Spotkania przy trzepaku

Adam Jaśkow „Powszechna deklaracja praw”

Nawet jeśli to nie Amerykanie odkryli, że wszyscy ludzie są równi, to oni napisali to czarno na białym, a przynajmniej przyjęli słowa Thomasa Jeffersona za własne: „Uważamy następujące prawdy za oczywiste: że wszyscy ludzie stworzeni są równymi, że Stwórca obdarzył ich pewnymi nienaruszalnymi prawami, że w skład tych praw wchodzi prawo do życia, wolności i dążenia do szczęścia. Że celem zabezpieczenia tych praw wyłonione zostały wśród ludzi rządy, których sprawiedliwa władza wywodzi się ze zgody rządzonych” (Deklaracja Niepodległości; tekst za Wikipedią).

Potem się okazało, że jednak nie wszyscy ludzie są równi, albo i nie wszyscy ludzie są ludźmi. Realizacja postulatu równości zabrała Ameryce prawie 200 lat, a nawet teraz mimo formalnej równości jest to kraj o największych nierównościach spośród krajów rozwiniętych.

Pojęcie obywatela, który ma swoje prawa (i obowiązki), zawdzięczamy rewolucji francuskiej. Nie udałoby się jednak tego osiągnąć bez formalnego (i, jak się okazało, fizycznego) odcięcia się od monarchii i feudalizmu. Obywatela Ludwika Kapeta potraktowano na równi z innymi obywatelami. Równość ta natomiast nie była zupełna, bo kobietom nie przyznano praw obywatelek, a jedynie równe prawa w obliczu gilotyny.

 

Do równości praw Francja (i Europa) musiały dojrzeć. Trzeba było obalić jeszcze niejednego cesarza, stoczono jeszcze wiele wojen, w tym jedną światową. A Europę i tak wyprzedziła Australia, przyznając kobietom prawa wyborcze w 1902 roku. Ale żeby nie było za słodko, tubylcza ludność, Aborygeni, uzyskała pełnię praw obywatelskich dopiero w 1965, czyli rok po formalnym zniesieniu segregacji rasowej w USA, a wiele lat przed upadkiem polityki apartheidu w RPA (1990).

Wracajmy do Europy. Jako pierwsze uzyskały prawa wyborcze Skandynawki – Dunki, Norweżki, Islandki, a także Finki, wciąż jako poddanki cara Wszechrusi, króla Polski, wielkiego księcia Finlandii, Mikołaja II Romanowa. Gdy rewolucja w 1917 roku zmiotła go z tronu, status obywateli i obywatelek przyznano mieszkańcom Rosji, przynajmniej na terenie opanowanym przez Czerwonych i ich armię. Polki doczekały się swoich praw niewiele później niż niepodległości; musieli upaść pozostali cesarze, zakończyła się krwawa wojna światowa.

Stany Zjednoczone próbowały gonić Europę (i Australię), wprowadzając 19. poprawkę do konstytucji, przyznającą Amerykankom w 1920 roku prawa wyborcze. Część praw ekonomicznych, np. prawo do posiadania i dysponowania własnym majątkiem, obywatelki USA uzyskały jednak dopiero w latach 60. XX wieku.

Francuzki musiały czekać na swoje prawa aż do 1944 roku. Po upadku rewolucji, po restauracji Burbonów oraz II i III republiki, dopiero IV republika była tak naprawdę demokratyczna. Koniec II wojny światowej oprócz opamiętania przyniósł, niejako przy okazji, Powszechną Deklarację Praw Człowieka i Obywatela – można by rzec, pośmiertne zwycięstwo jakobinów i pierwszej francuskiej feministki Olimpii de Gouges.

         

Był to dokument bez precedensu w historii człowieka, rewolucja na miarę Kodeksu Hammurabiego czy rzymskiego prawa cywilnego, tyle że dotycząca wszystkich bez względu na pochodzenie, płeć, kolor skóry i tzw. rasę. Uznawano w niej prawa wszystkich ludzi – choć tylko tak jak w nazwie, czyli deklaratywnie. Była to również deklaracja obaw przed siłą Związku Radzieckiego i upowszechnianiem idei socjalizmu, deklaracja strachu przed faszyzmem i wcale nie wykluczoną powtórką z tragicznej historii.


Deklarację przyjęto bez głosu sprzeciwu. Od głosowania wstrzymała się RPA, w której nie było nawet deklaratywnej równości praw. Wstrzymała się Arabia Saudyjska, w której prawa do dziś mają w zasadzie tylko mężczyźni. O ironio, od głosu wstrzymały się delegacje państw obozu socjalistycznego: ZSRR wraz z Ukrainą i Białorusią, Czechosłowacja, Polska i Jugosławia. Pretekstem był brak potępienia faszyzmu, a tak naprawdę chodziło o nacisk położony w Deklaracji na wolności polityczne.

W 1966 roku Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło Pakty Praw Człowieka, składające się z Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych oraz Paktu Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych. Do Paktów nie przystąpiła Arabia Saudyjska, ale także Katar i Zjednoczone Emiraty Arabskie (są natomiast członkami FIFA). Pakty zostały podpisane, choć nie ratyfikowane przez Chiny i Kubę. Polska ratyfikowała oba dokumenty w 1977 roku, przystępując tym samym do Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka.

To ciekawe, że Polska PRL-owska ratyfikowała Pakty i zdecydowała się ich przestrzegać (choć z tym było już różnie, nie zawsze jednak gorzej niż w krajach Zachodu), a Polska demokratyczna nie jest w stanie ratyfikować Europejskiej Karty Praw Podstawowych. Po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE pozostajemy jedynym krajem, który tego nie zrobił. Była to wspólna decyzja premiera Tuska i prezydenta Kaczyńskiego. Potem Donald Tusk trzy razy obiecywał ratyfikację Karty; czekam na czwarty raz. PiS jest w tej sprawie konsekwentne i chyba bardziej szczere, bo ratyfikacji Karty nie obiecuje, a wręcz uważa ją za źródło zła i grzechu.

Zaskakujące jest jedynie to, że 9 czerwca 2018 roku na PGE Narodowym w Warszawie odbyło się Forum Praw i Wolności, zorganizowane w związku z przypadającą wtedy 70. rocznicą przyjęcia Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. Przygotowały je Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris, Konfederacja Inicjatyw Pozarządowych Rzeczypospolitej (KIPR) oraz Stowarzyszenie KoLiber, czyli organizacje, którym duch Deklaracji jest, delikatnie mówiąc, obcy. Co gorsze, była to jedyna impreza zorganizowana w tę rocznicę. Wiele wskazuje na to, że w Polsce rozumiemy Deklarację głównie po turecku.

10 grudnia jest obchodzony na niemal całym świecie jako Dzień Praw Człowieka. W tym roku darowałbym sobie obchody, tym bardziej gdyby miało je organizować Ordo Iuris. Wolę poczekać na Kartę Praw Podstawowych, równość społeczną i ekonomiczną, prawo do godziwego życia i godnej śmierci. Może dożyję. Czego i Wam życzę. Nie na Mikołaja, nie na Barbary, na Dzień Praw Człowieka.

This entry was posted on 4 grudnia, 2022 at 6:41 pm and is filed under demokracja with tags Europa, Karta Praw Podstawowych, Kodeks Karny; Doda; Prawa Człowieka, Polska. You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0 feed. You can leave a response, or trackback from your own site.

 

aristoskr.wordpress.com

 

Skąd się bierze wiara? Prawda jest banalna. Adam Patrzyk

 

Dzisiaj już bardzo dobrze rozumiemy, w jaki sposób człowiek zazwyczaj staje się osobą wierzącą w dogmaty danej religii. Nie jest to kwestia jakiegoś wrodzonego „instynktu wiary w Boga”. Nie ma w tym nic mistycznego, ani nic z samodzielnej decyzji. Wierzący niczego sam nie wybiera, ani sam nie doznaje objawienia, a jest tylko bezwolnym surowcem do obróbki przez najbliższe otoczenie i społeczeństwo. Staje się wyznawcą tej religii, w której się akurat urodził, czyli przez przypadek geograficzny. Nie ma to żadnego związku z jakimiś szczególnymi walorami tej religii, ani z jej domniemaną wyższością nad innymi religiami. Choć całe życie będzie uważał, że jego religia jest wyjątkowa i jedyna prawdziwa oraz że wierzy w nią z dogłębnego przekonania.

Od dziecka jest ze wszystkich niemal stron poddawany intensywnej indoktrynacji religijnej i przemocowej manipulacji psychicznej. Jest już jako małe dziecko straszony różnymi duchami zasiedlającymi jego religię – w katolicyzmie gniewem Boga, cierpieniem Jezusa, szatanem i diabłami. Wzrasta w sprytnie podsuniętym mu przekonaniu, że może zostać opętany przez demony. Wpajany jest mu strach i poczucie winy, a jednocześnie naiwne przekonanie, że tylko wiara może go uchronić od złego. Wpajane mu są także poglądy na świat pożądane przez kapłanów, bo zapewniające im władzę nad nim i życie na koszt społeczeństwa. Dziecko nie odróżniające jeszcze realności od fikcji nie ma wobec tej zmasowanej symbolicznej przemocy żadnych szans na obronę.

Oczywiście ten prosty opis nie wyczerpuje wszystkich przypadków – każdy człowiek jest inny i techniki manipulacyjne padają na mniej lub bardziej podatny grunt. Często najbardziej podają im się jednostki wybitnie idealistyczne, dążące do wewnętrznej doskonałości. Tacy ludzie zwykle sami są aktywną stroną w pogrążaniu się w religijnych fantazjach.

Człowiek wierzący staje się nieświadomą swojej sytuacji ofiarą manipulacji. W pewnych sprawach (religia, elementy światopoglądu i niektóre problemy społeczne) jest kompletnie niezdolny do samodzielnego myślenia, a jednocześnie przekonany, że jego zapatrywania wynikają z głębokich przemyśleń własnych. Często jest marionetką w rękach kapłanów, zawsze zaś – w mniejszym lub większym stopniu – niewolnikiem narzuconych mu siłą, perswazją lub podstępem przekonań religijnych.

Zwykle jest mniejszym lub większym wrogiem tych, którym udało się nie paść ofiarą religijnej manipulacji lub się ze szponów religii wyzwolić. To również efekt religijnej indoktrynacji, która wszystkich inaczej myślących przedstawia jako nieprzyjaciół. To istotne zabezpieczenie przed wpływem niezależnej, krytycznej myśli. Ludzi próbujących mu pomóc wydobyć się z sideł zabobonu postrzega jako sprzysiężonych przeciwko jego godności.

Nikt nie chce być postrzegany jako bezwolna ofiara manipulacji – to ofiarom wydaje się zbyt poniżające. Wiele osób z zewnątrz – wolnych od religii – to rozumie, ale okazywanie współczucia i zrozumienia też jest postrzegane jako wyraz pogardy czy co najmniej braku szacunku.

Wiąże się to też z drażliwością na punkcie ewentualnej oceny możliwości intelektualnych wierzących. Sami rozumieją, że ich przekonania religijne mogą wydawać się głupie, tym bardziej więc zawzięcie twierdzą, że są mądre – skoro wmówiono im, że zmienić ich nie mogą – aby nie wyjść na głupków i ciemniaków. Często wchodzą w podpowiadane im przez kapłanów odwrócenie ról – to niewierzący są zbyt głupi, aby zrozumieć subtelności ich religii. Brak akceptacji dla bzdurnych dogmatów wiary ze strony niewierzących odbierają jako niezdolność do ich zrozumienie i utwierdza to ich w przekonaniu o własnej wyjątkowości.

Niestety nadal mało wierzących i niewierzących rozumie, że wiara ma niewiele wspólnego z poziomem inteligencji i że mądry człowiek może wyznawać głupie poglądy religijne. Przecież wierzący doskonale rozumieją bzdurność dogmatów innych religii – brakuje im krytycyzmu tylko w odniesieniu do własnej. Są też w życiu zasadniczo równie racjonale jak osoby niewierzące. To coś w rodzaju rozdwojenia jaźni. Po ewentualnym szczęśliwym otrząśnięciu się z wiary byłe osoby wierzące same nie mogą pojąć, jak mogły w te wszystkie bzdurne zabobony wierzyć. Nagle okazuje się wtedy, że żadna – wmawiana ludziom – potrzeba wiary dla niech nie istnieje. Rzekomo odkryty „gen wiary” u nich cudownie zanikł.

Opisany tu proces nabywania wiary – poza indywidualnymi przypadkami – jest bardzo prosty, odbywa się wręcz mechanicznie. Choć część osób wierzących uważa, że o ich wierze decydują ich religijne odczucia. Nie rozumieją, że jest na odwrót – to zaszczepiona w dzieciństwie wiara kształtuje ich religijne odczucia. Cała tajemnica wiary to generalnie odruch Pawłowa.

Nikt nie jest wierzący, bo jego doświadczenia życiowe dowodzą pomocy Jezusa lub bo ma jakieś prywatne objawienia. Jest totalnie odwrotnie – to dlatego, że jest wierzący ma prywatne objawienia i widzi w faktach ze swojego życia potwierdzenie realnej obecności Jezusa. Ten samonapędzający się mechanizm „trwania w wierze” to prawdziwe perpetuum mobile.

Bardzo często taka zmanipulowana osoba w istocie cierpi psychicznie z powodu swojej religii (jej absurdalnych zakazów i nakazów, jej pogardy dla ciała i zohydzania seksu), choć jest błędnie przekonana, że źródło jej cierpień leży w niej samej, a religia przynosi jej ulgę i wyzwolenie. Szkodzi więc sama sobie.

Ale w pewien specyficzny sposób szkodzi też całemu społeczeństwu, nawet jeśli jej się wydaje, że jest osobą wyjątkowo prospołeczną i skłonną do poświęceń dla innych. Szkodzi przed wszystkim karmiąc szkodliwą i przestępczą instytucję, jaką jest Kościół katolicki. Nawet jeśli należy do tych, którzy do kościoła chodzą wyjątkowo rzadko lub wcale, to zaliczyła przecież chrzest, komunię i pewno bierzmowanie, bierze ślub kościelny, chrzci swoje dzieci, posyła je na religię, a jak umrze musi mieć koniecznie pogrzeb kościelny. Ale szkodzi też swoimi poglądami i wyborami politycznymi wspierającymi zazwyczaj – nawet nieświadomie czy nie wprost – władzę Kościoła. Prawda jest znowu banalnie prosta, choć nadal przez wierzących negowana – gdyby w Polsce nie było tylu wierzących nie byłoby wyroku TK praktycznie zakazującego aborcji, nie byłoby może nawet samych rządów PiS. W ostatecznym rozrachunku to wierzący za to odpowiadają.

Osoby wierzące zwykle czują się takimi – niesprawiedliwymi w ich mniemaniu – oskarżeniami głęboko oburzone. Obraża ich także sama krytyka religii, a często nawet krytyka Kościoła, choćby nie wiem jak słuszna.

Swoje przekonania religijne traktują jako nie podlegające dyskusji i w żadnym wypadku niezmienne. Ich wiara – w przeciwieństwie do wszelkich racjonalnych przekonań – jest z definicji odporna na wszelkie argumenty. Ta odporność na argumenty – podszepty szatana – jest im wpojona jako najwyższa cnota. Błędne koło się zamyka.

Nawet obserwowany na całym świecie proces odchodzenia od wiary nie jest w stanie zmanipulowanej religijnie osoby przekonać – to tylko dowód na progres działalności szatana i na konieczność wzmożenia wiary.

Adam Patrzyk

Adam Cioch „Święty, święty i po świętym”

 

Czy to nie jest niesamowite, że chyba najbardziej zdemoralizowana organizacja religijna na świecie,

wypowiada się z wielką pewnością siebie

o doskonałości czyjegoś życia?

Beatyfikacja prymasa Wyszyńskiego, to kolejny odcinek w niekończącym się serialu kościelnego orzekania o tym, kto z całą pewnością trafił do nieba. Kogo w tym kościelnym niebie już nie ma?! Cała plejada potworów i dziwaków, psychopatów i łajdaków. A także postaci, które najprawdopodobniej nigdy nie istniały, bo ich życiorysy są tak baśniowe, że mogłyby powstać na ich podstawie zupełnie ciekawe filmy z gatunku fantasy.

Stefek Wyszyński był podobno uroczym chłopcem i być może to zdecydowało o jego błyskawicznej i imponującej karierze kościelnej. Bo w wieku trzydziestu lat  był już redaktorem naczelnym czasopisma dla księży „Ateneum Kapłańskie”, gdzie puszczał do druku m.in. teksty sławiące nazizm, autorstwa innych polskich księży.

Niestety, nikt go po wojnie nie zdenazyfikował. Za to  awansowano go na najmłodszego w Polsce biskupa. Po rzezi Żydów w Kielcach, kiedy biskupów w Polsce błagano, aby wydali odezwy do wiernych potępiające antysemityzm, Wyszyński miał powiedzieć, że nie wiadomo jak to jest z tymi mordami żydowskimi na katolickich dzieciach. Innymi słowy, dał do zrozumienia, że są prawdopodobne.

 

 

Błyskawicznie został prymasem i szedł na rękę stalinowskiej władzy, m.in. potępiając zbrojne podziemie. Skądinąd na ogół słusznie, choć raczej nie tego chyba od niego oczekiwano w Watykanie.

Potem drogi władz i Stefka na jakiś czas rozeszły się. Został internowany. To było bardzo łaskawe, szczerze mówiąc, bo w tym czasie prominentny komunista i przyszły przywódca partii, Władysław Gomułka, po prostu siedział w stalinowskim więzieniu.

W czasach PRL Wyszyński czasem się dobrze dogadywał z władzą, jako to dyktatura z dyktaturą, czasem rywalizował.

Władze nadmiernie nie utrudniały życia kościołowi, a duchowni wiedli bardzo dostatnie i spokojne życie, o ile nadmiernie nie zajmowali się polityką. Cenzura partyjna ograniczała krytykę kościoła i religii, a kler pacyfikował wiernych, jak wtedy, gdy Wyszyński, latem 1980 roku, wzywał do zaprzestania strajków.

Z ciekawostek mniej znanych, warto przypomnieć przyjaźń Wyszyńskiego z Jerzym Zawiejskim, katolickim pisarzem i politykiem. Zawiejski mieszkał ze swoim partnerem życiowym, a Wyszyński odwiedzał ich w domu. Jak widać „życie w grzechu ciężkim” przyjaciół nie przeszkadzało „błogosławionemu”.      https://pl.wikipedia.org/wiki/Jerzy_Zawieyski

 

 

 

 

 

 

 

Ale nie chcę się skupiać na Wyszyńskim, bo więksi krętacze, fanatycy i miłośnicy przemocy trafiali na katolickie ołtarze.

Nieodmiennie bawi mnie kościelna procedura, która wymaga cudów zrobionych za pośrednictwem kandydatów na świętych i błogosławionych, aby mogli za takich być uznani.

Pojawia się więc nagle jakaś pobożna pani lub pan i opowiada, że modliła się/modlił się do jeszcze nieświętego nieboszczyka (?!), a ten zdziałał cud, czyli doszło do niewyjaśnionego uzdrowienia.

Jak wiadomo, cudowne uzdrowienia są zwykle spowodowane wadliwymi diagnozami. Po prostu zdiagnozowano u kogoś jakąś chorobę poważniejszą, która w końcu przechodziła. Bo poważna nie była. Medycyna do dzisiaj się myli, mimo ogromnych postępów, a wiele chorób daje bardzo zbliżone objawy. O pomyłkę łatwo. A pomyłka w medycynie to cud w religii.

Ale nie ta naiwność mnie zdumiewa najbardziej. Otóż, niesamowite jest to, że wszyscy wierzą, że jak pani Kowalska powiedziała, że cud zrobił Wyszyński, to wszyscy nagle jej wierzą ? Jaki ten kler jest wierzący! ? Jak to mnie wzrusza u tych wiecznych cyników! ?

 

 

Przyjmijmy na chwilę, że rzeczywistość religijna istnieje naprawdę. Jeżeli zdarzył się cud, to skąd wiadomo, że Kowalska mówi prawdę? To po pierwsze. Po drugie, skąd wiadomo, że cud wymodlił nieboszczyk Wyszyński? A nie np. święty Franciszek? Czy jak się mówi do Wyszyńskiego, to inni święci tego nie słyszą? A co, jeśli nad chorą Kowalską zlitował się… Kriszna. Albo… Mahomet. Albo jakiś chasydzki cadyk siedzący po prawicy Jahwe? ? Czy oni wszyscy są bez serca, poza jednym Stefkiem Wyszyńskim, który chciał sobie zarobić w ten sposób na wyniesienie na ołtarze. Zawsze był taki skromny! ?

W historii pana Stefana, jeszcze i to jest ciekawe, że jego świętość tak bardzo się odwlekła, jak na ekspresowe standardy wymyślone przez Jana Pawła II, który zaludniał katolickie niebo hurtowo i ekspresowo. Wyszyński umarł dawno – w 1981 roku. Że sam Wojtyła Wyszyńskiemu nie załatwił świętości, to nie dziwi, bo panowie chyba się nie lubili. Ale że Stefan trafił na ołtarz dopiero w 16 lat po śmierci Jana Pawła II?! Dużo później niż on sam?!

 

 

Czy czekano aż jakiś ważny świadek (nie)świętości Wyszyńskiego umrze, aby nie narobił hałasu? Nie wiem czy się tego kiedykolwiek dowiemy, ale byłoby miło. Szkoda, że nawrócenia na przyzwoitość katolickich notabli i osób dobrze poinformowanych zdarzają się tak rzadko. Stąd przepływ informacji taki ograniczony. Ale dobór kadr jest tam tak bardzo negatywny, że o nawrócenia raczej trudno.

Adam Cioch (Marek Krak), autor książki o manipulacji religijnej (www.letraprint.pl)

„opętać poczuciem winy” Marek Krak v. Adam Cioch o narzędziach i metodach manipulacji w książce „Epidemia manipulacji; Jak przed religijną manipulacją chronić siebie i bliskich”

Tym razem prezentujemy punkt widzenia, jednego z bardziej aktywnych myślicieli. Adam Cioch, znany pod nikiem Marek Krak dzieli się z nami swoimi spostrzeżeniami na temat mechanizmów i narzędzi jakimi posługuje się kościół katolicki, w procesie produkcji swoich, bardziej lub mniej fanatycznych, uzależnionych od niego ofiar. Wierzący niefanatyczni są na ogół antyklerykałami, choć wydaje się, że ich stopień uzależnienia jest na podobnym poziomie jak wszystkich wierzących. Różnią się od praktykujących poziomem świadomości na temat – co się w kościele uprawia i , że raczej nie ma w nim boga w którego wierzą.

kuna2021kraków

Opętać poczuciem winy

Jestem zwolennikiem tezy, że religie nie tyle udzielają fałszywej odpowiedzi na rzeczywiste ludzkie problemy, co raczej same tworzą problemy, które później rzekomo rozwiązują. I to jest jeden z najskuteczniejszych sposobów uzależniania od siebie wyznawców.

Oto kilka przykładów na tworzone sztucznie problemy: strach przed piekłem, strach przed bogami, poczucie winy po tzw. grzechu, lęk po złamaniu absurdalnych nieraz zakazów, wykreowanie poczucia ciągłej własnej niedoskonałości itp.

Rzecz jasna, skoro kościół odpuszcza winy, to nic tak nie uzależnia od kościoła, jak ciągłe kreowanie tego poczucia winy. Bo wytresowany nim człowiek, będzie ciągle skomlał o przebaczenie.

Mistrzem w tej dziedzinie jest, oczywiście, kościół katolicki. I to nie tylko dzięki swojej mętnej i najeżonej zakazami etyce seksualnej, która jest niczym spacer po polu minowym. Nawet pobożni, heteroseksualni i zaślubieni w kościele małżonkowie muszą się w czasie seksu ciągle pilnować, aby, cytując klasyka, „skończyć w kobiecie”, albo nie zrobić, a zwłaszcza nie pomyśleć!, czegoś niewłaściwego. Błogosławieni, którzy takiego (po)życia nie zakończą ciężką nerwicą…

Jest jeszcze i inna maszynka do utrzymywania ludzi w ciągłym strachu i poczuciu winy. Czy słyszeliście o „grzechach przeciwko duchowi świętemu”?

Otóż, jako pretekst do stworzenia tego narzędzia religijnych tortur, służy cytat z ewangelii (np. Ewangelia Mateusza, rozdział 12), w którym Jezus z Nazaretu został zaatakowany przez faryzeuszy, czy religijną konkurencję i oskarżony o to, że dokonuje cudów mocą diabelską. Na to ewangeliczny Jezus miał im odpowiedzieć, że robienie z ducha bożego diabła, jest grzechem, który nigdy nie zostanie wybaczony. I to wszystko.

Jak na wyrafinowaną sektę przystało, z tych paru słów kościół katolicki stworzył rozbudowaną i podstępną doktrynę. Co może być grzechem niewybaczalnym, wedle kościelnych katechizmów? Cytuję: „o łasce Bożej rozpaczać;

przeciwko miłosierdziu Bożemu zuchwale grzeszyć;

uznanej prawdzie chrześcijańskiej się sprzeciwiać;

bliźniemu łaski Bożej zazdrościć;

na zbawienne napomnienia zatwardziałe mieć serce;

rozmyślnie trwać w niepokucie”.

 

Rozumiecie już o co chodzi? Oczywiście, chodzi o to, żeby każdy i zawsze bał się, że jest nie tylko grzesznikiem, ale że jest w śmiertelnym zagrożeniu! Że być może jest bardzo źle, albo nawet niemal beznadziejnie. Bo kto nigdy nie wątpił, albo kto komuś czegoś nigdy nie zazdrościł?!

Chodzi o to, żeby ofiara kościoła, czyli tzw. wierny, wypatrywał u spowiednika pociechy, że jednak nie jest tak źle i że grzechy mu zostaną odpuszczone. I żeby ciągle wynurzał się z tego bagna i do niego wracał. I skomlał o pociechę i pomoc. I płacił. Za msze za zmarłych, za różne religijne usługi. Aby się trwale uzależnił od kościelnej „pociechy”.

 

Tak mniej więcej wygląda kościelna „posługa duchowa” także w wielu innych kwestiach. Najpierw Cię otrują, aby następnie podać Ci „lekarstwo”. Tyle, że tego „lekarstwa” będziesz ciągle potrzebował i ciągle pozostaniesz na wpół chory. A Twoi truciciele będą się cieszyć opinią zbawców i lekarzy dusz. I będą prosperować.

Jedyne wyjście z tej opresji, to nie dać się dalej zatruwać. Wówczas sam dojdziesz szybko do zdrowia.

Więcej na temat różnych strategii religijnej manipulacji w książce „Epidemia manipulacji. Jak przed religijną manipulacją chronić siebie i bliskich”.

www.letraprint.pl

Adam Cioch (Marek Krak)

ŹRÓDŁO

 

Irlandia. Dzieci z masowych grobów przemówią…

Gdy czytam o tym co działo się w Kanadzie, czy w Irlandii to uważam, że powinniśmy żądać by przeszukać przykościelne zakonne ogrody i piwnice. Szczególnie żeńskie zakonny a takich w Krakowie jest nie mało i nikt do nich wstępu nie ma.

To artykuł z 2017 roku, w Tuam pochowano ciała w różnym wieku: od 35-tygodniowych płodów do 3-letnich dzieci. ?

 

 

Sprawa sięga 2014 roku, kiedy w Tuam w zachodniej Irlandii odkryto kilkaset ciał niemowląt i małych dzieci w nieoznakowanym, masowym grobie. W tym prawie 10-tys. miasteczku mieścił się w latach 1925–1961 prowadzony przez Kościół katolicki dom dla niezamężnych matek. Zajmowały się nim siostry ze Zgromadzenia Matki Bożej Wspomożenia Wiernych.

Miejsce, gdzie można zostawić dziecko

Do Tuam kierowano ciężarne niezamężne kobiety, które miały tam urodzić dzieci. Te, których rodziny nie miały pieniędzy, żeby opłacić pobyt swoich córek, musiały go później „odpracować”. Matki mogły zajmować się swoimi dziećmi wyłącznie przez rok po ich urodzeniu. Później dzieci były oddawane do adopcji, często zagranicznych i płatnych, co było niezgodne z ówczesnym prawem.

Dom w Tuam był jedną z wielu tego typu instytucji w Irlandii, prowadzonych zarówno przez katolickie zgromadzenia, jak i protestantów. Mimo że wskaźnik umieralności noworodków w Irlandii w pierwszej połowie XX wieku należał do najwyższych w Europie, śmiertelność dzieci w w Tuam była 4–5 razy wyższa od średniej. Dzieci umierały z powodu niedożywienia i chorób zakaźnych. Gruźlicy, odry, zapalenia płuc. Dzieci grzebano bez trumien w nieużywanym betonowym zbiorniku na wodę.

Dom przestał działać dopiero w 1961 r. Część dzieci przeniesiono do innych placówek, inne trafiły do adopcji w USA. Sam dom zburzono, a dzisiaj znajduje się na jego miejscu osiedle mieszkaniowe.

Grób odkryły dzieci

Pierwszy masowy grób został odkryty w 1975 r. przez dwóch nastolatków, którzy odsunęli betonową pokrywę zbiornika. Uznano wówczas, że pogrzebane w nim dzieci to ofiary wielkiego głodu z XIX w. Na miejsce nieoznakowanego zbiorowego pochówku przyszedł ksiądz i je pobłogosławił. Innych działań nie podjęto.

Wiele lat później sprawą zajęła się Caroline Cordess, lokalna historyczka. W 2012 r. opublikowała pracę, z której wynikało, że w Tuam w trakcie działania placówki zmarło w sumie 796 dzieci. Swój raport oparła m.in. na wywiadzie przeprowadzonym z Julią Devaney, która przez 36 lat pracowała w ośrodku. Devaney trafiła do niego w wieku 9 lat i pracowała jako pomoc domowa dla sióstr do momentu jego zamknięcia.

Sprawę nagłośnił wówczas „Irish Mail on Sunday”, ujawniając fragmenty wywiadu z Devaney. „Wiele dzieci umierało w ciągu roku od porodu, dręczonych kaszlem, który był jak epidemia. Miały dla siebie niewielkie podwórko, teraz jest ogrodzone. Nie pamiętam, żeby jakiekolwiek dziecko urodziło się martwe. Jeśli dziecko zmarło w ciągu roku, zawsze przeprowadzano śledztwo. Zupełnie inaczej było w przypadku dzieci starszych, wtedy inspektorzy nie przywiązywali wagi do dochodzenia. Wśród starszych dzieci zawsze łatwiej o infekcje. Siostry w ośrodku nigdy nie potępiały samotnych matek. Jeśli dziewczyny były młode, nie były dopuszczane do dalszej edukacji. Siostry miały bardzo słaby kontakt z dziećmi, nie znały nawet ich imion” – relacjonowała Devaney.

Praca Cordess doprowadziła do rozpoczęcia w 2014 r. śledztwa. Badania DNA potwierdziły, że w Tuam pochowano dzieci w różnym wieku: od 35-tygodniowych płodów do 3-letnich dzieci. Wciąż trwa analiza DNA odnalezionych zwłok, tak żeby można było policzyć ciała i – jeśli to możliwe – ustalić tożsamość dzieci, znajdujących się „pod opieką” sióstr zakonnych.

Irlandzka rzeczniczka praw dziecka, Katherine Zappone, stwierdziła że znalezisko jest „smutne i poruszające” i obiecała zrobić wszystko, żeby szczątki trafiły do rodzin, które będą mogły zorganizować im godny pochówek.

 

ŹRÓDŁO

Adam Mazguła rozlicza władzę PIS z ofiar i szkód jakie Polacy ponieśli za jej przyczyną. Prosto z mostu i bez owijania w bawełnę.

ŹRÓDŁO

 

PiS-okupant morduje Polskę” – to tytuł najnowszego felietonu Pułkownika w stanie spoczynku, Adama Mazguły. Zdaniem Oficera, J. Kaczyński, A. Duda, M. Morawiecki, Z. Ziobro, …, wszyscy senatorowie i posłowie PiS oraz wspierający ich hierarchowie Kościoła rzymskokatolickiego, odpowiadają za największą dewastację kraju w powojennej Polsce.

Gdańsk. Debata przedwyborcza kandydatów na prezydenta Gdańska

Niewielu zdaje sobie sprawę z faktu, że za tej opresyjnej władzy straciło zdrowie i życie więcej osób niż w stanie wojennym i podczas wszystkich protestów robotniczych tego okresu łącznie. Zaznaczam, że nie chodzi tu o pandemię, bo to jeszcze całkiem inna historia. Wstrząsnęła całym krajem najbardziej pokazowa akcja terroru politycznego i zabójstwa Pawła Adamowicza, którego morderca i wyznawca PiS-u, jak wynika z doniesień prasowych, uniknie kary za ten polityczny mord.

 

 

 

 

Podobało się tej władzy torturowanie Igora Stachowiaka, z morderczym finałem na komisariacie we Wrocławiu. Do tej pory, tuszując sprawę, władza doprowadziła do postawienia zarzutów świadkom, a nie mordercom czy prominentnym działaczom PiS-u, którzy zaangażowali się w mataczenie i wspieranie sprawców zakatowania niewinnego człowieka. Zarzuty dla morderców w mundurach brzmią jak pogarda dla prawa – przekroczenie uprawnień. Policjanci zamordowali człowieka w Piwnicznej-Zdroju, bo chciał kupić piwo. Niewiele osób wie o zastrzeleniu przez Policję Adama Czerniejewskiego – 21-letniego mieszkańca Konina.

 

 

Nie żyje Dawid Kostecki „Cygan”, znany bokser, który ujawnił podkarpackie afery seksualne z udziałem prominentnych działaczy rządzącej partii. Przebywając w zakładzie karnym, podobno popełnił samobójstwo, wieszając się na leżąco i jest tylko jednym z przykładów seryjnych śmierci w więzieniach PiS-u. Moją odrazę wywołuje prezentowane przez obóz władzy zadowolenie ze śmierci, co najmniej 60 byłych funkcjonariuszy państwowych, w wyniku ustawy represyjnej PiS.

 

 

 

Niewyjaśnione są okoliczności śmierci Andrzeja Leppera, byłego komendanta głównego policji, generała Sławomira Petylickiego twórcy „Gromu”, czy pułkownika Sławomira Berdychowskiego — dowódcy jednostki specjalnej AGAT. Nie wiadomo, kto zamordował posła na sejm, na drodze, sprawca wypadku drogowego zawrócił, aby ostatecznie dobić rannego polityka.PiS-władzę obciąża śmierć, przez samospalenie, Piotra Szczęsnego, ale też innej utajnionej przez władze śmierć w dniu 30 kwietnia 2019 r. pod Kancelarią Rady Ministrów.

 

Pamiętamy Barbarę Blidę, której śmierć, podczas zatrzymania w domu przez władze, zakończyła się wielkim sprzątaniem i zmianą umundurowania sprawców, zanim Z. Ziobro ujawnił tragedię tej swojej propagandowej akcji. Nikt nie zliczy zahamowanych przez Z. Ziobrę przeszczepów, a więc ludzi skazanych na śmierć. Wycofanie się rządzących z dofinansowywania leków dla osób po przeszczepach, a cena tych lekarstw podniesiona została o setki procent, zablokowała leczenie setek, jak nie tysięcy ludzi.Totalny PiS-bałagan i słynne „zmieścisz się” spowodowały tragedię smoleńską i śmierć 96 osób w tym urzędującego prezydenta, a później jeszcze pilota „Jaka”.

 

Remigiusz Muś pilot „Jaka-40” z jednostki 36 specsił powietrznych

 

Śmierć towarzyszy pandemii koronawirusa, na którą władza kompletnie nie była przygotowana. Przez wiele miesięcy PiS oszukiwał Polaków, co do prawdziwych danych zachorowań i zgonów. Nie robi się dostatecznej ilości testów, a więc nie leczy się zarażonych. Jednak z tej przyczyny zamknięto szpitale i przychodnie dla pacjentów, odwołano planowane zabiegi. Trudno ocenić nawet skalę zgonów, która dziennie wynosi ok 500 osób. Tymczasem resort zdrowia robi bezkarne prywatne interesy na pandemii, a nawet pod tym przykryciem, zakupuje sprzęt podsłuchowy dla służb specjalnych.

 

Od 2015 roku trwa krucjata obecnej władzy przeciwko ludziom starszym, a przejawia się w systemowym zamykaniu szpitali, w „wyganianiu” z kraju lekarzy i pielęgniarek, w całkowitym zniszczeniu oddziałów geriatrycznych. Nie wykorzystuje się możliwości leczenia onkologicznego Polaków, bo dla partii, to za drogo. Do tego dochodzą osoby oczekujące latami na wizytę u lekarza specjalisty czy na zabiegi. Pandemia tylko dokonała finału tej farsy zdrowotnej PiS-u. Ofiarami tej władzy są też kobiety, dla których władza wymyśliła stosowanie przez lekarzy klauzuli sumienia.

Obliczono, że około 40 tys. Polaków umiera rocznie z powodu zatrutego powietrza, w czasie, kiedy władza zatrzymała energetyczne programy alternatywne dla spalania węgla i potęguje wielkość jego import z Rosji.Kto policzy skalę zniszczenia i śmierci, w wyniku przemocy w rodzinie, jeśli PiS zlikwidował większość programów pomocy dla poszkodowanych?

Kto odważy się policzyć setki ofiar będących rezultatem: frustracji społecznej, wynikającej z agresji władzy, skłócenia rodzin, wzrostu spożycia alkoholu (aż o 30% na jednego mieszkańca, co jest z pewnością efektem

15.03.2018 Wroclaw Tomasz Komenda

ubocznym programu 500+).Kto jest w stanie ukazać tragedię ludzi zwolnionych z pracy w celu udostępnienia stanowisk dla PiS-Misiewiczów czy przeniesionych karnie na drugi koniec Polski za uczciwość (jak chociażby prokurator ze Szcze1cina, który zmarł w Łańcucie)? PiS-władza dopiero zaczyna się rozwijać. Widać to po agresji propagandowej, dzieleniu ludzi, wskazywaniu wrogów, liczbie przetrzymywanych ludzi w aresztach wydobywczych, bez sądu i wyroku, po liczbie polityczno-propagandowych więźniach, takich jak chociażby niewinny Tomasz Komenda, którego skazano na 25 lat więzienia dla dobrego samopoczucia Lecha Kaczyńskiego.

 

 

W niewyjaśnionych okolicznościach nagle i niespodziewanie popełnili samobójstwa w samotności, pełni chęci życia dziennikarze śledczy – Wiktor Bater oraz reporterka Polsatu Ewa Żarska, która zainteresowała się pedofilią na szczytach władzy. Ilość samobójstw, szczególnie zaszczuwanych przez PiS-oprawców osób LGBT jest zastraszająca. Przemoc policjantów wobec pokojowo protestujących członków opozycji demokratycznej jest już standardem tej władzy. Nawet w rocznicę Powstania Warszawskiego czy Święta Niepodległości pokazali swoje siłowe wsparcie dla faszyzmu.

 

 

Zamordowano człowieka w Warszawie, bo nie podobały mu się barierki na Krakowskim Przedmieściu miesięcznicy smoleńskiej. Wybuch nienawiści PiS-policji politycznej i jej nadzorców wywołało nawet tak neutralne słowo, jak KONSTYTUCJA albo osiem gwiazdek. Teraz i za nie można być zatrzymanym, spisanym, wyrzuconym ze szkoły i z pracy, a jeśli jest się prawnikiem — można być prześladowanym zawodowo. PiS nie tylko morduje ludzi. Jego łupem jest też przyroda. Do swoich sukcesów zalicza masowe wycinki lasów i puszczy.

Cieszy go każde ścięte drzewo, nawet w wielkich miastach, gdzie parki i każda roślina decydują o jakości powietrza. Ślepa i chora potrzeba niszczenia każe tym wrogom przyrody zabijać również zwierzęta. Masowe mordowanie zaczęło się od zniszczenia dumy polskiej hodowli — stadniny koni arabskich w Janowie Podlaskim. Doprowadzono do upadku jednego z najbardziej dochodowych towarów eksportowych Polski. Moc i twarz PiS-u mają również decydenci Lasów Państwowych i Polskiego Związku Łowieckiego. To myśliwi otrzymali zlecenie odstrzału bobrów, żubrów i innych chronionych gatunków. Co jeszcze wymyślą ci zakompleksieni i myślący inaczej ludzie? Specjalnością partii rządzącej stało się mordowanie niezależnych myśli. Zabijają pamięć historyczną, kulturę narodową, prawdę, przyzwoitość, skromność, empatię… Niszczą wolne myśli i zapisy konstytucyjne naszego kraju.

PiS zamordował podstawowe zasady parlamentaryzmu, wprowadził prostactwo, a wraz z nim — tolerancję dla przestępstw urzędniczych. Zniszczył prawo do wolności wyznawania wiary i religii, …Szczyt hipokryzji osiągnęła partia rządząca, uchwalając, pod osłoną pandemii koronawirusa wybory pocztowe przeprowadzane nie przez Państwową Komisję Wyborczą, a przez PiS-owski aparat władzy i urzędy pocztowe. Na uwagę zasługuje fakt, że te pseudo wybory nie miały cech konstytucyjności i nie mają możliwości prowadzenia kampanii wyborczej.To oznacza, że zamiarem PiS-u jest raz zdobytej władzy nigdy nie oddać. Za tą myślą idą dalsze represje i przemoc wobec politycznych przeciwników.

Prokuratura Z. Ziobro odmówiła wszczęcia ponad 450 aferalnych spraw wobec zamieszania w nie członków partii rządzącej. W Polsce rządzi partia wyznawców męczeńskiej śmierci, panów świata, sędziów ostatecznych, ciemnych sił zawiści i kompleksów, które każą jej unicestwiać wszystko, co pojawia się na jej drodze do bezkarności, władzy i bogactwa. Partia ta wyzwala prymitywną moc panowania ludzi niegodnych i nikczemnych. Każdy zakompleksiony i niedowartościowany człowiek tak już ma, że czuje silną potrzebę gotowania piekła albo, chociaż sprawiania przykrości innym. Dlatego partia, która jest zbiorem niedowartościowanych i zagubionych życiowo ludzi, tworzy swoje sukcesy przez sztuczne wywyższanie i nadawanie przywilejów indywidualnych.

Partia rekompensuje brak wykształcenia i snobizm swoich wyznawców wysokimi stanowiskami, służbowymi limuzynami, wzmożoną ochroną. Przykładem niech będzie marszałek, który się „wylatał”. Ludzie słabi, którzy wyrastali w upokorzeniu, marzą o sile, która ich dowartościuje i pokaże, jak są mocni wielkością swoich stanowisk i wpływów. Tacy ludzie zawsze mają skłonność do przemocy i poniżania innych dla swojego dobrego samopoczucia. Jeśli dzisiaj spotykam ludzi, którzy przyzwyczajają się do zawłaszczania kraju przez narodowo-socjalistyczną partię wyznaniową PiS szybciej, niż następuje ich percepcja rozumienia świata, to wyjaśniam: faszyzm dopiero na końcu swojego rozwoju niesie ze sobą obozy śmierci i przemysł przerobu ludzi na mydło, ale droga do tego haniebnego celu prowadzi przez umysły takich jak Wy, ignorantów, ludzi biernych, chowających się przed życiem i odpowiedzialnością, niewolników wiary, wielbicieli kłamstwa i zwykłych tchórzy z łupieżem na głowie. Nie chcę się z wami tego piekła doczekać.

W tej sytuacji szokuje, że ludzie siedzą spokojnie w domach i godzą się na przemoc, nawet domową, skierowaną na nasze żony czy córki; przemoc, która staje się prawem, która staje się wylęgarnią patologii w stosunku do dzieci i rodzin. Pozostaje nadzieja, że chociaż ci, którzy jeszcze wiedzą, jak żyć normalnie, w poczuciu odpowiedzialności i ochrony własnego świata, wolnego od przemocy, przepojonego przyzwoitością, nie będą się urządzać na tej wielkiej PiS-owskiej kupie gnoju. Aby koniec bezprawia tej władzy i to wielkie mordowane Polski i Polaków znalazło swój pewny finał na ławach oskarżonych dla morderców narodowych.

Adam Mazguła

„Praca, płaca i rzeczywistość, która znowu skrzeczy. ” z bloga Brzytwa Ockhama. Adam Jaśkow.

 

Lato w pełni, pandemia też, ale posłowie klepią… podobno biedę. Klepią z winy byłej premier aktualnej europosłanki Beaty Szydło. To ona hojnie obdarzała premiami swoich ministrów chcąc im wynagrodzić te 8 lat chudych pod rządami PO. Sprawa się rypła, tj wyszła na jawa. Najwyższy (najbardziejśredni) Prezes się wkurzył i kazał oddać nagrody na Caritas. Caritas się nawet nie zdążył ucieszyć, bo okazało się, że nagrody oddali nieliczni. Prezes postanowił ukarać posłów, choć nie oni najbardziej zawinili, i nakazał obniżenie poselskich uposażeń. Dotknęło to najbardziej posłów i posłanki opozycji. Elita PiS mogła liczyć na konfitury w spółkach, bezpłatne loty do Rzeszowa i inne ciche apanaże.

Teraz, tuż przed świętem Cudu nad Wisłą do Sejmu wpłynął poselski projekt, wprowadzający możliwość podwyżki wynagrodzeń. Wygląda na to, że możliwości dorabiania poza Sejmem się kończą i posłowie PiS postanowili sięgnąć bezpośrednio do budżetu, tym bardziej, że do wyborów ponad 3 lata a tu kredyty trzeba spłacić lub zaciągnąć. W tej sytuacji kredyt zaufania u wyborców można wymienić na gotówkę i liczyć, że przez te trzy lata wszyscy zapomną.

Do tej pory wynagrodzenie parlamentarzystów oraz osób, sprawujących kierownicze funkcje w państwie regulowała ustawa z 31 lipca 1981 wielokrotnie nowelizowana. To oczywiste, że wynagrodzeń w wolnej Polsce nie może regulować socjalistyczna ustawa. Ustawa, po nowelizacji, przewidywała, że pensja Prezydenta ma wynosić 7-krotność kwoty bazowej, określanej w ustawie budżetowej, oraz dodatku funkcyjnego w wysokości 3 krotności kwoty bazowej. Czyli łącznie 10- krotność kwoty bazowej, która w tym roku wynosi 1789 PLN. Oraz dodatek stażowy. Jeśli pensja Prezydenta wynosi, w tym roku, 20138 złotych brutto, to łatwo obliczyć, że dodatek stażowy w jego przypadku to 2248. W sumie pan Prezydent dostaje 7,75 najniższych wynagrodzeń.

Autorzy „poselskiego” projektu wpadli na pomysł zmiany wskaźnika, powołując się na przykład UE. Już PRL-owski sposób obliczania wynagrodzeń dla stanowisk kierowniczych, choć nie był bardzo skomplikowany sprawia wiele trudności piszącym o tym dziennikarzom, i nie tylko im.

Nowe rozwiązania jeszcze bardziej to komplikują. Proponuje się ustalenie pensji w relacji do pensji sędziego Sądu Najwyższego poprzez sztywny wskaźnik. Wysokość wynagrodzenia sędziego Sądu Najwyższego – zgodnie z ustawą z dnia 8 grudnia 2017 roku o Sądzie Najwyższym – stanowi wielokrotność podstawy ustalenia tego wynagrodzenia, z zastosowaniem mnożnika 4,13.  Z kolei podstawę w danym roku stanowi przeciętne wynagrodzenie w drugim kwartale roku poprzedniego, ogłaszane w „Monitorze Polskim”. W drugim kwartale 2019 r wynosiło ono 4839,24 PLN. Żeby więc zgodnie z ustawową propozycją obliczyć wynagrodzenie osoby na wysokim stanowisko, warto sobie przygotować odpowiedni arkusz kalkulacyjny.

Ustawa nie wspomina o dodatkach funkcyjnych dla osób zajmujących najwyższe stanowiska więc można przyjąć, że je znosi, zostawiając je dla stanowisk nie wymienionych w ustawie. Nie wiadomo też jakie wynagrodzenie miałby mieć wojewoda bo w jednym punkcie projektu przewidziano dla niego wskaźnik 0,85 a w drugim 0,75.

Wedle moich obliczeń proponowane pensje, zgodnie z projektem ustawy wynosiłyby :

Prezydent 25982, Premier, Marszałkowie Sejmu i Senatu 21985, ministrowie 17987. Małżonek Prezydenta ( cytuję za projektem), tyle co minister czyli 17987.

Prezydentowi trzeba by doliczyć dodatek stażowy, bo projekt milczy o jego zniesieniu likwidując jednak dodatki funkcyjne. W rezultacie pensja prezydenta ostatecznie wynosiłaby 28230 PLN. Czyli 10,86 najniższych wynagrodzeń. I tu dochodzimy to sedna rozważań. Sedna, którego politycy unikają od dawna. Jak powinny kształtować się proporcje wynagrodzeń w demokratycznym państwie. Piszę demokratycznym niejako z przyzwyczajenia, ale przecież takiej debaty dawno nie było.

Czy na pewno Prezydent zasługuje na 10 minimalnych pensji, w kraju gdzie najczęściej wypłacane wynagrodzenie (dominanta 2018) wynosiło 2379 czyli niewiele ponad obowiązujące wtedy najniższe wynagrodzenie czyli 2100 złoty. Brutto oczywiście. Może warto, by posłowie się zastanowili ile warta jest ich praca dla społeczeństwa. Czy jest to trzykrotność najniższego wynagrodzenia. Czy czterokrotności? Bo więcej, to chyba jednak przesada. Zrozumiałbym pewnie, gdyby posłowie powrócili do poziomu wynagrodzeń sprzed zemsty prezesa, ale ten projekt to taki trochę policzek dla wyborców. Lekko nawet zaciśniętą pięścią.

A na koniec Dama. Tj. zgodnie z projektem ustawy Małżonek Prezydenta. Jakby trochę odchodzą od oceny zasług aktualnej Pierwszej damy, pardon Pierwszego Małżonka, to obiektywnie patrząc mamy problem. Przez okres kadencji Prezydenta, nie może zarabiać, a jeszcze ma obowiązki. Co prawda nie ponosi wydatków na utrzymanie domu, czyli pałacu i żyrandoli, ale wykonuje jakąś pracę. Czy należy jej się wynagrodzenie? To warto przedyskutować. Jednak bezwzględnie byłbym za zaliczeniem tego czasu jako okresu składkowego, liczonego do emerytury, zakładając wskaźnik na poziomie średniego wygrodzenia w kraju. To byłaby elementarna uczciwość. Czy, jak jest w projekcie, należy jej się pensja jak ministrowi? Odpowiem wymijająco, kto wie… szkodliwość społeczna jej czynów jest zapewne niższa niż większości ministrów.

A konkordat, wiecie sami…

ŹRÓDŁO

Adam Jaśkow