Równanie do salwadorskiego ideału, czyli marzenia boga urojonego w biskupiej głowie…

 

Nie cieszmy się zbyt wcześnie albowiem jest jeszcze wiele do zrobienia.

Polska miała być drugą Japonią i drugą Irlandią ale okazuje się, że były to bardzo słabe pomysły.

O wiele lepszym pomysłem jest stworzenie państwa – tak doskonałego, czystego i świętego jak Watykan czy Gilead.

 

 

W Watykanie – państwie najświętszym ze świętych, najczystszym doktrynalnie, ideologicznie, teologicznie , istniejącym z woli bogasamegostworzycielaiwładcykosmosu – obowiązywało prawo pozwalające na legalne kontakty seksualne z 12-letnimi dziećmi. Prawo to obowiązywało do 2013 roku. Jakie to było piękne, mądre i szlachetne. Pedofilia w kościele to wymysł lewaków. Bógpanwładcawszechświata objawiał się w prawie watykańskim.

 

Pedofilem jest Polański, któremu wiele lat temu ofiara już wybaczyła i nikt inny nie stawia mu żadnych zarzutów – oprócz amerykańskich fanatyków, hipokrytów, oportunistów i cynicznych prawników. Ale przecież pedofilami nie są tysiące księży, którzy gwałcili przez dziesięciolecia tysiące dzieci. Oni robili to w imię miłości do bogapanastworzycielanajwyższegowładcykosmosu. Robili to aby mu się przypodobać ( albowiem obowiązkiem każdego wierzącego a tym bardziej kościoła jest przypodobać się bogujedynemuprawdziwemu ) a przede wszystkim robili to zgodnie z obowiązującym prawem. Ach – czy nie przeszywa was dreszcz rozkoszy kiedy poprzez kulturę możecie obcować z wizerunkiem SSmanów – zawsze umytych, wyszczotkowanych, pachnących, z umytymi zębami, obciętymi paznokciami i wykonujących swe obowiązki względem ojczyzny i zgodnie z konstytucją , bez używania brzydkich słów?

Niech Salwador będzie dla nas przykładem.

Myślę, że trzeba koniecznie zwrócić uwagę na ten mały

ale dumny kraj pani Godek i panu Terlikowskiemu.

 

 

Och jakże by się cieszyli gdyby Polska choć trochę przypominała to piękno, czystość, mądrość panujących tam relacji, wartości i praw. Na razie jednak musimy jeszcze zabronić jakiejkolwiek edukacji seksualnej. Zabronić używania terminów związanych z jakąkolwiek formą cielesności. Aby to urzeczywistnić należy zabronić nauczania teorii ewolucji. A właściwie to trzeba zabronić całej nowoczesnej nauki, która przecież stworzyła cywilizację śmierci.

Fizyka, chemia, biologia, psychologia, antropologia, socjologia to są zakazane owoce z zakazanego drzewa. Czy nie możemy wrócić do czarów, magii, alchemii, astrologii. Czy nie możemy wrócić do, w oczywisty sposób optymalnego systemu społecznego, jakim był feudalizm, monarchia, folwark, kościół i klasztor?

Och jakie życie wtedy było piękne, mądre, szlachetne, prawdziwe. Wtedy rodziły się wszystkie dzieci, z wszystkimi nieuleczalnymi, śmiertelnymi chorobami. Czy rodzenie się dzieci z potwornymi , śmiertelnymi, nieuleczalnym i powodującymi cierpienia – nie jest pięknym planem bogawspaniałegostwórcyckażdegocierpienia ?

Cierpienie,

                ból,

                         przerażenie,

                    krzywda,

okrucieństwo,

              brutalność,

                     agresja,

                             przemoc

– to plan boży i boski. To cywilizacja życia.

 

Natomiast koncepcje demokratyczne, humanistyczne, uniwersalistyczne, naukowe – powszechna równość, wolność, emancypacja, podmiotowość, niezbywalne i nienaruszalne prawa człowieka-jednostki, suwerenność i integralność jednostki, życzliwość, współczucie, solidarność, uważność, wyrozumiałość, cierpliwość, szacunek, rozwój zdolności intelektualnych i rozwój wrażliwości etycznych polegających na dobrowolnym samoograniczeniu destrukcyjnych i dewastacyjnych oraz toksycznych emocji, wartości uniwersalne wywodzące się z obiektywnych, neutralnych ideologicznie, weryfikowalnych aktów poznawczych, odrzucenie nadinterpretacji osobistych wrażeń, konfabulacji, mistyfikacji, tautologii, szowinizmu, narcyzmu i antropocentryzmu

 

manifestujących się w koncepcjach religijnych, narodowych i kapitałowych – odrzucenie generowanych przez nie przemocy, wykluczeń, represji, dyskryminacji – odrzucenie kultu chciwości i dominacji, kompulsywnej i kompensacyjnej konsumpcji, nieustannego wzrostu, maksymalizacji zysku, zawłaszczania, monopolizacji wspólnych przestrzeni, zasobów i zdolności – to oczywiście – cywilizacja śmierci.

Jutro po przeczytaniu zobaczę o czym zapomniałem.

Maciek Wieczorek

Pielgrzymki na Jasną Górę, a epidemia covid19 – aż taka wiara, czy aż taka głupota, a może jedno bez drugiego nie istnieje?

Od bladego świtu słucham podjasnogórskich śpiewów i zawodzeń, nabożeństw i modłów. To udręczona i prześladowana katolicka większość obnosi się w przestrzeni publicznej ze swoją wiarą. Moje poglądy i orientacja seksualna to jest według nich moja prywatna sprawa, ich wiara musi mieć jak widać charakter publiczny i jest masowo podawana do wiadomości. A proszę mi wierzyć śpiewający katolicy do jest biegunowo inne dośwadczenie niż czyniący to samo prawosławni. Tutaj to jest jednak zawsze wrażenie akordeonu spadającego ze schodów. Ale do rzeczy.

175 uczestników Pieszej Pielgrzymki Tarnowskiej znajduje się na kwarantannie w związku z zakażeniem jednego z jej uczestników koronawirusem.

 

Wcześniej władze miasta apelowały do Ministerstwa Zdrowia w celu uniknięcia podobnych wypadków, jednak niezłomna i głęboka wiara członków rządu sprawiła, że apele te nie zostały wysłuchane. Jednak jedyny apel w jaki zdaje się wsłuchiwać Ministerstwo Zdrowia, to apel jasnogórski.

 

Ale kiedy pisałem, kilkanaście dni temu o tym, że to jest jednak kompletne zjebanie pchać się z pielgrzymką do maryjnego sankturanium przy obecnym poziomie zakażeń, to było, że jestem pojebany bo elgiebety też wychodzą na ulicę i też gremialnie, a jak pisałem, że elgiebety wychodzą, bo obrona praw człowieka to jest jednak coś bardziej istotnego niż śpiewanie piosenek dla martwego papieża, to było, że nie szanuję wiary prostego człowieka.

 

 

 

Szanuje kilka rzeczy. Jedną z nich jest ludzki rozum i jestem piewcą jego używania w tak zwanym „życiu codziennym”. Natomiast kiedy przyglądam się tym pielgrzymującym do mojego miasta wyznawcom matki Jezusa, to gotuje się we mnie jak kiedyś gotowało się w Lutrze i Kalwinie, bo to się nie tylko nie mieści w głowie, ale i w Piśmie nie ma o tym ani słowa.

A każdy szanujący się protestant powie:

pogaństwem jest czcić stworzenie w miejsce oddawani czci Stwórcy.

 

 

Ale u nas to jest naturalnie tożsamość, tradycja i co najgorsze kultura.

A ja powiadam wam, Bracia i Siostry, robicie sobie takie kuku, że wam się tą Eucharystią jeszcze długo będzie odbijało. A nam przy okazji. Za co jakoś nie potrafię być wdzięczny, natomiast wypełnia mnie to wątpliwościami dotyczącymi funkcji wiary w odniesieniu do ludzkiego rozumu, która zdaje się paraliżować go, czyniąc z niego bezużyteczną abstrakcję.

I tutaj się nie ma co obrażać. Na początek trzeba się leczyć (z Covidu), a później wyciągać wnioski. Gdyby kolejność odwrócić, prawdopodobnie nie byłoby potrzeby leczenia, a tak dupa zbita.

Idźcie, ofiara spełniona.

 

Marcin Zegadło

„Sobotnie refleksje ateisty.” Maciek Wieczorek po długiej nieobecności.

Sobotnie refleksje ateisty

Dlaczego nie dajesz mi tego co potrzebuje
Dlaczego nie bierzesz tego co ci daje
Dlaczego nie jesteś taki jak ja

Oddychamy
Wszyscy
W różnym rytmie

Ponieważ nasze mózgi zalewane są endorfiną, dopaminą, adrenaliną – uwielbiamy i potrzebujemy synchronizacji.
Instynktownie łączymy się w grupy
Uwielbiamy synchronizacje
Wspólnie śpiewamy, tańczymy, jemy
Matki czują szczęście kiedy niemowlaki ze smakiem piją ich mleko
Czujemy się szczęśliwi kiedy goście chwalą przygotowany przez nas posiłek
Rodzice są pełni satysfakcji kiedy widzą jak ich dzieci są do nich podobne
Dla dzieci ważne jest aby być podobnymi do rodziców
Łączymy się w grupy kiedy potrzebujemy tego samego, chcemy tego samego, to samo czujemy.
Musimy czuć wspólnie, wspólnie doświadczać i przeżywać.
Łączymy się w pary aby doświadczać bliskości, intymności.
Aby wspólnie przeżywać orgazm.
Mieć z niego taką samą satysfakcje
Taką samą
Równą
Jak było? – pytamy.
Kiedy słyszymy: Cudownie! Doświadczamy niewyobrażalnej satysfakcji.
Jakim nieszczęściem jest kiedy niemowlak nie chce ssać
Kiedy seksualni partnerzy nie potrafią zbudować odpowiedniej synchronizacji
Kiedy innym ludziom nie podoba się muzyka, która nam się podoba, nie smakuje im to samo co nam, kiedy inaczej się ubierają, mówią innymi językami, modlą się do innego boga
Siła wspólnych modlitw polega na synchronizacji
Siła armii polega na synchronizacji
Aby kogoś skutecznie prześladować potrzebna jest mobilizacja synchronizacji.

Czy konieczność, bezwarunkowa konieczność synchronizacji jest czymś dobrym?
Czy jest naszym wolnym wyborem?

Odpowiadam:

Jest faktem.
Czy to, że oddychamy jest złe czy dobre?
Czy wybuch wulkanu to zło?
Czy deszcz po długiej suszy to dobro?
W zależności od aktualnej sytuacji, takie lub inne wydarzenie może być dla nas korzystne lub szkodliwe.
Ewolucji nie można jednak rozpatrywać w kategoriach dobra i zła.
Ewolucja nie jest intencjonalna.
Przypisywanie ewolucji, środowisku, charakterystycznych dla nas motywacji jest dramatycznym błędem poznawczym.
Lew nie czyni zła zjadając antylope. To nadrzędna determinacja, uwarunkowanie.
Ludzie zabijający miliardy wrażliwych i inteligentnych istot bez konieczności i dla przyjemności czynią zło.
A jednak.
Ludzie nazywają lwa niebezpieczną bestią a siebie samych istotami myślącymi.
O ile będziemy rozumieć czym jest konieczność synchronizacji i co znaczy, jakie ma przyczyny i jakie może mieć konsekwencje, może być przez nas rozumnie i etycznie spożytkowana, uwewnętrzniona.

Wolnym wyborem jest rozum.
Dzięki rozumowi możemy wyrwać się spod władzy i dominacji ślepych automytyzmów, oczywistości, instynktów, emocji, wrażeń, uczuć.

Moralność tworzy wyobrażenia na temat świętości i grzeszności prawej lub lewej ręki ( nogi, oka, głowy, góry, drzewa, ptaka, deszczu, gwiazdy ) – bez związku z jakąkolwiek realną krzywdą, szkodą, niesprawiedliwością, cierpieniem. Bez związku z obiektywną rzeczywistością.
To są wartości lokalne, wsobne, tautologiczne – magiczne, wyobrażone, urojone.
Etyka sugeruje i namawia do mycia rąk i ogólnego utrzymywania higieny, ze względu na możliwość, przy kontaktach bliskich oraz intymnych, infekcji, zarażenia się, wyrządzenia i spowodowania szkód i krzywd, narażenie siebie i innych na cierpienia, choroby, śmierć.
Etyka jest wolnym wyborem.

Refleksje te dedykuje z podziękowaniami Alvinowi Tofflerowi, który pomógł mi zrozumieć.

 

Maciek Wieczorek

 

Słowo boże – Część 2. Włodek Kostorz

Słowo Boże – Część druga
Bo to co nas podnieca, to się nazywa kasa.

Poprzednią pogadankę skończyliśmy na tym jak to papież Grzegorz wymyślając czyściec stworzył biznesowe podwaliny swojej firmy. Ze sprzedaży odpustów dobrze się żyło, ale…. Pomiędzy apetytem a bigoterią jest pewna drobna, ale dramatyczna różnica. Otóż apetyt rośnie podczas jedzenia, natomiast od modlenia się jeszcze nikt nie został świętym. Faryzeusze w sutannach odkryli ten fenomen natury dosyć wcześnie dochodząc do wniosku, że sycenie apetytu jest o wiele bardziej praktyczne i postanowili właśnie temu poświęcić swój drogocenny czas na tym ziemskim padole.

W 665 roku dziewiąty sobór w Toledo, znając słabości swoich duchownych, stworzył swoiste perpetum mobile. Postanowili, że “Kto tedy, od biskupa po subdiakona, płodzi synów z kobietą wolną lub niewolnicą, ten powinien podlegać karze kanonicznej; dzieci z takiego haniebnego związku nie tylko nie powinny otrzymać spadku po rodzicach, lecz na zawsze, jako niewolnicy, stanowić własność Kościoła, gdyż ci spłodzili ich w nagannych okolicznościach” (kanon 10).
Nie precyzuje się kary kanonicznej, ale znając obecne zwyczaje w KrK w tej kwestii, można sobie łatwo uzmysłowić jej surowość. Czyż to nie piękne, bzykaj ku chwale kościoła? Po pierwsze gwarantują sobie dopływ darmowej siły roboczej, a po drugie… ne ne ne…. żadnego spadku po sukienkowym, niech ci wystarczy, że byłeś najszybszym plemnikiem sługi bożego.

Mam jednak wrażenie, że choć kler w pocie czoła pracował nad dopływem niewolników, potrzeby przerosły oczekiwania. Więc w 694 roku siedemnasty sobór toledański uznaje wszystkich Żydów za niewolników. Kościół w imię Boga konfiskuje ziomalom Jezusa ich dobra i dzieci od siódmego roku życia. Dodatkowo na mocy cesarskiego dekretu, wszyscy poganie zostali uznani za ludzi bez majątku i praw: “iżby ograbieni z mienia, popadli w nędzę”. Dekret ten dawał prawo bezkarnego mordowania i grabienia niechrześcijan. Dżisys, ale miałbym przerąbane w tamtych czasach. Ty Dżisys też

Tymczasem geszeft z odpustami miał się dobrze i byłoby super gdyby miał się jeszcze lepiej. Dla chcącego nic trudnego. W 715 roku wprowadzono modlitwy do świętych jako ruch przygotowawczy do zmian systemowych, po czym w 726 roku biskupi postanowili zrobić update programu operacyjnego “Dekalog”. Pozostawiono pierwsze przykazanie mówiące o wiodącej roli partii, ale wyrzucono kompletnie drugie, które było z biznesowego punktu widzenia pewną przeszkodą. Drugie przykazanie powiadało, że “Nie uczynisz sobie obrazu rytego ani żadnej podobizny tego, co jest na niebie w górze i co na ziemi nisko, ani z tych rzeczy, które są w wodach i pod ziemia. Nie będziesz się im kłaniał ani służył”. Sami przyznacie, że to bardzo kontraproduktywne. Usunięcie tego przykazania (ciekawe co na to Bóg i jego prawa autorskie?) otwarło drogę do handlu na szeroką skalę wszelkiego rodzaju dewocjonaliami, szkaplerzami, krzyżami, obrazami i nie zapominajmy o relikwiach. Najlepiej podczas odpustów, a teraz już Turbo-odpustów.

Pozostawał problem ilości przykazań, w końcu musiało być ich dziesięć, ale od czego są nożyce. Sprawnie podzielono ostatnie przykazanie na dwa. Te mówiące o pożądaniu własności bliźniego swego. Muszę szczerze przyznać, że ojcowie kościoła dali pierwszeństwo żonie (9), a potem dopiero bydełku domowemu (10). Może z tego powodu, że na synodzie w Macon, po wielu dyskusjach stwierdzili, że kobieta jednak posiada duszę, tacy byli empatyczni. Szacun za ten ukłon w stronę pań, choć mam żal do Marcina Lutra, który w dziewiątym przykazaniu zakazuje wyciągania łapy w stronę nieruchomości bliźniego, a żonę wciska w dziesiąte razem z osłami, wołami, świniami i innym domowym bydłem. No Panie Marcinie siedemset lat później taki numer, to ma być reforma? Wstydź się Panie Luter, a wy nie bądźcie jak Marcin.

Nie jestem w temacie mocno zorientowany, ale Jezus powiedział – “Dopóki nie przeminie niebo i ziemia, ani jedna litera, ani jedna kreska nie może być zmieniona w Prawie”. Naoczny świadek wydarzeń św. Paweł powiada – “Nawet gdybym ja przyszedł i próbował wprowadzić małą zmianę do tego, co podałem pierwotnie, niechaj będę przeklęty”. I co wy na to ojcowie świątobliwi?

Nim jednak przejdę do końcowych akordów drugiego pięćsetlecia, odlecę trochę w stronę handlu relikwiami. Taka ciekawostka, którą kiedyś wyczytałem. Wprawdzie handel tymi przedmiotami kultu na szeroką skalę rozpoczął się trochę później, wrzucę to jako ciekawostkę. Jezusa do krzyża przybito podobno stalowymi gwoździami, przynajmniej tak to wygląda w każdym kościele. Taka relikwia musi kosztować majątek. Tak na logikę, ile takich gwoździ użyto? Nie powiem, liczę na waszą ciekawość świata i na to, że teraz zagooglacie. A teraz pytanie za dziesięć punktów u św. Piotra i 20% rabatu za odpust – Ile gwoździ egzystuje na tym świecie, jest przedmiotem handlu i ma certyfikaty autentyczności prosto od szefa tej rzymskiej firmy? Gdy to przeczytałem nie mogłem wyjść z podziwu nad talentem marketingowym kościoła katolickiego. Drodzy parafianie, na świecie istnieje ponad tysiąc “autentycznych” gwoździ z jezusowego krzyża. Wyobraźcie to sobie, to już nie jest ukrzyżowanie, to zajobiszcza instalacja artystyczna.

Jeśli komuś taki numer wyda się zbyt kuriozalny, nie zna jeszcze papieża Stefana VII. Ten odwalił numer, który mogę opisać jedynie zagranicznym słowem – Bizarre. A było tak. W 897 roku odbył się tak zwany synod trupi. Podczas tego synodu Stefan nakazuje wykopanie z grobu jednego ze swoich poprzedników, nawiasem mówiąc byłego rywala w wyścigu po stołek i urządza mu kilkudniowy proces. Nie nie mylicie się, byłemu papieżowi Formozusowi nie zrobiono procesu per procura, był tam osobiście w formie lekko zmurszałego nieboszczyka. Akt oskarżenia zawierał krzywoprzysięstwo, niezdrowe ambicje i naruszenie kanonów. Ponieważ oskarżony był bardzo małomówny, czyli szedł w zaparte, wyrok zapadł dosyć szybko. Za karę posadzono go na tronie, z którego go symbolicznie zrzucono, odcięto trzy palce, przebrano w cywilne klamoty i wleczono ulicami Rzymu. Na koniec wrzucono do zbiorowego grobu dla bezdomnych.

Rozumiem, że teraz stoją wam włosy dęba i myślicie sobie “Bodzio, weź skończ”. Ja mogę skończyć, ale Stefan jakoś nie potrafił, gdyż po kilku dniach doszedł do wniosku, że to wszystko jeszcze go nie satysfakcjonuje. Kazał kolesia po fachu jeszcze raz wykopać, znowu wlec po mieście i wrzucić do Tybru. Nie mam pojęcia co by jeszcze wymyślił gdyby nie to, że kilka dni później wyzionął ducha w tajemniczych okolicznościach, co lud rzymski przyjął z niezbyt dyskretnie ukrywaną ulgą.

W zasadzie wiele działo się od roku 900-nego do końca milenium, ale ponieważ to kompletnie inna kategoria diagnostyczna, pozostawię “pornokrację” na następną pogadankę. A teraz idźcie z Bogiem szerząc słowo Bodzia gdzie się da. Amen.

Włodek Kostorz

Abp Juliusz Paetz. Mechanizmy przemocy i władzy. Część 34 i 35

ABP JULIUSZ PAETZ – część XXXIV.

 

 

Dla wielu wiernych archidiecezji poznańskiej pozbawienie abp Juliusza Paetza w 2002 roku wpływu na losy Kościoła poznańskiego i zmuszenie go do przejścia na emeryturę zamykało sprawę wszystkich skandali wokół jego osoby. Dla osób bardziej radykalnych w ocenie tego skandalu, grzeszny metropolita nie poniósł wystarczającej kary, gdyż nie został przez papieża Jana Pawła II objęty suspensą, molestowani przez niego klerycy, którzy przeciwko niemu zeznawali przed komisją z Watykanu nie zostali przywróceni do seminarium i stali się wrogami Kościoła, mimo iż to właśnie tylko oni okazali się wierni zasadom moralnym Ewangelii.

Ponadto mimo licznych próśb, raportu komisji Stolicy Apostolskiej powołanej w sprawie metropolity nigdy nie opublikowano. Podobno nie wyraził na to zgody sam papież. Także zasłużeni dla archidiecezji kapłani, którzy stawili opór metropolicie, o których już pisałem znacznie więcej, nie zostali przywróceni na swoje dawne stanowiska i w środowisku duchowieństwa poznańskiego byli traktowani jak parszywi, bo zeznawali przeciw swojemu biskupowi, któremu w dniu święceń ślubowali bezwzględne posłuszeństwo i wierność. Także nowy metropolita poznański, abp Stanisław Gądecki nie docenił ich wierności Chrystusowi. Widać w Kościele obowiązuje niewzruszona stara zasada, że zdrady nawet upadłemu moralnie biskupowi nikt nie wybacza.


Przedwczesny biskupi emeryt żył natomiast w willi przy Placu Katedralnym w poznaniu i w żaden sposób nie zamierzał publicznie pokutować, czym także wzbudzał negatywne emocje w środowisku miasta i archidiecezji. Nie tylko nie pokutował, ale także bardzo szybko pokazał wszystkim, że nie da o sobie nigdy zapomnieć.


Zgodnie z umową z abp Stanisławem Gądeckim miał dożywotnio zapewnioną willę, utrzymanie na koszt archidiecezji, emeryturę metropolity, wszystkie biskupie „dochody stuły”, siostrę zakonną do prowadzenia domu ze Zgromadzenia Szarych Urszulanek, do wyłącznej własnej dyspozycji, o której napiszę więcej w następnych odcinkach, więc miał zapewnione do końca swoich dni dochody o niewyobrażalnym dla normalnego śmiertelnika poziomie. Jak widać pokuta w Kościele Katolickim ma różne oblicza.


W archidiecezji poznańskiej umierali księża, ich członkowie rodzin, a na ich pogrzebach zjawiał się bardzo często sam emerytowany metropolita. Przy tym erudyta, światowiec, słowem dusza towarzystwa. Zakładał mitrę arcybiskupa, co robiło wrażenie na kondukcie pogrzebowym. Dla rodziny zmarłego w niejednym małym miasteczku czy na wsi to był prawdziwy prestiż. I co z tego, że nigdy nie poznał, a nawet nigdy nie widział za życia samego zmarłego. Ale znał księdza z tej rodziny, a obecność samego metropolity na pogrzebie takiego śmiertelnika wspominają we wsi być może do dziś. A ponadto jak nad zmarłym modli się metropolita w mitrze, to widzą to nawet wszyscy w niebie, a wówczas taki zmarły posuwa się w czyśćcowej kolejce do nieba znacznie szybciej. Że metropolita skompromitowany, że usunięty ze stanowiska, że molestował tam kiedyś kogoś? Kiedy prowadzi kondukt, nikt już o tym nie pamięta.


A po pogrzebie jest stypa, a więc wyżerka i picie. Nasz bohater to erudyta i światowy bywalec. Umie zawsze bawić towarzystwo i po niejednej stypie pozostawił wrażenie wielkiego człowieka, który zaszczycił niskie progi takiego czy innego domu. Zresztą domu, to za dużo powiedziane, gdyż przyjęcia odbywały się najczęściej w renomowanych restauracjach. Zapewne niejeden z czytelników zastanawia się jak często dochodziło do takich sytuacji. Jeden z poznańskich księży policzył mi, że w okresie od 2002 roku do 2016 roku, takich pogrzebów i styp odbyło się blisko 750, co daje średnio przeszło jeden pogrzeb tygodniowo przez 14 lat!


Niewątpliwym skandalem była obecność abp Juliusza Paetza także na uroczystościach pogrzebowych zmarłego tragicznie w katastrofie lotniczej w Smoleńsku, w dniu 10 kwietnia 2010 roku, Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki Marii Kaczyńskiej. Uroczystość odbyła się w krakowskim Kościele Mariackim, po czym kondukt pogrzebowy przeszedł z Rynku na Wawel. Nie tylko w tych uroczystościach uczestniczył bohater naszego cyklu, ale celebrował mszę żałobną za Parę Prezydencką wraz z całym Episkopatem, stojąc w pierwszym rzędzie. Dołączam dla czytelników okolicznościowe zdjęcie z Kościoła Mariackiego i zachęcam do zwrócenia uwagi kto siedzi ze skompromitowanym byłym metropolitą poznańskim w pierwszym rzędzie. Przypadek? Nie sądzę. A może siła lobby…?


Pogrzeby, stypy i huczne przyjęcia, to tylko mały wycinek z burzliwego życia emerytowanego metropolity poznańskiego po 2002 roku, mimo iż zgodnie z nakazem Watykanu, miał żyć na uboczu i nie uczestniczyć w publicznych nabożeństwach. O prawdziwych skandalach napiszę w przyszłości, gdyż wszystko co najciekawsze w tej historii jeszcze przed nami.


Ciąg dalszy nastąpi…

 

 

 

 

ABP JULIUSZ PAETZ – część XXXV.

Powracamy dziś do starego wątku dotyczącego zmarłego metropolity poznańskiego, abp Juliusza Paetza, który ze względu na bieżące tematy, został przeze mnie odłożony w czasie.


Otóż pamiętacie Państwo, że od 2002 roku, ten jeden z najbardziej wpływowych hierarchów polskiego Kościoła i równocześnie jeden z najbardziej zdemoralizowanych polskich biskupów został odsunięty od zarządzania metropolią poznańską.


Ale abp Juliusz Paetz to dziś niemal symbol upadku polskiej hierarchii kościelnej. Z jednej strony przez ponad dwadzieścia lat bezwzględnie wykorzystywał swoją pozycję i molestował seksualnie swoich młodych podwładnych, równocześnie przez lata był skutecznie chroniony przez innych braci w biskupstwie, a każdy atak na jego seksualne rozpasanie był interpretowany jako atak na Boga, instytucję Kościoła i na świętą wiarę ojców. Z drugiej strony, po 2002 roku, ten sam biskup stał się symbolem moralnego upadku Kościoła polskiego i jego hierarchii. Wystarczyło w rozmowie z kimkolwiek powiedzieć: „sprawa Paetza”, a niemal każdy człowiek, bez względu na swój osobisty stosunek do wiary i Kościoła, wiedział czego dotyczy „sprawa Paetza”.


Pisałem już więcej na temat tajnych ustaleń pomiędzy usuniętym na przedwczesną emeryturę metropolitą, a jego następcą abp Stanisławem Gądeckim, w czym niewątpliwie uczestniczył z ramienia Stolicy Apostolskiej, nuncjusz abp Józef Kowalczyk. Zainteresowanych szczegółami odsyłam do poprzedniego odcinka tego cyklu.


Ale nowy poznański metropolita oddając abp Juliuszowi Paetzowi do wyłącznej dyspozycji tak okazałą willę na Ostrowie Tumskim, chciał (albo musiał, bo tego wykluczyć także nie możemy) objąć emeryta dyskretną „opieką”. Przede wszystkim chodziło o to, aby „odciąć” go od niemoralnych kontaktów, które miałyby jednoznacznie seksualny charakter. Nie wiem kto był pomysłodawcą tego, aby opiekę taką nad emerytowanym metropolitą poznańskim sprawowała…, zakonnica. Bo to, że starymi duchownymi opiekują się siostry różnych zgromadzeń zakonnych, to wiemy. Gospodarstwo domowe metropolitów poznańskich od lat znajduje się w rękach Sióstr Urszulanek, tych „Szarych” od Urszuli Ledóchowskiej. Nie mylić tego zgromadzenia z Urszulankami Unii Rzymskiej („czarne”), które kiedyś słynęły z ekskluzywnych szkół dla dziewcząt z dobrych i bogatych domów.

 

Ale prowadzić domowe gospodarstwo biskupowi, prać, prasować, gotować i robić mu niezbędne zakupy to jedno, a zajmować się przy tym śledzeniem i pilnowaniem go, aby nie odwiedzali go nieproszeni goście, w tym młodzi chłopcy to drugie. Wybór padł na siostrę Teresę, Urszulankę z przeszło trzydziestoletnim stażem w zgromadzeniu. Kto o tym zdecydował nie wiem, gdyż nigdy nie udało mi się zamienić z nią ani jednego słowa. Zapewne było to ścisłe ustalenie pomiędzy abp Stanisławem Gądeckim, a Matką Generalną Urszulanek. Siostra Teresa wiedziała co, poza pracami domowymi, należy do jej obowiązków.

 

Ta ponad pięćdziesięcioletnia kobieta z kosmykiem siwych włosów dyskretnie chowanych pod zakonny kornet, wiedziała kogo pilnuje, dlaczego i przed kim ma go chronić. Była jego Aniołem Stróżem. Anioł nie tylko zjawiał się codziennie wcześnie rano, gotował i prowadził dom, ale także woził swojego VIP-owskiego emeryta wszędzie i czuwał z kim się spotyka i po co. Siostra Teresa nie tylko zawoziła, ale także czuwała, aby osobiście odwieść swojego VIP-a do domu. Prawdopodobnie ze wszystkich swoich czynności, w tym podróży i spotkań w rezydencji arcybiskupa składała szczegółowe sprawozdania. Komu? Własnej przełożonej? Bezpośrednio abp Stanisławowi Gądeckiemu? Tu możemy snuć jedynie przypuszczenia.


Ale co do prawdziwej roli swojego Anioła Stróża, nie miał także żadnych wątpliwości i sam abp Juliusz Paetz. Nie cierpiał szczerze siostry Teresy i nigdy się z tym nie krył. Nie miał zapewne żadnych wątpliwości co do prawdziwej roli jaką jej wyznaczono u jego boku. Opowiadał o tym zresztą często swoim gościom, a ponieważ ich liczne relacje są w tym względzie niemal identyczne, więc nie budzą one moich wątpliwości w tym względzie. Lektura niektórych historii, które w formie pisemnej do mnie dotarły, są tak humorystyczne, że warte są niemal publikacji książkowej.


I tak to wielki arcybiskup, metropolita jednej z najważniejszych metropolii w tym kraju, były kochanek papieski i seksualny partner wielu znanych ludzi Kościoła Powszechnego, podstarzały seksoholik uganiający się za młodymi facetami, adorator wielu znanych postaci świata polityki, sztuki i kultury, bywalec salonowy Poznania, był pilnowany teraz jak niemal nieznośny i rozkapryszony nastolatek przez prostą i nie najmłodszą już zakonnicę. Czy to nie gotowy scenariusz na komedię…?


Ale siostra Teresa nie doceniła przebiegłości i pomysłowości swojego VIP-a, a jego rozbudzony apetyt na nowe seksualne doznania, okazał się większy niż wyobraźnia duchowej córki Matki Urszuli Ledóchowskiej, o czym będziecie się mogli Państwo przekonać już wkrótce, bo…


Ciąg dalszy nastąpi…

 

Andrzej Gerlach

Abp Juliusz Paetz. Mechanizmy przemocy i władzy. Część 28 i 29

ABP JULIUSZ PAETZ – część XXVIII.

Pisałem w poprzednich odsłonach tego cyklu o kilku, wymienionych z nazwiska kapłanach archidiecezji poznańskiej, którzy w zdecydowany sposób przeciwstawili się zdeprawowanemu arcybiskupowi. Dziś chciałbym napisać o takich, których nie wymienię z nazwiska, gdyż obiecałem im anonimowość, ale którzy także stanęli przed być może największym moralnym wyborem w ich kapłańskim życiu.


Jednym z nich był młody kapłan, który od dawna znajdował się w orbicie zainteresowań metropolity poznańskiego. Był zdolnym studentem i już na etapie studiów w seminarium wróżono mu studia specjalistyczne w Rzymie i potencjalny doktorat. Nikt więc się specjalnie nie dziwił, że abp Juliusz Paetz często o niego dopytuje przełożonych w seminarium, a po święceniach zbiera o młodym księdzu opinie od proboszczów parafii w których pracował. W końcu zaprosił go do swojej biskupiej rezydencji, aby porozmawiać o jego ewentualnych studiach rzymskich.


Spotkanie przebiegało w miłej atmosferze, bo gospodarz znany był ze swoich arystokratycznych manier, był erudytą i uwielbiał takie spotkania z młodymi ludźmi. Dyskusja o samym Rzymie, o możliwościach jakie daje włoski doktorat, przebiegała w atmosferze troski o losy młodego kapłana. Abp Juliusz Paetz nie omieszkał dodać, że po studiach rzymskich pokieruje jego dalszymi losami w archidiecezji i zapewni mu godne stanowisko w strukturach poznańskiego Kościoła. Zachowywał się jak dobry ojciec, który planuje przyszłość własnego syna i zapewnia go o swojej osobistej protekcji. Metropolita wspominał przy tym swój własny pobyt w Wiecznym Mieście i opowiadał o urokach tego miasta. Sielanka…


Już wszystko było dogadane i młody ksiądz wyraził zgodę na ewentualny wyjazd, czym najwyraźniej ucieszył swojego przełożonego, gdy nagle arcybiskup poznański zaczął w dziwny sposób dotykać swojego młodego podwładnego. Sparaliżowany i oniemiały kapłan nie wiedział co ma w tej sytuacji robić, tym bardziej, że po pierwszym delikatnym dotyku, metropolita poznański zaczął jeszcze dosadniej dobierać się do zawartości jego rozporka.


Odskoczył, przeprosił i wyszedł, a właściwie wybiegł. Dopiero wieczorem dowiedział się od kolegi, rówieśnika z roku, że wszyscy księża się tego domyślali jak będzie przebiegało jego spotkanie z abp Juliuszem Paetzem i jedynie czekali na wynik tego spotkania. Okazało się, że ceną zgody na wyjazd na studia zagraniczne, będzie jego całkowita uległość względem ordynariusza. „To standardowa procedura w sprawach o wyjazd z diecezji”, miał mu powiedzieć jeden z biskupów pomocniczych. Sam studiował w Rzymie, więc pewnie wiedział o czym wówczas mówił. Dzisiaj nie pamięta tej rozmowy. Wiek widać robi swoje…


Kiedy mijał wyznaczony dzień i kiedy miała zapaść ostateczna odpowiedź w sprawie studiów w Rzymie, młody kapłan ponownie udał się do metropolity i poinformował go, że w zaistniałej sytuacji wyjechać nie może. Arcybiskup nawet na niego nie spojrzał. Młody ksiądz wiedział wówczas, że jego kariera naukowa właśnie legła w gruzy.


Dopiero po pewnym czasie ksiądz ten zdobył się na list do metropolity. Nie dostał jednak odpowiedzi, a równocześnie spadły na niego niespodziewane przenosiny. Za każdym razem na podlejsze parafie i do proboszczów, którzy widocznie na wyraźne polecenie kurii poznańskiej, a być może samego arcybiskupa, postarali się mu udowodnić, jaki jest los tych, którzy zawiedli swojego biskupa.


Gdy pisał szczery list do nuncjusza abp Józefa Kowalczyka, w którym opisywał całą zaistniałą sytuację, liczył na pomoc. Jako młody kapłan wierzył, że pisze do przedstawiciela „naszego papieża” i uważał, że on musi wiedzieć prawdę. W szczerym i emocjonalnym liście pisał, że nikogo nie potępia. Zgodnie z prawdą pisał między innymi: „Z troską modlę się w intencji arcybiskupa”, a w innym fragmencie że: „Istotą mojego wystąpienia nie jest chęć rozbicia Kościoła czy doprowadzenia do skandalu. Chodzi o uzdrowienie sytuacji”. 
Nie uzdrowił. Odpowiedzi nie otrzymał, a od księży z parafii otrzymał po kilku dniach czytelny sygnał, że jest „idiotą i że w sprawie jego listu nuncjusz już dzwonił do metropolity. Jest skończony”. I szybko się przekonał, że naprawdę jest skończony.


A to fragment innego listu do nuncjusza, kilku innych księży archidiecezji, którym także gwarantuję anonimowość więc pominę fragment, który mógłby ich zidentyfikować. W swoim liście kapłani pisali: „Występujemy przeciwko grzechowi, nie przeciwko człowiekowi. Nikt z nas nie uderza w urząd biskupa. Jesteśmy przeciwko złu. Osoba, która nosi ten grzech piastuje godność biskupią. To jest też rana zadana Kościołowi. My to odczuwamy. Wiemy, że nadanie rozgłosu sprawie sprawi dużo bólu. Ale jak długo Kościół może być tak poniżany? To nas niepokoi. Niewiele się zmieni, gdy arcybiskup odejdzie w glorii chwały i otrzyma stanowisko gdzieś indziej, a proceder będzie trwał”. I tym razem nuncjusz zachował się tak samo…


Tak w sprawie abp Juliusza Paetza reagowali niektórzy księża archidiecezji poznańskiej, nieliczni niestety, bo większość albo lądowała w sypialni metropolity, albo zachowywała się po tchórzowsku.
A jak reagowali na tę sytuację biskupi? Ci w samym Poznaniu i ci w innych diecezjach? Dowiecie się Państwo w kolejnym odcinku, gdyż…


Ciąg dalszy nastąpi…

 

 

 

 

 

ABP JULIUSZ PAETZ – część XXIX.

Wracam ponownie do tematu zmarłego kilka tygodni temu metropolity poznańskiego, ale w tym wpisie, chciałbym przypomnieć stosunek do tego, prawdopodobnie najbardziej medialnego skandalu w ostatnich latach w naszym kraju, polskich biskupów, a więc tych spośród elity polskiego Kościoła, którzy jako pierwsi powinni zareagować na „grzech i upadek moralny swojego brata w biskupstwie”.


Jesteśmy przyzwyczajeni od lat do tego, że polski Episkopat wielokrotnie w ciągu roku odnosi się publicznie do wielu kwestii moralnych, społecznych, a nawet politycznych, jakie dotyczą naszej polskiej rzeczywistości. Słuchamy wówczas najczęściej listów pasterskich na ten temat, odczytywanych z ambon naszych kościołów parafialnych, upomnień i komunikatów naszych biskupów, przekazywanych nam podczas chociażby konferencji prasowych, podczas których polscy biskupi i ich rzecznicy, publicznie napominają, upominają, a niekiedy wręcz nakazują wiernym określone zachowania.

Są to działania, rzekomo wymierzone zawsze w dobro narodu i ich intencją jest zawsze rzekomo służenie wartościom ewangelicznym, w duchu prawdy i moralności chrześcijańskiej. Jeżeli więc od lat jesteśmy w ten sposób uwrażliwiani i upominani moralnie, to wydaje się więc czymś naturalnym, że z podobnym zachowaniem powinniśmy się spotkać wówczas, gdy źródłem grzechu i publicznego zgorszenia jest czołowy hierarcha naszego Kościoła, a głównymi ofiarami jego wyuzdania, są jego bezpośredni, kościelni podwładni i osoby świeckie z jego najbliższego otoczenia.

Dlaczego zatem, jako wierni Kościoła, członkowie wspólnoty, nie doczekaliśmy się słowa wyjaśnienia w sprawie zachowania abp Juliusza Paetza? A jak na „grzech swojego biskupiego brata” reagowali wszyscy pozostali nasi biskupi? Piszę wszyscy biskupi, gdyż dziś już wiemy z całą pewnością, że wszyscy członkowie episkopatu Polski, z lat 1996 – 2002, mieli pełną świadomość tego, co tak naprawdę dzieje się w archidiecezji poznańskiej, pod rządami seksualnego zwyrodnialca z metropolitarnym paliuszem na ramionach. A jak reagowali?


Pierwszą osobą, która winna zdecydowanie zareagować na grzech w poznańskim Kościele, był Nuncjusz Apostolski w Polsce, abp Józef Kowalczyk. To on rekomendował biskupa łomżyńskiego na stanowisko poznańskiego metropolity i to on był zobowiązany do monitorowania i raportowania wszelkich patologii w polskim Kościele swoim watykańskim władzom. Nuncjusz wiedział o wszystkim od lat, bo był wielokrotny, zarówno w sposób pisemny jak i bezpośredni informowany o homoseksualnych zachowaniach poznańskiego ordynariusza względem osób mu podległych, a także osób świeckich, co było źródłem publicznego zgorszenia.

Wiemy także, że jego jedyną reakcją na takie zachowanie łomżyńskiego, a potem poznańskiego ordynariusza, nie było powiadomienie Stolicy Apostolskiej, co było jego obowiązkiem, ale poinformowanie, a właściwie ostrzeżenie samego sprawcy molestowań, o napływających do nuncjatury zgłoszeniach wobec niego. Reakcją była także wyraźna sugestia, aby z zarzutami „zrobił w swojej diecezji porządek”. Lakoniczne i krótkie pisemne odpowiedzi nuncjusza wszystkim zainteresowanym, że „to lokalny problem Kościoła”, są dzisiaj krzyczącymi dowodami przeciwko abp Józefowi Kowalczykowi. Czym to się w praktyce kończyło, wiemy dziś dokładnie, bo autorzy tych sygnałów do nuncjatury, ponieśli niekiedy najcięższe kary kościelne za swoją odwagę i naiwną wiarę w sprawiedliwość w Kościele.


Kiedy po latach, już pod rządami papieża Benedykta XVI, podjęto decyzje o odwołaniu abp Józefa Kowalczyka z funkcji nuncjusza w naszym kraju, po blisko trzydziestu latach (niespotykany przypadek w dziejach dyplomacji watykańskiej), sprytny i wpływowy nuncjusz zrezygnował nagle z kariery kościelnego dyplomaty i „zatęsknił” do pełnienia funkcji duszpasterskich, „organizując” sobie tron Prymasa Polski. Mimo, iż zaledwie trzy miesiące wcześniej zasiadł na nim z rekomendacji tego samego nuncjusza, abp Henryk Muszyński, następca kard. Józefa Glempa. Cud? Nie pierwszy w najnowszych dziejach Kościoła w naszym kraju.


O nuncjuszu, a potem Prymasie Polski, abp Józefie Kowalczyku, w kontekście afery poznańskiej, napiszę jeszcze niejedno, gdyż hierarcha ten miał także swoje osobiste „zasługi” w czasach, gdy abp Juliusz Paetz, był już formalnie odwołany z funkcji metropolity poznańskiego, ale jako emeryt, nadal „szalał” w cieniu poznańskiej bazyliki archidiecezjalnej.


A jak reagowali na seksualne wyczyny abp Juliusza Paetza inni polscy biskupi? Oszczędzę dzisiaj największego w naszym kraju specjalistę od „tęczowej zarazy”, a zajmę się, już dziś emerytowanym, innym biskupem pomocniczym poznańskim, Zdzisławem Fortuniakiem (rocznik 1939). Kiedy jego szef „zamawiał” sobie na wieczorne spotkania w zaciszu swojej arcybiskupiej rezydencji, kleryków z poznańskiego seminarium, Ksiądz Biskup robił sobie z tego faktu nieprzyzwoite żarty.

Kiedy jednak wybuchła w tej sprawie ogólnopolska afera, latał nerwowo po poznańskiej kurii, łapał się za głowę i krzyczał: „Co to będzie jak się to wyda?” Nie wiem tylko, czy Jego Ekscelencja miał wówczas na myśli szeroko rozumianą opinię publiczną w naszym kraju, czy jedynie Stolicę Apostolską? Być może zechciałby Ksiądz Biskup w tej sprawie zabrać teraz głos? Przy okazji będzie to także okazja przypomnieć po latach, swoje pikantne poczucie humoru i żarty dotyczące poznańskich kleryków. Pośmiejemy się wszyscy. Facebook czeka zatem Ekscelencjo.


A przy okazji przypomni nam Ksiądz Biskup wszystkie szczegóły jak osobiście „latał” po mieszkaniach dziekanów, wprowadzał ich w błąd, niektórym wręcz groził i zmuszał do podpisywania „lojalek” dotyczących rzekomej niewinności abp Juliusza Paetza. Wiek 81 lat Ekscelencjo, to chyba najwyższy czas, aby zrobić wreszcie rachunek sumienia. Także w sprawie tego skandalu.


A może zapomniał Ksiądz Biskup, jak po tygodniu po zebranych od wszystkich dziekanów podpisach, przyszedł Ekscelencja do poznańskiego seminarium, zwołał wszystkich kleryków, odczytał im wymuszony zbiorowy list dziekanów i zmusił wszystkich do milczenia? Także tych, których jeszcze niedawno zmuszano do wieczornych odwiedzin w rezydencji metropolity. Czy teraz pamięć Ekscelencji wróciła?


Być może są wśród czytelników moich postów osoby, które uważają, że przecież afera abp Juliusza Paetza nie musiała być znana w całym Episkopacie i że większość polskich biskupów o niej nie wiedziała. Otóż, jestem zmuszony rozwiać złudzenia Państwa w tym względzie. Problem homoseksualizmu abp Juliusza Paetza był powszechnie znany i dyskutowany, oczywiście jedynie w kuluarach, w gronie wszystkich hierarchów naszego Episkopatu.

Otóż, już po latach, w 2012 roku, emerytowany już wówczas, Prymas polski, kard. Józef Glemp opowiadał zaprzyjaźnionym dziennikarzom, z detalami o problemie homoseksualizmu abp Juliusza Paetza i o tym, jak „plotkowali” (dosłowne określenie Prymasa) o tym wszyscy biskupi. W jednym z bardziej poczytnych ogólnopolskich tygodników, któremu nie będę tutaj robił darmowej reklamy, wręcz stwierdził, że: „Starano się także ustalić, czy przypadłość Paetza się rozwija czy nie”. Nie chce tego nawet komentować. Polecam jedynie w nawiązaniu do tych słów Prymasa, przeprowadzić badania i ustalić czy głupota i kompromitacja naszych kościelnych hierarchów osiągnęła wówczas apogeum, czy też „się nadal rozwija czy nie”.


Jak teraz będziecie Państwo słuchali wzniosłych słów z listów pasterskich, pasterzy naszego kościelnego stada, to miejcie w pamięci także to, że wielu z nich pasterzowało naszemu polskiemu stadu także w czasach abp Juliusza Paetza. Czy wyciągnęli z tego faktu jakiekolwiek wnioski? Mają z tego powodu poczucie wstydu? Widać na przykładzie polskiego Episkopatu, że jak się nosi mitry na głowach, to poczucie wstydu i wyrzutów sumienia u takiego człowieka nie występuje. A szkoda.


A jak na poznańską seks aferę z udziałem abp Juliusza Paetza reagowały osoby świeckie? Dowiedzą się już wkrótce wszyscy ci, którzy odwiedzą mój profil.


Ciąg dalszy nastąpi…

 

Andrzej Gerlach

Zenon Kalafaticz. M.in. o ludziach wierzących w Reptilian. Ateistyczny pogrzeb – ku pamięci Taty.

 

 

Nawiązując do treści dzisiejszej audycji Zenona Kalafaticza dodam, szczególnie dla rzeczonego „Krzysia”, że też jeszcze nie tak dawno uważałam, że to co robią jeźdźcy apokalipsy ateistycznej to strata czasu i energii… Ale stopniowo zmieniłam zdanie, a to dlatego, że dostrzegłam iż brak krytycznej oceny i racjonalnego oglądu czym są religie i jak to się dzieje, że miliony ludzi jest tak niesłuchanie uzależnionych od różnych kultów, byłby przyzwoleniem na szerzenie fałszywego opisu rzeczywistości, a na to nie wolno pozwolić. Wszystkie wytwory ludzkiej kreatywności podlegają krytyce i racjonalnej ocenie. Nie widzę nic niewłaściwego w tym co robią ateiści, gdy sensownie i merytorycznie odnoszą się do treści rożnych religii.

Już pomijam historyczne fakty, które mówią jednoznacznie o tym, co się dzieje z ludzkością gdy oddaje się całkowicie we władanie swoim guru, gdy ulega ich myśleniu o sensie ich życia. Np. kalwini mieli żyć wg. tego co zalecał sam Kalwin : „że życie jest smutne i że ludzie powinni robić wszystko co w ich mocy, by tę żałość pogłębiać” … Radość była grzeszna. W zamian zasłużą na nagrodę w niebie. Ta obietnica niektórych skusić mogła, ale czy to jest zdrowe podejście do życia, gdy się wie, że to jedyny podarunek od losu, że to wartość nie do przecenienia. Jak może w ogóle ktoś uzurpować sobie prawo do decydowania o tym jaki będzie sens mojego życia i to już na etapie choćby chrztu… To nadużycie, z którym zawsze będę walczyć. Pozdrawiam „Krzysia” i namawiam go do przemyśleń w szerszych kontekstach niż koniec własnego nosa….

 

Zenon Kalafaticz ; Nowy ateizm oczami Tadeusza Bartosia.

Kuna.

Prof. Tadeusz Bartoś poddany krytycznemu oglądowi, jawi się jako typowy przedstawiciel inteligencji katolickiej, która nie ma problemu z przemilczaniem kwestii swojej uczciwości intelektualnej tak długo, jak pozostawanie w pokłonie wobec religii i jej dogmatów, czyni ich życie przyziemnie stabilnym. Że są gwarantem podtrzymywania mitu o chrześcijańskich korzeniach naszej kultury to oczywiste. Że nie potrafią jako grupa społeczna, mająca pretensje do bycia elitą, skonstatować jak głęboko warunkują Polki i Polaków do regresu rozwoju społecznego, budzi obawy co do ich faktycznej kondycji i proweniencji…

09.12.2019 Kraków