Ćwiczenia z ateizmu

Ćwiczenia z ateizmu 4. Ilu naukowców wierzy w Boga?

Autor: Alvert Jann.

Pojawiają się na forach różne, często rozbieżne informacje dotyczące odsetka amerykańskich naukowców wierzących w Boga. Głównym problemem jest oczywiście to, jaką populację/zbiorowość bierzemy pod uwagę w badaniach, czy np. wszystkich wykonujących prace badawcze w instytucjach naukowych, czy też legitymujących się wysokiej rangi osiągnięciami. Ponadto ważne jest, jakie dziedziny nauki uwzględniamy, np. czy tylko nauki przyrodnicze, „ścisłe”, czy także społeczne i humanistyczne. Ważne jest też, jakie przyjmujemy kryteria wiary/niewiary w Boga. Uznaje się, że podstawowe znaczenie ma deklarowanie osobistej wiary w Boga.

Wyniki badań wskazują na wyraźną zależność: im grupa naukowców charakteryzuje się wyższymi osiągnięciami naukowymi, tym odsetek deklarujących brak wiary w Boga jest wyższy. Wśród członków amerykańskiej National Academy of Sciences, zrzeszającej najwybitniejszych naukowców amerykańskich, wierzący w Boga stanowią tylko kilka procent. Wyniki badań opublikowano w „Nature” w 1998 r. (vol. 394, No 6691). Podaję dane dotyczące wiary w Boga osobowego. Oto one:

 – Wierzący w Boga – 7.0 %

– Niewierzący w Boga 72.2 %

– Nie mający pewności lub agnostycy – 20.8 %

Wyniki te dotyczą członków amerykańskiej Narodowej Akademii Nauk (National Academy of Sciences) z dziedziny nauk przyrodniczych i matematycznych. Dodajmy, że wśród biologów wierzy w Boga 5.5 %, wśród fizyków i astronomów 7.5 %). Akademia liczy około 2000 członków, ok. 200 nagrodzonych Noblem.

Jeżeli uwzględnia się bardzo szeroką kategorię naukowców, tj. wszystkich prowadzących prace badawcze, a nie tylko tych, którzy są członkami National Academy of Sciences, to według badań Pew Research Center z 2009 r. (to wysoko ceniony ośrodek badawczy), naukowcy wierzący w Boga stanowią 33 %. Mamy tu bardzo duży kontrast w stosunku do ogółu Amerykanów: 83 % dorosłych Amerykanów deklaruje wiarę w Boga.

Informacje powyższe wzbudziły znaczne zainteresowanie i pytania na fb, podaję linki i kilka uwag w uzupełnieniu:

Badanie dotyczące wiary w boga i religijności napotykają znaczne trudności powodowane np. tym, że w krajach zachodnich obecnie znaczny odsetek pytanych deklaruje wiarę w bezosobową siłę wyższą lub bezosobowego ducha, odrzucając zdecydowanie wiarę w boga osobowego. W chrześcijaństwie, islamie, hinduizmie i judaizmie, a więc w religiach liczących współcześnie najwięcej wyznawców, występuje wyraźnie pojęcie boga osobowego. Deklarowanie wiary w bezosobową siłę wyższą lub bezosobowego ducha, a wyraźne odrzucanie wiary w boga osobowego, jest wskaźnikiem odchodzenia od wierzeń religijnych, przynajmniej w ich tradycyjnym rozumieniu (bezosobowa siła wyższa lub bezosobowy duch nie jest „Bogiem”)

W buddyzmie pojęcie boga nie odgrywa istotnej roli, ale trzeba wziąć pod uwagę, że w USA buddyści stanowią bardzo mały odsetek. Według amerykańskiego sondażu identyfikacji religijnej z 2008 r., buddystów było w USA ok. 0,5 % , a wśród naukowców przypuszczalnie znacznie mniej (chociaż nie mam danych). Kwestia buddyzmu komplikuje badania nad religijnością, ale w odniesieniu do USA nie wpływa w istotny sposób na podane wyżej wyniki badań.

Artykuł w „Nature” dostępny jest odpłatnie, ale można przeczytać dość obszerny skrót zrobiony przez autorów (Edward J. Larsen i Larry Witham):  – https://www.nature.com/nature/journal/v394/n6691/pdf/394313a0.pdf

Artykuł z Pew Research Center: http://www.pewforum.org/2009/11/05/scientists-and-belief/  

Polecam ponadto: Nowy sondaż o religijności w Europie Zachodniej” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/nowy-sondaz-o-religijnosci/

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Ćwiczenia z ateizmu 3. Chrześcijaństwo obłędu.

Chrześcijaństwo obłędu nie należy do przeszłości. „Mówienie językami”, wiara w rzucanie uroku, w opętanie przez szatana, egzorcyzmy, cudowne uzdrowienia, to wszystko znajduje się dziś w oficjalnej doktrynie i praktyce Kościoła katolickiego oraz wielu kościołów protestanckich. Warto powiedzieć o tych urojeniach i sięgnąć do wyników badań neurologicznych.

Mówienie językami”

W Nowym Testamencie czytamy:Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy (tj. Zielonych Świąt), znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić” (1 Kor 12).

„Mówienie językami” zdarza się do dziś. Wierni wprawiają się w stan religijnego uniesienia/ekstazy i wyrzucają z siebie potoki niezrozumiałych słów. Na gruncie chrześcijaństwa „mówienie językami” (inaczej glossolalia) jest obecnie kultywowane przede wszystkim w protestanckich kościołach zielonoświątkowych (pentekostalianie/pentecostals), a także w katolickich wspólnotach Odnowy w Duchu Świętym. W Polsce istnieją one we wszystkich diecezjach i cieszą się pełną aprobatą władz kościelnych. To tam mówi się „językami”, wydając niezrozumiałe dźwięki. Rzecz traktowana jest z całą powagą, wartą chyba lepszej sprawy.

Na jezuickim portalu służącym temu ruchowi profesor teologii z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego pisze:Tematyka „mówienia językami” jest współcześnie niezwykle aktualna. W naszych czasach tysiące chrześcijan we wspólnotach Odnowy w Duchu Świętym odkryły w sobie ten charyzmat: mówią, modlą się i śpiewają Panu w nowym języku: w języku niezrozumiałym, którego nawet sami ci ludzie nie potrafią wyjaśnić. Są przekonani, że w ten sposób realizują charyzmat glossolalii, o którym mówi św. Paweł w Liście do Koryntian. To doświadczenie i to przekonanie należą do najbardziej charakterystycznych cech Odnowy Charyzmatycznej (F. Sullivan). Modlitwa ich staje się bardziej spontaniczna i intensywna, a równocześnie wyzwalająca”.

W Nowym Testamencie o mówieniu językami wspomina się kilkanaście razy. Teolodzy na ogół twierdzą, że to „mówienie” jest niezrozumiałe dla innych, ale czasami być może ma charakter mowy zrozumiałej. Delikatnie rzecz ujmując, natchnione „mówienie językami” to zwykły bełkot, ale Kościół uznaje, że to charyzmat, dar Ducha Świętego. Analogiczne zachowania (słowny bełkot) zdarzają się u osób z zaburzeniami psychicznymi, także w przypadku rzekomych opętań przez szatana, kiedy to – jak twierdzi Kościół – szatan owładnął ciałem chorego. Kościelni egzorcyści widzą w tym wypadku inspirację szatana, a nie ducha świętego.

W każdym przypadku mamy tu do czynienia z psychozą, zaburzeniem psychicznym występującym z różną częstością i nasileniem. Może być nieszkodliwe, ale może też mieć poważne konsekwencje psychiczne i życiowe.

Psychoza kryjąca się pod nazwą „mówienia językami” znana była na długo przed powstaniem chrześcijaństwa, a etnolodzy w XIX/XX w. opisali ja dokładnie w społecznościach tubylców w Afryce i Indian amerykańskich.

ghosts-572038_1280

Cuda i opętanie

W Afryce ważną dziś postacią Odnowy w Duchu jest katolicki ks. Bashobora, rzekomo uzdrawiający chorych za sprawą Chrystusa. W Polsce znany jest ze spektakli na Stadionie Narodowym, organizowanych przez abp Hosera specjalnie dla niego.

Chrześcijaństwo obłędu, którego znakomitym przykładem są zielonoświątkowcy i katolicka Odnowa w Duchu Świętym, wyrasta wprost z Nowego Testamentu. Cały Nowy Testament przeładowany jest cudownymi uzdrowieniami, wypędzaniem szatana z ciał opętanych, obecnością ducha świętego i szatana, apokaliptycznymi wyobrażeniami końca świata. To niewątpliwy pierwowzór i inspiracja gatunku literackiego i filmowego nazywanego horrorem, tematów grozy, cudów, uzdrowień, duchów, demonów.

Jezus uzdrawiał i egzorcyzmował nie tylko pojedyncze osoby, ale czynił to masowo. Rzecz jest ważna, bo dostarcza uzasadnienia stadionowym spektaklom z uzdrawiaczami w roli głównej (doktryna kościelna głosi, że to nie „uzdrawiacz” uzdrawia, ale Chrystus za sprawą uzdrawiacza, np. za sprawą ks. Bashobory na Stadionie Narodowym).

Oto przykłady grupowego uzdrawiania przez Jezusa:

„Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił” (Mk 1, 32-34).

„Gdy wchodzili do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: „Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami!” Na ich widok rzekł do nich: „Idźcie, pokażcie się kapłanom!” A gdy szli, zostali oczyszczeni” (Łk 17, 12-14).

Szatan

Wielkim tematem paranoicznego chrześcijaństwa jest szatan. Także Jan Paweł II, w katechezie przywoływanej często przez egzorcystów, nauczał: „W pewnych wypadkach działalność złego ducha może posunąć się również do owładnięcia ciałem człowieka, wtedy mówimy o opętaniu”.

Religia chrześcijańska nie jest tylko pogodną wiarą w boga, dziedziną wzniosłych rytuałów, modlitwy, pocieszającej wiary w życie wieczne i zbawienie. Taka pocieszająca wiara jest – jak się często uważa – ludziom potrzebna. Chrześcijaństwo ma też ponurą stronę, pełną paranoicznych urojeń, obłędnych lęków, niezdrowych emocji, chorobliwej religijności, zabobonnej wiary w cuda. Kościoły skutecznie podtrzymują te urojenia.

Kościół katolicki mocno podkreśla, że demony istnieją realnie jako duchy i są bytami osobowymi, a nie jakąś abstrakcją, symbolem czy personifikacją zła. Katechizm wprost stwierdza: „Kiedy na zakończenie Modlitwy Ojcze nasz mówimy: „ale nas zbaw ode Złego”, zło o którym mówi ta prośba, nie jest jakąś abstrakcją, lecz oznacza osobę, Szatana, Złego, anioła, który sprzeciwił się Bogu, a nie zło w ogólności (Katechizm, pkt. 2851)”. Katechizm mówi też: „Egzorcyzmy maja na celu wypędzenie złych duchów lub uwolnienie od ich demonicznego wpływu, mocą duchowej władzy, jaką Jezus powierzył Kościołowi” (pkt. 1673).

Przekonanie, że szatan istnieje rzeczywiście, pozbawione jest jakichkolwiek sensownych uzasadnień. To fałszywa i szkodliwa koncepcja. Pojęcie szatana jest wytworem chorobliwej religijnej wyobraźni.

W tekstach religijnych nierzadko mówi się, że szatan jest władcą tego świata. Teolodzy mają problem z wyjaśnieniem tego zdania, pochodzącego z Ewangelii. Cokolwiek by powiedzieli, sugeruje ono niedwuznacznie, że szatan jest wszędzie. Satanizacja obrazu świata to jedno ze szkodliwych dokonań chrześcijaństwa. Kościół z tego przesłania wiary do dziś nie zrezygnował, tylko nieco złagodził.

Zdrowy rozum na ogół każe ludziom ignorować lub neutralizować te urojenia. Gdzieś tam jednak w umysłach szatańskie koszmary tkwią i czasami wyłażą, wzmagając niepokój i lęki towarzyszące nieuchronnie ludzkiemu życiu. U niektórych ludzi prowadzi to do zaburzeń psychicznych, a szatańskie urojenia napełniają nierzadko umysły cierpiących na schizofrenię i paranoję. Urojeń tych doświadczać mogą także osoby niereligijne, cierpiące na te choroby, bowiem religijne wyobrażenia są im znane i w stanie choroby umysłu mogą się u nich mimowolnie aktywizować.

demon-177816_1280

Czary

Wydawać się by mogło, że wiara w czary to w Kościele przeszłość, co najwyżej pokątny zabobon katolickiego ludu. Tak nie jest.

Wiara w czary jest zawarta w doktrynie Kościoła katolickiego, chociaż nie na miejscu eksponowanym. Kościół zakazuje czarów, ale nie zaprzecza, że są możliwe i mają miejsce. Jak wygląda dziś teologiczna teoria czarów?

Kościół uznaje, że czary polegają na posłużeniu się szatanem. Ktoś, przywołując skutecznie szatana, może za jego pośrednictwem wyrządzić drugiemu człowiekowi poważną krzywdę, spowodować nawet śmierć lub opętanie przez szatana. Nazywa się taki proceder czarami lub – w bardziej księżowskim żargonie – rzucaniem uroku, rzucaniem klątwy, rzucaniem przekleństwa na kogoś.

Czary są jakby odwrotnością cudów. Cudów uzdrowienia dokonuje bóg wysłuchując modlitwy ks. Bashobory lub przyszłego świętego. Czary to zło wyrządzane przez szatana za sprawą jakiegoś złego człowieka. Kościół nie potrafi wyzbyć się wiary w cudowne uzdrowienia, i tak samo nie potrafi otrząść się z wiary w rzucanie uroku.

Głosicielami kościelnej doktryny o czarach są przede wszystkim powoływani przez biskupów egzorcyści, zajmujący się praktycznie rzekomym wypędzaniem szatana z ciał opętanych (w Polsce jest ich grubo ponad stu). Kilka przykładów:

Ksiądz egzorcysta mówi w jednym z wywiadów:

„Pytanie: Jak to się dzieje, że >działanie< przez słowo (tj. klątwę) jest tak skuteczne?

Egzorcysta: – Jeżeli ten człowiek, który źle życzy, rzuca klątwę, jest w stanie grzechu, nie ma więzi z Bogiem, ma w sercu zło, nienawiść, zazdrość, to wtedy otwiera się na moc demonów. Wówczas to słowo jest spotęgowane siłami demonicznymi. (…) Jeżeli człowiek, na którego została rzucona klątwa, nie jest w stanie łaski uświęcającej, nie ma ochrony od Pana Boga, to uderzenie może być druzgocące”.

Trzeba powiedzieć, że to chytre uzasadnienie interesów Kościoła i egzorcystów.

Na jednym z portali polskich katolików brazylijski egzorcysta przedstawia sprawy według tego samego schematu:

„Pytanie: Czy często zdarza się, żeby ludzie rzucali czary, uroki lub przekleństwa na innych?

Egzorcysta: – Niestety zdarzają się takie przypadki. Nie możemy zapominać, że istnieją osoby, pełne zazdrości, urazów osobistych czy złej woli, bądź takie, które pragną zła dla innych i w tym celu szukają w diable sprzymierzeńca. (…) Czasem efekt czarów jest fizyczny i dana osoba może czuć bóle różnych części ciała, czasem nachodzą ją koszmary, a innym razem – ataki paniki lub psychicznej depresji. W niektórych przypadkach rzucony czar może spowodować, że dotknięta nim osoba przeżyje dramat osobisty lub rodzinny”.

Polski ksiądz jezuita uczenie wyjaśnia: „Gdzie więc kryje się istotna przyczyna skuteczności działań magicznych? Trudno bowiem uznać, że nagle zupełnie neutralne przedmioty czy słowa mogą nabierać niezwykłej mocy, i to o charakterze szkodliwym dla człowieka.(…) Objawienie Boże mówi nam o Bogu i o całej rzeczywistości istot duchowych niewidzialnych dla ludzi, które mają wpływ na życie człowieka i świat go otaczający. Ten wpływ może być zgodny z Bożym planem dla świata – o tych duchach mówimy: anioły; ale może być sprzeczny z Bożym planem i o takich duchach mówimy: duchy złe, nieczyste. Działanie tychże duchów sprawia, że ryty, zaklęcia czy inne praktyki magiczne, same z siebie wyglądające na niewinne, okazują się skuteczne i niszczące człowieka, jego zdrowie i życie, więzi rodzinne czy innego rodzaju dobro”.

Czytając wypowiedzi egzorcystów wkraczamy w świat niedorzecznych urojeń, zwidów, zinstytucjonalizowanego szalbierstwa. Chrześcijaństwo obłędu w pełnej krasie. Ciekawy stan umysłu ujawnił jeden z egzorcystów warszawskich, warto przeczytać:

„Przed jego kościołem – mówi o swoim znajomym, polskim księdzu z Ukrainy – szamani pozawieszali kolorowe wstążeczki. Miejscowi ludzie dobrze wiedzieli, co to znaczy. Nikt nie odważył się ich zerwać, by wejść do kościoła. Przychodzi wspomniany ksiądz. Pyta, co się stało. Zrywa wstążeczki i wszyscy wchodzą. A konsekwencje? Po niedługim czasie pojawiły się u niego poważne dolegliwości z kolanem. Najpierw z jednym, później z drugim. Miejscowi twierdzili, że to poważna sprawa, że choroba może okazać się śmiertelna. Gdy kłopot pojawił się z drugim kolanem, ksiądz był akurat w Krakowie. Badano go w różnych klinikach, nie wykryto śladu jakiejkolwiek choroby, choć kolano było spuchnięte jak balon. Nie mógł chodzić. Po tygodniu wszystko przeszło. Wtedy on, a po jego świadectwie i ja, uwierzyliśmy, że czarna magia to nie żarty”.

Pismo „Egzorcysta”, zajmujące się kościelnymi egzorcyzmami, znajduje się od lat w powszechnej sprzedaży, jest reklamowane, żeruje na ludzkich słabościach, na ludzkiej łatwowierności, szerzy kościelną ciemnotę (przepraszam, nie można tego inaczej nazwać). Od Kościoła można by oczekiwać czegoś więcej. A wypowiedzi egzorcystów wskazują, że poziom ich kwalifikacji jest bardzo niski. Odradzałbym korzystania z ich usług, mogą bardzo zaszkodzić.

Koniec świata

Obłędne wyobrażenia wiążą się w chrześcijaństwie z oczekiwaniem końca świata, sądu ostatecznego i nadejścia królestwa bożego. Zapowiada to Stary i Nowy Testament w wielu miejscach. Wielostronicowy opis tego horroru zawiera Objawienie św. Jana, obłędna halucynacja włączona do kanonu Nowego Testamentu. Ze względu na rozwlekłość i wyjątkową niedorzeczność nie sposób ten tekst cytować.

Apokaliptyczne proroctwo miało się spełnić za życia pokolenia z czasów Chrystusa. Mimo że okazało się fałszywe, pobudza do dziś apokaliptyczne nastroje grozy i nadziei w różnych środowiskach i odłamach chrześcijaństwa.

Według Ewangelii św. Łukasza, Chrystus zapowiedział:

Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu, w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wtedy ujrzą Syna Człowieczego (tj. Chrystusa), nadchodzącego w obłoku z wielką mocą i chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie (…) gdy ujrzycie, że to się dzieje, wiedzcie, iż blisko jest królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się wszystko stanie” (Łk 21, 25-26).

W wielu kościołach chrześcijańskich wyciszono – chociaż nie do końca – sprawę tych urojeń, bowiem mijały kolejne stulecia i nic. W kościołach fundamentalistycznych i ewangelikalnych mówi się o tych fantazjach często. Świadkowie Jehowy powtarzają niestrudzenie przy każdej okazji, że apokaliptyczny koniec nastanie wkrótce. Baptyści głoszą, że Królestwo Boże nadchodzi, chociaż – jak można zauważyć – miało nadejść już dawno.

Armagedon1024x768

Neurologia

Warto wiedzieć, że bardzo intensywna religijność, a także poczucie opętania przez szatana, są skorelowane z chorobowymi zmianami w mózgu. Zwyczajna religijność może pozytywnie wpływać na stan i samopoczucie człowieka, ale w artykule tym piszę o religijności i ideach religijnych związanych z zaburzeniami psychicznymi i paranoicznymi urojeniami. „Mówienie językami”; tzw. „upadki w Duchu Świętym” zdarzające się podczas religijnych wydarzeń (stany przypominające atak padaczki); poczucie owładnięcia przez szatana, którego częściej doświadczają osoby wrażliwe religijnie niż niereligijne; dezorganizujące normalne życie poczucie kontaktu z bogiem; obsesyjne przekonanie o wszechobecności osobowego szatana; słyszenie głosów boga czy szatana, co jest częstym objawem schizofrenii – to nie jest zdrowa, zwyczajna religijność. To religijność, najdelikatniej mówiąc, paranormalna, związana często z zaburzeniami psychicznymi i patologicznymi zmianami w mózgu.

Jakie to zmiany? Literatura medyczna nie jest łatwa do prezentowania, ale wnioski płynące z badań prowadzonych za pomocą rezonansu magnetycznego i tomografii nie pozostawiają wątpliwości. Wysoki poziom religijności (można powiedzieć, zbyt wysoki), przeżyć religijnych, mistycznych, medytacyjnych, poczucie opętania itp., skorelowane są w szczególności z zaburzeniami synchroniczności półkul mózgowych. Skorelowane są też z nadmierną podatnością na absorpcję religijną (opanowanie świadomości przez religijne wyobrażenia).

W Anglii duże zainteresowanie, a także protesty, wzbudziły wypowiedzi Kathleen Taylor z Oxfordu, prowadzącej neurologiczne badania dotyczące m.in. ekstremalnych form religijności. Sugerowała ona możliwość leczenia neurologicznego takich osób. Wielu komentatorów odniosło to do ekstremizmu czy fundamentalizmu islamistycznego. Inni posądzali autorkę o chęć zamykania osób religijnych w szpitalach psychiatrycznych. Są to zarzuty bezpodstawne. Kathleen Taylor nie mówi o przymusie, tylko o możliwości leczenia. Nie ma nic złego w tym, że muzułmanin zwróci się do neurologa lub psychiatry, gdy poczuje nadmierne wzmożenie religijne i gotowość do złożenia ofiary z własnego życia i zabijania innych. Możliwości leczenia nie należy zakazywać, raczej trzeba dać szansę. Od przymusowego „zamykania” to są siły policyjne, a nie lekarze.

W Polsce mamy problemy inne niż w Anglii. Ale jeżeli kogoś zaczynają poważnie interesować wspólnoty w Duchu Świętym lub fronda, to warto wykonać rezonansem magnetycznym badania, bo objawy te mogą świadczyć o początkach chorobowych zmian w mózgu i zaburzeń psychicznych. Obecnie medycyna jest w stanie zapobiec pogłębianiu się schorzenia, a im wcześniej wykryje się chorobowe zmiany, tym lepiej. Badania neurologiczne pozwalają zdiagnozować patologiczne zmiany już w bardzo wczesnych stadiach (por.M.S. Keshavan, G. Berger, R.B. Zipursky, Neurobiology of early psychosis, British Journal of Psychiatry, 2005).

Warto wziąć pod uwagę coś jeszcze. Jak wskazują badania psychiatryczne, obłęd może się udzielać w grupie, w kontaktach z innymi ludźmi (nazywa się to indukowanym zaburzeniem urojeniowym lub obłędem indukowanym). W objawach takie indukowane urojenie jest bliskie schizofrenii.

Ludzie bardzo się różnią podatnością na uleganie zbiorowym urojeniom i psychozom. Różnią się też zdolnością do ich kreowania i przekazywania innym (posiadający tę zdolność to charyzmatyczni przywódcy lub charyzmatyczni psychotycy).

kto-sie-tak-przezywa..

Słowo na zakończenie

Prawa człowieka i polskie ustawodawstwo gwarantują swobodę wyznania i praktyk religijnych. Jak ktoś chce, może sobie „mówić językami” i wierzyć, że władcą tego świata jest szatan. Ale prawa człowieka i nasze ustawy gwarantują też prawo do krytyki przekonań i praktyk religijnych oraz kościołów. Można krytykować. Także dlatego, że Kościół i część wiernych wykazują przemożną skłonność do narzucania innym zasad przyjętych w ich religii. Chcą to robić za pośrednictwem prawa stanowionego przez państwo. Mając takie ambicje, chcąc urządzić życie innym, muszą liczyć się ze zdecydowanym oporem i krytyką. – Alvert Jann

Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ : „Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się w tej chwili 17 artykułów, m.in.:

„Jan  Paweł II bez taryfy ulgowej” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/jan-pawel-ii-bez-taryfy-ulgowej/

Ewolucja i moralność” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/ewolucja-i-moralnosc/

Dowód na nieistnienie. Kogo? – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dowod-na-nieistnienie-kogo-2/

Bóg przed trybunałem nauki” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/bog-przed-trybunalem-nauki/

 

 

 

Ćwiczenia z ateizmu 2. Ks. Bashobora i katoliccy intelektualiści

Redakcja portalu PolskiAteista.pl postanowiła przypominać od czasu do czasu dawniejsze publikacje. Dziś artykuł Alverta Janna z 2015 r. Dotyczy spraw ciągle aktualnych.

*

W „Tygodniku Powszechnym” ukazał się artykuł Piotra Sikory dotyczący ks. Bashobory i ruchów charyzmatycznych w Polsce. Nie zgadzam się z poglądami autora. W dość obszernym artykule zabrakło kilku bardzo ważnych kwestii. Powstał obraz dalece, najdelikatniej mówiąc, zniekształcony. Nie zgadzam się też z głównym postulatem autora artykułu.

1. „Pentekostalizacja” Kościoła katolickiego w Polsce

„Kilka dni temu – pisze Sikora – w całodniowym spotkaniu z ugandyjskim księdzem i charyzmatykiem Johnem Bashoborą na Stadionie Narodowym wzięło udział ok. 40 tys. ludzi. Jednak członków ruchów charyzmatycznych o duchowości podobnej do tej, która reprezentowana była w czasie wydarzenia <Jezus na stadionie>, jest znacznie więcej – stanowią oni gros zaangażowanych katolików w Polsce” (TP, 31/2015).

Redaktor „Tygodnika Powszechnego” pomija całkowicie fakt, że religijny spektakl, o którym pisze, zorganizował i firmował Kościół, a osobiście arcybiskup diecezji warszawsko-praskiej Henryk Hoser. Z opisu można by sądzić, że to wydarzenie znacznie niższej rangi. Widzę w tym unik ze strony autora. A rzecz jest ważna. Bo to „gros” hierarchów popiera i wytycza taki właśnie kierunek działania: wiara w cuda, granie na niedojrzałych religijnych emocjach, wzniecanie religijnych uniesień, religijny „szoł”.

Kiedy zabrakło JPII, budzącego masowe emocje, Kościół stawia na spektakle z cudotwórcami w roli głównej. „Pentekostalizacja” (przejmowanie praktyk i form ekspresji charakterystycznych dla zielonoświątkowców, tj. pentekostalian/pentecostals), to ważny świadomy wybór dokonany przez hierarchów kościelnych. Ks. Bashobora to pionek, arcybiskup Hoser to ręka. Ruchy charyzmatyczne nie są rzeczywistością samoistną, są „przykościelne”, odpowiadają za nie księża i hierarchowie. Bashobora nie wystąpił incydentalnie, w polskim Kościele zagnieździł się na dobre, ma przed sobą – jak kiedyś mówiono w odniesieniu do czegoś innego – kolosalną przyszłość.

Kościół wybrał i animuje charyzmatyczny kierunek rozwoju. Dzięki celowemu pobudzaniu przez Kościół tej formy religijności – pentekostalizacja będzie trwałym rysem kościelnej działalności. Sikorze nie najbardziej się to podoba, ale w obecnej sytuacji jego propozycje – wrócę do niej jeszcze – sprowadzające się do wezwania, by studiować dzieła teologiczne, to iluzja.

Nadzieja w czym innym. Charyzmatyczny nurt może wkrótce wyczerpać swoje możliwości rozwoju, nie zyskiwać zwolenników, słabnąć. Charyzmatycy staną się (oby!) wyspą na tle laicyzującego się społeczeństwa polskiego. Co dziś warto robić? Trzeba wspierać laicyzację, a nie zalecać studiowanie teologii.

25

2. Kłamstwa? Urojenia?

Sikora pomija szokującą prawdę o ks. Bashoborze. Nosi to znamiona kamuflażu. Gdyby ktoś opierał swoją wiedzę tylko na artykule Sikory, mógłby sądzić, że jest to normalny ksiądz, który wygłasza kazania, prowadzi rekolekcje, tylko w sposób nieco bardziej emocjonalny, poruszający, egzotyczny. Tak nie jest. Bashobora szerzy wiarę w cudotwórstwo, uzdrowienia i wskrzeszenia zmarłych. To, co robi, to sianie zabobonów i złudzeń. Nawet w wywiadzie dla TVP info (jest w sieci) mówił, że kiedyś we Włoszech na spotkaniu z nim spośród 150 chorych 40 wstało z wózków zdrowymi. Wspomniał też, że innym razem do chorego na wózku powiedział „wstań”, i ten wstał.

Trudno się dziwić, że na rekolekcje cudotwórcy przychodzi dużo chorych. Czy złudna nadzieja, jaką mogą chwilowo zyskać, usprawiedliwia te spektakle? Czy ich depresji nie pogłębi rozczarowanie, kiedy okaże się, że także Bashobora nie pomógł? Czy Bashobora jest wiarygodny, kiedy mówi o chorych, których dzięki jego posłudze uzdrowił Jezus? Czy chorzy rzeczywiście zostali uzdrowieni? Czy jest dokumentacja medyczna potwierdzająca te uzdrowienia? To retoryczne pytania.

Działalność Bashobory odsłania głębię urojeń kultywowanych w Kościele. Przy okazji Bashoborowych imprez szerzona jest wiara nie tylko w cuda, ale także w moce szatańskie, które wręcz panują nad światem. Ilu w to uwierzy? Jaki jest skutek tych urojeń? W ludzkich umysłach Kościół instaluje demoniczny obraz świata. To żerowanie na ludzkich lękach i naiwności. Redaktor Sikora nawet nie wspomina o tym.

Nie chcę być posądzony o przesadę. Warto chociażby zwrócić uwagę na dwa wywiady, jakich udzielił fronda.pl ks. Łukasz Turek, koordynator diecezjalny ruchów charyzmatycznych w Warszawie, zaangażowany w stadionowe spektakle Bashobory.

Ks. Turek uprawia zaawansowaną demonologię. Mówi: „żyjemy w świecie, w którym dominuje grzech – bo władcą tego świata jest szatan”. Czy nie jest to aby promowanie satanizmu? Nie Bóg, tylko szatan jest władcą świata – mówi ksiądz.

Charakterystyczne, że Turek nie zaprzeczył przypadkom uzdrowień i wskrzeszania zmarłych, uściśla tylko, dokonując kamuflażu i uników, że to nie Bashobora uzdrawia i wskrzesza, tylko Chrystus za sprawą Bashobory. Trzeba powiedzieć, że to sprytne wyjaśnienie: Bashobora się tylko modli, zaś Chrystus jak chce, to wysłuchuje, uzdrawia, wskrzesza. No, no!

Oto fragment wywiadu:

Fronda: Niedawno usiłowano w dość niefortunny sposób „reklamować” rekolekcje z O. Johnem (Bashoborą), mówiąc o „wskrzeszeniach”.

Ks. Turek: Prawda… ciągnie się za o. Johnem taka czarna legenda, że niby mówił o tym, że wskrzesza ludzi… Tymczasem o. John nawet gdyby całe życie się wysilał, to z pewnością nikogo by nie uzdrowił, a tym bardziej nie wskrzesił… A Jezus… z Nim to już inna sprawa. (…) Jezus nadal jest skuteczny i jeżeli chce taki cud uczynić z wiadomego sobie powodu – może to uczynić. Czy uczynił to przez o. Johna? – dlaczego nie?

Kościół oficjalnie nie uznał żadnych cudów dokonanych za sprawą Bashobory, ale nie spieszy z zaprzeczaniem. Katolickie media, tak jak i ks. Turek, niedwuznacznie cuda te uznają za fakt.

Stałym tematem w mediach katolickich jest podkreślanie różnicy między Bashoborą a „uzdrawiaczami”. Nie wskazuje się na fałszywość samej wiary w cudowne uzdrowienia. Mówi się, że Bashobora działa rzeczywiście w imię Chrystusa, zaś inni to oszuści lub – co ciekawsze – znajdują się w rękach szatana. Inaczej mówiąc, nasz zabobon jest dobry, ich zabobon jest zły. Kościół chce tępić cudze zabobony za pomocą własnych.

Fronda: Jaka jest różnica między Ks. Johnem Bashobora a uzdrawiaczem ?

Ks. Turek:Różnica generalnie polega na tym, w czyje imię następuje to <uzdrowienie>. Nie może być tu najmniejszej wątpliwości, że w przypadku o. Johna czynione jest to w Imię Jezusa Chrystusa.

Skąd ta pewność? Kościół już raz zawiódł się na innym, znanym także w Polsce uzdrawiaczu, Harrisie, co zostało przypomniane. Kościół długo patronował Harrisowi, a w końcu uznał, że Harris służy diabłu.

Odnosząc się do sprawy Harrisa, ks. Turek mówi, że szatanowi udało się przez pewien czas oszukiwać wszystkich:

Ks. Turek: Znając diabelską przebiegłość i jego skłonność do małpowania Boga można wnioskować, że szatan zadbał o to, by wprowadzić zamieszanie w sercach ludzi. Musiało zatem nieco czasu upłynąć, abyśmy zaobserwowali, że coś w tym się nie zgadza. Jeżeli chodzi o tego słynnego Harrisa, to pierwsza chyba zorientowała się jego tłumaczka, której wygadał się, że uzdrawia mocą <duchów>, zaobserwowano również okoliczności w których widać było, że modlitwa mu przeszkadza.

Szatan został zdekonspirowany dzięki tłumaczce. Dziś pod rozwagę katolickich intelektualistów chciałbym wnieść coś równie ważnego. Zauważyłem, że redaktor frondy i ks. Turek mówią rzeczy podejrzane. Ogłaszają mianowicie, że mocą Chrystusa można uwalniać od nałogowego uprawiania masturbacji i praktyk gejowskich. Czy to nie ośmiesza Kościoła i Chrystusa?

Fronda: Słyszałam wypowiedź psychologa, i to katolickiego, który negował fakt że wyzwolenie z nałogowego grzechu np. praktyk gejowskich, czy masturbacji może nastąpić nagle, dzięki modlitwie. Powoływał się na „prawa psychologii”, że na studiach psychologicznych uczą o „konieczności długotrwałej terapii”. Czy jest możliwe cudowne, nagłe przekroczenie „praw psychologii”?

Ks. Turek: Jezus na szczęście jest większy od psychologii. Skoro może sprawić nagłe uzdrowienie fizyczne, to tym bardziej może uwolnić człowieka od największych nawet zniewoleń. Potwierdza to niejedno świadectwo. Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych.

W sprawie Harrisa Kościół zawierzył polskiej tłumaczce, niech spróbuje teraz zawierzyć polskiemu ateiście. Sądzę, że za powyższą wypowiedzią, za Bashobarą, ks. Turkiem i frondą, stoi szatan. Teraz jest sprytniejszy i skutecznie unika dekonspiracji. Ale łatwo zauważyć, jaki jest jego cel. Szatan chce skompromitować Kościół w oczach co bardziej myślących wiernych oraz żądnych sensacji ateistów. Po to robi imprezy z udziałem ks. Bashobory. Po to inspiruje na łamach frondy publikacje, które ośmieszają Kościół i Chrystusa.

26e2f8b80006cda74d826c65

Redaktorzy „Tygodnika Powszechnego” mogą sądzić, że sobie żartuję. Jeżeli tak, to tylko pod względem formy. Treść jest jak najbardziej poważna. Warto ją wziąć pod uwagę.

3. Szkodliwość ruchów charyzmatycznych

Sikora pomija sprawę szkodliwości Bashobory i ruchów charyzmatycznych. Nie idzie o to, że ruchom charyzmatycznym brakuje – jak uważa Sikora – intelektualnych kompetencji. Sprawa jest poważniejsza. Pod ich wpływem ludzie potrafią zaprzestać leczenia, polegając na charyzmatycznych praktykach. Udział w ruchach charyzmatycznych często zwiększa niepokój i lęk. W wielu wypadkach prowadzi to do zaburzeń psychicznych, nawet ciężkich. Ruchy i spektakle charyzmatyczne wzmacniają irracjonalizm, sprzyjają urojeniom.

Psychiatria zna dobrze zjawisko „absorpcji religijnej”, tj. pochłonięcia ludzkiej świadomości przez religijne wyobrażenia aż do stanu chorobowego. Ludzie różnią się znacznie między sobą podatnością na religijne urojenia. Czasami podatność ta jest tak duża, że prowadzi do choroby psychicznej. U uczestników ruchów i spektakli charyzmatycznych religijna absorpcja może powodować zaburzenia z elementami histerii, psychozy, transu, schizofrenii, paranoi. Np. na rekolekcjach Bashobory i im podobnych dochodzi do tzw. upadków w Duchu Świętym. Nadwrażliwe osoby padają jakby w konwulsjach, przypomina to atak padaczki. U uczestników ruchów dają o sobie znać zaburzenia mniej widoczne, ale o dużej trwałości. Kościół lekceważy te zagrożenia.

monster-602548_1280

Jednym z zaburzeń psychicznych może być poczucie tzw. opętania przez szatana. W ten sposób daje o sobie znać kościelne nauczanie o obecności osobowego szatana w świecie. Nie ma „prawdziwych” opętań, ale Kościół głosi, że są. Liczba psychoz opętaniowych na tle religijnym rośnie w Polsce.

Być może straszę Bashoborą, ale Kościół, ks. Turek i inni straszą szatanem. Co gorsze?

4. Czy warto studiować teologię?

Sikora zaleca ruchom charyzmatycznym i katolikom w Polsce studiowanie teologii. To jego główna rada, czy raczej przesłanie. Chce w ten sposób podnieść jakość polskiego katolicyzmu. „Wspólnotom Kościoła w Polsce potrzeba zatem – pisze – gruntownych studiów nad tradycją teologiczną chrześcijaństwa”.

Nie sądzę, by przyniosło to pozytywne rezultaty. Obawiam się, że propozycja Sikory to przejście z deszczu pod rynnę. Teologia zawiera zbyt dużo elementów irracjonalnych, urojeń. Sednem teologii jest dociekania spraw nadprzyrodzonych. To sytuuje ją w kategorii szeroko rozumianej ezoterycznej wiedzy o zjawiskach nadnaturalnych. O ile ruchy charyzmatyczne bazują na emocjonalnych przeżyciach, to teologia jest dziedziną wyrozumowanych urojeń. Studiowanie teologii chrześcijańskiej prowadzi do zanurzanie się w pojęciach boga, szatana, nieba, piekła, duszy nieśmiertelnej, sądu ostatecznego, cudów, opętań, dogmatów kościelnych, biblijnych mitów. To droga donikąd. Studiowanie teologii grozi zejściem rozumu na manowce, nie powoduje rozwoju intelektualnego, na którym zależy redaktorowi Sikorze.

Czy jest coś wartościowego w teologii? Wartości etyczne? Bywa, że tak, ale trzeba wziąć pod uwagę, że tradycją teologii katolickiej jest odnoszenie wszystkich problemów etycznych do wersetów Pisma Świętego. Katolikom bardzo trudno rozważać zagadnienia etyczne, bo te wersety przygniatają mentalnie. Chyba że katolik oderwie się od religii, teologii, świętych ksiąg. Weźmy karę śmierci? Zamiast refleksji etycznej, w teologicznej tradycji dominują wiekowe rozważania nad znaczeniem kilku wersetów. A homoseksualizm? Biblijne potępienia nie pozwalają myśleć. Katolicyzmowi trzeba raczej wyzwolenia od teologii, a nie zanurzenia się w teologii.

Niedawno Agnieszka Sabor, redakcyjna koleżanka Sikory, przejechała się krytycznie po ateistach, korzystając z wysłużonego wehikułu, jakim jest „Rzeczpospolita”. Dziwię się, że ateistom nie polecała gruntownego studiowania teologii.

Nie zgadzam się z finalnym stwierdzeniem redaktora Piotra Sikory: „dobrze się dzieje, że w Kościele w Polsce rośnie świadomość konieczności zanurzenia w Duchu”. Dlaczego niby dobrze? Sikora nie odpowiedział. „Brakuje nam jednak – czytamy dalej – sposobu patrzenia na to wydarzenie, jakie prezentuje Ewangelia Jana – w której Duch Święty, nazwany Duchem Prawdy, prowadzi do coraz głębszego zrozumienia działania Boskiego Logosu i do konkretnego zaangażowania miłości. A wszelkie cuda są przede wszystkim znakami niosącymi Boże objawienia”. Czytając te słowa, chciałoby się powiedzieć, boże zmiłuj się nad biegłymi w teologii. Cytat potwierdza moje obawy. Na jego podstawie widać, do jakich zwidów prowadzi zanurzenie się w świętych księgach.

Co może pomóc katolikom w oderwaniu się od religijnych wyobrażeń? Teologiczne lektury niczego dobrego nie spowodują. Może raczej czytanie książek popularno-naukowych lub naukowych, ale takich, które nie propagują między wierszami religijnych lub parareligijnych idei. Współczesna wiedza naukowa jest naprawdę fascynująca, dużo ciekawsza niż teologia i religia. Zapewniam.  –  Alvert Jann

Blog „Ćwiczenia z ateizmu” – https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/

Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Lekcje religii w szkołach wyższych (Ćwiczenia z ateizmu 1)

Minęło kilka lat od czasu pierwszych publikacji z cyklu „Ćwiczenia z ateizmu”. Postanowiliśmy powtórzyć ten cykl, dla nowych chętnych do pogłębienia wiedzy merytorycznej, koniecznej gdy trzeba zmagać się z aprioryczną tautologią religijną, i sofizmatami obrońców wiary. Cykl stworzył nasz stały współpracownik Alvert Jann, któremu składamy nieustająco podziękowania za wkład do, niezbędnej naszym zdaniem, edukacji młodzieży akademickiej…

Kuna2020Kraków

 

Alvert Jann

Ekspansja Kościoła w państwowym szkolnictwie wyższym i w instytucjach naukowych umyka uwadze opinii publicznej. Pisze się o religii w szkołach podstawowych i średnich, zapominając o szkołach wyższych.

Mamy w Polsce trzy duże uniwersytety katolickie, ponadto na sześciu państwowych uniwersytetach działają wydziały teologii katolickiej. Wszystkie są kościelnymi placówkami w całości finansowanymi przez budżet państwa. Kościół okopał się w wielu instytucjach naukowych. W Narodowym Centrum Nauki (państwowej instytucji finansującej badania naukowe) teologia figuruje jako pełnoprawna dziedzina nauki. Centralna Komisja Do Spraw Stopni i Tytułów nadaje tytuły i stopnie naukowe w zakresie teologii. Są to praktyki zakorzenione w czasach średniowiecza, ale współcześnie nieuzasadnione. Za pieniądze podatników stwarza się pozór naukowego charakteru teologii. Nie każda tradycja jest dobra. Teologia nie jest nauką, a jej ekspansja służy wyłącznie partykularnym interesom Kościoła. Powiedzmy wyraźnie, nie powinno się teologii finansować z budżetu państwa.

Jak do tego doszło?

Jak powstało rozdęte państwowe szkolnictwo wyższe podporządkowane Kościołowi? Gotowość do finansowania kościelnego szkolnictwa ujawniła się tuż po transformacji. W 1991 r. finansowaniem z budżetu państwa objęto, na mocy odrębnej ustawy, Katolicki Uniwersytet Lubelski, a w 1997 r. Papieską Akademię Teologiczną w Krakowie (dziś jest to Uniwersytet Papieski). Korzystną dla Kościoła sytuację stwarzał Konkordat zawarty między Rzeczpospolitą Polską a Państwem Watykańskim, który wszedł w życie 25 kwietnia 1998 r. (rządził AWS i premier Jerzy Buzek). Na tej podstawie zawarto umowy między Rządem RP a Konferencją Episkopatu Polski dotyczące szkolnictwa wyższego. Konkordat nie określał szczegółów, nie przesądzał o finansowaniu uczelni i wydziałów kościelnych przez budżet państwa, nie przesądzał o ich całkowitym podporządkowaniu Kościołowi. W umowach z episkopatem rząd oddał te uczelnie i wydziały pod kierownictwo władz kościelnych polskich i watykańskich. Zgodził się na ich zdecydowanie wyznaniowy charakter. Jednocześnie zobowiązywał się do finansowania. W państwowym szkolnictwie wyższym powstało państwo kościelne, utrzymywane z pieniędzy publicznych.

Oprócz Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, powstał i rozrósł się Uniwersytet Kardynała Wyszyńskiego w Warszawie oraz Uniwersytet Papieski Jana Pawła II w Krakowie. Wydziały teologii katolickiej utworzono na państwowych uniwersytetach w Poznaniu, Toruniu, Katowicach, Opolu, Szczecinie, Olsztynie, a w Białymstoku powołano Katedrę Teologii Katolickiej oraz Katedrę Teologii Prawosławnej. Uczelnie te i wydziały są w całości finansowane przez budżet państwa. Ponadto państwo dofinansowuje takie kościelne instytucje mające uprawnienia szkół wyższych, np. dwa Papieskie Wydziały Teologiczne w Warszawie, jezuicką Akademię Ignatianum w Krakowie, a także inne placówki kościelne.

Za powoływanie wydziałów teologii na państwowych uniwersytetach odpowiedzialność ponoszą także senaty i władze tych uczelni. Mogły się nie zgodzić, ale wolały akceptować lobbystyczne zabiegi Kościoła. W głosowaniach mało kto decydował się na podniesienie ręki „przeciw”. Ekspansja Kościoła w państwowym szkolnictwie wyższym nie budziła sprzeciwu. Środowiska uniwersyteckie i naukowe, a także opinia publiczna i media, wykazały się co najmniej biernym przyzwoleniem. W ten sposób, obok religii w szkołach podstawowych i średnich, mamy lekcje religii w państwowych szkołach wyższych. Przyjrzyjmy się dokładniej, jak to działa.

Kościelne szkoły wyższe (nazwa oficjalna)

KUL, UKSW, Uniwersytet Papieski w Krakowie, oraz wydziały teologiczne na państwowych uczelniach, respektują przepisy ustawy o szkolnictwa wyższego w zakresie pozwalającym uznawać dyplomy tych uczelni. Pozostają natomiast pod ścisłym kierownictwem Kościoła katolickiego – są domeną Kościoła finansowaną przez państwo. Gwarantują to porozumienia między episkopatem a rządem polskim, oraz statuty tych uczelni i wydziałów, zatwierdzane aż w Watykanie, ale także przez ministerstwo w Warszawie. Ścisły nadzór ze strony Stolicy Apostolskiej (watykańskiej Kongregacji Wychowania Katolickiego) może zaskakiwać. Działalność tych uczelni i wydziałów opiera się na przepisach watykańskich i prawie kanonicznym (kościelnym), nadających państwu watykańskiemu olbrzymie prerogatywy. Zgodził się na to rząd polski. Formy kościelnego nadzoru są zadziwiające. Rektorzy, dziekani, nauczyciele akademiccy przed objęciem funkcji lub zatrudnieniem muszą być zatwierdzeni przez wielkiego kanclerza (jest nim arcybiskup metropolita lub biskup diecezjalny), a na wielu wydziałach także przez Watykan. Kanclerz i Watykan zatwierdzają statuty uczelni i wydziałów. W działalności naukowej ma być respektowana wiedza pochodzącą z Objawienia oraz doktryna Kościoła katolickiego. Zostało to jasno zapisane w dokumentach, nie jest to moje domniemanie.

Rząd polski nie musiał się zgadzać na takie podporządkowanie tych uczelni i wydziałów Kościołowi, skoro je finansuje. Ale się zgodził. Konkordat stwierdzał tylko: Status prawny szkół wyższych (…) oraz status prawny wydziałów teologii katolickiej na uniwersytetach państwowych regulują umowy między Rządem Rzeczypospolitej Polskiej a Konferencją Episkopatu Polski upoważnioną przez Stolicę Apostolską” (art. 15).

Przyjrzyjmy się kilku kluczowym sprawom. Dla jasności skupię się na KUL, ale identycznie jest na innych uczelniach i wydziałach podporządkowanych Kościołowi.

Decydującą władzę na KUL posiada wielki kanclerz, którym jest arcybiskup metropolita lubelski (obecnie ks. dr hab. Stanisław Budzik). Władza wielkiego kanclerza jest ogromna, przypomina absolutyzm papieski. Co robi?

Wielki kanclerz „udziela misji kanonicznej lub zezwolenia na uczenie, a w razie konieczności zawiesza lub odbiera je nauczycielom akademickim”. Praktycznie więc od kanclerza zależy przyjęcie i zwolnienie nauczyciela akademickiego. Jakimi kryteriami się kieruje wielki kanclerz? W statucie czytamy, że kanclerz „troszczy się, aby doktryna katolicka była uprawiana i wykładana zgodnie z nauczaniem Urzędu Nauczycielskiego Kościoła i przepisami prawa kanonicznego”. Kanclerz ma olbrzymi wpływ na całą działalność KUL, także na merytoryczną stronę nauki. Czuwa – jak czytamy – nad sprawami nauki, nauczania i wychowania, a także nad przestrzeganiem przepisów Stolicy Apostolskiej.

Warto wspomnieć o czymś jeszcze. Wielki kanclerz przyjmuje wyznanie wiary od nowego rektora. To kuriozalne potwierdzenie klerykalizmu, podporządkowania uczelni Kościołowi. Zatwierdza też uchwały senatu o wyborze rektora, a także prorektorów (wcześniej wspominałem o zezwalaniu na nauczanie i odbieraniu tego zezwolenia w stosunku do wszystkich nauczycieli akademickich). Kanclerz zatwierdza też plan rzeczowo-finansowy uniwersytetu.

Ale wielki kanclerz nie jest wierzchołkiem piramidy władzy. Nad nim czuwa Wielki Brat, Watykan. Władza Watykanu jest olbrzymia. O najważniejszych sprawach KUL decyduje Rzym. Wszystkie ważniejsze decyzje wielkiego kanclerza muszą być potwierdzone przez Watykan. Statut wprost stwierdza, że uniwersytet podlega Stolicy Apostolskiej. Watykan zatwierdza statut uniwersytetu, a także wybranego przez senat uczelni rektora. Kuriozalny wymóg to zatwierdzanie przez Rzym dziekanów (tzw. nihil obstat) oraz wyrażanie zgody na zatrudnienie profesora nadzwyczajnego i zwyczajnego na wydziałach kościelnych. Na innych wydziałach konieczna jest zgoda na wykładanie dyscyplin dotyczących wiary i moralności (formułę tę można odnieść dowolnie do bardzo wielu dyscyplin, w tym np. do biologii).

Wydziały kościelne, poddane szczególnie silnej kontroli Rzymu, to Wydział Teologii oraz Instytut Prawa Kanonicznego, a także – co najciekawsze – Wydział Filozofii (zatrudnianie profesorów filozofii decyduje się aż w Rzymie). Wydziały kościelne mają szczególny przywilej, na który zgodził się nasz rząd. Nie dość, że działają na podstawie prawa kanonicznego (kościelnego), to w przypadku kolizji tego prawa z prawem państwowym, pierwszeństwo ma – jak zapisano – prawo kanoniczne.

Watykan musi być informowany „o poważniejszych sprawach Uniwersytetu” oraz otrzymuje okresowo sprawozdania. Można powiedzieć, że Wielki Brat czuwa bez przerwy.

Podsumowując, KUL podporządkowany jest bez reszty Kościołowi i doktrynie katolickiej. Podkreślmy, że jest to zależność wprost od Watykanu. Nie ma żadnej autonomii uniwersytetu wobec Kościoła, jest jednostronna podległość. KUL jest folwarkiem Kościoła finansowanym przez państwo polskie z pieniędzy podatników.

A co z uprawianą tam nauką? Działalność naukowa jest podporządkowana formalnie i merytorycznie doktrynie katolickiej i Kościołowi. Nie tylko teologia i filozofia, ale także inne dyscypliny naukowe są zobowiązane respektować doktrynę kościelną. Warto pamiętać, że problemy światopoglądowe pojawiają się często także na gruncie nauk przyrodniczych (najwyraźniej dotyczy to biologii, szczególnie teorii ewolucji, którą Kościół co najwyżej toleruje w wersji teistycznej, tzn. podkreślając moc sprawczą Boga).

Warto wspomnieć, że na KUL pod nazwą filozofii i Wydziału Filozoficznego kryje się w znacznej mierze teologia. Wydział Filozofii zaliczony jest – jak już zaznaczałem – to kategorii wydziałów kościelnych, poddanych szczególnej kontroli, gdzie np. nie można zatrudnić profesora bez zgody Watykanu. Na wydziale tym „pod przykrywką” filozofii w znacznym zakresie uprawiana jest teologia, bronione są rozprawy doktorskie z zakresu teologii i doktryny Kościoła. Jeszcze niedawno była tam Katedra Filozofii Boga (obecnie katedra taka działa na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Papieskiego w Krakowie).

Nasuwa się pytanie, co to za nauka, co to za uniwersytet, który bez reszty jest podporządkowany Kościołowi i kościelnej doktrynie/ideologii? Zniewolenie nauki dosadnie zapisano w Statucie KUL: „Realizacja zasady wolności nauki powinna pozostawać w zgodzie z Objawieniem i nauczaniem Kościoła” (par. 14). W Statucie Uniwersytetu Papieskiego czytamy: „Celem Wydziału Nauk Społecznych jest wszechstronne i systematyczne zgłębianie społecznych zagadnień w świetle Objawienia Bożego” (pkt. 167). To są teksty jak z kabaretu. A jeśli ktoś miał złudzenia co do wolności nauki na tych uczelniach, to powinien przypomnieć sobie słowa:„porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie” (Dante „Boska komedia”).

W statucie jednego z wydziałów teologicznych na państwowym uniwersytecie mówi się wprost o „wierności doktrynie katolickiej”. Przywołanie Dantego jest nieprzypadkowe. Czytając o wielkim kanclerzu, o zatwierdzaniu wszystkiego przez Stolicę Apostolską, o nauce wiernej objawieniu i doktrynie katolickiej, nieodparcie zyskujemy przekonanie, że to ta sama komedia, ta sama zjawa z teologicznej wyobraźni, którą przedstawiał Dante w XIV w. I chce się zakrzyknąć: A kysz!

Na UKSW, Akademii Papieskiej w Krakowie oraz na wydziałach teologicznych państwowych uczelni obowiązują takie same przepisy i praktyki jak na KUL. Chociaż wydziały te są częścią państwowych uniwersytetów, to kluczowe sprawy wymagają zatwierdzenia przez wielkiego kanclerza wydziału (jest nim biskup diecezjalny) i przez Watykan.

Czy teologia jest nauką?

Mogłoby się wydawać, że teologia jest – jak wskazywałaby nazwa – nauką o bogu, tak jak biologia jest nauką o organizmach żywych, a geologia o ziemi. Różnica miałaby polegać na odmiennym przedmiocie badań. Tak jednak nie jest.

Po pierwsze, teologia podporządkowana jest interesom i poglądom głoszonym przez Kościół katolicki lub przez inne kościoły i społeczności religijne. Stawia to ją w rzędzie ideologii, tj. poglądów związanych z jakimś ugrupowaniem politycznym i kultywowanych w imię jego interesów. Do teologii przystają takie określenia, jak doktryna, ideologia, światopogląd, ale nie nauka. Jej miejsce jest obok innych kierunków światopoglądowych i doktryn, obok liberalizmu, konserwatyzmu, materializmu, marksizmu-leninizmu. Kierunki takie nie mają statusu dyscyplin naukowych czy akademickich, nie są wymieniane w Narodowym Centrum Nauki jako dziedziny nauki, nie nadaje się stopni naukowych w zakresie konserwatyzmu, marksizmu itp. Nie tak dawno status nauki i przedmiotu akademickiego próbowano nadać marksizmowi, ale powszechnie odnoszono się do tych zabiegów z przymrużeniem oka. Podobnie trzeba traktować dziś teologię.

Po drugie, teologia nie jest nauką ze względu na przedmiot i cel dociekań.

Przedmiot badań nauki współczesnej istnieje realnie. Jest to przyroda, mikro i makrokosmos, organizmy żywe, psychika, życie społeczne, kultura, język, sztuka. Także ludzkie wierzenia religijne są przedmiotem badań naukowych. Badania naukowe dostarczają wiedzy o tych dziedzinach rzeczywistości, w tym także o religii.

A co jest przedmiotem badań teologii? Tym przedmiotem są sprawy nadprzyrodzone, nadnaturalne, bóg. Kościół widzi w teologii wiedzę o objawieniu bożym. Istotą i celem teologii jest dociekanie i głoszenie prawd objawionych przez boga w Piśmie Świętym.

Czy można takie badania prowadzić w zgodzie z metodologią naukową? Nie można. Można, będąc w habicie i pozostając w zgodzie z metodologią naukową, badać język hebrajski i biblijne wierzenia. Ale są to wtedy badania z zakresu filologii, religioznawstwa, historii. Możemy zyskać wiedzę o języku i wyobrażeniach religijnych ludzi żyjących w tamtych czasach, ale nie ma podstaw, by sądzić, że będzie to wiedza o bogu i tym, co nas czeka po śmierci. Domniemanej rzeczywistości nadprzyrodzonej i boga badać nie można, bowiem jest to dziedzina niedostępna badaniom naukowym, albo wręcz – nie rozstrzygajmy w tej chwili dylematu – nie istnieje, jest tylko mitem, tworem ludzkiej wyobraźni i kultury.

Zainteresowanie sprawami nadprzyrodzonymi niedwuznacznie wskazuje, że teologia nie jest nauką, należy do dziedziny religii i ezoteryki. Miejsce teologii jest w rzędzie takich dociekań, znanych od tysiącleci, jak starożytna i średniowieczna gnoza, magia, astrologia, kabała, tarot, hinduistyczne i buddyjskie spekulacje dotyczące inkarnacji, reinkarnacji itp.

W starożytności i średniowieczu nauka nie była wyraźnie odróżniana od spekulacji religijnych i ezoteryki. Pismo Święte traktowano jako źródło wiedzy o świecie i człowieku. Nawet Newton (1643-1727) obliczał wiek świata na podstawie Biblii na kilka tysięcy lat. Nie rozgraniczano astrologii i astronomii. Od tamtych czasów dużo się zmieniło. Naukę zaczęto ostro odróżniać od wierzeń religijnych i ezoteryki, bo nic nie wskazywało, że wierzenia religijne i ezoteryczne zawierają prawdę o świecie.

Jakie więc racje przemawiają za traktowaniem teologii jako dziedziny nauki w Narodowym Centrum Nauki? Dlaczego nadaje się stopnie i tytuły naukowe w dziedzinie teologii? Stoi za tym interes Kościoła i jego ludzi. Teologia nie powinna figurować jako dyscyplina naukowa w Narodowym Centrum Nauki, nie ma też uzasadnienia nadawanie stopni i tytułów naukowych w zakresie teologii. Na uprawianie teologii miejsce jest w Kościele, ale nie w nauce.

A co z filozofią? Mówi się czasami, że teologia jest pokrewna filozofii?

Filozofia przeszła w czasach współczesnych wielką metamorfozę, dostosowała się do wymogów metodologii i kultury naukowej, nie bada spraw nadprzyrodzonych. Natomiast kościelna teologia nadal, jak w średniowieczu, docieka, co też Bóg objawił ludziom w Piśmie Świętym.

264668_IMG_4047-D

Summa summarum

Klerykalizm w szkolnictwie wyższym i nauce narasta przy milczącej zgodzie środowisk naukowych. Rzeczpospolita Polska okazuje się podatna na kościelny lobbing, władze państwowe gotowe są finansować kościelne szkolnictwo wyższe, całkowicie podporządkowane władzom kościelnym polskim i watykańskim. Teologii przyznaje się status nauki chociaż jest niczym więcej niż kościelną ideologią oraz zakorzenioną w czasach archaicznych wiedzą tajemną o sprawach nadprzyrodzonych.

Jaki wniosek? Kościelne uczelnie powinny albo uwolnić się od podporządkowania Kościołowi (wymaga to całkowicie nowych statutów, swoistej sekularyzacji), albo władze państwowe powinny zrezygnować z ich finansowania. Nie ma potrzeby utrzymywania przez państwo kościelnych uczelni i wydziałów teologii na państwowych uniwersytetach. – Alvert Jann

………………………………………………………………….

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ : Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się kilkadziesiąt artykułów, m.in.: 

Teologia nie jest nauką!” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teologia-nie-jest-nauka/

Jan Paweł II bez taryfy ulgowej” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/jan-pawel-ii-bez-taryfy-ulgowej/

Dowód na nieistnienie. Kogo? – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dowod-na-nieistnienie-kogo-2/

Bóg przed trybunałem nauki” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/bog-przed-trybunalem-nauki/

O ciekawym wydarzeniu piszę w artykule pt.

Afera z doktoratem na Uniwersytecie Kardynała Wyszyńskiego”https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/afera-doktoratem-uniwersytecie-kardynala-wyszynskiego/

…………………………………………………………………..

Zmartwychwstanie Jezusa.

Kościół ma problem ze zmartwychwstaniem Jezusa. Przybywa chrześcijańskich teologów, którzy negują realność zmartwychwstania. Natomiast władze Kościoła nadają zmartwychwstaniu najwyższą rangę. W wielu dokumentach kościelnych, także w katechizmie, powtarza się za św. Pawłem: „Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara” (1Kor 15,14). Hierarchowie i księża mówią wręcz, że bez wiary w zmartwychwstanie Jezusa nie ma chrześcijaństwa. 

Pojawia się pytanie, czy rozumny człowiek może dziś w zmartwychwstanie uwierzyć. Jak wynika z ewangelii, nawet wśród pierwszych chrześcijan nie brakowało niedowiarków. Nie bez powodu św. Paweł w liście do wiernych w Koryncie pytał około 50-60 roku nowej ery: „dlaczego twierdzą niektórzy spośród was, że nie ma zmartwychwstania? Jeśli nie ma zmartwychwstania, to i Chrystus nie zmartwychwstał” (1Kor 15,12-13).

Od lat wzrasta zainteresowanie twórczością niemieckiego luterańskiego teologa Rudolpha Bultmanna (1884-1976). Głosił on ideę „demitologizacji chrześcijaństwa”, a za mity uznawał dziewicze poczęcie Jezusa, jego cielesne zmartwychwstanie, cuda opisane w ewangeliach itp. Dla protestanckich ortodoksów i Kościoła katolickiego jest to oczywiście nie do przyjęcia. Ale „Bultmannowska zaraza” zdaje się szerzyć. Przybywa chrześcijańskich teologów, którzy skłonni są uznać zmartwychwstanie za legendę, za ludową opowieść.

Nie tak dawno jeden z wielkich kardynałów katolickich Walter Kasper, znany szeroko w Niemczech i Watykanie, został przez katolickich ortodoksów zaatakowany za nieuznawanie zmartwychwstania Jezusa, czyli za herezję. Kardynałowi Kasperowi zarzucono nie bez podstaw, że „od lat ma problem z naczelnym dogmatem wiary katolickiej jakim jest Zmartwychwstanie. (…) – Pusty grób przedstawia sobą wieloznaczny fenomen, otwarty na różne interpretacje – twierdzi kardynał, mówiąc o powstaniu z martwych Pana Jezusa”. Ortodoksyjny krytyk kardynała pyta: „A co z wiarą apostołów czy relacjami zapisanymi w Biblii? Według niemieckiego hierarchy są to <wierzenia i świadectwa przekazane przez ludzi, którzy w nie wierzyli>”. No właśnie, apostołowie wierzyli, ale nie jest pewne, czy Jezus rzeczywiście zmartwychwstał fizycznie.

„Świadectwa biblijne apostołów – piszą katoliccy ortodoksi – są dla kard. Kaspera jedynie spotkaniem Chrystusa mającym naturę duchową, tak jak obecnie wierni spotykają się z Nim poprzez wiarę. Według hierarchy <z gruntu fałszywy rodzaj twierdzenia, jakoby Pan Jezus był dotykany ich rękami oraz jadł przy stole wraz ze swymi uczniami, (…) prowadzi do ryzyka przyjęcia zbyt topornej wiary paschalnej>” (link na końcu).

Skłonność, by ignorować kościelne dogmaty, a za to przeżywać wiarę, wywraca do góry nogami Katechizm Kościoła Katolickiego i kościelną teologię. Jak widać, ciekawe problemy ma Kościół i wierni.

1. „Bajki czarowne, bajki cudowne”

Nie można się dziwić, że relacje ewangelistów budzą sceptycyzm. Są jak bajki dla dzieci lub dla niezbyt rozgarniętych dorosłych. Jezus mógł być jednym z nawiedzonych kaznodziejów, jakich wówczas i dziś nie brakuje. Mógł być skazany na śmierć i ukrzyżowany przez Rzymian. Takie rzeczy tam się zdarzały. Ale nie ma podstaw, by człowiek rozumny wierzył w realność takich wydarzeń jak dziewicze poczęcie i zmartwychwstanie Jezusa. To są religijne fantazje, mity i urojenia. W artykule o narodzinach Jezusa napisałem – posługując się swobodnie frazą z wiersza Juliana Tuwima – że są to bajki czarowne, bajki cudowne.

Przyjrzyjmy się nieco bliżej ewangelicznym opowieściom o zmartwychwstaniu, by posmakować uroczej bajkowej naiwności tych relacji.

2. Zmartwychwstanie według Mateusza

W ewangeliach czytamy, że ciało Jezusa złożono w komnacie wykutej w skale, a wejście przywalono wielkim głazem. Mateusz pisze, że na żądanie kapłanów żydowskich przy grobie wystawiono straże rzymskie oraz opieczętowano wejście, by nikt nie wykradł zwłok (inni ewangeliści o strażach i opieczętowaniu nie wspominają).

Po co te zabezpieczenia? Jak pisze Mateusz, kapłani słyszeli, że Jezus zapowiadał swoje zmartwychwstanie. Obawiali się więc, że uczniowie Jezusa wykradną jego zwłoki i powiedzą ludowi: „Powstał z martwych” (Mt 27,62-66). Sprawie tej Mateusz poświęca sporo miejsca i wrócę jeszcze do niej.

Co się działo trzeciego dnia po zamknięciu grobu Jezusa?

Ewangelista Mateusz pisze: „Po upływie szabatu o świcie … przyszła Maria Magdalena i druga Maria obejrzeć grób. A oto powstało wielkie trzęsienie ziemi. Albowiem anioł Pański zstąpił z nieba, podszedł, odsunął kamień i usiadł na nim. Postać jego jaśniała jak błyskawica, a szaty jego były białe jak śnieg. Ze strachu przed nim zadrżeli strażnicy i stali się jakby umarli. Anioł zaś przemówił do niewiast: <Wy się nie bójcie! Gdyż wiem, że szukacie Jezusa Ukrzyżowanego. Nie ma Go tu, bo zmartwychwstał, jak powiedział. Chodźcie, zobaczcie miejsce, gdzie leżał. A idźcie szybko i powiedzcie Jego uczniom: Powstał z martwych i oto udaje się przed wami do Galilei. Tam Go ujrzycie>” (Mt 28,1-7).

Afera korupcyjna: Ale to nie wszystko. Mateusz pisze, że kapłani przekupili strażników, by rozgłaszali, że uczniowie wykradli ciało Jezusa. W ewangelii czytamy: „niektórzy ze straży przyszli do miasta i powiadomili arcykapłanów o wszystkim, co zaszło. Ci zebrali się ze starszymi, a po naradzie dali żołnierzom sporo pieniędzy i rzekli: <Rozpowiadajcie tak: Jego uczniowie przyszli w nocy i wykradli Go, gdyśmy spali. A gdyby to doszło do uszu namiestnika, my z nim pomówimy i wybawimy was z kłopotu>. Ci więc wzięli pieniądze i uczynili, jak ich pouczono. I tak rozniosła się ta pogłoska między Żydami i trwa aż do dnia dzisiejszego” (Mt 28,11-15).

Wojna informacyjna: Wszystko wskazuje, że wśród chrześcijan toczyła się wówczas swoista wojna informacyjna. Z jednej strony szerzyły się wieści, że grób był pusty i Jezus zmartwychwstał. Z drugiej strony opowiadano, że to uczniowie wykradli zwłoki i kłamliwie rozgłaszają, że zmartwychwstał. Aby odeprzeć te oskarżenia, Mateusz mówi o wystawieniu i przekupieniu straży przez kapłanów. Być może wcześniej wersję taką rozgłaszali wyznawcy Jezusa.

3. Zmartwychwstanie według Jana

Oto co pisze Jan (długie, ale warto przeczytać): „A pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu. Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do nich: <Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono>. Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu (zgodnie z żydowskim zwyczajem zmarłych zawijano w płótna). Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył. (…) Maria Magdalena natomiast stała przed grobem płacząc. A kiedy tak płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa – jednego w miejscu głowy, drugiego w miejscu nóg. I rzekli do niej: <Niewiasto, czemu płaczesz?> Odpowiedziała im: <Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono>. Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł do niej Jezus: <Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?> Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik (grób znajdował się w ogrodzie), powiedziała do Niego: <Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę>. Jezus rzekł do niej: <Mario>. A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: <Rabbuni>, to znaczy: Nauczycielu! Rzekł do niej Jezus: <Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca. Natomiast udaj się do moich braci i powiedz im: Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego>. Poszła Maria Magdalena oznajmiając uczniom: <Widziałam Pana i to mi powiedział>” (J 20).

Relacje Mateusza i Jana, a także dwóch pozostałych ewangelistów, różnią się w wielu szczegółach. Wskazuje to, że wśród wyznawców Jezusa krążyły różne opowieści, spisywane przez ewangelistów, oraz że ewangeliści puszczali wodze własnej fantazji, urozmaicali opis, dodawali dialogi, dokonywali selekcji.

W odróżnieniu od Mateusza, pozostali trzej ewangeliści nie wspominają o wystawieniu straży rzymskich, ani o trzęsieniu ziemi i aniele odsuwającym kamień. Kobiety zastają kamień już odsunięty.

Ewangeliści nie są zgodni co do tego, kto przyszedł do grobu i stwierdził, że grób jest pusty. Mateusz mówi o dwóch kobietach wymienionych z imienia, Marek o trzech. Łukasz pisze o kobietach nie wymieniając imion ani liczby. Według Jana do grobu przyszła Maria Magdalena oraz apostoł Piotr i jeden z młodszych uczniów Jezusa, a przy grobie pojawił się też zmartwychwstały Jezus.

Zawsze o zmartwychwstaniu informuje anioł lub tajemnicza postać (w domyśle anioł). Ma to chyba rozwiać podejrzenia, że zwłoki zostały wykradzione.

4. Spotkania ze zmartwychwstałym

Opowieści o spotkaniach ze zmartwychwstałym Jezusem są jak bajki dla dorosłych, ale niezbyt mądrych. W ewangeliach jest kilkanaście takich scen, podam tylko fragmenty dwóch.

Łukasz, tak jak i pozostali ewangeliści, stara się pokazać, że Jezus rzeczywiście zmartwychwstał fizycznie, cieleśnie, a nie jako duch. Oto Jezus niespodziewanie pojawia się wśród apostołów: „Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: <Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam>. Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi. Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: <Macie tu coś do jedzenia?> Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i jadł wobec nich” (Łk 24,36-43).

A teraz fragment z ewangelii Jana:

Apostołowie przez noc łowili ryby w jeziorze, ale nic nie złowili: „A gdy ranek zaświtał, Jezus stanął na brzegu. Jednakże uczniowie nie wiedzieli, że to był Jezus. A Jezus rzekł do nich: <Dzieci, czy macie co na posiłek?> Odpowiedzieli Mu: <Nie>. On rzekł do nich: <Zarzućcie sieć po prawej stronie łodzi, a znajdziecie>. Zarzucili więc i z powodu mnóstwa ryb nie mogli jej wyciągnąć. (…) A kiedy zeszli na ląd, ujrzeli żarzące się na ziemi węgle, a na nich ułożoną rybę oraz chleb. Rzekł do nich Jezus: <Przynieście jeszcze ryb, któreście teraz ułowili>. Poszedł Szymon Piotr i wyciągnął na brzeg sieć pełną wielkich ryb w liczbie stu pięćdziesięciu trzech. A pomimo tak wielkiej ilości, sieć się nie rozerwała. Rzekł do nich Jezus: <Chodźcie, posilcie się!> Żaden z uczniów nie odważył się zadać Mu pytania: <Kto Ty jesteś?> bo wiedzieli, że to jest Pan. A Jezus przyszedł, wziął chleb i podał im – podobnie i rybę. To już trzeci raz, jak Jezus ukazał się uczniom od chwili, gdy zmartwychwstał” (J 21,4-14).

Ewangelię kończy Jan jak prawdziwy bajkopisarz: „Jest ponadto wiele innych rzeczy, których Jezus dokonał, a które, gdyby je szczegółowo opisać, to sądzę, że cały świat nie pomieściłby ksiąg, które by trzeba napisać” (J 21,25).

Trudno się dziwić, że wielu teologów chciałoby powyższe opowieści interpretować jako metafory, przenośnie, a nie dosłownie. Jest to jednak w kontekście Nowego Testamentu trudne. W opowieściach ewangelistów zmartwychwstanie Jezusa ma charakter cielesny. Również katechizm i oficjalne dokumenty kościelne mówią o zmartwychwstaniu rozumianym fizycznie. Ortodoksi podkreślają, że w Kościele obowiązuje dogmat o cielesnym zmartwychwstaniu Jezusa.

5. Moment śmierci Jezusa

Cudowna fantazja dopisywała ewangelistom także przy opisie ukrzyżowania Jezusa. Ewangeliści mówią o przedziwnych zdarzeniach, które nastąpiły w momencie śmierci Jezusa na krzyżu: trzęsienie ziemi, zaćmienie słońca, pęknięcie zasłony w Świątyni Jerozolimskiej. Mateusz dorzuca jeszcze – co zasługuje na szczególną uwagę – liczne zmartwychwstania: „A oto zasłona przybytku (tj. w Świątyni Jerozolimskiej) rozdarła się na dwoje z góry na dół; ziemia zadrżała i skały zaczęły pękać. Groby się otworzyły i wiele ciał Świętych, którzy umarli, powstało. I wyszedłszy z grobów po Jego zmartwychwstaniu, weszli oni do Miasta Świętego i ukazali się wielu” (Mt 27,51-53). Mateusz nie opisuje, niestety, jak wyglądały spotkania z owymi zmartwychwstałymi.

6. Gdy rozum śpi …

Wieści o zmartwychwstaniu Jezusa szerzyły się najpewniej żywiołowo, tak jak dziś nierzadko szerzą się wieści o objawieniu Matki Boskiej gdzieś na działkach lub w Medjugorie. Przypomnijmy, w tym chorwackim miasteczku Matka Boska miała się ukazywać regularnie od 1981 r. kilkorgu dzieciom. Zrobił się z tego wielki międzynarodowy kult, ale Kościół powstrzymuje się od oficjalnego uznania tej szytej grubymi nićmi afery, by się nie ośmieszyć.

Jak widać, nie tylko w odległej przeszłości, także we współczesnej Europie wiara w cudowne zjawiska znajduje dość szeroki oddźwięk.

Z pewnością do powstania wieści o zmartwychwstaniu Jezusa walnie przyczynili się jego pierwsi uczniowie. Bibliści wskazują na szczególną rolę apostoła Piotra i jego otoczenia. Opowieści, krążące wśród wyznawców Jezusa, zostały po kilku dziesięcioleciach spisane przez ewangelistów. Dodali oni coś od siebie, ale zachowali ich ludowy, naiwny charakter, odpowiadający umysłowości wiernych i potrzebom propagowania kultu Jezusa.

Zmartwychwstanie było koronnym argumentem, że Jezus jest rzeczywiście zapowiedzianym w Starym Testamencie mesjaszem i synem bożym, a nie tylko zwykłym prorokiem, jak za przeproszeniem Jan Chrzciciel, którego ścięto i nic, kropka. Jezus – pisali ewangeliści – zmartwychwstał, jest w niebie i powróci „w chwale” przed sądem ostatecznym i końcem świata. Opowieści te skutecznie tworzyły kult Jezusa.

7. Zmartwychwstanie według Kościoła

Według oficjalnego stanowiska Kościoła katolickiego, wyłożonego w katechizmie, Jezus zmartwychwstał dosłownie, nie w przenośni. Wszystko odbyło się tak, jak opisali to ewangeliści. Katechizm skrzętnie przywołuje opowieści ewangelistów.

Stwierdza się wprost, że zmartwychwstanie Jezusa jest wydarzeniem rzeczywistym, które posiadało potwierdzone historycznie znaki, jak świadczy o tym Nowy Testament”. I dalej: Przedmiotem wiary w Zmartwychwstanie jest wydarzenie historyczne poświadczone przez uczniów, którzy rzeczywiście spotkali Zmartwychwstałego” (Katechizm 639 i 656).

Relacje pozostawione przez ewangelistów traktowane są jako wiarygodne źródło historyczne. Katechizm uznaje zmartwychwstanie Jezusa za fakt, bo według ewangelii stwierdziło je kilka kobiet, które przyszły do grobu Jezusa, apostoł Piotr oraz inni apostołowie i uczniowie.

„Wobec tych świadectw – czytamy w Katechizmie – nie można interpretować Zmartwychwstania Chrystusa poza porządkiem fizycznym i nie uznawać go za fakt historyczny” (pkt 643). Zmartwychwstanie Jezusa jest, według Kościoła, faktem historycznym i fizycznym. Głosząc takie nauki Kościół i wierni brną w kłamstwo.

Dlaczego władze kościelne nie chcą uznać wprost, że opowieści ewangelistów o zmartwychwstaniu Jezusa nie są opisem rzeczywistych zdarzeń? Dlaczego nie chcą uznać, że ewangelie spisane zostały dla niezbyt rozgarniętego, przesądnego ludu?

Uznanie zmartwychwstania za przenośnię, za opis metaforyczny, byłoby dla władz Kościoła ryzykowne. Wymagałoby wielkich zmian w całej doktrynie kościelnej, wzbudziłoby wielki opór ortodoksów. Przede wszystkim podważyłoby wiarygodność wszystkiego, co ewangelie i Nowy Testament zawierają. No bo skoro zmartwychwstanie to tylko przenośnia, to wszystko w ewangeliach może być przenośnią i opowieścią dla ciemnego zabobonnego ludu, gotowego wierzyć w najprzeróżniejsze cudowności. Przenośnią może być również to, że Jezus był mesjaszem, synem bożym, bogiem. Może powstać wśród wiernych podejrzenie, że także Bóg, o którym mówi Pismo Święte, to fikcja literacka stworzona przez kapłanów i władców, by lud trzymać w posłuszeństwie.

8. Zmartwychwstanie jest sprzeczne z wiedzą naukową

Nie ma rozumnych, racjonalnych, intelektualnych podstaw, by zmartwychwstanie Jezusa uznać za fakt realny fizycznie i historycznie.

Władze kościoła ignorują to, że z punktu widzenia metodologii nauk historycznych opowieści o zmartwychwstaniu/wskrzeszeniu kogokolwiek muszą być traktowane jako legenda, mit, a nie jako historyczny fakt.

Nie można traktować ewangelii, listów św. Pawła, Nowego Testamentu bezkrytycznie jako wiarygodnych źródeł historycznych. Nauki historyczne każą dokonywać krytyki źródeł, nie brać wszystkiego za dobrą monetę. Istnieją bowiem, jak wiadomo, monety fałszywe. To, co zapisane jest w źródłach, poddaje się krytycznej analizie, sprawdza na różne sposoby. Na tej podstawie jedne informacje uznaje się za prawdziwe, inne za możliwe, jeszcze inne za nieprawdopodobne twory ludzkiej fantazji, urojenia lub kłamstwa. Zmartwychwstanie i wskrzeszanie zmarłych należą do kategorii religijnych mitów. Metodologia nauk historycznych nie pozwala uznać zmartwychwstania Jezusa za fakt historyczny.

Również racjonalna ludzka wiedza i nauka nie zna czegoś takiego jak zmartwychwstanie czy wskrzeszenie zmarłych. Zmartwychwstanie/wskrzeszenie jest sprzeczne z wiedzą naukową.

Na podstawie krytycznej analizy można co najwyżej przypuszczać, że Jezus istniał realnie, był nawiedzonym kaznodzieją, nauczycielem wiary. Takie postacie nie były rzadkością wówczas, tak jak nie są rzadkością dziś. Natomiast nie można uznać, że był Bogiem, narodził się z dziewicy, a po ukrzyżowaniu zmartwychwstał itp. Takie wydarzenia pozostają w sprzeczności z racjonalną wiedzą naukową o człowieku i świecie. Nie przeszkadza to kościelnym teologom głosić, że między religią katolicką a nauką nie ma sprzeczności. – Alvert Jann

……………………………………………………………

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ : Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się.

– Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się w tej chwili ponad 70 artykułów, m.in.:

Teoria Boga krótko wyłożona” https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teoria-boga-krotko-wylozona/

Kim był Jezus?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/kim-byl-jezus/

Dziewicze narodziny Jezusa” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dziewicze-narodziny-jezusa/

Sprzeczności między nauką a religią: 10 przykładów” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/sprzecznosci-miedzy-nauka-a-religia-10-przykladow/

Pismo Święte jakiego nie znacie” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/pismo-swiete-jakiego-nie-znacie/

……………………………………………………………………….

Cytowane źródła:

Artykuł dotyczący kard. Kaspera – https://gloria.tv/article/opDcV3zkpRqi12amVsmmY26eY

Stary i Nowy Testament cytuję za Biblią Tysiąclecia (wydawnictwo Pallottinum) – http://biblia.deon.pl/

Katechizm Kościoła Katolickiego – http://www.katechizm.opoka.org.pl/

……………………………………………………………..

Herezja w Centrum Hellera

Ks. prof. Michał Heller jest znanym popularyzatorem nauki i religii oraz fundatorem Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych, które służy realizacji zadań z tym związanych. Jak można zauważyć, ostatnio w państwie Hellera źle się dzieje. W czym rzecz?

Ks. prof. Heller od dawna głosi koncepcję matematyczności świata. Jest to wręcz jego główna idea teologiczna i filozoficzna. Ale oto jeden z głównych współpracowników Hellera pisze: „propozycja, iż świat jest =matematyczny=, jest dla mnie – i pewnie nie tylko dla mnie – w istocie niezrozumiała” (przypis 1). Jak widać, Łukasz Lamża (bo o niego tu idzie) sugeruje niedwuznacznie, że jest to propozycja niemądra.

Nie sposób nie zauważyć, że stanowisko Lamży jest, po pierwsze, herezją w stosunku do teologii Hellera, panującej w jego Centrum i wśród jego zwolenników. A po drugie, jest skandalem, oznacza bowiem zanegowanie intelektualnego wymiaru myśli Hellera, w którym koncepcja matematyczności świata zajmuje miejsce centralne.

Warto przyjrzeć się sprawie nieco dokładniej.

Matematyczność świata. O matematyczności świata lub przyrody mówi się w dwóch znaczeniach (słów świat i przyroda używa się w tym kontekście zamiennie).

Po pierwsze, matematyczność świata oznacza, że świat/przyrodę możemy badać i opisywać za pomocą metod matematycznych. Tak rozumiana matematyczność świata nie budzi wątpliwości. Matematyka jest bardzo pomocna w badaniach przyrody i wiele twierdzeń jest formułowanych w postaci równań matematycznych (np. Newtonowskie prawa grawitacji czy Einsteinowskie twierdzenie o równoważności masy i energii: kultowe E=mc²).

Trzeba jednak koniecznie powiedzieć, że w tym rozumieniu to nie świat jest matematyczny, ale matematyczna jest nasza wiedza o świecie. Oznacza to, że naszą wiedzę o świecie przedstawiamy często za pomocą liczb, matematycznych wzorów, równań i modeli. W najprostszej postaci idzie tu o liczenie przedmiotów w sztukach, czasu w godzinach, odległości w kilometrach, temperatury powietrza w stopniach itp. W zaawansowanej postaci idzie o tworzenie złożonych modeli matematycznych, opisujących funkcjonowanie jakieś dziedziny rzeczywistości.

W drugim rozumieniu matematyczność przypisuje się nie tylko naszej wiedzy o przyrodzie, ale samej przyrodzie. Zwykle nie podaje się bliższych wyjaśnień, ale zdaje się to oznaczać, że przyroda jest strukturą matematyczną, albo też że jest zbudowana czy stworzona według matematycznego modelu. Matematyczne równania są – w tym rozumieniu – nie tylko opisem przyrody, ale tkwią w przyrodzie. Używając pojęć filozoficznych mówi się, że przyroda jest matematyczna immanentnie i ontologicznie (matematyczność jest wewnętrzną właściwością przyrody).

A teraz rzecz bardzo ważna! Heller nadaje tej koncepcji charakter religijny i twierdzi, że przyroda jest matematyczna, bo Bóg myśli matematycznie i stworzył świat według matematycznych wzorów. „W dziele stworzenia – pisze Heller – został zrealizowany racjonalny zamysł Boga (… ) stwórczy zamysł Boga jest matematycznie precyzyjny, ponieważ Bóg stwarzając świat, myśli matematycznie” (2). Z różnych wypowiedzi Hellera wynika niedwuznacznie, że według niego matematyczność przysługuje przyrodzie immanentnie i ontologicznie. Przyroda zawdzięczać ma tę właściwość Bogu, jego stwórczej mocy.

Heller lubi powoływać się na Gottfrieda Wilhelma Leibniza (niemieckiego filozofa, teologa i matematyka z przełomu XVII/XVIII w.), cytuje na przykład taką oto sentencję Leibniza: „Gdy Bóg liczy i zamyśla, świat się staje”. Heller wyraża własnymi słowami tę samą myśl, idzie tropem Leibniza. Rzecz w tym, że jest to trop fałszywy. Dawni filozofowie i teolodzy na ogół nie są dziś dobrymi przewodnikami.

Odstępcy. Koncepcja matematyczności świata została odrzucona przez Łukasza Lamżę w publikacji poświęconej matematyce, firmowanej przez Centrum Hellera i Tygodnik Powszechny. Zaznaczmy, że temat matematyczności świata jest dziś nieistotny, przede wszystkim ze względu na jego spekulatywność czy wręcz bałamutność. Jednak Heller tak głęboko związał Centrum z ideą matematyczności przyrody, że zamieszczono na ten temat aż dwa teksty. Łukasz Lamża neguje matematyczność świata, zaś Sebastian Szybka broni. Oba teksty zawierają jednak przemilczenia, w szczególności ignorują Hellerowską teologię.

Lamża nie rozumie. W artykule pod tytułem „Świat nie jest matematyczny”, Łukasz Lamża pisze, że matematyczność świata jest dla niego niezrozumiała. Oznacza to, że koncepcję Hellera uznaje za bezpodstawną, za fałszywą, chociaż w tym kontekście nazwiska Hellera nie wymienia. Jakie argumenty przytacza?

Według Lamży matematyczność świata rozumiana ontologicznie (a nie tylko jako fakt, że przyrodę badamy za pomocą metod matematycznych) to koncepcja grzesząca naiwnością. Oto przypisuje się rzeczywistości fizycznej cechę matematyczności, bowiem widzi się, że świat daje się matematycznie opisywać. Błąd ten popełniają ci fizycy, którzy przedstawiając świat za pomocą matematycznych równań i modeli, przyjmują bezpodstawnie, że występujące w świecie obiekty są strukturami matematycznymi.

Jest to trafna krytyka. To nie świat jest matematyczny, ale matematyczna jest nasza wiedza o świecie; matematyczny jest obraz świata tworzony przez fizyków. Nie ma podstaw, by twierdzić, że świat jest rzeczywistością matematyczną. Z tego, że świat można badać za pomocą matematyki, nie wynika, że jest on w jakimkolwiek sensie matematyczny.

Lamża chce być człowiekiem eleganckim i wprost z Hellerem nie polemizuje. Wspomina Hellera tylko raz i pisze, że Heller zawsze wyjaśniał różnicę między wyrażaniem świata za pomocą matematyki, a przypisywaniem światu matematyczności. Lamża nie dodaje jednak, że Heller – podkreślmy – przypisuje światu matematyczność i rozumie matematyczność świata jako jego immanentną i ontologiczną właściwość, a nie tylko jako wyłącznie opisywanie i badanie za pomocą matematyki.

Coś jeszcze zwraca uwagę. Lamża ignoruje całkowicie Hellerowską teologię dotyczącą matematyczności świata. Ani mru-mru o Bogu. A przecież według Hellera Bóg jest sprawcą matematyczności świata: Bóg myśli matematycznie i stworzył świat, który jest matematyczny. Proste i jasne! Dla Hellera, tak jak dla Leibniza, matematyczność świata to koncepcja teologiczna.

Dlaczego Lamża nie wspomina, że według Hellera matematyczny świat został stworzony przez matematycznego Boga? Można się tylko domyślać. Być może Lamża obawiał się efektu śmieszności, bowiem koncepcja Hellera pozbawiona jest jakichkolwiek podstaw poza wiarą religijną, a mieszanie matematyki i fizyki z Bogiem i teologią daje efekt komiczny (nawet Heller, który taki miks wyznaje, nierzadko w swoich wykładach stara się ukryć Boga w podtekstach i aluzjach).

Niedowiarstwo Szybki. Idei matematyczności świata broni Sebastian Szybka, jego tekst nosi tytuł „Świat jest matematyczny” (3). Ale Szybka, podobnie jak Lamża, ignoruje teologiczne poglądy Hellera. W artykule Szybki nie pada słowo Bóg, nie twierdzi on, że to myślący matematycznie Bóg stworzył matematyczny świat. Szybka zgadza się z Hellerem, że świat jest matematyczny, ale pomija Hellerowską teologię.

Według Szybki o matematyczności świata świadczy to, że fizycy odkrywają równania, na podstawie których zyskują wiedzę o nieznanych wcześniej fragmentach rzeczywistości. Np. z równań Einsteina wynikło, że wszechświat podlega zmianom i że istnieją czarne dziury oraz fale grawitacyjne.

Argumentacja Szybki jest jednak błędna. Z tego, że fizycy skutecznie badają rzeczywistość za pomocą metod matematycznych, w żaden sposób nie wynika, że światu można przypisać cechę matematyczności, albo wręcz że jest strukturą matematyczną.

Na ogół fizycy patrzą na to trzeźwiej. Badają świat wykorzystując matematykę, ale nie znajdują dostatecznych argumentów, by twierdzić, że świat jest ontologicznie i immanentnie matematyczny – że jest strukturą matematyczną. Przyroda charakteryzuje się  – mimo ciągłej zmienności – w pewnej mierze stałością, powtarzalnością, nie jest chaosem (kamień podrzucony do góry zawsze spada, a elektroniczne zapisy na dyskach trzymają się mocno). Naukowcy te właściwości przyrody przedstawiają w postaci matematycznych równań i modeli, nazywając prawami fizyki, a same te właściwości – prawami przyrody. Pozwala to odkrywać nieznane wcześniej zjawiska w przyrodzie, ale w żaden sposób nie świadczy, że świat jest strukturą matematyczną.

Zaś twierdzenia, wierzenia, czy też przypuszczenia ks. prof. Hellera, Leibniza i innych podobnych im autorów, że to myślący matematycznie Bóg stworzył matematyczny świat, to teologiczne fantazje i urojenia.

Fantazje i urojenia. Czytelnika może dziwić, że Leibnizowską i Hellerowską koncepcję matematyczności świata nazywam urojeniem. Dodam więc, że mówiąc o urojeniach nie mam na myśli zaburzeń urojeniowych (chorób psychicznych) wymienianych w Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych. Urojenia niekoniecznie muszą mieć charakter zaburzeń psychicznych. Urojenia to przekonania o istnieniu zjawisk, istot czy wydarzeń, utrzymujące się mimo braku dowodów wskazujących chociażby w niewielkim stopniu, że może to być prawda. Wierzy się w istnienie czegoś bez dowodów.

Trzeba przy tym mocno podkreślić, że pewne urojenia podlegają instytucjonalizacji, tzn. są uznawane za prawdziwe i kultywowane w takich lub innych społecznościach czy środowiskach. Charakter urojeń zinstytucjonalizowanych mają wierzenia religijne oraz wiara w magię i wróżby. Nie są urojeniami teorie naukowe (np. teoria grawitacji, szczególna i ogólna teoria względności Einsteina oraz wiele innych), o ile opierają się – tak jak wymienione – na wynikach badań naukowych i nie są fantastyką naukową.

Przekonanie o matematyczności świata to urojenie zinstytucjonalizowane, kultywowane w stosunkowo nielicznych środowiskach teologów i naukowców. Historia tego urojenia sięga co najmniej starożytnej filozofii greckiej. Pitagoras i jego uczniowie w V w. p.n.e. byli przekonani, że liczby stanowią arche, tj. istotę czy zasadę przyrody. Pitagorejczycy zajmowali się matematyką, ale stanowili malownicze i burzliwe środowisko zajmujące się też magią i religią. Według relacji pozostawionych przez uczniów, Pitagoras czynił liczne cuda, np. uciszał burze.

Słowo na zakończenie. Idea matematyczności świata to paranaukowa i teologiczna fantazja, zinstytucjonalizowane urojenie. W Polsce głównym jego propagatorem jest ks. prof. Michał Heller. Dobrze by było, gdyby tego rodzaju pomysły trafiły w końcu do archiwum, stając się co najwyżej przedmiotem zainteresowania historyków idei i urojeń. Alvert Jann

Szerzej na podobny temat piszę w artykułach:

Jak ks. prof. Heller dowodzi istnienia Boga?”https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/ks-prof-heller-dowodzi-istnienia-boga/

Teoria Boga krótko wyłożona” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teoria-boga-krotko-wylozona/

…………………………………………………………….

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu”https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ . – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

………………………………………………………………..

Przypisy

1 Ł. Lamża „Świat nie jest matematyczny”, w: Wielkie pytania na nowo. Matematyka – https://www.granicenauki.pl/files/tp01-wielkie-pytania.pdf

2 M. Heller, Kosmiczna przygoda człowiek mądrego, Wydawnictwo Znak, Kraków 1994, s. 256.

3 S. Szybka „Świat jest matematyczny”, w: Wielkie pytania na nowo: Matematyka – https://www.granicenauki.pl/files/tp01-wielkie-pytania.pdf

……………………………………………………………………………………

Kościół jest niepotrzebny!

1. Kryzys religii i Kościoła. 48 % Polaków pytanych w 2016 r. w sondażu CBOS wybrało odpowiedź: „Nie czuję potrzeby uzasadniania moralności przez religię, wystarczy mi własne sumienie”. Jedynie 12 % wskazało: „Tylko religia może uzasadnić słuszne nakazy moralne” (przypis 1). Wiele badań wskazuje, że Polacy w większości nie kierują się moralnością religijną, ale zdroworozsądkową. Z pewnością dziś, po ujawnieniu demoralizacji panującej wśród księży, moralny autorytet religii i Kościoła stopniał jeszcze bardziej.

Młodsze pokolenia Polaków odwracają się od Kościoła. 15 % Polaków w wieku 18-24 lata odpowiedziało, że są niewierzący (sondaż CBOS z 2018 r.). 48 % wybrało odpowiedź: „Jestem wierzący(a) na swój własny sposób”. Tylko 23 % wybrało: „Jestem wierzący(a) i stosuję się do wskazań Kościoła”. Duży spadek religijności wśród Polaków w wieku w wieku 18-39 lat stwierdzono w głośnych badaniach amerykańskiego ośrodka Pew Research Center (2).

Dodajmy, że nie brak dziś klas i szkół, w których większość uczniów nie uczęszcza na lekcje religii (3).

Zwykle w obronie Kościoła przywołuje się jego historyczne zasługi, np. w dziedzinie kultury, oświaty i nauki. To jednak dość odległa przeszłość. W miarę upływu czasu Kościół tracił na znaczeniu i dziś odgrywa w tych dziedzinach rolę co najwyżej marginalną.

W Polsce mówi się, że Kościół przyczynił się walnie do obrony tożsamości narodowej w okresie rozbiorów, oraz do obalenia rządów komunistycznych. Ale to także przeszłość. Dziś Kościół nie jest potrzebny ani przydatny, by rozwiązywać stojące przed Polską problemy. Ważne tylko, by nie przeszkadzał.

Spotkać można pogląd, że Kościół/religia wskazuje przede wszystkim „sens”, czyni świat i życie ludzkie sensownym. Warto jednak zapytać, jaki to sens? Otóż sensu ma dostarczać wiara, że świat został stworzony przez Boga, a człowieka czeka życie wieczne. Ten „sens” traci jednak wiarygodność, staje się nonsensem. Wiara w istnienie Boga i życie wieczne nie bez powodu postrzegana jest coraz powszechniej jako iluzja i starożytny mit, za którym nie stoi żadna prawda. Można starać się ten mit kultywować i konserwować, ale uratować tego „sensu” się nie da.

2. Podstawy nowoczesnego społeczeństwa. Fundamentem nowoczesnego społeczeństwa nie jest religia, ale świeckie prawa człowieka, świecka etyka, świecka kultura i nauka. W społeczeństwach takich jak polskie większość ludzi nie kieruje się religią. Pełni ona rolę atrapy, dekoracji. Ludzie kierują się tzw. zdrowym rozsądkiem oraz prawem i zasadami moralnymi, które przyswoili sobie żyjąc w społeczeństwie. Zasady te są niezależne od religii i są respektowane – lub nierespektowane – niezależnie od tego, czy wierzy się lub nie wierzy w Boga. Dziś ważniejsze od religii i kościołów jest rozsądne prawo, skutecznie egzekwowane (podkreślmy, że nie polega to na ustanawianiu wysokich kar, lecz na wysokiej jakości całego systemu prawa stanowionego przez państwo).

Trzeba podkreślić rolę praw człowieka. Są one we współczesnym świecie cywilizacyjnym fundamentem politycznym, prawnym i etycznym.

Prawa człowieka to nie tylko przepisy prawne – są to zasady etyczne i wartości przekładane na język przepisów prawa.

Główne zasady etyki praw człowieka to: zakaz dyskryminacji i równe traktowanie bez względu na narodowość, rasę, światopogląd, religię, płeć, orientację seksualną, majątek; wolność ograniczona tylko wolnością innych; wolność myśli, sumienia i wyznania; wolność słowa, zgromadzeń i stowarzyszeń; prawo do wolności osobistej i do sprawiedliwego procesu; prawo do regularnych wolnych wyborów; zakaz tortur; zakaz niewolnictwa; współcześnie bardzo wysoką rangę mają prawa socjalne.

Prawa człowieka zyskują uniwersalne uznanie. Ich znaczenie rośnie także w krajach, w których nie są respektowane (4). W Polsce wielu konserwatystów – powiedzmy delikatnie – nie lubi praw człowieka. Nie śmią jednak wprost ich negować. Starają się za to na wszelkie sposoby pomniejszać ich rolę, budzić nieufność, przedstawiać w niekorzystnym świetle. Są to żałosne zabiegi.

3. Kościół jest niepotrzebny. Sytuacja dojrzała do tego, by powiedzieć zdecydowanie: Kościół w Polsce jest niepotrzebny. Nic złego by się nie stało, gdyby w ciągu kilkunastu lat został zredukowany do niewielkich rozmiarów (dotyczy to także innych kościołów). Nie oznacza to postulatu likwidacji kościołów „na siłę”. Wolność praktyk religijnych jest prawem człowieka i ci, którzy tego chcą, zawsze mają prawo praktykować swobodnie.

Warto jednak uświadomić sobie, że w nowoczesnym społeczeństwie żaden kościół nie jest koniecznie potrzebny ani dla społeczeństwa, ani dla osób religijnych. Lęki i obawy, że upadek Kościoła katolickiego w Polsce spowodowałby negatywne skutki, są bezpodstawne. Wystarczy spojrzeć na Europę Zachodnią, by zauważyć, że upadek kościołów nie powoduje tam negatywnych skutków i kraje te mają się lepiej niż kraje religijne.

4. Indywidualizacja religii. Coraz częściej osoby religijne uświadamiają sobie, że wiara religijna nie wymaga zorganizowanego kościoła, może mieć charakter osobisty, prywatny. Według przywoływanych już badań CBOS, obecnie 46 % ogółu Polaków powyżej osiemnastego roku życia stwierdziło: „Jestem wierzący(a) na swój własny sposób”. Wśród Polaków w wieku 18-24 lat jest to 48 %, ale za to ateistów jest tam 15 %, gdy wśród ogółu tylko 4 % (2).

Zachowywanie przekonań religijnych, przy jednoczesnym odrzucaniu wielu kościelnych wierzeń i nakazów, nazywa się w religioznawstwie indywidualizacją religii. Wierzy się i praktykuje zgodnie z osobistymi, indywidualnymi przekonaniami („po swojemu”), a nie według nauk i nakazów kościelnych. Znajduje to wyraz w takich popularnych sformułowaniach jak na przykład: „Nie trzeba chodzić do kościoła, by wierzyć w Boga”, „Wierzę w Boga a nie w Kościół”, „Wierzę w Boga, ale ksiądz nie jest mi do niczego potrzebny”. Blisko połowa Polaków to wierzący po swojemu, którym Kościół nie jest potrzebny.

Warto zdać sobie sprawę, że Kościół, zdominowany przez księży, nie zmieni się gruntowniej, nie przestanie głosić starożytnych mitów religijnych, nie oczyści się z patologii, których szokujące rozmiary zostały właśnie ujawnione. Kościół jest zamknięty, hierarchiczny, zbiurokratyzowany. Sprawia to, że jest niepodatny na zmiany.

Co wobec tego?

Wielu katolików opuszcza Kościół. Praktykując poza Kościołem uwalniają się od religijnej mitologii, od „prawd wiary”, które są całkowicie niewiarygodne. Spotykałem katolików, którym ciąży, że będąc w Kościele zobowiązani są wierzyć w to, co władze kościelne do wierzenia podają. Jeżeli w kościelne „prawdy wiary” nie wierzą, mają poczucie, że będąc w Kościele udają wiarę. Wielu katolików ma poczucie, że żyje w kłamstwie.

5. Ideologia kościelna. Władze Kościoła głoszą we własnym interesie, że religię praktykować należy koniecznie pod ich kierownictwem. Przyznają sobie prawo do decydowania, jakie wierzenia i praktyki są właściwe, a jakie nie. Chcą decydować także o życiu prywatnym wiernych, czują się nawet uprawnione, by wydawać zakaz stosowania jakichkolwiek środków antykoncepcyjnych.

Jak władze kościelne przedstawiają swoje dążenia, cele i roszczenia do panowania nad wiernymi? Jak wygląda rdzeń ideologii Kościoła katolickiego?

Mówię tu o ideologii. W naukach społecznych przyjmuje się, że cele i poglądy głoszone przez dany ruch, ugrupowanie lub organizację to właśnie ideologia. Pojęcie ideologii ma charakter opisowy, nie wartościujący. Ale głoszone ideologie mogą być, najprościej mówiąc, dobre lub złe, wiarygodne lub niewiarygodne i wręcz oszukańcze.

Władze kościelne głoszą, że Kościół, którym kierują, ma do spełnienia misję powierzoną mu przez Boga – prowadzi ludzi do zbawienia i realizuje plan boży dotyczący człowieka i świata. Twierdzą też, że Kościół jest święty, został założony przez Boga, a jego głową jest Chrystus. Katechizm głosi, że Kościół jest mistycznym ciałem Chrystusa.

Jest to ideologia pozbawiona jakiegokolwiek wiarygodnego uzasadnienia. Nietrudno zauważyć, że władze kościoła i księża sami sobie przyznali misję rzekomo powierzoną im przez Boga. Głosząc przytoczone poglądy, kler ubóstwia sam siebie. Kościół katolicki jest zwykłą ziemską organizacją i przekonanie, że ma do spełnienia jakąkolwiek boską misję, jest pozbawione podstaw. Nie sposób zliczyć sekt, kościołów i nawiedzonych guru, którzy twierdzą, że otrzymali misję od Boga. Wszystkie te roszczenia są pozbawione racji i Kościół katolicki nie jest pod tym względem wyjątkiem.

6. Kryzys kościołów i religii w krajach wysokorozwiniętych. W Europie Zachodniej i w innych krajach wysokorozwiniętych kościoły i religia przeżywają głęboki kryzys. Potwierdzają to liczne badania. W historycznie chrześcijańskiej Europie Zachodniej wiarę w Boga przedstawionego w Biblii (czyli zgodnie z tradycją chrześcijańską) deklaruje tylko 14-30 %; jedynie w Austrii, Portugalii, Irlandii i Włoszech 32-46 %, a więc także mniejszość. Szerzej wyniki tych badań przedstawiam w innym artykule (5). Dodam, że powyższe dane nie obejmują muzułmanów; nie można więc powiedzieć, że są tak niskie dlatego, że jest tam bardzo dużo muzułmanów. Muzułmanie stanowią od 0,4 % ludności w Portugalii, do blisko 9 % we Francji.

Głęboki kryzys kościołów i religii dotyczy również Australii, Nowej Zelandii, Kanady i Japonii (!), a także USA, gdzie wprawdzie zaznacza się słabiej i z opóźnieniem, ale wyraźnie. Tylko 56 % Amerykanów deklaruje wiarę w biblijnego Boga, co nie jest wynikiem imponującym (6).

We wszystkich wymienionych krajach bardzo dużo mieszkańców deklaruje wierzenia religijne o charakterze indywidualnym, osobistym, nie wiążąc się z żadnym kościołem lub określoną religią. W krajach Europy Zachodniej, we wspomnianych już badaniach sondażowych, 27-48 % pytanych wybierało odpowiedź: „Nie wierzę w Boga przedstawionego w Biblii, ale wierzę w istnienie jakiejś innej siły nadnaturalnej lub duchowej”. Przekonania o charakterze ateistycznym wyrażało 9-40 %.

Krajem typowym dla Europy Zachodniej jest pod tym względem Francja. Wierzący w Boga zgodnie z tradycją chrześcijańską stanowią 27 %; wierzący nie w Boga, a w siłę nadnaturalną – 33 %; uznający przekonania ateistyczne – 27 %.

W USA odsetki te wynoszą odpowiednio 56 %; 33 %; 10 %.

Kryzys kościołów i tradycyjnych religii nie spowodował w wymienionych krajach negatywnych skutków. Jakkolwiek żaden kraj nie jest doskonały ani idealny, to jednak warunki życia (jakość życia) są w tych krajach lepsze niż w krajach religijnych.

7. Podsumowując: Kościół nie zniknie z dnia na dzień, ale powinniśmy przyzwyczajać się do myśli, że w nowoczesnym społeczeństwie jest on niepotrzebny. Moralność, zdrowie, ład społeczny, dobrobyt, nie zależą od kościołów i religii. Ponadto dla wielu ludzi religia staje się sprawą indywidualną, osobistą, nie wymagającą poddania się pod zwierzchnictwo księży, pastorów, katechetów itp. – Alvert Jann

………………………………………………………………..

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu”https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ . Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się w tej chwili ponad 70 artykułów.

…………………………………………………………………

Przypisy

1 CBOS: Zasady moralne a religia. Komunikat z badań, 2017, nr 4 (badania zrealizowano w 2016 r.) – https://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2017/K_004_17.PDF .

Podaję pełne brzmienie pytania i odpowiedzi:

Na temat wzajemnego stosunku między religią i moralnością można spotkać wiele różnych poglądów. Który z przytoczonych jest najbliższy Pana(i) poglądom?

A. Tylko religia może uzasadnić słuszne nakazy moralne – 12%

B. Dla mnie religia uzasadnia moje reguły moralne, ale sądzę, że można je sobie uzasadnić i bez niej – 30 %

C. Nie czuję potrzeby uzasadniania moralności przez religię, wystarczy mi własne sumienie – 48 %

D. Nie interesuję się tą sprawą – 10 %

Identyczne pytanie zadawano także w 2009 i 2013 r. Notuje się systematycznie znaczny spadek roli religii jako ostoi moralności. Między rokiem 2009 a 2016 odpowiedzi na pytanie A stopniały z 24 % do 12 %; na pytanie C wzrosły z 33 % do 48 %.

Liczne badania wskazują, że Polacy w większości nie zgadzają się ze stanowiskiem Kościoła w kwestiach antykoncepcji, aborcji, życia seksualnego czy rozwodów. 

2 Szerzej wyniki powyższych badań przedstawiam w artykułach: „Potwierdza się! Młodzież odchodzi od Kościoła” https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/potwierdza-sie-mlodziez-odchodzi-od-kosciola/ , oraz „Dlaczego religijność słabnie?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dlaczego-religijnosc-slabnie/ . Linki do badań: Pełna wersja komunikatu z badań CBOS „Religijność Polaków i ocena sytuacji Kościoła katolickiego” (2018, nr 147) – https://www.cbos.pl/PL/publikacje/raporty.php ; Pew Research Center – http://www.pewforum.org/2018/06/13/the-age-gap-in-religion-around-the-world/ .

3 Np. w Łodzi większość uczniów nie uczęszcza na lekcje religii https://dzienniklodzki.pl/w-lodzi-wiekszosc-uczniow-nie-chodzi-na-religie-rezygnuja-z-niej-nie-tylko-w-ogolniakach-ale-i-w-podstawowkach-a-jak-jest-w/ar/13636016?fbclid=IwAR0iexFFN-Q3w0Jh5if4_R7ppeW7gM3Ri-V2qXZlewv4KCMI3QNy7Uai2BE

4 Stwierdzają to np. międzynarodowe badania sondażowe przeprowadzone z okazji sześćdziesiątej rocznicy uchwalenia Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka (2008): „World Public Opinion and the Universal Declaration of Human Rights” – https://www.iatp.org/sites/default/files/451_2_104778.pdf

5 Alvert Jann „Nowy sondaż o religijności w Europie Zachodniej” https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/nowy-sondaz-o-religijnosci/

6 Pew Research Center: Key findings about Americans’ belief in God – https://www.pewresearch.org/fact-tank/2018/04/25/key-findings-about-americans-belief-in-god/

…………………………………………………………………

Sceptycyzm na cenzurowanym

Czy trafny jest często spotykany pogląd, że żadne twierdzenie naukowe nie jest pewne? Przekonanie to umocnił bardzo Karl Popper swoimi publikacjami z połowy XX w. Krytyczne spojrzenie na naukę nie jest niczym zdrożnym, ale zapytajmy, czy tak daleko posunięty sceptycyzm jest uzasadniony?

Czy brontozaury na pewno wymarły?

Według nauk biologicznych brontozaury wymarły przed milionami lat. Skąd to wiemy? Skamieniałe fragmenty szkieletów tych olbrzymów pochodzą wyłącznie z odległych epok geologicznych. Nie ma też wiarygodnych źródeł wskazujących, że brontozaury żyją gdziekolwiek obecnie.

Czy twierdzenie o wymarciu brontozaurów jest całkowicie pewne? Czy może być obalone?

W akademickim podręczniku ewolucji i genetyki autor z poczuciem humoru pisze: Zgodnie z logiką, fakt że nikt nie widział żywego brontozaura, nie wystarcza, by twierdzić, że brontozaury wymarły. Zacytowany autor twierdzi jednak, że brontozaury wymarły, a zasady logiki trzeba stosować w sposób rozsądny.

W naukach empirycznych (tzn. opierających się na obserwacji, doświadczeniach, eksperymentach, analizie zebranych materiałów) twierdzenia formułuje się na podstawie badań, stosując logikę, ale nie na podstawie samej logiki czy matematyki. Cytowany biolog oparł się na badaniach empirycznych, które dostarczają wiedzy o przyrodzie i niezbicie wskazują, że brontozaury wymarły.

Zaś logika, tak jak i matematyka, to nauki formalne (abstrakcyjne), nie odnoszą się wprost do przyrody i same żadnej wiedzy o świecie nie dostarczają, chociaż oczywiście są przydatne w badaniach i w życiu codziennym.

Dlatego odwołując się do logiki czy matematyki trzeba najpierw rozstrzygnąć, czy i w jaki sposób nauki te mogą być zastosowane w danym przypadku. Nie mogą być stosowane mechanicznie, a nietrafne zastosowanie prowadzi do absurdów. Powoływanie się na logikę, by przedstawić twierdzenie o wyginięciu brontozaurów jako niepewne, byłoby nietrafnym zastosowaniem tej szacownej nauki, albo raczej szyderstwem z logiki.

Dodajmy, że w sprawie wymierania brontozaurów mogą pojawić się nowe ustalenia co do przyczyn i czasu ich wyginięcia. Ale samo twierdzenie, że wymarły, jest całkowicie, absolutnie pewne.

Twierdzenia pewne i niepewne

Nauki empiryczne dostarczają bardzo dużo twierdzeń całkowicie pewnych. Wraz z postępem nauki zasób tych twierdzeń szybko rośnie, ale jednocześnie powstają nowe fronty badań, rejony pionierskie, gdzie króluje niepewność. Przykładem może być na gruncie fizyki teoria strun, M-teoria czy teoria wieloświata. Mają one charakter hipotez.

Często, myśląc o nauce, mamy przed oczyma właśnie te dziedziny badań, gdzie dominują hipotezy i niepewność. W tle pojawia się fantastyka naukowa, science fiction, o którą zahaczają także niektórzy naukowcy. Łatwo powstać może wrażenie, że cała nauka jest niepewna, a tak nie jest.

Także w naukach społecznych mamy ustalenia całkowicie pewne, obok – oczywiście – niepewnych. To, że istniały starożytne cywilizacje egipska, grecka i inne, jest całkowicie pewnym twierdzeniem nauk historycznych (historia jest nauką społeczną). W socjologii podstawowe znaczenie i konsekwencje ma twierdzenie, że człowiek jest istotą społeczną, tzn. żyje w grupach. Jest ono całkowicie pewne i nie do obalenia.

Powoływanie się na logikę, by głosić, że w nauce nie ma twierdzeń całkowicie pewnych, jest nadużyciem.

Królowa Indukcja i czarny łabędź

Twierdzi się często, że wiedza naukowa nigdy nie jest pewna, bowiem metody indukcyjne, stosowane powszechnie w nauce, są zawodne. Metody te polegają na formułowaniu twierdzeń na podstawie wielu zbadanych przypadków, tj. na uogólnianiu wyników naukowych obserwacji, doświadczeń, eksperymentów i analiz zebranych materiałów. Faktem jest, że w naukach empirycznych króluje Indukcja.

Inaczej jest oczywiście w matematyce i logice, gdzie twierdzenia wyprowadza się z przyjętych założeń (aksjomatów) w drodze poprawnego rozumowania, tj. w drodze dedukcji. Nauki te, nazywane w związku z tym formalnymi (abstrakcyjnymi), nie dostarczają jednak – jak już wspominałem – wiedzy o świecie, chociaż są przydatne w badaniach i życiu codziennym.

Zawodność metod indukcyjnych ilustruje się często za pomocą anegdotycznej maksymy, zaczerpniętej od Karla Poppera (1902-1994), filozofa bardzo wpływowego od połowy XX w. Maksyma ta głosi, że niezależnie od tego, jak dużo białych łabędzi zaobserwujemy, nie uprawnia to do twierdzenia, że wszystkie łabędzie są białe. Nie można bowiem wykluczyć, że zostaną odkryte czarne łabędzie. A odkrycie chociażby jednego czarnego łabędzia powoduje, że twierdzenie „wszystkie łabędzie są białe” okazuje się fałszywe.

Rozumowanie powyższe odnoszone jest ogólnie do nauk empirycznych. Ponieważ w naukach empirycznych twierdzenia formułuje się na podstawie obserwacji, doświadczeń, eksperymentów, to – zgodnie z tym rozumowaniem – żadne twierdzenie nie może być uznane za prawdziwe czy całkowicie pewne. Każde jest niepewne.

Jest to zabieg nieuprawniony. Dlaczego? Twierdzenia empiryczne okazują się całkowicie pewne nie tyle w drodze uogólniania, ale w efekcie złożonej i wielostronnej analizy wyników badań empirycznych oraz wiedzy z danej dziedziny. Np. analiza materiałów badawczych oraz znajomość procesów ewolucji i dzisiejszej fauny wyklucza możliwość istnienia żywych brontozaurów. Tylko niepoprawny fantasta może sądzić, że twierdzenie o ich wymarciu nie jest całkowicie pewne.

Na jeszcze jedną kwestię warto zwrócić uwagę. Całkowicie pewne twierdzenia empiryczne są takie we właściwym im zakresie. Twierdzenia te odnoszą się zawsze do ograniczonej czasowo i przestrzennie dziedziny rzeczywistości, dotyczą jej fragmentu, czy też określonej klasy zjawisk. Inaczej mówiąc, mają zawsze ograniczony zakres. Nawet najbardziej ogólne twierdzenia fizyki dotyczą naszego wszechświata, a nie innych potencjalnych wszechświatów, o których nic przecież nie wiadomo.

Twierdzeniami całkowicie pewnymi we właściwym im zakresie są np. zasady grawitacji czy termodynamiki, a także twierdzenia mówiące, że Ziemia jest kulista i w Układzie Słonecznym krąży wokół Słońca, DNA jest kluczowym elementem w procesie dziedziczenia, oraz że istniały starożytne cywilizacje egipska, grecka i inne.

Nie znaczy to, że wiedza w powyższych dziedzinach jest wyczerpująca i nie będzie podlegała zmianom. Ale wymienione twierdzenia są, w przypisanym im zakresie, całkowicie pewne i prawdziwe. Nie są natomiast pozbawione czasowych i przestrzennych ograniczeń.

Dodajmy, że twierdzenia empiryczne wolne od czasowo-przestrzennych ograniczeń to filozoficzna fikcja albo raczej absurd. Uniwersalizm bez granic jest właściwy tylko twierdzeniom matematycznym, które jednak nie dotyczą przyrody, ale są abstrakcyjnymi operacjami ludzkiego umysłu (są racjonalnymi, logicznymi fantazjami). W przypadku twierdzeń nauk empirycznych jest inaczej. Odnoszą się one z konieczności do ograniczonego fragmentu rzeczywistości, czy określonej klasy zjawisk. I nie ma w tym nic złego ani dyskredytującego.

Podsumujmy. W naukach empirycznych mamy wiele twierdzeń całkowicie pewnych i prawdziwych we właściwym im zakresie. Zasób wiedzy całkowicie pewnej i prawdziwej jest znaczny i ciągle rośnie. Źle by było, gdyby naukowcy dali się zdominować filozoficznemu i teologicznemu hochsztaplerstwu i uwierzyli, że żadna wiedza naukowa nie jest pewna i prawdziwa.

Czym jest prawda?

W dzisiejszym rozumieniu prawda to twierdzenia sprawdzone za pomocą metod przyjętych w nauce. Poza dziedziną nauki, a także w życiu codziennym, prawdą jest to, co zostało sprawdzone w sposób rzetelny lub jest oczywiste (np. widzimy, że samochód jedzie ulicą, a nic nie wskazuje, by było to złudzenie).

Twierdzenia naukowe mają różny zakres, dokładność i stopień pewności. Aby mogły być uznane za prawdziwe, muszą być bezpośrednio lub pośrednio potwierdzone empirycznie, tj. przez obserwację, doświadczenia, eksperymenty, różnego rodzaju zgromadzone materiały. Sposobami sprawdzania twierdzeń zajmuje się metodologia nauki.

Do ustalenia, czy dane twierdzenie jest prawdziwe, nie wystarczają argumenty rozumowe, racjonalne czy logiczne, jak je się często określa. Z jednym wszelako wyjątkiem. Tym wyjątkiem jest matematyka i logika, nazywane naukami formalnymi (abstrakcyjnymi). Jednak, jak już zaznaczałem, nauki te nie dostarczają wprost wiedzy o świecie.

Jeżeli twierdzenia czy teorie są prawdziwe, nie oznacza to, że są pełnym opisem rzeczywistości, której dotyczą. Oznacza natomiast, że trafnie ją opisują pod istotnymi względami. Mogą to być modele matematyczne, które poprawnie ujmują rzeczywistość w jej ważnych aspektach. Liczne prawdziwe twierdzenia mają charakter statystyczny, np. może to być średnia temperatura powietrza w Polsce w jakimś przedziale czasowym lub odsetek wyborców popierających PiS.

Przedstawione wyżej rozumienie prawdy nazywane jest w języku filozofii realizmem, stanowiskiem realistycznym. Inne rozumienia prawdy (religijne, teologiczne, ezoteryczne czy też należące do filozofii spekulatywnej) można spokojnie odłożyć do archiwum. Np. „prawdy wiary” nie mają nic wspólnego – poza słowem – z tak rozumianą prawdą. Żadne nie zostały potwierdzone badaniami spełniającymi kryteria metodologii badań naukowych, są wyłącznie subiektywnymi wyobrażeniami (do kwestii tej wrócę pod koniec).

Prawda absolutna

Czy istnieje prawda absolutna? Rzecz jest dość zabawna, czego zwykle się nie dostrzega.

Jeśli przez prawdę absolutną rozumiemy wiedzę całkowicie pewną, ostateczną i obiektywną, to zarówno w życiu codziennym, jak i w nauce, ustalamy mnóstwo prawd absolutnych. Np. z całą absolutną pewnością w styczniu 2019 r. pisałem ten artykuł. I nie jest to tylko moje indywidualne wyobrażenie, ale obiektywny fakt, który potwierdziłby zewnętrzny obserwator. Także pies z absolutną pewnością wie, że nie przeskoczy bardzo wysokiego płotu, dlatego nawet nie próbuje (mamy tu do czynienia z prawdą absolutną, ostateczną, a także obiektywną w tym znaczeniu, że nie jest to tylko rzecz psiej czy ludzkiej wyobraźni, ale twardy, sprawdzalny fakt). Przejdźmy do nauki.

Nawet tak chimeryczna dziedzina nauki jak politologia opiera się na mnóstwie prawd absolutnych. Podam jeden przykład twierdzenia absolutnie pewnego, ostatecznego i obiektywnego: Donald Trump w styczniu 2017 r. objął urząd prezydenta USA. Ktoś powie, że to nie jest twierdzenie naukowe, tylko stwierdzenie pewnego faktu, twierdzenie jednostkowe. No właśnie! – jest to stwierdzenie faktu, a nauka opiera się na faktach. A co to jest twierdzenie? Twierdzeniem jest każde zdanie, które orzeka coś na dany temat. Twierdzeniem naukowym jest każde zdanie, które orzeka coś na temat wchodzący w zakres zainteresowań nauki.

Także wiele twierdzeń ogólnych jest absolutnie prawdziwych. Np. twierdzenie mówiące, że każda planeta w Układzie Słonecznym krąży wokół Słońca. W przyrodzie działają liczne determinizmy, które sprawiają, że wiele twierdzeń jest prawdziwych absolutnie. Np. mając na uwadze istniejącą obecnie populację ludzką, możemy zasadnie twierdzić, że każdy człowiek umrze, żaden mężczyzna nie zajdzie w ciążę, żaden człowiek nie potrafi latać. Oczywiście absolutnie prawdziwe są twierdzenia nauk matematycznych, ale nie zawierają one wiedzy o świecie.

Jeżeli zaś przez prawdę absolutną rozumie się wiedzę prawdziwą wszechobejmującą (całkowitą wiedzę o wszystkim), to oczywiście nie ma podstaw, by twierdzić, że wiedza taka istnieje. Czasami sądzi się, że miałaby to być wiedza pochodząca z jakiejś pozaludzkiej perspektywy i na dodatek nieomylna i doskonała. Taka wiedza absolutna kojarzona jest z bogiem lub wręcz z nim utożsamiana. Miałby to być wszechogarniający intelekt boski. Często osoby religijne, odmawiające nauce zdolności do osiągania prawdy, okazują się zwolennikami tezy, że całkowitą, wszechogarniającą, absolutną prawdę stanowi bóg i wierzenia religijne.

Co można powiedzieć o tak rozumianej prawdzie absolutnej?

Otóż pojęcie wszechobejmującej wiedzy o wszystkim jest filozoficznym i teologicznym mitem, a najpewniej hochsztaplerstwem. Nie ma żadnych argumentów wskazujących, że wiedza taka rzeczywiście istnieje. A o prawdzie absolutnej utożsamianej z bogiem można powiedzieć, że jest to przetworzony przez filozofów i teologów starożytny mit religijny. Według tego mitu istnieje nadnaturalna wszechpotężna istota, której przypisuje się także wszechogarniającą wiedzę i mądrość. W jej istnienie można wierzyć, ale jest to czysty fideizm. W teologii fideizmem nazwano wiarę wbrew rozumowi. Ujęto to w formule: „Wierzę, bo jest to niedorzeczność” (Credo quia absurdum). Kościół oficjalnie odrzuca fideizm, ale trafnie ujmuje on, na czym polega wiara religijna.

Teoria ostateczna

Dziś ze względu na skojarzenie prawdy absolutnej z boskim intelektem i niewyobrażalną wiedzą wszechogarniającą, dyskutuje się raczej nie o prawdzie absolutnej, a o teorii ostatecznej (finalnej). Teoria taka stawiana jest jako cel przez wielu fizyków. W języku polskim wydano książkę noblisty w dziedzinie fizyki Stevena Weinberga „Sen o teorii ostatecznej”. Uważa on zbudowanie teorii ostatecznej za potrzebne i osiągalne.

Co to jest teoria ostateczna?

Nie ma to być teoria zawierająca pełną i ostateczną wiedzę o wszystkim. Ma dotyczyć określonej dziedziny rzeczywistości i opisywać badane zjawiska w sposób, który nie wymaga już dalszych wyjaśnień, czyli ostatecznie, finalnie. W dziedzinie fizyki teoria taka miałaby jednolicie opisywać wszystkie oddziaływania i cząstki elementarne, w sposób niewymagający dalszego wyjaśniania.

Czy teoria taka miałaby być już wiecznie niezmienna? Fizycy tego nie zakładają. Byłaby uzupełniana i modyfikowana, ale nie odrzucona jako nieprawdziwa.

Prawdy objawione

Prominentny teolog z Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie z werwą stwierdza: „Nauka nigdy pełnej prawdy nie ukaże – do tego potrzebne jest Objawienie”. I wcześniej: „prawda w ścisłym sensie to jest sam Bóg. Zresztą, proszę sobie przypomnieć, co Jezus mówi do Piłata: >ja przyszedłem po to, żeby dać świadectwo prawdzie< (J 18, 38b)”. Nietrudno zauważyć, że ks. dr Grygiel mówi o „prawdzie” w znaczeniu religijnym – ale nie ścisłym. Próbuje (nie on jeden) utożsamić prawdę z religijnymi wierzeniami. Objawienie boże przedstawia, w przeciwieństwie do nauki, jako źródło pełnej prawdy, wiedzy absolutnej. Wywyższa niedwuznacznie religię ponad naukę.

Co na to trzeba odpowiedzieć?

Po pierwsze, kościelnym teologom można doradzić, by nigdy nie mówili nigdy. Nie znamy granic nauki, nie wiemy, co nauka potrafi wyjaśnić, a czego nie potrafi. Rzeczywistość może nas zaskoczyć. Już dziś nauka wyjaśnia na tyle dużo, że zmusza teologię do przedstawiania „prawd objawionych” jako przenośni. Wygląda to – dość zabawnie – na ciągłą ucieczkę przed postępami nauki.

Po drugie, to w średniowieczu prawdę utożsamiano z Bogiem i Pismem Świętym, ale szczęśliwie średniowiecze dawno minęło. Dziś prawda w ścisłym znaczeniu to twierdzenia sprawdzone za pomocą metod przyjętych w nauce.

Między religią a nauką nie ma żadnej symetrii. Nauka przekazuje w znacznym zakresie wiedzę sprawdzoną i prawdziwą. Natomiast religia i domniemane objawienie boże nie dostarczają żadnej prawdy, żadnej sprawdzonej wiedzy. Np. w Piśmie Świętym, które ma objawienie boże zawierać, znajdują się – poza niektórymi historycznymi i geograficznymi faktami – mity religijne, które z prawdą nie mają nic wspólnego.

Potrzebny przykład?

Nauka wyjaśnia przyczyny wielu chorób, odpowiada na pytanie, dlaczego chorujemy. Np. wiele chorób wywoływanych jest przez bakterie, odkryte dopiero w końcu XIX w. Cierpimy dlatego, że dopadły nas chorobotwórcze bakterie. A szerzej, dlatego że w toku ewolucji różne organizmy często wchodzą ze sobą w kolizję, wręcz żerują na sobie (ewolucja przebiega żywiołowo i trudno tam mówić o ładzie). Choroby są też powodowane przez defekty genetyczne, przez błędy w zapisie lub realizacji informacji zawartych w DNA. Nauka nie wyjaśnia dziś przyczyn wszystkich chorób, ale osiągnięcia medycyny są niewątpliwe.

A co mówi religia? Jaką „prawdę” ukazało objawienie boże? Kościelni teolodzy, powołując się na objawienie zawarte w Piśmie Świętym, twierdzą oficjalnie (nawet w szkolnych podręcznikach religii), że choroby to skutek grzechu pierworodnego, tj. nieposłuszeństwa Bogu, jakiego dopuścili się pierwsi ludzie. I to ma być prawda? To jest starożytny mit, a nie jakakolwiek prawda. Teolodzy prawdą nazywają starożytne mity religijne, które nie mają nic wspólnego z prawdą w dzisiejszym rozumieniem tego słowa.

Słowo na zakończenie

Na forach internetowych filozofujący i religijni autorzy skłonni są objawiać nierozważny sceptycyzm wobec nauki i pisać, że żadne twierdzenie naukowe nie jest pewne. Zaś zawodowi filozofowie chętnie widzą w naukowcach topornych, naiwnych realistów, którym wydaje się, że badają świat takim, jakim jest on obiektywnie. Jest to krytyka nietrafna, chociaż poprawia filozofom poczucie własnej wartości. Naukowcy zdają sobie sprawę, że badają rzeczywistość z perspektywy wyznaczonej przez ludzkie właściwości poznawcze oraz przez właściwości nauki. Sądzą jednak (i mają rację!), że w znacznym zakresie rzeczywistość jest taka, jak przedstawiają to twierdzenia naukowe. Przydatny będzie najprostszy przykład. Według współczesnej astronomii w Układzie Słonecznym Ziemia krąży wokół Słońca. Nie jest naiwnym realizmem przekonanie, że tak jest w rzeczywistości i obiektywnie. Ziemia, Słońce i Układ Słoneczny nie są jedynie konstruktami ludzkiego umysłu. – Alvert Jann

………………………………………………………………

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu”https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/  – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się w tej chwili ponad 70 artykułów dotyczących ateizmu, religii i nauki.

…………………………………………………………………………………………….

Cytowane publikacje: Przywołany podręcznik to „Zarys mechanizmów ewolucji”, Wydawnictwo Naukowe PWN 2002. Cytowany wywiad z ks. dr Wojciechem Grygielem ukazał się w „Gazecie Krakowskiej” 22 grudnia 2017 r.

……………………………………………………………………………………………..

Agnostycyzm bez taryfy ulgowej

1. Co to jest agnostycyzm?  

Agnostycyzm to przekonanie, że nie można rozstrzygnąć fundamentalnych zagadnień ontologicznych, przede wszystkim tego, czy istnieje tylko rzeczywistość naturalna (przyroda i jej pochodne), czy może istnieją także inne rodzaje rzeczywistości, zasadniczo odmienne od rzeczywistości naturalnej, np. rzeczywistość duchowa, transcendencja, bóg. Właśnie pytanie o istnienie boga budzi szczególne zainteresowanie.

Agnostycy są przekonani, że nie można rozstrzygnąć pytania, czy bóg istnieje, czy też nie istnieje – podobnie jak pytań o istnienie rzeczywistości nadnaturalnej czy duchowej. Dla agnostyka są to pytania nierozstrzygalne. O ile wyznawcy wielu religii sądzą że bóg istnieje, zaś ateiści że nie istnieje, to agnostyk mówi: nie wiem, nie można tego rozstrzygnąć.

2. Czy agnostycy mają rację?

Oceniając agnostycyzm bez taryfy ulgowej, sądzę, że jest to stanowisko co najmniej nieracjonalne lub – co gorsze – nonsensowne. Dlaczego?

Aby twierdzić, że jakiekolwiek pytanie jest nierozstrzygalne, trzeba wiedzieć, czego dotyczy, jaki obiekt w grę wchodzi. Nie można z sensem twierdzić, że jest nierozstrzygalne pytanie o istnienie nie-wiadomo-czego. Musimy mieć informacje, które pozwoliłyby ten obiekt zidentyfikować. Jeśli nie wiadomo, o jakim obiekcie mówimy, mamy do czynienia z pytaniem nonsensownym, a nie z pytaniem nierozstrzygalnym. Tak jest w przypadku pytania o istnienie boga.

Kim lub czym jest bóg?

Nie można sensownie powiedzieć, co to takiego. Można tylko powiedzieć, co ludzie wyobrażają sobie pod słowem „bóg”.

Po pierwsze, ludzie sądzą, że bóg to wszechmocna nadnaturalna istota, która stworzyła świat i kieruje jego losami (to bóg znany z wielu religii). Albo, po drugie, bóg w ludzkiej wyobraźni jawi się jako nadnaturalna abstrakcyjna i bezosobowa rzeczywistość, nadnaturalna transcendencja czy absolut (jest to filozoficzne wyobrażenie boga). Nierzadko te dwa rodzaje wyobrażeń przenikają się.

Dodajmy, że transcendencja to, najkrócej mówiąc, rzeczywistość zasadniczo odmienna od rzeczywistości naturalnej (przyrody), wieczna i niepoznawalna za pomocą ludzkich zmysłów. Podobnie absolut to nieznana nam rzeczywistość pierwotna, doskonała, samowładna i niczym nieograniczona.

Są oczywiście także inne wyobrażenia boga, które pomijam, bowiem mają one charakter niszowy, są uznawane tylko w niewielkich środowiskach, lub nawet tylko przez pojedynczych autorów. Albo w ogóle nie idzie tam o pojęcie boga, chociaż użyto słowa „bóg”.

A teraz rzecz najważniejsza. O bogu nic nie wiemy i nie możemy wiedzieć, ani czym jest, ani gdzie i w jakiej postaci jest obecny. Bóg to nie-wiadomo-co. Dotyczy to zarówno boga pojmowanego jako wszechmocna istota osobowa, jak i boga abstrakcyjnego, transcendencji i absolutu. Wszelkie opisy boga to wyłącznie spekulacje, fantazje, urojenia, halucynacje, a często celowe kłamstwa. Jest to jedynie słowo, któremu ludzie nadają taką lub inną treść. Dlatego pytanie o jego istnienie jest niedorzeczne.

Pogląd, przyjmowany w wielu religiach, że bóg objawił nam wiedzę o sobie w świętych księgach, albo za pośrednictwem wybranych osób czy wysłanników, jest całkowicie bezpodstawny. To wyłącznie kwestia wiary. Zresztą także kościelni teolodzy twierdzą często, że argumenty na rzecz istnienia boga są niewystarczające. Istnienie boga – mówią – to kwestia wiary, zawierzenia bogu. Twierdzą też, że bóg jest niedostępny ludzkim zmysłom i niewykrywalny. Nawet w szkolnym podręczniku religii jezuici piszą, że „Religia nie podlega żadnym możliwościom empirycznego sprawdzenia” (1).

Nic nie wiemy także o transcendencji, absolucie, bogu bezosobowym, istocie najwyższej, rzeczywistości nadnaturalnej, duchowej i tym podobnych obiektach, o których mówią filozofowie i teolodzy (oni także nic nie wiedzą). To jedynie słowa. Nie wiadomo, czego dotyczą. Można co najwyżej powiedzieć, jak rozumieją je różni autorzy.

3. Nonsensowność agnostycyzmu 

Ponieważ nie wiadomo, czym/kim jest bóg, pytanie o jego istnienie jest nonsensem. Bóg to nie-wiadomo-co. Nie można z sensem pytać, czy istnieje lub nie istnieje nie-wiadomo-co. W tej sytuacji również pogląd agnostyków, że nie można rozstrzygnąć pytania o istnienie boga, jest nonsensowny. Popełniając ten nonsens, agnostycyzm jest sprzeczny z rozumem, nieracjonalny – podobnie jak sprzeczne z rozumem jest 2×2=5.

Tak samo jest w przypadku transcendencji i wszelkich rodzajów rzeczywistości innych niż rzeczywistość przyrodnicza (przyroda, czyli natura) i jej pochodne. To jest zawsze nie-wiadomo-co, a pytanie, czy istnieje nie-wiadomo-co, nie jest pytaniem nierozstrzygalnym, tylko nonsensownym.

Oczywiście jeszcze bardziej nonsensowne jest przekonanie, że jakikolwiek bóg istnieje. Wobec faktu, że o bogu nic nie wiemy i nie możemy wiedzieć, również przekonanie o jego istnieniu jest bezpodstawne, całkowicie nieuzasadnione.

4. Racjonalność ateizmu 

Jak pisał Kazimierz Ajdukiewicz (1890-1963), jeden z najwybitniejszych polskich filozofów i logików: „racjonalna postawa wobec przyjmowanych twierdzeń wymaga tego, aby stanowczość, z jaką je głosimy (…) była proporcjonalna do stopnia ich uzasadnienia. (…) Racjonalna postawa wobec głoszonych twierdzeń nie wymaga więc tego, by twierdzenia te były dobrze uzasadnione. Wymaga tylko tego, aby je podawać ze skromnością odpowiadającą stopniowi ich uzasadnienia” (2).

Ateista, twierdząc że bóg nie istnieje, postępuje zgodnie z powyższą zasadą racjonalności i jego stanowisko jest racjonalne. Dlaczego?

Po pierwsze, ponieważ bóg to nie-wiadomo-co, uzasadnienie twierdzenia „bóg istnieje” może być wyłącznie zerowe. Wobec tego twierdzenie „bóg istnieje” może być podawane wyłącznie z zerową stanowczością i całkowitą skromnością. Oznacza to, że nie ma ono racji bytu.

Po drugie, twierdzenie, że nie może istnieć nie-wiadomo-co, jest w pełni uzasadnione (istnienie nie-wiadomo-czego to nonsens). Ponieważ bóg to nie-wiadomo-co, jego rzeczywiste istnienie jest niemożliwe. Twierdzenie ateistów, że bóg nie istnieje, jest więc w pełni racjonalne.

Nie jest natomiast trafny spotykany czasami zarzut, że ateista, mówiąc że bóg nie istnieje, wypowiada nieuprawnione twierdzenie ontologiczne. Ateista wypowiada się w sposób uprawniony i racjonalny, odpowiadający sile uzasadnienia twierdzenia „bóg nie istnieje”. Jest ono całkowicie uzasadnione, tak samo jak 2×2=4. Bóg nie istnieje, bowiem nie może istnieć nie-wiadomo-co. O bogu nic nie wiemy i nie możemy wiedzieć – wiemy tylko, jak ludzie sobie boga wyobrażają. I oczywiście każdy może wierzyć w swoje wyobrażenie boga, ale nie w boga.

Wierzący swoje wyobrażenie boga biorą za obiektywnie istniejącą rzeczywistość. Wierzyć można we wszystko, co komukolwiek przyjdzie do głowy.

5. Nieracjonalność teizmu i agnostycyzmu

Ponieważ bóg to nie-wiadomo-co, twierdzenie „bóg istnieje” nie może być w żaden sposób uzasadnione. Tak więc wiara w istnienie boga (teizm) jest całkowicie nieracjonalna.

A agnostycyzm? Agnostycy uczestniczą w piramidalnym absurdzie. Ich stanowisko, że nie można rozstrzygnąć pytania o istnienie boga, jest nonsensowne (bóg to nie-wiadomo-co, pytanie o jego istnienie jest wobec tego nonsensem). Nie zdając sobie z tego sprawy, agnostycy biorą na poważnie możliwość istnienia boga, co jest kolejnym nonsensem. Oczywiście mam na myśli autentycznych agnostyków, a nie osoby, które mówią, że są agnostykami, bo z różnych powodów nie chcą powiedzieć, że w boga nie wierzą.

Nonsensowność agnostycyzmu oznacza też jego nieracjonalność (nonsens to pogląd nieracjonalny, sprzeczny z rozumem). Agnostycyzm byłby racjonalnym stanowiskiem, gdyby twierdzenie „bóg istnieje” było chociaż w niewielkim stopniu uzasadnione. Do tego potrzebne byłyby informacje pozwalające zidentyfikować obiekt nazywany bogiem – a takich informacji brak. To przesądza o ocenie. Agnostycyzm nie jest racjonalny.

6. Uwaga o dowodzeniu

W sieci krąży mem głoszący: „Jedynym dowodem na istnienie boga jest brak dowodu na jego nieistnienie”. To żart, ale przy okazji dyskusji o istnieniu boga często przywoływana jest zasada logiczna głosząca, że brak dowodu na istnienie nie jest dowodem nieistnienia. Wprawdzie – słyszymy – nie ma dowodów na istnienie boga, nie znaczy to jednak, że on nie istnieje.

Co na to można powiedzieć?

Powyższa zasada nie ma zastosowania, jeżeli – po pierwsze – nie wiadomo, co to takiego ma istnieć. A o bogu nic nie wiadomo. Dlatego zasada ta nie ma w tym przypadku zastosowania. Zasady logiczne mają charakter formalny (abstrakcyjny), nie mogą być stosowane mechanicznie.

Po drugie, zasada powyższa nie stosuje się do obiektów, które są ewidentnie tylko tworami ludzkiej wyobraźni, natomiast nie odnoszą się do żadnych obiektów istniejących w rzeczywistości. Nie można ignorować faktu, że umysł człowieka jest w stanie fantazjować, zmyślać, okłamywać, a także doświadczać chorobliwych urojeń i halucynacji. Jeżeli ktoś wierzy w istnienie krainy zmarłych lub demonów, to wolno mu wierzyć. Ale przywoływanie przy tej okazji wspomnianej zasady logicznej byłoby szyderstwem z logiki.

Mówiąc najkrócej, zasada, że brak dowodów istnienia nie jest dowodem nieistnienia, nie ma zastosowania, jeżeli nie wiadomo, o jaki obiekt idzie.

7. Filozofia i bajki

Warto rozważyć, czy rozstrzygalne jest pytanie o istnienie złotych rybek, zaczarowanych księżniczek, wszechmocnych czarowników, niewidzialnych krasnoludków i duchów leśnych. Wszystkie te istoty reprezentują rzeczywistość ontologicznie odmienną od naszej – to świat czarów, zjawisk nadnaturalnych.

Agnostyk mógłby powiedzieć, że jest to pytanie nierozstrzygalne. Wystarczy jednak zastanowić się przez chwilę, by zrozumieć, że świat czarów to czysta ludzka fantazja – nie istnieje w rzeczywistości. Nasza wiedza o świecie wystarcza, by wykluczyć istnienie zaczarowanych księżniczek itp.

Wystarczy następna chwila zastanowienia, by zrozumieć, że także wyobrażenie boga (jako wszechpotężnej istoty, która stworzyła świat i kieruje jego losami) jest tym samym, co bajki o zaczarowanych księżniczkach i czarownikach. Różnica polega na tym, że istnienie boga przedstawiane jest jako „prawda”, a nie jako bajka. Tej „prawdy” naucza się w szkołach, ma miejsce szeroko zakrojona indoktrynacja, by wiarę w boga podtrzymywać. Wskutek ciągłego nauczania, powtarzania, indoktrynacji, znika poczucie, że istnienie boga to fake news, fałszywa wiadomość brana za prawdę.

Pojęcie/wyobrażenie boga jest urojeniem zinstytucjonalizowanym, tzn. utrwalonym w wielu religiach, kultywowanym, nauczanym, uznanym społecznie. Do pojęcia boga jesteśmy przyzwyczajani od dzieciństwa, nawet jeżeli w boga nie wierzymy. Dlatego nie wydaje nam się ono nonsensem, przeciwnie – wydaje się zrozumiałe. Podobnie jest z innymi wyobrażeniami religijnymi, takimi jak aniołowie i szatani, dusza nieśmiertelna, życie pozagrobowe czy cuda. Są to urojenia zinstytucjonalizowane, tzn. oficjalnie i społecznie ustalone, uznane i zrozumiałe. Oczywiście w każdej religii urojenia te wyglądają nieco inaczej.

Jeszcze jedna (trzecia) chwila zastanowienia powinna wystarczyć, by nabrać przekonania, że także filozoficzne koncepcje, takie jak transcendencja, absolut, istota doskonała czy najwyższa – to fantazje. Od bajek i religijnych wyobrażeń różnią się tym, że zostały wymyślone przez filozofów. Ale pamiętajmy, spekulatywna filozofia jest tak samo fantazjowaniem jak bajkopisarstwo.

8. Słowo na zakończenie

Trzeba powiedzieć zdecydowanie: kwestia istnienia boga, transcendencji czy bytów nadnaturalnych, to nie jest w ogóle pytanie o fundamentalne problemy ontologiczne. A o co? To pytanie o istnienie tego, co uroiło się w ludzkich umysłach. I na szczęście ludzki rozum samokrytycznie wystarczy, by wiedzieć, że fantastyczne istoty i zjawiska, od których roiło się i roi w ludzkich głowach, nie istnieją w rzeczywistości.

Dotyczy to zarówno zaczarowanych księżniczek, niewidzialnych krasnoludków, jak i duszy nieśmiertelnej, bogów, boga, transcendencji czy absolutu.

Na sam koniec zwięzłe podsumowanie. Jako ateista, widzę w agnostykach braci. Także w katechizmie Kościoła katolickiego czytamy: „Agnostycyzm najczęściej jest równoznaczny z ateizmem praktycznym” (3).

Ale oceniając agnostycyzm bez taryfy ulgowej, trzeba powiedzieć, że jest to stanowisko nonsensowne. Dlaczego? Agnostycy twierdzą, że nie można rozstrzygnąć pytania o istnienie boga. Otóż żeby twierdzić, że jakiekolwiek pytanie jest nierozstrzygalne, trzeba wiedzieć, jakiego obiektu dotyczy. Jeżeli tego nie wiemy, jest to pytanie nonsensowne.

O bogu nic nie wiemy (bóg to nie-wiadomo-co). Wobec tego pytanie o istnienie boga jest nonsensem. Agnostycy powinni sobie jasno powiedzieć: bóg to nie-wiadomo-co, a nie-wiadomo-co nie może istnieć.

A teiści (tj. osoby wierzące w boga)? Powinni wziąć pod uwagę, że wierzą w swoje iluzoryczne wyobrażenie boga, a nie w boga.

Powtórzę jeszcze, że podobnie jak z bogiem rzeczy się mają z takimi wyobrażeniami, jak rzeczywistość nadnaturalna, rzeczywistość duchowa, bóg bezosobowy, transcendencja, absolut – to nie-wiadomo-co, spekulacje, fantazje, urojenia i próby oszustwa. – Alvert Jann 

*

O argumentach przeciw istnieniu boga piszę w kilku artykułach:

„Teoria Boga krótko wyłożona” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teoria-boga-krotko-wylozona/

„Dowód na nieistnienie. Kogo? https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dowod-na-nieistnienie-kogo-2/

„Argumenty przeciw istnieniu Boga” https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/argumenty-przeciw-istnieniu-boga-komentarz-podrecznikow-religii/

Wiara w cuda” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/wiara-w-cuda/

*

Krótki fragment jednego z artykułów: Teolodzy powołują się na zasadę, że wszystko musi mieć swoją przyczynę, swojego stwórcę. Na tej podstawie twierdzą, że przyczyną istnienia świata jest Bóg, który świat stworzył. Jest to argumentacja bezzasadna. Dlaczego?

Po pierwsze, teolodzy bezpodstawnie, z definicji przyjmują, że Bóg nie musiał być przez nikogo stworzony, że jest rzeczywistością ostateczną. Nie ma powodu, by się z nimi zgadzać. Skoro wszystko musi mieć swojego stwórcę, to trzeba zapytać, kto stworzył Boga. A jeżeli Bóg nie musiał być – jak twierdzą teolodzy – przez nikogo stworzony, to równie dobrze świat jako całość wraz z prawami przyrody – nie musiał być stworzony.

Po drugie, świat jest rzeczywistością niezwykłą. Przekonanie, że wszystko musi mieć swoją przyczynę, swojego stwórcę, można odnieść co najwyżej do obiektów istniejących wewnątrz świata, ale nie do świata jako całości. Świat ma cechy rzeczywistości niezniszczalnej, wiecznej, samoistnej, nie stworzonej przez nikogo. Teza, że świat musiał być przez kogoś stworzony, a tym kimś jest Bóg, jest wyłącznie fantazją.

………………………………………………………..

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ : Zapraszam wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, zamieszczam krótki tekst dotyczący zagadnień ateizmu i religii. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się w tej chwili ponad 70 artykułów. Z okazji niedawnych Świąt Bożego Narodzenia mogą polecić „Dziewicze narodziny Jezusa” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dziewicze-narodziny-jezusa/

………………………………………………………………………..

Przypisy

1 „Drogi świadków Chrystusa w świecie” (podręcznik religii dla liceum), Wydawnictwo WAM – księża jezuici, s. 16, Kraków 2013.

2 K. Ajdukiewicz, Język i poznanie, t. II, s. 269, PWN, Warszawa 1965.

3 Katechizm Kościoła katolickiego (pkt 2127-2128) http://www.katechizm.opoka.org.pl/

…………………………………………………………………………

Potwierdza się! Młodzież odchodzi od Kościoła

Polska młodzież odchodzi od Kościoła. Wskazują na to kolejne badania, których wyniki krótko tu przedstawię.

1. Tylko 23 % młodych wiernych Kościołowi. W nowym sondażu CBOS tylko 23 % młodych Polaków w wieku 18-24 lata wybrało odpowiedź: „Jestem wierzący(a) i stosuję się do wskazań Kościoła”. W pokoleniu emerytów było to 61 %, a wśród Polaków w kwiecie wieku (35-64 lata) blisko 50 %. Kontrast olbrzymi.

Tylko 23 % młodych Polaków można uznać za rzeczywistych wiernych Kościoła katolickiego. Pozostali charakteryzują się niezależnością od Kościoła lub brakiem wiary religijnej.

Biorąc pod uwagę ogół badanych, opcję „Jestem wierzący(a) i stosuję się do wskazań Kościoła” wybrało 45 %. To sporo, ale jednak mniejszość.

Porównajmy dane z 2000 i 2018 r.

W 2000 r. opcję „Jestem wierzący(a) i stosuję się do wskazań Kościoła” wybrało 50 % młodych w wieku 18-24 lata, a w 2018 r. tylko 23 %. Nastąpił spadek aż o 27 punktów procentowych. Wśród ogółu Polaków w 2000 r. opcję tę wybrało 57 %, a w 2018 r. – 45 %. Spadek o 12 punktów procentowych.

Referowane tu badania sondażowe zostały przeprowadzone we wrześniu i październiku 2018 r. na reprezentatywnej próbie losowej dorosłych mieszkańców Polski (w wieku 18 lat i więcej) przez Centrum Badań Opinii Społecznej – CBOS. Główne referowane tu pytanie brzmiało: „Który z poniższych opisów najbardziej pasuje do Pana(i) sytuacji? 1. Jestem wierzący(a) i stosuję się do wskazań Kościoła;
2.
Jestem wierzący(a) na swój własny sposób; 3. Nie mogę powiedzieć, czy jestem wierzący(a) czy też nie; 4. Jestem niewierzący(a); 5. Określił(a)bym to inaczej”
(przypis 1).

Nie są to pierwsze badania wskazujące na bardzo duże różnice w przekonaniach religijnych między młodszymi a starszymi pokoleniami Polaków. Sygnalizował to już głośny raport z badań przeprowadzonych przez amerykański ośrodek Pew Research Center (2).

Przekonania religijne Polaków zaczynają się zmieniać. W efekcie naturalnej wymiany pokoleń można w Polsce oczekiwać spadku religijności, ograniczenia wpływów Kościoła, wzrostu laicyzacji/świeckości.

2. Ateizm postępuje! W młodym pokoleniu (18-24 lata) szerzy się ateizm – 15 % wybrało odpowiedź: „Jestem niewierzący(a)”. Natomiast wśród osób w wieku 45 lat i więcej – tylko ok. 2 % (wśród ogółu badanych brak wiary deklarowało 4 %). Znów kontrast olbrzymi.

Ponadto w młodym pokoleniu 5 % wskazało odpowiedź: „Nie mogę powiedzieć, czy jestem wierzący(a) czy też nie” (wśród ogółu jest to 2 %). Są to osoby z reguły bardzo rzadko biorące udział w praktykach religijnych.

Tak duży odsetek deklarujących brak lub słabość wiary religijnej wskazuje też, że w młodym pokoleniu przestaje obowiązywać prawicowa „poprawność polityczna”, która wymaga demonstrowania wiary religijnej. Natomiast prawicowi politycy, jak łatwo zauważyć, ciągle klęczą i powtarzają „Tak mi dopomóż Bóg” (posłowie, składając ślubowanie, mogą taką formułę, wypowiedzieć – należy to do prawicowej „poprawności politycznej”) .

3. Indywidualizacja wiary religijnej. 48 % młodych osób w wieku 18-24 lat wybrało odpowiedź: „Jestem wierzący(a) na swój własny sposób”. Oznacza to, że mimo deklarowania wiary religijnej są niezależni od kościelnych nauk i nakazów. Postawa ta jest tak samo częsta w pozostałych grupach wiekowych, z wyjątkiem najstarszej (65+), gdzie wierzących „na swój własny sposób” jest 34%. To i tak sporo.

Biorąc pod uwagę wszystkie grupy wiekowe, opcję „wierzę na swój własny sposób” wybrało 46 %. Blisko połowa!

Zachowywanie przekonań religijnych przy jednoczesnym odrzucaniu wielu kościelnych wierzeń i nakazów nazywane jest w religioznawstwie indywidualizacją religii. Wierzy się i praktykuje zgodnie z osobistymi, indywidualnymi przekonaniami („po swojemu”), a nie według nauk i nakazów kościelnych.

Indywidualizacja religii może wiązać się z religijnością pogłębioną i intensywną, lub z nabywaniem nowych przekonań religijnych. Ale – jak wynika z badań – najczęściej wiąże się z osłabieniem religijnego zaangażowania emocjonalnego, ze znaczną laicyzacją przekonań i z rzadkim udziałem w praktykach religijnych lub w ogóle z niepraktykowaniem. W Polsce indywidualizacja wiary religijnej najczęściej polega na ignorowaniu kościelnych nauk i nakazów, przy zachowaniu wiary w Boga.

4. Wiara w Boga. Jako wierzący deklaruje się 71 % młodych Polaków w wieku 18-24 lat. Natomiast wśród ogółu jest to 92 %, a w pokoleniach w wieku lat 45 i więcej – nawet 96 %. Różnice między pokoleniami są więc bardzo duże i wynoszą aż 20-25 punktów procentowych.

Odsetek wierzących w całej populacji Polaków w ciągu ostatnich dziesięcioleci powoli zmniejszał się. Według badań CBOS w 1997 r. wynosił 97 %, a w 2018 zmniejszył się do 92 %. Można zasadnie przypuszczać, że wskutek naturalnej wymiany pokoleń będzie ubywać wierzących .

Wysoki poziom deklaracji wiary w Boga wśród ogółu Polaków (oscylujący wokół 90 %) potwierdzają inne badania. Różnice mogą wynikać z różnych dat przeprowadzenia badań oraz z nieco odmiennego sformułowania pytań. Rozbieżności nie są jednak zbyt duże. Np. we wspomnianych badaniach Pew Research Center z 2015 r. na pytanie, czy wierzysz albo nie wierzysz w Boga, TAK odpowiedziało 86 % ogółu pytanych; NIE 8 %; nie miało zdania lub odmówiło odpowiedzi 6 %. Różnica wynika przede wszystkim z odmiennego sformułowania pytania.

W związku z wiarą w Boga warto zwrócić uwagę na dwie kwestie.

1. Deklaracja wiary w Boga nie oznacza wierności i posłuszeństwa władzom Kościoła. Wśród wierzących połowę stanowią wierzący „po swojemu”, a więc niepokorni, niezależni i ignorujący kościelne nauki i nakazy. Odzwierciedleniem tego jest często spotykane przekonanie: „Wierzę w Boga, ale nie wierzę w księdza”. Jest to wyraz nieufności wobec duchowieństwa i kościelnego aparatu, odrzucenie księżowskiego zwierzchnictwa nad własnym sumieniem.

2. Bardzo ważnym zjawiskiem w krajach zachodnich jest obecnie utrata wiary w Boga osobowego w rozumieniu judaizmu, chrześcijaństwa, islamu i wielu innych religii. Zamiast tego zyskuje na znaczeniu wiara w boga jako abstrakcyjną siłę nadnaturalną. Albo w ogóle odrzuca się pojęcie boga, natomiast uznaje się istnienie rzeczywistości nadnaturalnej lub duchowej, nie utożsamianej z bogiem. Ten rodzaj przekonań można nazwać nadnaturalizmem. Ma on bardzo szeroki zasięg w krajach Europy Zachodnich. Uznający istnienie siły nadnaturalnej czy duchowej, a odrzucający wiarę w Boga osobowego, stanowią w krajach Europy Zachodniej 27-48 %, a ateiści to w większości tych krajów 20-40 %. Wierzący w Boga osobowego we wszystkich krajach zachodnioeuropejskich, z wyjątkiem Włoch i Irlandii, znaleźli się w mniejszości liczącej 14-36 % (3).

Ponieważ w Polsce mamy bardzo duży odsetek wierzących „na swój własny sposób”, a wśród młodych szerzy się ateizm, można prognozować, że będzie zwiększać się: 1. liczba wierzących w istnienie siły nadnaturalnej czy duchowej, a nie w Boga osobowego, czyli nadnaturalistów; 2. liczba ateistów.

5. Film „Kler”

Referowany tu sondaż przeprowadzono w dwóch turach: w pierwszej połowie września oraz na początku października 2018 r. (dokładniej 4-11 października). W międzyczasie 28 września na ekrany wszedł budzący olbrzymie zainteresowanie film „Kler”, pokazujący demoralizację duchowieństwa w Kościele katolickim w Polsce (wszedł do kin 28 września, do momentu rozpoczęcia drugiej tury badań obejrzało go ponad 1,7 miliona widzów).

Czy film wpłynął na ocenę Kościoła katolickiego?

W sondażu pytano: „Jak, ogólnie rzecz biorąc, ocenia Pan(i) aktualną sytuację Kościoła katolickiego w Polsce?” (CBOS zadaje to pytanie standardowo od lat).

Po wejściu „Kleru” na ekrany oceny Kościoła pogorszyły się znacząco, chociaż nie w sposób druzgocący (wcześniej od 2014 r. oceny były dość stabilne).

Przed wejściem „Kleru” do kin sytuację Kościoła jako zdecydowanie dobrą i raczej dobrą oceniało 65 %. W drugiej połowie października, po wejściu „Kleru” na ekrany, nastąpił spadek do 58 %.

Zaś odsetek oceniających sytuację Kościoła jako raczej złą i zdecydowanie złą wzrósł z 27 % do 37 %.

!! Oceny są wyraźnie najgorsze wśród najmłodszych. Różnica między grupą w wieku 18-24 lata, a grupą w wieku 65 i więcej, wynosi aż 20 punktów procentowych (oceny dobre 43% do 63 %; złe 49% do 30 %). W najmłodszej grupie (i tylko w tej) oceny złe przeważają nad dobrymi: 49 % złe, 43 % dobre.

Trzeba wziąć po uwagę coś jeszcze. Badania trwały od 4 do 11 października. „Kler” święcił rekordy oglądalności, ale od tamtej pory obejrzało go już dużo więcej widzów. Można przypuszczać, że obecnie oceny Kościoła są gorsze niż w okresie prowadzenia badań (do chwili rozpoczęcia badań film obejrzało około 1,7 miliona widzów, zaś do momentu ich zakończenia około 3 mln.; w końcu listopada już ponad 5 mln.). Z czasem okaże się, jak znaczne i trwałe jest pogorszenie ocen.

6. Podsumowanie i wnioski

1. Wśród młodych (w wieku 18-24 lata) znaczna część uważa się za niewierzących: to 15 %, a dodatkowo 5 % nie ma jasności, czy wierzy, czy nie wierzy.

2. Tylko wyraźna mniejszość młodych (23 %) deklaruje, że według własnej oceny jest wierząca i stosuje się do wskazań Kościoła.

3. Blisko połowa ogółu Polaków, a wśród młodych 48 % – to wierzący „po swojemu”, a więc świadomie odrzucający w znacznym zakresie kościelne nauki i nakazy. Jest to przejaw indywidualizacji przekonań religijnych („odkościelnienia”), z reguły wiążący się ze znacznym spadkiem religijnego zaangażowania.

4. W sumie 3/4 młodych charakteryzuje się znaczną niezależnością od Kościoła, nie akceptuje wielu kościelnych wierzeń i nauk, wierzy „po swojemu” lub w ogóle nie wierzy w Boga.

5. Młode pokolenie przeszło intensywny cykl kościelnej katechezy od przedszkola do matury. Ale jest mniej religijne niż starsze pokolenia, wychowane i  żyjące w okresie władzy komunistów. Jak widać, nachalna religijna indoktrynacja nie popłaca.

6. Można prognozować, że wraz z naturalną wymianą pokoleń przekonania laickie/świeckie będą się nasilać, a władze Kościoła katolickiego i religijni aktywiści będą tracić wpływy. Zamiast postępującej klerykalizacji, będziemy mieć serię reform ograniczających ich wpływ na państwo, prawo, politykę, partie polityczne, życie publiczne i społeczne. – Alvert Jann

PS. Warto zwrócić uwagę, że coraz więcej uczniów nie uczęszcza na lekcje religii, np. w Łodzi większość https://dzienniklodzki.pl/w-lodzi-wiekszosc-uczniow-nie-chodzi-na-religie-rezygnuja-z-niej-nie-tylko-w-ogolniakach-ale-i-w-podstawowkach-a-jak-jest-w/ar/13636016?fbclid=IwAR0iexFFN-Q3w0Jh5if4_R7ppeW7gM3Ri-V2qXZlewv4KCMI3QNy7Uai2BE

…………………………………………..

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu”https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ . Zapraszam wszystkich zainteresowanych, artykuły zamieszczam z reguły raz w miesiącu >pierwszego<. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się 70 artykułów. Polecam w szczególności:

Dlaczego religijność słabnie?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dlaczego-religijnosc-slabnie/

Dziewicze narodziny Jezusa” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dziewicze-narodziny-jezusa/

………………………………………………………….

Przypisy

1. CBOS „Religijność Polaków i ocena sytuacji Kościoła katolickiego” (2018); „Religijność Polaków na przełomie wieków” (2001) – https://www.cbos.pl/PL/publikacje/raporty.php

2. Pew Research Center – http://www.pewforum.org/2018/06/13/the-age-gap-in-religion-around-the-world/ . Wyniki tych badań przedstawiam w: „Dlaczego religijność słabnie?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dlaczego-religijnosc-slabnie/

3. „Nowy sondaż o religijności w Europie Zachodniej” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/nowy-sondaz-o-religijnosci/

………………………………………………………………

Nowy sondaż o religijności w Europie Zachodniej

Jak wskazuje nowy sondaż, wiara w Boga w Europie Zachodniej szybko słabnie. Już w trzech krajach ponad połowa pytanych stwierdziła, że w Boga nie wierzy. Zaś wśród wierzących duża część deklaruje wiarę w nieokreśloną siłę nadnaturalną, ale nie w Boga w rozumieniu chrześcijańskim. Nic nie świadczy, by idea rechrystianizacji Europy, podjęta ostatnio także przez premiera Polski, miała jakiekolwiek szanse, poza ośmieszaniem naszego kraju.

Referowane tu badania sondażowe, dotyczące religijności w 15 krajach Europy Zachodniej, przeprowadził w 2017 r. renomowany amerykański ośrodek badawczy Pew Research Center. Wyniki zostały opublikowane w maju 2018 (link na końcu). Sondaż zrealizowano na reprezentatywnych próbach mieszkańców badanych krajów (osoby pytane wybierano losowo). Oznacza to, że wyniki informują ze znaczną dokładnością o całej badanej zbiorowości. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że każdy sondaż zawiera błąd pomiaru, w przypadku prezentowanego sondażu wynoszący około 3 punktów procentowych. Ze względu na ten błąd, do małych różnic nie należy przywiązywać wagi. Porównując sondaże trzeba uwzględnić, że nawet w podobnych sondażach pytania bywają odmiennie formułowane. Ponadto sondaże pochodzące z różnych lat mogą odzwierciedlać zmiany zachodzące w poglądach badanych. Wyniki sondaży „mają prawo” różnić się o kilka punktów procentowych.

Sondaż zawierał ponad 50 pytań, opublikowano 190 tabel z wynikami. Przedstawię oczywiście tylko kilka zagadnień.

Czy wierzysz w Boga?

Na pytanie: Czy wierzysz, albo nie wierzysz w Boga? – NIE WIERZĘ odpowiedziało 60% Szwedów; 54% Belgów; 53% Holendrów; 47% Norwegów; 46% Duńczyków. Ponad 1/3 niewierzących mamy we Francji, Finlandii, Niemczech, Wielkiej Brytanii; około 1/3 w Szwajcarii i Hiszpanii; ponad 20% we Włoszech, Irlandii i Austrii. Najmniej niewierzących odnotowano w Portugalii (13%).

Sytuacja kościołów chrześcijańskich jest jednak jeszcze gorsza niż można by sądzić na podstawie powyższych danych. Wśród deklarujących wiarę w Boga wielka część ma na myśli nieokreśloną siłę nadnaturalną, a nie Boga w rozumieniu przyjętym w chrześcijaństwie i wielu innych religiach. Bóg nie jest dla nich istotą duchową, która troszczy się o ludzi i ocenia ich uczynki. To raczej duchowa rzeczywistość lub pierwotna „energia”, „coś”, czemu świat zawdzięcza istnienie. Kościoły chrześcijańskie odrzucają takie rozumienie Boga. Kościelni teolodzy mówią wprost, że Bóg nie jest siłą bezosobową, „energią”. To Bóg osobowy, o którym mówi Pismo Święte.

Dodajmy, że także wśród osób odrzucających wiarę w Boga, część deklaruje wiarę w istnienie jakiejś siły nadnaturalnej. Nie są to konsekwentni ateiści. W dzisiejszym rozumieniu ateizm to odrzucenie wiary zarówno w istnienie Boga, jak i wszelkich sił i istot nadnaturalnych.

Teiści, nadnaturaliści i ateiści

W prezentowanych tu badaniach na podstawie kilku pytań starano się stwierdzić, jak liczni w poszczególnych krajach są:

1. Wierzący w Boga rozumianego zgodnie z chrześcijaństwem (pytano, czy wierzy się w Boga przedstawionego w Biblii). Są to teiści.

2. Wierzący w jakąś inną siłę nadnaturalną czy duchową działającą we wszechświecie (ang. higher power or spiritual force in the universe), a nie w Boga przedstawionego w Biblii. To nadnaturaliści.

3. Niewierzący w istnienie Boga ani jakiejkolwiek siły nadnaturalnej lub duchowej. To ateiści.

Wyniki przedstawia poniższa tabela. Obejmuje ona osoby, które określiły siebie jako chrześcijanie (katolicy, protestanci i in.) lub jako osoby bezwyznaniowe, tzn. nie identyfikujące się z żadną religią (bezwyznaniowi to kategoria bardzo liczna w krajach zachodnich). Tabela nie uwzględnia muzułmanów, którym pytań tych nie zadawano, bowiem dotyczyły one wiary w Boga przedstawionego w Biblii (muzułmanie stanowią w niektórych badanych krajach zbiorowość kilkuprocentową). Tabela włącza inne mniejszościowe wyznania, są one liczebnie niewielkie.

Procentowy udział teistów, nadnaturalistów i ateistów w badanych krajach

Kraj

Wierzę w Boga przedstawionego w Biblii

(teiści)

%

Nie wierzę w Boga przedstawionego w Biblii, ale wierzę w istnienie jakiejś innej siły nadnaturalnej lub duchowej

(nadnaturaliści)

%

Nie wierzę w istnienie Boga ani jakiejkolwiek siły nadnaturalnej lub duchowej

(ateiści)

%

Szwecja

Belgia

Dania

Holandia

Norwegia

Hiszpania

Finlandia

Francja

Niemcy

W.Brytania

Szwajcaria

Austria

Portugalia

Irlandia

Włochy

14

14

17

20

20

22

24

27

28

29

30

32

36

39

46

37

41

48

42

38

48

45

33

38

34

36

39

46

34

27

41

39

29

34

33

20

24

27

26

27

25

19

9

18

15

Mediana*

27

38

26

* Mediana to wartość środkowa, powyżej i poniżej której znajduje się taka sama liczba elementów. Jest ona często miarą lepszą niż średnia arytmetyczna.

Źródło: Pew Research Center – http://assets.pewresearch.org/wp-content/uploads/sites/11/2018/05/14165352/Being-Christian-in-Western-Europe-FOR-WEB1.pdf . Procenty nie sumują się do 100, gdyż niektórzy pytani udzielali innych odpowiedzi, wybierali „nie wiem” lub odmawiali odpowiedzi.

*

Jakie uwagi nasuwa powyższa tabela?

1. Wierzący w Boga w rozumieniu chrześcijańskim prawie wszędzie stanowią wyraźną mniejszość. W żadnym kraju nie są większością.

2. W czterech krajach uważanych tradycyjnie za katolickie, tj. w Hiszpanii, Portugalii, Irlandii i we Włoszech, osoby wierzące w Boga przedstawionego w Biblii stanowią tylko 22-46%. Katolickość tych krajów odchodzi do przeszłości.

3. W Hiszpanii, która uchodzi za kraj katolicki, tylko 22% pytanych zadeklarowało wiarę w Boga w rozumieniu chrześcijańskim. Hiszpania jest obecnie jednym z najbardziej świeckich krajów zachodnich. Sojusz Kościoła i prawicowej dyktatury frankistowskiej (1936-1975), oraz przemiany zachodzące po ustanowieniu demokracji, skutecznie zredukowały religijność Hiszpanów.

4. W zdecydowanej większości krajów ateiści stanowią 20-40%. Tylko w Portugalii, Irlandii i Włoszech jest to odsetek stosunkowo niewielki (9-15%).

5. Wszędzie bardzo liczną zbiorowość stanowią osoby niewierzące w Boga w rozumieniu chrześcijańskim, ale deklarujące wiarę w istnienie jakiejś innej nadnaturalnej lub duchowej siły (od 27% we Włoszech, do 48% w Danii i Hiszpanii). To nadnaturaliści.

6. Inne badania dają w ogólnym zarysie podobny obraz religijności w Europie Zachodniej. Najmniej religijne są kraje skandynawskie oraz Holandia i Belgia. Najbardziej religijne są Włochy, Portugalia i Irlandia, ale także tym krajom daleko pod względem religijności do krajów muzułmańskich. Na szczęście!

Co z Polską? Polska znajduje się w grupie krajów z najmniejszą ilością ateistów w Europie. W sondażu Eurobarometru z 2010 r., o którym pisałem przed kilkoma miesiącami, tylko 5 % Polaków wybrało odpowiedź: Nie wierzę w istnienie jakiegokolwiek rodzaju istoty duchowej, Boga lub siły nadnaturalnej (jest to sformułowanie, które dość dokładnie odpowiada użytemu w referowanym tu sondażu). W odniesieniu do dwóch pozostałych opcji, w omawianych sondażach użyto odmiennych sformułowań, inaczej też zadawano pytania, co ogranicza możliwość porównywania. W sondażu Eurobarometru pytano o wiarę w Boga, a nie w Boga przedstawionego w Biblii. 79 % Polaków wybrało opcję Wierzę, że istnieje Bóg; 14 % Wierzę, że istnieje jakiegoś rodzaju istota duchowa lub siła nadnaturalna. Takie sformułowania z reguły zwiększają odsetek wybierających pierwszą opcję, kosztem drugiej. Można przypuszczać, że spora część deklarujących wiarę w istnienie Boga miała na myśli abstrakcyjną siłę nadnaturalną, a nie Boga osobowego w rozumieniu chrześcijańskim.

Trzeba dodać, że w Polsce – jak wskazują systematycznie prowadzone badania – religijność powoli słabnie. Np. spada udział w niedzielnych nabożeństwach, duży odsetek katolików nie wierzy w podstawowe dogmaty, religia odgrywa w ich życiu niewielką rolę, przynależność do Kościoła ma charakter czysto formalny. Opublikowane w czerwcu 2018 r. wyniki badań Pew Research Center (link na końcu) wskazują, że w Polsce młodsze pokolenie jest zdecydowanie mniej religijne niż starsze. Mimo intensywnego nauczania religii i indoktrynacji! Jest szansa na znaczny spadek religijności.

Chrześcijanie kulturowi (niereligijni)

Chrześcijaństwo dominowało w przeszłości we wszystkich badanych krajach Europy Zachodniej. Powoduje to, że dziś bardzo wiele osób identyfikuje się z chrześcijaństwem, a jednocześnie nie wierzy w Boga. Chrześcijanin nie wierzący w Boga, to – trzeba powiedzieć – dziwne stworzenie. Można to rozumieć jako identyfikację kulturową czy nawykową, albo czysto werbalną, a nie religijną. Są to osoby z reguły niepraktykujące (również w Polsce nie brakuje „wierzących ale niepraktykujących”).

Warto zaznaczyć, że także deklaracje wiary w Boga mają często charakter nawykowy. Wiele osób mówi, że wierzy się w Boga, ale religia nie odgrywa istotnej roli w ich życiu.

Nie będę zamieszczać tabel, podam tylko, że na pytanie, jaka jest obecnie twoja religia, w poszczególnych krajach od 41 do 83 % wskazało jedno z wyznań chrześcijańskich. Można też było wskazać inne religie albo ateizm, agnostycyzm lub „żadna szczególna” (ang. nothing in particular).

Zwraca uwagę, że wszędzie wśród osób uznających się za chrześcijan większość nie wierzy w Boga przedstawionego w Biblii.

Chrześcijanami nazwało się 83 % Portugalczyków, ale wśród nich tylko 41 % deklaruje wiarę w Boga przedstawionego w Biblii; we Włoszech odpowiednio 80 % i 54 %; w Wielkiej Brytanii 73 % i 38 %; w Niemczech 71 % i 37 %; w Hiszpanii 66 % i 32 %; we Francji 64 % i 38 %; w Szwecji 52 % i 25 %; w Holandii 41 % i 42 %.

Jak widać, określanie siebie jako chrześcijanina, protestanta, katolika itp. bardzo często nie oznacza wiary religijnej. Nie oznacza też praktykowania. Jak piszą autorzy badań: „Chociaż większość ludzi w Europie Zachodniej identyfikuje się jako chrześcijanie, niewielu regularnie uczęszcza do kościoła”. Kościoły opustoszały, przypominają martwe muszle, skorupy, z których wyparowało życie.

Wśród osób określających się jako chrześcijanie, we wszystkich krajach – z wyjątkiem Włoch – zdecydowanie przeważają nieuczęszczający do kościoła. Według własnej oceny, do kościoła chodzi kilka razy w roku lub nigdy 82-88% chrześcijan w Finlandii, Szwecji, Danii i Belgii ; 65-75% w Wielkiej Brytanii, Norwegii, Francji, Niemczech, Hiszpanii, Holandii, Austrii i Szwajcarii ; 58% w Portugalii; 57% w Irlandii; 49% we Włoszech. Jak widać, nawet we Włoszech połowa chrześcijan bywa w kościele sporadycznie.

Szerzy się bezwyznaniowość

W krajach zachodnich bardzo duży odsetek obywateli nie identyfikuje się z żadną religią. W badaniach na pytanie o religię wybierają odpowiedź: ateista, agnostyk lub „żadna szczególna” (ang. nothing in particular). Osoby te są klasyfikowane jako bezwyznaniowe (ang. unaffiliated). Kategoria ta liczy w krajach zachodnich od 15 do 48% procent. Oznacza to, że słabnie nawet czysto werbalna identyfikacja z chrześcijaństwem. W wielu krajach osób bezwyznaniowych jest więcej niż praktykujących chrześcijan.

Jak wygląda to w poszczególnych krajach?

Osoby bezwyznaniowe (tj. nie identyfikujące się z żadną religią, określające siebie jako ateiści, agnostycy lub jako niewyznające żadnej religii) stanowią w Holandii 48 %; w Norwegii 43 %; w Szwecji 42 %; w Belgii 38 %; w Danii 30 %; w Hiszpanii 30 %; we Francji 28 %; w Niemczech 24 %; w Wielkiej Brytanii 23 %; w Finlandii 22 %; w Szwajcarii 21 %; w Austrii 16 %; w Irlandii, Portugalii i Włoszech po 15 %.

Wśród nich 1-6 % określiło się jako agnostycy (najwięcej w Hiszpanii 6 % i w Belgii 5 %).

Ateizm wskazało 5-19 % (najwięcej Belgów 19 %, oraz Duńczyków, Francuzów, Szwedów i Holendrów po 14-16 %). Oczywiście odsetki te nie pokrywają się z ogółem niewierzących w Boga i siły nadnaturalne, bowiem wielu rzeczywistych ateistów uznało się za chrześcijan lub za niewyznających żadnej religii.

Od 7 do 31 % pytanych o ich religię, odpowiedziało, że „żadna szczególna”. Najwięcej w Holandii 31 %; Norwegii 27 %; Szwecji 23 %.

Dodajmy, że jak wskazują inne badania, w krajach zachodnich około 10 % muzułmanów z czasem zmienia przekonania religijne i staje się osobami bezwyznaniowymi lub zmienia religię na inną. Muzułmanie liczą w Europie Zachodniej od 0,4 % w Portugalii, do blisko 9 % we Francji (link na końcu).

Podsumujmy:

W krajach Europy Zachodniej nie wierzy w Boga od 20 do 60 % mieszkańców.

Tylko 14-46% wierzy w Boga pojmowanego zgodnie z chrześcijaństwem.

Olbrzymia część deklaruje wiarę w jakiegoś rodzaju siłę nadnaturalną, ale nie w Boga chrześcijańskiego.

Nie wierzy w żadnego Boga ani w jakąkolwiek siłę nadnaturalną od 9 do 41 %. Są to ateiści.

Mimo kryzysu wiary religijnej, większość mieszkańców Europy Zachodniej identyfikuje się z jednym z wyznań chrześcijańskich (w poszczególnych krajach 41-83 %). Jednak identyfikacja ta ma najczęściej charakter nawykowy i czysto werbalny. W kościołach chrześcijańskich bardzo mało wiernych praktykuje. Za to bardzo wielu mówi, że nie wierzy w Boga.

Bardzo liczną kategorię stanowią osoby nie identyfikujące się z żadną religią, tj. bezwyznaniowe (15-48%). Pytani o wyznanie, odpowiadają, że są ateistami, agnostykami lub że nie wyznają żadnej religii.

Inne religie liczą łącznie nie więcej niż kilka procent wyznawców (najliczniejszą grupę stanowią muzułmanie). Nominalni chrześcijanie oraz osoby bezwyznaniowe łącznie stanowią wszędzie ponad 90 %.

Dodajmy, że w Europie Zachodniej nie obserwuje się żadnego „odrodzenia religijnego”. Zamiast historycznej dominacji i powszechności chrześcijaństwa, kształtuje się tzw. chrześcijaństwo wyspowe. Mówiąc impresyjnie, w morzu świeckości powstają i działają – często bardzo aktywnie – środowiska i organizacje religijne.

Słowo na zakończenie

Jak trafnie zauważył Jan Paweł II: „w połowie ubiegłego tysiąclecia rozpoczął się, a od XVIII w. rozwinął na szeroką skalę proces laicyzacji, zmierzający do wykluczenia Boga i chrześcijaństwa z wszystkich dziedzin życia ludzkiego. Wynikiem tego procesu były często agnostyczny lub ateistyczny laicyzm i sekularyzacja, a więc zdecydowane i totalne wykluczenie Boga i naturalnego prawa moralnego z wszystkich dziedzin ludzkiego życia. W ten sposób religia chrześcijańska została zepchnięta do prywatnej sfery życia człowieka” (link na końcu). Dodajmy, że naturalne prawo moralne, o którym pisze papież, to – mówiąc najkrócej – zasady moralne, które podaje Kościół jako pochodzące od Boga.

Europa Zachodnia przechodzi od XVI w. wielką transformację kulturową. Polega ona na znacznym osłabieniu roli religii (w naukach społecznych nazywa się to sekularyzacją), na rozwoju świeckiej kultury, etyki, świeckiego państwa. Zamiast „wartości chrześcijańskich” i religii, na znaczeniu zyskuje etyka świecka i świecki światopogląd. Etyka świecka zastępuje etykę chrześcijańską. Źródłem wiedzy o świecie i człowieku stała się nauka, a nie – jak w średniowiecznym chrześcijaństwie – Pismo Święte i teologia. Osoby religijne i teolodzy mówią często, że nauka nie wyjaśnia wszystkiego. Tak, ale religia niczego nie wyjaśnia, jest zbiorem starożytnych mitów i urojeń.

Nie jest prawdą, że upadek religii prowadzi do chaosu, moralnej zapaści, nihilizmu. Kraje Europy Zachodniej, gdzie rola religii została zdecydowanie ograniczona, nie są wprawdzie spełnieniem ideału, ale prosperują znacznie lepiej niż kraje religijne. – Alvert Jann

PS. O tym, czym jest wiara w Boga oraz wierzenia religijne, piszę w:

„Teoria Boga krótko wyłożona” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teoria-boga-krotko-wylozona/

„Wiara w cuda” https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/wiara-w-cuda/

……………………………………………………………………..

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ : Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Inne artykuły prezentujące wyniki badań sondażowych:

Wiara w Boga w krajach Unii Europejskiej” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/wiara-boga-krajach-unii-europejskiej/

Ilu jest ateistów w Europie Środkowo-Wschodniej?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/ateisci-niereligijni-bezwyznaniowi-ilu-ich/

O religii w USA krytycznie” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/o-religii-usa-krytycznie/

………………………………………………………………………..

Linki do cytowanych publikacji

Prezentowane tu badania Pew Research Center dotyczące Europy Zachodniej: „Being Christian in Western Europe” – http://assets.pewresearch.org/wp-content/uploads/sites/11/2018/05/14165352/Being-Christian-in-Western-Europe-FOR-WEB1.pdf ; http://assets.pewresearch.org/wp-content/uploads/sites/11/2018/05/24150841/Full-Topline-FINAL-FOR-PUBLICATION.pdf

Dwa inne przywoływane raporty Pew Research Center:

Europe’s Growing Muslim Population” (raport dotyczący muzułmanów) – http://assets.pewresearch.org/wp-content/uploads/sites/11/2017/11/06105637/FULL-REPORT-FOR-WEB-POSTING.pdf

The Age Gap in Religion Around the World” (analiza międzypokoleniowych różnic w religijności w ponad 100 krajach) – http://assets.pewresearch.org/wp-content/uploads/sites/11/2018/06/14112107/ReligiousCommitment-FULL-WEB.pdf

Cytowana wypowiedź Jana Pawła II: „Europa potrzebuje Jezusa Chrystusa” – https://opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/przemowienia/alcidedegasperi_23022002.html

………………………………………………………………………..

Kim był Jezus?

Zwykle pomija się negatywne cechy charakteru, nauczania i działalności Jezusa, a warto na nie zwrócić uwagę. Nie rozstrzygam, czy istniał naprawdę, czy był tylko postacią mityczną. Pokazuję Jezusa na podstawie ewangelii, tak jak na przykład na podstawie „Lalki” Prusa można nakreślić sylwetkę Wokulskiego. Zacznę od niezbyt chwalebnej metody wpływania na ludzi, jaką się posługiwał.

1. STRASZENIE OGNIEM PIEKIELNYM

Jezus wielokrotnie straszył słuchaczy wiecznymi mękami. Z jego słów wyziera wręcz okrucieństwo i sadyzm. Wygląda to na psychiczne znęcanie się nad bliźnimi i nieprzebieranie w środkach, by zyskać wiernych. Straszenie ogniem piekielnym należało do stałego repertuaru nauk Jezusa. Można powiedzieć, że szukał wyznawców strachliwych, łatwowiernych i głupich.

Przykłady: Jezus mówi, że pod koniec świata „pośle aniołów swoich: ci zbiorą z Jego królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy dopuszczają się nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów” (Mt 13, 40-42). Podobnymi obrazkami wiecznego cierpienia Jezus raczył słuchaczy wielokrotnie.

A oto inny werset z Jezusowego nauczania:Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze. (…) Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je; lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła” (Mk 9,42-47).

Jasno mówił też Jezus, że większość ludzi pójdzie w ogień piekielny: „Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych” (Mt 22,14). To nie jedyna wypowiedź w tym stylu.

Ktoś może powiedzieć, że to metafory, nie można ich brać dosłownie. Ale nawet jeśli tak, to metafory te wygłaszał Jezus po to, by budzić lęk u słuchaczy. Ponadto biorąc pod uwagę skłonność Jezusa do urojeń, trzeba uznać, że najprawdopodobniej wierzył dosłownie w istnienie piekła pełnego płomieni.

Jezus obiecywał też nagrodę: sprawiedliwi mają posiąść niebo. Ale skłonność do straszenie i karania brzmiała niezwykle donośnie i groźnie. Jezus nie złagodził prymitywnej maniery rzucania gróźb, wyzierającej z ksiąg Starego Testamentu.

Ewangelie i postać Jezusa w głównej chyba mierze odpowiadają za powszechne w chrześcijaństwie straszenie wiecznymi mękami w piekle. W tym duchu w średniowieczu większość teologów i świętych głosiła, że tylko nieliczni chrześcijanie zostaną zbawieni. Już św. Augustyn, wybitny autorytet teologiczny, stwierdzał, że„niewielu jest zbawionych w porównaniu z tymi, którzy będą potępieni”. Podobnie twierdził na przykład św. Anzelm, także wybitny teolog: „niewielu jest tych, którzy są zbawieni”. Dziś teolodzy na ogół starają się złagodzić kościelne nauczanie, „teologię strachu” zastępują „teologią miłości”. Zamiast straszyć, starają się ugłaskiwać wiernych. Nie idzie im łatwo, bo straszących piekłem nie brakuje.

Zapytałem moją znajomą, niepokorną teolożkę Celestynę, co sądzić o tych teologicznych kontrowersjach? Odpowiedziała bez wahania: Olewać do parteru!

2. UROJENIA

Według ewangelii Jezus głosił, podobnie jak wielu nawiedzonych kaznodziejów i założycieli sekt, że otrzymał szczególną misję od Boga. Powtarzał wielokrotnie, że posłał go Bóg i niedwuznacznie sugerował, że jest istotą boską: „Ja bowiem od Boga wyszedłem i przychodzę. Nie wyszedłem od siebie, lecz On Mnie posłał”. „Z nieba zstąpiłem nie po to, aby pełnić swoją wolę, ale wolę Tego, który Mnie posłał” (J 8,38-42).To podręcznikowy przykład urojeń.

Psychiatria o urojeniach

„Urojenia to zaburzenia myślenia, czyli przekonanie chorego o istnieniu rzeczy, zjawisk czy wydarzeń wokół niego, które naprawdę nie istnieją. Pewne zdarzenia mogą co prawda mieć miejsce, ale chory nadaje im nieadekwatne znaczenie, nadbudowuje wokół nich chorobowe treści, tzw. system urojeń. (…) nie daje on sobie wyjaśnić, wytłumaczyć, że to, co myśli, nie ma miejsca w rzeczywistości, nie dzieje się naprawdę. Pacjent jest głęboko przekonany o prawdziwości swoich urojeń (…). Zaburzenia urojeniowe charakteryzuje długotrwały i nawrotowy charakter oraz pewna ‚uporczywość’, ciągłość objawów, stąd też ich nazwa: uporczywe zaburzenia urojeniowe. Zazwyczaj rozwijają się u osób w średnim wieku, najczęściej pomiędzy 35. a 45. rokiem życia. Szacuje się, że dotyczą około 0,05% populacji, chociaż wielu profesjonalistów uważa, że jest to wynik zaniżony, ponieważ część chorych nie podejmuje leczenia” („Zaburzenia urojeniowe” – https://psychiatria.mp.pl/choroby/73534,zaburzenia-urojeniowe)

Zaburzenia urojeniowe nie są, jak widać, rzadkością. Np. w Polsce mieszka około 30 mln. osób dorosłych, daje to ok.15 tys. osób z uporczywymi zaburzeniami urojeniowymi. Nie ma powodu sądzić, że wśród Żydów w czasach Jezusa odsetek ten był mniejszy.

Zazwyczaj zaburzeniom urojeniowym „nie towarzyszą zaburzenia struktury osobowości i intelektu. Również zachowanie i funkcjonowanie społeczne danej osoby w obszarach życia niezwiązanych z urojeniami mogą być niezaburzone i dezintegrować jej codzienne życie dopiero w rozwijającym się procesie chorobowym lub okresie jego nasilenia”.

W przypadku Jezusa mamy do czynienia z zaawansowanym procesem chorobowym, dezintegrującym jego dotychczasowe życie. Jezus opuścił swój dom rodzinny, udał się do Jerozolimy, zaczął głosić, że został posłany przez Boga z wielką misją i jest istotą boską. Nie wrócił do swoich wcześniejszych zajęć. Zaburzenia nie miały charakteru incydentalnego, tylko trwały.

Nie jest chorobą urojeniową wiara w Boga czy w cuda, o ile wierzenia te mieszczą się w przyjętych w danym społeczeństwie ramach i nie pociągają za sobą drastycznych zmian w sposobie życia. Natomiast jeśli ktoś wśród Żydów w czasach Jezusa czy obecnie gdziekolwiek nabierze głębokiego przekonania, że jest mesjaszem zapowiedzianym w Biblii, albo istotą boską, która zstąpiła z niebios – to mamy do czynienia z ewidentnym urojeniowym zaburzeniem myślenia. Jeżeli osoba ta zacznie „nauczać” o swej misji, podporządkowując temu swoje życie, świadczy to o głębokiej i ciężkiej chorobie urojeniowej.

W psychiatrii wyróżnia się urojenia wielkościowe (megalomańskie): to bezpodstawne przekonanie, że jest się kimś wielkim, że odgrywa się wielką rolę w świecie itp. Urojenia wielkościowe mogą mieć charakter religijny i objawiać się przekonaniem, że jest się bogiem, mesjaszem, prorokiem, aniołem, matką boską itp.

A teraz wyobraźcie sobie, że wasz znajomy zaczyna opowiadać, że zstąpił z nieba, bo Bóg powierzył mu wielką misję do spełnienia. Znajomy porzucił pracę i zaczął nauczać pod kościołami. Co pomyślicie? Że zwariował. Tak samo pomyślało wielu Żydów, a nawet najbliższa rodzina Jezusa.

O traktowaniu Jezusa jako kogoś niespełna rozumu powiem za chwilę, najpierw przyjrzyjmy się bliżej jego urojeniom.

Urojenia Jezusa

Urojenia, których doświadczał Jezus, wyrastały z wierzeń zawartych w księgach Starego Testamentu. Można powiedzieć, że księgi dostarczyły materiału, z którego Jezus utkał swoje imaginacje, swoją tożsamość, wyobrażenie o tym, kim jest.

Jak czytamy w ewangeliach, Jezus wyobrażał sobie, że jest wspaniałą postacią pojawiającą się w proroctwach Starego Testamentu, którą w czasach Jezusa Żydzi nazywali najczęściej mesjaszem, tj. chrystusem (mesjasz to słowo hebrajskie, jego dokładnym greckim odpowiednikiem jest słowo chrystus). Mesjasz miał z woli Boga odbudować królestwo Izraela i ustanowić wieczne królestwo boże pod swoim panowaniem. W proroctwach owego wybawiciela różnie nazywano i przedstawiano za pomocą poetyckich alegorii i obrazów.

Wielki prorok Daniel nazywał mesjasza Synem Człowieczym (w znaczeniu syna bożego wcielonego w postać człowieka). Jezus utożsamił się z tą postacią i często nazywał siebie właśnie „synem człowieczym”. Wyobrażał sobie, że jest istotą boską wcieloną w ludzką postać.

Jezus stawiał się wyżej niż Abraham, Mojżesz i prorocy. Ci bowiem mieli być wybrani przez Boga do wielkich zadań, ale byli tylko ludźmi. Natomiast Jezus wielokrotnie dawał słuchaczom do zrozumienia, że jest istotą boską, bogiem-synem. Wręcz utożsamiał się z Bogiem:„Ja i Ojciec to jedno” – miał powiedzieć podczas jednej z awantur (J 10,30).

Jezus kilkakrotnie mówił, czego to dokona w roli mesjasza/syna człowieczego. Są to wizje zaczerpnięte ze starotestamentowych proroctw. Np. do apostołów powiedział:„Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania”,  czyli osądzi ludzi. Przyjście w chwale przedstawiał Jezus groźnie, w duchu starotestamentowych proroctw: „słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku; gwiazdy zaczną padać z nieba i moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wówczas ukaże się na niebie znak Syna Człowieczego, i wtedy będą narzekać wszystkie narody ziemi” (Mt 24,29-30).

Straszył Jezus, jak zwykle, ogniem piekielnym i wiecznymi mękami. Porównał czekający ludzi sąd do ukarania Sodomy przez Boga, kiedy to – jak powiedział – „spadł z nieba deszcz ognia i siarki i wygubił wszystkich; tak samo będzie w dniu, kiedy Syn Człowieczy się objawi”. Ujawniają się tu sadystyczne cechy Jezusa, często pomijane dziś w kościelnym nauczaniu, bo ukazują go jako okrutnika (Mt 16,27; 24,29-30; 25,31-46; Łk 17,29-30).

Z Nowego Testamentu wynika wyraźnie, że wydarzenia te mają nastąpić niebawem, chociaż Jezus mowił, że daty nie zna nikt poza Bogiem. Np. do swoich uczniów Jezus powiedział: „Zaprawdę, powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w królestwie swoim” (Mt 16,28). A tu upłynęło prawie 2000 lat – i nic.

Jezusa brano za szaleńca

Jezus zdobywał słuchaczy i wiernych, ale dość często uznawano, że jest niespełna rozumu. Nawet najbliższa rodzina, łącznie z matką, nie bez powodu skłonna była tak go widzieć. W ewangelii św. Marka mamy następującą ciekawą scenę.

Oto Jezus naucza w otoczeniu tłumu: „Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: <Odszedł od zmysłów>. (…) Tymczasem nadeszła Jego Matka i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. Właśnie tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: <Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie>”. Jezus nie posłuchał dobrych rad rodziny i nie zaprzestał nauczania (Mk 3,21-35).

W ewangeliach jest sporo wzmianek świadczących, że nie chciano uwierzyć w boskie posłannictwo Jezusa. Sądzono, że oszalał, bluźni, lub że opętały go złe duchy. Kilkakrotnie go przeganiano, a nawet chciano zabić. W rodzinnym Nazarecie „wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się” (Łk 4,29-30).

4. PODSUMUJMY: KIM BYŁ JEZUS?

Postać Jezusa, nakreślona w ewangeliach, odpowiada popularnemu dziś pojęciu guru. Można powiedzieć, że Jezus był samozwańczym nauczycielem wiary religijnej, kaznodzieją, guru, który uroił sobie, że jest boską postacią w ludzkiej skórze i ma do spełnienia wielką misję. Takie postacie nie były rzadkością wówczas, tak jak nie są rzadkością dziś. Mógł być też za swoją działalność ukrzyżowanym, bo takie rzeczy zdarzały się w ówczesnej Palestynie.

Ale w opowieściach zwolenników i ewangelistów Jezus został całkowicie zmitologizowany. Przedstawiono go jako rzeczywistego syna bożego, który narodził się z dziewicy. Miał być prawdziwym mesjaszem zapowiedzianym w proroctwach Starego Testamentu, który czynił cuda, został ukrzyżowany, zmartwychwstał, przebywa w niebiosach, ale powróci na ziemię, by osadzić ludzi i wiernym zapewnić wieczną szczęśliwość. To mitologia chrześcijańska w pełnej krasie.

Do tego obrazu trzeba jeszcze dodać, że w naukach Jezusa zawarty jest niedościgniony wzór ideologii totalitaryzmu.

5. RYS TOTALITARNY

To, co głosił Jezus, jest doskonałym przykładem totalitarnej ideologii. W ideologii tej wódz, religijny przywódca, założyciel sekty, guru, bóg w ludzkiej skórze, w imię najwyższych racji rości sobie prawo do pełnej władzy nad umysłami i postępowaniem ludzi. Nie kto inny tylko Jezus głosił: Znam prawdę najwyższą, przysłał mnie Bóg, musicie we mnie wierzyć, musicie być mi posłuszni w myślach i uczynkach. Jeśli nie, będziecie odtrąceni i srodze ukarani, skazani na wieczne męki. Ideałem totalitaryzmu jest całkowite panowanie nad umysłami i postępowaniem ludzi. Idee, które głosił Jezus, przyznawały mu taką władzę. Przyjrzyjmy się temu nieco bliżej.

Wcielenie najwyższej prawdy

„Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca (tj. do Boga) inaczej jak tylko przeze Mnie”. „A nauka, którą słyszycie, nie jest moja, ale Tego, który Mnie posłał, Ojca ” (J 14,6,24). Podobnych wypowiedzi Jezusa można by przytoczyć więcej.

Jezus głosił, że posiada najwyższą prawdę, która pochodzi od Boga, oraz ma monopol na ekspediowanie ludzi do nieba lub karanie wiecznymi mękami. Mówił uczniom, że jest boską postacią, synem Boga, a na ziemię posłał go Bóg z wielką misją zbawienia i wymierzenia sprawiedliwości. Z ewangelii wynika, że w te urojenia wierzył głęboko.

Wymóg całkowitego posłuszeństwa

Jezus wymagał całkowitego posłuszeństwa, strasząc niepokornych ogniem piekielnym. Utożsamiał posłuszeństwo sobie z posłuszeństwem Bogu, miłość do niego z miłością do Boga, a Bogu należy się najwyższe posłuszeństwo i miłość. Wymóg najwyższego posłuszeństwa wyrażał za pomocą rożnych aforyzmów i przypowieści:

Kto miłuje ojca albo matkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien; i kto miłuje syna albo córkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien” (Mt 10,37).

Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem”. I dalej: „Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem” (Łk 14,26,33).

Jak widać, Jezus głosił ideę tworzenia wspólnoty podległej wodzowi absolutnie. Jak ambitny polityk o totalitarnych zapędach Jezus mówi: „kto nie jest ze mną jest przeciwko mnie” (Mt.12,30)

Teolodzy próbują wyjaśniać, że aforyzmy o nienawiści do rodziny, to metafory. Ale metafory mają coś przekazywać. Nie da się w tym wypadku odwrócić kota ogonem, Jezus mówił, że posłuszeństwo i miłość do niego jest ważniejsze niż rodzina. To w totalitarnych ideologiach posłuszeństwo i miłość do wodza/guru stoją ponad wszystkim.

Obietnica wiecznej szczęśliwości i unicestwienia

Totalitarne ideologie zawierają obietnicę budowy doskonałego świata dla swoich i unicestwienia obcych. A co głosił Jezus? Mówił, że z woli Boga ustanowi niebiańskie królestwo boże, w którym sprawiedliwi będą żyć szczęśliwie. Niewierni zostaną srodze ukarani. Jezus obiecywał, że strąci ich do piekła. Są to idee zaczerpnięte ze Starego Testamentu.

Jezus mówił o świecie nadprzyrodzonym, ale jego wizje zawierały charakterystyczną dla ideologii totalitarnych nadzieję na życie wolne od dotychczasowej udręki, na przywrócenie sprawiedliwości, na ukaranie niesprawiedliwych. Apostoł św. Piotr, uczeń Jezusa, pisał do wiernych: „Oczekujemy jednak, według obietnicy, nowego nieba i nowej ziemi, w których będzie mieszkała sprawiedliwość” (2P 3,13). Nadzieje niebiańskie i ziemskie mieszają się ze sobą.

W wizjach Jezus widzi siebie w roli wszechpotężnej istoty, demiurga tworzącego nową rzeczywistość i mającego totalną władzę nad ludźmi. Wygląda to następująco: „Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody”. Do jednych powie: „weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata!”. A do drugich: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! (…). I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego ” (Mt 25,31-46).

Moja dobra znajoma, niepokorna teolożka Celestyna powiedziała, że bardziej podobają się jej bajki o smoku wawelskim.

4. UWAGI NA ZAKOŃCZENIE

Jezus nie tylko straszył wiecznymi mękami w ogniu piekielnym. Wygłaszał także znane wzniosłe maksymy moralne, mówiące o miłości bliźniego, łagodzące okrutną moralność Starego Testamentu: „Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb! A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi!”. „Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują” (Mt 5,38-44). W ślad za tym św. Paweł pisał do wiernych: „Nie daj się zwyciężyć złu, lecz zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12,21).

Jak widać, nauki moralne Jezusa charakteryzują się krańcową zmiennością nastroju. Jezus wygłasza wielkie słowa o miłości, by za chwilę stawiać siebie w roli kata, który będzie wykonywał okrutne wyroki boże. Sprawia wrażenie jakby raz ludzi kochał, a za chwilę nienawidził.

Dziś próbuje się łagodzić okrutne frazesy o wiecznych mękach. Nie da się. Nawet jeżeli potraktujemy je jako metafory, przenośnie, Jezus używał tych metafor, by budzić lęk, zdobywać zwolenników, wymuszać posłuszeństwo. To przemoc psychiczna w bardzo złej postaci.

Na koniec trzeba powiedzieć coś jeszcze. Nie zasługuje na uznanie taka miłość bliźniego i taki moralizator, który głosi maksymalistyczne zasady moralne o miłowaniu nieprzyjaciół, nadstawianiu policzka i zwyciężaniu zła dobrem, a jednocześnie straszy wiecznymi mękami. – Alvert Jann

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/: Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się kilkadziesiąt artykułów, m.in.:

„Teoria Boga krótko wyłożona” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teoria-boga-krotko-wylozona/

Co zamiast religii?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/co-zamiast-religii/

Przenośnie w Biblii: 12 przykładów” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/przenosnie-biblii-12-przykladow/ 

…………………………………………………………………………………………….

Linki do cytowanych publikacji

Zaburzenia urojeniowe” – https://psychiatria.mp.pl/choroby/73534,zaburzenia-urojeniowe

Stary i Nowy Testament cytuję za Biblią Tysiąclecia (wydawnictwo Pallottinum) – http://biblia.deon.pl/ 

 ……………………………………………………………………………………………………

Wiara w Boga w krajach Unii Europejskiej

Przedstawiam tu wyniki sondażu przeprowadzonego w 2010 r. we wszystkich krajach Unii Europejskiej oraz w Islandii, Norwegii i Szwajcarii.

W większości krajów Europy Zachodniej, a także w niektórych w Europie Środkowo-Wschodniej, wierzący w Boga znaleźli się w mniejszości. W wielu krajach wiarę w istnienie Boga zadeklarowało mniej niż 30 % pytanych. 20-40 % stanowią ateiści, a około 40 % to osoby deklarujące wiarę w istnienie siły nadnaturalnej czy też duchowej, ale nie w istnienie Boga (poniżej zamieszczam tabelę zawierającą dane dla każdego badanego kraju).

Rozróżnienie wiary w Boga i wiary w istnienie siły nadnaturalnej/duchowej wymaga, być może, komentarza.

W rozumieniu judaizmu, chrześcijaństwa, islamu i wielu innych religii Bóg jest istotą duchową, obdarzoną rozumem i uczuciami, która opiekuje się ludźmi i ocenia ich uczynki. Ludzie modlą się do niego i czczą, by zapewnił im pomyślność w życiu ziemskim i po śmierci. Jest to, jak naucza Kościół katolicki, Bóg osobowy.

Obok tego pojęcia Boga, właściwego wielu religiom, funkcjonuje w świadomości ludzi bardziej abstrakcyjne pojęcie siły nadnaturalnej czy duchowej. Zazwyczaj widzi się w niej coś, czemu świat, istoty żywe i człowiek, zawdzięczają istnienie. Siła ta nie zajmuje się ludźmi, nie ocenia ich uczynków. Nie ma sensu zwracać się do niej o pomyślność. Modlić się do niej, to tak jakby modlić się do energii elektrycznej.

Mamy więc dwa różne pojęcia, w stosunku do których używa się często tej samej nazwy – Bóg. Jest to mylące, zaciera głęboką odmienność tych dwóch pojęć.

Na szczęście coraz więcej ludzi dostrzega tę różnicę i nie nazywa Bogiem domniemanej siły nadnaturalnej czy duchowej – bezosobowej, nie zajmującej się ludźmi. W Polsce potocznie mówi się przy tej okazji, że musi istnieć „coś”, mając na myśli jakąś nieznaną siłę nadnaturalną czy pierwotną „energię”. Czasami mówi się o bogu bezosobowym. Ale bezosobowy bóg lub „coś”, albo też pierwotna energia, to nie jest Bóg ze znanych powszechnie religii. Kościół zdecydowanie odrzuca takie rozumienie Boga. Także w podręcznikach religii można przeczytać, że Bóg nie jest bogiem bezosobowym czy energią.

W sondażach dotyczących religijności z reguły nie rozróżnia się wymienionych wyżej dwóch pojęć, tj. pojęcia Boga i pojęcia siły nadnaturalnej. Pada proste pytanie, czy wierzysz w Boga, albo czy wierzysz, że Bóg istnieje. Powoduje to zawyżenie liczby osób wierzących w Boga, bowiem duży odsetek pytanych deklaruje wiarę w Boga, ale rozumie przez to jakąś bezosobową siłę nadnaturalną czy duchową. Są to często osoby nie wyznające żadnej ze znanych religii, niereligijne i niepraktykujące, nie związane z żadnym kościołem czy społecznością religijną.

Dlatego na szczególną uwagę zasługują badania, w których rozróżnia się: po pierwsze, wiarę w istnienie Boga (czyli teizm); po drugie, wiarę w istnienie jakiegoś rodzaju siły nadnaturalnej czy duchowej, która nie jest Bogiem (to nadnaturalizm).

Natomiast ateizm to brak wiary zarówno w istnienie Boga, jak i w istnienie siły nadnaturalnej/duchowej.

Zamieszczona poniżej tabela pokazuje, w jakich proporcjach występują w różnych krajach te trzy stanowiska.

Sondaż Eurobarometer 341 z 2010 r., którego wyniki przedstawiam, zrealizowano na reprezentatywnych próbach mieszkańców badanych krajów (osoby pytane wybierano w drodze losowania). Oznacza to, że wyniki informują ze znaczną dokładnością o całej badanej zbiorowości. Trzeba jednak wziąć po uwagę, że każdy sondaż zawiera błąd pomiaru, w przypadku prezentowanego sondażu wynoszący około 2-3 punktów procentowych. Ze względu na ten błąd, do małych różnic nie należy przywiązywać wagi. Ponadto porównując różne sondaże trzeba uwzględnić, że nawet w podobnych sondażach pytania bywają odmiennie formułowane. Wyniki sondaży „mają prawo” różnić się o kilka punktów procentowych.

Sondaże Eurobarometer przeprowadzane są na zlecenie organów Unii Europejskiej od 1973 r. (Standard Eurobarometer przeprowadzany jest dwa razy do roku; ponadto przeprowadzane są sondaże dotyczące wybranych problemów Special Eurobarometer).

Wyniki sondażu

W sondażu Eurobarometer, przeprowadzonym w 2010 r. we wszystkich krajach Unii Europejskiej oraz w Islandii, Norwegii i Szwajcarii, pytano:

Które z poniższych stwierdzeń jest najbliższe Pana/Pani przekonaniom:

1. Wierzę, że istnieje Bóg. 

2. Wierzę, że istnieje jakiegoś rodzaju istota duchowa lub siła nadnaturalna.

3. Nie wierzę w istnienie jakiegokolwiek rodzaju istoty duchowej, Boga lub siły nadnaturalnej

Wybierający trzecią opcję to ateiści.

(Uwaga! Jeżeli poniższa tabela się „rozpada”, trzeba zmniejszyć tekst na ekranie np. do 80%)

Przekonania religijne mieszkańców Unii Europejskiej

Kraj

1.

Wierzący w istnienie Boga

2.

Wierzący w istnienie siły nadnaturalnej

3.

Niewierzący w istnienie Boga i siły nadnaturalnej 

%

%

%

Czechy

Szwecja

Estonia

Norwegia

Francja

Dania

Holandia

Islandia

Słowenia

Finlandia

Bułgaria

W.Brytania

Belgia

Łotwa

Niemcy

Austria

Szwajcaria

Węgry

Luksemburg

Litwa

Hiszpania

Słowacja

Chorwacja

Portugalia

Irlandia

Włochy

Polska

Grecja

Cypr

Rumunia

Malta

16

18

18

22

27

28

28

31

32

33

36

37

37

38

44

44

44

45

46

47

59

63

69

70

70

74

79

79

88

92

94

44

45

50

44

27

47

39

49

36

42

43

33

31

48

25

38

39

34

22

37

20

23

22

15

20

20

14

16

8

7

4

37

34

29

29

40

24

30

18

26

22

15

25

27

11

27

12

11

20

24

12

19

13

7

12

7

6

5

4

3

1

2

UE 27*

51

26

20

Uwaga: Procenty nie sumują się do 100, gdyż w poszczególnych krajach 1-8% pytanych nie udzieliło odpowiedzi.

* Bez Chorwacji, która do UE przystąpiła w 2013 r. Chorwacja liczy ok. 4,5 mln. ludności i jej uwzględnienie nie zmieniłoby w istotnej mierze podanego wyniku.

Źródło: Special EUROBAROMETER 341 

http://ec.europa.eu/commfrontoffice/publicopinion/archives/ebs/ebs_341_en.pdf  (s. 204)

Jakie uwagi nasuwa powyższa tabela?

1. W 17 krajach Unii Europejskiej, a także w Norwegii, Islandii i Szwajcarii, wierzący w Boga stanowią mniejszość.

2. W krajach postkomunistycznych sytuacja jest bardzo zróżnicowana. Czechy i Estonia należą do najbardziej ateistycznych krajów Europy (dodam, że także świata!), a Rumunia do najmniej ateistycznych. Nie tak dawno w jednym z artykułów przedstawiłem szerzej wyniki sondażu dotyczącego religijności we wszystkich krajach postkomunistycznych w Europie Środkowo-Wschodniej. Przedstawiłem tam również podane przez badaczy wyjaśnienie, dlaczego Czesi są wyjątkowo niereligijnym narodem (link na końcu).

3. W krajach Europy Zachodniej Bóg został usunięty z ludzkich sumień/przekonań (i bardzo dobrze!!) w największej mierze w krajach skandynawskich oraz we Francji i Holandii. Dokonało się to w drodze przemian cywilizacyjnych, a nie politycznych nacisków. Propaganda katolicka głosi, że ateizm jest skutkiem rządów komunistycznych lub wpływu komunizmu. Jest to teza ewidentnie fałszywa. W krajach skandynawskich i Holandii ruch komunistyczny nigdy nie był wpływowy, a we Francji ateizm jest przede wszystkim rezultatem oświeceniowego racjonalizmu, upowszechniającego się od XVIII w. Zresztą we wszystkich krajach europejskich, także w Polsce, ateizm kształtował się przede wszystkim pod wpływem przemian światopoglądowych będących spuścizną epoki Oświecenia. W Polsce międzywojennej ateizm nie był rzadkością w środowiskach inteligencji, o czym się dziś często zapomina.

4. Wiara w Boga trzyma się najmocniej w krajach europejskiego południa (Włochy, Grecja, Cypr, Malta, Portugalia, w mniejszym stopniu Hiszpania) oraz w kilku innych, przede wszystkim w Irlandii, Rumunii i Polsce. W Hiszpanii zwraca uwagę duży procent ateistów (20%). 

5. Trzeba podkreślić, że laicyzacja zachodzi również w krajach o wysokim odsetku wierzących w Boga – powszechne stają się tam przekonania świeckie, sprzeczne z stanowiskiem kościołów chrześcijańskich. Istotnym wskaźnikiem laicyzacji jest uznanie prawa do zawierania małżeństw homoseksualnych. Można je zgodnie z prawem zawrzeć także w Hiszpanii, Portugalii, Irlandii i na Malcie. Prawo to jest akceptowane – jak wskazuje wiele sondaży – przez większość obywateli w tych krajach. W Polsce akceptacja prawa do zawierania małżeństw homoseksualnych jest wyższa niż się na ogół przypuszcza – wynosi ok. 30%. Perspektywa legalizacji budzi jednak niezmiernie silny sprzeciw władz kościelnych i działaczy katolickich, oddziałując także na opinię publiczną. W wymienionych wcześniej krajach sprzeciw Kościoła nie był skuteczny. Warto dodać, że niektóre liberalne kościoły protestanckie uznały małżeństwa homoseksualne (np. luterańskie kościoły w Norwegii i Szwecji).

Komentarz ogólniejszy:

Wolność od religii WP_20170825_015

Europa nie jest dziś chrześcijańska, ma wprawdzie za sobą chrześcijańską przeszłość, ale dziś podstawą tożsamości europejskiej są prawa człowieka, nauka i świecka kultura. Są to trzy kluczowe osiągnięcia cywilizacyjne Europy, którym zawdzięcza ona swoją obecną wielkość i atrakcyjność. Prezentowana wyżej tabela pokazuje, że nawet wiara w Boga bardzo stopniała i dziś w większości krajów Europy Zachodniej wierzący w Boga stanowią mniejszość.

Wbrew temu, co się czasami słyszy, odchodząc od chrześcijaństwa Europa nie stanie się muzułmańska. Problemy związane z integracją muzułmanów i terroryzmem islamistycznym są poważne, ale nie mają tej rangi, by zagrozić rozwojowi Europy.

Demokratyczne kraje zachodnie, w których mieszkańcy masowo przestają wierzyć w Boga, mają się lepiej, niż wiele krajów religijnych, tonących w biedzie i chaosie. Nie jest prawdą, że utrata wiary w Boga grozi czymś złym, upadkiem, bezładem. Nie jest też prawdą, że w przeszłości religia zapewniała społeczeństwom spokój i pomyślność. Wystarczy zapoznać się z historią Europy, by zobaczyć, że tak nie było. – Alvert Jann

Od autora (Dopisane w lipcu 2018): W maju 2018 r. opublikowane zostały wyniki najnowszego sondażu przeprowadzonego w 15 krajach Europy Zachodniej (bardzo ciekawe !!) : „Nowy sondaż o religijności w Europie Zachodniej” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/nowy-sondaz-o-religijnosci/

Dorzucę jeszcze wniosek, jaki formułują Ronald Inglehart i Pippa Norris na podstawie  badań pod nazwą World Values Survey, tj. Światowy Sondaż Wartości, prowadzonych od 1981 r., a także innych wcześniejszych badań: „Niemal we wszystkich rozwiniętych przemysłowo państwach w ciągu ostatnich piećdziesięciu lat ogół społeczeństwa zmieniał orientację na coraz bardziej świecką”. Dodam, że Ronald Inglehart jest długoletnim kierownikiem Światowego Sondażu Wartości. Przytoczony wniosek pochodzi z książki opublikowanej w 2005 r. ( wydanie polskie: Sacrum i profanum. Religia i polityka na świecie, Wydawnictwo Nomos 2006, s. 30). Późniejsze sondaże potwierdzają ten wniosek. 

Przypomnę jeszcze główny wniosek z badań Pew Research Center, dotyczących USA, które referowałem w poprzednim artykule. Autorzy stwierdzają: Amerykanie stają się mniej religijni, w szczególności „procent tych, którzy mówią, że wierzą w Boga, modlą się codziennie i regularnie chodzą do kościoła albo korzystają z innych rodzajów religijnej posługi, spada powoli w ostatnich latach”. Alvert Jann

………………………………………………………..

Inne artykuły, w których przedstawiam wyniki międzynarodowych sondaży dotyczących religijności:

– Wyniki sondażu przeprowadzonego w 15 krajach Europy Zachodniej : „Nowy sondaż o religijności w Europie Zachodniej” https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/nowy-sondaz-o-religijnosci/

– Artykuł dotyczący religijności w postkomunistycznych krajach Europy Środkowo-Wschodniej: „Ilu jest ateistów w Europie Środkowo-Wschodniej?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/ateisci-niereligijni-bezwyznaniowi-ilu-ich /

– Artykuł dotyczący religijności w USA: „O religii w USA krytycznie” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/o-religii-usa-krytycznie/

………………………………………………………………………….

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ : Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajdują się w tej chwili 52 artykuły, m.in.:

Co zamiast religii?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/co-zamiast-religii/

Dowód na nieistnienie. Kogo? – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dowod-na-nieistnienie-kogo-2/

Bóg przed trybunałem nauki” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/bog-przed-trybunalem-nauki/

……………………………………………………………………………

Stulecie objawień fatimskich już za chwilę!!

800px-Jacinta_marto_lucia_santos13 maja 2017 r. mija sto lat od pierwszego objawienia w portugalskiej Fatimie. W Kościele odbędą się z tej okazji liczne uroczystości. Czy katolicy wiedzą, że każe im się czcić halucynacje, jakich miała doznać trójka dzieci w wieku 7-10 lat, spisane ponad 20 lat później? Warto, żeby wiedzieli, bo władze Kościoła robią z nich – trzeba to powiedzieć jasno – durniów. Zresztą nie tylko władze Kościoła. Także posłowie PiS sądzą najwyraźniej, że ciemny lud wszystko kupi.

PiS 7 kwietnie 2017 r. uczcił w Sejmie, przy sprzeciwie klubów PO i Nowoczesnej, rocznicę objawień fatimskich uchwałą, podkreślającą ich rzekomą doniosłość (tekst uchwały zamieszczam na końcu). Poseł Jacek Żalek, uzasadniając w telewizji TVN słuszność sejmowej uchwały, powołał się na autorytet nauki. Twierdził, że są opracowania naukowe potwierdzające realność objawień. Ale posłowie nigdzie tych opracowań nie zamieścili, ani nawet nie wymienili, a powinni.

Żalek powiedział też: „Nauka mówi, że są zjawiska niewytłumaczalne”, czyli nadprzyrodzone, np. objawienia. Poprawmy wypowiedź posła. Nauka nie mówi, że są zjawiska niewytłumaczalne. Mówi tylko, że są zjawiska, których przy dzisiejszym stanie wiedzy nie można wyjaśnić (np. głębsze przyczyny niektórych chorób). Tego, że są zjawiska niewytłumaczalne, nauka powiedzieć nie może, bo niby na jakiej podstawie. Na podstawie przekonań osób religijnych? Trzeba powiedzieć wyraźnie: jeżeli nauka czegoś nie wyjaśnia, to nie znaczy, że wyjaśnienia religijne są trafne i że mamy do czynienia z cudem.

Czym są objawienia?

Nauka wyjaśnia, czym są objawienia. Oto co mówi neurologia i psychiatria:

„>Na schizofrenię cierpi 1 proc. społeczeństwa. Ponad trzy czwarte z tych osób doświadcza w pewnym okresie choroby halucynacji słuchowych czy wzrokowych< – mówi w rozmowie z PAP psycholog dr Łukasz Gawęda z II Kliniki Psychiatrycznej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego i Uniwersytetu SWPS. (…)

Badacz podkreśla, że chorzy pochodzenie głosów mogą różnie wyjaśniać. >Niektórzy sądzą, że mówi do nich mafia z Moskwy. Innym wydaje się, że mówi do nich sąsiad przez ścianę. Niektórzy uważają, że ktoś przesyła im myśli przez nadajnik radiowy. A czasem ludzie są pewni, że słyszą głos Boga lub szatana. Mechanizm słyszenia halucynacji jest podobny, ale różne są przekonania co do pochodzenia tych głosów. Najprawdopodobniej znaczenie ma tutaj historia życia pacjentów, ich doświadczenia, związki z innymi i przekonania na temat ludzi i siebie w ogóle< (…).

>Wiemy, że jak kora słuchowa jest pobudzona, zaczyna produkować doświadczenia słuchowe. Czasem – na razie nie wiemy dlaczego – ta część mózgu pobudza się spontanicznie. Oznacza to, że bez odpowiednich dźwięków, słów z otoczenia możemy słyszeć głosy< – mówi rozmówca PAP i zapewnia, że zdrowa osoba zaczęłaby słyszeć głosy lub dźwięki, gdyby wszczepiło się jej odpowiednią elektrodę do kory słuchowej. Pobudzenie pierwszorzędowej kory słuchowej sprawiłoby, że osoba ta słyszałaby trzaski i szumy, a przy pobudzeniu drugorzędowej kory słuchowej – bardziej złożone wrażenia słuchowe, np. głosy”. (Fragmenty artykułu: Osoby ze schizofrenią swój głos w głowie uznają za obcy. „Nauka w Polsce”, Servis PAP, 22.07.2015 – link na końcu).

Objawienia to właśnie halucynacje, omamy, których doświadczają osoby cierpiące na schizofrenię lub na inne, łagodniejsze zaburzenia psychiczne. Zanim powiem o objawieniach w Fatimie, krótko o dwóch przypadkach objawień, głośnych w Polsce.

Objawienia św. Faustyny Kowalskiej i Rozalii Celakówny

W Polsce ostatnio kultywuje się objawienia, jakich miały doznać św. Faustyna Kowalska (1905-1938) i Rozalia Celakówna (1901-1944). Przeczytajcie, co pisały, a zrozumiecie, że cierpiały na poważne zaburzenia psychiczne.

W „Dzienniczku” św. Faustyny co i rusz mamy spotkania i rozmowy z Jezusem i Matką Boską. Np. podczas nowicjatu w zakonie doświadczyła następującej wizji (1925 r.):

„Po chwili jasno się zrobiło w mojej celi i ujrzałam na firance Oblicze Pana Jezusa bolesne bardzo. Żywe rany na całym Obliczu i duże łzy spadały na kapę mojego łóżka. Nie wiedząc, co to wszystko ma znaczyć, zapytałam Jezusa: Jezu, kto Ci wyrządził taka boleść? – A Jezus odpowiedział, że ty mi wyrządzisz taką boleść, jeżeli wystąpisz z tego zakonu. Tu cię wezwałem, a nie gdzie indziej i przygotowałem wiele łask dla ciebie (Dz 19)”.

Inne objawienie: ” W jednej chwili duch mój został porwany jakoby w zaświaty, ujrzałam Jasność nieprzystępną, a w niej jakoby trzy źródła jasności, której pojąć nie mogłam. A z tej Jasności wychodziły słowa w postaci gromu i okrążyły niebo i ziemie. Nic nie rozumiejąc z tego zasmuciłam się bardzo. Wtem z morza jasności wyszedł nasz ukochany Zbawiciel w piękności niepojętej, z Ranami jaśniejącymi. A z onej jasności było słychać głos taki: Jakim jest Bóg w Istocie swojej, nikt nie zgłębi, ani umysł anielski, ani ludzki. Jezus mi powiedział: Poznawaj Boga przez rozważanie przymiotów Jego. Po chwili Jezus zakreślił ręka znak krzyża i znikł (Dz 30)”.

Rozalia ZdjęciePodobnie wyglądały wizje Rozalii Celakówny z lat 1930. (beatyfikacja wizjonerki jest w toku):

„Zbliżył się do mnie Pan Jezus, ujął mnie za ramię i wyszedł z tej sali na korytarz ze mną. Był ubrany w suknię białą i płaszcz bordo. Nie mogę określić z czego względnie jaki był materiał. W boku Jezusowym była Rana. O z jakąż miłością i słodyczą przemówił do mnie, do tak ogromnie nędznej duszy (…): >Moje drogie dziecko popatrz, jak straszną boleść zadają mi grzechy nieczyste<„.

„Pytam z bojaźnią tej osoby (Jezusa), czy Polska się ostoi? Odpowiada mi, że Polska nie zginie, o ile przyjmie Chrystusa za Króla w całym tego słowa znaczeniu, jeżeli się podporządkuje pod prawo Boże, pod prawo Jego miłości; inaczej, moje dziecko, nie ostoi się”. 

To własnie objawienia Rozalii Celakówny z 1937 r. stały się podstawą intronizacji Chrystusa w czasie kościelnej uroczystości 19 listopada 2016 r. w sanktuarium w Krakowie-Łagiewnikach.

Kościół nie zaprzecza, że schizofreniczne wizje religijne, urojenia i halucynacje mają rzeczywiście miejsce. Władze kościelne upierają się jednak, że są także objawienia prawdziwe, nadprzyrodzone. Twierdzą też oficjalnie, że są prawdziwe opętania przez szatana, rzucanie uroku (czyli czary), doświadczanie Ducha Świętego w postaci „mówienia językami” (jest to wydawanie niezrozumiałych dźwięków pod wpływem religijnego pobudzenia – piękne słowo bełkot jest tu najodpowiedniejsze, a praktykuje się to w kościelnych grupach Odnowy w Duchu Świętym).

Objawienia fatimskie

13 maja 1917 r. w Fatimie, małej miejscowości w Portugalii, objawienia Matki Boskiej miała doświadczyć trójka dzieci w wieku 7-10 lat. Dzieci twierdziły, że za wsią na łąkach, gdzie pasały owce, widziały na drzewie wspaniałą postać w bieli i rozmawiały z nią. Postać ta kazała im przychodzić na łąkę co miesiąc, do października. Okazało się, że to Matka Boska. Rzecz stawała się głośna, co można zrozumieć, mając w pamięci rozgłos, jaki od czasu do czasu zyskują wieści o objawieniach Matki Boskiej współcześnie w Polsce, np. gdzieś w oknie czy na działkach.

Pozytywne zainteresowanie, z jakim spotkała się ta opowieść (podaż trafiła na popyt), musiało stanowić dla dzieci olbrzymią zachętę do kontynuowania cudownych spektakli. Przez kolejne sześć miesięcy, każdego trzynastego, z dziećmi na łąkę przychodziło coraz więcej ludzi, w końcu tłumy. Nie chcę być złośliwy, ale w tej sytuacji dzieci miały silną motywację, by mówić, że Matkę Boską widzą i słyszą, nawet gdy żadnego objawienia nie widziały.

Spisane relacje o objawieniach pochodzą od Łucji dos Santos (dwoje młodszych dzieci zmarło dwa/trzy lata później, podczas epidemii grypy hiszpanki). Łucja była najstarsza i odgrywała główną rolę w objawieniach. Rzecz w tym, że notatki Łucja zaczęła robi dopiero po 1925 r., kiedy wstąpiła do zakonu. Właściwy tekst objawień pochodzi z 1941-1944 r., spisany został po ponad dwudziestu latach od objawień. Mamy sytuację, kiedy to dorosła już osoba mówi szczegółowo o tym, co widziała i słyszała jako dziesięcioletnie dziecko.

Na coś bardzo ważnego trzeba zwrócić uwagę. W relacjach Łucji, obok dziecięcych jakby bajkowych opowieści, mamy także wizje piekła i kataklizmów, charakterystyczne dla wielu cierpiących na schizofrenię.

Oto pierwsze objawienie w relacji Łucji dos Santos, która w momencie wydarzenia miała 10 lat, a relację spisywała jako osoba dorosła:

13 maja 1917 r. bawiliśmy się z Hiacyntą i Franciszkiem na szczycie zbocza Cova da Iria. Budowaliśmy murek dookoła gęstych krzewów, kiedy nagle ujrzeliśmy jakby błyskawicę.
– „Lepiej pójdźmy do domu – powiedziałam do moich krewnych. – Zaczyna się błyskać, może przyjść burza”.
– „Dobrze!” – odpowiedzieli.
Zaczęliśmy schodzić ze zbocza, poganiając owce w stronę drogi. Kiedy doszliśmy mniej więcej do połowy zbocza, blisko dużego dębu, zobaczyliśmy znowu błyskawicę, a po zrobieniu kilku kroków dalej, ujrzeliśmy na skalnym dębie Panią w białej sukni, promieniującą jak słońce. Jaśniała światłem jeszcze jaśniejszym niż promienie słoneczne, które świecą przez kryształowe naczynie z wodą. Zaskoczeni tym widzeniem zatrzymaliśmy się.
Byliśmy tak blisko, że znajdowaliśmy się w obrębie światła, które Ją otaczało, lub którym Ona promieniała, mniej więcej w odległości półtora metra.

Potem Nasza Droga Pani powiedziała:
– „Nie bójcie się! Nic złego wam nie zrobię!”
– „Skąd Pani jest?” – zapytałam.
– „Jestem z Nieba!”
– „A czego Pani ode mnie chce?”
– „Przyszłam was prosić, abyście tu przychodzili przez 6 kolejnych miesięcy, dnia 13 o tej samej godzinie”
(Objawienia fatimskie– link na końcu).

 W kolejnych miesiącach z dziećmi przychodziło coraz więcej ludzi, w końcu kilkutysięczny tłum.

Co naprawdę wydarzyło się w Fatimie?

Dzieci nie musiały zmyślić wszystkiego od podstaw. Neurologii znane są dokładnie różnego rodzaju zaburzenia percepcji. Nie są to zjawiska częste, ale zdarzają się. Jak już była o tym mowa, człowiek może widzieć rzeczy, których nie ma. Słyszeć rozmowy, których nie odbył w rzeczywistości. Są też osoby bardzo podatne na sugestię i wpływ ze strony innych osób (ludzie różnią się zdolnościami sugerowania i podatnością na sugestię).

Oto kilka informacji z zakresu neurologii:

Gdy ludzie doznają uszkodzenia nakrywki – części mózgu powyżej tworu siatkowatego – mają bajecznie kolorowe skomplikowane halucynacje dotyczące scen z życia codziennego. Jeden z pacjentów obserwował rozgrywające się na jego dłoni przedstawienie cyrkowe z klownami, linoskoczkami, żonglerami. W podręcznikach neurologii można znaleźć opis mężczyzny, który widywał ducha przypominającego jego własną twarz. (…) W lewym płacie czołowym kory mózgowej znajduje się obszar odpowiadający za sprawdzanie, co jest rzeczywiste, a co wymyślone. Uszkodzenie go może pogorszyć zdolność mózgu do odróżniania bodźców z zewnątrz od generowanych wewnętrznie” (Olga Woźniak, Skąd się biorą halucynacje? Magazyn „Focus”- link na końcu).

Halucynacje mające za przedmiot Chrystusa, Matkę Boską, piekło, szatana itp. nie należą do rzadkości. Wśród tych, które stają się głośne, Kościół dokonuje selekcji. Niektóre uznaje za autentyczne i otacza oficjalnie kultem. Nazwano je objawieniami prywatnymi, tzn. doświadczanymi indywidualnie przez wybrańców Boga, w odróżnieniu od objawienia publicznego, bożego, jakie stanowią według Kościoła czyny i słowo samego Boga. Objawienia św. Faustyny, Rozalii Celakówny, dzieci z Fatimy i sporo innych, zostały oficjalnie uznane przez Kościół. Są to według Kościoła oczywiście objawienia prywatne, bo publiczne przynależą tylko Bogu.

Objawienia należą do patologicznych przeżyć religijnych. Oprócz osób ewidentnie cierpiących na schizofrenię, inną najliczniejszą chyba kategorię stanowią dzieci. Np. w Polsce rozwija się kult objawień w Gietrzwałdzie, gdzie w 1877 r. dwóm dziewczynkom w wieku 12 i 13 lat Matka Boska miała objawić się na klonie przy kościele.

U dzieci objawienia są zwykle nie tyle skutkiem schizofrenii, lecz efektem lżejszych zaburzeń psychicznych, w szczególności skutkiem podatności na halucynacje/omamy oraz trudnością w odróżnianiu rzeczywistości od fikcji i własnych wyobrażeń. W pewnych wypadkach objawia się to silną skłonnością do konfabulacji (konfabulacja to bezwiedne kłamstwo, opowiadanie o zdarzeniach, które nie miały miejsca, przy czym osoba ta jest przekonana, że mówi prawdę, lub bardzo szybko utwierdza się w tym; wynika to z braku dostatecznej kontroli nad własną wyobraźnią, oraz z zaburzeń w odróżnianiu zdarzeń rzeczywistych od fikcji).

U dzieci mamy też często silną podatność na sugestię ze strony innych osób. Stąd objawienia mają często charakter grupowy. Dziecko o silniejszych zdolnościach oddziaływania i manipulacji sugeruje skutecznie swoje wizje innym (zwykle nie wchodzi w grę większa grupa, a najwyżej kilkoro zżytych ze sobą dzieciaków). W przypadku Fatimy, z trójki dzieci Łucja była najstarsza i najbardziej wpływowa; mogła sugestywnie wpływać na dwójkę młodszych.

U dzieci skłonność do halucynacji, konfabulacji, ulegania sugestii i autosugestii, nie musi wiązać się z poważniejszymi zaburzeniami psychicznymi. Jest raczej skutkiem niestabilności układu psychicznego. Na ogół dzieci z tego „wyrastają”, ale czasami jest to zapowiedź trwalszych zaburzeń i wywiera poważny wpływ na późniejsze życie (np. Łucja z Fatimy utwierdziła się w wierze w objawienia i wstąpiła do zakonu).

W przypadku objawień fatimskich mamy wyraźnie do czynienia z dziecięcymi halucynacjami, konfabulacjami i kłamstewkami, które spotkały się z bardzo pozytywną reakcją otoczenia.

W przypadku Łucji dos Santos pojawia się jednak poważne pytanie o jej rzeczywisty stan psychiczny. Niektóre fragmenty spisanych przez nią relacji, w szczególności wizja piekła, są typowymi objawami ostrych zaburzeń schizofrenicznych i występują w analogicznej postaci u wielu osób cierpiących ewidentnie na te zaburzenia, w tym także u św. Faustyny i Rozalii Celakowny. Ludzie zdrowi psychicznie nie doświadczają wizji piekła.

Oto wizja piekła w relacji Łucji dos Santos:

Matka Boska „rozłożyła znowu ręce jak w dwóch poprzednich miesiącach. Promień światła zdawał się przenikać ziemię i zobaczyliśmy jakby morze ognia, a w tym ogniu zanurzeni byli diabli i dusze w ludzkich postaciach podobne do przezroczystych, rozżarzonych węgli, które pływały w tym ogniu. Postacie te były wyrzucane z wielką siłą wysoko wewnątrz płomieni i spadały ze wszystkich stron jak iskry podczas wielkiego pożaru, lekkie jak puch, bez ciężaru i równowagi wśród przeraźliwych krzyków, wycia i bólu rozpaczy wywołujących dreszcz zgrozy. (Na ten widok musiałam krzyczeć «aj», bo ludzie to podobno słyszeli.) Diabli odróżniali się od ludzi swą okropną i wstrętną postacią, podobną do wzbudzających strach nieznanych jakichś zwierząt, jednocześnie przezroczystych jak rozżarzone węgle”.

Jeśli wizja piekła jest rzeczywiście opisem doznań, jakich Łucja doświadczyła w wieku dziesięciu lat, wskazywałoby to, że już wówczas miała typowe epizody schizofreniczne.

Ale wizji tej mogła Łucja doświadczyć dużo później, w czasie pobytu w zakonie – i włączyć nieświadomie lub świadomie do objawień z dzieciństwa. Wskazywałoby to na problemy z odróżnianiem zdarzeń z dzieciństwa od zdarzeń znacznie późniejszych (jest to zaburzenie znane neurologii), albo na nierzetelność.

Łucja mogła też w ogóle wizji piekła nie doświadczyć, będąc święcie przekonana, że wizję taką miała (piekło jest częstym tematem objawień i siostra Łucja z pewnością opisy piekła znała). Byłaby to wtedy nieświadoma konfabulacja lub urojenie wpisane to tekstu objawień.

W końcu siostra Łucja mogła, naruszając zasadę rzetelności, wpisać wizję piekła do swoich relacji, by je wzmocnić lub uatrakcyjnić (osoby głęboko religijne potrafią ostro kłamać i manipulować otoczeniem w imię – w ich mniemaniu – wyższego celu).

Nie można dziś rozstrzygnąć, która z tych wersji jest prawdziwa.

Nie budzi zaufania, że siostra Łucja po wielu latach relacjonuje słowo w słowo dość długie rozmowy, jakie prowadziła z Matką Boską podczas objawień. Trudno oprzeć się podejrzeniu, że Łucja nie mogłaby tak dokładnie rozmów pamiętać. Dialogi brzmią na ogół dziecinnie, co przemawia na ich rzecz, ale z kolei niektóre wizje, jak ta dotycząca Rosji, nie odpowiadają pod względem sposobu wyrażania i myślenia umysłowości dziesięcioletniego dziecka.

Siostra Łucja tłumaczy: „Wiele ludzi było zdumionych pamięcią, którą Bóg mi raczył dać. Dzięki nieskończonej dobroci Bożej jest to pod każdym względem naprawdę wielki dar”. I rzeczywiście, tylko bezkrytyczna wiara religijna może skłaniać do uznania jej relacji za wiarygodne.

Podsumujmy: Objawienia w Fatimie to przypadek dziecięcych halucynacji, konfabulacji i kłamstewek, zdobywających coraz większy rozgłos i urosłych do rozmiarów kultu religijnego uznanego urzędowo przez Kościół. To historia o tym, jak trójka dzieci w wieku 7-10 lat, doświadczających zaburzeń psychicznych urozmaiconych domieszką kłamstw, dostarczyła iskry, z której wybuchł płomień. W przypadku Łucji dos Santos wiele wskazuje na zaburzenia schizofreniczne.

Są jeszcze inne fakty dyskwalifikujące kościelną teorię, że w Fatimie dokonał się cud objawienia.

Fatimski „cud słońca”

W pisowskiej uchwale sejmowej mówi się o „spektakularnym cudzie słońca”, który miał zdarzyć się w Fatimie. W czym rzecz?

Latem 1917 r. w kolejnych miesiącach, jak już pisałem, na łące wraz z trojgiem dzieci gromadziło się coraz więcej ludzi. Odmawiano różaniec, następnie dzieci miały widzieć błysk i na dębie skalnym miała objawiać się im Matka Boska. Łucja dokładnie relacjonuje dość długie rozmowy, jakie z nią prowadziła. Jak wynika z relacji, zebrani ani błysku ani Matki Boskiej nie widzieli i nie słyszeli. Zbiorowa ekscytacja musiała być jednak duża, co warto podkreślić.

Oto Łucja relacjonuje: 13 września 1917. Kiedy zbliżyła się godzina, przeciskałam się z Hiacyntą i Franciszkiem przez tłum ludzi, który nam ledwo pozwalał przejść. Ulice były pełne ludzi. Wszyscy chcieli nas widzieć i rozmawiać z nami. Tam się jeden drugiego nie bał. Wiele osób, nawet zacne panie i panowie przeciskali się przez tłum, który nas otaczał. Padali na kolana przed nami, prosząc, byśmy Matce Bożej przedstawili ich prośby”.

Łucja ogłosiła, że w czasie ostatniego objawienia (tj. 13 października 1917 r.) będzie miał miejsce szczególny cud. Matka Boska miała jej powiedzieć, że „W październiku przybędzie również Nasz Pan (Jezus), Matka Boża Bolesna i z Góry Karmelu, św. Józef z Dzieciątkiem Jezus, żeby pobłogosławić świat (…) uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli”.

sun-451441_960_720Zebrało się kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Jak zwykle nikt żadnego objawienia nie widział, ale w pewnym momencie Łucja zawołała, by spojrzeć na Słońce. Z opisów tego wydarzenia wynika, że wielu zebranych widziało przez kilka minut niezwykłe drgania Słońca, ale wielu nic takiego nie dostrzegło. I to właśnie miał być ten „cud Słońca”, o którym mówią w uchwale posłowie PiS.

Chciałoby się powiedzieć, że jak na wielki cud, wydarzenie było mało efektowne. Poza fatimską łąką nigdzie nie dostrzeżono jakichś szczególnych perturbacji słonecznych w tym czasie, a i na łące dalece nie wszyscy widzieli. Żadne też obserwacje astronomiczne niczego szczególnego nie zanotowały.

Zebrani nie widzieli Matki Boskiej, św. Józefa i Chrystusa. Za to, według relacji Łucji, trójka dzieci widziała wszystko, o czym powiedziała Łucji Matka Boska. Łucja mówi: „zobaczyliśmy po stronie słońca św. Józefa z Dzieciątkiem Jezus i Naszą Dobrą Panią ubraną w bieli, w płaszczu niebieskim. Zdawało się, że św. Józef z Dzieciątkiem błogosławi świat ruchami ręki na kształt krzyża. Krótko potem ta wizja znikła i zobaczyliśmy Pana Jezusa z Matką Najświętszą. Miałam wrażenie, że jest to Matka Boska Bolesna”.

Czy autorzy pisowskiej uchwały rzeczywiście w fatimskie objawienia i cud słońca wierzą, czy łżą, próbując żerować na ludzkiej naiwności? Jaki mają cel, podejmując uchwałę o uczczeniu objawień fatimskich? Możemy się tylko domyślać.

„Tajemnice fatimskie”, czyli proroctwa

W Fatimie, jak głosi oficjalna kościelna wersja wydarzeń, Matka Boska miała dzieciom przekazać trzy tajemnice, czyli trzy proroctwa. Spisała je siostra Łucja. Mówienie o tajemniczych proroctwach do dziś sprzyja podtrzymywaniu atmosfery ekscytacji wokół objawień fatimskich.

Tekst „tajemnic fatimskich” zamieszczam poniżej na końcu. To w nich, jak głosi pisowska uchwała sejmowa, Matka Boża miała w 1917 r. objawić „największe wydarzenia XX w.”

Przeczytajcie, warto wiedzieć, czym są te tajemnice. Zauważycie, że tajemnice fatimskie mają postać obłędnych, chorobliwych wizji. Jeżeli posłowie głosujący za uchwałą uważają, że rzeczywiście „w swoim orędziu (tj. w tajemnicach fatimskich) Matka Boża objawiła największe wydarzenia XX w.”, to albo nie czytali objawień fatimskich (czego nie można wykluczyć), albo sądzą, że ciemny lud wszystko kupi, albo są niespełna rozumu. Wydaje się, że w sejmowym klubie PiS wszystkie te opcje mają swoich reprezentantów.

W chwili rzekomych objawień w 1917 r. Łucja dos Santos miała 10 lat, a objawienia spisała dopiero w 1944 r. Tajemnice, jak przystało na proroctwa i wróżby, są niejasne i mają ewidentnie postać schizofrenicznych, religijnych przywidzeń.

Co zawierają?

Jest tam na początku wizja piekła, typowo schizofreniczna, mówiłem już o niej. Następnie mamy niejasne, obłędne wizje, w których ogólnikowo mówi się o możliwości następnej wojny i zagrożeniu ze strony Rosji. Nie sposób uznać, że to – jak głosi pisowska uchwała – prorocza zapowiedź największych wydarzeń XX w.

Są tam też strofy wyrażające uwielbienie Niepokalanego Serca Maryi.

Charakter tych relacji, styl, sposób wyrażania i myślenia nie pozwalają uznać, że relacje chociażby w przybliżeniu odzwierciedlają to, co Łucja jako dziesięcioletnie dziecko mogła opowiadać w 1917 r. Są to wypowiedzi osoby dorosłej, zakonnicy, spisane w 1944 r., kiedy druga wojna światowa była w toku, a Rosja znajdowała się pod rządami Stalina. Jest to rzutowanie teraźniejszości w przeszłość.

Dodajmy jeszcze, że przepowiedni nowych wojen, kataklizmów i zagrożeń ze strony tego lub innego kraju, nigdy nie brakowało i nie brakuje. Wystarczy dziś posłuchać Świadków Jehowy oraz wielu innych przepowiadaczy przyszłości. Chorobliwe, paranoiczne wizje zagrożeń nie muszą mieć charakteru religijnego, często mają charakter wyłącznie polityczny.

Trzecia tajemnica fatimska jest najbardziej tajemnicza. To całkowity odlot w stylu apokalipsy św. Jana (księgi wchodzącej w skład Nowego Testamentu). Siostra Łucja mówi tam – w konwencji obłędu – o jakimś kataklizmie i o zabiciu przez jakichś żołnierzy papieża, biskupów i wielu osób świeckich. Wielu katolików zaczęło tę scenę przedstawiać jako proroczą przepowiednię zamachu terrorystycznego na Jana Pawła II. Powiem zdecydowanie, ci, którzy to głoszą, ujawniają bezgraniczną oszukańczą skłonność do tworzenia kłamliwych mitów religijnych. Analogiczną skłonność ujawniają w polityce ci, którzy stworzyli oszukańczy mit smoleński.

„Tajemnice fatimskie” nie zawierają żadnych proroczych przepowiedni. Niejasne, ogólnikowe wizje, których miała doznać dziesięcioletnia dziewczynka, nie są żadnym objawieniem największych wydarzeń XX w. Ich charakter wskazuje, że autorka doświadczała różnorakich zaburzeń psychicznych, przede wszystkim wizji schizofrenicznych oraz zaburzeń łagodniejszych, objawiających się skłonnością do omamów (halucynacji) i konfabulacji, a także trudnościami z odróżnianiem zdarzeń z dzieciństwa do zdarzeń znacznie późniejszych, oraz zdarzeń realnych od wyobrażeń. Ponadto wiele wskazuje, że już w 1917 r., jak i później, mogła dużo i świadomie zmyślać.

Słowo na zakończenie

Doznawanie objawień to patologiczna, chorobliwa forma religijności. Wbrew temu, co sądzi poseł Żalek, objawienia, opętania przez szatana, wizje religijne, halucynacje, omamy i tym podobne zjawiska – są na gruncie nauki wytłumaczalne. Są to skutki zaburzeń psychicznych. Posłowie PiS mogą oczywiście wierzyć, że Jezus i inne boskie postacie realnie objawiają się niektórym ludziom. Lepiej jednak byłoby, gdyby nie głosili swoich religijnych poglądów w formie uchwał sejmowych. Nawet prymas abp Wojciech Polak powiedział w Polskim Radiu, że „takie akty powinny być w Kościele, a nie w Sejmie” („Sygnały Dnia” 14.04.2017 – link na końcu).

Coś jednak warto dodać. Kultywowanie dziś w Kościele starożytnych, patologicznych form religijności, takich jak objawienia, wręcz urąga godności człowieka jako istoty rozumnej i czyni z Kościoła moralne i cywilizacyjne zadupie.

Dodam na koniec, że jeżeli ktoś osobiście wierzy w objawienia, to – o ile sam nie ma tego typu doznań – nie jest to objaw schizofrenii czy halucynacji. Jest to stosunkowo lekkie zaburzenie racjonalnego sposobu myślenia, zły skutek wychowania i nauki religii w szkole. Można się tego pozbyć, krytycznie spojrzeć na religię i dać sobie spokój z wiarą w te rzeczy, a najlepiej w ogóle dać sobie spokój z Kościołem i religią. – Alvert Jann

………………………………………………………………………………..

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ : Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się w tej chwili 46 artykułów, m.in.:

Chrześcijaństwo obłędu” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/chrzescijanstwo-obledu/ (o odlotowych wierzeniach i praktykach w chrześcijaństwie)

Wypędzanie szatana” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/wypedzanie-szatana/ (o tzw. opętaniach przez szatana)

Jeszcze o intronizacji Chrystusa. Kim była mistyczka Rozalia Celakówna?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/jeszcze-o-intronizacji-chrystusa-byla-mistyczka-rozalia-celakowna/ (o objawieniach Rozalii Celakówny)

Pismo Święte jakiego nie znacie” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/pismo-swiete-jakiego-nie-znacie/ (mało znane lub pomijane fragmenty Biblii)

………………………………………………………………………………….

Uchwała Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 7 kwietnia 2017 r.

w sprawie uczczenia objawień fatimskich w ich 100. rocznicę

W 2017 r. przypada 100. rocznica objawień fatimskich. W swoim orędziu Matka Boża objawiła największe wydarzenia XX w., a jego przesłanie jest nadal aktualne. W sposób niezwykle dramatyczny, poprzez przekazanie trzyczęściowej tajemnicy oraz spektakularny cud słońca, Matka Boża przypomniała ewangeliczną prawdę, że ludziom do szczęścia tak naprawdę potrzebny jest tylko wszechmocny Bóg, który stworzył nas dla siebie i pragnie podzielić się z nami pełnią szczęścia. Rzadko które wydarzenie religijne odegrało tak ważną rolę w dziejach Kościoła i całego świata, jak objawienia fatimskie. Mają one także istotny wymiar dla naszej Ojczyzny. Z powodu wagi i doniosłości orędzia z 1917 r. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, przekonany o jego szczególnym znaczeniu, pragnie uczcić objawienia fatimskie w ich 100. rocznicę.

(Źródło: http://orka.sejm.gov.pl/opinie8.nsf/nazwa/1372_u/$file/1372_u.pdf )

………………………………………………………………………………..


Trzy części fatimskiej tajemnicy

na podstawie Wspomnień Siostry Łucji

 

1. Pierwsza część fatimskiej tajemnicy – wizja piekła

A więc tajemnica składa się z trzech odmiennych części. Z tych dwie teraz wyjawię. Pierwszą więc była wizja piekła. Pani nasza pokazała nam morze ognia, które wydawało się znajdować w głębi ziemi, widzieliśmy w tym morzu demony i dusze jakby były przezroczystymi czarami lub brunatnymi żarzącymi się węgielkami w ludzkiej postaci. Unosiły się w pożarze, unoszone przez płomienie, które z nich wydobywały się wraz z kłębami dymu. Padały na wszystkie strony jak iskry w czasie wielkich pożarów, bez wagi, w stanie nieważkości, wśród bolesnego wycia i rozpaczliwego, krzyku. Na ich widok można by ogłupieć i umrzeć ze strachu.
Demony miały straszne i obrzydliwe kształty wstrętnych, nieznanych zwierząt. Lecz i one były przejrzyste i czarne. Ten widok trwał tylko chwilę. Dzięki niech będą Matce Najświętszej, która nas przedtem uspokoiła obietnicą, że nas zabierze do nieba (w pierwszym widzeniu). Bo gdyby tak nie było, sądzę, że bylibyśmy umarli z lęku i przerażenia.
Następnie podnieśliśmy oczy ku naszej Pani, która nam powiedziała z dobrocią i ze smutkiem: «Widzieliście piekło, dokąd idą dusze biednych grzeszników. Aby ich ratować, Bóg chce ustanowić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca. Jeśli zrobi się to, co ja wam mówię, wiele dusz zostanie uratowanych, nastanie pokój na świecie. Wojna się skończy. Ale jeżeli się nie przestanie obrażać Boga, to za pontyfikatu Piusa XI rozpocznie się druga, gorsza. Kiedy ujrzycie noc oświetloną przez nieznane światło, wiedzcie, że to jest wielki znak, który wam Bóg daje, że ukarze świat za jego zbrodnie przez wojnę, głód i prześladowania Kościoła i Ojca św. Żeby temu zapobiec, przyjdę, by żądać poświęcenia Rosji memu Niepokalanemu Sercu i ofiarowania Komunii św. w pierwsze soboty na zadośćuczynienie. Jeżeli ludzie me życzenia spełnią, Rosja nawróci się i zapanuje pokój, jeżeli nie, Rosja rozszerzy swoje błędne nauki po świecie wywołując wojny i prześladowania Kościoła. Sprawiedliwi będą męczeni, Ojciec św. będzie bardzo cierpieć, wiele narodów zostanie zniszczonych, na koniec zatriumfuje moje Niepokalane Serce. Ojciec św. poświęci mi Rosję, która się nawróci, a dla świata nastanie okres pokoju.

2. Druga część fatimskiej tajemnicy – Niepokalane Serce Maryi

Druga tajemnica odnosi się do nabożeństwa Niepokalanego Serca Maryi. Jak już poprzednio mówiłam, Nasza Pani 13 VI 1917 r. zapewniła mnie, że nigdy mnie nie opuści i że Jej Niepokalane Serce będzie zawsze moją ucieczką i drogą, która mnie będzie prowadziła do Boga.
Mówiąc te słowa, rozłożyła swe ręce i przeszyła nasze serca światłością, która z nich płynęła. Wydaje mi się, że tego dnia to światło miało przede wszystkim utwierdzić w nas poznanie i miłość szczególną do Niepokalanego Serca Maryi, tak jak to było w dwóch innych wypadkach odnośnie do Boga i do tajemnicy Trójcy Przenajświętszej. Od tego dnia odczuliśmy w sercu bardziej płomienną miłość do Niepokalanego Serca Maryi. Hiacynta mówiła mi nieraz: «Ta Pani powiedziała, że jej Niepokalane Serce będzie twoją ucieczką i drogą, która cię zaprowadzi do Boga. Kochasz ją bardzo? Ja kocham Jej Serce bardzo. Ono jest tak dobre!» Kiedy Pani w lipcu powiedziała nam w tajemnicy, jak to już wcześniej opisałam, że Bóg chce ustanowić na świecie nabożeństwo do Jej Niepokalanego Serca, aby zapobiec przyszłej wojnie, i że przyjdzie, aby żądać poświęcenia Rosji jej Niepokalanemu Sercu i Komunii św. wynagradzającej w pierwsze soboty, Hiacynta słysząc to powiedziała do mnie: «Tak mi żal, że nie mogę przyjmować Komunii św. na zadośćuczynienie za grzechy popełnione przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi». Mówiłam też już, że Hiacynta spośród aktów strzelistych, które O. Cruz nam polecił, wybrała następujący: «Słodkie Serce Maryi, bądź moim ratunkiem». Gdy te słowa wypowiadała, dodawała ze swoją zwykłą prostotą: «Lubię tak bardzo Serce Maryi! Jest to przecież Serce naszej Matki Niebieskiej. Czy ty też lubisz powtarzać: «Słodkie Serce Maryi, bądź moim ratunkiem? Ja to tak chętnie czynię. Tak bardzo lubię».
Często zrywała kwiaty polne i śpiewała sobie na melodię, którą spontanicznie sama wymyślała «Słodkie Serce Maryi, bądź moim ratunkiem. Niepokalane Serce Maryi nawróć grzeszników, wybaw dusze z piekła».

 3. Trzecia część fatimskiej tajemnicy

J.M.J.
Trzecia część tajemnicy wyjawionej 13 lipca 1917 w Cova da Iria-Fatima.

Piszę w duchu posłuszeństwa Tobie, mój Boże, który mi to nakazu­jesz poprzez Jego Ekscelencję Czcigodnego Biskupa Leirii i Twoją i moją Najświętszą Matkę.
Po dwóch częściach, które już przedstawiłam, zobaczyliśmy po lewej stronie Naszej Pani nieco wyżej Anioła trzymającego w lewej ręce ognisty miecz; iskrząc się wyrzucał języki ognia, które zdawało się, że podpalą świat; ale gasły one w zetknięciu z blaskiem, jaki promieniował z prawej ręki Naszej Pani w jego kierunku; Anioł wskazując prawą ręką ziemię, powiedział mocnym głosem: Pokuta, Pokuta, Pokuta! I zobaczyliśmy w nieogarnionym świetle, którym jest Bóg: „coś podobnego do tego, jak widzi się osoby w zwierciadle, kiedy przechodzą przed nim” Biskupa odzianego w Biel „mieliśmy przeczucie, że to jest Ojciec Święty”. Wielu innych Biskupów, Kapłanów, zakonników i zakonnic wchodzących na stromą górę, na której szczycie znajdował się wielki Krzyż zbity z nieociosanych belek jak gdyby z drzewa korkowego pokrytego korą; Ojciec Święty, zanim tam dotarł, przeszedł przez wielkie miasto w połowie zruj­nowane i na poły drżący, chwiejnym krokiem, udręczony bólem i cier­pieniem, szedł modląc się za dusze martwych ludzi, których ciała napo­tykał na swojej drodze; doszedłszy do szczytu góry, klęcząc u stóp wiel­kiego Krzyża, został zabity przez grupę żołnierzy, którzy kilka razy ugo­dzili go pociskami z broni palnej i strzałami z łuku i w ten sam sposób zginęli jeden po drugim inni Biskupi Kapłani, zakonnicy i zakonnice oraz wiele osób świeckich, mężczyzn i kobiet różnych klas i pozycji. Pod dwoma ramionami Krzyża były dwa Anioły, każdy trzymający w ręce konewkę z kryształu, do których zbierali krew Męczenników i nią skrapiali dusze zbliżające się do Boga.
Tuy-3-1-1944

Tłumaczenie odtwarza wiernie tekst oryginalny, w tym także niedokładności interpunkcji, co zresztą nie przeszkadza w zrozumieniu tego, co widząca chciała powiedzieć.

Orędzie fatimskie, Kongregacja Nauki Wiary, Citta del Vaticano 2000

(Źródło: http://www.sekretariatfatimski.pl/fatima-objawienia-403/264-trzecia-cz-tajemnicy-fatimskiej )

…………………………………………………………………………………

Linki do tekstów cytowanych:

Osoby ze schizofrenią swój głos w głowie uznają za obcy. „Nauka w Polsce”, Servis PAP, 22.07.2015 – http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,405857,psycholog-osoby-ze-schizofrenia-swoj-glos-w-glowie-uznaja-za-obcy.html

– Olga Woźniak, Skąd się biorą halucynacje? Magazyn „Focus” – http://www.focus.pl/sekrety-nauki/skad-sie-biora-halucynacje-12176

– Rozmowa z prymasem abp Wojciechem Polakiem – http://www.polskieradio.pl/13/53/Artykul/1752551,Sygnaly-Dnia-14-kwietnia-2017-roku-rozmowa-z-prymasem-Polski-Wojciechem-Polakiem

– Wypowiedź posła PiS Jacka Żalka – http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/babilon-o-projekcie-uchwaly-o-fatimie,724721.html

– Objawienia św. Faustyny Kowalskiej – http://www.zaufaj.com/dzienniczek-swietej/529.html?task=view

– Objawienia Rozalii Celakówny: Ewa Wieczorek: „Służebnica Boża Rozalia Celakówna. Życie i misja” – http://www.regnumchristi.com.pl/celakowna.pdf

– Objawienia fatimskie – http://www.sekretariatfatimski.pl/fatima-objawienia-403/397-objawienia-matki-boej-w-fatimie-1917 ; http://www.sekretariatfatimski.pl/fatima-objawienia-403/264-trzecia-cz-tajemnicy-fatimskiej

Zdjęcia pochodzą ze stron:

Zdjęcie Łucji i Hiacinty – https://en.wikipedia.org/wiki/Sister_L%C3%BAcia

Zdjęcie Rozalii Celakówny pochodzi z Oficjalnej Strony Biura Postulacji Służebnicy Bożej Rozalii Celakówny – http://celakowna.pl/

………………………………………………………………………………………………………..

Afera z doktoratem na Uniwersytecie Kardynała Wyszyńskiego

Na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie odbyła się niedawno publiczna obrona pracy doktorskiej, której treść budzi, jak słychać, poważne zastrzeżenia władz Kościoła. Sprawa dotarła podobno do Watykanu. O co idzie? Praca została pozytywnie oceniona przez recenzentów, obrona przebiegała bardzo dobrze, rada wydziału teologicznego nadała autorce stopień doktora. Wystarczy jednak spojrzeć na tytuł, by zrozumieć niepokój władz kościelnych: „Olewanie jako skuteczna metoda obrony przed religią i Kościołem”.

costume-15816_960_720Nie będę ukrywał, autorka to moja znajoma, niepokorna teolożka Celestyna. Jej wypowiedzi wielokrotnie na naszym portalu przywoływałem.

* * *

Przedstawiam poniżej obszerne fragmenty wniosku o nadanie Celestynie stopnia doktora teologii, przedłożonego przez dziekana wydziału teologicznego UKSW na posiedzeniu rady wydziału. Dziekan krótko scharakteryzował pracę, omówił recenzje i dał jednoznacznie pozytywną ocenę. Oto jego wypowiedź: 

Autorka rozwija na wstępie „nową metodologię nauk teologicznych”. Główny punkt tej koncepcji, to zerwanie z poprawnością polityczną obowiązującą w teologii. W czym rzecz?

Poprawność polityczna nakazuje – pisze autorka – by z szacunkiem odnosić się do mniejszości etnicznych i seksualnych, do kobiet, do wszystkich narodów i kultur, a także, co dla teologii jest najważniejsze, do religii i Kościoła. Idzie o to, by nikt nie czuł się dyskryminowany.

Czy zawsze jest to słuszne? – pyta autorka i odpowiada: Nie zawsze. Czasami trzeba powiedzieć prawdę w oczy, byle tylko była to prawda.

Weźmy religię i Kościół. Dość tego szacunku nie pozwalającego powiedzieć prawdy – pisze autorka pracy. Dziś o religii i Kościele teolog nie może mówić prawdy, mamy zamknięte usta. Teologia jest zakłamana od stóp do głów. To musi się zmienić – czytamy w pracy – musimy mówić prawdę i tylko prawdę.

Kierując się nową metodologią, autorka stawia tezę, że „teolodzy pieprzą głupoty”. Powiedziała to bez ogródek, bez poprawności politycznej, prostym, zrozumiałym językiem.

Recenzenci zgodzili się w pełni z tezami autorki. Szczególnie poruszony był ksiądz profesor TG z zaprzyjaźnionej uczelni. „Trzeba uznać nową metodologię nauk teologicznych – napisał – trzeba mówić prawdę i tylko prawdę. Już Albert Einstein, chociaż nie teolog, powiedział trafnie: >Słowo Bóg jest dla mnie niczym więcej niż wyrazem i wytworem ludzkiej słabości, a Biblia zbiorem dostojnych, ale jednak prymitywnych legend, ponadto dość dziecinnych. Żadna interpretacja, niezależnie od tego, jak subtelna, nie może tego zmienić<„.

head-306726_960_720Ks. prof. TG stwierdził, że to, co pisał dotychczas, to były same głupoty. „Pieprzyłem głupoty” – powiedział. Na dowód zacytował fragment swojego dzieła o posłannictwie Polski. Przytoczę ten fragment. Jeśli nie będziecie mogli wysłuchać do końca, zatkajcie uszy, albo czytając przeskoczcie do następnego akapitu:

„We wcielonym Synu Bożym Jezusie Chrystusie Bóg Ojciec pomyślał i stworzył świat i Polskę jako Naród, Ojczyznę i Państwo. Zarówno Naród Polski, jak też i pozostali mieszkańcy Polski wraz z całą Ojczyzną i naszym Państwem zostaliśmy pomyślani w wiecznym rozumie Boskim jako prawdziwy, dobry i piękny byt. W tym sensie Polska jako idea jest w myślach Bożych wieczna jak sam Bóg. Święty Tomasz z Akwinu naucza, iż Pan Bóg tak długo myśli o stworzeniu, którego cząstką jest Polska, jak długo jest Bogiem, czyli wiecznie, bo Boski Stwórca nie ma początku ani kresu, lecz jest wieczny. Czas jest przecież też Jego stworzeniem. Dlatego wszystko, co stanowi o Polsce, pochodzi od tego Boga Ojca, który w swoim Synu pomyślał Polskę i w Nim oraz z Nim i Duchem Świętym ją stworzył oraz posłał swojego Syna na świat nie po to, aby świat potępił, ale po to, aby świat został przez Niego zbawiony.

Polska jest zatem Boża – pochodzi od Boskiego Stwórcy, ponieważ tylko i wyłącznie ON podarował Polsce realne istnienie. Naród Polski, Ojczyzna i Państwo Polskie są z ustanowienia Boskiego. To znaczy, że nasze myślenie o Polsce i wszelkie działanie tylko wtedy będzie mieć najgłębszy fundament, gdy Polska na płaszczyźnie natury i łaski, czyli rozumu, pamięci i wolnej woli duchowej oraz na płaszczyźnie łaski przyjmie bez skrótów tę prawdę o Boskim pochodzeniu Polski. W każdym momencie naszej egzystencji w Narodzie, Ojczyźnie, Państwie, tj. w Sejmie, Senacie, Rządzie i na Urzędzie Prezydenckim kultywujmy tę prawdę oraz każdy akt myślenia i działania opierajmy na Chrystusie”.

Czyż nie napisałem kupy głupot? – pyta ksiądz profesor retorycznie (link do pracy ks. prof. TG podaję na końcu).

(…) 

Przechodząc do  oceny głównej części pracy Celestyny, dziekan powiedział:

Na uwagę zasługuje termin „olewanie”. Został zaczerpnięty ze slangu młodzieżowego. Autorka w swoich badaniach stwierdziła, że tym właśnie słowem młodzież określa coraz częściej swój stosunek do religii i Kościoła. Wielu badanych używało też frazy często spotykanej w potocznej mowie Polaków: „mam to gdzieś”. Padały też słowa wulgarne.

Słownictwo to wskazuje, że młodzież wyzbywa się poprawności politycznej w stosunku do religii i Kościoła. Wielu badanych mówi, że nie wiadomo, która religia jest prawdziwa, więc olewa wszystkie. To repulsja wywołana wieloletnim nauczaniem religii w szkołach. Widać, że religia i Kościół przyjadły się młodzieży do cna, podobnie jak nam, duchownym i teologom, cierpiącym powszechnie na wypalenie zawodowe. Można powiedzieć, że co za dużo, to niezdrowo.

(…)

Autorka udowodniła tezę, że postawa wyrażana słowem „olewam” jest najskuteczniejszą metodą obrony przed religią i Kościołem.

„Człowiek – czytamy w pracy mgr Celestyny – musi nauczyć się ignorować religię i kościoły. Inaczej stałby się marionetką w rękach władz kościelnych i nie mógłby normalnie żyć. Już dzieci potrafią zredukować religijność do znośnego poziomu, a nawet sprowadzić do parteru. To zdrowa reakcja. Umysł ludzki broni się przed zbyt silną akceptacją wierzeń religijnych.

Gorzej mają osobniki, które traktują religię poważnie, przejmują się niepotrzebnie, chodzą często do kościoła, niektórzy należą do grup charyzmatycznych, nawet tak maniakalnych jak Odnowa w Duchu Świętym. Nie używają środków antykoncepcyjnych, co kończy się aborcją.

Najgorzej mają nieszczęśnicy doznający poważnych zaburzeń psychicznych, takich jak nerwica eklezjogenna, spowodowana poczuciem nie dość skrupulatnego spełniania obowiązków i norm religijnych. Często wymaga to leczenia klinicznego”.

(…)

Mgr Celestyna trafnie pisze, że cała teologia opiera się na chytrym, oszukańczym pomyśle, że istnieją istoty z definicji niewykrywalne: bogowie, duchy dobre i złe, dusze nieśmiertelne. Ponieważ są niewykrywalne z założenia, można mówić, że istnieją, chociaż nie ma na to żadnych dowodów. Co sprytniejsi teolodzy mówią, że w istnienie tych istot trzeba wierzyć bez dowodów. Na tym polega – mówią – wiara.

Według nowej metodologii to czystej wody łgarstwo, a mówiąc elegancko – sofistyka, co na jedno wychodzi.

Jak twierdzi autorka, wiara w istnienie aniołów, szatana i Boga, pozbawiona jakichkolwiek dowodów, to głupia wiara. Już lepiej wierzyć w krasnoludki. Nikt nie widział krasnoludków? Nie szkodzi. Są one, jak Bóg i aniołowie, istotami duchowymi, bytami transcendentnymi całkowicie odmiennymi od świata przyrody, przebywają poza czasem i przestrzenią. Ich istnienia nie można udowodnić, ale można wierzyć, że istnieją.

Można też wierzyć – twierdzi autorka – we własnego, prywatnego Boga. W przyszłości każdy, kto będzie chciał, będzie miał swoją prywatną religię i własnego Boga. Nie będzie należeć do żadnego kościoła. Będzie praktykować po swojemu we własnym domu. Nie będzie musiał – jak dziś – słuchać głupot, jakie opowiadają duchowni, pastorzy, katecheci, kaznodzieje.

Są już – twierdzi autorka – oznaki zmian w tym kierunku. Jak wskazują badania socjologiczne, większość Polaków wierzy po swojemu, wierzy w to, w co chce wierzyć, a nie w to, w co im każą wierzyć. Np. blisko połowa nie za bardzo wierzy w istnienie piekła i diabła. „To po kiego czorta łażą do kościoła?” – pyta autorka piękną polszczyzną.

(…)

Zbliżając się ku końcowi dziekan powiedział:

Mgr Celestyna konsekwentnie zrywa z poprawnością polityczną panującą w naszej dziedzinie wiedzy, co zasługuje na olbrzymie uznanie. Ale idzie o coś więcej.

Nowa metodologia wyzwala także nas, teologów i księży, pozwala nam mówić własnym głosem. Nie musimy hołdować poprawności politycznej, możemy w końcu powiedzieć, że Boga nie ma, Jezus nie zmartwychwstał, człowiek nie ma duszy nieśmiertelnej. To dla nas bardzo ważne. Kiedyś jako młodzi, naiwni ludzie zostaliśmy duchownymi. Później nie zdołaliśmy się z tego cholerstwa wyzwolić. Teraz dopada nas depresja, wypalenie zawodowe, alkoholizm. Czasami na starość zapadamy na seksoholizm. To rekompensata za lata wyrzeczeń stracone w służbie katolickiego fantazmatu, fikcji religijnej poczytywanej za rzeczywistość.

Biorąc wszystko pod uwagę, wnoszę o nadanie pani magister Celestynie stopnia naukowego doktora teologii.

Jak czytamy w protokole z posiedzenia rady wydziału, wniosek dziekana przyjęto gromkimi brawami.

Na koniec głos zabrał najstarszy członek rady wydziału i powiedział:

– Przez 60 lat mojej posługi kapłańskiej musiałem kłamać. My, jezuici, napisaliśmy w szkolnym podręczniku religii, że „poczęcie Jezusa nastąpiło poza normalnym, fizjologicznym aktem seksualnym kobiety i mężczyzny”. To wierutne kłamstwo. Teraz, dzięki nowej metodologii nauk teologicznych, zrywającej z poprawnością polityczną, będziemy mogli mówić prawdę i tylko prawdę.

Wystąpienie seniora przyjęto entuzjastycznie.

* * *

Na tym kończę relację z posiedzenia rady wydziału teologicznego UKSW. Wniosek dziekana o nadaniu Celestynie stopnia doktora teologii przyjęto jednomyślnie.

Wydaje się wam to nieprawdopodobne? Nie mieści się wam w głowie? Nie szkodzi. Wystarczy sięgnąć do Pisma Świętego, by zauważyć, że nie takie cuda zdarzały się na świecie.

attractive-15766_960_720 Chciałbym dodać, że doktorat Celestyny jest po części także moją zasługą. Przez długie miesiące każdego wieczoru ćwiczyliśmy trudne pozycje z obfitej bibliografii zgromadzonej przez Celestynę.

Co jeszcze? Mimo dąsów ze strony władz kościelnych, praca Celestyny będzie przedstawiona do nagrody ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Jesteśmy dobrej myśli, bo olewanie Kościoła i religii ma przed sobą kolosalną przyszłość. Olewajcie!! – Alvert Jann. 

Warszawa, 1 kwietnia br.

PS. Przy okazji chciałbym polecić artykuł sprzed miesiąca, będący polemiką z politycznymi ideami Jarosława Kaczyńskiego: Co zamiast religii?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/co-zamiast-religii/

Według konserwatywnych polityków i Kościoła, religia katolicka ma być podstawą etyki życia prywatnego i publicznego w Polsce. Dobitnie wyraził to Jarosław Kaczyński na Jasnej Górze w lipcu 2016: „nie ma w Polsce innej nauki moralnej niż ta, którą głosi Kościół (…) nie ma Polski bez Kościoła, nie ma Polski bez tego fundamentu, który trwa od przeszło tysiąca lat”. – To nieprawda. Najbardziej dynamiczną koncepcją etyczną, prawną i polityczną są we współczesnym świecie prawa człowieka. Politycy nie powinni zapominać, że obowiązują także w Polsce i mają charakter świecki” …

……………………………………………………………………………..

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ : Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajdują się w tej chwili 43 artykuły, m.in.:

Lekcje religii w szkołach wyższych” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/lekcje-religii-w-szkolach-wyzszych/ (o katolickim szkolnictwie wyższym w Polsce)

Katolicki Uniwersytet Lubelski zajmie się magią” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/katolicki-uniwersytet-lubelski-zajmie-sie-magia/ (artykuł sprzed roku o ciekawej pracy doktorskiej na KUL)

 „Co zamiast religii?”- https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/co-zamiast-religii/ (krytyka politycznych idei Jarosława Kaczyńskiego)

Jan Paweł II bez taryfy ulgowej” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/jan-pawel-ii-bez-taryfy-ulgowej (krytyka encykliki JPII „Wiara i rozum”)

Argumenty przeciw istnieniu Boga” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/argumenty-przeciw-istnieniu-boga-komentarz-podrecznikow-religii/ (tytuł mówi za siebie)

………………………………………………………………………………

Przypisy:

– Link do cytowanego artykułu ks. prof. TG: http://www.naszdziennik.pl/mysl/172953,jak-ocalic-polske-jako-dziedzictwo-jezusa-chrystusa.html

– Cytowany podręcznik religii dla liceum i technikum to: „Drogi świadków Chrystusa w Kościele”, jezuickie Wydawnictwo WAM, s. 69.

– Link do cytowanej wypowiedzi Alberta Einsteina: http://wyborcza.pl/1,75400,12641586,Czy_Albert_Einstein_wierzyl_w_Boga_.html

…………………………………………………………………………………………

Jeszcze o karpiu wigilijnym

fish karp-884694_960_720Minęła wigilia, czas na krótką refleksję: Może być wigilia bez karpia. W mojej polskiej, tradycyjnej, katolickiej rodzinie nigdy nie było na wigilię karpia, ani żadnej ryby. Główną potrawą były pierogi z grzybami oraz kluski z makiem i rodzynkami na słodko. Dzieci te kluski uwielbiały.

Matka mówiła, że karp na wigilię to głupia moda, rozpowszechniona przez spikerów i dziennikarzy radiowych i telewizyjnych, którzy przed świętami nic tylko karp, karp, karp … Matka mówiła, że ten karp to niektórym na mózg padł. I chyba miała rację. – Alvert Jann

Więcej o wigilijnym karpiu: „Religijna ofiara z karpia. Felieton satyryczny na wigilię” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/religijna-ofiara-karpia-felieton-satyryczny-wigilie/

Religijna ofiara z karpia. Felieton satyryczny na wigilię

fish-1553046_960_720Starożytni Izraelici, Grecy i wszelkiej maści barbarzyńcy składali powszechnie zwierzęta w ofierze bogom. Zarzynano zwierzę na ołtarzu, bóg był usatysfakcjonowany.

Zwyczaj składania krwawych ofiar przetrwał w zakamuflowanej postaci do dziś. Kupuje się żywego karpia i tłucze na wigilię. Barbarzyństwo wyłazi z religii jak tylko ma okazję.

Izraelici składali Bogu ofiarę zarzynając uroczyście zwierzęta hodowlane przed specjalnym ołtarzem i spalając je uroczyście. Obrzęd ten nazywano całopaleniem. Według Biblii nakazał go Izraelitom Bóg za pośrednictwem Mojżesza. Biblia mówi o całopaleniu ponad 40 razy. Ofiary te składano przy różnych okazjach. W świątyni jerozolimskiej robiono to codziennie rano i wieczorem, bo tak przykazał Bóg.

Grecy do spraw religii i całopalenia mieli bardziej trzeźwy stosunek. Mięso zwierzęcia zarżniętego w ofierze zjadali, zaś na ołtarzu spalali kości i skórę. Wierzyli święcie, że bogowie nie jedzą mięsa, za to odżywiają się dymem. W ogóle Grecy byli mało dogmatyczni w sprawach religii, w przeciwieństwie do Izraelitów. Wynikało to chyba stąd, że nie mieli poczucia „oblężonej twierdzy”. Zaś Izraelici mieli, obawiali się, że ich niewielkie plemię może stracić tożsamość, roztopić się w ludzkiej masie. Dlatego napisali w swej świętej księdze: „Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie!” Grekom taka nieszczęsna zasada nie przyszła do głowy.

Drodzy czytelnicy, „zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł” (Konstytucja RP), wyśmiewajcie się z katolików tłukących karpia na wigilię. Może śmiech obudzi w nich rozum.

Słyszałem, że Prezes sam nie zabija karpi, chociaż nie ma nic przeciw. W sumie nie wygląda to dobrze.

Miejmy jednak nadzieję, że szanowni księża biskupi, którzy często powołują się na wersety Starego Testamentu, nie ustanowią wzorem Izraelitów liturgii tłuczenia karpia na ołtarzu. Wspominam o tym, bo po niedawnym uroczystym proklamowaniu, że „Polska w 1050. rocznicę swego Chrztu uroczyście uznała królowanie Jezusa Chrystusa”, wszystkiego po biskupach można się spodziewać.

W USA panuje zwyczaj, by w obchodzone tam ważne Święto Dziękczynienia w każdej rodzinie upiec indyka. Od pewnego czasu prezydenci USA z tej okazji ułaskawiają parkę indyków. Symboliczny akt ma pobudzić Amerykanów do zastanowienia się nad sensem barbarzyńskiego w swej istocie zwyczaju.

U nas w sprawie karpia słychać: to tradycja, to tradycja, „u mnie w domu nie może być wigilii bez karpia”. Może być. Nie wszystkie zwyczaje są warte kultywowania.

A może Prymas Kościoła katolickiego w Polsce w przeddzień wigilii uroczyście wypuszczałby chociaż jednego karpia z powrotem do stawu? Nawet jeżeli i tak później karp zostanie zjedzony, to ten symboliczny akt może przyczyni się do zastanowienia nad sensownością zabijania karpi na wigilię. – Alvert Jann

fish karp-884694_960_720

Dodane 25.12.2016: W mojej polskiej, tradycyjnej, katolickiej rodzinie nigdy nie było na wigilię karpia, ani żadnej ryby. Główną potrawą były pierogi z grzybami oraz kluski z makiem i rodzynkami na słodko. Dzieci te kluski uwielbiały.

Matka mówiła, że karp na wigilię to głupia moda, rozpowszechniona przez spikerów i dziennikarzy radiowych i telewizyjnych, którzy przed świętami nic tylko karp, karp, karp … Matka mówiła, że ten karp to niektórym na mózg padł. I chyba miała rację. – Alvert Jann 

……………………………………………………………………

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” –

https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/

carp-1800340_960_720

prymas episkopat.pl-324x235Zdjęcie Prymasa pochodzi z portalu episkopat.pl

O tzw. filozofach mądralach. Felieton satyryczny

santa mini-1717779_960_720Jest taka kategoria ludzi, którym bardzo łatwo przychodzi mówienie, że prawda obiektywna nie istnieje. Rozumieją to w ten sposób, że ponieważ wnioskowanie indukcyjne jest zawodne, to nic nie wiadomo na pewno.

Np. to, że istniał starożytny Egipt i Grecja, to nie jest wcale takie pewne, bo z istnienia piramid, ateńskiego akropolu i innych zabytków wynika tylko, że istnieją jakieś ruiny i kupy kamieni dziwacznie poukładanych, a nie coś takiego, jak starożytna cywilizacja egipska i grecka. Żadna nasza wiedza nie jest pewna, więc dlaczego to miałoby być pewne. Wnioskowanie na podstawie takich szczegółów, jak wspomniane ruiny i inne zabytki, jest zawodne i nie prowadzi do prawdy obiektywnej.

Również nie jest wcale pewne, że istnieje Słońce, Ziemia, a w szczególności inne planety, bo teoria heliocentryczna wcale nie jest taka pewna, jak się niektórym naiwnym racjonalistom wydaje. Niektórzy tacy filozofowie mówią, że „to tylko teoria”, rozumiejąc przez to, że to nie do końca udowodniona hipoteza.

Tedy nic nie wiadomo i wszystko jest możliwe. Czasami przy tej okazji przywoływany jest duch Poppera.

Jeszcze inni uważają, że racjonaliści powinni wspierać i sami głosić sceptycyzm podważający naiwną wiarę innych racjonalistów, że jakiekolwiek twierdzenie oparte na badaniach empirycznych może być prawdziwe. Tylko twierdzenia dedukcyjnie wywiedzione z aksjomatów są prawdziwe, bez względu na to, jakie te aksjomaty są.

Jeszcze inni mówią, że rzeczywiście każdy kot jest zarazem żywy i martwy, chociaż Schroedinger, odkrywca tych kotów, przedstawiał to jako absurd, do którego prowadzi mechanika kwantowa.

W sumie przybywa ostatnio tzw. filozofów mądrali, którzy mówią, że wszystko jest możliwe, nic nie wiadomo, żadne twierdzenie nie jest pewne. W szczególności – mówią – nie można udowodnić, że coś nie istnieje, bo to sprzeczne z logiką.

Spotkałem kiedyś młodego człowieka, który twierdził, że układ słoneczny musiał istnieć, nawet jeżeli nie istnieli ludzie. Jego zdaniem jest to prawda obiektywna. Został zakrzyczany przez filozofujących kolegów, którzy twierdzili, że wcale nie jest to takie pewne, bo prawda obiektywna nie istnieje. A to, że układ słoneczny istnieje, to może być tylko nasze złudzenie.

Niektórzy sceptycy twierdzą natomiast, że istnieje prawda absolutna. Przeczytali o tym w encyklikach Jana Pawła II. Tę prawdę posiada Bóg, a człowiek ją tylko odkrywa. Nawet jednak Kościół i papieże nie odkryli jej do końca i nie wiadomo czy odkryją. Sami tak twierdza. Więc może jednak prawdy absolutnej nie ma, albo nigdy jej nie poznamy, co na jedno wychodzi.

Moja znajoma, niepokorna teolożka Celestyna twierdzi, że ostatnio przybywa filozoficznych mądrali twierdzących, że nauka nic nie udowodniła i nie udowodni, a prawda obiektywna nie istnieje. Mądrale twierdzą, że istnieje za to prawda absolutna, którą bada teologia w oparciu o boże objawienie i zmysł wiary, który zawdzięcza łasce bożej.

Takie to są dylematy współczesnych filozofów mądrali. Dodam, że z zawodności twierdzeń opartych na indukcji warto sobie zdawać sprawę, a sam pojęcia prawdy obiektywnej nie używam. Alvert Jann

PS. Gorąco polecam artykuł Cezarego Magury „Czy naukowcy zajmują się dowodzeniem nieistnienia?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/naukowcy-zajmuja-sie-dowodzeniem-nieistnienia-cezary-magura/

………………………………………………………………………

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” –https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/

Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się kilkadziesiąt artykułów.

Intronizacja Chrystusa już 19 listopada!!

19 listopada 2016 r., podczas kościelnych uroczystości w sanktuarium w Krakowie-Łagiewnikach, Polska – jak głosi episkopat – ma uznać królowanie Jezusa Chrystusa. Kulminacyjny punkt, to odmówienie „Jubileuszowego Aktu Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana”. Następnego dnia podobne obchody mają się odbywać we wszystkich kościołach. Później „Jubileuszowy Akt” będzie propagowany w parafiach oraz w ruchach i grupach przykościelnych. Dokument ten kończy się słowami: „Oto Polska w 1050. rocznicę swego Chrztu uroczyście uznała królowanie Jezusa Chrystusa”.

Uroczystości te Kościół połączył z jubileuszem chrztu Mieszka I. Chrzest władcy Kościół nazywa – wbrew prawdzie historycznej – „Chrztem Polski”. Podobnie bezpodstawnie twierdzi, że to Polska uzna królowanie Jezusa Chrystusa.

Trzeba powiedzieć wyraźnie, ani chrzest Mieszka nie był chrztem Polski, ani obecne uroczystości nie są uznaniem przez Polskę królowania Chrystusa. 

„Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana” i obchody z nim związane, tylko w niewielkim stopniu mają charakter religijny. „Jubileuszowy Akt” zawiera ideologię polityczną wyznawaną przez biskupów, wyrażoną językiem religijnym, oraz określa kierunek ich politycznej działalności. Jaka to ideologia? Jaki kierunek? Niedwuznacznie celem jest klerykalizacja państwa i społeczeństwa polskiego, tj. jak najdalej idące podporządkowanie władzom Kościoła państwa, prawa, życia publicznego i prywatnego.

Europa w ciągu dwóch ostatnich stuleci wyzwoliła się z praw wprowadzanych pod dyktando kościołów, przeciwstawiając im prawa człowieka. Prawa te Kościół katolicki zdecydowanie zwalczał aż do drugiego soboru watykańskiego (1962-1965), kiedy to uznał je w ograniczonej postaci. Klerykalizacja nie przestała jednak straszyć. Chociaż dziś budowa państw wyznaniowych w Europie jest na szczęście utopią, w krajach takich jak Polska Kościół może osiągać częściowe sukcesy, na szkodę ogółu.

Poza drenowaniem społeczeństwa, by utrzymać rozdęty kościelny aparat, księży, katechetów, kapelanów, parafie, kurie biskupie, instytucje, kościoły i budynki kościelne, których ciągle przybywa, coś innego może zacząć dolegać zwykłym obywatelom. To opresyjność w sferze obyczajowej i religijnej. Wystarczy wsłuchać się w głos ludzi Kościoła, by zrozumieć, jakie skrywane pomysły mogą ujrzeć światło dzienne.

Na horyzoncie majaczy całkowity zakaz aborcji i karanie więzieniem kobiet za aborcję, całkowity zakaz używania środków antykoncepcyjnych, represjonowanie homoseksualizmu, zakaz in vitro, zakaz prowadzenia badań prenatalnych (także USG), klerykalizacja szkolnictwa, w nieco dalszej perspektywie zakaz rozwodów, karalność seksu przed i pozamałżeńskiego (tak jest w państwach islamistycznych, a najostrzejsze kary dotyczą kobiet), odrzucenie zasady równości kobiet i mężczyzn, ograniczenie wolności religijnej i wprowadzenie w znacznym zakresie cenzury kościelno-państwowej. Co jeszcze?

Władze kościelne mogą dziś sprawiać wrażenie, jakby nie chciały stosować represji. Ale gdyby mogły, to by chciały.

Biskupi polscy nie pogodzili się z rozdziałem państwa i Kościoła. Uznają doktrynę wyższości „prawa bożego” nad prawem stanowionym w demokratycznym państwie, zgodnym z prawami człowieka ustalonymi w dokumentach międzynarodowych. Mówią otwarcie, że chcą daleko idących zmian prawa obowiązującego w Polsce. I to oni mieliby decydować, jakie to prawo ma być, interpretując zgodnie ze swoim interesem Pismo Święte. Zasady zawarte w Piśmie Świętym, także w Dekalogu, są zwięzłe, nieprecyzyjne i niedostosowane do współczesnych warunków. Władze kościelne interpretują je jak chcą, tak zresztą jest od wieków.

W Polsce, jak na razie, biskupie „prawo boże” (nazywane też „prawem naturalnym”, co jest mylące) nie stoi ponad prawem stanowionym, które ma respektować prawa człowieka ustalone w dokumentach międzynarodowych. Biskupom to nie w smak. Są przekonani, że w obecnej sytuacji politycznej – pisowska większość w Sejmie – mogą dokonać daleko idącej klerykalizacji Polski.

Co można powiedzieć katolikom? Nie powtarzajcie bez zastanowienia słów „Aktu Przyjęcia Chrystusa za Króla”. Tam nie idzie o pogłębienie wiary religijnej, ani o przywrócenie zdrowych zasad moralnych. Idzie o klerykalizację Polski. Kościelna opresyjność dotknie także katolików.

Tylko społeczny sprzeciw może powstrzymać biskupów i pisowskich polityków przed daleko idącą klerykalizacją Polski. Jeżeli sprzeciw będzie słaby, będziemy żyć w coraz bardzie opresyjnym państwie i społeczeństwie. Odczują to wszyscy.

Uroczystości „przyjęcia Chrystusa za króla” same z siebie nie stwarzają bezpośredniego zagrożenia. Ale są sposobem oddziaływania władz kościelnych na polskie społeczeństwo, promowania klerykalizmu. Ziarnko do ziarnka, a zbierze się miarka. „Akt Przyjęcia Jezusa za Króla” ujawnia polityczne ambicje, ideologię i dążenia biskupów polskich. Nie łudźmy się, biskupi nie wyzbyli się snu o katolickim państwie wyznaniowym. – Alvert Jann

* * *

O intronizacji Chrystusa na króla Polski piszę w dwóch artykułach:

Intronizacji Chrystusa nie będzie …” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/intronizacji-chrystusa-bedzie/

Gra królem Chrystusem” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/gra-krolem-chrystusem/ . W artykule tym szerzej komentuję treść „Jubileuszowego Aktu Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana” oraz zamieszczam pełny jego tekst.

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/

Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

…………………………………………………………………………………………………

* * *

Gra królem Chrystusem

 

 hearts-884196_960_720Podczas uroczystości kościelnych w listopadzie 2016 r. ma być odmówiony „Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana”. Dokument ten, przygotowany przez episkopat, warto przeczytać uważnie. Jest on efektem ciągnącej się od lat sprawy intronizacji Chrystusa na „Króla Polski”. Warto zobaczyć, jak królem Chrystusem grają dziś biskupi.

O kwestii intronizacji pisałem przed miesiącem. Dziś o samym „Akcie Przyjęcia Jezusa za Króla” (będę używał tej skróconej nazwy).

My, Polacy”?

W pierwszym zdaniu czytamy: „my, Polacy, stajemy przed Tobą (Jezusem Chrystusem)… by uznać Twoje Panowanie, poddać się Twemu Prawu”. (…) „uznajemy Twe Panowanie nad Polską i całym naszym Narodem”. W zakończeniu stwierdza się: „Oto Polska w 1050. rocznicę swego chrztu uroczyście uznała królowanie Jezusa Chrystusa”.

Dlaczego „my, Polacy”, a nie „my, polscy katolicy”? Dlaczego mówi się, że Polska uznała królowanie Jezusa? Uznali ci, którzy „Akt Przyjęcia Jezusa za Króla” uważają za swój.

Ani episkopat katolicki w Polsce (tj. ogół biskupów), ani katoliccy aktywiści nie są uprawnieni do wypowiadania się w imieniu Polaków, ani do składania symbolicznych deklaracji oddających Polskę i naród pod panowanie Jezusa. Episkopat nie został wybrany przez naród, a chociaż katolicy stanowią w Polsce większość, mit utożsamiający Polaków z katolikami zawsze był fałszywy.

Uznanie panowania Jezusa nad Polską i polskim narodem ma wręcz humorystyczny charakter. „Uznajemy Twe Panowanie nad Polską i całym naszym Narodem”. A może polski episkopat uznałby panowanie Jezusa Chrystusa nad Niderlandami? Kiedyś pan Zagłoba podarował Szwedom Niderlandy, dlaczego dziś nie podarować Niderlandów Jezusowi?

spider-1195429_960_720Totalizm

Akt Przyjęcia Jezusa za Króla” to całkowity odlot (pełny tekst zamieszczam na końcu). Chrystus ma królować wszędzie, we wszystkich dziedzinach życia prywatnego, publicznego i politycznego. Sfera życia świeckiego wolna od jego panowania nie istnieje. Inaczej mówiąc, ma to być panowanie totalne.

Zważywszy, że to władze Kościoła występują w imieniu niewidocznego Chrystusa – jest to akt głoszący panowanie władz kościelnych, a nie panowanie Jezusa. Jak zobaczymy, nie idzie tu o panowanie symboliczne. Władze Kościoła roszczą sobie prawo do ustawowego regulowania życia prywatnego, publicznego i polityki. „Akt Przyjęcia Jezusa za Króla” nie jest tekstem religijnym. To wykład ideologii politycznej wyznawanej przez biskupów polskich, podanej w religijnym sosie.

Przyjrzyjmy się tekstowi Aktu.

Wzywa się, by Chrystus królował „W naszych sercach” i „W naszych rodzinach”, czyli w życiu prywatnym (o ile wiem, dalece nie wszyscy katolicy mają ochotę poddać swoje życie prywatnie pod dyktando władz kościelnych). „W naszych parafiach” – OK.

Dalej mamy rzeczy horrendalne: „W naszych szkołach i uczelniach – Króluj nam Chryste!”. Z kontekstu wynika, że nie idzie tylko o szkoły i uczelnie katolickie, ale wszystkie, „nasze” znaczy polskie. Wygląda na to, że wszystkie miałyby być poddane kurateli Chrystusa, czyli w praktyce biskupom, bo przecież Chrystus nie może tej kurateli sprawować.

Podobnie w następnym punkcie: „W środkach społecznej komunikacji – Króluj nam Chryste!”. Tu nawet nie jest powiedziane „w naszych”. Bez wątpienia idzie nie tylko o katolickie środki komunikacji, ale o wszystkie.

Następnie: „W naszych urzędach, miejscach pracy, służby i odpoczynku” – Króluj nam Chryste!”. Niedwuznacznie idzie tu o „nasze” w znaczeniu wszelkie. A dalej: „W naszych miastach i wioskach – Króluj nam Chryste!”, czyli wszędzie.

No i dochodzimy do poziomu najwyższego: „W całym Narodzie i Państwie Polskim – Króluj nam Chryste!” Czyli cały naród i państwo polskie miałyby być poddane panowaniu Chrystusa, co może oznaczać tylko jedno – panowanie episkopatu, biskupów.

Ma obowiązywać prawo boże – i basta!

W „Akcie Przyjęcia Jezusa za Króla” mówi się, na czym królowanie Chrystusa w państwie polskim miałoby polegać. Wzywa się Chrystusa: „Spraw, aby wszystkie podmioty władzy (…) stanowiły prawa zgodne z Prawami Twoimi”. O tym, jakie są te prawa, decydować miałyby władze Kościoła. Inaczej być nie może, przecież Chrystus się nie wypowie.

Ostatnio biskupi wielokrotnie ogłaszali doktrynę polityczną, według której „prawo boże” stoi wyżej niż prawo stanowione przez demokratyczne organy państwowe, szanujące prawa człowieka zapisane w dokumentach międzynarodowych. Prawo stanowione – głosi doktryna – ma być zgodne z „prawem bożym”.

Doktryna ta daje władzom kościelnym nieograniczone prawo decydowania o tym, jakie ustawy mają obowiązywać, a jakie nie. Bo trzeba powiedzieć wyraźnie: to, jakie „prawo boże” jest, ustalają władze Kościoła zgodnie ze swoim interesem. Mówią, że robią to na podstawie Pisma Świętego. Ale jest to źródło niejasne, metaforyczne, skrótowe, archaiczne. Władze kościelne i teolodzy znajdują w „Piśmie Świętym” to, co chcą znaleźć. Interpretują jak chcą. Tak jest od wieków. Dowolnym interpretacjom i manipulacjom podlega także Dekalog, czemu sprzyja jego skrótowość i niejasność. Każdy punkt Dekalogu interpretowano i przekręcano w ciągu wieków na wszelkie możliwe sposoby.

Na szczęście w Polsce nie obowiązuje doktryna wyższości prawa bożego nad prawem stanowionym. Obowiązuje w Iranie, gdzie prawo boże (szariat) wywodzone jest z Koranu. Przynosi to opłakane skutki, degraduje Iran, na dłuższą metę nie przetrwa.

W krajach demokratycznych, szanujących prawa człowieka ustalone w dokumentach międzynarodowych, prawo stanowione stoi ponad tzw. prawem bożym, a kościoły muszą podporządkować się prawu stanowionemu, a nie prawo stanowione rzekomemu prawu bożemu.

Żeby nie było wątpliwości, powtórzmy: „prawo boże” (lub koncepcje podobne, jak np. „prawo naturalne” w rozumieniu teologii katolickiej) jest ustalane przez kościoły. Nie ma powodu, by przyznawać kościołom tak wielki przywilej, jak decydowanie o treści ustaw.

broom-1294880_960_720Porządkowanie wszystkiego

Akt Przyjęcia Jezusa za Króla” mobilizuje wiernych do agresywnej polityki: „Zobowiązujemy się porządkować całe nasze życie osobiste, rodzinne i narodowe według Twego prawa”. No, jeżeli katoliccy aktywiści i biskupi wezmą się za „porządkowanie” życia narodowego, a także osobistego i rodzinnego, to możemy oczekiwać zaskakujących propozycji. Owo porządkowanie to jakby zapowiedź ostrej walki, mającej wprowadzić w Polsce prawo boże ustalone przez władze Kościoła.

W „Akcie Przyjęcia Jezusa za Króla” nie ma nawet wzmianki o tym, że porządkując życie osobiste, rodzinne i narodowe władze Kościoła będą szanować prawa człowieka ustalone w dokumentach międzynarodowych, uznawanych również przez Polskę.

Przydałoby się wpisanie do omawianego dokumentu następującego przyrzeczenia: >Przyrzekamy, że będziemy przestrzegać praw człowieka, ustalonych w dokumentach międzynarodowych, w tym praw osób wyznających inne religie, niereligijnych oraz osób o różnych orientacjach seksualnych<. Zamiast tego czytamy: „Przyrzekamy budować Twoje (tj. Chrystusa) królestwo i bronić go w naszym narodzie”, „Przyrzekamy czynnie angażować się w życie Kościoła i strzec jego praw”.

Biskupom wyraźnie zabrakło chęci, by zatroszczyć się o prawa innych, pamiętali tylko o prawach swoich. Jakby chcieli powiedzieć: To my będziemy panować w imieniu Chrystusa, a wy macie słuchać – i basta. Uderza brak wrażliwości na prawa wszystkich innych poza duchownymi i władzami Kościoła.

bishops-1343063_960_720Superwładza

Królowanie Chrystusa to niedwuznacznie metafora politycznego panowanie episkopatu. Episkopat miałby być czymś na kształt partyjnego komitetu centralnego w państwie komunistycznym – nie rządzi wprost, ale decyduje o wszystkich ważnych sprawach. Albo jak w Iranie, w republice islamskiej, gdzie najwyższą władzę dzierży organ islamskiego duchowieństwa, decyduje jakie ustawy mogą wejść w życie, komu wolno startować w wyborach itp.

Biskupi najwidoczniej uznali, że rządy PiS to doskonała okazja, by zaszaleć, spróbować sklerykalizować wszystko, co się da. By stać się superwładzą stojącą ponad państwem, demokracją i prawami człowieka ustalonymi w dokumentach międzynarodowych. Pod pozorem królowania Chrystusa episkopat uzurpuje sobie rolę najwyższego organu władzy. „Akt Przyjęcia Jezusa za Króla” ujawnia te niezdrowe dążenia.

psychics-1036496_960_720Panowanie nad światem

W „Akcie Przyjęcia Jezusa za Króla” Jezus Chrystus nazywany jest jedynym Władcą państw i narodów. Są tam też następujące słowa: „zawierzamy Tobie (Jezusowi) wszystkie narody świata (…). Spraw, by rozpoznały w Tobie swego prawowitego Pana i Króla i wykorzystały czas dany im przez Ojca na dobrowolne poddanie się Twojemu panowaniu”. „Spraw, aby naszą Ojczyznę i świat cały objęło Twe Królowanie (…)”.

Warto zastanowić się nad tymi słowami.

Przekonanie, że Jezus Chrystus, bóg chrześcijan, jest prawowitym panem i królem wszystkich narodów, brzmi niedorzecznie. Jezus nie jest prawowitym panem i królem wszystkich narodów świata. To chorobliwa mitomania religijna rodem ze średniowiecza, a zarazem demonstracja religijnej buty. Niedwuznacznie przywołane zostały aspiracje chrześcijaństwa do panowania nad całym światem. A właściwie nie chrześcijaństwa, tylko władz Kościoła katolickiego. Bo przeciętnemu chrześcijaninowi czy katolikowi idea panowania jego religii nad światem jest obca. To władze kościelne takimi wypowiedziami jak powyższa sączą – można powiedzieć bez przesady – jad zatruwający umysły wiernych. Nie powinno być na to zgody wśród samych chrześcijan i katolików. Ci, którzy podobne mamidła głoszą na gruncie jakiejkolwiek religii, źle kończą.

explosion-139433_960_720Straszenie

Mało tego, episkopat nie tylko wzywa wszystkie narody świata do nawrócenia się, ale straszy końcem świata i tym, że nie zostaną zbawione. Oto przyzywa się Jezusa: „Spraw, by (wszystkie narody światarozpoznały w Tobie swego prawowitego Pana i Króla i wykorzystały czas dany im przez Ojca na dobrowolne poddanie się Twojemu panowaniu”. No właśnie, bo skończy się czas dany przez Ojca, nastąpi koniec świata i jak do tego czasu nie nawrócą się na katolicyzm, nie zostaną zbawieni. Jezus ma bowiem królować „w każdym narodzie (…) dla zbawienia ludzi”. Sugeruje się dość jasno: te narody świata, które nie nawrócą się, nie dostąpią zbawienia.

Śmiać się? Płakać? Episkopat z całą powagą głosi, że będzie armagedon, koniec świata, wszyscy niewierni zginą marnie. Teolożka Celestyna, moja znajoma, twierdzi na podstawie Pisma Świętego, że Bóg rozliczy najpierw biskupów i księży. „Niektóre metafory w księdze Apokalipsy – mówi Celestyna – wyraźnie odnoszą się do duchowieństwa katolickiego i wskazują, że źle ono skończy, nie przetrwa zawieruchy armagedonu, którą dziś straszą wszystkie narody świata”.

Retoryka? Modlitwa? Metafora?

A może to tylko uroczysta retoryka, styl modlitewny mający wyłącznie znaczenie religijne? Może to wszystko na niby, dla dodania sobie animuszu? A może idzie tylko o pogłębienie wiary religijnej? Nieprawda. Za religijnymi frazami kryją się partykularne interesy władz kościelnych, dążenie do klerykalizacji państwa i społeczeństwa, do zmiany prawa, kontrolowania ustawodawstwa i najważniejszych dziedzin życia społecznego, do umacniania i poszerzania własnych wpływów.

Królowanie Jezusa Chrystusa to z pewnością metafora. Czego? Już wspomniałem. To metafora politycznego panowania episkopatu. O to idzie. Bo przecież Chrystus nie będzie królował, prawo do występowania w jego imieniu rezerwują sobie władze Kościoła. Królowanie Chrystusa ma proste przełożenie na królowanie biskupów. Zgodnie z kościelną ideologią polityczną, wyrażoną językiem religii, to oni mieliby nadzorować wszystkie dziedziny życia osobistego, publicznego i politycznego. Mieliby królować – jak wymieniono w „Akcie Przyjęcia Jezusa za Króla” – w szkołach, uczelniach, mediach, urzędach, miejscach pracy i służby, w miastach i wioskach, w narodzie i państwie polskim, w rodzinach i w umysłach ludzi poddawanych kościelnej indoktrynacji.

Summa summarum:

Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa za Króla i Pana” brzmi jak napisany w amoku przez katolickiego ekstremistę. Warto zdać sobie sprawę, że w dokumencie tym episkopat głosi ideologię polityczną. Jaką? Panowanie katolickiego episkopatu i przebudowa Polski w państwo i społeczeństwo poddane władzom kościelnym. To katolicki odpowiednik islamizmu. Nie stroni się nawet od średniowiecznej idei panowania chrześcijaństwa na całym świecie.

Akt Przyjęcia Jezusa za Króla” ma być wykorzystywany – jak komentują biskupi – w pracy parafialnej, w diecezjach, w ruchach i wspólnotach katolickich w całej Polsce. Treść tego dokumentu tylko w niewielkim stopniu może służyć autentycznym potrzebom religijnym osób wierzących. Służy przede wszystkim propagowaniu ideologii, której celem jest podporządkowanie życia prywatnego, publicznego i politycznego władzom Kościoła katolickiego.

Nie wiadomo, jak daleko klerykalizacja w Polsce zajdzie. Za radykalizmem biskupów kryje się kalkulacja, że w czasach rządów PiS można grać o wysoką stawkę i dużo wygrać. Episkopat gra królem Chrystusem. „Miłe złego początki, lecz koniec żałosny?” – Alvert Jann

*   *   *

Konferencja Episkopatu Polski

Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana

Nieśmiertelny Królu Wieków, Panie Jezu Chryste, nasz Boże i Zbawicielu! W Roku Jubileuszowym 1050-lecia Chrztu Polski, w roku Nadzwyczajnego Jubileuszu Miłosierdzia, oto my, Polacy, stajemy przed Tobą [wraz ze swymi władzami duchownymi i świeckimi], by uznać Twoje Panowanie, poddać się Twemu Prawu, zawierzyć i poświęcić Tobie naszą Ojczyznę i cały Naród.

Wyznajemy wobec nieba i ziemi, że Twego królowania nam potrzeba. Wyznajemy, że Ty jeden masz do nas święte i nigdy nie wygasłe prawa. Dlatego z pokorą chyląc swe czoła przed Tobą, Królem Wszechświata, uznajemy Twe Panowanie nad Polską i całym naszym Narodem, żyjącym w Ojczyźnie i w świecie.

Pragnąc uwielbić majestat Twej potęgi i chwały, z wielką wiarą i miłością wołamy: Króluj nam Chryste!

W naszych sercach – Króluj nam Chryste!

W naszych rodzinach – Króluj nam Chryste!

W naszych parafiach – Króluj nam Chryste!

W naszych szkołach i uczelniach – Króluj nam Chryste!

W środkach społecznej komunikacji – Króluj nam Chryste!

W naszych urzędach, miejscach pracy, służby i odpoczynku – Króluj nam Chryste!

W naszych miastach i wioskach – Króluj nam Chryste!

W całym Narodzie i Państwie Polskim – Króluj nam Chryste!

Błogosławimy Cię i dziękujemy Ci Panie Jezu Chryste:

Za niezgłębioną Miłość Twojego Najświętszego Serca – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

Za łaskę chrztu świętego i przymierze z naszym Narodem zawarte przed wiekami – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

Za macierzyńską i królewską obecność Maryi w naszych dziejach – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

Za Twoje wielkie Miłosierdzie okazywane nam stale – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

Za Twą wierność mimo naszych zdrad i słabości – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

Świadomi naszych win i zniewag zadanych Twemu Sercu przepraszamy za wszelkie nasze grzechy, a zwłaszcza za odwracanie się od wiary świętej, za brak miłości względem Ciebie i bliźnich. Przepraszamy Cię za narodowe grzechy społeczne, za wszelkie wady, nałogi i zniewolenia. Wyrzekamy się złego ducha i wszystkich jego spraw.

Pokornie poddajemy się Twemu Panowaniu i Twemu Prawu. Zobowiązujemy się porządkować całe nasze życie osobiste, rodzinne i narodowe według Twego prawa:

Przyrzekamy bronić Twej świętej czci, głosić Twą królewską chwałę – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

Przyrzekamy pełnić Twoją wolę i strzec prawości naszych sumień – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

Przyrzekamy troszczyć się o świętość naszych rodzin i chrześcijańskie wychowanie dzieci – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

Przyrzekamy budować Twoje królestwo i bronić go w naszym narodzie – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

Przyrzekamy czynnie angażować się w życie Kościoła i strzec jego praw – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

Jedyny Władco państw, narodów i całego stworzenia, Królu królów i Panie panujących! Zawierzamy Ci Państwo Polskie i rządzących Polską. Spraw, aby wszystkie podmioty władzy sprawowały rządy sprawiedliwie i stanowiły prawa zgodne z Prawami Twoimi.

Chryste Królu, z ufnością zawierzamy Twemu Miłosierdziu wszystko, co Polskę stanowi, a zwłaszcza tych członków Narodu, którzy nie podążają Twymi drogami. Obdarz ich swą łaską, oświeć mocą Ducha Świętego i wszystkich nas doprowadź do wiecznej jedności z Ojcem.

W imię miłości bratniej zawierzamy Tobie wszystkie narody świata, a zwłaszcza te, które stały się sprawcami naszego polskiego krzyża. Spraw, by rozpoznały w Tobie swego prawowitego Pana i Króla i wykorzystały czas dany im przez Ojca na dobrowolne poddanie się Twojemu panowaniu.

Panie Jezu Chryste, Królu naszych serc, racz uczynić serca nasze na wzór Najświętszego Serca Twego.

Niech Twój Święty Duch zstąpi i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi. Niech wspiera nas w realizacji zobowiązań płynących z tego narodowego aktu, chroni od zła i dokonuje naszego uświęcenia.

W Niepokalanym Sercu Maryi składamy nasze postanowienia i zobowiązania. Matczynej opiece Królowej Polski i wstawiennictwu świętych Patronów naszej Ojczyzny wszyscy się powierzamy.

Króluj nam Chryste! Króluj w naszej Ojczyźnie, króluj w każdym narodzie – na większą chwałę Przenajświętszej Trójcy i dla zbawienia ludzi. Spraw, aby naszą Ojczyznę i świat cały objęło Twe Królestwo: królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju.

Oto Polska w 1050. rocznicę swego Chrztu uroczyście uznała królowanie Jezusa Chrystusa.

(Źródło: Konferencja Episkopatu Polski – http://episkopat.pl/jubileuszowy-akt-przyjecia-jezusa-chrystusa-za-krola-i-pana-2/ )

…………………………………………………………………… 

O intronizacji Chrystusa na portalu polskiateista.pl:

Mariusz „Intronizacja, czyli jak manipuluje >plebsem< Episkopat” – https://polskiateista.pl/kaprawymokiem/intronizacja-czyli-manipuluje-plebsem-episkopat/ 

Alvert Jann „Intronizacji Chrystusa nie będzie …” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/intronizacji-chrystusa-bedzie/ 

Gra królem Chrystusem

hearts-884196_960_720 Podczas uroczystości kościelnych w listopadzie 2016 r. ma być odmówiony „Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana”. Dokument ten, przygotowany przez episkopat, warto przeczytać uważnie. Jest on efektem ciągnącej się od lat sprawy intronizacji Chrystusa na „Króla Polski”. Warto zobaczyć, jak królem Chrystusem grają dziś biskupi.

O kwestii intronizacji pisałem przed miesiącem – link poniżej. Dziś o samym „Akcie Przyjęcia Jezusa za Króla” (będę używał tej skróconej nazwy).

„My, Polacy”?

W pierwszym zdaniu czytamy: „my, Polacy, stajemy przed Tobą (Jezusem Chrystusem)… by uznać Twoje Panowanie, poddać się Twemu Prawu”. (…) „uznajemy Twe Panowanie nad Polską i całym naszym Narodem”. W zakończeniu stwierdza się: „Oto Polska w 1050. rocznicę swego chrztu uroczyście uznała królowanie Jezusa Chrystusa”.

Dlaczego „my, Polacy”, a nie „my, polscy katolicy”? Dlaczego mówi się, że Polska uznała królowanie Jezusa? Uznali ci, którzy „Akt Przyjęcia Jezusa za Króla” uważają za swój.

Ani episkopat katolicki w Polsce (tj. ogół biskupów), ani katoliccy aktywiści nie są uprawnieni do wypowiadania się w imieniu Polaków, ani do składania symbolicznych deklaracji oddających Polskę i naród pod panowanie Jezusa. Episkopat nie został wybrany przez naród, a chociaż katolicy stanowią w Polsce większość, mit utożsamiający Polaków z katolikami zawsze był fałszywy.

Uznanie panowania Jezusa nad Polską i polskim narodem ma wręcz humorystyczny charakter. „Uznajemy Twe Panowanie nad Polską i całym naszym Narodem”. A może polski episkopat uznałby panowanie Jezusa Chrystusa nad Niderlandami? Kiedyś pan Zagłoba podarował Szwedom Niderlandy, dlaczego dziś nie podarować Niderlandów Jezusowi?

spider-1195429_960_720  Totalizm

„Akt Przyjęcia Jezusa za Króla” to całkowity odlot (pełny tekst zamieszczam na końcu). Chrystus ma królować wszędzie, we wszystkich dziedzinach życia prywatnego, publicznego i politycznego. Sfera życia świeckiego wolna od jego panowania nie istnieje. Inaczej mówiąc, ma to być panowanie totalne.

Zważywszy, że to władze Kościoła występują w imieniu niewidocznego Chrystusa – jest to akt głoszący panowanie władz kościelnych, a nie panowanie Jezusa. Jak zobaczymy, nie idzie tu o panowanie symboliczne. Władze Kościoła roszczą sobie prawo do ustawowego regulowania życia prywatnego, publicznego i polityki. „Akt Przyjęcia Jezusa za Króla” nie jest tekstem religijnym. To wykład ideologii politycznej wyznawanej przez biskupów polskich, podanej w religijnym sosie.

Przyjrzyjmy się tekstowi Aktu.

Wzywa się, by Chrystus królował „W naszych sercach” i „W naszych rodzinach”, czyli w życiu prywatnym (o ile wiem, dalece nie wszyscy katolicy mają ochotę poddać swoje życie prywatnie pod dyktando władz kościelnych). „W naszych parafiach” – OK.

Dalej mamy rzeczy horrendalne: „W naszych szkołach i uczelniach – Króluj nam Chryste!”. Z kontekstu wynika, że nie idzie tylko o szkoły i uczelnie katolickie, ale wszystkie, „nasze” znaczy polskie. Wygląda na to, że wszystkie miałyby być poddane kurateli Chrystusa, czyli w praktyce biskupom, bo przecież Chrystus nie może tej kurateli sprawować.

Podobnie w następnym punkcie: „W środkach społecznej komunikacji – Króluj nam Chryste!”. Tu nawet nie jest powiedziane „w naszych”. Bez wątpienia idzie nie tylko o katolickie środki komunikacji, ale o wszystkie.

Następnie: „W naszych urzędach, miejscach pracy, służby i odpoczynku” – Króluj nam Chryste!”. Niedwuznacznie idzie tu o „nasze” w znaczeniu wszelkie. A dalej: „W naszych miastach i wioskach – Króluj nam Chryste!”, czyli wszędzie.

No i dochodzimy do poziomu najwyższego: „W całym Narodzie i Państwie Polskim – Króluj nam Chryste!” Czyli cały naród i państwo polskie miałyby być poddane panowaniu Chrystusa, co może oznaczać tylko jedno – panowanie episkopatu, biskupów.

Ma obowiązywać prawo boże – i basta!

W „Akcie Przyjęcia Jezusa za Króla” mówi się, na czym królowanie Chrystusa w państwie polskim miałoby polegać. Wzywa się Chrystusa: „Spraw, aby wszystkie podmioty władzy (…) stanowiły prawa zgodne z Prawami Twoimi”. O tym, jakie są te prawa, decydować miałyby władze Kościoła. Inaczej być nie może, przecież Chrystus się nie wypowie.

Ostatnio biskupi wielokrotnie ogłaszali doktrynę polityczną, według której „prawo boże” stoi wyżej niż prawo stanowione przez demokratyczne organy państwowe, szanujące prawa człowieka zapisane w dokumentach międzynarodowych. Prawo stanowione – głosi doktryna – ma być zgodne z „prawem bożym”.

Doktryna ta daje władzom kościelnym nieograniczone prawo decydowania o tym, jakie ustawy mają obowiązywać, a jakie nie. Bo trzeba powiedzieć wyraźnie: to, jakie „prawo boże” jest, ustalają władze Kościoła zgodnie ze swoim interesem. Mówią, że robią to na podstawie Pisma Świętego. Ale jest to źródło niejasne, metaforyczne, skrótowe, archaiczne. Władze kościelne i teolodzy znajdują w „Piśmie Świętym” to, co chcą znaleźć. Interpretują jak chcą. Tak jest od wieków. Dowolnym interpretacjom i manipulacjom podlega także Dekalog, czemu sprzyja jego skrótowość i niejasność. Każdy punkt Dekalogu interpretowano i przekręcano w ciągu wieków na wszelkie możliwe sposoby.

Na szczęście w Polsce nie obowiązuje doktryna wyższości prawa bożego nad prawem stanowionym. Obowiązuje w Iranie, gdzie prawo boże (szariat) wywodzone jest z Koranu. Przynosi to opłakane skutki, degraduje Iran, na dłuższą metę nie przetrwa.

W krajach demokratycznych, szanujących prawa człowieka ustalone w dokumentach międzynarodowych, prawo stanowione stoi ponad tzw. prawem bożym, a kościoły muszą podporządkować się prawu stanowionemu, a nie prawo stanowione rzekomemu prawu bożemu.

Żeby nie było wątpliwości, powtórzmy: „prawo boże” (lub koncepcje podobne, jak np. „prawo naturalne” w rozumieniu teologii katolickiej) jest ustalane przez kościoły. Nie ma powodu, by przyznawać kościołom tak wielki przywilej, jak decydowanie o treści ustaw.

broom-1294880_960_720Porządkowanie wszystkiego

„Akt Przyjęcia Jezusa za Króla” mobilizuje wiernych do agresywnej polityki: „Zobowiązujemy się porządkować całe nasze życie osobiste, rodzinne i narodowe według Twego prawa”. No, jeżeli katoliccy aktywiści i biskupi wezmą się za „porządkowanie” życia narodowego, a także osobistego i rodzinnego, to możemy oczekiwać zaskakujących propozycji. Owo porządkowanie to jakby zapowiedź ostrej walki, mającej wprowadzić w Polsce prawo boże ustalone przez władze Kościoła.

W „Akcie Przyjęcia Jezusa za Króla” nie ma nawet wzmianki o tym, że porządkując życie osobiste, rodzinne i narodowe władze Kościoła będą szanować prawa człowieka ustalone w dokumentach międzynarodowych, uznawanych również przez Polskę.

Przydałoby się wpisanie do omawianego dokumentu następującego przyrzeczenia: >Przyrzekamy, że będziemy przestrzegać praw człowieka, ustalonych w dokumentach międzynarodowych, w tym praw osób wyznających inne religie, niereligijnych oraz osób o różnych orientacjach seksualnych<. Zamiast tego czytamy: „Przyrzekamy budować Twoje (tj. Chrystusa) królestwo i bronić go w naszym narodzie”, „Przyrzekamy czynnie angażować się w życie Kościoła i strzec jego praw”.

Biskupom wyraźnie zabrakło chęci, by zatroszczyć się o prawa innych, pamiętali tylko o prawach swoich. Jakby chcieli powiedzieć: To my będziemy panować w imieniu Chrystusa, a wy macie słuchać – i basta. Uderza brak wrażliwości na prawa wszystkich innych poza duchownymi i władzami Kościoła.

bishops-1343063_960_720  Superwładza

Królowanie Chrystusa to niedwuznacznie metafora politycznego panowanie episkopatu. Episkopat miałby być czymś na kształt partyjnego komitetu centralnego w państwie komunistycznym – nie rządzi wprost, ale decyduje o wszystkich ważnych sprawach. Albo jak w Iranie, w republice islamskiej, gdzie najwyższą władzę dzierży organ islamskiego duchowieństwa, decyduje jakie ustawy mogą wejść w życie, komu wolno startować w wyborach itp.

Biskupi najwidoczniej uznali, że rządy PiS to doskonała okazja, by zaszaleć, spróbować sklerykalizować wszystko, co się da. By stać się superwładzą stojącą ponad państwem, demokracją i prawami człowieka ustalonymi w dokumentach międzynarodowych. Pod pozorem królowania Chrystusa episkopat uzurpuje sobie rolę najwyższego organu władzy. „Akt Przyjęcia Jezusa za Króla” ujawnia te niezdrowe dążenia.

psychics-1036496_960_720Panowanie nad światem

W „Akcie Przyjęcia Jezusa za Króla” Jezus Chrystus nazywany jest jedynym Władcą państw i narodów. Są tam też następujące słowa: „zawierzamy Tobie (Jezusowi) wszystkie narody świata (…). Spraw, by rozpoznały w Tobie swego prawowitego Pana i Króla i wykorzystały czas dany im przez Ojca na dobrowolne poddanie się Twojemu panowaniu”. „Spraw, aby naszą Ojczyznę i świat cały objęło Twe Królowanie (…)”.

Warto zastanowić się nad tymi słowami.

Przekonanie, że Jezus Chrystus, bóg chrześcijan, jest prawowitym panem i królem wszystkich narodów, brzmi niedorzecznie. Jezus nie jest prawowitym panem i królem wszystkich narodów świata. To chorobliwa mitomania religijna rodem ze średniowiecza, a zarazem demonstracja religijnej buty. Niedwuznacznie przywołane zostały aspiracje chrześcijaństwa do panowania nad całym światem. A właściwie nie chrześcijaństwa, tylko władz Kościoła katolickiego. Bo przeciętnemu chrześcijaninowi czy katolikowi idea panowania jego religii nad światem jest obca. To władze kościelne takimi wypowiedziami jak powyższa sączą – można powiedzieć bez przesady – jad zatruwający umysły wiernych. Nie powinno być na to zgody wśród samych chrześcijan i katolików. Ci, którzy podobne mamidła głoszą na gruncie jakiejkolwiek religii, źle kończą.

explosion-139433_960_720  Straszenie

Mało tego, episkopat nie tylko wzywa wszystkie narody świata do nawrócenia się, ale straszy końcem świata i tym, że nie zostaną zbawione. Oto przyzywa się Jezusa: „Spraw, by (wszystkie narody świata) rozpoznały w Tobie swego prawowitego Pana i Króla i wykorzystały czas dany im przez Ojca na dobrowolne poddanie się Twojemu panowaniu”. No właśnie, bo skończy się czas dany przez Ojca, nastąpi koniec świata i jak do tego czasu nie nawrócą się na katolicyzm, nie zostaną zbawieni. Jezus ma bowiem królować „w każdym narodzie (…) dla zbawienia ludzi”. Sugeruje się dość jasno: te narody świata, które nie nawrócą się, nie dostąpią zbawienia.

Śmiać się? Płakać? Episkopat z całą powagą głosi, że będzie armagedon, koniec świata, wszyscy niewierni zginą marnie. Teolożka Celestyna, moja znajoma, twierdzi na podstawie Pisma Świętego, że Bóg rozliczy najpierw biskupów i księży. „Niektóre metafory w księdze Apokalipsy – mówi Celestyna – wyraźnie odnoszą się do duchowieństwa katolickiego i wskazują, że źle ono skończy, nie przetrwa zawieruchy armagedonu, którą dziś straszą wszystkie narody świata”.

Retoryka? Modlitwa? Metafora?

A może to tylko uroczysta retoryka, styl modlitewny mający wyłącznie znaczenie religijne? Może to wszystko na niby, dla dodania sobie animuszu? A może idzie tylko o pogłębienie wiary religijnej? Nieprawda. Za religijnymi frazami kryją się partykularne interesy władz kościelnych, dążenie do klerykalizacji państwa i społeczeństwa, do zmiany prawa, kontrolowania ustawodawstwa i najważniejszych dziedzin życia społecznego, do umacniania i poszerzania własnych wpływów.

Królowanie Jezusa Chrystusa to z pewnością metafora. Czego? Już wspomniałem. To metafora politycznego panowania episkopatu. O to idzie. Bo przecież Chrystus nie będzie królował, prawo do występowania w jego imieniu rezerwują sobie władze Kościoła. Królowanie Chrystusa ma proste przełożenie na królowanie biskupów. Zgodnie z kościelną ideologią polityczną, wyrażoną językiem religii, to oni mieliby nadzorować wszystkie dziedziny życia osobistego, publicznego i politycznego. Mieliby królować – jak wymieniono w „Akcie Przyjęcia Jezusa za Króla” – w szkołach, uczelniach, mediach, urzędach, miejscach pracy i służby, w miastach i wioskach, w narodzie i państwie polskim, w rodzinach i w umysłach ludzi poddawanych kościelnej indoktrynacji.

Podsumujmy:

„Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa za Króla i Pana” brzmi jak napisany w amoku przez katolickiego ekstremistę. Warto zdać sobie sprawę, że w dokumencie tym episkopat głosi ideologię polityczną. Jaką? Panowanie katolickiego episkopatu i przebudowa Polski w państwo i społeczeństwo poddane władzom kościelnym. To katolicki odpowiednik islamizmu. Nie stroni się nawet od średniowiecznej idei panowania chrześcijaństwa na całym świecie.

„Akt Przyjęcia Jezusa za Króla” ma być wykorzystywany – jak komentują biskupi – w pracy parafialnej, w diecezjach, w ruchach i wspólnotach katolickich w całej Polsce. Treść tego dokumentu tylko w niewielkim stopniu może służyć autentycznym potrzebom religijnym osób wierzących. Służy przede wszystkim propagowaniu ideologii, której celem jest podporządkowanie życia prywatnego, publicznego i politycznego władzom Kościoła katolickiego.

Nie wiadomo, jak daleko klerykalizacja w Polsce zajdzie. Za radykalizmem biskupów kryje się kalkulacja, że w czasach rządów PiS można grać o wysoką stawkę i dużo wygrać. Episkopat gra królem Chrystusem. „Miłe złego początki, lecz koniec żałosny?” – Alvert Jann

……………………………………………………………………………

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” – https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi/cwiczenia-z-ateizmu/

Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

O sprawie intronizacji Chrystusa na króla Polski piszę w artykule: „Intronizacji Chrystusa nie będzie …” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/intronizacji-chrystusa-bedzie/

Na blogu znajduje się w tej chwili 26 artykułów, m.in.:

Cykl artykułów o podręcznikach do religii, ostatni to „Podręczniki do religii. Ewolucja według Kościoła” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-religii-ewolucja-wedlug-kosciola/

Ponadto:

Chrześcijaństwo obłędu” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/chrzescijanstwo-obledu/

Jan Paweł II bez taryfy ulgowej” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/jan-pawel-ii-bez-taryfy-ulgowej/

Dowód na nieistnienie. Kogo? – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dowod-na-nieistnienie-kogo-2/

Bóg przed trybunałem nauki” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/bog-przed-trybunalem-nauki/  i inne.

……………………………………………………………………………..

Konferencja Episkopatu Polski

Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana

Nieśmiertelny Królu Wieków, Panie Jezu Chryste, nasz Boże i Zbawicielu! W Roku Jubileuszowym 1050-lecia Chrztu Polski, w roku Nadzwyczajnego Jubileuszu Miłosierdzia, oto my, Polacy, stajemy przed Tobą [wraz ze swymi władzami duchownymi i świeckimi], by uznać Twoje Panowanie, poddać się Twemu Prawu, zawierzyć i poświęcić Tobie naszą Ojczyznę i cały Naród.

Wyznajemy wobec nieba i ziemi, że Twego królowania nam potrzeba. Wyznajemy, że Ty jeden masz do nas święte i nigdy nie wygasłe prawa. Dlatego z pokorą chyląc swe czoła przed Tobą, Królem Wszechświata, uznajemy Twe Panowanie nad Polską i całym naszym Narodem, żyjącym w Ojczyźnie i w świecie.

Pragnąc uwielbić majestat Twej potęgi i chwały, z wielką wiarą i miłością wołamy: Króluj nam Chryste!

W naszych sercach – Króluj nam Chryste!

W naszych rodzinach – Króluj nam Chryste!

W naszych parafiach – Króluj nam Chryste!

W naszych szkołach i uczelniach – Króluj nam Chryste!

W środkach społecznej komunikacji – Króluj nam Chryste!

W naszych urzędach, miejscach pracy, służby i odpoczynku – Króluj nam Chryste!

W naszych miastach i wioskach – Króluj nam Chryste!

W całym Narodzie i Państwie Polskim – Króluj nam Chryste!

Błogosławimy Cię i dziękujemy Ci Panie Jezu Chryste:

Za niezgłębioną Miłość Twojego Najświętszego Serca – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

Za łaskę chrztu świętego i przymierze z naszym Narodem zawarte przed wiekami – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

Za macierzyńską i królewską obecność Maryi w naszych dziejach – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

Za Twoje wielkie Miłosierdzie okazywane nam stale – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

Za Twą wierność mimo naszych zdrad i słabości – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

Świadomi naszych win i zniewag zadanych Twemu Sercu przepraszamy za wszelkie nasze grzechy, a zwłaszcza za odwracanie się od wiary świętej, za brak miłości względem Ciebie i bliźnich. Przepraszamy Cię za narodowe grzechy społeczne, za wszelkie wady, nałogi i zniewolenia. Wyrzekamy się złego ducha i wszystkich jego spraw.

Pokornie poddajemy się Twemu Panowaniu i Twemu Prawu. Zobowiązujemy się porządkować całe nasze życie osobiste, rodzinne i narodowe według Twego prawa:

Przyrzekamy bronić Twej świętej czci, głosić Twą królewską chwałę – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

Przyrzekamy pełnić Twoją wolę i strzec prawości naszych sumień – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

Przyrzekamy troszczyć się o świętość naszych rodzin i chrześcijańskie wychowanie dzieci – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

Przyrzekamy budować Twoje królestwo i bronić go w naszym narodzie – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

Przyrzekamy czynnie angażować się w życie Kościoła i strzec jego praw – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

Jedyny Władco państw, narodów i całego stworzenia, Królu królów i Panie panujących! Zawierzamy Ci Państwo Polskie i rządzących Polską. Spraw, aby wszystkie podmioty władzy sprawowały rządy sprawiedliwie i stanowiły prawa zgodne z Prawami Twoimi.

Chryste Królu, z ufnością zawierzamy Twemu Miłosierdziu wszystko, co Polskę stanowi, a zwłaszcza tych członków Narodu, którzy nie podążają Twymi drogami. Obdarz ich swą łaską, oświeć mocą Ducha Świętego i wszystkich nas doprowadź do wiecznej jedności z Ojcem.

W imię miłości bratniej zawierzamy Tobie wszystkie narody świata, a zwłaszcza te, które stały się sprawcami naszego polskiego krzyża. Spraw, by rozpoznały w Tobie swego prawowitego Pana i Króla i wykorzystały czas dany im przez Ojca na dobrowolne poddanie się Twojemu panowaniu.

Panie Jezu Chryste, Królu naszych serc, racz uczynić serca nasze na wzór Najświętszego Serca Twego.

Niech Twój Święty Duch zstąpi i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi. Niech wspiera nas w realizacji zobowiązań płynących z tego narodowego aktu, chroni od zła i dokonuje naszego uświęcenia.

W Niepokalanym Sercu Maryi składamy nasze postanowienia i zobowiązania. Matczynej opiece Królowej Polski i wstawiennictwu świętych Patronów naszej Ojczyzny wszyscy się powierzamy.

Króluj nam Chryste! Króluj w naszej Ojczyźnie, króluj w każdym narodzie – na większą chwałę Przenajświętszej Trójcy i dla zbawienia ludzi. Spraw, aby naszą Ojczyznę i świat cały objęło Twe Królestwo: królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju.

Oto Polska w 1050. rocznicę swego Chrztu uroczyście uznała królowanie Jezusa Chrystusa.

(Źródło: Konferencja Episkopatu Polski – http://episkopat.pl/jubileuszowy-akt-przyjecia-jezusa-chrystusa-za-krola-i-pana-2/ )

……………………………………………………………………

Wpisy Peryferium Leszka

Nic nie znaleziono

Sorry, no posts matched your criteria

Wpisy Obserwatorium

Nic nie znaleziono

Sorry, no posts matched your criteria