Spotkania przy trzepaku

Andrzej Gerlach. Grzech w diecezji tarnowskiej. Część 19 i 20

 

 

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część XIX.

Inspiracją do dzisiejszego wpisu stały się, obserwowane przeze mnie od lat, mimy i gesty ordynariusza tarnowskiego, bp Andrzeja Jeża (rocznik 1963). I muszę się Państwu przyznać, że kiedy mój dawny kolega i przed wielu laty proboszcz parafii mojego zamieszkania, a obecnie ordynariusz tarnowski, wykonywał kiedyś takie gesty i mimy, to ja dałem się, podobnie jak wielu naszych wspólnych znajomych, nabrać na te teatralne gesty i słowa. Dzisiaj już niewielu z nas daje się na nie jeszcze nabierać, choć nadal je analizujemy i wspólnie często omawiamy. Jeden z naszych kolegów, do tego wpływowy ksiądz i profesor uniwersytecki, powiedział ostatnio, że gdyby mierzono pobożność diecezji minami i gestami ich ordynariuszy, to diecezji tarnowskiej żadna inna w kraju by nie przebiła. I to niewątpliwie prawda.

 

 

 

Pamiętam, że podczas jednego z wykładów dotyczących tarnowskich ordynariuszy z lat 1786 – 1990, zaraz po ogłoszeniu w maju 2012 roku nowej nominacji papieskiej na biskupa tarnowskiego, zostałem zapytany co sądzę o obecnym ordynariuszu. I pamiętam jak byli zszokowani moi studenci, gdy im powiedziałem, że bardzo się cieszę z tej nominacji, gdyż wreszcie diecezja tarnowska doczekała się po tylu latach ordynariusza wierzącego w Boga. I tu zrobiłem długą wyliczankę dotychczasowych ordynariuszy, począwszy od czasów cesarza Józefa II Habsburga, pokazując osłupiałym słuchaczom, że wierzący ordynariusz na tronie tarnowskim był rzadkością. Czy teraz też bym tak powiedział o obecnym rządcy diecezji tarnowskiej?

 

 

 

Po wybuchu afery pedofilskiej z udziałem ks. Stanisława P., rzecznik obecnego bp Andrzeja Jeża, ks. dr Ryszard Nowak wydał kolejny oficjalny komunikat prasowy w którym czytamy między innymi:

„PRAGNIEMY JEDNAK ZAPEWNIĆ, ŻE ZARÓWNO SPRAWA ZGŁOSZONA W 2010, KTÓRA BYŁA PRZEDMIOTEM PROCESU ZAKOŃCZONEGO W ROKU 2013, JAK I WSZYSTKIE PÓŹNIEJSZE SPRAWY BYŁY I SĄ PODEJMOWANE ORAZ PROWADZONE Z WIELKĄ DBAŁOŚCIĄ I NALEŻYTYM WYCZUCIEM NA DOBRO POKRZYWDZONYCH”.

Otóż po pierwsze. Czy wyrazem tej biskupiej i kurialnej „wielkiej dbałości o dobro pokrzywdzonych” jest stała procedura w sądzie biskupim, polegająca na przysięganiu na krzyż przez wykorzystaną seksualnie osobę nieletnią, że ofiara zachowa wszystko co zostanie tam powiedziane w pełnej tajemnicy przed kimkolwiek w przyszłości? Prowadziłem przez ostatnie lata wiele rozmów z takimi skrzywdzonymi osobami i wszystkie mi potwierdziły, że taką przysięgę składały i dlatego obawiają się teraz mówić o tym, aby jej nie złamać. Czy ten robiący tak bogobojne miny i gesty hierarcha nie uważa, że jest to swoiste kneblowanie ofiar przez instytucje Kościoła, przed światem zewnętrznym?

Po drugie. Czy formą „należytego wyczucia na dobro pokrzywdzonych” ofiar seksualnego rozpasania kleru, jest chociażby wykorzystanie ubóstwa tych ofiar, aby za pomocą stosunkowo małej kwoty pieniędzy, nakłonić ofiarę nie tylko do pisemnego zrzeczenia się w przyszłości ewentualnych roszczeń prawnych i finansowych względem zarówno samego sprawcy jak i diecezji do której sprawca należy? Czy zatem prawdą jest, że Pan Andrzej, przed laty nieletnia ofiara dewiacji ks. Stanisława P., otrzymał w wyniku sugestii władz diecezji tarnowskiej kwotę 5000 dolarów, a w zamian za to został zobowiązany przez kurialnych prawników do napisania pisemnego oświadczenia, że nie rości sobie w przyszłości, względem diecezji tarnowskiej i samego ks. Stanisława P. żadnych ewentualnych pretensji, a nawet wyraża życzenie, aby ks. Stanisław P. został przywrócony do pełnienia posługi kapłana? Czy prawdą jest, że właściciel tej pobożnej miny, podobnie jak jego poprzednik TW „Dąbrowski”, osobiście spotykał się w tej sprawie kilkakrotnie z Panem Andrzejem? Według moich informacji, pochodzących bezpośrednio z tarnowskiej kurii biskupiej, do takiego spotkania doszło ostatnio w 2019 roku. Rozumiem, że Jego Ekscelencja nie ma sobie w tym względzie nic do zarzucenia. Przynajmniej tak to można odczytać z tych min i gestów.

 

 

Wzniosłe do Boga miny i pobożne gesty można łatwo wyćwiczyć, ale nadchodzą Księże Biskupie coraz gorsze czasy dla kłamstwa, hipokryzji i obłudy. Ludek Boży, nawet w takiej diecezji jak tarnowska, staje się coraz mniej wrażliwy na takie teatralne gesty. Coraz bardziej ocenia swoich pasterzy po ich czynach, a nie po pustych gestach i słowach. I jest coraz mniej skłonny słuchać, ulubionych przez Jego Ekscelencję starych i ciągle powtarzanych opowieści o atakowanym przez wszelkie siły zła Kościele, którego Ksiądz Biskup tak skutecznie broni. Dzisiejszy Kościół, to nie atakowana zewsząd twierdza, ale wspólnota ludzi głęboko wierzących, którzy poszukują prawdziwych i godnych pasterzy oraz liderów na miarę papieża Franciszka i naszych czasów. Więc być może warto się nad tym głęboko zadumać, bo w przeciwnym razie pozostanie Księdzu Biskupowi jedynie przećwiczyć nowe gesty i miny przed kurialnym lustrem.

A do wspomnianego już komunikatu prasowego Rzecznika Księdza Biskupa jeszcze powrócimy, bo…

Ciąg dalszy nastąpi…

 

 

 

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część XX.

Dzisiejszy wpis napisało samo życie. Kilka godzin temu zmarł rezydent w Domu Księży Emerytów w Tarnowie, ks. Józef Grabowski, rocznik 1935, o którym pisałem w swoim wpisie w dniu 25 sierpnia 2020 roku, w drugiej części tego cyklu, w kontekście pedofila ks. Stanisława P. Zmarły dziś kapłan to od wielu lat emerytowany proboszcz parafii w Mędrzechowie, w której od 1990 roku pracował jako wikary ten kościelny deprawator dzieci i młodzieży.

Ks. Józef Grabowski do parafii w Mędrzechowie przybył w 1974 roku i pracował w niej długie lata jako wikariusz. Dopiero w 1983 roku został proboszczem w mędrzechowskiej parafii. W 2005 roku przeszedł na emeryturę. Ponieważ z Kupienina, który należał kiedyś do tej parafii, pochodził mój kolega, długoletni pracownik Kongregacji Nauki Wiary, potem ordynariusz radomski, a następnie przewodniczący Papieskiej Rady do Spraw Duszpasterstwa Służby Zdrowia, abp Zygmunt Zimowski, podniósł on swojego dawnego proboszcza do godności Kanonika Honorowego Kapituły Katedralnej w Radomiu.

 

 

Powodem śmierci Księdza Kanonika był prawdopodobnie koronawirus. Od pewnego czasu podejmowałem próby skontaktowania się ze zmarłym dziś kapłanem, gdyż w kontekście sprawy ks. Stanisława P., którego losy poznaliście Państwo na moim profilu, miałem do ks. Józefa Grabowskiego wiele pytań. Władze diecezji tarnowskiej i dyrekcja Domu Księży Emerytów w Tarnowie zrobili wiele, abyśmy ze zmarłym w dniu dzisiejszym Księdzem Kanonikiem nie zamienili ani słowa. Chichotem losu jest fakt, że prawdopodobnie w tym samym domu, rezydentem od lat jest także sam ks. Stanisław P., dawny współpracownik ks. Józefa Grabowskiego. Jak się Państwo domyślacie, kontakt z nim to także obecnie prawdziwe wyzwanie. I to nie tylko dla mnie.

Ale obecna pandemia koronawirusa i świadome działania władz diecezji tarnowskiej nie ułatwia zadania żadnemu historykowi, który bada dzieje tej diecezji, zwłaszcza takiemu badaczowi, któremu zależy na odkryciu prawdy, a nie wygodnej dla władz diecezji tarnowskiej wersji zdarzeń.

A skoro już jesteśmy przy obecnej pandemii, która wyraźnie narasta w całym kraju, to chciałem zwrócić uwagę na jej wyjątkowe natężenie w samej diecezji tarnowskiej. Co ciekawe, ilość zachorowań w najbardziej „pobożnych” regionach tej diecezji jest wręcz mocno zastanawiająca. Nowy Sącz i okolice, Grybów, Limanowa czy Dąbrowa Tarnowska to prawdziwe gorące miejsca na mapie rozwoju tej pandemii w diecezji tarnowskiej. I jak teraz wytłumaczyć masowo chorującym wiernym i rodzinom, żegnających w dramatycznych okolicznościach swoich zmarłych, że te „konsekrowane kapłańskie ręce nie zarażają”, że „ratunkiem przed pandemią jest komunia święta i woda święcona”. Coś wam Panowie te teorie nie wypaliły. A może Pan Bóg chce was w ten sposób nauczyć większej pokory i szacunku do wiedzy i nauki.

Ale pandemia koronawirusa wpędza ostatnio masowo do grobu także księży diecezji tarnowskiej. Śledzę statystyki tej diecezji od początków jej istnienia, czyli od blisko 250 lat. Takiego okresu pogromu nie było nawet w okresie wojen, które przetoczyły się przez tę diecezję.

W ostatnich latach statystycznie umierało w tej diecezji około 12 – 15 kapłanów rocznie, czyli dochodziło mniej więcej do jednego pogrzebu miesięcznie. Obecnie nie ma prawie dnia bez pochówku, a w ostatni poniedziałek było aż pięć pogrzebów księży diecezji tarnowskiej. Zmarły dziś ks. Józef Grabowski to 36 kapłan tej diecezji, którego pochowano w tym roku.

Nie wiemy jak rozwinie się dalej pandemia koronawirusa i ilu księży diecezji tarnowskiej rozstanie się z tym światem do końca tego roku, ale o grzechu panującym od dawna i rozwijającym się w tej diecezji jak pandemia, napiszemy jeszcze wiele razy.

Ciąg dalszy nastąpi…

 

Andrzej Gerlach

Andrzej Gerlach. Grzech w diecezji tarnowskiej. Część 15 i 16

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część XV.

Kontynuując wątek oświadczenia Rzecznika Prasowego i Sekretarza abp Wiktora Skworca, odniosę się do ostatnich jego fragmentów, w których czytamy:

„WRAZ Z WPŁYNIĘCIEM KOLEJNEGO ZGŁOSZENIA KSIĄDZ P. ZOSTAŁ SUSPENDOWANY I WSZCZĘTO STOSOWNE POSTĘPOWANIE. W ŚWIETLE AKTUALNEJ WIEDZY I ZEBRANYCH INFORMACJI DOKONANA 18 LAT TEMU PIERWOTNA OCENA ZDARZEŃ MOŻE BYĆ OCENIANA JAKO BŁĘDNA.

ABP WIKTOR SKWORC WYRAŻA OGROMNY ŻAL I UBOLEWANIE Z POWODU KRZYWDY WSZYSTKICH OFIAR KS. STANISŁAWA P. DO TAKICH SYTUACJI NIGDY NIE POWINNO BYŁO DOJŚĆ. JAK KAŻDY PODEJMUJĄCY DECYZJĘ, CZUJE SIĘ ODPOWIEDZIALNY ZA ICH KONSEKWENCJE, RÓWNIEŻ WÓWCZAS, GDY DECYZJE TE PODEJMOWANE SĄ W DOBREJ WOLI, ALE ZE WZGLĘDU NA NIEWŁAŚCIWĄ OCENĘ PRZESŁANEK, OKAZUJĄ SIĘ BŁĘDNE. JEDNOCZEŚNIE PRZEPRASZA OFIARY ZA KRZYWDY WYRZĄDZONE PRZEZ PODLEGŁYCH MU DUCHOWNYCH.

W TRAKCIE CAŁEJ 22-LETNIEJ POSŁUGI BISKUPIEJ, TAK W DIECEZJI TARNOWSKIEJ, JAK I W ARCHIDIECEZJI KATOWICKIEJ, ABP SKWORC PODEJMOWAŁ I PODEJMUJE BEZZWŁOCZNE DZIAŁANIE, NATYCHMIAST REAGUJĄC NA ZGŁOSZENIA DOTYCZĄCE NADUŻYĆ DUCHOWNYCH POZOSTAJĄCYCH POD JEGO JURYSDYKCJĄ. SPRAWY TEGO RODZAJU NIE SĄ ZANIEDBYWANE ANI WYCISZANE, LECZ ZAŁATWIANE WEDŁUG OBOWIĄZUJĄCYCH NORM.

KS. DR TOMASZ WOJTAL

RZECZNIK I SEKRETARZ ARCYBISKUPA KATOWICKIEGO

KATOWICE, 25 SIERPNIA 2020.”

Po pierwsze, w świetle zebranych w całej tej sprawie dokumentów widać, że suspensa i „wszczęte stosowne postępowanie” nie nastąpiło zaraz po informacji o seksualnych nadużyciach względem dzieci ks. Stanisława P. i wystarczy tylko przeanalizować wszystkie daty tych dokumentów, aby zobaczyć te rozbieżności. Nie mówiąc, że nie nastąpiły one w listopadzie 2002 roku.

Po drugie, stwierdzenie, że „dokonana 18 lat temu pierwotna ocena zdarzeń może być oceniana jako błędna”, powinno brzmieć, że nie „może” lecz, że „musi” być oceniana jako błędna. A do tego, że została dokonana świadomie i zmierzała do pozbycia się zdeprawowanego kapłana z diecezji.

Po trzecie, dobrze, że w omawianym oświadczeniu padają słowa o przeproszeniu wszystkich ofiar. Moim zdaniem powinny one paść z ust samego metropolity, a nie jego rzecznika prasowego i sekretarza, ale dobrze, ze w ogóle padają. Jak odbierają je sami zainteresowani, to już ich sprawa i ich wrażliwość. Nie mnie to już teraz oceniać. Szkoda także, że nieletnie ofiary musiały na nie czekać aż osiemnaście lat. Ale w listopadzie 2002 roku, gdy usunięto dewianta z probostwo w Woli Radłowskiej i wysłano na Ukrainę oraz w 2008 roku, gdy ks. Stanisław P. powrócił przymusowo odesłany z powrotem do diecezji tarnowskiej, nie było jeszcze na Stolicy Piotrowej papieża Franciszka, nie usuwano wówczas zdeprawowanych biskupów z ich urzędów, więc i przepraszać nikogo wówczas nie musiano, bo i po co?

Po czwarte, ostatni akapit, ten o 22-letniej nienagannej posłudze abp Wiktora Skworca, wbił mnie w fotel. Pomijam w jakich okolicznościach ekonom archidiecezji katowickiej i dawny TW „Dąbrowski”, ks. Wiktor Skworc został biskupem tarnowskim, ale wszyscy pamiętamy jego „wyczyny” na tym urzędzie. Czy przypadek ks. Stanisława P. był jedyny? Czy można by go uznać za „wypadek przy pracy”, nieporozumienie czy zaniedbanie? To jak Ksiądz Arcybiskup wytłumaczy nam wszystkie inne przypadki pedofilii w diecezji za jego rządów? Proszę mi wytoczyć sprawę w sądzie to publicznie dokonam całej wyliczanki, z nazwiskami, godnościami i parafiami. A popieranie i promowanie w diecezji tarnowskiej tych, których abp Marek Jędraszewski z Krakowa nazywa „tęczowa zarazą”? Akurat ten wie co mówi i gdy zajmuje głos w tej sprawie, wiem, że wypowiada się fachowiec z branży (!!!) A ja dodam za krakowskim fachowcem, popieranie i promowanie „tęczowej zarazy w sutannach”. A może zrobić wyliczankę samobójstw księży diecezji tarnowskiej, jakie miały miejsce w latach 1998 – 2011, bo nie znaleźli pomocy u swojego ordynariusza? I czyje sumienie to obciąża? No zgoda, obciąża tylko wtedy jak się ma sumienie…

Więc jak się, po wielu latach, przeprasza nieletnie wówczas ofiary seksualnych nadużyć swoich podwładnych i swojego tolerowania tego zjawiska przez całe lata w jednym zdaniu, to nie można bezczelnie kłamać w kolejnych. Ale zakłamanie i hipokryzja to właściwie wasza codzienność, tylko my, wasi wierni, już wyrośliśmy z głębokiego średniowiecza, czego wy, nasi pasterze, jeszcze nie zauważyliście.

A na koniec jeszcze jedna uwaga. Abp Wiktor Skworc, metropolita katowicki, zwrócił się przed kilkoma dniami podczas Konferencji Episkopatu Polski na Jasnej Górze z prośbą o to, aby to właśnie abp Marek Jędraszewski, metropolita krakowski, zbadał sprawę pedofilii w Kościele Tarnowskim podczas, gdy on był tam ordynariuszem. Tego nawet nie da się komentować. Bezczelność i tupet naszych hierarchów, sięgnął poziomem najwyższe wieże jasnogórskiego sanktuarium.

 

Ale oświadczenie Księdza Rzecznika metropolity katowickiego, to jedyny pewien mały epizod w sprawie ks. Stanisława P. i zjawisku „grzechu diecezji tarnowskiej”.

Ciąg dalszy nastąpi…

 

 

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część XVI.

W dniu 29 października 2011 roku Stolica Apostolska zamianowała ordynariusza tarnowskiego, bp Wiktora Skworca, nowym metropolitą katowickim. Po przeszło trzynastu niezwykle szkodliwych dla diecezji tarnowskiej latach jego rządów, były ekonom archidiecezji katowickiej, a w październiku 2011 roku, już jako biskup tarnowski, Wiktor Skworc wracał na Górny Śląsk, do swojej macierzystej diecezji. Jego ingres do Bazyliki Archikatedralnej w Katowicach odbył się w dniu 26 listopada 2011 roku.

A jak ten koszmarny czas w dziejach diecezji podsumowali nasi lokalni włodarze i politycy? Już jako byłemu ordynariuszowi tarnowskiemu, w dniu 6 stycznia 2012 roku, dokładnie w czternastą rocznicę jego sakry biskupiej, wręczyli mu Honorowe Obywatelstwo Miasta Tarnowa. Nie odnoszę się do tego jaki był wówczas polityczny skład Rady Miasta i jak głosowali nad tą uchwałą tarnowscy radni, ale przypomnę kilka zdjęć, także z tej uroczystości, gdzie znajdują się wszyscy byli i obecni włodarze miasta i co niezwykle istotne, polityczni przedstawiciele wszystkich tarnowskich opcji politycznych.

Nieletnie ofiary kościelnych pedofilów i ich rodziny, a także rodziny księży, którzy w ciągu tych czternastu lat popełnili samobójstwa, molestowani w tarnowskim seminarium klerycy, a także młodzi księża kierowani na placówki duszpasterskie do proboszczów mających specyficzną słabość do młodych wikarych, rozumiem, że w tym głosowaniu nad honorowym obywatelstwem dla metropolity katowickiego udziału nie brali…

Od października 2011 roku administratorem diecezji tarnowskiej został jeden z najbliższych współpracowników byłego ordynariusza, bp Wiesław Lechowicz (rocznik 1962), od 2008 roku biskup pomocniczy tarnowski. I on kierował w tym czasie diecezją, podejmując w niej wszystkie personalne decyzje.

W dniu 12 maja 2012 roku Stolica Apostolska ogłosiła, że nowym ordynariuszem diecezji tarnowskiej zostanie dotychczasowy biskup pomocniczy tarnowski (od 2009 roku), bp Andrzej Jeż (rocznik 1963), także jeden z najbliższych współpracowników byłego ordynariusza. Odbył on ingres do tarnowskiej katedry w dniu 15 czerwca 2012 roku.

Dlaczego przypominam te daty i te wydarzenia? Otóż dlatego, że jako historyk jestem odpowiedzialny za przypominanie dat i minionych faktów, a ponadto pamięć ludzka jest ułomna i dzisiaj nawet wielu wiernych tej diecezji o tych datach i wydarzeniach już nie pamięta, a o czym miałem się niedawno okazje przekonać, także wielu tarnowskich księży woli te daty i wydarzenia również wymazać z pamięci. Szczególnie w kontekście seksualnych nadużyć ks. Stanisława P.

Bowiem w latach 2010 – 2013 toczył się kanoniczny proces tego kościelnego zwyrodnialca zarówno przed tarnowskim sądem biskupim jak i w Kongregacji Doktryny Wiary w Watykanie. Pamiętamy wszyscy, także czytelnicy którzy śledzą moje wpisy na tym profilu, jakie były ostateczne rozstrzygnięcia w tej bulwersującej sprawie. Tym bardziej, że nad całą tą sprawą wisiał już wówczas grzech wieloletniego ukrywania grzechu pedofilii ks. Stanisława P. przez władze diecezji tarnowskiej.

A jak zatem wyglądała w szczegółach, w kolejnych już latach, kwestia przestrzegania tego prawomocnego już wyroku tarnowskiego sądu biskupiego, zatwierdzonego przez Stolicę Apostolską, w stosunku do ks. Stanisława P., pod rządami nowego już ordynariusza? I to jest właśnie kluczowe pytania, na które odpowiem już wkrótce.

Ciąg dalszy nastąpi…

 

 

 

Andrzej Gerlach

Andrzej Gerlach. Grzech w diecezji tarnowskiej – część 1 i 2

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część I.

 

Znany powszechnie w naszym kraju ks. Tadeusz Isakowicz – Zaleski, kapłan archidiecezji krakowskiej, zarzucił publicznie kilka dni temu na swoim blogu, hierarchom diecezji tarnowskiej świadome ukrywanie pedofilii w szeregach podległego im duchowieństwa. Po tej publikacji diecezja tarnowska zagroziła publicznie ks. Tadeuszowi procesem cywilnym zarzucając mu kłamstwo, co osobiście odbieram jako próbę zakneblowania kolejnego kapłana w naszym kraju. W zaistniałej sytuacji nie mogę milczeć, tym bardziej, że znam ks. Tadeusza od lat i choć nie zawsze zgadzam się z jego poglądami, chociażby w kwestiach polityki wobec państwa ukraińskiego, to cenię go za odwagę w głoszeniu swoich poglądów, a ponadto jego wspomniany wpis na blogu, to tak naprawdę dopiero mały wycinek prawdy o tej diecezji.


Wpis ks. Tadeusza Isakowicza – Zaleskiego dotyczył zaledwie jednego przypadku, a mianowicie księdza diecezji tarnowskiej Stanisława P., ale chcę poinformować wszystkich czytelników, że osoba tego kapłana to tylko najbardziej obecnie nagłośniony medialnie przypadek dotyczący moralnego upadku tej diecezji. Ks. Stanisław P. to tak naprawdę zaledwie mały wycinek większego problemu, któremu na imię „grzech w diecezji tarnowskiej”.


Skoro diecezja chce procesu cywilnego w tej sprawie, to dodam w tym i w kolejnych wpisach znacznie więcej informacji niż ks. Tadeusz Isakowicz – Zaleski, aby opinia publiczna wiedziała wszystko w tej bulwersującej historii. Co zaś do mnie, to zapewniam tarnowskich hierarchów kościelnych, że wiem dobrze, że ławy sądowe w gmachu tarnowskiego sądu są na tyle obszerne, że zmieścimy się na nich we dwóch z ks. Tadeuszem. A wszystkich zainteresowanych już dzisiaj zachęcam do rezerwacji miejsc na widowni w sali rozpraw.


Ks. Stanisław P., to typowy przypadek człowieka, który od wczesnych lat swojego życia, zdając sobie świetnie sprawę ze swoich seksualnych skłonności, postanowił ukryć je pod sutanną księdza. Przyszedł na świat w dniu 21 marca 1953 roku i pochodził z parafii Brzezna koło Nowego Sącza, urodził się w czasach i w miejscu gdzie sutanna księdza wzbudzała i wzbudza do dziś wyjątkowy szacunek i podziw. Gdyby młody Stanisław pozostał na wsi, robiłby zapewne to co teraz robi większość jego kolegów, ale musiałby się po pewnym czasie tłumaczyć najbliższym, dlaczego nie zakłada rodziny, a być może z czasem ktoś zwróciłby uwagę na to, że jego seksualność jest zwrócono wobec dzieci, a nie dojrzałych kobiet. Ratunkiem dla niego stał się więc okazały budynek Wyższego Seminarium Duchownego w Tarnowie, do którego wstąpił w drugiej połowie lat siedemdziesiątych minionego wieku. Prawdopodobnie radość w najbliższej rodzinie i w miejscowej parafii była wielka.

 


Obecnie nawet koledzy seminaryjni z roku ks. Stanisława P., którzy studiowali z nim przez wiele lat lub na innych latach i powinni pamiętać go z tego okresu czasu, dostają dziwnej amnezji i właściwie jakby mogli, to zaprzeczaliby, że w ogóle go znają i że w ogóle studiowali wówczas w tarnowskim seminarium. Ci nieliczni co jeszcze niedawno przyznawali, że „jako kleryk w seminarium był jakiś inny”, ale przełożeni, a przede wszystkim ówczesny ksiądz rektor, ks. prałat Stanisław Rosa (1925 – 2011), pewien prefekt i ojciec duchowny w seminarium (których dane przemilczę), uznali jednak po głębokiej dyskusji, że mimo sprawianych trudności i pewnych wątpliwości co do zachowania kleryka z parafii Brzezna, nada się on na księdza w tych komunistycznych czasach.

Ponoć sam ksiądz rektor był w tej sprawie na rozmowie u samego ówczesnego ordynariusza, biskupa Jerzego Ablewicza (1919 – 1990), ale biskup uznał, ze święceń mu jednak udzieli. I udzielił. Był dzień 27 maja 1984 roku. Obecnie ci wszyscy, którzy jeszcze niedawno pamiętali te seminaryjne epizody ze swojej studenckiej młodości, teraz pytani o kolejne szczegóły dotyczące ks. Stanisława P., nie tylko nic nie pamiętają, ale nawet nie pamiętają tego co niedawno jeszcze sami mówili w tej sprawie.


Nasz nowy tarnowski kapłan w dniu swoich święceń miał już przeszło 29 lat, a więc był o kilka lat starszy od swoich seminaryjnych kolegów, ale jego marzenia się wreszcie spełniły, był wyświecony na księdza, a w jego rodzinnej parafii na katolickiej Sądecczyźnie tylko to się naprawdę liczyło. Wkrótce otrzymał swoje pierwsze skierowanie od swojego biskupa i miał objąć swoją pierwszą kapłańska posadę, wikarego w parafii w Radgoszczy koło Dąbrowy Tarnowskiej. A tam od września, jako młody ksiądz, miał podjąć obowiązki katechety…


I tu nasza opowieść nabiera prawdziwego przyspieszenia. O czym przekonają się wszyscy, którzy będą śledzić jej kolejne odsłony.
Ciąg dalszy nastąpi…

P.S.
Robię to niezwykle rzadko, ale tym razem zwracam się do wszystkich czytelników moich wpisów o masowe udostępnianie tego wpisu jak również kolejnych jego odsłon. Proszę także o to wszystkich waszych znajomych z Facebooka, a także ich znajomych, o czynne wsparcie w tym upowszechnianiu. Niech władze diecezji tarnowskiej mają już dziś świadomość, że nie damy się zakneblować i są nas tysiące. Nic tak nie działa otrzeźwiająco na hierarchów kościelnych jak świadomość siły nacisku opinii publicznej. Pamiętajmy, że jesteśmy to także winni wszystkim ofiarom rozpasania seksualnego księży, tym ujawnionym z imienia i nazwiska i tym, którzy jeszcze cierpią i ukrywają swój ból. Wszystkim dziękuje z góry za wszelkie dowody wsparcia i sympatii.

 

 

 

 

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część II.

W lecie 1984 roku 41 nowo wyświęconych księży diecezji tarnowskiej objęło swoje pierwsze kapłańskie posady, a wśród nich był także 29-letni wówczas ksiądz Stanisław P. Trafił on do parafii w Radgoszczy koło Dąbrowy Tarnowskiej, gdzie proboszczem był wówczas ks. Stanisław Kopeć. Radgoszcz to typowa wiejska parafia Powiśla Dąbrowskiego, gdzie posłuszeństwo i szacunek dla kapłana jest do dzisiaj niemal normą w większości tamtejszych rodzin.


Dzisiaj jest niezwykle trudno udokumentować, co po latach jest plotką, być może nawet pomówieniem, a co faktem, który naprawdę zaistniał. I jakie sprawozdania składał ks. Stanisław Kopeć do kurii biskupiej, na jej wyraźne polecenie, w sprawie swojego wikarego. Proboszcz miał się rzekomo w nich skarżyć, że musi pilnować życia moralnego swojego wikarego, ale nie jesteśmy tej informacji w stanie w żaden sposób zweryfikować, gdyż teczka z tymi sprawozdaniami, składanymi podobno co kilka miesięcy, jest niedostępna zarówno dla historyków, dziennikarzy, a nawet organów ścigania i znajduje się w zbiorze zastrzeżonym biskupa tarnowskiego.

 

W 1992 roku ks. Stanisław Kopeć został niespodziewanie przeniesiony, po 28 latach proboszczowania w Radgoszczy, na teren wschodni diecezji, która została po paru tygodniach odłączona od diecezji tarnowskiej. Od 1992 roku były proboszcz z Radgoszczy, obecnie blisko 90-letni kapłan, jest księdzem diecezji rzeszowskiej i zarówno kontakt z nim jak i zadawanie mu jakichkolwiek pytań dotyczących jego dawnego wikarego jest w pełni kontrolowane przez władze kościelne.


Podobnie sprawa się ma z okresem od 1990 roku, gdy ks. Stanisław P. został wikarym, tym razem w parafii w Gręboszowie, także na Powiślu Dąbrowskim. Tam proboszczem był wówczas ks. Józef Grabowski, obecnie 85-letni emeryt. On albo nic nie pamięta, albo nie chce pamiętać. Dostęp do jego pisemnych opinii o jego dawnym wikarym z tego okresu czasu także są niedostępne, a wszystkie spoczywają głęboko w sejfach kurialnych. A księża pochodzący z tej parafii lub w niej wówczas pracujący, o ile byli bardzo rozmowni ćwierć wieku temu (nawet w samym Watykanie), teraz albo nie żyją, albo nie pamiętają nawet własnych opowieści sprzed lat.


Wątek dotyczący przebiegu pracy ks. Stanisława P., jako młodego wikarego na jego pierwszych placówkach jest nadal niejasny i niezbadany, ale to czy kiedykolwiek to się zmieni zależy jedynie od władz diecezji tarnowskiej. Pewien ksiądz powiedział niedawno, że sprawa z tego okresu jest już dawno załatwiona i nikt z parafian Powiśla Dąbrowskiego nie będzie nigdy składał w tej sprawie żadnych doniesień. I to także trzeba brać pod uwagę na tym etapie sprawy, śledząc ścieżkę kapłańskiego życia ks. Stanisława P. Pewność tego stwierdzenia świadczy bowiem o tym, że miejscowa kuria biskupia zapobiegliwie zatroszczyła się o to, aby nic w tej sprawie nie ujrzało więcej światła dziennego.


Jeżeli tarnowska kuria biskupia nie ma nic do ukrycia w sprawie swojego kapłana, to dlaczego ukrywa jego teczkę personalną przed historykami, dziennikarzami, wymiarem sprawiedliwości, a tym samym opinią publiczną. Łatwo jest grozić wszystkim procesami sądowymi, ale znacznie uczciwiej byłoby ujawnić wszystkie wątki tej bulwersującej sprawy. Jedno nie ulega jednak dla mnie wątpliwości, że ks. Stanisław P. nie stał się nagle pedofilem, był nim przez całe swoje życie. Także na swoich pierwszych placówkach duszpasterskich.


Jak więc mogło dojść do tego, że latem 1996 roku, ten właśnie kapłan został awansowany i mianowany proboszczem na samodzielną jednoosobową placówkę? Parafia ta była utworzona w 1991 roku w Woli Radłowskiej koło Radłowa pod wezwaniem Błogosławionej Karoliny Kózki. Karolina Kózka to 16-letnia dziewczyna z sąsiedniej parafii, zamordowana w listopadzie 1914 roku, którą papież Jan Paweł II beatyfikował w Tarnowie w 1987 roku. Sprawa samej brutalnie zamordowanej Karoliny i jej procesu beatyfikacyjnego, to okazja do kolejnej odsłony moralnego upadku tej diecezji, ale wątek ten obecnie pominę i powrócę do samej parafii pod jej wezwaniem.


Otóż pierwszym proboszczem tej nowej parafii był ks. Jan Koszyk, urodzony w dniu 18 grudnia 1953 roku i pochodzący z parafii w Białej Niżnej koło Grybowa. Kapłan ten w dniu 2 sierpnia 1996 roku popełnił samobójstwo, wieszając się na swojej plebanii. Wszystkie okoliczności jego śmierci są niezwykle dramatyczne i pośrednio związane także z osobą samej patronki parafii, ale je tu pominę, bo natrafiłem na nie podczas badań naukowych nad okolicznością śmierci samej Karoliny. Wątek ten pomijam świadomie, gdyż żyją jeszcze bliscy ks. Jana, którym jestem winien pierwszeństwo w ujawnieniu informacji o być może istotnym powodzie śmierci ich bliskiego. Nie chciałbym, aby dowiadywali się tego z Facebooka. Dodam jedynie, że tarnowska kuria biskupia zrobiła bardzo wiele, aby okoliczności tego dramatu ukryć zarówno przed wiernymi z Woli Radłowskiej jak i najbliższą rodziną ks. Jana Koszyka.


Kiedy zwolniło się miejsce po tragicznie zmarłym proboszczu w parafii w Woli Radłowskiej, to wpływowi koledzy z kręgów kurialnych i jak słyszałem jeden z ówczesnych biskupów pomocniczych tarnowskich, wskazali ówczesnemu ordynariuszowi tarnowskiemu, biskupowi Józefowi Życińskiemu (1948 – 2011), kandydaturę ks. Stanisława P. Większość uczestników tego procesu wyłaniania nowego proboszcza do osieroconej wówczas parafii już nie żyje, a sam ks. Stanisław P. nie sądzę, aby był zainteresowany ujawnianiem niewygodnych dla niego informacji, dlatego poruszamy się tutaj jedynie w sferze przypuszczeń i nie udokumentowanych informacji.

Cała zachowana dokumentacja dotycząca tej nominacji jest także w sejfach kurialnych. Dodam tu jedynie swoją subiektywną opinię, że gdyby wówczas dokładnie zbadano dotychczasową ścieżkę kariery ks. Stanisława P., być może uniknęłoby się dramatu wielu dzieci, które wkrótce się tam rozegrały. Ten dramat obciąża jednak moim zdaniem sumienia władz diecezji tarnowskiej i tych wszystkich księży, którzy promowali wówczas ks. Stanisława P. i ukrywali prawdziwe oblicze nowo mianowanego proboszcza w Woli Radłowskiej. Ale o dalszych szczegółach tego co rozegrało się w tej parafii dowiecie się Państwo już wkrótce.
Ciąg dalszy nastąpi.

P.S.
Dziękuję wszystkim czytelnikom, którzy aktywnie wspierają mnie w procesie ujawniania prawdy o „grzechu w diecezji tarnowskiej” i upowszechniają moje wpisy na ten temat. Polecam się nadal życzliwości Państwa i waszych znajomych z Facebooka. A na zdjęciu kościół parafialny w Woli Radłowskiej koło Radłowa.

 

Andrzej Gerlach