Ćwiczenia z ateizmu

Ćwiczenia z ateizmu. (część 24) „O religii i nauce. Komentarz do podręczników religii”

angel-910805_960_720Autorzy podręczników do religii starają się przekonać uczniów, że religia katolicka i nauka pozostają ze sobą w zgodzie. Jest to oficjalne stanowisko władz Kościoła katolickiego, a jego gorącym orędownikiem był Jan Paweł II. Pisałem już na ten temat, dziś skupiam uwagę na podręcznikach.

Sprzeczności

W podręcznikach pomija się liczne sprzeczności między nauką a religią. Podam kilka przykładów i spróbuję powiedzieć, na czym polega sprzeczność zasadnicza.

W jednym z podręczników czytamy, że „poczęcie Jezusa nastąpiło poza normalnym, fizjologicznym aktem seksualnym kobiety i mężczyzny”. Na jakiej podstawie nauka miałaby to uznać za prawdę? Nauka i racjonalna wiedza nie pozostają tu w zgodzie z religią.

W encyklice Jana Pawła II „Wiara i rozum” czytamy: „ludzki rozum nie musi zaprzeczyć samemu sobie ani się upokorzyć, aby przyjąć treści wiary”. To nieprawda. Aby uznać, że Jezus został poczęty bez aktu seksualnego, trzeba zaprzeczyć rozumowi, upokorzyć rozum i siebie.

Podręczniki, które cytuję w tym artykule, to: „Drogi świadków Chrystusa w Kościele” i „Drogi Świadków Chrystusa w świecie”, jezuickiego Wydawnictwa WAM (dla liceum i technikum, płyta DVD i notes ucznia). Inne podręczniki zawierają podobne treści. Smakowity cytat dotyczący poczęcia Jezusa pochodzi z pierwszego z podręczników, notes, s.69.

Inne przykłady sprzeczności:

Władze kościelne uznały w końcu XX w., że ewolucja w przyrodzie rzeczywiście ma miejsce. Obstają jednak przy twierdzeniu, że Bóg ingeruje w proces ewolucji. Bóg miał (czytamy o tym w podręczniku) tchnąć duszę w istotę ukształtowaną w toku ewolucji, dzięki czemu zyskała ona właściwe ludziom umiejętności. Na gruncie nauk biologicznych jest to nie do przyjęcia.

Przypomnijmy też, że według Kościoła ludzkie cierpienia, choroby i śmierć to skutek grzechu pierworodnego, nieposłuszeństwa Bogu, jakiego dopuścili się pierwsi ludzie (inaczej zapewne ludzie żyliby w zdrowiu i byli nieśmiertelni). Kościół nie traktuje grzechu pierworodnego jako metafory, podaje jako rzeczywiste wyjaśnienie. Jest to wyjaśnienie mitologiczne, nie do przyjęcia na gruncie nauki.

Władze kościelne kultywują wiarę w cuda, we wskrzeszanie zmarłych, w możliwość opętania człowieka przez szatana (szatan ma realnie wstępować w ludzkie ciało, mówią o tym oficjalne dokumenty kościelne), w duszę nieśmiertelną, objawienia, zmartwychwstanie ludzi przed sądem ostatecznym itp. Są to treści pochodzące z Pisma Świętego, czyli sprzed tysięcy lat. Nie da się ich pogodzić ze współczesną nauką. Dobrze daje temu wyraz następująca wypowiedź Alberta Einsteina: „Słowo >Bóg< jest dla mnie niczym więcej niż wyrazem i wytworem ludzkiej słabości, a Biblia zbiorem dostojnych, ale jednak prymitywnych legend, ponadto dość dziecinnych. Żadna interpretacja, niezależnie od tego, jak subtelna, nie może tego zmienić”.

Neurologia i psychiatria dobrze wyjaśniają tzw. opętania, objawienia, widzenia, mistyczne kontakty z bogiem, postrzeganie „światła w tunelu” itp. Najkrócej mówiąc, są to doznania powodowane procesami zachodzącymi w ludzkim mózgu, można je wywołać także środkami farmakologicznymi. Kościół z uporem próbuje wyjaśniać je działaniem sił nadprzyrodzonych. Także Jan Paweł II mówił, że szatan może realnie owładnąć ludzkim ciałem. W podręcznikach religii nigdzie nie prostuje się absurdów, od których roi się w katolickim piśmiennictwie. Dlaczego? Z pewnością dlatego, że te same lub podobne absurdy mamy w papieskich encyklikach i oficjalnych kościelnych dokumentach.

Kościół nie odpuszcza, nie chce zrezygnować ze starożytnych mitów. Tam, gdzie głosi niedorzeczności, mówi, że to tajemnica wiary, albo że Bóg jest wszechmocny i może wszystko. Niestety, to wykręt, unik, a nie wyjaśnienie czegokolwiek. Kościół brnie w absurdy do kwadratu.

A może sprzeczności nie ma, bo religia zajmuje się czymś zupełnie innym niż nauka? Religia – światem nadprzyrodzonym, zaś nauka – przyrodą. Pogląd ten nazwano akomodacjonizmem (łac. accommodatiodostosowanie), chociaż lepiej byłoby nazwać go separacjonizmem. Nie jest on trafny. Katolicyzm i inne religie zajmują się przyrodą, światem, człowiekiem – i wchodzą w konflikt z nauką. Podałem przykłady, można je mnożyć. Fundamentalne dla wielu religii twierdzenie, że bóg stworzył świat, dotyczy przyrody. Nauka nie może uznać go za prawdziwe, kościoły twierdzą, że jest prawdziwe. Mamy sprzeczność.

Podsumujmy: W podręcznikach i kościelnych publikacjach mówi się ogólnikowo, że „nauka i religia mogą iść ze sobą w parze”. To nieprawda. Dlaczego?

jesus-christ-1149720_960_720Religie, także katolicyzm, opierają się na mitologii, na fantastycznych opowieściach o bogach i świecie nadprzyrodzonym, na „prawdach objawionych”. Nauka opiera się na badaniach empirycznych (łac. empiricus – oparty na doświadczeniu). Powoduje to, że religia mówi coś innego niż nauka – nie da się jednego z drugim pogodzić.

Naukowiec może wierzyć w Boga i godzić tę wiarę z prowadzeniem badań naukowych, bo większość badań nie dotyczy wprost zagadnień związanych z religią. Można badać DNA – i nie ma znaczenia, czy się wierzy lub nie wierzy w boga. Ale nie oznacza to – podkreślmy – że nauka i religia pozostają w zgodzie. Sprzeczność jest faktem.

Po pierwsze, w sprzeczności z nauką pozostają same wierzenia i dogmaty religijne (podałem kilka przykładów).

Po drugie, głęboka sprzeczność występuje w metodach uzyskiwania wiedzy. Religie nie opierają się na źródłach empirycznych, nauka – tak. Np. teologia katolicka za źródło wiedzy przyjmuje święte księgi i tzw. poznanie religijne, które wierzący mają zawdzięczać łasce bożej. Nauka tych metod nie akceptuje, bo są niewiarygodne.

Warto dodać, że na temat religijności naukowców pojawiają się często informacje z badań nie spełniających elementarnych wymogów rzetelności. Trzeba uważać. Wyniki dwóch dobrze wykonanych badań przedstawiam w artykule „Ilu naukowców wierzy w Boga?” (link na końcu).

„Prawdy objawione”

Chrześcijaństwo i katolicyzm opierają się na Piśmie Świętym, które ma zawierać prawdy objawione przez Boga. Jak twierdzi Kościół, nie podlegają one możliwościom empirycznego sprawdzenia. Również w podręczniku czytamy: „Bóg nie może być przedmiotem bezpośredniego i jednoznacznego poznania”, „Religia nie podlega żadnym możliwościom empirycznego sprawdzenia”.

Nauka nie może uznać za prawdziwe twierdzeń, które nie zostały sprawdzone, potwierdzone, zweryfikowane w drodze badań empirycznych. „Prawdy objawione” nie mogą być uznane na gruncie nauki. Mamy tu głęboką sprzeczność, której nie da się zaprzeczyć gołosłownymi zapewnianiami o zgodności między nauką a religią.

pope-309611_640Sprzeczność między nauką a religią dobrze pokazuje wypowiedź Jana Pawła II, zacytowana w podręczniku. Papież mówi: „nie ma sprzeczności między ewolucją a nauką wiary o człowieku i jego powołaniu pod warunkiem, że nie zgubi się pewnych niezmiennych prawd”. Jakie to prawdy? Papież powołuje się na objawienie boże i poucza, że człowiek „został stworzony na obraz i podobieństwo Boże”, czyli posiada nieśmiertelną duszę daną mu przez Boga itd. Nauki przyrodnicze musiałyby tę „prawdę objawioną” uznać.

Żadne badania naukowe nie potwierdzają, że człowiek posiada duszę nieśmiertelną. Ale co z tego, teolodzy mówią przecież, że religia nie podlega możliwościom empirycznego sprawdzenia, w prawdy objawione trzeba wierzyć bez sprawdzania. Takie postawienie sprawy to próba uniknięcia moralnej odpowiedzialności za to, co się głosi. Kościół bez wstydu głosi mity sprzed tysięcy lat. A może wypadałoby się wstydzić?

Słyszy się czasem, że Pismo Święte to nie mitologia – zawiera fakty historyczne i relacje naocznych świadków.

Stary i Nowy Testament rzeczywiście zawiera, tak jak Iliada i Odyseja Homera, pewne fakty historyczne, geograficzne i etnograficzne. Ale główny przekaz Pisma Świętego to opowieści o Bogu i cudownych zdarzeniach. To fantazje, nie fakty. A relacje świadków? Są tak samo wiarygodne jak w mitach greckich, także w Iliadzie i Odysei, relacje ze spotkań z greckimi bogami.

Można uznać, że Jezus był postacią historyczną, chociaż brak na to wystarczających dowodów w historycznych źródłach. Proroków w tamtych czasach było wielu (tak jak i dziś), Jezus mógł być jednym z nich. Ale tego, że Jezus był rzeczywiście synem bożym, w żaden sposób nie da się uznać za fakt. A czy zmartwychwstanie Jezusa to fakt? O zmartwychwstaniu Jezusa piszą tylko autorzy ewangelii. Robią to nadzwyczaj wstrzemięźliwie. Widzieli go nieliczni i tylko swoi, grób był pusty … To fantazje autorów ewangelii, a nie fakt. Nie istnieją żadne wiarygodne źródła historyczne  potwierdzające zmartwychwstanie Jezusa.

Traktowanie Biblii jako mitologii religijnej jest jak najbardziej uprawnione.

Podsumujmy: Kościół uznaje prawdy objawione przez Boga. Nauka prawd objawionych uznać nie może. Dlaczego? Bo właściwe współczesnej nauce empiryczne metody sprawdzania wiedzy nie potwierdzają tych „prawd”. Ich uznanie byłoby sprzeczne z podstawową zasadą nauki. Jaką? Nauka może uznać za prawdziwe tylko te twierdzenia, które zostały w wymagany sposób zweryfikowane, sprawdzone, uzasadnione. Tak nie jest w przypadku prawd objawionych.

Mamy tu głęboką sprzeczność między współczesną nauką a religią katolicką i każdą inną. Sprzeczność dotyczy podstaw całej wiedzy o przyrodzie, świecie i człowieku. Ot co!

Czy to prawdy??

Kościół i podręczniki głoszą, że to, czego nauczają, to „prawdy objawione” lub – inaczej mówiąc – „prawdy wiary”. Nie ma jednak żadnej możliwości sprawdzenia, że mamy rzeczywiście do czynienia z prawdą, a nie z mitologią i fantastycznymi opowieściami. Kapłani wszystkich religii podają swoje wierzenia jako prawdę.

Jaki wniosek?

Nie powinno się mówić, że kościelne nauki to prawda. To wierzenia, których prawdziwość w żaden sposób nie została potwierdzona. Władze kościelne, teolodzy, katecheci dokonują intelektualnego nadużycia, nazywając to, czego nauczają, prawdą.

Na jakiej podstawie twierdzą, że uczą prawdy?

Kościół przyjmuje, że są dwa rodzaje poznania: Jedno naturalne, oparte na ludzkich zmysłach i rozumie (tu mieści się nauka). Drugie to poznanie nadprzyrodzone, nazywane też religijnym lub teologicznym, którego źródłem ma być boże objawienie. To na nie powołują się władze kościelne i zalecają wiernym. W podręczniku czytamy, że tam, gdzie nauka nie znajduje odpowiedzi, udziela jej „najwyższy Autorytet – Bóg. Odpowiedź taką nazywamy prawdą wiary, bo jej pewność wynika z przyjęcia i wyznawania wiary w Boga”.

Wierzenia religijne można sobie nazwać „prawdami wiary”, ale jest do nadużycie słowa prawda. Z wiary w Boga w żaden sposób nie wynika, że to, w co się wierzy, jest prawdą. Co najwyżej może się tak wierzącym wydawać.

Nietrudno zauważyć, że tzw. poznanie nadprzyrodzone nie jest w ogóle poznawaniem czegokolwiek. To wyobrażenia religijne, grzeszą one subiektywnością. Każdy może twierdzić, że jego wierzenia są prawdziwe. Kościelni teolodzy mówią, że dysponują poznaniem obiektywnym, bo pochodzącym od Boga. Czy tak? Nie ma żadnej możliwości wiarygodnego potwierdzenia, że rzeczywiście pochodzi od Boga. Setki proroków, guru, założycieli sekt powoływały się na objawienie nadprzyrodzone. Nie ma żadnego powodu, by właśnie katolickie nauki uznawać za prawdziwe.

Nazywanie wierzeń religijnych „prawdami wiary” to – powtórzmy – intelektualne nadużycie, manipulacja. Nazywa się prawdą coś, co w żaden sposób nie zostało sprawdzone, potwierdzone. Stawia się słowo „prawda” obok słowa „wiara”, by sugerować, że wierzenia religijne, które się głosi, są prawdziwe. To manipulowanie słowami, tworzenie fałszywych skojarzeń, oszukańcza technika perswazji, przekonywania, wmawiania. Słowo „prawda” nie powinno być w tym kontekście użyte. Mamy do czynienia z wierzeniami religijnymi bezpodstawnie nazwanymi prawdami. Na myśl przychodzi świat Orwellowski, tam prawdą nazywano nieprawdę – i odwrotnie.

Również autorzy Ewangelii nazywali nauki Jezusa „prawdą”. Sam Jezus miał je tak określać. Nie ma w tym nic szczególnego. Na ogół każdy prorok, guru, wróżbita, astrolog, magik, także wielu cierpiących na zdiagnozowaną paranoję, mówi, że głosi prawdę. Nie ma podstaw, by właśnie nauki ewangelistów i Jezusa uznawać za prawdziwe.

Podkreślmy ponadto, że teologia katolicka wypowiada się na temat przyrody, świata, człowieka – podałem przykłady na początku. Także twierdzenie, że Bóg stworzył świat, dotyczy przyrody. Nauka tych twierdzeń nie może uznać za prawdziwe – Kościół naucza, że są prawdziwe. To ewidentna sprzeczność. Alvert Jann

PS. Dziesięć przykładów sprzeczności między nauką a religią przedstawiam w artykule pt. „Sprzeczności między nauką a religią: 10 przykładów” https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/sprzecznosci-miedzy-nauka-a-religia-10-przykladow/

………………………………………………………………………………….

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/

Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się.

Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Inne artykuły z cyklu „Podręczniki do religii”:

Pismo Święte jakiego nie znacie” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/pismo-swiete-jakiego-nie-znacie/

Co wyjaśnia teologia?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-religii-wyjasnia-teologia/

Kim jest Bóg?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-religii-bog/

Ewolucja według Kościoła” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-religii-ewolucja-wedlug-kosciola/

Grzech pierworodny” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-do-religii-grzech-pierworodny/

Koniec świata według Kościoła” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-do-religii-koniec-swiata-wedlug-kosciola/

Podręczniki do religii. Czy są wiarygodne? – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-do-religii-czy-sa-wiarygodne/

Na blogu znajduje się kilkadziesiąt artykułów, m.in.:

Teoria Boga krótko wyłożona” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teoria-boga-krotko-wylozona/

Dowód na nieistnienie. Kogo? – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dowod-na-nieistnienie-kogo-2/

Jan Paweł II bez taryfy ulgowej” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/jan-pawel-ii-bez-taryfy-ulgowej/

Ilu naukowców wierzy w Boga?”- https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/ilu-naukowcow-wierzy-w-boga/ i inne.

……………………………………………………………………………………………

Ćwiczenia z ateizmu 5. Jak zostałem ateistą.

W mojej katolickiej rodzinie i wśród sąsiadów katolicyzm był „naturalnym” społecznym otoczeniem. W katolicyzm się wrastało, dzieci chodziły do kościoła, rodzice pilnowali spowiedzi, dziecko nie miało szans nie być katolikiem, nie chodzić na religię, nie odmawiać pacierza, nie wierzyć w Boga. W tym małym polskim miasteczku dla zdecydowanej większości mieszkających tam ludzi religia była oczywistym i bezalternatywnym sposobem życia społecznego i prywatnego.

Pamiętam, że czasami straszono dzieci Bogiem. Jak było słychać grzmoty, które budziły w dzieciach naturalny niepokój,  jacyś sąsiedzi – chyba jednak nie moi rodzice – mówili, że to Bozia grozi. Ten katolicyzm był religią „prawdziwą” w tym sensie, w jakim niektórzy religioznawcy mówią, że niezbędnym składnikiem wiary religijnej jest lęk przed jakąś niepojętą siłą.

Wiele lat później zdałem sobie sprawę, że w tej religijności pojawiały się jednak już wtedy  oznaki korozji.  Coś się niepostrzeżenie zmieniało. Moja matka wspomniała kiedyś, że w domu dziadków przed każdym posiłkiem odmawiano modlitwę. U nas w domu tego nie było,  dzieci odmawiały pacierz, ale przed posiłkami modlitwy nie było. Czy to o czymś świadczy? Może tak. Oczywiście były kultywowane takie zwyczaje, jak choinka bożonarodzeniowa, święconka wielkanocna, podejmowanie księdza po kolędzie. Pamiętam do dziś, jak tłusty proboszcz pogłaskał mnie po główce. Wydawało mi się, że ma tłustą rękę i jakiś wstręt czuję do dziś ( może księża zrozumieją, że dla wielu dzieci to żadna przyjemność być głaskanym po główce – i może przestaną).

Jako dziecko byłem więc wierzący, Bóg dla mnie istniał chyba tak samo, jak w ogóle świat, rodzice, domy i krzesła. Ale w tej oczywistej religijności coś zaczęło się kruszyć bardzo szybko, gdy miałem około czternastu lat. Dzieci dość wcześnie zaczynają rozumieć, że nie wszystko, co ludzie mówią, to prawda. Są przecież bajki i dość małe dzieci wiedzą już, że oto coś może być naprawdę, albo też jest zmyślone, jest fikcją literacką, chociaż tego mądrego terminu nie używają.

Dzieci dowiadują się dość szybko, że św. Mikołaj to przebrany tata lub wujek. Zaczynają rozumieć, że na świecie jest prawda oraz fałsz, zmyślenie i kłamstwo. Ja i moi rówieśnicy dowiadywaliśmy się, że to nie bociany przynoszą dzieci, jak nam mówiono, ale rodzą się one w jakiś tajemniczy sposób. Piszę o tym, bo była to sprawa doniosła w procesie narastania przekonania, że dzieci są oszukiwane, że nie mówi się im prawdy o świecie. Oglądając  nawzajem narządy płciowe, a także wykonując  różne heteroseksualne eksperymenty, my, chłopcy i dziewczynki, nie od razu mogliśmy pojąć, że może mieć to związek z zapładnianiem i ciążą.

Dość szybko jednak stało się to wiedzą powszechną i pomogły w tym mądre książki, które wyjaśniały w sposób budzący zaufanie i bez pomijania seksualnych szczegółów, skąd się biorą dzieci.  Ta prawdziwa wiedza nie pochodziła ani  od rodziców, ani od katechetów. Kim byli ci, którzy mówili prawdę? Myślę, że narastało we mnie, i chyba nie tylko we mnie, przekonanie, że jest też jakaś wiedza niezakłamana, nieoszukańcza, wiarygodna, nie będąca kłamstwem stworzonym dla dzieci. Ta wiedza pochodzi ze świata nauki. Myślę, że dziecko dorastając ma wiele innych okazji, żeby zrozumieć, że na  świecie jest prawda i kłamstwo, a nauka jest najbardziej wiarygodnym źródłem wiedzy o świecie.

W moim chłopięcym umyśle rodziło się przekonanie, że opowieści o Bogu, niebie, duszy, duchach, aniołach, diabłach, cudach są nieprawdziwe. Zacząłem się wstydzić, że chodząc do kościoła jakbym potwierdzał, że w te nieprawdziwe historie wierzę. Czułem wstyd, że w coś takiego można wierzyć. Gdy byłem w liceum, przestałem chodzić do kościoła. Nie chciałem o tym mówić rodzicom chyba nie ze strachu, a raczej by nie sprawiać im przykrości i zmartwień. Z naszego domu do kościoła było ze dwa kilometry, wychodziłem sobie sam i zamiast do kościoła, łaziłem po okolicy przez dwie godziny. A właściwie jeździłem rowerem. Rower był u nas w powszechnym użyciu, jeździłem nim także do szkoły, ale nigdy nie zdarzyło mi  się wagarować. Wagarowałem natomiast udając przed rodzicami, że jestem w kościele.

Byłoby dla mnie czymś odpychającym stać w kościele w tłumie ludzi i uczestniczyć w jakimś przedziwnym kulcie nieprawdy, fałszu. Dziwiłem się poniekąd, że ludzie mogą w te zmyślone „prawdy wiary” wierzyć, że mogą uczestniczyć w czymś takim, co jest z gruntu fałszywe. Wstydziłem się być w kościele, uczestniczyć w kłamstwie.  Oczywiście już wtedy przestałem odmawiać pacierz, bo w tej sytuacji stał się on całkowitym nonsensem.

Gdy byłem już na studiach, rodzice jakoś zorientowali się, że jestem niewierzący. Nie robili mi z tego powodu wyrzutów, nie wytykali. Czy to też objaw korozji religijności, tak jak niemodlenie się przed wspólnymi posiłkami? Nie wiem. Rodzice byli z pewnością wierzącymi katolikami, takimi jak zdecydowana większość katolików w Polsce. Matka mówiła czasami, że musi być ktoś, kto stworzył świat. To Bóg. Z różnych drobnych zdarzeń, także dużo późniejszych, wynika – mogę to zdecydowanie powiedzieć – że rodzice moi byli osobami wierzącymi, wierzyli w świat nadprzyrodzony, w niebo i potępienie. JP2 budził w nich najwyższe uznanie, chociaż widzieli w nim nie tylko papieża, ale może bardziej wielkiego Polaka podnoszącego wartość naszego narodu w oczach świata. Ale tacy są polscy katolicy powszechnie.

W liceum stałem się nieco arogancki, potrafiłem mówić, że cudów nie ma i uchodziłem za niewierzącego w Boga. Nie przeszkadzało to mi w kontaktach z rówieśnikami, być może budziło nawet ciekawość. Nie byłem szczególnie pilnym uczniem, ale lubiłem trochę zagłębiać się w lektury, starałem się zrozumieć jakby do końca i bezinteresownie to, co było ciekawego nawet w podręcznikach szkolnych. Jedno zdarzenie, wiążące się z religią, mam w pamięci. Siedziałem w swoim pokoju i czytałem podręcznik fizyki. Nie lubiłem wzorów matematycznych, ale  – jak dziś mógłbym to określić – starałem się zrozumieć świat. Mam oczywiście problem z napisaniem, co czułem tamtego wieczora, ale spróbuję. Zrozumiałem wówczas, że jesteśmy częścią wielkiego wszechświata, którego nie jesteśmy w stanie do końca pojąć.

Coraz wyraźniej nabierałem przekonania, że świat nie ma nic wspólnego z Bogiem, o jakim mówili księża, i z nadprzyrodzonością, w którą zdawali się wierzyć powszechnie ludzie. Boga po prostu nie ma. Nie ma również tzw. Boga fizyków lub filozofów. Pojęcie takiego Boga wydawało mi się chyba nadużyciem słowa „bóg” i rodzajem kłamstwa. Jeżeli ma to być jakiś nieokreślony Bóg fizyków czy filozofów, to co on ma mieć wspólnego z Bogiem z powszechnie znanych nam religii? Nic.

Mógłby ktoś powiedzieć, że równie dobrze w ten sam sposób ktoś inny mógłby uwierzyć w Boga. Może mógłby, ale nie zgadzam się z sugestią, że są to opcje porównywalne. To tak jakby powiedzieć, że  nie ma różnicy, czy ktoś zrozumiał, że 2×2=4, a ktoś inny że 2×2=kot, takie miłe zwierzę. W pierwszym wypadku jesteśmy na gruncie logiki i rozumowanie nasze ma walor prawdy, w drugim wypadku jesteśmy w świecie absurdu, nonsensu.

Myślę, że już wtedy dość wyraźnie uznawałem, że to nauka dostarcza wartościowej wiedzy o świecie – i że wiedza naukowa jest zasadniczo czymś innym niż dociekania teologów, wiedza objawiona czy coś podobnego. I też chyba wtedy nabrałem przekonania, że wprawdzie wiedza naukowa nie wyjaśnia wszystkiego, ale za to religia i teologia nie wyjaśnia niczego (nic nie wyjaśnia). Zdawałem sobie sprawę z ograniczeń wiedzy naukowej, ale też z jej wartości i znaczenia jako sposobu poznawania świata. Zaś religię i teologię zacząłem postrzegać jako wiedzę pozbawioną jakichkolwiek podstaw, nieprawdziwą, fałszywą w każdym punkcie. Odwołując się do dziecięcych wyobrażeń,  religia i teologia zyskiwała dla mnie ten sam status, jak opowieści o bocianach przynoszących dzieci, i o krasnoludkach. Rozumiałem funkcje społeczne religii, zarówno pozytywne, jak i negatywne, ale widziałem ją jako zbiór poglądów nieprawdziwych. Wierzyć w Boga, w tzw. prawdy wiary, to żyć w kłamstwie.

Czy licealista mógł do takich wniosków dojść? Czy nie jest to rzutowanie moich dzisiejszych poglądów w przeszłość? Proszę mi wierzyć, licealista, który będzie trochę czytał i zastanawiał się nad religią i etyką, jest w stanie dojść do takich wniosków. Nie musi być kimś nadzwyczajnym. Wtedy i teraz nie ja jeden w tym wieku dochodziłem do takich przekonań.

Powiem coś więcej i nie będzie to rzutowanie moich dzisiejszych wyobrażeń w przeszłość. Już wtedy, w liceum, arogancko myślałem, że wiem, co jest dobre, a co złe. I żadna religia nie jest do tego potrzebna. I nie jest prawdą, jak mówią religianci, że ateista sam sobie dowolnie chce wymyślać zasady etyczne. Zasady te zostały wypracowane przez ludzi w toku rozwoju kultury, a precyzuje je etyka świecka niezależna od religii i kościołów (już wtedy wiedziałem, co to jest etyka niezależna).

Nie wybieramy sobie dowolnie zasad etycznych, zostały one wypracowane zbiorowym wysiłkiem przez ludzi i są przekazywane w drodze socjalizacji, tj. szeroko rozumianego wychowania i uczenia się. Nie są objawione przez jakiegoś boga, ani nie mają charakteru absolutnego w tym znaczeniu, że zostały ustanowione przez wszechmocnego Boga, który nadał im charakter obiektywny, niezależny od ludzi.

Nie jest też tak, że ludzie przestaną przestrzegać zasad etycznych, jeżeli nie będą wierzyć w Boga i w absolutny charakter tych zasad. Wiara w Boga nie sprawia, że wierzący przestrzegają norm moralnych, bo potrafią oni te normy odpowiednio naginać, pokrętnie interpretować, tak że nawet  palenie na stosie stawało się etyczne. Wierzący, także księża, potrafią bez większego problemu łamać normy religijne i etyczne. Liczą na to, że Bóg im wybaczy? Nie wierzą dostatecznie? W ogóle nie wierzą?

Nie wiem, nie siedzę w ich skórze. Powtórzmy, jeżeli   ludzie dobrowolnie przestrzegają norm etycznych, to czynią tak dlatego, że przyswoili sobie te normy w drodze socjalizacji, tj. szeroko rozumianego wychowania i uczenia się, a nie dlatego, że zostały ustanowione przez Boga i są absolutne czy obiektywne. Na pewno myślałem tak już wtedy, w liceum, chociaż może wówczas powiedziałbym to nieco inaczej, krócej.

Gdybym dziś miał najkrócej powiedzieć, dlaczego zostałem ateistą, co mógłbym powiedzieć? Stałem się ateistą, bowiem zrozumiałem, że religia nie ma nic wspólnego z prawdą, a  bóg nie istnieje. Sądzę, że w umyśle człowieka przekonanie to zyskuje się w ten sam sposób, jak przekonanie – powtórzę ten przykład – że 2×2=4, a nie coś tak sympatycznego jak kot. Dlaczego nie wszyscy dochodzą do tego przekonania? Dlaczego ja doszedłem? Może być wiele powodów i nie chciałbym odpowiadać na te pytania.

                                                              *

Co daje ateizm? Uwalnia umysł od balastu religijnych i kościelnych schematów. Pozbywając się tego balastu możemy patrzeć na świat bez klapek nałożonych nam na oczy przez księży i katechetów, przez Kościół i religię. Ateizm odblokowuje, zdejmuje blokadę, którą Kościół założył na nasz rozum, by podporządkować nas sobie.

Pozbywając się tej blokady możemy pełniej i śmielej wkroczyć w ciekawy świat myśli niezależnej od kościołów.  Możemy odkryć, że trwa tam ciągle żywa dyskusja, skostniałe poglądy etyczne ulegają zmianie, dokonuje się postęp wiedzy naukowej. Możemy pełniej w tej dyskusji uczestniczyć, pośrednio lub bezpośrednio brać w niej udział. Możemy kształtować swoje poglądy nie pod dyktando Kościoła, ale w dialogu z innymi. I nie jest to bezhołowie, lecz wspólne poszukiwanie. Człowiek ma tę możliwość, a często z niej rezygnuje podporządkowując się kościelnym schematom.

Kościół tę dyskusję hamuje jak może. W Kościele dyskusja pojawia tylko wtedy, kiedy czuje się on do tego zmuszony. Kościół kisi się we własnych absurdach, nie wnosi nic nowego, czasami coś sensownego akceptuje (bo musi), ale najczęściej reaguje agresją. Jeszcze niedawno dla Kościoła całkowicie nie do przełknięcia była teoria ewolucji. Dziś teolodzy preparują tę teorię, by jakoś dostosować ją do swoich dogmatów. To śmieszne zabiegi.

Wbrew temu, co mówią biskupi i teolodzy, ateizm pozwala głębiej i pełniej przeżywać piękno i niepojętą złożoność otaczającego nas świata. Nie musimy być wtłoczeni w religijne schematy. Łatwiej znosić cierpienie. Jeżeli cierpimy, z religijnego punktu widzenia nieodparcie pojawia się pytanie, dlaczego Bóg nas opuścił, dlaczego nas zdradził. Ateista wie, że cierpienie jest wpisane w nasze biologiczne istnienie, w nasz organizm ukształtowany w toku ewolucji. Może łatwiej je znosić. Nie słyszałem też, żeby ktoś doświadczał utraty sensu życia dlatego, że nie wierzy w Boga. A księża i biskupi mówią, że tylko religia nadaje sens życiu. To nieprawda, poczucie sensu życia nie zależy od religii. Tylko bardzo niewielu ludzi znajduje sens życia w religii czy dzięki religii.

Ateizm pozwala pełniej i głębiej cieszyć się życiem. Mamy prawo cieszyć się życiem. Księżom i katolickim publicystom kojarzy się to z egoizmem i bezmyślną rozrywką. Sądzą widocznie po sobie. Nie przychodzi im do głowy, że radość życia może mieć róże barwy i różną jakość, tak jak różna i różnej jakości może być np. muzyka. Można cieszyć się pracą zawodową, nauką, poznawaniem świata, zwykłym codziennym życiem, pomaganiem innym. Osoby chore i stare (każdego to czeka) mogą cieszyć się na swój własny sposób – może to polegać na tzw. pogodzie ducha i na robieniu tego, co jesteśmy w stanie robić z pożytkiem dla siebie, czasami także dla innych. Znam takich ludzi.

Cóż jeszcze? Naprawdę warto uwolnić się od religii. Na zakończenie powtórzę: Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia. – Alvert Jann

……………………………………………………………………………………….

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/

Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

 ………………………………………………………………………………………………………

Ćwiczenia z ateizmu 4. Ilu naukowców wierzy w Boga?

Autor: Alvert Jann.

Pojawiają się na forach różne, często rozbieżne informacje dotyczące odsetka amerykańskich naukowców wierzących w Boga. Głównym problemem jest oczywiście to, jaką populację/zbiorowość bierzemy pod uwagę w badaniach, czy np. wszystkich wykonujących prace badawcze w instytucjach naukowych, czy też legitymujących się wysokiej rangi osiągnięciami. Ponadto ważne jest, jakie dziedziny nauki uwzględniamy, np. czy tylko nauki przyrodnicze, „ścisłe”, czy także społeczne i humanistyczne. Ważne jest też, jakie przyjmujemy kryteria wiary/niewiary w Boga. Uznaje się, że podstawowe znaczenie ma deklarowanie osobistej wiary w Boga.

Wyniki badań wskazują na wyraźną zależność: im grupa naukowców charakteryzuje się wyższymi osiągnięciami naukowymi, tym odsetek deklarujących brak wiary w Boga jest wyższy. Wśród członków amerykańskiej National Academy of Sciences, zrzeszającej najwybitniejszych naukowców amerykańskich, wierzący w Boga stanowią tylko kilka procent. Wyniki badań opublikowano w „Nature” w 1998 r. (vol. 394, No 6691). Podaję dane dotyczące wiary w Boga osobowego. Oto one:

 – Wierzący w Boga – 7.0 %

– Niewierzący w Boga 72.2 %

– Nie mający pewności lub agnostycy – 20.8 %

Wyniki te dotyczą członków amerykańskiej Narodowej Akademii Nauk (National Academy of Sciences) z dziedziny nauk przyrodniczych i matematycznych. Dodajmy, że wśród biologów wierzy w Boga 5.5 %, wśród fizyków i astronomów 7.5 %). Akademia liczy około 2000 członków, ok. 200 nagrodzonych Noblem.

Jeżeli uwzględnia się bardzo szeroką kategorię naukowców, tj. wszystkich prowadzących prace badawcze, a nie tylko tych, którzy są członkami National Academy of Sciences, to według badań Pew Research Center z 2009 r. (to wysoko ceniony ośrodek badawczy), naukowcy wierzący w Boga stanowią 33 %. Mamy tu bardzo duży kontrast w stosunku do ogółu Amerykanów: 83 % dorosłych Amerykanów deklaruje wiarę w Boga.

Informacje powyższe wzbudziły znaczne zainteresowanie i pytania na fb, podaję linki i kilka uwag w uzupełnieniu:

Badanie dotyczące wiary w boga i religijności napotykają znaczne trudności powodowane np. tym, że w krajach zachodnich obecnie znaczny odsetek pytanych deklaruje wiarę w bezosobową siłę wyższą lub bezosobowego ducha, odrzucając zdecydowanie wiarę w boga osobowego. W chrześcijaństwie, islamie, hinduizmie i judaizmie, a więc w religiach liczących współcześnie najwięcej wyznawców, występuje wyraźnie pojęcie boga osobowego. Deklarowanie wiary w bezosobową siłę wyższą lub bezosobowego ducha, a wyraźne odrzucanie wiary w boga osobowego, jest wskaźnikiem odchodzenia od wierzeń religijnych, przynajmniej w ich tradycyjnym rozumieniu (bezosobowa siła wyższa lub bezosobowy duch nie jest „Bogiem”)

W buddyzmie pojęcie boga nie odgrywa istotnej roli, ale trzeba wziąć pod uwagę, że w USA buddyści stanowią bardzo mały odsetek. Według amerykańskiego sondażu identyfikacji religijnej z 2008 r., buddystów było w USA ok. 0,5 % , a wśród naukowców przypuszczalnie znacznie mniej (chociaż nie mam danych). Kwestia buddyzmu komplikuje badania nad religijnością, ale w odniesieniu do USA nie wpływa w istotny sposób na podane wyżej wyniki badań.

Artykuł w „Nature” dostępny jest odpłatnie, ale można przeczytać dość obszerny skrót zrobiony przez autorów (Edward J. Larsen i Larry Witham):  – https://www.nature.com/nature/journal/v394/n6691/pdf/394313a0.pdf

Artykuł z Pew Research Center: http://www.pewforum.org/2009/11/05/scientists-and-belief/  

Polecam ponadto: Nowy sondaż o religijności w Europie Zachodniej” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/nowy-sondaz-o-religijnosci/

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Spotkania przy trzepaku

Państwo Wyznaniowe w Świecie Nauki

Proponujemy reedycję starego artykułu, sprzed 5 lat. Wydaje się, że dziś problem jest na tyle widoczny, że już nikt nie będzie nas podejrzewać o sianie paniki i robienie afery z niczego, jak to było w maju 2015 roku. Poza tym problem wciąż nabrzmiewa i niestety póki co teologia ma swoich możnych sponsorów, popierających ją gorąco polityków POPISU, i spory fanklub wśród młodzieży z formacji inteligencji katolickiej. Liczymy jednak na to, że władze uniwersytetów, jakkolwiek mocno ograniczani w swojej autonomii dzięki wysiłkom byłego ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego Jarosława Gowina, stawią wystarczająco zdecydowany opór tym wysiłkom i uchronią studiującą młodzież i naukowców przed wciskaniem Ducha św. w obszar Nauki.

 

 

Dziś chcę przedstawić Wam, drogie Czytelniczki i równie drodzy Czytelnicy, jeden z bardziej bulwersujących przykładów i jednocześnie dowodów na to, że Państwo Wyznaniowe to nie jest już tylko groźba, ale fakt dokonany.O ile większość przejawów postępującej klerykalizacji jest widoczna gołym okiem, bo spotykamy je w przestrzeni publicznej, o tyle te, toczące od wewnątrz świat nauki, przechodzą prawie bez echa, bocznym nurtem, niezauważalnie dla przeciętnego obywatela. Dorota Wójcik, prezeska Fundacji Wolność od Religii, przeciętną osobą nie jest i tropi wszelkie działania niezgodne z prawem polskim, Konstytucją i po prostu z logiką człowieka racjonalnie myślącego. Tym razem interweniowała w sprawie Nauki. Nie jest mi wiadome, czy świat nauki zareagował w jakikolwiek sposób, ale spuśćmy na to zasłonę niepewności z lekkim deseniem zażenowania.

Kilka faktów tytułem wprowadzenia;

2013 r. ks. Miłosz Hołda – obrona rozprawy doktorskiej pt „ Epistemologiczne argumenty za istnieniem Boga. Próba teistycznego uprawomocnienia poznawczych roszczeń nauki” , na Wydziale Filozofii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego  Jana Pawła II.

2014 r. ukazała się książka pod innym nieco tytułem: ” Teistyczne podstawy nauki. Epistemologiczne argumenty za istnieniem Boga”

2015 r. uhonorowano powyższą rozprawę doktorską Nagrodą Państwową za wybitne osiągnięcia naukowe w kategorii „wyróżnione doktoraty”

Poniżej przedstawiam z prawdziwą przyjemnością i polecam Waszej uwadze merytoryczną krytykę zawartości doktoratu ks. Hołdy

Alvert Jann

Czy teizm ma sens?
Teizm, wiara w istnienie boga, powstał kilka tysięcy lat temu. Na gruncie nauki teizm utracił praktycznie wszelkie znaczenie, jest co najwyżej osobistym przekonaniem niektórych naukowców. Mimo to ciągle ukazują się publikacje, w których dowodzi się jego poznawczej wartości, domaga miejsca w nauce. Przeczytałem właśnie książkę ks. dr Miłosza Hołdy „Teistyczne podstawy nauki. Epistemologiczne argumenty za istnieniem Boga” (Biblos, Tarnów 2014). Jest to rozprawa doktorska wyróżniona nagrodą premiera rządu RP w 2015 r. Chciałbym podzielić się wrażeniami.

Teizm i magizm
Ks. dr Hołda przedstawia poglądy kilku współczesnych zwolenników teizmu, zajmujących się filozoficznymi problemami nauki. W formie komentarzy przedstawia też własne poglądy.
Prezentowani autorzy, jak i autor książki, są przekonani, że bez boskiego intelektu niemożliwa byłaby nauka i poznawanie świata przez człowieka. Inaczej mówiąc, nauka jest możliwa tylko dzięki temu, że obiektywnie istnieje boski umysł. Możliwość i prawomocność wiedzy/nauki wymaga – piszą – odwołania się do boga. Zaś to, że świat poznajemy, że istnieje wiedza naukowa, ma dowodzić istnienia boga.
magia2To przedziwna konstrukcja intelektualna opierająca się na domniemaniach, nieuzasadnionych tezach i bezpodstawnym wnioskowaniu. Powstaje pytanie, jak coś takiego może stać się podstawą nadania stopnia naukowego? Gdyby to była praca o myśli teologicznej, nie widziałbym problemu, jeżeli tylko analiza wykonana byłaby rzetelnie. Można napisać wartościową pracę doktorską o magii, o duchach i zjawach w kulturze ludowej, o średniowiecznej alchemii. Są to zjawiska istotne w kulturze magia1różnych społeczeństw i z różnych powodów mogą być przedmiotem badań naukowych. Ale czy można napisać pracę doktorską nie o magii, lecz z magii, twórczo rozwijając teorię i praktykę magii uprawianej np. przez tubylców z wysp Zachodniego Pacyfiku na początku XX w.? Magię i kulturę tych ludów przedstawił wówczas Bronisław Malinowski w książkach, które dały mu światową sławę i katedrę na Uniwersytecie Londyńskim. Ale Malinowski nie rozwijał twórczo magii jako takiej.

Zaś Hołda magia4pisze nie tyle o teizmie, lecz głosi teizm, a ponadto chce, by teizm stał się istotnym składnikiem nauki współczesnej.
Wyobraźmy sobie teraz następującą sytuację. Oto pojawia się dziś wykształcony mieszkaniec wysp Pacyfiku i przedstawia jako rozprawę doktorską dziełko, w którym dowodzi racji magii. Pisze też, że wypowiadając zaklęcia możemy spowodować realne skutki, problem jedynie w tym, by zaklęcia były wypowiedziane prawidłowo. Jego książka ma dowodzić istnienia magicznych sił tajemnych. W konkluzjach tubylec z wysp Pacyfiku twierdzi, że magizm (wiara w magię) „jest stanowiskiem mającym wiele do powiedzenia w istotnych, dyskutowanych współcześnie w filozofii, kwestiach, co więcej, ma do zaproponowania interesujące rozwiązania i winien być brany pod uwagę w tych dyskusjach jako relewantne stanowisko”. Cytat powyższy pochodzi z książki ks. Hołdy i w oryginale odnosi się nie do magizmu, ale do „chrześcijańskiego teizmu” (s. 276).

Nie jest wykluczone, że – wzorem teistów – także magiści mogą żądać pełnoprawnego miejsca w filozofii i magia7w nauce (tak, tak, roszczenia teistów dotyczą także nauk ścisłych i eksperymentalnych, chociaż nie kwapią się do przedstawienia eksperymentu dowodzącego istnienia boga). Wyznawcy magii mogliby też domagać się w swojej dziedzinie stopni i tytułów naukowych, grantów na badania, funduszy ministerialnych na prowadzenie wyższych uczelni.

Pamiętajmy, w Polsce istnieje nie tylko Katolicki Uniwersytet Lubelski, zajmujący się konfesyjnie bytami nadprzyrodzonymi, gdzie ks. dr Hołda zrobił doktorat. Działa także samozwańczy Uniwersytet Nauk magia3Magicznych, zajmujący się badawczo i misyjnie magią. Jest tam Wydział Tajników Wróżbiarstwa i Wydział Kunsztów Czarodziejskich. Na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim działa Katedra Pneumatologii, Eklezjologii i Mariologii (pneumatologia to nauka o Duchu Świętym) oraz Wydział Teologii Duchowości Katolickiej, a teologia kryje się też pod przykrywką filozofii. Oba uniwersytety mają zbieżne zainteresowania, kultywują starożytną wiarę w moce tajemne. Jestem przekonany, że w ramach magiczno-teistycznego ekumenizmu placówki te powinny się połączyć. Zaskakujące mariaże są możliwe. Np. ponad historycznymi podziałami jednoczą się dziś obrońcy uboju rytualnego i obrońcy inkwizycji.

Czy magizm i teizm można postawić na jednaj płaszczyźnie? Współcześnie między teizmem a magizmem jest tylko jedna istotna różnica. Jaka? Teizm jest w naszej kulturze zinstytucjonalizowany, magizm już nie. Instytucjonalizacja oznacza uznanie, można by powiedzieć – oficjalne uznanie. Teizm i teologia magiafunkcjonują oficjalnie, w świetle reflektorów, są uprawiane na państwowych uniwersytetach. Magizm funkcjonuje w cieniu, jakby w podziemiu, chociaż nie w całkowitym ukryciu. Sądząc po sukcesach teologii, w Polsce także magizm może wybić się na powierzchnię. W Narodowym Centrum Nauki (instytucja państwowa, która finansuje badania naukowe), teologia, tj. nauka o bogu, stanowi równoprawny dział i dzięki temu – jak można przypuszczać – prace nad poznawaniem bytów nadprzyrodzonych czynią znaczne postępy. Wiemy o tych bytach coraz więcej. Dlaczegoż nie mogłoby się znaleźć miejsce dla magizmu?

Teizm i magizm, religia i magia, mają wiele wspólnego. Warto podkreślać nie tylko różnice, ale także głębsze podobieństwo. Różnic nie zamierzam pomijać, ale trzeba zauważyć, że są one wyolbrzymiane przez teologię, Kościół, czasami także przez badaczy. W istocie są to różnice odmian, a nie gatunków. To tak jak różnice między różą białą i czerwoną, a nie między psem a kotem (kotką), którzy nie mogą wydawać wspólnego potomstwa. Teizm i magizm mogą, to jeden gatunek.

Głębokie pokrewieństwo między magią i religią można zilustrować następująco. W magii na wyspach Zachodniego Pacyfiku (i nie tylko tam) idzie np. o bezbłędne wypowiedzenie właściwego zaklęcia, by wpłynąć na moce tajemne. W znanych nam religiach można zwracać się o do świętego o wstawiennictwo u boga, by spowodować uzdrowienie. Zaś sakramentalna czynność, jaką jest chrzest, powoduje związek z bogiem, którego – według kleru – w żaden sposób nie da się odkręcić, bo jest on zaklepany w niebie. W innej religii bez tzw. obrzezania, obcięcia napletka, nie ma „przymierza” z bogiem.

Moderniści religijni chcieliby tę mechaniczną czynność zastąpić aktem czysto symbolicznym. Bezskutecznie. Nie drążmy tematu. Zarówno w magii, jak i w religii, kluczowe znaczenie ma wyobrażenie mocy nadprzyrodzonych oraz zakląć i rytuałów, które oznaczać mają realny związek z tymi siłami. Wspólnym przekonaniem jest dualizm ontologiczny, wiara, że istnieją dwa rodzaje rzeczywistości – naturalna i nadnaturalna.

Bliskość magii i teizmu ujawnia się także, jeżeli uwzględnimy zmodernizowane wersje tego ostatniego. Warto na przykład zwrócić uwagę, że związane z magią pojęcie „mana” (siły tajemne przenikające wszystko, w które wierzyli tubylcy na wyspach Zachodniego Pacyfiku) ma wiele wspólnego z najnowocześniejszym pojęciem boga, propagowanym przez niektórych teologów i religijnych naukowców. Jaki to bóg? To duchowa, transcendentna istota przenikająca przyrodę, ale nie tożsama z przyrodą, istniejąca także poza przyrodą.

Teistyczne argumenty

Hołda, przedstawiając poglądy autorów wyznających teizm, czasami zgłasza drobne wątpliwości, ale zasadniczo je akceptuje. Nie wskazuje na błędy, absurdy, pozbawione podstaw wnioskowania. Nie sposób tu wnikać w szczegóły, poprzestanę na kilku kwestiach kluczowych i przykładach.
Przedstawiając prace kilku współczesnych wyznawców teizmu Hołda koncentruje się na problemie, jak możliwe jest uzyskiwanie przez człowieka wiedzy prawdziwej, jak możliwa jest nauka? Odrzucane są rozwiązania naturalistyczne/empiryczne. Argumenty są powierzchowne, gołosłowne, za to wniosek mocny: aby wyjaśnić istnienie nauki, musimy odwołać się do boga. Innymi słowy, naukę zawdzięczamy bogu, jak zresztą wszystko.

Oto przykład. Obszerny rozdział poświęca Hołda poglądom J.P. Morelanda. Autor ten sądzi, że istnienie świadomości i jej koherencja z rzeczywistością fizyczną (dzięki temu możemy poznawać świat), daje się wyjaśnić tylko jako dzieło boga: „materia nie miała sama z siebie (tzn. naturalnej) możliwości wygenerowania myślenia, a jeżeli pojawiło się ono na pewnym etapie jej rozwoju, to jest to pochodna Bożej wszechmocy, a nie mocy materii. Zdarzenia mentalne przejawiają wyjątkowe cechy, których nie posiadają żadne inne emergentne byty” (s. 44). Moreland odrzuca naturalistyczny pogląd na genezę świadomości ludzkiej. Jego argumentacja sprowadza się do gołosłownych zapewnień, że właściwości mentalne (świadomość ludzka) nie mogą wyłonić się z rzeczywistości fizycznej, mają boskie pochodzenie.

Od siebie Hołda pisze: „fakt, że świadomość nie może pojawić się inaczej, jak tylko pochodząc od świadomości odwiecznej, wskazuje na nieodzowność przywoływania bytu istniejącego odwiecznie”, tj. boga (s. 82). Otóż nie ma żadnych dowodów na ten rzekomy „fakt”, nie ma takiego faktu.
Badania przyrody i teoria ewolucji pozwalają śledzić, jak stopniowo rozwijał się w organizmach żywych układ nerwowy i mózg, psychika i świadomość. Ten proces jest znany i zbadany dość dokładnie. A dlaczego możliwe jest poznawanie świata? Teiści widzą w tym sprawstwo boga i argument na rzecz jego istnienia. Naturalizm dostarcza innego wyjaśnienia.

Mamy zdolność poznawania świata, bowiem jesteśmy jego częścią, z niego wyewoluowaliśmy i jesteśmy z nim „z natury” kompatybilni. Nawet rośliny w swoisty sposób poznają otoczenie. Bez zdolności poznawczych nie moglibyśmy powstać i istnieć. W żaden sposób zdolności te nie dowodzą istnienia boga. Teoria ewolucji, a nie bóg, to najlepsze wyjaśnienie, jakie znamy. Wprawdzie nauka nie wyjaśnia wszystkich procesów związanych z powstaniem życia i z funkcjonowaniem ludzkiego mózgu, ale pogląd, że nie będzie w stanie tego zrobić, grzeszy naiwnością.

Powiedzmy wyraźnie, wyjaśnień dostarczyć mogą tylko badania neurologiczne i biochemiczne, a teolodzy, księża, filozofowie, literaci, nie mają w tej sprawie nic do wyjaśniania. Teizm dostarcza wyjaśnień pozornych. To tak, jakby na pytanie, dlaczego dzieci dziedziczą pewne cechy po rodzicach, odpowiedzieć – pomijając genetykę – że jest to rezultat mocy bożej.
Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, ale religia nic nie wyjaśnia. Tam, gdzie nie ma dziś odpowiedzi, uczciwie trzeba powiedzieć: nie wiem. Teiści udzielają odpowiedzi mitologicznych, wskazują na boga. Nie od dziś bywają posądzani o chęć oszustwa.

Teizm i nauka

Ks. Hołda pisze, że nauka nie jest sprzeczna z teizmem (s. 82 i inne). To nieprawda. Trzeba powiedzieć wyraźnie – teizm jest sprzeczny z nauką. Naukowiec może wierzyć w boga, w magię, nawet we wróżby tarota. Ale są to jego osobiste przekonania czy dziwactwa. Natomiast teizm jest z nauką sprzeczny. Dlaczego? Nauka jest sposobem poznawania świata poddanym dziś rygorystycznym zasadom metodologii prowadzenia badań. Opiera się na wynikach bezpośredniej lub pośredniej obserwacji, którą można wielokrotnie powtarzać, poddawać krytycznej analizie, sprawdzać, czy została prawidłowo wykonana (obserwacja pośrednia polega na badaniu objawów czy wskaźników dotyczących badanego obiektu, chociaż sam obiekt może być niedostępny obserwacji).

Otóż nie ma żadnych dowodów spełniających naukowe wymogi, które wskazywałyby na istnienie boga czy innych bytów nadnaturalnych. Nikt nie dostarczył takich dowodów. Nie jest jednak prawdą, że nauka nie ma nic do powiedzenia w kwestii istnienia boga. Ma, i to dużo. Badania naukowe wskazują, że pojęcie bogów, bytów nadnaturalnych, także znanego nam dzisiejszego boga, należy do dziedziny wyobrażeń mitologicznych, ukształtowanych w czasach archaicznych/starożytnych. Zeus, Ozyrys, magiczne siły tajemne, znany nam dzisiejszy bóg, transcendencja, absolut, należą do jednej i tej samej kategorii starodawnych pojęć mitologicznych. Wraz z przemianami zachodzącymi w kulturze, wyobrażenia te zmieniały powłokę, podlegały unacześnieniu.

magia5Z archaicznych czasów pochodzi sam podział na byty naturalne i nadnaturalne, czyli dualizm ontologiczny (przekonanie, że istnieją dwa rodzaje rzeczywistości, naturalna i nadnaturalna). Nie jest to żadna teoria dostarczająca nam jakiejkolwiek wartościowej wiedzy o świecie. To jedynie pochodzące z odległych czasów mitologiczne wyobrażenie. Podział na rzeczywistość naturalną i nadnaturalną nie odpowiada rzeczywistości, na gruncie nauki nie jest brany pod uwagę. Bo nic za nim nie przemawia. Nie ma dowodów spełniających wymogi obowiązujące w nauce, świadczących o istnieniu boga i bytów nadnaturalnych. Dlatego nauka odrzuciła dualizm ontologiczny, stanęła na gruncie naturalizmu uznając, że istnieje tylko rzeczywistość naturalna, tj. przyroda i jej pochodnie, przeżycia psychiczne, świadomość, wiedza ludzka, a nie boska. Natomiast kwintesencją religii i teizmu jest przekonanie, że bóg, rzeczywistość nadnaturalna istnieje obiektywnie, poza ludzką wyobraźnią. Przekonania leżące u podstaw nauki oraz – z drugiej strony – religii i teizmu, w żaden sposób nie dadzą się pogodzić, chociaż ks. Hołda sądzi inaczej.

„Nauka – pisze Hołda – nie jest bowiem własnością naturalistów i nie jest sprzeczna z teizmem” (s. 82). To nie tak. Naukowiec może prywatnie wierzyć w boga, a także we wróżby tarota. Ale teizm i tarot są z nauką sprzeczne. Dlaczego? Bo teizm to wprowadzanie do naszej wiedzy wyjaśnień i bytów fikcyjnych, mitologicznych. Nie ma żadnych uzasadnień i dowodów, spełniających wymogi obowiązujące w nauce, wskazujących, że bóg i byty nadprzyrodzone istnieją. Wszystko przemawia przeciw. Czy przekonanie, że bóg Zeus istnieje naprawdę, nie jest sprzeczne z nauką? Jest sprzeczne. Na jakiej podstawie mielibyśmy uznać, że istnieje jakiś inny bóg, np. chrześcijański lub pojmowany w bardziej abstrakcyjny sposób? To taka sama fikcja jak Zeus. Dlatego teizm został na gruncie nauki zmarginalizowany, daje o sobie znać co najwyżej jako osobista wiara niektórych naukowców.

Następna sprawa. Hołda stosuje w karykaturalny sposób nie pozbawioną zalet zasadę, że należy wybierać tę teorię, która lepiej wyjaśnia badane zjawisko. Pisze: „Jeżeli jednak porównujemy ze sobą teorie, z których jedna wyjaśnia interesujące nas fenomeny, a druga ma z tym problemy, to kwestią intelektualnej uczciwości jest wybór tej, która daje wyjaśnienie”. I konkluduje porównując teizm z naturalizmem: „hipoteza teistyczna jest znacznie prostsza i wyjaśnia więcej przy wykonaniu mniejszej ilości zabiegów eksplanacyjnych. (…) teizm jest hipotezą ze wszech miar bardziej atrakcyjną intelektualnie” (s. 33, 35). Powstaje jednak pytanie, co też teizm wyjaśnia? Teizm wskazuje/wyjaśnia, że to lub tamto sprawił bóg. Jest to, łatwo zauważyć, wyjaśnianie pozorne, nic ono nie wyjaśnia. Tylko badania naukowe, wolne od pozornych teistycznych wyjaśnień, mogą nam przynieść odpowiedź na pytania, pozostające dziś bez zadowalającej odpowiedzi. Rozwiązanie teistyczne, tj. odwołanie się do boga, nie jest może rozwiązaniem najgorszym (można wyobrazić sobie gorsze), ale bardzo złym. Dlaczego? Bo wskazanie na boga, jako na czynnik wyjaśniający, niczego nie wyjaśnia.

Hołda pisze w zakończeniu, że „teizm jest najlepszym kontekstem, w którym założenia nauki okazują się wiarygodne” (s. 274). Jest inaczej. Nauka nie wymaga uwiarygodnienia przez teizm. Wiarygodności dostarczają sukcesy w poznawaniu świata. Nauka nie dostarcza wiedzy absolutnej, ale teizm niczego do naszej wiedzy o świecie nie wnosi. Oferuje jedynie unacześnioną mitologię, przekonanie, że bóg, rzeczywistość nadnaturalna, istnieje. Niczego to nie wyjaśnia, chociaż można – jak ktoś bardzo chce – w to wierzyć, podobnie jak w magię, wróżby, przeznaczenie.

O bogu luk i tym, że nauka może badać wszystko

Hołda zdaje sobie sprawę, że teizm i teologia – mówiąc potocznie – żerują na lukach w wiedzy. Jeżeli nauka czegoś nie wyjaśnia (luka w wiedzy), teiści mówią, że bóg to sprawił. Bóg wypełnia lukę w wiedzy, ma wyjaśniać zjawiska jeszcze niewyjaśnione przez naukę. W tej roli nazwano go „bogiem luk”. Jest to poważna słabość teizmu. Nauka czyni bowiem postępy, eliminuje kolejne luki, dostarcza wartościowej wiedzy, chociaż jednocześnie powstają i będą powstawać nowe pytania.
Jak Hołda stara się odeprzeć zarzut, że teiści bazują wyłącznie na lukach w wiedzy? Za jednym z cytowanych autorów twierdzi, że idzie nie o luki w wiedzy, ale o założenia leżące u podstaw uprawiania nauki, którymi nie zajmuje się nauka: „Nauka nie zajmuje się ani problemem istnienia, ani problemem poznawalności” (s. 275). Rozumowanie to zawiera dwa błędy.magia8
Po pierwsze, idzie jednak o luki w wiedzy, luki dotyczące założeń. I luki te wypełnia się bogiem. Dobrze to widać w książce Hołdy. Przekonanie o istnieniu boga ma wyjaśniać założenia, na których opiera się nauka. Ma wyjaśniać problemy poznawalności świata i istnienia rzeczywistości. Czyli, przyjmując istnienie boga wyjaśniamy wszystko. Rzecz w tym, jak już wskazywałem, że posłużenie się bogiem to wyjaśnienie pozorne.

Po drugie, teiści skłonni są nie doceniać możliwości poznawczych nauki i możliwego zakresu badań naukowych. W ten sposób chcą zarezerwować sobie poletko do własnej dyspozycji. Pojmują oni naukę jako dość prymitywne narzędzie o bardzo ograniczonych możliwościach. Nic z tego. Nic nie stoi na przeszkodzie, by nauka zajmowała się wszystkimi problemami dotyczącymi poznawalności świata. Badania nad umysłem ludzkim w coraz większym stopniu tych problemów dotyczą. Opierają się na metodach eksperymentalnych, a nie na teologicznych dywagacjach.

Nauka jest też samorefleksyjna, bada samą siebie, co oznacza sięganie do podstawowych problemów bez wyznaczania granic poznaniu.
Niektórzy teiści mówią, że sfera wartości nie podlega naukowemu badaniu. Nic bardziej błędnego. Np. badania, prowadzone w kontekście teorii ewolucji przyrodniczej, wskazują, że ludzkie wartości wyrastają z naszej ewolucyjnej przeszłości. Może to brzmieć jak herezja, ale nasza ludzka moralność zbudowana jest na zasadach, które obowiązują wśród zwierząt żyjących w grupach (są to ukształtowane ewolucyjnie zasady pomocy wzajemnej, współpracy, swoistej uczciwości, sprawiedliwości, altruizmu i empatii, w rozwiniętej postaci obecne np. wśród szympansów bonobo).magia9
Problem istnienia świata nie jest dla nauki żadnym tematem tabu, jak chcieliby teiści. Nie jest, jak by chcieli, zarezerwowany dla nich. Nie oni będą wyznaczać granice nauki. Wprawdzie nauka nie odpowiada dziś na pytanie, czym jest świat, czy i jak powstał, ale dostarcza coraz większego zasobu wiedzy o mikro i makrokosmosie. Ta wiedza dotyczy samych podstaw istnienia świata i człowieka. Jest dużo ciekawsza niż oferowane przez teistów opowieści o bogu i rzeczywistości nadnaturalnej. Wiedza naukowa ma walor prawdy, może ekscytować. Wiedza dostarczana przez teistów może co najwyżej urzekać infantylizmem.

Puenta

Teizm, wiara w boga, być może dostarcza ludziom tzw. wsparcia psychicznego. Na pewno służy interesom korporacji kapłanów. W nauce teizm jest skończony. Aby pokazać, jaką rolę odgrywał i odgrywa w tej dziedzinie, warto sięgnąć do zakurzonej księgi historii. W XIII w., w czasach św. Tomasza z Akwinu, na podstawie dzieł Arystotelesa roztrząsano zagadnienia materii i przestrzeni. W toku dyskusji rozważano też kwestię, czy aniołowie mogą przemieszczać się z miejsca na miejsce ruchem ciągłym. To ciekawe zagadnienie uzmysławia nam, do czego – i tylko do czego – zdolny jest intelektualnie teizm. Pod tym względem nic się nie zmieniło. Dziś w nauce prowadzi się fascynujące badania, a teiści gdzie tylko mogą wstawiają temat bytów nadprzyrodzonych, boga, transcendencji. Jak ktoś chce bardzo, może w te byty wierzyć, ale do nauki nic to nie wnosi.
Jaka puenta? Ks. dr Hołda wykonał kawał niepotrzebnej roboty. Lepiej byłoby, gdyby nie dał się ukąsić przez teizm.

Alvert Jann

***

Wobec powyższego, Pani Dorota Wójcik z Fundacji Wolność od Religii, wystosowała  pismo skierowane do Kancelarii Pani Premier RP Ewy Kopacz :

 

dorota do

 

…i otrzymała taką oto odpowiedź:

 

odpowiedź

Sygnatariuszem odpowiedzi jest Pan Prof. Piotr Węgleński. Mam powody przypuszczać, iż nikt owego wybitnego doktoratu nawet pobieżnie nie przejrzał… Tym bardziej więc ponure wyciągam z tego wnioski. Jeden jest taki, że w imieniu Państwa Polskiego, czyli w naszym, przyznaje się wysokie wyróżnienia pracom nie mającym nic wspólnego z nauką, za to bardzo dużo z Kościołem Katolickim i jego ekspansją we wszystkie obszary życia społecznego. Kolejny zaś jest taki, że jakby na to nie patrzeć, jest to wyraźny sygnał dla ludzi zajmujących się poważną nauką, że ich wysiłki nie będą nic warte, jeśli nie przyznają przynajmniej części zasługi duchowi świętemu, wszak bez niego nauka nie ma racji bytu – co podobno naukowo, zostało udowodnione przez ks. dr Miłosza Hołdę. Tylko patrzeć jak nasze dzieci będą się uczyły kreacjonizmu zamiast teorii ewolucji, bo przypominam, że w murach poważnych instytucji naukowych odbywają się coraz częściej „naukowe” konferencje na zupełnie nienaukowe tematy.

kuna2015/2020Kraków