ABP JULIUSZ PAETZ – część XXVIII.
Pisałem w poprzednich odsłonach tego cyklu o kilku, wymienionych z nazwiska kapłanach archidiecezji poznańskiej, którzy w zdecydowany sposób przeciwstawili się zdeprawowanemu arcybiskupowi. Dziś chciałbym napisać o takich, których nie wymienię z nazwiska, gdyż obiecałem im anonimowość, ale którzy także stanęli przed być może największym moralnym wyborem w ich kapłańskim życiu.
Jednym z nich był młody kapłan, który od dawna znajdował się w orbicie zainteresowań metropolity poznańskiego. Był zdolnym studentem i już na etapie studiów w seminarium wróżono mu studia specjalistyczne w Rzymie i potencjalny doktorat. Nikt więc się specjalnie nie dziwił, że abp Juliusz Paetz często o niego dopytuje przełożonych w seminarium, a po święceniach zbiera o młodym księdzu opinie od proboszczów parafii w których pracował. W końcu zaprosił go do swojej biskupiej rezydencji, aby porozmawiać o jego ewentualnych studiach rzymskich.
Spotkanie przebiegało w miłej atmosferze, bo gospodarz znany był ze swoich arystokratycznych manier, był erudytą i uwielbiał takie spotkania z młodymi ludźmi. Dyskusja o samym Rzymie, o możliwościach jakie daje włoski doktorat, przebiegała w atmosferze troski o losy młodego kapłana. Abp Juliusz Paetz nie omieszkał dodać, że po studiach rzymskich pokieruje jego dalszymi losami w archidiecezji i zapewni mu godne stanowisko w strukturach poznańskiego Kościoła. Zachowywał się jak dobry ojciec, który planuje przyszłość własnego syna i zapewnia go o swojej osobistej protekcji. Metropolita wspominał przy tym swój własny pobyt w Wiecznym Mieście i opowiadał o urokach tego miasta. Sielanka…
Już wszystko było dogadane i młody ksiądz wyraził zgodę na ewentualny wyjazd, czym najwyraźniej ucieszył swojego przełożonego, gdy nagle arcybiskup poznański zaczął w dziwny sposób dotykać swojego młodego podwładnego. Sparaliżowany i oniemiały kapłan nie wiedział co ma w tej sytuacji robić, tym bardziej, że po pierwszym delikatnym dotyku, metropolita poznański zaczął jeszcze dosadniej dobierać się do zawartości jego rozporka.
Odskoczył, przeprosił i wyszedł, a właściwie wybiegł. Dopiero wieczorem dowiedział się od kolegi, rówieśnika z roku, że wszyscy księża się tego domyślali jak będzie przebiegało jego spotkanie z abp Juliuszem Paetzem i jedynie czekali na wynik tego spotkania. Okazało się, że ceną zgody na wyjazd na studia zagraniczne, będzie jego całkowita uległość względem ordynariusza. „To standardowa procedura w sprawach o wyjazd z diecezji”, miał mu powiedzieć jeden z biskupów pomocniczych. Sam studiował w Rzymie, więc pewnie wiedział o czym wówczas mówił. Dzisiaj nie pamięta tej rozmowy. Wiek widać robi swoje…
Kiedy mijał wyznaczony dzień i kiedy miała zapaść ostateczna odpowiedź w sprawie studiów w Rzymie, młody kapłan ponownie udał się do metropolity i poinformował go, że w zaistniałej sytuacji wyjechać nie może. Arcybiskup nawet na niego nie spojrzał. Młody ksiądz wiedział wówczas, że jego kariera naukowa właśnie legła w gruzy.
Dopiero po pewnym czasie ksiądz ten zdobył się na list do metropolity. Nie dostał jednak odpowiedzi, a równocześnie spadły na niego niespodziewane przenosiny. Za każdym razem na podlejsze parafie i do proboszczów, którzy widocznie na wyraźne polecenie kurii poznańskiej, a być może samego arcybiskupa, postarali się mu udowodnić, jaki jest los tych, którzy zawiedli swojego biskupa.
Gdy pisał szczery list do nuncjusza abp Józefa Kowalczyka, w którym opisywał całą zaistniałą sytuację, liczył na pomoc. Jako młody kapłan wierzył, że pisze do przedstawiciela „naszego papieża” i uważał, że on musi wiedzieć prawdę. W szczerym i emocjonalnym liście pisał, że nikogo nie potępia. Zgodnie z prawdą pisał między innymi: „Z troską modlę się w intencji arcybiskupa”, a w innym fragmencie że: „Istotą mojego wystąpienia nie jest chęć rozbicia Kościoła czy doprowadzenia do skandalu. Chodzi o uzdrowienie sytuacji”. Nie uzdrowił. Odpowiedzi nie otrzymał, a od księży z parafii otrzymał po kilku dniach czytelny sygnał, że jest „idiotą i że w sprawie jego listu nuncjusz już dzwonił do metropolity. Jest skończony”. I szybko się przekonał, że naprawdę jest skończony.
A to fragment innego listu do nuncjusza, kilku innych księży archidiecezji, którym także gwarantuję anonimowość więc pominę fragment, który mógłby ich zidentyfikować. W swoim liście kapłani pisali: „Występujemy przeciwko grzechowi, nie przeciwko człowiekowi. Nikt z nas nie uderza w urząd biskupa. Jesteśmy przeciwko złu. Osoba, która nosi ten grzech piastuje godność biskupią. To jest też rana zadana Kościołowi. My to odczuwamy. Wiemy, że nadanie rozgłosu sprawie sprawi dużo bólu. Ale jak długo Kościół może być tak poniżany? To nas niepokoi. Niewiele się zmieni, gdy arcybiskup odejdzie w glorii chwały i otrzyma stanowisko gdzieś indziej, a proceder będzie trwał”. I tym razem nuncjusz zachował się tak samo…
Tak w sprawie abp Juliusza Paetza reagowali niektórzy księża archidiecezji poznańskiej, nieliczni niestety, bo większość albo lądowała w sypialni metropolity, albo zachowywała się po tchórzowsku.
A jak reagowali na tę sytuację biskupi? Ci w samym Poznaniu i ci w innych diecezjach? Dowiecie się Państwo w kolejnym odcinku, gdyż…
Ciąg dalszy nastąpi…
ABP JULIUSZ PAETZ – część XXIX.
Wracam ponownie do tematu zmarłego kilka tygodni temu metropolity poznańskiego, ale w tym wpisie, chciałbym przypomnieć stosunek do tego, prawdopodobnie najbardziej medialnego skandalu w ostatnich latach w naszym kraju, polskich biskupów, a więc tych spośród elity polskiego Kościoła, którzy jako pierwsi powinni zareagować na „grzech i upadek moralny swojego brata w biskupstwie”.
Jesteśmy przyzwyczajeni od lat do tego, że polski Episkopat wielokrotnie w ciągu roku odnosi się publicznie do wielu kwestii moralnych, społecznych, a nawet politycznych, jakie dotyczą naszej polskiej rzeczywistości. Słuchamy wówczas najczęściej listów pasterskich na ten temat, odczytywanych z ambon naszych kościołów parafialnych, upomnień i komunikatów naszych biskupów, przekazywanych nam podczas chociażby konferencji prasowych, podczas których polscy biskupi i ich rzecznicy, publicznie napominają, upominają, a niekiedy wręcz nakazują wiernym określone zachowania.
Są to działania, rzekomo wymierzone zawsze w dobro narodu i ich intencją jest zawsze rzekomo służenie wartościom ewangelicznym, w duchu prawdy i moralności chrześcijańskiej. Jeżeli więc od lat jesteśmy w ten sposób uwrażliwiani i upominani moralnie, to wydaje się więc czymś naturalnym, że z podobnym zachowaniem powinniśmy się spotkać wówczas, gdy źródłem grzechu i publicznego zgorszenia jest czołowy hierarcha naszego Kościoła, a głównymi ofiarami jego wyuzdania, są jego bezpośredni, kościelni podwładni i osoby świeckie z jego najbliższego otoczenia.
Dlaczego zatem, jako wierni Kościoła, członkowie wspólnoty, nie doczekaliśmy się słowa wyjaśnienia w sprawie zachowania abp Juliusza Paetza? A jak na „grzech swojego biskupiego brata” reagowali wszyscy pozostali nasi biskupi? Piszę wszyscy biskupi, gdyż dziś już wiemy z całą pewnością, że wszyscy członkowie episkopatu Polski, z lat 1996 – 2002, mieli pełną świadomość tego, co tak naprawdę dzieje się w archidiecezji poznańskiej, pod rządami seksualnego zwyrodnialca z metropolitarnym paliuszem na ramionach. A jak reagowali?
Pierwszą osobą, która winna zdecydowanie zareagować na grzech w poznańskim Kościele, był Nuncjusz Apostolski w Polsce, abp Józef Kowalczyk. To on rekomendował biskupa łomżyńskiego na stanowisko poznańskiego metropolity i to on był zobowiązany do monitorowania i raportowania wszelkich patologii w polskim Kościele swoim watykańskim władzom. Nuncjusz wiedział o wszystkim od lat, bo był wielokrotny, zarówno w sposób pisemny jak i bezpośredni informowany o homoseksualnych zachowaniach poznańskiego ordynariusza względem osób mu podległych, a także osób świeckich, co było źródłem publicznego zgorszenia.
Wiemy także, że jego jedyną reakcją na takie zachowanie łomżyńskiego, a potem poznańskiego ordynariusza, nie było powiadomienie Stolicy Apostolskiej, co było jego obowiązkiem, ale poinformowanie, a właściwie ostrzeżenie samego sprawcy molestowań, o napływających do nuncjatury zgłoszeniach wobec niego. Reakcją była także wyraźna sugestia, aby z zarzutami „zrobił w swojej diecezji porządek”. Lakoniczne i krótkie pisemne odpowiedzi nuncjusza wszystkim zainteresowanym, że „to lokalny problem Kościoła”, są dzisiaj krzyczącymi dowodami przeciwko abp Józefowi Kowalczykowi. Czym to się w praktyce kończyło, wiemy dziś dokładnie, bo autorzy tych sygnałów do nuncjatury, ponieśli niekiedy najcięższe kary kościelne za swoją odwagę i naiwną wiarę w sprawiedliwość w Kościele.
Kiedy po latach, już pod rządami papieża Benedykta XVI, podjęto decyzje o odwołaniu abp Józefa Kowalczyka z funkcji nuncjusza w naszym kraju, po blisko trzydziestu latach (niespotykany przypadek w dziejach dyplomacji watykańskiej), sprytny i wpływowy nuncjusz zrezygnował nagle z kariery kościelnego dyplomaty i „zatęsknił” do pełnienia funkcji duszpasterskich, „organizując” sobie tron Prymasa Polski. Mimo, iż zaledwie trzy miesiące wcześniej zasiadł na nim z rekomendacji tego samego nuncjusza, abp Henryk Muszyński, następca kard. Józefa Glempa. Cud? Nie pierwszy w najnowszych dziejach Kościoła w naszym kraju.
O nuncjuszu, a potem Prymasie Polski, abp Józefie Kowalczyku, w kontekście afery poznańskiej, napiszę jeszcze niejedno, gdyż hierarcha ten miał także swoje osobiste „zasługi” w czasach, gdy abp Juliusz Paetz, był już formalnie odwołany z funkcji metropolity poznańskiego, ale jako emeryt, nadal „szalał” w cieniu poznańskiej bazyliki archidiecezjalnej.
A jak reagowali na seksualne wyczyny abp Juliusza Paetza inni polscy biskupi? Oszczędzę dzisiaj największego w naszym kraju specjalistę od „tęczowej zarazy”, a zajmę się, już dziś emerytowanym, innym biskupem pomocniczym poznańskim, Zdzisławem Fortuniakiem (rocznik 1939). Kiedy jego szef „zamawiał” sobie na wieczorne spotkania w zaciszu swojej arcybiskupiej rezydencji, kleryków z poznańskiego seminarium, Ksiądz Biskup robił sobie z tego faktu nieprzyzwoite żarty.
Kiedy jednak wybuchła w tej sprawie ogólnopolska afera, latał nerwowo po poznańskiej kurii, łapał się za głowę i krzyczał: „Co to będzie jak się to wyda?” Nie wiem tylko, czy Jego Ekscelencja miał wówczas na myśli szeroko rozumianą opinię publiczną w naszym kraju, czy jedynie Stolicę Apostolską? Być może zechciałby Ksiądz Biskup w tej sprawie zabrać teraz głos? Przy okazji będzie to także okazja przypomnieć po latach, swoje pikantne poczucie humoru i żarty dotyczące poznańskich kleryków. Pośmiejemy się wszyscy. Facebook czeka zatem Ekscelencjo.
A przy okazji przypomni nam Ksiądz Biskup wszystkie szczegóły jak osobiście „latał” po mieszkaniach dziekanów, wprowadzał ich w błąd, niektórym wręcz groził i zmuszał do podpisywania „lojalek” dotyczących rzekomej niewinności abp Juliusza Paetza. Wiek 81 lat Ekscelencjo, to chyba najwyższy czas, aby zrobić wreszcie rachunek sumienia. Także w sprawie tego skandalu.
A może zapomniał Ksiądz Biskup, jak po tygodniu po zebranych od wszystkich dziekanów podpisach, przyszedł Ekscelencja do poznańskiego seminarium, zwołał wszystkich kleryków, odczytał im wymuszony zbiorowy list dziekanów i zmusił wszystkich do milczenia? Także tych, których jeszcze niedawno zmuszano do wieczornych odwiedzin w rezydencji metropolity. Czy teraz pamięć Ekscelencji wróciła?
Być może są wśród czytelników moich postów osoby, które uważają, że przecież afera abp Juliusza Paetza nie musiała być znana w całym Episkopacie i że większość polskich biskupów o niej nie wiedziała. Otóż, jestem zmuszony rozwiać złudzenia Państwa w tym względzie. Problem homoseksualizmu abp Juliusza Paetza był powszechnie znany i dyskutowany, oczywiście jedynie w kuluarach, w gronie wszystkich hierarchów naszego Episkopatu.
Otóż, już po latach, w 2012 roku, emerytowany już wówczas, Prymas polski, kard. Józef Glemp opowiadał zaprzyjaźnionym dziennikarzom, z detalami o problemie homoseksualizmu abp Juliusza Paetza i o tym, jak „plotkowali” (dosłowne określenie Prymasa) o tym wszyscy biskupi. W jednym z bardziej poczytnych ogólnopolskich tygodników, któremu nie będę tutaj robił darmowej reklamy, wręcz stwierdził, że: „Starano się także ustalić, czy przypadłość Paetza się rozwija czy nie”. Nie chce tego nawet komentować. Polecam jedynie w nawiązaniu do tych słów Prymasa, przeprowadzić badania i ustalić czy głupota i kompromitacja naszych kościelnych hierarchów osiągnęła wówczas apogeum, czy też „się nadal rozwija czy nie”.
Jak teraz będziecie Państwo słuchali wzniosłych słów z listów pasterskich, pasterzy naszego kościelnego stada, to miejcie w pamięci także to, że wielu z nich pasterzowało naszemu polskiemu stadu także w czasach abp Juliusza Paetza. Czy wyciągnęli z tego faktu jakiekolwiek wnioski? Mają z tego powodu poczucie wstydu? Widać na przykładzie polskiego Episkopatu, że jak się nosi mitry na głowach, to poczucie wstydu i wyrzutów sumienia u takiego człowieka nie występuje. A szkoda.
A jak na poznańską seks aferę z udziałem abp Juliusza Paetza reagowały osoby świeckie? Dowiedzą się już wkrótce wszyscy ci, którzy odwiedzą mój profil.
Ciąg dalszy nastąpi…
Andrzej Gerlach