czują się takimi – niesprawiedliwymi w ich mniemaniu – oskarżeniami głęboko oburzone. Obraża ich także sama krytyka religii, a często nawet krytyka Kościoła, choćby nie wiem jak słuszna.
Swoje przekonania religijne traktują jako nie podlegające dyskusji i w żadnym wypadku niezmienne. Ich wiara – w przeciwieństwie do wszelkich racjonalnych przekonań – jest z definicji odporna na wszelkie argumenty. Ta odporność na argumenty – podszepty szatana – jest im wpojona jako najwyższa cnota. Błędne koło się zamyka.
Nawet obserwowany na całym świecie proces odchodzenia od wiary nie jest w stanie zmanipulowanej religijnie osoby przekonać – to tylko dowód na progres działalności szatana i na konieczność wzmożenia wiary.
Adam Patrzyk
Zenon Kalafaticz. Ateiści#40
/0 Komentarze/w Blogi Ateizm /przez Kuna„Padło jak grom z jasnego nieba…”
/0 Komentarze/w Aktualności Ateizm /przez KunaPadło jak grom z jasnego nieba. Cały nasz polski Episkopat został wezwany w trybie pilnym na spotkanie z papieżem Franciszkiem!!! Co to oznacza w praktyce? Że cierpliwość Watykanu w kwestiach afer moralnych, jakie miały i mają nadal coraz częściej miejsce w naszym polskim Kościele, dobiegła naprawdę końca, a teraz Panowie Bracia w Biskupstwie muszą osobiście złożyć szczegółowe wyjaśnienia w samej centrali, na „dywaniku u Szefa”.
Ale zacznijmy od początku. Każdy biskup ordynariusz tradycyjnie co kilka lat składa w Watykanie wizytę zwaną „at limina Apostolorum”, podczas której jest zobowiązany złożyć w poszczególnych dykasteriach Stolicy Apostolskiej szczegółowe sprawozdania ze swojej działalności duszpasterskiej w diecezji, którą kieruje. Jest tam wiele tabelek, liczb, dokumentów i tak dalej. Wszystko co dotyczy szczegółowej statystyki danej prowincji kościelnej. Liczba powołań, księży, dane o świeckich, udzielone sakramenty i tym podobne dane. Co rośnie, co maleje i dlaczego. Jak rośnie to dobrze, jak maleje to się trzeba tłumaczyć. Jak to w dużej korporacji o zasięgu światowym. I oczywiście pieniądze w tle, bo czy rośnie czy maleje to jedno, ale „kasiorka” musi być i ma jej być odpowiednio dużo. Proste? Proste.
Ale obecna sytuacja w polskim Episkopacie jest zupełnie inna i nie o dane statystyczne tutaj chodzi, choć od kilku dni liczni dziennikarze zajmujący się Kościołem i specjaliści od informacji kościelnej robią wszystko, aby wmówić wszystkim mediom, że obecne pilne wezwanie do Watykanu, to typowa wizyta „at limina Apostolorum”.
Większość naszych polskich biskupów była w Rzymie z taką wizytą, na przełomie listopada i grudnia 2005 roku u nowego papieża Benedykta XVI, potem w lutym 2014 roku u nowego papieża Franciszka. Podobnie było z biskupami czeskimi, bułgarskimi, austriackimi czy biskupami z Meksyku, których wizyty „at limina” niemal pokrywały się z wizytami w Rzymie naszych biskupów. Jest tylko jedno ale… Nikt jednak obecnie nie wzywa w trybie pilnym biskupów z tych krajów na takie spotkanie z papieżem Franciszkiem. Więc niech specjaliści od wizerunku naszego Episkopatu nie robią nam wszystkim „wody z mózgu” i swoją energię i medialne talenty wykorzystają na „mydlenie oczu tym w centrali…”
O kłopotach obecnego nuncjusza w Polsce, abp Salvatore Pennacchio (rocznik 1952) z naszymi polskimi biskupami wiemy nie od dzisiaj. Liczne afery z seksualnym wykorzystywaniem dzieci i młodzieży z udziałem samych polskich biskupów i ich podwładnych, rosnące od lat wpływy „lobby gejowskiego” na nominacje w strukturach polskiego Kościoła i dramatyczny odpływ Polaków, tradycyjnych katolików od pokoleń, głównie ludzi młodych ze struktur wspólnoty Kościoła, to główne zarzuty nuncjusza względem polskich kolegów w fioletach.
I znowu kilka faktów i dat. Co kilka lat Głowa Kościoła spotyka się ze swoimi nuncjuszami i omawia z nimi bieżące sprawy administracyjne i duszpasterskie dotyczące kościołów partykularnych. Tym razem to nuncjusz z Warszawy osobiście poprosił o pilną rozmowę z papieżem Franciszkiem. Mam swoich informatorów w Watykanie i zapewniam, że do spotkania obu hierarchów doszło, nie z powodu tęsknoty nuncjusza do swojego szefa, ale z powodu tego, że sam nuncjusz uznał, że musi uprzedzić papieża Franciszka o poważnej sytuacji w Kościele nad Wisłą. Osobiście znam dość dobrze, choć nie pałam wielką sympatią do tego watykańskiego dyplomaty i nasze osobiste kontakty, na szczęście niezwykle rzadkie, określiłbym jako oziębłe i tylko służbowe, ale tym razem jestem mu wdzięczny za taką decyzję. Nie wykluczam jednak, że abp Salvatore Pennacchio chroni w tej sytuacji swój dyplomatyczny tyłek i nie chce teraz dołączyć do kilku innych nuncjuszy, którzy za niepoinformowanie papieża Franciszka na czas o kryzysie w państwie w którym rezydowali, a nawet osobistym udziale w pewnych aferach o charakterze moralnym, polecieli na przedwczesne emerytury. Kilka z takich wydarzeń może opiszę kiedyś bardziej szczegółowo.
Papież Franciszek spotkał się z nuncjuszem Abp Salvatore Pennacchio, na jego osobistą prośbę, w dniu 15 kwietnia 2021 roku. Mój rzymski informator twierdzi, że watykański dyplomata prosił samego papieża o interwencję, bo sytuację w polskim Kościele określił jako krytyczną. Papież Franciszek wezwał wówczas do siebie w trybie pilnym prefekta Kongregacji do Spraw Biskupów, Kanadyjczyka, kard. Marca Quelleta (rocznik 1944) i to on po wyjściu od papieża był mocno wzburzony i ujawnił nieco faktów swoim współpracownikom. Kanadyjski kardynał też ma niejeden grzech na swoim sumieniu i przyłożył nieraz rękę do nominacji niegodnych biskupów w naszym kraju, nawet co najmniej jednego osobiście konsekrował, ale jak widać teraz nie zamierza sam „umierać” za grzechy naszych biskupów, tym bardziej, że jest już sam w wieku emerytalnym i chce dotrwać w spokoju do własnej emerytury.
W dniu 14 maja 2021 roku wszyscy polscy biskupi diecezjalni dostali wezwanie do pilnego stawienia się przed obliczem papieża Franciszka. Dokument jest datowany na dzień 10 maja 2021 roku. Wynika z niego, że biskupi ordynariusze mają czas do końca czerwca na przygotowanie pisemnych sprawozdań dla poszczególnych dykasterii rzymskich, a do osobistego spotkania z papieżem ma dojść zaraz po wakacjach. W normalnym trybie na takie sprawozdania biskupi mają od sześciu do dziewięciu miesięcy. Nasi biskupi dostali zaledwie sześć tygodni.
Spotkanie z papieżem ma być dopiero po wakacjach, bo w miesiącach wakacyjnych Watykan niemal nie pracuje. Wiadomo, upały i urlopy… Mój watykański informator w dniu dzisiejszym przesłał mi wiadomość, że papież Franciszek, w dniu 12 września 2021 roku, osobiście wybiera się na Kongres Eucharystyczny do Budapesztu na Węgry, więc panowie po tej dacie mogą już robić rezerwacje na samoloty do Rzymu.
Na naszych purpuratów padł teraz blady strach. Sytuacja przypomina bowiem nie wizytę „at limina Apostolorum”, ale wydarzenia sprzed kilku miesięcy, gdy wezwany przed oblicze papieża Franciszka cały Episkopat Chile, podał się w całości do dymisji. Nie wszyscy biskupi tego kraju zostali wówczas odwołani, ale poleciały tam liczne głowy. Do dziś przypomnienie tych traumatycznych wydarzeń powoduje drżenie na karku niejednego biskupa na świecie.
Nikt z naszych biskupów nie ma jednak teraz odwagi stanąć przed kamerami i zmierzyć się z tymi faktami, a tak niedawno byli wszyscy tacy dumni i zarozumiali. Tylko między poszczególnymi kuriami i biskupami diecezjalnymi przesyłane są nerwowe maile i odbywają się gorączkowe rozmowy telefoniczne, jak teraz skutecznie uporać się z czarnymi chmurami, które zawisły nad ich głowami.
Z nieoficjalnych informacji jakie dochodzą do nas teraz z Krakowa, z ulicy Franciszkańskiej 3, dowiadujemy się, że na dni 11-12 czerwca 2021 roku, obecny metropolita krakowski, abp Marek Jędraszewski (rocznik 1949), wezwał pilnie wszystkich polskich biskupów na wspólne obrady. Oby panowie tylko nie zapomnieli zabrać ze sobą na to ważne spotkanie do Krakowa tych sprawozdań, które muszą wysłać do końca czerwca do Watykanu i nie pomylili się przy ich wypełnianiu. Trzeba je przecież wypełnić jednakowo i solidarnie. Ale to już zapewne dobrze przypilnuje gospodarz tego spotkania w Krakowie.
Andzrej Gerlach
Do wierzących w tzw. Boga… Bez protekcjonalnej ściemy i poprawności politycznej.
/0 Komentarze/w Blogi Ateizm /przez KunaDo wierzących w tzw. Boga
Nie chcę Wam sprawiać przykrości, ale prawda i przyszłość nas wszystkich są dla mnie ważniejsze. Dlatego mówię Wam bez zahamowań – wiara w istnienie Boga jest dzisiaj równie niemądra, jak wiara w to, że Ziemia jest płaska. Różni je tylko powszechność tej pierwszej, będąca jedynie niepożądanym dziedzictwem mrocznej przeszłości. Co więcej, wiadomo to od bardzo dawna, więc tu nie ma pola do żadnej dyskusji, ani miejsca na jakiekolwiek wątpliwości. Ta dyskusja jest już zamknięta.
Przykro mi, że do Was to nie dotarło. Współczuję Wam, że padliście ofiarą manipulacji psychicznej i intelektualnej – dość skutecznej, bo trwającej setki lat – przez co nie możecie w pełni korzystać ze swojego człowieczeństwa, być w pełni wolnymi ludźmi.
Wiem, że wielu z Was z tej racji cierpi będąc przekonanymi, że z jakiegoś powodu żyją w tzw. grzechu, czyli w mniej lub bardziej stałym poczuciu wmówionej winy. Wiem, że niezwykle trudno się z tej zależności psychicznej i intelektualnej wyzwolić. Wiem też, że nie zdajecie sobie sprawy z bycia ofiarami „wrogiego przejęcia” umysłu i zazwyczaj nie potraficie się zwrócić o pomoc, aby się z wiary wyleczyć.
Niemądre, średniowieczne poglądy, które wyznajecie, nie zasługują na żaden szacunek, a nazywanie ich religią niczego nie zmienia. Panujące w Waszych głowach pomieszanie można zrozumieć i okazywać Wam empatię, ale nie ma powodu chylić przed nim czoła, ani jakoś go chronić przed krytyką.
Żal mi Was, ale nie mam zamiaru z litości Was oszukiwać, udając, że wiara to nie zwykły zabobon, bo w ten sposób tylko pogarszałbym sytuację. Nie mam też zamiaru udawać, że Wasze zniewolenie jest Waszą prywatną sprawę i że nikogo w ten sposób nie krzywdzicie. Wręcz przeciwnie – będę przy każdej okazji dowodził, że krzywdzicie nas wszystkich, nie tylko samych siebie. Taka bezkompromisowa postawa to wymóg chwili. Dość już wszyscy zaznali cierpień z powodu tego nieludzkiego przesądu, jakim jest religia.
Być może musicie przejść terapię wstrząsową, aby stać się w pełni dorosłymi psychicznie ludźmi, którzy nie wierzą w niewidzialnych przyjaciół, karzącego surowo z byle powodu ducha i złe moce mogące zawładnąć człowiekiem. Którzy nie uznają autorytetu jakiegoś starego, przypadkowego zbioru amoralnych bajek. Którzy mają w głowach ład intelektualny i moralny oraz potrafią sami odróżniać dobro od zła, nie czekając na podpowiedzi bezwstydnych i skorumpowanych urzędników zbrodniczej instytucji.
Dlatego nie mam też zamiaru liczyć się w Waszym przywiązaniem do tych irracjonalnych poglądów, do którego ochrony został zaprzęgnięty nawet państwowy apart przemocy. Czuję się natomiast w moralnym obowiązku, aby bezlitośnie krytykować i obśmiewać obskurantyzm i obłudę, zaprzeczanie nauce i demokratycznym wartościom oraz propagowanie obrażających rozum zabobonów. Nie widzę powodu, aby nie mówić głośno, że Wasze świętości nie zasługują na szacunek, a Wasze obrządki są tylko żałosną farsą podtrzymywaną jedynie w celu ogłupiania ludzi i wykorzystywania ich finansowo.
Musimy wszyscy bronić rozumu, nauki, praw człowieka i świeckiej, humanistycznej etyki przed tyranią średniowiecznej ciemnoty.
Adam Patrzyk
Inwentaryzacja KK 2020. okiem Andrzeja Gerlacha. Cz. 15 i 16
/0 Komentarze/w Blogi Ateizm /przez KunaKOŚCIÓŁ W POLSCE ANNO DOMINI 2021 – część XV.
Polski Kościół targają od lat liczne skandale o charakterze moralnym. Oczywiście tu istotna uwaga. To nie tak, że dawniej skandali nie było, księża nie byli czynnymi gejami, nie uganiali się za dziećmi, nie mieli pozamałżeńskich dzieci. Było dokładnie tak samo.
Archiwa kościelne oraz archiwa dawnych służb UB czy SB, świadczą najlepiej o tym, że polskie duchowieństwo nigdy nie radziło sobie ze swoimi rozporkami. Różnica polega wyłącznie na tym, że wówczas podpisanie lojalki ze służbami PRL gwarantowało bezkarność, ale równocześnie sprowadzało się do donoszenia na innych duchownych. Dla służb PRL mogłeś jako ksiądz mieć skłonności homoseksualne, mogłeś być pedofilem, mogłeś mieć nieślubne dzieci, ale musiałeś przy tym współpracować i donosić. A jak cię złapał na konkubinie, kochanku czy pedofilii kościelny przełożony, to lądowałeś karnie na Ziemiach Zachodnich, na Warmii czy na Mazurach i wszyscy wówczas byli zadowoleni. Tylko w aktach personalnych delikwenta pozostały wówczas dowody tych „grzeszków”.
Teraz duchowieństwo polskie ma znacznie gorzej. Jest ten cholerny Internet, wścibscy dziennikarze i ten wredny typ na Facebooku…
A jak na obecne skandale seksualne z udziałem duchowieństwa w naszym kraju patrzą ci, którzy za kilka lat opuszczą seminaria i dołączą do swoich starszych kolegów na parafiach, w klasztorach czy innych placówkach duszpasterskich? Aż 88% obecnych kleryków uważa, że tego typu skandale moralne były, a nawet zdarzają się i teraz, ale są one wyolbrzymiane przez nasze media. Co 25 kleryk uważa, że nigdy takich skandali nie było i w całości są one wytworem wrogów Kościoła. Natomiast 8% badanych, albo odmówiło odpowiedzi na pytanie, albo nie ma w tym temacie własnego zdania.
Na pytanie czy skandale obyczajowe ujawniają prawdę o moralności naszego duchowieństwa, aż 62% przyszłych księży twierdzi, że ujawniły one jakże bolesną prawdę o moralności polskiego duchowieństwa, jednak 17% z nich uważa, że te skandale nie pokrywają się z prawdą i niczego tak na prawdę nie ujawniają. Aż 21% pytanych nie ma w tym temacie zdania, albo odmówiło udzielenia odpowiedzi.
Na pytanie czy w świetle ujawnianych skandali z udziałem polskiego duchowieństwa, należy szybko podjąć działania naprawcze w polskim Kościele, 42% badanych studentów teologii uznało, że obecna sytuacja wymaga gruntownej naprawy, 34% odpowiedziało, że nie wie co z tym zrobić, a 24% nie chce się w tym temacie wypowiedzieć.
W kwestii interpretacji tych medialnych doniesień na temat skandali seksualnych z udziałem polskich duchownych, 42% obecnych kleryków uznało, że to nie tylko atak na instytucję Kościoła, aż 40% z nich uznało te doniesienia za wyłączny atak sił wrogich Kościołowi na tą instytucję, a 18% nie chce się w tym względzie wypowiedzieć lub nie ma w tym względzie swojego zdania.
Czy w świetle obecnych skandali seksualnych i ich ujawniania Kościół odzyska swój dawny autorytet? Aż 7 na 10 polskich seminarzystów uważa, że tak i że wszystko z czasem powróci do czasów pontyfikatu papieża Jana Pawła II, tylko 9% z nich uważa, że polski Kościół nigdy już nie nadrobi swojego dawnego autorytetu, a aż 21% badanych odmówiło odpowiedzi lub nie ma własnego zdania w tej kwestii.
Równie ciekawe odpowiedzi padły wtedy, gdy w anonimowej ankiecie zadano polskim seminarzystom pytanie, czy Kościół w naszym kraju ulegnie zmianie w świetle negatywnych skutków skandali seksualnych, które od lat mu towarzyszą. Aż 66% odpowiedzi sprowadzało się do twierdzenia, że polski Kościół stanie jednak na wysokości zadania i rozwiąże ten poważny kryzys moralny w którym się obecnie znajduje, tylko 7% naszych seminarzystów odpowiedziało, że nic się w Kościele nie zmieni i wszystko pozostanie tak jak jest teraz, a stosunkowo dużo, bo aż 27% z nich nie chciało w tym względzie się wypowiedzieć lub uznało, że nie ma w tym temacie własnego zdania.
Skandale seksualne z udziałem naszych duchownych wybuchają teraz w naszym kraju coraz częściej, a media ogólnopolskie i te lokalne są pełne szczegółowych i niezwykle dramatycznych szczegółów na ten temat. Jak więc w świetle tych odpowiedzi dotyczących tych skandali dziejących się z udziałem duchowieństwa oceniacie Państwo, jako czytelnicy tego profilu, przyszłych księży w naszym kraju? Czy badani klerycy doceniają prawdziwą skale zagrożenia? Czy w odpowiedni sposób diagnozują jego zgubne skutki? Jak oceniają w tym względzie przyszłość instytucji w której planują w przyszłości pracować? A co te odpowiedzi mówią nam o samych klerykach w naszych uczelniach katolickich? Czy aby rokuje to optymistycznie na przyszłość instytucji Kościoła w naszym kraju, czy też wręcz odwrotnie?
O innych równie ciekawych pytaniach zadanych naszym klerykom i udzielonych na nie odpowiedziach napisze już wkrótce.
Ciąg dalszy nastąpi…
KOŚCIÓŁ W POLSCE ANNO DOMINI 2021 – część XVI.
Kończę w dniu dzisiejszym ten cykl o kondycji polskiego Kościoła u progu 2021 roku, ale nadal będę się tej kondycji bacznie przyglądał i o niej pisał. A także wszystkich czytelników proszę o baczną obserwację i komentowanie swoich własnych spostrzeżeń.
Zacznę od pytania, które zadano naszym współczesnym klerykom o tym czym dla nich jest kapłaństwo. To, że wielu odpowiedziało, że to służba mnie nie dziwi, że dla wielu to poświęcenie także przyjmuje ze zrozumieniem, ale odpowiedzi niektórych kleryków są dla mnie dużym zaskoczeniem, gdyż dla nich kapłaństwo to przywilej. I tu przyznam, że jestem zdumiony, bo jakże w świetle nauczania Jezusa można uznać kapłaństwo za przywilej?
Jeszcze bardziej mogą zdumiewać wszystkich odpowiedzi obecnych polskich seminarzystów na temat tak zasadniczy jak ten, co chcą oni po swoich święceniach kapłańskich robić w instytucji Kościoła. I tu odpowiedzi są niezwykle jednoznaczne, ale zarazem niepokojące. Aż 45% obecnych studentów teologii widzi swoją przyszłość jedynie jako pracę na tradycyjnej parafii, ale z wyłączeniem uczenia w szkole. Chcą odprawiać msze św., spowiadać, zbierać tacę, udzielać sakramentów, prowadzić pogrzeby, ale nie prowadzić lekcji religii. Chcą mieć zatem spokojne i niewymagające parafie, dostatnie życie księdza parafialnego i nic więcej. Duszpasterstwo specjalistyczne interesuje zaledwie 11% przyszłych kadr Kościoła, co dwudziesty kleryk chce w przyszłości zrobić karierę naukową, zdobyć doktorat z teologii lub profesurę i być nauczycielem akademickim, A co czterdziesty, mimo iż jeszcze jest na etapie formacji duchownego nie ukrywa, że jest zainteresowany w przyszłości stanowiskiem w naszym Episkopacie lub chce być wysokim urzędnikiem kurialnym. Taki tupet młodych kandydatów do kapłaństwa może zwalać z nóg…!!!
Obserwując od wielu lat naszych polskich seminarzystów, chociażby na Uniwersytecie Papieskim w Krakowie byłem przekonany, że większość z nich chciałaby z racji wieku i zainteresowań pracować z młodzieżą, ucząc religii i prowadząc różnego rodzaju formy aktywności z młodymi ludźmi. Jakież było moje zdumienie, gdy przeczytałem, że pozytywnie na tak postawione pytanie odpowiedziało zaledwie 2,4% obecnych studentów teologii. Pomijając ten niemal margines populacji, cała reszta obecnych alumnów traktuje nauczanie religii w szkołach i pracę z młodzieżą jako niemal dopust Boży. Ale równocześnie przyznają zgodnie, że i tak niemal wszyscy trafią do szkół i do katechizacji, bo to tradycyjne ścieżki kariery młodych wikarych, gdy proboszczowie na polecenia biskupów zlecają im taki właśnie przydział czynności. W ten sposób obowiązek płacenia wszelkich świadczeń społecznych spada na lokalny samorząd, a nie na parafie gdzie formalnie księża pracują.
Ale są i inne zdumiewające dla mnie odpowiedzi. Otóż zaledwie 15% ankietowanych kleryków uważa, że zachowywanie przykazań Bożych to najważniejszy obowiązek w ich życiu. Tyle samo z nich uważa, że ma obowiązek miłowania swoich bliźnich i podległych mu parafian.
A największy szok przeżyłem po przeczytaniu, że zaledwie 1,7% z nich (co sześćdziesiąty kleryk!!!) uważa, że posłuszeństwo Kościołowi to jego najważniejszy obowiązek. Komentarz „byle nie podpaść” mówi tu chyba wszystko. Osoba duchowna przeprowadzająca te badania od przeszło dwudziestu lat twierdzi, że obserwuje dramatyczny spadek odpowiedzi pozytywnej w tej właśnie kwestii. Świadczy to niezbicie o jednym. Kiedyś alumni w seminarium byli zdecydowanie bardziej skłonni uważać swoje posłuszeństwo względem swoim kościelnych przełożonym, za swój najważniejszy obowiązek, a do postawy „byle nie podpaść” dochodzili dopiero po wielu latach kapłaństwa. Teraz ich młodsi następcy z taką cyniczną postawa w życiu, przychodzą już do seminarium…
Ale to jeszcze nie wszystko. Na pytanie o przepowiadanie i uczenie o Bogu odpowiedziało pozytywnie…, 0% (słownie: NIKT) współczesnych studentów teologii!!! A więc nikt z tych ankietowanych kandydatów do kapłaństwa w naszym kraju, nie jest w przyszłości zainteresowany tym, co winno być najważniejszym posłannictwem ludzi Kościoła i misją tej instytucji w świecie.
Analizowałem te dane z wieloma znajomymi mi hierarchami Kościoła i przełożonymi w naszych seminariach. Jeden z nich, który jest dla mnie autorytetem w tym względzie, powiedział mi wręcz, że przychodzący współcześnie do seminariów młodzi mężczyźni „nie mają pasji, ani oryginalności”. Są nijacy. Nie mają żadnego pomysłu na swoje życie, ani w Kościele, ani poza nim.
Od kilku dni pokazuje Państwu kondycję przyszłych kadr polskiego Kościoła. Spada i to dramatycznie liczba powołań w naszym kraju, tych diecezjalnych, ale jeszcze bardziej tych zakonnych. Ale równocześnie z tym zjawiskiem nie wzrasta jakość tych pozostałych powołań. Jak to rokuje na przyszłość instytucji Kościoła w naszym kraju? Czego zatem możemy się spodziewać jako Polacy, gdy po latach, naszych Głodziów, Paetzów, Gulbinowiczów, Dziwiszy, Jędraszewskich, Szkodoni, Dzięgów, Janiaków czy Rydzyków zastąpią obecni polscy seminarzyści?
Chciałoby się powiedzieć „Quo Vadis polski Kościele?” Ale może to ja nie mam racji? Dlatego oddaje głos w tej dyskusji czytelnikom i z góry dziękuje za Państwa komentarze, prosząc równocześnie o zachowanie kultury wypowiedzi.
Inwentaryzacja KK 2020 okiem Andrzeja Gerlacha. Cz. 13 i 14
/0 Komentarze/w Blogi Ateizm /przez KunaKOŚCIÓŁ W POLSCE ANNO DOMINI 2021 – część XIII.
Dla każdego kleryka wyjątkowym dniem w jego formacji i drodze do kapłaństwa jest dzień uroczystego nałożenia stroju duchownego. Dla przyszłego księdza diecezjalnego jest to sutanna, a dla zakonnika habit lub sutanna jego zgromadzenia zakonnego. Wiem jakie emocje temu zawsze towarzyszą, bo młodzi ludzie szyją i przymierzają w wielkich emocjach przez wiele tygodni te sutanny lub habity, a potem chodzą w tych strojach niemal na okrągło.
W tych przygotowaniach do uroczystych obłóczyn uczestniczą także rodzice takiego młodzieńca. Nie tylko opłacają koszty samego materiału na sutannę lub habit, ale także pokrywają koszt uszycia stroju kapłańskiego. Ale za to jaki prestiż spływa na całą rodzinę, gdy taki młody człowiek przemaszeruje w habicie lub w sutannie po wsi…
Coraz częściej jednak zdarzają się w polskich seminariach rodzice studentów teologii nie specjalnie zaangażowani lub wręcz obojętni religijnie. Jeszcze w czasach papieża Jana Pawła II synowie takich osób lub chłopcy z rodzin rozbitych nie mieliby szans na przyjęcie do seminarium. Raport o którym pisze od kilku dni podkreśla, że spada systematycznie znaczenie rodziny we wzrastaniu w wierze młodych mężczyzn wstępujących do polskich seminariów. W 2020 roku zaledwie 29% z nich wymieniło własną rodzinę, jako główne źródło własnej wiary. Co czwarty nowy seminarzysta wymienia tu jakiegoś zaprzyjaźnionego księdza, a co szósty kleryk odwołuje się tutaj do własnych przeżyć duchowych.
Ale dla mnie najbardziej szokującą częścią raportu o współczesnych polskich seminarzystach jest ta dotycząca pytań i odpowiedzi w kwestiach moralnych i nałogów. Tymi wynikami badań są zszokowani także księża w średnim wieku, o tych najstarszych nie wspominając. W jednym z wniosków końcowych wynikających z przeprowadzonych badań stwierdzono, że większość polskich kleryków „sens życia widzi poza wiarą oraz rośnie u nich sceptycyzm w kwestiach wiary, a także mają coraz bardziej liberalny stosunek do spraw moralnych”.
Jak ma wyglądać przyszłość polskiego Kościoła, gdy z jednej strony tak gwałtownie spada liczba wstępujących do seminariów młodzieńców, a równocześnie ci wstępujący już na tym etapie swojego życia są tak masowo uwikłani w nałogi i zainteresowanie seksem?
Nie wiemy ilu polskich seminarzystów w 2020 roku odpowiedziało szczerze na zadawane im anonimowo w badaniu pytania, ale aż 39% z nich przyznało się do oglądania pornografii w Internecie i uznało się za uzależnionych w większym lub mniejszym stopniu od tego zjawiska. A ilu z nich nie odpowiedziało szczerze na te pytania, bo chciało to ukryć podczas udzielania odpowiedzi? Oczywiście jak się ma dwadzieścia lat to zainteresowanie seksem jest raczej naturalne, ale z drugiej strony nie rokuje to chyba zbyt dobrze na przyszłość dla polskiego Kościoła, gdy różne strony pornograficzne „śmigają” na Internecie w gmachu seminarium…
Z drugiej strony równie ważną kwestią jest to, jakie ostatecznie filmy i strony pornograficzne dominują wśród naszych studentów teologii, bo jeżeli heteroseksualne, to można by żartobliwie to podsumować, że chłopcy w seminarium przygotowują się teoretycznie do prowadzenia kiedyś w przyszłości kursów przedmałżeńskich dla swoich rówieśników. Ale obawiam się, że są to jednak częściej strony homoseksualne, a po doświadczeniu z ostatnich lat z seminarium tarnowskiego, które jest najliczniejsze w kraju i ma się za najlepsze (bez komentarza!!!), to nie możemy wykluczyć tego, że są to niestety także strony z pornografią dziecięcą. O znanym przypadku tarnowskim napiszę kiedyś więcej, ze wszystkimi pikantnymi szczegółami, żeby czytelnicy wiedzieli na czym polega wyjątkowość tej uczelni.
Ale seks i pornografia to nie jedyne problemy moralne oraz zgubne nałogi, które od lat skrywają się pod habitami i sutannami naszych współczesnych kleryków. O innych nałogach, które są ukrywane pod tymi pobożnymi szatami dowiecie się Państwo już wkrótce.
Ciąg dalszy nastąpi…
KOŚCIÓŁ W POLSCE ANNO DOMINI 2021 – część XIV.
Powracamy dzisiaj do analizy raportu o polskich klerykach studiujących obecnie w naszych seminariach diecezjalnych i zakonnych.
O uzależnieniu naszych przyszłych księży diecezjalnych i zakonnych od wszelkiego rodzaju pornografii, heteroseksualnej, homoseksualnej czy wręcz dziecięcej pisałem już wcześniej, ale uzależnienie od pornografii to nie jedyne „grzechy” w życiu tego jakże hermetycznego środowiska. Współcześni polscy klerycy są poważnie uzależnieni także od innych nałogów, a stopień tych uzależnień niejednokrotnie przewyższa analogiczne statystyki dotyczące studentów innych kierunków i innych uczelni polskich.
Niezwykle poważnym problemem na naszych uczelniach teologicznych jest uzależnienie naszych kleryków od środków psychoaktywnych. Aż 19% przyszłych księży przyznało się podczas przeprowadzonych badań do eksperymentów z takimi środkami. Co dwudziesty z nich używa ich jedynie sporadycznie, głównie w okresie sesji lub podczas załamań samopoczucia, ale na pytanie czy jest od nich uzależniony, odpowiada że nie uważa się za uzależnionego od środków psychoaktywnych. Najgorzej jest w wypadku 3% studentów naszych seminariów, gdyż oni są już na etapie początków swojej formacji zakonnej lub seminaryjnej trwale uzależnieni od takich środków, używają ich często lub wręcz regularnie. To wyjątkowo niepokojące statystyki, choć nie możemy wykluczyć, że faktyczny obraz tych uzależnień jest jeszcze gorszy, gdyż nie wszyscy klerycy biorący udział w tym badaniu mogli być szczerzy z ankieterami. Raczej nie zakładam, że badani klerycy kłamali podczas badań, przyznając się do brania takich środków, gdyby tak nie było w rzeczywistości.
Gdy pytałem co o tym jakże niepokojącym zjawisku myślą przełożeni naszych seminariów i osoby odpowiedzialne za formacje przyszłych kadr Kościoła, albo odmawiano mi w ogóle komentarza w tej sprawie, albo jak w jednym przypadku usłyszałem, że „przecież nie wyrzucimy wszystkich i nie zamkniemy seminarium”.
Równie źle jest w tym środowisku z uzależnieniem od alkoholu. Bardzo wielu duchownych w naszym kraju ma z alkoholem poważny problem w życiu. Ale okazuje się, że już na etapie nauki w seminarium aż 16% kleryków jest już poważnie uzależnionych od napojów alkoholowych. W większym lub mniejszym stopniu. Potem w życiu kapłańskim, gdy narastają inne problemy, jest już tylko gorzej.
Często polscy studenci palą papierosy, głównie młodzi mężczyźni. We wspólnotach seminaryjnych, diecezjalnych i zakonnych, studentami są sami mężczyźni. Jeszcze trzydzieści lat temu palenie w seminariach było niedopuszczalne, a klerycy palili papierosy niemal w konspiracji, narażając się na regulaminowe konsekwencje. Teraz nie dziwią mnie w naszych seminariach oficjalne palarnie, gdzie wśród kłębów dymu „wędzą się” kleryckie sutanny czy habity. No cóż, takie widać czasy.
A jak to wygląda w statystykach przeprowadzonych badań? Tylko 31% badanych kleryków nie pali i nigdy nie paliło, 17% pali okazjonalnie, 36% używa tytoniu często, a 16% z nich jest wręcz całkowicie i trwale uzależnionych od palenia papierosów.
Jak to ocenić? Jak to zmienić? A może nic z tym nie zrobić? Ale jeżeli nie zmienić i nie reagować, to jak kiedyś, po latach przyjdzie nam, zwykłym wiernym, klęknąć przy kratkach konfesjonału i spowiadać się z tego, że samemu ogląda się się firmy pornograficzne, używa środków psychoaktywnych, pije alkohol lub pali papierosy, u kogoś kto być może jest od takich nałogów uzależniony jeszcze bardziej? Ale jest jeszcze jeden znacznie poważniejszy problem, którego jakby nikt z naszych hierarchów kościelnych nie zauważa. A mianowicie, jak po latach zasiąść w tym konfesjonale i spowiadać przypadkowych, nie znanych sobie często ludzi, umoralniać ich i upominać, a nawet nie udzielać im rozgrzeszenia, gdy samemu od najmłodszych lat było się uzależnionym od tytoniu czy alkoholu, albo żyło się od lat w szponach uzależnienia od seksu i wszelkiej pornografii?
Współczesny polski Kościół boryka się z poważnym problemem afer i skandali moralnych o charakterze seksualnym. Równie ciekawe jak te dotyczące stopnia uzależnienia obecnych polskich kleryków są badania nad tym, co o tych skandalach myślą przyszli polscy kapłani. Co obecni studenci teologii myślą o skali problemu pedofilii w obecnym Kościele, w którym wkrótce przyjdzie im przyjąć swoje święcenia kapłańskie? Jaki jest ich stosunek do kwestii homoseksualizmu w jego szeregach? Jak oceniają prawdziwą skalę tego zjawiska? A może w ogóle nie widzą w tym żadnego problemu i uważają, że jedynie cały problem pedofilii i obecności gejów w szeregach naszego duchowieństwa wyolbrzymiają tylko nasze media? O wynikach przeprowadzonych badań dotyczących odpowiedzi także na te pytania napiszę już wkrótce.
Ciąg dalszy nastąpi…
Andrzej Gerlach
18.marca. W rocznicę zejścia Stephena W. Hawkinga… słów parę od Włodka Kostorza
/0 Komentarze/w Aktualności Ateizm /przez KunaNie do wiary…
Stephen W. Hawking we wprowadzeniu do jednej ze swoich książek napisał, że umieszczenie jakiegokolwiek wzoru w książce, zmniejsza liczbę sprzedanych egzemplarzy o połowę.
Według danych szacunkowych księgi rekordów Guinnessa, Biblia została sprzedana w liczbie ponad 5 miliardów egzemplarz. Jak można się domyślić, w biblii z powodów marketingowych nie umieszczono żadnego wzoru naukowego.
Podobnie postąpiła J.K.Rowling w serii o Harry Potterze, także nie umieściła tam żadnego wzoru, co pozwoliło na zajęcie drugiego miejsca liczbą 450 milionów sprzedanych egzemplarzy. Chyba mamy pewien problem.
Bertrand Russell był matematykiem, filozofem i do tego (a niech go cholera) ateistą. Nie próżnował, jego teoria typów nie przyjęła się wprawdzie tak od razu, ale dała początek typom powszechnie dzisiaj używanym w językach programowania, co obecnie pozwala osobom głęboko wierzącym nieskrępowane produkowanie się ze swoimi rewelacjami na portalach społecznościowych.
Trochę więc jakby wyprzedził epokę ten cały Russell, czego nie można powiedzieć o biskupie nowojorskiego kościoła episkopalnego, który wytoczył naukowcowi postępowanie sądowe, a sędzia sądu najwyższego stanu Nowy Jork, po wnikliwej naukowej analizie dzieł oskarżonego uznał go za moralnie niezdatnego do nauczania w City College of New York.
Myślę, że obu panów oburzyła russellowska redukcja aksjomatów arytmetyki liczb naturalnych do języka logiki, antynomii zbioru wszystkich zbiorów oraz klas samozwrotnych. W Biblii o tym nie wspominano, więc co taki będzie młodzieży we łbach mieszał. Tak nie może być, tym bardziej, że ten Russell upierał się, że wszechświat jest nieskończony, znaczy nie ma ani początku, ani końca.
Jak to nie ma? Bóg szóstego dnia skończył robotę i potem odpoczywał. Jakby roboty nie skończył to by nie odpoczywał, a tydzień nie miałby siedmiu dni i nie kończył by się niedzielą. Logiczne, kończy się niedzielą, więc wszechświat jest skończony.
Nie tylko z duchownymi i sędziami miał Russell problemy, ze starszymi paniami też. Wygłaszał kiedyś wykład popularno-naukowy z astronomii. Opowiadał o tym jak to ziemia obraca się wokół Słońca, a ono kręci się wokół środka galaktyki, a te wokół zbiorowiska galaktyk i tak dalej aż do nieskończoności. Nie spodobało się to pewnej starszej damie, która nie omieszkała go pouczyć, by nie powiedzieć, że obsobaczyć.
– Młody człowieku, wszystko co pan opowiada to jakaś wierutna bzdura – oburzyła się
– Dlaczego szanowna Pani tak twierdzi?
– Bo świat jest płaski i spoczywa na grzbiecie gigantycznego żółwia. – wyjaśniła
– To bardzo interesująca hipoteza, a na czym spoczywa zatem ten żółw? – zainteresował się prelegent.
– Bardzo pan sprytny, młody człowieku, bardzo sprytny, ale to jest żółw na żółwiu i tak w nieskończoność.
– Bardzo Pani dziękuję, bardzo. Właśnie udowodniła pani nieskończoność.
No i właśnie tak to jest z głęboko wierzącymi w obojętnie co. Czy wiecie, że mój ulubiony owoc Pomelo jest hodowany przez Chińczyków od pięciu tysięcy lat? No jest i nic w tym dziwacznego, bo jest dobry i zdrowy, a Chińczycy to stosunkowo wcześnie zauważyli. Problem w tym, że podobno Bóg stworzył ziemię wtedy gdy Chińczycy w najlepsze zabawiali się w starożytnego Miczurina. Mogli poczekać, zakłopotanie chrześcijan byłoby dużo mniejsze.
Trochę deprymujące są rozmowy z osobami wierzącymi. Powodem jest specyficzne ukierunkowana wyobraźnia. Weźmy taki Big Bang, czyli początek wszystkiego. Według tego modelu jakieś 13.799 miliardów lat temu miał miejsce wielki wybuch gęstej grawitacyjnej osobliwości. W tym jednym momencie powstała przestrzeń, czas, materia, energia i wzajemne oddziaływanie. Ta teoria opiera się na obserwacjach rozszerzania się przestrzeni na podstawie przesunięcia ku podczerwienie widma promieniowania elektromagnetycznego odległych galaktyk, zgodne z prawem Hubble’a i zasadą kosmologiczną. Zachodzi pytanie co było zatem przed wielkim wybuchem. Nic, po prostu nic, gdyż nie istniał czas. Zdaję sobie sprawę, że to bardzo trudne do wyobrażenia sobie, tak samo jak przestrzeń n-wymiarowa, choć ta jest w sam raz dużo łatwiejsze.
Zastanawia mnie zatem dlaczego wierzącym ich wiara pozwala wyobrazić sobie bez specjalnych trudności jakiegoś tajemniczego kreatora tworzącego coś z niczego w nieistniejącej przestrzeni i czasie. Przypomnijmy zatem. Dnia pierwszego Bóg stworzył światło i oddzielił je od ciemności i na tym chyba zakończę wspomnienia, bo to już w tym momencie kupy się nie trzyma.
Gdybym był bogiem, a nie jestem jakoś specjalnie uzdolniony w tych sprawach, na pierwszy rzut stworzyłbym czas. Po prostu czas, bo bez tego ani rusz. Potem przestrzeń, bo bez niej materii nie sposób stworzyć. Potem jakąś pierwotną zupę by z niej dalej kombinować. Tak bym zrobił, ale nie zrobię, gdyż Stephen W. Hawking, któremu w rocznicę śmierci dedykuję ten tekst w akcie skromnego podziwu twierdził, że wszechświat nie ma granic w przestrzeni, nie ma początku i końca w czasie, nie ma też w nim nic do zrobienia dla Stwórcy. Nic.
Dzięki prawom kosmologii, jesteśmy tu i teraz i tylko od nas zależy co z tym zrobimy. Tak jak nie cierpiałem gdy mnie jeszcze nie było, nie będę cierpiał gdy mnie już nie będzie. Staram się po prostu wykorzystać dany mi tutaj czas. Już to jest czymś wspaniałym. A teraz zredukuję liczbę czytelników o połowę – E=mc2 – jak stwierdził klasyk, bo cytowanie hipotezy Alberta o nieskończoności i głupocie może zakrawać na niegrzeczność.
Włodek Kostorz
Inwentaryzacja KK 2020. rozdział 1 i 2 okiem Andrzeja Gerlacha
/0 Komentarze/w Blogi Ateizm /przez KunaKOŚCIÓŁ W POLSCE ANNO DOMINI 2021 – część I.
Rozpoczęcie nowego roku to najlepszy czas na podsumowania, analizy i opracowania, także w kontekście Kościoła w Polsce, tym bardziej, że żyjemy obecnie w czasach, gdy ta instytucja, od pokoleń ciesząca się powszechnym autorytetem w tym kraju, przeżywa obecnie poważny kryzys zaufania społecznego.
Już w 2020 rok, a więc równo przed rokiem, polski Kościół wchodził w poczuciu nadchodzącego kryzysu instytucjonalnego. Od co najmniej kilku już bowiem lat statystyki społecznego poparcia dla Kościoła i jego hierarchii systematycznie spadały. I ten spadek był z roku na rok coraz gwałtowniejszy, gdy badaniami obejmowano coraz młodsze roczniki Polaków.
Największym problemem polskiego Kościoła okazał się, podobnie jak w większości dawnych katolickich krajów Europy, stosunek hierarchii kościelnej do problemu seksualnego wykorzystywania osób nieletnich przez duchownych i ukrywanie tego zjawiska od pokoleń przez polskich biskupów i przełożonych zakonnych. Innym problemem Kościoła w Polsce okazała się kwestia hipokryzji i zakłamania naszych duchownych, którzy od zawsze stawiali wysokie poprzeczki moralne Polakom, ale sami ich nie stosowali we własnym życiu. Konkubiny, nieślubne dzieci, częste związki homoseksualne stanowiące wręcz trampolinę w awansach na kolejnych szczeblach drabiny kościelnej, to od pokoleń ciągle te same grzechy i grzeszki naszych polskich księży i zakonników.
Na to wszystko nałożył się powszechny problem lekceważenia przed polskich duchownych ciągle wzrastającego poziomu wykształcenia i potrzeb intelektualnych polskich wiernych. Obecne młode pokolenie nie można indoktrynować opowieściami na poziomie średniowiecznej scholastyki, katechizować opowieściami i przykładami, które młody człowiek jest w stanie obalić w kilka sekund za pomocą Internetu, zanim katecheta zakończy lekcję. Poziom kazań i homilii wygłaszanych w polskich świątyniach, także obrażał poziom intelektualny słuchaczy młodego pokolenia. Ich dziadkowie i częściowo też rodzice jeszcze tolerowali takie wystąpienia, bo posłuszeństwo duchowieństwu było niemal 11 przykazaniem w tym kraju. Ale dla osób wychowanych już w czasach niezwykle łatwego dostępu do wszelkiej wiedzy i informacji, to już nie działało i nigdy już nie zadziała.
Jeszcze w styczniu 2020 roku badania socjologiczne przeprowadzone przez znane gazety i instytuty kościelne potwierdziły, że polskiemu Kościołowi ufa 39,5% Polaków, czyli 4 na 10 obywateli tego kraju. Ale w tym samym okresie czasu aż 83% Polaków źle oceniało działania polskiego Kościoła w sprawach molestowania i wykorzystywania seksualnego dzieci i młodzieży i ukrywaniu tego zjawiska przed opinią publiczną, 7% nie miało w tym względzie opinii, a dobrze oceniało te działania zaledwie 11% populacji Polaków. Te same pytania zadane młodym Polakom w wieku od 18 do 30 lat wykazały, że aż 97% respondentów oceniało te działania źle, 3% nie miało w tej kwestii własnego zdania, a dobrze nie oceniał działań polskiego Kościoła nikt z młodych Polaków.
Ale to był styczeń 2020 roku. Rok 2020, który właśnie zakończyliśmy przyniósł jednak kolejne wydarzenia i ujawnił następne fakty z historii, skompromitował najwyższych dostojników polskiego Kościoła, także tych okrytych kardynalską purpurą. Polski Kościół i jego autorytet systematycznie staczał się w dół przez ostatni rok. I nie pomogły mu już sojusze z obecną władzą, a także wsparcie finansowe z budżetu państwa. Wręcz przeciwnie, orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w kwestii aborcji, w którym zasiadają obecnie także funkcjonariusze partyjni PIS, wyprowadziło miliony Polaków na ulice. Jeszcze nigdy instytucja Kościoła i jej polityczni sojusznicy nie doprowadziła narodu do takiej wściekłości jak obecnie.
Podobne badania przeprowadzone pod koniec 2020 roku ujawniły wyniki, które są dla Kościoła porażające. Zdecydowanie ufa obecnie Kościołowi zaledwie 16% dorosłych Polaków, 19% obecnej populacji nie ufa instytucji, ale ufa jedynie nielicznym duchownym ze swojego najbliższego otoczenia, 31% nie ufa, ale ma do Kościoła neutralny stosunek. Aż 32% dorosłych Polaków, czyli co trzeci obywatel tego kraju, nie tylko nie ufa polskiemu Kościołowi, ale wielu z nich wręcz go nienawidzi i żąda jego delegalizacji. Pozostałe 2% pytanych dorosłych Polaków nie ma w tej kwestii wyrobionego zdania.
To badania zostały przeprowadzone zaledwie przed miesiącem na grupie dorosłych Polaków. Jeszcze gorzej wypadają wyniki tych badań w grupie wiekowej od 18 do 30 lat. Aż 47% spośród młodych Polaków zdecydowanie źle ocenia Kościół w naszym kraju i jego hierarchię i nie chce mieć z tą instytucja nic wspólnego. Kolejne 44% też ocenia tą instytucje negatywnie, ale ma do niej neutralny stosunek i grupie tej jest obojętny los Kościoła w przyszłości. Zaledwie 9% młodych, a więc co jedenasty z dorosłych Polaków ocenia działania Kościoła w Polsce pozytywnie i utożsamia się z tą instytucją w swoim życiu.
Wielu naszych rodaków prawdopodobnie Kościół w Polsce już nigdy nie odzyska, tym bardziej jeżeli diametralnie nie zmieni siebie i swojej dotychczasowej wizji działania i niesienia misji do której jest powołany. Niewiele też wskazuje, patrząc na obecne działania Episkopatu i ich podwładnych, aby chciał się zmienić, ale to już temat na odrębny wpis. Może jednak niewątpliwie zawalczyć o te 31% tych z ogółu polskiego społeczeństwa, które w ostatnim badaniu zdeklarowało się jako obecnie neutralni wobec działań Kościoła. Z grupy tej 47% uznaje się za wierzących, ale praktykujących okazjonalnie, 31% jako wierzących, ale zupełnie nie praktykujących, a 22% z tej grupy deklaruje się jako niewierzący, ale mający do instytucji Kościoła neutralny stosunek.
Z takim bagażem wchodzi Polski Kościół w nowy 2021 rok. Wygląda na to, że w dramatyczny sposób traci on jednak swoich dotychczasowych wiernych i to w tempie do tej pory nieznanym w jego najnowszych dziejach. Czy zatem polskie świątynie będą wkrótce świecić pustkami? Ale ta gwałtowna utrata wiernych to zaledwie jeden, niezwykle ważny, ale nie jedyny poważny problem przed którym staje ta instytucja u progu tego nowego 2021 roku. O kolejnych, równie ważnych, napiszę w kolejnych odsłonach tego cyklu.
Ciąg dalszy nastąpi…
KOŚCIÓŁ W POLSCE ANNO DOMINI 2021 – część II.
Nawet sympatycy polskiego Kościoła muszą przyznać, że Kościół w Polsce systematycznie traci wiernych, ale przede wszystkim stracił w ostatnich latach kontakt z młodym pokoleniem Polaków.
Takie negatywne zjawisko ma zawsze przełożenie na spadek powołań zakonnych i kapłańskich, a śledząc od wielu lat to zjawisko w krajach Europy Zachodniej oraz w Ameryce Północnej, mogę potwierdzić pewną prawidłowość, a mianowicie, że pierwszy kryzys z nowymi powołaniami ujawnia się zawsze w zgromadzeniach żeńskich. Nie inaczej jest obecnie także w naszym kraju. Nawet bym powiedział, że idziemy jako kraj niemal dokładnie ścieżką irlandzką czy hiszpańską w Europie, ale podobnie to wygląda także w odniesieniu do krajów Ameryki Północnej. Popełniamy jako polski Kościół te same błędy i wyciągamy takie same błędne wnioski, co Kościoły w wymienionych wcześniej krajach na świecie. Podobny kryzys w Kościele, tym razem z powołaniami w zakonach i zgromadzeniach męskich i równolegle we wszystkich seminariach diecezjalnych w danym kraju, tradycyjnie następuje z pewnym opóźnieniem czasowym, wynoszącym przeważnie od 5 do 10 lat. Nie inaczej jest także nad Wisłą, ale temu zjawisku poświęcę odrębny wpis.
A teraz nieco twardych danych z 2019 roku, pochodzących z instytucji kościelnych jak i danych z 2000 roku pochodzących z moich własnych badań i archiwów. Ponieważ obecne dane nie są publikowane przez władze kościelne lub są one publikowane jedynie cząstkowo z często tendencyjnym komentarzem, odnoszącym się do rzekomych powodów tego załamania, tym bardziej dziękuję tym spośród autorów tych badań, którym zawdzięczam te aktualne dane. Dziękuję wszystkim i oczywiście zapewniam o pełnej dyskrecji z mojej strony.
Na początku 2000 roku w Polsce było łącznie 26 018 sióstr zakonnych, należących do przeszło 100 zakonów i zgromadzeń żeńskich. Były to zarówno zakony czynne, które mają kontakt z otoczeniem i bardzo często prowadzą działalność na rzecz swojego środowiska w którym żyją jak i wspólnoty kontemplacyjne, które ze swojego założenia koncentrują się głównie na modlitwie i pełnej izolacji od środowiska zewnętrznego. Po blisko dwudziestu latach liczba zakonnic spadła w naszym kraju do 16 297 sióstr po ślubach wieczystych, choć pojawiły się w Polsce przez ten okres czasu także nowe zakony i zgromadzenia żeńskie. Jak więc widać, to bardzo drastyczny spadek liczby zakonnic w naszym kraju, sięgający na przestrzeni ostatnich dwóch dziesięcioleci do blisko 10 tysięcy kobiet. W ciągu ostatniego dwudziestolecia bywały lata, że liczba sióstr w naszym kraju spadała o kilkaset rocznie, teraz dochodzi ona do niemal tysiąca i jest to jednak stale tendencja rosnąca. O pewnych powodach tego drastycznego spadku powołań żeńskich napiszę w odrębnym wpisie.
Także liczba polskich zakonnic pracujących poza granicami naszego kraju, na misjach lub w różnego rodzaju instytucjach kościelnych, z czego zawsze byliśmy tak dumni, w okresie tych ostatnich dwudziestu lat także spadła znacząco. W 2000 roku takich oddelegowanych do pracy za granicą polskich zakonnic było 2570, a po dwudziestu latach ta liczba spadła do 1952 sióstr zakonnych.
Ale największy kryzys widać w ilości nowych powołań. Większość polskich żeńskich zakonów i zgromadzeń zakonnych boryka się z zupełnym brakiem zainteresowania życiem zakonnym młodych dziewcząt z naszego kraju. Dzisiejsze polskie postulaty i nowicjaty żeńskie przypominają te ich siostrzane wspólnoty w Irlandii, Hiszpanii czy Ameryce Północnej sprzed pół wieku. Polskie nowicjaty ratuje obecnie niekiedy kilka nowicjuszek pochodzących z krajów dawnego Związku Radzieckiego czy krajów misyjnych, ale polskich powołań jednak brak i nie zanosi się na to, że ta negatywna tendencja się zmieni w ciągu najbliższych lat. Przed dwudziesty laty we wszystkich naszych nowicjatach żeńskich przebywało 1 188 nowicjuszek, a obecnie jest tam zaledwie 170 młodych dziewcząt. To katastrofa, która nie pozwala nawet na utrzymanie dotychczasowych domów i dzieł prowadzonych przez te zgromadzenia. Mamy obecnie w Polsce zakony i zgromadzenia żeńskie, gdzie nie pojawiła się ani jedna nowicjuszka od lat, albo jeżeli nawet się pojawiła, to opuściła zgromadzenie czy zakon przed złożeniem ślubów wieczystych.
Takiej zapaści powołań nie notowano w polskim Kościele od czasów zaborów, gdy zaborcy masowo likwidowali liczne zgromadzenia i zakony na ziemiach polskich.
Kryzys powołań powoduje, że obecnie średnia wieku polskich zakonnic gwałtownie wzrasta. Są wspólnoty, gdzie 60-75% zakonnic to emerytki lub rencistki. Wiele domów pomocy prowadzonych przez polskie zakonnice obsługuje teraz wyłącznie swoje własne członkinie. Coraz częściej zdarzają się sytuacje, gdzie zakony zatrudniają do obsługi medycznej i prac kuchennych kobiety świeckie, a pensjonariuszkami są wyłącznie siostry zakonne.
Odrębnym dramatem polskich zakonów i zgromadzeń żeńskich jest coraz częstsze zjawisko odchodzenia sióstr, po ślubach wieczystych, ze wspólnot do życia świeckiego. Takiej ilości odejść nie notowano w polskich zakonach nawet w czasach PRL, gdy państwo wspierało to zjawisko systemowo walcząc z Kościołem w Polsce.
Dlaczego tak się dzieje w kraju, który jeszcze nie tak dawno słynął w całym katolickim świecie z licznych powołań zakonnych i kapłańskich i czy władze kościelne odpowiedzialne za formację i rozwój polskich żeńskich wspólnot życia konsekrowanego wyciągają z tego zjawiska odpowiednie wnioski? Podejmę próbę odpowiedzi na to pytanie już wkrótce.
Ciąg dalszy nastąpi…
Andrzej Gerlach
Zenon Kalafaticz. Fałszywa pandemia.
/0 Komentarze/w Blogi Ateizm /przez Kuna
Dziękuję redaktorowi Zenonowi za ten materiał. Wskazał on na coś, na co przyznaję, że dotąd nie zwracałam uwagi, a mianowicie, że faktycznie nakazuje się tolerować zarówno to co od człowieka nie zależy- czyli kolor skóry, orientację seksualną, płeć itd i wymienia się wśród tych cech na jednym wdechu także religie i światopogląd??? A to jakieś horrendalne pomieszanie z poplątaniem. Mówi też i ma rację, że z tego powodu mamy również konsekwencje takie jak karalność każdej krytyki pod adresem religii i ten szczególny przepis konstytucji, który mówi o wolności religii. Nie mówi jednocześnie- konstytucja – o wolności ideologicznej, dając religiantom sposobność do zwalczania wszelkich nurtów filozoficznych, które mogłyby stanowić ofertę alternatywną dla ludzi wątpiących czy wręcz niewierzących już w coś tam . A zatem mamy coś takiego jak obrazę uczuć religijnych – za każdym razem gdy ktokolwiek zaryzykuje krytykę pod adresem jakiegoś bajkowego światopoglądu, ale nie wolno nam jako ateistom czuć się obrażonymi istnieniem w XXI wieku wierzeń sprzed średniowiecza, wpływami instytucji religijnych na prawo, które nas także obowiązuje; musimy ponadto tolerować fakt dyskryminacji naszych dzieci z powodu religii w szkole w środku zajęć i wliczania oceny z wiary do średniej ocen z przedmiotów obowiązkowych… jest tych następstw wiele… Wszystkie są absurdalne i powinniśmy przynajmniej mieć tego świadomość, a nie stawać w pozycji- jestem ateistą, ale …szanuję religię. Szanować trzeba człowieka, ale nie religię. Zwłaszcza taką o której wiadomo że ma krew na rękach… To dopiero hipokryzja!!!
Andrzej Gerlach. Grzech w diecezji tarnowskiej. Część 15 i 16
/0 Komentarze/w Blogi Ateizm /przez KunaGRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część XV.
Kontynuując wątek oświadczenia Rzecznika Prasowego i Sekretarza abp Wiktora Skworca, odniosę się do ostatnich jego fragmentów, w których czytamy:
„WRAZ Z WPŁYNIĘCIEM KOLEJNEGO ZGŁOSZENIA KSIĄDZ P. ZOSTAŁ SUSPENDOWANY I WSZCZĘTO STOSOWNE POSTĘPOWANIE. W ŚWIETLE AKTUALNEJ WIEDZY I ZEBRANYCH INFORMACJI DOKONANA 18 LAT TEMU PIERWOTNA OCENA ZDARZEŃ MOŻE BYĆ OCENIANA JAKO BŁĘDNA.
ABP WIKTOR SKWORC WYRAŻA OGROMNY ŻAL I UBOLEWANIE Z POWODU KRZYWDY WSZYSTKICH OFIAR KS. STANISŁAWA P. DO TAKICH SYTUACJI NIGDY NIE POWINNO BYŁO DOJŚĆ. JAK KAŻDY PODEJMUJĄCY DECYZJĘ, CZUJE SIĘ ODPOWIEDZIALNY ZA ICH KONSEKWENCJE, RÓWNIEŻ WÓWCZAS, GDY DECYZJE TE PODEJMOWANE SĄ W DOBREJ WOLI, ALE ZE WZGLĘDU NA NIEWŁAŚCIWĄ OCENĘ PRZESŁANEK, OKAZUJĄ SIĘ BŁĘDNE. JEDNOCZEŚNIE PRZEPRASZA OFIARY ZA KRZYWDY WYRZĄDZONE PRZEZ PODLEGŁYCH MU DUCHOWNYCH.
W TRAKCIE CAŁEJ 22-LETNIEJ POSŁUGI BISKUPIEJ, TAK W DIECEZJI TARNOWSKIEJ, JAK I W ARCHIDIECEZJI KATOWICKIEJ, ABP SKWORC PODEJMOWAŁ I PODEJMUJE BEZZWŁOCZNE DZIAŁANIE, NATYCHMIAST REAGUJĄC NA ZGŁOSZENIA DOTYCZĄCE NADUŻYĆ DUCHOWNYCH POZOSTAJĄCYCH POD JEGO JURYSDYKCJĄ. SPRAWY TEGO RODZAJU NIE SĄ ZANIEDBYWANE ANI WYCISZANE, LECZ ZAŁATWIANE WEDŁUG OBOWIĄZUJĄCYCH NORM.
KS. DR TOMASZ WOJTAL
RZECZNIK I SEKRETARZ ARCYBISKUPA KATOWICKIEGO
KATOWICE, 25 SIERPNIA 2020.”
Po pierwsze, w świetle zebranych w całej tej sprawie dokumentów widać, że suspensa i „wszczęte stosowne postępowanie” nie nastąpiło zaraz po informacji o seksualnych nadużyciach względem dzieci ks. Stanisława P. i wystarczy tylko przeanalizować wszystkie daty tych dokumentów, aby zobaczyć te rozbieżności. Nie mówiąc, że nie nastąpiły one w listopadzie 2002 roku.
Po drugie, stwierdzenie, że „dokonana 18 lat temu pierwotna ocena zdarzeń może być oceniana jako błędna”, powinno brzmieć, że nie „może” lecz, że „musi” być oceniana jako błędna. A do tego, że została dokonana świadomie i zmierzała do pozbycia się zdeprawowanego kapłana z diecezji.
Po trzecie, dobrze, że w omawianym oświadczeniu padają słowa o przeproszeniu wszystkich ofiar. Moim zdaniem powinny one paść z ust samego metropolity, a nie jego rzecznika prasowego i sekretarza, ale dobrze, ze w ogóle padają. Jak odbierają je sami zainteresowani, to już ich sprawa i ich wrażliwość. Nie mnie to już teraz oceniać. Szkoda także, że nieletnie ofiary musiały na nie czekać aż osiemnaście lat. Ale w listopadzie 2002 roku, gdy usunięto dewianta z probostwo w Woli Radłowskiej i wysłano na Ukrainę oraz w 2008 roku, gdy ks. Stanisław P. powrócił przymusowo odesłany z powrotem do diecezji tarnowskiej, nie było jeszcze na Stolicy Piotrowej papieża Franciszka, nie usuwano wówczas zdeprawowanych biskupów z ich urzędów, więc i przepraszać nikogo wówczas nie musiano, bo i po co?
Po czwarte, ostatni akapit, ten o 22-letniej nienagannej posłudze abp Wiktora Skworca, wbił mnie w fotel. Pomijam w jakich okolicznościach ekonom archidiecezji katowickiej i dawny TW „Dąbrowski”, ks. Wiktor Skworc został biskupem tarnowskim, ale wszyscy pamiętamy jego „wyczyny” na tym urzędzie. Czy przypadek ks. Stanisława P. był jedyny? Czy można by go uznać za „wypadek przy pracy”, nieporozumienie czy zaniedbanie? To jak Ksiądz Arcybiskup wytłumaczy nam wszystkie inne przypadki pedofilii w diecezji za jego rządów? Proszę mi wytoczyć sprawę w sądzie to publicznie dokonam całej wyliczanki, z nazwiskami, godnościami i parafiami. A popieranie i promowanie w diecezji tarnowskiej tych, których abp Marek Jędraszewski z Krakowa nazywa „tęczowa zarazą”? Akurat ten wie co mówi i gdy zajmuje głos w tej sprawie, wiem, że wypowiada się fachowiec z branży (!!!) A ja dodam za krakowskim fachowcem, popieranie i promowanie „tęczowej zarazy w sutannach”. A może zrobić wyliczankę samobójstw księży diecezji tarnowskiej, jakie miały miejsce w latach 1998 – 2011, bo nie znaleźli pomocy u swojego ordynariusza? I czyje sumienie to obciąża? No zgoda, obciąża tylko wtedy jak się ma sumienie…
Więc jak się, po wielu latach, przeprasza nieletnie wówczas ofiary seksualnych nadużyć swoich podwładnych i swojego tolerowania tego zjawiska przez całe lata w jednym zdaniu, to nie można bezczelnie kłamać w kolejnych. Ale zakłamanie i hipokryzja to właściwie wasza codzienność, tylko my, wasi wierni, już wyrośliśmy z głębokiego średniowiecza, czego wy, nasi pasterze, jeszcze nie zauważyliście.
A na koniec jeszcze jedna uwaga. Abp Wiktor Skworc, metropolita katowicki, zwrócił się przed kilkoma dniami podczas Konferencji Episkopatu Polski na Jasnej Górze z prośbą o to, aby to właśnie abp Marek Jędraszewski, metropolita krakowski, zbadał sprawę pedofilii w Kościele Tarnowskim podczas, gdy on był tam ordynariuszem. Tego nawet nie da się komentować. Bezczelność i tupet naszych hierarchów, sięgnął poziomem najwyższe wieże jasnogórskiego sanktuarium.
Ale oświadczenie Księdza Rzecznika metropolity katowickiego, to jedyny pewien mały epizod w sprawie ks. Stanisława P. i zjawisku „grzechu diecezji tarnowskiej”.
Ciąg dalszy nastąpi…
GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część XVI.
W dniu 29 października 2011 roku Stolica Apostolska zamianowała ordynariusza tarnowskiego, bp Wiktora Skworca, nowym metropolitą katowickim. Po przeszło trzynastu niezwykle szkodliwych dla diecezji tarnowskiej latach jego rządów, były ekonom archidiecezji katowickiej, a w październiku 2011 roku, już jako biskup tarnowski, Wiktor Skworc wracał na Górny Śląsk, do swojej macierzystej diecezji. Jego ingres do Bazyliki Archikatedralnej w Katowicach odbył się w dniu 26 listopada 2011 roku.
A jak ten koszmarny czas w dziejach diecezji podsumowali nasi lokalni włodarze i politycy? Już jako byłemu ordynariuszowi tarnowskiemu, w dniu 6 stycznia 2012 roku, dokładnie w czternastą rocznicę jego sakry biskupiej, wręczyli mu Honorowe Obywatelstwo Miasta Tarnowa. Nie odnoszę się do tego jaki był wówczas polityczny skład Rady Miasta i jak głosowali nad tą uchwałą tarnowscy radni, ale przypomnę kilka zdjęć, także z tej uroczystości, gdzie znajdują się wszyscy byli i obecni włodarze miasta i co niezwykle istotne, polityczni przedstawiciele wszystkich tarnowskich opcji politycznych.
Nieletnie ofiary kościelnych pedofilów i ich rodziny, a także rodziny księży, którzy w ciągu tych czternastu lat popełnili samobójstwa, molestowani w tarnowskim seminarium klerycy, a także młodzi księża kierowani na placówki duszpasterskie do proboszczów mających specyficzną słabość do młodych wikarych, rozumiem, że w tym głosowaniu nad honorowym obywatelstwem dla metropolity katowickiego udziału nie brali…
Od października 2011 roku administratorem diecezji tarnowskiej został jeden z najbliższych współpracowników byłego ordynariusza, bp Wiesław Lechowicz (rocznik 1962), od 2008 roku biskup pomocniczy tarnowski. I on kierował w tym czasie diecezją, podejmując w niej wszystkie personalne decyzje.
W dniu 12 maja 2012 roku Stolica Apostolska ogłosiła, że nowym ordynariuszem diecezji tarnowskiej zostanie dotychczasowy biskup pomocniczy tarnowski (od 2009 roku), bp Andrzej Jeż (rocznik 1963), także jeden z najbliższych współpracowników byłego ordynariusza. Odbył on ingres do tarnowskiej katedry w dniu 15 czerwca 2012 roku.
Dlaczego przypominam te daty i te wydarzenia? Otóż dlatego, że jako historyk jestem odpowiedzialny za przypominanie dat i minionych faktów, a ponadto pamięć ludzka jest ułomna i dzisiaj nawet wielu wiernych tej diecezji o tych datach i wydarzeniach już nie pamięta, a o czym miałem się niedawno okazje przekonać, także wielu tarnowskich księży woli te daty i wydarzenia również wymazać z pamięci. Szczególnie w kontekście seksualnych nadużyć ks. Stanisława P.
Bowiem w latach 2010 – 2013 toczył się kanoniczny proces tego kościelnego zwyrodnialca zarówno przed tarnowskim sądem biskupim jak i w Kongregacji Doktryny Wiary w Watykanie. Pamiętamy wszyscy, także czytelnicy którzy śledzą moje wpisy na tym profilu, jakie były ostateczne rozstrzygnięcia w tej bulwersującej sprawie. Tym bardziej, że nad całą tą sprawą wisiał już wówczas grzech wieloletniego ukrywania grzechu pedofilii ks. Stanisława P. przez władze diecezji tarnowskiej.
A jak zatem wyglądała w szczegółach, w kolejnych już latach, kwestia przestrzegania tego prawomocnego już wyroku tarnowskiego sądu biskupiego, zatwierdzonego przez Stolicę Apostolską, w stosunku do ks. Stanisława P., pod rządami nowego już ordynariusza? I to jest właśnie kluczowe pytania, na które odpowiem już wkrótce.
Ciąg dalszy nastąpi…
Andrzej Gerlach
Zenon Kalafaticz. Epizod nr 3. Koronka dla tych co w życiu zbłądzili
/0 Komentarze/w Blogi Ateizm /przez Kuna
Zaproponowane przez: Reservoir Media Management (Label)
Muzyka w tym filmie
Więcej informacji
Słuchaj bez reklam dzięki usłudze YouTube Premium
Utwór
Wykonawca
Album
Writers
Dostępny w YouTube na podstawie licencji udzielonej przez
Apostazja w Polsce, to nadal ścieżka, która prowadzi donikąd.
/0 Komentarze/w Aktualności Ateizm /przez KunaCoraz więcej Polaków deklaruje się jako niewierzący. Część chciałaby oficjalnie wypisać się z instytucji, do której zostali zapisani przez rodziców jako niemowlęta, a z którą sami się nie identyfikują. Jak dokonać apostazji?
[…]przyczyny apostazji bywają też inne. Często to niegodzenie się z głoszoną przez Kościół ideologią, nadmierną ingerencją tej instytucji w życie polityczne czy mową nienawiści kierowaną przez księży wobec mniejszości. Czasem chodzi o zmianę wyznania czy religii na inną, a czasem o zweryfikowanie zawyżonych statystyk mówiących, że 95 proc. Polaków to katolicy. Zawsze najważniejsze jest bycie w zgodzie z samym sobą.
W 2016 roku przepisy zostały uproszczone – ograniczono m.in. liczbę wymaganych wizyt u proboszcza z dwóch do jednej i zrezygnowano z konieczności przyprowadzania ze sobą dwóch świadków, z których jeden musiał być rodzicem lub chrzestnym osoby zamierzającej wystąpić z Kościoła.
Pierwszym krokiem w kierunku apostazji jest złożenie oświadczenia woli o wystąpieniu z Kościoła.
Zgodnie ze stanowiskiem Konferencji Episkopatu Polski wystąpienie z Kościoła przed urzędnikiem cywilnym jest (…) nieważne.
Do 2016 roku zdarzało się, że w Polsce udawało się korzystać z uproszczonej drogi do apostazji, zwanej „świecką”(…) Naczelny Sąd Administracyjny wydawał wyroki korzystne dla osób korzystających z uproszczonej procedury. Jednak od lutego 2016 NSA zaczął wydawać wyroki nakazujące stosowanie się do procedur kościelnych.[…]
według stanowiska Konferencji Episkopatu Polski rodzice nie mają prawa wystąpić z wnioskiem o apostazję w imieniu swoich dzieci,[…]W Niemczech rodzice mogą wnioskować o apostazję w imieniu dziecka, które nie ukończyło 12 lat. Starsze dziecko, do 14. roku życia, składa taki wniosek wspólnie z rodzicami.
Akt woli składa się z danych osobowych, daty i pełnej nazwy parafii chrztu, własnoręcznego podpisu. Nowoczesne narzędzia komunikacji urzędowej takie jak internet, podpis e-puap, upoważnienie osoby trzeciej do czynności urzędowej itp narzędzia ułatwiające złożenie oświadczenia woli – nie są w ogóle brane pod uwagę. Jest to oczywista szykana i zdradza złą wolę kościoła wobec osób jej niechętnych.
W następstwie apostazji osoba jest ekskomunikowana – czyli odstawiona od cycka kościoła, to znaczy:
pozbawia odstępcę prawa do przyjmowania sakramentów, pełnienia urzędów, posług i zadań w Kościele, prawa przynależności do publicznych stowarzyszeń, ruchów i organizacji kościelnych oraz podejmowania się roli chrzestnego, świadka bierzmowania czy małżeństwa. Apostata nie może też zawrzeć sakramentalnego związku małżeńskiego z katolikiem czy katoliczką. Jeśli katolik czy katoliczka chce zawrzeć z odstępcą kościelne małżeństwo, musi wystąpić do biskupa o zgodę na tzw. małżeństwo mieszane. Apostata traci też prawo do katolickiego pogrzebu.
Droga od złożenia aktu woli do otrzymania aktu chrztu ze stosowną adnotacją tej woli, nadal jest długa i nie oznacza wcale, że odstępca przestaje być uwzględniany w statystykach kościelnych. To z tego powodu apostazja nie cieszy się w Polsce zbyt dużą popularnością. Większość obywateli oczekuje zmian w przepisach dotyczących tej kwestii, oraz uwzględnienia przepisów RODO, które instytucja kościoła katolickiego w Polsce, całkowicie zdaje się ignorować.
kuna2020Kraków