Wpisy Obserwatorium

Mariusz Graniczka – dyrektor liceum – wzywa na dywanik rodziców niewiernych. Dżihad katolicki u drzwi!!

Minister edukacji – Czarnek – już od kilku miesięcy wygraża Polakom religią obowiązkową w szkole. Chce wykształcić nowe kadry  katolickiej proweniencji na kilku uczelniach świeckich i katolickich. Chce także, by rodzice nie mieli nic do gadania w sprawie światopoglądu ich dzieci – polskie dzieci maja być ustawowo katolikami. To typowe dla dżihadyzacji – najpierw wprowadzono zasady państwa wyznaniowego do życia publicznego i politycznego, a teraz wciska się to w życie każdej rodziny polskiej. W następnej odsłonie będziemy karani za brak wiary katolickiej…

Te intencje ministra doskonale odczytał jeden z dyrektorów liceum ogólnokształcącego w Krakowie – pan Mariusz Graniczka i wzywa na dywanik rodziców.:

„Rodzic lub opiekun ucznia powinien w formie pisemnej zwrócić się do Dyrekcji XLIV LO w Krakowie z wnioskiem o zwolnienie z lekcji religii. Następnie wniosek należy złożyć osobiście u Dyrektora szkoły” – to informacja wysłana rodzicom krakowskiego liceum.

Reakcje rodziców:

– Jaki wniosek? Ja o nic nie wnioskuję, nie proszę uprzejmie i nie czekam pokornie na zgodę. Moje dziecko nie potrzebuje zgody pana dyrektora, by nie chodzić na religię – zauważa ojciec jednego z uczniów.

– To jest coś niebywałego. Mam się tłumaczyć dyrektorowi z decyzji, dlaczego dziecko nie chodzi na religię? Nic mu do tego. To jest publiczna, świecka szkoła i to jest moja osobista sprawa – denerwuje się matka uczennicy XLIV LO w Krakowie.

I refleksje po wizycie u Dyrektora:

Są tacy, którzy mają już to spotkanie za sobą. Opowiadają, że dyrektor chce znać przyczyny rezygnacji. Wypytuje, czy są ateistami, czy innowiercami. Informuje też rodziców, że niechodzące na religię dzieci i tak będą musiały brać udział w uroczystościach kościelnych, w których uczestniczy szkoła.

Przypominamy za GW , że :

Religia w szkole nie jest przedmiotem obowiązkowym. Co więcej, nie jest przedmiotem, z którego ucznia się zwalnia, lecz przedmiotem, na który się go zapisuje. To rodzice, którzy chcą, by ich dzieci chodziły na religię, powinni w szkole złożyć specjalne oświadczenie. Ci, którzy nie chcą, by ich dziecko uczestniczyło w katechezie, nie muszą robić nic. Tyle teorii. W praktyce w wielu szkołach dzieje się na odwrót. To rodzice dzieci rezygnujących z religii proszeni są o złożenie specjalnych oświadczeń. Jeśli ich nie złożą, uczniowie są zapisani na religię z automatu.

 

 

Warto przypomnieć, że Graniczka jest tym dyrektorem, który zaprosił do szkoły, bez konsultacji z rodzicami, obrońców płodów, by wygłosili swoje poglądy oraz poparli je swoimi spreparowanymi materiałami filmowymi, co zaowocowało w wielu przypadkach głęboką traumą wśród młodych odbiorców tych treści.

Mariusz Graniczka jest znany z wielu kontrowersyjnych posunięć. W ubiegłym roku pisaliśmy, jak zaprosił do szkoły na pogadankę z uczniami działacza antyaborcyjnego Bawera Aondo-Akaa. Rodziców o zgodę nikt nie zapytał. Uczniowie oglądali drastyczny film o aborcji i słuchali wywodów działacza o tym, że ciąża nigdy nie zagraża życiu matki, więc tłumaczenie aborcji w ten sposób jest bezpodstawne, podobnie jak w przypadku gwałtu. Ani ze strony Małopolskiego Kuratorium Oświaty, ani ze strony urzędu miasta (to organ prowadzący szkołę) nie spotkały go za to żadne konsekwencje, choć tych domagali się i radni i rodzice.

Jego najsłynniejszym pomysłem było zorganizowanie wart uczniów i rodziców pod krzyżem katyńskim przy kościele św. Idziego w Krakowie. Warty miały upamiętnić m.in ofiary katastrofy smoleńskiej. Dyrektor chciał, by trwały przez rok dzień i noc (w nocy uczniów mieli zastępować rodzice). Mariusz Graniczka miał plan, by wciągnąć w akcję inne krakowskie szkoły. Nie udało się. Warty skończyły się po niespełna dwóch tygodniach, gdy w końcu zbuntowali się rodzice, którzy wcześniej – zgodnie z ustalonym w szkole grafikiem – wychodzili w domu nawet w nocy, by stanąć pod krzyżem.

ŹRÓDŁO

 

Nikogo już nie dziwi, że ani Graniczka, ani kuratorium oświaty – czyli pani Barbara Nowak – nie są skorzy do udzielenia wyjaśnień w tych i wielu innych sprawach publicznych.

Tak właśnie podchodzi do nas coraz bliżej dżihad katolicki

 

 

Kuna2021Kraków

 A tymczasem na Harvardzie :

Świat zakręcony. Jak podaje Tygodnik Przegląd Zgromadzenie kolegium kapelanów Uniwersytetu Harvarda wybrało na swojego nowego przewodniczącego ateistę Grega Epstaina. Bez boga dobrze jest, zapewnia nowy przewodniczący. Z niecierpliwością czekam aż ostatni kapelan poda się do dymisji… Oczywiście na Harvardzie.

Bez recenzji… reedycja z 2015 roku

Powtórzę za Agnieszką Wiśniewską ( GW ) – recenzji nie będzie – to zbyt ważny film.

Mowa o efektach pracy Marty Dzido i Piotra Śliwowskiego, którzy przez trzy lata próbowali dowiedzieć się co robiły, jak żyły i czego dokonały kobiety w ruchu „Solidarność”, wszak było ich 50%, a jednak historia o nich milczy.

Ja „miętka” jestem – oczywiście poryczałam się, ale to były zdrowe łzy i taki spust emocji, gdzieś przez lata ukrytych głęboko, i nawet nie żal stał na straży słonego akwenu, tylko jakaś zawziętość w obronie poczucia godności. Obrazy, dźwięk, atmosfera tamtych wydarzeń, pewna prawda tamtego czasu, pomijana uporczywie przez ćwierć wieku – wszystko to sprawiło, że tama puściła, i polały się rzęsiste…

Podczas spotkania z autorami filmu, Martą Dzido i Piotrem Śliwowskim w Piwnicy Pod Baranami w Krakowie, mogliśmy zadać pytania, usłyszeć wyczerpujące odpowiedzi, posłuchać o trzech latach pracy nad filmem, o dziesiątkach godzin spędzonych w archiwach IPN-u i innych, polskich i zagranicznych…

taśmy

To co mnie uderzyło to informacja, gdzie znajdowały się filmy pokazujące kobiety solidarności – otóż znajdowały się w kasetach podpisanych – ” materiały odrzucone” – zostawiam to bez komentarza, bo przychodzą mi do głowy wyłącznie określenia uważane powszechnie za wulgarne.

Pokuszę się natomiast o próbę odpowiedzi na pytanie : dlaczego kobiety pozwoliły na taką marginalizację, mimo, że ich rola, jak pokazuje film, była fundamentalnie ważna i co ważniejsze skuteczna.

indeks2

Po pierwsze dlatego, że kobiety mają silnie zasymilowane przekonanie, że ich miejsce jest u boku, na zapleczu, gdzieś z tyłu, gdzie nie dochodzi światło reflektorów, nie mówiąc już o fleszach… Kiedy skończyła się walka, nerwy, strajki i zadymy, kiedy opadł pył, to przy okrągłym stole zasiedli panowie. Kobietom nawet nie przeszło przez myśl, że to nie jest w porządku, że do tego stołu zaproszono literalnie – jedną kobietę ! Fantastycznie tę postawę zaprezentowała Janina Jankowska, autorka Rozmów z twórcami „Solidarności”, ale ten kobiecy rys trzeba zobaczyć na własne oczy- słowa nie wystarczą…

images3

 

Kiedy sięgam pamięcią do tamtych wydarzeń, przypominam sobie jakie mieliśmy obawy co do dalszych kroków Wałęsy, ale dopiero wczoraj zobaczyłam, że były to obawy słuszne. Otóż obawialiśmy się że stoczniowcy z Gdańska pękną, co byłoby powtórzeniem błędów poprzednich ruchów wolnościowych jakie miały miejsce w Polsce Ludowej.

 

indeks6

Tymczasem nie tylko, że nie pękli, ale po załatwieniu swoich postulatów strajkowych ogłosili strajk solidarnościowy z innymi zakładami pracy w całym kraju, co oznaczało, że strajk generalny trwa do odwołania. Ale dopiero wczoraj zobaczyłam jak było blisko do katastrofy i zaprzepaszczenia osiągniętej pozycji negocjacyjnej. Otóż prawda jest taka, że komitet strajkowy po podpisaniu porozumienia z rządem odtrąbił sukces i miał zamiar zakończyć strajk. Ludzie zaczęli opuszczać zakład, wiadomo zmęczeni, brudni, głodni, zapewne cieszyli się, że mogą wrócić do domu… Ale tu wkroczyły trzy kobiety: Anna Walentynowicz, Alina Pieńkowska i Ewa Ossowska , które podbiły stawkę, zatrzymały ludzi i strajk trwał nadal, ku radości całej Polski, która obserwowała w napięciu bieg wydarzeń.

Z dzisiejszej perspektywy był to najistotniejszy moment w historii Solidarności.  Tylko dzięki przytomności umysłu tych trzech kobiet, Solidarność odniosła swój spektakularny sukces. To od tego momentu władza ludowa zaczęła naprawdę liczyć się z Solidarnością, bo zobaczyli, że ten ruch jest poważnym graczem.

powielacz2

Zobaczycie w tym dokumencie także inny wątek – solidarność podziemną, drukarnie, kolportaż, organizacje miejsc noclegowych dla ukrywających się członków ruchu – i to jest dziedzina w której dominują kobiety. To one działały bez jednej chwili przerwy, gdy mężczyzn pozamykano w więzieniach.

Natomiast kiedy  Solidarność zarejestrowano jako legalny związek zawodowy, kobiety zajęły swoje zwykłe miejsce w szeregu…czyli na samym końcu. I tkwią tam do dziś, niektóre miały mniej szczęścia i żeby je znaleźć musiały emigrować z wolnej Polski, wiele straciło pracę lub zdrowie lub jedno i drugie. I też o nich nikt nie pamięta, lub nie chce pamiętać.   Zrobiły to nie mając chyba świadomości, że swoją postawą, rozwagą, mądrością i wyczuciem dały wystarczający powód by je doceniono i by je zaproszono do tworzenia nowej rzeczywistości.

A co zrobili panowie Solidarności dla kobiet w wolnej Polsce? O tym można poczytać tutaj

Jeśli będziecie mieli okazję zobaczyć ten dokument – „Solidarność według kobiet” – zróbcie to koniecznie. Jeśli urodziłeś/aś  się po transformacji masz jedyną w swoim rodzaju okazję zobaczyć historię z perspektywy kobiecej definicji prawdy – zobaczysz, że to zupełnie inna historia od tych jakie znasz. Jeśli pamiętasz tamten czas nie zapomnij zaopatrzyć się w chusteczki.

Nieogarnięty minister edukacji. Szkoły czekające na Godota. Rodzice w kropce. Zostały dwa tygodnie na… cud. Witamy w Polsce!

 

 

***

 

Początek roku szkolnego tuż tuż, a coraz bardziej jasne staje się, że  minister Piontkowski zmarnował kilka miesięcy i nie przygotował resortu do stawienia czoła trudnej sytuacji w obliczu covida19. Jego podejście  do problemu jest infantylne, a wiara jak to wiata umocowana jest w magicznym myśleniu i sprowadza się do oczekiwania cudów i  że jakoś to będzie.

Najkrócej rzecz ujmując – szkolnictwo nie jest przygotowane do zdalnej edukacji, nie posiada nawet wiedzy na temat jaka jest skala wykluczenia technologicznego z zajęć on line, nie wiadomo kto pokryje i jakie będą koszty podwójnej pracy nauczycieli ( dlaczego podwójnej? pyt. od red.), jak ministerstwo ma zamiar zapewnić wszystkim dostęp do internetu.

Na te i inne pytania minister Piontkowski odpowiada ...przecież to nie potrwa długo, i że  …nauczyciele w tym czasie będą zadawać jakieś zadania. To mniej więcej ilustruje jak nasz minister szkolnictwa rozumie system edukacji, metodologię i cel tej niesłychanie istotnej usługi publicznej. Gdybyśmy wszyscy przyjęli taką postawę i tak rozumieli proces edukacji, to w zasadzie i pan minister i jego ministerstwo oraz cała oświata mogłaby przejść od pierwszego września na zasiłek dla bezrobotnych, jako całkowicie zbędny balast dla budżetu.

 

 

 

Z obrazkowego ujęcia – bo w takiej formie minister przedstawił swoje „pomysły” na edukację w czasie pandemii wynika, że:

 

[…] dzieci mają spożywać „swoje jedzenie i picie”, a rodzice odbierać telefony ze szkół. […] (sic!)

[…] minister wyśle od września dzieci do szkół, a „jedynie w strefach żółtych i czerwonych mogą być jakieś dodatkowe obostrzenia”. […]model mieszany edukacji, czyli łączenie zajęć stacjonarnych i on-line, dzielenie klas na mniejsze grupy czy edukacja zdalna w czerwonej strefie. […]

 

I dalej minister życzy sobie, by :

 

[…]żeby obowiązywał system „jedna klasa – jedna sala”, by klasy mogły być dzielone na mniejsze grupy, by dystans między uczniami był utrzymywany, także na przerwach, by dezynfekcja stołów i krzeseł odbywała się sprawnie, by obiady były bezpieczne, a wf odbywał się na powietrzu…[…]

 

…ale nie wiadomo jak dyrektorzy szkół mają dokonać cudu redukcji ilości uczniów podwójnego rocznika w liceach, albo w szkołach podstawowych rozmnożyć ilość sal, gdy od zawsze sale dzielone są na kilka klas… No i przydałby się też jakiś sprawdzony patent ministra Piontkowskiego na utrzymanie dystansu między uczniami z niższych klas – może miał on na myśli dyby, albo klatki (?), albo inny rodzaj unieruchomienia maluchów i ograniczenia ich naturalnej w tym wieku nadpobudliwości ruchowej?

 

[…]Jak organizować wf na powietrzu, gdy wciąż dziesiątki szkół w Polsce nie mają boisk i ogródków? Minister zostawia to dyrektorom i nauczycielom, bo przecież oni wiedzą najlepiej, a każda szkoła jest specyficzna i inna.[…]

Wściekłość rodziców i nauczycieli wywołuje też to, co mówi minister o maseczkach. Nie będzie obowiązku maseczek, a nauczyciele mogą je oczywiście nosić „dla poczucia bezpieczeństwa”. No tak, przecież o dobre samopoczucie chodzi w noszeniu maseczek.

Na koniec minister uspokaja, że w razie ryzyka czy podejrzenia zakażenia każdy (rodzic, nauczyciel, uczeń powyżej 18. roku życia) będzie mógł o ryzyku powiadomić sanepid. Jak to się ma do doniesień, w których ciągle słychać, że dodzwonić się do sanepidu nie sposób.[…]

ŹRÓDŁO

 

Kuna2020Kraków

 

PS>: współczujemy nauczycielom i rodzicom. Radzimy nie czekać na ustalenia niekompetentnego ministra, tylko opracować własne standardy. Podsuwamy pomysł:

(Bez względu na strefę wszystkie szkoły )

Dzieci które mają internet i sprawny sprzęt siadają do kompa w swoich domach, a te dzieci, dla których ministerstwo nie przewidziało edukacji zdalnej, idą do szkoły, a w jej murach nauczyciele rozsadzają ich jak najdalej od siebie. Lekcje prowadzą on line na wybranej i sprawdzonej wcześniej platformie, której obsługę porządnie wyjaśniają w broszurze, jaka dociera do każdego rodzica i dziecka także. Instrukcja ma być napisana i zobrazowana graficznie w taki sposób, by każdy – niezależnie na jakim poziomie obsługuje internet i programy komputerowe poradził sobie z logowaniem. Maseczki obowiązkowo dla dzieci i nauczycieli, pomieszczenia cały czas wietrzone. Młodsze dzieci z klas 1,2,3 wyłącznie edukacja zdalna z zapewnioną opieką dorosłych osób.(?) Tu  nieodzowna jest pomoc państwa i niestety aż nazbyt dobrze zdajemy sobie sprawę z tego jak źle ono funkcjonuje i jak bezmyślnie dysponuje budżetem. Ale środowisko nauczycielsko-rodzicielskie chyba jest dość liczne, by zaprotestować w którymś momencie, czyż nie?

 

 

 

Barbara Nowak i inne trybiki religijnej machiny, a edukacja seksualna. Seksualizacja dzieci według TVP2. Jak wyprodukować chama polskiego.

Czy to prawda, że Barbara Nowak uważa, że masturbacja jest niezgodna z polskim prawem? Odpowiadam- nie prawda. Nic takiego nie powiedziała. Powiedziała coś znacznie bardziej niepokojącego:

Środowiska LGBT wiedzą doskonale, że ich programy są niezgodne z podstawami programowymi w szkołach i z prawem polskim. Ukrywają ideologiczne genderowe treści pod hasłami programów prozdrowotnych. Kłamią, oszukują i deprawują.

 

 

 

 

Pani kurator oświaty małopolskiej słusznie wkurza się, że ktoś chce ominąć zabezpieczenia, jakie pracowicie i w porozumieniu z władzami kościoła rzymskokatolickiego zamontowano w systemie edukacji, by dzieci i młodzież pozbawić wiedzy o tym, że:

 

 

 

 

 

To, co większość z nas uważa za  nieodzowny element edukacji młodego pokolenia, zwłaszcza w rzeczywistości, w której funkcjonuje ustawa antyaborcyjna, ideologia katolicka zabraniająca używania prezerwatyw i tabletki dzień po…, w której lekarze dezinformują lub w ogóle nie informują kobiet ciężarnych o faktycznie złym stanie płodu, w kraju gdzie zdrowie kobiety jest ważne wyłącznie w kontekście produkcji niemowląt ludzkich,  zaś jej życie, potrzeby, plany życiowe i ona sama jako taka już niekoniecznie, dla środowisk katolickich jest  zagrożeniem ich status quo w hierarchii  społecznej.

W narracji ich propagandy, wymierzonej zawsze przeciwko wiedzy i doświadczeniu, usłyszeć możemy, że edukacja seksualna prowadzi do seksualizacji dzieci od niemowlęcia, do jakiejś genderyzacji (???) –  przyznam szczerze, że nie udało mi się nigdzie znaleźć opisu co to takiego jest w gruncie rzeczy, – oraz propagowania ideologii LGBTQ – cokolwiek to znaczy – nie istnieje, bo nie istnieje ideologia LGBTQ . Ale trzeba przyznać – brzmi i poważnie i co ważniejsze – groźnie. 

Edukacji seksualnej zarzuca się, że ma :

  • zachęcać dzieci do przedwczesnego podjęcia inicjacji seksualnej;
  • być przyczyną nastoletnich ciąż;
  • podważać tradycyjne wartości i ład moralny;
  • wymuszać akceptację dla – jak to ujmują – „niestandardowych zachowań seksualnych”.

Myślę sobie, że chodzi o zupełnie co innego:  tak jak kościół nie dopuszcza możliwości, by gej uważał się za najzupełniej normalnego człowieka, tak nie może dopuścić aby młoda dziewczyna czy chłopak przestali się wstydzić tego, że są istotami seksualnymi, że mają potrzebę rozładować napięcie poprzez masturbację. Oni mają przeżywać poczucie winy wobec boga, wobec duchownego na spowiedzi, wobec rodziców i rówieśników. Że taki permanentny stan wpływa bardzo negatywnie na rozwój psychosomatyczny młodego człowieka i bywa początkiem jego problemów z seksem i relacjami z ludźmi – to nie spędza snu z oczu ani pani kurator, ani hierarchom kościoła w Polsce.

Niestety, nie spędza snu z oczu także naszym rządzącym. W ogóle się tym nie martwili i nie martwią w dalszym ciągu. Ich zmartwienie to katastrofa smoleńska – jak ją dobrze wykorzystać, jak na niej ugrać swoje karty, jak wyssać kasę z budżetu żeby rodziny mogły ukoić swój żal, tak w okolicy miliona na łebka.

I żeby być sprawiedliwą powiem także, że nie spędza snu z oczu wielu rodzicom, tym konkretnie, którzy nie zezwolą uczestniczyć w zajęciach z edukacji seksualnej swoim dzieciom. Ale chętnie zaprowadzą maluchy na dzień dziecka na strzelnicę, gdzie żołnierze pokażą im jak się strzela…, albo pobiegną z nimi  na festiwal dico polo podczas odpustu… Przecież to w końcu kultura jak się patrzy.

 

Kościół rzymskokatolicki i konserwatyści u władzy stoją na stanowisku, że dobry Polak to głupi Polak, źle wykształcony, agresywny cham, który nie czyta, nie potrzebuje obcować z kulturą, koniecznie bogobojny i gotowy do poświęceń w imię króla i królowej Polski. Serwują mu i jego dziatwie własne pomysły na seksualizację. Bardzo dobrze służy temu na przykład taki festiwal disco polo w Kielcach, popierany osobiście przez szefa TVP- Kurskiego.  Oto próbki natchnionych tekstów jakie lały się ze sceny:

zespół MIG w utworze „Miód malina” 

„Takiej seksownej lali, nie było dawno tu.
Jej widok mnie zniewolił, aż mi zabrakło tchu.
Co to jest za dziewczyna, czy ktoś podpowie mi?
Gdy ciało swe wygina – miód malina!
I nie ma drugiej takiej, co ciało takie ma.
Nie mogę się powstrzymać – miód malina!”.

Zespół „Andre” 

„Kto by pomyślał, że zakocham się
Ona tak bardzo kręci mnie
Cudna, seksowna mówię Wam
Takie to szczęście teraz mam

Pocałować dziś cię chcę
Nie chcesz wiedzieć, jak i gdzie
Zaszalejmy chociaż raz
Niech nas nie obchodzi czas.

Ale ale Alexandra
Ale ale ale ładna
Taka taka taka skromna
Taka taka seksi bomba”.

Za OKOpress cytuję obszerną relację z festiwalu w Kielcach

Tancerze „robią to na parterze”

“Drodzy państwo, Elwira została wybrana najseksowniejszą wokalistką muzyki disco polo!” – zapowiadał występ zespołu Mejk konferansjer. Ucieszona pani Elwira dała prowadzącemu soczystego całusa.

“Oh, wow, zrobiło się barrrdzo gorąco” – zakrzyknął obcałowany, ale Elwira już pognała na scenę ubrana w opinający ciało czerwony kombinezon znanej marki sportowej na A.

Razem z nią wbiegli tancerze i zaczęli razem występ w takt piosenki:

“Zróbmy to na parterze,
Niech sąsiedzi walą, walą do drzwi.
Zróbmy to na parterze,
Ja nie wierzę, ale dym!

Zróbmy to na parterze,
O, o, o!
Zróbmy to na parterze,
O, o, o!”

Żeby było jasne o robieniu czego na parterze jest piosenka, wokalistka zawodziła i postękiwała, a tancerze pokazali, jak sprowadzają tancerki do parteru i symbolicznie się na nich pokładają. Miało być seksi, wyszło na pewno nieskromnie.

Po co pić sok z ananasa?

Ciekawych rzeczy dzieci obecne na widowni mogły się dowiedzieć również z piosenki „Ona lubi pomarańcze” z zespołu After Party.

„Ona lubi pomarańcze
Lubi kiedy nago tańczę
Jak poleje jej szampana
Tańczy do białego rana
Chodzę za nią już jeden długi rok
Chodź, zrobimy szybki skok w bok
Tylko ty masz to czego nie ma nikt
Urodę, uśmiech i szałowy styl

Kocham się w tobie od pierwszej klasy
Dla ciebie jem codziennie ananasy
Bo po ananasie słodki smak ma się
Bo po ananasie słodki smak ma się
Bo po ananasie słodki smak ma się
Bo po ananasie”

Na nagraniu z koncertu widać (ok. 8:30) jak dwie dziewczynki nie starsze niż 13 lat śpiewają frazy o ananasach. Co w tym dziwnego?

Otóż, wokalista śpiewa o smaku swojego nasienia, które, jak głosi miejska legenda, będzie słodsze właśnie dzięki spożywaniu dużej ilości ananasa. Co ma oczywiście przekładać się na większy komfort partnerki zaspokajającej go oralnie.

Młode dziewczyny mogły się także oduczyć asertywności przy nacisku partnera na seks dzięki piosence „Buzi to za mało” zespołu Extazy.

„Jak ty działasz na mnie pewnie o tym nie wiesz,
Słodkie pocałunki dzisiaj jestem w niebie.
Narasta już ciśnienie, Ty spełnij me marzenie,
I bez oporów oddaj się.

(..)

Buzi to za mało, ja dziś pragnę więcej,
Kochanie czuję twoje ciepłe ręce.
To za mało nie tego oczekuję,
Powiedz skarbie czemu się hamujesz.

Na szczęście w ostatniej chwili pojawił się stary, co pozwoliło na rozwiązanie problemu i zastosowanie wyjątkowego rymu „taty – róg chaty”.

(…)

Jakie zaskoczenie w oczach twego taty,
Widząc nagość córki w rogu chaty.
Opadło już ciśnienie i tylko mam marzenie,
aby ulotnić szybko się”.

O tym, jak wielka jest rozpacz dziewczyny rzuconej przez chłopaka, któremu nadaremno oddała swe serce śpiewały z kolei wokalistki zespołu Top Girls. W utworze „Mleczko” opowiadały do jakich poświęceń posunęła się zakochana dziewczyna:

“Abyś mnie zauważył
Mam 7 tatuaży
A jedne w bardzo ciasnym miejscu
(Co bolało)”.

 

TVP 2 podawało informację, że w sobotę i niedzielę festiwal oglądało ponad 2 miliony widzów. Nie wiemy, jakąś część z nich stanowiły osoby małoletnie, ale istnieje poważna obawa, że doszło do niekontrolowanej seksualizacji dzieci na ogromną skalę.

Na usprawiedliwienie można jedynie odnotować, że z kontekstu piosenek można było wyczytać, że chodzi jednak o normalne, polskie, heteronormatywne relacje seksualne. Uf!

 

Innym pomysłem na seksualizację dzieci i genderyzację obu płci zmierzającą do zakładania rodzin z mnóstwem dzieci jest show ks. Pawlukiewicza – nikt nie potrafi jak on zachęcić do tradycyjnego budowania relacji międzyludzkich w obrębie tradycyjnej rodziny, gdzie mężczyzna – ten prawdziwy – to chłop napakowany, silny, leniwy i nieodpowiedzialny, zaś ona dbająca o dziatwę, o pełny brzuch samca alfa i jego rodziców, których ma ona odpowiedzialnie obsłużyć na końcówce ich żywota. Amen. I to wszystko w zamian za realizację „marzeń” o tym, żeby  jakieś gacie wisiały na haku lub by wystąpić jeden raz w białej kiecce, w welonie, za c.a. kilka tys. zł polskich, podczas libacji na co najmniej 300 osób, na którą rodziny obydwojga zaciągają kredyty w bankach… Tak wygląda w istocie ta motywacja do ślubów. Tak kształtuje się konsumenta religii i jej wielu, czasem zaskakujących produktów.

 

 

 

 

Wracam na koniec do Barbary Nowak – jest ona trybikiem w wielkiej, religijnej machinie korporacyjnej, której celem jest zniszczenie aspiracji naszego społeczeństwa i cofniecie go do stosunków folwarcznych XIX wieku, gdzie niszczenie edukacji, to podstawa tego złożonego procesu regresji. Dodatkowo, odcięcie dzieci i młodzieży od edukacji seksualnej pozwoli kontrolować reprodukcję, ograniczyć jeszcze mocniej kobiety w ich dążeniach do niezależności i wolności osobistej, która jest niezbędna by człowiek w ogóle mógł się rozwijać. Ideał chama polskiego, wtórnego analfabety jest w zasadzie w zasięgu ręki. Kościół może sobie pogratulować sukcesu.

 

 

 

PS>: Nie martwcie się. Wiadomo, że większość ludzi to idioci. Jak na razie ludzkość nic, absolutnie nic z tym nie zrobiła. Walka z analfabetyzmem była potrzebna tylko po to, by idioci stali się wydajnymi konsumentami. O rozwoju człowieka nikt nie myśli poważnie. Za to o dobrym seksie dla wszystkich, nie tylko dla mężczyzn pomyślała jedna z firm o której pisały Wysokie obcasy – poczytajcie sobie na pocieszenie o pierwszej, skutecznej apce do zarządzania przyjemnością waginy – link poniżej. Miłej lektury. I do usłyszenia ponownie…

 

Kuna 2020 Kraków                             

 

Czytaj także:

wysokie obcasy

o pierwszej apce do zarządzania waginą

wyborcza.pl 

o tym, jak postępuje religizacja w Izraelu

wyborcza.pl

…o tym, dlaczego Barbara Nowak boi się edukacji seksualnej

naTemat

…o tym co zawiera ulotka „Zdrovve Love” i głupotach głoszonych przez B.Nowak

KODuj24.pl

…o B.Nowak i jej fantazjach na biurku nauczycielskim

OKOpress

…o tym festiwalu i seksualizacji dzieci przez TVP2

YT

…próbka możliwości ściemniania w wykonaniu ks.Piotra Pawlukiewicza

A w Quebecu nie będzie wkrótce żadnych śladów religii w systemie edukacji powszechnej…

niedziela.pl

Władze Quebecu – francuskojęzycznej prowincji Kanady – chcą wycofać ze szkół zajęcia z etyki i kultury religijnej. Zamiast tego dzieci będą uczęszczać na lekcje wychowania seksualnego, praworządności, demokracji, kultury i obywatelstwa cyfrowego.

Każdy orze jak może – w ocenie katolickiego medium jest to wyraz walki z religią i dyskryminacja rodziców w zakresie ich prawa do wychowania dzieci w ich własnym światopoglądzie. Tyle tylko,  że ani religia , ani przywołane prawa rodziców nie zostały w ten sposób pogwałcone, jedynie przywrócono warunki równego traktowania wszystkich wyznań i wszystkich światopoglądów wszystkich obywateli zamieszkujących tę prowincję.

Czy widzicie różnice w podejściu do oceny tej decyzji władz  Quebecu?

 

Tymczasem tamtejsi biskupi mówią tak:

Biskupi Quebecu wezwali władze do ponownego rozważenia tej decyzji. Podkreślili, że zajęcia te, które miały w istocie formę religioznawstwa, przyczyniały się do wzajemnego poznania i poszanowania mieszkańców regionu, chroniąc tym samym młodych przed wpływami radykalnych ideologii. Episkopat przypomniał ponadto, że to rodzice powinni mieć decydujące zdanie w sprawie wychowania swych dzieci.

No i nadal rodzice są w posiadaniu tych kompetencji – nawet więcej – odzyskują  je  i  teraz dopiero mogą chronić swoje dzieci przed wpływem tych ideologii, które sami uznają za zbyt radykalne albo szkodliwe dla swoich latorośli. Rozumiem, że trudno jest się rozstać władzom kościelnym z systemowym wpływem na wychowanie młodzieży pod własne potrzeby, ale w państwie świeckim każdy ma prawo robić to z poszanowaniem autonomii  i wzajemnej niezależności każdego w swoim zakresie. Tak mówi też nasza konstytucja RP, o czym niestety polskie władze zapominają.

Poświęcenie nauki – w przenośni i dosłownie – polemika z młodzieżą inteligencji katolickiej.

Taki komentarz.

Wyrwałam go z długiej i bezsensownej próby polemiki z pewnym fanklubem pewnego księdza, ulubieńca elit akademickich… Nie podaję szczegółów personalnych, bo nie o osobę księdza chodzi – jedynie o postawę  młodych inteligentów zapatrzonych w swojego idola do tego stopnia, że utracili zdolność zarówno krytycznego oglądu rzeczywistości jak i poczucie elementarnej solidarności z resztą społeczeństwa oraz poczucia odpowiedzialności za to w czym uczestniczą.

 

Przeczytałem, i jest to stek subiektywnych nonsensownych opinii, które maja się nijak do tego, ze każdy obywatel Rzeczpospolitej ma takie samo prawo do uczestnictwa w życiu publicznym, w tym politycznym i akademickim, do wyraźnego i nawet ostentacyjnego wyrażania swojego światopoglądu i wyznania, do przekonywania innych do niego, do wybierania i przekonywania do wybierania bliskich mu sił politycznych. Niezależnie od wyznania, światopoglądu, czy wykonywanego zawodu. To się nazywa wolność słowa i wyznania, i korzystanie z praw politycznych i obywatelskich. A Pani po prostu nie może się pogodzić z tym, ze Kosciol jest w stanie przekonać o rząd wielkości więcej wyborców, niż siły polityczne Pani bliskie

 

Zatem po kolei. Ubolewam nad taką rzeczywistością, w której zamiast dziesięciu tysięcy bibliotek, domów kultury, ognisk młodzieżowych, teatrów, kin, mamy ponad dziesięć tysięcy parafii i wciąż powstają nowe, nawet tam, gdzie mieszkańcy nie widzą takiej potrzeby. Te parafie to maszynka wyborcza pracująca dla jednej partii, oraz argument którym kościół szantażuje polityków wszystkich opcji, gdy trzeba wyłudzić kolejne miliony złotych z budżetu, czyli z naszych kieszeni- także z kieszeni osób LGBTQ i ateistów oraz innowierców.

Do tego dochodzi TV i Radio z obsługą z politycznego klucza, oraz słyszalna nawet na Uralu rozgłośnia o. Rydzyka, co bezpośrednio jest przyczyną, że od wielu lat nie istnieje coś tak podstawowego w demokracji jak debata społeczna. Nie ma się czym szczycić drogi internauto – z takim zapleczem i z takimi przywilejami jakie posiada kościół w Polsce „przekonywanie” wyborców nie jest żadnym sukcesem, tylko porażką moralną.

Jest też skutkiem błędów, jakie popełnili niegdysiejsi decydenci postsolidarnościowi, z Tadeuszem Mazowieckim na czele, a także my wszyscy, którzy zgodziliśmy się na tak a nie inaczej brzmiącą konstytucje RP. Z mojego punktu widzenia to był kardynalny błąd i krótkowzroczność inteligencji katolickiej. Z Twojego zaś – jak sądzę – było to jedynie słuszne uznanie kościoła za dobroczyńcę Polski – masz prawo się cieszyć, ale nie bądź hipokrytą i zechciej też zauważyć, że nie jesteś razem z Twoją bańką beneficjentów tej sytuacji, jedyną grupą wartą uwagi i troski. 

A poza wszystkim, to nie ma siły politycznej bliskiej memu sercu, więc nie buduj chochoła według siebie, bo zawsze może się okazać, że mierzysz kulą w płot- jak teraz właśnie.

 

Ale do rzeczy…

Zechciej zauważyć, że :

Przed deformą min. Zalewskiej, przygotowano ustawę zmieniającą wymagania oraz kompetencje przyszłych kuratorów oświaty – dzięki czemu szkoły muszą się mierzyć dziś z takim dyletanckim podejściem jak w przypadku Barbary Nowak w Małopolsce.

czytaj także: Między wierszami dostrzec prawdę

 

Na temat dewastacji, względnie dobrej edukacji w Polsce można  bardzo długo, ale wspomnę o religii w szkole finansowanej z budżetu co kosztuje nas prawie 2 mld złotych, odbywa się w ramach planu lekcji w środku zajęć co prowadzi do dyskryminacji niekatolików i ateistów, w wymiarze 2 godziny tygodniowo, co plasuje te zajęcia na 5! miejscu w porównaniu z ilością godzin przedmiotów edukacyjnych w szkole podstawowej, a także demoralizuje uczniów uwzględnianie oceny z religii w średniej ocen na świadectwie, a to z kolei jest niekonstytucyjne wskazywanie kto jaki wyznaje światopogląd.

Studiując ostatnio taki oto dokument:

natrafiłam na niepozornie wyglądające dwie bardzo istotne informacje :

Spójrzcie Państwo na dwie ostatnie rubryki: „nie przewiduje się ewaluacji efektów rozporządzenia, oraz nie wykonano żadnych analiz, badań, dokumentów źródłowych o istotnym znaczeniu – czyli, że rozporządzenie opiera się na argumentach z sufitu mówiąc lapidarnie, oraz nikt nie ma zamiaru badać efektów tego rozporządzenia po wprowadzeniu go w życie. I nie ważne w tym momencie jakie to rozporządzenie- czy jest ważne czy nie, czy zmienia coś istotnie i co zmienia- chcę tylko pokazać jak wpływa na poziom zarządzania edukacją, wprowadzenie do niej ludzi nie mających kwalifikacji i doświadczenia.  

A o czym to świadczy? Jak dla mnie, świadczy o drastycznym obniżeniu standardów w pracach Ministerstwa Edukacji Narodowej (MEN)

Efekty edukacyjne to jedna sprawa, ale jest i inny wymiar szkodliwości obecności duchownych w szkole. Okazuje się , że serwilizm dyrektorów szkół podstawowych to już utrwalony i „zwyczajny” obraz w polskiej szkole. Przypomina jak raz poziom kontaktów kościoła i władzy podczas Konferencji Wspólnej Episkopatu i Rządu. Zacytuję jedną z wielu opinii na ten temat:

 

Dla mnie to jest uderzające – tak prof. Monika Płatek skomentowała protokoły z posiedzenia Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu z 2012 roku. – Trudno tu mówić o wspólnej komisji. To jest przesłuchanie rządu, dyktowanie, co ma być zrobione. To się odbywa jak wizyta na dywaniku, a nie rozmowa partnerów – stwierdziła karnistka w TOK FM.

Podobnie wyglądają relacje między księdzem oddelegowanym do szkoły a gronem pedagogicznym w pokoju nauczycielskim.

Ale wszystkie skutki formalne to nic w porównaniu z efektem przemocy symbolicznej i słownej wobec dzieci, zwłaszcza tych najmłodszych, które na jednej lekcji uczą się o grawitacji, a po przerwie słuchają o wniebowstąpieniu… Ciągły dysonans poznawczy grozi tym, co już widać- utratą zaufania do treści przekazywanych w szkole, w książkach do nauki przedmiotów i tych płynących z ust nauczycieli. Gorzej – wielu katechetów usiłuje wpływać poprzez dzieci na postępowanie ich rodziców – rozpytuje o różne prywatne sprawy rodzinne – czy rodzice maja ślub kościelny, czy chodzą do kościoła, czy modlą się w domu przy stole – nie? O jej ! Twoi rodzice nie pójdą do nieba!

 

Skutki psychologicznej manipulacji na wrażliwości dzieci nie są przedmiotem badań statystycznych więc nie wiemy ile z nich zaczęło się moczyć w nocy, cierpieć na bezsenność i depresję, ale wiemy , że jesteśmy w czołówce samobójstw wśród najmłodszych. Wcale nie sugeruję, że z powodu nieodpowiedzialnych zagrywek katechetów i katechetek i wcale nie generalizuję tego zjawiska – są i przyzwoici katecheci obu płci. Ale ilość tego typu nadużyć w kontaktach z dziećmi powinna już dawno zmusić najbardziej nawet tępe umysły do jakiejś refleksji. W rezultacie rośnie nam pokolenie, które w pewnym odsetku zasili ruchy antyszczepionkowe, uda się do wróżki zanim sięgnie do informacji, zagłodzi swoje nowo narodzone dziecko, bo znachor kazał… czyli motywujące się w sposób irracjonalny.

Mój adwersarz nie jest człowiekiem ograniczonym, jest inteligentny formalnie, ale stopień bezkrytyczności, to jak podejrzewam efekt min. takiej konfesyjnej edukacji religijnej w szkole powszechnej. Jeśli się mylę to tym gorzej dla oceny kondycji onego.

 

Żeby było możliwe zapraszanie duchownych do zasiadania w kapitułach konkursów, w gremiach decyzyjnych zarządzających edukacją, i na uniwersytety, trzeba było wychować pokolenie akceptujące ich obecność wszędzie – nie tylko tam, gdzie naturalnie się ich spodziewamy, ale dosłownie wszędzie – i takie pokolenie wykształcono, skoro nie widzą oni, że jest to niestosowne w szacownych murach placówek naukowych i uczelni wyższych. A nie widzą niestety. Co gorsza nie widzą też tego władze uczelniane.

 

I byłam naiwna sądząc, że ta inteligencja akademicka, to po prostu konformiści i oportuniści jakich mamy tysiące w naszym społeczeństwie. Po rozmowie z młodymi ludźmi z fanklubu pewnego księdza dotarło do mnie, że  to oni zasiądą wkrótce w  fotelach na stanowiskach zarządczych i to oni wyznaczą standardy. A oni nie widzą nic poza interesem i misją kościoła. Są jego żołnierzami, są bardziej papiescy od papieża.

 

Zapewne to także zabrzmi dla mojego rozmówcy jak nagonka- tym razem na niego personalnie – nie nie – to jest tylko wyciąganie wniosków i kojarzenie przyczyn ze skutkami. Jak chce ktoś posłuchać mowy nienawiści i przyjrzeć się czym jest nagonka, niech sobie otworzy dowolny tekst abp Marka Jedraszewskiego, to w lot zobaczy różnicę. Aktualnie Abp. szczuje na osoby LGBTQ i zaczął już tworzyć nowe pojęcia, by rozpocząć kolejną nagonkę. Tym razem ostrzy zęby na ruchy ekologiczne i wegetarian, obrońców zwierząt i zwolenników czystych źródeł energii w tym energii atomowej. Jaka grupa zaangażowanych społecznie ludzi padnie ofiarą tego nienawistnego abp w następnej odsłonie jego posługi chrześcijańskiej? Można spekulować. Stawiam na samotne matki i kobiety nie planujące potomstwa. A Wy?

 

I kiedy po raz kolejny czytam ten znamienny komentarz – pozwolę  sobie jeszcze raz go zacytować:

Przeczytałem, i jest to stek subiektywnych nonsensownych opinii, które maja się nijak do tego, ze każdy obywatel Rzeczpospolitej ma takie samo prawo do uczestnictwa w życiu publicznym, w tym politycznym i akademickim, do wyraźnego i nawet ostentacyjnego wyrażania swojego światopoglądu i wyznania, do przekonywania innych do niego, do wybierania i przekonywania do wybierania bliskich mu sił politycznych. Niezależnie od wyznania, światopoglądu, czy wykonywanego zawodu. To się nazywa wolność słowa i wyznania, i korzystanie z praw politycznych i obywatelskich. A Pani po prostu nie może się pogodzić z tym, ze Kosciol jest w stanie przekonać o rząd wielkości więcej wyborców, niż siły polityczne Pani bliskie

 

… to jak raz słyszę w tym taki stary skrót – TKM ( Teraz Kurwa My!), którym poczęstował mnie przed kilkunastoma laty mój kolega z zawodowego forum medycznego, kiedy zadałam tam pytanie – Co się dzieje z waszym kościołem, koledzy katolicy? Przecież to jest droga do pustych kościołów i przecinanie gałęzi, na której siedzi KK a wy razem z nim. Był to zresztą jedyny katolik w tamtej dyskusji, który powiedział prawdę bez owijania w bawełnę…

Mało poważnie brzmią przywołane argumenty – o takim samym prawie każdego obywatela do uczestnictwa w życiu publicznym, do ostentacyjnego wyrażania swojego światopoglądu, do agitacji politycznej – jeśli dostęp do tuby i finansowanie realizacji tych praw otrzymuje wyłącznie jedna opcja. Bo trzeba wiedzieć, że NGO-y, w tym szczególnie organizacje działające na rzecz praw człowieka i praw kobiet – zostały odcięte od finansowania z budżetu państwa, co przekłada się na niemal zerowe możliwości uczestniczenia w szerokiej debacie społecznej w mediach rządowych i prasie codziennej, także w większości silnie upolitycznionej. No ale właśnie- TKM! Słychać ten przemocowy motyw coraz mocniej i częściej.

I nie, drogi mój rozmówco – to nie ma nic wspólnego z wolnością słowa i wyznania. To, że kościół wykorzystuje swój autorytet i miejsca kultu do agitacji, nie jest urzeczywistnieniem wartości które przywołałeś. Takie postępowanie kościoła jest przekroczeniem jego kompetencji i nieuprawnionym poszerzeniem  zakresu jego autonomii, ergo, kościół ma inne cele, ze względu na które państwo go utrzymuje i nigdy nie było mowy o tym, że kościół będzie zajmował się wyznaczaniem kierunków polityki państwa. Jest też nadużyciem siły wpływu na religijnie uwikłanych obywateli. To nieczysta i niemoralna gra, do tego szkodliwa dla polskiej racji stanu.

 

Bardzo skrótowo zajęłam się w polemice z moim adwersarzem problemem edukacji i szkolnictwa wyższego w kontekście obecności w tym sektorze usług publicznych osób duchownych, albowiem nie widzi on, całej złożoności tego problemu. Szczególnie nie zauważa, misji jaką realizuje jego duchowny idol. Nie żywię wielkich nadziei, że po mojej wypowiedzi – przyznaję bardzo ogólnikowej – zacznie dostrzegać coś więcej, patrząc znad różowych okularów swojej niezachwianej wiary w kościół powszechny i jego niezbywalne prawo do ekspansji i ewangelizacji z użyciem wszystkich dostępnych  i udostępnionych mu przez państwo środków finansowych i technicznych. Ale to tylko dlatego, że nie ma we mnie wiary w ludzi uwikłanych religijnie. Nie będę więc czarować, że dostrzegam potencjał do zmiany optyki mojego interlokutora.

Tym niemniej żywię nadzieje, iż dostrzeże przynajmniej całkowity brak typowej dla „nagonki” formy i sofistyki w bieżącej publikacji tu,  jak i w apelu partii Razem Poznań.  Zwracam też uwagę, że każda krytyka kościoła jest w Polsce odbierana przez ludzi kościoła – świeckich i duchownych – jako nagonka i obleganie twierdzy. A to Polska jest oblegana i zawracana z drogi kijem katolickim. No ale po 40 latach względnej normalności w przestrzeni kościoła katolickiego w PRL-u,  dzisiejszy kościół bierze odwet i czerpie garściami z możliwości jakie nieprzerwanie tworzą mu politycy trzymani za gardło. Nie jest to jednak moralne zwycięstwo tylko brutalna walka o władzę. Nazywajmy rzeczy po imieniu.

Guru w habicie, głoszący dogmaty religijne na równi z wiedzą naukową, o którego honor walczy jego fanklub z determinacja wartą lepszej sprawy, jest jednym z wielu kamyczków wrzuconych w tryby edukacji i nauki uniwersyteckiej z misją osłabienia tej ostatniej, tak jak wobec systemowej zapaści polskiej psychiatrii powołanie nowej placówki szkoleniowej dla… egzorcystów, gdzie we współpracy z psychiatrami i psychoterapeutami  będą rozstrzygać co jest chorobą, a co nie poddającym się farmakoterapii  opętaniem teologicznym przez diabła – wydaje się być również mocno symboliczne…

Żródła
Kuna 2010 Kraków

 

Obowiązkowa religia w szkole?

Abp Wiktor Skworc przewodniczył w mszy świętej w katedrze Chrystusa Króla w Katowicach. W homilii poruszył temat religii i etyki w polskich szkołach.

Zdaniem metropolity katowickiego szkoła ma za zadanie kształcić i wychowywać, a religia właściwie ustawia relacje zarówno z Bogiem, jak i otaczającymi nas ludźmi. Ponadto, szkoła ma wprowadzać ucznia w kulturę, a jej nieodłącznym elementem jest religia. Trzecim argumentem był fakt, że religia niesie za sobą odpowiednie wartości i dzięki temu jest możliwe utrzymanie pokoju.

 

PolskaTimes

Po moich osobistych kontaktach z Narodem, kiedy to jadąc tramwajem nawiązałam dialog na temat pór roku, które zniknęły i globalnego ocieplenia, które jak usłyszałam jest bardzo korzystną zmianą – doszłam do wniosku, że edukacja w Polsce to nietrafiona inwestycja i strata nie do odrobienia w bieżącym stuleciu. Zatem  zgadzam się z hierarchą – a nawet posunęła bym się dalej – proponuję by w szkole nauczać wyłącznie religii. Po ostatnich zmianach w opiece zdrowotnej, dążącej do depopulacji Narodu polskiego, byłaby to kolejna usługa publiczna do skasowania, co przełożyłoby się na wielomilionowe oszczędności w budżecie oraz poparcie kościoła dla jedynie słusznej opcji politycznej, co z kolei oszczędziłoby nam cyrku wyborczego i całego tego udawania, że rozumiemy co to jest demokracja. Po ustanowieniu Jezusa Chrystusa Królem Polski będziemy kryci z każdej strony. I czego chcieć więcej!?

Refleksje około aborcyjne. Część III. Deprywacja państwa po 1989 roku – proces w toku.

Żeby zobaczyć ustawę antyaborcyjną w pełnym kontekście, a jeszcze do tego próbować zrozumieć co spowodowało jej pojawienie się w XXI wieku, w środku zjednoczonej Europy, będziemy musieli cofnąć się do miłych złego początków, czyli do pierwszej Solidarności i Komitetu Obrony Robotników, do przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. W tamtych czasach bowiem rozpoczęła się deprywacja państwa, która po 1989 roku  objawiła się w postaci pełzającej klerykalizacji, a po drodze wydała na świat ustawę antyaborcyjną, która jest owocem gwałtu na świeckim państwie. Wiadomo kto życzył sobie prawnej ochrony życia od poczęcia, nie wiadomo tylko dlaczego.

Jeszcze w PRL-u…

Kościół Katolicki w Polsce obserwuję od schyłku lat siedemdziesiątych zeszłego wieku i przyznam, że w ciągu kilku dekad moja ocena tej instytucji ulegała płynnej korekcie. W PRL-u wszyscy byliśmy dość zgodni co do tego, że rozdział kościoła od państwa, to norma społeczna XX wieku. To stwierdzenie nie oddaje prawdy tamtych czasów. Powiem więc inaczej – ten rozdział był tak oczywisty, że nie musieliśmy nawet na ten temat rozmyślać. Świeckie państwo nie stało nigdy na przeszkodzie, by wszyscy – ateiści, katolicy, innowiercy, agnostycy – nie wyłączając trzeźwo myślących historyków, racjonalistów i materialistów – nie podejrzewając co się święci –  byli dumni z papieża Polaka.

Na początku lat osiemdziesiątych zaczęła mi pikać czerwona lampka ostrzegawcza. Ktoś powiedział mi na ucho, że ksiądz Jerzy Popiełuszko był na dywaniku u swojego biskupa i dano mu do zrozumienia, że za swoje,  kontrowersyjne msze za ojczyznę będzie, w razie czego sam odpowiadał, ergo, nikt z biskupstwa nie będzie go chronił – krótko mówiąc – jak mu się noga powinie – może liczyć tylko na siebie. Byłam wtedy studentką, a więc młodą, niedoświadczoną życiowo ignorantką, do tego kiepsko znałam historię kościoła, więc informacja ta wstrząsnęła mną do głębi.

Mniej więcej w tym samym czasie przeczytałam wiersz Anki Kowalskiej pt. Zdrada, który autorka napisała pod wpływem lektury Tez Prymasowskiej Rady Społecznej w sprawie ugody społecznej. Dokument ten był publikowany i komentowany, w swoim czasie w prasie zachodniej. Dziś trudno do niego dotrzeć, ale trafiłam na rękopis prymasa Glempa, stanowiący coś w rodzaju osnowy przyszłego dokumentu, jaki stworzyła Rada Prymasowska. Nie mogę opublikować tego dokumentu bo jest obwarowany jak twierdza tu:  Biblioteka Cyfrowa Ośrodka KARTA – Notatka zawierająca tezy pryma… http://www.dlibra.karta.org.pl/dlibra/doccontent?id=41792

Anka Kowalska

Zdrada

To nie Ty
Panie
wzywasz ich ustami
abyśmy dusze oddali na przemiał

nie Ty kładziesz swój podpis
pod cyrograf z diabłem
nie Ty ściskasz mu pazur
nie Ty głaszczesz ogon

Nie Ty okadzasz zbrodnie
nie Ty chcesz ofiary
z jedynego co mamy wobec luf:
sumienia

nie Ty chcesz nas uwalniać za cenę niewoli
święcąc wodą święconą pętlę dla głów naszych

Więc módl się dzisiaj Panie za Twych infułatów
bo nie wiedzą co czynią
nie słyszą co mówią

Bo chyba przecież nie wiedzą co czynią
bo chyba przecież nie słyszą co mówią
gdy w karmazynach fioletach łańcuchach
płoszą ślad Twego szeptu
uwięzły pod żebrem

gdy palec ostrzegawczy podnoszą przed dziećmi
bruk rwącymi w bezsilnej obronie przed życiem
w którym już ani szept Twojej –

tylko krzyk zdradzonych

maj 1982

z tomu „Racja stanu. Wiersze z lat 1974-1984” (II obieg wydawniczy; Przedświt Warszawska Niezależna Oficyna Poetów i Malarzy 1985)

 

Komuś, kto nie żył jeszcze w tamtych czasach, może wydawać się dziwne, że część solidarności podziemnej tak źle odebrała intencje kleru. Reagowali tak ci, którzy, nie skażeni jeszcze politycznym cynizmem, doznali dysonansu poznawczego – spodziewali się bowiem po władzach kościelnych postawy a’la Jerzy Popiełuszko – bliskiej ludziom pracy i bojownikom o wolność i prawa człowieka – a zobaczyli prawdziwe oblicze i oportunizm kościoła. Ostatecznie obie strony – rządowa i społeczna – musiały zaakceptować obecność kościoła podczas wszystkich etapów negocjacji, w charakterze obserwatora, który nie stoi po żadnej stronie, nie bierze za nic odpowiedzialności oraz za nikogo nie ręczy.

Natomiast z dzisiejszej perspektywy, gdy popatrzymy na Polskę przez pryzmat skutków obecności kleru przy okrągłym stole, widzimy że tamto zdziwienie i rozczarowanie, choć miało swoje źródło w młodzieńczej naiwności, było też prawidłową intuicją, jakiej wciąż brakuje podrasowanym, cynicznym politykom władz kolejnych kadencji. Wolą oni chadzać pod rękę z biskupami i handlować z nimi naszym życiem, niż wziąć odpowiedzialność za rozwój tego społeczeństwa.

Powiedzmy sobie wprost – KRK zawsze stoi po swojej własnej stronie i dba o swoje i tylko swoje interesy. Jego polityka zasadniczo się nie zmienia. Zmieniają się tylko okoliczności geopolityczne i nazwy partnerów jakich używają dla osiągania swoich celów.

Po transformacji – czas na zły dotyk.

I, jak wtedy władze PRL-u, tak i wszystkie one po 1989 roku, dają się wodzić za nos kościołowi katolickiemu. Moim  zdaniem mylą się i robią wielki błąd, lekce sobie ważąc edukację społeczną obywateli do demokracji bezpośredniej. To nie kler powinien być partnerem w prowadzeniu polityki wewnętrznej, ale wyłącznie obywatele, zachęcani w samorządach do ogarniania wszystkich obszarów aktywności społecznej. Tymczasem wszędzie tam, gdzie powinni być społecznie zaangażowani obywatele, tkwią, czasem doskonale zamaskowani, akolici kościoła katolickiego, którzy mają gdzieś interes społeczny – dla nich ważny jest tylko interes kościoła i ich własny przy okazji. Służalczość i oportunizm zwykle tworzą nierozerwalną parę.

Układ sił jaki mamy w Polsce po transformacji, jest dalszym ciągiem okrągłego stołu i polega z grubsza na wzajemnym szantażu między uczestnikami gry politycznej. Prymitywne i patologiczne przekonania jakie materializują się w praktyce politycznej jako: władza dla władzy, kolesiostwo, nepotyzm i kruk krukowi oka nie wykole – paraliżują postęp i sprawiają, że zamiast likwidować problemy, tworzy się ich coraz więcej i więcej. Społeczeństwo jest w tej rozgrywce pionkiem, przedmiotem, stadem – sheeple, które rozbiegło się po halach i dopóki ma zieloną trawkę do żucia, to o nic się nie martwi.

Przyzwolenie na klerykalizację, czyli oswajanie ofiary.

Z początku, dość łatwo mogłam przewidzieć skutki powieszenia symbolu wiary katolickiej w sejmie, ale to czego się nie spodziewałam to brak reakcji obywateli na ten fakt. Mówiłam wtedy, że to bardzo niedobry krok i, że zapłacimy za to wysoką cenę. Z dzisiejszej perspektywy może się wydawać to nieprawdopodobne, ale uwierzcie – reakcje na moje, tak wyrażone przepowiednie, były za każdym razem takie same i brzmiały – cytuję –

                    A co ci przeszkadzają krzyże!

I nie mówili tak katolicy, o nie! Tak w obronie krzyża stawali ludzie niepraktykujący, niewierzący, racjonaliści i inteligencja akademicka. Do pewnego momentu wszystkie zdarzenia mieściły się w mojej wyobraźni i widziałam ich logiczny związek przyczynowo-skutkowy, co przypominało katastrofę, wyczarowaną z kostek domino w holu jednej z nowojorskich galerii handlowych w latach osiemdziesiątych.

Ale potem, a dokładnie od czasu pojawienia się wypowiedzi Wandy Półtawskiej na temat roli kobiety we współczesnym świecie oraz inicjatywy znanej pod nazwą Deklaracja Wiary Lekarzy Katolickich, autorstwa tej samej pani, poczułam, że logika już nie wystarczy by przewidywać ciąg dalszy zmian w Polsce oraz, że życie społeczne przesycone jest wszechobecnym absurdem.

Byliśmy świadkami narastającego podskórnie terroru religijnego, który przejawiał się z początku jedynie w nietolerancji światopoglądowej typu soft. Ktoś niewierzący wylatywał z etatu na uczelni, by zastąpił go ktoś o odpowiedniejszych korzeniach. Jakiś spektakl teatralny wylatywał z programu festiwalu, bo podobno wierzący, którzy go nie widzieli, poczuli się obrażeni. W konstytucji ożywa ochrona uczuć religijnych. Ale jeszcze nikt nikogo za ateizm nie pali na stosie.

Ciągłe przesuwanie granicy między tym co jesteśmy jeszcze w stanie tolerować, a tym co uznajemy za niedopuszczalne, to był kolejny etap oswajania nas z wypasionymi ambicjami KRK, ergo, to co jeszcze wczoraj wydawało się niemożliwe – dziś okazywało się jak najbardziej naturalne.

Cokolwiek byśmy nie myśleli, jakiekolwiek byśmy nie mieli przekonania i cokolwiek byśmy nie twierdzili – wczoraj – następnego dnia życie weryfikowało to, jako naiwne bajki z mchu i paproci. Po aferze Chazana, Naczelna Izba Lekarska zaatakowała temat klauzuli sumienia, które to sumienie obowiązuje wyłącznie w wydaniu katolickim. Zapragnęli pracować pod jej dyktando także farmaceuci, rzeźnicy, strażacy, stolarze, recydywiści i zapewne cykliści także. Przynajmniej niektórzy z nas zaczęli orientować się, że społeczeństwo zostało poddane procesowi gotowania żywej żaby… Znacie tą paralelę, nie będę jej tłumaczyć.

Kiedy czwarta władza się sprzedaje.

Zakrojony na wielką skalę eksperyment społeczny – zmiana ustroju państwa z świeckiego w konfesyjny – nie byłby możliwy bez udziału mediów, zarówno tych publicznych, jak i prywatnych. Pierwszy krok w złą stronę polegał na przyjęciu ideologii neoliberalnej w finansowaniu kultury z jego naczelną zasadą, że każdy podmiot musi się sam wyżywić. Stacje prywatne zdziadziały, podsuwając badziewną rozrywkę, mało wymagającemu, za to masowemu widzowi; publiczne – karmiąc odbiorców polityczną propagandą, która groteskowo udawała debatę społeczną.

Z mediów publicznych zniknęła po cichu misja społeczno-edukacyjna, a zastąpiła ją agenda kościoła katolickiego. Rozpoczęto dewastację efektów pracy poprzedniej ekipy obsługującej państwowe media – innych wtedy nie było . Nowi dyrektorzy programów jedynki i dwójki bez większych oporów dopuścili do wytępienia wyrobionego widza i odbiorcy kultury masowej na dobrym poziomie, oraz kultury wysokiej, wymagającej wiedzy. Zastąpił ich, produkowany masowo wtórny analfabeta , wyhodowany na prostych i prostackich programach rozrywkowych, publicystycznych i pseudoedukacyjnych, na niskobudżetowych produkcjach filmowych, serialach typu „Plebania” czy „M jak miłość” i generalnie na ofercie nie wymagającej niczego, nawet zbytniej uwagi widza.

Ponieważ praca w mediach jest w Polsce już od wielu lat ściśle związana z władzą polityczną, Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji bez przeszkód mogła wpływać na obniżenie poziomu merytorycznego nowych produkcji, prezentowanych w stacjach publicznych, co sprowadzało się do maksymalnego uproszczenia przekazu. Na efekty nie czekaliśmy długo. Odbiorca odcięty od dobrych źródeł, powoli lecz nieubłaganie stawał się biernym zjadaczem papki propagandowej. Z rozumnego i krytycznego, stał się apatyczny i emocjonalny – nie wie, nie rozumie, ale za to czuje, że wie i rozumie.

Na Uniwersytecie Otwartym UW, w ramach cyklicznych debat, w marcu 2010 roku, dyrektor Katarzyna Lubryczyńska zaprosiła przedstawicieli różnych środowisk opiniotwórczych i kształtujących poziom dialogu oraz jakość relacji społecznych, by zadać im pytanie na temat głupienia społeczeństwa – interesowały ją przyczyny i kwestie odpowiedzialności za taki stan rzeczy.

Dyrektor Uniwersytetu Otwartego Uniwersytetu Warszawskiego

Katarzyna Lubryczyńska 

Nad debatą cały czas wisiało pytanie – kto odpowiada za to, że przestano dbać o rozwój widza, o jego przygotowanie do odbioru kultury wysokiej, że pozwolono by się zdegradował i ostatecznie stał wtórnym analfabetą. Dziennikarz, popularny i ceniony w niektórych kręgach, za niski poziom oferty w TV usiłował zwalić winę na samych widzów, twierdząc, że oferta jest robiona pod ich  potrzeby. Pewnie nigdy nie słyszał o tym, że potrzeby należy kształtować,  podsuwając bardziej wymagającą ofertę. Edukacja społeczna wymaga odpowiedzialnych działań – także tych podejmowanych przez media. Dysponując szerokimi możliwościami, media powinny kształtować dobry gust, zdrowy styl życia, i rozbudzać wyższe potrzeby właśnie. I wydawać by się mogło, że to właśnie robią – tylko, że jakoś bardzo na opak i wyłącznie na potrzeby tzw. rynku zbytu. 

Ów dziennikarz pominął, że obecny widz, to produkt, bardzo złej oferty TV,  przez ostatnie dwie dekady.  I to nie odbiorcy wymyślili, że słupki oglądalności będą decydowały o tym, co znajdzie się w tzw. ramówce. Słupki oglądalności to patent neoliberalnego sposobu myślenia o kulturze i edukacji. Dodajmy, że patent ten ledwo działa w krajach bogatych w tradycje demokratyczne, gdzie ważnym elementem, gwarantującym  sens istnienia tego systemu, jest świadomie edukowane społeczeństwo obywatelskie. 

Z ramówki obydwu kanałów TV publicznej zniknęły wszystkie ulubione programy dla wyrobionego intelektualnie i wymagającego widza, a w to miejsce zaczęto emitować womit serialowy i gadające głowy propagandy rządowej wszystkich opcji, które rządziły po transformacji. Media z czwartej władzy stały się tubą kościoła katolickiego i rządową szczujnią propagandową.

Przy czym nigdy nie dowiemy się kto, i czy w ogóle ktoś, z zarządu RiTV próbował bronić praw obywateli do rzetelnej informacji w mediach, które sami utrzymujemy z podatków. Wiadomo tylko, że instytucja ta ma w statut wpisaną misję ochrony wartości chrześcijańskich – pojęcie o płynnym znaczeniu, nadinterpretowane i wykorzystywane, by pokryć braki w zakresie kompetencji. 

Skończyły się publiczne debaty, komentarze specjalistów od polityki, kultury czy gospodarki. Skończyły się programy edukacyjne, filmy popularnonaukowe, dobre kino i teatr telewizji. Reportaże i wiadomości pełne faktów. Rozrywka sprowadza się do gier losowych, kucharzenia, podglądania zamkniętych w jednym domu ludzi, albo szukania żony dla rolnika.

W serialach emitowanych codziennie, amatorzy klepią teksty napisane na kolanie poprzedniego wieczoru, na zakrapianej imprezie, przez sfrustrowanego reżysera. W antraktach tłumaczą, najwyraźniej całkiem już zidiociałym widzom, jak powinni rozumieć to, co właśnie zostało powiedziane. To gorsze jest od śmieszków w tle emisji, w amerykańskich programach rozrywkowych.

Nie zobaczymy też kabareciku Olgi Lipińskiej, Kabaretu Starszych Panów ani teleturnieju Wielkiej Gry. Nikt nie opowie nam o trudnej w odbiorze sztuce współczesnej i nie pokaże nam czym się różni dobra architektura od stawianych wszędzie Gargameli. Zaorano tym samym media, a zrobili to politycy, którzy nie szanują obywateli, nie dbają o nich i jedynie pragną się nimi posłużyć.

Młodzi uciekli do sieci, a w ślad za nimi powędrowali tam specjaliści od propagandy i dezinformacji. Coraz większy krąg moich znajomych w ogóle nie ogląda TV, nawet nie posiada już odbiornika. Pod przymusem złego prawa musimy wszyscy płacić na utrzymanie tego giganta-producenta kłamstw oraz nadużyć formalnych i propagandowych. Dlaczego nie jest to temat prywatnych rozmów między nami, podatnikami? Nie znam odpowiedzi na to pytanie.

Nie ma się co czarować – nasze społeczeństwo nie było nigdy jeszcze edukowane społecznie i do demokracji nie miało szans dojrzeć, tym bardziej przy tak żenującym poziomie przekazu medialnego. Wieloletnie zaniedbania w tym zakresie skutkują dziś tym, że TV jest albo nieobecna w domach, albo jest źródłem frustracji i irytacji, a duża wciąż rzesza biernych odbiorców tępieje na coraz głębszych poziomach.

Wyprodukowano w ten sposób widza nowej generacji, który łyka i przyjmuje wszystko bez należytej weryfikacji. I nic dziwnego – żeby weryfikować, trzeba mieć dużo czasu i umiejętności. A tego nikt nie uczy w szkole, nie wspominając już o chronicznym braku czasu. Ludzie próbują ogarnąć swoje życie na poziomie ledwie egzystencjalnym, bo już na kulturę nie ma ani czasu, ani wystarczających środków w domowym budżecie. Tak się zamyka kwadratura koła. Jedno pchnięcie kijem w szprychy, względnie dobrze działającej instytucji i cała nadbudowa wali się z hukiem, niczym WTC.

Kwestia odpowiedzialności za słowo.

Media kłamią. Znamy to stwierdzenie i zgadzamy się z nim, ale generalnie nadal przyjmujemy do wiadomości to co się w nich pisze, mówi czy pokazuje. Działa tu prawdopodobnie, mocno zakodowane w naszej podświadomości przekonanie, że jeśli ktoś mówi do nas ze szklanego ekranu, to musi być automatycznie mądrzejszy od nas i naszego sąsiada. Podobnie działa tytuł naukowy przed nazwiskiem i choćby to był ks. prof. teologii, będziemy traktować go z należytym szacunkiem, nawet wówczas, gdy będzie mówił niewiarygodne bzdury.

Docierające do nas informacje, to zwykle mocno zniekształcone treści, w których jest minimum informacji i maksimum interpretacji i emocji.  Dla dzisiejszych  fanów Radia i TV to w zasadzie bez znaczenia, bo przyjmują bezkrytycznie  to, co styka z ich przekonaniami albo wyszło z ust ulubieńca celebryty czy innego eksperta od wszystkiego i wtedy w zasadzie też jest obojętne co plecie. Ostatecznie po tylu latach kręcenia kota za ogon, jako społeczeństwo nie mamy już krzyny zaufania nie tylko do mediów, ale i do tych co w nich monologują. Stare i niemodne już założenie, że mówcy mają głęboko uwewnętrznione poczucie  odpowiedzialności za słowo, jest z gruntu fałszywą dziś tezą. 

Cóż  robi poważny człowiek wobec tak powalającej ignorancji? Zajmuje się czymś ciekawszym, pożyteczniejszym  ogarnia swoje życie,  zajmuje sobą i ucieka jak najdalej od tego politycznego targowiska głupoty. Mamy prawo czuć się głęboko rozczarowani tym, co od lat uprawiają media, politycy, biskupi KK, oraz wszelkiej proweniencji autorytety moralne, także cała grupa mieszcząca się w pojęciu elita akademicka. Mam na myśli  manipulacje medialne, edukacyjne, kulturalne, historyczne, gdzie szerzy się ignorancja pseudonaukowa i słuszne przeświadczenie, że ciemny lud wszystko kupi.

Powyższe stwierdzenia brzmią niczym oskarżenie wszystkich obywateli, którzy mają wpływ na to, jak funkcjonują systemy w państwie, jak realizują się postanowienia konstytucji RP, jak działa prawo, jak przebiega edukacja i formowanie młodego pokolenia, do czego jest ono kształtowane i jak będziemy funkcjonować w przyszłości. Jest to też próba przypomnienia, że na elicie każdego państwa spoczywa odpowiedzialność za społeczeństwo. Zdając sobie sprawę z tego, jak to górnolotnie i nawet może patetycznie brzmi, od razu zastrzegam, że jeśli ktokolwiek czuje się dotknięty tak zarysowaną generalizacją, to radziłabym jak najprędzej się ogarnąć i zauważyć, że całe środowiska – pedagodzy, nauczyciele, prawnicy, lekarze, policjanci, żołnierze, politycy, samorządowcy i inni – żyją odklejeni od rzeczywistości, we własnej bańce, realizują własne interesy, a pojedyncze atomy z prospołeczną agendą giną, zanim ktokolwiek zdoła je usłyszeć.

Generalnie w tak zniszczonym społeczeństwie jak polskie, wszyscy zdają się zapominać, że – czy nam się to podoba czy nie – jesteśmy naczyniami połączonymi. Ergo, czy to będzie stado sheeple zbite w  gromadę, czy też baranki rozbiegną się po halach – kiedy zabraknie im zielonej trawki, staną się niebezpieczną masą krytyczną. Drugą uwagę kieruję pod adresem nas wszystkich, zwłaszcza tych, którzy mają poczucie bezradności i doskwiera im świadomość braku wpływu na przebieg wydarzeń – zatomizowane społeczeństwo nie podskoczy zbyt wysoko aparatowi przymusu – to prawda oczywista – ale też żadna siła nie zdoła nad nim zapanować, gdy dojdzie do wzmożenia nastrojów przeciwnych władzom. Tak źle i tak niedobrze.

Zamykając wreszcie temat mediów, trzeba sobie powiedzieć, że one zawsze w jakimś stopniu prostytuują się  z władzą i polityką, obecnie jednak robią to w sposób tak nachalny i prymitywny, że oczywisty nawet dla kompletnego neptyka. Paradoksalnie jednak, ewidentne kłamstwo jest mniej toksyczne i niebezpieczne,  niż półprawda, ubrana w skromną sukienkę, zapiętą pod samą szyję, na ostatni guzik. Bo trzeba być dobrze przygotowanym merytorycznie i uwrażliwionym na jej fałszywy wdzięk, by nie dać się zaciągnąć do bunkra wroga, rzucić na sofę i oddać w rozpustę romansu z władzą. Niestety problem ten dotyczy już wielu środowisk, które tradycyjnie cieszą się uznaniem, estymą i szacunkiem. I mówiąc władza, nie mam na myśli PIS-u…

W poszukiwaniu źródeł zepsucia.

Przysłowiowa już Matka Boska Częstochowska w klapie marynarki Wałęsy, oraz groteskowo wielki długopis z wizerunkiem Maryi, jakim Lech podpisał porozumienia gdańskie z władzami PRL-u, odczytywaliśmy jako prztyczek w nos, dany znienawidzonej, PZPR-owskiej władzy. Wtedy nikomu z nas, nawet mnie, nie przyszło do głowy, żeby krytykować Solidarność za takie niepoważne wygłupy.

Udział polskiego kleru  i JP2 w transformacji nie podlega kwestii – takie są fakty. Mieliśmy je cały czas przed nosem. Wszędzie, gdzie miały miejsce jakiekolwiek rozmowy, gdzie dochodziło do porozumienia, gdzie tworzono historię – biskupi byli obecni. Przy czym należy wyraźnie powiedzieć, że ta wszechobecność duchownych i pontyfikat JP2, nie przesądza o tym jakie były rzeczywiste cele polityczne władz kościelnych, oraz jak obecność duchownych katolickich w tym procesie katalizowała sam proces.

Natomiast –

zaszczepienie i powielanie w świadomości społecznej,

przekonania o wielkim wsparciu kościoła, dla ludzi pracy

w ich walce o godność i prawa człowieka,

to początek patologii w stosunkach państwo-kościół katolicki

i nazywa się kłamstwem.

To nie jest popularny pogląd, ale dużo łatwiej o jego uzasadnienie dziś niż trzydzieści lat temu. I , mówiąc nawiasem, nie brzmi tak fałszywie jak inne twierdzenie, mocno lansowane ostatnimi czasy, mianowicie, że –

Caritas to instytucja charytatywna,

która pomaga biednym ludziom.

 

 

Na pewno z dzisiejszej perspektywy, ex post, możemy wiele wnosić na temat motywacji, stojących za polityką kościoła. Mamy do dyspozycji fakty, oficjalne wypowiedzi biskupów KEP, oraz protokoły Konferencji Wspólnej Rządu i Episkopatu. Wiele prawdy  kryje się w zakamarkach wszystkich obszarów życia publicznego i społecznego, dokładnie spenetrowanych i pod kontrolą kleru.

Zatem, przede wszystkim władze kościelne realizują swoją własną politykę. I, żeby było jasne – my, obywatele nie jesteśmy podmiotem jego troski. Podlegamy ciśnieniu jego narracji, manipulacji słownej, która, nota bene, przeradza się często w przemoc światopoglądową, ale jesteśmy w tych interakcjach jedynie przedmiotem obróbki.

Na masową skalę mamy z tym do czynienia, gdy słuchamy radia Maryja z rozgłośni toruńskiej, gdy podczas mszy odczytywane są listy pasterskie, dotyczące świeckich spraw publicznych, w szkole powszechnej podczas katechizacji, gdy księża katecheci straszą dzieci, barwnymi opisami cierpienia w piekle, jakie czekają ich rodziców, którzy nie chodzą do kościoła.

O takim drobiazgu, jak dyskryminacja mniejszości bezwyznaniowej, nawet nie warto wspominać. Kiedy mówi się o dialogu, to zaprasza się jedynie inne wyznania, tak jakby ateiści i agnostycy, którzy – nawiasem –  nie są mniejszością, w ogóle nie istnieli. Chodzi prawdopodobnie o to, żeby utrwalać w społeczeństwie przekonanie, że życie bez wiary – w jakiegokolwiek boga – jest niemożliwe, a jeśli nawet, to jest pozbawione sensu.

Jeśli poprzez taką narrację, kościół sprawuje kontrolę nad źródłami swojego utrzymania – taca i nawet wysoko wyceniane usługi kościelne, takie jak chrzty, śluby, komunie, pogrzeby, egzorcyzmy, uroczyste poświęcenie takiej czy innej rury kanalizacyjnej – stanowi to jedynie dodatek na waciki. Główny ciężar utrzymania kleru w Polsce spoczywa na podatnikach i to niezależnie od ich światopoglądu – co w innych okolicznościach przyrody można by tolerować, ale nie w rzeczywistości, w której biskupi jawnie piętnują ateistów i agnostyków za nie podzielanie wiary w bogów, a władze zamiast pracować dla wyborców, dbają  o dobrostan i poczucie bezpieczeństwa socjalnego władz kościelnych.

Jak władze PIS dbają o obywateli, którzy przychodzą ze swoimi palącymi problemami, mamy okazję ocenić choćby teraz, gdy trwa okupacja sejmu, przez grupę matek, opiekujących się na co dzień swoimi, niepełnosprawnymi, dorosłymi już dziećmi. W tej sprawie biskupi i posłowie mówią jednym głosem i mam nadzieję, że odpowiedzą za takie traktowanie problemów społecznych również razem przed Trybunałem Stanu. Poniżej cytata z Jacka Żalka:

Po tym, jak oni się zachowują, ci opiekunowie w Sejmie, jestem przekonany, że nie można dać im tej gotówki. Bo jeżeli jako żywe tarcze traktują swoje dzieci, to cóż dopiero…, a mogą zdarzyć się niestety zwyrodniali rodzice.Te dzieci, które czasami nie mają głosu, które są zamknięte, nie chodzą do szkoły – nie ma możliwości sprawdzenia czy te pieniądze zostały wydane na potrzeby tych dzieci, czy zostały w inny sposób wydatkowane na potrzeby opiekunów.”

Patologia władzy w tym kraju wynika z układu z kościołem katolickim. Z tego, że politycy są słabymi negocjatorami, że nie potrafią rozmawiać z kościołem z innej pozycji niż służalcza, że jak to niegdyś powiedział pewien mądry człowiek :

To, że jesteśmy w dupie, to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać.

/ Stefan Kisielewski#cytatywielkichludzi#cytaty# /

i w związku z tym nie mają czasu ani ochoty rozmawiać z obywatelami. Po co mieliby to robić? Rozwiązywanie problemów jest trudne, wymaga wiedzy i poświęcenia całej uwagi, bez gwarancji, że ktokolwiek to doceni w obecnym układzie politycznym. Kościół jest od pilnowania owieczek i zapanuje nad nastrojami w razie czego… W końcu za coś mu się płaci ten wysoki haracz.

Jeśli po tej ordynarnej i pełnej hipokryzji hucpie rządów POPIS-u, kolejny parlament nie postawi polityków przed Trybunałem Stanu, a kościoła nie zagoni z powrotem do kruchty, będzie to oznaka, że nic się nie zmienia. Będzie to sygnał dla wspólnoty europejskiej, że Polska nie ma potencjału do samostanowienia i siły, by się podnieść z najgłębszej zapaści instytucji Państwa. Jeśli kościół i politycy nie ogarną się wystarczająco szybko, pewnego ranka obudzą się z ręką w nocniku…

Ustawa antyaborcyjna – owoc niemoralnych stosunków państwo – kościół.

Zanim ujrzałam ustawę antyaborcyjną z dzisiejszej perspektywy i zanim zrozumiałam szeroki kontekst w jakim została pomieszczona, ciągle odnosiłam wrażenie, że nie tylko brakuje miejsca na taki wytwór chorej wyobraźni w XXI wieku, ale nie widziałam też absolutnie żadnych działań władz ustawodawczych, by realizować w praktyce ideę ochrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Wręcz przeciwnie. Atmosfera w Polsce zaczęła się wyraźnie psuć i odstręczać młodych od życia rodzinnego, o którym nota bene zaczęto opowiadać konserwatywne bzdury. Do tego dodajmy bezrobocie, degradację prestiżu wykształcenia wyższego, brak perspektyw na samodzielność finansową i zdolność kredytową, a zobaczymy, że polityka państwa w żadnym momencie nie miała na celu skłonić młodego pokolenia do podejmowania trudów rodzicielstwa.

Państwo, które autentycznie pragnie zachęcić młodych do rodzicielstwa, stwarza im do tego warunki. W Polsce od czasów transformacji mamy nieustający odpływ młodych, wykształconych ludzi do krajów UE, w poszukiwaniu chleba i dróg rozwoju. Ten statystyczny fakt jest obiektywną odpowiedzią na pytanie: jak władze w Polsce dbają o rozwój społeczny? Skoro wyjaśniliśmy już sobie, że rozwój społeczny nie jest ani priorytetem dla władz, ani przedmiotem sporów politycznych, zastanówmy się co w takim razie zajmuje parlamentarzystów?

I nie odkryję Ameryki jeśli stwierdzę, że władze w Polsce zajmują się wszystkim, tylko nie zarządzaniem i organizacją państwa prawa, do czego, nawiasem mówiąc, są powoływani co cztery lata, w formalnie demokratycznych wyborach. Chcę powiedzieć jedynie, że jeśli ktoś uprawia politykę dla władzy, a władzę traktuje jako środek na wyrównanie swoich deficytów życiowych,  to nie spodziewajmy się, że nagle okaże się mężem stanu. Małe, niskie motywacje nigdy nie owocują polityką prospołeczną. A jedynie takie myślenie o społeczeństwie może prowadzić do jego rozwoju.

Prawo, które polega głównie na zakazach, kształtuje zdemoralizowanych niewolników, co najwyżej. Tacy obywatele nie stworzą społeczeństwa demokratycznego. Prawo, które uznaje człowieka i jego kompetencje do odpowiedzialnego życia, jest tym czego boją się politycy reżimowi, zwolennicy zamordyzmu i przemocy systemowej. Natomiast braki w zakresie kompetencji moralnych i etycznych w polityce,  legitymizują wszystkie religie świata. A kiedy realną władzę przejmują ich pasterze, patriarchat zaciera ręce i patologie stosunków społecznych, bujnie kwitną na glebie, obficie nawożonej religią.

Z takiej właśnie relacji państwo /kościół, jaką usiłowałam nieudolnie tu opisać, urodziła się nam ustawa antyaborcyjna. Przypomnijmy – ustawa, która

nie wpłynęła na przyrost naturalny, nie ograniczyła aborcji, upokorzyła połowę społeczeństwa, odbierając kobietom prawo do podejmowania odpowiedzialnych decyzji, która nie dała gwarancji do przerwania ciąży w trzech, szczególnych przypadkach, uderzyła boleśnie w prawo kobiet do zachowania swojego zdrowia i życia, oraz w prawa pacjenta do rzetelnej informacji o stanie zdrowia. Można powiedzieć –

państwo i kościół spłodzili twór niezdolny do życia.

Amen.

Naturalne jest w tym miejscu pytanie – więc komu i do czego jest ona potrzebna? I o ile na pytanie komu znamy odpowiedź, o tyle nie zawsze jest jasne do czego… I tu pojawia się wiele spekulacji, od mizoginicznych korzeni, ukrytych pragnień biskupów by poniżyć kobiety, grzeszne burzycielki ich spokoju wewnętrznego i harmonii z bogiem, aż po równie absurdalne, sugerujące, że KRK poprzez kontrolę rozrodczości białych kobiet katolickich, marzy o hodowli białej rasy w wyścigu z – i w opozycji do – ciemnoskórych wyznawców Allacha, którzy przerażają katolików swoją wyjątkową płodnością.

Nad bardziej wyważoną odpowiedzią zastanowić się spróbuję w następnej części rozważań około aborcyjnych, na które już dziś zapraszam.

Elżbieta Kunachowicz

Kraków 06.05.2018

Gwoli przypomnienia*

Gwałt zbiorowy i pogrzeb państwa świeckiego

2015-11-25/3 komentarze/w Blogi Szkiełko /przez Kuna

Bańka katolicka i semafory znowu opuszczone…

2017-07-23/20 komentarzy/w Blogi obserwator obywatelski /przez Kuna

 

 

Blog Obserwatorium na PA

Głupienie….

Wanda Półtawska o kobietach….

Martwe sumienie, martwa ustawa…

 

 

Suweren na ulicy, wasal w parlamencie, władcy w KEP, a ja gore!

niszczarkaWasal mojego wasala nie jest moim wasalem – warto to sobie uzmysłowić, przypomnieć definicje i wyciągnąć jedyny właściwy wniosek….

 

Dobiega końca przepuszczanie Polski przez niszczarkę. Śmietnik jest pełen chaosu i po raz pierwszy chyba, nie potrafiłam w tym zalewie informacyjnym znaleźć puenty z wydarzeń ostatniej doby. Za cały komentarz musi więc wystarczyć ta znakomita grafika udostępniona z portalu SokzBuraka.pl

 

 

 

 

 

 

PACYFIKACJA SUWERENA W NAGRANIU E.WIERZBICKIEJ

 

Pod tym linkiem znajdziecie Państwo krótki film ilustrujący chyba dość dobrze, to o czym mówił niedawno w TV Karol Modzelewski o państwie policyjnym – twierdzi, i trudno odmówić mu racji, że to nie są jeszcze rządy autorytarne ani totalitaryzm, ale właśnie policyjny terroryzm polityczny.

Podcięcie trzeciej nogi trójpodziału władzy i podporządkowanie sądów niezawisłych ścisłemu nadzorowi politycznemu partii rządzącej, to końcowy akt procesu, który Prof. Ewa Łętowska trafnie nazwała cyklem technologicznym. W cyklu tym zniszczono już całkowicie wiele obszarów,  a inne częściowo, znacznie je osłabiając.

Media

Pozbawione zostały resztek niezależnie i samodzielnie myślących kadr. Można było się z wieloma osobami nie zgadzać, można było nie lubić i nie cenić wartości jakie reprezentowali, ale to normalne w różnorodnym światopoglądowo i kulturowo społeczeństwie otwartym od trzydziestu lat na Europę i świat. Kadry te wymieniono na lojalistów, wychowanków ojdyra z Torunia. Co to oznacza w praktyce, a przede wszystkim dla demokracji, nie muszę chyba nikomu tłumaczyć. Nawet gdybym była miłośniczką PIS-u, beneficjentką 500+ i przyjaciółką Zalewskiej zdania bym nie zmieniła.

 

trybunałTrybunał Konstytucyjny

Zdemolowany na samym początku, nawet jeśli jego wyroki zaskakiwały obywatela i często sprawiały wrażenie ukłonu w stronę polityków, to jednak zapadały z poszanowaniem niezależności, ergo, sędziowie mogli wydawać inne wyroki, z innymi uzasadnieniami i nic, przynajmniej formalnie nie krepowało ich ruchów. Że byli rozczarowujący- fakt, ale to inna sprawa. Po wprowadzeniu nowego trybu powoływania sędziów, ciało to stało się karykaturą demokracji, robi za listek figowy, żeby pani premier mogła bezczelnie łgać w parlamencie europejskim, że demokracji w Polsce nic nie zagraża.

 

 

 

Instytucje kultury

Mają nowych dyrektorów i prezesów, a te które jeszcze nie zostały spisowane czekają w kolejce. W tej dziedzinie nie chodzi tylko o zatrudnienie swoich znajomków… chodzi o zniszczenie prestiżu przez złe, dyletanckie zarządzanie i niegospodarność. Personalne czystki w resorcie mają spowodować wprowadzenie w krwioobieg społeczny polityki historycznej takimi działaniami jak np. wykastrowanie stałej ekspozycji w muzeum II W.Ś. w Gdańsku, z jednego elementu, by zastąpić go innym, pasującym do nowej opowieści o dziejach wspaniałego narodu polskiego i jego martyrologii … niby to film i to film, a jednak różnica ogromna. Ciekawe czy sąd który będzie rozpatrywał pozew w tej sprawie, zbada ją w oparciu o prawo, czy o pismo z ministerstwa sprawiedliwości.

Na tym przykładzie jak w soczewce widać intencje i cele czystki kadrowej – nie tylko w kulturze, oczywiście.

 

film oryginalny z wystawy zaprojektowanej jako całe spójne dzieło koncepcyjne.

 

Nagrany na komórkę, krąży już tylko w internecie. Ciekawa kompilacja rozmaitych materiałów dokumentalnych sprzed  i zza żelaznej kurtyny, przypomina czym żył blok komunistyczny, a czym, w tym samym czasie, reszta świata. Bardzo ciekawa koncepcja i element wystawy. Zastąpił go film animowany, wyprodukowany na zamówienie IPN-u. Warto obejrzeć i porównać.

List naukowców w sprawie MIIWŚ

A to film, który zastąpił wycofaną kompilację 70-letniej historii. Przygotowany przez IPN.

 

Edukacja

To samo stało się w szkolnictwie. A zaczęło się dawno temu, kiedy ministrem tego resortu był Roman Giertych za pierwszej IV RP. Kariera narodowca przestała być ponętna, ale dostarczyła ministrowi doświadczenia w radzeniu sobie z dziczą i dlatego zapewne niczego nie zauważyliśmy poza jego  oficjalnym  pajacowaniem, inicjatywami pedagogicznymi z pogranicza Antona Siemionowicza Makarenki – twórcy systemu wychowania komunistycznego. Pomysły ministra były doskonałą zasłoną dymną, za którą w tle wymieniał kadry w najważniejszych gremiach decyzyjnych. A to mających wpływ na to co się przygotowuje i jak wdraża w szkolnictwie, orzekające kto może, a kto nigdy nie będzie mógł, jak szybko i skutecznie obniżyć wymagania dla olimpijczyków różnych dyscyplin, kto będzie awansował w oświacie, a kto nie może być w ogóle nauczycielem.

Dzięki jego staraniom, w latach 2006-2007, było możliwe wdrożenie deformy Zalewskiej w roku 2017, praktycznie bez większych sprzeciwów zarówno Związku Nauczycielstwa Polskiego jak i Rodziców. Nie mówię, że nie było nikogo, kto chciałby postawić szlaban tej ustawie, ale chcieć, a być skutecznym to dwie różne sprawy. Giertych zadbał o to, by ludzie odpowiedzialnie myślący o edukacji nie mogli nic zrobić w obliczu degradacji szkolnictwa do roli szkółki niedzielnej. I tylko to w tej chwili ma znaczenie, bo dla dzieciaków, które dziś odbierają kary godną edukację, istnienie dobrych intencji w dobrych ludziach na nic się nie przyda. Mleko rozlewało się powoli od dawna – a Polak nie tylko przed szkodą głupi ale i po szkodzie.

A poniżej relacja z uroczystego rozpoczęcia roku szkolnego w filharmonii krakowskiej. Małopolska Kurator Oświaty za najbardziej stosowne uznała spotkać się z katechetami i Bp. Markiem Jędraszewskim … Nie z młodzieżą uczącą się, nie z nauczycielami…

Jeśli zamierzacie obejrzeć i wysłuchać ten materiał w porze rannej – możecie całkiem spokojnie odmówić  sobie kawy …

Przed chwilą dostałam wiadomość na FB. Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w zdjęcie nie rozumiejąc gdzie jest właściwe przesłanie. W końcu zobaczyłam, ręce mi opadły i zaczynam dostrzegać, że gładkie przejście z edukacji do szkółki niedzielnej było możliwe nie tylko dzięki wysiłkom Romana Giertycha i Minister Zalewskiej…

rodzice1

 

Opieka zdrowotna

To  dla mnie bardzo osobista sprawa. Jestem pacjentką i jestem też medykiem. I może kogoś zdziwi to co teraz powiem, ale piskom zawdzięczam jedną chwilę satysfakcji. Nie przepadam za swoim środowiskiem zawodowym, ale szanuję jego profesjonalizm. Młodzi rezydenci  parę miesięcy temu, nieskutecznie poskarżyli się ojdyrowi w redakcji radia z ryjem na swój ciężki los. Niedawno zdesperowani podjęli głodówkę, która stała się bezpośrednim impulsem dla wieluset ich kolegów, by wreszcie podjąć naprawdę skuteczny strajk włoski. Polega on na wypowiedzeniu klauzuli out opt, która to klauzula zwalnia pracodawcę z płacenia nadgodzin.

I tym sposobem nie tracąc czasu i własnego zdrowia, uświadomili Księciuniu Radziwiłłowi, że szpitalnictwo i opieka ambulatoryjna stoi na rezydentach i lekarzach na dorobku, bez których państwo nie będzie w stanie wywiązać się z konstytucyjnego obowiązku wobec obywateli. A moja satysfakcja pochodzi stąd, że nie wierzyłam już w siłę solidarności lekarzy, w sprawie wykraczającej poza kwestie finansowe, czyli własny interes i koniec nosa. Dożyłam chwili, gdy lekarze stanęli w obronie pacjentów i ich praw.

Dzięki takiej ich postawie, w Polsce zaczęto wreszcie głośno mówić o skandalicznie niskim finansowaniu opieki zdrowotnej i o patologiach jakie taka sytuacja generuje, a także jak fakt marnego wynagradzania, najbardziej zaharowanych lekarzy, wpływa nie tylko na średnią przeżywalność lekarzy i lekarzy rezydentów, ale i na poziom obsługi pacjentów. Liczby są powalające – średnio od 250 -300 godzin miesięcznie, bez doświadczonego lekarza pod telefonem i z uszkodzonym od miesięcy aparatem EKG.  Wierzcie mi- nie chcecie, żeby leczył Was lekarz po dwóch dyżurach z rzędu, z kredytem bankowym do spłacenia i z permanentnym poczuciem winy,  że nie widzi swojego dziecka jak rośnie i się rozwija…

A tak o zdrowiu mówi nowy premier ( nie mogłam się powstrzymać )

 

 

 

Minister środowiska

Jan Szyszko. Chociaż jego CV jest typowe jak na profesora akademickiego – jego działalność jako polityka dyskredytuje wszystkie jego naukowe tytuły. Najbardziej kosztowne dla środowiska oraz  budżetu są jego następujące pomysły:

 

  • zezwolenie na budowę   obwodnicy augustowskiej  przez bezcenną przyrodniczo Dolinę Rospudy w wariancie bardziej szkodliwym dla środowiska naturalnego
  • ustawa lex Szyszko – uchwalona nocą w sali kolumnowej w grudniu 2016 roku zubożyła nas o 3 mln drzew rosnących na terenie prywatnym – w skrajnie kuriozalny sposób była realizowana tak jak w Warszawie na skwerze Stanisława JankowskiegoSkwer_Stanisława_Jankowskiego_Agatona_w_Warszawie_2017
  • wprowadzenie masowej wycinki z użyciem ciężkiego sprzętu w Puszczy Białowieskiej . W lipcu 2017 Komisja Europejska wystąpiła przeciwko Polsce do Trybunału Sprawiedliwości UE wskazując, że prowadzona wycinka drzew stanowi poważne zagrożenie integralności obszaru Natura 2000,  nie jest zgodna z celami ochrony Puszczy Białowieskiej i przekraczała środki, jakich można używać do zapewnienia zrównoważonego użytkowania lasu ( za Viki)
  • zaproponowanie  zmian, które w szczególnych wypadkach, pozwalają na odstąpienie od ochrony gatunków i siedlisk w ramach unijnej sieci natura 2000 –

Ale czego można się spodziewać po ministrze środowiska który jest czynnym myśliwym…

 

 

Jak widać nawet z grubsza omówione tematy wskazują, że mamy do czynienia z polityką opartą na prymitywnym populizmie, skrojonym dla bezmyślnego elektoratu z rozbudzonymi pretensjami, antagonizmami, pogardą dla wiedzy i profesjonalizmu oraz zwróconą przeciwko wszystkim pozostałym, zależnie od sytuacji rozmaicie etykietowanym – lewactwo, wykształciuchy, libertyni, masoneria, żydostwo, mordy zaplute itp…

O ile mogę zrozumieć motywacje PIS-u – obsesje i psychopatie – o tyle nie widzę celów. Bo jedyne jakie widać wyraźnie, bo konsekwentnie realizowane, to zniszczenie, rozkład więzi społecznych, klerykalizacja i podporządkowanie feudalne. Takie cele realizują frustraci, ludzie ogarnięci kompleksami, ośmieszeni, wielekroć poniżeni, niezdolni do żadnej refleksji ani tym bardziej do budowania wizji na przyszłość, bo ich myśli krążą wyłącznie wokół zemsty.

I nagle dość, ogarnia mnie głębokie zniechęcenie do podejmowania w dalszym ciągu tego tematu. Jest jeszcze tak wiele obszarów w których dzieło zniszczenia trwa w najlepsze, ale omawianie tego przestało mieć dla mnie sens. Mam wielką ochotę rozejrzeć się dookoła siebie i choć przez dzień lub dwa zawiesić oko na czymś pięknym, dobrym, ciepłym albo chociaż trochę sensownym. I jakie to szczęście, że widząc swoimi oczami nie doznaję permanentnie depresji… A Wy? Jak sobie radzicie z rzeczywistością?

 

 

śmiech9

 

 

 

 

Medycyna alternatywna i inne chiromancje dla opornych na wiedzę.

med alter1Medycyna alternatywna, z całym jej arsenałem niewiedzy i potęgą niewiedzy jej klientów, robi wielką karierę na całym świecie, a najlepiej przyjmuje się na glebie pozbawionej dobrej edukacji systemowej, w krajach średnio rozwiniętych, z dużymi różnicami ekonomicznymi w obrębie społeczności. W Polsce stanowi ukoronowanie wszystkich niemal działań państwa na polu systemowego ogłupiania społeczeństwa. Mimo, że państwo w tego typu prywatnych  inicjatywach nie macza już rączek,  jest odpowiedzialne za stworzenie ogromnej masy klientów, za popyt na usługi oszustów, gdy nie ma możliwości dostać się do specjalisty, bo jest ich coraz mniej i kolejki coraz dłuższe, bo źle zarabiają, za dużo pracują, nawet schodzą z tego świata po trzech, czterech dyżurach, bez przerwy na wypoczynek…. Odmładzanie społeczeństwa, skracanie żywota emerytów i rencistów to przecież normalna konsekwencja myślenia neoliberalnego, czyż nie?

A jak biedni stają się jeszcze biedniejsi i całą tę ludzką masę zaczynają gnębić choróbska, to kościół ma moc sprawczą, oferuje produkt ekstra i super – życie wieczne w blasku samego boga ojca, a docześnie modlitwę zamiast medykamentów. I w ten oto sposób staje się naturalnym partnerem beneficjentów i wyznawców wolnego rynku i świętego prawa własności.

 

Nauka w opałach czy w oparach?

Na portalu PolskiAteista, od samego początku jego powstania, często pochylamy się z autentyczną troską nad światem nauki. W innym czasie, w zupełnie innych okolicznościach przyrody, zapewne czerpaliśmy tylko przyjemność z tego co ten fascynujący świat oferuje. Obecnie nie ma najlepszej pogody dla myślenia, twórczej refleksji, co skutkuje zastojem rozwoju społecznego. Tym bardziej więc, z obawą o przyszłość, obserwujemy i informujemy Was o nadużyciach wobec odbiorców szerokiej oferty niby-edukacyjnej. W istocie bowiem, mamy do czynienia z hochsztaplerską propozycją do łyknięcia przez każdego, kto nie jest wystarczająco czujny, albo odpowiednio wyedukowany, czyli de facto anons ten dotyczy  większości z nas, zwykłych śmiertelników.

A zaczęło się dawno temu, po cichu, bez fajerwerków i dużego budżetu marketingowego. Środowiska inteligencji katolickiej wespół z częścią duchowieństwa poczuli wspólną wenę i stworzyli niebezpieczny precedens polegający na wpuszczeniu w obszar nauki tego co nauką nigdy nie będzie tj. teologię i pochodne dziedziny. Na niektórych uniwersytetach powstały jak grzyby po deszczu katedry teologii, pod rozmaitymi zresztą nazwami. Dotychczas rzetelni naukowcy, pod wpływem narastającej klerykalizacji, na koniec rosnącej hegemonii KRK w Polsce, coraz chętniej i śmielej podejmują tematy, nie koniecznie podlegające badaniu metodą naukową.

Przypomina mi to czasy jak raz PRL-owskie, kiedy to również pewna część elity akademickiej, ta bardziej elastyczna,  podejmowała tematy miłe władzy. Zatem nie dziwi nic, jedynie przypomina, że każdy reżym zagarnia wszystko, także sferę Nauki. Wydaje się jednak, że czarny, jest dla niej jeszcze bardziej niebezpieczny. O ile bowiem w PRL-u władze partyjne nie rozpieszczały świata nauki, to jednak nie ingerowały w samą naukę i nic przeciwko niej, jako takiej, nie miały.

Państwo Wyznaniowe w Świecie Nauki

Osmoza teologii do nauki, tak dziedzin humanistycznych jak i ścisłych, musi budzić niepokój i zgrozę. Te dwa obszary są z zasady osobne i zajmując inne półki w tej samej bibliotece mają się najlepiej. Przenikanie nauki do teologii jest efektowne ale nie efektywne i chyba nigdy nikt tego nie próbował. No chyba, że Czterech Jeźdźców Apokalipsy Ateistycznej uznamy za tego rodzaju, wielce udaną,  próbę. I trzeba przyznać, cel był dokładnie taki sam – zniszczyć kolosa. Ale już intencja i sposób działania odmienny.  Jak pamiętamy, były to odważnie i publicznie podejmowane debaty, a nie mimetyzacja i fraternizacja w celu osłabienia przeciwnika i zatarcia znaczących różnic.

Mroczne czasy mogą trwać bardzo długo, dłużej niż pokolenie, ale kulturę można przekazać wieloma innymi drogami, niż tą oficjalną i dozwoloną przez władzę. Już wiele razy musieliśmy to robić i robiliśmy z powodzeniem. Zatem słuchajcie sygnalistów i przechowajcie w swoich bibliotekach, kufrach, szafach i zasobach cyfrowych wszystko co wydaje się wam cenne i warte zachowania dla tych co po nas…

Dzisiaj jednak nie o tym chciałam…

Lubię od czasu do czasu uporządkować swoje obserwacje. Niniejszy tekst jest jedną z wielu tego typu prób, choć mogę się założyć, że znowu niezbyt udaną…

Nauka czekoladopodobna

A zatem, po cichym romansie elity akademickiej z duchowieństwem przyszedł czas na prezentację efektów, nic   nie podejrzewającej, publiczności. Najlepszą do tego okazją są masowe wydarzenia takie jak kongresy, konferencje, sympozja. Oczywiście, by nadać im odpowiednią rangę muszą odbywać się na terenie akademickiego dominium, czyli najlepiej w aulach uniwersyteckich, pełnych studentów. Muszą także skutecznie dezinformować, na plakatach i w mediach cyfrowych, że impreza jest Naukowa, jakże by inaczej!

I, żeby tę naukowość jakoś potwierdzić, wykłady, prelekcje i dyskusje prowadzone są przez gęsto utytułowane persony. Doktorzy i profesorowie są autentyczni, tyle tylko, że zwykle w innych dziedzinach niż ta, którą właśnie usiłują legitymizować swoimi poważnymi tytułami. Efekt jest żenujący. Pamiętam, że parę lat temu któraś z macierzystych uczelni zachodnich wystosowała specjalną notę, w której wyraźnie podkreślono, że kreacjonizm jest uboczną pasją ich profesora, specjalisty od wytrzymałości materiałów budowlanych i nie biorą odpowiedzialności za to co ten profesor wygaduje na innej uczelni na tematy paranaukowe lub wręcz pseudonaukowe.

Konferencja naukowa?

 

Wspólną cechą takich imprez jest na ogół brak dyskursu czy debaty na określony w tytule temat. Nie uczestniczą w nich adwersarze mający inny pogląd lub wiedzę. Zarówno na widowni jak i na scenie uczestnicy czynni i bierni to zwolennicy jakiejś teorii spiskowej- prelegenci opowiadają bajki z mchu i paproci, a słuchacze chłoną, robią notatki i wychodzą absolutnie usatysfakcjonowani, jeszcze mocniej utwierdzeni w przekonaniu oraz z poczuciem wyższości nad tymi, którzy nie są wtajemniczeni.

Neoliberalny konik na biegunach

Cóż, takie czasy nastały, że począwszy od zabójczych dla rozwoju społecznego, pomysłów Jeffreya Sachsa, a skończywszy na powszechnym poszukiwaniu duchowości w każdym, nawet niechętnym umyśle człowieka , doszliśmy do ściany, gdzie każdy może każdego robić w konia,  zapędzać w ślepą uliczkę bezkarnie, bezkrytycznie i z poczuciem misji. Dorobiliśmy się całej rzeszy ignorantów, w każdym wieku i obu płci, ergo, doskonałej publiczności, by odbierać z wypiekami na twarzy treści,  serwowane im ochoczo przez wyżej wspomnianych hobbystów.

Neoliberalnemu porządkowi sprzyjają przede wszystkim politycy, kościół katolicki, oraz marnej proweniencji elita intelektualna. Skala zgłupienia zaczyna się już dramatycznie kończyć. Po drodze minister sprawiedliwości, nijaki Gowin z Krakowa, zdążył w swojej skróconej kadencji, a konkretnie  w latach 2011 – 2013 wymyślić i zrealizować tzw. deregulację niektórych profesji, a przy tej okazji wprowadzić na listę zawodów takie cacuszka jak : wróżbiarstwo, numerologię, bioenergoterapię, różdżkarstwo, chiromancję, astrologię itp. pasje gawiedzi. A w 2015 roku Ewa Kopacz bez szemrania zrobiła jak niżej:

holda_milosz_ksKs. dr Miłosz Hołda Laureatem nagrody Prezesa Rady Ministrów za wyróżniającą się rozprawę doktorską

 

 

Ksiądz Hołda w swojej rozprawie doktorskiej udowadnia, albo raczej spekuluje na temat ducha świętego, co to ma wg. niego być nieodzownym czynnikiem i siłą sprawczą, że w ogóle nauka się rozwija, że naukowcy cokolwiek odkrywają. Ciśnie się na usta – autor! autor! autor!

Pozytywne aspekty braków

Dziś, kiedy pediatria ma przestać istnieć jako specjalizacja medyczna, wchodzi w życie kolejna deforma – tym razem opieki zdrowotnej – i kiedy kobietom grozi za chwilę, że nie będą mogły w żadnym przypadku uciec się do przerwania ciąży, by np. ujść z życiem w razie choroby, ta nowa grupa specjalistów od ogłupiania będzie jak znalazł! Dobry minister, zadbał. I jest to przykładny syn kościoła katolickiego, co przypominam, bo te puzzle  dobrze się łączą. Dlaczego? To proste!

Polska to kraj europejski promieniujący kulturą chrześcijańską, a skoro w leczeniu wszystkich chorób, w tym  także w zwalczaniu chronicznej bezpłodności, stosuje się kameralne i zbiorowe modły o uzdrowienie do samego boga jedynego w trójcy świętej, to przecież nie można ograniczać innych czarodziei. Szczycimy się w całej Europie, że mamy pluralizm, wolność słowa i wyznania, a co najważniejsze wolny rynek, także w sferze usług, wychodzących na przeciw życzeniom wszelkim, nie tylko pobożnym.

tłu

I nikt nie zarzuci polskiemu rządowi, że zrobił Polskę klerykalną potęgą europy przez likwidację konkurencji – co to to nie mili państwo – u nas jest niczym nie zagrożona demokracja, tolerancja, wolność niektórych od prawa stanowionego i równość wszystkich wobec praw boskich. Amen. A jak się to komuś nie podoba tym gorzej dla niego i trzech pokoleń po nim. Się nie podoba ateisto – tam są drzwi!!!. W końcu to nie jakaś pierwsza lepsza Bruksela tylko Mocarstwo Jaśnie Panującej Rzeczypospolitej Katolickiej.

sejm modli się

I żeby oddać sprawiedliwość –  nie jest tak, że potężny KRK robi co mu się żywnie podoba. Bez polityków wszystkich rządzących opcji po 89 roku, bez konkordatu i dwóch kryzysów – zaufania do instytucji państwa oraz neoliberalnego fiaska usług publicznych – ten sam kościół pozostałby na swoim miejscu a faszyzm nie urodziłby się w główkach niedopieszczonych i  niedożywionych chopoków z prowincji.

narodowcy1

W kwestii ogłupiania obywateli

Proces ogłupiania społeczeństwa trwa nieprzerwanie od 30 lat i odbywa się na różnych poziomach i prawdopodobnie od zawsze ma charakter systemowy. Jednocześnie niemal każdy ziomal powtarza jak mantrę : głupim społeczeństwem łatwiej rządzić, co nie przeszkadza, że chętnie w tym procesie bierze udział. Geniusz, który to kiedyś dawno temu przemyślał, zdystansował o kilka długości cwaniaczków z PRL-u, którzy wiedzieli od carów rosyjskich, że dobrze się rządzi ludem pijanym od świtu do nocy. Głupim społeczeństwem rządzi się znacznie bezpieczniej! Pijani czasem trzeźwieją i robią się agresywni, albo robią rewolucje. Piją w dużej części ludzie z depresją, a jak wiadomo tacy widzą wyraźniej rzeczywistość… Co by nie powiedzieć lepiej pogania się głupka niż pijanicę, poza tym głupek może być użyteczny, pijanica nigdy użytecznym nie będzie.

I już kończąc, moje kolejne trąbienie na alarm, opowiem o jeszcze jednym wielkim graczu na polu głupoty. Tym razem będą to usługi medyczne, czy jak wolę – paramedyczne, szkodliwe, dezinformujące, skandaliczne…

No i mam pewien dylemat w tym miejscu. Otóż wczoraj kiedy przeglądałam pocztę i już miałam jednym kliknięciem pozbyć się spamu, omsknął mi się paluszek i otworzyłam zaproszenie na konferencję,  organizowaną i sponsorowaną przez cwaniaków, speców od oszustwa zbiorowego, z udziałem kilku osób, które posiadają nadal prawo wykonywania zawodu lekarza medycyny. Nie szkodzi, że od dłuższego już czasu ich praca polega m. in. na zaprzeczaniu wszystkiemu czego się na studiach medycznych nauczyli i co przez czas jakiś praktykowali. Lekarz medycyny – brzmi poważnie i kojarzy się nadal z nadprzyrodzonymi możliwościami, więc po co z tego rezygnować, można sobie nadal przydawać blasku i szkodzić chorym ile wlezie.

konferencja1

Mogłabym w tym miejscu wkleić zrzut z ekranu tego zaproszenia i sami moglibyście sprawdzić z kim mamy w tym przypadku do czynienia. Nie zrobię tego jednak, ponieważ takich towarzystw, takich konferencji jest całe mnóstwo i nie tylko w Polsce, ale na niemal całym świecie. Nie byłoby w porządku stawiać pod pręgierzem krytyki akurat tych pięcioro ludzi płci obojga, a poza tym  darmowej reklamy nie zrobię, bo nie wątpię, że i wśród ateistów znaleźć można wielu zwolenników pana Zięby, który jest oczywiście gwiazdą tej konferencji.

med alter3

To na co warto, myślę, zwracać uwagę gdy mamy z czymś takim do czynienia, to język opisu, to treść życiorysów tych różnych guru, zwykle ze sporymi lukami,  to łapanie klienta – bo to już nie jest otwarta, tylko bardzo kosztowna impreza – na tani lep, ocieplającego wizerunek dzieciaczka, albo współczucia w cierpieniu, bo prelegent niepełnosprawny ruchowo, itd. Dużo można wnosić na temat tego czy innego schowmana na podstawie opinii pacjentów w sieci – ich ilości, a przede wszystkim treści opinii negatywnych – to uderzające, że pozytywne są niemerytoryczne i strasznie naiwne, a negatywne właśnie merytoryczne i bogate w doświadczenie życiowe. To wiele mówi o społecznej kondycji, bo na 78 opinii, tylko 7 jest negatywnych… smutne to.

med alt2

Mnie osobiście oburza ubieranie guseł w szatki medycyny. Ludzie się na taki prosty zabieg wizerunkowy łatwo nabierają. Wygórowane ceny usług, to znany sposób na podbicie bębenka i onieśmielenie klienta – skoro tyle bierze, to musieć być dobra/y w te klocki. No i są w tym oszustwie mistrzami, albo raczej klientela odpowiednio sformatowana na papce medialno- internetowej. W końcu po coś powstały takie profesje jak trener interpersonalny, couch, czy specjalista od komunikacji…

 

Szczyt perfidii czyli jak być bardziej papieskim od papieża

 

dziecko1 konferencja

 

I z ostatniej chwili: XXVIII sesja naukowa z cyklu ” Etyka w medycynie” – ” Prawo dziecka do życia”

Sesję otwiera Ks.dr.hab.n.teol., lek. med. Lucjan Szczepaniak SCJ

Moderacja: Prof. dr hab. n. med. Bogumiła Milewska-Bobula

Prof. dr hab. n. med. Janusz Skalski

Dyrektor Instytutu Pediatrii Wydz. Lek. CM UJ; Kierownik Kliniki Kardiochirurgii Dziecięcej CM UJ
OD PEDIATRII MISTYCZNEJ DO PRAGMATYCZNEJ W DAWNEJ POLSCE (50′)

Dr inż. Antoni Zięba
Prezes Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka; Współzałożyciel Krucjaty Modlitwy w Obronie Poczętych Dzieci
OBROŃCA ŻYCIA – ŚWIADEK WIARY (30′)

Dr hab. n. med. Wojciech Górecki
Kierownik Kliniki Chirurgii Dziecięcej CM UJ
WSPÓŁCZESNE MOŻLIWOŚCI RATOWANIA DZIECI Z NAJWYŻSZYM RYZYKIEM ŚMIERCI OKOŁOPORODOWEJ (25′)

Dr hab. n. med. Szymon Skoczeń
Klinika Onkologii i Hematologii Dziecięcej CM UJ
PRAWO DZIECKA DO ŻYCIA – PERSPEKTYWA ONKOLOGA DZIECIĘCEGO (25′)

Dr n. med. Andrzej Grudzień
Klinika Chorób Dzieci CM UJ
POSTĘPY NEONATOLOGII SZANSĄ NA URATOWANIE CORAZ WIĘKSZEJ LICZBY NOWORODKÓW (25′)

Ks. dr hab. n. teol., lek. med. Lucjan Szczepaniak SCJ
PRAWO DZIECKA DO ŻYCIA WYPEŁNIENIEM PRAWA MIŁOŚCI (25′)

DYSKUSJA

 

ZA UDZIAŁ W SESJI NAUKOWEJ PRZYZNANO 4 PUNKTY EDUKACYJNE
Sprawy organizacyjne: s. dr n. hum. Bożena Leszczyńska (tel. kom: 601 954 400) w godz. 11-13.00;
Osoby, które chcą uzyskać certyfikat uczestnictwa, proszone są o zgłoszenie elektroniczne na adres e-mail: etykawmedycynie@onet.pl do 11 grudnia 2017 r.

 

Za: www.pro-life.pl

XXVIII sesja naukowa

 

… Oto jeszcze bardziej wysublimowany szczyt polskiego ogłupienia lat ostatnich – prawdziwi lekarze, rączka w rączkę przeciwko życiu dziesiątek matek i ojców, w obronie tego, czego nie da się uratować, za to mało szlachetnie ryzykując cudzym życiem – kobiety i cierpiącego noworodka – bo najważniejsze jest sumienie lekarza, który sprzeniewierza się pierwszemu przykazaniu medyka- przede wszystkim dobro pacjenta!

… i z tego co konstatuję to względnie naukowo brzmią dwa tematy, na które łącznie przeznaczono 50 minut (sic!) Słuchaczy wabi się 4 punktami edukacyjnymi –  i już wiadomo dlaczego sesja na wskroś religijna, każe nazywać się naukową…

Jest mi strasznie przykro to powiedzieć, ale chyba wszyscy to widzimy

 MAMY POZAMIATANE NA WIELE LAT.

PS. ratus! nawet mi nie powtarzaj po raz kolejny, że wszystko idzie swoją ścieżką i jakoś się w końcu ułoży, ani, że postęp następuje w swoim właściwym tempie i nic mu nie zagraża, bo ja bym sobie życzyła jednak dożyć jaśniejszych momentów i choćby światełka w tunelu…

prawda

 

 

 

 

Żarna historii zmielą wszystko na pył…

Katarzyna Wenta-Mielcarek o Francji: „Ciesze się, że mieszkam w kraju, który szanuje prawa kobiet do decyzji o własnym ciele, który je wspiera, a nie stygmatyzuje, gdy nie decydują się na potomstwo, który zwraca pieniądze wydane na antykoncepcję. Kraju, który miesiąc temu ustawowo zabronił francuskim „zygotarianom” psychicznego molestowania osób, które są w niechcianej ciąży, nakładając na strony internetowe tego typu kary do 30 tys. euro.”

 

… 30 lat temu też żyłam w kraju gdzie mogłam stanowić sama o sobie, miałam prawo do aborcji, a świadome macierzyństwo i planowanie rodziny znaczyło diametralnie coś innego niż dzisiaj. I nie jest w tej chwili istotne z jakich pobudek PRL post stalinowska tak a nie inaczej potraktowała kobiety. Istotne jest, że był to ruch we właściwą stronę. Czy miałam świadomość, że to pierwszy okres w historii względnej wolności  dla kobiet? Z pewnością nie wtedy.

 

60 1

 

Przez całe moje PRL-owskie życie uważałam prawa kobiet za coś oczywistego. Do głowy mi nie przyszło, że to taaaaka zdobycz cywilizacyjna i że wypływa wprost z praw człowieka – o których nota bene także nic nie wiedziałam.

Kiedy przed rokiem zbierałam podpisy pod akcją RatKob, zaskoczona byłam postawą młodych kobiet -25 lat. Co z nimi u licha – myślałam. Dlaczego nie czują się poniżone ewidentną przemocą prawną. Przecież to oczywisty zamach na ich godność, wolność i prawo do autonomicznych decyzji.

O swoich odczuciach pisałam tutaj

Minęło wiele miesięcy od tamtego, mojego zdziwienia. Nabrałam dystansu. Dyskusje w realu i na portalach społecznościowych pozwoliły mi wejrzeć w inne światy kobiece. Dużo pisałam i czytałam. Wiele kobiet poczuło się urażonych tym co pisałam. Ale wiele z nich też odpowiadało na zarzuty, tłumaczyło swoje motywacje, opowiadało o swojej wolności w bańce, którą sobie zbudowały. Zaczynałam rozumieć. Z pomocą przyszły wspomnienia lat szczenięcych, tak bardzo odmienne od tego co przeżywało i nadal przeżywa obecne młode pokolenie. Zdałam sobie sprawę z mechanizmu budzenia i usypiania świadomości. Nie wiem czy to jakieś usprawiedliwienie dla młodych kobiet, że ich zbiorowa świadomość jest tak niska skoro ich zbiorowe doświadczenie spowite było w gęsty opar kadzidła i to od poczęcia.

Ale wiem jedno, że my, schodzące pokolenie nie jesteśmy bez winy. Pisałam o tym wcześniej przy różnych okazjach, zatem tylko w skrócie przypomnę, że pozwoliliśmy na:  powieszenie krzyża w sejmie, śmialiśmy się gdy po raz pierwszy PIS zarządziło modły o deszcz w agendzie obrad sejmu, pozwoliliśmy niemal zlinczować Alicję Tysiąc, a Chazanowi pastwić się nad kolejnymi ofiarami jego sumienia. Pozwoliliśmy, a nawet ucieszyliśmy się, że religia będzie w szkole i dziś budzimy się z ręką w nocniku, bo dzieci w szkole mają kościół, a nie mają już czasu nabywać wiedzy i jakby tego było mało, to do kompletu nieszczęść nauczyciele/ki zapomnieli/ły o swoim powołaniu i o godności swojej profesji. Ulicami maszerują coraz głośniejsi i coraz bardziej pewni siebie faszyści, ale i tak znaczna część społeczeństwa trwa w letargu i nie dostrzega zagrożenia przemocą w przestrzeni publicznej.

Zwykle w tym miejscu dywagacji rzucałam dramatyczne: I co się jeszcze musi wydarzyć, żebyśmy się obudzili!!! Dziś już tak nie pytam. Dziś wiem, że nikt nie słucha. Zobaczyłam jakie są mechanizmy władzy. I to wystarczy żeby przestać tłuc głową w mur.

 

Dziś opowiem o  narodzinach własnego poczucia godności i wolności osobistej.

Z posiadania godności osobistej zdałam sobie sprawę dopiero wtedy, gdy mi ją symbolicznie odebrano w 1993 roku, wprowadzeniem w życie ustawy antyaborcyjnej, gdy zignorowano półtora miliona podpisów pod protestem/ petycją, gdy zaczęto mówić o mnie, że jestem morderczynią dzieci, że jestem zbyt głupia i nieodpowiedzialna żeby mieć kontrolę nad własną rozrodczością itd. Użyłam okolicznika symbolicznie,  bo żadna ustawa ograniczająca kobiety w ich prawach, przynajmniej jak dotychczas, mnie nie dotyka bezpośrednio – dzieci już więcej nie będę rodziła, ale czuję się, jako kobieta, poniżona, dyskryminowana, uprzedmiotowiona i nieobecna w głównym dyskursie na temat praw kobiet – bo na ten temat nawet się nie dyskutuje. O odebraniu praw kobietom decyduje się w sejmie pod dyktando Episkopatu. Żeby nas jeszcze bardziej upokorzyć niejaka Beata  Kempa wyśpiewuje niejakiemu Tadeuszowi Rydzykowi psalmy na hucznych urodzinach ojca dyrektora. Żenada.

 

A z wolnością było dokładnie odwrotnie tylko mniej boleśnie. Ponieważ urodziłam się w PRL-u za żelazną kurtyną, w kraju systemowo izolowanym od kontaktów ze zgniłym Zachodem, to przyjęłam, bez żadnej refleksji, fakt istnienia dwóch, a nawet trzech światów odrębnych, jak coś zupełnie naturalnego. Nie przeżywałam jakoś boleśnie tego, że nigdy nie otrzymam paszportu i nie zobaczę z bliska Wieży Eiffla ani nie zwiedzę Muzeum w Luwrze – musiały mi wystarczyć przepięknie wydane albumy i książki na temat sztuki, architektury i muzyki.

 

60 2

 

 

Moje poczucie wolności miało się względnie dobrze. Nie czułam się uwięziona. Propaganda  robiła wszystko byśmy ciągle czuli się zagrożeni kolejną wojną z tamtą, nieprawomyślną częścią świata. Niektórzy pamiętają jeszcze, że w tamtym czasie wojny dzieliły się na sprawiedliwe i na zbrodnicze napaści. Sprawiedliwe to były te, które wszczynał ZSRR z pomocą całego bloku komunistycznego, a te drugie cała reszta świata, a przede wszystkim USA.

Tak czy inaczej propaganda nie dała rady zamącić nam w głowie, nie braliśmy tego poważnie, podśmiewaliśmy się z różnych gazetowych doniesień, nauczyliśmy się szybko czytać między wierszami, a jednocześnie to właśnie PRL zawalczył z analfabetyzmem, dał szansę ludziom na awans społeczny i większy dostęp do dóbr kultury. Usługi publiczne oferowały niewiele ale przynajmniej wszystkim. Było siermiężnie, szaro buro i ponuro, ale się wspieraliśmy, nie czuliśmy się gorsi od sąsiadów, bo bieda była równa dla wszystkich.

I nastały lata siedemdziesiąte. Otwarto granice w obrębie bloku wschodniego. Nie potrzebowałam paszportu by pojechać do Budapesztu czy Pragi… I dopiero wtedy poczułam czym jest moje prawo do wolności np. przemieszczania się po naszej wspólnej Ziemi. Pamiętam jakby to było wczoraj, że poczułam swego rodzaju uniesienie, zachłyśnięcie się wolnością. To było jak pierwszy oddech noworodka i zaraz potem krzyk – to w czym ja do tej pory żyłam?! Jakim prawem tak nas potraktowano, dlaczego nas więzią w ograniczonych obszarach państwa, czym sobie na to zasłużyłam i tego typu młodzieńcze pretensje. To był w moim osobistym życiu ten moment kiedy dotarło do mojej świadomości czym jest wolność. I nie ma większego znaczenia czy z tej wolności korzystasz czy też nie, istotne jest, że masz WYBÓR.

 

Osobiste jest polityczne

Z powyższych wspomnień można konkludować, że nabywanie świadomości to złożony proces i nie będę udawać, że wiem na ten temat wszystko co należy, by się wypowiedzieć naprawdę merytorycznie. Ale z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć że poczucie godności i wolności, to nieodzowne stany świadomości dla rozwoju osobistego człowieczeństwa. Nie można ich dostać w prezencie, ani kupić sobie w supermarkecie, nie znajduje się ich w lesie, ani nie wykopie spod ziemi.

Jeśli ktoś jeszcze nie wie to sugeruję taką odpowiedź – rodzimy się wolni i godni… dopóki nam tych praw inny człowiek nie odbierze.

Niby to proste i oczywiste, a jednak te podstawowe prawa mają nieliczni ludzie na globie. I stanu rzeczy nie zmieniło nawet zapisanie tych praw w karcie praw podstawowych. Poniższa ilustracja pokazuje, że wolność i godność nie wyraża się strojem zwłaszcza strojem nakazowym, bez względu na to czy to nakaz prawny, religijny czy obyczajowy czyli kulturowy… zniewalać można na różne sposoby.

 

zniewolenie kobiet

 

Wstydem dla ludzkości jest fakt, że wiele państw do dziś nie ratyfikowało tej karty w całości. A co jeszcze bardziej może dziwić to, że kościół katolicki, ale nie tylko on, od początku neguje wiele z jej zapisów. Ostatnio nawet podjął starania o wpisanie do karty trzech punktów, które, jeśli zostaną faktycznie uwzględnione, odbiorą ostatecznie kobietom ich podmiotowość, medycynie zamkną kilka ważnych dróg rozwoju, a skompromitowany patriarchat umocni się na kilka wieków. O tym nie przeczytacie w prasie, o tym nie będzie się dyskutowało podczas debat naukowych, może ktoś napisze o tym mądrą książkę, której nikt z nas nie przeczyta, a nawet gdyby to i tak nie zrozumie, bo mądre książki już tak mają.

Dlaczego tak się dzieje? Cóż, to człowiek pisze prawa i to ten sam człowiek może je zmienić, wykorzystać przeciwko innemu człowiekowi. Raz może je dać, innym razem odebrać. Jeśli ktoś myśli, że prawa nabywa się trwale to jest w błędzie.

Życie skutecznie weryfikuje różne założenia i tezy. W przypadku godności i wolności można śmiało zaryzykować twierdzenie, że nasz gatunek to wciąż prymitywne zwierzątka, którym tylko czasem udaje się wybić na człowieczeństwo dzięki edukacji, trenowaniu dobrych nawyków społecznie pożądanych i humanizmowi, który stanowi fundament budowania postaw otwartych na potrzeby drugiego człowieka. Bez tego nie ma mowy o rozwijaniu dobrych relacji międzyludzkich. A bez tej umiejętności, wciąż trwać będziemy w stanie jakiejś wojny.

Nikt nie uczy dzieci ich praw, a młodzieży historii walki o prawa człowieka i obywatela. Nikt też, ani rodzice, ani szkoła nie zaszczepiają młodzieży banalnej prawdy, że ponieważ ludzie piszą prawa to i ludzie mogą je przekreślać, zmieniać, manipulować nimi. Że w związku z tym każde pokolenie jest zobowiązane zadbać o to by dorobek zeszłych pokoleń i wartości zawarte w karcie praw człowieka i obywatela nie ulegały erozji i banalizacji. A jeśli już mają ewoluować to tylko na rzecz poszerzenia ludzkiej  odpowiedzialności za siebie, za potomstwo, za swoje miejsce na ziemi i całą naszą planetę.

 

Na gruncie polskim

Nie wolno zapominać o tym że:

Wystarczy odpowiednio długo popracować nad indoktrynacją, posiadać na ten cel duże środki finansowe, mieć władzę lub przynajmniej mieć poparcie władzy. Wtedy wszystko jest możliwe, każdy absurd, każdy paradoks, każde niemożliwe staje się realne. I wszystko jedno czy mówimy o rozwoju społecznym, czy o jego mentalnej zagładzie. Jesteśmy właśnie teraz świadkami finału wielkiego pokazu dyletanctwa, ignorancji, braku poczucia odpowiedzialności, populizmu, braku szacunku dla ludzi i zwierząt, najkrócej mówiąc – destrukcji państwa, obstrukcji parlamentu, oraz wszelkiej degrengolady…

I jak zawsze – to samo życie i czas, ostatecznie zweryfikuje kto jest kim i co jest czym. Na obecną chwilę mogę powiedzieć jedynie za siebie – że nie wierzę w boga, w gadki polityków ani kaznodziei, nie oczekuję na żaden cud, ani nie wypatruję pomocy z zewnątrz. Wiem jedynie że wszystko się zaczyna i kiedyś kończy, oraz, że ten cykl naprzemienny będzie się toczył w nieskończoność, a żarna historii będą mielić po równo wszystkich i wszystko na drobny pył. 

 

A podobno przychodzimy na świat by zostawić go lepszym niż go zastaliśmy.

 

między wierszami dostrzec prawdę

Taki sobie, pierwszy lepszy z brzegu, fragment notatki prasowej. Dla przeciętnego czytelnika, zwłaszcza takiego co urodził się po PRL-u i nie musiał się uczyć czytać między wierszami, może być suchą, nudną, mało ekscytującą informacją. Dla starego wyjadacza jak ja, to zgrabnie napisany pozew przeciwko, panoszącej się wszechwładzy, i dość dobrze odmalowany obrazek skutków demolowania wątłej i źle chronionej demokracji.

Oto rzeczona notatka:

 

Ministra edukacji powołała już 15 z 16 kuratorów oświaty. Niemal wszyscy związani z PiS, radni miejscy lub wojewódzcy, ale też niespełnieni kandydaci na posłów, senatorów czy burmistrzów.

Rząd PiS grudniową nowelizacją ustawy o systemie oświaty dał kuratorom oświaty większą władzę, ale scentralizował prawo wyznaczania, kto kuratorem zostanie. Powołuje ich teraz minister edukacji Anna Zalewska. Wcześniej robił to wojewoda. Kurator musi mieć co najmniej siedmioletnie doświadczenie w pracy jako nauczyciel, ale nie musi już mieć doświadczenia w nadzorze pedagogicznym. W marcu PiS wymieniło 15 z 16 kuratorów.

źródło

W wolnym tłumaczeniu informacja jaką otrzymaliśmy brzmi następująco:

Ministra Zalewska rozpoczęła urzędowanie od pośpiesznej wymiany kadr w sektorze oświaty, co z grubsza polegało na przyznaniu nominacji ludziom z długiej listy oczekujących na intratne posady. Lista według klucza partyjnego. Nie wiadomo czy stworzono ją kierując się też kompetencjami i doświadczeniem kandydatów. Autor tego nie ocenia, ale też nie kryje, że są to członkowie PIS, którzy nie załapali się na lepsze stanowiska, co sugeruje niedwuznacznie brak kompetencji i stosownego doświadczenia zawodowego.

zalewsk

 

 

A dalej dowiadujemy się, że PIS zabezpieczył swoją ministrę przed zarzutem łamania zasad, przyznając jej wyłączne prawo wyznaczania kuratorów, odbierając jednocześnie te kompetencje wojewodom. Co gorsza, znowelizowana ustawa o oświacie obniża wymagania w stosunku do kandydatów i jednocześnie znacznie rozszerza zakres ich kompetencji. To bardzo niebezpieczna sytuacja dla oświaty i bardzo wygodny sposób na rozłożenie odpowiedzialności w taki sposób by nie można było nikogo wskazać palcem. I kiedy dojdzie do rozliczenia za popsucie oświaty, pani Zalewska rozłoży bezradnie rączki i powie, że kurator X nawalił, a kurator X, także bezradny, powie – a skąd miałem wiedzieć? Przecież nie mam doświadczenia.

 

Co z tego wynika?

Na przykład taki przebieg wydarzeń jak w tej małej miejscowości o trudnej nazwie Gietrzwałd.

 

gitrz1

 

Punkty programu: wrzesień, październik – „Jesteśmy Polakami”. Listopad, grudzień – „Wiara naszych ojców jest wiarą naszych dzieci”. Styczeń, luty – „Polak Polakowi bratem”. Marzec, kwiecień – „Co dzień Polak Narodowi służy”. Maj, czerwiec – „Polska jest naszą Matką, nie wolno mówić o Matce źle”.

Realizacja programu: Przykład – marzec i kwiecień – „Przygotowanie do obchodów Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych – wystawa, inscenizacja; Katyń – Smoleńsk – wieczornica”.

Nauczycielka X: – Msze, historia objawień, dni papieskie. Wyłącznie narodowo-katolicka indoktrynacja. Przecież program wychowawczy w szkole podstawowej nie na tym ma polegać. To powinien być program, który rozwija dobre relacje rówieśnicze, pracę zespołową, uczy dbać o najbliższą okolicę, tłumaczy dzieciom współczesny świat i przygotowuje do życia w nowoczesnym społeczeństwie. Poprzednia pani dyrektor, Teresa Kochanowska, była z nami 15 lat. Była tu osobą powszechnie szanowaną, zarówno wśród nauczycieli, jak i zdecydowanej większości rodziców. Podpadła niewielkiej, ale głośnej i wpływowej grupie rodziców związanych z ruchem narodowym. Domagali się, by sztandar szkoły wędrował do kościoła na różne religijne obchody. Kochanowska dwa razy odmówiła. Oświadczyła, że szkoła jest instytucją świecką. I to był jej gwóźdź do trumny.

Nauczycielka Y: – W ubiegłym roku szkolnym, na spotkaniu z rodzicami zorganizowanym przez dyrektor Kochanowską, po prezentacji pani dyrektor ze swoją prezentacją wyszedł Rogalski. Pierwszy slajd, jaki wyświetlił: „żołnierze wyklęci”. Większość rodziców niemal go przegoniła. Jedna matka krzyknęła dosadnie: „Czy pan się leczy psychiatrycznie?”. Widać było ewidentnie, że większość rodziców nie życzy sobie, żeby ich kilkuletnie dzieci karmione były taką nadętą martyrologią. To jak to się dzieje, że teraz wbrew woli większości rodziców i nauczycieli szkołę opanowuje jedynie słuszna ideologia?

Nauczycielka X: – Matka jednego z uczniów, wyznająca religię protestancką, poszła do nowej pani dyrektor zapytać, czy jej dziecko dalej będzie miało religię ze swoim duchownym w szkole. Dyrektorka w odpowiedzi wręczyła jej buteleczkę z wodą święconą. „To pani pomoże” – powiedziała. To ja pytam: czy na tym polega komunikacja dyrektora publicznej szkoły z rodzicami?

Adam Kochanowski, mąż byłej dyrektorki: – Żona ten rok spędzi na urlopie. Postanowiła nie wypowiadać się do mediów. Nie zamierza walczyć o powrót na posadę dyrektora. Nie zamierza walczyć o nic dla siebie, ani w mediach, ani nigdzie. Jest jej źle, bo widzi, jak to, co tworzyła przez lata, jest teraz niszczone. Miała poparcie grona pedagogicznego i zdecydowanej większości rodziców. Murem staje za nią ZNP. My mamy trójkę dzieci już odchowaną, żona w domu żyła szkołą. Zdobywała unijne fundusze, organizowała naukowe warsztaty, dbała o WF na poziomie, o etykę. Chciała, żeby szkoła była dla wszystkich dzieci: i katolickich, i innych wyznań, i bezwyznaniowych. Jak były msze na rozpoczęcie roku szkolnego, to żona chodziła, czemu nie. Aż 11 listopada ubiegłego roku, podczas uczniowskich obchodów Święta Niepodległości w kościele, została publicznie skrytykowana z ambony za brak postawy patriotycznej. Nie przez księdza, przez byłego europosła Rogalskiego, który obchody prowadził i miał mikrofon. Żona była później u proboszcza, pytała, czy to jest w porządku. Nie uzyskała żadnego wsparcia.

 

1 września 2016 roku tytuł „Gazeta Gietrzwałdzka” został zarejestrowany w Sądzie Okręgowym w Olsztynie. Przez niejakiego Pawła Kota. Szwagra Bogusława Rogalskiego, byłego europosła LPR. Paweł Kot nie był wcześniej nijak z gazetą związany. Nic do niej nie napisał. Teraz napisał za to list do Teresy Samulowskiej: „Jako Redaktor Naczelny i Wydawca wzywam Panią, podpisującą się bezpodstawnie jako redaktor Naczelny Gazety Gietrzwałdzkiej, do natychmiastowego zaprzestania bezprawnego posługiwania się tytułem. W przypadku niezastosowania się do mojego wezwania i dalszego naruszania moich praw własności do ww. tytułu wystąpię na drogę sądową w celu dochodzenia moich praw”.

 

Marek Gardzielewski: – Nikomu z nas do głowy przez te lata nie przyszło, żeby zadbać o zastrzeżenie w sądzie tytułu. Przecież to było oczywiste, że jest nasz. Rogalski słał wcześniej listy z pretensjami do domu kultury, dlaczego gazeta nie opisuje uroczystości religijnych, które on w kościele organizuje. Odpisaliśmy, że zapraszamy na łamy. To była gazeta demokratyczna. Każdy z naszej społeczności, kto miał ochotę, mógł napisać artykuł, felieton czy relację. Nie było cenzury. Łamy gazety z zasady były otwarte dla wszystkich chętnych z okolicy. Widocznie ta odpowiedź nie usatysfakcjonowała działaczy „patriotycznych”. Zresztą prawda jest taka, że wiele z tych uroczystości kościelnych opisaliśmy. Pisaliśmy np. o Dniu Dziecka organizowanym w parafii. Ale może nie tak obszernie, jak organizatorzy by chcieli.

źródło

źródło

źródło

 

No i to by było na tyle…

Co Państwo myślicie, co czujecie, jakie pytania i komu chcielibyście zadać…

Czy to jeszcze demokracja czy już tylko jej truchło? Jakie zabezpieczenia powinny funkcjonować, by nie dochodziło do nadużyć władzy wobec społeczności? Czy w ogóle takie istnieją?

Zapraszam do rozmowy.

 

Po co komu świeckie państwo?

Na temat państwa wyznaniowego napisano wiele artykułów, ksiąg, traktatów itd. I jakkolwiek by nie podchodzić do tego zagadnienia jedno jest dla mnie oczywiste – nie istnieje jednobrzmiąca definicja tego rodzaju państwa. Wypada mi się zgodzić ze stwierdzeniem Wikipedii, że jest to termin potoczny. A jeśli potoczny, to i mnie niech będzie wolno opisać go tak jak to odczuwam, jako laik – ignorant , ktoś kto nie pozując na filozofa czy prawnika, jest uwikłany, dotknięty, czasem zbulwersowany, czasem sponiewierany przez takie właśnie państwo.

wyznaniowe

Zadając sobie pytanie – od kiedy czuję się obywatelem państwa wyznaniowego – cofam się do lat 90-tych… Pamiętam dokładnie dzień, w którym powieszono krzyż w sejmie. Pamiętam, że nie miałam wątpliwości, że stało się coś niestosownego. Obawiałam się następstw, wiedziałam z historii, że nie wróży to niczego dobrego. W sierpniu 1990 roku wprowadzono religię do szkół i przedszkoli, wbrew wówczas obowiązującej konstytucji i ustawie o rozwoju oświaty i wychowania.

religia w szkole

W 1998 r. ratyfikowano Konkordat.  Niepokojące w tamtym czasie były też doniesienia- fakt, że nieliczne i enigmatyczne – na temat odrzucenia szeregu inicjatyw strony lewicowej i liberalnej, dążących do resekularyzacji państwa i prawa. Moje zaufanie do państwa topniało coraz bardziej, a kolejne lata jedynie potwierdzały, że nie można spodziewać się z tej strony niczego konstruktywnego.

politycy politycy1 politycy2

Na naszych oczach i bez zachowania choćby pozorów, dochodziło do zacieśnienia stosunków między politykami wszystkich ówczesnych opcji, a hierarchami Kościoła Rzymsko-katolickiego. Większość z nas nie widziała w tym nic nadzwyczajnego, wielu i dziś nie dostrzega w tym przekroczenia dopuszczalnej granicy w stosunkach państwo-kościół. Nadal utrzymano instytucję z poprzedniej epoki,  Komisję Wspólną Episkopatu i Rządu, a niewielu obywateli orientowało się na jakie tematy i w jakim stylu prowadzone są w tym gremium rozmowy, a już na pewno społeczeństwo nie miało pojęcia, że jest to rodzaj targowiska, gdzie sprzedaje się przywileje w zamian za poparcie w różnych kwestiach politycznych i gospodarczych.

Dopiero po latach GW zamieściła pełne zapisy stenogramów z tych posiedzeń, a mam przeświadczenie, że ze zrozumieniem przeczytało je niewielkie grono czytelników. Skąd to przeświadczenie? Może stąd, że nie słyszałam żadnych głosów oburzenia, lęku o przyszłość, zniesmaczenia.  Nikt w tamtym czasie nie mówił, że najwyższe władze sprzedają interesy społeczne za obietnicę wsparcia dążeń polityków, że oddano równouprawnienie, zasadę tolerancji, prawa człowieka za bezcen…

komisja

Politycy, zamiast komunikować się bezpośrednio ze społeczeństwem, rozpoczęli haniebny „dialog” przez rozgłośnię Rydzyka, listy biskupów odczytywane podczas mszy w kościołach, oraz przez szepty w konfesjonałach. Media publiczne przerobiono na polityczną tubę i w takiej postaci funkcjonują one nieprzerwanie do dziś. Z dzisiejszej perspektywy można śmiało powiedzieć, że rząd oddał społeczeństwo pod kuratelę kościoła, tak jak w dawnych czasach sprzedawało się ziemię razem z chłopami.

rydzyk rodzina RM

Państwo polskie już przed 89 rokiem stawiało podwaliny pod przyszły, agresywny kapitalizm. Wprowadzono do obiegu społecznego pozytywnie zabarwione hasła neoliberalne, zaimportowane prosto z ukochanych USA, z świętym prawem własności i wolnym rynkiem na czele. Państwo zrzuciło z barków kilka szczególnie uciążliwych sektorów – oświatę , kulturę, naukę i szkolnictwo wyższe oraz ochronę zdrowia publicznego… czyli całość usług publicznych.

Od tamtego momentu domy kultury, teatry, galerie, producenci filmowi, teatry, szkoły i uczelnie, a także szpitale i przychodnie miały zacząć utrzymywać się same i zgodnie z tym założeniem zaczęto mocno przykręcać strumień środków na rozwój w tych obszarach. Tam gdzie kurek przykręcono jednym, dla innych strumień środków popłynął rzeką. Największym beneficjentem neoliberalnej gospodarczo Polski jest nie kto inny jak KK. Komisja majątkowa – twór dziwaczny i jedyny w swoim rodzaju, nie podlegający absolutnie żadnej kontroli, uwłaszczyła  KK , dzięki czemu jest on dzisiaj posiadaczem ogromnego kapitału i najbogatszym właścicielem ziemi oraz posiadaczem najintratniejszych nieruchomości.

„Obserwatorium” widzi i analizuje zawsze w szerokiej perspektywie. To co może nie być wyraźnie widoczne dla przeciętnego zjadacza chleba, jawi się w ostrych konturach, jeśli fakty poddać procesowi analizy i syntezy. Naukowo zajmują się tym procesem socjolodzy, psychologia społeczna, czasem coś opracują ludzie zrzeszeni w NGO-sach, ale wyniki ich pracy to dopiero materiał do dalszej obróbki, i na koniec, jeśli w ogóle, dociera do opinii publicznej, to jest to jakiś, bardziej lub mniej, popularnie ujęty raport, zwykle już historyczny.

Obywatele tymczasem żyją w błogiej nieświadomości procesów jakim podlegają i jakie kształtują na koniec społeczeństwo. Ponieważ jednak mój osobisty, głęboki sceptycyzm odnosi się także do wyników prac naukowych, od lat polegam raczej na własnej spostrzegawczości i doświadczeniu życiowym. To wyjaśnienie jest konieczne ze względu na to, że opisuję tu swój własny matrix i mam świadomość, że dla specjalistów musi to być dość  chaotyczna i dyletancka praca. Trudno. Jestem tylko pojedynczym elektronem, obywatelką, która się nie poddaje i nie ulega formowaniu wg. pożądanego wzorca i gdzieś muszę wylać nagromadzone zasoby żółci.

I cóż widzę? Po pierwsze, że państwo polskie nie zajmuje się problemami społecznymi, zostawiło na pastwę złego prawa i ustaw swoich obywateli, dopuściło do degradacji i utraty prestiżu kształcenia wyższego, nie dba o szkolnictwo podstawowe i średnie, skazuje pacjentów na źle funkcjonujący system ochrony zdrowia, cenzuruje kulturę i sztukę hamując jej rozwój, stygmatyzuje mniejszości, nie liczy się z przejawami aktywności społecznej i w ogóle ze zdaniem obywateli na jakikolwiek temat. Tak zachowuje się złe państwo, państwo opresyjne, kontrolujące i wykluczające. Władze nie zarządzają państwem, tylko korzystają z władzy i dla tego przywileju gotowi są poświęcić każdą wartość, nawet swoją autonomię. I, żeby było jasne- dotyczy to wszystkich opcji politycznych.

Po drugie, że obywatele po 1989 roku, odcięci natychmiast od wpływu na cokolwiek, poddali się formowaniu wg. twierdzenia, skądinąd słusznego, że o wiele łatwiej przyswajają treści propagandowe niż edukacyjne, w wyniku którego zostali rozdzieleni na grupy silnie antagonizowane, przez co z kolei społeczeństwo straciło swoją spójność, jedność i jako takie nie może być solidarne, a co za tym idzie nie ma siły przebicia, nie może mieć wpływu, nie może też kontrolować skutecznie władzy. Wszyscy rzuciliśmy się na kość jaką nam rzucono – i wielu z nas nadal bije się o nią – mowa o „nowych” możliwościach jakie miał stworzyć wolny rynek i zasady neoliberalnej gospodarki. Wielu z nas połamało sobie na tej kości zęby, ale tylko nieliczni wyciągnęli z tego wnioski. Zbyt wielu nadal gotowych jest bronić tego systemu bez względu na widoczne gołym okiem skutki społeczne.

Kilka z nich nazwę po imieniu;-

zanik relacji społecznych = brak solidarności społecznej

kwitnąca homofobia, ksenofobia, faszyzm, nietolerancja, egoizm i nepotyzm

wzrost wskaźnika samobójstw w grupie +50 i -25

spadek dzietności i brak zastępowalności pokoleń

stygmatyzacja grup wykluczonych

dyskryminacja ekonomiczna

brak równości wobec prawa

poszerzający się obszar biedy

podział na Polskę A i B

Chciałoby się krótko powiedzieć – BEZHOŁOWIE, FOLWARK ZWIERZĘCY I CAŁA PRAWDA O PLANECIE KSI… wysypałam te zagadnienia jak z rękawa- wiem, że to groch z kapustą, ale systematyką zjawisk niech się zajmują specjaliści. To co dla mnie istotne, to to, że wszystkie one mają swoje źródło w źle zarządzanym państwie.

Zatem mamy taką oto sytuację, że z jednej strony państwo zostawiło społeczeństwo samemu sobie, z drugiej to samo państwo zaprosiło Kościół Rzymsko-katolicki na salony polityczne i uczyniło go wyrocznią w każdej sprawie, a dając niewyobrażalnie wielki kapitał uczyniło go także możnym sponsorem, który od czasu do czasu dzieli się z maluczkimi, ale tylko tymi których uzna za godnych…

Nie dziwi  w tej sytuacji, że coraz więcej szkół wszystkich szczebli zarządzanych jest wg. jedynie słusznej doktryny, że jak kultura to tylko katolicka, że jak Polak to Katolik. Zwęszyły ten trend niektóre gwiazdy i gwiazdki pop-kultury, aktorki/aktorzy, publicystki/publicyści, profesorki/profesorzy, nauczycielki/nauczyciele, dyrektorki/dyrektorzy, prezydentki/prezydenci, premierki/premierzy – wszyscy od góry do samego dołu. Wszyscy ketmanują jak za komuny stalinowskiej i potem… Paralela nie jest przypadkowa- otóż…

państwa totalitarne opierają się na tych samych zasadach co państwa wyznaniowe i budzą te same mechanizmy przetrwania.

BTW – nieźle przetrenowani w poprzednim ustroju w zasadzie gładko przeszliśmy spod jednego reżimu pod drugi – w zasadzie te same zagrożenia, ten sam język propagandy, te same metody osłabiania woli i siły społecznej.  Zmieniły się gadżety, symbole, ideologia,  reszta bez zmian. I o tą całą resztę należy się martwić. Jak zawsze… człowiek i jego podstawowe potrzeby, perspektywa rozwoju, dobrostan społeczny – leżą w rowie i kwiczą. Kiedy w cywilizowanym świecie dostosowuje się i ustawicznie doskonali prawo, tak by nie było tylko pustym zabazgranym papierem, ale służyło urzeczywistnieniu praw człowieka i sprawiedliwości społecznej rozwiniętych demokracji, w Polsce w XXI wieku wydaje się kolejne dzienniki ustaw ograniczających swobody obywatelskie, kieruje się ostrze prawa przeciwko niemu i traktuje go a priori jak przestępcę.

Jeśli ktoś jeszcze ma wątpliwości czy Polska jest państwem wyznaniowym, to może sobie poczytać znacznie lepsze, bo profesjonalne analizy na ten temat. Szczerze polecam. A komu się nie chce może przyłożyć jeden z szablonów jaki znalazłam w bibliografii na ten temat np. taki:

 Barbara Stanosz :

W zakresie terminu „państwo wyznaniowe” wyróżniono cztery zasadnicze elementy świadczące o dominacji w takich państwach zasad i norm regulujących praktykę wyznaniową nad sposobem funkcjonowania państwa. Są następujące elementy:

— 1. uprzywilejowanie jednej instytucji wyznaniowej w porównaniu do innych instytucji i organizacji, a wiec np. finansowanie z budżetu państwa,

— 2. dostosowanie stanowionego prawa do interesów i aspiracji wyznaniowych wspólnot religijnych, a więc np. wprowadzenie zasady konfesyjnego zawierania związków małżeńskich, powoływanie pozaprawnych organów i instytucji państwowo-kościelnych,

— 3. materialne uprzywilejowanie kleru wobec innych grup społecznych, np. zwolnienia podatkowe, finansowanie ubezpieczeń społecznych,

— 4. represyjna bądź dyskryminacyjna polityka wobec innych religii i ich wyznawców, np. pozbawienie prawa pełnienia urzędów państwowych wyznawców religii mniejszościowych,

 Pytanie w tytule niniejszego artykułu, to pytanie retoryczne oczywiście, tym niemniej warto sobie uświadomić przy tej okazji jedno – że bez przywrócenia świeckości, państwo nie będzie dobrze funkcjonować, że nie będzie możliwy dialog i nasze nabrzmiałe problemy nigdy nie doczekają się racjonalnego rozwiązania. Być może niektórym obywatelom za całą poradę wystarczy skwitowanie ich losu zdaniem o boskim planie, albo truizm, że cierpienie jest nieodłączną częścią życia, ale nie podniesie to dzietności ani nie spowoduje, że ludzie w depresji przestaną odbierać sobie życie, tym bardziej nie załatwi to problemów socjalnych czy mieszkaniowych ogromnej części społeczeństwa.

Do szczególnie oburzających nadużyć władzy wobec społeczeństwa dochodzi wszędzie tam, gdzie dotknięta nimi grupa jest wyjątkowo mała, statystycznie nie licząca się w 40-milionowej społeczności. Z tego co sami gołym okiem możemy zobaczyć lub własnym uchem podsłuchać tu i ówdzie, przychodzą mi do głowy następujące przykłady:

eksmisjeW dużych miastach,  takich jak Kraków, Poznań, Gdańsk, Lublin, Opole, Łódź i inne, po klepnięciu ustawy reprywatyzacyjnej NIE objęto realną ochroną lokatorów posiadających legalny przydział i od 26 lat trwa niekończąca się tragedia kilkudziesięciu tysięcy rodzin, które z dnia na dzień stały się obywatelami drugiej kategorii, i są do dzisiaj wyrzucani na bruk lub gnębi się ich rozmaitymi szykanami jak wyłączanie gazu, wody, mediów, podnoszeniem czynszów do absurdalnie wysokich kwot itd… zależnie od fantazji nowych „właścicieli”.

Co ciekawe, ci nowi nie wiedzieć dlaczego uzyskali moc prawną do takich działań – dziwne? Wcale nie! Państwo uznało, że nie musi się przejmować losem swoich niegdysiejszych lokatorów – jest ich niewielu, coraz mniej, bo jako posiadacze starych peseli, obciążeni często marną emeryturą i słabym zdrowiem, a dodatkowo nie mając możliwości i dostępu do bezpłatnej obrony prawnej NIE są przeciwnikiem ani głosem z którym państwo musi się liczyć. A co!!

W podobnie rozpaczliwej sytuacji są rodziny opiekujące się niepełnosprawnym dzieckiem, zwykle jest to samotna matka lub ojciec, bo dzieci npspartner często się stlenia od początku problemu lub nie wytrzymuje nowych okoliczności przyrody, czego nie śmiałabym nawet poddawać ocenie etycznej, bo tak naprawdę wiemy tylko tyle o sobie ile nas życie przeczołga… Ale społeczeństwo, jego poziom kultury, w tym solidaryzm i poczucie odpowiedzialności, tak za dzieci jak i za ludzi starych i niedołężnych, mierzyć można poziomem zorganizowania się wokół takich m.in. problemów jak powyższej. A nasze państwo co na to? Ano, podobnie jak w przypadku lokatorów  kamienic prywatnych  – nie ma silnego przeciwnika – nie ma sprawy – namiastka opieki społecznej musi wystarczyć. No i oczywiście – modlitwa.

Walka z przemocą domową – temat znany i  skandal na miarę europejską – katolicka Polska nie widzi problemu, nie zamierza poważnie się nim zajmować, trochę, mam wrażenie, na zasadzie że jak czegoś nie pokażemy, nie nazwiemy, to tego po prostu nie ma! O! alkoholizm to co innego! To jest problem! Dopalacze i gram marychy – to jest coś na czym można budować narrację państwa zatroskanego o zdrowie społeczeństwa. Ale przemoc? Jaka przemoc! – toć to tylko uświęcony kulturowo obyczaj.

przemoc1 przemoc2 przemoc

A w ogóle to kobiety są sobie same winne, a jak ten problem dotyczy mężczyzny- to co to za facet! Tworzyć spójny system  prewencji, to zachęcać do zgłaszania aktów przemocy- i co? statystyki się pogorszą, okaże się jaka jest skala problemu, a w ogóle toby kosztowało budżet sporo kasy, a przecież potrzebujemy kasy na ważniejsze rzeczy np. taki ŚDM albo kolejne igrzyska, stadiony, centra biznesowe itd. To są istotne marketingowo cele. Można wpisać sobie do zasług dla miasta i w razie kampanii  się pochwalić. Ale przemoc? Apage satanas!

Problem bezrobocia wśród wykształconej młodzieży opędzono za pomocą otwartej dla polskich emigrantów UE, a ci co jeszcze zostali w kraju wierzą (sic!) w mit możliwości jakie daje neoliberalna gospodarka, także w to, że każdy jest sobie winien i jeśli mu nie idzie to jest nieudacznikiem, leniem, beztalenciem itp… Kiedy tego typu przekonania zagnieździły się na dobre w chłonnych, ale niezbyt krytycznych umysłach młodych, nie trzeba było już martwić się np. o to, że nie rozwija się budownictwo komunalne pod wynajem. Wszak raz na zawsze wbito nam do głowy, że tylko ciasne ale własne się liczy. A prawda jest taka, że młodzi nie zakładają rodzin, nie rozmnażają się i nie planują swojego rozwoju, no bo jak można coś planować nie mając żadnych perspektyw? Trudno nazwać perspektywą pracę na śmieciówce, brak możliwości wynajęcia, nie mówiąc już o kupnie własnego locum, a posiadanie potomstwa to kosztowny luksus dla nielicznych.

 

IMAG0237_BURST001

 

Ignoruje się nie tylko małe i rozproszone grupy wykluczonych, środkowy palec pokazuje państwo także dobrze zorganizowanej grupie zawodowej pielęgniarek i położnych, bo to kobiecy zawód, można więc marnie opłacać, dopuszczać do łamania prawa pracy, nie przejmować się, że średni wiek białej służby to 45 lat i wciąż się podnosi… a jak zacznie brakować kadr, to się zorganizuje outsourcing czy inny desant z krajów na wschód od Wisły i po problemie.

I to wszystko ma miejsce w kraju, gdzie politycy i hierarchowie kościoła katolickiego mają gęby pełne frazesów na temat świętości rodziny.

Hipokryci!

Czym więc zajmuje się państwo, władza, kościół? Ano głównie skupia uwagę obywateli na tematach takich jak:

Ochrona życia od poczęcia do… urodzenia. W tym celu zaostrza ustawę antyaborcyjną, wprowadza i rozszerza zakres działania klauzuli sumienia lekarzy, tak by mogli nie informować, nie przepisywać leków i środków antykoncepcyjnych, nie wykonywać zabiegów przerywania ciąży nawet kiedy są ewidentne wskazania zdrowotne. Problem aborcji nielegalnej dotyczy szacunkowo 150 tyś kobiet rocznie – to te, które nie mogą z różnych względów lub nie chcą zostać matkami.

Restrykcyjna ustawa naraża je na utratę zdrowia i życia. Także na stres związany z pozyskaniem środków oraz wynikający z konieczności utrzymania tajemnicy wokół tego tematu. Te, których nie stać na luksus świadomego decydowania o swojej reprodukcji –  chodzą w ciąży bez należytej opieki zdrowotnej, nie mogą liczyć na badania prenatalne, a kiedy wylądują wreszcie w szpitalu nie mogą liczyć na znieczulenie , cesarkę czy inne luksusy, które są standardem w cywilizowanym świecie.

Ochrona społeczeństwa przed zgubnymi skutkami ideologii gender – cokolwiek to jest, nie wymyśliły tego ani feministki, ani UE tylko ks. Oko, a reszta biskupów przyklepała i dołożyła do pieca histerii wśród niezbornych obywateli. Owa niezborność obywateli polega na tym, że zamiast sobie wygooglać termin gender jednym kliknięciem i poczytać o co chodzi, siedzą przed szklanym ekranem TV i spijają „wiedzę” z krynicy „mądrości” ks.Oko. Kampania zohydzania  powiodła się znakomicie i potwór gender straszy dziś małe dzieci groźbą seksualizacji w żłobkach i przedszkolach, których z resztą nie ma i raczej nie będzie. Chociaż nie. Będą, nawet już jest ich sporo, ale zupełnie inne, wolne od gender, prywatne, pod nadzorem kościoła i z jego obsługą. A co najważniejsze – żadna instytucja państwowa nie ma i mieć nie będzie wglądu ani w program ani w metodologię zajęć. Fajnie?

Polityka historyczna- to następny pomysł na zajęcie obywateli, żeby z jednej strony ciągle mieli powód do kłótni, a z drugiej żeby nie mieli czasu i głowy zajmować się krytyką władzy. Dziś przerabiamy żołnierzy wyklętych, a jutro podrzucą nam coś innego – specjalnie nie rzucam pomysłów, żeby nie ułatwiać im roboty – poza tym muszą się w końcu czymś zajmować, skoro nie mają kompetencji by zarządzać państwem.

Ostatnio sporo uwagi społecznej skupia się wokół 500 pln na każde dziecko, a właściwie tylko na niektóre i pod warunkiem, że wszystkie są wspólne… ergo, władze zajmują się kombinowaniem jak nie zdemolować budżetu przez spełnienie tej obietnicy, czyli jak dać i nie dać jednocześnie. Perpetuum mobile politycznej fikcji. Kiełbasa wyborcza stoi kością w gardle zwolennikom PIS-u, ale udają, że się nie krztuszą, można zatem pogratulować specom od kampanii wyborczych doskonałego pomysłu na deal, a wyborcom życzyć, aby następnym razem nie dopadła ich pomroczność jasna i żeby wykazali się w przyszłości jasnością myślenia.

Prawie bym zapomniała – SMOLEŃSK! – niekończący się serial z powtórkami… szkoda słów…

Nowe władze, nowe porządki, to z kolei coś co elektryzuje i spiętrza co chwilę tłumy obywateli, którzy postanowili bronić demokracji na ulicy. To dobrze, że  oczywiste naruszenia konstytucji potrafią oni zreflektować, ale martwi mnie nieco, że wielu innych naruszeń, takich jak choćby łamanie postanowień konkordatu, łamanie praw obywatelskich oraz praw człowieka – już niekoniecznie, w każdym razie nie wszyscy, a nawet nie większość… I od razu chce podkreślić, że to nie tylko ich wina… ale o tym już wielokrotnie pisałam.

KOD

Nie mogę odnaleźć się w Polsce po transformacji. Mam wciąż jakieś deja vu. Oglądam na żywo powtórki z historii, mam co chwilę wrażenie, że za moment rozsypie się zamek z piasku, a wiatr dziejowy i fale zamętu ostatecznie posprzątają plażę. I zalegnie wielka ciszaaaa. Zaczynam marzyć o tej ciszy.

materiały pomocnicze:

DEMOKRATYCZNE PAŃSTWO ŚWIECKIE

ŚWIECKIE PAŃSTWO CZYLI CO?

List otwarty pod lupą

Bardzo szanuję Pana Stefana Bratkowskiego. Szanuję go od czasu stanu wojennego kiedy to po raz pierwszy usłyszałam o nim, a to przy okazji jego listu otwartego do… .Niestety nie pamiętam do kogo był adresowany, ale pewnie także do mnie, bo odebrałam go bardzo osobiście, nawet wzruszyłam się, bo zaczynałam wątpić czy ktokolwiek widzi i czuje tak jak ja, a jeśli jestem z tym sama to znaczy, że jestem co najmniej dziwna, żeby nie powiedzieć szurnięta i pozbawiona racji jakiejkolwiek. Przecież miałam dwadzieścia lat, żadnego doświadczenia, nawet jeszcze nie czułam się obywatelem. Ale obserwatorium to mój stan naturalny od zawsze i jakieś zdanie na temat sytuacji w kraju miałam. Wtedy  pełne porozumienie z Panem Stefanem Bratkowskim przyniosło mi ulgę i podniosło upadającego ducha.

okrągły stół

Dziś, kiedy przygotowywałam się do tej publikacji, szukając tamtego listu otwartego w przeglądarce Google, stwierdziłam, że Stefan Bratkowski jest autorem wielu ważnych listów otwartych, że pisze je w ważnych sprawach państwa i adresuje wprost do odpowiednich gremiów… . Poraził mnie szczególnie list w sprawie ustroju mediów publicznych. Koniecznie powinniście go przeczytać. Są tam rzeczowe argumenty i słuszne sugestie, a także diagnoza czym stały się media po transformacji…tekst, dla mnie dołujący, bo choć wiedziałam, że jest bardzo źle, to jednak czym innym są zwykłe moje obserwacje, a czym innym zderzenie z twardymi faktami.

list otwarty S. Bratkowskiego 2009

Najnowszy głos Stefana Bratkowskiego – krótki, treściwy i samo gęste – przeczytałam łapczywie i bezkrytycznie. Potem wysłuchałam jeszcze dyskusji na ten temat, w programie red. Żakowskiego i trochę mnie zaskoczyło, że panowie umiarkowanie się nim przejęli i poszukali uspokojenia w opinii Pani Henryki Bochniarz. Kolejne czytanie przepowiedni Bratkowskiego powoduje, że gdzieś rodzi się we mnie sprzeciw wobec niektórych stwierdzeń. I chociaż ogólnie podzielam pogląd i dość katastroficzną wizję przyszłości Polski, to jednak muszę się odnieść do tych sformułowań, z którymi się nie zgadzam.

Nasze państwo, nasza cywilizacja i demokracja dalekie są od ideału. Rządzący czasem coś partolą. Ale ta cywilizacja jest naszą cywilizacją – jak ją zrobiliśmy. Oni chcą obalić, zniszczyć to państwo ze wszystkimi jego strukturami, wymienić urzędników prawie do czysta. Zwolnią wszystkich pracowników radia i telewizji – kilkuset – jak to już raz zrobili. Wymienią skład prokuratur i sądów, zmienią ich ustrój, żeby wszystko kontrolować. Już raz to robili, tyle że nie zdążyli do końca. Przejmą władzę nad policją i wojskiem. Żeby miał kto pacyfikować zamieszki!

” demokracja daleka od ideału” delikatnie mówiąc – a dosadnie – brak demokracji, brak komunikacji między społeczeństwem a rządzącymi, nieczynne narzędzia demokracji bezpośredniej takie jak petycje, inicjatywy oddolne ustawodawcze, bardzo niska frekwencja wyborcza, brak debaty publicznej z udziałem kompetentnych gremiów eksperckich itd… Trybunał Konstytucyjny zdominowany przez ludzi służących kościołowi a nie stojących na straży Konstytucji i jej postanowień, upolitycznione media, zideologizowana edukacja, brak edukacji społecznej – to tylko niektóre przejawy patologii w naszej demokracji- faktycznie dalekiej od ideału…

„Rządzący czasem coś partolą” – czasami?!! To bardzo łagodna ocena. Moja jest inna. Rządzący doznają paraliżu decyzyjnego z powodu toksycznego związku z „ołtarzem”. Stracili powagę, ośmieszają się i to nie tylko rządzący akurat , ale wszystkie opcje, bez wyjątków – obserwuję to od trzech dekad i jest tylko coraz gorzej. Panie Stefanie skąd tak łagodna ocena? Zadziwia mnie to, ale pewnie mi Pan nie odpowie.

Najbardziej jednak nie potrafię przyjąć stwierdzenia, że : „ Ale ta cywilizacja jest naszą cywilizacją – jak ją zrobiliśmy.” Jeśli autor miał na myśli tych co rządzą i mieli wpływ na decyzje – to zgoda. Ale jeśli próbuje wmówić nam wszystkim, że jesteśmy autorami naszej rzeczywistości, my wszyscy, obywatele, to muszę wstać i powiedzieć swoje votum separatum.

 1. To nie my sprzedaliśmy pod stołem świeckość państwa, to nie my wprowadziliśmy religię do szkół i to nie my szczodrą ręką płacimy katechetom z naszych podatków.

2. To nie my wytyczyliśmy liberalny i neoliberalny kierunek przemian gospodarczych. To nie my zrujnowaliśmy kluczowe gałęzie gospodarki i nie my jesteśmy bohaterami tych wszystkich afer gospodarczych. To nie my jesteśmy beneficjentami reprywatyzacji i prywatyzacji. To nie my ustanowiliśmy komisję majątkową i nikt nie słuchał i nadal nie chce słuchać naszego sprzeciwu…

3. To nie my wprowadziliśmy zasadę, że każda działalność ludzka ma się sama utrzymać i generować zysk – przez co skomercjalizowała się kultura, lecznictwo, szkolnictwo, gospodarka komunalna, przewozy regionalne itd…

Ktoś powie, że oczywiście, że mieliśmy wpływ, bo przecież są wybory, więc wybraliśmy sobie tak a nie inaczej… I wtedy także powiem, że to nadużycie, bo demokracja u nas nie istnieje, a dlaczego? Patrz wyżej… Że mogliśmy się zbuntować, wyjść na ulice?  Że co proszę? Jakie my!?? Nie ma żadnego MY! Zostaliśmy podzieleni, dostaliśmy numerek, ksywkę, znaczek – cokolwiek – i stoimy tam gdzie nas ktoś zaszufladkował. Zawsze kiedy optuję za dobrem społecznym, albo za dobrem pojedynczego obywatela, gdy staję w jego obronie dowiaduję się, że jestem lewacką k…..ą.

Dlaczego na to pozwoliliśmy? Bo ufaliśmy? Bo wydawało nam się po 89 roku, że nasi wiedzą co robią, że nie sprzeniewierzą się dobru społecznemu, że uszanują społeczeństwo i będą działać w zgodzie z jego interesem?

Myliliśmy się. Wprawdzie przemiana ustrojowa odbyła się bezkrwawo, ale ostatni punkt każdej rewolucji jest taki sam – w przeręblu, na powierzchnię wypływają bobki. Od wielu lat patrzymy na te bobki i wybieramy raz żółte, raz zielone, a raz brązowe – ale to wciąż nie jest wybór – to wciąż jest próba szacowania zła- większego lub mniejszego, zależy kto szacuje, z jakiego punktu siedzenia. Jest 30% społeczeństwa, które nie szacuje, które jest posłuszne i wierne. To oni zdecydują za tych, którzy zniesmaczeni sceną polityczną, nie ruszą się z domu w dniu wyborów. I to oni dyktują nam od lat swoje warunki. Można więc powiedzieć, że mamy dyktaturę bezmyślnego elektoratu, na który składa się te 30% posłusznych jedynej opcji i cała reszta milcząca.

Polską rządzono i nadal rządzi się ponad naszymi głowami. Mamy w kraju różne światy – świat warszawki, świat toruńskiej rozgłośni, Polskę A i B. Według innej siatki Polska dzieli się na uprzywilejowany świat lobbystów, dużego biznesu, polityków, hierarchii kościelnej, korporacji, bankowości, czyli świat beneficjentów neoliberalnej gospodarki rynkowej i świat planktonu czyli drobny biznes, budżetówka,  mniejszości i strefa biedy, czyli ofiary tej samej gospodarki… Można Polskę dzielić wzdłuż i wszerz, po przekątnej, w pionie i w poziomie… Jak kto chce i w zależności do jakich celów potrzebuje tego podziału. Jedno zaś jest pewne – nie stanowimy na obecną chwilę spójnego narodu, ani nawet nie jesteśmy zaczynem zdolnym tworzyć społeczeństwo obywatelskie.

Do jakiego więc mrowiska Bratkowski wrzuca wiązkę granatów,  mówiąc o dekonstrukcji państwa? Zastanawiam się głośno. No bo tak: ja już dostałam po głowie – ustrój gospodarczy zredukował mnie do roli planktonu, kościół wlazł mi we wszystkie części intymne, siedzi pod moją kołdrą, wydziera się dzwonami co niedzielę, i zmusza do wysłuchania kazania, przez co poranna kawa jest niestrawna. Zajmuje niemal całą przestrzeń publiczną, irytując prymitywnym przekazem. Na szczęście nie może już skrzywić moich dzieci, bo w samą porę dorosły i uciekły z tego piekła.

Czy autor sugeruje, że może być jeszcze gorzej? Kolejne przesunięcie granic absurdu? Tym razem będzie to dzieło prezydenta i prezesa? Cóż, wszystko jest możliwe w kraju nad Wisłą. Naprawdę nic już mnie nie zdziwi. Czy powinnam się martwić, że zrobią czystki w mediach, wymiarze sprawiedliwości, szkolnictwie, kulturze, uczelniach wyższych? Czy powinnam drżeć z powodu przejęcia kontroli nad wszystkim? Ja mogę się martwić i nawet drżeć mogę, ale to nie wpłynie na tych, a jest ich wielu, którzy będą się z tego cieszyć.

Nie zmartwi ich jeśli wylecą dzisiejsi animatorzy mediów publicznych, ani  że parę papug ktoś oskubie z piór, ewentualnie jakiś utytułowany profesor, co stosuje nepotyzm i zachowuje się jak nadzorca w prywatnym folwarku, poleci ze stołka – Polacy lubią jak innym się dostaje. To nacja zawistnych i zawziętych chłopów pańszczyźnianych, którzy zamieniwszy chodaki na lakierki, zapomnieli wytrzepać słomę z między palców. Sama pochodzę w prostej linii od chłopa pańszczyźnianego, wiem co mówię.

Nie zgadzam się z taką postawą, ale widzę ją wszędzie… I wobec powyższego to ostrzeżenie może obejść jedynie tych, których bezpośrednio dotyczy. Na wyobraźnię zbiorową społeczeństwa bym raczej nie liczyła, a już na pewno nie na to, że to społeczeństwo ujmie się i piersią własną zasłoni. Formatowane przez polityków i media przez ćwierć wieku, zostało wyposażone w język nienawiści, jakim posługują się politycy, a także w zestaw fałszywych argumentów tego samego pochodzenia. I poza wszystkim to społeczeństwo lubi nie tylko rytuały kościelne ale także igrzyska, myśleć nie chce i nie potrafi zobaczyć skutków działania partaczy. Nie Panie Stefanie – na społeczeństwo zdecydowanie bym nie liczyła.

A zatem, wracając do wieszczych sentencji Stefana Bratkowskiego – to co dziś zapowiada, czyli :

Parę lat temu ostrzegałem. Ale dziś to nie ostrzegawcze iluzje. Sami to zapowiedzieli. Nie łudźcie się. To ma być koniec tego państwa, naszej cywilizacji. I nic nie ma wrócić, to nie plan jakiegoś ustroju przejściowego. Można to wyczytać w planach ideologa nowego państwa. Dosłownie w takich planach, jak tu rysuję. Ciepła woda nie popłynie z kranów, nawet w przenośni. I nie wyobrażajcie sobie, że to minie. Ma nie minąć właśnie.

…jak dla mnie, z mojego punktu widzenia i siedzenia jest już faktem . Z mojego kranu już dawno nie płynie ciepła woda, nawet się już przyzwyczaiłam i nie oczekuję ze nagle popłynie.

Miałeś, chamie, złoty róg, Miałeś, chamie, czapkę z piór. Czapkę wicher niesie, Róg huka po lesie, ostał ci się ino sznur

Nie nawołuję do walki z nimi. Są wśród nich moi dawni przyjaciele. Jeden chce wieszać, drugi chce przeczekać, bo „chrześcijaństwo zabijało, a przeszło jednak na cywilizację”. Trzeba ich nawrócić. To nasi współobywatele. Tylko z innej cywilizacji. I to krąg psujów, może nam się nie ostać nawet sznur. Jeśli tego sami chcecie, nie ma rady

Rozumiem, że nie nawołuje do walki z nimi, bo to znajomi? Cóż to za argument?

Kto ma ich nawracać? Wyborcy? Jacy? Ten żelazny elektorat PIS-u? On nie słucha nikogo poza Radiem Maryja, internetu nie tyka, jest odcięty od innych źródeł informacji.

Reszta wyborców? Ten wkurzony elektorat oszukanych przez PO? Wolne żarty!

I nie uprawnione jest to rozkładanie rączek na koniec – „ Jeśli tego sami chcecie, nie ma rady” – to brzmi jak spychologia… Nie zgadzam się z takim przesunięciem odpowiedzialności, bo jest ona po stronie elit rządzących, które stworzyły przestrzeń na nonsens katolicki, zniszczyły tym samym język poważnej debaty, a także zdradziły społeczeństwo odcinając je od edukacji obywatelskiej.

***

Prawdopodobnie czynni wyborcy ubiorą ten kraj w DUPOPIS, polityka europejska  jakoś upora się z tym infant terible i przemieli nas na swoje potrzeby, Putin dogada się z Obamą i jakoś podzielą między siebie strefy wpływów… Osobiście bardziej obawiam się, że w tym morzu niekompetencji, złości, pośród przepychanek i dbałości o własny koniec nosa, zjednoczona Europa wpuści TTIP do naszego domu, co zakończy w zasadzie wszelkie spory, zniszczy ostatecznie demokrację, a nas uczyni niewolnikami korporacji. I ten temat bardziej mnie elektryzuje niż wizja Polski pod rządami „psujów”, bo do partactwa politycznego w Polsce już przywykliśmy, a bankructwo państwa to coś zupełnie nowego.

Konstytucja – 2015 – zagrożenia

Listopad 2014:

„Obchodziłam temat jak jeża – miałam poczucie, że ważny jest, ale jednocześnie czułam się niekompetentna i uważałam a priori, że jest nudny po prostu.

Tymczasem już w trakcie analizy, nie wiadomo kiedy, wciągnęła mnie ta praca do tego stopnia, że zmęczenie gdzieś pierzchło, myśli się gotowały jak w kotle z piekielną smołą i nabrałam przekonania, że to nie tylko ciekawe przedsięwzięcie ale wręcz konieczny proces poznawczy, jeśli chcemy mówić o świadomym obywatelstwie.

Bo jakby na to nie spojrzeć – obywatel brzmi dumnie, ale nie można nim być w pełni, jeśli nie znamy swojego miejsca w szeregu, nie wiemy jak nas traktuje konstytucja, było nie było najważniejszy akt prawny państwa –  organizatora życia społecznego. Zachęcam Was moi drodzy do wpadania tu od czasu do czasu by zażyć kolejną pigułkę wiedzy obywatelskiej, oraz do samodzielnej analizy tego tekstu i oceny z własnego punktu widzenia.”

Aktualizacja 1; Krótki wykład Prof. Moniki Płatek w radiu RDC 22.08.2015 roku w obliczu groźby zmiany treści Konstytucji RP. Nowe rozdanie polityczne w wyborach jesiennych do parlamentu, może, jeśli prognozy się potwierdzą, oddać władzę w ręce PIS-u, który jak powszechnie wiadomo, marzy o zmianie konstytucji. Istnieją dwie wersje, obie to propozycje PIS-u i obie zmieniają  de facto ustrój państwa, co jest nie tylko potwierdzeniem stanu faktycznego, ale skutecznym umocowaniem go w prawie.

Polecam ten wykład także do wykorzystania na lekcjach wychowawczych w szkołach. Wychowujmy świadome społeczeństwo obywatelskie, bo tylko takie społeczeństwo poradzi sobie z budowaniem demokracji w świeckim państwie prawa, które, mam wciąż nadzieję, zostanie nam przywrócone, jeśli się o to wszyscy postaramy.

Aktualizacja 2 ( od 6min.!) ; Jest początek 2016 roku, jeszcze daleko przed zasadniczymi dekonstrukcjami instytucji demokratycznych. Prof. Ewa Łętowska opowiada czym jest państwo prawa i o tym dlaczego mimo dobrego zapisu prawa i konstytucji, państwem sprawiedliwości społecznej Polska nie jest i nic nie zapowiada by takim miała się stać w najbliższej przyszłości.

Aktualizacja 3… sierpień 2017 , kilka uwag Prof. Ewy Łętowskiej na temat trzech ustaw porządkujących sądy powszechne. Polska jest już po fali protestów skierowanych przeciwko działaniom rządu większościowego, po aferze z Trybunałem Konstytucyjnym, po zignorowaniu przez władzę kilku ogólnopolskich inicjatyw ustawodawczych, mimo obietnicy, że żadnej nie wyrzuci do kosza bez pochylenia się nad nią całego parlamentu, a także po referendum w sprawie 6-latków i licznych petycjach w sprawie deformy edukacji. Rząd twierdzi, że Polska powstaje z kolan, że reformy przeprowadzone przez niego naprawiają wszystko: sądownictwo, środowisko naturalne, energetykę, rolnictwo, edukację, szkolnictwo wyższe, siły zbrojne, opiekę zdrowotną, ale my tu, poza Warszawką i z poziomu zwykłego obywatele widzimy zupełnie coś innego.

                                                                                  DSCN2152

Preambuła w oryginalnym brzmieniu

Preambuła bez pułapek i ukrytych furtek

Rozdz. 1. Rzeczpospolita

Uwagi do rozdz. 1.

Teatr na Wiejskiej 10

„Antyszczepionkowcy na prezydenckich salonach. Przedstawiciele pałacu nie powinni spotykać się z proepidemikami „

Niedorzeczność tej sugestii rodzi z kolei inne pytanie – Czy Pani Premier Ewa Kopacz powinna nagrodzić doktorat ks. Hołdy jako wybitne osiągnięcie naukowe w 2015 roku?

Pytanie jest retoryczne. Wszystko co się dzieje na Wiejskiej i Alejach Ujazdowskich ma wymiar polityczny. Dlaczego mielibyśmy podnosić larum z powodu spotkania ministra w kancelarii Prezydenta RP z ruchem Stop Nop , a przyjmować ze spokojem posunięcia Pani Premier Ewy Kopacz, które są jeszcze bardziej bulwersujące?

I jeśli już miała bym porównywać te dwa zdarzenia i ocenić, które z nich jest bardziej niestosowne, a implikacje poważniejsze, to palmę przewodnią przyznałabym jednak Pani Premier…

Albo zapytam inaczej – co jest niestosownego w wysłuchaniu przedstawicieli ruchu społecznego, który działa legalnie na terenie RP?

Bo, abstrahując od tego czym jest ten ruch, kto go finansuje, jakie ma cele i jak poważne są następstwa ich działalności, jest to ruch reprezentujący niepokój niektórych obywateli, którzy to obywatele nie godzą się na przymus systemowy. Proszę mnie poprawić jeśli się mylę, ale wygląda na to, że Stop Nop – to organizacja, upominająca się o poszerzenie zakresu swobód obywatelskich – chcą wolności wyboru. Czy taką wolność, odpowiedzialne za politykę zdrowotną państwo, może im przyznać, to już całkiem inna sprawa.

Jeśli pro-szczepionkowcy czują się zagrożeni i nie mają pewności czy parlament RP utrzyma swoje nieugięte stanowisko w sprawie obowiązkowych szczepień, już dawno powinni się organizować w lustrzany ruch i walczyć o utrzymanie systemu. Tym bardziej teraz, kiedy słychać tu i ówdzie, że wszyscy ludzie prezydenta jak i sam ruch Stop Nop, czerpią natchnienie do działania z tego samego źródła.

Ale, nie wnikając w szczegóły, nie grzebiąc się w tym wszystkim co stoi za fasadą organizacji Stop Nop, trzeba sobie zadać pytanie o to, co jest kością niezgody, czyli tak naprawdę jakie i czyje interesy ścierają się tak mocno, że nie ma w tym sporze wolnej przestrzeni dla poluźnienia tego klinczu, w którym strony trwają już od lat.

Na poziomie racjonalnej dyskusji, można by powiedzieć, że stoją naprzeciwko siebie dwa identyczne argumenty tj. dobro dziecka , z tym, że każda ze stron widzi je przez inne szkiełko i oko. Anty- szczepionkowcy stają w obronie jednostkowego interesu domniemanego dziecka, które może być potencjalną ofiarą powikłań poszczepiennych, zaś pro-szczepionkowcy zasłaniają własną piersią całe tłumy maluchów, które dzięki systemowi szczepień obowiązkowych mogą być skutecznie chronione przed groźnymi w skutkach chorobami epidemicznymi. Obie postawy nacechowane są brakiem empatii w stosunku do „dzieci” przeciwnej strony, obie samolubne są i wysoce nieetyczne. Obie też są nieracjonalne.

Jaki jest zatem racjonalny argument w tym sporze?

Jest jeden, bezdyskusyjny, namacalny i oczywisty dla każdego – że dzięki ogólnoświatowemu systemowi obowiązkowych szczepień wypleniliśmy epidemie i pandemie chorób, dziesiątkujących liczebność populacji. Jedyny kontr argument, tyleż racjonalny ile niehumanitarny, jest taki, że, biorąc pod uwagę iż świat jest mocno przeludniony, okresowe pandemie mogłyby być regulatorem liczebności populacji. Obrzydliwy argument? Oczywiście,że tak!

AA9

I teraz dopiero można się zacząć zastanawiać co powoduje tak silną determinację ruchów anty-szczepionkowych, że przeżywamy już trzecią jego falę na świecie. I to mimo, że każdy argument przeciwko szczepieniom jest systematycznie rozbierany na czynniki pierwsze i sprowadzany na półkę z falsyfikatami. Już dawno rozbrojone argumenty powracają jak bumerang w każdej dyskusji na ten temat. Co sprawia, że anty-szczepionkowcy są tak dalece nieprzemakalni?

I nie ma się co oszukiwać – spór będzie trwał także wtedy, gdy szczepionki zostaną idealnie oczyszczone, a skuteczność ich działania będzie stu-procentowa!

Szukając odpowiedzi na to pytanie zanurzyłam się w historii ruchów anty-szczepionkowych. Być może to, co tam znalazłam, w jakiś sposób wyjaśnia siłę tego ruchu, także fakt, że jest to ruch o zasięgu ogólnoświatowym i również to, że zawsze skupiał w swoich szeregach ludzi podatnych na fanatyzm. Fanatyzm, bo ludzie ci raczej wierzą niż wiedzą i są odporni na racjonalne myślenie.

Cóż więc czytamy w historii tego ruchu; np., że:

Doktor James Kirkpatrick w swoim dziele z 1761 roku The Analysis of Inoculation: Comprizing the History, Theory, and Practice of It: with the Occasional Consideration of the Most Remarkable Appearances in the Small Pocks, opisał sprzeciw duchowieństwa wobec szczepień ‒ miały one być buntem wobec woli Boga, karanym wiecznym potępieniem.” Źródło

Jak to zgrabnie wpisuje się w ciąg wydarzeń z polskiego podwórka … np. w taką deklarację wiary lekarzy… Tam też stoi jak byk, że ciało ludzkie podlega wyłącznie boskiej jurysdykcji.

AAA6

I pozwolę sobie przypomnieć Państwu, że następujące po sobie, z dużą niekiedy częstotliwością, kolejne epidemie dziesiątkujące populację – były zawsze z radością wykorzystywane przez KK do straszenia maluczkich potęgą bożej mocy karania grzeszników… Dopiero po tych wyjaśnieniach i historycznych źródłach szaleństwa anty-szczepionkowego, można z czystym sumieniem zacząć się poważnie obawiać wizyty Stop Nop w pałacu prezydenckim.

Prezydent Duda, jak pokazały wydarzenia ostatnich tygodni, to nie jest jakiś tam „prezydencina” wszystkich Polaków. To pomazaniec boży i pokorny sługa kościoła. Gdybym była na jego miejscu przyjęłabym delegację Stop Nop, bo tak powinien postąpić urzędnik państwowy w demokratycznym państwie, podpisałabym nowy kalendarz szczepień i spokojnie napawałabym się efektem takiego zabiegu podwójnie PR-owskiego.

A5

Następnie gorąco bym się modliła, żeby opozycja  projekt zablokowała , dzięki czemu naród zobaczyłby jacy oni źli a prezydent dobry – szkoda, że nie ma większej władzy i możliwości wpływania na politykę państwa! – cyk! i mamy wzrost poparcia dla nowej koncepcji Ustawy Zasadniczej- Konstytucji, rozszerzającej znacznie uprawnienia prezydenckie.

Bo wszystko czego jesteśmy świadkami to tylko polityczny teatr. Widownia to my – obywatele. Pamiętajmy, że aktorzy to tylko ludzie pod gruba warstwą szminki i pudru, a role wykute na blachę… Po zakończeniu przedstawienia umyją się i wyjdą wszyscy razem do pobliskiego pubu… a może do kościoła?

Dziękujemy Frondzie…

Nie tak dawno polecaliśmy Waszej uwadze znakomitą pozycję wydawniczą Naszej Księgarni zatytułowaną „Elementarz; Poczytam Ci Mamo” autorstwa Beaty Ostrowickiej. Zauważyła ją także Fronda – i z właściwą sobie ignorancją zechciała ją shejtować. Ponieważ mamy do Frondy szczególny sentyment, tym razem nie będziemy kopać leżącego.

Natomiast podziękujemy Frondzie, za zwrócenie naszej uwagi na szczególne walory tej książeczki. Bo nie jest to zwyczajna książka. Nie czyta się jej dla rozrywki, ani zabicia czasu, tym bardziej na dobranoc. Jest bowiem pozycją z którą pracuje się z dzieckiem w procesie nauki czytania i pisania. Ale to nie wszystko. Poza walorami czysto edukacyjnymi, ma ona także walor społeczny – uczy tolerancji, zapoznaje z sytuacjami trudnymi, opisuje życie ludzi bez zniekształceń ideologicznych, nie wyklucza, nie stygmatyzuje nikogo i niczego.

Nie straszy, nie budzi poczucia winy, daje poczucie bezpieczeństwa emocjonalnego… Można śmiało zaryzykować twierdzenie, że może się okazać terapeutyczna , zwłaszcza dla dzieci wrażliwych, które już zetknęły się z nauką religii w przedszkolu i pierwszych klasach szkoły podstawowej – bo nie wiem czy Państwo Rodzice posyłający swoje pociechy na te zajęcia wiedzą, że generują one całą gamę napięć, psychicznych niepokojów, lęków i poczucia winy właśnie.

Szczerze polecamy i cieszymy się, że nakład jest wyczerpany i będzie dodruk- bo to znaczy, że wiele dzieci już dostało , a kolejne dostaną wkrótce szansę na poważne traktowanie ich potrzeb emocjonalnych. A Rodzicom, którzy są już w posiadaniu tej książki – gratulujemy trafnego wyboru i życzymy owocnej pracy z dziećmi.

czyta

Dziękujemy Frondzie za czujność! Cześć i czołem!

Od słowa do słowa…

Jestem w takim wieku, że bliżej mi do końca niż dalej. Ze smutkiem konstatuję po raz kolejny, że przyjdzie mi zmierzać do kresu horyzontu zdarzeń, z nieustająco, i coraz niżej opadającymi rękoma. Wczoraj poznałam kolejną, miłą osobę przed trzydziestką, płci żeńskiej. Od słowa do słowa doszłyśmy do tematu aborcji…

Pomijając zbyt wysoki poziom adrenaliny, upał nieludzki i ogólny stan zmęczenia materiału, udało mi się skrzepić na tyle, by zamoczyć papierek lakmusowy w świecie pojęć i wyobrażeń młodej kobiety, na ten cholerny, niestosowny w niedzielny wieczór, temat. Wynik? Wskaźnik wyraźnie pokazał niski stan świadomości w kilku obszarach. Po pierwsze brak wiedzy z zakresu edukacji seksualnej. Po drugie silnie barbimanifestowane przekonanie o roli kobiety, jej obowiązkach, jej winie, jej NATURALNEJ bezmyślności i niezdolności do stanowienia o sobie. Młoda kobieta, u progu samodzielnego życia, uważa, że MUSI istnieć ustawa kontrolująca prokreację, odbierająca jej prawo do samostanowienia o swoim życiu i zdrowiu. Sprawiała wrażenie, że jeśli by tej ustawy nie było, to nie wiedziałaby co ma zrobić ze swoją wolnością, nie potrafiłaby zaplanować swojej przyszłości. Dziecko we mgle po prostu!

Oczywiście to moja interpretacja tego co powiedziała. Tak naprawdę usłyszałam NOWOMOWĘ w retoryce kościelnej. Na początku od razu zostałam poinformowana, że moja rozmówczyni nie jest za aborcją. Tu moja reakcja była błyskawiczna- sprostowałam, że nie znam nikogo , kto byłby za aborcją; nie można być za aborcją; nie jesteśmy w Chinach…!  Ponieważ minę miała niewyraźną, zrozumiałam, że nie wie iż w Chinach aborcję wykonuje się z mocy ustawy, i że jest to ten sam rodzaj przemocy systemowej wobec kobiet co i w Polsce, ergo, ten sam polityczny i gospodarczy interwencjonizm tylko odwrotnie skierowany – tam akurat na ograniczenie przyrostu naturalnego.

Ponieważ jestem wyczulona na prawa człowieka, kiedy po raz kolejny mam przed sobą „ofiarę” indoktrynacji, muszę walczyć z emocjami, powstrzymywać wybuchy, panować nad głosem. Partner

dopełnienie4kobiety, a mój dobry znajomy,  oddalił się do baru sączyć kolejne piwo, a ja, nabrawszy powietrza do płuc, na jednym wydechu zapytałam kontrolnie o kilka drobiazgów wokół tematu. I tak np.: na pytanie – po co w ogóle ustawa antyaborcyjna, usłyszałam :

jakby ustawy nie było, to kobiety używałyby aborcji zamiast antykoncepcji, jak się uprawia seks to MUSI się ponosić konsekwencje, MUSI się brać pod uwagę, że może z tego być dziecko; ta ustawa CHRONI /sic! ?/ kobiety przed zmuszaniem ich do aborcji, – poleciała mi księdzem Oko w wersji soft.

Przetrzymałam… nie naskoczyłam… byłam dzielna. Najpierw od razu lekko skarciłam nazywanie zapłodnionego jaja, tudzież nawet kilkutygodniowego zarodka, dzieckiem. Oczywiście zastosowała obronę ostateczną

Mam na ten temat inny pogląd…

Oczywiście masz prawo do własnego poglądu- dlaczego ja tego prawa mam nie mieć?

Dziewczę zamrugało rzęsami, zdezorientowane ciut…

Oczywiście, że masz tak samo  jak ja!

Czyżby?! Jesteś pewna? Ustawa antyaborcyjna nie uwzględnia poglądu naukowego, którym się kieruję. Uwzględnia jedynie słuszną DOKTRYNĘ kościoła katolickiego w tym temacie. Czym innym jest „prawo do” a czym innym bezwzględny „zakaz do” . W tym pierwszym przypadku każdy może postępować według własnego światopoglądu – nikt ci nie nakazuje niczego, sama decydujesz o sobie. W tym drugim , WSZYSTKIE kobiety podlegają ustawowej kontroli prokreacji i nikogo nie obchodzi co ty, czy ja myślimy na ten temat. Nikt też nie łamie sobie głowy jak się z tym czujemy, jak poukładamy sobie życie, ile to będzie nas kosztowało psychicznie, skąd weźmiemy środki na utrzymanie jeśli nie mamy pracy ani mieszkania, jeśli jesteśmy w trakcie studiów… itd.itp.

Państwo podpuszczone przez KK traktuje nas przedmiotowo, jak wynajęty inkubator. Mówisz, że trzeba brać taki scenariusz pod uwagę, jeśli się idzie z chłopakiem do łóżka? No trzeba, to prawda, ale ludzie przede wszystkim uprawiają seks, nie w celach prokreacyjnych, tylko dlatego, że się kochają, albo mają na seks ochotę – wszystko jedno – robią TO, bo poza wszystkim  TO jest bardzo ważna sfera życia, i zwyczajnie przyjemność. A antykoncepcja nie dość, że droga, wymaga wizyty u ginekologa, bo musisz zdobyć receptę, to jeszcze od czasu do czasu okazuje się być… nieskuteczna.

Młoda kobieta tryumfalnie:

-Antykoncepcja obniża poziom przyjemności, obniża libido kobiecie i seks sprowadza do czynności mechanicznych.

To nie jest prawda, ale zostawmy to – zapewne wiesz lepiej, zapewne przećwiczyłaś to na sobie i wiesz co mówisz prawda? Ok. A słyszałaś o przemocy domowej? O gwałcie małżeńskim? Nie? No to posłuchaj…

-Nie, dziękuję.

Teraz pojechała mi wróblem dopełnienie5

kobieta takiego partnera powinna pogonić od siebie…

Zapewne zrobisz to,  jak ci się taki wybrakowany facet trafi, zapewne zostaniesz z tą dwójką, trójką, a może już piątka dzieciaków, skażesz je na łaskę opieki społecznej, albo poddasz się wyrokowi sądu rodzinnego, który orzeknie twoją niezdolność do skutecznej opieki nad dziećmi, co będzie równoznaczne z tym, że twoje dzieci trafią do bidula, może nawet do takiego prowadzonego przez Boromeuszki…

Ta młoda kobieta mnie nigdy nie polubi. Trudno. Nie mając już nic do stracenia poinformowałam ją grzecznie, że teraz właśnie prof. Chazan, wraz z grupą aktywistów Pro-life, zebrał 100 tysięcy podpisów pod obywatelskim projektem bezwzględnego zakazu aborcji. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że ich

dopełnienie2ukochany prezydent Duda, oraz watykańscy posłowie klepną ustawę, nie pochylając się nad nią, nade mną ani tym bardziej nad kilkoma setkami kobiet gwałconych rocznie > same sobie winne ), ani też tymi dla których ciąża jest zagrożeniem życia i zdrowia > widocznie bóg tak chciał ),  nie wspominając już o tych nieszczęśnicach, które będą nosiły w swoim łonie płody niemające żadnych szans na przeżycie… >i  znowu bóg ma swoje powody, nie nam to oceniać… ), nieprawdaż? I w ogóle to fajnie, że będziemy mieć taką ustawę – po co komu takie decyzje – przerwać czy donosić i urodzić nieplanowane, niechciane? Jest ustawa, nie ma wyjątków, nie ma dylematów… mina mojej rozmówczyni bezcenna.

Znajomy wraca, patrzy na swoją partnerkę, na mnie, znowu na nią i pyta:

– Coś ty jej znowu nagadała co?

– Ja? Nic takiego, o co ci chodzi? Że ma taką minę? Chyba mi zazdrości, że jestem za stara, żeby zaliczyć wpadkę. Miłego wieczoru kochani…

 Świadomość młodych kobiet w Polsce na temat prokreacji , wolności wyboru własnej drogi, prawa do samostanowienia, prawa do równego traktowania, do przestrzeni wolnej od przemocy, prawa do edukacji, antykoncepcji, do szczęścia wg. własnych upodobań i wyobrażeń, jest mniej więcej taka jak tych niqabmuzułmanek z czarną szmatą na głowie i kratą przed oczami, które twierdzą, że dzięki temu przebraniu czują się bezpieczne!

Zrzucanie na kobiety winy za to, że mężczyźni czują na ich widok pożądanie, stawianie kobiet pod pręgierzem ciągłej oceny , wmawianie im, że z powodu menstruacji nie są zdolne do wykonywania fuchy prezesa korporacji, a jedyną droga spełnienia jest macierzyństwo, to efekt tej, na nowo obecnej w naszej zbiorowej podświadomości, koncepcji, wedle której Adam dominuje, a Ewa, jako że z jego żebra, to musi podlegać, zgadzać się, ustępować, być głupsza i podporządkowana. To się ładnie nazywa niekiedy – dopełniającą rolą kobiety… Oczywiście już dawno wiadomo, że to bzdura, ale odkrywam, z rosnącym niepokojem, że młode kobiety, piętnastego roku XXI stulecia, tego nie wiedzą.

W przeszłych wiekach, na długo przed ruchami feministycznymi, kobiety wprawdzie nie miały praw wyborczych, nie mogły dziedziczyć majątku, ani studiować na wyższych uczelniach, ale w odróżnieniu od mojej rozmówczyni, MIAŁY ŚWIADOMOŚĆ swojej rzeczywistej inteligencji i  posiadanego potencjału; nadto dość często posługiwały się tym pierwszym i wykorzystywały to drugie. Więc co się stało ? Wyrosło nam całe pokolenie napakowane substytutem tożsamości? Za chwilę zderzy się z rzeczywistością i niestety będzie bolało. A łajba dalej płynie bez trzeźwego sternika… Ciekawe kiedy i na czym się wyłoży do góry dnem. Ale o co ja się trapię – przecież bliżej mi już niż dalej!

dopełnienie

Przemyślenia po „cyrku motyli”

” Cyrk motyli ” wzrusza bo pokazuje piękną fikcję o ludziach. Jesteśmy zwierzętami stadnymi, co akurat w odniesieniu do ludzi wyraża się min. w tym, że człowiek jest mocno zależny od tego jak go widzą inni ludzie. Przeglądamy się w oczach innych jak w lustrze. Tylko najwięksi myśliciele i ekscentrycy potrafią być w dużej części niezależni od opinii, co nie znaczy, że są w tym szczęśliwi. I zdecydowanie wolę takie filmy o fikcji, która czegoś uczy, porusza jakieś struny wrażliwości i uruchamia empatię, niż spektakle z udziałem naszego bohatera urządzane w realu; spektakle, w których sprzedaje się także fikcję, ale tym razem fikcję szkodliwą. Przewodnią myślą tych show jest, że wystarczy powierzyć swoje życie Jezusowi, zaufać mu, oddać mu swoje życie, a będzie pięknie, życie nabierze sensu itp. bzdury.

Przemyślenia na gorąco…

Przyjrzyjmy się jaki sens ma teraz życie naszego bohatera – ano taki, że jeździ i głosi, robi czysty marketing chrześcijański, zdobywa wyznawców, nawraca wątpiących. Korporacja ceni swoich marketingowców i dba o nich, przynajmniej dopóki są przydatni i dobrze robią swoją robotę. Kto z nas nie jest świadomy, że reklama kłamie? wszyscy wiemy, że to jedna wielka ściema. Ale i tak podlegamy jej wpływowi, czarowi, wdrukowaniu w pamięć. To są wszystko ograne metody, niestety wciąż skuteczne.

Najgorsze jest to, że ponieważ świat, ludzie, organizacje nie mają dla ludzi dobrej oferty, alternatywnej koncepcji rozwoju osobistego, to takie show zawsze dobrze się sprzeda. Trudno nazwać szkolenia coachingowe, czy inne pseudonaukowe NLP-i, prawdziwą alternatywą – to są dokładnie takie same i tak samo szkodliwe spektakle, jak te chrześcijańskie, zbiorowe szaleństwa wokół nonsensu boga. Społeczności zalane skondensowaną bzdurą są łatwe do przesterowania, do posłużenia się nimi w określonych celach- metoda stosowana od wieków, naprawdę stara jak sam świat. W historii ostatniej, współczesnej, na tej zasadzie kieruje się zachowaniami ludzkimi, w szeroko pojętym konsumpcjonizmie, integryzmie, wyścigu szczurów, a także szczuje się całe wielkie grupy ludzkie przeciwko sobie… To różne oblicza tego samego ciemnego zatęchłego zaułka, o którym wyżej wspominałam.

anthony_robbins_stage

Co w tym złego? Ano wiele- np. Irlandki pod wpływem bardzo skutecznej kampanii reklamowej od lat nie karmią dzieci piersią, porzuciły trud karmienia na życzenie , karmienia zgodnie z potrzebami niemowląt, na rzecz sztucznych mieszanek, po których rosną dzieci jak na drożdżach, są grube i dużo częściej chorują przewlekle na różne choroby układowe. Podobnie jest z tymi show naszego bohatera. Czyli zawraca ludzi z drogi poznawczej, zakłada im okulary wiary w nonsens, buduje tandetny substytut szczęścia, publika się wzrusza, nabiera wiary i…? I wraca do ponurej rzeczywistości, do życia, w którym nic się nie zmieniło. Nie tędy droga.

A co mają powiedzieć setki, tysiące chorych, okaleczonych, którymi nikt się nie interesuje, którzy są pozostawieni sami sobie? Czyżby nasz bohater mówił im – zróbcie coś z sobą, nauczcie się zadziwiać ludzi tak jak ja , a może któryś z was załapie się na moją fuchę? Nie! On tego im nie mówi. On opowiada o sobie prawdziwą historię , ale pomija teraźniejszość, a w tle cały czas stoi przy nim Chrystus. I o tą milcząca obecność Chrystusa mi chodzi- jego opowieści byłyby inspirujące, gdyby nie ten chrześcijański anturaż. Bo akcent przenosi się z autentycznego trudu, potu i znoju – czyli z tego wysiłku, jaki człowiek musi włożyć w swój autentyczny rozwój, na ideologię chrześcijańską, ergo, nic nie znaczę bez jego wsparcia i pomocy, bez wiary niczym jestem. A to jest horrendalne kłamstwo. A tak na marginesie – to nie Chrystus dał mu wiarę w siebie, tylko bardzo troskliwi i kochający rodzice… gdzieś ten fakt się jakby rozmywa prawda?

Ten sposób myślenia wciska się obecnie, we wszystkie dziedziny ludzkiej twórczej pracy. np. teologia w Polsce cieszy się ostatnio statusem nauki!! Mówi się coraz głośniej, że zdobycze nauki to efekt natchnienia Ducha św.! Tak sobie z osiągnięciami nauki radzi Watykan. Zamiast walczyć z nauką po prostu ją sobie zawłaszcza i nie mówi już dziś, że Ziemia jest płaska, tylko, że wszystko czego człowiek dokona odbywa się z namaszczeniem boskim. Ostatnio dowiedziałam się, że dokonałam cudu z uzębieniem pewnego pana z kręgu różańcowego, dzięki jego modlitwom do Ducha św.! Rachunek wystawiłam zupełnie realny i bolesny jednocześnie. Zaleciłam, żeby na wszelki wypadek, oprócz modlitwy jednak dbał o efekt mojej pracy, albowiem wszelkie uszkodzenia i patologie również będą kosztowne.

Nie można odbierać ludziom prawa do satysfakcji z ich wysiłku, z ich życia, to jest przecież ich wysiłek i ich życie. To co propaguje bohater filmu na swoich show, to nic innego jak odbieranie człowiekowi siły sprawczej, kontroli nad własnym życiem. To nie jest podawanie im pomocnej dłoni. Jak podaje się pomocną dłoń pokazuje nam film – fikcja, ale pokazuje prawidłowy tok rozumowania i sposób pomagania potrzebującym akceptacji i poczucia sensu. Budowanie czegokolwiek na podstawach wiary to ślepa uliczka i może zaprowadzić tylko w ślepy zatęchły zaułek.

 

Elżbieta Kunachowicz

Elżbieta Kunachowicz

Seks – straszne słowo!

Przestudiowałam podręcznik pani Król, nomen omen królujący w szkołach od kilku już lat i straciłam cierpliwość. Zdejmuję więc białe rękawiczki i dzisiaj polecę prosto i łopatologicznie na temat systemowej edukacji dzieci i młodzieży w zakresie… no właśnie już na tym etapie widzę problem.

Zacznę więc od początku czyli od zadania sobie i Wam pytania – z jaką wiedzą powinni wchodzić w życie 15-latkowie? Dlaczego 15-latkowie? Ano dlatego chociażby, że prawo mówi, że 15 letnia dziewczyna może uprawiać seks. Jednocześnie nie może ona decydować na temat swojego światopoglądu, a jeśli zajdzie w ciążę nie ma prawa decydować na temat swojego dziecka. Stawiam te trzy zagadnienia prawne obok siebie, żebyście zobaczyli wyraźnie, oczywistą sprzeczność i brak konsekwencji już na etapie prawa stanowionego. To tylko taka dygresja na marginesie bieżącego tematu.

9806_516562721817071_2184111716205713733_nNie mam ochoty dzielić włosa na czworo i nie będę się zastanawiać jak na powyższe pytanie odpowiedziałaby ortodoksyjna para rodziców katolików, agnostyków, pary mieszane, rodzice bez związku sakramentalnego, czy para lesbijek wychowująca dziecko jednej z nich. Bo tak naprawdę guzik mnie to obchodzi. Identyfikuję się z hasłem : „wszystkie dzieci są nasze” i zgadzam się z zasadą, że to państwo wyznacza standard edukacyjny – mam na myśli oczywiście pewien zdrowy standard, wyznaczany przez zdrowe państwo.

Nasze takie nie jest – to także oczywiste, stąd pojawiają się tu i ówdzie na skrajnej prawicy i wśród liberałów – gawędziarzy pomysły, by to rodzice decydowali gdzie i czego będą się uczyły ich dzieci- ich własność. Ludzie o takich poglądach i takiej świadomości nigdy nie pogodzili się z literą Konwencji Praw Dziecka , w której wyraźnie zostali nazwani opiekunami z całą listą obowiązków, i która odebrała im władzę rodzicielską, a dzieci obdarzyła podmiotowością z prawem do decydowania w wielu kwestiach np. światopoglądowych. Staram się rozumieć ich frustrację, ale nadal ważniejsze jest dla mnie dobro dzieci, i wobec powyższego stoję murem przy dzieciach.

Wracając do tematu – nastolatki – chłopcy i dziewczęta, powinni zostać wyposażeni przez szkołę w kompetencje społeczne m.in. dotyczące zasad budowania prawidłowych relacji międzyludzkich – to raz, a dwa – w kompendium wiedzy na temat budowy, funkcji i patologii narządów płciowych. Nauka dysponuje ogromną wiedzą z tego zakresu, liczne , bardzo dobre wydawnictwa zalegają na półkach księgarskich i nie wiedzieć czemu grzeją ławę, zamiast zamieszkać w każdym domu. No, ale nikogo się nie zmusi do czerpania z tego źródła. Jedyna więc nadzieja w szkole publicznej?

A co się serwuje w tej szkole? Zobaczcie sami – tu. Odsyłam Was do artykułu, który przytacza kilkanaście cytatów z podręcznika do WDŻ i bardzo łagodnie je analizuje… Mnie się cisną na usta niecenzuralne wyrazy – więc pozwolę sobie zmilczeć.

Seks – to jest to straszne słowo. Rodzice obchodzą je szerokim kołem, nastolatki obojga płci pragną poznać, sprawdzić co to takiego, jak smakuje, jak się TO robi. Rodzice milczą jak grób, młodziaki kombinują jak temat ugryźć bez konsekwencji. Tymczasem szkoła zamiast pomóc jednym i drugim, nie tylko podtrzymuje tabu, ale jeszcze dodatkowo, skażona skrzywieniem klerykalnym, buduje wokół tej ważnej sfery życia, zasieki złożone z kupy bzdur, ubranych w zdania o charakterze twierdzeń naukowych,  utrzymanych w retoryce kościółkowej, oraz z pozorów troski, z upchanych, wszędzie gdzie się da, stereotypów, półprawd i sentencji, których ciężar gatunkowy wyznacza drastyczny język proliferski. Co to ma być!? SYSTEMOWA DEZINFORMACJA?! Tak nie przygotuje się młodzieży do podjęcia odpowiedzialnego życia , w tym odpowiedzialnego rodzicielstwa. W taki sposób można jedynie wyprodukować pokolenie ogłupiałych frustratów, z zaburzeniami seksualnymi, z których nerwica natręctw, to najlżejszy z możliwych stuków.

e19caecb602c435e962b589cb0a1af9f_pgi

Zatem zawartość merytoryczna podstawy programowej, to powinna być wiedza – rzetelna wiedza, a nie „pitolenie” rodem  z siedemnastego wieku z podręczników dla panien na wydaniu. Chłopak nie ma się domyślać co się z nim dzieje kiedy dojrzewa, on ma wiedzieć, z wyprzedzeniem, co będzie się z nim działo. I podobnie dziewczyna – ma posiadać wiedzę na temat czekającej ją pierwszej miesiączki, i o faktycznych warunkach swojego dojrzewania – które wraz z pierwszym krwawieniem nie kończy tego procesu, a zaledwie zaczyna.

Niech się nauczycielki i klechy douczą – powiem tylko, że rzetelna edukacja, oparta na wiedzy naukowej, skutecznie motywowałaby, zwłaszcza dziewczyny, do głębszego namysłu przed podjęciem życia seksualnego. I wcale nie z powodu dziewictwa, jako „skarbu” wnoszonego do małżeństwa, i nie ze względu na opinię „łatwej”, co wg KK zmniejsza jej atrakcyjność na rynku matrymonialnym. Młodzież od dawna ma to w nosie. Ale obficie owłosiona dziewczyna, ze skórą trądzikową z pewnością nie czuje się atrakcyjna – prawda? No to teraz macie zagwozdkę – do książek ! Ciemnogrodzie jeden z drugim! Podpowiem – szukajcie w rozdziałach na temat prawidłowego rozwoju i dojrzewania gonad.

Powiem Wam dlaczego tak się wkurzyłam na panią Król, obecnego Ministra Edukacji i byłego – Giertycha, na rodziców i nauczycieli… Eksperymentują na żywym organizmie młodego pokolenia. Manipulują ich emocjami. Popychają ich do przedwczesnej inicjacji seksualnej najczęściej poprzez uprawianie seksu analnego i oralnego, z wszystkimi tego konsekwencjami- pisałam już o tym i nie zamierzam się powtarzać. To co robią dorośli, dla osiągnięcia niezrozumiałego dla mnie celu, to grzech zaniechania – pozwolę sobie użyć słowo z zasobu pojęć kościelnych – więcej – to grzech ciężki, a nawet śmiertelnie groźny w skutkach. Droga Pani Minister – to jest zwyczajnie przestępstwo systemowe, a nie edukacja. Ten podręcznik, z jego zawartością „merytoryczną” to nie podręcznik do WDŻ, tylko „ Obiecanki, cacanki dla naiwnych katolików”

Bo jak dzisiaj pozwolimy nakłaść dzieciakom do głowy bzdur, to jutro nasza cnotliwa córka wyda się dziewicą za równie dziewiczego młodzieńca. Zakładając, że bez problemów podejmą życie seksualne, urodzi mu piątkę dzieci. Następnie będzie miała dużo szczęścia, jeśli ten „siewca” nie zauważy ile pięknych łąk jest do zaorania – nie każdy potrafi być Terlikowskim – większość zauważy, że po trzech pierwszych latach pożycia, spada libido, seks nie bawi, a małżonka już nie jest jego królową, i zaczną się „nocne loty” – najpierw przed zaśnięciem, potem w biurze, albo na zapleczu magazynu… to nie trywializacja! Takie jest życie, kiedy ludzie nie potrafią budować ciekawych relacji i wzbogacać swojego związku o „wartość dodaną”- to wymaga pracy i sporej kreatywności. Potrafią to robić tylko ci, co wiedzą czym jest szacunek do partnera i jakie walory ma stały, dobry, harmonijny związek, bez patologii nadużyć, wykorzystania seksualnego i przemocy w jakiejkolwiek postaci.

Ludzie się zakochują w sobie, pobierają lub zawiązują nieformalny związek – wszystko jedno. Dojrzali ludzie wiedzą, że może się związek wypalić, że może się stać coś nieprzewidywalnego, że „panta rei” i nie ma zlituj się – trzeba podejmować dojrzałe, czasem bolesne dla obu stron decyzje. Wmawianie młodzieży, że jak ona będzie przeczysta , on prawiczek, oboje wierzący – obowiązkowo w TEGO boga co trzeba – to życie będzie proste i nieskomplikowane, pełne miłości i szczęścia – to jest odbezpieczanie granatu z opóźnionym zapłonem, za to w 100% eksplozja będzie bolała.

Religia w szkoleWiększość z nas zdaje sobie sprawę z tego, że edukacja w Polsce stała się kartą w grze politycznej. Pytam się Was – rodzice dorastającej młodzieży i tych maluchów, co dopiero zaczynają terminować w przedszkolu – zostawicie swoje dzieci w spoconych łapach niedojrzałych emocjonalnie, starych chłopczyków i zdewociałych, niezamężnych ciotek? Czy sięgniecie po odpowiednią literaturę oraz opracowania naukowe z tego zakresu i podejmiecie temat z waszymi córkami i synami na odpowiednim poziomie? Szkoła jeszcze długo tego za Was nie zrobi. W okupowanej Polsce czas rozpocząć tajne komplety – zresztą nie tylko w kwestii, którą tu omawiamy. Nim to państwo zacznie długotrwały proces zdrowienia, a wierzę, że tak się stanie, musimy ponieść kaganek oświaty samodzielnie. Sorry.Taki mamy klimat…

 

PS.: Pani Król w swoim podręczniku odradza dziewczynom chadzać do ginekologa – w świetle odrzucenia aktu oskarżenia p. Chazana, przypadkiem  częściowo się z nią zgadzam – do takich fachowców lepiej nie zwracać się po poradę .

Elżbieta Kunachowicz

 

 

 

Ćwiczenia z ateizmu

Ćwiczenia z ateizmu (część 23) . „Podręczniki do religii. Co wyjaśnia teologia?”

magic-790704_960_720

W podręczniku czytamy, że duża część filozofii ostatnich trzystu lat to ataki na religię i „zastępowanie jej światopoglądem naturalistycznym, który całkowicie eliminuje wyjaśnienia teologiczne”. Tak jest rzeczywiście. Naturalizm to dziś bardzo ekspansywny światopogląd, a eliminowanie wyjaśnień teologicznych odbywa się nie bez powodu. Przyjrzyjmy się.

Cytuję podręcznik religii dla liceum i technikum „Drogi świadków Chrystusa w świecie”, jezuickiego Wydawnictwa WAM, płyta DVD i notes ucznia.

Co to jest naturalizm?

Naturalizm to stanowisko filozoficzne uznające, że istnieje tylko jeden rodzaj rzeczywistości – ta, w której żyjemy i której jesteśmy częścią. Nie istnieje jakaś inna rzeczywistość, nadprzyrodzona czy boska.

universe-1044107_960_720Jak nazwać tę jedyną istniejącą rzeczywistość? Najlepiej przyrodą, czyli naturą. Obejmuje ona makro i mikrokosmos, wszechświat i cząstki elementarne, giganty i kwanty; przyrodę nieożywioną i organizmy żywe, a także doznania psychiczne i świadomość, będące pochodnymi funkcjonowania organizmów biologicznych (nie istnieją niezależnie do organizmów żywych). Mówiąc najkrócej, naturalizm uznaje, że istnieje tylko przyroda i jej pochodne, psychika i świadomość.

Z punktu widzenia filozofii naturalizm jest monizmem ontologicznym (mono– jedno; onto– byt, istnienie). Ontologia to najogólniejsza teoria bytu, rzeczywistości, istnienia. Monizm ontologiczny przyjmuje, że istnieje tylko jeden rodzaj rzeczywistości. Według monizmu naturalistycznego istnieje tylko przyroda/natura. Według monizmu idealistycznego naprawdę istnieją tylko idee, bóg, duch, świadomość.

Odmiennym stanowiskiem jest dualizm/pluralizm ontologiczny. Przyjmuje istnienie wielu rodzajów rzeczywistości. Na stanowisku dualizmu ontologicznego stoi teologia chrześcijańska – przyjmuje, że istnieją dwa rodzaje rzeczywistość: nadnaturalna (nadprzyrodzona) i naturalna (przyrodzona/przyrodnicza).

Wyjaśnianie

Na czym polega wyjaśnianie? Wyjaśnić to uczynić coś zrozumiałym, podać powód, przyczynę, powiedzieć, dlaczego coś zaszło lub ma miejsce. Np. pytamy, skąd się biorą trzęsienia ziemi. Wszelkie klęski żywiołowe frapowały ludzi od zarania dziejów. Wyjaśnienia mogą być różne. W mitologii greckiej, tworzonej przez poetów, trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów, grzmoty i błyskawice przypisywano działalności i walkom bogów.

abracadabra-484969_960_720

Wyjaśnienia teologiczne

Na czym polega wyjaśnianie teologiczne? Twierdzi się, że to lub owo sprawił Bóg. Wskazuje się na boże sprawstwo.

Warto zapytać, czy wyjaśnienia teologiczne cokolwiek wyjaśniają. Bo jeżeli nic nie wyjaśniają lub – inaczej mówiąc – dają wyjaśnienia pozorne, to nie ma się czemu dziwić, że są eliminowane i zastępowane przez światopogląd naturalistyczny.

W katechizmie i w podręcznikach mamy wiele przypadków wyjaśnień teologicznych. Ich źródłem jest przede wszystkim Stary i Nowy Testament, bardzo często cytowane. Warto pamiętać, że jeszcze w czasach Newtona (XVII/XVIII w.) Biblię traktowano jako wiarygodne źródło wiedzy o świecie. Np. Newton na podstawie Biblii obliczył wiek świata na kilka tysięcy lat i fundamentaliści biblijni do dziś powołują się na te ustalenia. We współczesnej nauce jest to nie do przyjęcia nawet jako hipoteza, bo hipoteza naukowa wymaga poważnego uzasadnienia, a tego brak.

Czego współcześnie dotyczą najczęściej wyjaśnienia teologiczne?

Bożym aktem stworzenia wyjaśnia się powstanie świata. Chociaż niektóre biblijne opisy traktowane są jako przenośnie, to samo stworzenie świata przez Boga podawane jest jako wiedza prawdziwa.

Czy wyjaśnienie to da się obronić? Nie, na jego poparcie brak wiarygodnej argumentacji. Równie dobrze można uznać (wierzono tak w starożytnej Grecji), że świat istniał wiecznie i nie został przez nikogo stworzony.

Opowieści o stworzeniu świata mamy w różnych religiach tysiące. Nie sposób uzasadnić, dlaczego właśnie wyjaśnienia podawane przez chrześcijańskich teologów miałoby być prawdziwe. Wyjaśnienia religijne nie opierają się na wartościowej wiedzy. Lepiej uczciwie powiedzieć, że nie wiemy, jak świat powstał, czy może w jakiejś postaci istniał wiecznie, niż przyjmować religijne interpretacje.

A teologiczne wyjaśnienia dotyczące końca świata, podawane w katechizmie i podręcznikach, to – chciałoby się powiedzieć – całkowity odlot, fantastyka. Chrystus ma ponownie zstąpić na Ziemię, osądzić ludzi, po czym z bożej woli świat na zawsze przestanie istnieć. Jak czytamy w podręczniku, będzie to „absolutnym zakończeniem ciągu wydarzeń historii i czasu”. Teolodzy i podręczniki nie traktują biblijnego opisu końca świata jako metafory. Wszystko ma nastąpić realnie. Starożytną mitologię religijną podaje się jako rzekomo prawdziwą wiedzę o świecie.

paradise-146120_960_720A oto inny przykład teologicznych wyjaśnień. To, że ludzie doświadczają cierpień, chorób i są śmiertelni, wyjaśnia się grzechem pierworodnym. Przypadłości te mają być skutkiem nieposłuszeństwa Bogu, jakiego dopuścili się pierwsi ludzie. „Grzech pierworodny spowodował – czytamy w podręczniku – że człowiek podlega fizycznemu cierpieniu, a jego życie kończy się śmiercią. Ograniczone zostały jego możliwości poznawcze”, nabrał „skłonności do grzechu”. Opowieści o grzechu pierworodnym nie są przedstawiane jako przenośnie, lecz jako rzeczywistość.

Nietrudno zauważyć, że teologiczne wyjaśnienia mają charakter mitologiczny, odwołują się do fantastycznych opowieści, w przypadku teologii chrześcijańskiej do opowieści biblijnych. Nie są oparte na jakiejkolwiek sprawdzonej wiedzy.

W wielu przypadkach teolodzy uciekają się do sofistycznych (tzn. naciąganych) reinterpretacji. Dobrego przykładu dostarcza stosunek teologów do ewolucji biologicznej. Władze Kościoła katolickiego pogodziły się z tym, że ewolucja jest faktem, a nie hipotezą. Ale nie rezygnują z wyjaśnień teologicznych w tej dziedzinie. Przyjmują, że Bóg w proces ewolucji ingeruje. W ważnym dokumencie kościelnym, cytowanym także w podręczniku, czytamy: „ewolucja wiedzie ku pojawieniu się człowieka jako istoty wolnej, odpowiedzialnej i świadomej. Ale sama z siebie tego progu nie pokonuje. W celu powołania do życia człowieka Bóg mógł posłużyć się jakąś istotą przygotowaną na planie cielesnym przez miliony lat ewolucji i tchnąć w nią duszę – na swój obraz i podobieństwo”.

Teolodzy nie są w stanie podać żadnych zadowalających argumentów świadczących, że Bóg tchnął duszę w istotę ukształtowaną w toku ewolucji. I że tylko dzięki bożej ingerencji człowiek stał się istotą o wyjątkowych zdolnościach umysłowych i wyjątkowo rozwiniętej świadomości.

Nie ma potrzeby przyjmowania „na wiarę” teologicznych wyjaśnień. Wiedza dotycząca ewolucji biologicznej pozwala zrozumieć, jak stopniowo kształtowały się układ nerwowy, mózg, psychika – od form najprostszych po charakterystyczne dla człowieka. Teologia oferuje mitologiczne wyjaśnienia, które nic nie wyjaśniają.

brick-83696_640

Bóg luk”

Jeżeli nauka czegoś nie wyjaśnia, teolodzy i osoby religijne uznają, że mamy tam do czynienia z bożą ingerencją. Luki w wiedzy traktowane są jako dowody mające świadczyć o bożym sprawstwie. Można powiedzieć, że w lukę w wiedzy wstawia się boga. W tej roli nazwano go Bogiem luk (ang. God of the gaps). Jest to wnioskowanie błędne. Z tego, że nauka czegoś nie wyjaśnia, nie wynika, że mamy do czynienia z bożym sprawstwem. W grę mogą wchodzić przyczyny jak najbardziej naturalne, tyle że jeszcze niezbadane.

Współcześnie metodą „Boga luk” religijni autorzy próbują wyjaśniać na przykład powstanie życia, pierwszych organizmów żywych. Krótko o tej kwestii.

Nauce wytyka się, że nie wyjaśnia jak powstało życie. Wymaga się dokładnego opisania tego procesu (i słusznie), co na dziś nie jest możliwe. Wypada jednakowoż zapytać, czy powiedzenie, że życie stworzył Bóg, cokolwiek wyjaśnia? Teolodzy nie opisują procesu stwarzania, nie podają, jakie to reakcje chemiczne i procesy uruchomił Bóg. Mówią tylko, że stworzył. Jak czarownik z bajki. Mamy tu do czynienia z Bogiem-Czarownikiem.

Powiedzmy wyraźnie, teologiczne wyjaśnienia nie wyjaśniają jak powstało życie. W podobnie nieprecyzyjny sposób może dziś wyjaśnić powstanie życia także nauka. Jak? Naukowiec może powiedzieć, że życie powstało w drodze procesów zachodzących w przyrodzie, nie podając szczegółów. Inaczej mówiąc: zostało stworzone przez przyrodę w drodze ewolucji.

Różnica między nauką a teologią jest jednak w tym punkcie wyraźna. Badania naukowe czynią olbrzymie postępy i zagadka powstania życia zostanie przypuszczalnie wyjaśniona. Natomiast teolodzy powtarzają mitologiczne wyjaśnienia, które niczego nie wyjaśniają i nie wyjaśnią. Nie zmieniają tego podejmowane przez religijnych autorów próby podawania wyjaśnień w filozoficznym i naukowy sosie, unowocześniania. Encykliki papieskie, kościelne dokumenty, a także publikacje religijnych naukowców, nie wnoszą nic nowego. Powtarza się tam stare religijne koncepcje, pochodzące najczęściej z czasów scholastyki, z czasów św. Tomasza z Akwinu (XIII w.).

Teolodzy i religijni autorzy mówią/powtarzają, że Bóg to i owo stworzył, wykorzystują luki w wiedzy naukowej, cytują dzieła teologiczne i Pismo Święte na przemian z publikacjami naukowymi. Powstaje przedziwny galimatias mający sprawiać wrażenie naukowości. Przedstawianie tego jako wyjaśnień jest intelektualnym nadużyciem. Nasuwa się przypuszczenie, że teolodzy i religijni filozofowie popełniają to nadużycie świadomie i każą wiernym żyć w kłamstwie.

sigonella-81772_960_720

Wyjaśnienia naturalistyczne

Zgodnie ze stanowiskiem naturalistycznym wszelkie zjawiska należy wyjaśniać przyczynami naturalnymi, a nie nadnaturalnymi (nadprzyrodzonymi). Jest to praktyka uznawana w nauce współczesnej powszechnie. Naukowcy w badaniach nie przyjmują wyjaśnień teologicznych. Dlaczego? Bo działania czynników nadprzyrodzonych nie stwierdzono. Nie idzie tu więc o „założenie” przyjmowane przez naukowców, ale o fakt, że przyczyn nadprzyrodzonych nie stwierdzono. Gdyby ktoś je odkrył w sposób spełniający wymogi obowiązujące w nauce, naturalizm w badaniach naukowych przestałby obowiązywać.

Rozróżnia się często naturalizm ontologiczny i naturalizm metodologiczny. Ten pierwszy uznaje, że istnieje tylko przyroda i jej pochodne. Ten drugi mówi, że w badaniach naukowych nie bierze się pod uwagę przyczyn i wyjaśnień nadnaturalnych.

Badacz może oczywiście wierzyć w istnienie sił nadprzyrodzonych. Wielu dawniejszych i współczesnych naukowców wierzyło w Boga (ciekawe badania na ten temat przedstawiam w innym artykule – link poniżej). Ale faktem jest, że nic z tej wiary dla badań nie wynika. Prowadząc badania religijny naukowiec zachowuje się jakby był naturalistą ontologicznym – w praktyce badawczej nie bierze pod uwagę przyczyn nadnaturalnych. Może domniemywać, że np. reakcje chemiczne zachodzą dzięki mocom bożym. Ale nic to do badań nie wnosi i nic tych domniemywań nie potwierdza. Sytuacja jest więc poniekąd – chciałoby się powiedzieć – schizofreniczna. To jakby rozdwojenie jaźni, świadomości. Religijny badacz wierzy, że przyczyny nadnaturalne działają, ale nie bierze ich pod uwagę i nie stwierdza ich istnienia. Postępuje, jakby przyczyn nadnaturalnych nie było.

Badacz stojący konsekwentnie na gruncie naturalizmu tego rozdwojenia nie doświadcza.

To, że badania naukowe nie potwierdzają obecności przyczyn nadprzyrodzonych, podważa wiarę w ich istnienie. Cokolwiek naukowcy odkryją, okazuje się zjawiskiem naturalnym. Nie tak dawno boską cząstką nazywano bozon Higgsa – ale była to tylko metafora. Nie odkryto prawdziwie boskiej cząstki. Również mechanika kwantowa dotyczy wyłącznie przyrody, nie stwierdza istnienia bytów nadprzyrodzonych. Tzw. obserwator, o którym mówi się w fizyce kwantowej, nie jest bogiem czy istotą nadnaturalną.

Naturalizm metodologiczny trzyma się mocno. Można powiedzieć, że dostarcza poważnych argumentów na rzecz naturalizmu ontologicznego. Bo skoro nauka nie stwierdza istnienia przyczyn naturalnych i nie wymaga, by brać je pod uwagę, to najpewniej nie istnieją. Naturalizm metodologiczny prowadzi w konsekwencji do naturalizmu ontologicznego. Więcej, jest w istocie z naturalizmem ontologicznym tożsamy, chociaż na pierwszy rzut oka trudno to uznać.

Wygląda na to, że wyjaśnienia teologiczne są i będą eliminowane z naszej wartościowej wiedzy o świecie i człowieku. Rozwój nauki sprawia, że tracą i będą tracić na znaczeniu. Nie ma czego żałować. Wyjaśnienia teologiczne nie oferują wartościowej poznawczo wiedzy.

Podsumowując:

Wyjaśnienia teologiczne – także te zawarte w podręcznikach – niczego nie wyjaśniają. Są to wyjaśnienia pozorne, oparte na mitologii biblijnej. Nie ratują ich próby podawania w filozoficznym i naukowym sosie. Nie można poważnie traktować wyjaśnienia chorób i śmierci grzechem pierworodnym. Podobnie jest z innymi wyjaśnieniami teologicznymi.

Co więcej, samo pojęcie Boga ma mitologiczne pochodzenie. W starożytnych mitologiach bogowie byli głównymi postaciami. W mitologii Izraelitów bóg Jahwe stworzył świat, wygnał ludzi z raju za nieposłuszeństwo, jest wszechmocny jak czarownik z bajki. Filozofowie starogreccy, a następnie chrześcijańscy, mitologiczne pojęcie boga zaczęli ubierać w filozoficzne szaty. Jest to jednak ta sama starożytna mitologia religijna, tylko podana w innej formie.

Wprawdzie nauka nie wyjaśnia wszystkiego, ale teologia nic nie wyjaśnia. Bardzo dobrze, że wyjaśnienia teologiczne są zastępowane przez wyjaśnienia naukowe.

australia-695178_960_720

Zamiast humoru

Może już zapomnieliście? Warto przypomnieć.

„Przed rozpoczęciem najbliższych obrad Sejmu, w sejmowej kaplicy zostanie odprawiona msza święta w intencji deszczu, zamówiona przez klub parlamentarny PiS. Komunikat odczytał sekretarz obrad. Sala zareagowała gromkim śmiechem. Marszałek Sejmu Marek Jurek podkreślił, że >kpina z liturgii razi bardzo wielu posłów na tej sali<. Zaapelował o >odrobinę kultury<„ (Źródło: wiadomosci.wp.pl 19-07-2006). – Alvert Jann

……………………………………………………………………………….

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/

Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się kilkadziesiat artykułów, m.in.:

Podręczniki do religii. Kim jest Bóg?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-religii-bog/

Podręczniki do religii. Ewolucja według Kościoła” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-religii-ewolucja-wedlug-kosciola/

Podręczniki do religii. Grzech pierworodny” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-do-religii-grzech-pierworodny/

Podręczniki do religii. Koniec świata według Kościoła” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-do-religii-koniec-swiata-wedlug-kosciola/

Podręczniki do religii. Czy są wiarygodne? – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-do-religii-czy-sa-wiarygodne/

Pismo Święte jakiego nie znacie” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/pismo-swiete-jakiego-nie-znacie/

Ilu naukowców wierzy w Boga?”- https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/ilu-naukowcow-wierzy-w-boga/

Z okazji rozpoczęcia roku akademickiego mogę polecić:

„Lekcje religii w szkołach wyższych” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/lekcje-religii-w-szkolach-wyzszych/

enforce-46910_640.

 

Ćwiczenia z ateizmu. Cz.20: Podręczniki do religii. Grzech pierworodny

Kościół nie chce uznać grzechu pierworodnego za mit. Podręczniki do religii nie pozostawiają pod tym względem wątpliwości, biblijna opowieść ma wyjaśniać rzeczywistą przyczynę cierpień, chorób, śmierci i wszelkiego zła. „Grzech pierworodny spowodował – czytamy – że człowiek podlega fizycznemu cierpieniu, a jego życie kończy się śmiercią. Ograniczone zostały jego możliwości poznawcze”, nabrał „skłonności do grzechu”. Autorzy podręcznika podają to wszystko jako prawdę, której Kościół naucza, nie jako mitologię (cytuję tu podręcznik dla liceum i technikum „Drogi świadków Chrystusa w świecie”, jezuickiego Wydawnictwa WAM, płyta DVD i notes ucznia; w innych podręcznikach jest podobnie). Grzechowi pierworodnemu poświęcono w podręczniku cały rozdział pt. „Bóg odrzucony”.

Ewa prometejska

Na mit o grzechu pierworodnym spójrzmy odmiennie niż podręcznik.

Według podręcznika istotą grzechu pierworodnego jest nieposłuszeństwo Bogu. Pierwsi ludzie – Adam i Ewa – żyli szczęśliwie i bezpiecznie w rajskim ogrodzie, ale źle się to skończyło: „Człowiek nadużył podarowanej mu przez Boga wolności. Dopuścił się grzechu”, okazał nieposłuszeństwo Bogu. Skutkiem tego grzechu mają być nieszczęścia trapiące ludzi – cierpienia, śmierć, skłonność do zła.

Podręcznik kamufluje istotę buntu, widzi ją w nieposłuszeństwie Bogu, a pomija, o co był ten bunt.

emancipation-156066_960_720Czego chcieli pierwsi ludzie wypowiadając posłuszeństwo Bogu? Chcieli uwolnić się od zależności od potężnego władcy i zyskać wiedzę, którą zastrzegł on dla siebie. Bo Bóg-Władca umieścił ludzi w złotej klatce. Warunki życia były rajskie, ale trzymał ich w niewiedzy i pozbawił możliwości decydowania o sobie. W Biblii symbolicznie mówi się, że Bóg zabronił im jeść owoce, dzięki którym znaliby dobro i zło. Ta wiedza była zastrzeżona tylko dla Boga.

Opowieść o grzechu pierworodnym to w istocie saga o dążeniu człowieka do wolności, o buncie, którego głównym celem była – podkreślmy – wiedza. Ludzi skusiła perspektywa posiadania pełnej wiedzy, wolność myśli, którą dziś uważamy za fundamentalne prawo człowieka.

Czy to źle?

Można usłyszeć odpowiedź, że źle, bo ludzie nie potrafią rządzić się sami, powinni być posłuszni … , no właśnie, komu? Biblijny mit i podręcznik sugerują niedwuznacznie, że Bogu. Ale Bóg jest niewidoczny. W praktyce w Starym Testamencie chodziło o posłuszeństwo nie Bogu, a władcom Izraelitów. A w podręczniku – o posłuszeństwo władzom Kościoła katolickiego. Bo to oni przypisali sobie prawo występowania w imieniu biblijnego Boga.

Problem w tym, że władze Kościoła doświadczają wszelkich patologii i zła, właściwych ludziom. Bez nacisków z zewnątrz nie potrafią poradzić sobie z nadużyciami, np. z seksualnym wykorzystywaniem dzieci przez księży i ze skłonnością kleru do życia w luksusie. A kiedy Kościół panował, było z nim tak źle, że doprowadziło do buntu przeciw kościelnej władzy (takie jest moralne źródło reformacji, protestantyzmu i świeckiego liberalizmu, który ogłosił prawa człowieka zamiast kościelnego prawa bożego). Wygląda na to, że lepiej polegać na świeckiej władzy respektującej prawa człowieka, niż na mądrości władz Kościoła.

Wróćmy do raju. Czy bunt się udał? To zależy od punktu widzenia. Człowiek poznał dobro i zło, zrzucił blokadę nałożoną na jego umysł przez Boga. W Biblii czytamy: Bóg rzekł: >Oto człowiek stał się taki jak My: zna dobro i zło<” (Rdz 3,21). Po zjedzeniu jabłka „niewiasta spostrzegła, że (…) owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy”(Rdz 3,6), poznała i mogła decydować, co dobre, a co złe. Ale Bóg-Władca nie chciał człowieka równego mu wiedzą, wygnał/wydalił (tak napisano w Księdze) ludzi ze złotej klatki. Zyskali wolność i wiedzę, ale życie stało się bez porównania trudniejsze.

W buncie przewodziła Ewa, jej należą się laury. Zamiast tego przypięto jej łatkę grzesznicy, kusicielki, która namówiła Adama do zła. Spójrzmy na to przekornie.

Ewa zapragnęła wyzwolić siebie i swojego partnera z zależności od władcy, zdobyć wiedzę, znać dobro i zło. Chwała jej za to. Nieposłuszeństwo Ewy to nie grzech, tylko – niech to nie zabrzmi zbyt patetycznie – czyn wielki, prometejski. Bunt w słusznej sprawie. Ewa może być symbolem wyzwolenia kobiet i ludzkości.

Żeby przedstawić Ewę w jak najgorszym świetle, autorzy Biblii wymyślili, że czyn swój popełniła z inspiracji szatana. W podręczniku czytamy: „Sprawcą zaistnienia tego zła, a także sprawcą każdego następnego grzechu, jest upadły anioł, nazywany też Szatanem lub diabłem”. Według Biblii to on miał powiedzieć: „gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło” (Rdz 3,5). Moja znajoma teolożka Celestyna złośliwie twierdzi, że w takim razie szatan działał w słusznej sprawie.

Ktoś powie, że grzech pierworodny spowodował straszne skutki, lepiej gdyby go nie było. Nic z tych rzeczy. To tylko fikcyjna opowieść, mit, a mity nie mówią, jak było naprawdę, tylko w archaiczny sposób próbują objaśniać rzeczywistość „ciemnemu ludowi”, a ten – jak mówią niektórzy politycy – wszystko kupi.

Biblijną opowieść o grzechu pierworodnym trzeba dziś odczytać jako mit prometejski, chociaż został wymyślony po to, by utrzymać ludzi w poddaństwie.

Prometeizm to walka o dobro ludzkości, bunt przeciwko zniewoleniu, bogom, władcom, siłom wyższym, losowi – w imię wolności i wielkości człowieka. Co zrobił Prometeusz? Wbrew Zeusowi dał ludziom ogień, liczne umiejętności i wiedzę. Zeus okrutnie ukarał Prometeusza, kazał przykuć do skały na Kaukazie, gdzie Prometeusz cierpiał męczarnie. A na ludzi zły bóg zesłał plagi, cierpienie, kataklizmy.

W Prometeuszu widzimy postać wielką, a nie grzesznika.

Skutki grzechu pierworodnego

Według teologii grzech pierworodny przeszedł na wszystkich ludzi. Z winy pierwszych ludzi cierpią wszyscy do dziś, chorują, umierają itd. W podręczniku czytamy: „Pierwsi ludzie przekazali konsekwencje nieposłuszeństwa Bogu swemu potomstwu”.

Na jednym z oficjalnych portali katolickich katechetka pisze, że dzieci w szkole podstawowej pytają, dlaczego muszą cierpieć za grzech Adama i Ewy? Nie mogą tego zrozumieć. Katechetka przyznaje, że nie jest zadowolona ze swoich odpowiedzi, nie potrafi sensownie odpowiedzieć. Trudno jej się dziwić. Również znany teolog, którego poproszono o wyjaśnienie, tonął w wywodach tyleż pokrętnych, co nieprzekonujących chyba nawet dla czytelnika pozytywnie nastawionego do Kościoła.

Autorzy podręcznika – w ślad za katechizmem – podają następującą odpowiedź: „Przekazywanie grzechu pierworodnego jest tajemnicą, której nie można ani zrozumieć, ani wyjaśnić”. Hm…, sprytnie powiedziane, sofistyka w pełnej krasie (sofistyka to pokrętne, oszukańcze argumentowanie i wyjaśnianie). Jest to pozorne wyjaśnienie problemu, niczego nie wyjaśnia. W ten sam sposób można by wyjaśniać i uzasadniać każdy absurd, nonsens. Np. ktoś może twierdzić, że wróżby karciane pozwalają przewidzieć datę czyjejś śmierci. Jak ? Dlaczego? Odpowiedź: To tajemnica, której nie da się zrozumieć ani wyjaśnić, ale tak twierdzi nasza wróżka ubrana w czarne szaty.

W opowieści o grzechu pierworodnym nie ma żadnej tajemnicy. Teolodzy dlatego mówią o tajemnicy, bo przekonanie, że to wskutek grzechu pierworodnego dzisiejsi ludzie są śmiertelni i doznają cierpień, brzmi niedorzecznie. By wybrnąć z głupiej sytuacji wymyślili, że mamy tu do czynienia z tajemnicą nie dającą się zrozumieć ani wyjaśnić.

Bóg jest Miłością?

Opowieść o wygnaniu z raju każe domniemywać, że za grzech pierwszych ludzi Bóg ukarał cierpieniem i śmiertelnością wszystkich ludzi. Teolodzy wkładają wiele wysiłku, by dowieść, że te przypadłości to konsekwencja grzechu pierworodnego, a nie kara boża. Także podręcznik mówi o konsekwencjach i skutkach, nie o karze. „Grzech pierworodny – czytamy – spowodował, że człowiek podlega fizycznemu cierpieniu, a jego życie kończy się śmiercią”. Bo Bóg karzący całą ludzkość cierpieniami i śmiercią byłby postacią raczej straszną. Nie pasuje do propagowanego obecnie wizerunku Boga, który ludzi kocha i wspomaga. W podręczniku czytamy, że „Bóg dla ludzi jest Ojcem i Miłością”.

Ale Boga nie da się łatwo wybielić, usprawiedliwić. Padają pytania, dlaczego nie powstrzymał strasznych konsekwencji grzechu, przecież jest wszechmocny? Może wbrew temu, czego naucza dziś Kościół, Bóg ukarał zbiorowo wszystkich ludzi? Może nie jest miłością ale …? W Wielkiej Improwizacji Konrad gotów był powiedzieć, że jest … carem!

Autorzy podręcznika znaleźli sprytne wyjaśnienie niesłusznych wątpliwości co do dobroci Boga. Znów wszystkiemu winien ma być grzech pierworodny. Spowodował on bowiem – jak czytamy – osłabienie możliwości poznawczych człowieka. Dlatego człowiek nie jest w stanie wyrobić sobie prawdziwego obrazu Boga. Nie jest w stanie zrozumieć, że Bóg jest miłością.

„Wskutek grzechu pierworodnego – czytamy – zafałszowany został w człowieku obraz Boga (…). Bóg jawi się jako małostkowy, mściwy, karzący”, albo też niezdolny „do okazywania człowiekowi swej przychylności i stawania w jego obronie. Te fałszywe wyobrażenia budzą w człowieku lęk i niechęć do Niego. (…) Tymczasem biblijny obraz jest całkowicie inny. Biblia ukazuje człowiekowi Boga – Osobę, która kocha i działa na rzecz dobra człowieka”. Czy tak? Bóg w Biblii jest nie tylko „małostkowy, mściwy, karzący”. Jest dużo gorszy.

Biblijny Bóg wielokrotnie karał śmiercią masowo i nakazywał zbiorowe morderstwa, nie odpuszczał niemowlakom i kobietom w ciąży.

Sięgnijmy do Pisma Świętego.

Oto scena potopu z Księgi Rodzaju: „Kiedy zaś Pan widział, że wielka jest niegodziwość ludzi (…) rzekł: >Zgładzę ludzi, których stworzyłem, z powierzchni ziemi: ludzi, bydło, zwierzęta pełzające i ptaki< (…). Tylko Noego Pan darzył życzliwością” (Rdz 6,5-8). Rezultat: „Wszystkie istoty poruszające się na ziemi (…) wyginęły wraz ze wszystkimi ludźmi” (Rdz 7,21).

A oto jak Bóg potraktował zbiorowo mieszkańców Sodomy i Gomory, których oskarżył o różne bezeceństwa: „Pan spuścił na Sodomę i Gomorę deszcz siarki i ognia od Pana >z nieba<. I tak zniszczył te miasta oraz całą okolicę wraz ze wszystkimi mieszkańcami miast, a także roślinność” (Rdz 19,24-25). Zginęły także niemowlaki, które nie miały okazji zgrzeszyć. Bóg w tych scenach przywodzi na myśl Godzillę lub jakiegoś innego potwora z filmów grozy.

Czy więc słusznie autorzy podręcznika twierdzą, jak cytowałem, że wyobrażenie Boga budzącego lęk i niechęć jest fałszywe? Według nich, powtórzmy: „biblijny obraz jest całkowicie inny. Biblia ukazuje człowiekowi Boga – Osobę, która kocha i działa na rzecz dobra człowieka”.

Na temat innych bestialstw, popełnionych według Pisma Świętego przez Boga lub z jego rozkazu, polecam krótki artykuł „Pismo Święte jakiego nie znacie” (link poniżej).

A teraz pytanie: Czy potop i zagłada Sodomy i Gomory nie są zastosowaniem odpowiedzialności zbiorowej, a także karaniem dzieci za winy rodziców? Nie da się odwrócić kota ogonem, biblijny Bóg stosował barbarzyńskie zasady zbiorowego karania śmiercią.

Jeszcze wzmianka o Dekalogu. W Dekalogu, który jest podstawą wiary chrześcijan, Bóg mówi, że będzie karał do czwartego pokolenia za odstępstwo od właściwej religii (pełny tekst Dekalogu znajduje się w Księdze Wyjścia): „Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie! (…) Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą” (Wj 20;3-5).

Teolodzy przytaczają fragment biblijnej Księgi Ezechiela: „Syn nie poniesie kary za winę ojca ani ojciec nie poniesie kary za winę syna. Sprawiedliwość będzie zaliczona sprawiedliwemu, a bezbożność spadnie na bezbożnego” (Ez 18,20). Cytat ten dotyczy sytuacji indywidualnych, mówi o tym, że np. ojciec nie poniesie kary za morderstwo popełnione przez syna, i odwrotnie. Ale w tejże księdze Ezechiela czytamy, że jeżeli jakiś kraj zgrzeszyłby przeciwko Bogu niewiernością, to nikt nie ocaleje, z wyjątkiem Noego, Danela i Hioba, jeśli by tam byli (Ez 14,12-20)Bóg, jak przedstawiono go w Piśmie Świętym, wielokrotnie karał śmiercią zbiorowo i nakazywał mordowanie całych plemion i ludności miast. Pomijając to, czy kary te świadczą o sprawiedliwości i mądrości Boga, ginęły dzieci za winy rodziców. W Dekalogu Bóg obiecuje karać do czwartego pokolenia.

Wbrew temu co mówią autorzy podręcznika, Pismo Święte przedstawia Boga jako postać groźną i okrutną. Nie ma co ściemniać. Taki Bóg mógł ukarać całą ludzkość za grzech pierwszych rodziców i – jak dość jasno wynika z biblijnego tekstu – ukarał. Nie traktując biblijnych scen jako literalnego opisu realnych wydarzeń trzeba stwierdzić, że Biblia przedstawia Boga jako nieobliczalnego okrutnika.

Całe szczęście, że to wszystko są mity, których nie można traktować poważnie. Kościelny dogmat, że Pismo Święte zawiera słowo boże, nie ma racji bytu i źle świadczy o władzach Kościoła, które w katechizmie głoszą, że „księgi tak Starego, jak Nowego Testamentu w całości (…) Boga mają za Autora” (KKK 105). 

I jeszcze jedno.

Można by sądzić, że na lekcjach religii dzieci i młodzież uczą się czegoś pożytecznego i dobrego. Nic z tych rzeczy. Katecheci wciskają do głów starożytne opowieści i kościelne dogmaty. Gdyby uczniowie wzięli to wszystko na poważnie, mieliby mentalność sekciarzy. Na szczęście psychika ludzka stawia opór takiemu gwałtowi, chociaż zaburzenia powodowane religijną indoktrynacją nie są rzadkością.

Na koniec humor

Apokryficzne wersje Księgi Rodzaju podają wiele przypadków nieposłuszeństwa Bogu, jakich dopuścili się w raju Adam i Ewa. Oto jeden z nich:

„Ewa z partnerem, skryci za krzakiem bukszpanu, oddają się rozkoszom cielesnym. Dostrzegł ich Pan Bóg i pyta:

– Adamie, Ewo, jak możecie coś takiego robić?

– Panie – odrzekł Adam – kazałeś nam mnożyć się, napełniać Ziemię. Nie czynimy nic złego.

– Tak? A co tu robi ta prezerwatywa? Nędznicy! Spójrzcie na biedronki, słusznie nazywane bożymi krówkami. I na inne owady. Nie używają antykoncepcji. A wy?”

macro-1271771_960_720 Teolożka Celestyna twierdzi, że to na ten apokryf powołują się władze Kościoła katolickiego zakazując stosowania wszelkich środków antykoncepcyjnych. Kanoniczne księgi Pisma Świętego nie zawierają nigdzie zakazu antykoncepcji, chociaż środki antykoncepcyjne (roślinne, tampony, pęcherze rybne podobne do prezerwatyw itp.) były w starożytności znane i stosowane. – Alvert Jann

………………………………………………………………………………….

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” : https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/

Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się.

 Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Inne artykuły z cyklu „Podręczniki do religii”:

Podręczniki do religii. Koniec świata według Kościoła” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-do-religii-koniec-swiata-wedlug-kosciola/

Podręczniki do religii. Czy są wiarygodne?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-do-religii-czy-sa-wiarygodne/

Pismo Święte jakiego nie znacie” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/pismo-swiete-jakiego-nie-znacie/

Na blogu znajdują się w tej chwili 22 artykuły, m.in.:

Lekcje religii w szkołach wyższych”- https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/lekcje-religii-w-szkolach-wyzszych/

Wypędzanie szatana” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/wypedzanie-szatana/

Jan Paweł II bez taryfy ulgowej” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/jan-pawel-ii-bez-taryfy-ulgowej/

 

enforce-46910_640

Ćwiczenia z Ateizmu. Część 16. Pismo Święte jakiego nie znacie

Zarówno katolicy, jak i ateiści, mogą być zaskoczeni tym, co zawiera Pismo Święte. Są tam rzeczy obłędne i straszne. Podręczniki szkolne i katechizm pomijają kompromitujące treści, a warto o nich wiedzieć. Tytuł tego artykułu zapożyczyłem z nieistniejącej już strony poświęconej Biblii.

Święte wojny, rzezie, masakry

Prorok Izajasz tak oto wieszczy wojnę, w której wrogowie zostaną za sprawą Boga zmasakrowani:

„Zawyjcie, bo bliski jest dzień Pański, nadchodzi jako klęska z rąk Wszechmocnego.(…) Każdy odszukany będzie przebity, każdy złapany polegnie od miecza. Dzieci ich będą roztrzaskane w ich oczach, ich domy będą splądrowane, a żony – zgwałcone. (…) Wszyscy chłopcy będą roztrzaskani, dziewczynki zmiażdżone. Nad noworodkami się nie ulitują, ich oko nie przepuści także niemowlętom” (Iz 13, 6,15-16,18).

Jest też w Starym Testamencie ludobójstwo dokonane z bożego nakazu. Oto polecenie dane przez Boga narodowi wybranemu: 

„Gdy Pan, Bóg twój, wprowadzi cię do ziemi, do której idziesz, aby ją posiąść, usunie liczne narody przed tobą: Chetytów, Girgaszytów, Amorytów, Kananejczyków, Peryzzytów, Chiwwitów i Jebusytów: siedem narodów liczniejszych i potężniejszych od ciebie. Pan, Bóg twój, odda je tobie, a ty je wytępisz, obłożysz je klątwą, nie zawrzesz z nimi przymierza i nie okażesz im litości” (Pwt 7, 1-2).

Warto wiedzieć, co zrobił Mojżesz, kiedy schodząc z tablicami Dekalogu z góry Synaj, zastał w obozie Izraelitów rozpasanie i kult złotego cielca.

„Zatrzymał się Mojżesz w bramie obozu i zawołał: «Kto jest za Panem, do mnie!» A wówczas przyłączyli się do niego wszyscy synowie Lewiego. I rzekł do nich: «Tak mówi Pan, Bóg Izraela: „Każdy z was niech przypasze miecz do boku. Przejdźcie tam i z powrotem od jednej bramy w obozie do drugiej i zabijajcie: kto swego brata, kto swego przyjaciela, kto swego krewnego”». Synowie Lewiego uczynili według rozkazu Mojżesza, i zabito w tym dniu około trzech tysięcy mężów. Mojżesz powiedział wówczas do nich: «Poświęciliście ręce dla Pana, ponieważ każdy z was był przeciw swojemu synowi, przeciw swemu bratu” (Wj 32, 26-28).

Obrazów masakry, wojennych zbrodni i ludobójstwa, dokonanych z nakazu Boga, jest w Biblii więcej.

Masowa zagłada

Oto scena potopu z Księgi Rodzaju:

„Kiedy zaś Pan widział, że wielka jest niegodziwość ludzi (…) rzekł: >Zgładzę ludzi, których stworzyłem, z powierzchni ziemi: ludzi, bydło, zwierzęta pełzające i ptaki< (…). Tylko Noego Pan darzył życzliwością” (Rdz 6,5-8). Rezultat: „Wszystkie istoty poruszające się na ziemi (…) wyginęły wraz ze wszystkimi ludźmi” (Rdz 7, 21).

A oto jak Bóg potraktował zbiorowo mieszkańców Sodomy i Gomory, których oskarżył o różne bezeceństwa:

„Pan spuścił na Sodomę i Gomorę deszcz siarki i ognia od Pana >z nieba<. I tak zniszczył te miasta oraz całą okolicę wraz ze wszystkimi mieszkańcami miast, a także roślinność” (Rdz 19, 24-25).

Bóg zgładził, jak widać, także niemowlaki i małe dzieci, oraz kobiety w ciąży.

Kary okrutne

Prawo, przekazane Mojżeszowi przez Boga, nakazuje karę śmierci w kilkudziesięciu przypadkach. Za co?

„Jeśli się znajdzie człowieka śpiącego z kobietą zamężną, oboje umrą: mężczyzna śpiący z kobietą i ta kobieta. (…) Jeśli dziewica została zaślubiona mężowi, a spotkał ją inny jakiś mężczyzna w mieście i spał z nią, oboje wyprowadzicie do bramy miasta i kamienować ich będziecie, aż umrą” ( Pwt 22, 22-24 ).

Na czym polega kamienowanie? Na zabiciu kamieniami rzucanymi przez zgromadzony tłum. Wykonywane jest z wyroku sądowego, ale nierzadko – jak wynika z Biblii – ma charakter samosądu. 

  Kamienowaniem miał być karany brak dziewictwa u poślubionej młodej kobiety: „jeśli oskarżenie to okaże się prawdziwym, bo nie znalazły się dowody dziewictwa młodej kobiety, wyprowadzą młodą kobietę do drzwi domu ojca i kamienować ją będą mężowie tego miasta, aż umrze” (Pwt 22,20-21).

Także syn, zachowujący się nagannie, ma być ukamienowany:

Jeśli ktoś będzie miał syna nieposłusznego i krnąbrnego, nie słuchającego upomnień ojca ani matki, tak że nawet po upomnieniach jest im nieposłuszny, ojciec i matka pochwycą go, zaprowadzą do bramy, do starszych miasta, i powiedzą starszym miasta: «Oto nasz syn jest nieposłuszny i krnąbrny, nie słucha naszego upomnienia, oddaje się rozpuście i pijaństwu». Wtedy mężowie tego miasta będą kamienowali go, aż umrze” (21, 18-21).

Śmiercią miały być karane stosunki homoseksualne oraz seks ze zwierzętami:

„Ktokolwiek obcuje cieleśnie z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą, popełnia obrzydliwość. Obaj będą ukarani śmiercią, sami tę śmierć na siebie ściągnęli. Jeżeli kto bierze za żonę kobietę i jej matkę, dopuszcza się rozpusty: on i ona będą spaleni w ogniu, aby nie było rozpusty wśród was. Ktokolwiek obcuje cieleśnie ze zwierzęciem wylewając nasienie, będzie ukarany śmiercią. Zwierzę także zabijecie. Jeśli kobieta zbliży się do jakiegoś zwierzęcia, aby z nim się złączyć, zabijesz i kobietę, i zwierzę” ( Kpł 20, 13-16).

A oto inny ciekawy fragment. Prawo, rzekomo objawione przez Boga, nakazuje zabijać członków własnej rodziny, jeśli nakłaniają do zmiany religii:

Jeśli cię będzie pobudzał skrycie twój brat, syn twojej matki, twój syn lub córka albo żona (…) mówiąc: <Chodźmy, służmy bogom obcym>, bogom, których nie znałeś ani ty, ani przodkowie twoi – jakiemuś spośród bóstw okolicznych narodów, czy też dalekich od jednego krańca ziemi do drugiego – nie usłuchasz go, nie ulegniesz mu, nie spojrzysz na niego z litością, nie będziesz miał miłosierdzia, nie będziesz taił jego przestępstwa. Winieneś go zabić, pierwszy podniesiesz rękę, aby go zgładzić, a potem cały lud. Ukamienujesz go na śmierć, ponieważ usiłował cię odwieść od Pana, Boga twojego (Pwt 13,7-11).

I jeszcze:

Jeśli usłyszysz (…) że wyszli spośród ciebie ludzie przewrotni i uwodzą mieszkańców swego miasta mówiąc: <Chodźmy, służmy obcym bogom!>, których nie znacie – przeprowadzisz dochodzenia, zbadasz, spytasz, czy to prawda. Jeśli okaże się prawdą, że taką obrzydliwość popełniono pośród ciebie, mieszkańców tego miasta wybijesz ostrzem miecza, a samo miasto razem ze zwierzętami obłożysz klątwą” (Pwt 13,13-16).

W innym miejscu Bóg nakazuje kamienować tych, którzy przechodzą „do bogów obcych, by służyć im i oddawać pokłon” (Pwt 17,3).

Wiara w cuda i opętanie

Nowy Testament przeładowany jest opisami cudownych uzdrowień, wskrzeszeń zmarłych, wypędzania złych duchów z ciał opętanych. Kościół podtrzymuje te wierzenia, poszukuje cudów przy okazji kanonizowania świętych, powołuje egzorcystów. Oto kilka scen z Ewangelii:

„Był właśnie w synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego. Zaczął on wołać: «Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. (…) Jezus rozkazał mu surowo: «Milcz i wyjdź z niego!». Wtedy duch nieczysty zaczął go targać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego. A wszyscy się zdumieli” (Mk 1, 21-27).

„I przypłynęli do kraju Gergezeńczyków (…) wybiegł Mu naprzeciw pewien człowiek, który był opętany przez złe duchy. Już od dłuższego czasu nie nosił ubrania i nie mieszkał w domu, lecz w grobach. (…) A Jezus zapytał go: «Jak ci na imię?» On odpowiedział: «Legion», bo wielu złych duchów weszło w niego. Te prosiły Jezusa, żeby im nie kazał odejść do Czeluści. A była tam duża trzoda świń, pasących się na górze. Prosiły Go więc [złe duchy], żeby im pozwolił wejść w nie. I pozwolił im. Wtedy złe duchy wyszły z człowieka i weszły w świnie, a trzoda ruszyła pędem po urwistym zboczu do jeziora i utonęła” (Łk 8, 26-33).

„Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił” (Mk 1, 32-34).

„Gdy wchodzili do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: „Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami!” Na ich widok rzekł do nich: „Idźcie, pokażcie się kapłanom!” A gdy szli, zostali oczyszczeni” (Łk 17, 12-14).

Apokalipsa

W Nowym Testamencie znajduje się objawienie św. Jana, nazwane Apokalipsą. Obłędna halucynacja zawiera obraz zagłady mas ludzkich i dewastacji Ziemi przed nastaniem Sądu Bożego i Królestwa Bożego. Wszystko z woli Boga, o którym Kościół mówi, że jest Miłością.

Tekst Apokalipsy jest długi, zawiły, przytaczam tylko kilka zdań. Oto po różnych dziwacznych i strasznych zdarzeniach do dzieła przystępują aniołowie:

„I pierwszy zatrąbił. A powstał grad i ogień – pomieszane z krwią, i spadły na ziemię. A spłonęła trzecia część ziemi i spłonęła trzecia część drzew, i spłonęła wszystka trawa zielona” (Ap 8, 7).

(…) „I zostali uwolnieni czterej aniołowie, gotowi na godzinę, dzień, miesiąc i rok, by pozabijać trzecią część ludzi. (…) I tak ujrzałem w widzeniu konie (…) a z pysków ich wychodzi ogień, dym i siarka. Od tych trzech plag została zabita trzecia część ludzi” (Ap 9, 15-18).

Słowo na zakończenie

Katechizm Kościoła katolickiego i Sobór Watykański II stwierdzają:Bóg jest Autorem Pisma świętego. Prawdy przez Boga objawione, które są zawarte i wyrażone w Piśmie świętym, spisane zostały pod natchnieniem Ducha Świętego. Święta Matka Kościół uważa, na podstawie wiary apostolskiej, księgi tak Starego, jak Nowego Testamentu w całości, ze wszystkimi ich częściami za święte i kanoniczne, dlatego że, spisane pod natchnieniem Ducha Świętego, Boga mają za Autora i jako takie zostały Kościołowi przekazane” (KKK 105).

Teolodzy mają dziś problem. Próbują kompromitujące fragmenty Pisma Świętego pomijać albo poddać pokrętnej interpretacji, złagodzić, przedstawić w wersji soft, zmiękczyć, zakamuflować. Mówi się, że tekstów biblijnych nie można rozumieć dosłownie, mamy tam metafory, przenośnie, symbole. Ale czy metaforyczna wizja, w której z woli Boga „wszyscy chłopcy będą roztrzaskani, dziewczynki zmiażdżone”, nie może budzić odrazy? I kto jest autorem tych słów?

A może zamiast szukać pokrętnych wyjaśnień, trzeba powiedzieć, że nie są to księgi spisane pod natchnieniem Ducha Świętego, tylko zwyczajne pełne zmyśleń starożytne opowieści, jakich wiele. I traktować tak samo jak mitologię starogrecką.- Alvert Jann

PS. Wszystkie cytaty według: Biblia Tysiąclecia. Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Pallottinum – http://biblia.deon.pl

Katechizm Kościoła Katolickiego cytuję za: – http://www.katechizm.opoka.org.pl/

……………………………………………………………………………………………………………………..

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu”  https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ : Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

………………………………………………………………………………………………………………………..

Ćwiczenia z ateizmu 4. Ilu naukowców wierzy w Boga?

Autor: Alvert Jann.

Pojawiają się na forach różne, często rozbieżne informacje dotyczące odsetka amerykańskich naukowców wierzących w Boga. Głównym problemem jest oczywiście to, jaką populację/zbiorowość bierzemy pod uwagę w badaniach, czy np. wszystkich wykonujących prace badawcze w instytucjach naukowych, czy też legitymujących się wysokiej rangi osiągnięciami. Ponadto ważne jest, jakie dziedziny nauki uwzględniamy, np. czy tylko nauki przyrodnicze, „ścisłe”, czy także społeczne i humanistyczne. Ważne jest też, jakie przyjmujemy kryteria wiary/niewiary w Boga. Uznaje się, że podstawowe znaczenie ma deklarowanie osobistej wiary w Boga.

Wyniki badań wskazują na wyraźną zależność: im grupa naukowców charakteryzuje się wyższymi osiągnięciami naukowymi, tym odsetek deklarujących brak wiary w Boga jest wyższy. Wśród członków amerykańskiej National Academy of Sciences, zrzeszającej najwybitniejszych naukowców amerykańskich, wierzący w Boga stanowią tylko kilka procent. Wyniki badań opublikowano w „Nature” w 1998 r. (vol. 394, No 6691). Podaję dane dotyczące wiary w Boga osobowego. Oto one:

 – Wierzący w Boga – 7.0 %

– Niewierzący w Boga 72.2 %

– Nie mający pewności lub agnostycy – 20.8 %

Wyniki te dotyczą członków amerykańskiej Narodowej Akademii Nauk (National Academy of Sciences) z dziedziny nauk przyrodniczych i matematycznych. Dodajmy, że wśród biologów wierzy w Boga 5.5 %, wśród fizyków i astronomów 7.5 %). Akademia liczy około 2000 członków, ok. 200 nagrodzonych Noblem.

Jeżeli uwzględnia się bardzo szeroką kategorię naukowców, tj. wszystkich prowadzących prace badawcze, a nie tylko tych, którzy są członkami National Academy of Sciences, to według badań Pew Research Center z 2009 r. (to wysoko ceniony ośrodek badawczy), naukowcy wierzący w Boga stanowią 33 %. Mamy tu bardzo duży kontrast w stosunku do ogółu Amerykanów: 83 % dorosłych Amerykanów deklaruje wiarę w Boga.

Informacje powyższe wzbudziły znaczne zainteresowanie i pytania na fb, podaję linki i kilka uwag w uzupełnieniu:

Badanie dotyczące wiary w boga i religijności napotykają znaczne trudności powodowane np. tym, że w krajach zachodnich obecnie znaczny odsetek pytanych deklaruje wiarę w bezosobową siłę wyższą lub bezosobowego ducha, odrzucając zdecydowanie wiarę w boga osobowego. W chrześcijaństwie, islamie, hinduizmie i judaizmie, a więc w religiach liczących współcześnie najwięcej wyznawców, występuje wyraźnie pojęcie boga osobowego. Deklarowanie wiary w bezosobową siłę wyższą lub bezosobowego ducha, a wyraźne odrzucanie wiary w boga osobowego, jest wskaźnikiem odchodzenia od wierzeń religijnych, przynajmniej w ich tradycyjnym rozumieniu (bezosobowa siła wyższa lub bezosobowy duch nie jest „Bogiem”)

W buddyzmie pojęcie boga nie odgrywa istotnej roli, ale trzeba wziąć pod uwagę, że w USA buddyści stanowią bardzo mały odsetek. Według amerykańskiego sondażu identyfikacji religijnej z 2008 r., buddystów było w USA ok. 0,5 % , a wśród naukowców przypuszczalnie znacznie mniej (chociaż nie mam danych). Kwestia buddyzmu komplikuje badania nad religijnością, ale w odniesieniu do USA nie wpływa w istotny sposób na podane wyżej wyniki badań.

Artykuł w „Nature” dostępny jest odpłatnie, ale można przeczytać dość obszerny skrót zrobiony przez autorów (Edward J. Larsen i Larry Witham):  – https://www.nature.com/nature/journal/v394/n6691/pdf/394313a0.pdf

Artykuł z Pew Research Center: http://www.pewforum.org/2009/11/05/scientists-and-belief/  

Polecam ponadto: Nowy sondaż o religijności w Europie Zachodniej” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/nowy-sondaz-o-religijnosci/

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Lekcje religii w szkołach wyższych (Ćwiczenia z ateizmu 1)

Minęło kilka lat od czasu pierwszych publikacji z cyklu „Ćwiczenia z ateizmu”. Postanowiliśmy powtórzyć ten cykl, dla nowych chętnych do pogłębienia wiedzy merytorycznej, koniecznej gdy trzeba zmagać się z aprioryczną tautologią religijną, i sofizmatami obrońców wiary. Cykl stworzył nasz stały współpracownik Alvert Jann, któremu składamy nieustająco podziękowania za wkład do, niezbędnej naszym zdaniem, edukacji młodzieży akademickiej…

Kuna2020Kraków

 

Alvert Jann

Ekspansja Kościoła w państwowym szkolnictwie wyższym i w instytucjach naukowych umyka uwadze opinii publicznej. Pisze się o religii w szkołach podstawowych i średnich, zapominając o szkołach wyższych.

Mamy w Polsce trzy duże uniwersytety katolickie, ponadto na sześciu państwowych uniwersytetach działają wydziały teologii katolickiej. Wszystkie są kościelnymi placówkami w całości finansowanymi przez budżet państwa. Kościół okopał się w wielu instytucjach naukowych. W Narodowym Centrum Nauki (państwowej instytucji finansującej badania naukowe) teologia figuruje jako pełnoprawna dziedzina nauki. Centralna Komisja Do Spraw Stopni i Tytułów nadaje tytuły i stopnie naukowe w zakresie teologii. Są to praktyki zakorzenione w czasach średniowiecza, ale współcześnie nieuzasadnione. Za pieniądze podatników stwarza się pozór naukowego charakteru teologii. Nie każda tradycja jest dobra. Teologia nie jest nauką, a jej ekspansja służy wyłącznie partykularnym interesom Kościoła. Powiedzmy wyraźnie, nie powinno się teologii finansować z budżetu państwa.

Jak do tego doszło?

Jak powstało rozdęte państwowe szkolnictwo wyższe podporządkowane Kościołowi? Gotowość do finansowania kościelnego szkolnictwa ujawniła się tuż po transformacji. W 1991 r. finansowaniem z budżetu państwa objęto, na mocy odrębnej ustawy, Katolicki Uniwersytet Lubelski, a w 1997 r. Papieską Akademię Teologiczną w Krakowie (dziś jest to Uniwersytet Papieski). Korzystną dla Kościoła sytuację stwarzał Konkordat zawarty między Rzeczpospolitą Polską a Państwem Watykańskim, który wszedł w życie 25 kwietnia 1998 r. (rządził AWS i premier Jerzy Buzek). Na tej podstawie zawarto umowy między Rządem RP a Konferencją Episkopatu Polski dotyczące szkolnictwa wyższego. Konkordat nie określał szczegółów, nie przesądzał o finansowaniu uczelni i wydziałów kościelnych przez budżet państwa, nie przesądzał o ich całkowitym podporządkowaniu Kościołowi. W umowach z episkopatem rząd oddał te uczelnie i wydziały pod kierownictwo władz kościelnych polskich i watykańskich. Zgodził się na ich zdecydowanie wyznaniowy charakter. Jednocześnie zobowiązywał się do finansowania. W państwowym szkolnictwie wyższym powstało państwo kościelne, utrzymywane z pieniędzy publicznych.

Oprócz Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, powstał i rozrósł się Uniwersytet Kardynała Wyszyńskiego w Warszawie oraz Uniwersytet Papieski Jana Pawła II w Krakowie. Wydziały teologii katolickiej utworzono na państwowych uniwersytetach w Poznaniu, Toruniu, Katowicach, Opolu, Szczecinie, Olsztynie, a w Białymstoku powołano Katedrę Teologii Katolickiej oraz Katedrę Teologii Prawosławnej. Uczelnie te i wydziały są w całości finansowane przez budżet państwa. Ponadto państwo dofinansowuje takie kościelne instytucje mające uprawnienia szkół wyższych, np. dwa Papieskie Wydziały Teologiczne w Warszawie, jezuicką Akademię Ignatianum w Krakowie, a także inne placówki kościelne.

Za powoływanie wydziałów teologii na państwowych uniwersytetach odpowiedzialność ponoszą także senaty i władze tych uczelni. Mogły się nie zgodzić, ale wolały akceptować lobbystyczne zabiegi Kościoła. W głosowaniach mało kto decydował się na podniesienie ręki „przeciw”. Ekspansja Kościoła w państwowym szkolnictwie wyższym nie budziła sprzeciwu. Środowiska uniwersyteckie i naukowe, a także opinia publiczna i media, wykazały się co najmniej biernym przyzwoleniem. W ten sposób, obok religii w szkołach podstawowych i średnich, mamy lekcje religii w państwowych szkołach wyższych. Przyjrzyjmy się dokładniej, jak to działa.

Kościelne szkoły wyższe (nazwa oficjalna)

KUL, UKSW, Uniwersytet Papieski w Krakowie, oraz wydziały teologiczne na państwowych uczelniach, respektują przepisy ustawy o szkolnictwa wyższego w zakresie pozwalającym uznawać dyplomy tych uczelni. Pozostają natomiast pod ścisłym kierownictwem Kościoła katolickiego – są domeną Kościoła finansowaną przez państwo. Gwarantują to porozumienia między episkopatem a rządem polskim, oraz statuty tych uczelni i wydziałów, zatwierdzane aż w Watykanie, ale także przez ministerstwo w Warszawie. Ścisły nadzór ze strony Stolicy Apostolskiej (watykańskiej Kongregacji Wychowania Katolickiego) może zaskakiwać. Działalność tych uczelni i wydziałów opiera się na przepisach watykańskich i prawie kanonicznym (kościelnym), nadających państwu watykańskiemu olbrzymie prerogatywy. Zgodził się na to rząd polski. Formy kościelnego nadzoru są zadziwiające. Rektorzy, dziekani, nauczyciele akademiccy przed objęciem funkcji lub zatrudnieniem muszą być zatwierdzeni przez wielkiego kanclerza (jest nim arcybiskup metropolita lub biskup diecezjalny), a na wielu wydziałach także przez Watykan. Kanclerz i Watykan zatwierdzają statuty uczelni i wydziałów. W działalności naukowej ma być respektowana wiedza pochodzącą z Objawienia oraz doktryna Kościoła katolickiego. Zostało to jasno zapisane w dokumentach, nie jest to moje domniemanie.

Rząd polski nie musiał się zgadzać na takie podporządkowanie tych uczelni i wydziałów Kościołowi, skoro je finansuje. Ale się zgodził. Konkordat stwierdzał tylko: Status prawny szkół wyższych (…) oraz status prawny wydziałów teologii katolickiej na uniwersytetach państwowych regulują umowy między Rządem Rzeczypospolitej Polskiej a Konferencją Episkopatu Polski upoważnioną przez Stolicę Apostolską” (art. 15).

Przyjrzyjmy się kilku kluczowym sprawom. Dla jasności skupię się na KUL, ale identycznie jest na innych uczelniach i wydziałach podporządkowanych Kościołowi.

Decydującą władzę na KUL posiada wielki kanclerz, którym jest arcybiskup metropolita lubelski (obecnie ks. dr hab. Stanisław Budzik). Władza wielkiego kanclerza jest ogromna, przypomina absolutyzm papieski. Co robi?

Wielki kanclerz „udziela misji kanonicznej lub zezwolenia na uczenie, a w razie konieczności zawiesza lub odbiera je nauczycielom akademickim”. Praktycznie więc od kanclerza zależy przyjęcie i zwolnienie nauczyciela akademickiego. Jakimi kryteriami się kieruje wielki kanclerz? W statucie czytamy, że kanclerz „troszczy się, aby doktryna katolicka była uprawiana i wykładana zgodnie z nauczaniem Urzędu Nauczycielskiego Kościoła i przepisami prawa kanonicznego”. Kanclerz ma olbrzymi wpływ na całą działalność KUL, także na merytoryczną stronę nauki. Czuwa – jak czytamy – nad sprawami nauki, nauczania i wychowania, a także nad przestrzeganiem przepisów Stolicy Apostolskiej.

Warto wspomnieć o czymś jeszcze. Wielki kanclerz przyjmuje wyznanie wiary od nowego rektora. To kuriozalne potwierdzenie klerykalizmu, podporządkowania uczelni Kościołowi. Zatwierdza też uchwały senatu o wyborze rektora, a także prorektorów (wcześniej wspominałem o zezwalaniu na nauczanie i odbieraniu tego zezwolenia w stosunku do wszystkich nauczycieli akademickich). Kanclerz zatwierdza też plan rzeczowo-finansowy uniwersytetu.

Ale wielki kanclerz nie jest wierzchołkiem piramidy władzy. Nad nim czuwa Wielki Brat, Watykan. Władza Watykanu jest olbrzymia. O najważniejszych sprawach KUL decyduje Rzym. Wszystkie ważniejsze decyzje wielkiego kanclerza muszą być potwierdzone przez Watykan. Statut wprost stwierdza, że uniwersytet podlega Stolicy Apostolskiej. Watykan zatwierdza statut uniwersytetu, a także wybranego przez senat uczelni rektora. Kuriozalny wymóg to zatwierdzanie przez Rzym dziekanów (tzw. nihil obstat) oraz wyrażanie zgody na zatrudnienie profesora nadzwyczajnego i zwyczajnego na wydziałach kościelnych. Na innych wydziałach konieczna jest zgoda na wykładanie dyscyplin dotyczących wiary i moralności (formułę tę można odnieść dowolnie do bardzo wielu dyscyplin, w tym np. do biologii).

Wydziały kościelne, poddane szczególnie silnej kontroli Rzymu, to Wydział Teologii oraz Instytut Prawa Kanonicznego, a także – co najciekawsze – Wydział Filozofii (zatrudnianie profesorów filozofii decyduje się aż w Rzymie). Wydziały kościelne mają szczególny przywilej, na który zgodził się nasz rząd. Nie dość, że działają na podstawie prawa kanonicznego (kościelnego), to w przypadku kolizji tego prawa z prawem państwowym, pierwszeństwo ma – jak zapisano – prawo kanoniczne.

Watykan musi być informowany „o poważniejszych sprawach Uniwersytetu” oraz otrzymuje okresowo sprawozdania. Można powiedzieć, że Wielki Brat czuwa bez przerwy.

Podsumowując, KUL podporządkowany jest bez reszty Kościołowi i doktrynie katolickiej. Podkreślmy, że jest to zależność wprost od Watykanu. Nie ma żadnej autonomii uniwersytetu wobec Kościoła, jest jednostronna podległość. KUL jest folwarkiem Kościoła finansowanym przez państwo polskie z pieniędzy podatników.

A co z uprawianą tam nauką? Działalność naukowa jest podporządkowana formalnie i merytorycznie doktrynie katolickiej i Kościołowi. Nie tylko teologia i filozofia, ale także inne dyscypliny naukowe są zobowiązane respektować doktrynę kościelną. Warto pamiętać, że problemy światopoglądowe pojawiają się często także na gruncie nauk przyrodniczych (najwyraźniej dotyczy to biologii, szczególnie teorii ewolucji, którą Kościół co najwyżej toleruje w wersji teistycznej, tzn. podkreślając moc sprawczą Boga).

Warto wspomnieć, że na KUL pod nazwą filozofii i Wydziału Filozoficznego kryje się w znacznej mierze teologia. Wydział Filozofii zaliczony jest – jak już zaznaczałem – to kategorii wydziałów kościelnych, poddanych szczególnej kontroli, gdzie np. nie można zatrudnić profesora bez zgody Watykanu. Na wydziale tym „pod przykrywką” filozofii w znacznym zakresie uprawiana jest teologia, bronione są rozprawy doktorskie z zakresu teologii i doktryny Kościoła. Jeszcze niedawno była tam Katedra Filozofii Boga (obecnie katedra taka działa na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Papieskiego w Krakowie).

Nasuwa się pytanie, co to za nauka, co to za uniwersytet, który bez reszty jest podporządkowany Kościołowi i kościelnej doktrynie/ideologii? Zniewolenie nauki dosadnie zapisano w Statucie KUL: „Realizacja zasady wolności nauki powinna pozostawać w zgodzie z Objawieniem i nauczaniem Kościoła” (par. 14). W Statucie Uniwersytetu Papieskiego czytamy: „Celem Wydziału Nauk Społecznych jest wszechstronne i systematyczne zgłębianie społecznych zagadnień w świetle Objawienia Bożego” (pkt. 167). To są teksty jak z kabaretu. A jeśli ktoś miał złudzenia co do wolności nauki na tych uczelniach, to powinien przypomnieć sobie słowa:„porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie” (Dante „Boska komedia”).

W statucie jednego z wydziałów teologicznych na państwowym uniwersytecie mówi się wprost o „wierności doktrynie katolickiej”. Przywołanie Dantego jest nieprzypadkowe. Czytając o wielkim kanclerzu, o zatwierdzaniu wszystkiego przez Stolicę Apostolską, o nauce wiernej objawieniu i doktrynie katolickiej, nieodparcie zyskujemy przekonanie, że to ta sama komedia, ta sama zjawa z teologicznej wyobraźni, którą przedstawiał Dante w XIV w. I chce się zakrzyknąć: A kysz!

Na UKSW, Akademii Papieskiej w Krakowie oraz na wydziałach teologicznych państwowych uczelni obowiązują takie same przepisy i praktyki jak na KUL. Chociaż wydziały te są częścią państwowych uniwersytetów, to kluczowe sprawy wymagają zatwierdzenia przez wielkiego kanclerza wydziału (jest nim biskup diecezjalny) i przez Watykan.

Czy teologia jest nauką?

Mogłoby się wydawać, że teologia jest – jak wskazywałaby nazwa – nauką o bogu, tak jak biologia jest nauką o organizmach żywych, a geologia o ziemi. Różnica miałaby polegać na odmiennym przedmiocie badań. Tak jednak nie jest.

Po pierwsze, teologia podporządkowana jest interesom i poglądom głoszonym przez Kościół katolicki lub przez inne kościoły i społeczności religijne. Stawia to ją w rzędzie ideologii, tj. poglądów związanych z jakimś ugrupowaniem politycznym i kultywowanych w imię jego interesów. Do teologii przystają takie określenia, jak doktryna, ideologia, światopogląd, ale nie nauka. Jej miejsce jest obok innych kierunków światopoglądowych i doktryn, obok liberalizmu, konserwatyzmu, materializmu, marksizmu-leninizmu. Kierunki takie nie mają statusu dyscyplin naukowych czy akademickich, nie są wymieniane w Narodowym Centrum Nauki jako dziedziny nauki, nie nadaje się stopni naukowych w zakresie konserwatyzmu, marksizmu itp. Nie tak dawno status nauki i przedmiotu akademickiego próbowano nadać marksizmowi, ale powszechnie odnoszono się do tych zabiegów z przymrużeniem oka. Podobnie trzeba traktować dziś teologię.

Po drugie, teologia nie jest nauką ze względu na przedmiot i cel dociekań.

Przedmiot badań nauki współczesnej istnieje realnie. Jest to przyroda, mikro i makrokosmos, organizmy żywe, psychika, życie społeczne, kultura, język, sztuka. Także ludzkie wierzenia religijne są przedmiotem badań naukowych. Badania naukowe dostarczają wiedzy o tych dziedzinach rzeczywistości, w tym także o religii.

A co jest przedmiotem badań teologii? Tym przedmiotem są sprawy nadprzyrodzone, nadnaturalne, bóg. Kościół widzi w teologii wiedzę o objawieniu bożym. Istotą i celem teologii jest dociekanie i głoszenie prawd objawionych przez boga w Piśmie Świętym.

Czy można takie badania prowadzić w zgodzie z metodologią naukową? Nie można. Można, będąc w habicie i pozostając w zgodzie z metodologią naukową, badać język hebrajski i biblijne wierzenia. Ale są to wtedy badania z zakresu filologii, religioznawstwa, historii. Możemy zyskać wiedzę o języku i wyobrażeniach religijnych ludzi żyjących w tamtych czasach, ale nie ma podstaw, by sądzić, że będzie to wiedza o bogu i tym, co nas czeka po śmierci. Domniemanej rzeczywistości nadprzyrodzonej i boga badać nie można, bowiem jest to dziedzina niedostępna badaniom naukowym, albo wręcz – nie rozstrzygajmy w tej chwili dylematu – nie istnieje, jest tylko mitem, tworem ludzkiej wyobraźni i kultury.

Zainteresowanie sprawami nadprzyrodzonymi niedwuznacznie wskazuje, że teologia nie jest nauką, należy do dziedziny religii i ezoteryki. Miejsce teologii jest w rzędzie takich dociekań, znanych od tysiącleci, jak starożytna i średniowieczna gnoza, magia, astrologia, kabała, tarot, hinduistyczne i buddyjskie spekulacje dotyczące inkarnacji, reinkarnacji itp.

W starożytności i średniowieczu nauka nie była wyraźnie odróżniana od spekulacji religijnych i ezoteryki. Pismo Święte traktowano jako źródło wiedzy o świecie i człowieku. Nawet Newton (1643-1727) obliczał wiek świata na podstawie Biblii na kilka tysięcy lat. Nie rozgraniczano astrologii i astronomii. Od tamtych czasów dużo się zmieniło. Naukę zaczęto ostro odróżniać od wierzeń religijnych i ezoteryki, bo nic nie wskazywało, że wierzenia religijne i ezoteryczne zawierają prawdę o świecie.

Jakie więc racje przemawiają za traktowaniem teologii jako dziedziny nauki w Narodowym Centrum Nauki? Dlaczego nadaje się stopnie i tytuły naukowe w dziedzinie teologii? Stoi za tym interes Kościoła i jego ludzi. Teologia nie powinna figurować jako dyscyplina naukowa w Narodowym Centrum Nauki, nie ma też uzasadnienia nadawanie stopni i tytułów naukowych w zakresie teologii. Na uprawianie teologii miejsce jest w Kościele, ale nie w nauce.

A co z filozofią? Mówi się czasami, że teologia jest pokrewna filozofii?

Filozofia przeszła w czasach współczesnych wielką metamorfozę, dostosowała się do wymogów metodologii i kultury naukowej, nie bada spraw nadprzyrodzonych. Natomiast kościelna teologia nadal, jak w średniowieczu, docieka, co też Bóg objawił ludziom w Piśmie Świętym.

264668_IMG_4047-D

Summa summarum

Klerykalizm w szkolnictwie wyższym i nauce narasta przy milczącej zgodzie środowisk naukowych. Rzeczpospolita Polska okazuje się podatna na kościelny lobbing, władze państwowe gotowe są finansować kościelne szkolnictwo wyższe, całkowicie podporządkowane władzom kościelnym polskim i watykańskim. Teologii przyznaje się status nauki chociaż jest niczym więcej niż kościelną ideologią oraz zakorzenioną w czasach archaicznych wiedzą tajemną o sprawach nadprzyrodzonych.

Jaki wniosek? Kościelne uczelnie powinny albo uwolnić się od podporządkowania Kościołowi (wymaga to całkowicie nowych statutów, swoistej sekularyzacji), albo władze państwowe powinny zrezygnować z ich finansowania. Nie ma potrzeby utrzymywania przez państwo kościelnych uczelni i wydziałów teologii na państwowych uniwersytetach. – Alvert Jann

………………………………………………………………….

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ : Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się kilkadziesiąt artykułów, m.in.: 

Teologia nie jest nauką!” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/teologia-nie-jest-nauka/

Jan Paweł II bez taryfy ulgowej” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/jan-pawel-ii-bez-taryfy-ulgowej/

Dowód na nieistnienie. Kogo? – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dowod-na-nieistnienie-kogo-2/

Bóg przed trybunałem nauki” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/bog-przed-trybunalem-nauki/

O ciekawym wydarzeniu piszę w artykule pt.

Afera z doktoratem na Uniwersytecie Kardynała Wyszyńskiego”https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/afera-doktoratem-uniwersytecie-kardynala-wyszynskiego/

…………………………………………………………………..

Intronizacji Chrystusa nie będzie …

throne-571836_960_720Episkopat przygotowuje coś, co ma być i zarazem nie być intronizacją Chrystusa na króla Polski. W kwietniu 2016 r. opublikowano „Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana”, który będzie w listopadzie uroczyście odmawiany podczas kościelnych uroczystości w Krakowie-Łagiewnikach i innych miejscach.

W czerwcu br. episkopat wydał „Komentarz do Jubileuszowego Aktu Przyjęcia Jezusa za Króla i Pana”, w którym wyjaśnia sens całego przedsięwzięcia. Czytamy tam, że potrzeba intronizacji Chrystusa wynika z objawień, jakich doświadczyła około 1937 r. Rozalia Celakówna, krakowska pielęgniarka i mistyczka. W objawieniach tych, jak piszą biskupi, „Jezus domaga się m.in. aktu intronizacyjnego od narodu polskiego. Świadczy o tym choćby ten zapis (cytuje się fragment objawienia): >Jest ratunek dla Polski: jeżeli mnie uzna za swego Króla i Pana w zupełności przez intronizację, nie tylko w poszczególnych częściach kraju, ale w całym państwie z rządem na czele. To uznanie ma być potwierdzone porzuceniem grzechów i całkowitym zwrotem do Boga<”.

Nie żartuję, według episkopatu Jezus rzeczywiście coś takiego objawił Rozalii. I episkopat chce żądanie Jezusa spełnić. Teolożka Celestyna, moja dobra znajoma, mówi, że jest to niemożliwe. Dlaczego?

Jezus powiedział, jak czytamy, że uznanie go za króla „ma być potwierdzone porzuceniem grzechów i całkowitym zwrotem do Boga”. Hm, to zaporowy warunek. Nawet jeżeli Jezus użył zwrotu konwencjonalnego, którego nie można rozumieć literalnie, to z pewnością oczekuje co najmniej poprawy. Trudno na to liczyć. Wystarczy posłuchać księży i wiernych, jak boleją nad postępującym upadkiem moralności i prawdziwej wiary.

Niespełnienie warunku postawionego przez Jezusa będzie miało – mówi Celestyna – poważne konsekwencje. Kościół dokona aktu intronizacji, ale Jezus go odrzuci. „Nie widzę w Was poprawy” – powie. Tron pozostanie pusty.

Wobec zaporowych warunków, jakie postawił Jezus w objawieniu danym Rozalii Celakównie, episkopat zmienił formułę uroczystości. Nie będzie intronizacji Jezusa. A co będzie?

affair-1238428_960_720Będzie przyjęcie.

W uroczystym „Jubileuszowym Akcie Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana” słowo intronizacja w ogóle nie pada. Mówi się o przyjęciu Chrystusa, a nie o intronizacji.

Teolożce Celestynie słowo „przyjęcie” kojarzy się przede wszystkim z poczęstunkiem, a nie z intronizacją. Zwolennicy prawdziwej intronizacji, ustanowienia Jezusa królem Polski, mogą czuć się zawiedzeni. Tym bardziej, że w pierwotnej wersji aktu episkopat mówił o intronizacji, a w obecnej słowo intronizacja w ogóle nie pada. Zamiast intronizacji mamy poczęstunek.

surgery-676385_960_720Kulisy zmiany

Badacze episkopatu, tj. episkopatolodzy, wskazują kilka przyczyn zamiany intronizacji na przyjęcie.

Po pierwsze, episkopat obawiał się śmieszności. To poważny powód. Wystarczy, że religijni posłowie ośmieszają Kościół, odprawiając w Sejmie w czasie suszy modły w intencji deszczu. Intronizacja byłaby przez wielu zlaicyzowanych obywateli, także katolików, odbierana podobnie, jako kabaret. Postanowiono zmienić intronizację na przyjęcie – i włączyć w ciąg kościelnych uroczystości, ślubowań, symbolicznych gestów i religijnego pustosłowia, do czego ludzie od wieków są przyzwyczajeni. Ale to nie jedyny powód.

Po drugie, episkopat do niedawna w ogóle odcinał się od idei intronizacji. Dlaczego teraz postanowił przeprowadzić intronizację, chociaż w zmienionej formule? Najpewniej uznał, że rządy pisu to odpowiedni moment, by zaszaleć, klerykalizować wszystko, co się da. Kościół potrzebuje do tego spektakli, publicznej i medialnej obecności, szumu. Uroczystości intronizacji/przyjęcia Chrystusa za króla dobrze się do tego nadają.

Po trzecie, pomysł intronizacji, mimo sprzeciwu episkopatu, zyskiwał popularność w wielu środowiskach i głowach katolickich. Biskupi postanowili w końcu sprawę rozwiązać, tym bardziej że entuzjaści intronizacji sprawiali wrażenie owieczek gotowych kąsać pasterzy.

Episkopat od dawna był pod naciskiem zwolenników intronizacji, którzy utworzyli coś w rodzaju ruchu intronizacjnego. Zyskał on na znaczeniu po transformacji ustrojowej. Powstały wspólnoty intronizacyjne, strony internetowe, lobby intronizacyjne, intronizacyjny szum.

Nie brakowało intronizatorów, którzy w ogłoszeniu Chrystusa „Królem Polski” chcieli widzieć demonstracyjny akt mający przyspieszyć politykę radykalnej klerykalizacji państwa i społeczeństwa polskiego. Episkopat jest oczywiście za klerykalizacją, ale chce to robić pod swoją kontrolą i na swoich warunkach, obawia się zbyt ostrych harcowników i radykałów. Wariackie inklinacje ruchów przykościelnych (intronizacyjnych, charyzmatycznych, oazowych, frondy, radiomaryjnych itp.) są dobrze znane i niejeden raz budziły niepokój kościelnych hierarchów. Episkopat chce przeprowadzić intronizację po swojemu, a przy okazji pokazać intronizatorom, kto tu rządzi.

Katolicki odpowiednik islamizmu

W „Akcie Przyjęcia Jezusa” nie mówi się, że Jezus Chrystus będzie „Królem Polski”, co bardzo boli wielu intronizatorów. Ale …

Ale mamy tam wezwanie: „W całym Narodzie i Państwie Polskim – Króluj nam Chryste!”. Głosi się, że Jezus Chrystus jest jedynym Władcą państw, narodów i całego stworzenia. Wzywa się Jezusa: „Spraw, aby wszystkie podmioty władzy (…) stanowiły prawa zgodne z Prawami Twoimi”.

To nader radykalny program polityczny, a nie religijny – katolicki odpowiednik politycznego islamizmu. Ruch i ideologia intronizacji ma ten właśnie niechlubny charakter, skrywany pod osłoną miłości do Chrystusa. Warto o tym wiedzieć.

Przytoczone przed chwilą frazy z „Aktu Przyjęcia Jezusa” to oczywiście nie jedyny dowód na polityczny radykalizm idei i dążeń intronizacyjnych (zajmę się tym w innym artykule).

Biskupi liczą, że organizując przyjęcie/intronizację, poddadzą ruch intronizacyjny ściślejszej kontroli, skanalizują, usuną podskakiwaczom grunt spod nóg. A jednocześnie pchną do przodu politykę klerykalizacji Polski. Mówiąc metaforycznie, episkopat liczy, że urwie łeb hydrze, a cielsko wykorzysta dla własnych potrzeb. Póki co, karmi potwora.

„Akt Przyjęcia Jezusa” nie jest gestem bez znaczenia, wyraża dążenie polskiego episkopatu do klerykalizacji państwa i społeczeństwa. Trudno przewidzieć, jak daleko to pójdzie. Nie można wykluczyć, że episkopat i PiS przedawkują substancje halucynogenne, które podają ludowi swojemu. Społeczeństwo polskie jest dość zlaicyzowane, wielu może nie przełknąć aplikowanej im dawki obłędu. Oby.

Podsumujmy: Jezus nie był i nie będzie królem Polski. To tylko episkopat i składający przyrzeczenie katolicy przyjmują go symbolicznie za swojego „Króla i Pana”.

Młyny kościelne

Sama Rozalia Celakówna jest najmniej winna całej tej aferze z intronizacją, chociaż to jej wizje stały się podstawą pomysłów intronizacyjnych.

Była pielęgniarką, zwykłą i uczciwą kobietą, ale nadmiernie przejmującą się religią i cierpiącą na poważne zaburzenia psychiczne. Miała wielokrotnie widzenia i słyszała głosy (częsty symptom zaburzeń psychicznych i schizofrenii), które pojmowała jako objawienia pochodzące od Jezusa. Zaburzenia te wpływały niekorzystnie na jej życie i powinno się jej z tego powodu współczuć.

Pretensję trzeba mieć do kościelnego otoczenia, które w dobrej lub złej wierze zaczęło żerować na jej przypadłości. Duchowni zachęcali ją do spisywania wizji, pobudzali zamiast uspokajać, umacniali wiarę w prawdziwość jej kontaktów z Jezusem. Atmosfera niepokoju przed 1939 r. stymulowała lęk przed wojenną katastrofą i apokaliptyczne nastroje. W 1937 i 1938 r. Rozalia doznawała objawień, dokładnie i obszernie przez nią spisanych, które stały się podstawą późniejszego ruchu intronizacyjnego.

Znalazł się lekarz, który na zlecenia władz kościelnych w 1938 r. wydał pozytywne orzeczenie o jej stanie psychicznym.

Sprawa objawień i intronizacji zaczęła żyć własnym życiem, machina kościelna produkująca cuda, objawienia i świętych, mełła powoli ale skutecznie. Rozalia zmarła w 1944 r., a po jej śmierci znajdowali się wpływowi ludzie zdolni nadawać jej objawieniu coraz większe znaczenie i rozgłos. Odpowiednie instancje kościelne, zamiast powiedzieć zdecydowane „nie”, uwiarygodniały prawdziwość jej rozmów z Chrystusem. W 1996 r. rozpoczął się proces beatyfikacyjny, zakończony pozytywnie na szczeblu diecezjalnym w 2007. Dokumenty zostały przekazane do watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych.

Gwoli sprawiedliwości trzeba powiedzieć, że jeszcze przed wojną Rozalia spotykała czasami trzeźwych kapłanów. W jej notatkach czytamy: „Jedni spowiednicy mówili, że mam pomieszanie zmysłów, inni, że im Bóg nie dał zrozumienia mej duszy, a inni jeszcze mnie besztali, że opowiadam takie rzeczy, które się nie dzieją na świecie, a jeszcze inni wprost mówili, że to wszystko jest nienormalne”.

Objawienia

Jeśli starczy wam cierpliwości, przeczytajcie poniższe cytaty z obszernych notatek Rozalii. Warto przeczytać, bo inaczej trudno zrozumieć, jak wielkich nadużyć intelektualnych i moralnych dokonują pospołu episkopat, Kościół i ruchy intronizacyjne.

Pewnego razu Rozalia upadła zemdlona i tak opisuje swój stan:

„Odczuwałam ogień piekielny na sobie, który zdawał się palić me ciało. Ryk i wycie szatanów było tak przejmujące, że żaden rozum ludzki tego nie pojmie. Gdy Bóg w ten sposób duszę krzyżuje i zostawia w ciemności – wówczas człowiek nic nie może pomóc”.

Inne widzenie:

jesus-christ-1340401_960_720„Zbliżył się do mnie Pan Jezus, ujął mnie za ramię i wyszedł z tej sali na korytarz ze mną. Był ubrany w suknię białą i płaszcz bordo. Nie mogę określić z czego względnie jaki był materiał. W boku Jezusowym była Rana. O z jakąż miłością i słodyczą przemówił do mnie, do tak ogromnie nędznej duszy (…): >Moje drogie dziecko popatrz, jak straszną boleść zadają mi grzechy nieczyste<„.

Od 1937 r. pojawiają się widzenia coraz częściej mające za temat Polskę, świat, wojnę i intronizację. Oto Rozalia widzi postać i słyszy głos:

„Nastaną straszne czasy dla Polski. Burza z piorunami oznacza karę Bożą, która dotknie naród Polski za to, że ten naród odwrócił się od Pana Boga przez grzeszne życie. Naród Polski popełnia straszne grzechy i zbrodnie, a najstraszniejsze z nich są grzechy nieczyste i morderstwa, i wiele innych grzechów”.

,,Moje dziecko, za grzechy i zbrodnie (wymieniając zabójstwa i rozpustę) popełniane przez ludzkość na całym świecie ześle Pan Bóg straszne kary. Sprawiedliwość Boża nie może znieść dłużej tych występków. Ostoją się tylko te państwa, w których będzie Chrystus królował. Jeżeli chcecie ratować świat, trzeba przeprowadzić Intronizację Najświętszego Serca Jezusowego we wszystkich państwach i narodach na całym świecie. Tu i jedynie tu jest ratunek. Które państwa i narody jej nie przyjmą i nie poddadzą się pod panowanie słodkiej miłości Jezusowej, zginą bezpowrotnie z powierzchni ziemi i już nigdy nie powstaną”.

,,Trzeba wszystko uczynić, by Intronizacja była przeprowadzona. Jest to ostatni wysiłek Miłości Jezusowej na te ostatnie czasy! Pytam z bojaźnią tej osoby, czy Polska się ostoi? Odpowiada mi, że Polska nie zginie, o ile przyjmie Chrystusa za Króla w całym tego słowa znaczeniu, jeżeli się podporządkuje pod prawo Boże, pod prawo Jego miłości; inaczej, moje dziecko, nie ostoi się. (…) W tej chwili powstał straszliwy huk – owa kula (glob ziemski) pękła. Z jej wnętrza wybuchnął ogromny ogień, za nim polała się obrzydliwa lawa jak z wulkanu, niszcząc doszczętnie wszystkie państwa, które nie uznały Chrystusa. Widziałam zniszczone Niemcy i inne zachodnie państwa Europy. Z przerażeniem uciekałam wprost do tej osoby – pytam – czy to koniec świata, a ten ogień i lawa czy to jest piekło – otrzymuję odpowiedź: to nie jest koniec świata ani piekło, tylko straszna wojna, która ma dopełnić dzieła zniszczenia. Granice Polski były nienaruszone – Polska ocalała. Ta osoba nieznana mówi jeszcze do mnie: >Państwa oddane pod panowanie Chrystusa i Jego Boskiemu Sercu dojdą do szczytu potęgi i będzie już jedna owczarnia i jeden pasterz<. Po tych słowach wszystko znikło”.

I na koniec fragment, z którego pochodzi cytat eksponowany przez episkopat w „Komentarzu do Aktu Przyjęcia Jezusa” (tekst pogrubiony):

„Zdawało mi się, że ten ogień zniszczy całkowicie cały świat. Po pewnym czasie ten ogień ogarnął całe Niemcy niszcząc je doszczętnie tak, że ani śladu nie pozostało z dzisiejszej Trzeciej Rzeszy. Wtem usłyszałam w głębi duszy głos i równocześnie odczułam pewność niezwykłą, że tak się stanie, czego nie potrafię opisać: >Moje dziecko, będzie wojna straszna, która spowoduje takie zniszczenie. Niemcy upadną i już nigdy nie powstaną za karę, bo Mnie nie uznają jako Boga Króla i Pana swego. Wielkie i straszne są grzechy i zbrodnie Polski. Sprawiedliwość Boża chce ukarać ten naród za grzechy, a zwłaszcza za grzechy nieczyste, morderstwa i nienawiść. Jest jednak ratunek dla Polski, jeżeli Mnie uzna za swego Króla i Pana w zupełności przez Intronizację nie tylko poszczególnych części kraju, ale całego Państwa z Rządem na czele. To uznanie ma być potwierdzone porzuceniem grzechów i całkowitym zwrotem do Boga„.

Proroctwa powyższe – twierdzi teolożka Celestyna – odnoszą się wyraźnie do czasów ostatniej wojny światowej. Sprawdziły się średnio, wojna była, ale narody, które nie dokonały intronizacji Chrystusa, nie zginęły z powierzchni ziemi. Odnoszenie proroctw Rozalii Celakówny do czasów nam współczesnych jest ciężkim błędem. Episkopat i intronizatorzy, głosząc je dziś, wchodzą w rolę fałszywych proroków, o których mówi ewangelia św. Mateusza. Potrzebna byłaby aktualizacja proroctw przez godne wiary nowe objawienia. A tych brak.

Szerzej z objawieniami Rozalii Celakówny można zapoznać się w obszernej publikacji, przygotowanej w środowisku wspólnot intronizacyjnych: Ewa Wieczorek, Służebnica Boża Rozalia Celakówna. Życie i misja, Ustroń 2006. Stamtąd pochodzą przytoczone wyżej cytaty.

Sens objawień według intronizatorów

Ksiądz, duszpasterz wspólnot intronizacyjnych, w wymienionej przed chwilą publikacji z 2006 r., tak podsumowuje sens objawień: „Przesłanie Rozalii do Narodu Polskiego jest wyjątkowo alarmujące: na świat może nadejść kara, a jego losy w dużej mierze zależne są od nas, od tego, czy wypełnimy zleconą nam przez Boga misję Intronizacji.”

W zakończeniu książki czytamy: „Jednakże to, co w tych pismach jest najcenniejsze i co powinno stanowić zwieńczenie wszystkich refleksji, to przyjęcie do serca wezwania, jakie Pan Jezus kieruje przez swoją Służebnicę: Intronizacja w Polsce musi być przeprowadzona, Polska nie zginie, o ile przyjmie Chrystusa za Króla w całym tego słowa znaczeniu”.

Wyraźnie widać, że autorzy powyższych wypowiedzi nie uwzględnili trafnych uwag teolożki Celestyny i błędnie odnoszą proroctwa Rozalii do czasów nam współczesnych.

schizophrenia-388869_960_720Psychiatria

„>Na schizofrenię cierpi 1 proc. społeczeństwa. Ponad trzy czwarte z tych osób doświadcza w pewnym okresie choroby halucynacji słuchowych czy wzrokowych< – mówi w rozmowie z PAP psycholog dr Łukasz Gawęda z II Kliniki Psychiatrycznej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego i Uniwersytetu SWPS. (…)

Badacz podkreśla, że chorzy pochodzenie głosów mogą różnie wyjaśniać. >Niektórzy sądzą, że mówi do nich mafia z Moskwy. Innym wydaje się, że mówi do nich sąsiad przez ścianę. Niektórzy uważają, że ktoś przesyła im myśli przez nadajnik radiowy. A czasem ludzie są pewni, że słyszą głos Boga lub szatana. Mechanizm słyszenia halucynacji jest podobny, ale różne są przekonania co do pochodzenia tych głosów. Najprawdopodobniej znaczenie ma tutaj historia życia pacjentów, ich doświadczenia, związki z innymi i przekonania na temat ludzi i siebie w ogóle< (…).

Neuropsycholodzy omamy słuchowe wyjaśniać mogą pobudzeniem kory słuchowej. >Wiemy, że jak kora słuchowa jest pobudzona, zaczyna produkować doświadczenia słuchowe. Czasem – na razie nie wiemy dlaczego – ta część mózgu pobudza się spontanicznie. Oznacza to, że bez odpowiednich dźwięków, słów z otoczenia możemy słyszeć głosy< – mówi rozmówca PAP i zapewnia, że zdrowa osoba zaczęłaby słyszeć głosy lub dźwięki, gdyby wszczepiło się jej odpowiednią elektrodę do kory słuchowej. Pobudzenie pierwszorzędowej kory słuchowej sprawiłoby, że osoba ta słyszałaby trzaski i szumy, a przy pobudzeniu drugorzędowej kory słuchowej – bardziej złożone wrażenia słuchowe, np. głosy<”.

Fragmenty artykułu: Osoby ze schizofrenią swój głos w głowie uznają za obcy. „Nauka w Polsce”, Servis PAP, 22.07.2015.

Od siebie dodam, że dopiero w klinice psychiatrycznej możemy zobaczyć, co potrafi ludzki mózg, co mogą widzieć i słyszeć ludzie. Objawienia Rozalii Celakówny to halucynacje typowe dla schizofrenii.

magic-790704_960_720Memento

To, że episkopat i ruchy przykościelne robią sobie polityczny i religijny spektakl, wykorzystując przeżycia kobiety doznającej halucynacji i słyszącej „głosy”, źle świadczy przede wszystkim o episkopacie. Wykorzystywanie zaburzeń psychicznych, doświadczanych przez wiernych i kapłanów, ma miejsce w Kościele od wieków. Nie znaczy to, że tak musi być nadal. Dziś przynosi to wstyd.

Zamiast dać sobie spokój z intronizacją, episkopat powiela wyobrażenia, którym czas trafić do archiwum. Wpisuje się w ciąg irracjonalizmu i intelektualnych malwersacji, sieje wiarę w objawienia, cuda, opętanie przez szatana, egzorcyzmy. Starożytna i średniowieczna kultura religijna w pełnej krasie. Jako relikwie rozprowadza się próbki krwi kanonizowanego papieża, ogłasza pojawienie się krwi Jezusa w hostii. Może już czas, by biskupi zrezygnowali z kultywowania tego rodzaju religijności, bo ośmieszają Kościół i daję podstawę podejrzeniom o chęć oszustwa. – Alvert Jann

………………………………………………………………

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” – https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi/cwiczenia-z-ateizmu/

Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się w tej chwili 25 artykułów:

O „Jubileuszowym Akcie Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana” piszę w artykule: Gra królem Chrystusem” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/gra-krolem-chrystusem/

Ponadto:

Cykl artykułów o podręcznikach do religii, ostatni to „Podręczniki do religii. Ewolucja według Kościoła” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-religii-ewolucja-wedlug-kosciola/ 

Wypędzanie szatana” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/wypedzanie-szatana/

Dowód na nieistnienie. Kogo? – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dowod-na-nieistnienie-kogo-2/

Bóg przed trybunałem nauki” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/bog-przed-trybunalem-nauki/

Sens według teologów i nie tylko” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/sens-wedlug-teologow-i-nie-tylko/ i inne.

………………………………………………………………

Publikacje cytowane:

Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana” – http://episkopat.pl/jubileuszowy-akt-przyjecia-jezusa-chrystusa-za-krola-i-pana-2/

„Komentarz do Jubileuszowego Aktu Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana” – http://episkopat.pl/komentarz-do-jubileuszowego-aktu-przyjecia-jezusa-za-krola-i-pana /

Ewa Wieczorek: „Służebnica Boża Rozalia Celakówna. Życie i misja” – http://www.regnumchristi.com.pl/celakowna.pdf

Osoby ze schizofrenią swój głos w głowie uznają za obcy”, Nauka w Polsce, Servis PAP, 22.07.2015 – http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,405857,psycholog-osoby-ze-schizofrenia-swoj-glos-w-glowie-uznaja-za-obcy.html

Spotkania przy trzepaku

Kto odpowie za zaniedbania w szkole świeckiej w zakresie edukacji seksualnej i brak nadzoru nad treściami i programem zajęć z katechezy?

 

Też mam pytanie. Czy minister Czarnek czegoś nie zrozumiał? Czy minister Czarnek umie czytać? Czy minister Czarnek czytał kiedykolwiek Konstytucję w całości, czy  poprzestał jedynie na preambule? Jeśli jest tak jak przypuszczam, to uczynię mu tę uprzejmość i przypomnę, że szkolnictwo, edukacja to usługa publiczna, finansowana z naszych obywatelskich składek i ma ona być obojętna światopoglądowo. Ma też być, bo tak chcą nauczyciele, rodzice i uczniowie edukacją czerpiącą z osiągnięć nauki, a zatem ma być zgodna z jej ustaleniami na temat naszej rzeczywistości. Nie jest racją stanu wychowywanie dzieci i młodzieży w duchu absurdów paranaukowych, religijnych dogmatów i tworzenie przestrzeni oraz atmosfery stresu,  podstawy do tworzenia nerwic i depresji wśród dorastających ludzi płci obojga.

Język fundamentalistów, w jakim wykłada swoje kredo kościół katolicki poprzez katechetów i siostry zakonne w przedszkolu, szkole podstawowej gimnazjum i liceum, oraz materiały propagandowe o znacznym nasileniu treści i obrazów emocjonalnie nie do przyjęcia i zreflektowania przez młodych, to nic innego jak przemoc ideologiczna i bezpardonowa produkcja przyszłych frustratów z silnymi zaburzeniami postrzegania płciowości, seksu, niezdolnych do budowania zdrowych i silnych związków będących jedyną podstawą i szansą trwałej rodziny. Zatem to co robi minister Czarnek chcąc się przypodobać klerowi jest przeciwskuteczne, bo szkodliwe dla przyszłości rodzin polskich.

Wszystko zdaje się przemawiać za tym, że ministra Czarnka nie obchodzą skutki takiej skandalicznej edukacji w murach szkół, prowadzonych za nasze , podatników pieniądze i w najbliższym półwieczu pragnie on, nie wiedzieć dla kogo i po co, zniszczyć całe pokolenie Polek i Polaków. Do tego należy podkreślić, że nie mamy od lat zastępowalności pokoleń i nie uratuje tej sytuacji ani 500+, ani przemoc religijna i coraz częściej również przemoc ustawowa, oparta na dogmatach katolickich.

Nawiasem mówiąc cała narracja religijna to zwykłe stręczenie do wczesnej inicjacji bez wiedzy i pojęcia o co chodzi w odpowiedzialnym rodzicielstwie. Puszczanie sfery reprodukcyjnej i seksualności na żywioł, bez odpowiedniej dawki wiedzy, to nic innego jak sprowadzane dzieciaków na drogę instynktu zwierzęcego – takie idźcie i się rozmnażajcie, a Bóg wszechmogący wam pobłogosławi… albo i nie, któż by się tam z nim spierał… Nikt nie zna wszak jego wyroków…

Sytuacji nie uratują też ci młodzi, dzielni ludzie, których spotykam na plantach krakowskich w niedzielne popołudnia, gdzie ONA, ze skupioną uwagą na dzieciach, w ciąży,  pcha wózek z bliźniakami, a po obu stronach do wózka podczepione idzie pozostały nieco tylko starszy narybek. On wygląda jak własna śmierć, a na obliczu obojga nie ma śladu zachwytu nad ich sytuacją rodzinną, ani nie gości tam radość. Oboje są skrajnie umęczeni na własne życzenie, ale też dlatego, że uwierzyli kościołowi i edukacji pozbawionej rzetelnej wiedzy na temat płci, seksu, zagrożeń i skutków ignorancji w życiu osobistym. Mieli za to okazję, co najmniej 4 razy w ciągu katechezy w szkole obejrzeć „Niemy krzyk”, pokazujący od pierwszego do ostatniego kadru wierutne bzdury na temat aborcji, co wielokrotnie już było udowodnione przez specjalistów i filmowców.

 

a tak BTW :

 

Właściwie to taka para ma pełne prawo złożyć pozew przeciwko państwu polskiemu za złamanie gwarancji konstytucyjnych danych obywatelom i przekreślenie ich przyszłości z powodu dyletantyzmu i braku nadzoru nad treściami i programem zajęć religijnych w szkole państwowej i świeckiej już tylko z nazwy.

 

 

 

 

 

Poniżej fragmenty z publikacji na wyborcza.pl jako drobny wyimek z tej potwornej rzeczywistości polskiej sklerykalizowanej szkoły…

 

 

Piąte pytanie z testu brzmi: „Czy pigułka dzień po jest formą zabójstwa dziecka i grzechem wyjątkowo ciężkim?” Można wybrać jedną z dwóch odpowiedzi: tak lub nie. Pytanie ósme: „Kto z osób biorących czynny lub bierny udział w aborcji popełnia grzech ciężki? Odpowiedzi do wyboru:

  • chirurg dokonujący tego,
  • matka zabijająca swoje dziecko,
  • ten, kto finansuje,
  • osoba sprzątająca w szpitalu,
  • każdy kto zachęca do tego.

 

– Z taką retoryką na lekcjach religii mamy do czynienia coraz częściej – mówi radna Warszawy Agata Diduszko-Zyglewska. – Kościół nie odwołuje się tu do nauczania Chrystusa czy zapisów z Nowego Testamentu. Szkolnych zajęć używa, by powielać swój anachroniczny model świata, który jest niezgodny z prawami człowieka. Zabieg aborcji nie jest zabiciem dziecka, taka retoryka fundamentalistów jest szalenie niebezpieczna i może mieć tragiczne konsekwencje. „

Kilka dni temu minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek zapowiedział na łamach „Gazety Polskiej”: „Będziemy chcieli zlikwidować to, co wiele lat temu zostało wprowadzone, czyli możliwość wyboru jednego z trzech wariantów: albo religia, albo etyka, albo nic. To »nic« stało się dość powszechne na przykład w dużych miastach. I właśnie to »nic« służy temu, by odbywały się podobne zbiegowiska, które kompletnie bezrefleksyjnie podchodzą do życia. Nauka albo religii, albo etyki będzie obligatoryjna, by do młodzieży docierał jakikolwiek przekaz o systemie wartości”. Minister dodał, że trzeba będzie również wykształcić nauczycieli etyki i napisać „porządny podręcznik”.

Dziś w szkołach religia i etyka to zajęcia nieobowiązkowe. Jedne i drugie formalnie szkoła powinna zorganizować na wniosek rodziców. W praktyce prawie 100 proc. szkół organizuje religię, etyka jest w części szkół. Uczniowie mogą uczyć się obydwu przedmiotów, mogą też nie chodzić na żaden. – Propozycja ministra Czarnka to rzucenie koła ratunkowego tonącemu Kościołowi w Polsce – komentuje radna Agata Diduszko-Zyglewska. – W ostatnim roku mamy do czynienia z ogromną falą rezygnacji z lekcji religii, co wiąże się z odcięciem Kościoła od funduszy. Wybór, który proponuje minister, jest pozorny. W przytłaczającej większości szkół obowiązkowa będzie religia, bo placówki mają problem ze znalezieniem kadry do nauki etyki. W ten sposób minister zmusi tysiące dzieci do powrotu na lekcje religii. A to jawne łamanie konstytucji, która zapewnia obywatelom wolność wyznania.

ŹRÓDŁO

 

 

Z takim podejściem do edukacji możemy od razu pozamykać szkoły i uniwersytety. Dedykuję do rozważenia nauczycielom i dyrektorom szkół, bo to jest już stanie przed ścianą płaczu. Niestety dzisiejsza Polska jest pod zarządem takiej klasy politycznej i to się prawdopodobnie jeszcze długo nie zmieni. Ponownie apeluję o tajne komplety

 

kuna2021kraków