Ćwiczenia z ateizmu

Ćwiczenia z ateizmu. Część 45 „Dziewicze narodziny Jezusa”

Teolodzy kościelni całkowicie pomijają bajkowy i mitologiczny charakter Starego i Nowego Testamentu. Przyznają chętnie, że Biblia zawiera przenośnie i nie wszystko należy rozumieć dosłownie. Pozwala im to dowolnie interpretować święte księgi. Ale nie chcą przyznać, że Pismo Święte jest takim samym utworem literackim zrodzonym w bajkowych umysłach ówczesnych ludzi, jak na przykład mity i eposy greckie.

Podobieństwa – nie idzie o szczegóły – są głębokie i podstawowe. Zarówno w biblijnych księgach, jak i w eposach greckich, nad wszystkim góruje świat bogów, cudów, przedziwnych nieziemskich postaci, bajkowa fantazja. Zdarzenia przedstawiane realistycznie mieszają się z magią i cudami. Mamy tu do czynienia z wyobraźnią i literaturą bajkową, pełną czarodziei różnej maści – od bogów i boskich postaci, aniołów, złych duchów, nadludzkich herosów, po ludzi czyniących cuda i proroków. Gdzieś w zakamarkach kryją się rzeczywiste wydarzenia, ale dominuje fantastyka. Posługując się swobodnie frazą z jednego z wierszy Juliana Tuwima, można powiedzieć, że są to 

bajki czarowne, bajki cudowne.

1. Koń Achillesa, „Cud nad Wisłą” i Jezus

W Iliadzie Homera koń, wiozący Achillesa do kolejnej bitwy pod murami Troi, ostrzega go ludzkim głosem: Niebawem zginiesz, bo takie są wyroki bogów zapisane w księdze losu. Achilles nie rezygnuje z walki. Już jadąc na wojnę wiedział, że zginie, ale za to zdobędzie wielką sławę. Mógł nie jechać i żyć spokojnie, ale wtedy nie zdobyłby sławy. Achilles wybrał śmierć za cenę sławy. Taki jest morał mitu o Achillesie według Homera.

W mitach i eposach poetów greckich o wszystkim decydują bogowie. Walki ludzi są walkami bogów. Pieśni poetów przepojone są cudownościami. Koń Achillesa przemówił ludzkim głosem, bo pozwoliła mu na to bogini Hera. Achilles jest synem boginki Tetydy i Peleusa, króla jednego z greckich państewek. Zbroję wykuł mu bóg Hefajstos itd. itp.

Mity mogą powstawać niemal w tym samym czasie co wydarzenia, których dotyczą. Oto przykład. W 1920 r. wojsko polskie odniosło zwycięstwo nad armią bolszewicką. Natychmiast powstały opowieści o „Cudzie nad Wisłą”, o Matce Bożej, która ukazała się atakującym żołnierzom bolszewickim i spowodowała wśród nich takie przerażenie, że rzucali broń i uciekali w popłochu. Do dziś ukazują się publikacje i książki na ten temat (to jakby narodowe ewangelie ukazujące bożą moc).

Jezus jest postacią równie przedziwną i bajkową jak bohaterowie mitów greckich. Według ewangelii jest synem Boga-Ojca, został przez niego posłany z misją odkupienia ludzkich grzechów, a następnie osądzenia ludzi i ustanowienia wiecznego królestwa bożego pod swoim panowaniem. Jego przyjście zapowiadały proroctwa zamieszczone w Starym Testamencie, przekazane przez samego Boga za pośrednictwem proroków. Żydzi oczekiwali przyjścia tego boskiego zbawiciela, nazywali go mesjaszem, chrystusem (słowo chrystus to grecki odpowiednik hebrajskiego słowa mesjasz).

Według ewangelistów w osobie Jezusa starotestamentowe proroctwa właśnie się spełniają. Jezus z Nazaretu jest zapowiedzianym w proroctwach mesjaszem.

Starotestamentowy mit mesjasza powstał, przybierając różne postaci, w V-VIII w. p.n.e. Wiara w tego rodzaju mity nie odpowiada umysłowości  ludzi żyjących w innej epoce i w kulturze odmienionej przez wiedzę naukową, której wówczas nie było. Mity biblijne są jednakowoż kultywowane w kościołach chrześcijańskich do dziś, bowiem dostarczają kościołom racji bytu. Bez tych mitów kościoły chrześcijańskie odeszłyby w niebyt. Liczny aparat kapłanów, pastorów, teologów, katechetów, ludzi żyjących z religii straciłby środki do życia. Nie można się dziwić, że starają się biblijne mity kultywować, nauczać w szkołach i kościołach, wtłaczać w głowy wiernych wszelkimi dostępnymi metodami.

2. Źródła mitu

Jedna z przedziwnych opowieści o Jezusie mówi o jego dziewiczym poczęciu. Jezus miał być poczęty w ciele matki nie w drodze normalnego ludzkiego stosunku seksualnego, ale w sposób cudowny. Tak naucza się w Kościele również dziś. Np. w podręczniku religii dla szkoł średnich, wydanym przez jezuitów, czytamy: „poczęcie Jezusa nastąpiło poza normalnym, fizjologicznym aktem seksualnym kobiety i mężczyzny” („Drogi świadków Chrystusa w Kościele”, s. 69, 2013 r.).

Skąd się wziął ten mit?

Starożytne pierwowzory

Dziewicze poczęcie było czymś znanym w mitach krążących na Bliskim Wschodzie od zamierzchłych czasów. A wedle wyobrażeń ewangelistów i wyznawców Jezusa nie godzi się, by syn Boga-Ojca został poczęty w normalny ludzki sposób przez jakiegokolwiek mężczyznę. Nic prostszego niż wyobrazić sobie, że matka Jezusa została zapłodniona w cudowny sposób i pozostała dziewicą. Tak widział to również św. Tomasz z Akwinu (XIII w.), największy do dziś autorytet teologii chrześcijańskiej.

Proroctwo Izajasza

W powstaniu mitu o dziewiczym poczęciu Jezusa ważną rolę odegrało błędnie rozumiane proroctwo Izajasza. Pochodzi ono z VIII w. p.n.e., prorok wygłosił je poetyckim językiem wobec króla jerozolimskiego Achaza, walczącego właśnie z licznymi wrogami. W proroctwie tym znajduje się zdanie, które w Biblii Tysiąclecia przetłumaczono następująco: „Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel” (Iz 7,14).

Z kontekstu wynika, że prorok Izajasz mówił o synu króla Achaza, którego niebawem urodzić miała jego młoda małżonka. Miało to być jej pierwsze dziecko, więc prorok użył w odniesieniu do niej słowa alma, co na polski przełożono jako panna. Bibliści są zgodni, że w hebrajskim słowo to oznaczało młodą kobietę lub młodą mężatkę, która jeszcze nie urodziła dziecka. Nie oznaczało panny lub dziewicy w dzisiejszym rozumieniu.

Prorok mówił też we wzniosłych poetyckich słowach, że ten oczekiwany następca tronu, syn króla Achaza, wybawi kraj z ciężkiego położenia.

Z czasem powyższe proroctwo zaczęto rozumieć – niezgodnie z jego pierwotnym znaczeniem – jako zapowiedź przyjścia mesjasza, wybawiciela, którego urodzi dziewica. W greckim tłumaczeniu Biblii, dokonanym przez Izraelitów pięć wieków po ogłoszeniu proroctwa, a około 200 lat przed narodzinami Jezusa (tzw. Septuaginta), słowo alma zostało przetłumaczone jako parthenos, dziewica. Świadczy to, że już wówczas proroctwo rozumiano błędnie, tj. jako mówiące o dziewicy, która urodzi syna. Tak rozumieli je też, zgodnie z greckim tekstem, ewangeliści. Miało to duże konsekwencje dla chrześcijaństwa. Jakie?

Ewangeliści uznali, że skoro Jezus jest mesjaszem, to zgodnie z proroctwem Izajasza narodził się z dziewicy. Na kanwie tego proroctwa dwóch z nich, Mateusz i Łukasz, stworzyło bajkowe opowieści o dziewiczym poczęciu Jezusa.

Bibliści i teolodzy zdają sobie na ogół sprawę z horrendalnej pomyłki, z którą tu mamy do czynienia. Także w przypisie w Biblii Tysiąclecia czytamy, że interpretacja proroctwa Izajasza ma dwie formy. Według nowszej, odnosi się ono do młodej małżonki króla Achaza i jej syna. W Kościele kultywuje się jednak tradycyjną wersję.

Ściąganie z Biblii

Ewangeliści stosowali dość szokującą dla nas metodę pisania. O wydarzeniach z życia Jezusa wnioskowali na podstawie starotestamentowych proroctw. Jeżeli w proroctwach znajdowali, że mesjasz miał się urodzić z dziewicy i w Betlejem, to wnioskowali, że tak właśnie było. Dzieje Jezusa uzupełniano o treści zaczerpnięte wprost z biblijnych proroctw. Przedstawiano tak, by zgadzały się z proroctwami zapisanymi w Starym Testamencie.

Pisząc w ten sposób ewangeliści mieli dość konkretny cel. Stwarzali zbieżność między życiorysem Jezusa a starotestamentowymi proroctwami, Miało to przekonywać, że Jezus jest rzeczywiście mesjaszem, zapowiedzianym w tych proroctwach. Np. według proroctwa mesjasz miał się narodzić z dziewicy – no i ewangeliści piszą, że narodził się z dziewicy. Czytelnicy mogą w ten sposób zobaczyć jak na dłoni, że proroctwa się spełniają, a Jezus jest niewątpliwie prawdziwym mesjaszem. Proste? Aż za bardzo.

Nie sposób nie dostrzec, że ewangeliści preparowali życiorys Jezusa. Uprawiali znany dawniej i dziś proceder pisania życiorysów ważnych osób tak, by pasowały do pożądanego wizerunku.

Metodę pisania dziejów Jezusa, polegającą na tym, że na podstawie proroctw Starego Testamentu przedstawia się wydarzenia z jego życia, nazwać można ściąganiem z proroctw. Co ciekawsze, ewangeliści ściągali z proroctw, a następnie twierdzili, że opisane przez nich wydarzenia miały miejsce dlatego, by wypełniło się proroctwo, czyli słowo boże i wola boża. Koło się zamyka.

Zauważmy, że sama postać mesjasza, którym miał być Jezus, została „ściągnięta” z proroctw Starego Testamentu. To w proroctwach mówiono o mesjaszu. Co więcej, na podstawie starotestamentowych proroctw sam Jezus uroił sobie, że jest zapowiedzianym w tych proroctwach mesjaszem (o urojeniach Jezusa pisałem przed miesiącem w artykule „Kim był Jezus?” – link na końcu).

Mit mesjasza powstał, jak pisałem, w V-VIII w. p.n.e. Był metaforycznym wyrazem cierpień doznawanych przez Izraelitów i ich nadziei na lepszą przyszłość. Mesjasz miał ustanowić wieczne królestwo Izraela pod swoim panowaniem. W czasach Jezusa i ewangelistów, tj. w czasach rzymskiej okupacji, mit mesjasza pozostawał żywy, koił cierpienia, zaspokajał potrzebę nadziei. Był czymś w rodzaju opium dla Izraelitów, westchnieniem uciśnionego stworzenia”, jak można powiedzieć wykorzystując znany aforyzm jednego z dawniejszych filozofów.

A teraz podam małą zagadkę na inteligencję. W proroctwie Zachariasza (VII/VIII w. p.n.e) mamy następującą strofę: „Raduj się wielce, Córo Syjonu, wołaj radośnie, Córo Jeruzalem! Oto Król twój idzie do ciebie, sprawiedliwy i zwycięski. Pokorny – jedzie na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy. On … pokój ludom obwieści. Jego władztwo sięgać będzie od morza do morza, od brzegów Rzeki aż po krańce ziemi” (Za 9,9-10).

A w ewangelii Łukasza znajduje się znana scena: Jezus triumfalnie wjeżdża na osiołku do Jerozolimy (Łk 19,29-40).

Pytanie na inteligencję brzmi: Czy scena ta oznacza, że spełniło się starotestamentowe proroctwo, czy też Łukasz napisał tak, bo tak mówiło proroctwo?? Jeśli chrześcijanie powiedzą, że jest to dowód spełniania się proroctw, to chyba coś jest nie tak z ich powszechnie znaną inteligencją.

Mity a piśmiennictwo historyczne i filozofia

W starożytności dość często przedstawiano wszelkie wydarzenia jako realizację woli bogów i proroctw (co na jedno wychodzi). Ale starożytność znała piśmiennictwo historyczne w dzisiejszym rozumieniu, będące czymś innym niż mity religijne. Już w V w. p.n.e. Tukidydes przedstawiał wydarzenia historyczne bez cudów i ingerencji bogów.

Starożytność znała też filozofię grecką. Filozofia ta opierała się na spekulacjach, nie była wiedzą w dzisiejszym rozumieniu, ale była pod wieloma względami bardziej wartościowa niż mity i opowieści religijne.

Natomiast Stary Testament i ewangelie są przez religijne mity zdominowane. Ewangelie stanowią prostą kontynuację mitów i wyobrażeń starotestamentowych. Mit boga i mit mesjasza/chrystusa to główne tematy Starego i Nowego Testamentu. Ewangelie mówią o realizacji starotestamentowego mitu mesjasza. W obu dziełach jest mnóstwo bożych ingerencji, cudów i cudowności, aniołów i złych duchów. W Nowym Testamencie jest aż około 350 cytatów, odwołań i parafraz odnoszących się do Starego Testamentu. Postać i działalność Jezusa jest przedstawiona przez pryzmat Starego Testamentu. W opowieści o Jezusie wplatano zdania i obrazy zaczerpnięte wprost ze starotestamentowych proroctw. Katolicy często nie zdają sobie z tego sprawy.

Biblia źródłem prawdy?

Dziewicze poczęcie już w starożytności było często traktowane jako mit i nonsens. Na domiar złego opowieści, które stworzyli ewangeliści, są w istotnych punktach ze sobą całkowicie sprzeczne (o tym za chwilę). Wszystko to nie świadczy dobrze o wiarygodności ewangelii. Można by do tego nie przywiązywać wagi, gdyby nie fakt, że kościoły chrześcijańskie uważają ewangelie i Biblię za aktualne, ponadczasowe źródło mądrości i prawdy. Ciągle się na Pismo Święte powołują, nawet wtedy, gdy dyskutuje się, jak ma wyglądać obowiązujące nas dziś prawo. Traktują Biblię ahistorycznie, gdy tymczasem jest ona dziełem swojej epoki i zawiera ewidentne błędy, przeinaczenia i zmyślenia. Powoływanie się na Pismo Święte, jak czynią to władze kościołów chrześcijańskich, jest nonsensem.

3. Zwiastowanie według Mateusza i Łukasza

Dwóch ewangelistów opisało dokładniej, jak to było z dziewiczym poczęciem i narodzinami Jezusa.

Według Mateusza

Józef, mąż matki Jezusa Marii, zauważył, że jego żona jest w ciąży, chociaż małżeństwo nie zostało jeszcze skonsumowane. Na szczęście we śnie ukazał mu się anioł i powiedział, że Maria poczęła za sprawą Ducha Świętego i porodzi syna, któremu Józef ma dać na imię Jezus. Zbawi on – powiedział anioł – „swój lud od jego grzechów”. Józef przestał podejrzewać żonę i nie porzucił jej.

Mateusz pisze, że w ten sposób spełniły się słowa Boga przekazane w proroctwie Izajasza. I cytuje proroctwo wyraźnie z greckiego tłumaczenia Septuaginty, gdzie jednoznacznie mówi się o dziewicy: „A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez Proroka: Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel” (Mt 1,18-24).

Przypomnijmy, w hebrajskim oryginale proroctwa użyte jest słowo alma.Oznaczać ono mogło także młodą mężatkę, która jeszcze nie urodziła dziecka, ale nie była dziewicą. Proroctwo mówiło o synu króla Achaza, którego miała właśnie urodzić jego młoda żona. Ale Mateusz rozumiał proroctwo inaczej: że mówi ono o Jezusie, którego w dziewiczy sposób poczęła i ma urodzić Maria.

Według Łukasza

W ewangelii Łukasza opowieść ta jest bardziej rozbudowana. Zacytujmy, co najważniejsze: „Posłał Bóg anioła Gabriela (…) do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: =Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą=. Ona zmieszała się na te słowa (…) Lecz anioł rzekł do Niej: =Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca Dawida. (…) Jego panowaniu nie będzie końca=. Na to Maryja rzekła do anioła: =Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?= Anioł Jej odpowiedział: =Duch Święty zstąpi na Ciebie (…) Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego=” (Łk 1,26-38).

Jak widać, jest to opowieść skrojona na miarę starożytnej fantastyki, na miarę bajki czarownej, bajki cudownej. Opowieść ta nie służyła – jak często bajki i pieśni greckich poetów – zabawianiu słuchaczy; nie ma też przesłania moralnego. Ma za to inny, bardzo konkretny cel: ma pokazać, że Jezus został poczęty tak, jak mówi starotestamentowe proroctwo (tj. w sposób dziewiczy). Tym samym ma przekonać, że jest on rzeczywiście boskim mesjaszem. Ma uwiarygodnić kult Jezusa, który ewangeliści propagowali.

Niejasna sprawa Emmanuela

W proroctwie Izajasza mówi się, że narodzony z dziewicy syn ma nosić imię Emmanuel. Anioł zaś mówi Józefowi i Marii, by nadali mu imię Jezus. Mamy niezgodność. Chrześcijańscy teolodzy próbują tłumaczyć, że nie ma w tej rozbieżności nic dziwnego. Tekstu proroctwa – mówią – nie należy rozumieć dosłownie, a Emmanuel to imię symboliczne.

Nie jest to dobre wytłumaczenie niezgodności imion. Raczej jest dość oczywiste, że ewangeliści – a wcześniej inni wyznawcy Jezusa – na siłę podpięli Jezusa pod proroctwo Izajasza i wymyślili, że anioł kazał Józefowi i Marii nazwać dziecię Jezusem, a nie Emmanuelem. Mamy tu dobry przykład, jak działa metoda ściągania z proroctw.

Spory

Sprawa dziewiczego poczęcia Jezusa budziła i budzi spory.

Po pierwsze, nie wszyscy chrześcijanie uznawali, że Jezus narodził się z dziewicy. Było to przedmiotem głębokich sporów teologicznych. Także dziś w kościołach chrześcijańskich są głosy, by dziewicze poczęcie Jezusa przedstawiać jako przenośnię. Dogmat o dziewiczym poczęciu Jezusa to nonsens, ale jest tak głęboko zakorzeniony w dokumentach kościelnych, że władze kościelne wolą obstawać przy jego dosłownym rozumieniu.

Po drugie, przedmiotem sporu jest ciągle omawiane wyżej proroctwo Izajasza. Jak pisałem, dotyczyło ono syna króla Achaza, a nie Jezusa – i nie chodziło tam o dziewicze narodziny. Władze kościelne wolą jednak trzymać się wersji zaprezentowanej w ewangelii Mateusza, zaś teolodzy wyszukują pokrętną argumentację, by uzasadnić kościelne stanowisko.

Propozycja Celestyny

Moja dobra znajoma, niepokorna teolożka Celestyna dziwi się, dlaczego ewangelistom nie przyszła do głowy lepsza opowieść o poczęciu Jezusa. Po co opowiadać o poczęciu w ciele dziewicy? Mogli spokojnie przyjąć – jak w tradycji polskiego katolicyzmu – że wszystkie dzieci przynosi do domu bocian. Wszystko odbywa się bez żadnego wstydliwego poczęcia w drodze stosunku seksualnego. A o to przecież idzie! O ten stosunek!

Celestyna mówi, że opowieść o bocianie to tradycja wiary, którą katolicy polscy powinni szeroko propagować. Mógłby to być ważny element kampanii rechrystianizacji Europy, którą polscy aktywiści katoliccy uznają dziś za swoją misję.

4. Mesjasz z rodu króla Dawida

Według proroctw mesjasz ma narodzić się z rodu króla Dawida. Dlaczego? Bo to największy król Izraelitów. Prorocy uznawali na zasadzie poetyckich skojarzeń, że mesjasz, który ma ustanowić wieczne królestwo Izraelitów, będzie oczywiście wywodzić się z tego wielkiego rodu.

Co więcej, ponieważ ród króla Dawida pochodził z miasteczka Betlejem, prorok Micheasz poetycko obwieścił, że mesjasz wyjdzie właśnie z Betlejem.

Mateusz i Łukasz, chcąc by ich opowieść o Jezusie zgadzała się z proroctwami, starali się pokazać, że Jezus rzeczywiście z rodu króla Dawida pochodzi i urodził się w Betlejem. Najpierw powiem o pochodzeniu Jezusa.

Rodowód Jezusa

Mateusz i Łukasz przedstawiają dokładnie listę przodków Jezusa, wśród których jest też król Dawid. A właściwie wymieniają przodków Józefa, który według ewangelii był ojcem Jezusa prawnie, a nie biologicznie. Mateusz podaje listę przodków Józefa i Jezusa poczynając od Abrahama, zaś Łukasz od samego Adama, pierwszego człowieka (wymienia 75 pokoleń przodków). Wskazuje to na niewątpliwie legendarny charakter tych wywodów.

Panuje opinia, że Izraelici przywiązywali wielką wagę do wyliczania swoich przodków. Tymczasem podane przez Łukasza i Mateusza rodowody Jezusa w sposób kompromitujący nie zgadzają się nawet w przypadku przodków najbliższych.

Według Łukasza, ojciec Jezusa Józef był synem Helego, ten Mattata, a ten Lewiego. Według Mateusza Józef był synem Jakuba, ten Mattana, a ten Eleazara. Nic się tu nie zgadza. Wskazuje to, że wśród wyznawców Jezusa krążyły różne legendarne wersje rodowodu Jezusa, mające udowodnić jego pochodzenie z rodu króla Dawida.

Można zasadnie przyjąć, że wobec tego pochodzenie Józefa z rodu Dawida jest wyłącznie legendą. Rodowód wymyślano, by fikcyjnie wykazać, że zgodnie z proroctwami Jezus pochodzi z rodu króla Dawida.

Kościelni teolodzy próbują w pokrętny sposób wyjaśniać wskazane rozbieżności. Nic im się jednak nie klei. Najpewniejsze wyjaśnienie: wyznawcy Jezusa w różnych środowiskach wymyślali rożne rodowody i nie uzgadniali ich. Do ewangelistów dotarły różne wersje, albo też sami je z różnych wersji komponowali. Stąd u Mateusza i Łukasza rodowody są tak karykaturalnie różne. Nawet najbliżsi przodkowie się nie zgadzają (Mt 1,11-16; Łk 3, 23-38).

Wiek ludzkości

Powiem coś jeszcze bardzo ważnego. Rodowody, przedstawione w Biblii, służyły żydom i chrześcijanom do obliczenia wieku ludzkości od stworzenia pierwszego człowieka po czasy im współczesne. Na tej podstawie chrześcijanie przyjmowali, że od stworzenia świata i człowieka do narodzin Jezusa upłynęło zaledwie około 4 tys. lat. To dlatego w znanej kolędzie tradycyjnie śpiewa się: „Ach, witaj Zbawco z dawna żądany, cztery tysiące lat wyglądany”. Aż do XIX w. przyjmowano, że ludzkość liczy sobie nieco ponad 6 tys. lat.

Fundamentaliści chrześcijańscy wierzą w to do dziś, liczą wiek ludzkości i świata na kilka tysięcy. Dopiero w XIX w. przekonanie to zostało skutecznie podważone, a wiara w prawdziwość Pisma Świętego doznała poważnego uszczerbku.

Ortodoksyjni żydzi przyjmują, że świat został stworzony przed około 5700 laty. Według kalendarza żydowskiego obecnie (tj. w 2021 r.) mamy rok 5781/5782. I tyle miało upłynąć od stworzenia świata.

A teraz sprawa Betlejem.

5. Narodziny Jezusa w Betlejem?

Ewangelie mówią jednoznacznie, że Jezus wychował się i mieszkał z rodziną w Nazarecie. Przypuszczalnie tak mówiono powszechnie w opowieściach krążących wśród wyznawców Jezusa przed spisaniem ewangelii.

Skąd się wzięło przekonanie, że urodził się w Betlejem?

W bardzo ważnym proroctwie Micheasza, dotyczącym mesjasza, mówi się wyraźnie, że mesjasz „wyjdzie” z Betlejem: „A ty, Betlejem (…) Z ciebie mi wyjdzie Ten, który będzie władał w Izraelu” (Mi 5,1). Dlaczego z Betlejem? Bo Betlejem to miejsce pochodzenie rodu Dawida, największego króla Izraelitów. W proroctwach głoszono na zasadzie poetyckich skojarzeń, że mesjasz, który ma ustanowić wieczne królestwo Izraelitów, będzie się oczywiście wywodził z tego wielkiego rodu, a więc z Betlejem.

Ponieważ w mniemaniu ewangelistów dzieje Jezusa musiały być zgodne z proroctwami, trzeba było wytłumaczyć, jak to się stało, że Jezus wychowywał się i mieszkał w Nazarecie, ale urodził się w Betlejem .

W ewangeliach mamy dwie całkowicie rozbieżne opowieści na ten temat. Inaczej przedstawia to Mateusz, a inaczej Łukasz. W obu ewangeliach Jezus rodzi się w Betlejem, ale poza tym opowieści różnią się całkowicie i w żaden sposób nie dadzą się pogodzić. Wskazuje to, że na temat narodzin Jezusa krążyły różne legendy, lub że wszystko od podstaw zmyślili ewangeliści.

Pozostałe dwie ewangelie o narodzinach Jezusa nic nie mówią.

Opisy narodzin Jezusa, pozostawione przez ewangelistów, to urocze opowieści, typem wyobraźni przypominające bajki. Sprawy ludzkie i boskie mieszają się ze sobą, pełno tam cudowności, nad realizmem góruje bajkowa wyobraźnia. Gdzieś w tle być może dają o sobie znać wydarzenia rzeczywiste, ale zatopione w fantastycznych opowieściach o bogach i przedziwnych postaciach, o cudach i dziwach.

6. Mateusz o narodzinach Jezusa

Według Mateusza rodzice Jezusa, Józef i Maria, mieszkali na stałe w Betlejem i Jezus narodził się w Betlejem w ich domu. Zaś według Łukasza mieszkali w Nazarecie, a w Betlejem znaleźli się przelotnie i Jezus urodził się w przypadkowo znalezionej stajence. Najpierw powiem o wersji Mateusza (Mt 1,18-24; 2,1-23).

Magowie

Mateusz pisze, że kiedy Maria urodziła Jezusa, do Jerozolimy przybyli magowie „ze Wschodu”. Chcieli – jak mówili – pokłonić się królowi żydowskiemu, który właśnie się narodził. Drogę wskazywała im niezwykła gwiazda, którą dostrzegli na niebie. Warto o tej wizycie powiedzieć kilka zdań, bowiem dobrze pokazuje, czym są ewangelie i jak je tworzono.

Magami nazywano wówczas kapłanów perskich (tj. „ze Wschodu”) słynących z wróżenia z gwiazd. Późniejszym teologom chrześcijańskim musiało się nie podobać, że tacy podejrzani osobnicy pierwsi odkryli narodziny Jezusa i przybyli go uczcić. W tłumaczeniach ewangelii słowo magowie zastąpiono słowem mędrcy(niewątpliwie brzmi lepiej!). Tak jest też w Biblii przetłumaczonej przez ks. Wujka w 1599 r., oraz w dzisiejszej Biblii Tysiąclecia. Może warto zaznaczyć na marginesie, że zastąpienie magów mędrcami to niewątpliwa nieuprawniona ingerencja w tekst ewangelii.

Dlaczego Mateusz napisał o magach?

Magowie byli kapłanami religii perskich i kultu boga Mitry, rozprzestrzeniającego się na Bliskim Wschodzie w tamtych czasach. Mateusz przypuszczalnie chciał pokazać, że nawet kapłani tej konkurencyjnej dla chrześcijaństwa religii składają hołd Jezusowi.

Z czasem, przypuszczalnie od VIII w., w kościelnej katechezie magów zastąpiono trzema królami. Nadało to wydarzeniu najwyższego dostojeństwa i miało wskazywać, że nawet królowie składają hołd Jezusowi. Mateusz nie podawał, ilu magów przybyło, ani jakie nosili imiona. Uzupełniono te braki narracji i królom wymyślono imiona (Kacper, Melchior i Baltazar). Ustanowiono też święto trzech króli, obchodzone w Kościele katolickim 6 stycznia. Oficjalnie nazywa się je świętem objawienia pańskiego. Teolodzy kościelni mówią, że idzie o objawienie się Jezusa całemu światu.

Król Herod

Mateusz pisze, że magowie nieroztropnie dopytywali się w Jerozolimie o nowo narodzonego króla żydowskiego, któremu chcieli się pokłonić. Dowiedział się o tym rządzący krajem król Herod i poczuł się zagrożony, że oto wyrośnie mu konkurent do władzy. Herod postanowił zgładzić noworodka. Wezwał do siebie magów i nie mówiąc o swoich zamiarach kazał im dowiedzieć się, gdzie przebywa ten król żydowski.

Magowie ruszają i w cudowny sposób odnajdują dom Józefa i Marii w Betlejem. Drogę wskazuje im jaśniejąca na niebie gwiazda: „A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię … Weszli do domu (nie do stajenki!!) i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę” (Mt 2,9-11).

Co było dalej?

Magowie we śnie otrzymali nakaz, by nie wracać do Heroda. Potajemnie opuścili jego królestwo. Wściekły król Herod kazał wymordować w Betlejem i całej okolicy wszystkie dzieci w wieku do lat dwóch.

Na szczęście anioł we śnie ostrzegł Józefa o niebezpieczeństwie i kazał mu z Marią i Jezusem uciekać do Egiptu. Jezus ocalał. A kiedy Herod umarł, anioł we śnie kazał Józefowi wracać. Józef obawiał się, że również następca Heroda będzie chciał zabić dzieciątko mające być królem żydowskim. Dlatego wrócił z rodziną nie do Betlejem, a do Nazaretu, miasteczka leżącego poza królestwem Heroda.

W ten sposób Mateusz pokazał, że zgodnie z proroctwem Jezus narodził się Betlejem. Wyjaśnił też, dlaczego później mieszkał z rodziną w Nazarecie. To jednak nie wszystko w tym temacie.

Jezus a Mojżesz

Badacze Biblii wskazują, że Mateusz tworzył na siłę analogię między Jezusem a Mojżeszem, który był dla Izraelitów najwyższym autorytetem. Żeby tę analogię wzmocnić, wymyśla i wprowadza do opowieści o Jezusie wydarzenia wzorowane na dziejach Mojżesza. Mamy tu przykład ściągania ze Starego Testamentu.

Oto w Starym Testamencie znajduje się następująca opowieść o Mojżeszu: Faraon dowiaduje się, że wśród przebywających w Egipcie Izraelitów narodził się chłopiec, który zagrozi jego władzy (idzie o Mojżesza). Każe więc wymordować wszystkich żydowskich noworodków w jego królestwie. Mojżeszowi cudem udało się uniknąć śmierci.

W ewangelii Mateusza król Herod z tych samych pobudek zarządził rzeź dzieci. Analogia jest oczywista. Tym bardziej, że żadne źródła dotyczące ówczesnego Izraela (a jest ich sporo) nie wspominają o tak istotnym wydarzeniu, jak rzeź dzieci opisana przez Mateusza. Najpewniej Mateusz, ogarnięty pasją tworzenia analogii między Mojżeszem a Jezusem, wymyślił tę opowieść.

Zwraca uwagę, że Mateusz powołuje się na starotestamentowe proroctwo, w którym Bóg mówi ustami proroka Ozeasza: „Miłowałem Izraela … i syna swego (tj. Mojżesza) wezwałem z Egiptu” (Oz 11,1). Słowa proroka dotyczą Mojżesza, którego Bóg miał wezwać do powrotu z Egiptu. Mateusz uznał, że również Jezus powinien wrócić z Egiptu. Przypuszczalnie dlatego wymyślił ucieczkę do Egiptu, by móc powiedzieć, że Jezus jak Mojżesz wraca z Egiptu wezwany przez Boga. Mateusz pisze, że anioł każe Józefowi wracać z Jezusem i Marią do ziemi izraelskiej. Jezus wraca, a Mateusz ogłasza: „Tak miało się spełnić słowo, które Pan powiedział przez Proroka: Z Egiptu wezwałem Syna mego” (Mt 2,15).

Mateuszowi nie przeszkadza, że zacytowane słowa Boga dotyczą Mojżesza, a nie Jezusa.

Inne ewangelie nawet nie wspominają o pobycie Jezusa w Egipcie.

Można się zastanawiać nad psychicznym mechanizmem powstania tej opowieści. Czy Mateusz świadomie zmyślał? A może po prostu głęboko wierzył, że skoro Mojżesz wracał wezwany przez Boga z Egiptu, to także Jezus, który jest jakby drugim Mojżeszem, z całą pewnością musiał przebywać w Egipcie i stamtąd był wezwany? A może Mateusz świadomie tworzył dla chrześcijańskiego ludu opowieści, w które sam nie wierzył?

Ta ostatnia hipoteza jest, jak sądzę, najbliższa prawdy. Czytając ewangelię odnosi się wrażenie, że Mateusz był inteligentnym i przebiegłym człowiekiem. Pisał tak jaki pisał, bowiem zdawał sobie sprawę z mentalności i oczekiwań chrześcijańskiego ludu. Lud ten gotów był wierzyć w cuda i cudowności, w najdziwniejsze bajki o Jezusie, w proroctwa zawarte w starych księgach. Mateusz wiedział, czego oczekują wyznawcy Jezusa i na te oczekiwania odpowiadał.

Nazaret

Mateusz wszystko na siłę uzasadnia proroctwami. Dzieje Jezusa mają być spełnieniem bożych proroctw. Jak się okazuje, Mateusz potrafił nie tylko naginać proroctwa, ale także odnajdywać nieistniejące.

Mateusz pisze o Józefie, który z Jezusem i Marią wrócił z Egiptu: „Przybył do miasta, zwanego Nazaret, i tam osiadł. Tak miało się spełnić słowo Proroków: Nazwany będzie Nazarejczykiem” (Mt 2,23). Jezusa nazywano Nazarejczykiem, Jezusem z Nazaretu.

Otóż proroctwa mówiącego, że mesjasz będzie nazwany Nazarejczykiem, nie ma. Mateusz dokonuje tu dowolnej interpretacji nie wiadomo jakiego proroctwa. Bibliści próbują bez skutku dociec, jakie proroctwo mógł mieć na myśli. Nie ma wiarygodnej odpowiedzi.

Np. przypuszcza się, że Mateusz mógł mieć na myśli słowa z proroctwa Izajasza: „I wyrośnie różdżka z pnia Jessego, wypuści się odrośl z jego korzeni” (Iz 11,1). Prorok metaforycznie mówi tu, że mesjasz wyjdzie z rodu króla Dawida. Jesse to ojciec Dawida i „pień Jessego” to jedna z nazw rodu Dawida. Odrośl z tego pnia to przyszły mesjasz.

Być może – dociekają bibliści – Mateusz sugerował się tym, że „odrośl” to po hebrajsku neser i Mateusz sądził, że od tego słowa pochodzi nazwa Nazaret. Na tej kruchej podstawie mógł uznać, że według proroctwa mesjasz będzie nazwany Nazarejczykiem.

W każdym razie Mateusz musiał dokonać fantazyjnej interpretacji jakiegoś proroctwa. Z pewnością na wszystko potrafiłby znaleźć jakieś proroctwo. Proroctwa mówiącego, że Jezus „nazwany będzie Nazarejczykiem”, nie ma. Poświęciłem tej sprawie nieco uwagi, by na tym przykładzie pokazać, jak dalece potrafią sięgać fantazje Mateusza.

7. Łukasz o narodzinach Jezusa

Łukasz podaje całkowicie odmienną opowieść. Według niego Józef i Maria mieszkali w Nazarecie, a nie – jak u Mateusza – w Betlejem. Jakim więc sposobem narodziny Jezusa nastąpiły w Betlejem?

Spis powszechny

Jak pisze Łukasz, niedługo przed oczekiwanymi narodzinami Jezusa cesarz rzymski zarządził przeprowadzenie spisu powszechnego. Każdy musiał się udać do miejsca swego pochodzenia. Ponieważ Józef miał pochodzić z Betlejem, udał się tam z Marią. Droga z Nazaretu do Betlejem wynosi około 200 km i z pewnością nie należała wówczas do łatwych. W Betlejem Józef i Maria nie mogli znaleźć noclegu. Zatrzymali się w jakiejś stajence i tam Maria porodziła syna, „owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie” (Łk 2,7).

Łukasz nie wspomina o królu Herodzie i rzezi dzieci zarządzonej przez niego, ani o ucieczce do Egiptu. Mateusz zaś nie wspomina o żadnym spisie powszechnym. Trzeba jednak powiedzieć, że o ile żadne źródła historyczne nie mówią o rzezi dzieci, to spisy w tamtych czasach miały miejsce (przeprowadzano je dla celów podatkowych, niektóre są udokumentowane źródłami historycznymi). Historycy dyskutują wiele szczegółowych kwestii związanych z tymi spisami. Problemem jest na przykład, o jaki spis idzie, kiedy miał być przeprowadzony. Niejasności i hipotez jest tak wiele, że nie sposób tu o nich mówić.

Najpewniej opowieść o podróży Józefa i Marii z Nazaretu do Betlejem została przez wyznawców Jezusa wymyślona, bowiem mesjasz według proroctw miał się narodzić w Betlejem. Aby przedstawić powód tej podróży, Łukasz – a może i dawniejsi wyznawcy Jezusa – uznali, że tym powodem był spis. Do takiej wersji skłania się wielu historyków.

Opowieści Łukasza o narodzinach Jezusa są całkowicie sprzeczne z Mateuszowymi. Widać wyraźnie, że ewangelie nie są wiarygodnym źródłem historycznym. Ewangeliści fantazjowali i zmyślali, nagminnie wprowadzali do swoich opowieści wątki zaczerpnięte ze starotestamentowych proroctw (ściągali z proroctw), korzystali z różnych opowieści krążących wśród wyznawców Jezusa. Gdzieś w głębi mogły kryć się wspomnienia prawdziwych wydarzeń, ale z pewnością zostały przetworzone przez ludzką fantazję.

Objawienie Jezusa pasterzom

Łukasz przedstawia zupełnie inną opowieść o objawieniu Jezusa światu, niż Mateusz. Wygląda ona tak, jakby została specjalnie stworzona w opozycji do Mateuszowej. Najpewniej jednak ten ewangelista, który pisał później, nie znał dzieła poprzednika.

Łukasz nie wspomina o żadnych magach czy mędrcach, którzy przybyli do domu Józefa, by pokłonić się Jezusowi. Według Łukasza Jezus urodził się w stajence w Betlejem, a o jego narodzinach anioł obwieścił pasterzom, którzy strzegli nocą owiec. Jest to jedna z najbardziej bajkowych scen w ewangeliach: „Naraz stanął przy nich anioł Pański i chwała Pańska zewsząd ich oświeciła, tak że bardzo się przestraszyli. Lecz anioł rzekł do nich: =Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan. A to będzie znakiem dla was: Znajdziecie Niemowlę, owinięte w pieluszki i leżące w żłobie=. I nagle przyłączyło się do anioła mnóstwo zastępów niebieskich, które wielbiły Boga słowami: =Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom Jego upodobania=” (Łk 2,9-14).

Powstają pytania: Komu tedy pierwszemu miał się objawić Jezus? Magom, mędrcom, trzem królom, czy pasterzom owiec? Ponadto Łukasz nic nie wspomina o Herodzie i rzezi dzieci, ani o ucieczce do Egiptu. Mateusz nic nie wspomina o spisie powszechnym, ani o stajence. Co zatem jest prawdą? Odpowiedź jest prosta. Nic nie jest prawdą. Mamy bajki czarowne, bajki cudowne.

Moja znajoma, niepokorna teolożka Celestyna twierdzi, że tak poważne rozbieżności w opisie wydarzeń można wyjaśnić tylko w jeden sposób: Ewangeliści pisali pod natchnieniem wina, a nie Ducha Świętego.

Wół i osioł

Metoda ściągania z biblijnych proroctw stosowana była w Kościele także wieki później. Wykorzystywali ją również autorzy ewangelii apokryficznych, tzn. nieuznawanych przez Kościół.

Skąd wzięły się w bożonarodzeniowych szopkach dwa sympatyczne zwierzaki, wół i osioł? Nie mówią o nich ewangelie. Ale oto w proroctwie Izajasza sam Bóg ustami proroka mówi: „Wół rozpoznaje swego pana i osioł żłób swego właściciela. Izrael na niczym się nie zna, lud mój niczego nie rozumie” (Iz 1,3). To z tego proroctwa wziął się wół i osiołek.

A dlaczego Izajasz mówi o tych zwierzakach? Wół i osi były wówczas zwierzętami symbolizującymi wierność. I Bóg, narzekając ustami proroka, że Izraelici są mu nie dość wierni, wskazuje im te dwa symbole wierności.

Do kościelnych szopek zwierzęta te trafiły najpewniej za pośrednictwem apokryficznej ewangelii Pseudo-Mateusza (nie uznawanej w Kościele), pochodzącej z VI/VII w. n.e. Jej autor pisze, że wół i osioł złożyły pokłon dzieciątku Jezus, by spełniło się proroctwo boże:„wół i osioł przyklękając oddali Mu pokłon. I wypełniło się to, co zostało powiedziane przez proroka Izajasza: =Poznał wół Pana swego i osioł żłób Pana swego=” (PsMt 14,1).

8. Słowo na zakończenie

W ewangeliach jest dużo sprzeczności, naginania proroctw, bajkowych opowieści, fantazji, zmyśleń, nonsensów takich jak rodowód Jezusa wymieniający jego przodków począwszy od Adama, pierwszego człowieka. Nie da się tych fantazji zbyć stwierdzeniem, że przecież Pisma Świętego nie można rozumieć dosłownie, są tam przenośnie i symbole. Nie wystarczy powiedzieć, że spisujący je autorzy używali istniejących w tamtych czasach sposobów przekazywania treści, pojęć, obrazów i mogli być omylni.

Właśnie uwzględniając to wszystko trzeba stwierdzić, że Pismo Święte jest niewiarygodne, zawiera mity, fantazje i zmyślenia. Jest dziełem swojej epoki i ówczesnych ludzi. Nie ma żadnych podstaw, by twierdzić, że zawiera prawdy objawione przez Boga.

W encyklice „Wiara i rozum” Jan Paweł II napisał: ludzki rozum nie musi zaprzeczyć samemu sobie ani się upokorzyć, aby przyjąć treści wiary” (43). To nieprawda. Żeby uwierzyć, że Pismo Święte zawiera prawdy pochodzące od Boga, trzeba wyrzec się rozumu.  Alvert Jann

Poniżej zamieszczam artykuł ks. prof. Jacka Salija o dziewiczym poczęciu Jezusa. Artykuł Salija jest niezamierzoną karykaturą kościelnej teologii.

*

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/: Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się kilkadziesiąt artykułów, m.in.:

Teoria Boga krótko wyłożona” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teoria-boga-krotko-wylozona/

Kim był Jezus?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/kim-byl-jezus/

Przenośnie w Biblii: 12 przykładów” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/przenosnie-biblii-12-przykladow/

Sprzeczności między nauką a religią: 10 przykładów” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/sprzecznosci-miedzy-nauka-a-religia-10-przykladow/

Argumenty przeciw istnieniu Boga” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/argumenty-przeciw-istnieniu-boga-komentarz-podrecznikow-religii/

Pismo Święte jakiego nie znacie” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/pismo-swiete-jakiego-nie-znacie/.

……………………………………………………………………………..

Linki do cytowanych tekstów

Stary i Nowy Testament cytuję za Biblią Tysiąclecia (wydawnictwo Pallottinum) – http://biblia.deon.pl/

Jan Paweł II, Encyklika „Wiara i rozum” – http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/encykliki/fides_ratio_0.html

Ewangelia Pseudo-Mateusza (na oficjalnej stronie katolickiej Opoka.org.pl) – https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TB/apokryfy-05.html

……………………………………………………………………………………………..

Ks. Jacek Salij OP: Dziewicze poczęcie Syna Bożego

I. Narodzenie Syna Bożego z Dziewicy

Obowiązek przyjęcia prawd wiary?

Ktoś zapytał mnie kiedyś, czy musi się wierzyć w to, że Syn Boży urodził się z Dziewicy. Warto się zastanowić, czy w ogóle do prawd wiary wolno stosować słowo „musi się”? Problem ten dotyczy zresztą również zachowania przykazań.

Jest w takim podejściu do prawd wiary i zachowania przykazań coś obraźliwego dla Pana Boga. Przecież traktujemy Go w ten sposób, jakby był jakimś potężnym despotą, którego stać na przeprowadzenie swojej woli i który potrafi mocno ukarać tych, co nie chcą Go słuchać.

Bo przypatrzmy się takim na przykład zdaniom: „Musisz wierzyć w Trójcę Świętą, jeśli chcesz być zbawiony”, albo „Musisz uszanować cudzą żonę, bo inaczej czeka cię potępienie wieczne”. Owszem, są to zdania prawdziwe, a przecież bezduszne i zimne. Przeziera z nich przeświadczenie, że do spraw duchowych najskuteczniej można przekonać człowieka groźbą. Jakby nieważne było to, że prawda i dobro mają wartość same w sobie, a im większa prawda, tym większa jej wartość i moc bogacenia. Zdania te jakby sugerują, że o prawdzie i dobru decyduje arbitralna decyzja Pana Boga. I aż się tu prosi o zarzut, że Pan Bóg – mając w swym ręku decyzję o wiecznym losie człowieka – ograbia nas z wolności. A przecież Bóg jest Miłością, jakżeż więc tak można o Nim myśleć i mówić?

Owszem, miłość zna słowo „musisz”, ale jest ono pełne życia i ciepła, bo wcale nie ogranicza naszej wolności, a wręcz przeciwnie. Oczywiście, że musisz uszanować cudzą żonę, bo nie tylko twoje małżeństwo, lecz również małżeństwo twojego bliźniego otoczone jest świętością i duchową godnością, których nie wolno ci podeptać. Bo nakazuje ci to Bóg, który cię kocha i chce twojego dobra. Bo jeśli nie posłuchasz tego przykazania, skrzywdzisz ją, jej męża i dzieci, a na siebie sprowadzisz wewnętrzne rozbicie, które może się zakończyć twoją wieczną niezdolnością do szczęścia.

Oczywiście, że musisz wierzyć w Trójcę Świętą, bo tak wierzy nasza Matka Kościół – najlepsza, natchniona przez Ducha Świętego czytelniczka Ewangelii. Bo bez tej prawdy zupełnie się wypacza nowina o Chrystusie Odkupicielu i o naszym Bożym synostwie. Słowem, bez tej prawdy zagubilibyśmy samą istotę chrześcijaństwa.

Ojcem Jezusa jest sam Ojciec Przedwieczny

Czy musi się wierzyć w to, że Syn Boży urodził się z Dziewicy?” Spróbujmy przede wszystkim zobaczyć, jak wiele Bożej treści zawiera w sobie ten dogmat wiary. Że zaś nie jest to prawda dla chrześcijaństwa drugorzędna, niech świadczy fakt, że umieszczono ją w wyznaniu wiary, a więc wśród najbardziej istotnych prawd wiary.

Cóż więc wyraża ta prawda, że Zbawiciel ludzi przyszedł na świat z dziewiczej Matki, bez udziału mężczyzny? Najlepiej przeczytać o tym wprost z Ewangelii. Otwórzmy pierwszy rozdział Ewangelii św. Łukasza, opis zwiastowania. We fragmencie tym bardzo uwypuklono fakt, że Pan Jezus nie miał ludzkiego ojca. I wyjaśniono duchowe znaczenie tego faktu: Dziecko Maryi „będzie Synem Najwyższego… to, co się narodzi, Święte, będzie Synem Bożym”.

Zatem sprawa jest jasna: Pan Jezus nie miał ludzkiego ojca, bo Jego ojcem jest Ojciec Przedwieczny. Narodził się z Dziewicy, bo nie był zwykłym człowiekiem. Jego istnienie nie zaczęło się – tak jak istnienie każdego z nas – w chwili poczęcia. On jest przedwiecznym Synem Bożym, który dla naszego zbawienia stał się człowiekiem.

Opis zwiastowania pokazuje inny jeszcze sens dziewiczego poczęcia naszego Zbawiciela. Zauważmy, że Ewangelista zestawia okoliczności przyjścia na ten świat Pana Jezusa z takimiż okolicznościami, dotyczącymi Jana Chrzciciela. Otóż Jan Chrzciciel urodził się z niepłodnych i starych rodziców, którzy utracili już nadzieję, że mogą mieć dziecko. W podobnych okolicznościach urodziło się wielu wielkich mężów Bożych Starego Testamentu. Izaak urodził się z niepłodnej Sary; Jakub, protoplasta Izraela – z niepłodnej Rebeki; sprawiedliwy Józef – z niepłodnej Racheli; z niepłodnych matek urodzili się Samson, pogromca Filistynów, i wielki sędzia Samuel.

W Starym Testamencie fakty te wyrażały sens duchowy. Mianowicie Pan Bóg przypominał w ten sposób swojemu ludowi, że wielcy przewodnicy narodu, wielcy obrońcy czy wielcy prorocy są Jego szczególnym darem dla narodu. Oni narodzili się z ludzi, ale w pierwszym rzędzie są darem Bożym.

Otóż spodobało się Bogu, aby w podobnych okolicznościach przyszedł na świat Jan Chrzciciel. Bo ten człowiek był naprawdę wielkim darem dla ludu Bożego, większym nawet niż tamci mężowie ze Starego Testamentu: „Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy nad Jana Chrzciciela” (Mt 11,11).

I okazuje się, że narodzenie Jana jest zaledwie tłem dla wyjaśnienia wspaniałości narodzin Pana Jezusa. Narodzenie z rodziców niepłodnych przekracza nadzieje natury, ale dokonuje się w sposób zgodny z naturą. Tymczasem Syn Boży narodził się z Dziewicy! Bóg raczył posłużyć się tym znakiem, aby pouczyć nas, że Jego Syn jest najszczególniejszym Jego Darem dla ludzi. „Z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło” – jak wyjaśnia inny fragment Ewangelii, w którym też szczególnie podkreślono dziewiczość poczęcia Pana Jezusa (Mt 1,20).

(Pomijam fragment rozważań dotyczących braci Jezusa)

III. Maryja zawsze Dziewica

Jest coś bardzo intrygującego w tym, że Kościół przywiązuje taką wagę do prawdy o dziewictwie Matki Najświętszej. Po raz pierwszy uświadomiłem to sobie, kiedy zorientowałem się, jak mocno drwili sobie z tej prawdy starożytni przeciwnicy chrześcijaństwa. Gdyby dziewictwo Maryi było dla orędzia ewangelicznego tylko jakimś drugorzędnym szczegółem, prawda ta roztopiłaby się w czyśćcowym ogniu kpin i szyderstw, jakie na jej temat wypowiadano. Tymczasem chrześcijanie, odpierając te zarzuty, tym więcej uświadamiali sobie, że wiara w dziewiczość Maryi jest sprawdzianem autentyczności naszej wiary w Chrystusa.

Szyderstwa starożytnych z dziewiczych narodzin Pana Jezusa

Zarzuty szły w dwóch kierunkach. Jedni, dopatrując się podobieństwa do pogańskich opowieści o dziewiczych narodzinach takiej czy innej postaci mitycznej, szydzili sobie: Czym Maryja, przecież zwyczajna i uboga dziewczyna, mogła zachwycić Boga, że chciał mieć z nią dziecko?[1] Kiedyś znów święty Justyn (+166) usłyszał „dobrą radę” pod adresem chrześcijan: Przecież opowieść o dziewiczym urodzeniu Jezusa przypomina mit o dziewicy Danae, która miała dziecko z Zeusem, zatem mądrze zrobicie, jeśli uznacie, że wasz Jezus miał rodziców jak każdy inny człowiek i „przestańcie zmyślać cudowne opowieści, bo się narażacie na zarzut, że błaznujecie tak jak Grecy”[2].

Drugi zarzut sprowadzał się do oszczerczego „wyjaśnienia”, że chrześcijanie dlatego wierzą w dziewicze narodzenie Jezusa, bo próbują w ten sposób zatuszować cudzołóstwo, jakiego miała się dopuścić Maryja, a którego owocem byłby Jezus. „Mąż jej, cieśla – z największą przykrością powtarzam ten zarzut, sformułowany w ewidentnie złej woli – wypędził ją, gdy jej dowiódł cudzołóstwa, a ona, wygnana przez męża i zhańbiona tułała się po świecie, aż potajemnie urodziła Jezusa”[3].

W odpowiedzi na pierwszy zarzut chrześcijanie zwracali uwagę na radykalne niepodobieństwo pogańskich mitów o dziewiczych narodzinach w stosunku do prawdy ewangelicznej o przyjściu na ten świat naszego Zbawiciela. W przekazie ewangelicznym nie ma nawet śladu bluźnierczych pomysłów o seksualnym pożądaniu kobiety przez jakiegoś boga ani o seksualnym złączeniu boga z dziewicą. Dziewicze narodziny Zbawiciela wyrażają natomiast prawdę, której nawet przeczucia nie znajdziemy w mitach pogańskich: że Jezus, prawdziwy człowiek, nie jest zwyczajnym człowiekiem, ale jest Synem samego Boga, a Jego przyjście do nas jest dziełem miłosiernego pochylenia się Boga nad nami, aby nas ratować na życie wieczne.

Z kolei drugi zarzut był szyty tak grubymi nićmi, że wystarczyło zwrócić uwagę na to, że wszystkie bez wyjątku ewangeliczne wzmianki o małżonkach Maryi i Józefie wskazują na idealną wręcz między nimi harmonię (por. Mt 1,18-25; 2,13-15. 19-23; Łk 2,4-7. 16. 33. 39-51). Ponadto, autorzy tego oszczerstwa albo nie wiedzieli, albo z nienawiści o tym zapomnieli, że przed Sanhedryn nigdy nie dopuszczano osób nieprawego łoża (por. Pwt 23,3), zaś Jezus został osądzony również przez ten religijny trybunał, nie tylko przez Piłata.

Maryja pozostała Dziewicą również po urodzeniu Jezusa

Kościół naucza nie tylko tego, że małżeństwo Maryi z Józefem było do końca dziewicze, ale ponadto że rodząc Jezusa, nie utraciła Ona zewnętrznych znamion dziewictwa. Ludzie pytają niekiedy zażenowani taką szczegółowością nauki Kościoła, czy naprawdę musimy w to wierzyć. Zresztą jak to możliwe, skoro urodziła Go jak każda kobieta? I dlaczego Kościół przywiązuje wagę do tego szczegółu?

Otóż faktycznie, tak właśnie Kościół wierzy. Potwierdzamy w ten sposób naszą absolutną pewność, że przez Maryję stała się rzecz jedyna w dziejach, której do końca nie pojmą nawet aniołowie: oto Syn Boży, Bóg prawdziwy, stał się człowiekiem! I to nie jest żaden symboliczny przekaz ani szyfr transcendentalny. Po prostu naprawdę Bóg prawdziwy przyjął ludzką naturę, naprawdę stał się jednym z nas! A stało się to w Maryi i przez Maryję!

Przynajmniej od czasu do czasu warto odnowić w sobie zdumienie, że wejście Syna Bożego do naszej ludzkiej rodziny to coś poniekąd niemożliwego, a przecież stało się to naprawdę! Poetycki wyraz temu zdumieniu dał kiedyś święty Efrem Syryjczyk (+373): „Ogień był w łonie Panny, a nie spłonęła od jego płomienia. Obejmowała rozpalony Ogień, nosiła go bez szwanku. Płomień stał się ciałem i dał się Jej pieścić w rękach”[4].

Już prawie dwieście lat przed Efremem dawał wyraz temu zdumieniu święty Ireneusz (+202), zwracając uwagę na to, że nie ludzie, ale sam Bóg tak chciał, żeby macierzyństwo Maryi było dziewicze: „Ponieważ miało przyjść do ludzi zbawienie, jakiego się nie spodziewali, dlatego za sprawą Boga stało się to przez narodzenie z Dziewicy, jakiego się nie spodziewano. Bóg znak dał w ten sposób i nie człowiek to sprawił”[5].

Żyjący więcej niż tysiąc lat po Ireneuszu święty Tomasz z Akwinu (+1274) – jakby podsumowując naukę setek i tysięcy nauczycieli Kościoła, którzy żyli przed nim, napisze: Chrystus Pan chciał w taki sposób się narodzić, aby „ujawnić zarówno prawdę swego ciała, jak swoją boskość. Aby prawdę swego ciała ujawnić, rodzi się z Kobiety. Lecz aby ujawnić swoją boskość, rodzi się z Dziewicy”[6].

Czy są jakieś teksty biblijne, które by sugerowały, że Maryja, rodząc Jezusa, pozostała dziewicą? Ojcowie Kościoła odwoływali się tu do słów: „Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna” (Mt 1,23). Zgodnie z porządkiem natury, jeżeli poczęła, to znaczy, że nie jest już dziewicą; tym bardziej nie jest dziewicą ta, która urodziła. Tylko w macierzyństwie Maryi miał miejsce ten cud, że jako Dziewica poczęła i jako Dziewica urodziła.

Jeszcze co najmniej trzy inne teksty biblijne dawały Ojcom okazję do kontemplowania tej prawdy, że rodząc się z Maryi, Syn Boży nie naruszył w niej nawet cielesnych znamion dziewictwa. Bardzo tylko proszę o powstrzymanie się od reakcji typu „to mnie nie przekonuje”. Wypowiedzi Ojców, jakie teraz przytoczę, są przecież owocem kontemplowania przez nich tej niepojętej prawdy, że Syn Boży raczył stać się jednym z nas.

Pierwszym z tych tekstów jest proroctwo Izajasza: „Zanim odczuła skurcze porodu, powiła dziecię, zanim nadeszły jej bóle, urodziła chłopca. Kto słyszał coś podobnego?” (Iz 66,7).

Jak wiadomo, duchowe znaczenie tego typu wypowiedzi jest zazwyczaj wielopiętrowe. Fakt faktem, że już święty Ireneusz widzi w tym proroctwie zapowiedź niezwykłych narodzin Emmanuela[7]. Nawet sposobem swojego narodzenia zapowiedział On początek świata nowego, świata wolnego od grzechu i jego następstw (por. Rdz 3,16).

Drugim tekstem (a raczej całym biblijnym tematem), który dawał Ojcom okazję do kontemplowania dziewiczego macierzyństwa Maryi, było postrzeganie w Chrystusie nowego Adama, założyciela nowej ludzkości (m.in. Rz 5,12-21; 1 Kor 15,21n. 45-49). Otóż już narodziny tego nowego Adama – powie święty Grzegorz z Nyssy (+394) – powinny się istotnie różnić od narodzin zwyczajnych grzeszników: „Ponieważ ta, która przez grzech wprowadziła do natury śmierć, została skazana na rodzenie w smutku i boleściach, ze wszech miar słuszną było rzeczą, żeby Matka Życia w radości poczęła i w radości wydała na świat”[8].

Urodziła Tego, który miał zmartwychwstać!

Natomiast zupełnie niezwykłą medytację zostawił nam święty Hieronim (+419), który proroctwo z Ez 44,1-3 o skierowanej na Wschód bramie Świątyni, zamkniętej, bo przeznaczonej dla jednego tylko Pana, odnosi zarówno do Maryi, jak do Grobu, z którego On zmartwychwstał, nie naruszając jego pieczęci:

Słowa: Oto Dziewica pocznie i porodzi, wskazują na to, co się stało. Natomiast słowa: Urodzenie Jego któż wypowie? (Iz 53,8 LXX), podkreślają, że nie pojmiemy sposobu Jego urodzenia. Święta Maryja, Matka i Dziewica – Dziewica przed urodzeniem i Dziewica po urodzeniu. Zdumiewam się, jak to możliwe, że Dziewiczy urodził się z Dziewicy, a po urodzeniu Dziewiczego Matka pozostała Dziewicą. Chcecie wiedzieć, jak to możliwe? Zamknięta była brama (Ez 44,2), a wszedł przez nią Jezus. Nie ma wątpliwości, dlaczego była zamknięta. Ten, który przeszedł przez zamkniętą bramę, nie był zjawą, nie był duchem, prawdziwie był ciałem. Sam powiedział: Dotknijcie i przekonajcie się, bo duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam (Łk 24,39). Miał ciało, miał kości, a brama była zamknięta. Jak przez drzwi zamknięte przeszły kości i ciało? Jak wszedł Ten, którego nie widzimy, ani że wchodzi ani skąd wszedł? Nie wiesz, jak się to stało, zatem przypisz to mocy Bożej. Mocy Bożej to przypisz, że urodził się z Dziewicy, która również po porodzie pozostała Dziewicą”[9].

Myślę, że w świetle tej medytacji nawet nietaktem wobec Matki Najświętszej byłoby przekonywanie kogokolwiek, że wytrwała ona w dziewictwie aż do końca życia. „W dramacie zbawienia nie jest tak – napisał kiedyś kard. Ratzinger – że Maryja miałaby jakąś rolę do odegrania, aby potem zejść ze sceny, jak ktoś, kogo występ się skończył”. Dokładnie tak widział rolę Maryi zwalczający jej kult cesarz Konstantyn V (740-775), znany niszczyciel świętych obrazów. Porównywał on wulgarnie Matkę Bożą do mieszka, który jest cenny tylko wtedy, kiedy jest w nim złoto. Jej znaczenie – zdaniem tego bluźniercy – skończyło się z chwilą urodzenia Syna i podobnie jak mieszek, w którym nie ma złota, stała się ona bezwartościowa. Jasno widać, że niczego ten człowiek nie rozumiał na temat miłości Boga do człowieka.

Zatem to nie przypadek, że prawdę o wiecznym dziewictwie Maryi Kościół musiał przypominać zwłaszcza w okresach zagrożenia prawdy o Chrystusie – w czasach zmagań z nestorianizmem, monofizytyzmem, monoteletyzmem oraz ikonoklazmem. Święty papież Leon Wielki takie oto zdanie umieścił w swoim liście chrystologicznym do patriarchy Konstantynopola Flawiana, jaki napisał w roku 449 w obliczu zagrożenia monofizyckiego: „Poczęty zaś został [Pan nasz Jezus Chrystus] z Ducha Świętego w łonie Dziewicy-Matki, która tak Go wydała na świat bez naruszenia swego dziewictwa, jak Go w nienaruszonym dziewictwie niegdyś poczęła”. A warto wiedzieć, że Sobór Chalcedoński uznał ten list za swój własny dokument[10].

Odrzucając boskość Jezusa, nie da się wierzyć w dziewictwo Jego Matki

W historii upominania się Stolicy Apostolskiej o prawdę maryjną nie zabrakło nawet polskiego akcentu. Mianowicie papież Paweł IV w bulli dogmatycznej z 7 sierpnia 1555 przestrzega wiernych przed nauką szerzącego się w Polsce i Czechach socynianizmu: „[W trosce o wiernych upominamy] tych, którzy twierdzą, że nasz Zbawiciel nie został poczęty według ciała za sprawą Ducha Świętego w łonie świętej i zawsze Dziewicy Maryi, lecz jak inni ludzie i z nasienia Józefa, albo że Najświętsza Maryja Panna nie jest prawdziwą matką Boga i nie pozostała w nienaruszonym dziewictwie przed narodzeniem, przy narodzeniu i po narodzeniu”.

Trudno zaś się dziwić, że socynianie odrzucali kult Maryi, skoro zwątpili w boskość Chrystusa Pana. Przy okazji warto przypomnieć, że gorąca dyskusja o Skład Apostolski, jaka miała miejsce w protestanckiej teologii niemieckiej w roku 1892, a która dotyczyła pytania, czy można być chrześcijaninem, nie wierząc w dziewictwo Matki Najświętszej, ogromnie wzmocniła tzw. teologię liberalną, która już wkrótce zaczęła szerzyć w tamtym środowisku zwątpienie w samego Chrystusa.

Zmierzajmy do końca. Niekiedy prawda dziewictwa Maryi budzi następującą trudność: Przecież współżycie małżeńskie zostało pomyślane przez samego Stwórcę jako znak i sposób okazywania wzajemnej miłości, i dotyczy to każdego zwyczajnego małżeństwa.

W odpowiedzi na ten argument zauważmy: Związek Maryi i Józefa nie był zwyczajnym małżeństwem. Tym Dwojgu sam Ojciec Przedwieczny powierzył swojego Syna. Nie podrzucił, tylko powierzył, tzn. i Maryja i Józef świadomie podjęli posługę rodzicielską wobec Syna Bożego, kiedy raczył stać się dla nas wszystkich Synem Człowieczym. Nie da się nawet wyobrazić, że tak niepojęte powołanie było tylko jednym z wielu ich obowiązków małżeńskich. Posługa rodzicielska wobec Jezusa stała się niewątpliwie całym sensem małżeństwa Maryi i Józefa. Znakiem tego była dozgonna dziewiczość ich związku.

Święty Tomasz z Akwinu podaje cztery wielkie argumenty, dlaczego powinniśmy odrzucić wszelkie pomysły, jakoby po urodzeniu Syna Maryja podjęła współżycie małżeńskie:

  1. Uwłaczałoby to Chrystusowi, gdyby On, Jednorodzony Syn Ojca, nie był jedynym Synem Maryi jako najdoskonalszy jej Owoc”.

  2. Błąd ten wyrządza krzywdę Duchowi Świętemu, którego przybytkiem było to dziewicze łono, w którym ukształtowało się ciało Chrystusa; nie godziło się, żeby później zostało ono znieważone przez współżycie z mężem”.

  3. Uwłaczałoby to godności i świętości Matki Bożej. Okazałaby się ona największą niewdzięcznicą, gdyby nie zadowoliła się takim Synem i gdyby zdecydowała się utracić przez współżycie małżeńskie to dziewictwo, które zostało w niej cudownie zachowane”

  4. Byłoby to przypisywaniem Józefowi wielkiej zuchwałości, gdyby usiłował sprofanować tę, o której od anioła wiedział, że z Ducha Świętego poczęła Boga”[11].

    Ks. Jacek Salij OP

Przypisy

[1] Tak szydził, w swojej opublikowanej w roku 177 książce, niejaki Celsus z Aleksandrii, por. Orygenes, Przeciw Celsusowi, 1,39.

[2] Święty Justyn, Dialog z Żydem Tryfonem, 1,67,2.

[3] Por. Orygenes, Przeciw Celsusowi, 1,28.

[4] Ojcowie Kościoła greccy i syryjscy, Teksty o Matce Bożej, tłum. Wojciech Kania, „Beatam me dicent” t.1, Niepokalanów 1981 s. 44.

[5] Święty Ireneusz, Zdemaskowanie i zbicie fałszywej wiedzy, 3,21,6. Obszerne rozdziały 21 i 22 trzeciej księgi tego dzieła poświęcone są w całości tematowi dziewiczego macierzyństwa Maryi.

[6] Święty Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, 3 q. 28 a. 2 ad 2.

[7] Święty Ireneusz, Wykład nauki apostolskiej, 54.

[8] Święty Grzegorz z Nyssy, Homilia 13 do Pieśni nad pieśniami.

[9] Święty Hieronim, Homilia na Jana Ewangelistę, 1,1-14.

[10] Lista oficjalnych przypomnień Kościoła, że wierzymy w wieczne dziewictwo Matki Bożej jest długa: list papieża Hormizdasa z 26 marca 521 do cesarza Justyna, Kanon 3 Soboru Konstantynopolskiego II (553), list papieża Pelagiusza I z 3 lutego 557 do króla Childeberta, Kanon 3 Synodu Laterańskiego z roku 649 odbytego pod przewodnictwem świętego papieża Marcina I, symbol wiary Synodu Toletańskiego XVI z roku 693, itd.

[11] Święty Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, 3 q. 28 a. 3.

(Źródło: http://teologia.jezuici.pl/dziewicze-poczecie-syna-bozego/ )

……………………………………………………………………

Ćwiczenia z ateizmu. Część 41 „Europa nie jest chrześcijańska!”

Biskupi i kościelni autorzy co chwila przypominają nam o chrześcijańskich korzeniach Europy. Sugerują wręcz, że wszystko, co cenne, zawdzięczamy Kościołowi i chrześcijaństwu. To nieprawda. Europa ma za sobą chrześcijańską przeszłość, ale współcześnie podstawą tożsamości i cywilizacji europejskiej są prawa człowieka, świecka kultura oraz nauka. Osiągnięć tych nie zawdzięczamy Kościołowi ani chrześcijaństwu.

I. Prawa człowieka

Prawa człowieka sformułowano i ogłoszono w wieku XVIII. Kościół katolicki sprzeciwiał się im aż do połowy XX w., przestał je negować dopiero od drugiego soboru watykańskiego (1962-1965). Dziś kościelni autorzy próbują głosić, że prawa człowieka zawdzięczamy chrześcijaństwu i Kościołowi.

1. Trochę historii: Pierwsza Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela została przyjęta przez francuskie Zgromadzenie Narodowe w 1789 r. (pełny tekst Deklaracji zamieszczam na końcu – warto przeczytać). Prawa człowieka są też podstawą Konstytucji Stanów Zjednoczonych Ameryki z tego samego okresu.

Szaleńczy sprzeciw władz Kościoła katolickiego budziła zasada wolności słowa i przekonań, w tym swoboda wyboru religii lub niewyznawania żadnej. Sprzeciwiano się zasadzie oddzielenia państwa i kościoła. Władze kościelne domagały się uprzywilejowanej pozycji dla religii katolickiej, dla siebie oraz dla swoich wyznawców. Państwo miało służyć Kościołowi, miało być państwem katolickim, analogicznie jak dziś mamy państwo islamskie w Arabii Saudyjskiej i Iranie. Żądano, by prawo obowiązujące w państwie było podporządkowane zasadom uznawanym przez władze kościelne. Wszystkie te dążenia władz kościelnych pozostawały w sprzeczności z prawami człowieka. Władze kościelne trwały w sprzeciwie wobec praw człowieka aż do połowy XX w.

Dokumenty kościelne, które wyrażają najpełniej stanowisko władz kościelnych w kwesttiach praw człowieka, to: oświadczenie Piusa VI Quod aliquatum z 1791 r. oraz encykliki: Grzegorza XVI Mirari vis, 1832 r.; Piusa IX Quanta cura wraz z syllabusem, 1864 r.; Leona XIII Immortale Dei, 1885 i Libertas 1888 r.

Dłuższe cytaty zajęłyby zbyt dużo miejsca, więc jak najkrócej:

Leon XIII sprzeciwia się zasadzie, zgodnie z którą „każdemu zostawi się wszelką wolność w kwestiach religii, wolność obrania sobie tej, którą woli, lub nieobrania żadnej”. Pius IX odrzuca pogląd, że Kościół ma być oddzielony od państwa, a państwo od Kościoła”. Według papieża katolicyzm ma być religią państwową. Odrzuca on pogląd, że „W naszej epoce nie jest już użyteczne, by religia katolicka miała status jedynej religii państwowej”. Nie zgadza się też z poglądem, że „Wiedza filozoficzna i moralna oraz świeckie ustawy mogą i powinny być niezależne od autorytetu Boga i Kościoła”. (linki do encyklik podaję na końcu).

Władze kościelne uznały prawa człowieka dopiero na drugim soborze watykańskim (1962-1965), gdyż dalsze ich negowanie groziło Kościołowi marginalizacją. Najtrudniej przyszło hierarchom kościelnym uznanie prawa każdego człowieka do wyboru religii, którą chce wyznawać, lub do niewyznawania żadnej.

2. Etyka i polityka praw człowieka: Prawa człowieka to nie tylko przepisy prawne. Są to zasady etyczne przekładane na język przepisów prawa. Mają one charakter świecki, nie odwołują się do boga, religii, objawienia lub pism świętych.

W największym skrócie zasady świeckiej etyki praw człowieka można przedstawić następująco: wolność ograniczona tylko wolnością innych; wolność przekonań, słowa, druku, stowarzyszeń i zgromadzeń, w tym wolność do wyznawania wybranej religii lub niewyznawania żadnej; równe traktowanie bez względu na narodowości, rasę, światopogląd, przekonania, religię, płeć, orientację seksualną, majątek; prawo do wolności osobistej i do sprawiedliwego procesu; prawo do regularnych wolnych wyborów władz państwowych; zakaz tortur; zakaz niewolnictwa i poddaństwa; współcześnie bardzo wysoką rangę zyskują prawa socjalne.

U podstaw etyki praw człowieka leży idea ograniczenia krzywd doświadczanych przez ludzi w życiu społecznym.

3. Sprzeczności: Wydawać by się mogło, że między świecką etyką praw człowieka a etyką katolicką czy chrześcijańską nie powinno być dziś sprzeczności. Tak jednak nie jest. Dlaczego? Prawa człowieka ustalane są przez opinię publiczną i władze demokratycznych państw. Natomiast zasady etyki katolickiej ustalane są przez władze Kościoła, powołujące się na Pismo Święte. Stąd liczne sprzeczności między etyką i polityką praw człowieka a etyką, której nauczają kościoły.

Fundamentalna sprzeczność dotyczy wiary/niewiary w Boga. Dekalog i ewangelie zawierają na pierwszym miejscu nakaz wiary w Boga – i to wiary w Boga jedynie rzekomo prawdziwego, jakim jest bóg występujący w Biblii. Na tej podstawie Kościół katolicki uznaje brak wiary w Boga, czyli ateizm, za grzech i zło. W aktualnym Katechizmie czytamy:Ateizm, odrzucając lub negując istnienie Boga, jest grzechem przeciw cnocie religijności” (pkt 2125).

Natomiast etyka praw człowieka nie ocenia ateizmu jako czegoś złego. Prawa człowieka od samego początku (XVIII w.) zawierały zasadę wolności przekonań i wyznania, w tym niewyznawania żadnej religii. Ponadto ze świeckiego punktu widzenia religijność nie jest cechą pozytywną, nie jest żadną cnotą moralną. Często wiąże się z niemądrą dewocją, bigoterią, przesądami, fanatyzmem i agresywnym dążeniem do narzucania swoich przekonań innym.

Etyka praw człowieka oraz etyka kościelna odmiennie/sprzecznie oceniają prawo do rozwodów, stosowanie środków antykoncepcyjnych, seksualne stosunki pozamałżeńskie i homoseksualne, prawo do zawierania małżeństw homoseksualnych, prawo do aborcji. Także w sprawach równego traktowania kobiet i mężczyzn nie ma zgody (biskupi i chrześcijańscy autorzy negatywnie oceniają badania i programy inspirowane etyką praw człowieka, piętnując je jako „ideologię gender”). Sprzeczne oceny dotyczą także dokumentów prawnych, odnoszących się do kwestii etyki i praw człowieka. Przykładem jest tzw. konwencja antyprzemocowa (Konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej z 2011r.).

II. Świecka kultura

Jan Paweł II trafnie zauważył: „w połowie ubiegłego tysiąclecia rozpoczął się, a od XVIII w. rozwinął na szeroką skalę proces laicyzacji, zmierzający do wykluczenia Boga i chrześcijaństwa z wszystkich dziedzin życia ludzkiego. Wynikiem tego procesu były często agnostyczny lub ateistyczny laicyzm i sekularyzacja, a więc zdecydowane i totalne wykluczenie Boga i naturalnego prawa moralnego z wszystkich dziedzin ludzkiego życia. W ten sposób religia chrześcijańska została zepchnięta do prywatnej sfery życia człowieka” (link na końcu). Naturalne prawo moralne, o którym mówi papież, to – mówiąc najkrócej – zasady moralne, które podaje Kościół jako pochodzące od Boga.

Papież oczywiście boleje nad tym, że religia chrześcijańska traci na znaczeniu. Nie powinien to być dla nas powód do zmartwień.

1. Transformacja kultury europejskiej: W czasach nowożytnych Europa przeszła wielką przemianę. Zamiast kultury zdominowanej przez religię, powstała dynamicznie rozwijająca się kultura świecka. Przełomową rolę w tym procesie odegrało w XVIII w. Oświecenie, a później swoiste moralne przebudzenie w krajach zachodnich po II wojnie światowej. Dzięki tym przemianom religia zeszła na plan dalszy, zaś centralne miejsce zajęła świecka kultura, etyka i polityka praw człowieka, oraz nauka.

Kraje, które tych przemian nie przechodziły, lub przechodziły z opóźnieniem, podlegały cywilizacyjnemu zastojowi lub regresowi. Kraje zachodnie, gdzie przemiany te miały swój matecznik, zyskały dominującą pozycję w świecie.

Upadek chrześcijaństwa i Kościoła będzie postępował. We współczesnym społeczeństwie coraz bardziej tracą wiarygodność starożytne mity religijne, na których zbudowane jest chrześcijaństwo. Ujawnia się nonsensowność wiary w „życie po śmierci”, w pośmiertne potępienie i zbawienie, w sąd ostateczny, po którym ma nastąpić koniec obecnego świata. Traci wiarygodność mit głoszący, że Jezus był synem Boga, narodził się z dziewicy, a po ukrzyżowaniu zmartwychwstał. Odchodzi w przeszłość wiara, że Pismo Święte zawiera prawdy objawione przez Boga. Samo pojęcie Boga jest coraz częściej postrzegane jako starożytny mit, albo wręcz jako oszustwo lub urojenie. W wielu krajach zachodnich już dziś większość stanowią osoby niereligijne („Nowy sondaż o religijności w Europie Zachodniej” i  „Wiara w Boga w Unii Europejskiej” – linki na końcu).

Kulturotwórcze znaczenie mitów religijnych należy w Europie i krajach zachodnich do przeszłości. Kościoły będą trwać, ale ich rola będzie coraz bardziej marginalna. Będzie podobna do roli, jaką dziś odgrywają świadkowie Jehowy, czyli dziwactwa.

2. Atrakcyjność świeckiej kultury zachodniej: Kościelni autorzy i konserwatyści często mówią o upadku kultury europejskiej czy też zachodniej. Powinni raczej martwić się o siebie i religię. Świecka kultura zachodnia ma się dobrze i jest atrakcyjna. Ma swój, jak można by powiedzieć, sex appeal, który działa.

Wywiera ona olbrzymi wpływ także na kraje islamskie i na muzułmanów. Mimo ożywienia religijnego na gruncie islamu, mimo nawróceń na islam, mimo zbrodniczej recydywy islamskiego fundamentalizmu, warto też odnotowywać zmiany pozytywne. Np. w wielu krajach islamu na tamtejszych uniwersytetach kobiety stanowią olbrzymią część wśród studiujących, a w niektórych krajach nawet większość. Uświęcona tradycją rola kobiet zmienia się, często mimo szaleńczego oporu tamtejszego kleru i fundamentalistów. Powoli zmienia się obyczajowość.

Podam ciekawy przykład atrakcyjności kultury zachodniej. W sondażach, przeprowadzonych w krajach muzułmańskich przez renomowany amerykański ośrodek badawczy Pew Research Center, pytano: Które z poniższych stwierdzeń jest najbliższe Twoim poglądom: 1. Lubię zachodnią muzykę, filmy i telewizję; 2. Nie lubię zachodniej muzyki, filmów i telewizji.

Na ogół 30-50% muzułmanów wybierało odpowiedź „LUBIĘ” (badania przeprowadzono na próbach reprezentatywnych).

Oto wyniki dotyczące dużych krajów muzułmańskich (pierwsza liczba to procent odpowiadających LUBIĘ, druga NIE LUBIĘ; dane dotyczą muzułmanów, nie ogółu ludności): Maroko 52/44 ; Nigeria 51/45 ; Kenia 50/49 ; Turcja 49/42 ; Indonezja 42/55 ; Irak 40/58 ; Palestyna 37/61 ; Jordania 36/63 ; Egipt 33/63 ; Bangladesz 30/66 ; Pakistan 20/76 (procenty nie sumują się do 100, kilka procent pytanych wybierało odpowiedź nie wiem, lub odmówiło odpowiedzi). Link do raportu z badań podaję na końcu.

Również muzułmańscy imigranci nie są impregnowani na kulturę europejską. Zasięg akceptacji i dostosowania się do europejskiego otoczenia jest wśród nich znaczny, chociaż są oczywiście środowiska, które stwarzają poważne problemy. Trzeba jednak powiedzieć wyraźnie, że wizja islamizacji Europy jest prawicowym oszołomstwem.

III. Nauka

W epoce nowożytnej i współcześnie kraje zachodnie stały się głównym centrum rozwoju nauki. Trudno nie doceniać roli, jaką odegrało to w kształtowaniu cywilizacji, kultury i tożsamości europejskiej.

Kościelni autorzy próbują przedstawić rozwój nauki jako zasługę Kościoła i chrześcijaństwa. A to nieprawda. O zasługach Kościoła można mówić co najwyżej w odniesieniu do średniowiecza. To dawne czasy. Faktem jest, że nieliczni ludzie, którzy w średniowieczu zajmowali się nauką, byli najczęściej księżmi i zakonnikami. Również na zakładanych wówczas uniwersytetach dominowali duchowni, ale nie prowadzono tam badań naukowych. Kościół zakładał szkoły przy katedrach, zakonach i parafiach, jednak ich celem było dość elementarne kształcenie oraz indoktrynacja religijna.

Trzeba też powiedzieć (a jest to bardzo ważne!!), że religia chrześcijańska nie motywowała do podejmowania badań naukowych. Motywowała wiarę w Boga, pobożność; nie motywowała do zajmowania się nauką. Chrześcijaństwo kierowało myśli człowieka ku sprawom nadprzyrodzonym, ku Bogu i życiu wiecznemu, a nie ku nauce w dzisiejszym rozumieniu. Chrześcijaninowi łatwiej było zostać świętym niż naukowcem.

1. Bez kościołów i księży: Od XVI w. w Europie Zachodniej nauka rozwija się w coraz większej mierze poza Kościołem. Wśród osób zajmujących się nauką jest coraz mniej księży i zakonników. W XIX w. udział Kościoła, księży i zakonników w rozwoju nauki staje się śladowy. Wśród naukowców są oczywiście osoby religijne, ale ich osiągnięcia nie są zasługą kościołów czy religii.

Można uznać za fakt symboliczny, że Galileusz (1564-1642), najwybitniejsza postać wczesnego okresu rozwoju nauki nowożytnej, był osobą świecką. Wykształcenie zdobył, a następnie był wykładowcą na uniwersytetach w Pizie i w Padwie, które cieszyły się niezależnością od Kościoła. Popadł natomiast w konflikt z władzami kościelnymi i o mało nie został spalony żywcem na stosie. Powód? Był zwolennikiem Kopernikowskiego heliocentryzmu i z tego powodu został oskarżony o herezję. Galileusz był rewelacyjny także w życiu prywatnym. Ze swoją partnerką, z którą miał troje dzieci, nigdy nie wziął ślubu.

Od XVI w. nauka rozwija się dzięki powstaniu niezależnych od kościołów środowisk badaczy, akademii i towarzystw naukowych. Kościoły tracą wpływ na działalność uniwersytetów.  Kluczową rolę w rozwoju nauki zaczęły odgrywać takie niezależne od kościołów instytucje, jak Paryska Akademia Nauk, Królewskie Towarzystwo w Londynie dla Rozszerzania Wiedzy o Przyrodzie, Pruskie Towarzystwo Nauk, Niemiecka Akademia Przyrodników Leopoldina. O ile jeszcze w XVII w. władze kościelne mogły skutecznie nękać niepokornych badaczy, to stopniowo traciły te możliwości. Wsparcia nauce dostarczali natomiast monarchowie i władze państwowe.

Utrata wpływu kościołów na uniwersytety i naukę była jedną z tych okoliczności, które zdecydowanie sprzyjały rozwojowi nauki. Dotyczyło to zarówno nauk przyrodniczych, jak też społecznych i humanistycznych.

W XIX w., chociaż nie dziś, wśród naukowców większość stanowiły przypuszczalnie osoby religijne, ale ich osiągnięcia naukowe nie były żadną zasługą kościołów czy też chrześcijaństwa. Nie ma związku przyczynowego między religijnością a osiągnięciami naukowymi, tak jak np. nie ma związku przyczynowego między kolorem włosów a osiągnięciami w nauce. Przytaczanie nazwisk naukowców, którzy byli religijni czy też deklarowali wiarę w Boga, nie jest argumentem na rzecz tezy, że naukę zawdzięczamy religii czy chrześcijaństwu.

2. Coraz mniej naukowców religijnych: Od XIX w. wśród naukowców przybywa osób niereligijnych i ateistów. Religijność naukowców słabnie, ale nauka rozwija się coraz szybciej. Jak widać, szerzący się wśród naukowców „grzech ateizmu” i zanik „cnoty religijności” nie powodują złych skutków.

W okresie Oświecenia (XVIII w.) duże znaczenie zyskuje deizm, tj. przekonanie lub założenie, że istnieje nadzwyczajna siła, która stworzyła świat i utrzymuje go w ruchu. Tę supersiłę nazywa się bogiem, ale nie jest to bóg osobowy, nie opiekuje się on ludźmi. Odrzucane są kościelne dogmaty. Wiara w Jezusa, który narodził się z dziewicy, po śmierci zmartwychwstał itd., postrzegana jest jako przesąd religijny. Nie dziwota, że kościoły chrześcijańskie do dziś potępiają deizm.

Obecnie wśród naukowców zdecydowaną większość stanowią osoby niewierzące w Boga. Religijni autorzy podają często nieprawdziwe dane dotyczące przekonań naukowców. Wymienia się nazwiska wybitnych religijnych naukowców, poczynając od Kopernika (XV/XVI w.), sugerując w ten sposób, że również dziś wybitni naukowcy są powszechnie religijni. Tak nie jest („Ilu naukowców wierzy w Boga?” – link na końcu).

Często podawane są kłamliwe informacje. Np. wymienia się Alberta Einsteina jako wierzącego w Boga. Tymczasem Einstein wypowiedział się w tej sprawie wyraźnie: „Słowo =Bóg= jest dla mnie niczym więcej niż wyrazem i wytworem ludzkiej słabości, a Biblia zbiorem dostojnych, ale jednak prymitywnych legend, ponadto dość dziecinnych. Żadna interpretacja, niezależnie od tego, jak subtelna, nie może tego zmienić”. Religijni autorzy dokonują nadużycia przedstawiając Einsteina jako wierzącego w Boga. Einstein był niereligijny, używał słowa „bóg” jako metafory („Kim jest Bóg?” – link na końcu).

Wkład Kościoła w rozwój współczesnej nauki jest żaden. Co najwyżej można powiedzieć, że niektórzy naukowcy deklarujący religijność uczestniczą w jej rozwoju. Kościół próbuje natomiast dostosować religijne przekonania i katechizm do osiągnięć nauki. Między nauką a religią istnieje jednak przepaść, której nie da się zasypać. Wyeliminowanie sprzeczności jest niemożliwe.

3. Sprzeczność między religią a nauką: Kościelni teolodzy mówią często, że między nauką a religią chrześcijańską nie ma sprzeczności, bo zajmują się one odmiennymi dziedzinami rzeczywistości: religia rzeczywistością nadprzyrodzoną, zaś nauka przyrodą, rzeczywistością doczesną.

Jest to pogląd fałszywy.

Chrześcijańskie „prawdy”, podawane przez kościoły do wierzenia, dotyczą także przyrody, rzeczywistości fizycznej oraz człowieka jako istoty biologicznej. Zainteresowania religii i nauki w znacznym zakresie pokrywają się. Natomiast istnieje ewidentna sprzeczność między tym, co religia oraz nauka mówią o świecie, przyrodzie i człowieku.

Przykłady? Ależ oczywiście.

Religia chrześcijańska głosi, że świat, który znamy, zakończy swe istnienie wraz z powtórnym przyjściem Jezusa i sądem ostatecznym. Jest to sprzeczne z wszelkimi naukowymi teoriami dotyczącymi przyszłości Ziemi i świata. Z punktu widzenia nauki to nonsens albo – delikatniej mówiąc – mit religijny.

Kościół głosi jako fakt, nie jako przenośnię, że choroby i śmierć to skutek grzechu pierworodnego, tj. nieposłuszeństwa Bogu, jakiego dopuścić się mieli pierwsi ludzie (takie banialuki, jak i inne tu wymienione, zawierają także szkolne podręczniki religii).

Kościół katolicki wprawdzie nie zaprzecza już ewolucji w przyrodzie, ale twierdzi, że powstanie człowieka to efekt ingerencji Boga w proces ewolucji, albo że Bóg jest obecny w procesie ewolucji. Nauka tego nie uznaje, ale Kościół głosi swoje.

Według Kościoła istnieje Bóg osobowy, który stworzył świat i zajmuje się ludźmi. W życie ludzi mają też ingerować aniołowie i złe duchy, demony. Kościół twierdzi też, że człowiek ma duszę nieśmiertelną daną mu przez Boga.

Wszystkie te twierdzenia kościołów chrześcijańskich dotyczą nie tylko rzeczywistości nadprzyrodzonej, ale także ziemskiej. Nauka tych kościelnych „prawd” nie uznaje. Są one sprzeczne z wiedzą naukową. Nie są to nawet hipotezy, przypuszczenia, bo sensowna naukowa hipoteza musi opierać się na wynikach badań naukowych. Nie wszystko, co komukolwiek przyjdzie do głowy, można traktować jako hipotezę. Często są to fantazje, mity, urojenia lub pospolite androny.

Słowo na zakończenie

Europa ma chrześcijańską przeszłość, ale chrześcijaństwo nie inspirowało rozwoju świeckiej kultury, świeckiej etyki, praw człowieka, nauki. Osiągnięć tych nie zawdzięczamy chrześcijaństwu ani Kościołowi.

Współczesna cywilizacja europejska nie ma chrześcijańskich korzeni i nie zawdzięczamy jej kościołom. Jest rezultatem właściwej ludziom skłonności do poznawania i przekształcania otoczenia, oraz wielu sprzyjających okoliczności, które są przedmiotem badań historyków. Chrześcijaństwo i kościoły nie inspirowały rozwoju świeckiej kultury, świeckiej etyki, praw człowieka, nauki, czyli fundamentów współczesnej cywilizacji europejskiej. A dziś chrześcijaństwo przypomina język, którym mówi coraz mniej ludzi. – Alvert Jann

……………………………………………………………………..

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ : Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc „pierwszego”, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się.

– Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się w tej chwili kilkadziesiąt artykułów, m.in.:

Sprzeczności między nauką a religią: 10 przykładów” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/sprzecznosci-miedzy-nauka-a-religia-10-przykladow/

„Ilu naukowców wierzy w Boga?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/ilu-naukowcow-wierzy-w-boga/

Nowy sondaż o religijności w Europie Zachodniej” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/nowy-sondaz-o-religijnosci/

Wiara w Boga w krajach Unii Europejskiej” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/wiara-boga-krajach-unii-europejskiej/

Teoria Boga krótko wyłożona” https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teoria-boga-krotko-wylozona/

Co to jest płeć kulturowa (gender)?” https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/co-to-jest-plec-kulturowa/

Pismo Święte jakiego nie znacie” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/pismo-swiete-jakiego-nie-znacie/ – o ukrywanych stronach Biblii.

……………………………………………………………………..

Źródła cytatów:

– Jan Paweł II: Europa potrzebuje Jezusa Chrystusa – https://opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/przemowienia/alcidedegasperi_23022002.html

– Encykliki Leona XIII i Piusa IX – https://opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/leon_xiii/encykliki/immortale_dei_01111885.html ; https://opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/pius_ix/inne/syllabus_08121864.html

– Katechizm Kościoła Katolickiego – http://www.katechizm.opoka.org.pl/

Czy Albert Einstein wierzył w Boga? – http://wyborcza.pl/1,75400,12641586,Czy_Albert_Einstein_wierzyl_w_Boga_.html

– Raport Pew Research Center – http://www.pewforum.org/2013/04/30/the-worlds-muslims-religion-politics-society-science-and-popular-culture/

……………………………………………………………………….

DEKLARACJA PRAW CZŁOWIEKA I OBYWATELA

z 26 sierpnia 1789 r. 

    Przedstawiciele Ludu Francuskiego, ukonstytuowani w Zgromadzenie Narodowe, uważając, że nieznajomość, zapomnienie i lekceważenie Praw Człowieka są jedynymi przyczynami nieszczęść publicznych i nadużyć rządów, postanowili przedstawić w uroczystej Deklaracji naturalne, niezbywalne i święte prawa Człowieka w celu, aby ta Deklaracja stale obecna wśród członków społeczeństwa, przypominała im nieustannie ich prawa i obowiązki, aby akty Władzy Ustawodawczej i Wykonawczej mogły być w każdej chwili porównywane z celem każdej instytucji państwowej i były dzięki temu bardziej szanowane; aby żądania obywateli oparte odtąd na zasadach prostych i niewątpliwych były ukierunkowane zawsze na utrzymanie Konstytucji i szczęścia ogólnego. 
    Wobec powyższego, Zgromadzenie Narodowe uznaje i deklaruje, w obecności i pod auspicjami Istoty Najwyższej, następujące prawa Człowieka i Obywatela.

Artykuł I
Ludzie rodzą się i pozostają wolni i równi w swych prawach. Zróżnicowania społeczne mogą być oparte wyłącznie na pożytku powszechnym.

Artykuł II
Celem każdej organizacji politycznej jest zachowanie naturalnych i nieprzedawnialnych praw człowieka. Prawami tymi są: wolność, własność, bezpieczeństwo i opór przeciwko uciskowi.

Artykuł III
Źródło wszelkiego zwierzchnictwa spoczywa całkowicie w Narodzie. Żadne ciało, żadna jednostka nie może wykonywać władzy, która nie pochodzi wyraźnie od Narodu.

Artykuł IV
Wolność polega na możności czynienia wszystkiego, co nie szkodzi drugiemu; w ten sposób wykonywanie praw naturalnych każdego człowieka nie ma innych granic niż te, które zapewniają korzystanie z takich samych praw innym członkom społeczeństwa. Granice te może określać tylko ustawa.

Artykuł V
Ustawa może zabraniać tylko takiego postępowania, które szkodzi Społeczeństwu. Wszystko, co nie jest zabronione przez ustawę, nie może być zakazane i nikt nie może być zmuszony do czynienia tego czego ustawa nie nakazuje.

Artykuł VI
Ustawa jest wyrazem woli powszechnej. Wszyscy Obywatele mają prawo brać osobiście lub za pośrednictwem swych przedstawicieli udział w jej tworzeniu. Powinna ona być jednakowa dla wszystkich, zarówno kiedy broni jak też kiedy karze. Wszyscy obywatele są równi wobec prawa i mają równy dostęp do wszystkich godności, stanowisk i funkcji publicznych, zależnie od ich uzdolnień i z zachowaniem tylko takich różnic, które wynikają z ich cnót i talentów.

Artykuł VII
Nikt nie może być oskarżony, zatrzymany ani więziony bez podstaw prawnych określonych w ustawie i z zachowaniem form przez nią wskazanych. Ci, którzy oddziałują, wydają, wykonują lub zlecają wykonanie rozkazów arbitralnych, winni być ukarani; lecz każdy obywatel wezwany lub zatrzymany na podstawie ustawy winien natychmiast okazać posłuszeństwo; stawiając opór staje się winnym.

Artykuł VIII
Ustawa może ustanawiać tylko takie kary, które są oczywiście i ściśle niezbędne, nikt nie może być karany inaczej jak tylko na podstawie ustawy uchwalonej i ogłoszonej przed popełnieniem przestępstwa i legalnie stosowanej.

Artykuł IX
Każdy człowiek jest uważany za niewinnego aż do momentu gdy zostanie uznany winnym. Jeżeli konieczne okaże się jego zatrzymanie, każde zastosowanie rygorów, które nie są niezbędne dla zabezpieczenia jego osoby, winno być surowo karane przez ustawę.

Artykuł X
Nikt nie powinien być niepokojony z powodu swoich przekonań, także religijnych, pod warunkiem że ich wyrażanie nie zakłóca porządku publicznego ustanowionego na podstawie ustawy.

Artykuł XI
Swobodne wyrażanie myśli i poglądów jest jednym z najcenniejszych praw Człowieka: każdemu Obywatelowi przysługuje więc wolność słowa, pisma i druku, a odpowiada tylko za nadużycie tej wolności w przypadkach określonych w ustawie.

Artykuł XII
Zagwarantowanie praw Człowieka i Obywatela wymaga istnienia publicznej siły zbrojnej: siła ta jest więc ustanowiona w interesie wszystkich, a nie tylko dla wygody tych, którym została powierzona.

Artykuł XIII
W celu utrzymania publicznej siły zbrojnej oraz dla pokrycia wydatków administracji niezbędny jest podatek powszechny. Powinien on być równo rozłożony na wszystkich Obywateli stosownie do ich możliwości.

Artykuł XIV
Wszyscy Obywatele mają prawo stwierdzać, osobiście lub za pośrednictwem swych przedstawicieli, niezbędność podatku publicznego, wyrażania nań zgody w sposób swobodny, czuwania nad jego wykorzystaniem, ustalania jego wysokości, podstawy wymiaru, sposobu pobierania i czasu trwania.

Artykuł XV
Społeczeństwo ma prawo żądać sprawozdania z działalności od każdego urzędnika publicznego.

Artykuł XVI
Społeczeństwo, w którym nie ma gwarancji poszanowania praw ani ustanowienia podziału władz nie ma Konstytucji.

Artykuł XVII

    Własność jest prawem nietykalnym i świętym, nikt nie może być go pozbawiony, z wyjątkiem przypadku, gdy wymaga tego konieczność publiczna prawnie uznana, ale pod warunkiem słusznego i wypłaconego z góry odszkodowania.

(Źródło: Biblioteka Sejmowa – http://libr.sejm.gov.pl/tek01/txt/konst/francja-18.html )

……………………………………………………………………………………….

Ćwiczenia z ateizmu. Część 39 „Przenośnie w Biblii: 12 przykładów”

Kościelni teolodzy tłumaczą często, że wielu fragmentów Biblii nie należy rozumieć dosłownie, np. że Bóg dosłownie stworzył świat w sześć dni, mężczyznę ulepił z ziemi, a kobietę z jego żebra. Teolodzy bronią w ten sposób Biblię przed zarzutem, że zawiera nonsensy.

Chciałbym pokazać, że jest to obrona nieskuteczna. Dlaczego? Kościelni teolodzy wybierają mało ważne, wyglądające niedorzecznie fragmenty Biblii – i o nich mówią, że nie powinny być rozumiane dosłownie. Natomiast dużo ważniejsze i równie niedorzeczne fragmenty uznają w pełni, oraz każą wierzyć, że zawierają prawdę.

Przedstawiam poniżej dwanaście przykładów biblijnych niedorzeczności, w które Kościół każe wierzyć dosłownie, co najwyżej pomijając mało ważne szczegóły.

1. Cuda

Kościelni teolodzy uznają niedwuznacznie, że w Kanie Galilejskiej podczas wesela Jezus rzeczywiście przemienił wodę w wino. W ich rozumieniu, opartym ściśle na ewangelii św. Jana, Jezus chciał w ten sposób objawić się zebranym jako Bóg i przekonać do swego posłannictwa. Teolodzy podkreślają, że dzięki temu cudowi „uwierzyli w Niego Jego uczniowie” (Jana 2,1-11). Według kościelnej interpretacji opowieść powyższa nie jest przenośnią. Należy ją rozumieć dosłownie: Jezus przemienił wodę w wino.

W Biblii mamy setki cudów, czynili je także prorocy i apostołowie. Przed Izraelitami uciekającymi z niewoli egipskiej rozstąpiło się morze, dzięki czemu mogli przejść suchą stopą. Jezus uciszył burzę, chodził po powierzchni jeziora, uzdrawiał chorych, wskrzeszał zmarłych, wypędzał demony z ciał opętanych. Są też cuda śmieszne i straszne zarazem. Prorok Elizeusz w cudowny sposób uśmiercił dzieci, które naśmiewały się z jego łysiny. Jak to zrobił? „Przeklął ich w imię Pańskie. Wówczas wypadły z lasu dwa niedźwiedzie i rozszarpały spośród nich czterdzieści dwoje dzieci” (2 Krl 2,23-25).

Realność tego cudu nie jest przez kościelnych teologów kwestionowana, przemilcza się go lub poszukuje pokrętnych interpretacji, które usprawiedliwiałyby Elizeusza i Boga. Być może teolodzy obawiają się, że jeśli tę opowieść uzna się za przenośnię, to trzeba będzie w końcu za przenośnię uznać zmartwychwstanie Jezusa? Ruszając kamyk, można poruszyć lawinę.

Stanowisko Kościoła w sprawie cudów jest jednoznaczne:  Władze kościelne uznają realność cudów opisanych w Piśmie Świętym. Biblijne opowieści o cudach każą rozumieć dosłownie. Każą też wierzyć, że cuda zdarzają się również dziś. Robią z siebie i wiernych głupków, małych Jasiów święcie wierzących w bajki.

W Kościele niedopuszczalna jest myśl, że biblijne opowieści o cudach to fikcja literacka, a samo pojęcie cudu jest starożytnym wyobrażeniem wywodzącym się z magii. W starożytnych mitologiach, a dziś w bajkach dla dzieci i fantastycznych opowieściach, mocą czynienia cudów dysponują czarownicy. W Biblii moc tę posiada Bóg, a za jego sprawą cuda czynili prorocy, apostołowie, święci.

Przypomnijmy, że w Kościele katolickim do dziś w toku postępowań kanonizacyjnych oficjalne komisje kościelne badają, czy za sprawą kandydata na świętego dokonał się jakiś cud. I rzekome cuda znajdują, zazwyczaj mają to być cudowne uzdrowienia. Również za sprawą Jana Pawła II miały się dokonać cudowne uzdrowienia. Kościół uznaje też inne cuda, dziś – poza uzdrowieniami – największy entuzjazm budzą cudowne objawienia oraz pojawianie się krwi Jezusa w hostii (tzw. cud eucharystii).

W niektórych kościołach protestanckich uznano, że cuda miały miejsce w czasach biblijnych, ale epoka cudów już się skończyła. Stanowisko to można określić jak nonsens połowiczny, zreformowany.

Dodajmy, że wiara w cuda przeżywa zdecydowany kryzys w krajach zachodnich, powoli słabnie także w Polsce. Według sondażu przeprowadzonego w 2015 r. na próbie reprezentatywnej, na pytanie „Czy wierzy Pan/Pani w cuda?”, 28% polskich katolików odpowiedziało, że NIE WIERZY (przypis na końcu).

angel-mniejszy 1939761_960_720

2. Diabły i anioły

Władze kościelne zdecydowanie zaprzeczają, że diabeł to tylko symbol zła. Ma to być rzeczywista osoba. W katechizmie można przeczytać, że nie jest on „jakąś abstrakcją, lecz oznacza osobę, Szatana, Złego, anioła, który sprzeciwił się Bogu”. Czytamy też, że „Szatan, czyli diabeł, i inne demony są upadłymi aniołami, którzy w sposób wolny odrzucili służbę Bogu” (pkt 2851 i 414). Oczywiście aniołowie także mają istnieć realnie, nie są to twory ludzkiej wyobraźni, nie idzie o symbole czy przenośnie.

Kościół głosi dziś oficjalnie, że demon/diabeł może dosłownie wejść w ludzkie ciało i owładnąć nim (nazwano to opętaniem). Biskupi powołują egzorcystów, którzy mają demony z ludzkich ciał wypędzać. Obiektem ich zabiegów, często szokujących, stają się osoby mające poczucie, że zostały opętane przez diabła.

Według neurologii i psychiatrii są to osoby cierpiące na poważne zaburzenia psychiczne typu schizofrenicznego i paranoidalnego. W Polsce działa grubo ponad stu kościelnych egzorcystów.

3. Okrucieństwo

W Biblii jest bardzo dużo opisów okrucieństw dokonanych przez samego Boga lub z jego nakazu („Pismo Święte jakiego nie znacie” – link na końcu). Oto na przykład Bóg nakazał Izraelitom, z którymi zawarł przymierze, wymordować ludy zamieszkujące ziemię obiecaną. Czy rozumieć to jako przenośnię? A w potopie Bóg zgładził prawie wszystkich ludzi, także dzieci nienarodzone.

Opowieści te nie są przedstawiane przez kościelnych teologów jako przenośnie. Raczej pomija się je lub poddaje pokrętnym interpretacjom, mającym łagodzić ich drastyczną wymowę i uchronić Biblię oraz Boga przed kompromitacją. Można na przykład przeczytać, że Bóg okazał się miłosierny, bo ocalił bogobojnego Noego i jego rodzinę (ale niemowlaki i dzieci nienarodzone poszły na straty). Albo że potop ma uzmysłowić ludziom, że Bóg jednych karze, a innych nagradza.

Nie trudno zauważyć, że nawet gdyby uznano te opowieści za przenośnie, to są one tak okrutne i prymitywne, że dyskwalifikują Biblię jako źródło zasad moralnych.

Nasuwa się ogólniejszy wniosek: Lepiej nie szukać w Piśmie Świętym wzorów sprawiedliwości i zasad moralnych, niezależnie od tego, czy biblijne opowieści rozumie się dosłownie, czy w przenośni. Księgi biblijne zostały spisane przed około 2-3 tysiącami lat przez ówczesnych ludzi i dla ówczesnych ludzi. Dziś Biblia nie ma nic wartościowego do przekazania. Warto wiedzieć, co zawiera, bo to sprawa znajomości historii kultury. Ale powoływanie się na Biblię jako na obowiązujący autorytet i źródło mądrości, to nonsens.

Gdybym miał najkrócej powiedzieć, jak biblijne opowieści traktować, powiedziałbym bez wahania: należy się z nich śmiać. To najlepsza odtrutka na religijną propagandę.

4. Dekalog

W Kościele przyjmuje się, że Bóg objawił Mojżeszowi Dekalog, dziesięć przykazań mających obowiązywać Izraelitów, później uznawanych także przez chrześcijan. Objawienie Dekalogu przez Boga jest rozumiane dosłownie, nie jako przenośnia. Za opis metaforyczny kościelni teolodzy skłonni byliby uznać co najwyżej przedstawione w Biblii szczegóły dotyczące okoliczności przekazania Mojżeszowi Dekalogu (tj. dotyczące pobytu Mojżesza na górze Synaj).

Można zrozumieć, dlaczego w Biblii przedstawia się Dekalog jako objawiony przez Boga: Boskie pochodzenie Dekalogu miało dodać mu boskiego autorytetu. Ale władze Kościoła każą w to wierzyć dziś, co jest dziecinadą.

Ponadto trzeba powiedzieć, że Dekalog zawiera także zasady, które dziś są nie do przyjęcia. W pełnym tekście Dekalogu czytamy: „Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie! (…) Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, twój Bóg, jestem bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą” (Wj 20,3-5). Oznacza to karalność za odstąpienie od religii, oraz karanie za winy przodków. 

Kościół uważa Dekalog za „prawo boże”, któremu ma być podporządkowane prawo stanowione przez ludzi. Na szczęście nie chce wymienionych wyżej punktów wcielać w życie. Są one, zauważmy, sprzeczne z prawami człowieka, z prawem do wolności religii, w tym do zmiany wyznawanej religii lub do niewyznawania żadnej. W średniowiecznej Europie karano śmiercią za herezję. W niektórych krajach islamskich do dziś obowiązują kary za odstępstwo od islamu.

Sprzeczne z prawami człowiek jest też karanie za winy przodków. 

Jaki wniosek? Dekalog nie jest dziś wartościowym źródłem prawa. A co z takimi zasadami, jak „nie kradnij”, „nie zabijaj”? Są tak ogólnikowe lub niejasne, że nie mogą być przydatne przy stanowieniu prawa. Zaś jako zasady moralne mają charakter powszechny, uniwersalny, niezależny od religii, są starsze niż judaizm i Stary Testament (z tym, że zasada „nie zabijaj” jest wyjątkowo niejasna, była i jest rozumiana bardzo różnie). Dziś etyka świecka, związana z prawami człowieka, zawiera dużo bardziej wartościowe zasady moralne, niż Biblia.

5. „Życie po śmierci”

Kościół naucza, że po śmierci ciała człowiek żyje nadal, jego nieśmiertelna dusza jest sądzona przez Boga i trafia do nieba, czyśćca lub piekła.

W dawniejszych czasach „życie po śmierci”, w szczególności piekło, wyobrażano sobie dość realistycznie. W piekle grzesznik doznawał mąk, najpewniej w ogniu. Od kilkudziesięciu lat unika się mówienia o męczarniach doświadczanych przez grzeszników w piekle, o ogniu piekielnym itp.

Ale według Kościoła należy rozumieć dosłownie, że człowiek ma duszę nieśmiertelną, czeka go sąd boży, a potem zbawienie, czyśćcowa pokuta lub potępienie. Teolodzy kościelni mają jednak kłopot z ustaleniem szczegółów, uciekają w abstrakcje, ogólniki, a człowiek to konkret. Jeżeli ma istnieć po śmierci, to jak i gdzie? Chciałoby się wiedzieć dokładniej. Inaczej wygląda, że to „obiecanki cacanki, a głupiemu radość”.

Kłopoty teologów są odzwierciedleniem osłabienia wiary religijnej wśród bardzo dużej części wiernych. Związane jest to ze zmianami zachodzącymi w kulturze współczesnej. Gdzieś w tle narastają wątpliwości, czy opowieść o „życiu po śmierci” nie jest wyłącznie fikcją literacką. Można odnieść wrażenie, że bardziej otwarci teolodzy byliby skłonni te opowieści włożyć między bajki, uznać za metafory. Bardziej zależałoby im na przeżywaniu duchowego związku z Bogiem. Tylko co wtedy z religią i zawartością Biblii? Wszystko to trzeba by także włożyć między bajki. Więc biedni teolodzy tkwią świadomie w kłamstwie.

6. Narodziny Jezusa

Czy poczęcie Jezusa nastąpiło rzeczywiście w cudowny sposób za sprawą Ducha Świętego? Według władz kościelnych należy to rozumieć dosłownie, nie idzie tu o metaforę. Także podręcznik religii dla liceum, zredagowany przez jezuitów, stwierdza jasno: „poczęcie Jezusa nastąpiło poza normalnym, fizjologicznym aktem seksualnym kobiety i mężczyzny” (przypis na końcu).

7. Zmartwychwstanie Jezusa

Z kościelnego nauczania wynika jasno, że zmartwychwstanie Jezusa należy rozumieć dosłownie: Jezus umarł na krzyżu, został pochowany, a następnie zmartwychwstał. Biblijny opis ma w szczegółach walory literackie, ale całą opowieść o zmartwychwstaniu należy – według Kościoła – rozumieć jako wierny opis zdarzenia rzeczywistego.

Nie brak publikacji, w których twierdzi się, że Jezus to postać legendarna, nie istniał w rzeczywistości. Sprzyja tej tezie szczupłość źródeł historycznych potwierdzających działalność Jezusa. Bardziej prawdopodobne, że Jezus był jednym z wielu „nawiedzonych”, który zaczął przedstawiać siebie jako mesjasza zapowiedzianego w Starym Testamencie, zdołał zgromadzić grono uczniów i wyznawców, i być może rzeczywiście poniósł męczeńską śmierć. To mogą być realia.

Jeśli jednak ktoś zachowuje trzeźwość umysłu, to opowieści o tym, że Jezus był synem Boga, czynił cuda, a po śmierci zmartwychwstał, nie będzie rozumiał dosłownie. Będą to dla niego fikcyjne opowieści tworzone na kanwie starożytnych mitologii i urojeń.

8. Powstanie świata

Biblia zawiera metaforyczną opowieść o powstaniu świata. Zaczyna się ona od słów: Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię”. Następnie stworzył rośliny, zwierzęta i pierwszą parę ludzi. Mężczyznę miał ulepić z ziemi, a kobietę z jego żebra. Wszystko to trwało sześć dni (Księga Rodzaju 1,1-28; 2,7-25).

Czy biblijną opowieść o stworzeniu świata należy rozumieć dosłownie?

Fundamentaliści chrześcijańscy mówią, że dosłownie. W Kościele katolickim przyjmuje się, że szczegółów mówiących o sześciu dniach, o ulepieniu z ziemi itp. nie powinno się rozumieć dosłownie. To opis poetycki, fantazja. Ale – podkreślmy – to, że Bóg stworzył świat, Kościół każe rozumieć dosłownie.

W biblijnej opowieści są dwie warstwy: Pierwsza, jakby zewnętrzna, to szczegóły, akcesoria, rekwizyty (stworzenie w sześć dni, ulepienie z ziemi, z żebra itp.). Druga warstwa, zasadnicza, to zdania mówiące o stworzeniu świata, roślin, zwierząt i człowieka przez Boga. Nie ulega wątpliwości, że według Kościoła należy to rozumieć dosłownie. Teolodzy powtarzają: Bóg jest stwórcą rzeczy widzialnych i niewidzialnych. W stworzenie świata przez Boga należy wierzyć dosłownie: Bóg stworzył świat. Nietrudno zauważyć, że każą wierzyć w starożytną mitologię.

Potrzebny jest być może krótki komentarz.

W czasach spisywania Biblii z całą pewnością nie wiedziano, jak świat powstał. Wymyślono więc, że stworzył go Bóg i przedstawiono poetycznie, mówiąc o sześciu dniach itd. Nie ma powodu, by uznawać, że stworzenie świata przez Boga jest czymś więcej niż mitem, fikcją literacką, metaforyczną opowieścią z Bogiem w roli głównej (nie idzie o szczegóły aktu stworzenia, ale o sam akt). W starożytności wszelkie nieznane zjawiska, w tym powstanie świata i człowieka, wyjaśniano za pomocą mitologicznych opowieści. Mity były namiastką wiedzy, zawierały wyjaśnienia fantastyczne, nie przekazywały wiedzy, zawierały zmyślone opowieści i urojenia.

Dziś także nie wiemy, jak świat powstał. Nie ma zadowalającej naukowej teorii powstania świata. Nie znaczy to jednak, że trzeba uznawać starożytne mity, pochodzące sprzed około 2-3 tysięcy lat. Lepiej uczciwie powiedzieć, że nie wiemy jak świat powstał, niż przyjmować mitologiczne wyjaśnienie, że został stworzony przez Boga.

Warto zauważyć, że Bóg-stworzyciel świata jest kimś na wzór czarownika z wielu starożytnych mitologii i dzisiejszych bajek dla dzieci. Jak czarownik potrafi wszystko, m.in. stworzył świat.

9. Stworzenie człowieka

Od wieków w Kościele przyjmowano, że człowieka dosłownie – nie w przenośni – stworzył Bóg. Sprawy się skomplikowały, kiedy od końca XIX w. na znaczeniu zyskała teoria ewolucji biologicznej. Według niej gatunek ludzki powstał w wyniku naturalnych procesów zachodzących w przyrodzie, bez udziału Boga.

Uznanie ewolucyjnego pochodzenia człowieka spowodowało, że biblijna opowieść o stworzeniu człowieka zyskała status metafory, która nijak ma się do rzeczywistości.

W tej trudnej sytuacji kościelni teolodzy poszli po rozum do głowy. Kościół przyjął stanowisko połowiczne. Szczegółowy biblijny opis powstania człowieka uznano za metaforę i przestano zaprzeczać ewolucji biologicznej. Władze kościelne każą natomiast wierzyć, że Bóg ingeruje w proces ewolucji i dzięki tej ingerencji powstał człowiek. W ten sposób „wilk syty i owca cała”. Biskupi polscy w oficjalnym stanowisku przedstawiają to następująco: W celu powołania do życia człowieka Bóg mógł posłużyć się jakąś istotą przygotowaną na planie cielesnym przez miliony lat ewolucji i tchnąć w nią duszę – na swój obraz i podobieństwo” (link na końcu). Wygląda to, trzeba powiedzieć, dość zabawnie.

Kościół trzyma się kurczowo biblijnego obrazu Boga-stwórcy człowieka. Zmodyfikował go nieco, ale każe weń wierzyć.

Nauki biologiczne nie potwierdzają ingerencji Boga w proces ewolucji. Dokumentują bardzo dobrze, jak w wyniku naturalnych procesów ewolucyjnych powstawały różnorodne gatunki roślin i zwierząt, w tym człowiek.

10. Grzech pierworodny

Kuriozalną rzeczą jest interpretacja biblijnej opowieści o raju i grzechu pierworodnym, podawana przez kościelnych teologów i szkolne podręczniki religii.

Za poetycki, fantastyczny obraz uznaje się co najwyżej zamieszczony w Biblii szczegółowy opis wydarzeń w rajskim ogrodzie. Natomiast sam „grzech pierworodny” jest rozumiany dosłownie i przypisuje mu się realne skutki. Pisze się wyraźnie, że pierwsi ludzie dopuścili się nieposłuszeństwa Bogu i wskutek tego także dziś wszyscy ludzie doświadczają cierpień, chorób, a ich życie kończy się śmiercią. W szkolnym podręczniku religii można przeczytać: „Grzech pierworodny spowodował, że człowiek podlega fizycznemu cierpieniu, a jego życie kończy się śmiercią” (przypis na końcu). Ponieważ nie brzmi to jasno, katechizm stwierdza, że mamy tu do czynienia z tajemnicą „której nie możemy w pełni zrozumieć” (KKK 404). Śmiać się czy płakać? Śmiać!!

Jeszcze nie tak dawno cierpienia, choroby i śmierć przedstawiano w Kościele jako karę bożą za grzech pierworodny. Obecnie unika się takich sformułowań.

11. Koniec świata

W Piśmie Świętym rozsiane są liczne wzmianki i opowieści mówiące o końcu świata. Kościelni teolodzy dawniej i dziś różnie je interpretują. Biblijne opisy końca świata są chaotyczne, podawane najczęściej w formie bardzo ekspresyjnych obrazów, albo wręcz mają charakter obłędnych halucynacji, jak księga Apokalipsy, wchodząca w skład Nowego Testamentu. Trzeba jednak powiedzieć zdecydowanie, że władze kościelne traktują te wypowiedzi jako rzeczywisty opis wydarzeń czekających ludzkość. Jako metafory, symbole, traktuje się tylko niektóre drugorzędne elementy tych wypowiedzi.

Jak według Kościoła ma wyglądać koniec świata?

W momencie, który zna tylko Bóg, Jezus ponownie pojawi się na ziemi, wszyscy ludzie zmartwychwstaną, odbędzie się sąd boży, jedni zostaną zbawieni, inni potępieni. Będzie to kres dziejów ludzkości na ziemi. Wspomina się zazwyczaj, że – jak mówi Pismo Święte – wydarzenia te poprzedzone będą wielkimi wojnami i kataklizmami żywiołowymi.

Opis ten nie jest przedstawiany jako przenośnia, ale jako przyszły rzeczywisty bieg wypadków. Mówi się jedynie, że biblijne teksty na ten temat, zwłaszcza Apokalipsa, zawierają symbole i przenośnie, ale zmartwychwstanie wszystkich umarłych, sąd ostateczny itp., należy rozumieć dosłownie.

Temat końca świata dość szeroko przedstawiany jest w szkolnych podręcznikach religii – i to nie jako przenośnia, ale jako opis przyszłych wydarzeń. Mędrcy jezuiccy piszą tam ciekawe rzeczy: „powtórne przyjście Chrystusa będzie (…) absolutnym zakończeniem ciągu wydarzeń historii i czasu”. „Zmartwychwstanie człowieka dokonuje się przy końcu świata …”. „Dla wierzących Paruzja (tj. powtórne przyjście Chrystusa) nieodłącznie oznacza sąd Boży. Kościół naucza, że jedynie Bóg zna czas sądu i tylko On decyduje o jego nadejściu” (przypis na końcu). Nie wyjaśnia się, na czym ma polegać absolutne zakończanie czasu. Mają to chyba wyjaśniać katecheci i fizycy.

god-the-father-2662308_960_720

Na zdjęciu powyżej: Rzeźba Boga Ojca z okresu kontrreformacji. Znajduje się w Katedrze św. Zbawiciela w Brugii (została wykonana w końcu XVII w.).

12. Metafora Boga

W Biblii wielokrotnie relacjonowane są rozmowy Mojżesza z Bogiem. Czy te sceny trzeba rozumieć dosłownie? Kościelni teolodzy powiedzą trafnie, że jest to opis literacki i nie należy ich rozumieć dosłownie. Ale jednocześnie Kościół wyraźnie naucza, że Bóg jest realnie istniejącą osobą, Bogiem osobowym – dokładnie tak jak w Biblii.

Trzeba wobec tego powiedzieć zdecydowanie: fikcją literacką są nie tylko rozmowy Mojżesza z Bogiem – fikcją jest także Bóg. Skąd bowiem autorzy spisujący Biblię mieliby wiedzieć, że Bóg rzeczywiście istnieje, stworzył świat, sądzi i nagradza ludzi?

Bóg to metafora, przenośnia, alegoria, personifikacja, symbol. Czego? To wyobrażenie nieznanych mocy, którym nadano postać osoby. Jest to postać fikcyjna, natomiast według Kościoła jest to realnie istniejąca osoba – i należy to rozumieć dosłownie.

Na zakończenie

Władze Kościoła każą katolikom wierzyć w prawie wszystkie biblijne opowieści, rozumiane dosłownie. Np. uznają zgodnie z biblijną opowieścią, że Bóg stworzył świat, Jezus przemienił wodę w wino w Kanie Galilejskiej, a wszyscy ludzie zmartwychwstaną przed sądem ostatecznym. Nie jest przesadą powiedzenie, że robią z siebie i wiernych głupków.

Kościelni teolodzy tłumaczą często, że Pismo Święte zawiera bulwersujące treści, bo spisane było w dawnych czasach, miało przemówić do ówczesnych ludzi. Tłumaczą, że zawiera boże objawienie i powstało pod bożym natchnieniem, ale nie należy wyobrażać sobie, że Bóg dyktował księgi biblijne słowo po słowie. Spisujący je ludzie stosowali istniejące w tamtych czasach sposoby przedstawiania treści, pojęcia i obrazy.

To prawda, ale powyższe stwierdzenia mają daleko idące konsekwencje. Teolodzy potwierdzają w ten sposób, że treść Pisma Świętego zawiera wyobrażenia charakterystyczne dla ludzi żyjących przed około 2-3 tysiącami lat na Bliskim Wschodzie. Płynie z tego wniosek, że dziś nie ma co szukać w Biblii zasad moralnych, wierzeń i wiedzy. Dominuje w niej wiara w cuda, objawienia, złe duchy i anioły, przymierze Boga z Izraelitami, proroctwa, w mesjasza, w zmartwychwstanie Jezusa, no i we wszechmocnego Boga oraz w inne fantastyczne wyobrażenia religijne. W Kościele naucza się, że Biblia zawiera prawdy objawione przez Boga. Ale również to wyobrażenie pochodzi z odległych epok i jest pozbawione jakiegokolwiek wiarygodnego uzasadnienia.

Uzmysławia to, że Biblia nie ma ponadczasowego charakteru, jest księgą swoich czasów, dziś nie ma nic wartościowego do przekazania. – Alvert Jann

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/: Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się.

Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się kilkadziesiąt artykułów, m.in.:

Pismo Święte jakiego nie znacie” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/pismo-swiete-jakiego-nie-znacie/

Teoria Boga krótko wyłożona” https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teoria-boga-krotko-wylozona/

Jan Paweł II bez taryfy ulgowej” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/jan-pawel-ii-bez-taryfy-ulgowej/

Afera z doktoratem na Uniwersytecie Kardynała Wyszyńskiego” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/afera-doktoratem-uniwersytecie-kardynala-wyszynskiego/

………………………………………………………………………………….

Przypisy:

Kościół wobec ewolucji. Stanowisko Rady naukowej Episkopatu Polski” (2006 r.) – https://opoka.org.pl/biblioteka/W/WE/kep/kosciol_ewolucja_27112006.html

Cytowane podręczniki religii: „Drogi świadków Chrystusa w świecie” oraz „Drogi świadków Chrystusa w Kościele”, dla liceum i technikum (Wydawnictwo WAM – księża jezuici, notes ucznia i płyta DVD)

Badania Pew Research Center dot. Europy Środkowo-Wschodniej- http://www.pewforum.org/2017/05/10/religious-belief-and-national-belonging-in-central-and-eastern-europe/ 

Pismo Święte cytuję za Biblią Tysiąclecia (wydawnictwo Pallotinum)

…………………………………………………………………………………

Ćwiczenia z ateizmu. Część 35 „Diabeł i inne demony”

devil-32429_960_720Szatan, czyli diabeł, i inne demony są upadłymi aniołami, którzy w sposób wolny odrzucili służbę Bogu i Jego zamysłowi. (…) Usiłują oni przyłączyć człowieka do swego buntu przeciw Bogu” – tak czytamy w Katechizmie Kościoła Katolickiego (pkt 414).

Katechizm jednoznacznie stwierdza, że diabeł to nie abstrakcja, nie symbol zła, nie przenośnia, ale realnie istniejąca osoba. Np. w jednym z punktów wyjaśnia się wiernym, że Zło, o którym mówi główna katolicka modlitwa Ojcze Nasz „nie jest jakąś abstrakcją, lecz oznacza osobę, Szatana, Złego, anioła, który sprzeciwił się Bogu. Diabeł (dia-bolos) jest tym, który przeciwstawia się zamysłowi Boga” (pkt 2851).

Robią z wiernych głupków

Jeśli dziś władze kościelne każą wierzyć w istnienie diabła i demonów, to robią z siebie i wiernych głupków.

Opowieści o przedziwnych istotach, duchach, demonach, potworach, smokach są tak stare jak ludzka kultura. Fantastyczne stwory zasiedlają mitologie wszystkich ludów Bliskiego Wschodu. Nic więc dziwnego, że także w księgach Starego i Nowego Testamentu mamy – obok Boga – anioły, diabła, demony oraz mnóstwo niesamowitych wydarzeń. Także Bóg jest nikim więcej niż fantastycznym stworem ze starożytnych mitologii.

Mitologie religijne były starożytną próbą zrozumienia i wyjaśnienia świata. Rzecz w tym, że starożytność i średniowiecze dawno minęły, ale Kościół trwa przy ówczesnych fantastycznych wyobrażeniach.

Chciałbym podkreślić bardzo mocno. Nie idzie mi o to, że w Piśmie Świętym występuje diabeł i że są tam opowieści z tym osobnikiem w roli głównej. Jest zrozumiałe, że Pismo Święte zawiera wyobrażenia charakterystyczne dla tamtych czasów.

Idzie mi o to, że władze kościelne także dziś głoszą wiarę w istnienie osobowego diabła i osobowych demonów. Biblijne mity podają jako faktyczne wyjaśnienie – o czym napiszę za chwilę – zła, chorób i śmierci. Każą wierzyć w dziwaczne, starożytne wyobrażenia, wtłaczają w głowy uczniów na lekcjach religii.

W dawniejszych kościelnych publikacjach diabły występowały często jako strażnicy piekła. Widziałem popularny katechizm z końca XIX w. Na okładce widniał wielki kocioł, w którym w płonącej smole smażą się grzesznicy. Na obrzeżach kotła siedzą czarne diabły z długimi widłami i pilnują.

Sceny takie znikły dziś z kościelnego nauczania, ale diabeł ma się tam dobrze. Przedstawia się go najczęściej jako istotę kuszącą do grzechu, wmawia ludziom, że on ciągle działa. Powtarza się też literalnie średniowieczne ustalenia w kwestii diabła i demonów, w szczególności ustalenia soboru laterańskiego z 1215 r.

Od nauk o diable nie stronił Jan Paweł II. Papież powtarzał wiernie, bez dystansu i refleksji moralnej, średniowieczne nauki kościelne o diable. Pierwsze zdania jego głośnej katechezy na ten temat brzmią:

„Głoszenie królestwa Bożego zawsze oznacza zwycięstwo nad diabłem, ale jego budowanie stale narażone jest na zasadzki złego ducha. Mówić o tym (…) znaczy przygotowywać się do walki, która w tym ostatecznym czasie dziejów zbawienia jest właściwa życiu Kościoła (jak twierdzi tekst Apokalipsy)”.

Apokalipsa to księga wchodząca w skład Nowego Testamentu, zawierająca obłędną wizję walki Chrystusa i aniołów z siłami diabła. Interpretacja tego szalonego tekstu przysparza dziś teologom kłopotów. Sugerują, że to przenośnia, ale papież wpisuje się bez reszty w wizje Apokalipsy, powiela je. Można odnieść wrażenie, że papież popadł w obłęd w ślad za autorem Apokalipsy, prorokiem św. Janem (powstanie tej księgi datuje się na przełom I/II w. nowej ery).

end-of-the-world-mini-342343_960_720 (1)

Katecheza Jana Pawła II w większości składa się z urojeń zawartych w Piśmie Świętym, podawanych bez refleksji jako fakty, dosłownie a nie jako przenośnie. Oto papież stwierdza:Działalność szatana w stosunku do ludzi objawia się przede wszystkim w kuszeniu ich do zła. Zły duch usiłuje wpłynąć na człowieka, na jego wyobraźnię oraz na wyższe władze jego duszy, by odwrócić je od prawa Bożego” (tekst katechezy zamieszczam na końcu).

Kościół podtrzymuje dziś w pełni całą ustaloną w średniowieczu mitologię, przyznającą diabłom i demonom fundamentalną rolę. Co najwyżej łagodzi największe nonsensy. Ciągle zależy mu, jak widać, na straszeniu wiernych diabłem, by tym sposobem – powiem bez przesady – panować nad ich umysłami. Bo jeśli człowiek do wczesnego dzieciństwa jest faszerowany irracjonalnymi wierzeniami, to nie zawsze potrafi się tego balastu pozbyć i łatwiej poddaje się wpływom kościelnych władz.

Zło, choroby i śmierć według Kościoła

Kościół przypisuje olbrzymie znaczenie biblijnemu mitowi o tzw. grzechu pierworodnym.

Pierwsi ludzie zostali – jak głosi mit – skuszeni przez diabła do nieposłuszeństwa Bogu (to tzw. grzech pierworodny). Wskutek tego stali się skłonni do zła, doświadczają też chorób i śmierci. Mitologiczna opowieść biblijna jest traktowana jako rzeczywiste wyjaśnienie zła, cierpień, chorób i śmierci. Władze kościelne nie chcą powiedzieć, że mit ten niczego nie wyjaśnia, jest tylko fantastyczną opowieścią.

Zamiast tego w Katechizmie czytamy: „Za św. Pawłem Kościół zawsze nauczał, że ogromna niedola, która przytłacza ludzi, oraz ich skłonność do zła i podleganie śmierci nie są zrozumiałe bez ich związku z grzechem Adama i faktem, że on przekazał nam grzech, z którego skutkami rodzimy się wszyscy” (403). „Na skutek grzechu pierworodnego natura ludzka została osłabiona w swoich władzach, poddana niewiedzy, cierpieniu i panowaniu śmierci; jest ona skłonna do grzechu” (418).

Otóż cytat ten jest jedną wielką pomyłką. Nie można twierdzić sensownie, że przekazanie nam przez Adama grzechu pierworodnego to „fakt”. Jak ktoś chce, może w to wierzyć, ale nie ma najmniejszych podstaw, by mówić że to fakt. Zresztą Katechizm zawiera ciekawe wyjaśnienie potwierdzające, że to żaden fakt: W jaki sposób grzech Adama stał się grzechem wszystkich jego potomków? (…) Przekazywanie grzechu pierworodnego jest jednak tajemnicą, której nie możemy w pełni zrozumieć(404). Wygląda na to, że jak w Kościele ogłosi się coś bez sensu, to później mówi się, że to tajemnica, której nie można zrozumieć.

Katechizm, w tym co mówi o przyczynach zła, chorób i śmierci, opiera się wyłącznie na mitologicznej opowieści biblijnej. Mity mają to do siebie, że niczego nie wyjaśniają. Stwarzają złudzenie wyjaśniania.

Diabeł panuje??

Katechizm roztacza też paranoiczną wizję panowania diabła nad światem i człowiekiem:

„Nauka o grzechu pierworodnym (…) daje jasne spojrzenie na sytuację człowieka i jego działanie w świecie. Przez grzech pierwszych rodziców diabeł uzyskał pewnego rodzaju panowanie nad człowiekiem” (407). Czytamy też, że świat „cały … leży w mocy Złego” (409).

To całkowity odlot. Sprostujmy Katechizm, diabeł nie zyskał panowania nad człowiekiem i światem. Raczej można przypuszczać, że autorzy Katechizmu postradali rozum lub świadomie kłamią. Strasząc ludzi obłędnymi wizjami chcą uzyskać wpływ na ich umysły.

Katechizm, który cytuję i który obowiązuje dziś w Kościele, został ogłoszony przez Jana Pawła II w 1992 r. Przygotowała go komisja kościelne, powołana przez tegoż papieża. Na jej czele stał kardynał Ratzinger, późniejszy papież Benedykt XVI. To oni odpowiadają za średniowiecze, wyzierające z tego katechizmu.

Błąd Katechizmu

Na czym polega błąd popełniany przez Katechizm? Na tym, że mity religijne podaje się jako rzeczywiste wyjaśnienie zła, chorób i śmierci. Na podstawie mitów twierdzi się też, że istnieje diabeł i demony, które kuszą ludzi do złego. Sugeruje się nawet, że diabeł panuje nad światem i człowiekiem.

Mity religijne są tylko mitami, zmyślonymi opowieściami. Przekonanie, że Katechizm i Pismo Święte mówią prawdę o istnieniu diabła, o grzechu pierworodnym i przyczynach zła, chorób i śmierci, jest pozbawione jakiegokolwiek uzasadnienie poza samą wiarą religijną. Sytuacja katolików jest nie do pozazdroszczenia. Władze kościelne podają irracjonalne wyjaśnienia i każą w nie wierzyć.

Kościelni autorzy próbują czasami łagodzić wymowę mitów i nauk o diable. Ale wygląda to na przysłowiowe odwracanie kota ogonem. Najpierw pisze się nonsensy, a później się to odkręca.

Powstaje też ciekawy problem: Ilu biskupów, księży i szeregowych katolików rzeczywiście wierzy w istnienie diabłów? Ilu tylko mówi i udaje, że wierzy? I czy Jan Paweł II rzeczywiście wierzył w nauki o diable i demonach, które głosił? Kultywowanie wiary w istnienie diabła pogłębia i tak olbrzymie zakłamanie panujące w Kościele.

W najgorszej sytuacji są ci katolicy, którzy rzeczywiście w istnienie wszechobecnych demonów uwierzyli. Są tacy. W związku z intensywnym nauczaniem religii w Polsce, obecnie wzrasta liczba poważnych zaburzeń psychicznych na tle religijnym (są to w szczególności nerwice eklezjogenne i rzekome opętania przez szatana).

Rzeczywiste przyczyny zła

Wiedzy o rzeczywistych przyczynach zła, agresji, chorób i śmierci dostarczają nauki biologiczne. Nie mówią one o jakimś mitologicznym, wyimaginowanym grzechu pierworodnym, ani o diable i demonach, bo nie ma najmniejszych podstaw, by coś takiego brać pod uwagę. 

Tylko słów parę o przyczynach zła, rozumianego jako agresja. 

anger-1300528_960_720Agresja (zachowanie agresywne) to zabicie, pobicie, przemoc fizyczna, a także ranienie słowem, celowe krzywdzenia, dokuczanie, poniżanie, znęcanie się.

Agresja, przede wszystkim fizyczna, jest powszechna wśród zwierząt. Nie ma się więc czemu dziwić, że występuje także wśród ludzi, którzy są – czy to się komuś podoba, czy nie – jednym z gatunków zwierząt. Zwierzęta walczą ze sobą o terytorium, o pozycję w grupie, o dostęp do partnera seksualnego, o pożywienie. Polują, bronią się przed napastnikiem.

Zachowania agresywne wykształciły się w toku ewolucji. Są jednym ze sposobów przystosowywania się organizmów biologicznych do warunków otoczenia, stwarzają szansę życia i przeżycia. Również ludzkie zachowania agresywne ukształtowały się ewolucyjnie jako czynnik sprzyjający przetrwaniu.

Popędy, pchające do agresji, zlokalizowane są u ludzi i innych zwierząt w najstarszej ewolucyjnie części mózgu. Jest to tzw. jądro migdałowe, nazywane też mózgiem gadzim. Zlokalizowane są tam takie uczucia, jak pragnienie jedzenia i seksu, czy też poczucie zimna. Jak wskazują badania mózgu prowadzone za pomocą neuroobrazowania, w tej najstarszej warstwie mózgu znajduje się zarówno źródło agresji, jak i – co ciekawe – źródło zachowań polegających na współpracy, pomocy i empatii. Wskazuje to na głębokie ewolucyjne uwarunkowanie tych dwóch odmiennych rodzajów zachowań.

Trzeba podkreślić, że ewolucyjnie wykształciły się nie tylko zachowania agresywne, ale także zachowania kooperacyjne, takie jak współpraca, pomaganie, opieka nad potomstwem, grupowa solidarność, dzielenie się żywnością, zgodne współżycie, zabawa. U wielu gatunków, np. małp, słoni, delfinów, nie tylko u ludzi, występuje empatia, tj. współczucie.

Czy to wyjaśnienia zadowalające? Religijni autorzy zarzucają często nauce, że nie wyjaśnia wszystkiego. Co odpowiedzieć? Nigdy nie można wyjaśnić wszystkiego, zawsze pojawiają się nowe pytania. Nauka jednak wyjaśnia dużo. Natomiast religia nic nie wyjaśnia, podaje fikcyjne, mitologiczne wyjaśnienia. A powielanie dziś w Kościele starożytnych mitów i wyobrażeń o diable, demonach i grzechu pierworodnym, to karykatura religii. Religia, która takie rzeczy głosi dziś w najważniejszych swych dokumentach, kompromituje sama siebie. – Alvert Jann

…………………………………………………………………….

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ : Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się.

Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się kilkadziesiat artykułów, m.in.:

Wypędzanie szatana” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/wypedzanie-szatana/ (o tzw. opętaniach przez szatana)

Złe skutki lekcji religii, cz. 1.”- https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/zle-skutki-lekcji-religii/ (o złym wpływie lekcji religii na uczniów)

Co zamiast religii?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/co-zamiast-religii/ (o etyce i polityce praw człowieka)

Pismo Święte jakiego nie znacie” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/pismo-swiete-jakiego-nie-znacie/ (mało znane lub pomijane fragmenty Biblii)

………………………………………………………………………………………………………………………………………..

Katecheza Jana Pawła II o upadłych aniołach wygłoszona 13 sierpnia 1986 r.

Głoszenie królestwa Bożego zawsze oznacza zwycięstwo nad diabłem, ale jego budowanie stale narażone jest na zasadzki złego ducha. Mówić o tym – co zmierzamy uczynić podczas dzisiejszej katechezy – znaczy przygotowywać się do walki, która w tym ostatecznym czasie dziejów zbawienia jest właściwa życiu Kościoła (jak twierdzi tekst Apokalipsy, por. 12, 7).


Równocześnie pozwala to wyjaśnić słuszną wiarę Kościoła, głoszoną w obliczu tych, którzy wprowadzają doń zamieszanie, przypisując zbyt duże znaczenie roli szatana, oraz tych, którzy negują bądź minimalizują jego złowrogą moc (…). Ten „upadek”, który posiada charakter odrzucenia Boga, a co za tym idzie – potępienia, jest stanem dobrowolnie wybranym przez tych wśród duchów stworzonych, którzy radykalnie i nieodwracalnie odrzucili Boga i Jego królestwo, chcąc zagarnąć Jego władzę i zburzyć ekonomię zbawienia oraz porządek całego stworzonego wszechświata. Echem tego są słowa, które brzmią u początku biblijnych dziejów człowieka: będziecie jako Bóg lub jako bogowie (por. Rdz 3, 5). W słowach tych zły duch usiłuje przeszczepić na człowieka tę wewnętrzną postawę rywalizacji, nieposłuszeństwa i opozycji wobec Boga, która jest jakby osią całej jego egzystencji.


Opowieść o upadku człowieka, przekazana przez Stary Testament w Księdze Rodzaju, nawiązuje do owej postawy rywalizacji, którą szatan usiłuje wzbudzić w człowieku, aby skłonić go do występku (por. Rdz 3,5). Także w Księdze Hioba (por. 1, 11; 2, 5.7) czytamy, że szatan usiłuje wywołać bunt u cierpiącego człowieka. W Księdze Mądrości (por. 2, 24) szatan jest przedstawiony jako sprawca śmierci, która weszła w dzieje człowieka wraz z grzechem.


Nauka Kościoła, przedstawiona na Soborze Laterańskim IV (1215 r.), głosi, że diabeł (czy szatan) i inne demony zostali stworzeni przez Boga jako dobre duchy, a stali się złymi z własnej woli (Denz. 428 [800]). Tak więc czytamy w Liście św. Judy: Pan (…) aniołów, tych, którzy nie zachowali swojej godności, ale opuścili własne mieszkanie, spętanych wiekuistymi więzami, zatrzymał w ciemnościach na sąd wielkiego dnia (w. 6). Podobnie w Drugim Liście św. Piotra, gdzie czytamy o aniołach, którzy zgrzeszyli, a Bóg im nie odpuścił, ale wydał [ich] do ciemnych lochów Tartaru, aby byli zachowani na sąd (2, 4). Jeśli Bóg nie odpuszcza grzechu aniołów, to z tej racji, że trwają oni w swym grzechu, że są wiekuiście spętani wiązami tego wyboru, jakiego dokonali na początku, odrzucając Boga wbrew prawdzie o Dobru najwyższym i ostatecznym, którym Bóg sam jest. W tym sensie pisze św. Jan, że diabeł trwa w grzechu od początku (1 J 3, 8). Od początku był on zabójcą i w prawdzie nie wytrwał, bo prawdy w nim nie ma (J 8, 44).


Powyższe teksty pozwalają nam zrozumieć naturę i wielkość grzechu szatana, który polegał właśnie na odrzuceniu prawdy o Bogu, poznanym w świetle rozumu i Objawienia jako nieskończone Dobro, jako Miłość i Świętość sama. A grzech ten był tym większy, im większa była doskonałość i przenikliwość poznawcza rozumu anielskiego, im większa jego wolność oraz pierwotna bliskość w stosunku do Boga. Odrzucając tę prawdę o Bogu aktem swojej wolnej woli, szatan staje się jakby kosmicznym kłamcą i ojcem kłamstwa (J 8, 44): sam żyje w radykalnej negacji Boga i zarazem to własne, tragiczne kłamstwo o Dobru, jakim jest Bóg. usiłuje narzucić stworzeniu, innym istotom stworzonym na obraz Boga, a w szczególności ludziom. W Księdze Rodzaju znajdujemy precyzyjny zapis takiego właśnie zakłamania prawdy o Bogu. które szatan (pod postacią węża) usiłuje przekazać pierwszym przedstawicielom rodzaju ludzkiego, mówiąc, że Bóg nakłada na człowieka pewne ograniczenia, gdyż zazdrośnie strzeże swoich przywilejów (por. Rdz 3,5). Szatan nakłania człowieka, by wyzwolił się spod tego jarzma i stał się jak Bóg.


W swym egzystencjalnym zakłamaniu szatan staje się – jak mówi św. Jan – także zabójcą, czyli niszczycielem tego nadprzyrodzonego życia, jakie Bóg od początku zaszczepił w nim samym, a także w stworzeniach będących z natury obrazem Boga: w innych czystych duchach i w ludziach. Szatan chce zniszczyć życie wedle prawdy, życie w pełni dobra, nadprzyrodzone życie łaski i miłości. Dlatego autor Księgi Mądrości pisze: śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą (Mdr 2, 24). W Ewangelii zaś Chrystus przestrzega: Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle (Mt 10,28).


Na skutek grzechu pierwszych rodziców ów upadły anioł zdobył w pewnej mierze panowanie nad człowiekiem. Naukę tę, stale wyznawaną i głoszoną przez Kościół, potwierdził Sobór Trydencki w Dekrecie o grzechu pierworodnym (por. Denz. 788 [1511]). Wyraża się ona w sposób dramatyczny w liturgii chrztu św., która wzywa katechumena do wyrzeczenia się szatana i jego spraw. Ów wpływ na człowieka, pewne panowanie nad dyspozycjami jego ducha (i ciała), znajduje odzwierciedlenie w Piśmie św., gdzie szatan bywa nazywany księciem tego świata(por. J 12, 31; 14, 30; 16, 11), a nawet bogiem tego świata (por. 2 Kor 4, 4). Znajdujemy poza tym wiele innych nazw określających jego zgubne kontakty z człowiekiem, takie jak Belzebub lub Belial, poza tym duch nieczysty, kusiciel, zły, wreszcie Antychryst (1 J4, 3). Oprócz tego znajdujemy porównania do lwa (1 P 5, 8), do smoka (w Apokalipsie) oraz do węża (Rdz 3). Bardzo często jest używane określenie diabeł – od wyrażenia greckiego diaballein (stąd diabolos), co znaczy: powodować zniszczenie, dzielić, rzucać oszczerstwa, oszukiwać. Prawdę mówiąc, to wszystko przejawia się od początku w działalności złego ducha, którego Pismo św. przedstawia jako osobę, równocześnie wskazując na to, że nie jest sam: jest nas wielu – wołają do Jezusa duchy nieczyste w kraju Gerazeńczyków (por. Mk 5, 9); diabeł i jego aniołowie – mówi Jezus w opisie Sądu Ostatecznego (por. Mt 25,41).


Pismo św., a zwłaszcza Nowy Testament, w wielu miejscach mówi o tym, że panowanie i działanie szatana oraz innych złych duchów obejmuje cały świat. Świadczy o tym choćby przypowieść Chrystusa o roli (którą jest świat), o dobrym nasieniu i o złym, które diabeł zasiewa jakby chwast wśród pszenicy, starając się równocześnie wyrywać z serc to dobro, jakie zostało w nich zasiane (por. Mt 13, 38-39). I stąd też te liczne wezwania do czujności (por. Mt 26,41; 1 P 5, 8), do modlitwy i postu (por. Mt 17,21). Stąd dobitne stwierdzenie Pana Jezusa: Ten rodzaj można wyrzucić tylko modlitwą (Mk 9,29). Działalność szatana w stosunku do ludzi objawia się przede wszystkim w kuszeniu ich do zła. Zły duch usiłuje wpłynąć na człowieka, na jego wyobraźnię oraz na wyższe władze jego duszy, by odwrócić je od prawa Bożego. „Szczytowym” przejawem tego działania jest kuszenie samego Chrystusa (por. Łk4, 3-13), w którym szatan usiłuje stanąć na przeszkodzie ustanowionym przez Boga wymogom ekonomii zbawienia.


W pewnych wypadkach działalność złego ducha wywiera wpływ nie tylko na rzeczy materialne, ale może posunąć się również do owładnięcia ciałem człowieka, wtedy mówimy o opętaniu (por. Mk 5, 2-9). Nie zawsze łatwo jest określić to, co w tego rodzaju wypadkach jest wynikiem działania sił nadprzyrodzonych. Kościół nie popiera i nie może popierać tendencji do zbyt pochopnego przypisywania wielu faktom bezpośredniego działania demona. Zasadniczo nie może jednak zaprzeczyć temu, że szatan, powodowany chęcią szkodzenia i prowadzenia do zła, może posunąć się do tego krańcowego przejawu swojej wyższości.


Wypada nam dodać na koniec, że wstrząsające słowa Jana apostoła: cały (…) świat leży w mocy złego (1 J 5, 19), wskazują na obecność szatana w historii ludzkości, nasilającą się w miarę jak człowiek i społeczeństwa odsuwają się od Boga. Wówczas też wpływ złego ducha może się pełniej i skuteczniej „zakonspirować”, co z pewnością odpowiada jego „interesom”. Najskuteczniej może on działać wówczas, gdy udaje mu się skłonić człowieka, by zaprzeczył jego istnieniu w imię racjonalizmu lub jakiegokolwiek innego prądu myślowego, który nie chce wiedzieć o jego działaniu w świecie. Oczywiście działalność szatana nie eliminuje wolnej woli oraz odpowiedzialności człowieka ani też nie niweczy zbawczego działania Chrystusa. Chodzi tu raczej o konflikt pomiędzy ciemnymi siłami zła a siłą odkupienia. Jakże przejmujące są w związku z tym słowa, które Chrystus u progu swej męki wypowiedział do Piotra: Szymonie, oto szatan domagał się, żeby was przesiać jak pszenicę; ale Ja prosiłem za tobą, żeby nie ustała twoja wiara (Łk 22, 31-32).
Rozumiemy więc teraz, dlaczego Pan Jezus w tak stanowczy sposób kończy modlitwę królestwa Bożego Ojcze nasz, której nas nauczył, w odróżnieniu od wielu innych modlitw tamtych czasów, przypominając nam o tym, że w życiu jesteśmy stale narażeni na podstępne działanie Zła-Złego. Chrześcijanin, zwracając się do Ojca w duchu Jezusa i wzywając Jego królestwa, woła z całą mocą swojej wiary: Nie wódź nas na pokuszenie, wybaw nas od Zła, ode Złego. Spraw, Panie, byśmy nie zgrzeszyli niewiernością, do której namawia nas ten, który od samego początku był niewierny.

(Źródło: https://archiwum.milujciesie.org.pl/nr/temat_numeru/katecheza_jana_pawla_ii.html )

…………………………………………………………………………………………………………………..

Ćwiczenia z ateizmu. Część 34 „Teologia nie jest nauką!!”

Teologia to – najprościej mówiąc – nauka o Bogu” – tak piszą jezuici na stronie rekrutującej studentów do Kolegium Bobolanum, nie podając żadnych wyjaśnień. W tygodniku „Niedziela” doktor teologii pisze: „Teologia zaś jest nauką o Bogu, człowieku i świecie, o całej rzeczywistości, widzianej w świetle Bożego objawienia”.

Nazywanie teologii nauką, to strojenie jej w nieswoje szaty. Teologia nie jest nauką, teologia podszywa się pod naukę. Ma to podnieść jej prestiż, poprawić wizerunek. Służy też tworzeniu na uniwersytetach wydziałów teologii, finansowanych z budżetu państwa (no bo skoro teologia jest nauką, to jej miejsce jest na uniwersytetach). Powiedzmy wyraźnie, miejsce teologii jest w Kościele.

Ze względu na rolę, jaką odgrywa w Polsce Kościół katolicki, będę pisał tylko o teologii katolickiej. Ale teologie innych religii również nie należą do dziedziny nauki.

Czym jest teologia?

Według teologów, teologia jest nauką lub wiedzą o Bogu, człowieku, świecie, zasadach wiary religijnej i zasadach moralnych, opartą na objawieniu bożym, zawartym w Piśmie Świętym. Teologia przyjmuje, że w Piśmie Świętym Bóg objawił ludziom doniosłe „prawdy” – i teologia tych prawd docieka.

Jak pisze jeden z biskupów, profesor teologii: „Teologia bezpośrednio zajmuje się badaniem przekazu Objawienia. Zawiera się ono w Piśmie Świętym i Tradycji. (…) Teologia jest wysiłkiem zrozumienia Bożego Objawienia”. Zaznaczmy, że zwykle dla uproszczenia pomija się tradycję. Według Kościoła jest to przekaz ustny pochodzący z czasów, kiedy Nowy Testament jeszcze nie powstał, ale jest on z Nowym Testamentem ściśle związany.

Teologia nie spełnia wymogów stawianych nauce

1. Podstawowym wymogiem nauki jest empiryczne uzasadnianie twierdzeń. Twierdzenia w nauce nie muszą być całkowicie pewne – chociaż wiele jest całkowicie pewnych! – ale muszą na ich rzecz przemawiać wyniki badań empirycznych, tj. eksperymentów, doświadczeń, obserwacji, analizy zebranych materiałów badawczych różnego rodzaju (dotyczy to nie tylko nauk przyrodniczych, w tym fizyki, ale także społecznych i humanistycznych, o czym później).

Np. naukowa wiedza w dziedzinie astrofizyki jest dalece niepełna i w wielu punktach niepewna, ale jest uzasadniona badaniami empirycznymi. Co więcej, jest w znacznym zakresie potwierdzona w praktyce, bo pozwala na umieszczanie w kosmosie sztucznych satelitów i na loty międzyplanetarne. Potwierdza to jej wartość, wskazuje, że nie jest iluzją, złudzeniem.

Dodajmy, że także hipotezy naukowe (przypuszczenia) muszą opierać się na wynikach wcześniejszych analiz i badań empirycznych. Nie są całkowitą fantazją.

A co z teologią?

Twierdzenia teologii pozbawione są jakiegokolwiek uzasadnienia empirycznego. Może to będzie przykre dla osób religijnych, ale niestety, teologia i wierzenia religijne to czysta fantazja, fikcja. Spójrzmy na najważniejsze twierdzenia teologii: Istnieje Bóg osobowy, aniołowie i szatan (też istoty osobowe); Bóg dał człowiekowi duszę nieśmiertelną, dzięki czemu człowiek będzie żyć wiecznie po śmierci ciała; Bóg sądzi ludzi po śmierci i są oni zbawieni, potępieni lub przez pewien czas odbywają karę; Choroby i śmierć to skutek grzechu pierworodnego, tj. nieposłuszeństwa Bogu, jakiego dopuścili się pierwsi ludzie; Przed końcem świata Chrystus ponownie zstąpi na ziemię, wszyscy ludzie zmartwychwstaną i odbędzie się sąd ostateczny; Pismo Święte zawiera boże objawienie, tj. „prawdy”, które zawarł tam sam Bóg.

Na rzecz powyższych twierdzeń nie przemawiają żadne uzasadnienia empiryczne, które na gruncie nauki można by uznać. Nie można też uznać, że zostały potwierdzone w praktyce. Nie ma dowodów, że np. przestrzegając kościelnych nakazów rzeczywiście można być zbawionym, a nie przestrzegając – potępionym.

Teolodzy twierdzą często wprost, że wierzenia religijne nie podlegają empirycznemu sprawdzeniu (tj. za pomocą obserwacji, doświadczeń, eksperymentów), bo dotyczą zjawisk nadprzyrodzonych. Coraz częściej mówi się też, że wiara religijna nie wymaga żadnego uzasadnienia, bo wiara polega właśnie na tym, że wierzy się bez dowodów. Jeżeli tak, to mamy dodatkowe potwierdzenie, że teologia, która te wierzenia głosi, nie jest nauką. Co więcej, stawia to teologię i wiarę religijną w trudnej sytuacji, bo odbiera im wiarygodność.

2. Teolodzy twierdzą, że zdobywają wiedzę w sposób nadprzyrodzony, tj. za pośrednictwem objawienia bożego i za pomocą wiary, którą zawdzięczają łasce bożej. Np. Jan Paweł II pisał, że „obok poznania właściwego ludzkiemu rozumowi … istnieje poznanie właściwe wierze” (idzie o wiarę religijną); „w pierwszym przypadku poznajemy przy pomocy naturalnego rozumu, a w drugim przy pomocy wiary” (Encyklika „Wiara i rozum” 8-9).

Metodologia nauki nie uwzględnia nadprzyrodzonych metod zdobywania wiedzy. Dlaczego? Bo przekonanie, że metody te są czymś realnym i że można w ten sposób cokolwiek zbadać, jest niewiarygodne, pozbawione uzasadnienia, bezpodstawne. Teolodzy przypominają mistrzów magii.

3. Teologii nie można uznać za dziedzinę nauki także ze względu na przedmiot badań. Dlaczego?

Badania naukowe wymagają, by przedmiot badań istniał realnie. Tym przedmiotem jest przyroda, mikro i makrokosmos, organizmy żywe, psychika, życie społeczne, kultura, język, sztuka.

Brak natomiast argumentów pozwalających sądzić, że realnie istnieje przedmiot badań teologii. Nic nie wskazuje, że w Piśmie Świętym Bóg rzeczywiście cokolwiek objawił, oraz że rzeczywistość nadprzyrodzona istnieje realnie. Nic nie wskazuje, że badając Pismo Święte, badamy boże objawienie i możemy dowiedzieć się czegoś o Bogu.

Przedmiotem badań naukowych może być treść Pisma Świętego (zajmują się tym religioznawcy, historycy, filolodzy) oraz wierzenia i urojenia religijne dotyczące objawień, ale nie objawienie boże i rzeczywistość nadprzyrodzona jako takie. Podobnie przedmiotem badań filologicznych mogą być bajki o krasnoludkach, ale nie krasnoludki, bo ich realnego istnienia nie stwierdzono.

Teolodzy badają tekst Pisma Świętego, tj. zawartość starożytnych mitologicznych ksiąg, a mówią, że badają objawienie boże i zdobywają wiedzę o Bogu i sprawach nadprzyrodzonych. Teologia bada własne złudzenia, jest jak wąż, który karmi się własnym ogonem.

Dodajmy, że w publikacjach naukowych czasami pojawia się „objawienie” jako temat badań, ale idzie tam o coś innego niż w teologii. Psychologia/psychiatria zajmuje się poczuciem objawienia, doznaniem psychicznym doświadczanym przez niektórych ludzi, albo też omamami/halucynacjami, które nazywa się objawieniami. Zaś religioznawcy i etnolodzy opisują zjawiska religijne, nazywane często „objawieniami”, jakich doświadczają mistycy, szamani itp. Celem wymienionych badań nie jest jednak – inaczej niż w teologii – dociekanie, jakie to prawdy przekazuje Bóg, Matka Boska, siły wyższe czy duchy.

Co więcej, nie ma argumentów pozwalających uznać, że domniemany obiekt dociekań teologów, jakim ma być Bóg, istnieje. W związku z tym mówi się czasami humorystycznie, że teologia jest nauką, której przedmiot nie istnieje.

Przytaczane są oczywiście argumenty na rzecz istnienia boga, ale są one błędne i niewiarygodne. Podam jeden przykład. Teolodzy powołują się na zasadę, że wszystko musi mieć swoją przyczynę, swojego stwórcę. Na tej podstawie twierdzą, że przyczyną istnienia świata jest Bóg, który świat stworzył. Jest to argumentacja bezzasadna.

Dlaczego?

Teolodzy bezpodstawnie, z definicji przyjmują, że Bóg nie musiał być przez nikogo stworzony, że jest rzeczywistością ostateczna. Nie ma powodu, by się z nimi zgadzać. Skoro wszystko musi mieć swojego stwórcę, to trzeba zapytać, kto stworzył Boga. A jeżeli Bóg nie musiał być – jak twierdzą teolodzy – przez nikogo stworzony, to równie dobrze świat jako całość wraz z prawami przyrody – nie musiał być stworzony.

W ten właśnie sposób na bezzasadność argumentacji teologicznej wskazywał Bertrand Russell (logik, matematyk, filozof,1872-1970) i wielu późniejszych krytyków religii.

Świat jest rzeczywistością niezwykłą. Jest bardzo możliwe, że w ciągle zmieniającej się postaci świat istnieje wiecznie (także przed tzw. wielkim wybuchem). Przekonanie, że wszystko musi mieć swoją przyczynę, swojego stwórcę, można odnieść co najwyżej do obiektów istniejących wewnątrz świata, ale nie do świata jako całości. Świat ma cechy rzeczywistości niezniszczalnej, wiecznej, samoistnej, nie stworzonej przez nikogo. Teza, że świat musiał być przez kogoś stworzony, a tym kimś jest Bóg, jest bezpodstawnym urojeniem, nie wytrzymującym logicznej, a tym bardziej empirycznej, krytyki.

Powyższe trzy punkty wystarczą, by stwierdzić, że teologia nie jest nauką.

Podsumujmy: Teologia nie jest nauką, bowiem:

1. Twierdzeniom teologicznym brak jakiegokolwiek empirycznego uzasadnienia, a uzasadnienie empiryczne jest wymogiem nauki.

2. Teolodzy mówią, że zdobywają wiedzę w sposób nadprzyrodzony, tj . za pośrednictwem objawienia bożego i wiary zawdzięczanej łasce bożej – nauka nie może uznać takiej metody.

3. Przedmiotem teologii jest objawienie boże zawarte w Piśmie Świętym. Zasady, obowiązujące w nauce, nie pozwalają uznać, że Bóg rzeczywiście cokolwiek tam objawił. Nie ma też argumentów pozwalających uznać, że istnieje Bóg.

Teologia i duch Poppera

Teolodzy, chcąc osłabić zarzut, że ich ustalenia nie są wsparte badaniami empirycznymi, zwracają uwagę, że także twierdzenia nauk przyrodniczych nie są całkowicie pewne i ustalone raz na zawsze. W efekcie nowych badań bywają zmieniane lub odrzucane. W szczególności metody indukcyjne, powszechnie stosowane w nauce, nie prowadzą do twierdzeń całkowicie pewnych (najkrócej mówiąc, metody te polegają na formułowaniu twierdzeń na podstawie wielu zbadanych przypadków, tj. na uogólnianiu, co może być zawodne). Wiadomo też, że procedury weryfikacji twierdzeń nie gwarantują, że twierdzenie nie będzie obalone w przyszłości.

Ulubieńcem teologów jest dziś często Karl Popper (1902-1994), filozof zajmujący się problematyką nauki, który w publikacjach z połowy XX w. akcentował właśnie, że twierdzeń naukowych nie można traktować jako całkowicie pewnych.

Dziś, po ponad półwiecznej dyskusji, okazuje się, że problem niepewności wiedzy naukowej nie jest tak ważny, jak początkowo się wydawało. Można nieco prześmiewczo powiedzieć:

No i co z tego, że wiedza naukowa nie jest całkowicie pewna? Nic. Wystarczy, że – po pierwsze – jest uzasadniona wynikami badań empirycznych. I po drugie, jest dostatecznie pewna, by skutecznie sprawdzać się w praktyce, by na jej podstawie skutecznie leczyć ludzi, konstruować samoloty, umieszczać w kosmosie sztuczne satelity i sondy, zorganizować błyskawiczną telekomunikację w skali globu, podejmować loty międzyplanetarne, na razie bezzałogowe. Wiedza naukowa nie jest iluzją. Ponadto wiele twierdzeń naukowych jest całkowicie pewnych.

A teologia? Jej ustalenia nie mają żadnego wsparcia w badaniach empirycznych. I o ile ustalenia nauki nie są całkowicie pewne, to ustalenia teologii są całkowicie niepewne (zero pewności). Wiarygodność wiedzy naukowej, uzasadnionej empirycznie i potwierdzonej w praktyce, jest wysoka, wiarygodność teologii – żadna.

Trzeba też powiedzieć zdecydowanie, wbrew przesadnym sceptykom, że wiedza naukowa jest w znacznym zakresie całkowicie pewna. Twierdzenie, że w Układzie Słonecznym planety krążą wokół Słońca, a nie Słońce wokół Ziemi, jest całkowicie, absolutnie pewne. Taka jest rzeczywistość. Nie jest to złudzenie, ani wytwór naszych zawodnych zdolności poznawczych. Ludzki mózg jest wytworem przyrody i w znacznym zakresie potrafi mówić prawdę o otoczeniu, które go wytworzyło. Wiadomo też, że nauka potrafi przekraczać kolejne bariery poznawcze, sięgać, gdzie wzrok nie sięga.

Sam Harris, biolog i propagator ateizmu, wypowiedział garść cierpkich słów pod adresem „nieuważnych zwolenników” Karla Poppera i Thomasa Kuhna, fizyka i historyka nauki (1922-1996), który podnosił szczególnie kwestię zmienności teorii naukowych. Harris nie zgadza się ze spotykanym czasami poglądem, że nauka jest dziedziną dyskursu równoważną z literaturą piękną czy religią. Akcentuje, że wiedza naukowa jest uzasadniona wieloma badaniami empirycznymi, co – przypomnijmy – w przypadku teologii i wierzeń religijnych w ogóle nie ma miejsca. Wiemy dziś – pisał jako biolog – że DNA jest podstawą genetycznej dziedziczności i szanse na to, że okaże się to całkowicie nieprawdziwe, są w rzeczywistości zerowe. Inaczej mówiąc, wiedza na temat dziedziczności będzie się zmieniać, ale rola DNA nie zostanie całkowicie zakwestionowana (Sam Harris, Koniec wiary, s. 84-85).

Dodam dużo prostszy przykład z dziedziny nauk historycznych: Badania wskazują, że istniały starożytne cywilizacje – egipska, grecka i inne. Jest to całkowicie pewne, chociaż wiedza o nich będzie się w wielu punktach zmieniać.

Z problemów pewności i zawodności wiedzy naukowej warto zdawać sobie sprawę, ale nie są trafne wypowiedzi sugerujące, że wszelkie dyskursy – nauka, mitologia, religia, literatura – są równoważne, lub że wszelka wiedza naukowa jest niepewna, albo że wszystko jest możliwe.

Podsumowując:

1. Wiedza naukowa jest wprawdzie w wielu punktach niepewna, ale jest uzasadniona badaniami empirycznymi i sprawdza się w praktyce. To wystarczy.

2. Wiele ustaleń nauki ma charakter całkowicie pewny, wraz z postępem nauki zasób tych ustaleń wzrasta. Trzeba to przypominać, bo niektórzy zapominają.

3. Wiedza naukowa jest bez porównania bardziej wartościowa poznawczo niż mitologia, literatura piękna, religia i teologia, ezoteryka itp. (z wymienionych tylko niektóre rodzaje literatury pięknej mają w pewnym zakresie wartość poznawczą).

Teologia a nauki humanistyczne i społeczne

Często porównuje się teologię do nauk humanistycznych, albo wręcz traktuje jako naukę humanistyczną. Niesłusznie. Podobieństwo jest powierzchowne, różnice fundamentalne. Potwierdzają, że teologia nie jest nauką.

Na czym polega podobieństwo?

Teolodzy, badając Pismo Święte i historię tamtego okresu, korzystają z metod badawczych i osiągnięć językoznawstwa, filologii, nauk historycznych (historia jest nauką społeczną), religioznawstwa. Teolog, podobnie jak badacz reprezentujący wymienione dziedziny nauki, analizuje źródła historyczne, bada biblijne języki, znaczenie słów i pojęć występujących w biblijnych księgach, interpretuje teksty.

Dlaczego mimo to nie można uznać, że teologia jest jedną z nauk humanistycznych, lub że wykazuje daleko idące do nich podobieństwo?

Bo nauka i teologia należą do zasadniczo odmiennych dziedzin ludzkiej kultury, pozostających ze sobą w głębokim konflikcie, w sprzeczności.

1. Nauki humanistyczne i społeczne, tak jak nauka ogólnie, nie dociekają objawienia bożego. Ich celem jest zdobycie wiedzy o człowieku i o kulturze. Natomiast głównym celem teologii jest dociekanie, co też Bóg w Piśmie Świętym przekazał. Z punktu widzenia współczesnej metodologii nauk humanistycznych i społecznych jest to cel iluzoryczny, pozbawiony uzasadnienia i sensu. Nauki te badają tekst Pisma Świętego, wierzenia i wyobrażenia religijne, ale nie badają zawartego tam objawienia bożego, bo nic nie wskazuje, że objawienie boże to zjawisko realne.

2. Wbrew temu, co się czasami sądzi, współczesne nauki humanistyczne i społeczne mają charakter empiryczny. Ustalenia tych nauk – tak jak nauki ogólnie – są uzasadniane wynikami badań empirycznych, analizą tekstów źródłowych, badaniami archeologicznymi, obserwacją życia społecznego ludzi, analizą statystyk, badaniami opinii publicznej.

Przykład z dziedziny filologii: Jeżeli filolodzy twierdzą, że Mickiewicz był poetą romantycznym, uzasadniają to empirycznie wskazując na treść jego utworów. Również pojęcie romantyzmu, przyjęte w badaniach kultury i literatury europejskiej, jest uzasadnione empirycznie przez wskazanie odpowiadających mu idei i cech utworów artystycznych.

Natomiast ustalenia teologii (twierdzenia teologiczne, „prawdy wiary”) są pozbawione jakiegokolwiek uzasadnienia empirycznego. Można oczywiście stwierdzić, że w Piśmie Świętym występuje potężna, niewidzialna postać nazywana Bogiem, oraz aniołowie i szatan. Można stwierdzić, że według Biblii Bóg stworzył świat, sądzi ludzi po ich śmierci itd. Nie ma jednak żadnych wiarygodnych badań empirycznych, które nawet w niewielkim stopniu potwierdzałyby rzeczywiste istnienie tych postaci oraz realność sądu bożego po śmierci, zbawienia, potępienia itp.

3. Inny głęboki konflikt, to religijna stronniczość w przeciwieństwie do bezstronności. Teologia jest stronnicza, zaś nauki humanistyczne i społeczne przyjmują zasadę bezstronności. Na czym to polega?

Teologię cechuje wyznaniowe, religijne traktowanie Pisma Świętego. Jest to dla teologii dokument wyjątkowy, ma przymioty nadnaturalne, zawierać ma jedyną prawdę objawioną przez Boga. Zaś teksty innych religii są w tym rozumieniu fałszywe. Również jedna tylko religia, chrześcijaństwo, jest – według teologii – prawdziwa, a inne są fałszywe.

Taki pogląd na Pismo Święte i religię pozostaje w sprzeczności z zasadami współczesnych nauk humanistycznych i społecznych. Nie wartościują one jednych ksiąg religijnych jako zawierających rzeczywiście boże objawienie, a innych jako nie zawierających objawienia. Nie wartościują też jednych religii jako prawdziwych, a innych jako fałszywe. Dlaczego? Bo przekonanie, że jedne religie zawierają rzeczywiste boże objawienie i są prawdziwe, a inne nieprawdziwe, jest pozbawione jakiegokolwiek wiarygodnego uzasadnienia empirycznego i racjonalnego (rozumowego, logicznego). Jest to przekonanie całkowicie dowolne, oparte wyłącznie na wierze religijnej, a nie na wiarygodnych argumentach.

Teologia a nauki formalne/dedukcyjne

Jest jeden bardzo szczególny i ważny rodzaj nauk. To nauki formalne, dedukcyjne, a właściwie matematyczno-logiczne (matematyka i logika). W odróżnieniu od nauk przyrodniczych, społecznych i humanistycznych, nie są to nauki empiryczne, nie zajmują się badaniem otaczającej nas rzeczywistości. Opierają się na logicznie uzasadnionych aksjomatach i wyprowadzaniu z nich twierdzeń. Są to nauki bardzo ważne w badaniach empirycznych, pozwalają liczyć, tworzyć modele matematyczne, wyciągać zasadnie wnioski. Ale matematyka i logika nie badają wprost rzeczywistości.

Czy teologię można zaliczyć do nauk formalnych/dedukcyjnych?

Nie można. Teologia opiera się na przekonaniu, że Pismo Święte zawiera boże objawienie. Nie jest to aksjomat, który można porównać do aksjomatów matematyki i logiki. Objawienie boże to religijne wyobrażenie, a nie formalny, matematyczno-logiczny aksjomat. Nauki formalne/dedukcyjne nie polegają na tym, że można przyjąć jakikolwiek aksjomat i już mamy naukę. Aksjomat musi mieć poważne logiczne uzasadnienie. Nie stworzymy formalnej/dedukcyjnej nauki o krasnoludkach przyjmując aksjomat, że istnieją, bo tak mówią bajki o krasnoludkach.

Również istnienia Boga nie można uznać za racjonalnie/logicznie uzasadniony aksjomat formalny. Np. rozumowanie, że wszystko musi mieć swoją przyczynę, więc musi istnieć pierwsza przyczyna, którą jest Bóg, nie może pełnić roli logicznie uzasadnionego aksjomatu. Nawet jeżeli uznamy, że pierwsza przyczyna musi istnieć, to pozostaje całkowicie nieuzasadnione przekonanie, dlaczego tą pierwszą przyczyną ma być Bóg – i to Bóg, o którym mówi teologia, tzn. osobowa istota duchowa, opiekująca się ludźmi, karząca ich za grzechy itp. A ponadto nie wynika z tego, że istnieją aniołowie, szatan, sąd boży po śmierci, zbawienie i potępienie.

Teologia a filozofia

Wskazuje się często na podobieństwo między teologią a filozofią, bo filozofia również nie spełnia kryteriów stawianych nauce współczesnej. Są to podobieństwa powierzchowne, a próby łączenia filozofii z teologią dają w rezultacie hybrydę, twór niespójny, eklektyczny. Wygląda to jak łączenie wiary w duchy z racjonalnymi rozważaniami.

Filozofia od zarania swoich dziejów (VI w. starej ery) była próbą wyjaśnienia świata zrywającą z mitologią religijną, w której głównymi postaciami byli bogowie. Do dziś rdzeniem filozofii są rozważania i analizy racjonalne, bez odwoływania się do objawienia bożego i Pisma Świętego.

Zaś dzisiejsza teologia jest kontynuatorką starożytnej mitologii zawartej w księgach Starego i Nowego Testamentu.

Najkrócej mówiąc, teologia docieka, co też Bóg objawił ludziom w Piśmie Świętym. Zaś filozofia docieka spraw świata i człowieka wyłącznie w oparciu o ludzkie zdolności myślenia, o ludzki rozum. Teologia ma opierać się na źródłach nadnaturalnych, na objawieniu bożym i poznawaniu za pomocą wiary danej przez Boga – zaś filozofia na naturalnych, ludzkich zdolnościach poznawczych.

Czasami mówi się, że teologia, tak jak filozofia, posługuje się metodami spekulatywnymi, tzn. rozumowaniem nie opartym na empirii. Jednak podobieństwo jest tu powierzchowne. Spekulacje teologiczne i filozoficzne mają głęboko odmienne podstawy. Spekulacje teologiczne opierają się na bożym objawieniu, zaś źródłem spekulacji filozoficznych ma być ludzka zdolność myślenia, bez czerpania ze źródeł nadprzyrodzonych. Filozofia współczesna ma charakter racjonalnych przemyśleń i refleksji dotyczących świata, człowieka, kultury, nauki, etyki i wartości. Natomiast teologia nieuchronnie skazana jest na powielanie religijnych wyobrażeń wywodzonych z Pisma Świętego.

Teologia nie jest wiedzą

Teologia nazywana jest często wiedzą, ale nie jest to określenie trafne.

Współcześnie najczęściej definiuje się wiedzę jako zasób sprawdzonych informacji z jakiejś dziedziny. Wiedzą w tym rozumieniu jest nie tylko wiedza naukowa, ale także wiedza praktyczna z różnych dziedzin, począwszy od ludowego ziołolecznictwa po przepisy kiszenia kapusty; od znajomości zasad ruchu drogowego po wiedzę potrzebną do konstruowania komputerów.

Teologia nie jest wiedzą, bo jej tezy nie są w żadnym stopniu uzasadnione wynikami badań empirycznych i nie są w sposób wiarygodny sprawdzone praktycznie. Teologia nie dostarcza twierdzeń, które mogą być na gruncie nauki uznane, ani wiedzy praktycznej, która byłaby w sposób wiarygodny sprawdzona. Np. nie ma dowodów, że wypełniając kościelne nakazy można być zbawionym, a nie wypełniając – potępionym. Nic bowiem nie wiadomo, by jacyś grzesznicy, innowiercy, heretycy i ateiści zostali potępieni, lub by osoby religijne zostały zbawione. Nie ma też wiarygodnych dowodów, że Bóg rzeczywiście wysłuchuje ludzkich modlitw o zdrowie i pomyślność. Chyba dlatego osoby religijne nie są skore polegać tylko na modlitwie i na wszelki wypadek biorą leki.

Trzeba dodać, że pojęcie wiedzy używane bywa także w bardzo szerokim znaczeniu. Ma się wtedy na myśli każdy zasób informacji z jakiejkolwiek dziedziny, bez względu na wiarygodność i racjonalne, empiryczne lub praktyczne potwierdzenie.

Wiedzą nazywa się wtedy także np. znajomość magii i wróżbiarstwa, okultyzm, ezoterykę, mistycyzm, chociaż nie dostarczają żadnych sprawdzonych wiarygodnie informacji o czymkolwiek. Przy tak szerokim pojęciu wiedzy, również teologię można nazwać wiedzą.

Powstaje wtedy pytanie, do jakiego rodzaju wiedzy trzeba by teologię zaliczyć? Otóż do tego samego, co znajomość magii, wróżbiarstwa, czarów itp. Tę dziedzinę ludzkiej myśli można by nazwać (łącznie z teologią) wiedzą fantastyczną, iluzoryczną lub irracjonalną, chociaż najlepiej w tych przypadkach nie mówić o wiedzy, bo to zakrawa na nonsens.

Podsumowując: Teologia nie jest wiedzą z podobnych powodów, z jakich nie jest nauką: jej ustalenia nie zostały w żadnym stopniu wiarygodnie potwierdzone.

Czym teologia jest dziś naprawdę?

1. Teologia jest częścią religii, kultywuje i porządkuje wierzenia religijne, należy do dziedziny religii. Nie jest nauką, ani wiedzą. Badania naukowe dotyczące Pisma Świętego, prowadzone przez teologów – filologiczne, historyczne i religioznawcze – mają charakter jedynie pomocniczy. Gdyby teolodzy poprzestawali na nich, teologia przestałaby praktycznie istnieć. Stałaby się dziedziną religioznawstwa. Tak dzieje się na zachodnich uniwersytetach, gdzie nierzadko wydziały teologii tracą religijny charakter, przekształcają się w wydziały studiów nad religią. Jest to wtedy religioznawstwo, a nie teologia w dawnym rozumieniu.

2. Teologia pełni służebną rolę wobec władz Kościoła. Jako zasób wierzeń religijnych i instytucji jest ściśle podporządkowana interesom władz kościelnych. Mamy tu pełną analogię między rolą teologii i instytutów teologicznych, a rolą marksizmu-leninizmu i instytutów marksizmu-leninizmu w krajach byłego bloku komunistycznego. Jedni teolodzy są ekspertami od kościelnych wierzeń, inni propagandystami, jeszcze inni dydaktykami w szkolnictwie wszystkich poziomów. Teolodzy są dziś pracownikami frontu ideologicznego Kościoła (nazwa „front ideologiczny” używana była w PRL w odniesieniu do działań propagandowych i pracowników partyjnych działających w tej dziedzinie – analogia jest tu pełna).

3. W Polsce wydziały teologii, istniejące na kilku państwowych uczelniach, są ściśle podporządkowane władzy biskupa diecezjalnego. Pełni on funkcję  „wielkiego kanclerza”. Wszystkie ważne decyzje muszą być przez niego zatwierdzone, również dotyczące zatrudnienia. Podstawą prawną jest konkordat oraz umowa między Rządem RP a Kościołem katolickim.

Możliwe są dwa wyjścia z tej niezdrowej sytuacji: albo usuniecie wydziałów teologicznych z państwowych uniwersytetów, albo taka  zmiana statutów, by nie były to wydziały podporządkowane władzom Kościoła, ale funkcjonowały na takich samych warunkach jak inne (czyli przekształcenie wydziałów teologii w wydziały religioznawstwa). – Alvert Jann

PS. O wydziałach teologii i uczelniach kościelnych finansowanych przez budżet państwa pisałem szerzej w: „Lekcje religii w szkołach wyższych” (link poniżej).

…………………………………………………………………

Alvert Jann „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ : Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. 

Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się kilkadziesiąt artykułów, m.in.:

Teoria Boga krótko wyłożona” https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teoria-boga-krotko-wylozona/

Lekcje religii w szkołach wyższych” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/lekcje-religii-w-szkolach-wyzszych/ (o wydziałach teologii i uczelniach katolickich)

Argumenty przeciw istnieniu Boga” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/argumenty-przeciw-istnieniu-boga-komentarz-podrecznikow-religii/ (tytuł mówi za siebie)

Dowód na nieistnienie. Kogo? – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dowod-na-nieistnienie-kogo-2/ (o dowodzeniu nieistnienia Boga)

……………………………………………………………………………………………..

Ćwiczenia z Ateizmu. Część 33 „Sprzeczności między nauką a religią: 10 przykładów”

pope-309611_640Kościół twierdzi, że między nauką a religią katolicką nie ma sprzeczności. Są to zapewniania ogólnikowe. Liczne sprzeczności są faktem, podam 10 przykładów dotyczących chrześcijaństwa, przede wszystkim katolicyzmu. W przypadku innych religii przykłady pod różnymi względami musiałyby wyglądać inaczej. Trzeba jednak powiedzieć wyraźnie, że sprzeczne z nauką są wszystkie religie.

1. Religia katolicka stoi na stanowisku, że świat został stworzony przez osobowego Boga. Nauka nie może tego twierdzenia uznać. Nie ma wprawdzie dziś wystarczająco uzasadnionej naukowej teorii powstania świata, ale nie oznacza to, że prawdziwe są wyjaśnienia religijne. Twierdzenie o stworzeniu świata przez Boga jest pozbawione jakiegokolwiek uzasadnienia, które na gruncie nauki może być wzięte pod uwagę. Jest ono zaczerpnięte z Biblii i ma charakter mitologiczny (teolodzy za przenośnię uznali stworzenie świata w ciągu sześciu dni, ale biblijny mit o stworzeniu świata przez Boga obowiązuje w Kościele). Różne religie głoszą różne mity dotyczące powstania świata; starożytni Grecy uznawali, że jest wieczny. Między wyjaśnieniami mitologicznymi a wyjaśnieniami naukowymi istnieje nieprzekraczalna sprzeczność.

2. Sprzeczna z nauką jest teoria końca świata, której naucza Kościół. Jak w skrócie wygląda ta teoria? Według Kościoła Chrystus ponownie zstąpi na Ziemię, odbędzie się sąd ostateczny, po czym z woli Boga nastąpi koniec obecnego świata. Tak można przeczytać również w szkolnych podręcznikach religii.

Żadne naukowe teorie przyszłości świata nie przewidują takiej wersji wydarzeń. Badania naukowe wskazują na „koniec świata” – w niewyobrażalnie odległym czasie – w efekcie zjawiska rozszerzania się wszechświata (ucieczki galaktyk) lub ponownego zacieśniania się. Pojawiają się też hipotezy dotyczące cykliczności, tj. cyklicznego rozszerzania się i zacieśniania wszechświata.

Koncepcja końca świata, której naucza Kościół, opiera się na biblijnych mitach, a nie na badaniach naukowych. Między religią a nauką mamy tu ewidentną sprzeczność.

3. Kościół uznaje dziś fakt ewolucji w przyrodzie, ale nadal stoi na stanowisku, że człowiek powstał wskutek ingerencji Boga w proces ewolucji. Oto oficjalne stanowisko polskich biskupów w sprawie ewolucji (2006 r.): „Ewolucja wiedzie ku pojawieniu się człowieka jako istoty wolnej, odpowiedzialnej i świadomej. Ale sama z siebie tego progu nie pokonuje. W celu powołania do życia człowieka Bóg mógł posłużyć się jakąś istotą przygotowaną na planie cielesnym przez miliony lat ewolucji i tchnąć w nią duszę – na swój obraz i podobieństwo”.

Stanowisko Kościoła jest sprzeczne z nauką. Nauki biologiczne przedstawiają proces ewolucji dokonujący się bez bożej ingerencji. Bardzo dobrze pokazują, jak ewolucja „sama z siebie” pokonuje próg oddzielający człowieka od innych gatunków. Biologia na przykład bardzo dobrze dokumentuje, jak stopniowo w toku ewolucji kształtował się układ nerwowy i mózg – od form najprostszych, po bardzo złożone u ssaków i człowieka. Nauka nie uznaje ingerencji Boga w proces ewolucji, bo brak na to jakiegokolwiek uzasadnienia poza wiarą religijną.

4. Kościół stoi niezmiennie na stanowisku, że człowiek posiada duszę nieśmiertelną daną mu przez Boga i dzięki temu będzie mógł żyć wiecznie. Czekać go ma zbawienie, tj. stan wiecznej szczęśliwości, pokuta, albo potępienie. Żadne badania naukowe nie potwierdzają istnienia duszy i perspektywy wiecznego życia. Kościół powołuje się na Pismo Święte i twierdzi, że to prawda.

5. Kościół zupełnie poważnie twierdzi, że choroby i śmierć to skutek grzechu pierworodnego, tj. nieposłuszeństwa Bogu, jakiego mieli się dopuścić pierwsi ludzie. Podkreślmy, że to mitologiczne wyjaśnienie, zaczerpnięte z Biblii, nie jest uznane za przenośnię. Także szkolne podręczniki religii mówią o nim wyraźnie jako o wyjaśnieniu realnym, a nie w przenośni.

Nauka nie może tego wyjaśnienia uznać, gdyż opiera się ono wyłącznie na biblijnej opowieści o grzechu pierworodnym. Nie przeszkadza to teologom i religijnym naukowcom głosić, że między nauką a religią nie ma sprzeczności.

6. Nauka wymaga, by twierdzenia, które uznaje się za prawdziwe, były uzasadnione wynikami badań empirycznych, tj. obserwacji, doświadczeń, eksperymentów, analizy dostępnych materiałów (sposobami uzasadniania twierdzeń zajmuje się metodologia nauki). Twierdzenia naukowe mogą nie być pewne na 100%, ale ich bezpośrednie lub pośrednie empiryczne potwierdzenie jest konieczne.

Także hipotezy naukowe (przypuszczenia) muszą opierać się na analizach i badaniach naukowych. Nie mogą być dowolnymi fantazjami.

Podstawowe twierdzenia podawane przez Kościół, mówiące o istnieniu Boga, aniołów, szatana, duszy nieśmiertelnej, o objawieniu bożym zawartym w Piśmie Świętym i inne, nie są w żadnym stopniu uzasadnione empirycznie. Z tego powodu nie mogą być na gruncie nauki uznane, ani nawet potraktowane jako hipotezy. Natomiast władze kościelne twierdzą, że są prawdziwe. Stwarza to przepaść i sprzeczność między nauką a religią.

7. Sprzeczny z nauką jest sposób, w jaki Kościół dochodzi do swoich ustaleń.

Kościół twierdzi, że Pismo Święte zawiera prawdy objawione przez Boga. Dla Kościoła jest to wiarygodne źródło wiedzy o Bogu, człowieku i świecie. Teolodzy kościelni badają Pismo Święte, by zawarte tam prawdy poznać.

Nauka nie może uznać, że Pismo Święte rzeczywiście zawiera boże objawienie, bo brak jakichkolwiek argumentów, które by to przekonanie uzasadniały (nie ma też zresztą podstaw, by uznać istnienie Boga). Z punktu widzenia nauki Pismo Święte nie jest wiarygodnym źródłem wiedzy. Zawiera, obok niektórych historycznych i geograficznych faktów, masę zmyśleń i mitów. Poszukiwanie w Piśmie Świętym prawd objawionych przez Boga jest – z punktu widzenia współczesnej nauki – religijną fikcją, urojeniem. Nauka nie szuka w Biblii prawd objawionych.

8. Kościół twierdzi, że korzysta z nadprzyrodzonego sposobu poznawania prawdy o Bogu, świecie i człowieku. Ma to być poznawanie przy pomocy wiary, którą zawdzięcza łasce bożej. Pisze o tym także Jan Paweł II: „obok poznania właściwego ludzkiemu rozumowi … istnieje poznanie właściwe wierze” (idzie o wiarę religijną); „w pierwszym przypadku poznajemy przy pomocy naturalnego rozumu, a w drugim przy pomocy wiary” (Encyklika „Wiara i rozum” 8-9).

Otóż nauka nie może uznać, że coś takiego, jak badanie/poznawanie „przy pomocy wiary” istnieje. Powód: brak uzasadnienia. Władze kościelne bez żadnego uzasadnienia głoszą, że taka metoda istnieje i każą w to wierzyć także w podręcznikach religii. Nie ma argumentów wskazujących, że Bóg rzeczywiście dał teologom katolickim czy komukolwiek dar poznawania wiarą.

Podsumujmy punkty 7 i 8: Nauka nie uznaje żadnych nadprzyrodzonych źródeł wiedzy – ani objawienia bożego, ani poznawania przy pomocy wiary. Konsekwencje tego są dla religii i Kościoła druzgocące. Nauka odmawia teologii i religii jakiegokolwiek udziału w poznawaniu świata i człowieka, a także w poznawaniu rzeczywistości nadprzyrodzonej (bo nawet jeśli przyjmie się, że rzeczywistość nadprzyrodzona nie jest tylko religijną fantazją, to teolodzy nie mają sposobu, by tę rzeczywistość badać).

Kościół nie chce się z tym werdyktem pogodzić, zgłasza roszczenia poznawcze i formułuje wiele twierdzeń dotyczących rzeczywistości nie tylko nadprzyrodzonej, ale także naturalnej (dotyczących świata, przyrody, człowieka, np. że człowiek posiada duszę nieśmiertelną, a choroby i śmierć są skutkiem grzechu pierworodnego). Z punktu widzenia nauki są to twierdzenia pozbawione uzasadnienia; nie są to nawet hipotezy.

9. Religia opiera się wyłącznie na wierze – zaś nauka opiera się na badaniach empirycznych, spełniających wymogi metodologii obowiązującej w nauce. Są to praktyki sprzeczne, prowadzące do sprzecznych wyników. Religia przyjmuje, że istnieje Bóg, aniołowie, szatani, rzeczywistość nadprzyrodzona, dusza nieśmiertelna, objawienie boże zawarte w Piśmie Świętym – zaś nauka niczego takiego nie stwierdza i traktuje jako wierzenia religijne.

Czy mamy tu sprzeczność między nauką a religią? Sprzeczności by nie było, gdyby nauka chociaż w niewielkim stopniu potwierdziła istnienie rzeczywistości nadprzyrodzonej. Ale nie potwierdza.

10. Nauka współczesna stoi na stanowisku naturalizmu: w praktyce przyjmuje, że istnieje tylko jeden rodzaj rzeczywistości, tj. natura, czyli przyroda. Natura to makro i mikrokosmos, wszechświat i cząstki elementarne, przyroda nieożywiona i organizmy żywe oraz ich pochodne, tj. doznania psychiczne i świadomość (są to pochodne funkcjonowania organizmów żywych, nie istnieją niezależnie od nich).

Dla nauki nie istnieje rzeczywistość nadnaturalna, nadprzyrodzona czy boska. Dlaczego? Bo jej istnienia nie stwierdzono. Dlatego nauka – w sprzeczności z religią – ignoruje rzeczywistość nadnaturalną, Boga, aniołów, szatana, podobnie jak ignoruje duchy leśne i niewidzialne krasnoludki pomagające ludziom lub psocące.

Komentarz

1. Wbrew temu, co się czasami sądzi, naturalizm nauki (tj. uznanie, że istnieje tylko natura/przyroda i jej pochodne) nie jest założeniem, aksjomatem, dogmatem, filozofią, światopoglądem czy ideologią przyjmowaną przez naukowców. Wynika z praktyki badawczej. Gdyby istnienie rzeczywistości nadnaturalnej dało się stwierdzić chociażby w niewielkim stopniu, na gruncie nauki by to z pewnością uznano. Ale nie stwierdza się.

Rozróżnia się czasami naturalizm ontologiczny i metodologiczny. Jak mówią zwolennicy tego rozróżnienia, pierwszy uznaje, że istnieje tylko natura, przyroda. Zaś drugi przyjmuje jedynie, że w badaniach naukowych nie należy brać pod uwagę przyczyn nadnaturalnych. Rozróżnienie to wprowadzono dlatego, że są naukowcy, którzy wierzą w istnienie Boga, chociaż w badaniach naukowych tego nie uwzględniają.

Można zauważyć, że rozróżnienie to dotyczy poglądów naukowców, a nie nauki. W przypadku badań i teorii naukowych sprawa jest jednoznaczna: Boga i przyczyn nadprzyrodzonych pod uwagę się nie bierze, bowiem ich istnienia w żadnym stopniu nie stwierdza się. Oznacza to w konsekwencji, że pojęcie Boga i rzeczywistości nadprzyrodzonej zostaje przeniesione do dziedziny wierzeń religijnych lub fantastyki paranaukowej.

Natomiast na gruncie religii przyjmuje się, że Bóg, aniołowie i szatan istnieją realnie jako osoby duchowe i ingerują w sprawy świata i człowieka.

Oto zajmujący przykład. Kościół nie wstydzi się oficjalnie głosić, że szatan może realnie wstąpić w ludzkie ciało (nazwano to opętaniem). Biskupi powołują egzorcystów, którzy tego szatana mają wypędzić. W Polsce działa ponad stu egzorcystów. Obiektem ich zabiegów, często szokujących, stają się osoby doznające zaburzeń psychicznych polegających na poczuciu, że owładnął nimi szatan.

Według neurologii i psychiatrii to poważne zaburzenia psychiczne z kategorii schorzeń schizofrenicznych i paranoicznych. Wiara w opętania przez demony pochodzi z czasów starożytnych, ale Kościół z niej nie rezygnuje.

2. Naukowiec może osobiście wierzyć w Boga lub jakąś formę rzeczywistości nadprzyrodzonej, ale jest to jego prywatny pogląd. W badaniach naukowych nie bierze się czegoś takiego pod uwagę.

Jak wyjaśnić fakt, że człowiek może w swoim umyśle łączyć zarówno religijne urojenia, jak i wiedzę naukową? 

Najkrócej mówiąc, mózg ludzki powstawał w toku przebiegającej dość chaotycznie ewolucji, wskutek czego tworzy on wewnętrznie niezborną całość. W efekcie poglądy ludzkie również bywają niezborne. Człowiek myśli w znacznej mierze racjonalnie, ale często także nieracjonalnie. Wiara w boga jest nieracjonalna, ale odpowiada na pewne ludzkie potrzeby. Dlatego jest szeroko akceptowana i skutecznie wdrażana w toku wychowania i życia w społeczeństwie. Naukowcy są takimi samymi ludźmi jak inni. Ulegają religijnej indoktrynacji i irracjonalnym skłonnościom, chociaż na ogół rzadziej i w mniejszym stopniu niż przeciętnie w danym społeczeństwie. Czasami dochodzą do tego zaburzenia psychiczne polegające na przykład na uznawaniu, obok poglądów racjonalnych, także poglądów ewidentnie dziwacznych. W grę mogą wchodzić także urojenia oraz tzw. objawienia, wizje i głosy, w przekonaniu doznającego pochodzące od boga, aniołów, świętych itp.

Podsumujmy 10 punktów:

Kiedy ma miejsce sprzeczność poglądów lub twierdzeń?

Ze sprzecznością poglądów czy twierdzeń mamy do czynienia wtedy, gdy są one ze sobą niezgodne, w szczególności gdy wykluczają się. Tak jest często między nauką a religią.

Metodologia współczesnej nauki (tj. zasady uprawiania nauki) neguje jakiekolwiek twierdzenia i wyjaśnienia odwołujące się do czynników nadnaturalnych i Boga, bo ich działania nie stwierdzono. Teologia zaś na takich twierdzeniach się opiera. Mamy ewidentną sprzeczność.

Religia katolicka opiera się na starożytnych mitach i na tej podstawie wyjaśnia powstanie i koniec świata, oraz głosi, że choroby i śmierć to skutek grzechu pierworodnego. Religia obiecuje człowiekowi wieczne życie. Kościół głosi, że Bóg ingerował w proces ewolucyjny i człowiek powstał w efekcie tchnięcia duszy nieśmiertelnej w przedludzką istotę. Wszystkie te wyobrażenia to mity pochodzące z Pisma Świętego, których nauka nie uznaje.

Katolicyzm i nauka różnią się stosunkiem do Pisma Świętego. Dla nauki Pismo Święte nie jest autorytetem ani źródłem wiedzy objawionej przez Boga. Dla katolicyzmu jest autorytetem i źródłem najwyższym, bo nadprzyrodzonym.

Nauka nie uznaje nadprzyrodzonych źródeł i metod zdobywania wiedzy o świecie, człowieku i Bogu; nie uznaje objawienia bożego oraz poznawania przy pomocy wiary zawdzięczanej łasce bożej. Natomiast religia nadprzyrodzone źródła i sposoby zdobywania wiedzy uznaje jak najbardziej.

Nauka ignoruje istnienie rzeczywistości nadprzyrodzonej, bo na jej istnienie brak uzasadnienia. Religia wiarę w rzeczywistość nadprzyrodzoną kultywuje. Religia opiera się jedynie na wierze, nauka na badaniach empirycznych.

Relację nauki do religii sugestywnie charakteryzuje wypowiedź Alberta Einsteina: „Słowo Bóg jest dla mnie niczym więcej niż wyrazem i wytworem ludzkiej słabości, a Biblia zbiorem dostojnych, ale jednak prymitywnych legend, ponadto dość dziecinnych. Żadna interpretacja, niezależnie od tego, jak subtelna, nie może tego zmienić”. W szerszym rozumieniu, nie ograniczającym się tylko do Biblii, odnosi się to także do innych religii. – Alvert Jann 

PS. Polecam artykuł zamieszczony 1 stycznia 2020 r.: „Teoria Boga krótko wyłożona” https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teoria-boga-krotko-wylozona/

……………………………………………………………………………

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/

Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się kilkadziesiąt artykułów, m.in.:

Koniec świata według Kościoła” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-do-religii-koniec-swiata-wedlug-kosciola/ (religia i nauka o „końcu świata”)

Ewolucja według Kościoła” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-religii-ewolucja-wedlug-kosciola/ (o stosunku Kościoła do ewolucji biologicznej)

Grzech pierworodny” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-do-religii-grzech-pierworodny/ (o ukrytym sensie grzechu pierworodnego)

Argumenty przeciw istnieniu Boga” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/argumenty-przeciw-istnieniu-boga-komentarz-podrecznikow-religii/ (tytuł mówi za siebie)

Kim jest Bóg?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-religii-bog/ (o pojęciu Boga)

„Ilu naukowców wierzy w Boga?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/ilu-naukowcow-wierzy-w-boga/ (wyniki badań dotyczące religijności naukowców)

…………………………………………………………………………………………………

PS. Podaję link do cytowanej wypowiedź Alberta Einsteina: http://wyborcza.pl/1,75400,12641586,Czy_Albert_Einstein_wierzyl_w_Boga_.html 

Link do cytowanego oficjalnego stanowiska Kościoła w sprawie ewolucji: http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WE/kep/kosciol_ewolucja_27112006.html

……………………………………………………………………………………………

Ćwiczenia z ateizmu część 32 „Co zamiast religii?”

Papież -małe1Według konserwatywnych polityków i Kościoła, religia katolicka ma być podstawą etyki życia prywatnego i publicznego w Polsce. Dobitnie wyraził to Jarosław Kaczyński na Jasnej Górze w lipcu 2015: nie ma w Polsce innej nauki moralnej niż ta, którą głosi Kościół (…) nie ma Polski bez Kościoła, nie ma Polski bez tego fundamentu, który trwa od przeszło tysiąca lat”.

To nieprawda. Najbardziej dynamiczną koncepcją etyczną, prawną i polityczną są we współczesnym świecie prawa człowieka. Politycy nie powinni zapominać, że obowiązują także w Polsce i mają charakter świecki. Czasy Mieszka I i średniowiecze dawno minęły.

Polskę i przekonania moralne Polaków trzeba budować na fundamencie praw człowieka. Nie na religii i Kościele.

A w życiu osobistym? W życiu osobistym drogowskazem lepszym od religii jest tak zwany zdrowy rozsądek. Dzięki niemu ludzie nie stają się marionetkami w rękach władz kościelnych.

Etyka praw człowieka

Współcześnie najdonioślejszą świecką etykę prezentują prawa człowieka. Nie są one tylko przepisami prawnymi – są to zasady etyczne i wartości przekładane na język przepisów prawa.

Główne zasady etyki praw człowieka to: zakaz dyskryminacji i równe traktowanie bez względu na narodowość, rasę, światopogląd, religię, płeć, orientację seksualną, majątek; wolność ograniczona tylko wolnością innych; wolność myśli, sumienia i wyznania; wolność słowa, zgromadzeń i stowarzyszeń; prawo do wolności osobistej i do sprawiedliwego procesu; prawo do regularnych wolnych wyborów; zakaz tortur; zakaz niewolnictwa; współcześnie bardzo wysoką rangę zyskują prawa socjalne.

Prawa człowieka mają regulować – zgodnie z wartościami i etyką praw człowieka – stosunki między ludźmi. Ograniczają władzę państwową i mają chronić przed jej nadużywaniem, ale mają chronić człowieka także przed kościołami, wspólnotami, organizacjami, przed społecznością lokalną, rodziną i innymi grupami, także tymi, do których należy się dobrowolnie. Można powiedzieć, że mają chronić człowieka przed człowiekiem. U podstaw etyki praw człowieka leży idea ograniczenia krzywd doświadczanych przez ludzi w życiu społecznym. Deklaracje i konwencje praw człowieka dotyczą właśnie powyższych spraw.

france-63022_960_720Podstawy etyki i polityki praw człowieka stworzyli w Europie w XVIII w. myśliciele okresu Oświecenia. Przyjęta w 1789 r. przez francuskie Zgromadzenie Narodowe „Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela” stwierdza m.in.:

„Ludzie rodzą się i pozostają wolni i równi w swych prawach. Zróżnicowania społeczne mogą być oparte wyłącznie na pożytku powszechnym” (art.1).

„Wolność polega na możności czynienia wszystkiego, co nie szkodzi drugiemu (…) nie ma innych granic niż te, które zapewniają korzystanie z takich samych prawa innym członkom społeczeństwa” (art.4).

To nie kościelni teolodzy sformułowali zasadę równości wobec prawa i wolności ograniczonej tylko wolnością innych, w tym wolności słowa i wolności wyznania. Takich zasad nie ma w Piśmie Świętym i w katolickiej tradycji. Jeżeli są one tam odszukiwane, to teolodzy robią to w nierzetelny, naciągany sposób. Prześmiewczo można powiedzieć, że teolodzy nawet w działalności inkwizycji dopatrzyliby się genezy wolności słowa i wyznania. Do połowy XX w. władze kościelne otwarcie potępiały prawa człowieka.  

Kościelni autorzy oburzają się do dziś, że Kościół doznał krwawych represji w toku rewolucji francuskiej 1789 r., a rewolucja nie przestrzegała praw człowieka. Co najkrócej można odpowiedzieć? Że nie chcą dostrzegać, jak opresyjny był feudalny i stanowy ustrój, w którym Kościół był wielkim posiadaczem dóbr materialnych i wyzyskiwaczem. Że w historii jest też zasada: „gwałt niech się gwałtem odciska” (Adam Mickiewicz „Oda do młodości”). Że przeciw wolności i równości zbrojnie wystąpili arystokraci i europejscy monarchowie, a Kościół był po ich stronie. Zbrojne walki i wojny nie sprzyjają przestrzeganiu praw człowieka, sprzyjają za to okrucieństwu.

Zamiast religii

Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela z 1789 r., jak i Powszechna Deklaracja Praw Człowieka przyjęta przez Zgromadzenie Ogólne ONZ w 1948 r. oraz późniejsze konwencje międzynarodowe i dokumenty takie jak Karta Praw Podstawowych Unii Europejskiej, nie powstały pod dyktando władz kościelnych, nie opierają się na religii, nie odwołują się do rzekomego bożego objawienia, do żadnych pism świętych, do żadnej religii, mają charakter świecki.

Można powiedzieć, że świeckie społeczeństwo wzięło sprawy etyki, prawa i polityki w swoje ręce, odrzucając roszczenie władz kościelnych do panowania nad umysłami i państwem. Stało się to nie bez powodu. Duchowieństwo ulegało i ulega dewiacjom, pazerności, korupcji, żądzy władzy. To dlatego powiedziano Kościołowi „dziękujemy, spadajcie”.

Społeczność księży nie potrafi bez nacisku z zewnątrz korygować własnych błędów i dewiacji. Jak diabeł święconej wody boi się wszelkiej kontroli. Np. zawzięcie broni się przed ujawnianiem i karaniem seksualnego wykorzystywania dzieci przez księży. Z trudem czasami udaje się to na Kościele wymusić.

Do drugiego soboru watykańskiego (1962-1965) Kościół zdecydowanie odrzucał prawa człowieka. Ale także dziś władze kościelne próbują stawiać się ponad prawem, powołują się na rzekomo znane im prawdy objawione i prawo boże. Prawa człowieka uznały tylko dlatego, że ich negowanie groziło Kościołowi marginalizacją. Próbują formułować je po swojemu i stawiać się ponad nimi. Zauważmy, że dla własnego dobra Kościół od początku nie powinien był praw człowieka negować.

Nie ma powodu, by polegać na uczciwości i mądrości władz kościelnych i duchowieństwa. Nic nie wskazuje, że zasługują na to. Już lepiej polegać na świeckiej etyce i polityce praw człowieka, niezależnej od jakichkolwiek kościołów i religii.

Nie widać, by papież Franciszek wprowadzał rzeczywiste zmiany. Rzucane luźno powiedzonka nie zmienią kościelnej rzeczywistości. A zapowiedziana większa niezależność kościołów krajowych od Watykanu może spowodować, że Kościół w Polsce będzie jeszcze większym zadupiem moralnym niż jest.

Katolicki fundamentalizm

Warto pamiętać, że katoliccy fundamentaliści ciągle praw człowieka nie uznają. Dawał temu wyraz np. pisowski poseł Stanisław Pięta: Są ludzie, do których ja siebie zaliczam, którzy uważają, że prawa człowieka nie istnieją. Istnieją obowiązki człowieka i lepiej definiować człowieka poprzez jego obowiązki”.

Po 1989 r. działała zapomniana dziś partia Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, hołdujące idei państwa chrześcijańskiego (w 1991 r. miała 49 posłów i senatorów). Dziś gdzieś w niszowych pismach i umysłach kołacze wizja Polski jako „republiki wyznaniowej”, będąca katolickim odpowiednikiem republiki islamskiej.

Nie tak dawno polscy biskupi uznali schizofreniczne wizje Rozalii Celakówny za rzeczywiste objawienia boże i uroczyście dokonali aktu intronizacji Jezusa na króla Polski. Twierdzą, że „Polska … uroczyście uznała królowanie Jezusa Chrystusa” (podkreślmy, według nich to Polska uznała, a nie ci, którzy ten akt ogłosili i uznali za swój). Biskupi nie wyzbyli się maniery mówienia za wszystkich Polaków, chociaż nie mają do tego żadnych podstaw; nie zostali wybrani ani przez ogół obywateli, ani nawet przez społeczność katolików. Biskupi przywołali też średniowieczną ideę panowania Jezusa nad wszystkimi narodami. Piszą, że Jezus jest jedynym prawowitym władcą wszystkich państw i narodów, co było i jest niedorzecznością.

revolution-30590_960_720Jak słychać, pisowski rząd przygotowuje wypowiedzenie „Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej”, zwanej konwencją antyprzemocową. W kościelnych głowach majaczy całkowity zakaz aborcji i karanie więzieniem kobiet za aborcję, zakaz używania środków antykoncepcyjnych (zdołali  zakazać sprzedaży bez recepty tabletki „dzień po”), zakaz in vitro, zakaz badań prenatalnych (także USG), w nieco dalszej perspektywie karalność stosunków homoseksualnych oraz przed i pozamałżeńskch (tak jest w państwach islamistycznych, a najostrzejsze kary dotyczą kobiet), odrzucenie zasady równości kobiet i mężczyzn, zakaz rozwodów, klerykalizacja szkolnictwa, wprowadzenie w znacznym zakresie cenzury kościelno-państwowej.

To są wszystko śmieciowe koncepcje, wywlekane na światło dzienne, ale przegrywające z etyką i polityką praw człowieka. Również obecna fala demagogicznego radykalizmu w Polsce, Europie i Ameryce może odnosić tylko częściowe i chwilowe sukcesy. Nie ma powrotu do społeczeństwa, w którym władze kościelne dyktowały prawa i zasady moralne.

Słowo na zakończenie

Twierdzenie, że nie ma w Polsce innej nauki moralnej niż katolicka, jest propagandowym kłamstwem. Świecka etyka i polityka praw człowieka istnieje realnie; PiS, Kościół i kościelni fundamentaliści muszą się z nią liczyć. Czasy dominacji Kościoła w dziedzinie etyki i wartości dawno minęły.

Od epoki Oświecenia Kościół utracił w tych dziedzinach, a także w innych, inicjatywę. Cofa się, próbuje się dostosowywać, ale nie tworzy nowych wartości. Broni starożytnych wierzeń i mitów, którym brak wiarygodności. W najlepszym wypadku poprzestaje na głoszeniu, że chce, by ludzie byli uczciwi i dobrzy. Ale do tego nie jest potrzebna żadna religia ani Bóg.

Nakazy takie jak: bądź uczciwy, nie kradnij, nie rabuj, nie morduj, pomagaj potrzebującym, bądź przyjazny ludziom, to są zasady uniwersalne, starsze niż religie i niezależne od religii. Człowiek nie musi się tych zasad uczyć na lekcjach religii, uczy się ich w rodzinie, szkole i praktycznie w życiu społecznym. Nie trzeba korzystać z nauk kościelnych, by wiedzieć, że kradzież jest czymś złym.

W Polsce, tak jak w krajach zachodnich, zamiast etyki kościelnej wystarczy etyka praw człowieka, powszechne zasady etyczne (nie kradnij, pomagaj potrzebującym itp.) oraz zdrowy rozsądek. Zresztą w Polsce i tak większość ludzi nie kieruje się zasadami i naukami Kościoła. To, czy ktoś postępuje etycznie lub nieetycznie, nie zależy od tego, czy jest wierzącym katolikiem. Zaś społeczność księży sama nie potrafiła i nie potrafi leczyć się z błędów i wypaczeń. Za to skrupulatnie ukrywa zło we własnych szeregach.

Widać też, że w niereligijnych krajach Europy zachodniej żyje się przyjemniej niż w krajach religijnych. Akty terroryzmu są dziś dziełem przede wszystkim religijnych fanatyków.Alvert Jann

………………………………………………………………………….

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/

Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się.  Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się kilkadziesiąt artykułów artykułów, m.in.:

Teoria Boga krótko wyłożona” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teoria-boga-krotko-wylozona/

Złe skutki lekcji religii (część 1)”- https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/zle-skutki-lekcji-religii

Intronizacji Chrystusa nie będzie …” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/intronizacji-chrystusa-bedzie/

Chrześcijaństwo obłędu” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/chrzescijanstwo-obledu/

Jan Paweł II bez taryfy ulgowej” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/jan-pawel-ii-bez-taryfy-ulgowej/

„Lekcje religii w szkołach wyższych” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/lekcje-religii-w-szkolach-wyzszych/

Argumenty przeciw istnieniu Boga. Komentarz do podręczników religii” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/argumenty-przeciw-istnieniu-boga-komentarz-podrecznikow-religii/

Kim jest Bóg?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-religii-bog/

…………………………………………………………………………..

Ćwiczenia z ateizmu. Część 30 „Czytanie Pisma Świętego”

married-23778_960_720Oto co Bóg przekazał ludowi swojemu za pośrednictwem Mojżesza: Jeśli się bić będą mężczyźni, mężczyzna i jego brat, i zbliży się żona jednego z nich i – chcąc wyrwać męża z rąk bijącego – wyciągnie rękę i chwyci go za części wstydliwe, odetniesz jej rękę, nie będzie twe oko miało litości” (Pwt 25,11-12).

Co to za Bóg, który wymyśla tak dziwaczne i okrutne prawa? Czy komuś mądremu i sprawiedliwemu mogło przyjść do głowy tak niemądre i niesprawiedliwe prawo? A może to tylko przenośnia i wcale nie idzie o obcinanie żonie ręki, bo ratując męża przed napastnikiem chwyciła go za części wstydliwe?

Za dużo tych przenośni, teolodzy dowolnie sugerują, co jest a co nie jest przenośnią.

Ponadto z przenośniami trzeba uważać, bo same z siebie mogą być jak walenie obuchem w łeb. Słyszałem, że potop, za pomocą którego Bóg miał wytępić wszystkich ludzi i zwierzęta (z wyjątkiem nielicznych osobników uratowanych w arce) to tylko przenośnia. Czego przenośnia? Bożej miłości, sprawiedliwości, czy okrucieństwa? To jakaś głupota, a nie przenośnia. Jeżeli autorzy Biblii chcieli postraszyć grzeszników i wymyślili taką przenośnię, to dali złe świadectwo o sobie. Jeżeli uznamy, że Bóg ich do tego natchnął, to źle świadczy o Bogu.

Absurdów zawartych w Piśmie Świętym nie da się usprawiedliwić żadnymi pokrętnymi wyjaśnieniami.

Niedorzeczność powyższego prawa kontrastuje z tym, co o Piśmie Świętym mówi Katechizm: „Prawdy przez Boga objawione, które są zawarte i wyrażone w Piśmie świętym, spisane zostały pod natchnieniem Ducha Świętego. Święta Matka Kościół uważa, na podstawie wiary apostolskiej, księgi tak Starego, jak Nowego Testamentu w całości, ze wszystkimi ich częściami za święte i kanoniczne, dlatego że, spisane pod natchnieniem Ducha Świętego, Boga mają za Autora i jako takie zostały Kościołowi przekazane” (KKK 105).

Co wobec tego? Trzeba uczciwie powiedzieć, że Pismo Święte nie zawiera żadnego bożego objawienia. Zostało spisane ok. 2-3 tys. lat temu na użytek starożytnych Izraelitów i ówczesnych wyznawców Jezusa Chrystusa. Zawiera pewne fakty historyczne i geograficzne, ale przede wszystkim mamy tam masę zmyśleń, religijną mitologię i nonsensy. – Alvert Jann

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/

Na blogu znajduje się kilkadziesiąt artykułów.

O Biblii piszę w: „Pismo Święte jakiego nie znacie” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/pismo-swiete-jakiego-nie-znacie/

Złe skutki lekcji religii”- https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/zle-skutki-lekcji-religii/  

Podręczniki do religii. Kim jest Bóg?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-religii-bog/  

Podręczniki do religii. Ewolucja według Kościoła” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-religii-ewolucja-wedlug-kosciola/  

Podręczniki do religii. Co wyjaśnia teologia?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-religii-wyjasnia-teologia/

Ćwiczenia z ateizmu. Część 29: „Złe skutki lekcji religii, cz. 1.”

smiley-1171432_960_720Rodzice często sądzą, że na lekcjach religii dzieci uczą się czegoś dobrego i pożytecznego, uczciwości, zasad moralnych. Mówi się też, że dobrze, by dziecko poznało religię. Rzecz w tym, że na lekcjach religii uczniowie nie otrzymują żadnej wartościowej wiedzy religijnej. Katecheci nauczają biblijnych mitów i religijnych dogmatów, absurdów jak ten, że cierpienia i śmiertelność ludzi to skutek grzechu pierworodnego. Starożytne mity sprzed 2-3 tys. lat podają jako „prawdy wiary”. Nie ma w tym nic dobrego.

Słyszy się czasami, że religia sprzyja prawidłowemu rozwojowi psychicznemu dzieci i młodzieży. To nieprawda. Religia nie jest potrzebna do właściwego rozwoju psychicznego. To, czego dzieci i młodzież uczą się na lekcjach religii, to starożytne wierzenia i mity. Nie są one potrzebne współczesnemu człowiekowi. 

Dziecko uczy się norm moralnych i wszystkiego, co potrzebne do życia, w rodzinie, szkole, otoczeniu rówieśniczym i społecznym. Nie jest do tego potrzebna religia. Nie są do tego potrzebne żadne religijne mity o Bogu, aniołach, szatanach, grzechu pierworodnym, objawieniu, duszy nieśmiertelnej, życiu wiecznym, zbawieniu, potępieniu i Jezusie Chrystusie, który umarł na krzyżu, zmartwychwstał i przed końcem świata będzie sądzić żywych i umarłych. 

Wiedza o Biblii i wierzeniach chrześcijańskich jest potrzebna jedynie jako część ogólnego wykształcenia, podobnie jak wiedza o Iliadzie i mitologii greckiej. Nie jest potrzebna jako przedmiot wiary.

W kościelnych programach nauczania religii mówi się wprost, że celem jest katecheza, nauczanie wierzeń katolickich i wychowanie katolików posłusznych władzom kościelnym. Czytając programy i podręczniki widać wyraźnie, że jest to cel jedyny.

Na końcu zamieszczam dwie katechezy, z pięciu przewidzianych na styczeń, z podręcznika religii dla uczniów I klasy liceum i technikum pt. „Drogi świadków Chrystusa w Kościele” (Wydawnictwo WAM – Księża Jezuici, Kraków 2012, płyta CD; do płyty dołączony jest notes ucznia zawierający z reguły skróconą wersję tekstu z płyty).

* * *

Nauczanie religii wywiera pod wieloma względami negatywny wpływ na osobowość dzieci i młodzieży, z czego na ogół nie zdajemy sobie sprawy. Powiem o kilku sprawach.

devil-32429_960_720Poczucie lęku

Mówi się, że religia daje wsparcie psychiczne, ale to półprawda. Religia rodzi też poczucie lęku przed Bogiem i – nie śmiejmy się – szatanem, piekłem i nadprzyrodzonym światem duchów. W przypadku bardziej wrażliwych dzieci może być ono bardzo silne i utrzymywać się w dorosłym życiu.

Wzbudzenie lęku przed Bogiem i potępieniem jest jednym z podstawowych celów religii. Ma to miejsce także współcześnie w kościelnym nauczaniu i w treści podręczników. Aby ten lęk nie prowadził do zaburzeń psychicznych, człowiek musi – brzmi to paradoksalnie – nauczyć się ignorować religię. Inaczej, zważywszy na grożące mu kary, nie potrafiłby normalnie żyć. Na ogół osoby religijne, także dzieci, potrafią osłabić w sobie ten lęk do znośnego poziomu, ale doznają trwale mniej lub bardziej widocznych zaburzeń.

Co wobec tego?

Dla właściwego rozwoju psychicznego najlepiej ignorować religię całkowicie.

Irracjonalne skłonności

Nauczanie religii buduje w dzieciach i młodzieży irracjonalne skłonności, np. skłonność do wiary w fantastyczne wyjaśnienia, cuda, duchy, nadprzyrodzone zdarzenia. Skłonność ta ujawnia się z różnym nasileniem, u jednych silniej, u innych słabiej.

W łagodniejszej formie prowadzi to do osłabienia trzeźwego spojrzenia na rzeczywistość. Dziecko, a później dorosły człowiek, może na przykład wierzyć, że rzeczywiście gdzieś na drzewie objawiła się Matka Boska. Religijni oszuści w Medjugorie mają tłumy ciekawskich i wierzących.

bashobora_34Inny przykład to wiara w uzdrowicieli i cudowne uzdrowienia. Irracjonalne skłonności, kształtowane od wczesnego dzieciństwa, napędzają klientów uzdrowicielom i cudotwórcom, jak chociażby katolicki ksiądz Bashobora z Afryki, gromadzący tłumy na Stadionie Narodowym w Warszawie i na rekolekcjach regularnie prowadzonych w Polsce. Bashobora twierdzi, że za jego wstawiennictwem Bóg uzdrawia chorych i wskrzesił kilkunastu zmarłych. Nauczanie religii sprzyja, by traktować to poważnie, nie dostrzegać niedorzeczności i oszustwa, jakiego dopuszcza się nie tylko cudotwórca, ale także biskupi firmujący te przedsięwzięcia.

Irracjonalizm w polityce

Skłonność do odlotowych wierzeń religijnych przenosi się także na inne dziedziny życia, np. na politykę.

Wierzy się politykom żerującym na religii, wykorzystującym religijność wyborców dla własnych celów. Wierzy się w różne fantastyczne koncepcje, np. w spiski, chociaż nie ma po temu racjonalnych podstaw. Przykładem jest wiara w spisek smoleński.

Nauczanie religii jest jedną z przyczyn zadziwiającej łatwości, z jaką tak wielu ludzi wierzy w teorie spiskowe. Bezkrytyczna wiara w pozbawione podstaw wyjaśnienia jest główną cechą religii i rozszerza się na inne dziedziny.

szatan w nosieOpętanie przez szatana

Dobrym przykładem silnego irracjonalizmu są przypadki chorych psychicznie, którzy są przekonani, że opętał ich szatan. Po lekcjach religii, na których sporo mówi się o szatanie, wielu ludzi skłonnych jest traktować coś takiego poważnie, a nie jako niedorzeczność.

Kościół kultywuje starożytną wiarę w możliwość opętania człowieka przez szatana i w egzorcyzmy, tj. wypędzanie szatana (szatan ma dosłownie wstępować w ciało człowieka i kapłan-egzorcysta ma go stamtąd usunąć). Mówią o tym obowiązujące dziś oficjalne dokumenty kościelne, a biskupi powołują egzorcystów – w Polsce jest ich blisko 200. Opętania i egzorcyzmy potwierdzał słowem i czynem Jan Paweł II, co zasługuje na wyśmianie.

Rzekome opętania przez szatana są przez psychiatrię diagnozowane jako poważne zaburzenie psychiczne o charakterze urojeń właściwych paranoi i schizofrenii. Zdarzają się jednakowoż psycholodzy i lekarze, którzy sami wierzą w szatana lub są związani z Kościołem wspólnym interesem. Ci potrafią wszystko, nawet zdiagnozować obecność szatana w ciele chorego.

Łatwo zauważyć, że nauczanie religii i sianie wiary w szatana i nadprzyrodzone zdarzenia, jest jedną z przyczyn szerzenia się tej choroby psychicznej. Kościół nie podaje, ile przypadków tzw. opętań notuje się w Polsce, ale jak słychać egzorcyści mają pełne ręce roboty (na końcu podaję link do artykułu na temat opętań).

gosc.pl 975416_100514_Odnowa_009_34Odlotowe grupy katolickie

Niektórzy młodzi ludzie trafiają do odlotowych katolickich grup religijnych, takich jak Odnowa w Duchu Świętym. Praktykuje się tam wpadanie w trans (chwilowe zaburzenie psychiczne osiągane w trakcie religijnych rytuałów i spektakli), „mówienie językami” (uczestnicy wydają nieartykułowane dźwięki i niezrozumiałe słowa, twierdząc, że są pod wpływem Ducha Świętego). Zdarzają się tzw. „upadki w Duchu Świętym”, kiedy to ktoś pada i wije się jak w konwulsjach, przypomina to atak epilepsji.

Kościół ostrzega przed sektami, a sam wspiera katolickie grupy będące sektami w ramach Kościoła. Wywierają one tak samo negatywny wpływ na osobowość jak inne destrukcyjne sekty.

Irracjonalizm wierzeń religijnych sprzyja sekciarskim, często psychopatycznym formom religijności. Przykładem może być społeczność zwolenników intronizacji Chrystusa na króla Polski, wierzących w objawienia Rozalii Celakówny.

Przemarsz-Rycerzy-Jezusa-w-intencji-intronizacji-J (1)Ubrani w czerwone peleryny z dziwacznym wizerunkiem Chrystusa Króla, organizują od czasu do czasu modły na ulicach. Głośno było o nich przy okazji kościelnych uroczystości 19 listopada 2016 r. w krakowskich Łagiewnikach, gdzie według biskupów Polska uznała królowanie Chrystusa.

Przykładem może być też działalność ks. Piotra Natanka, suspendowanego kapłana katolickiego, który w założonym przez siebie ośrodku religijnym skupia grupy młodych ludzi i naucza w duchu odlotowego chrześcijaństwa. Jest ponadto aktywistą wspomnianego przed chwilą ruchu intronizacyjnego.

Uczniowie i ludzie młodzi są głównymi odbiorcami odlotowych internetowych portali katolickich, jak chociażby Fronda. Dziwić może, dlaczego religijne banialuki, które tam się pojawiają, są traktowane poważnie. Można to jednak zrozumieć. Po lekcjach religii żadne już cuda i dziwy nie mogą młodych ludzi zaskoczyć. Dziwactwa publikowane na odlotowych portalach nie różnią się zbytnio od tego, co zawierają podręczniki religii, a także papieskie encykliki i oficjalne dokumenty kościelne. Różnice dotyczą raczej formy, języka, a nie treści. Strony internetowe są bardziej strawne pod względem językowym i ciekawsze niż podręczniki. Nie stronią od religijnych sensacji, byle przyciągnąć uwagę. Oficjalne kościelne publikacje są w zasadzie nie do czytania przez normalnych ludzi, ale zawierają te same niedorzeczności, co wspomniane portale.

Absurdów, publikowanych na odlotowych stronach, żadne kościelne instancje nie prostują, bo musiałyby prostować same siebie.

Na szczęście umysł większości ludzi broni się przed zbyt silną akceptacją wierzeń religijnych. Moja znajoma, niepokorna teolożka Celestyna nazywa to „olewaniem” i przygotowuje pracę doktorską pt. „Olewanie jako skuteczna metoda obrony przed religią i Kościołem”. Zamierza ją przedstawić radzie wydziału teologicznego Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Ha ha!

„Brudna wspólnota”

Jeszcze jeden skutek nauczania religii chciałbym wskazać. Wprawdzie ostatnio coraz mniej maturzystów wybiera seminaria duchowne, ale takie nieszczęsne decyzje się zdarzają. Polska ciągle pozostaje największym chyba w Europie zagłębiem tzw. powołań kapłańskich.

Młodzi ludzie, decydując się z jakichkolwiek powodów na bycie księdzem, nie zdają sobie sprawy, że nie będą mieli normalnego ludzkiego życie. Wchodzą w kościelne tryby, które zmienią ich na wiele sposobów. Nie zdają sobie sprawy chociażby z problemów z seksualnością. O ile nie mają wybitnie obniżonego poziomu potrzeb seksualnych, będą żyć w olbrzymim stresie, prowadzącym do zaburzeń osobowościowych i konfliktów sumienia. Mogą uprawiać seks w ukryciu, łamiąc zasady obowiązujące księży. Najpewniej będą skazani na masturbowanie się, co na dokładkę Kościół uznaje za grzech (tak na marginesie, ciekawe, czy księża spowiadają się z masturbacji). Najgorzej, jeżeli ulegną przestępczej dewiacji, jaką jest seksualne wykorzystywanie dzieci.

Michalik pedofiliaKościół stanowi zamkniętą korporację, w której dewiacje i przestępstwa seksualne są tolerowane na zasadzie wzajemnego zrozumienia i porozumienia. Celibat jest dziś utrzymywany m.in. po to, by tę korupcyjną więź stwarzać i wzmacniać. Wzajemna wiedza o seksualnych przewinach sprawia, że kapłani trzymają się nawzajem w szachu: wiemy o tobie wszystko, nie podskakuj. To bardzo ważna przyczyna księżowskiego posłuszeństwa. Tylko wtedy, gdy drastycznych przypadków nie uda się ukryć, dochodzi do ujawnienia, a nawet do skazania księży na karę więzienia.

W socjologii znane jest pojęcie brudnej wspólnoty. To grupa o silnych więziach i wspólnych interesach, w której mają miejsce naganne praktyki, włącznie z naruszaniem prawa, ale są one tolerowane i ukrywane. Jest to, można powiedzieć, zła, brudna solidarność społeczna. Ważną rolę odgrywa możliwość wzajemnego szantażu oraz nieformalne i niekontrolowane korzyści finansowe i praktyki korupcyjne.

Nie brzmi to przyjemnie, ale trzeba powiedzieć, że Kościół ma cechy brudnej wspólnoty. Ukrywa naganne praktyki, nie poddaje się społecznej kontroli, czerpie dochody z dowolnie pobieranych opłat, nie podlegających dostatecznej kontroli. W drastycznej postaci zła, brudna solidarność księży polega na ukrywaniu przypadków seksualnego wykorzystywania dzieci, co sięga najwyższych władz kościelnych.

enforce-46910_640Słowo na zakończenie

Wierzenia religijne, nabyte w toku długoletniego nauczania szkolnego, w mniejszym lub większym stopniu owocują skłonnością do irracjonalizmu, ograniczają zdolność rozumnego pojmowania świata, utrudniają kierowanie się pozytywnie rozumianym zdrowym rozsądkiem. Nierzadko pozostają w umyśle jak koszmarny sen, powodując problemy i zaburzenia psychiczne.

Co jest prawdziwym celem nauczania religii?

Programy i podręczniki nie pozostawiają wątpliwości. Celem jest wytworzenie w uczniach psychicznego uzależnienia od urojonej „siły nadprzyrodzonej”, od Boga, a w rezultacie uzależnienie od władz Kościoła. I o to idzie.

Praktyczną metodą, dzięki której mimo wszystko człowiek nie staje się marionetką w rękach Kościoła, jest – mówiąc popularnie – olewanie religii i Kościoła. Alvert Jann

* * *

Dla zilustrowania tego, co zawierają podręczniki do religii, zamieszczam poniżej pełny tekst dwóch katechez (lekcji), z pięciu przewidzianych na styczeń.

Katechezy pochodzą z podręcznika religii dla uczniów I klasy liceum i technikum pt. „Drogi świadków Chrystusa w Kościele” (Wydawnictwo WAM – Księża Jezuici, Kraków 2012, płyta CD; do płyty dołączony jest notes ucznia zawierający z reguły skróconą wersję tekstu z płyty).

Katecheza 22. Tajemnica Ducha Świętego

Chrześcijanie wyznają, że Duch Święty jest Trzecią Osobą Boską, a więc Bogiem. Wiarę swą opierają na Objawieniu zawartym w Nowym Testamencie, gdzie prawda o tym, że Bóg jest Trójcą została wyraźnie ukazana. Stary Testament nie mówił jeszcze wprost o Duchu jako Osobie. Bóg objawiał ludziom swą tajemnicę stopniowo – najpierw ukazał swą jedyność, by dopiero potem odsłonić swą troistość. Duch Święty jest ostatni w objawieniu Osób Trójcy Świętej. „«Święty Grzegorz z Nazjanzu, Teolog», wyjaśnia ten rozwój pedagogią Boskiego «zstępowania»: Stary Testament głosił wyraźnie Ojca, Syna zaś bardzo niejasno. Nowy objawił Syna i pozwolił dostrzec Bóstwo Ducha. Teraz Duch mieszka pośród nas i udziela nam jaśniejszego widzenia samego siebie. Nie było bowiem rzeczą roztropną głosić otwarcie Syna, gdy nie uznawano jeszcze Bóstwa Ojca, i dodawać Ducha Świętego jako nowy ciężar, jeśli można użyć nieco śmiałego wyrażenia, kiedy jeszcze Bóstwo Syna nie było uznane… Jedynie na drodze postępu i przechodzenia «od chwały do chwały» światło Trójcy Świętej zajaśnieje w pełniejszym blasku” (KKK 684).

 Duch w Biblii

Chrześcijanie patrząc z perspektywy Nowego Testamentu, dostrzegają w Starym Testamencie wiele tekstów, które wspominają o działaniu Ducha Pańskiego – „Ruah Jahweh”. O Jego obecności i działaniu mówi już Księga Rodzaju przy okazji opowiadania o Bożym dziele stworzenia: „Duch Boży unosił się nad wodami” (Rdz 1, 2). Z całego tego tekstu opowiadania o dziele stworzenia wynika też, że to Słowo Boga i Jego Tchnienie stały u początków każdego istnienia, co autor księgi Psalmów tak wyraził: „Przez słowo Pana powstały niebiosa i wszystkie ich zastępy przez tchnienie ust Jego” (Ps 33, 6). W Starym Testamencie Duch Boży działał też przez przywódców narodu wybranego, królów, sędziów, proroków, mędrców. Szczególnie ważne są starotestamentowe teksty mówiące o Duchu, który miał spocząć na Mesjaszu – proroctwa mesjańskie, między innymi: „Wyrośnie różdżka z pnia Jessego (…) i spocznie na niej Duch Pański, duch mądrości, i rozumu, duch rady i męstwa, duch wiedzy i bojaźni Pańskiej” (Iz 11, 1-2); „Duch Pana Boga nade mną, bo Pan mnie namaścił. Posłał mnie, by głosić dobrą nowinę ubogim, by opatrywać rany serc złamanych, by zapowiadać wyzwolenie jeńcom i więźniom swobodę” (Iz 61, 1). Zapowiadały one Sługę Jahwe – Mesjasza, pochodzącego z rodu Dawida (Jesse był ojcem Dawida) i napełnionego Duchem Bożym. Mesjasz, czyli Namaszczony (Duchem) miał za cenę swojego cierpienia przynieść ludziom zbawienie.

 Symbole działania Ducha Świętego

 Wiemy, że te prorockie zapowiedzi zrealizowały się w Jezusie Chrystusie i że to On, pełen Ducha, objawił ostatecznie ludziom Osobę Ducha Świętego. Choć Duch Święty został objawiony, pozostaje tajemniczy, ukryty. Z racji bycia duchem – sam jest niewidoczny, choć dostrzegalne jest Jego działanie. „Teraz Duch jest Tym, który objawia Boga, pozwala nam poznać Chrystusa, Słowo Boga, Jego żywe Słowo, ale nie wypowiada samego siebie. Ten, który «mówił przez proroków», pozwala nam usłyszeć Słowo Ojca. Jego samego jednak nie słyszymy. Poznajemy Go, gdy objawia nam Słowo i czyni nas zdolnymi do przyjęcia Go w wierze”. Ta „nieuchwytność” Ducha Świętego sprawia, że w wyjaśnianiu Jego tajemnicy Kościół posługuje się często znakami i symbolami (niektóre z nich kojarzono z działaniem Ducha już w Starym Testamencie (zobacz np. Iz 44, 3; 1 Sm 16, 13; ). Są to:

– woda oznacza działanie Ducha Świętego w sakramencie chrztu; narodzenie i płodność życia w Duchu Świętym;

– namaszczenie jest znakiem sakramentalnym bierzmowania. Imię „Chrystus” (w języku hebrajskim Mesjasz) oznacza namaszczony;

– ogień symbolizuje przekształcającą energię działania Ducha Świętego, w językach ognistych Duch spoczął nad Apostołami w dniu Pięćdziesiątnicy;

– obłok i światło odsłaniają transcendencję chwały Ducha Świętego;

– pieczęć wskazuje na niezatarte znamię namaszczenia Ducha Świętego w sakramentach chrztu, bierzmowania i kapłaństwa, zostawia niezatarty charakter tych sakramentów. Dlatego nie udziela się ich ponownie;

– gołębica jest znakiem Ducha Świętego przynoszącego człowiekowi nadzieję ostatecznego spełnienia przez Boga jego pragnień (w tym symbolu Duch ukazał się nad Jezusem podczas chrztu w Jordanie);

– wiatr – widać w nim nadprzyrodzony dynamizm, przez który Bóg zbliża się do ludzi; symbol działania i obecności Ducha, np. podczas Pięćdziesiątnicy.

Symbole te pozwalają nam poznawać różne aspekty działania i obecności w świecie Trzeciej Osoby Bożej.

 

Katecheza 24. Duch Święty i Jezus Chrystus

Duch Święty przygotowywał czas objawienia Syna Bożego. Działał przez Jana Chrzciciela, który był Nim napełniony już w łonie matki (Łk 1, 15. 41), działał w życiu Maryi, zachowując ją najpierw od grzechu pierworodnego, potem zachowując jej dziewictwo i przygotowując ją na przyjęcie Jezusa. Duch Święty jest bezpośrednim sprawcą Wcielenia Syna Bożego Jezusa Chrystusa. To za Jego sprawą dokonuje się dziewicze poczęcie i narodzenie Syna Bożego jako Syna Maryi. Odtąd Duch Święty jest z Jezusem nierozerwalnie związany.

 Duch Święty w ziemskim życiu Jezusa

Ewangeliści zaznaczają, że Duch Święty towarzyszy Jezusowi w całym Jego życiu. W momencie nawiedzenia Elżbiety przez Maryję Duch napełnia Elżbietę i wywołuje w niej słowa powitania na widok Matki noszącej w łonie Pana (Łk 1, 42-45). Duch Święty działa przez Symeona (Łk 2, 26) i Annę, kiedy Maryja i Józef ofiarowują Jezusa w świątyni. Jest obecny we wszystkich kluczowych momentach wypełnianego przez Jezusa posłannictwa. Podczas chrztu, który Jezus przyjmuje od Jana, Duch Święty zstępuje na Jezusa w znaku gołębicy (Mt 3, 16). Jest z Jezusem podczas pobytu na pustyni i kuszenia Go przez Szatana (Łk 4, 1). O ścisłym związku posłannictw Syna Bożego i Ducha Świętego świadczy też, że Jezus działa i naucza w mocy Ducha (Łk 4, 14), a w synagodze nazaretańskiej odnosi do siebie słowa Izajaszowego proroctwa: „Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę” (Łk 4, 18). „Jezus nie objawia w pełni Ducha Świętego, dopóki sam nie zostanie uwielbiony przez swoją Śmierć i swoje Zmartwychwstanie. Powoli jednak wskazuje na Niego, nauczając tłumy, gdy objawia, że Jego Ciało będzie pokarmem na życie świata. Wskazuje Go Nikodemowi, Samarytance i uczestnikom Święta Namiotów. Swoim uczniom mówi otwarcie o Duchu Świętym w związku z modlitwą i świadectwem, które powinni dawać” (KKK 728). Jezus zawsze mówi o Duchu Świętym jako o Kimś, komu przysługuje działanie osobowe (kto naucza, działa, przekonuje, świadczy, przypomina), a więc jako o odrębnej Osobie.

 Obietnica Ducha Świętego

Na koniec składa uczniom obietnicę zesłania Ducha Świętego: „Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze – Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna. Ale wy Go znacie, ponieważ u was przebywa i w was będzie” (J 14, 16-17). Uzależnia też Jego zesłanie od swojego odejścia, zapewniając uczniów, że nie zostawi ich samych. Spełnienie tej obietnicy nastąpiło dla całego Kościoła w dniu Pięćdziesiątnicy – zesłania Ducha Świętego. Kościół uczy, że bez Ducha Świętego nie da się zrozumieć Chrystusa – ani tego, kim jest, ani tego, co uczynił dla ludzi. I odwrotnie – bez Chrystusa nie dałoby się zrozumieć Osoby i działania Ducha Świętego. – Koniec Katechezy 24 z podręcznika religii dla uczniów I klasy liceum i technikum pt. „Drogi świadków Chrystusa w Kościele”.

……………………………………………………………………………………..

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/

 Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się kilkadziesiąt artykułów, m.in.:

Teoria Boga krótko wyłożona” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teoria-boga-krotko-wylozona/

Życie w kłamstwie. Złe skutki lekcji religii, część 2. – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/zycie-klamstwie-zle-skutki-lekcji-religii-cz-2/

Wypędzanie szatana”(artykuł o tzw. opętaniu przez szatana)  – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/wypedzanie-szatana/ 

Pismo Święte jakiego nie znacie” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/pismo-swiete-jakiego-nie-znacie/

Kim jest Bóg?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-religii-bog/

Co wyjaśnia teologia?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-religii-wyjasnia-teologia/ 

Argumenty przeciw istnieniu Boga. Komentarz do podręczników religii” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/argumenty-przeciw-istnieniu-boga-komentarz-podrecznikow-religii/

Ewolucja według Kościoła” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-religii-ewolucja-wedlug-kosciola/

Koniec świata według Kościoła” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-do-religii-koniec-swiata-wedlug-kosciola/ 

Ewolucja i moralność” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/ewolucja-i-moralnosc/

……………………………………………………………………….

Ćwiczenia z ateizmu. Część 26. „Argumenty przeciw istnieniu Boga. Komentarz do podręczników religii”

Bóg, jak twierdzą teolodzy, jest niedostępny badaniom naukowym, jednak z całą pewnością istnieje. Hm! To ciekawe. Może istnieć rzeczywistość niedostępna jakimkolwiek badaniom empirycznym, nie ma problemu. Ale żeby ot tak, z definicji przyjmować, że niedostępny naukowym badaniom jest Bóg, to wygląda na intelektualne kuglarstwo, chytrą sztuczkę, trik.

Tradycyjnie takie chytre sztuczki nazywa się sofistyką. W starożytnej Grecji działali wędrowni filozofowie, nauczyciele retoryki, sztuki przekonywania, filozofii. Nazywano ich sofistami. Nie stronili od filozoficznego krętactwa i kuglarstwa. Dlatego przyjęło się, że sofistyka to pokrętne, oszukańcze rozumowanie.

Kościelne nauki i teologia toną w sofistyce. Bóg ma istnieć w rzeczywistości, obiektywnie, ale jest z założenia niewykrywalny za pomocą metod empirycznych (obserwacji, doświadczeń, eksperymentów). To tak jakby powiedzieć, że istnieje żaba, która wszystko może, ale jest z definicji niedostępna naszym zmysłom. Czy musimy tę żabę zjeść? Nie musimy.

Przedstawiam 10 argumentów przeciw istnieniu Boga, o którym naucza Kościół katolicki, oraz przeciw prawdziwości kościelnych nauk. Nie znaczy to, że inne religie głoszą prawdę.

Czy argumenty te wystarczą, by uznać, że Boga nie ma, a nauki kościelne są fałszywe? Tak, zgodnie z zasadą: ziarnko do ziarnka, a zbierze się miarka.

* * *

1. Może istnieć rzeczywistość, która nigdy nie będzie dostępna badaniom empirycznym. Ale przypuszczenie, że jest to rzeczywistość nadprzyrodzona lub jakikolwiek bóg (w tym Bóg, o którym naucza Kościół) jest tyle samo warte, co domniemanie, że istnieje Krasnal, który wyczarował świat. W obu przypadkach brak jakichkolwiek argumentów wspierających te przypuszczenia. Dodajmy, że istnienie Boga wymaga argumentacji, bowiem w przekonaniu osób religijnych Bóg istnieje obiektywnie, tj. niezależnie od człowieka i jego wyobrażeń. Inaczej jest w przypadku np. wartości, zasad moralnych, idei, postulatów. Są one wytworem ludzkiego umysłu i kultury. Uzasadniać trzeba ich słuszność, zaś ich istnienie jest równoznaczne z ich głoszeniem. Tak nie jest w przypadku Boga. To, że głosi się wiarę w Boga, nie znaczy, że Bóg istnieje.

2. Podając argumenty na rzecz istnienia Boga, ma się często na myśli nieznaną wieczną rzeczywistość, nieokreśloną nadnaturalną siłę wyższą, boga bezosobowego lub „coś”, co stanowi prapoczątek świata i podstawę ładu panującego w przyrodzie. Trzeba powiedzieć wyraźnie, że argumenty tego rodzaju nie odnoszą się do Boga, o którym naucza Kościół. Kościół odrzuca pojęcie boga jako abstrakcyjnej, bezosobowej siły wyższej. Mówi się o tym wprost w podręcznikach religii. Według Kościoła Bóg jest osobą, opiekuje się światem i ludźmi, nagradza, karze.

3. Argumenty, przytaczane na rzecz istnienia boga, są błędne i niewiarygodne. Podam jeden przykład. Teolodzy powołują się na zasadę, że wszystko musi mieć swoją przyczynę, swojego stwórcę. Na tej podstawie twierdzą, że przyczyną istnienia świata jest Bóg, który świat stworzył. Jest to argumentacja bezzasadna.

Dlaczego?

 Skoro wszystko musi mieć swojego stwórcę, to trzeba zapytać, kto stworzył Boga. A jeżeli Bóg nie musiał być – jak twierdzą teolodzy – przez nikogo stworzony, to równie dobrze świat jako całość nie musiał być przez nikogo stworzony. Teolodzy bezpodstawnie, z definicji przyjmują jednak, że tylko Bóg nie musiał być przez nikogo stworzony. Nie ma powodu, by się z nimi zgadzać.

W ten właśnie sposób na bezzasadność argumentacji teologicznej wskazywał Bertrand Russell (logik, matematyk, filozof,1872-1970) i wielu późniejszych krytyków religii (1).

Świat jest rzeczywistością niezwykłą. Jest bardzo możliwe, że w ciągle zmieniającej się postaci świat istnieje wiecznie (także przed tzw. wielkim wybuchem). Przekonanie, że wszystko musi mieć swoją przyczynę, swojego stwórcę, można odnieść co najwyżej do obiektów istniejących wewnątrz świata, ale nie do świata jako całości. Świat ma cechy rzeczywistości niezniszczalnej, wiecznej, samoistnej, nie stworzonej przez nikogo. Teza, że świat musiał być przez kogoś stworzony, a tym kimś jest Bóg, jest bezpodstawnym urojeniem, nie wytrzymującym logicznej, a tym bardziej empirycznej, krytyki.

4. Kościół każe wierzyć nie tylko w Boga, ale w wiele innych „prawd” wiary. Np. w istnienie aniołów i szatana, w duszę nieśmiertelną, w życie wieczne po śmierci, w sąd boży, w Jezusa Chrystusa, który jest synem Boga-Ojca, został poczęty bez stosunku seksualnego, a po śmierci zmartwychwstał. W szkolnym podręczniku religii czytamy, że poczęcie Jezusa nastąpiło poza normalnym, fizjologicznym aktem seksualnym kobiety i mężczyzny” (2).

Wszystko to pozbawione jest wiarygodnej argumentacji. Kościół może powoływać się tylko na Pismo Święte. Brak argumentów, które wskazywałyby, że to coś więcej niż mity religijne. Np. kościelne nauki o duszy nieśmiertelnej i życiu wiecznym są tyle samo warte, co greckie opowieści o Hadesie, hinduskie o reinkarnacji i ludowe o duchach zmarłych, odwiedzających ziemię.

5. Potrafimy powiedzieć, kim jest Zeus. To bóg z mitologii greckiej, postać fikcyjna. W jego istnienie dziś chyba nikt nie wierzy. A kim jest Bóg, o którym naucza Kościół? To postać ze starożytnych ksiąg Izraelitów, modyfikowana przez tysiąclecia zgodnie z wyobrażeniami kolejnych epok. Wiara w jego istnienie jest tyle samo warta, co wiara w istnienie Zeusa, bóstw hinduistycznych i innych. Żadne argumenty nie wspierają przekonania, że to byty istniejące w rzeczywistości. Fakt, że Bóg, w którego każe wierzyć Kościół katolicki, to postać ze starożytnych mitologii, można uznać za wystarczający dowód, że nie istnieje on w rzeczywistości. Bogowie z mitów istnieją tylko w mitach.

6. Wierzenia religijne, podawane przez Kościół, opierają się na Piśmie Świętym i jego interpretacjach. Są to księgi pochodzące sprzed około 2-3 tys. lat. Przypuszczenie, że zawierają rzeczywiście treści objawione przez Boga, jest pozbawione jakichkolwiek podstaw. Księgi Pisma Świętego, jak wiele innych starożytnych tekstów, zawierają pewne historyczne i geograficzne fakty, ale mamy tam mnóstwo zmyśleń i religijnych mitów. Uznanie Pisma Świętego za mitologię religijną jest jak najbardziej uzasadnione.

7. Jezus mógł być postacią rzeczywistą, bo w tamtych czasach – jak i dziś – działało wielu tzw. proroków, guru, założycieli sekt. Ale mitem religijnym jest twierdzenie, że był synem bożym, został poczęty bez stosunku seksualnego, wskrzeszał zmarłych, uzdrawiał chorych, po śmierci zmartwychwstał i będzie sądzić ludzi przed końcem świata. Jak ktoś chce, może w to wierzyć, ale jeżeli nie ulegliśmy religijnej indoktrynacji, możemy to uznać wyłącznie za mity i urojenia.

8. Kościół podaje mitologiczne wyjaśnienia dotyczące przyrody, świata i człowieka. Opierają się one na opowieściach biblijnych i nie mają żadnego uzasadnienia w racjonalnej, sprawdzonej wiedzy. Karykaturalnym przykładem jest – powtarzane także w podręcznikach – wyjaśnianie chorób i śmierci grzechem pierworodnym, tj. nieposłuszeństwem, jakiego mieli się dopuścić wobec Boga pierwsi ludzie. Kościół bożym aktem stworzenia wyjaśnia powstanie i koniec świata. Wprawdzie biblijny opis stworzenia świata został uznany za przenośnię, to samo stworzenie świata przez Boga jest podawane jako wiedza prawdziwa. Nie mówi się jednak, w jaki to sposób Bóg świat stworzył. Upodabnia to całkowicie stworzenie świata do bajkowych opowieści o czarownikach, którzy potrafią wszystko, a Boga – do czarownika z bajki. Trochę więcej dowiadujemy się o końcu świata. Chrystus ma ponownie zstąpić na ziemię, osądzić ludzi, po czym z bożej woli obecny świat przestanie istnieć. Bajkowy, mitologiczny charakter tych wydarzeń jest uderzający, ale Kościół nie podaje tego jako przenośni. Inny przykład. Kościół uznał fakt ewolucji, ale naucza, że Bóg w toku ewolucji tchnął duszę nieśmiertelną w ciało człowieka, dzięki czemu człowiek zyskał właściwe ludziom zdolności myślenia i świadomość. Znów Bóg występuje jak czarownik z bajki, który w magiczny sposób zapewnił ludziom umiejętności myślenia i nieśmiertelność w Królestwie Bożym. Są to wszystko wyjaśnienia mitologiczne, nie oparte na jakichkolwiek racjonalnych przesłankach. Bajkowa fikcja i fantazja.

9. W swoim nauczaniu Kościół pomija lub przeinacza kompromitujące treści zawarte w Piśmie Świętym. Np. według Biblii Bóg nakazywał masowe rzezie. Oto co kazał Izraelitom zrobić z ludami zamieszkującymi ziemię obiecaną: Pan, Bóg twój, odda je tobie, a ty je wytępisz (…), nie okażesz im litości” (Pwt 7,1-2). Biblijny Bóg w potopie zgładził wszystkich ludzi, z wyjątkiem Noego, jego najbliższych i zwierząt uratowanych w arce. Zginęły wszystkie niemowlaki i dzieci nienarodzone. I na dodatek wszystkie zwierzęta. W Biblii czytamy: Wszystkie istoty poruszające się na ziemi (…) wyginęły wraz ze wszystkimi ludźmi” (Rdz 7,21). Podobnych przykładów można podać więcej. Kościół naucza, że „Bóg jest Miłością”, ale nawet jeśli powyższe opisy potraktujemy jako przenośnie, nie przystają do obrazu miłosiernego i mądrego Boga. Jaki z tego wniosek? Kościół manipuluje zawartością Pisma Świętego, teolodzy żonglują cytatami, znajdują w Piśmie Świętym to, co chcą znaleźć.

10. Kościół naucza, że wierzenia katolickie są racjonalne. Wielką wagę nadawali tej tezie Jan Paweł II i Benedykt XVI. Zwróćmy jednak uwagę, że źródłem katolickich wierzeń jest – jak głosi Kościół – objawienie boże i poznanie religijne, które Kościół ma zawdzięczać łasce bożej. Wierzeń tych nie można racjonalnie uzasadnić, pozostają one w sprzeczności z racjonalną wiedzą o świecie i człowieku. Przykładem jest chociażby wiara w to, że człowiek posiada duszę nieśmiertelną, a Jezus zmartwychwstał i przed końcem świata będzie ludzi sądzić. W encyklice Jana Pawła II można przeczytać: ludzki rozum nie musi zaprzeczyć samemu sobie ani się upokorzyć, aby przyjąć treści wiary” (3). Nieprawda. Można uznać dające się racjonalnie uzasadnić normy etyczne, podawane przez Kościół (nie znaczy to, że wszystkie, które Kościół nakazuje). Ale wiara w podawane przez Kościół „prawdy” jest nie do pogodzenia z godnością istoty rozumnej jaką jest człowiek. Dlaczego? Bo wiara w duszę nieśmiertelną, zmartwychwstanie Jezusa, cuda, sąd ostateczny itp., jest pozbawiona racjonalnej argumentacji i sprzeczna z racjonalną wiedzą o świecie i człowieku. Aby te „prawdy wiary” uznać, człowiek musi zaprzeczyć własnemu rozumowi i upokorzyć się.

Komentarz

Obowiązek udowodnienia, że istnieje Bóg osobowy, dusza nieśmiertelna, a Pismo Święte zawiera boże objawienie, spoczywa na Kościele. Wiarygodnych argumentów brak. Nie ma też argumentów uzasadniających, że Jezus mógł być poczęty bez aktu seksualnego, mógł wskrzeszać zmarłych, mógł zmartwychwstać. Zdarzenia te pozostają w sprzeczności z racjonalną wiedzą o człowieku i przyrodzie. Za to dobrze wpisują się w nurt wyobrażeń mitologicznych. Wszystko to, czego naucza Kościół katolicki, ma taki sam status jak opowieści o bogach starogreckich, krasnoludkach i reptilianach.

Każde twierdzenie wymaga argumentacji, uzasadnienia. A jaką argumentacją posługuje się Kościół? Nie ma co do tego wątpliwości. W podstawowych sprawach Kościół powołuje się na boże objawienie zawarte w Piśmie Świętym i na poznanie religijne, które zawdzięczać ma łasce bożej. Tak twierdzą władze kościelne, teolodzy i podręczniki religii.

Nie jest to argumentacja racjonalna, nie opiera się na ludzkich zdolnościach rozumowania i myślenia, ani na badaniach empirycznych. Kościół odwołuje się do nadprzyrodzonych źródeł wiedzy. Dlatego trzeba powiedzieć wyraźnie, że wiedza religijna, podawana przez Kościół, należy do tej samej kategorii, co wiedza różnego rodzaju magów, guru, proroków. Czym innym zresztą mogłyby być kościelne nauki o duszy nieśmiertelnej, zmartwychwstaniu Jezusa, wniebowzięciu Maryi Panny, sądzie ostatecznym, który ma się odbyć przed końcem świata itp.

Katecheci wbijają uczniom do głów irracjonalne wierzenia, starożytne mity zapisane w Starym i Nowym Testamencie. Nie jest to żadna racjonalna wiedza. Mity te trzeba traktować tak samo jak mity greckie. Kościół nie może tego zrobić. W programach nauczania religii wprost stwierdza, że celem jest katecheza, nauczanie wiary katolickiej. Dlatego nie powinno być religii w szkole.

W cytowanym już podręczniku religii czytamy: To, że czegoś nie potrafimy wyjaśnić za pomocą ludzkiego rozumu, nie oznacza, że tego nie ma!” (4). I co z tego, że nie oznacza? Nic. Żeby uznać, że Bóg istnieje, a ludzie mają duszę nieśmiertelną i przed końcem świata będą sądzeni przez Chrystusa, trzeba podać argumenty wskazujące, że nie są to jedynie starożytne mity. Nie wystarczy powiedzieć, że chociaż nie możemy tego wyjaśnić za pomocą ludzkiego rozumu, to jednak być może jest to prawda. W ten sposób można by tłumaczyć uczniom, że być może istnieją krasnoludki, reptilianie i duchy grasujące po lasach.

Zamiast humoru

– Czy ksiądz może zajść w ciążę?

– Ależ oczywiście. To, że czegoś nie potrafimy wyjaśnić za pomocą ludzkiego rozumu, nie oznacza, że tego nie ma lub nie może się zdarzyć!

– A z jakiego powodu Bóg jest niedostępny badaniom naukowym?

– Z tego samego, co krasnoludki. – Alvert Jann

……………………………………………………………….

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ : Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się kilkadziesiąt artykułów, m.in.:

Teoria Boga krótko wyłożona” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teoria-boga-krotko-wylozona/

Dowód na nieistnienie. Kogo?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dowod-na-nieistnienie-kogo-2/

Bóg przed trybunałem nauki” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/bog-przed-trybunalem-nauki/

Jan Paweł II bez taryfy ulgowej” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/jan-pawel-ii-bez-taryfy-ulgowej/

Ilu naukowców wierzy w Boga?”- https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/ilu-naukowcow-wierzy-w-boga/ i inne.

……………………………………………………………

Przypisy

1 B. Russell „Dlaczego nie jestem chrześcijaninem?” – http://bacon.umcs.lublin.pl/~lukasik/wp-content/uploads/2012/09/Russell-Dlaczego-nie-jestem-chrześcijaninem3.pdf 

2 Podręcznik religii dla liceum: „Drogi świadków Chrystusa w Kościele”, jezuickie Wydawnictwo WAM, notes ucznia, s. 69.

3 Jan Paweł II, Encyklika „Wiara i rozum” – http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/encykliki/fides_ratio_0.html

4 Cyt. wyżej podręcznik religii, s. 36.

………………………………………………………………………………

Ćwiczenia z ateizmu. Kim jest Bóg? Część 22

W jednym z podręczników religii pada pytanie: Kim jest Bóg? Spróbujmy odpowiedzieć, nie sugerując się katechezą.

flowing-abstract-artAbstrakcyjny bóg deistów

Mówiąc „Bóg”, często ma się na myśli nieznaną siłę, która spowodowała powstanie świata i także dziś podtrzymuje jego istnienie. Na forach można przeczytać, że musi istnieć „coś”, co stanowi prapoczątek świata i podstawę jego istnienia. Ten Bóg-Coś przypomina boga deistów.

Deistami nazwano filozofów i ludzi wykształconych, którzy w czasach Oświecenia twierdzili, że bóg stworzył świat, ale nie ingeruje w ziemskie sprawy. Kwestionowali też inne podstawowe nauki kościołów chrześcijańskich: wiarę w cuda, sąd ostateczny, zbawienie, potępienie, w to, że Pismo Święte zawiera boże objawianie itd. W epoce Oświecenia wśród sławnych ludzi deistami byli Denis Diderot, Jan Jakub Rousseau, Voltaire, Maksymilian Robespierre, Napoleon Bonaparte, Benjamin Franklin, Jerzy Waszyngton, Thomas Jefferson. Do XX w. deiści, podobnie jak ateiści, ukrywali swoje poglądy. W państwach islamistycznych ma to miejsce do dziś.

Bóg deistów nie jest osobą. Jest niezwykłą siłą, nadzwyczajną rzeczywistością. Współcześnie utożsamia się go często z „mózgiem” sterującym światem za pomocą praw przyrody, z ładem rzekomo panującym w przyrodzie, z transcendencją (rzeczywistością całkowicie innego rodzaju niż rzeczywistość fizyczna czy przyroda), z absolutem rozumianym jako rzeczywistość wieczna, niezmienna, stanowiąca podstawę wszystkiego, co istnieje. Deizm często trudno odróżnić od panteizmu, od utożsamiania z bogiem całego wszechświata rządzącego się prawami przyrody.

Bóg według Kościoła katolickiego

Kościół uznaje Boga osobowego, który opiekuje się ludźmi i sądzi ich po śmierci. Naucza ponadto – a jest to sprawa kluczowa – że człowiek posiada duszę nieśmiertelną, daną mu przez Boga. Dzięki temu będzie mógł istnieć wiecznie. Obietnica „wiecznego życia” jest wręcz głównym tematem kościelnego nauczania.

moses-1564373_960_720Z pojęciem Boga w katolicyzmie wiąże się wiele innych wyobrażeń i dogmatów, np. wiara w cuda, w istnienie aniołów i szatana, w grzech pierworodny, w niepokalane poczęcie, w objawienie zawarte w Piśmie Świętym, w Trójcę Przenajświętszą, w Jezusa Chrystusa, który został zasłany przez Boga ojca, by odkupić świat, następnie zmartwychwstał i w przyszłości będzie sądził ludzi itd. Jest to, jak widać, obszerna mitologia religijna.

Pod wpływem starożytnej filozofii greckiej teolodzy chrześcijańscy zaczęli w Średniowieczu przedstawiać Boga za pomocą pojęć filozoficznych. Za Biblią pisze się, że jest niewidzialnym, wszechpotężnym duchem, z którym rozmawiał Mojżesz, prorocy, Jezus. A za starożytną filozofią pisze się (także w podręcznikach), że jest absolutem, transcendencją, immanencją. W ten sposób Bóg z wszechpotężnego ducha bytującego gdzieś w niebiesiech, stał się nadnaturalną rzeczywistością, bytem istniejącym poza czasem i przestrzenią, a zarazem przenikającym wszechświat jakby był rodzajem promieniowania.

Czy to prawda?

W podręczniku czytamy, że „Bóg nie może być przedmiotem bezpośredniego i jednoznacznego poznania”, oraz że „Religia nie podlega żadnym możliwościom empirycznego sprawdzenia”. Wiedza o Bogu ma pochodzić z bożego objawienia zawartego w Piśmie Świętym, oraz z poznania religijnego (teologicznego) odbywającego się za pomocą nadzwyczajnego „zmysłu wiary”, danego przez Boga.

Kościelni autorzy nie chcą spojrzeć prawdzie w oczy: istnienie Boga może być przyjęte tylko „na wiarę”, nie „na rozum”. Nie ma na to rady. Poznanie religijne jest całkowicie subiektywne, chociaż w podręczniku pisze się, że jest obiektywne. Dlaczego obiektywne? „Obiektywny charakter wiary potwierdza Nauczycielski Urząd Kościoła”, a biblijna prawda o stworzeniu świata i człowieka przez Boga „jest zagwarantowana nieomylnym Bożym natchnieniem”. No tak, nic dodać, nic ująć. Jak władze kościelne i Biblia coś mówią, to jest to na pewno obiektywna prawda. Hej!

Cytuję podręcznik religii dla liceum i technikum „Drogi świadków Chrystusa w świecie”, jezuickiego Wydawnictwa WAM, płyta DVD i notes ucznia (w innych podręcznikach jest podobnie). Jeden z podrozdziałów nosi tytuł: „Człowiek pyta, kim jest Bóg”.

W jakiego boga wierzyć?

Jeżeli już musimy wierzyć w boga, to tylko w abstrakcyjnego boga deistów. I najlepiej nie nazywać go bogiem. Idzie bowiem o nieznaną pierwotną, fundamentalną siłę jak najbardziej naturalną, należącą do świata przyrody. Nazwa „Bóg” sugeruje, że jest to siła nadnaturalna. I że jest to Bóg osobowy. Dlatego lepiej nie nazywać tej siły bogiem (szczególnie przez duże B). Może nazwa supersiła byłaby odpowiednia?

W żadnym przypadku nie warto wierzyć w boga utkanego z zabobonów, należącego do którejkolwiek ze znanych religii – katolicyzmu, chrześcijaństwa, judaizmu, islamu, hinduizmu lub innych. Wiara w istnienie nieznanej supersiły ma w sobie łut racjonalności. Coś takiego może istnieć. Natomiast wiara w biblijnego Boga osobowego, nawet przekształconego za pomocą pojęć filozoficznych, to jakby wiara w krasnoludki lub we wszechpotężnego czarownika z bajki (o tym, dlaczego nie wierzymy w krasnoludki, próbowałem napisać w innym miejscu, w artykule „Dowód na nieistnienie. Kogo?” – link poniżej). Nie warto wierzyć w starożytne mity religijne, nawet jeżeli zostały „unowocześnione” przez filozofów i teologów.

Warto przyjrzeć się bogowi Arystotelesa i Einsteina.

albert-einstein-1145030_960_720Einstein nie identyfikował się z żadną z istniejących religii. Nie wierzył w Boga, o którym nauczały kościoły chrześcijańskie, judaizm czy jakakolwiek inna znana religia. Ale … po pierwsze, często używał słowa „bóg” jako przenośni, alegorii, jak w sławnym powiedzeniu „Bóg nie gra w kości”. Wyrażał w tej sposób przekonanie, że w przyrodzie panuje powszechnie determinizm. Przeciwstawiał się indeterminizmowi zyskującemu wówczas na znaczeniu wśród fizyków i filozofów.

Po drugie, Einstein nazywał „bogiem” swoisty ład, który przyroda zawdzięcza zadziwiającym zasadom/prawom. Chciał wiedzieć, skąd ten ład pochodzi. Są to poglądy o charakterze deistycznym lub panteistycznym. Sugerowanie, że Einstein wierzył w Boga, o którym mówi Biblia, jest intelektualnym nadużyciem i wprowadzaniem w błąd. Einstein nie był „wierzący”.

„Słowo >Bóg< jest dla mnie – napisał – niczym więcej niż wyrazem i wytworem ludzkiej słabości, a Biblia zbiorem dostojnych, ale jednak prymitywnych legend, ponadto dość dziecinnych. Żadna interpretacja, niezależnie od tego, jak subtelna, nie może tego zmienić”.

Jednak Einstein nie unikał słowa „bóg”. Można powiedzieć, że był niekonsekwentny, co wynikało chyba stąd, że nie próbował przedstawić swoich poglądów na temat boga w pełniejszy i systematyczny sposób. Za to w telegraficznym skrócie napisał: „Wierzę w Boga Spinozy, który ujawnia się w harmonii wszystkiego, co istnieje, a nie w Boga, który interesuje się losem i uczynkami ludzi”. Spinoza (XVII w.) to czołowy przedstawiciel panteizmu. Podręcznik wymienia go jako jednego z głównych krytyków teizmu w czasach nowożytnych.

W jednym z wywiadów Einstein powiedział: „Jesteśmy w sytuacji dziecka wchodzącego do olbrzymiej biblioteki wypełnionej książkami w wielu językach. (…) Dziecko niewyraźnie dostrzega tajemniczy porządek w układzie ksiąg, ale nie wie, co to jest”. Bóg Einsteina to coś, co ujawnia się w „tajemniczym porządku” zauważalnym w przyrodzie, czy też jest tym porządkiem.

Einstein nie chciał nazwać się ateistą, bo ateizm kojarzył z niedostrzeganiem tajemniczości świata i życia. Niesłusznie, tak jak bywają prymitywni teiści, w tym prymitywni katolicy i biskupi katoliccy, tak też bywają prymitywni ateiści. Ale ateizm nie wyklucza zadziwienia światem, a nawet swoistego mistycyzmu, rozumianego nie jako wrażenie kontaktu z Bogiem, ale jako poczucie, że jesteśmy częścią świata, którego nie potrafimy do końca zrozumieć (to mistycyzm naturalistyczny, jak można by go nazwać).

Ateizm nie wyklucza zafrapowania „tajemniczym porządkiem” panującym w przyrodzie i jego źródłem. Ateista zauważy co najwyżej, że w przyrodzie ładowi towarzyszy bezład. I nie wiadomo, co leży u podstaw. Może ład jest po wierzchu, zaś bezład u podstaw? Na pewno ateista nie przyjmie wyjaśnienia, że porządek został stworzony przez boga, bo na istnienie boga brak dowodów.

Einsteinowi przypisuje się deizm, panteizm (utożsamienie boga ze światem) lub agnostycyzm. Żadne z tych określeń nie jest zadowalające. Przekonania Einsteina to pogranicze deizmu i panteizmu, w żadnym wypadku teizm. Fundamentem teizmu, w tym judaizmu i chrześcijaństwa, jest pojęcie boga osobowego, ingerującego w sprawy świata i ludzi.

Przeskakując do starożytności zauważmy, że dla Arystotelesa bóg to bezosobowy byt najdoskonalszy, wieczna, niezmienna rzeczywistość. To nieruchomy „pierwszy poruszyciel”, który utrzymuje cały świat w ciągłym ruchu. Nie jest to bóg osobowy, nie sądzi ludzi, nie karze, nie zbawia, nie czyni cudów, nie wskrzesza zmarłych, nie objawia się w pismach świętych. Arystotelesowi nie idzie o bogów znanych z mitologii greckiej. Ma na uwadze coś zupełnie innego niż jakiegokolwiek boga z mitów greckich lub z Biblii.

Bóg deistów, Arystotelesa, Einsteina, nie reaguje na ludzkie zachowania i nie wymaga, by go czcić. Nie ma sensu modlić się do niego. Modlitwa do tego boga przypominałaby modlitwę do energii elektrycznej.

Z powodu domniemanego istnienia deistycznego boga (supersiły, nieznanego „coś”) nie ma sensu należeć do Kościoła katolickiego lub jakiegokolwiek innego.

Teologiczne pomyłki

Dla Arystotelesa bóg (theos) to byt bezosobowy. A co zrobił św. Tomasz z Akwinu (XIII w.)? Utożsamił Arystotelesowskiego bezosobowego boga – z Bogiem chrześcijańskim. Czy to celowa sofistyczna (oszukańcza) zmyłka? Po części ten kamuflaż trwa do dziś. Np. św. Tomasz zapożyczył od Arystotelesa argumentację na rzecz istnienia boga, chociaż w grę wchodzą całkowicie odmienne pojęcia boga. Argumentacja ta przekazywana jest w nauczaniu kościelnym także dziś, także w podręczniku. Jest błędna formalnie i merytorycznie, na co wskazuje się powszechnie. Mimo to nadal jest w obiegu.

Św. Tomasz przyjmuje za Arystotelesem, że każda rzecz ma swoją przyczynę, musi więc istnieć pierwsza przyczyna sprawcza. Przyjmuje też, że ruch zawsze wymaga siły poruszającej – musi więc istnieć „pierwszy poruszyciel”, który wprawił świat w ruch. Mają to być argumenty przemawiające za istnieniem Boga. Bo tą pierwszą przyczyną i pierwszym poruszycielem musi być – twierdzi św. Tomasz – Bóg.

Otóż nie. Pierwszą przyczyną i pierwszym poruszycielem może być równie dobrze nieznana nam samoistna pierwotna rzeczywistość, jak najbardziej naturalna. Św. Tomasz i teolodzy katoliccy tendencyjnie przyjmują/sugerują, że musi to być Bóg – i to Bóg, o którym mówi Pismo Święte i Kościół katolicki.

Na coś jeszcze warto zwrócić uwagę. Nawet jeżeli przyjmiemy za św. Tomaszem, że Bóg istnieje i jest pierwszym poruszycielem i pierwszą przyczyną, to w żaden sposób nie wynika z tego, że człowiek ma duszę nieśmiertelną; że Jezus był synem bożym; że przed końcem świata odbędzie się sąd ostateczny itd. Te wszystkie „prawdy”, podawane do wierzenia przez Kościół, wymagałyby odrębnej argumentacji – a tej brak. Kościół powołuje się na objawienie zawarte w Piśmie Świętym i na „zmysł wiary”, który zawdzięcza się łasce bożej (czytamy o tym także w podręczniku).

Jest to argumentacja bezwartościowa. Dlaczego? Bo przekonanie, że Pismo Święte rzeczywiście zawiera boże objawienie, jest pozbawione jakiegokolwiek sensownego uzasadnienia. A świadectwa „zmysłu wiary” to bez reszty subiektywne doznania.

Na koniec sięgnijmy do katechizmu. Mówi się tam, że istnieje rzeczywistość, która „nie ma ani początku, ani końca”, jest „pierwszą przyczyną i ostatecznym celem wszystkiego”. I stwierdza się, że tę właśnie rzeczywistość „wszyscy nazywają Bogiem” (KKK 34).

No właśnie – nazywają. Co z tego, że wszyscy nazywają to Bogiem? Być może istnieje wieczna rzeczywistość, która nie ma początku ani końca i jest przyczyną wszystkiego, ale nazywanie jej Bogiem i sugerowanie, że to Bóg, o którym naucza Kościół, jest pozbawione jakichkolwiek podstaw. Hipotetyczną wieczną rzeczywistością może być przyroda, nieznana nam dziś jej postać. Nie musi to być jakikolwiek bóg.

Najlepiej …

Najlepiej nie wierzyć w żadnego boga, nie wyznawać żadnej religii, żadnych religijnych filozofii, nie wierzyć w żadne zabobony i przesądy, wróżby, magię, astrologię, ezoterykę, w żadne duchy. Niczym to nie grozi. Nie słyszałem, żeby ktoś cierpiał z powodu utraty wiary w boga, w „prawdy” religijne, zabobony, moce tajemne. A ludzi niereligijnych jest sporo.

Nie wiemy, jak świat powstał, czy może w jakiejś postaci był wieczny. To jednak nie powód, by ulegać kościelnej indoktrynacji i wierzyć w religijne mity.

PapieżBiskupiNa deser porcja humoru

Dopiero dziś wiemy, jak przebiegało spotkanie papieża Franciszka z polskimi biskupami na Wawelu 27 lipca 2016 r. podczas Światowych Dni Młodzieży (jak donosiła prasa, spotkanie odbyło się na życzenie papieża za zamkniętymi drzwiami).

Biskupi zapytali papieża:

– Co mamy zrobić, by naród polski pozostał wierny Bogu?

– Nic nie da się zrobić. Boga nie ma! – odpowiedział papież.

Alvert Jann

…………………………………………………………………………………………………….

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” – 

Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się.

– Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się kilkadziesiąt artykułów, m.in.:

Teoria Boga krótko wyłożona” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teoria-boga-krotko-wylozona/

Dowód na nieistnienie. Kogo? – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dowod-na-nieistnienie-kogo-2/

Jan Paweł II bez taryfy ulgowej” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/jan-pawel-ii-bez-taryfy-ulgowej/

Wypędzanie szatana” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/wypedzanie-szatana/ i inne.

enforce-46910_640.

………………………………………………………………………………………………………………

Zmartwychwstanie Jezusa.

Kościół ma problem ze zmartwychwstaniem Jezusa. Przybywa chrześcijańskich teologów, którzy negują realność zmartwychwstania. Natomiast władze Kościoła nadają zmartwychwstaniu najwyższą rangę. W wielu dokumentach kościelnych, także w katechizmie, powtarza się za św. Pawłem: „Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara” (1Kor 15,14). Hierarchowie i księża mówią wręcz, że bez wiary w zmartwychwstanie Jezusa nie ma chrześcijaństwa. 

Pojawia się pytanie, czy rozumny człowiek może dziś w zmartwychwstanie uwierzyć. Jak wynika z ewangelii, nawet wśród pierwszych chrześcijan nie brakowało niedowiarków. Nie bez powodu św. Paweł w liście do wiernych w Koryncie pytał około 50-60 roku nowej ery: „dlaczego twierdzą niektórzy spośród was, że nie ma zmartwychwstania? Jeśli nie ma zmartwychwstania, to i Chrystus nie zmartwychwstał” (1Kor 15,12-13).

Od lat wzrasta zainteresowanie twórczością niemieckiego luterańskiego teologa Rudolpha Bultmanna (1884-1976). Głosił on ideę „demitologizacji chrześcijaństwa”, a za mity uznawał dziewicze poczęcie Jezusa, jego cielesne zmartwychwstanie, cuda opisane w ewangeliach itp. Dla protestanckich ortodoksów i Kościoła katolickiego jest to oczywiście nie do przyjęcia. Ale „Bultmannowska zaraza” zdaje się szerzyć. Przybywa chrześcijańskich teologów, którzy skłonni są uznać zmartwychwstanie za legendę, za ludową opowieść.

Nie tak dawno jeden z wielkich kardynałów katolickich Walter Kasper, znany szeroko w Niemczech i Watykanie, został przez katolickich ortodoksów zaatakowany za nieuznawanie zmartwychwstania Jezusa, czyli za herezję. Kardynałowi Kasperowi zarzucono nie bez podstaw, że „od lat ma problem z naczelnym dogmatem wiary katolickiej jakim jest Zmartwychwstanie. (…) – Pusty grób przedstawia sobą wieloznaczny fenomen, otwarty na różne interpretacje – twierdzi kardynał, mówiąc o powstaniu z martwych Pana Jezusa”. Ortodoksyjny krytyk kardynała pyta: „A co z wiarą apostołów czy relacjami zapisanymi w Biblii? Według niemieckiego hierarchy są to <wierzenia i świadectwa przekazane przez ludzi, którzy w nie wierzyli>”. No właśnie, apostołowie wierzyli, ale nie jest pewne, czy Jezus rzeczywiście zmartwychwstał fizycznie.

„Świadectwa biblijne apostołów – piszą katoliccy ortodoksi – są dla kard. Kaspera jedynie spotkaniem Chrystusa mającym naturę duchową, tak jak obecnie wierni spotykają się z Nim poprzez wiarę. Według hierarchy <z gruntu fałszywy rodzaj twierdzenia, jakoby Pan Jezus był dotykany ich rękami oraz jadł przy stole wraz ze swymi uczniami, (…) prowadzi do ryzyka przyjęcia zbyt topornej wiary paschalnej>” (link na końcu).

Skłonność, by ignorować kościelne dogmaty, a za to przeżywać wiarę, wywraca do góry nogami Katechizm Kościoła Katolickiego i kościelną teologię. Jak widać, ciekawe problemy ma Kościół i wierni.

1. „Bajki czarowne, bajki cudowne”

Nie można się dziwić, że relacje ewangelistów budzą sceptycyzm. Są jak bajki dla dzieci lub dla niezbyt rozgarniętych dorosłych. Jezus mógł być jednym z nawiedzonych kaznodziejów, jakich wówczas i dziś nie brakuje. Mógł być skazany na śmierć i ukrzyżowany przez Rzymian. Takie rzeczy tam się zdarzały. Ale nie ma podstaw, by człowiek rozumny wierzył w realność takich wydarzeń jak dziewicze poczęcie i zmartwychwstanie Jezusa. To są religijne fantazje, mity i urojenia. W artykule o narodzinach Jezusa napisałem – posługując się swobodnie frazą z wiersza Juliana Tuwima – że są to bajki czarowne, bajki cudowne.

Przyjrzyjmy się nieco bliżej ewangelicznym opowieściom o zmartwychwstaniu, by posmakować uroczej bajkowej naiwności tych relacji.

2. Zmartwychwstanie według Mateusza

W ewangeliach czytamy, że ciało Jezusa złożono w komnacie wykutej w skale, a wejście przywalono wielkim głazem. Mateusz pisze, że na żądanie kapłanów żydowskich przy grobie wystawiono straże rzymskie oraz opieczętowano wejście, by nikt nie wykradł zwłok (inni ewangeliści o strażach i opieczętowaniu nie wspominają).

Po co te zabezpieczenia? Jak pisze Mateusz, kapłani słyszeli, że Jezus zapowiadał swoje zmartwychwstanie. Obawiali się więc, że uczniowie Jezusa wykradną jego zwłoki i powiedzą ludowi: „Powstał z martwych” (Mt 27,62-66). Sprawie tej Mateusz poświęca sporo miejsca i wrócę jeszcze do niej.

Co się działo trzeciego dnia po zamknięciu grobu Jezusa?

Ewangelista Mateusz pisze: „Po upływie szabatu o świcie … przyszła Maria Magdalena i druga Maria obejrzeć grób. A oto powstało wielkie trzęsienie ziemi. Albowiem anioł Pański zstąpił z nieba, podszedł, odsunął kamień i usiadł na nim. Postać jego jaśniała jak błyskawica, a szaty jego były białe jak śnieg. Ze strachu przed nim zadrżeli strażnicy i stali się jakby umarli. Anioł zaś przemówił do niewiast: <Wy się nie bójcie! Gdyż wiem, że szukacie Jezusa Ukrzyżowanego. Nie ma Go tu, bo zmartwychwstał, jak powiedział. Chodźcie, zobaczcie miejsce, gdzie leżał. A idźcie szybko i powiedzcie Jego uczniom: Powstał z martwych i oto udaje się przed wami do Galilei. Tam Go ujrzycie>” (Mt 28,1-7).

Afera korupcyjna: Ale to nie wszystko. Mateusz pisze, że kapłani przekupili strażników, by rozgłaszali, że uczniowie wykradli ciało Jezusa. W ewangelii czytamy: „niektórzy ze straży przyszli do miasta i powiadomili arcykapłanów o wszystkim, co zaszło. Ci zebrali się ze starszymi, a po naradzie dali żołnierzom sporo pieniędzy i rzekli: <Rozpowiadajcie tak: Jego uczniowie przyszli w nocy i wykradli Go, gdyśmy spali. A gdyby to doszło do uszu namiestnika, my z nim pomówimy i wybawimy was z kłopotu>. Ci więc wzięli pieniądze i uczynili, jak ich pouczono. I tak rozniosła się ta pogłoska między Żydami i trwa aż do dnia dzisiejszego” (Mt 28,11-15).

Wojna informacyjna: Wszystko wskazuje, że wśród chrześcijan toczyła się wówczas swoista wojna informacyjna. Z jednej strony szerzyły się wieści, że grób był pusty i Jezus zmartwychwstał. Z drugiej strony opowiadano, że to uczniowie wykradli zwłoki i kłamliwie rozgłaszają, że zmartwychwstał. Aby odeprzeć te oskarżenia, Mateusz mówi o wystawieniu i przekupieniu straży przez kapłanów. Być może wcześniej wersję taką rozgłaszali wyznawcy Jezusa.

3. Zmartwychwstanie według Jana

Oto co pisze Jan (długie, ale warto przeczytać): „A pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu. Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do nich: <Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono>. Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu (zgodnie z żydowskim zwyczajem zmarłych zawijano w płótna). Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył. (…) Maria Magdalena natomiast stała przed grobem płacząc. A kiedy tak płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa – jednego w miejscu głowy, drugiego w miejscu nóg. I rzekli do niej: <Niewiasto, czemu płaczesz?> Odpowiedziała im: <Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono>. Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł do niej Jezus: <Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?> Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik (grób znajdował się w ogrodzie), powiedziała do Niego: <Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę>. Jezus rzekł do niej: <Mario>. A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: <Rabbuni>, to znaczy: Nauczycielu! Rzekł do niej Jezus: <Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca. Natomiast udaj się do moich braci i powiedz im: Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego>. Poszła Maria Magdalena oznajmiając uczniom: <Widziałam Pana i to mi powiedział>” (J 20).

Relacje Mateusza i Jana, a także dwóch pozostałych ewangelistów, różnią się w wielu szczegółach. Wskazuje to, że wśród wyznawców Jezusa krążyły różne opowieści, spisywane przez ewangelistów, oraz że ewangeliści puszczali wodze własnej fantazji, urozmaicali opis, dodawali dialogi, dokonywali selekcji.

W odróżnieniu od Mateusza, pozostali trzej ewangeliści nie wspominają o wystawieniu straży rzymskich, ani o trzęsieniu ziemi i aniele odsuwającym kamień. Kobiety zastają kamień już odsunięty.

Ewangeliści nie są zgodni co do tego, kto przyszedł do grobu i stwierdził, że grób jest pusty. Mateusz mówi o dwóch kobietach wymienionych z imienia, Marek o trzech. Łukasz pisze o kobietach nie wymieniając imion ani liczby. Według Jana do grobu przyszła Maria Magdalena oraz apostoł Piotr i jeden z młodszych uczniów Jezusa, a przy grobie pojawił się też zmartwychwstały Jezus.

Zawsze o zmartwychwstaniu informuje anioł lub tajemnicza postać (w domyśle anioł). Ma to chyba rozwiać podejrzenia, że zwłoki zostały wykradzione.

4. Spotkania ze zmartwychwstałym

Opowieści o spotkaniach ze zmartwychwstałym Jezusem są jak bajki dla dorosłych, ale niezbyt mądrych. W ewangeliach jest kilkanaście takich scen, podam tylko fragmenty dwóch.

Łukasz, tak jak i pozostali ewangeliści, stara się pokazać, że Jezus rzeczywiście zmartwychwstał fizycznie, cieleśnie, a nie jako duch. Oto Jezus niespodziewanie pojawia się wśród apostołów: „Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: <Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam>. Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi. Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: <Macie tu coś do jedzenia?> Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i jadł wobec nich” (Łk 24,36-43).

A teraz fragment z ewangelii Jana:

Apostołowie przez noc łowili ryby w jeziorze, ale nic nie złowili: „A gdy ranek zaświtał, Jezus stanął na brzegu. Jednakże uczniowie nie wiedzieli, że to był Jezus. A Jezus rzekł do nich: <Dzieci, czy macie co na posiłek?> Odpowiedzieli Mu: <Nie>. On rzekł do nich: <Zarzućcie sieć po prawej stronie łodzi, a znajdziecie>. Zarzucili więc i z powodu mnóstwa ryb nie mogli jej wyciągnąć. (…) A kiedy zeszli na ląd, ujrzeli żarzące się na ziemi węgle, a na nich ułożoną rybę oraz chleb. Rzekł do nich Jezus: <Przynieście jeszcze ryb, któreście teraz ułowili>. Poszedł Szymon Piotr i wyciągnął na brzeg sieć pełną wielkich ryb w liczbie stu pięćdziesięciu trzech. A pomimo tak wielkiej ilości, sieć się nie rozerwała. Rzekł do nich Jezus: <Chodźcie, posilcie się!> Żaden z uczniów nie odważył się zadać Mu pytania: <Kto Ty jesteś?> bo wiedzieli, że to jest Pan. A Jezus przyszedł, wziął chleb i podał im – podobnie i rybę. To już trzeci raz, jak Jezus ukazał się uczniom od chwili, gdy zmartwychwstał” (J 21,4-14).

Ewangelię kończy Jan jak prawdziwy bajkopisarz: „Jest ponadto wiele innych rzeczy, których Jezus dokonał, a które, gdyby je szczegółowo opisać, to sądzę, że cały świat nie pomieściłby ksiąg, które by trzeba napisać” (J 21,25).

Trudno się dziwić, że wielu teologów chciałoby powyższe opowieści interpretować jako metafory, przenośnie, a nie dosłownie. Jest to jednak w kontekście Nowego Testamentu trudne. W opowieściach ewangelistów zmartwychwstanie Jezusa ma charakter cielesny. Również katechizm i oficjalne dokumenty kościelne mówią o zmartwychwstaniu rozumianym fizycznie. Ortodoksi podkreślają, że w Kościele obowiązuje dogmat o cielesnym zmartwychwstaniu Jezusa.

5. Moment śmierci Jezusa

Cudowna fantazja dopisywała ewangelistom także przy opisie ukrzyżowania Jezusa. Ewangeliści mówią o przedziwnych zdarzeniach, które nastąpiły w momencie śmierci Jezusa na krzyżu: trzęsienie ziemi, zaćmienie słońca, pęknięcie zasłony w Świątyni Jerozolimskiej. Mateusz dorzuca jeszcze – co zasługuje na szczególną uwagę – liczne zmartwychwstania: „A oto zasłona przybytku (tj. w Świątyni Jerozolimskiej) rozdarła się na dwoje z góry na dół; ziemia zadrżała i skały zaczęły pękać. Groby się otworzyły i wiele ciał Świętych, którzy umarli, powstało. I wyszedłszy z grobów po Jego zmartwychwstaniu, weszli oni do Miasta Świętego i ukazali się wielu” (Mt 27,51-53). Mateusz nie opisuje, niestety, jak wyglądały spotkania z owymi zmartwychwstałymi.

6. Gdy rozum śpi …

Wieści o zmartwychwstaniu Jezusa szerzyły się najpewniej żywiołowo, tak jak dziś nierzadko szerzą się wieści o objawieniu Matki Boskiej gdzieś na działkach lub w Medjugorie. Przypomnijmy, w tym chorwackim miasteczku Matka Boska miała się ukazywać regularnie od 1981 r. kilkorgu dzieciom. Zrobił się z tego wielki międzynarodowy kult, ale Kościół powstrzymuje się od oficjalnego uznania tej szytej grubymi nićmi afery, by się nie ośmieszyć.

Jak widać, nie tylko w odległej przeszłości, także we współczesnej Europie wiara w cudowne zjawiska znajduje dość szeroki oddźwięk.

Z pewnością do powstania wieści o zmartwychwstaniu Jezusa walnie przyczynili się jego pierwsi uczniowie. Bibliści wskazują na szczególną rolę apostoła Piotra i jego otoczenia. Opowieści, krążące wśród wyznawców Jezusa, zostały po kilku dziesięcioleciach spisane przez ewangelistów. Dodali oni coś od siebie, ale zachowali ich ludowy, naiwny charakter, odpowiadający umysłowości wiernych i potrzebom propagowania kultu Jezusa.

Zmartwychwstanie było koronnym argumentem, że Jezus jest rzeczywiście zapowiedzianym w Starym Testamencie mesjaszem i synem bożym, a nie tylko zwykłym prorokiem, jak za przeproszeniem Jan Chrzciciel, którego ścięto i nic, kropka. Jezus – pisali ewangeliści – zmartwychwstał, jest w niebie i powróci „w chwale” przed sądem ostatecznym i końcem świata. Opowieści te skutecznie tworzyły kult Jezusa.

7. Zmartwychwstanie według Kościoła

Według oficjalnego stanowiska Kościoła katolickiego, wyłożonego w katechizmie, Jezus zmartwychwstał dosłownie, nie w przenośni. Wszystko odbyło się tak, jak opisali to ewangeliści. Katechizm skrzętnie przywołuje opowieści ewangelistów.

Stwierdza się wprost, że zmartwychwstanie Jezusa jest wydarzeniem rzeczywistym, które posiadało potwierdzone historycznie znaki, jak świadczy o tym Nowy Testament”. I dalej: Przedmiotem wiary w Zmartwychwstanie jest wydarzenie historyczne poświadczone przez uczniów, którzy rzeczywiście spotkali Zmartwychwstałego” (Katechizm 639 i 656).

Relacje pozostawione przez ewangelistów traktowane są jako wiarygodne źródło historyczne. Katechizm uznaje zmartwychwstanie Jezusa za fakt, bo według ewangelii stwierdziło je kilka kobiet, które przyszły do grobu Jezusa, apostoł Piotr oraz inni apostołowie i uczniowie.

„Wobec tych świadectw – czytamy w Katechizmie – nie można interpretować Zmartwychwstania Chrystusa poza porządkiem fizycznym i nie uznawać go za fakt historyczny” (pkt 643). Zmartwychwstanie Jezusa jest, według Kościoła, faktem historycznym i fizycznym. Głosząc takie nauki Kościół i wierni brną w kłamstwo.

Dlaczego władze kościelne nie chcą uznać wprost, że opowieści ewangelistów o zmartwychwstaniu Jezusa nie są opisem rzeczywistych zdarzeń? Dlaczego nie chcą uznać, że ewangelie spisane zostały dla niezbyt rozgarniętego, przesądnego ludu?

Uznanie zmartwychwstania za przenośnię, za opis metaforyczny, byłoby dla władz Kościoła ryzykowne. Wymagałoby wielkich zmian w całej doktrynie kościelnej, wzbudziłoby wielki opór ortodoksów. Przede wszystkim podważyłoby wiarygodność wszystkiego, co ewangelie i Nowy Testament zawierają. No bo skoro zmartwychwstanie to tylko przenośnia, to wszystko w ewangeliach może być przenośnią i opowieścią dla ciemnego zabobonnego ludu, gotowego wierzyć w najprzeróżniejsze cudowności. Przenośnią może być również to, że Jezus był mesjaszem, synem bożym, bogiem. Może powstać wśród wiernych podejrzenie, że także Bóg, o którym mówi Pismo Święte, to fikcja literacka stworzona przez kapłanów i władców, by lud trzymać w posłuszeństwie.

8. Zmartwychwstanie jest sprzeczne z wiedzą naukową

Nie ma rozumnych, racjonalnych, intelektualnych podstaw, by zmartwychwstanie Jezusa uznać za fakt realny fizycznie i historycznie.

Władze kościoła ignorują to, że z punktu widzenia metodologii nauk historycznych opowieści o zmartwychwstaniu/wskrzeszeniu kogokolwiek muszą być traktowane jako legenda, mit, a nie jako historyczny fakt.

Nie można traktować ewangelii, listów św. Pawła, Nowego Testamentu bezkrytycznie jako wiarygodnych źródeł historycznych. Nauki historyczne każą dokonywać krytyki źródeł, nie brać wszystkiego za dobrą monetę. Istnieją bowiem, jak wiadomo, monety fałszywe. To, co zapisane jest w źródłach, poddaje się krytycznej analizie, sprawdza na różne sposoby. Na tej podstawie jedne informacje uznaje się za prawdziwe, inne za możliwe, jeszcze inne za nieprawdopodobne twory ludzkiej fantazji, urojenia lub kłamstwa. Zmartwychwstanie i wskrzeszanie zmarłych należą do kategorii religijnych mitów. Metodologia nauk historycznych nie pozwala uznać zmartwychwstania Jezusa za fakt historyczny.

Również racjonalna ludzka wiedza i nauka nie zna czegoś takiego jak zmartwychwstanie czy wskrzeszenie zmarłych. Zmartwychwstanie/wskrzeszenie jest sprzeczne z wiedzą naukową.

Na podstawie krytycznej analizy można co najwyżej przypuszczać, że Jezus istniał realnie, był nawiedzonym kaznodzieją, nauczycielem wiary. Takie postacie nie były rzadkością wówczas, tak jak nie są rzadkością dziś. Natomiast nie można uznać, że był Bogiem, narodził się z dziewicy, a po ukrzyżowaniu zmartwychwstał itp. Takie wydarzenia pozostają w sprzeczności z racjonalną wiedzą naukową o człowieku i świecie. Nie przeszkadza to kościelnym teologom głosić, że między religią katolicką a nauką nie ma sprzeczności. – Alvert Jann

……………………………………………………………

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ : Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się.

– Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się w tej chwili ponad 70 artykułów, m.in.:

Teoria Boga krótko wyłożona” https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teoria-boga-krotko-wylozona/

Kim był Jezus?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/kim-byl-jezus/

Dziewicze narodziny Jezusa” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dziewicze-narodziny-jezusa/

Sprzeczności między nauką a religią: 10 przykładów” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/sprzecznosci-miedzy-nauka-a-religia-10-przykladow/

Pismo Święte jakiego nie znacie” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/pismo-swiete-jakiego-nie-znacie/

……………………………………………………………………….

Cytowane źródła:

Artykuł dotyczący kard. Kaspera – https://gloria.tv/article/opDcV3zkpRqi12amVsmmY26eY

Stary i Nowy Testament cytuję za Biblią Tysiąclecia (wydawnictwo Pallottinum) – http://biblia.deon.pl/

Katechizm Kościoła Katolickiego – http://www.katechizm.opoka.org.pl/

……………………………………………………………..

Agnostycyzm bez taryfy ulgowej

1. Co to jest agnostycyzm?  

Agnostycyzm to przekonanie, że nie można rozstrzygnąć fundamentalnych zagadnień ontologicznych, przede wszystkim tego, czy istnieje tylko rzeczywistość naturalna (przyroda i jej pochodne), czy może istnieją także inne rodzaje rzeczywistości, zasadniczo odmienne od rzeczywistości naturalnej, np. rzeczywistość duchowa, transcendencja, bóg. Właśnie pytanie o istnienie boga budzi szczególne zainteresowanie.

Agnostycy są przekonani, że nie można rozstrzygnąć pytania, czy bóg istnieje, czy też nie istnieje – podobnie jak pytań o istnienie rzeczywistości nadnaturalnej czy duchowej. Dla agnostyka są to pytania nierozstrzygalne. O ile wyznawcy wielu religii sądzą że bóg istnieje, zaś ateiści że nie istnieje, to agnostyk mówi: nie wiem, nie można tego rozstrzygnąć.

2. Czy agnostycy mają rację?

Oceniając agnostycyzm bez taryfy ulgowej, sądzę, że jest to stanowisko co najmniej nieracjonalne lub – co gorsze – nonsensowne. Dlaczego?

Aby twierdzić, że jakiekolwiek pytanie jest nierozstrzygalne, trzeba wiedzieć, czego dotyczy, jaki obiekt w grę wchodzi. Nie można z sensem twierdzić, że jest nierozstrzygalne pytanie o istnienie nie-wiadomo-czego. Musimy mieć informacje, które pozwoliłyby ten obiekt zidentyfikować. Jeśli nie wiadomo, o jakim obiekcie mówimy, mamy do czynienia z pytaniem nonsensownym, a nie z pytaniem nierozstrzygalnym. Tak jest w przypadku pytania o istnienie boga.

Kim lub czym jest bóg?

Nie można sensownie powiedzieć, co to takiego. Można tylko powiedzieć, co ludzie wyobrażają sobie pod słowem „bóg”.

Po pierwsze, ludzie sądzą, że bóg to wszechmocna nadnaturalna istota, która stworzyła świat i kieruje jego losami (to bóg znany z wielu religii). Albo, po drugie, bóg w ludzkiej wyobraźni jawi się jako nadnaturalna abstrakcyjna i bezosobowa rzeczywistość, nadnaturalna transcendencja czy absolut (jest to filozoficzne wyobrażenie boga). Nierzadko te dwa rodzaje wyobrażeń przenikają się.

Dodajmy, że transcendencja to, najkrócej mówiąc, rzeczywistość zasadniczo odmienna od rzeczywistości naturalnej (przyrody), wieczna i niepoznawalna za pomocą ludzkich zmysłów. Podobnie absolut to nieznana nam rzeczywistość pierwotna, doskonała, samowładna i niczym nieograniczona.

Są oczywiście także inne wyobrażenia boga, które pomijam, bowiem mają one charakter niszowy, są uznawane tylko w niewielkich środowiskach, lub nawet tylko przez pojedynczych autorów. Albo w ogóle nie idzie tam o pojęcie boga, chociaż użyto słowa „bóg”.

A teraz rzecz najważniejsza. O bogu nic nie wiemy i nie możemy wiedzieć, ani czym jest, ani gdzie i w jakiej postaci jest obecny. Bóg to nie-wiadomo-co. Dotyczy to zarówno boga pojmowanego jako wszechmocna istota osobowa, jak i boga abstrakcyjnego, transcendencji i absolutu. Wszelkie opisy boga to wyłącznie spekulacje, fantazje, urojenia, halucynacje, a często celowe kłamstwa. Jest to jedynie słowo, któremu ludzie nadają taką lub inną treść. Dlatego pytanie o jego istnienie jest niedorzeczne.

Pogląd, przyjmowany w wielu religiach, że bóg objawił nam wiedzę o sobie w świętych księgach, albo za pośrednictwem wybranych osób czy wysłanników, jest całkowicie bezpodstawny. To wyłącznie kwestia wiary. Zresztą także kościelni teolodzy twierdzą często, że argumenty na rzecz istnienia boga są niewystarczające. Istnienie boga – mówią – to kwestia wiary, zawierzenia bogu. Twierdzą też, że bóg jest niedostępny ludzkim zmysłom i niewykrywalny. Nawet w szkolnym podręczniku religii jezuici piszą, że „Religia nie podlega żadnym możliwościom empirycznego sprawdzenia” (1).

Nic nie wiemy także o transcendencji, absolucie, bogu bezosobowym, istocie najwyższej, rzeczywistości nadnaturalnej, duchowej i tym podobnych obiektach, o których mówią filozofowie i teolodzy (oni także nic nie wiedzą). To jedynie słowa. Nie wiadomo, czego dotyczą. Można co najwyżej powiedzieć, jak rozumieją je różni autorzy.

3. Nonsensowność agnostycyzmu 

Ponieważ nie wiadomo, czym/kim jest bóg, pytanie o jego istnienie jest nonsensem. Bóg to nie-wiadomo-co. Nie można z sensem pytać, czy istnieje lub nie istnieje nie-wiadomo-co. W tej sytuacji również pogląd agnostyków, że nie można rozstrzygnąć pytania o istnienie boga, jest nonsensowny. Popełniając ten nonsens, agnostycyzm jest sprzeczny z rozumem, nieracjonalny – podobnie jak sprzeczne z rozumem jest 2×2=5.

Tak samo jest w przypadku transcendencji i wszelkich rodzajów rzeczywistości innych niż rzeczywistość przyrodnicza (przyroda, czyli natura) i jej pochodne. To jest zawsze nie-wiadomo-co, a pytanie, czy istnieje nie-wiadomo-co, nie jest pytaniem nierozstrzygalnym, tylko nonsensownym.

Oczywiście jeszcze bardziej nonsensowne jest przekonanie, że jakikolwiek bóg istnieje. Wobec faktu, że o bogu nic nie wiemy i nie możemy wiedzieć, również przekonanie o jego istnieniu jest bezpodstawne, całkowicie nieuzasadnione.

4. Racjonalność ateizmu 

Jak pisał Kazimierz Ajdukiewicz (1890-1963), jeden z najwybitniejszych polskich filozofów i logików: „racjonalna postawa wobec przyjmowanych twierdzeń wymaga tego, aby stanowczość, z jaką je głosimy (…) była proporcjonalna do stopnia ich uzasadnienia. (…) Racjonalna postawa wobec głoszonych twierdzeń nie wymaga więc tego, by twierdzenia te były dobrze uzasadnione. Wymaga tylko tego, aby je podawać ze skromnością odpowiadającą stopniowi ich uzasadnienia” (2).

Ateista, twierdząc że bóg nie istnieje, postępuje zgodnie z powyższą zasadą racjonalności i jego stanowisko jest racjonalne. Dlaczego?

Po pierwsze, ponieważ bóg to nie-wiadomo-co, uzasadnienie twierdzenia „bóg istnieje” może być wyłącznie zerowe. Wobec tego twierdzenie „bóg istnieje” może być podawane wyłącznie z zerową stanowczością i całkowitą skromnością. Oznacza to, że nie ma ono racji bytu.

Po drugie, twierdzenie, że nie może istnieć nie-wiadomo-co, jest w pełni uzasadnione (istnienie nie-wiadomo-czego to nonsens). Ponieważ bóg to nie-wiadomo-co, jego rzeczywiste istnienie jest niemożliwe. Twierdzenie ateistów, że bóg nie istnieje, jest więc w pełni racjonalne.

Nie jest natomiast trafny spotykany czasami zarzut, że ateista, mówiąc że bóg nie istnieje, wypowiada nieuprawnione twierdzenie ontologiczne. Ateista wypowiada się w sposób uprawniony i racjonalny, odpowiadający sile uzasadnienia twierdzenia „bóg nie istnieje”. Jest ono całkowicie uzasadnione, tak samo jak 2×2=4. Bóg nie istnieje, bowiem nie może istnieć nie-wiadomo-co. O bogu nic nie wiemy i nie możemy wiedzieć – wiemy tylko, jak ludzie sobie boga wyobrażają. I oczywiście każdy może wierzyć w swoje wyobrażenie boga, ale nie w boga.

Wierzący swoje wyobrażenie boga biorą za obiektywnie istniejącą rzeczywistość. Wierzyć można we wszystko, co komukolwiek przyjdzie do głowy.

5. Nieracjonalność teizmu i agnostycyzmu

Ponieważ bóg to nie-wiadomo-co, twierdzenie „bóg istnieje” nie może być w żaden sposób uzasadnione. Tak więc wiara w istnienie boga (teizm) jest całkowicie nieracjonalna.

A agnostycyzm? Agnostycy uczestniczą w piramidalnym absurdzie. Ich stanowisko, że nie można rozstrzygnąć pytania o istnienie boga, jest nonsensowne (bóg to nie-wiadomo-co, pytanie o jego istnienie jest wobec tego nonsensem). Nie zdając sobie z tego sprawy, agnostycy biorą na poważnie możliwość istnienia boga, co jest kolejnym nonsensem. Oczywiście mam na myśli autentycznych agnostyków, a nie osoby, które mówią, że są agnostykami, bo z różnych powodów nie chcą powiedzieć, że w boga nie wierzą.

Nonsensowność agnostycyzmu oznacza też jego nieracjonalność (nonsens to pogląd nieracjonalny, sprzeczny z rozumem). Agnostycyzm byłby racjonalnym stanowiskiem, gdyby twierdzenie „bóg istnieje” było chociaż w niewielkim stopniu uzasadnione. Do tego potrzebne byłyby informacje pozwalające zidentyfikować obiekt nazywany bogiem – a takich informacji brak. To przesądza o ocenie. Agnostycyzm nie jest racjonalny.

6. Uwaga o dowodzeniu

W sieci krąży mem głoszący: „Jedynym dowodem na istnienie boga jest brak dowodu na jego nieistnienie”. To żart, ale przy okazji dyskusji o istnieniu boga często przywoływana jest zasada logiczna głosząca, że brak dowodu na istnienie nie jest dowodem nieistnienia. Wprawdzie – słyszymy – nie ma dowodów na istnienie boga, nie znaczy to jednak, że on nie istnieje.

Co na to można powiedzieć?

Powyższa zasada nie ma zastosowania, jeżeli – po pierwsze – nie wiadomo, co to takiego ma istnieć. A o bogu nic nie wiadomo. Dlatego zasada ta nie ma w tym przypadku zastosowania. Zasady logiczne mają charakter formalny (abstrakcyjny), nie mogą być stosowane mechanicznie.

Po drugie, zasada powyższa nie stosuje się do obiektów, które są ewidentnie tylko tworami ludzkiej wyobraźni, natomiast nie odnoszą się do żadnych obiektów istniejących w rzeczywistości. Nie można ignorować faktu, że umysł człowieka jest w stanie fantazjować, zmyślać, okłamywać, a także doświadczać chorobliwych urojeń i halucynacji. Jeżeli ktoś wierzy w istnienie krainy zmarłych lub demonów, to wolno mu wierzyć. Ale przywoływanie przy tej okazji wspomnianej zasady logicznej byłoby szyderstwem z logiki.

Mówiąc najkrócej, zasada, że brak dowodów istnienia nie jest dowodem nieistnienia, nie ma zastosowania, jeżeli nie wiadomo, o jaki obiekt idzie.

7. Filozofia i bajki

Warto rozważyć, czy rozstrzygalne jest pytanie o istnienie złotych rybek, zaczarowanych księżniczek, wszechmocnych czarowników, niewidzialnych krasnoludków i duchów leśnych. Wszystkie te istoty reprezentują rzeczywistość ontologicznie odmienną od naszej – to świat czarów, zjawisk nadnaturalnych.

Agnostyk mógłby powiedzieć, że jest to pytanie nierozstrzygalne. Wystarczy jednak zastanowić się przez chwilę, by zrozumieć, że świat czarów to czysta ludzka fantazja – nie istnieje w rzeczywistości. Nasza wiedza o świecie wystarcza, by wykluczyć istnienie zaczarowanych księżniczek itp.

Wystarczy następna chwila zastanowienia, by zrozumieć, że także wyobrażenie boga (jako wszechpotężnej istoty, która stworzyła świat i kieruje jego losami) jest tym samym, co bajki o zaczarowanych księżniczkach i czarownikach. Różnica polega na tym, że istnienie boga przedstawiane jest jako „prawda”, a nie jako bajka. Tej „prawdy” naucza się w szkołach, ma miejsce szeroko zakrojona indoktrynacja, by wiarę w boga podtrzymywać. Wskutek ciągłego nauczania, powtarzania, indoktrynacji, znika poczucie, że istnienie boga to fake news, fałszywa wiadomość brana za prawdę.

Pojęcie/wyobrażenie boga jest urojeniem zinstytucjonalizowanym, tzn. utrwalonym w wielu religiach, kultywowanym, nauczanym, uznanym społecznie. Do pojęcia boga jesteśmy przyzwyczajani od dzieciństwa, nawet jeżeli w boga nie wierzymy. Dlatego nie wydaje nam się ono nonsensem, przeciwnie – wydaje się zrozumiałe. Podobnie jest z innymi wyobrażeniami religijnymi, takimi jak aniołowie i szatani, dusza nieśmiertelna, życie pozagrobowe czy cuda. Są to urojenia zinstytucjonalizowane, tzn. oficjalnie i społecznie ustalone, uznane i zrozumiałe. Oczywiście w każdej religii urojenia te wyglądają nieco inaczej.

Jeszcze jedna (trzecia) chwila zastanowienia powinna wystarczyć, by nabrać przekonania, że także filozoficzne koncepcje, takie jak transcendencja, absolut, istota doskonała czy najwyższa – to fantazje. Od bajek i religijnych wyobrażeń różnią się tym, że zostały wymyślone przez filozofów. Ale pamiętajmy, spekulatywna filozofia jest tak samo fantazjowaniem jak bajkopisarstwo.

8. Słowo na zakończenie

Trzeba powiedzieć zdecydowanie: kwestia istnienia boga, transcendencji czy bytów nadnaturalnych, to nie jest w ogóle pytanie o fundamentalne problemy ontologiczne. A o co? To pytanie o istnienie tego, co uroiło się w ludzkich umysłach. I na szczęście ludzki rozum samokrytycznie wystarczy, by wiedzieć, że fantastyczne istoty i zjawiska, od których roiło się i roi w ludzkich głowach, nie istnieją w rzeczywistości.

Dotyczy to zarówno zaczarowanych księżniczek, niewidzialnych krasnoludków, jak i duszy nieśmiertelnej, bogów, boga, transcendencji czy absolutu.

Na sam koniec zwięzłe podsumowanie. Jako ateista, widzę w agnostykach braci. Także w katechizmie Kościoła katolickiego czytamy: „Agnostycyzm najczęściej jest równoznaczny z ateizmem praktycznym” (3).

Ale oceniając agnostycyzm bez taryfy ulgowej, trzeba powiedzieć, że jest to stanowisko nonsensowne. Dlaczego? Agnostycy twierdzą, że nie można rozstrzygnąć pytania o istnienie boga. Otóż żeby twierdzić, że jakiekolwiek pytanie jest nierozstrzygalne, trzeba wiedzieć, jakiego obiektu dotyczy. Jeżeli tego nie wiemy, jest to pytanie nonsensowne.

O bogu nic nie wiemy (bóg to nie-wiadomo-co). Wobec tego pytanie o istnienie boga jest nonsensem. Agnostycy powinni sobie jasno powiedzieć: bóg to nie-wiadomo-co, a nie-wiadomo-co nie może istnieć.

A teiści (tj. osoby wierzące w boga)? Powinni wziąć pod uwagę, że wierzą w swoje iluzoryczne wyobrażenie boga, a nie w boga.

Powtórzę jeszcze, że podobnie jak z bogiem rzeczy się mają z takimi wyobrażeniami, jak rzeczywistość nadnaturalna, rzeczywistość duchowa, bóg bezosobowy, transcendencja, absolut – to nie-wiadomo-co, spekulacje, fantazje, urojenia i próby oszustwa. – Alvert Jann 

*

O argumentach przeciw istnieniu boga piszę w kilku artykułach:

„Teoria Boga krótko wyłożona” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teoria-boga-krotko-wylozona/

„Dowód na nieistnienie. Kogo? https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dowod-na-nieistnienie-kogo-2/

„Argumenty przeciw istnieniu Boga” https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/argumenty-przeciw-istnieniu-boga-komentarz-podrecznikow-religii/

Wiara w cuda” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/wiara-w-cuda/

*

Krótki fragment jednego z artykułów: Teolodzy powołują się na zasadę, że wszystko musi mieć swoją przyczynę, swojego stwórcę. Na tej podstawie twierdzą, że przyczyną istnienia świata jest Bóg, który świat stworzył. Jest to argumentacja bezzasadna. Dlaczego?

Po pierwsze, teolodzy bezpodstawnie, z definicji przyjmują, że Bóg nie musiał być przez nikogo stworzony, że jest rzeczywistością ostateczną. Nie ma powodu, by się z nimi zgadzać. Skoro wszystko musi mieć swojego stwórcę, to trzeba zapytać, kto stworzył Boga. A jeżeli Bóg nie musiał być – jak twierdzą teolodzy – przez nikogo stworzony, to równie dobrze świat jako całość wraz z prawami przyrody – nie musiał być stworzony.

Po drugie, świat jest rzeczywistością niezwykłą. Przekonanie, że wszystko musi mieć swoją przyczynę, swojego stwórcę, można odnieść co najwyżej do obiektów istniejących wewnątrz świata, ale nie do świata jako całości. Świat ma cechy rzeczywistości niezniszczalnej, wiecznej, samoistnej, nie stworzonej przez nikogo. Teza, że świat musiał być przez kogoś stworzony, a tym kimś jest Bóg, jest wyłącznie fantazją.

………………………………………………………..

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ : Zapraszam wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, zamieszczam krótki tekst dotyczący zagadnień ateizmu i religii. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się w tej chwili ponad 70 artykułów. Z okazji niedawnych Świąt Bożego Narodzenia mogą polecić „Dziewicze narodziny Jezusa” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dziewicze-narodziny-jezusa/

………………………………………………………………………..

Przypisy

1 „Drogi świadków Chrystusa w świecie” (podręcznik religii dla liceum), Wydawnictwo WAM – księża jezuici, s. 16, Kraków 2013.

2 K. Ajdukiewicz, Język i poznanie, t. II, s. 269, PWN, Warszawa 1965.

3 Katechizm Kościoła katolickiego (pkt 2127-2128) http://www.katechizm.opoka.org.pl/

…………………………………………………………………………

Kim był Jezus?

Zwykle pomija się negatywne cechy charakteru, nauczania i działalności Jezusa, a warto na nie zwrócić uwagę. Nie rozstrzygam, czy istniał naprawdę, czy był tylko postacią mityczną. Pokazuję Jezusa na podstawie ewangelii, tak jak na przykład na podstawie „Lalki” Prusa można nakreślić sylwetkę Wokulskiego. Zacznę od niezbyt chwalebnej metody wpływania na ludzi, jaką się posługiwał.

1. STRASZENIE OGNIEM PIEKIELNYM

Jezus wielokrotnie straszył słuchaczy wiecznymi mękami. Z jego słów wyziera wręcz okrucieństwo i sadyzm. Wygląda to na psychiczne znęcanie się nad bliźnimi i nieprzebieranie w środkach, by zyskać wiernych. Straszenie ogniem piekielnym należało do stałego repertuaru nauk Jezusa. Można powiedzieć, że szukał wyznawców strachliwych, łatwowiernych i głupich.

Przykłady: Jezus mówi, że pod koniec świata „pośle aniołów swoich: ci zbiorą z Jego królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy dopuszczają się nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów” (Mt 13, 40-42). Podobnymi obrazkami wiecznego cierpienia Jezus raczył słuchaczy wielokrotnie.

A oto inny werset z Jezusowego nauczania:Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze. (…) Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je; lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła” (Mk 9,42-47).

Jasno mówił też Jezus, że większość ludzi pójdzie w ogień piekielny: „Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych” (Mt 22,14). To nie jedyna wypowiedź w tym stylu.

Ktoś może powiedzieć, że to metafory, nie można ich brać dosłownie. Ale nawet jeśli tak, to metafory te wygłaszał Jezus po to, by budzić lęk u słuchaczy. Ponadto biorąc pod uwagę skłonność Jezusa do urojeń, trzeba uznać, że najprawdopodobniej wierzył dosłownie w istnienie piekła pełnego płomieni.

Jezus obiecywał też nagrodę: sprawiedliwi mają posiąść niebo. Ale skłonność do straszenie i karania brzmiała niezwykle donośnie i groźnie. Jezus nie złagodził prymitywnej maniery rzucania gróźb, wyzierającej z ksiąg Starego Testamentu.

Ewangelie i postać Jezusa w głównej chyba mierze odpowiadają za powszechne w chrześcijaństwie straszenie wiecznymi mękami w piekle. W tym duchu w średniowieczu większość teologów i świętych głosiła, że tylko nieliczni chrześcijanie zostaną zbawieni. Już św. Augustyn, wybitny autorytet teologiczny, stwierdzał, że„niewielu jest zbawionych w porównaniu z tymi, którzy będą potępieni”. Podobnie twierdził na przykład św. Anzelm, także wybitny teolog: „niewielu jest tych, którzy są zbawieni”. Dziś teolodzy na ogół starają się złagodzić kościelne nauczanie, „teologię strachu” zastępują „teologią miłości”. Zamiast straszyć, starają się ugłaskiwać wiernych. Nie idzie im łatwo, bo straszących piekłem nie brakuje.

Zapytałem moją znajomą, niepokorną teolożkę Celestynę, co sądzić o tych teologicznych kontrowersjach? Odpowiedziała bez wahania: Olewać do parteru!

2. UROJENIA

Według ewangelii Jezus głosił, podobnie jak wielu nawiedzonych kaznodziejów i założycieli sekt, że otrzymał szczególną misję od Boga. Powtarzał wielokrotnie, że posłał go Bóg i niedwuznacznie sugerował, że jest istotą boską: „Ja bowiem od Boga wyszedłem i przychodzę. Nie wyszedłem od siebie, lecz On Mnie posłał”. „Z nieba zstąpiłem nie po to, aby pełnić swoją wolę, ale wolę Tego, który Mnie posłał” (J 8,38-42).To podręcznikowy przykład urojeń.

Psychiatria o urojeniach

„Urojenia to zaburzenia myślenia, czyli przekonanie chorego o istnieniu rzeczy, zjawisk czy wydarzeń wokół niego, które naprawdę nie istnieją. Pewne zdarzenia mogą co prawda mieć miejsce, ale chory nadaje im nieadekwatne znaczenie, nadbudowuje wokół nich chorobowe treści, tzw. system urojeń. (…) nie daje on sobie wyjaśnić, wytłumaczyć, że to, co myśli, nie ma miejsca w rzeczywistości, nie dzieje się naprawdę. Pacjent jest głęboko przekonany o prawdziwości swoich urojeń (…). Zaburzenia urojeniowe charakteryzuje długotrwały i nawrotowy charakter oraz pewna ‚uporczywość’, ciągłość objawów, stąd też ich nazwa: uporczywe zaburzenia urojeniowe. Zazwyczaj rozwijają się u osób w średnim wieku, najczęściej pomiędzy 35. a 45. rokiem życia. Szacuje się, że dotyczą około 0,05% populacji, chociaż wielu profesjonalistów uważa, że jest to wynik zaniżony, ponieważ część chorych nie podejmuje leczenia” („Zaburzenia urojeniowe” – https://psychiatria.mp.pl/choroby/73534,zaburzenia-urojeniowe)

Zaburzenia urojeniowe nie są, jak widać, rzadkością. Np. w Polsce mieszka około 30 mln. osób dorosłych, daje to ok.15 tys. osób z uporczywymi zaburzeniami urojeniowymi. Nie ma powodu sądzić, że wśród Żydów w czasach Jezusa odsetek ten był mniejszy.

Zazwyczaj zaburzeniom urojeniowym „nie towarzyszą zaburzenia struktury osobowości i intelektu. Również zachowanie i funkcjonowanie społeczne danej osoby w obszarach życia niezwiązanych z urojeniami mogą być niezaburzone i dezintegrować jej codzienne życie dopiero w rozwijającym się procesie chorobowym lub okresie jego nasilenia”.

W przypadku Jezusa mamy do czynienia z zaawansowanym procesem chorobowym, dezintegrującym jego dotychczasowe życie. Jezus opuścił swój dom rodzinny, udał się do Jerozolimy, zaczął głosić, że został posłany przez Boga z wielką misją i jest istotą boską. Nie wrócił do swoich wcześniejszych zajęć. Zaburzenia nie miały charakteru incydentalnego, tylko trwały.

Nie jest chorobą urojeniową wiara w Boga czy w cuda, o ile wierzenia te mieszczą się w przyjętych w danym społeczeństwie ramach i nie pociągają za sobą drastycznych zmian w sposobie życia. Natomiast jeśli ktoś wśród Żydów w czasach Jezusa czy obecnie gdziekolwiek nabierze głębokiego przekonania, że jest mesjaszem zapowiedzianym w Biblii, albo istotą boską, która zstąpiła z niebios – to mamy do czynienia z ewidentnym urojeniowym zaburzeniem myślenia. Jeżeli osoba ta zacznie „nauczać” o swej misji, podporządkowując temu swoje życie, świadczy to o głębokiej i ciężkiej chorobie urojeniowej.

W psychiatrii wyróżnia się urojenia wielkościowe (megalomańskie): to bezpodstawne przekonanie, że jest się kimś wielkim, że odgrywa się wielką rolę w świecie itp. Urojenia wielkościowe mogą mieć charakter religijny i objawiać się przekonaniem, że jest się bogiem, mesjaszem, prorokiem, aniołem, matką boską itp.

A teraz wyobraźcie sobie, że wasz znajomy zaczyna opowiadać, że zstąpił z nieba, bo Bóg powierzył mu wielką misję do spełnienia. Znajomy porzucił pracę i zaczął nauczać pod kościołami. Co pomyślicie? Że zwariował. Tak samo pomyślało wielu Żydów, a nawet najbliższa rodzina Jezusa.

O traktowaniu Jezusa jako kogoś niespełna rozumu powiem za chwilę, najpierw przyjrzyjmy się bliżej jego urojeniom.

Urojenia Jezusa

Urojenia, których doświadczał Jezus, wyrastały z wierzeń zawartych w księgach Starego Testamentu. Można powiedzieć, że księgi dostarczyły materiału, z którego Jezus utkał swoje imaginacje, swoją tożsamość, wyobrażenie o tym, kim jest.

Jak czytamy w ewangeliach, Jezus wyobrażał sobie, że jest wspaniałą postacią pojawiającą się w proroctwach Starego Testamentu, którą w czasach Jezusa Żydzi nazywali najczęściej mesjaszem, tj. chrystusem (mesjasz to słowo hebrajskie, jego dokładnym greckim odpowiednikiem jest słowo chrystus). Mesjasz miał z woli Boga odbudować królestwo Izraela i ustanowić wieczne królestwo boże pod swoim panowaniem. W proroctwach owego wybawiciela różnie nazywano i przedstawiano za pomocą poetyckich alegorii i obrazów.

Wielki prorok Daniel nazywał mesjasza Synem Człowieczym (w znaczeniu syna bożego wcielonego w postać człowieka). Jezus utożsamił się z tą postacią i często nazywał siebie właśnie „synem człowieczym”. Wyobrażał sobie, że jest istotą boską wcieloną w ludzką postać.

Jezus stawiał się wyżej niż Abraham, Mojżesz i prorocy. Ci bowiem mieli być wybrani przez Boga do wielkich zadań, ale byli tylko ludźmi. Natomiast Jezus wielokrotnie dawał słuchaczom do zrozumienia, że jest istotą boską, bogiem-synem. Wręcz utożsamiał się z Bogiem:„Ja i Ojciec to jedno” – miał powiedzieć podczas jednej z awantur (J 10,30).

Jezus kilkakrotnie mówił, czego to dokona w roli mesjasza/syna człowieczego. Są to wizje zaczerpnięte ze starotestamentowych proroctw. Np. do apostołów powiedział:„Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania”,  czyli osądzi ludzi. Przyjście w chwale przedstawiał Jezus groźnie, w duchu starotestamentowych proroctw: „słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku; gwiazdy zaczną padać z nieba i moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wówczas ukaże się na niebie znak Syna Człowieczego, i wtedy będą narzekać wszystkie narody ziemi” (Mt 24,29-30).

Straszył Jezus, jak zwykle, ogniem piekielnym i wiecznymi mękami. Porównał czekający ludzi sąd do ukarania Sodomy przez Boga, kiedy to – jak powiedział – „spadł z nieba deszcz ognia i siarki i wygubił wszystkich; tak samo będzie w dniu, kiedy Syn Człowieczy się objawi”. Ujawniają się tu sadystyczne cechy Jezusa, często pomijane dziś w kościelnym nauczaniu, bo ukazują go jako okrutnika (Mt 16,27; 24,29-30; 25,31-46; Łk 17,29-30).

Z Nowego Testamentu wynika wyraźnie, że wydarzenia te mają nastąpić niebawem, chociaż Jezus mowił, że daty nie zna nikt poza Bogiem. Np. do swoich uczniów Jezus powiedział: „Zaprawdę, powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w królestwie swoim” (Mt 16,28). A tu upłynęło prawie 2000 lat – i nic.

Jezusa brano za szaleńca

Jezus zdobywał słuchaczy i wiernych, ale dość często uznawano, że jest niespełna rozumu. Nawet najbliższa rodzina, łącznie z matką, nie bez powodu skłonna była tak go widzieć. W ewangelii św. Marka mamy następującą ciekawą scenę.

Oto Jezus naucza w otoczeniu tłumu: „Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: <Odszedł od zmysłów>. (…) Tymczasem nadeszła Jego Matka i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. Właśnie tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: <Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie>”. Jezus nie posłuchał dobrych rad rodziny i nie zaprzestał nauczania (Mk 3,21-35).

W ewangeliach jest sporo wzmianek świadczących, że nie chciano uwierzyć w boskie posłannictwo Jezusa. Sądzono, że oszalał, bluźni, lub że opętały go złe duchy. Kilkakrotnie go przeganiano, a nawet chciano zabić. W rodzinnym Nazarecie „wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się” (Łk 4,29-30).

4. PODSUMUJMY: KIM BYŁ JEZUS?

Postać Jezusa, nakreślona w ewangeliach, odpowiada popularnemu dziś pojęciu guru. Można powiedzieć, że Jezus był samozwańczym nauczycielem wiary religijnej, kaznodzieją, guru, który uroił sobie, że jest boską postacią w ludzkiej skórze i ma do spełnienia wielką misję. Takie postacie nie były rzadkością wówczas, tak jak nie są rzadkością dziś. Mógł być też za swoją działalność ukrzyżowanym, bo takie rzeczy zdarzały się w ówczesnej Palestynie.

Ale w opowieściach zwolenników i ewangelistów Jezus został całkowicie zmitologizowany. Przedstawiono go jako rzeczywistego syna bożego, który narodził się z dziewicy. Miał być prawdziwym mesjaszem zapowiedzianym w proroctwach Starego Testamentu, który czynił cuda, został ukrzyżowany, zmartwychwstał, przebywa w niebiosach, ale powróci na ziemię, by osadzić ludzi i wiernym zapewnić wieczną szczęśliwość. To mitologia chrześcijańska w pełnej krasie.

Do tego obrazu trzeba jeszcze dodać, że w naukach Jezusa zawarty jest niedościgniony wzór ideologii totalitaryzmu.

5. RYS TOTALITARNY

To, co głosił Jezus, jest doskonałym przykładem totalitarnej ideologii. W ideologii tej wódz, religijny przywódca, założyciel sekty, guru, bóg w ludzkiej skórze, w imię najwyższych racji rości sobie prawo do pełnej władzy nad umysłami i postępowaniem ludzi. Nie kto inny tylko Jezus głosił: Znam prawdę najwyższą, przysłał mnie Bóg, musicie we mnie wierzyć, musicie być mi posłuszni w myślach i uczynkach. Jeśli nie, będziecie odtrąceni i srodze ukarani, skazani na wieczne męki. Ideałem totalitaryzmu jest całkowite panowanie nad umysłami i postępowaniem ludzi. Idee, które głosił Jezus, przyznawały mu taką władzę. Przyjrzyjmy się temu nieco bliżej.

Wcielenie najwyższej prawdy

„Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca (tj. do Boga) inaczej jak tylko przeze Mnie”. „A nauka, którą słyszycie, nie jest moja, ale Tego, który Mnie posłał, Ojca ” (J 14,6,24). Podobnych wypowiedzi Jezusa można by przytoczyć więcej.

Jezus głosił, że posiada najwyższą prawdę, która pochodzi od Boga, oraz ma monopol na ekspediowanie ludzi do nieba lub karanie wiecznymi mękami. Mówił uczniom, że jest boską postacią, synem Boga, a na ziemię posłał go Bóg z wielką misją zbawienia i wymierzenia sprawiedliwości. Z ewangelii wynika, że w te urojenia wierzył głęboko.

Wymóg całkowitego posłuszeństwa

Jezus wymagał całkowitego posłuszeństwa, strasząc niepokornych ogniem piekielnym. Utożsamiał posłuszeństwo sobie z posłuszeństwem Bogu, miłość do niego z miłością do Boga, a Bogu należy się najwyższe posłuszeństwo i miłość. Wymóg najwyższego posłuszeństwa wyrażał za pomocą rożnych aforyzmów i przypowieści:

Kto miłuje ojca albo matkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien; i kto miłuje syna albo córkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien” (Mt 10,37).

Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem”. I dalej: „Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem” (Łk 14,26,33).

Jak widać, Jezus głosił ideę tworzenia wspólnoty podległej wodzowi absolutnie. Jak ambitny polityk o totalitarnych zapędach Jezus mówi: „kto nie jest ze mną jest przeciwko mnie” (Mt.12,30)

Teolodzy próbują wyjaśniać, że aforyzmy o nienawiści do rodziny, to metafory. Ale metafory mają coś przekazywać. Nie da się w tym wypadku odwrócić kota ogonem, Jezus mówił, że posłuszeństwo i miłość do niego jest ważniejsze niż rodzina. To w totalitarnych ideologiach posłuszeństwo i miłość do wodza/guru stoją ponad wszystkim.

Obietnica wiecznej szczęśliwości i unicestwienia

Totalitarne ideologie zawierają obietnicę budowy doskonałego świata dla swoich i unicestwienia obcych. A co głosił Jezus? Mówił, że z woli Boga ustanowi niebiańskie królestwo boże, w którym sprawiedliwi będą żyć szczęśliwie. Niewierni zostaną srodze ukarani. Jezus obiecywał, że strąci ich do piekła. Są to idee zaczerpnięte ze Starego Testamentu.

Jezus mówił o świecie nadprzyrodzonym, ale jego wizje zawierały charakterystyczną dla ideologii totalitarnych nadzieję na życie wolne od dotychczasowej udręki, na przywrócenie sprawiedliwości, na ukaranie niesprawiedliwych. Apostoł św. Piotr, uczeń Jezusa, pisał do wiernych: „Oczekujemy jednak, według obietnicy, nowego nieba i nowej ziemi, w których będzie mieszkała sprawiedliwość” (2P 3,13). Nadzieje niebiańskie i ziemskie mieszają się ze sobą.

W wizjach Jezus widzi siebie w roli wszechpotężnej istoty, demiurga tworzącego nową rzeczywistość i mającego totalną władzę nad ludźmi. Wygląda to następująco: „Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody”. Do jednych powie: „weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata!”. A do drugich: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! (…). I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego ” (Mt 25,31-46).

Moja dobra znajoma, niepokorna teolożka Celestyna powiedziała, że bardziej podobają się jej bajki o smoku wawelskim.

4. UWAGI NA ZAKOŃCZENIE

Jezus nie tylko straszył wiecznymi mękami w ogniu piekielnym. Wygłaszał także znane wzniosłe maksymy moralne, mówiące o miłości bliźniego, łagodzące okrutną moralność Starego Testamentu: „Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb! A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi!”. „Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują” (Mt 5,38-44). W ślad za tym św. Paweł pisał do wiernych: „Nie daj się zwyciężyć złu, lecz zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12,21).

Jak widać, nauki moralne Jezusa charakteryzują się krańcową zmiennością nastroju. Jezus wygłasza wielkie słowa o miłości, by za chwilę stawiać siebie w roli kata, który będzie wykonywał okrutne wyroki boże. Sprawia wrażenie jakby raz ludzi kochał, a za chwilę nienawidził.

Dziś próbuje się łagodzić okrutne frazesy o wiecznych mękach. Nie da się. Nawet jeżeli potraktujemy je jako metafory, przenośnie, Jezus używał tych metafor, by budzić lęk, zdobywać zwolenników, wymuszać posłuszeństwo. To przemoc psychiczna w bardzo złej postaci.

Na koniec trzeba powiedzieć coś jeszcze. Nie zasługuje na uznanie taka miłość bliźniego i taki moralizator, który głosi maksymalistyczne zasady moralne o miłowaniu nieprzyjaciół, nadstawianiu policzka i zwyciężaniu zła dobrem, a jednocześnie straszy wiecznymi mękami. – Alvert Jann

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/: Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się kilkadziesiąt artykułów, m.in.:

„Teoria Boga krótko wyłożona” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teoria-boga-krotko-wylozona/

Co zamiast religii?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/co-zamiast-religii/

Przenośnie w Biblii: 12 przykładów” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/przenosnie-biblii-12-przykladow/ 

…………………………………………………………………………………………….

Linki do cytowanych publikacji

Zaburzenia urojeniowe” – https://psychiatria.mp.pl/choroby/73534,zaburzenia-urojeniowe

Stary i Nowy Testament cytuję za Biblią Tysiąclecia (wydawnictwo Pallottinum) – http://biblia.deon.pl/ 

 ……………………………………………………………………………………………………

Stulecie objawień fatimskich już za chwilę!!

800px-Jacinta_marto_lucia_santos13 maja 2017 r. mija sto lat od pierwszego objawienia w portugalskiej Fatimie. W Kościele odbędą się z tej okazji liczne uroczystości. Czy katolicy wiedzą, że każe im się czcić halucynacje, jakich miała doznać trójka dzieci w wieku 7-10 lat, spisane ponad 20 lat później? Warto, żeby wiedzieli, bo władze Kościoła robią z nich – trzeba to powiedzieć jasno – durniów. Zresztą nie tylko władze Kościoła. Także posłowie PiS sądzą najwyraźniej, że ciemny lud wszystko kupi.

PiS 7 kwietnie 2017 r. uczcił w Sejmie, przy sprzeciwie klubów PO i Nowoczesnej, rocznicę objawień fatimskich uchwałą, podkreślającą ich rzekomą doniosłość (tekst uchwały zamieszczam na końcu). Poseł Jacek Żalek, uzasadniając w telewizji TVN słuszność sejmowej uchwały, powołał się na autorytet nauki. Twierdził, że są opracowania naukowe potwierdzające realność objawień. Ale posłowie nigdzie tych opracowań nie zamieścili, ani nawet nie wymienili, a powinni.

Żalek powiedział też: „Nauka mówi, że są zjawiska niewytłumaczalne”, czyli nadprzyrodzone, np. objawienia. Poprawmy wypowiedź posła. Nauka nie mówi, że są zjawiska niewytłumaczalne. Mówi tylko, że są zjawiska, których przy dzisiejszym stanie wiedzy nie można wyjaśnić (np. głębsze przyczyny niektórych chorób). Tego, że są zjawiska niewytłumaczalne, nauka powiedzieć nie może, bo niby na jakiej podstawie. Na podstawie przekonań osób religijnych? Trzeba powiedzieć wyraźnie: jeżeli nauka czegoś nie wyjaśnia, to nie znaczy, że wyjaśnienia religijne są trafne i że mamy do czynienia z cudem.

Czym są objawienia?

Nauka wyjaśnia, czym są objawienia. Oto co mówi neurologia i psychiatria:

„>Na schizofrenię cierpi 1 proc. społeczeństwa. Ponad trzy czwarte z tych osób doświadcza w pewnym okresie choroby halucynacji słuchowych czy wzrokowych< – mówi w rozmowie z PAP psycholog dr Łukasz Gawęda z II Kliniki Psychiatrycznej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego i Uniwersytetu SWPS. (…)

Badacz podkreśla, że chorzy pochodzenie głosów mogą różnie wyjaśniać. >Niektórzy sądzą, że mówi do nich mafia z Moskwy. Innym wydaje się, że mówi do nich sąsiad przez ścianę. Niektórzy uważają, że ktoś przesyła im myśli przez nadajnik radiowy. A czasem ludzie są pewni, że słyszą głos Boga lub szatana. Mechanizm słyszenia halucynacji jest podobny, ale różne są przekonania co do pochodzenia tych głosów. Najprawdopodobniej znaczenie ma tutaj historia życia pacjentów, ich doświadczenia, związki z innymi i przekonania na temat ludzi i siebie w ogóle< (…).

>Wiemy, że jak kora słuchowa jest pobudzona, zaczyna produkować doświadczenia słuchowe. Czasem – na razie nie wiemy dlaczego – ta część mózgu pobudza się spontanicznie. Oznacza to, że bez odpowiednich dźwięków, słów z otoczenia możemy słyszeć głosy< – mówi rozmówca PAP i zapewnia, że zdrowa osoba zaczęłaby słyszeć głosy lub dźwięki, gdyby wszczepiło się jej odpowiednią elektrodę do kory słuchowej. Pobudzenie pierwszorzędowej kory słuchowej sprawiłoby, że osoba ta słyszałaby trzaski i szumy, a przy pobudzeniu drugorzędowej kory słuchowej – bardziej złożone wrażenia słuchowe, np. głosy”. (Fragmenty artykułu: Osoby ze schizofrenią swój głos w głowie uznają za obcy. „Nauka w Polsce”, Servis PAP, 22.07.2015 – link na końcu).

Objawienia to właśnie halucynacje, omamy, których doświadczają osoby cierpiące na schizofrenię lub na inne, łagodniejsze zaburzenia psychiczne. Zanim powiem o objawieniach w Fatimie, krótko o dwóch przypadkach objawień, głośnych w Polsce.

Objawienia św. Faustyny Kowalskiej i Rozalii Celakówny

W Polsce ostatnio kultywuje się objawienia, jakich miały doznać św. Faustyna Kowalska (1905-1938) i Rozalia Celakówna (1901-1944). Przeczytajcie, co pisały, a zrozumiecie, że cierpiały na poważne zaburzenia psychiczne.

W „Dzienniczku” św. Faustyny co i rusz mamy spotkania i rozmowy z Jezusem i Matką Boską. Np. podczas nowicjatu w zakonie doświadczyła następującej wizji (1925 r.):

„Po chwili jasno się zrobiło w mojej celi i ujrzałam na firance Oblicze Pana Jezusa bolesne bardzo. Żywe rany na całym Obliczu i duże łzy spadały na kapę mojego łóżka. Nie wiedząc, co to wszystko ma znaczyć, zapytałam Jezusa: Jezu, kto Ci wyrządził taka boleść? – A Jezus odpowiedział, że ty mi wyrządzisz taką boleść, jeżeli wystąpisz z tego zakonu. Tu cię wezwałem, a nie gdzie indziej i przygotowałem wiele łask dla ciebie (Dz 19)”.

Inne objawienie: ” W jednej chwili duch mój został porwany jakoby w zaświaty, ujrzałam Jasność nieprzystępną, a w niej jakoby trzy źródła jasności, której pojąć nie mogłam. A z tej Jasności wychodziły słowa w postaci gromu i okrążyły niebo i ziemie. Nic nie rozumiejąc z tego zasmuciłam się bardzo. Wtem z morza jasności wyszedł nasz ukochany Zbawiciel w piękności niepojętej, z Ranami jaśniejącymi. A z onej jasności było słychać głos taki: Jakim jest Bóg w Istocie swojej, nikt nie zgłębi, ani umysł anielski, ani ludzki. Jezus mi powiedział: Poznawaj Boga przez rozważanie przymiotów Jego. Po chwili Jezus zakreślił ręka znak krzyża i znikł (Dz 30)”.

Rozalia ZdjęciePodobnie wyglądały wizje Rozalii Celakówny z lat 1930. (beatyfikacja wizjonerki jest w toku):

„Zbliżył się do mnie Pan Jezus, ujął mnie za ramię i wyszedł z tej sali na korytarz ze mną. Był ubrany w suknię białą i płaszcz bordo. Nie mogę określić z czego względnie jaki był materiał. W boku Jezusowym była Rana. O z jakąż miłością i słodyczą przemówił do mnie, do tak ogromnie nędznej duszy (…): >Moje drogie dziecko popatrz, jak straszną boleść zadają mi grzechy nieczyste<„.

„Pytam z bojaźnią tej osoby (Jezusa), czy Polska się ostoi? Odpowiada mi, że Polska nie zginie, o ile przyjmie Chrystusa za Króla w całym tego słowa znaczeniu, jeżeli się podporządkuje pod prawo Boże, pod prawo Jego miłości; inaczej, moje dziecko, nie ostoi się”. 

To własnie objawienia Rozalii Celakówny z 1937 r. stały się podstawą intronizacji Chrystusa w czasie kościelnej uroczystości 19 listopada 2016 r. w sanktuarium w Krakowie-Łagiewnikach.

Kościół nie zaprzecza, że schizofreniczne wizje religijne, urojenia i halucynacje mają rzeczywiście miejsce. Władze kościelne upierają się jednak, że są także objawienia prawdziwe, nadprzyrodzone. Twierdzą też oficjalnie, że są prawdziwe opętania przez szatana, rzucanie uroku (czyli czary), doświadczanie Ducha Świętego w postaci „mówienia językami” (jest to wydawanie niezrozumiałych dźwięków pod wpływem religijnego pobudzenia – piękne słowo bełkot jest tu najodpowiedniejsze, a praktykuje się to w kościelnych grupach Odnowy w Duchu Świętym).

Objawienia fatimskie

13 maja 1917 r. w Fatimie, małej miejscowości w Portugalii, objawienia Matki Boskiej miała doświadczyć trójka dzieci w wieku 7-10 lat. Dzieci twierdziły, że za wsią na łąkach, gdzie pasały owce, widziały na drzewie wspaniałą postać w bieli i rozmawiały z nią. Postać ta kazała im przychodzić na łąkę co miesiąc, do października. Okazało się, że to Matka Boska. Rzecz stawała się głośna, co można zrozumieć, mając w pamięci rozgłos, jaki od czasu do czasu zyskują wieści o objawieniach Matki Boskiej współcześnie w Polsce, np. gdzieś w oknie czy na działkach.

Pozytywne zainteresowanie, z jakim spotkała się ta opowieść (podaż trafiła na popyt), musiało stanowić dla dzieci olbrzymią zachętę do kontynuowania cudownych spektakli. Przez kolejne sześć miesięcy, każdego trzynastego, z dziećmi na łąkę przychodziło coraz więcej ludzi, w końcu tłumy. Nie chcę być złośliwy, ale w tej sytuacji dzieci miały silną motywację, by mówić, że Matkę Boską widzą i słyszą, nawet gdy żadnego objawienia nie widziały.

Spisane relacje o objawieniach pochodzą od Łucji dos Santos (dwoje młodszych dzieci zmarło dwa/trzy lata później, podczas epidemii grypy hiszpanki). Łucja była najstarsza i odgrywała główną rolę w objawieniach. Rzecz w tym, że notatki Łucja zaczęła robi dopiero po 1925 r., kiedy wstąpiła do zakonu. Właściwy tekst objawień pochodzi z 1941-1944 r., spisany został po ponad dwudziestu latach od objawień. Mamy sytuację, kiedy to dorosła już osoba mówi szczegółowo o tym, co widziała i słyszała jako dziesięcioletnie dziecko.

Na coś bardzo ważnego trzeba zwrócić uwagę. W relacjach Łucji, obok dziecięcych jakby bajkowych opowieści, mamy także wizje piekła i kataklizmów, charakterystyczne dla wielu cierpiących na schizofrenię.

Oto pierwsze objawienie w relacji Łucji dos Santos, która w momencie wydarzenia miała 10 lat, a relację spisywała jako osoba dorosła:

13 maja 1917 r. bawiliśmy się z Hiacyntą i Franciszkiem na szczycie zbocza Cova da Iria. Budowaliśmy murek dookoła gęstych krzewów, kiedy nagle ujrzeliśmy jakby błyskawicę.
– „Lepiej pójdźmy do domu – powiedziałam do moich krewnych. – Zaczyna się błyskać, może przyjść burza”.
– „Dobrze!” – odpowiedzieli.
Zaczęliśmy schodzić ze zbocza, poganiając owce w stronę drogi. Kiedy doszliśmy mniej więcej do połowy zbocza, blisko dużego dębu, zobaczyliśmy znowu błyskawicę, a po zrobieniu kilku kroków dalej, ujrzeliśmy na skalnym dębie Panią w białej sukni, promieniującą jak słońce. Jaśniała światłem jeszcze jaśniejszym niż promienie słoneczne, które świecą przez kryształowe naczynie z wodą. Zaskoczeni tym widzeniem zatrzymaliśmy się.
Byliśmy tak blisko, że znajdowaliśmy się w obrębie światła, które Ją otaczało, lub którym Ona promieniała, mniej więcej w odległości półtora metra.

Potem Nasza Droga Pani powiedziała:
– „Nie bójcie się! Nic złego wam nie zrobię!”
– „Skąd Pani jest?” – zapytałam.
– „Jestem z Nieba!”
– „A czego Pani ode mnie chce?”
– „Przyszłam was prosić, abyście tu przychodzili przez 6 kolejnych miesięcy, dnia 13 o tej samej godzinie”
(Objawienia fatimskie– link na końcu).

 W kolejnych miesiącach z dziećmi przychodziło coraz więcej ludzi, w końcu kilkutysięczny tłum.

Co naprawdę wydarzyło się w Fatimie?

Dzieci nie musiały zmyślić wszystkiego od podstaw. Neurologii znane są dokładnie różnego rodzaju zaburzenia percepcji. Nie są to zjawiska częste, ale zdarzają się. Jak już była o tym mowa, człowiek może widzieć rzeczy, których nie ma. Słyszeć rozmowy, których nie odbył w rzeczywistości. Są też osoby bardzo podatne na sugestię i wpływ ze strony innych osób (ludzie różnią się zdolnościami sugerowania i podatnością na sugestię).

Oto kilka informacji z zakresu neurologii:

Gdy ludzie doznają uszkodzenia nakrywki – części mózgu powyżej tworu siatkowatego – mają bajecznie kolorowe skomplikowane halucynacje dotyczące scen z życia codziennego. Jeden z pacjentów obserwował rozgrywające się na jego dłoni przedstawienie cyrkowe z klownami, linoskoczkami, żonglerami. W podręcznikach neurologii można znaleźć opis mężczyzny, który widywał ducha przypominającego jego własną twarz. (…) W lewym płacie czołowym kory mózgowej znajduje się obszar odpowiadający za sprawdzanie, co jest rzeczywiste, a co wymyślone. Uszkodzenie go może pogorszyć zdolność mózgu do odróżniania bodźców z zewnątrz od generowanych wewnętrznie” (Olga Woźniak, Skąd się biorą halucynacje? Magazyn „Focus”- link na końcu).

Halucynacje mające za przedmiot Chrystusa, Matkę Boską, piekło, szatana itp. nie należą do rzadkości. Wśród tych, które stają się głośne, Kościół dokonuje selekcji. Niektóre uznaje za autentyczne i otacza oficjalnie kultem. Nazwano je objawieniami prywatnymi, tzn. doświadczanymi indywidualnie przez wybrańców Boga, w odróżnieniu od objawienia publicznego, bożego, jakie stanowią według Kościoła czyny i słowo samego Boga. Objawienia św. Faustyny, Rozalii Celakówny, dzieci z Fatimy i sporo innych, zostały oficjalnie uznane przez Kościół. Są to według Kościoła oczywiście objawienia prywatne, bo publiczne przynależą tylko Bogu.

Objawienia należą do patologicznych przeżyć religijnych. Oprócz osób ewidentnie cierpiących na schizofrenię, inną najliczniejszą chyba kategorię stanowią dzieci. Np. w Polsce rozwija się kult objawień w Gietrzwałdzie, gdzie w 1877 r. dwóm dziewczynkom w wieku 12 i 13 lat Matka Boska miała objawić się na klonie przy kościele.

U dzieci objawienia są zwykle nie tyle skutkiem schizofrenii, lecz efektem lżejszych zaburzeń psychicznych, w szczególności skutkiem podatności na halucynacje/omamy oraz trudnością w odróżnianiu rzeczywistości od fikcji i własnych wyobrażeń. W pewnych wypadkach objawia się to silną skłonnością do konfabulacji (konfabulacja to bezwiedne kłamstwo, opowiadanie o zdarzeniach, które nie miały miejsca, przy czym osoba ta jest przekonana, że mówi prawdę, lub bardzo szybko utwierdza się w tym; wynika to z braku dostatecznej kontroli nad własną wyobraźnią, oraz z zaburzeń w odróżnianiu zdarzeń rzeczywistych od fikcji).

U dzieci mamy też często silną podatność na sugestię ze strony innych osób. Stąd objawienia mają często charakter grupowy. Dziecko o silniejszych zdolnościach oddziaływania i manipulacji sugeruje skutecznie swoje wizje innym (zwykle nie wchodzi w grę większa grupa, a najwyżej kilkoro zżytych ze sobą dzieciaków). W przypadku Fatimy, z trójki dzieci Łucja była najstarsza i najbardziej wpływowa; mogła sugestywnie wpływać na dwójkę młodszych.

U dzieci skłonność do halucynacji, konfabulacji, ulegania sugestii i autosugestii, nie musi wiązać się z poważniejszymi zaburzeniami psychicznymi. Jest raczej skutkiem niestabilności układu psychicznego. Na ogół dzieci z tego „wyrastają”, ale czasami jest to zapowiedź trwalszych zaburzeń i wywiera poważny wpływ na późniejsze życie (np. Łucja z Fatimy utwierdziła się w wierze w objawienia i wstąpiła do zakonu).

W przypadku objawień fatimskich mamy wyraźnie do czynienia z dziecięcymi halucynacjami, konfabulacjami i kłamstewkami, które spotkały się z bardzo pozytywną reakcją otoczenia.

W przypadku Łucji dos Santos pojawia się jednak poważne pytanie o jej rzeczywisty stan psychiczny. Niektóre fragmenty spisanych przez nią relacji, w szczególności wizja piekła, są typowymi objawami ostrych zaburzeń schizofrenicznych i występują w analogicznej postaci u wielu osób cierpiących ewidentnie na te zaburzenia, w tym także u św. Faustyny i Rozalii Celakowny. Ludzie zdrowi psychicznie nie doświadczają wizji piekła.

Oto wizja piekła w relacji Łucji dos Santos:

Matka Boska „rozłożyła znowu ręce jak w dwóch poprzednich miesiącach. Promień światła zdawał się przenikać ziemię i zobaczyliśmy jakby morze ognia, a w tym ogniu zanurzeni byli diabli i dusze w ludzkich postaciach podobne do przezroczystych, rozżarzonych węgli, które pływały w tym ogniu. Postacie te były wyrzucane z wielką siłą wysoko wewnątrz płomieni i spadały ze wszystkich stron jak iskry podczas wielkiego pożaru, lekkie jak puch, bez ciężaru i równowagi wśród przeraźliwych krzyków, wycia i bólu rozpaczy wywołujących dreszcz zgrozy. (Na ten widok musiałam krzyczeć «aj», bo ludzie to podobno słyszeli.) Diabli odróżniali się od ludzi swą okropną i wstrętną postacią, podobną do wzbudzających strach nieznanych jakichś zwierząt, jednocześnie przezroczystych jak rozżarzone węgle”.

Jeśli wizja piekła jest rzeczywiście opisem doznań, jakich Łucja doświadczyła w wieku dziesięciu lat, wskazywałoby to, że już wówczas miała typowe epizody schizofreniczne.

Ale wizji tej mogła Łucja doświadczyć dużo później, w czasie pobytu w zakonie – i włączyć nieświadomie lub świadomie do objawień z dzieciństwa. Wskazywałoby to na problemy z odróżnianiem zdarzeń z dzieciństwa od zdarzeń znacznie późniejszych (jest to zaburzenie znane neurologii), albo na nierzetelność.

Łucja mogła też w ogóle wizji piekła nie doświadczyć, będąc święcie przekonana, że wizję taką miała (piekło jest częstym tematem objawień i siostra Łucja z pewnością opisy piekła znała). Byłaby to wtedy nieświadoma konfabulacja lub urojenie wpisane to tekstu objawień.

W końcu siostra Łucja mogła, naruszając zasadę rzetelności, wpisać wizję piekła do swoich relacji, by je wzmocnić lub uatrakcyjnić (osoby głęboko religijne potrafią ostro kłamać i manipulować otoczeniem w imię – w ich mniemaniu – wyższego celu).

Nie można dziś rozstrzygnąć, która z tych wersji jest prawdziwa.

Nie budzi zaufania, że siostra Łucja po wielu latach relacjonuje słowo w słowo dość długie rozmowy, jakie prowadziła z Matką Boską podczas objawień. Trudno oprzeć się podejrzeniu, że Łucja nie mogłaby tak dokładnie rozmów pamiętać. Dialogi brzmią na ogół dziecinnie, co przemawia na ich rzecz, ale z kolei niektóre wizje, jak ta dotycząca Rosji, nie odpowiadają pod względem sposobu wyrażania i myślenia umysłowości dziesięcioletniego dziecka.

Siostra Łucja tłumaczy: „Wiele ludzi było zdumionych pamięcią, którą Bóg mi raczył dać. Dzięki nieskończonej dobroci Bożej jest to pod każdym względem naprawdę wielki dar”. I rzeczywiście, tylko bezkrytyczna wiara religijna może skłaniać do uznania jej relacji za wiarygodne.

Podsumujmy: Objawienia w Fatimie to przypadek dziecięcych halucynacji, konfabulacji i kłamstewek, zdobywających coraz większy rozgłos i urosłych do rozmiarów kultu religijnego uznanego urzędowo przez Kościół. To historia o tym, jak trójka dzieci w wieku 7-10 lat, doświadczających zaburzeń psychicznych urozmaiconych domieszką kłamstw, dostarczyła iskry, z której wybuchł płomień. W przypadku Łucji dos Santos wiele wskazuje na zaburzenia schizofreniczne.

Są jeszcze inne fakty dyskwalifikujące kościelną teorię, że w Fatimie dokonał się cud objawienia.

Fatimski „cud słońca”

W pisowskiej uchwale sejmowej mówi się o „spektakularnym cudzie słońca”, który miał zdarzyć się w Fatimie. W czym rzecz?

Latem 1917 r. w kolejnych miesiącach, jak już pisałem, na łące wraz z trojgiem dzieci gromadziło się coraz więcej ludzi. Odmawiano różaniec, następnie dzieci miały widzieć błysk i na dębie skalnym miała objawiać się im Matka Boska. Łucja dokładnie relacjonuje dość długie rozmowy, jakie z nią prowadziła. Jak wynika z relacji, zebrani ani błysku ani Matki Boskiej nie widzieli i nie słyszeli. Zbiorowa ekscytacja musiała być jednak duża, co warto podkreślić.

Oto Łucja relacjonuje: 13 września 1917. Kiedy zbliżyła się godzina, przeciskałam się z Hiacyntą i Franciszkiem przez tłum ludzi, który nam ledwo pozwalał przejść. Ulice były pełne ludzi. Wszyscy chcieli nas widzieć i rozmawiać z nami. Tam się jeden drugiego nie bał. Wiele osób, nawet zacne panie i panowie przeciskali się przez tłum, który nas otaczał. Padali na kolana przed nami, prosząc, byśmy Matce Bożej przedstawili ich prośby”.

Łucja ogłosiła, że w czasie ostatniego objawienia (tj. 13 października 1917 r.) będzie miał miejsce szczególny cud. Matka Boska miała jej powiedzieć, że „W październiku przybędzie również Nasz Pan (Jezus), Matka Boża Bolesna i z Góry Karmelu, św. Józef z Dzieciątkiem Jezus, żeby pobłogosławić świat (…) uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli”.

sun-451441_960_720Zebrało się kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Jak zwykle nikt żadnego objawienia nie widział, ale w pewnym momencie Łucja zawołała, by spojrzeć na Słońce. Z opisów tego wydarzenia wynika, że wielu zebranych widziało przez kilka minut niezwykłe drgania Słońca, ale wielu nic takiego nie dostrzegło. I to właśnie miał być ten „cud Słońca”, o którym mówią w uchwale posłowie PiS.

Chciałoby się powiedzieć, że jak na wielki cud, wydarzenie było mało efektowne. Poza fatimską łąką nigdzie nie dostrzeżono jakichś szczególnych perturbacji słonecznych w tym czasie, a i na łące dalece nie wszyscy widzieli. Żadne też obserwacje astronomiczne niczego szczególnego nie zanotowały.

Zebrani nie widzieli Matki Boskiej, św. Józefa i Chrystusa. Za to, według relacji Łucji, trójka dzieci widziała wszystko, o czym powiedziała Łucji Matka Boska. Łucja mówi: „zobaczyliśmy po stronie słońca św. Józefa z Dzieciątkiem Jezus i Naszą Dobrą Panią ubraną w bieli, w płaszczu niebieskim. Zdawało się, że św. Józef z Dzieciątkiem błogosławi świat ruchami ręki na kształt krzyża. Krótko potem ta wizja znikła i zobaczyliśmy Pana Jezusa z Matką Najświętszą. Miałam wrażenie, że jest to Matka Boska Bolesna”.

Czy autorzy pisowskiej uchwały rzeczywiście w fatimskie objawienia i cud słońca wierzą, czy łżą, próbując żerować na ludzkiej naiwności? Jaki mają cel, podejmując uchwałę o uczczeniu objawień fatimskich? Możemy się tylko domyślać.

„Tajemnice fatimskie”, czyli proroctwa

W Fatimie, jak głosi oficjalna kościelna wersja wydarzeń, Matka Boska miała dzieciom przekazać trzy tajemnice, czyli trzy proroctwa. Spisała je siostra Łucja. Mówienie o tajemniczych proroctwach do dziś sprzyja podtrzymywaniu atmosfery ekscytacji wokół objawień fatimskich.

Tekst „tajemnic fatimskich” zamieszczam poniżej na końcu. To w nich, jak głosi pisowska uchwała sejmowa, Matka Boża miała w 1917 r. objawić „największe wydarzenia XX w.”

Przeczytajcie, warto wiedzieć, czym są te tajemnice. Zauważycie, że tajemnice fatimskie mają postać obłędnych, chorobliwych wizji. Jeżeli posłowie głosujący za uchwałą uważają, że rzeczywiście „w swoim orędziu (tj. w tajemnicach fatimskich) Matka Boża objawiła największe wydarzenia XX w.”, to albo nie czytali objawień fatimskich (czego nie można wykluczyć), albo sądzą, że ciemny lud wszystko kupi, albo są niespełna rozumu. Wydaje się, że w sejmowym klubie PiS wszystkie te opcje mają swoich reprezentantów.

W chwili rzekomych objawień w 1917 r. Łucja dos Santos miała 10 lat, a objawienia spisała dopiero w 1944 r. Tajemnice, jak przystało na proroctwa i wróżby, są niejasne i mają ewidentnie postać schizofrenicznych, religijnych przywidzeń.

Co zawierają?

Jest tam na początku wizja piekła, typowo schizofreniczna, mówiłem już o niej. Następnie mamy niejasne, obłędne wizje, w których ogólnikowo mówi się o możliwości następnej wojny i zagrożeniu ze strony Rosji. Nie sposób uznać, że to – jak głosi pisowska uchwała – prorocza zapowiedź największych wydarzeń XX w.

Są tam też strofy wyrażające uwielbienie Niepokalanego Serca Maryi.

Charakter tych relacji, styl, sposób wyrażania i myślenia nie pozwalają uznać, że relacje chociażby w przybliżeniu odzwierciedlają to, co Łucja jako dziesięcioletnie dziecko mogła opowiadać w 1917 r. Są to wypowiedzi osoby dorosłej, zakonnicy, spisane w 1944 r., kiedy druga wojna światowa była w toku, a Rosja znajdowała się pod rządami Stalina. Jest to rzutowanie teraźniejszości w przeszłość.

Dodajmy jeszcze, że przepowiedni nowych wojen, kataklizmów i zagrożeń ze strony tego lub innego kraju, nigdy nie brakowało i nie brakuje. Wystarczy dziś posłuchać Świadków Jehowy oraz wielu innych przepowiadaczy przyszłości. Chorobliwe, paranoiczne wizje zagrożeń nie muszą mieć charakteru religijnego, często mają charakter wyłącznie polityczny.

Trzecia tajemnica fatimska jest najbardziej tajemnicza. To całkowity odlot w stylu apokalipsy św. Jana (księgi wchodzącej w skład Nowego Testamentu). Siostra Łucja mówi tam – w konwencji obłędu – o jakimś kataklizmie i o zabiciu przez jakichś żołnierzy papieża, biskupów i wielu osób świeckich. Wielu katolików zaczęło tę scenę przedstawiać jako proroczą przepowiednię zamachu terrorystycznego na Jana Pawła II. Powiem zdecydowanie, ci, którzy to głoszą, ujawniają bezgraniczną oszukańczą skłonność do tworzenia kłamliwych mitów religijnych. Analogiczną skłonność ujawniają w polityce ci, którzy stworzyli oszukańczy mit smoleński.

„Tajemnice fatimskie” nie zawierają żadnych proroczych przepowiedni. Niejasne, ogólnikowe wizje, których miała doznać dziesięcioletnia dziewczynka, nie są żadnym objawieniem największych wydarzeń XX w. Ich charakter wskazuje, że autorka doświadczała różnorakich zaburzeń psychicznych, przede wszystkim wizji schizofrenicznych oraz zaburzeń łagodniejszych, objawiających się skłonnością do omamów (halucynacji) i konfabulacji, a także trudnościami z odróżnianiem zdarzeń z dzieciństwa do zdarzeń znacznie późniejszych, oraz zdarzeń realnych od wyobrażeń. Ponadto wiele wskazuje, że już w 1917 r., jak i później, mogła dużo i świadomie zmyślać.

Słowo na zakończenie

Doznawanie objawień to patologiczna, chorobliwa forma religijności. Wbrew temu, co sądzi poseł Żalek, objawienia, opętania przez szatana, wizje religijne, halucynacje, omamy i tym podobne zjawiska – są na gruncie nauki wytłumaczalne. Są to skutki zaburzeń psychicznych. Posłowie PiS mogą oczywiście wierzyć, że Jezus i inne boskie postacie realnie objawiają się niektórym ludziom. Lepiej jednak byłoby, gdyby nie głosili swoich religijnych poglądów w formie uchwał sejmowych. Nawet prymas abp Wojciech Polak powiedział w Polskim Radiu, że „takie akty powinny być w Kościele, a nie w Sejmie” („Sygnały Dnia” 14.04.2017 – link na końcu).

Coś jednak warto dodać. Kultywowanie dziś w Kościele starożytnych, patologicznych form religijności, takich jak objawienia, wręcz urąga godności człowieka jako istoty rozumnej i czyni z Kościoła moralne i cywilizacyjne zadupie.

Dodam na koniec, że jeżeli ktoś osobiście wierzy w objawienia, to – o ile sam nie ma tego typu doznań – nie jest to objaw schizofrenii czy halucynacji. Jest to stosunkowo lekkie zaburzenie racjonalnego sposobu myślenia, zły skutek wychowania i nauki religii w szkole. Można się tego pozbyć, krytycznie spojrzeć na religię i dać sobie spokój z wiarą w te rzeczy, a najlepiej w ogóle dać sobie spokój z Kościołem i religią. – Alvert Jann

………………………………………………………………………………..

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ : Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się w tej chwili 46 artykułów, m.in.:

Chrześcijaństwo obłędu” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/chrzescijanstwo-obledu/ (o odlotowych wierzeniach i praktykach w chrześcijaństwie)

Wypędzanie szatana” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/wypedzanie-szatana/ (o tzw. opętaniach przez szatana)

Jeszcze o intronizacji Chrystusa. Kim była mistyczka Rozalia Celakówna?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/jeszcze-o-intronizacji-chrystusa-byla-mistyczka-rozalia-celakowna/ (o objawieniach Rozalii Celakówny)

Pismo Święte jakiego nie znacie” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/pismo-swiete-jakiego-nie-znacie/ (mało znane lub pomijane fragmenty Biblii)

………………………………………………………………………………….

Uchwała Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 7 kwietnia 2017 r.

w sprawie uczczenia objawień fatimskich w ich 100. rocznicę

W 2017 r. przypada 100. rocznica objawień fatimskich. W swoim orędziu Matka Boża objawiła największe wydarzenia XX w., a jego przesłanie jest nadal aktualne. W sposób niezwykle dramatyczny, poprzez przekazanie trzyczęściowej tajemnicy oraz spektakularny cud słońca, Matka Boża przypomniała ewangeliczną prawdę, że ludziom do szczęścia tak naprawdę potrzebny jest tylko wszechmocny Bóg, który stworzył nas dla siebie i pragnie podzielić się z nami pełnią szczęścia. Rzadko które wydarzenie religijne odegrało tak ważną rolę w dziejach Kościoła i całego świata, jak objawienia fatimskie. Mają one także istotny wymiar dla naszej Ojczyzny. Z powodu wagi i doniosłości orędzia z 1917 r. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, przekonany o jego szczególnym znaczeniu, pragnie uczcić objawienia fatimskie w ich 100. rocznicę.

(Źródło: http://orka.sejm.gov.pl/opinie8.nsf/nazwa/1372_u/$file/1372_u.pdf )

………………………………………………………………………………..


Trzy części fatimskiej tajemnicy

na podstawie Wspomnień Siostry Łucji

 

1. Pierwsza część fatimskiej tajemnicy – wizja piekła

A więc tajemnica składa się z trzech odmiennych części. Z tych dwie teraz wyjawię. Pierwszą więc była wizja piekła. Pani nasza pokazała nam morze ognia, które wydawało się znajdować w głębi ziemi, widzieliśmy w tym morzu demony i dusze jakby były przezroczystymi czarami lub brunatnymi żarzącymi się węgielkami w ludzkiej postaci. Unosiły się w pożarze, unoszone przez płomienie, które z nich wydobywały się wraz z kłębami dymu. Padały na wszystkie strony jak iskry w czasie wielkich pożarów, bez wagi, w stanie nieważkości, wśród bolesnego wycia i rozpaczliwego, krzyku. Na ich widok można by ogłupieć i umrzeć ze strachu.
Demony miały straszne i obrzydliwe kształty wstrętnych, nieznanych zwierząt. Lecz i one były przejrzyste i czarne. Ten widok trwał tylko chwilę. Dzięki niech będą Matce Najświętszej, która nas przedtem uspokoiła obietnicą, że nas zabierze do nieba (w pierwszym widzeniu). Bo gdyby tak nie było, sądzę, że bylibyśmy umarli z lęku i przerażenia.
Następnie podnieśliśmy oczy ku naszej Pani, która nam powiedziała z dobrocią i ze smutkiem: «Widzieliście piekło, dokąd idą dusze biednych grzeszników. Aby ich ratować, Bóg chce ustanowić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca. Jeśli zrobi się to, co ja wam mówię, wiele dusz zostanie uratowanych, nastanie pokój na świecie. Wojna się skończy. Ale jeżeli się nie przestanie obrażać Boga, to za pontyfikatu Piusa XI rozpocznie się druga, gorsza. Kiedy ujrzycie noc oświetloną przez nieznane światło, wiedzcie, że to jest wielki znak, który wam Bóg daje, że ukarze świat za jego zbrodnie przez wojnę, głód i prześladowania Kościoła i Ojca św. Żeby temu zapobiec, przyjdę, by żądać poświęcenia Rosji memu Niepokalanemu Sercu i ofiarowania Komunii św. w pierwsze soboty na zadośćuczynienie. Jeżeli ludzie me życzenia spełnią, Rosja nawróci się i zapanuje pokój, jeżeli nie, Rosja rozszerzy swoje błędne nauki po świecie wywołując wojny i prześladowania Kościoła. Sprawiedliwi będą męczeni, Ojciec św. będzie bardzo cierpieć, wiele narodów zostanie zniszczonych, na koniec zatriumfuje moje Niepokalane Serce. Ojciec św. poświęci mi Rosję, która się nawróci, a dla świata nastanie okres pokoju.

2. Druga część fatimskiej tajemnicy – Niepokalane Serce Maryi

Druga tajemnica odnosi się do nabożeństwa Niepokalanego Serca Maryi. Jak już poprzednio mówiłam, Nasza Pani 13 VI 1917 r. zapewniła mnie, że nigdy mnie nie opuści i że Jej Niepokalane Serce będzie zawsze moją ucieczką i drogą, która mnie będzie prowadziła do Boga.
Mówiąc te słowa, rozłożyła swe ręce i przeszyła nasze serca światłością, która z nich płynęła. Wydaje mi się, że tego dnia to światło miało przede wszystkim utwierdzić w nas poznanie i miłość szczególną do Niepokalanego Serca Maryi, tak jak to było w dwóch innych wypadkach odnośnie do Boga i do tajemnicy Trójcy Przenajświętszej. Od tego dnia odczuliśmy w sercu bardziej płomienną miłość do Niepokalanego Serca Maryi. Hiacynta mówiła mi nieraz: «Ta Pani powiedziała, że jej Niepokalane Serce będzie twoją ucieczką i drogą, która cię zaprowadzi do Boga. Kochasz ją bardzo? Ja kocham Jej Serce bardzo. Ono jest tak dobre!» Kiedy Pani w lipcu powiedziała nam w tajemnicy, jak to już wcześniej opisałam, że Bóg chce ustanowić na świecie nabożeństwo do Jej Niepokalanego Serca, aby zapobiec przyszłej wojnie, i że przyjdzie, aby żądać poświęcenia Rosji jej Niepokalanemu Sercu i Komunii św. wynagradzającej w pierwsze soboty, Hiacynta słysząc to powiedziała do mnie: «Tak mi żal, że nie mogę przyjmować Komunii św. na zadośćuczynienie za grzechy popełnione przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi». Mówiłam też już, że Hiacynta spośród aktów strzelistych, które O. Cruz nam polecił, wybrała następujący: «Słodkie Serce Maryi, bądź moim ratunkiem». Gdy te słowa wypowiadała, dodawała ze swoją zwykłą prostotą: «Lubię tak bardzo Serce Maryi! Jest to przecież Serce naszej Matki Niebieskiej. Czy ty też lubisz powtarzać: «Słodkie Serce Maryi, bądź moim ratunkiem? Ja to tak chętnie czynię. Tak bardzo lubię».
Często zrywała kwiaty polne i śpiewała sobie na melodię, którą spontanicznie sama wymyślała «Słodkie Serce Maryi, bądź moim ratunkiem. Niepokalane Serce Maryi nawróć grzeszników, wybaw dusze z piekła».

 3. Trzecia część fatimskiej tajemnicy

J.M.J.
Trzecia część tajemnicy wyjawionej 13 lipca 1917 w Cova da Iria-Fatima.

Piszę w duchu posłuszeństwa Tobie, mój Boże, który mi to nakazu­jesz poprzez Jego Ekscelencję Czcigodnego Biskupa Leirii i Twoją i moją Najświętszą Matkę.
Po dwóch częściach, które już przedstawiłam, zobaczyliśmy po lewej stronie Naszej Pani nieco wyżej Anioła trzymającego w lewej ręce ognisty miecz; iskrząc się wyrzucał języki ognia, które zdawało się, że podpalą świat; ale gasły one w zetknięciu z blaskiem, jaki promieniował z prawej ręki Naszej Pani w jego kierunku; Anioł wskazując prawą ręką ziemię, powiedział mocnym głosem: Pokuta, Pokuta, Pokuta! I zobaczyliśmy w nieogarnionym świetle, którym jest Bóg: „coś podobnego do tego, jak widzi się osoby w zwierciadle, kiedy przechodzą przed nim” Biskupa odzianego w Biel „mieliśmy przeczucie, że to jest Ojciec Święty”. Wielu innych Biskupów, Kapłanów, zakonników i zakonnic wchodzących na stromą górę, na której szczycie znajdował się wielki Krzyż zbity z nieociosanych belek jak gdyby z drzewa korkowego pokrytego korą; Ojciec Święty, zanim tam dotarł, przeszedł przez wielkie miasto w połowie zruj­nowane i na poły drżący, chwiejnym krokiem, udręczony bólem i cier­pieniem, szedł modląc się za dusze martwych ludzi, których ciała napo­tykał na swojej drodze; doszedłszy do szczytu góry, klęcząc u stóp wiel­kiego Krzyża, został zabity przez grupę żołnierzy, którzy kilka razy ugo­dzili go pociskami z broni palnej i strzałami z łuku i w ten sam sposób zginęli jeden po drugim inni Biskupi Kapłani, zakonnicy i zakonnice oraz wiele osób świeckich, mężczyzn i kobiet różnych klas i pozycji. Pod dwoma ramionami Krzyża były dwa Anioły, każdy trzymający w ręce konewkę z kryształu, do których zbierali krew Męczenników i nią skrapiali dusze zbliżające się do Boga.
Tuy-3-1-1944

Tłumaczenie odtwarza wiernie tekst oryginalny, w tym także niedokładności interpunkcji, co zresztą nie przeszkadza w zrozumieniu tego, co widząca chciała powiedzieć.

Orędzie fatimskie, Kongregacja Nauki Wiary, Citta del Vaticano 2000

(Źródło: http://www.sekretariatfatimski.pl/fatima-objawienia-403/264-trzecia-cz-tajemnicy-fatimskiej )

…………………………………………………………………………………

Linki do tekstów cytowanych:

Osoby ze schizofrenią swój głos w głowie uznają za obcy. „Nauka w Polsce”, Servis PAP, 22.07.2015 – http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,405857,psycholog-osoby-ze-schizofrenia-swoj-glos-w-glowie-uznaja-za-obcy.html

– Olga Woźniak, Skąd się biorą halucynacje? Magazyn „Focus” – http://www.focus.pl/sekrety-nauki/skad-sie-biora-halucynacje-12176

– Rozmowa z prymasem abp Wojciechem Polakiem – http://www.polskieradio.pl/13/53/Artykul/1752551,Sygnaly-Dnia-14-kwietnia-2017-roku-rozmowa-z-prymasem-Polski-Wojciechem-Polakiem

– Wypowiedź posła PiS Jacka Żalka – http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/babilon-o-projekcie-uchwaly-o-fatimie,724721.html

– Objawienia św. Faustyny Kowalskiej – http://www.zaufaj.com/dzienniczek-swietej/529.html?task=view

– Objawienia Rozalii Celakówny: Ewa Wieczorek: „Służebnica Boża Rozalia Celakówna. Życie i misja” – http://www.regnumchristi.com.pl/celakowna.pdf

– Objawienia fatimskie – http://www.sekretariatfatimski.pl/fatima-objawienia-403/397-objawienia-matki-boej-w-fatimie-1917 ; http://www.sekretariatfatimski.pl/fatima-objawienia-403/264-trzecia-cz-tajemnicy-fatimskiej

Zdjęcia pochodzą ze stron:

Zdjęcie Łucji i Hiacinty – https://en.wikipedia.org/wiki/Sister_L%C3%BAcia

Zdjęcie Rozalii Celakówny pochodzi z Oficjalnej Strony Biura Postulacji Służebnicy Bożej Rozalii Celakówny – http://celakowna.pl/

………………………………………………………………………………………………………..

Afera z doktoratem na Uniwersytecie Kardynała Wyszyńskiego

Na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie odbyła się niedawno publiczna obrona pracy doktorskiej, której treść budzi, jak słychać, poważne zastrzeżenia władz Kościoła. Sprawa dotarła podobno do Watykanu. O co idzie? Praca została pozytywnie oceniona przez recenzentów, obrona przebiegała bardzo dobrze, rada wydziału teologicznego nadała autorce stopień doktora. Wystarczy jednak spojrzeć na tytuł, by zrozumieć niepokój władz kościelnych: „Olewanie jako skuteczna metoda obrony przed religią i Kościołem”.

costume-15816_960_720Nie będę ukrywał, autorka to moja znajoma, niepokorna teolożka Celestyna. Jej wypowiedzi wielokrotnie na naszym portalu przywoływałem.

* * *

Przedstawiam poniżej obszerne fragmenty wniosku o nadanie Celestynie stopnia doktora teologii, przedłożonego przez dziekana wydziału teologicznego UKSW na posiedzeniu rady wydziału. Dziekan krótko scharakteryzował pracę, omówił recenzje i dał jednoznacznie pozytywną ocenę. Oto jego wypowiedź: 

Autorka rozwija na wstępie „nową metodologię nauk teologicznych”. Główny punkt tej koncepcji, to zerwanie z poprawnością polityczną obowiązującą w teologii. W czym rzecz?

Poprawność polityczna nakazuje – pisze autorka – by z szacunkiem odnosić się do mniejszości etnicznych i seksualnych, do kobiet, do wszystkich narodów i kultur, a także, co dla teologii jest najważniejsze, do religii i Kościoła. Idzie o to, by nikt nie czuł się dyskryminowany.

Czy zawsze jest to słuszne? – pyta autorka i odpowiada: Nie zawsze. Czasami trzeba powiedzieć prawdę w oczy, byle tylko była to prawda.

Weźmy religię i Kościół. Dość tego szacunku nie pozwalającego powiedzieć prawdy – pisze autorka pracy. Dziś o religii i Kościele teolog nie może mówić prawdy, mamy zamknięte usta. Teologia jest zakłamana od stóp do głów. To musi się zmienić – czytamy w pracy – musimy mówić prawdę i tylko prawdę.

Kierując się nową metodologią, autorka stawia tezę, że „teolodzy pieprzą głupoty”. Powiedziała to bez ogródek, bez poprawności politycznej, prostym, zrozumiałym językiem.

Recenzenci zgodzili się w pełni z tezami autorki. Szczególnie poruszony był ksiądz profesor TG z zaprzyjaźnionej uczelni. „Trzeba uznać nową metodologię nauk teologicznych – napisał – trzeba mówić prawdę i tylko prawdę. Już Albert Einstein, chociaż nie teolog, powiedział trafnie: >Słowo Bóg jest dla mnie niczym więcej niż wyrazem i wytworem ludzkiej słabości, a Biblia zbiorem dostojnych, ale jednak prymitywnych legend, ponadto dość dziecinnych. Żadna interpretacja, niezależnie od tego, jak subtelna, nie może tego zmienić<„.

head-306726_960_720Ks. prof. TG stwierdził, że to, co pisał dotychczas, to były same głupoty. „Pieprzyłem głupoty” – powiedział. Na dowód zacytował fragment swojego dzieła o posłannictwie Polski. Przytoczę ten fragment. Jeśli nie będziecie mogli wysłuchać do końca, zatkajcie uszy, albo czytając przeskoczcie do następnego akapitu:

„We wcielonym Synu Bożym Jezusie Chrystusie Bóg Ojciec pomyślał i stworzył świat i Polskę jako Naród, Ojczyznę i Państwo. Zarówno Naród Polski, jak też i pozostali mieszkańcy Polski wraz z całą Ojczyzną i naszym Państwem zostaliśmy pomyślani w wiecznym rozumie Boskim jako prawdziwy, dobry i piękny byt. W tym sensie Polska jako idea jest w myślach Bożych wieczna jak sam Bóg. Święty Tomasz z Akwinu naucza, iż Pan Bóg tak długo myśli o stworzeniu, którego cząstką jest Polska, jak długo jest Bogiem, czyli wiecznie, bo Boski Stwórca nie ma początku ani kresu, lecz jest wieczny. Czas jest przecież też Jego stworzeniem. Dlatego wszystko, co stanowi o Polsce, pochodzi od tego Boga Ojca, który w swoim Synu pomyślał Polskę i w Nim oraz z Nim i Duchem Świętym ją stworzył oraz posłał swojego Syna na świat nie po to, aby świat potępił, ale po to, aby świat został przez Niego zbawiony.

Polska jest zatem Boża – pochodzi od Boskiego Stwórcy, ponieważ tylko i wyłącznie ON podarował Polsce realne istnienie. Naród Polski, Ojczyzna i Państwo Polskie są z ustanowienia Boskiego. To znaczy, że nasze myślenie o Polsce i wszelkie działanie tylko wtedy będzie mieć najgłębszy fundament, gdy Polska na płaszczyźnie natury i łaski, czyli rozumu, pamięci i wolnej woli duchowej oraz na płaszczyźnie łaski przyjmie bez skrótów tę prawdę o Boskim pochodzeniu Polski. W każdym momencie naszej egzystencji w Narodzie, Ojczyźnie, Państwie, tj. w Sejmie, Senacie, Rządzie i na Urzędzie Prezydenckim kultywujmy tę prawdę oraz każdy akt myślenia i działania opierajmy na Chrystusie”.

Czyż nie napisałem kupy głupot? – pyta ksiądz profesor retorycznie (link do pracy ks. prof. TG podaję na końcu).

(…) 

Przechodząc do  oceny głównej części pracy Celestyny, dziekan powiedział:

Na uwagę zasługuje termin „olewanie”. Został zaczerpnięty ze slangu młodzieżowego. Autorka w swoich badaniach stwierdziła, że tym właśnie słowem młodzież określa coraz częściej swój stosunek do religii i Kościoła. Wielu badanych używało też frazy często spotykanej w potocznej mowie Polaków: „mam to gdzieś”. Padały też słowa wulgarne.

Słownictwo to wskazuje, że młodzież wyzbywa się poprawności politycznej w stosunku do religii i Kościoła. Wielu badanych mówi, że nie wiadomo, która religia jest prawdziwa, więc olewa wszystkie. To repulsja wywołana wieloletnim nauczaniem religii w szkołach. Widać, że religia i Kościół przyjadły się młodzieży do cna, podobnie jak nam, duchownym i teologom, cierpiącym powszechnie na wypalenie zawodowe. Można powiedzieć, że co za dużo, to niezdrowo.

(…)

Autorka udowodniła tezę, że postawa wyrażana słowem „olewam” jest najskuteczniejszą metodą obrony przed religią i Kościołem.

„Człowiek – czytamy w pracy mgr Celestyny – musi nauczyć się ignorować religię i kościoły. Inaczej stałby się marionetką w rękach władz kościelnych i nie mógłby normalnie żyć. Już dzieci potrafią zredukować religijność do znośnego poziomu, a nawet sprowadzić do parteru. To zdrowa reakcja. Umysł ludzki broni się przed zbyt silną akceptacją wierzeń religijnych.

Gorzej mają osobniki, które traktują religię poważnie, przejmują się niepotrzebnie, chodzą często do kościoła, niektórzy należą do grup charyzmatycznych, nawet tak maniakalnych jak Odnowa w Duchu Świętym. Nie używają środków antykoncepcyjnych, co kończy się aborcją.

Najgorzej mają nieszczęśnicy doznający poważnych zaburzeń psychicznych, takich jak nerwica eklezjogenna, spowodowana poczuciem nie dość skrupulatnego spełniania obowiązków i norm religijnych. Często wymaga to leczenia klinicznego”.

(…)

Mgr Celestyna trafnie pisze, że cała teologia opiera się na chytrym, oszukańczym pomyśle, że istnieją istoty z definicji niewykrywalne: bogowie, duchy dobre i złe, dusze nieśmiertelne. Ponieważ są niewykrywalne z założenia, można mówić, że istnieją, chociaż nie ma na to żadnych dowodów. Co sprytniejsi teolodzy mówią, że w istnienie tych istot trzeba wierzyć bez dowodów. Na tym polega – mówią – wiara.

Według nowej metodologii to czystej wody łgarstwo, a mówiąc elegancko – sofistyka, co na jedno wychodzi.

Jak twierdzi autorka, wiara w istnienie aniołów, szatana i Boga, pozbawiona jakichkolwiek dowodów, to głupia wiara. Już lepiej wierzyć w krasnoludki. Nikt nie widział krasnoludków? Nie szkodzi. Są one, jak Bóg i aniołowie, istotami duchowymi, bytami transcendentnymi całkowicie odmiennymi od świata przyrody, przebywają poza czasem i przestrzenią. Ich istnienia nie można udowodnić, ale można wierzyć, że istnieją.

Można też wierzyć – twierdzi autorka – we własnego, prywatnego Boga. W przyszłości każdy, kto będzie chciał, będzie miał swoją prywatną religię i własnego Boga. Nie będzie należeć do żadnego kościoła. Będzie praktykować po swojemu we własnym domu. Nie będzie musiał – jak dziś – słuchać głupot, jakie opowiadają duchowni, pastorzy, katecheci, kaznodzieje.

Są już – twierdzi autorka – oznaki zmian w tym kierunku. Jak wskazują badania socjologiczne, większość Polaków wierzy po swojemu, wierzy w to, w co chce wierzyć, a nie w to, w co im każą wierzyć. Np. blisko połowa nie za bardzo wierzy w istnienie piekła i diabła. „To po kiego czorta łażą do kościoła?” – pyta autorka piękną polszczyzną.

(…)

Zbliżając się ku końcowi dziekan powiedział:

Mgr Celestyna konsekwentnie zrywa z poprawnością polityczną panującą w naszej dziedzinie wiedzy, co zasługuje na olbrzymie uznanie. Ale idzie o coś więcej.

Nowa metodologia wyzwala także nas, teologów i księży, pozwala nam mówić własnym głosem. Nie musimy hołdować poprawności politycznej, możemy w końcu powiedzieć, że Boga nie ma, Jezus nie zmartwychwstał, człowiek nie ma duszy nieśmiertelnej. To dla nas bardzo ważne. Kiedyś jako młodzi, naiwni ludzie zostaliśmy duchownymi. Później nie zdołaliśmy się z tego cholerstwa wyzwolić. Teraz dopada nas depresja, wypalenie zawodowe, alkoholizm. Czasami na starość zapadamy na seksoholizm. To rekompensata za lata wyrzeczeń stracone w służbie katolickiego fantazmatu, fikcji religijnej poczytywanej za rzeczywistość.

Biorąc wszystko pod uwagę, wnoszę o nadanie pani magister Celestynie stopnia naukowego doktora teologii.

Jak czytamy w protokole z posiedzenia rady wydziału, wniosek dziekana przyjęto gromkimi brawami.

Na koniec głos zabrał najstarszy członek rady wydziału i powiedział:

– Przez 60 lat mojej posługi kapłańskiej musiałem kłamać. My, jezuici, napisaliśmy w szkolnym podręczniku religii, że „poczęcie Jezusa nastąpiło poza normalnym, fizjologicznym aktem seksualnym kobiety i mężczyzny”. To wierutne kłamstwo. Teraz, dzięki nowej metodologii nauk teologicznych, zrywającej z poprawnością polityczną, będziemy mogli mówić prawdę i tylko prawdę.

Wystąpienie seniora przyjęto entuzjastycznie.

* * *

Na tym kończę relację z posiedzenia rady wydziału teologicznego UKSW. Wniosek dziekana o nadaniu Celestynie stopnia doktora teologii przyjęto jednomyślnie.

Wydaje się wam to nieprawdopodobne? Nie mieści się wam w głowie? Nie szkodzi. Wystarczy sięgnąć do Pisma Świętego, by zauważyć, że nie takie cuda zdarzały się na świecie.

attractive-15766_960_720 Chciałbym dodać, że doktorat Celestyny jest po części także moją zasługą. Przez długie miesiące każdego wieczoru ćwiczyliśmy trudne pozycje z obfitej bibliografii zgromadzonej przez Celestynę.

Co jeszcze? Mimo dąsów ze strony władz kościelnych, praca Celestyny będzie przedstawiona do nagrody ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Jesteśmy dobrej myśli, bo olewanie Kościoła i religii ma przed sobą kolosalną przyszłość. Olewajcie!! – Alvert Jann. 

Warszawa, 1 kwietnia br.

PS. Przy okazji chciałbym polecić artykuł sprzed miesiąca, będący polemiką z politycznymi ideami Jarosława Kaczyńskiego: Co zamiast religii?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/co-zamiast-religii/

Według konserwatywnych polityków i Kościoła, religia katolicka ma być podstawą etyki życia prywatnego i publicznego w Polsce. Dobitnie wyraził to Jarosław Kaczyński na Jasnej Górze w lipcu 2016: „nie ma w Polsce innej nauki moralnej niż ta, którą głosi Kościół (…) nie ma Polski bez Kościoła, nie ma Polski bez tego fundamentu, który trwa od przeszło tysiąca lat”. – To nieprawda. Najbardziej dynamiczną koncepcją etyczną, prawną i polityczną są we współczesnym świecie prawa człowieka. Politycy nie powinni zapominać, że obowiązują także w Polsce i mają charakter świecki” …

……………………………………………………………………………..

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ : Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajdują się w tej chwili 43 artykuły, m.in.:

Lekcje religii w szkołach wyższych” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/lekcje-religii-w-szkolach-wyzszych/ (o katolickim szkolnictwie wyższym w Polsce)

Katolicki Uniwersytet Lubelski zajmie się magią” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/katolicki-uniwersytet-lubelski-zajmie-sie-magia/ (artykuł sprzed roku o ciekawej pracy doktorskiej na KUL)

 „Co zamiast religii?”- https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/co-zamiast-religii/ (krytyka politycznych idei Jarosława Kaczyńskiego)

Jan Paweł II bez taryfy ulgowej” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/jan-pawel-ii-bez-taryfy-ulgowej (krytyka encykliki JPII „Wiara i rozum”)

Argumenty przeciw istnieniu Boga” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/argumenty-przeciw-istnieniu-boga-komentarz-podrecznikow-religii/ (tytuł mówi za siebie)

………………………………………………………………………………

Przypisy:

– Link do cytowanego artykułu ks. prof. TG: http://www.naszdziennik.pl/mysl/172953,jak-ocalic-polske-jako-dziedzictwo-jezusa-chrystusa.html

– Cytowany podręcznik religii dla liceum i technikum to: „Drogi świadków Chrystusa w Kościele”, jezuickie Wydawnictwo WAM, s. 69.

– Link do cytowanej wypowiedzi Alberta Einsteina: http://wyborcza.pl/1,75400,12641586,Czy_Albert_Einstein_wierzyl_w_Boga_.html

…………………………………………………………………………………………

„Prawie polegli”

rally mini-841240_960_720Przybywa nam zasłużonych polityków, którzy o mało nie zginęli w katastrofach komunikacyjnych. Będzie ich coraz więcej, dlatego potrzebna jest nowa nazwa, odpowiednio wzniosła, którą będzie można ich określać przy okazji różnych uroczystości partyjnych i państwowych. Nieważne, że pozwalali na bardzo nieostrożną jazdę, narażając innych i siebie. Ważne, że ledwo uszli z życiem. Proponuję nazwę: prawie polegli. Nie można ich wszak nazwać „poległymi”, ale „prawie poległymi” można.

A oto lista >prawie poległych<:

Andrzej Duda

Antoni Macierewicz

Beata Szydło.

W elegii poświęconej tym katastrofom czytamy:

A jak dobrze pójdzie

To naród nasz zyska

Nowych poległych

W historii igrzyskach

(Cała elegia: https://polskiateista.pl/peryferiadaleszka/drugim-obiegu-bor/ )

PS. Bywam pytany, dlaczego na liście „prawie poległych” nie ma b. premiera Leszka Millera. Wyjaśnienie jest proste. Honorowy tytuł poległego w katastrofach komunikacyjnych pisowscy politycy wprowadzili dopiero po 2010 r. i nie należy go stosować wstecz. Dotyczy to logicznie także tytułu „prawie poległy” (Leszek Miller doświadczył katastrofy w 2003 r.). Ponadto Leszek Miller należy do „gorszego sortu” i  żadne honorowe tytuły tego rodzaju mu się nie należą. „To oczywiste” – jak mawiał znany polityk pierwszego sortu.

Podsumowując: Nie ma dostatecznego powodu, by Leszka Millera umieszczać na liście >prawie poległych<. Jasne? 

Jeszcze o karpiu wigilijnym

fish karp-884694_960_720Minęła wigilia, czas na krótką refleksję: Może być wigilia bez karpia. W mojej polskiej, tradycyjnej, katolickiej rodzinie nigdy nie było na wigilię karpia, ani żadnej ryby. Główną potrawą były pierogi z grzybami oraz kluski z makiem i rodzynkami na słodko. Dzieci te kluski uwielbiały.

Matka mówiła, że karp na wigilię to głupia moda, rozpowszechniona przez spikerów i dziennikarzy radiowych i telewizyjnych, którzy przed świętami nic tylko karp, karp, karp … Matka mówiła, że ten karp to niektórym na mózg padł. I chyba miała rację. – Alvert Jann

Więcej o wigilijnym karpiu: „Religijna ofiara z karpia. Felieton satyryczny na wigilię” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/religijna-ofiara-karpia-felieton-satyryczny-wigilie/

Religijna ofiara z karpia. Felieton satyryczny na wigilię

fish-1553046_960_720Starożytni Izraelici, Grecy i wszelkiej maści barbarzyńcy składali powszechnie zwierzęta w ofierze bogom. Zarzynano zwierzę na ołtarzu, bóg był usatysfakcjonowany.

Zwyczaj składania krwawych ofiar przetrwał w zakamuflowanej postaci do dziś. Kupuje się żywego karpia i tłucze na wigilię. Barbarzyństwo wyłazi z religii jak tylko ma okazję.

Izraelici składali Bogu ofiarę zarzynając uroczyście zwierzęta hodowlane przed specjalnym ołtarzem i spalając je uroczyście. Obrzęd ten nazywano całopaleniem. Według Biblii nakazał go Izraelitom Bóg za pośrednictwem Mojżesza. Biblia mówi o całopaleniu ponad 40 razy. Ofiary te składano przy różnych okazjach. W świątyni jerozolimskiej robiono to codziennie rano i wieczorem, bo tak przykazał Bóg.

Grecy do spraw religii i całopalenia mieli bardziej trzeźwy stosunek. Mięso zwierzęcia zarżniętego w ofierze zjadali, zaś na ołtarzu spalali kości i skórę. Wierzyli święcie, że bogowie nie jedzą mięsa, za to odżywiają się dymem. W ogóle Grecy byli mało dogmatyczni w sprawach religii, w przeciwieństwie do Izraelitów. Wynikało to chyba stąd, że nie mieli poczucia „oblężonej twierdzy”. Zaś Izraelici mieli, obawiali się, że ich niewielkie plemię może stracić tożsamość, roztopić się w ludzkiej masie. Dlatego napisali w swej świętej księdze: „Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie!” Grekom taka nieszczęsna zasada nie przyszła do głowy.

Drodzy czytelnicy, „zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł” (Konstytucja RP), wyśmiewajcie się z katolików tłukących karpia na wigilię. Może śmiech obudzi w nich rozum.

Słyszałem, że Prezes sam nie zabija karpi, chociaż nie ma nic przeciw. W sumie nie wygląda to dobrze.

Miejmy jednak nadzieję, że szanowni księża biskupi, którzy często powołują się na wersety Starego Testamentu, nie ustanowią wzorem Izraelitów liturgii tłuczenia karpia na ołtarzu. Wspominam o tym, bo po niedawnym uroczystym proklamowaniu, że „Polska w 1050. rocznicę swego Chrztu uroczyście uznała królowanie Jezusa Chrystusa”, wszystkiego po biskupach można się spodziewać.

W USA panuje zwyczaj, by w obchodzone tam ważne Święto Dziękczynienia w każdej rodzinie upiec indyka. Od pewnego czasu prezydenci USA z tej okazji ułaskawiają parkę indyków. Symboliczny akt ma pobudzić Amerykanów do zastanowienia się nad sensem barbarzyńskiego w swej istocie zwyczaju.

U nas w sprawie karpia słychać: to tradycja, to tradycja, „u mnie w domu nie może być wigilii bez karpia”. Może być. Nie wszystkie zwyczaje są warte kultywowania.

A może Prymas Kościoła katolickiego w Polsce w przeddzień wigilii uroczyście wypuszczałby chociaż jednego karpia z powrotem do stawu? Nawet jeżeli i tak później karp zostanie zjedzony, to ten symboliczny akt może przyczyni się do zastanowienia nad sensownością zabijania karpi na wigilię. – Alvert Jann

fish karp-884694_960_720

Dodane 25.12.2016: W mojej polskiej, tradycyjnej, katolickiej rodzinie nigdy nie było na wigilię karpia, ani żadnej ryby. Główną potrawą były pierogi z grzybami oraz kluski z makiem i rodzynkami na słodko. Dzieci te kluski uwielbiały.

Matka mówiła, że karp na wigilię to głupia moda, rozpowszechniona przez spikerów i dziennikarzy radiowych i telewizyjnych, którzy przed świętami nic tylko karp, karp, karp … Matka mówiła, że ten karp to niektórym na mózg padł. I chyba miała rację. – Alvert Jann 

……………………………………………………………………

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” –

https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/

carp-1800340_960_720

prymas episkopat.pl-324x235Zdjęcie Prymasa pochodzi z portalu episkopat.pl

O tzw. filozofach mądralach. Felieton satyryczny

santa mini-1717779_960_720Jest taka kategoria ludzi, którym bardzo łatwo przychodzi mówienie, że prawda obiektywna nie istnieje. Rozumieją to w ten sposób, że ponieważ wnioskowanie indukcyjne jest zawodne, to nic nie wiadomo na pewno.

Np. to, że istniał starożytny Egipt i Grecja, to nie jest wcale takie pewne, bo z istnienia piramid, ateńskiego akropolu i innych zabytków wynika tylko, że istnieją jakieś ruiny i kupy kamieni dziwacznie poukładanych, a nie coś takiego, jak starożytna cywilizacja egipska i grecka. Żadna nasza wiedza nie jest pewna, więc dlaczego to miałoby być pewne. Wnioskowanie na podstawie takich szczegółów, jak wspomniane ruiny i inne zabytki, jest zawodne i nie prowadzi do prawdy obiektywnej.

Również nie jest wcale pewne, że istnieje Słońce, Ziemia, a w szczególności inne planety, bo teoria heliocentryczna wcale nie jest taka pewna, jak się niektórym naiwnym racjonalistom wydaje. Niektórzy tacy filozofowie mówią, że „to tylko teoria”, rozumiejąc przez to, że to nie do końca udowodniona hipoteza.

Tedy nic nie wiadomo i wszystko jest możliwe. Czasami przy tej okazji przywoływany jest duch Poppera.

Jeszcze inni uważają, że racjonaliści powinni wspierać i sami głosić sceptycyzm podważający naiwną wiarę innych racjonalistów, że jakiekolwiek twierdzenie oparte na badaniach empirycznych może być prawdziwe. Tylko twierdzenia dedukcyjnie wywiedzione z aksjomatów są prawdziwe, bez względu na to, jakie te aksjomaty są.

Jeszcze inni mówią, że rzeczywiście każdy kot jest zarazem żywy i martwy, chociaż Schroedinger, odkrywca tych kotów, przedstawiał to jako absurd, do którego prowadzi mechanika kwantowa.

W sumie przybywa ostatnio tzw. filozofów mądrali, którzy mówią, że wszystko jest możliwe, nic nie wiadomo, żadne twierdzenie nie jest pewne. W szczególności – mówią – nie można udowodnić, że coś nie istnieje, bo to sprzeczne z logiką.

Spotkałem kiedyś młodego człowieka, który twierdził, że układ słoneczny musiał istnieć, nawet jeżeli nie istnieli ludzie. Jego zdaniem jest to prawda obiektywna. Został zakrzyczany przez filozofujących kolegów, którzy twierdzili, że wcale nie jest to takie pewne, bo prawda obiektywna nie istnieje. A to, że układ słoneczny istnieje, to może być tylko nasze złudzenie.

Niektórzy sceptycy twierdzą natomiast, że istnieje prawda absolutna. Przeczytali o tym w encyklikach Jana Pawła II. Tę prawdę posiada Bóg, a człowiek ją tylko odkrywa. Nawet jednak Kościół i papieże nie odkryli jej do końca i nie wiadomo czy odkryją. Sami tak twierdza. Więc może jednak prawdy absolutnej nie ma, albo nigdy jej nie poznamy, co na jedno wychodzi.

Moja znajoma, niepokorna teolożka Celestyna twierdzi, że ostatnio przybywa filozoficznych mądrali twierdzących, że nauka nic nie udowodniła i nie udowodni, a prawda obiektywna nie istnieje. Mądrale twierdzą, że istnieje za to prawda absolutna, którą bada teologia w oparciu o boże objawienie i zmysł wiary, który zawdzięcza łasce bożej.

Takie to są dylematy współczesnych filozofów mądrali. Dodam, że z zawodności twierdzeń opartych na indukcji warto sobie zdawać sprawę, a sam pojęcia prawdy obiektywnej nie używam. Alvert Jann

PS. Gorąco polecam artykuł Cezarego Magury „Czy naukowcy zajmują się dowodzeniem nieistnienia?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/naukowcy-zajmuja-sie-dowodzeniem-nieistnienia-cezary-magura/

………………………………………………………………………

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” –https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/

Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się kilkadziesiąt artykułów.