Spotkania przy trzepaku

Wrocławskie Urszulanki pod lupą władz porządkowych czy pod ciepłą kołderką ochronna rządu? Relacja mieszkanki akademika przy Placu Bp Nankiera

Zamieszczamy tekst w oryginale.

Nic, jak na razie nie wskazuje, by zakon Urszulanek poniósł jakiekolwiek konsekwencje w sprawie licznych naruszeń procedur anty-covid19. Sygnalistka i autorka niniejszej relacji szuka prawników… Można się jedynie domyślać, że zakon kontratakując oskarżył o coś panią Judytę Madeyską. Mamy nadzieję dowiedzieć się szczegółów tej sprawy, o czym niezwłocznie poinformujemy naszych czytelników.

 

 

Na początku października (2020 przyp.red) w związku z rozpoczęciem studiów wprowadziłam się do Sióstr Urszulanek przy Wrocławskim Placu Nankiera. Klasztor prowadzi szkołę i kilka akademików. Akademik jest oczywiście prowadzony przez siostry zakonne, ale jedyne restrykcje, które mnie na tym terenie miały obowiązywać to powroty do godziny 23 oraz ewentualne informowanie o nocnych nieobecnościach. Siostry nie kontrolują, czy śpimy, czy mamy zgaszone światło. Ja w swoim pokoju w ramach lekkiej kontry (oczywiście nie żeby kogoś wkurzyć czy prowokować, tak czy inaczej, żadne siostry do mojego pokoju nie wchodzą) mam wywieszone plakaty z „hate facism”, „feminist machine” oraz yhm.. „church manipulates”. Łaska pańska, że siostry nie kazały mi pokazać jakiegoś pisma od proboszcza, że mam bierzmowanie, komunie i co niedziele uczęszczam na msze (moje najbliższe otoczenie z wiarą katolicką nie ma za dużo wspólnego).

Siostra odpowiedzialna za nasz akademik na początku sprawiała wrażenie miłej i troskliwej kobiety. Pomogła mi i mojej współlokatorce, Zuzi, wnieść na trzecie piętro nasze walizki, mówiła, że jeśli nie mam jak zapłacić w terminie za pokój, to żebym to tylko wcześniej zgłosiła. Wraz z gwałtownym wzrostem liczby zakażonych wirusem, postawiła nawet na korytarzu witaminę C oraz proponowała użyczenie imbiru do herbaty.

Wszystko to sprawiało naprawdę dobre wrażenie. W pewnym momencie, nawet jako osoba mocno „zindoktrynowana” Gazetą Wyborczą, czy filmami Sekielskiego, zaczęłam myśleć, że może te Siostry są reprezentacją tego, czym kościół katolicki tak naprawdę powinien być.

Niestety do czasu.

Wszystko zaczęło się mieszać w momencie, gdy pierwsza osoba na terenie akademika zachorowała na covid. Warto wspomnieć, że jest to dziewczyna, która jest pierwszy miesiąc w Polsce, pochodzi zza granicy, mówi jedynie po angielsku i kompletnie nie orientuje się jak działa system w Polsce. W zeszłym tygodniu (w okolicach 14.10.2020) dziewczyna ta zaczęła się skarżyć na brak węchu i smaku oraz lekko podwyższoną temperaturę. To, co usłyszała od siostry to to, że ma nie wykonywać testu, bo to za dużo kosztuje oraz, że jak wykona i test będzie pozytywny, to akademik zostanie zamknięty, a tego przecież nikt nie chce. Siostra nie powiedziała jej, że wraz ze skierowaniem od lekarza, może bez problemu wykonać test za darmo. Kazała dziewczynie, która najbliższą rodzinę ma w Azji, znaleźć sobie Airbnb i przesiedzieć tam dopóki nie wyzdrowieje. Nakazała jej jeszcze raz nie robić testu, bo jeszcze zamkną klasztor, trzy akademiki oraz szkołę (cały ten budynek jest naprawdę ogromny, polecam sprawdzić w sieci zdjęcia).

W poniedziałek (19.10) zorientowałam się, że utraciłam węch i smak oraz mam lekko podwyższoną temperaturę. Bałam się, że siostra, słysząc o moich objawach potraktuje mnie tak samo jak poprzednią dziewczynę. Że każe mi się usunąć z akademika i nie robić testu. Postanowiłam od razu sama skonsultować się z lekarzem. Poprosiłam o skierowanie na test. Koniecznym było wpisanie w system mojego aktualnego miejsca pobytu. Bez zastanowienia podałam adres Nankiera 16 Wrocław. Tu przecież jestem, a z racji podejrzenia wirusa, nie będę wracać pociągiem do Warszawy, bo jest to po prostu nieodpowiedzialne. Po konsultacji z lekarzem, postawiłam siostrę przed faktem dokonanym. Powiedziałam jej wprost „Siostro, dostałam skierowanie od lekarza na test, jutro idę”. Kobieta poleciła zmianę pokoju na jednoosobowy (nadal jednak miałam korzystać ze wspólnej kuchni oraz łazienki, co inne dziewczyny) oraz oczywiście wyraziła swoją dezaprobatę wobec mojego zachowania, bo przecież zamkną akademik, klasztor, szkołę, no i co wtedy będzie? Rozmowę ucięłam krótkim „Zobaczymy jutro” i odeszłam.

20. października wykonałam test. Wynik miałam kolejnego dnia przed 18:00. Wyszedł pozytywny.

Pierwszymi osobami, które powiadomiłam, byli moi rodzice, a tuż po nich Siostra, która okazało się, że też zrobiła test na covid i okazał się pozytywny. Siostra powiedziała, że w takim razie powinnam jak najszybciej wyjeżdżać do domu, bo ona nie zamierza mieć nikogo z wirusem na terenie akademika (a przecież sama go miała). Bo co przecież będzie jak zamkną akademik, zakon i szkołę? Po chwili dostałam wiadomość od Zuzi, że siostra wysłała wszystkim dziewczynom SMS o treści: „Drogie dziewczyny, na naszym pietrze jest coronavirus. W takim wypadku wszystkie musicie iść na kwarantannę. S.Przelozona prosi byście wyjechały z akademika.” W kolejnych godzinach jedyne, co słyszałyśmy z Zuzią zza drzwi swoich pokoi to walizki, bieganie, schodzenie po schodach. Do piątku (23.10) oprócz mnie i mojej współlokatorki, została jedna dziewczyna.

Razem z Zuzią uznałyśmy, że wytyczne Siostry są absurdalne i absolutnie nikt nie powinien się stąd ruszać, bo to nieodpowiedzialne. Zuzia zadzwoniła więc do Siostry, która nie była skłonna rozmawiać o swoim poleceniu, bo to nie ona je wydała. Kobieta dała nam numer do swojej Przełożonej. Poprosiła również, by nie mówić Przełożonej od kogo mogłam się zarazić, ponieważ (to tylko przypuszczamy) kobieta nie poinformowała nikogo o podejrzeniu pierwszego przypadku covida na piętrze. To ciekawe uczucie zostać nakłanianym do kłamstwa przez siostrę zakonną.

Rozmowa z siostrą przełożoną trwała nieco ponad dziesięć minut. W skrócie wyglądała następująco:

– Siostro. Zastanawiamy się, na ile odpowiedzialnym jest wypuszczać tak mnóstwo dziewczyn, które jeśli jeszcze nie mają objawów, to najprawdopodobniej będą je mieć, albo chorobę przejdą bezobjawowo. Miałyśmy z tymi dziewczynami bliski kontakt w ostatnich dniach, mamy przecież wspólną łazienkę i kuchnię. Dziewczyny teraz będą jechać autobusami, pociągami, odwiedzą swoich rodziców, dziadków, którzy mogą mieć 70 lat i choroby serca. Uważamy, że to nieodpowiedzialne zachowanie, jeśli w tej chwili wiadomo, że mamy najpewniej już cztery zakażenia w akademiku (ja, siostra opiekująca się naszym piętrem, dziewczyna z pierwszymi objawami i najprawdopodobniej moja współlokatorka Zuzia).

– Dziewczyny, mądrością jest, by wszyscy opuścili to miejsce, skoro na terenie akademika jest wirus. Chyba wolałybyście spędzić izolację w domu, a nie tu. Poza tym my nie mamy warunków, by przeprowadzać na terenie akademika kwarantannę. Przecież podpisywałyście na samym początku regulamin domu studenckiego. Był tam punkt o tym, że, jeśli się gorzej czujecie, macie od razu wracać do domu. My nie będziemy wam żadnej kwarantanny tutaj robić. Mądrością było wypuszczenie wszystkich dziewczyn do domu. Wy, jak nie dziś, to jutro, macie opuścić to miejsce.

– Ale Siostro, za opuszczenie tego miejsca, z testem pozytywnym zapłacę 30 000zł. W systemie jest podany adres akademika.

– No cóż, podpisywałaś w regulaminie, że jeśli masz objawy covidu lub źle się czujesz, masz opuścić akademik w trybie natychmiastowym.

Zostałyśmy w kropce. Siostry wyrzucają nas na bruk, a ja za opuszczenie placu Nankiera zapłacę 30 000zł. Kolejnego dnia rano dostaje kolejny telefon, tym razem od siostry, która urzęduje na naszym piętrze.

– Decyzją Siostry Przełożonej jest, byś opuściła jeszcze dziś to miejsce. We Wrocławiu otwarto izolatorium, załatw sobie tam miejsce.

Przestraszyłam się tego, jak definitywne są siostry. Zadzwoniłam do wskazanego izolatorium, żeby dopytać, jak mogę się tam dostać. Okazało się, że konieczne jest skierowanie. Kolejny raz więc umówiłam się prywatnie (żeby jak najszybciej to załatwić) do lekarza. Ten jednak sprawdził mój status w systemie i powiedział, że moje miejsce izolacji jest już wyznaczone na Nankiera 16, a ja nie mam prawa opuszczać tego miejsca pod groźbą kary pieniężnej. Jedynie sanepid mógłby mi w tej sytuacji udzielić zgody na przemieszczanie się i zorganizowanie specjalnego, bezpiecznego transportu do izolatorium.

Po tej informacji sytuacja się wyklarowała. Nie mogę opuścić tego miejsca. Ilość SMSów, które dostałam od sióstr, że mam wyjeżdżać, że w izolatorium będzie jak na wakacjach i one w ogóle nie rozumieją, dlaczego ja nie chcę tam pójść, była powalająca.

Kolejna część dnia minęła mi i Zuzi na próbach dodzwonienia się do sanepidu, szpitala zakaźnego, połowy wrocławskich komisariatów oraz inspekcji sanitarnej w celu prośby o wskazówki, co mamy zrobić w zaistniałej sytuacji. Z jednej instytucji, przekierowywano nas do drugiej, podawano tam kolejne numery telefonów, do kolejnych osób, kolejnych instytucji, z którymi mogłybyśmy się ewentualnie skontaktować w tej sprawie. Przełączało nas na skrzynki z wiadomościami „wybrany numer nie istnieje” albo „skrzynka tego numeru jest przepełniona, za chwilę nastąpi rozłączenie”. Czułyśmy się jak w „Procesie” Kafki. Zuzi udało się w końcu skontaktować z osobą mającą kontakty w jednym z komisariatów. Ja zadzwoniłam do wujka granicznego. Wszyscy mówili, że to już moment, by dzwonić na 112. Około godziny 18 zadzwoniłam na 112.

Pomiędzy telefonem od siostry przełożonej a kontaktem ze 112, katoliccy fundamentaliści przy okazji uchwalili ustawę antyaborcyjną. Po wystawionych na korytarzach pro-lajferskich ulotkach nie mamy wątpliwości, że zarodki są dla sióstr urszulanek ważniejsze niż żyjący już ludzie.

Pani na linii odebrała moje zgłoszenie. Powiedziała, że siostry popełniły przestępstwo nie zgłaszając nigdzie pierwszego przypadku podejrzenia wirusa na terenie akademika, a największym z wykroczeń było wypuszczenie niespełna dwudziestu dziewczyn do domu. Powiedziała, że jeszcze dziś skontaktuje się ze mną policja.

Po godzinie dostałam telefon od funkcjonariuszki z posterunku na starym mieście. Pani z komisariatu powiedziała, że zeznania o popełnieniu przestępstwa przez siostry mogę zgłosić jedynie fizycznie, po odbyciu izolacji. Zaznaczyła, że oczywiście absolutnie mam się nie ruszać z placu Nankiera, jeśli to zrobię czeka mnie kara od 30 000zł.

Powiedziała również, że za każdym razem jak będę wydalana przez siostry, mam prosić o dokument/papier, że siostry biorą na siebie pełną odpowiedzialność za moje opuszczenie miejsca izolacji.

Od tego czasu na wszystkie telefony i smsy o nakłanianiu mnie do wyjścia, odpowiadałam „proszę dać mi papier na to, że wydalają mnie Siostry z akademika i ponoszą ewentualne konsekwencje z tym związane”. Po tych słowach kobiety rozłączały się, bądź nie odpowiadały kilka godzin na smsy.

Raz nawet Siostra Przełożona mówiła, że rozmawiała z sanepidem i że mogę sobie wyjść bez żadnego problemu do tego izolatorium bez żadnych konsekwencji prawnych, wystarczająca będzie maseczka i rękawiczki. „Judyto, to tylko cztery kilometry, nie musisz nawet używać komunikacji miejskiej!” – to powiedziała Siostra dziewczynie z gorączką i wirusem covid. Poprosiłam więc znowu o papier od nich, że w razie czego ponoszą wszystkie konsekwencje z tym związane. Znowu się rozłączyła.

Szybko zorientowałyśmy się, jaką taktykę obrały siostry. Chodziło o wyrzucenie nas z akademika, ale żebyśmy to my płaciły ewentualne kary. Chrześcijańska postawa.

Piątek (23.10) minął nam na odpowiadaniu na wiadomości sióstr, które wypominały nam łamanie regulaminu akademika oraz obwiniały, że jeśli stąd nie wyjedziemy to przez nas akademik się zamknie. Do Sióstr ciągle nie docierało, że grozi nam kara pieniężna i nie możemy opuścić naszego piętra. Znów proszone o dokument z oświadczeniem, rozłączały cię.

W sobotę rano (24.10) Siostra opiekująca się naszym piętrem powiadomiła nas, że rozesłała dziewczynom, które już wyjechały SMSy, że ze względu na naganne i nieodpowiedzialne zachowanie moje i Zuzi, akademik zostanie definitywnie zamknięty. Napisała nam w wiadomości, że zachowałyśmy się skandalicznie, pozostając na miejscu i cała odpowiedzialność za to, że akademik zostanie zamknięty spoczywa na nas, ponieważ nie zastosowałyśmy się do zalecenia sióstr.

Wcześniej nie wspomniałam Siostrom o moim porozumieniu z policją. Po tej wiadomości nie mogłam już wytrzymać ich „chrześcijańskiej” postawy, czyli wywalania chorej dziewczyny na ulicę i narażania dziewiętnastolatki na karę 30 000zł.

Oto treść SMSa, który wysłałam siostrze w odpowiedzi: „Zachowałyśmy się najodpowiedniej jak mogłyśmy, co może Siostrze potwierdzić policja, z którą jestem już w kontakcie od dwóch dni. Przepisy w regulaminie są niezgodne z wytycznymi rządu i epidemiologów, ponieważ w momencie, gdy mam objawy covida, bądź mam stwierdzonego wirusa, nie mam prawa się ruszać z miejsca pobytu. Wszelkie próby przemieszczania się z miejsca pobytu są narażeniem rodziny oraz pasażerów środków transportu na zakażenie. Jak już wczoraj Siostrze pisałam, wypuszczenie wszystkich dziewczyn do domu było niezgodne z prawem. Tak samo jak niepoinformowanie stacji epidemiologicznej o pierwszym podejrzeniu zakażenia na terenie akademika. Siostro, zamiatanie przypadku koronawirusa na terenie akademika pod dywan jest nielegalne. Akademik nie zamknie się z powodu koronawirusa, a z powodu łamania prawa (są to słowa policjanta). Jeszcze raz tylko przypomnę – wystarczy mi jeden dokument/papier na to, że ponoszą Siostry w pełni odpowiedzialność za moje wyjście z budynku. Usunę się wtedy w trybie natychmiastowym. To nie jest nasza wina i nasze nieodpowiedzialne zachowanie, że zamkną akademik na stałe. Gdyby tylko Siostry od początku postępowały zgodnie z prawem, z wytycznymi rządu i sanepidu, przez dwa tygodnie akademik przechodziłby kwarantannę, a potem wróciłby do normalnego funkcjonowania. Wystarczy nie kłamać. Tak po chrześcijańsku. Mam nadzieję, że Siostra gładko przechodzi chorobę. Z Bogiem”.

Po tym SMSie znowu nastąpiło milczenie. Siostra ciągle się nie ustosunkowała do tej wiadomości. Jakiś czas po tym po raz pierwszy usłyszałyśmy zapytanie, czy może nie potrzebujemy zakupów. Dotychczas jedyne, co od nich otrzymałyśmy to wyrzucenie na bruk na zbity pysk i płacenie 30 000zł kary.

Pierwszym wykroczeniem jakie popełniły było zatajenie, niepowiadomienie stacji epidemiologicznej o pierwszym przypadku covida na terenie akademika, wprowadzenie dziewczyny z drugiego końca świata w błąd (niepowiadomienie jej, że wraz ze skierowaniem od lekarza może mieć test za darmo), zastraszanie, że jeśli zrobi test, to zamkną wszystko, cały akademik, klasztor, szkołę, oraz wywalenie jej na ulicę. Dziewczyna z symptomami covida, wydała 500 zł na mieszkanie w Airbnb, które musiała sama sobie ogarniać, bo Siostry w niczym jej nie pomogły. Kazały jej jedynie opuścić akademik natychmiast i nie wracać do niego do momentu, gdy symptomy nie ustaną.

Drugim wykroczeniem Sióstr, chyba największym jakie popełniły, było wydalenie niespełna dwudziestu dziewczyn do domu. Osób, które mijałam na korytarzu, z którymi korzystałam ze wspólnej łazienki i bardzo małej kuchni. Nie wiem, ile ludzi dziewczyny mogły zakazić i kogo naraziły na tragiczny przebieg tej choroby. Nie chcę wiedzieć.

Wszelkie próby usunięcia z akademika mnie i Zuzi oraz sam zapis w regulaminie, że osoby z symptomami mają opuścić akademik natychmiastowo, również jest niezgodny z procedurami.

Nie jestem również pewna, jeśli chodzi o prawne działanie akademika. Siostry nie przyjmują przelewów na konto – za pokój należy płacić gotówką. Nie podpisywałyśmy również żadnej umowy z Siostrami, nie dysponują także paragonami.

Działania kościoła katolickiego znałam tylko z mediów. Z filmów Sekielskiego, Gazety Wyborczej. Po raz pierwszy doświadczyłam tego jednak na własnej skórze. Zamiatania pod dywan, ukrywania, nakłaniania do kłamstw.

Po zakończonej izolacji pójdę złożyć zeznania na policję. Mamy treści smsów. Sprawę postaram się również nagłośnić w mediach. Tekst ten został wysłany już do Gazety Wyborczej i TVNu.

Jak się czujemy? Moja współlokatorka ma podwyższoną temperaturę, ja mam brak smaku i węchu i lekko podwyższoną temperaturę. Jeśli ktoś ma jakieś szczegółowe pytania co do przebiegu choroby, zapraszam do napisania w wiadomości prywatnej.

Jedyne, na co liczymy, to żeby zakon nie był znowu potraktowany ponad prawem. Chcemy, by Siostry poniosły konsekwencje wysłania około dwudziestu dziewczyn do domu oraz by zwróciły koleżance z Azji pieniądze za wynajmowany apartament. Chcemy również, by historia została nagłośniona.

 

 

 

Judyta Madeyska

 

 

 

 

 

 

Komu pomogą dzisiaj ci, którzy rządzą światem? Naszą umowę społeczną musimy napisać na nowo.

Odkąd rozpoczęła się pandemia, wiele pisze się na temat przyszłego kształtu światowej gospodarki. Jednak większość tych wypowiedzi, niezależnie od tego, w którą stronę patrzą ich autorki i autorzy, odbierana była co najwyżej z umiarkowanym zainteresowaniem. Bo „jeszcze nie czas”, „minie jeden kryzys, zajmiemy się drugim”.

Gdy jednak obecny kształt naszej umowy społecznej krytykuje sam „Financial Times” – który już samym swoim tytułem daje do zrozumienia, że stworzony został do opiewania sukcesów turbokapitalizmu – to znak, że zrobiło się poważnie.

Z powagi sytuacji zdajemy sobie sprawę w takich momentach naszego życia, które niemiecki filozof i psychiatra Karl Jaspers nazywał sytuacjami granicznymi – chwilami, kiedy stajemy się bezradni i bezsilni wobec przytłaczającego nas ogromu egzystencji i kiedy z całą siłą ujawniają się wewnętrzne sprzeczności i paradoksy ludzkiej kondycji. To chwile, w których załamaniu, a często też przedefiniowaniu ulega struktura naszego myślenia na temat tego, co ważne. Dziś właśnie znajdujemy się w takiej zbiorowej sytuacji granicznej.

Filozof Tomasz Stawiszyński w felietonie w TOK FM chyba słusznie zdiagnozował obecną sytuację. W otaczającym nas oceanie niepewności, nie do końca uświadomionych uczuć wywołanych przez niewidzialne zagrożenia (i te biologiczno-fizyczne, jak wirus czy klimat, i te ekonomiczne, których skutki już teraz zaczynają nas przytłaczać) wyławia jeden istotny motyw – wściekłość. Wielowymiarową wściekłość podyktowaną bezsilnością wobec stanu rzeczy, do którego doprowadziły m.in. dekady zaniedbań w sferze społeczno-ekonomicznej.

Pandemia zadziałała na nasz polityczny organizm jak skalpel, którym chirurg starannie zdziera zastrupiałą już tkankę, żeby dostać się do źródła zakażenia. W pierwszej kolejności napotyka zepsucie i rozkład, z którego później, być może, wyłoni się coś świeżego i żywego.

Nie tak dawno temu, kiedy sytuacja epidemiologiczna stała się już poważna w skali świata, do internetu trafił mem, na którym rzekoma hiszpańska biolożka wypomina dziennikarzom, że to piłkarzom, a nie naukowcom płaci się dziś miliony euro miesięcznie, gdy zaś stajemy wobec katastrofy, jaką jest pandemia, to nikt nie biegnie do Messiego, aby wynalazł szczepionkę.

Ten fejk obnażył istotny problem: nasze społeczeństwo w pewnych głęboko skrywanych aspektach nie różni się tak bardzo od tego, które żyło w starożytnym Rzymie. Dużo bardziej ceni sobie „igrzyska” niż „poszukiwanie mądrości”. Zmieniły się tylko dyscypliny i zarobki współczesnych gladiatorów. Nie chodzi tu o to, by z piłkarzy robić kozły ofiarne. Takimi samymi igrzyskami są dziś wyścigi korporacji nakręcające niekończącą się spiralę pogoni za zyskiem.

Swoją drogą, gdy ostatnio w radiu usłyszałem okrzyki radości prowadzących audycję, gdy Zbigniew Boniek ogłosił, że PZPN przeznaczy ponad 100 mln zł na wsparcie klubów piłkarskich, nie mogłem uwierzyć. 15 minut wcześniej ci sami ludzie opowiadali, w jak dramatycznej sytuacji znajdują się szpitale pozbawione podstawowych środków ochrony dla personelu medycznego ryzykującego własne życie. To jest właśnie mit naszego współczesnego świata, który tak bardzo chcemy widzieć jako cywilizowany, a nie barbarzyński.

Kolejny strup został zdarty ze środowiska naukowego. „Wielka nauka”, kojarząca się na co dzień z „big pharmą”, a więc środowiskiem goniącym za gigantycznymi pieniędzmi, nagle zburzyła swoje paywalle i największe koncerny wydawnicze kontrolujące czasopisma naukowe udostępniły bezpłatnie wszystkie publikowane u nich artykuły dotyczące COVID-19.

Świat na chwilę zachwycił się tą chęcią altruistycznego działania. Ale w tym pozornie pięknym geście, który ma stworzyć warunki do swobodnego przepływu informacji pomiędzy ośrodkami badawczymi, ukazuje się znowu tocząca ranę zgnilizna. Dlaczego takie rzeczy dzieją się dopiero wtedy, gdy świat płonie? Dlaczego ideał nauki jako dobra wspólnego ludzkości, mającego służyć zwiększaniu jej dobrobytu, a nie nabijaniu kursów akcji, na co dzień leży w kącie i kwiczy z rozpaczy? Dziś, gdy naukowiec chce opublikować efekty swojej pracy w liczącym się czasopiśmie, i to w wolnym dostępie, by każdy mógł bezpłatnie z nich skorzystać, sam musi zapłacić za to wydawnictwu kilka tysięcy złotych!

Zresztą deforma polskiej nauki, którą zafundowało nam ostatnio MNiSW, przyczynia się tylko do pogłębienia tego stanu rzeczy, zmuszając naukowców i całe uczelnie do koncentracji nie na badaniach, ale na konkurowaniu (znowu igrzyska!) o pieniądze z grantów, co zajmuje lwią część ich czasu. W powodzenie tego systemu stracił wiarę nawet nasz eksminister nauki Jarosław Gowin, który najpierw obiecał rektorom złote góry, a teraz opuszcza tonący okręt, gdy stało się jasne, że kryzys, który nastąpi po pandemii, uniemożliwi realizację większości obietnic związanych z podniesieniem finansowania polskiej nauki.

Kolejne paradoksy pandemii ujawniają się w USA. Czy paradoksem nie jest to, że jedna z największych potęg gospodarczych nie potrafi wyprodukować tak trywialnego produktu jak maseczki ochronne? Nie potrafi tego zrobić w zasadzie cały świat – niemal wszyscy produkują je w Chinach, bo tanio. A dlaczego tanio? Bo w systemach totalitarnych można wykorzystywać ludzi na wiele sposobów. Dopiero gdy ich fabryki i porty stanęły, okazało się, jak bardzo bezradne mogą być największe mocarstwa. Jak potwornie krucha i iluzoryczna jest cała nasza struktura ekonomiczno-społeczna.

Ameryka na kolanach z powodu maseczek. Służby specjalne wykradające je sobie wzajemnie. Mosad przeprowadzający tajne operacje ich zakupu…

Co gorsza, Trump, odwlekając decyzję o zakazie opuszczania domów przez Amerykanów, zaryzykował życie setek tysięcy rodaków. Czy miał rację? Jeszcze 29 marca twierdził, że nie ma potrzeby wprowadzania w Nowym Jorku kwarantanny. Trzy dni wcześniej w kraju zakażonych było już ponad 100 tys. osób. Dziś Nowy Jork błaga o wszelką możliwą pomoc z zewnątrz.

Dlaczego władze opóźniały tę decyzję? Bo za wszelką cenę chciały uniknąć negatywnych skutków znaczącego spowolnienia gospodarczego. A w obecnym systemie uniknąć ich można było tylko przez nieprzerywanie pracy jak największej liczby ludzi. Czy życie tysięcy z nich, tych którzy nie zakaziliby się i nie zmarli, gdyby wcześniej wprowadzono środki bezpieczeństwa, może być walutą, za którą wolno było Trumpowi kupić szansę na szybsze odbicie się gospodarki po kryzysie? Tak właśnie upada kolejny mit: że potęgę państwa można oprzeć na zasadzie społecznego darwinizmu; przetrwają tylko najsilniejsi, a słabi niech sczezną.

Czy równie cynicznie nie postępuje dziś u nas Jarosław Kaczyński, prąc za wszelką cenę – trupów, łamania konstytucji, totalnego chaosu w kraju – do wyborów?

Pandemia pokazuje gigantyczną wadę systemu, który zmusza miliony ludzi do gnieżdżenia się w zatłoczonych, duszących się od smogu miastach. I nie chodzi tu o to, że źle jest mieszkać w mieście lub dojeżdżać tam codziennie do pracy. Ale źle się dzieje, gdy nie mamy innego wyjścia z powodów ekonomicznych.

Wsie pustoszeją, miasta się rozrastają. Ludzie – dosłownie – mieszkają sobie na głowach na niespotykaną dotąd skalę. Taka koncentracja w jednym miejscu to idealny cel dla obecnego i kolejnych wirusów czy innych zagrożeń biologicznych. Gotując się w blokach, bojąc wystawić nos za drzwi, spójrzmy na naszą wieś. Tam życie mało się zmieniło. Można swobodnie wyjść na spacer, dzieci się bawią w ogródkach, rolnicy uprawiają ziemię, widok drugiego człowieka nie przyprawia o zawał serca, bo znajduje się on kilkadziesiąt lub kilkaset metrów dalej.

Czy byłoby nam tak źle, gdybyśmy nie byli zmuszeni do siedzenia sobie na głowach? Już w latach 70. eksperymenty etologa Johna B. Calhouna pokazały, że nawet w idealnych warunkach życiowych zbyt duże zagęszczenie jednostek prowadzi do tzw. bagna behawioralnego. W tym bagnie dzisiaj toniemy.

Być może oprócz projektowania przyjaznych środowisku zielonych miast, w których nadal będziemy akumulować ludzką masę, trzeba zastanowić się nad dezurbanizacją i stworzeniem warunków do ponownego rozproszenia naszych struktur demograficznych.

Choćby dlatego ogromną szansą jest uświadomienie sobie, a zwłaszcza pracodawcom, możliwości i zalet pracy zdalnej. Owszem, wymaga ona więcej zaufania do siebie obu stron tej relacji, ale dlatego właśnie rewolucja będzie zobowiązywała do zaangażowania się wszystkich. Dziś czujemy się w tym modelu zagubieni, ale gdyby nie był on wprowadzany na gwałt, mógłby się stać cennym wkładem w poprawę warunków życiowych wielu ludzi. Pod warunkiem że możliwości te nie zostaną wykorzystane wyłącznie do podniesienia zyskowności przedsiębiorstw.

sesja rady miasta Gdańska – zdalna z powodu epidemii

 

Do kogo więc dziś rządy państw skierują pomoc? Ponownie do tych „zbyt wielkich, by upaść”, aby za wszelką cenę odratować, co tylko się da, z walącego się w gruzy systemu? Czy może jednak zaczną nadrabiać dekady zaniedbań, przez które miliony osób pracujących na śmieciówkach lub w ogóle w szarej strefie straciło z dnia na dzień możliwość wyżywienia rodziny? Czy pozwolimy, aby to na tych ludzi spadł główny ciężar? Dlatego tak ważne jest zapewnienie im warunków, w których dwa tygodnie bez pracy nie będzie oznaczało przymierania głodem lub utraty dachu nad głową.

Parafrazując Michelle Obamę, można powiedzieć, że miarą naszego społeczeństwa jest to, jak traktuje się w nim najsłabszych (osoby z niepełnosprawnością, mniejszości etniczne, religijne czy uczuciowe). Dlatego tak symptomatyczny i symboliczny jest dziś widok setek bezdomnych, którzy zwykle nie figurują w polu percepcyjnym przeciętnego obywatela – wstydliwie skrywani przez miasta przed światem – na tle ociekających złotem i świecących pustkami kasyn w Las Vegas. To im właśnie owo mocarstwo w ramach pomocy wymalowało na asfaltowych parkingach miejsca do spania! Doskonały dowód na to, że jednak gdzieś popełniliśmy błąd.

Nie można się nie zgodzić z „Financial Timesem”: musimy naszą umowę społeczną napisać na nowo.

 

*Maciej Wodziński – filozof, doktorant w Szkole Doktorskiej Nauk Humanistycznych UMCS

Wpisy Obserwatorium

6.05.2020 – egzamin z odpowiedzialności zdawać będą samorządy, właściciele prywatnych przedszkoli i rodzice maluchów. Czy pisowskie metody wywierania nacisku okażą się skuteczne?

Oto bardzo dobry przykład jak PIS zarządza informacją, wpływa na procesy decyzyjne, niszczy społeczeństwo – jego solidarność i odpowiedzialność za innych… Tym razem jednak – Morawiecki może się przejechać na własnych kalkulacjach. Nie wiemy jak się zachowają rodzice. Nie wiemy jak bardzo będą zmuszeni do podjęcia złych decyzji, ale wiemy komu to będą zawdzięczali.

Na początek kilka cytatów z prasy:

 

– Nie wyobrażam sobie, że 6 maja otworzymy żłobki i przedszkola, nie mając zabezpieczonego i pod kontrolą ryzyka rozprzestrzeniania się wirusa – mówił Jaśkowiak. – To, że premier taki komunikat wydaje, nie oznacza, że my dzisiaj wracamy do normalnej działalności żłobków i przedszkoli, bo to byłoby szaleństwem.

ŹRÓDŁO

 

Jednak prof. Elżbieta Pac-Kożuchowska, pediatra z wieloletnim doświadczeniem i wojewódzka konsultant w dziedzinie pediatrii w województwie lubelskim, nie ukrywa, że decyzja rządu o możliwości wznowienia zajęć nie jest dobra. – Moim zdaniem na powrót dzieci do przedszkoli i żłobków jest za wcześnie.

Ograny nadzorujące i dyrektorzy już dostali szereg wytycznych, jakie mają wprowadzić w podległych sobie placówkach. Wśród nich jest ograniczenie liczby dzieci w grupach, przygotowanie procedur bezpieczeństwa, zapewnienie dodatkowych pomieszczeń, zorganizowanie cateringu czy zapewnienie środków ochrony osobistej dla opiekunów. Jeśli będą chcieli, to powinni mieć możliwość opieki nad dziećmi w przyłbicach i fartuchach ochronnych.

ŹRÓDŁO

 

Jeśli rodzice nie zdecydują się na wysłanie dziecka do placówki, a będą mieli taką możliwość, to zasiłek im nie przysługuje. Dostaną go dopiero na podstawie zaświadczenia z placówki, że dziecko się nie dostało do pomniejszonej grupy – przestrzegała Szumilas. – Stawia się rodziców przed faktem dokonanym. Rząd oszczędza na zasiłkach i nie informuje dokładnie rodziców o tym, co ich czeka. Pozbawił ich możliwości podejmowania decyzji.

ŹRÓDŁO

 

Typowe- damy, ale nie wszystkim, albo nie damy bo … i jak zwykle w takich rozporządzeniach biurokratyczne kłody pod nogi. Nic, wbrew zapowiedziom, nie odbywa się obligatoryjnie. Gorzej – odbiera się  rodzicom możliwość decydowania w odpowiedzialny sposób za zdrowie i życie swoich dzieci z jednej strony i obowiązek utrzymania rodziny z drugiej. O tym co zrobią ostatecznie rodzice zdecyduje więc samorząd, na który zepchnięto całą odpowiedzialność za skutki podjętych przez nich decyzji.

Rząd wzorem prezesa umywa ręce, a ewentualne załamanie epidemiologiczne po „wyborach pocztowych”zrzuci się na samorządy, które otworzyły placówki oświatowe – przedszkola i żłobki właśnie – wszak wszyscy słyszeli, że dzieci chorują bezobjawowo i są najskuteczniejszym roznosicielem infekcji. Rząd zwalił swoją winę na szpitale za brak procedur, zrobi to samo teraz z samorządami. Dając możliwość otwarcia przedszkoli dał zielone światło dla nieodpowiedzialnych decyzji urzędnikom i właścicielom prywatnych placówek. Jakby co- to oni, nie rząd – będą winni  krzywej wzrostu przypadków zakażeń C-19.

 

Morawiecki doskonale wie, jaką logiką kieruje się biznes, i że nie ma w niej miejsca na troskę o ludzi. Liczy na to, że pisowskie samorządy otworzą placówki, a także że zrobią to wszystkie prywatne przedszkola  i  żłobki we wszystkich gminach. PISowski wychowanek, głęboko pogardzający ludźmi, doskonale wie w jakie prymitywne struny uderzyć, żeby wymusić określone zachowania antyzdrowotne i antyspołeczne. I to dokładnie robi. I pewnie uważa, że jest świetnym strategiem, bo osiąga swoje cele. Problem w tym, że te intencje są widoczne nawet dla wyborców PIS oraz wielbicieli Dudy.

 

 

 

 

 

06.05.2020 roku będzie czułym testem na obywatelską solidarność,

odpowiedzialność i mądrość zbiorową Polek i Polaków.

Będziemy się temu bacznie przyglądać  i wyciągać wnioski… 

Na 3,7 tys. żłobków w Polsce aż 2,9 tys. jest prywatnych.

Z z 22,1 tys. przedszkola ponad 5,3 tys. to prywatne placówki.

 

kuna2020Kraków

 

Czekając na Godota przegrywamy z wirusem Covid-19. Ilość zgonów przekroczyła setkę. Próba podsumowania.

 

 

 

Jeszcze nie tak dawno skrupulatnie śledziłam poczynania pisowskiego rządu. Nie miałam żadnych wątpliwości co do jego intencji, kompetencji oraz kondycji emocjonalnej i psychicznej. Nie potrafię znaleźć wśród tej formacji nikogo, kto  budziłby choć odrobinę sympatii. A z zasady nie uprzedzam się a’priori do nikogo. Jestem osobą otwartą, skłonną  podziwiać wszystko co warte mojej uwagi, chylę z pokora czoła przed ludzkim geniuszem i nie mam problemu przyznać, że się mylę w ocenie. Więcej – uwielbiam wręcz nie mieć racji, zwłaszcza gdy przewiduję złe następstwa cudzych poczynań.

 

Jak więc to możliwe, że tonąc od lat w morzu absurdów z jakimi musimy się godzić w Polsce i wiedząc jak bezprzykładnie PIS dokonał destrukcji instytucji państwa prawa, mogłam przypuszczać, że w obliczu nadchodzącej pandemii ten sam PIS zachowa się inaczej? Z jakiegoś powodu mój mózg nie brał pod uwagę, że ten rząd, jakkolwiek by nie był złym rządem i jakkolwiek by nie był niekompetentny, dopuści się takiego spotwarzenia swojego suwerena. Ale nie czas teraz zastanawiać się nad własną ułomnością…

Kiedy na początku lutego było już dla każdego z nas jasne, że coś jest na rzeczy z wirusem z Wu Han myślałam naiwnie, że rząd organizuje w pośpiechu, ale jednak organizuje procedury, lazarety, sprzęt, maseczki, rękawiczki itd, słowem wszystko co będzie potrzebne kiedy TO COŚ do nas dotrze. Ale kiedy pod koniec lutego w szpitalach nie zauważyłam wzmożonych działań, szkoleń, treningu dla personelu pielęgniarskiego, tylko trochę się zdziwiłam. Znowu pomyślałam naiwnie – nie no przecież mamy dobre szkoły, dobrych lekarzy, zwyczajnie nie muszą, bo mają to w jednym palcu, przecież to ich codzienność.

Dopiero, kiedy moja córka przeszkoliła mnie na okoliczność koronawirusa, a jeden z autorytetów epidemiologów opowiadał sprzeczne z logiką i wiedzą bajki na temat używania, a raczej nie używania maseczek – zrozumiałam swój błąd w ocenie i rządu i stanu gotowości personelu medycznego na okoliczność pandemii. Nie bałam się o siebie – ja miałam potrzebną wiedzę, już od tygodnia trenowałam procedury wyjścia i powrotu do domu, ale bałam się o przebieg epidemii w Polsce i skutki zastoju na rynku pracy. Bałam się z czego będziemy żyć, czym zapłacimy nasze rachunki, jak poradzą sobie z tą sytuacją drobni przedsiębiorcy i jednoosobowe działalności gospodarcze czyli samozatrudniony prekariat.

Wiedziałam co się dzieje na granicach, jak traktuje się wjeżdżających czy lądujących na lotniskach obywateli, że mierzy się im temperaturę! Że jeśli jest normalna, to taki pasażer idzie do domu i wszyscy o nim zapominają. Było już wtedy oczywiste, że rząd nie wdraża żadnych procedur, nie korzysta z wiedzy jaką już wtedy dysponowali badacze wirusolodzy.

Rząd robił wszystko, co jego zdaniem jest skuteczne, by nie dopuścić do paniki, czyli zastosował najgorszy z możliwych sposób – propagandę sukcesu oraz dezinformację. Napisałam wtedy artykulik w którym tłumaczyłam – że dezinformacja i sprzeczne informacje to najlepsza droga do paniki, zaś rzetelna wiedza i informacja jak zapobiegać szerzeniu się epidemii, to najlepszy sposób by do paniki nie doszło.

Na szczęście Polacy rzucili się na półki sklepowe, trochę się ze sobą kłócili i coś tam sobie wyszarpywali z rąk, ale zapchawszy swoje lodówy uspokoili się, zasiedli przed telewizornią i cieszyli się, że rząd nad wszystkim panuje, bo taki był oficjalny przekaz. Chociaż nie sądzę, żeby po ostatnim wydukanym z trudem wystąpieniu prezydenta Dudy w sejmie, ktokolwiek jeszcze wierzył w moc tego rządu…

Testowo – maseczkowy horror

W Polsce nie mamy odpowiedniej ilości maseczek, rękawiczek i pozostałych części garderoby ochronnej, bo pisowskie ślamazary nie zdążyły się zorganizować z pociotkami i ogarnąć produkcji, dystrybucji i ustalić ceny spekulacyjnej na ten wielce poszukiwany towar. Postanowili więc nie wziąć udziału w zbiorczym zamówieniu w ramach unii europejskiej, następnie zablokować wielkie zamówienie Owsiaka i Kulczykówny, rekwirować każdą  przesyłkę zawierającą ten asortyment  i przekazać do dyspozycji Krajowych Rezerw Materiałowych. Magazyny tych ostatnich były puste, bo wcześniej, w połowie lutego sprzedały one swoje rezerwy, by za uzyskaną kasę kupić węgiel. Kupić musieli, bo górnicy się trochę zdenerwowali, a wiadomo z górnikami żartów nie ma.

A teraz Ministerstwo Zdrowia odmówiło zakupu miliona testów, które zwiększyłyby wydolność laboratoriów do 60 tys. testów na dobę, bo Szumowski uznał tę ofertę za niepoważną. No to popatrzmy jak to się ma do faktów.

„Pierwszą większą partię testów Ministerstwo Zdrowia kupiło na początku marca: niecałe 70 tys. od firmy Blirt, w której udziałowcem jest Jerzy Milewski, członek Narodowej Rady Rozwoju przy prezydencie RP. Politycy Koalicji Obywatelskiej Barbara Nowacka, Izabela Leszczyna i Adam Szłapka oburzyli się: – Na koronawirusie zarabiają ludzie Andrzeja Dudy.”

70 tys. testów przy tym tempie ich użycia starczą na trzy miesiące. Powiedzmy sobie jasno – te testy służą wyłącznie do późnej weryfikacji, czyli mają zastosowanie wyłącznie w przypadku osób z objawami choroby oraz zmarłych z powodu ciężkich duszności. Nie pomogą więc określić jak bardzo jesteśmy zarażeni, ani wyeliminować z grup izolowanych osób zdrowych, narażając je na zarażenie od tych, które noszą już w sobie wirusa. Oznacza to w praktyce, że nie tylko nie mamy danych o przebiegu epidemii w Polsce, ale wręcz poszerza się tempo przekazywania patogenu w naszej populacji. Wiem jak to brzmi, ale taka właśnie jest prawda wynikająca z logiki.

– Przy obecnym tempie badań starczy na trzy miesiące. Tylko że za trzy miesiące ta epidemia dobije całą gospodarkę – mówi Jan Rybski, prezes firmy Pro-Salus. To on trzy tygodnie temu zaproponował rządowi zakup miliona testów łącznie z aparaturą do ich przeprowadzania. Właśnie o tej ofercie mówił w ubiegłotygodniowym wywiadzie dla „Wyborczej” Andrzej Sośnierz z PiS, podając to jako przykład opieszałości rządu w walce z epidemią.

No dobra – powiem to prosto z mostu –
Ktoś tu jest niegospodarny albo powinien stanąć przed sądem za korupcję. Po pierwsze testy od firmy Blirt, to testy jednogenowe, co nie kwalifikuje ich jako testy o najwyższej jakości – co próbuje nam wmawiać rząd w swoich propagandowych wystąpieniach. Po drugie są drogie – 1 test to koszt 400 zeta. I po trzecie firma Pro-Salus, która jest wyłącznym przedstawicielem producenta z Chin na Polskę, oferuje testy trójgenowe wysokiej klasy po – UWAGA – 100 zł za sztukę. Nie wygląda mi to na niepoważną ofertę panie ministrze Szumowski.

Pro-Salus to firma od dwóch lat współpracująca przy badaniach genetycznych z Warsaw Genomics, pierwszym komercyjnym laboratorium, które zostało przez ministerstwo włączone do badań na obecność koronawirusa. Przedstawiona przez Rybskiego oferta zakładała, że w ciągu sześciu tygodni dostarczy sprzęt i milion testów firmy Xiamen Zeesan Biotech Co. Pro-Salus jest jej wyłącznym przedstawicielem w Polsce. Testy produkowane przez Xiamen są stosowane w ponad 200 szpitalach w całych Chinach. Mają certyfikat Unii Europejskiej. Ich skuteczność jest potwierdzona w badaniu klinicznym na 280 pacjentach. To tzw. małe badanie, ale produkty innych firm dopuszczono do sprzedaży bez żadnych badań.

A fakt, że z zamówieniem rząd czekać zamierza aż do 23 kwietnia (!) sugeruje, że ma to coś wspólnego z kończącymi się zapasami w Chinach, gdzie zaopatruje się reszta Europy, albo z terminem uruchomienia własnych linii produkcyjnych, co być może byłoby dobrym pomysłem, gdyby nie powaga sytuacji i drastyczne braki w zaopatrzeniu sektora ochrony zdrowia publicznego. W oparciu o dotychczasową wiedzę na temat zwyczajów biznesowych obecnej władzy mam prawo domniemać, że mogą się za tym późnym terminem kryć również inne motywacje, na przykład chciwość i chęć wykorzystania okazji. Spekulacja na rynku zbytu rządzi się własnymi prawami i są one dalekie od służenia zaspokajaniu potrzeb społecznych, ale to jest oczywiste.

Generalnie więc można śmiało powiedzieć, że wszystkie decyzje od początku epidemii są trudne do pojęcia. Nie sądzę też by przeciętny obywatel pozostał obojętny na konkluzje jakie z tego wynikają, a mianowicie, że rząd nie stanął na wysokości zadania. Nie sprawdził się w obliczu problemu, którego nie dało się nie zauważyć i zignorować, jak tylu innych przedtem – zniszczenie edukacji, kolejki do specjalistów, niedofinansowanie ochrony zdrowia publicznego, niewydolność sądownictwa, przemoc w przestrzeni publicznej, rozpasanie hierarchii katolickiej, faszyzacja stosunków społecznych, korupcja polityczna i gospodarcza w łonie PIS-u, poszerzający się obszar biedy i skrajnego ubóstwa, kompromitacja za kompromitacją na forum międzynarodowym polskich przedstawicieli z PIS-u, i wiele innych.

Decyzje, które trudno zrozumieć nie będąc pisowcem to min.:

brak wcześniej opracowanych procedur na wypadek kryzysu czy klęski żywiołowej

Reżim satrapów zawsze bardziej ceni sobie inwigilację tu i teraz niż zawory bezpieczeństwa na wypadek czegoś tam w przyszłości. Dlatego w  2016 roku zamiast wprowadzić gotowe już procedury do planu operacyjnego antykryzysowego – wyrzucono je do kosza, a pieniądze zainwestowano w techniki wglądu i kontroli – czyli inwigilację powszechną. Poza tym oni nie interesują się jakąś tam przyszłością – stosują zasadę – po mnie choćby potop! . Z  zasady też niszczą wszystko co przeszkadza im w realizacji rabunku i korzystają z chwili przewagi, kradną i pasa się na ludzkim pocie i owocach ich pracy. Kiedy dany kraj przestaje być dla nich workiem korzyści i zaczynają się problemy na masową skalę – uciekają, albo wprowadzają terror i wyzysk, jak w czasach niewolnictwa.

puste magazyny Agencji Rezerw Materiałowych

Agencja, na polecenie rządu pozbyła się w połowie lutego(!) swoich zapasów, by za pieniądze jakie w ten sposób pozyskano zakupić węgiel od polskich górników.

brak odpowiedniej ilości i jakości testów oraz laboratoriów z odpowiednim personelem

To akurat był świadomy krok, albowiem – jak nie badamy, to nic nie wiemy, możemy mówić co nam się podoba. Przynajmniej przez jakiś czas, dopóki ludzie się nie zorientują co się dzieje naprawdę.

całkowity brak zainteresowania i nadzoru nad miejscami kwarantanny i izolacji

Tak samo jak wyżej – świadome bagatelizowanie problemu by stworzyć wrażenie, ze mamy do czynienia ze zwykła grypką jak wiele razy poprzednio. Są nawet na to „odpowiednie” statystyki z poprzednich lat.

brak kluczowych decyzji i zarządzeń dot. ruchów personelu medycznego

Wielu lekarzy i pielęgniarek od lat dorabia sobie w placówkach opieki społecznej – dzięki temu mamy dziś tragedię w DPS-ach w całym kraju. Nikt nie pomyślał o drogach szerzenia się epidemii? Gdzie byli wtedy, w lutym eksperci od epidemiologii? Ktoś ich pytał o zdanie? A sami nie oferowali swojej wiedzy? Tego nie wiemy i pewnie nigdy się nie dowiemy.

brak wsparcia dla personelu medycznego z pierwszej linii walki z epidemią

Brak pokoi w hotelach dla personelu, który z dużym prawdopodobieństwem może być  zarażony i nie powinien kontaktować się z rodziną, brak wsparcia psychologicznego, przeciążenie pracą ponad siły, brak uzupełnienia personelu wykluczonego z działania, że o ochronie bezpośredniej – maskach, rękawiczkach, przyłbicach jednorazowych kitlach i płynach odkażających nie wspomnę…

brak oświaty zdrowotnej kierowanej do obywateli, a zamiast tego

– sprzeczne i często nielogiczne informacje o patogenie, dezinformacja dot. noszenia maseczek i rękawiczek, sprzeczne i nielogiczne zarządzenia dot. zachowania się w przestrzeni poza domowej – grodzenie parków, skwerków, ścieżek rowerowych, zakaz wchodzenia do lasów, konieczność towarzyszenia nieletnim poza domem. Trudno przy tym zrozumieć, że zarządzenia te nie są wcale obligatoryjne dla wszystkich – nie obowiązują katolików w ich  kościołach, ani księży, którzy chodzą po domach bez żadnego zabezpieczenia, podają hostię wprost do ust.  Nie słyszałam, żeby dawali gwarancję, że wirusy omijają konsekrowane dłonie kapłanów… przepisy nie obowiązują też myśliwych, ani polityków PIS-u, którzy gromadzą się w dużych kupach i chodzą kupami.

niesprawny system sygnalizacyjny

– nieme numery telefonów pod które zaleca się dzwonić każdemu kto ma objawy choroby, brak obsługi telefonów, a w związku z tym brak odzewu instytucjonalnego na zgłoszenia od osób chorych poza szpitalem, czekających na instrukcję co dalej. Niby to nic takiego, ale proszę sobie wyobrazić co przezywają chorzy i ich opiekunowie, gdy stan jest ciężki a telefony milczą.

nie odwołanie wyborów prezydenckich z 10 maja i absurdalny pomysł, byśmy głosowali przez pocztę 

tego nawet nie będę komentować…

 

 

Nasza zbiorowa dyscyplina i dobrowolna izolacja,

to dziś jedyny skuteczny element

ograniczający zarażenia i postęp epidemii.

Zostańmy w domu.

 

Niestety nasz wkład może okazać się niewystarczający przy tak wielkim chaosie i bałaganie w pozostałych obszarach objętych „frontem działań”. Ludzie są już dość zmęczeni całą tą sytuacją, potrzebują ruchu, światła, słońca, kontaktu z przyrodą i mogą złamać każdy zakaz, zwłaszcza gdy rząd zachowuje się jak rozkapryszony smarkacz, który nie może się zdecydować czy chce zjeść ciastko czy sobie na nie tylko popatrzeć.

Wiemy, że nikt się nami nie przejmuje, już się do tego przyzwyczailiśmy za komuny. Wiemy, że PIS walczy o władzę i tylko to ma na uwadze. Wiemy, że zamówili armatki wodne za 20 mln, bo boją się niepokojów masowych ludności miast, boją się strajków pracowników/bezrobotnych. Trzęsą się na swoich miękko wyściełanych fotelach, bo za trzy miesiące kryzys spowodowany przez banksterów, średni i duży kapitał spekulantów oraz spolegliwy im rząd, osiągnie apogeum.

Gdyby małpka Fiki-Miki nie rozdała za bezdurno całego sklepiku Rydzykom i pispociotkom, mogliby jeszcze ewentualnie przekupić część społeczeństwa, mieliby za co udawać krezusów. Ale nie mają już nic lub prawie nic, ot tyle, żeby rzutem na taśmę rozdać resztki swoim. A 500+? Z czego wezmą na ten kosztowny argument przetargowy? Na szczęście to nie mój problem i nie mnie głowa boli z tego powodu.

Żródło

źródło

 

Kuna2020Kraków

Zasady niekonsekwentne, ograniczenia sprzeczne z logiką. Czy państwo chce zredukować populację katolików gromadnych?

Gdy pominąć oczywistą niekonsekwencję przepisów specjalnych na czas epidemii,  a nawet konsekwencje jakie  z pewnością wynikną z udzielenia pozwolenia katolikom na uczestnictwo w mszach w ilościach hurtowych od 12.kwietnia b.r. – pozostaje tylko nierozstrzygnięta odpowiedź na pytanie – dlaczego rząd najjaśniejszej RP chce zdziesiątkować populację katolików gromadnych? No bo przecież spotkają się, przekażą sobie wirusa, zaniosą go do swoich domów i kolejne 5% wierzących w sterylność księdza, wafla i kościoła zamieni się w oczywisty niebyt. A myśleliśmy, że jest to grupa pod specjalną opieką państwa. Czyżbyśmy się tak głęboko mylili?

A tak brzmi odnośny wyrok:

„Ograniczenia (…) polegają na obowiązku zapewnienia, aby w trakcie sprawowania kultu religijnego, w tym czynności lub obrzędów religijnych, na danym terenie lub w danym obiekcie znajdowało się łącznie, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz pomieszczeń, nie więcej niż 50 osób, wliczając w to uczestników i osoby sprawujące kult religijny lub osoby dokonujące pochowania lub osoby zatrudnione przez zakład lub dom pogrzebowy w przypadku pogrzebu – w okresie od dnia 12 kwietnia 2020 r. do odwołania”

 W Niedzielę Wielkanocną każdy katolik musi uczestniczyć we mszy – inaczej naraża się na grzech ciężki, chyba że biskup udzieli mu dyspensy.

Decyzja ta przeczy też słowom przedstawicieli rządu i ekspertów, którzy regularnie ostrzegają, że szczyt epidemii w Polsce jest dopiero przed nami. Jest ona także sprzeczna z zapewnieniami, że społeczna izolacja jest najważniejszym orężem w walce z rozprzestrzenianiem się koronawirusa.

ŹRÓDŁO

 

Szanowni biskupi- przynajmniej ci, dla których człowiek stanowi jednak jakąś wartość – udzielajcie szparko dyspensy, bo w przeciwnym razie będziecie winni śmierci każdego katolika, uczestnika heroicznych zgromadzeń wielkanocnych. Ja rozumiem, że musicie markować swoją wiarę zgodnie z oczekiwaniem takich Terlikowskich desperados, ale możecie też wesprzeć się tą elastyczną księgą pt. Biblia, w której na pewno znajdziecie odpowiedni cytat, mówiący o tym, że obowiązkiem wierzącego jest dbać o swoje zdrowie. Jak przez mgłę, ale jednak pamiętam, że ksiądz, który przygotowywał nas do komunii w latach 60-tych powiedział tak: jak palisz fajki, albo pijesz alkohol, lub robisz coś ryzykownego dla zdrowia i życia, to jest to coś w rodzaju samobójstwa – a to jest grzech niewybaczalny… Jakoś tak to brzmiało. A zatem do roboty biskupi – zróbcie coś dobrego dla swoich. Chrońcie ich przed własną głupotą i głupotą ich proboszczów.

 

Nielogiczne są też przepisy dotyczące zakazu wstępu na tereny zielone. Rozumiem, że ustawodawca kierował się przesłanką o niezachęcaniu do wychodzenia na spacer i w celach rekreacyjnych, ale z drugiej strony w wielu miejscach spowodowało to wzmożenie ruchu pieszych i ograniczenie szlaków komunikacyjnych do wąskich chodników – a jest to niepożądany efekt zamknięcia parków, skwerów, łąk, lasków itd. Jest różnica, gdy mijają się ludzie na alejkach np. Plant krakowskich o szerokości od 4 – 5 metrów, a gdy ci sami ludzie tłoczą się na chodnikach o rozpiętości do 2 metrów.

Podobnie nieracjonalne są wyłączenia ścieżek rowerowych. Trudno uznać takie rozporządzenia za efekt rozwagi przy podejmowaniu decyzji. Widać w tych zapisach raczej pośpieszne i chaotyczne próby pokazania, że ktoś  się troszczy, że ktoś myśli i podejmuje ważne decyzje. Rzecz w tym, że takie decyzje są groźne, bo nie przemyślane. Widać, że brakuje decydentom wiedzy, sprawności intelektualnej i nawet zwykłej wyobraźni. Kiedy czytam takie przepisy wcale nie czuję się zaopiekowana. Przy dość niskim poziomie zaufania do instytucji państwa, czas epidemii niestety tylko potwierdza, że mamy podstawy do nieufności jesli chodzi o podejmowane przez państwo „wysiłki”.  I tą smutną konkluzją zakończę mój komentarz do zasad , które nie trzymają się zasad.

 

kuna2020Kraków

 

Ocieranie się o śmierć, czyli szczypta prawdy o sukcesie polskiego systemu opieki zdrowotnej.

Co prawda mówiłam i pisałam o tym od samego początku epidemii, ale nie ma to jak prawdziwa opowieść z życia. Oto i ona. Dobrze opowiedziana, w całości potwierdza sensowność tego o co apeluje cały czas, że musimy zadbać o siebie i siebie nawzajem sami, bo nikt nie będzie się nad nami pochylał. Pandemia to nie jest czas na organizację opieki zdrowotnej – to czas egzaminu dla systemu. Nasz system nie może go zdać, bo nasz nie działa nawet w normalnej sytuacji. Zatem podniecanie się oficjalnymi statystykami być może kogoś uspokaja, ale z pewnością nie sprzyja samodyscyplinie ani nie mobilizuje wysiłków. Może też stymulować nieodpowiedzialne, ryzykowne zachowania. Zatem odpowiedzialni za dezinformację z jakichkolwiek motywów są też odpowiedzialni za rozszerzanie się epidemii. Wspominam o tym, bo jest wielce prawdopodobne, że nie zdają sobie sprawy z konsekwencji swoich decyzji.

 

KORONA KRÓLÓW

Drodzy, rzadko się wypowiadam na fb, ale tym razem to uczynię, gdyż nie mogę znieść powszechnego zakłamania medialno-informacyjnego, które dotyczy rozprzestrzeniania się wirusa COVID-19 i “panowania” rządu nad sytuacją. Jest to bardzo ważna kwestia ponieważ dotyczy nas wszystkich. Z góry przepraszam za błędy, ludzi wrażliwych na interpunkcję i konstrukcję języka polskiego, proszę przymknijcie na to na chwilę oko.

W poście zamierzam opisać jak nie funkcjonuje system, jak karmią nas kłamstwami, jak bardzo ważnym elementem w tej całej układance, a właściwie najważniejszym, jest nasza odpowiedzialność, świadomość i prewencja. Post będzie długi, ale myślę, że warty lektury.

Mój brat przeszedł POZYTYWNIE test na obecność koronawirusa w organizmie (gratuluję Konrad pozytywnej oceny). Jedynymi objawami, które posiadał były: UTRATA WĘCHU i SMAKU + plus delikatne kłucie w klatce piersiowej przy bardzo głębokim wdechu. Żadnej gorączki (przez cały czas temperatura idealna 36,6), żadnego kaszlu czy duszności, generalnie nic więcej,samopoczucie 10/10.

POWRÓT- RZEKOME SPRAWDZANIE NA GRANICY

Konrad wrócił do Polski z Anglii, gdzie pracował na barze w którym średnio przewija się ok 2 tys. osób na dobę, zwłaszcza w piątki i w soboty. Było to ok. 2,5 tyg. temu, wówczas w Polsce wprowadzono pierwsze obostrzenia dot. zgromadzeń publicznych, zamknięto szkoły, bary, restauracje a także granice dla obcokrajowców. W Anglii funkcjonowało wszystko bez zmian. Na barze razem z moim bratem pracowała osoba najprawdopodobniej zakażona i kaszląca. Po tak fantastycznym wstępie szanse na to, że mój brat został zarażony wynosił generalnie jakieś 80%. Dodajmy do tego dwudniowy powrót do Polski, zatłoczonym autobusem, z kaszlącymi ludźmi, wówczas szanse skaczą nam do 100%.

W autobusie było ok. 70 osób, wszystkie wróciły z Anglii, wówczas liczba potwierdzonych zakażeń na wyspach była 3 krotnie większa niż u nas. Na granicy jedyne co zrobiono to zmierzono temperaturę przyjezdnym i kazano wypełnić formularz (bardzo wiarygodne zwłaszcza, że koronawirus jest zaraźliwy nawet gdy objawy jeszcze nie miały szansy wystąpić, za czym idzie brak jakiejkolwiek temperatury) . W związku z tym, że moi rodzice pracują w Ochronie Zdrowia, wspólnie zdecydowaliśmy, że mój brat nie może wrócić do domu, wówczas przy potencjalnym zakażeniu, mógłby zarazić moich rodziców, a oni, CAŁY SZPITAL. Wynajęliśmy mu mieszkanie, bo mieliśmy taką możliwość, ilu ludzi nie ma takiej możliwości, tu odpowiedzcie sobie sami. Jedynymi osobami z którymi mój brat się kontaktował byli pasażerowie autobusu oraz Pan prowadzący Ubera, który został już odpowiednio poinformowany.

SANEPID I INNE BAJKI

4 dnia po przyjeździe mój brat dostał zaniku zmysłu węchu i smaku, całkowitego. Poza tym i lekkim kłuciu przy głębokim wdechu, nic, zupełnie nic. Objawy trwały 3 dni a potem wszystko wróciło do normy, ok , zdrowy chłopak, chciałoby się rzec. Poinformował o tym zdarzeniu moich rodziców, a oni po konsultacjach z lekarzami, którzy z nimi współpracują, na podstawie objawów stwierdzili, że w 99% mój brat został ukoronowany. Kazaliśmy mu zadzwonić do sanepidu i do szpitali zakaźnych, efekt był żaden. Pani z sanepidu robiła łaskę, rozmawiając z nim, powiedziała, że to nie są objawy, mimo iż są, to samo usłyszał od ludzi odbierających telefony ze szpitali zakaźnych. Nie są to objawy, nie są wpisane jako objawy, nie ma gorączki, nie ma kaszlu, nie ma wirusa, nie ma rączek, nie ma ciasteczek, wiadomo! Kazali mu siedzieć w domu, ale też bez przesady, bo po co za długo, jak mu przejdzie to niech wyjdzie, niech wraca do domu i niech zarazi więcej ludzi to i emerytur nie będzie trzeba wypłacać. Moi rodzice w międzyczasie walczyli o to aby Konradowi wykonano test, wszyscy otwarcie im mówili, że nikt mu nie zrobi testu, testy wykonują ludziom w bardzo ciężkim stanie. Cóż wydaje mi się, że ludzie w bardzo ciężkim stanie są mniejszym zagrożeniem dla innych, ponieważ nie przemieszczają się swobodnie i beztrosko, bez objawów przy okazji zakupów zarażając mnóstwo ludzi.

Udało się, okazało się, że robią testy na Wolskiej, ale nie jest łatwo się tam dostać, musisz mieć ostre objawy, więc gdyby nie wzmożone śledztwo w tym zakresie, testu by nie było. W poniedziałek z rana wykonano rzeczone badanie, w poniedziałek również, czyli RÓWNO 2 TYG. PO ODBYCIU KWARANTANNY, Konrad zadzwonił ponownie do sanepidu. Dzwonił chyba dwie godziny, powiedział Pani o sytuacji, oczywiście, nadal nie był zarejestrowany, nie figurował jako osoba z podejrzeniem, nikt nie wiedział o jego istnieniu, mimo, iż my sami o to zabiegaliśmy i dzwoniliśmy aby go zarejestrować. Pani powiedziała mu, że jak odsiedział dwa tygodnie to niech wraca, koniec kwarantanny witajcie Malediwy! Czekaliśmy na wynik testu zanim wróci do domu, i co? WYNIK TESTU POZYTYWNY!. Wróciłby do domu z niespodzianką dla rodziców i przy okazji dla szpitala. Teraz ma siedzieć kolejne dwa tygodnie w kwarantannie, gdzie? tego jeszcze nie wiemy, w szpitalu raczej nie, bo po co ma zajmować miejsce dla ciężko chorych ludzi, wiadomo, czy państwo da mu izolatkę w akademiku jak obiecywało, hmmmm póki co nic nam na ten temat nie wiadomo, pewne jest jedno, nie może wrócić do domu.

PODSUMOWANIE

Gdybyśmy się słuchali rad sanepidu, szpitali zakaźnych i ich instrukcji, gdybyśmy nie walczyli o test, Konrad zaraziłby mnóstwo ludzi, a co najważniejsze rodziców, którzy zainfekowali by cały szpital, CAŁY JEDEN DUŻY WARSZAWSKI SZPITAL byłby wyłączony przez opieszałość państwa, brak procedur, brak możliwości wykonania testów, i ignorowanie bezobjawowych nosicieli wirusa COVID-19. Wnioski nasuwają się same, to co podaje rząd i ministerstwo zdrowia jest nieprawdą, zarażonych jest dużo, dużo więcej, NIKT ICH NIE BADA, INFORMACJE SĄ AKTUALIZOWANE CZĘŚCIOWO BO JAK WIDAĆ MIMO CIĄGŁEGO PRZYPOMINANIA, BAZY DANYCH NIE SĄ UZUPEŁNIANE. Powtarzam NIKT z sanepidu się nim nie zainteresował, nikt nie zadzwonił, nie został wpisany do rejestru pomimo trzech telefonów z naszej strony, nikt go nie sprawdzał czy siedzi w domu.

To nie umierający czy zamknięci już ludzie w szpitalach zarażają!!! Tylko Ci którzy z pozoru są zdrowi.

Znajomi Konrada mieli dokładnie identyczne sytuacje, dotyczące objawów i całej przeprawy z sanepidem i systemem. Jedna z jego koleżanek również zarażona (nie zbadana oczywiście, bo po co) miała identyczne objawy, ma rodziców lekarzy, którzy teraz siedzą w domu, nikt im nie kazał, nikt ich nawet nie zbadał, musieli wziąć zwolnienie na własną rękę.

Tak się dba w naszym kraju o bezpieczeństwo i zdrowie obywateli, o godne warunki dla ludzi pracujących w ochronie zdrowia.

31.03 czyli dopiero dziś wprowadzono oficjalnie nakaz izolacji osób przyjezdnych i rozszerzenie kwarantanny na domowników, HIT! żart, mało zabawny, ale jednak. Sytuacja o której mówię miała miejsce 2 tygodnie temu, sami wiecie ilu ludzi do tego czasu wróciło do Polski.

WAŻNE, WAŻNE, JUŻ KOŃCZĘ

2 TYGODNIE siedzenia w domu TO ZA MAŁO!!!!! jak widać, nawet przy osobie zdrowej, młodej bez żadnych chorób, nigdy nie hospitalizowanej, mój brat był w szpitalu jedynie przy okazji swoich własnych narodzin.

Jestem córką medyków, moi rodzice, moi bliscy, moi znajomi będą leczyć Was i Wasze rodziny, będą narażać życie dla Was i dla Waszych rodzin, dlatego SIEDŹCIE W DOMU. Proszę Was o to, zwłaszcza my młodzi ludzie, którzy możemy zarażać bez żadnych objawów, to my najbardziej rozsiewamy ten syf, a nikt nas nie zbada i nie wykluczy. To jedyne co możemy zrobić przy tak niewydolnym systemie opieki zdrowotnej.

To z czym mamy do czynienia teraz, czyli niesprawny system, brak pracowników, podstawowego sprzętu, i wiele, wiele innych problemów, jest to wynik zaniedbań nie tylko tego rządu, ale również wszystkich poprzednich, jest to wynik zaniedbań, które trwały i trwają już kilkadziesiąt lat! Uwierzcie mi, wiem co mówię bo obserwuje to przez 27 lat z domu, w którym słucham o absurdach i zaniedbaniach w tym zakresie, a także z doświadczenia własnego jako pacjentki, bo ze względu na moją chorobę i wrodzoną pierdołowatość, od urodzenia raz na jakiś czas odwiedzam przybytek zwany szpitalem. Może gdy minie ta pandemia zaczniemy walczyć o to co najważniejsze i najbardziej istotne czyli o życie naszych bliskich i nasze, a także o godną śmierć.

Pozdrawiam Was serdecznie, życzę zdrowia i siły wszelakiej!

PS: Jeśli chcecie być na bieżąco z tym co obecnie się dzieje w systemie opieki zdrowotnej polecam Wam zaobserwować mojego znajomego Janka Świtałę, on pokazuje jak to faktycznie wygląda od wewnątrz i walczy o poprawę systemu już wiele lat. Pozdro dla Ciebie Janku, szacunek!

Marta Marta Caban

ŹRÓDŁO

Jesteśmy cały czas dezinformowani. Traktuje się ludzi jak idiotów, którzy zdolni są tylko do paniki. Nikt w Polsce nie wie ilu jest zarażonych. A lekarze i pielęgniarki tracą pracę, bo rzetelnie informują opinię publiczną o stanie faktycznym.

EDIT; wiemy już, że to są bajki z mchu i paproci… jutro odczepiam ten post z tablicy… nie będziemy dezinformować…

Posted by polskiateista.pl on Saturday, March 14, 2020

A oto tekst listu kierowanego do środowiska medycznego autorstwa Prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej

Koleżanki i Koledzy!

Środowisko lekarskie zbulwersowane jest sygnałami o ograniczaniu lekarzom i innym pracownikom medycznym prawa do wyrażania poglądów na temat realiów pracy w warunkach epidemii. Dotknęło to konsultantów krajowych, konsultantów wojewódzkich. Dotyka pracowników szpitali.

Zdecydowanie protestujemy przeciwko takim działaniom. Jeśli tak jest rozumiana polityka komunikacji w czasach kryzysu epidemicznego, to jest to duży błąd. Takie decyzje obracają się przeciwko tym, którzy je wydają. W ten sposób podważają oni wiarygodność swoich komunikatów, próbując ograniczyć możliwość weryfikacji danych. W dobie mediów społecznościowych to się nie może udać, a co najważniejsze – podkopuje zaufanie do oficjalnych komunikatów, tworząc przestrzeń dla plotek, insynuacji, fałszywych informacji, a w konsekwencji paniki.

Nie można oczekiwać od lekarzy, że będą milczeć w obliczu sytuacji zagrażających życiu i zdrowiu obywateli, ale również swojemu i swoich rodzin.

W środowisku lekarzy i lekarzy dentystów powszechnie wiadomo, że nasz kraj nie jest dostatecznie dobrze przygotowany do walki z rozprzestrzenianiem się epidemii koronawirusa. O wszelkich brakach sprzętu, złej organizacji, niedostatku regulacji prawnych przedstawiciele samorządu lekarskiego na bieżąco informują i alarmują władze odpowiedzialne za ochronę zdrowia.

Nasze apele i pisma (linki załączam poniżej), które kierujemy do organów władzy, są przekazywane lekarzom zrzeszonym w izbach lekarskich za pośrednictwem wszelkich dostępnych nam kanałów komunikacji. Lekarze i lekarze dentyści, korzystając z wolności wypowiedzi, na forum publicznym wyrażają takie same uwagi, jakie zgłasza ich samorząd lekarski w oficjalnych wystąpieniach do Premiera, Ministra Zdrowia czy innych organów publicznych.

Niezrozumiałe w związku z tym jest oczekiwanie, że lekarze i lekarze dentyści mieliby być w czasie epidemii pozbawieni możliwości przekazywania informacji o faktach powszechnie znanych w środowisku.

Każdy lekarz, niezależnie od tego, gdzie jest zatrudniony, ma prawo – tak jak każdy człowiek – korzystać z wolności słowa i wyrażać swoją opinię o organizacji pracy, szczególnie jeśli – tak jak obecnie – warunki pracy nie zapewniają mu dostatecznego bezpieczeństwa wykonywania zawodu, narażając na ryzyko zakażenia. Głosy środowiska lekarskiego są  przejawem troski o bezpieczeństwo pacjentów, o bezpieczeństwo wszystkich pracowników ochrony zdrowia i ich bliskich, którzy również ponoszą ryzyko zakażenia.

Poglądy wyrażane przez lekarzy na temat problemów organizacyjnych ochrony zdrowia, czy braków sprzętowych placówek medycznych w dobie epidemii są działaniami podejmowanymi w interesie publicznym. W takiej sytuacji nie mogą grozić lekarzom żadne szykany. Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej w art. 54 zapewnia każdemu wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji. Lekarze stojąc na pierwszej linii walki z epidemią mają prawo – a biorąc pod uwagę etykę zawodową – wręcz: obowiązek wypowiadać się o stanie zabezpieczenia swoich pacjentów oraz o ryzyku, jakie wiąże się z niedostatecznym przygotowaniem placówek medycznych.

Dlatego jestem przekonany, że udostępnianie rzetelnych informacji odpowiednim organom państwa i społeczeństwu daje szansę na poprawę sytuacji, tak wyczekiwaną przez wszystkich mieszkańców kraju. Wprowadzanie zakazów wypowiedzi lekarzy oraz stosowanie wobec nich sankcji w postaci zwolnień z pracy narusza konstytucyjne prawa lekarzy jako obywateli.

Na te aspekty zwróciłem uwagę w odpowiedzi na list skierowany do mnie przez Rzecznika Praw Obywatelskich Adama Bodnara zaniepokojonego sygnałami o ograniczaniu wypowiedzi lekarzy i innych pracowników medycznych.

Samorząd lekarski będzie pomagać tym koleżankom i kolegom, których dotykają nieuzasadnione sankcje ze strony pracodawców.

Paradoksalne jest, że administracja różnych szczebli próbuje ograniczyć wolność słowa profesjonalistom, a od dawna nie wykazuje się dostateczną determinacją, by ścigać przejawy hejtu skierowanego przeciwko lekarzom, czy propagowanie fałszywych metod „leczniczych”, które nie mają naukowego uzasadnienia.  

Z różnymi  formami nadużywania wolności słowa ze szkodą dla obywateli i naszego środowiska walczymy, i walczyć będziemy, choć w tej walce nie czujemy wsparcia rządu.

Przeciwstawiamy się ograniczaniu nam swobody wypowiedzi służących ochronie zdrowia i życia. Przeciwstawiamy się też wszelkim przejawom agresji i nienawiści wobec lekarzy, czy też szerzenia nieprawdziwych informacji o naszej pracy. 

Ponawiam prośbę, by sygnalizować to Rzecznikowi Praw Lekarza, przesyłając wiadomości pod adres:

rpl_skargi@hipokrates.org

Walczmy z agresją, nienawiścią, hejtem i fejkami. Powstrzymajmy tę falę zła. Solidaryzujmy się i wspierajmy!

Z koleżeńskimi pozdrowieniami,

Andrzej Matyja

Prezes NRL

https://nil.org.pl/aktualnosci/4570-apel-do-premiera-o-ogloszenie-stanu-kleski-zywiolowejhttps://nil.org.pl/aktualnosci/4569-apel-i-stanowiska-podjete-przez-pnrl-w-dniu-26-marca-2020-rhttps://nil.org.pl/aktualnosci/4566-praktyki-zawodowe-musza-miec-dostep-do-zakupu-wyrobow-medycznychhttps://nil.org.pl/aktualnosci/4535-apel-zawodow-medycznych-do-rzadu-polskiegohttps://nil.org.pl/aktualnosci/4479-apele-podjete-przez-pnrl-w-dniu-13-marca-2020-rhttps://nil.org.pl/aktualnosci/4470-apel-pnrl-do-ministra-zdrowiahttps://nil.org.pl/aktualnosci/4468-apel-pnrl-o-zapewnienie-lekarzom-i-lekarzom-dentystom-dostepu-do-odpowiednich-srodkow-ochrony-osobistejhttps://nil.org.pl/aktualnosci/4414-koronawirus-apel-prezesa-nrl

 

 

KAGANIEC – 

 

 

kuna2020Kraków

 

Zwierzęta reagują na ciszę i nieobecność ludzi. Wydaje się, że cała Natura oddycha z ulgą. Błyskawicznie powraca życie tam, gdzie wydawało się to już niemożliwe.

TVN24

Włochy.

Po tym jak Włosi  zrozumieli, że ich nieodpowiedzialne zachowania wobec  koronawirusa przyczyniło się do tragicznego w skutkach przebiegu epidemii i wreszcie podporządkowali się zakazowi wychodzenia z domu bez absolutnej konieczności, natura szybko zaczęła zajmować swoje nisze ekologiczne. Pojawiły się ptaki wodne, delfiny podpływają do brzegów w portach i zajadają rybki, nie martwiąc się obecnością nielicznych ludzi. Zrobiło się cicho, zniknął  szkodliwy i męczący szum tła i stresujące dźwięki, a przestrzeń, która jakby zrobiła się większa głębsza i szersza w każdym kierunku wypełniła  się głosami natury. Oto jak szybko reaguje zmęczony naszą obecnością świat zwierząt. Niezawodny instynkt mówi im – znowu jest fajnie, możemy wrócić do naszych niszy i żyć jak drzewiej bywało…

Kiedy popatrzymy z ich perspektywy to może, przy odrobinie wyobraźni i gdy zrezygnujemy z naszej wyższościowej postawy jako gatunku, zauważymy że jednak nieco zbyt bardzo rozpychamy się łokciami na Ziemi, która to planeta jest naszym wspólnym domem z naszymi braćmi mniejszymi (?)

Oto jak sobie ci nasi bracia radzą, gdy my zeszliśmy z pierwszego planu:

Weneckie kanały, na co dzień szare i mętne, zachwycają przezroczystą wodą i ławicami maleńkich rybek. Wstrzymany ruch żeglugi sprawił, że w porcie w Cagliari (Sardynia) pojawiły się delfiny.

Wenecja (tak jak inne miasta w kraju) opustoszała. Od kilkudziesięciu lat woda w tamtejszych kanałach nieustannie falowała. Teraz, powierzchnie niezmącone ruchem żadnej łodzi powoli przejmują ryby i ptactwo wodne.

 

 

W mieście można zaobserwować więc kaczki wijące gniazda przy przystanku tramwaju wodnego i łabędzie rodziny, którym nikt nie przeszkadza w zwiedzaniu okolic wyspy Burano

 

 

Sceny nagrane przez niego ( Marco ) w opustoszałym mieście przypominają nastrojem ujęcia z filmów dokumentalnych – cisza, plusk wody, kaczka nurkująca w odmętach kanału. – Natura odżywa, więc i Wenecja odżyje, z nową świadomością i nowymi możliwościami – ma nadzieję Marco. Liczy na to, że obecna sytuacja zmusi ludzi do refleksji i będą w przyszłości bardziej skorzy do pomocy umierającej lagunie.

 

 

Oby Marco miał rację, że ludzie wyjdą po tej epidemii z nową świadomością. Byłby to zaiste dobry początek  zmian, na które wielu z nas czeka od lat, ale prawie nikt już w nie nie wierzy… aż do teraz. Też czuję, że hekatomba może mieć jakiś potencjał w tym zakresie. Ludzkość tak mocno przyspieszyła technologicznie i tak bardzo skróciła dystans do siebie i otoczenia, że tylko takie ZATRZYMAJ SIĘ może nas czegoś nauczyć. Czegoś o nas i o naszych współbraciach mniejszych. Czekam więc na dobre wieści….

 

Kuna2020Kraków

 

To nie jest czas na lans! WOT paraliżuje ruch w Cieszynie; Brak koordynacji działań. Brak planu. Brak informacji.

 

 

To nie jest dla nikogo zaskoczenie, że najlepiej radzą sobie z epidemią kraje, które zdobyły doświadczenie w czasie epidemii SARS w 2003 roku i MERS w 2015, których społeczeństwa są subordynowane, a służby publiczne działają bez zarzutu. Poczucie wspólnoty interesu łagodzi znacznie niedogodności życia w izolacji, a zaufanie do instytucji państwa daje ogromne wsparcie.

W porównaniu z Koreą czy Chinami kraje europejskie wypadają blado, trudno uniknąć wrażenia, że bałagan i totalny chaos obejmuje wszystkie zakresy działań podjętych wobec epidemii. Nawet nie potrafimy zmierzyć się z pełną informacją na temat wirusa, więcej się przejmujemy RODO niż podaniem informacji o lokalizacji ognisk choroby, serwuje się niedorzeczne zalecenia typu- maseczka dopiero jak kaszlesz i kichasz! Porażający brak poczucia odpowiedzialności. Wszystko po to by, podobno, przeciwdziałać panice. Czyli traktuje się nas, dorosłych ludzi jak idiotów. Może faktycznie nimi jesteśmy, biorąc pod uwagę jak dajemy się od lat robić w buca… ale to nieważna w tej chwili dygresja.

W zetknięciu z takim zagrożeniem jak obecnie, możemy zobaczyć czarno na białym czym staje się społeczność poszatkowana odgórnie przez rząd, kościół i niesprawiedliwe prawo. Możemy śledzić na co dzień jak mało jesteśmy zdolni do współpracy i jak za nic mamy dobro wyższe, dbając wyłącznie o własny koniec nosa. Jestem młody, nie boję się wirusa, przechoruje i będę odporny – więc łażę sobie po mieście, odwiedzam znajomych, i mam gdzieś, że przy okazji sieję bakcyla na lewo i prawo. 

I nawet teraz PIS nie potrafi przestać płaszczyć się przed kościołem i jego głupimi przedstawicielami, zapraszającymi wierzących do świątyń, na pielgrzymki i maratony modlitewne. Może mają układ z PIS-em ? – nie jest tajemnicą, że umierać będą przede wszystkim emeryci… Może liczą na odciążenie systemu emerytalnego…

WOT też nie zasypuje gruszek w popiele – dziarsko przystąpili do lansu i wyrabiania sobie markę w opinii publicznej…

W 2016 roku, jak niesie gminna wieść, PIS zamiast klepnąć procedury wypracowane przez zespół antyterrorystyczny  na okoliczność globalnego kryzysu – wolał przeznaczyć kasę na techniki inwigilacyjne…. To tak dla porządku przypominam, a Wy kochani nie zapominajcie o tym. Czy ja szczuję? Tak! Oczywiście, że tak! Jestem wściekła i mam do tego podstawy. Wy też macie prawo być wściekli. Dlaczego dolewam oliwy? Bo zwykle w takich trudnych momentach zapominamy o rażących zaniedbaniach, o draństwach i szwindlach, a potem, po kryzysie stosujemy gruba kreskę i rozmaitym draniom jak zwykle udaje się ujść sprawiedliwości i karze. Nam, maluczkim żadna kara nie jest darowana. Nikt się nad nami nie lituje…

 

 

 

Zobaczcie jak sobie radzą z epidemią w Azji:

 

 

Korea Południowa

8236 wykrytych przypadków, 74 w ciągu ostatniej doby (160 na milion mieszkańców) / 75 zgonów

Jeszcze pod koniec lutego scenariusz koreański mógł być podobny do włoskiego – krzywa zachorowań rosła bardzo szybko. Jednak w ciągu ostatnich dwóch tygodni udało się ją zbić z ponad 800 przypadków dziennie do poniżej stu. Jak oni to zrobili?

  • nie zamykają całych miast i regionów,
  • zamknęli szkoły
  • testują bardzo dużo ludzi na obecność wirusa (do tej pory wykonano ponad 248 tys. testów). Kiedy zidentyfikowano pierwsze ogniska choroby, w całej Korei otworzono 50 stacji pobierania próbek drive through. Te testy są darmowe, jest też możliwość przeprowadzenia ich prywatnie za opłatą;
  • poddają ścisłej kwarantannie wszystkie osoby, które miały kontakt z zarażonymi (w tej chwili około 29 tys. osób), monitorując, czy
  • stosują się do zakazu wychodzenia poprzez aplikację w smartfonie lub telefonicznie;
  • skrupulatnie badają wszystkie kontakty nosicieli; w całym kraju jest 130 funkcjonariuszy służby zdrowia, którzy tylko tym się zajmują;
  • wysyłają wiadomości SMS z ostrzeżeniem i informacjami do mieszkańców strefy, w której pojawił się przypadek nosicielstwa koronowirusa.

Singapur

226 wykrytych przypadków, 0 w ciągu ostatniej doby, (38,6 na milion mieszkańców) / 0 zgonów

Singapur jest uważany za wzór, jeśli chodzi o sprawność administracji publicznej, jednocześnie zakazy i nakazy, którym poddawane jest tamtejsze społeczeństwo, są bardzo surowe

W połowie lutego był to kraj z jedną z największych liczbą zarażeń poza Chinami. Po miesiącu są daleko w tyle za Koreą Południową. Jak oni to zrobili?

  • mieszkańcy starają się samoizolować;
  • kwarantanna jest ściśle przestrzegana i monitorowana, np. trzeba się „odklikać” na specjalnej stronie w internecie. Za jej zerwanie grożą surowe kary – nawet do sześciu miesięcy więzienia;
  • pracownicy w samoizolacji dostają zasiłek od państwa (100 dolarów singapurskich), są też specjalne miejsca odizolowania dla tych, którzy nie chcą zarazić rodziny lub współlokatorów;
  • śledzeniem kontaktów osoby zakażonej zajmuje się policja, przeprowadzając wywiady i przeglądając nagrania z kamer CCTV;
  • przeprowadzono testy na obecność wirusa na szeroką skalę, m.in. badając wszystkich z zapaleniem płuc lub podejrzeniem grypy.

Analiza naukowców z Uniwersytetu Harvarda pokazuje, że w Singapurze wykrywa się prawie trzy razy więcej zachorowań niż średnio na świecie.

Hong Kong

149 wykrytych przypadków, 0 w ciągu ostatniej doby (19,9 na milion mieszkańców) / 4 zgony

Hong Kong zanotował pierwszy przypadek koronawirusa już 23 stycznia i natychmiast podjął szerokie działania, by zatrzymać epidemię. Pomogło im doświadczenie z epidemii SARS w 2003 roku. Jak oni to zrobili?

  • natychmiast zamknęli szkoły, parki rozrywki itp.

  • na rządowym portalu pokazują nawet, w którym budynku w mieście mieszkają ludzie zarażeni koronawirusem;

  • mieszkańcy wykazują dużą samodyscyplinę i wychodzą z domu tylko wtedy, kiedy jest to konieczne. Prawie każdy nosi maseczkę.

Tajwan

59 wykrytych przypadków, 0 w ciągu ostatniej doby (2,5 na milion mieszkańców) / 1 zgon

Uważa się, że właśnie tam władze wypracowały najlepszy sposób na walkę z wirusem. Jak oni to zrobili?

  • Tajwan koordynuje działania poprzez specjalne centrum dowodzenia ochroną zdrowia, powołane po epidemii SARS. Na jego liście znalazły się aż 124 nadzwyczajne działania.

  • od razu po pierwszych informacjach na temat nowego wirusa poddano kwarantannie wszystkich przybywających z Wuhan,zamknięto szkoły, wprowadzono racjonowanie artykułów pierwszej potrzeby medycznej i wprowadzono kary za ich gromadzenie.

 

 

Na okopress jest interaktywna mapa

ŹRÓDŁO OKOPRESS

Niech mnie ktoś uszczypnie, bo nie wierzę, że to rzeczywistość, czyli jak się zdekompensowałam w zetknięciu z głupotą powszechną moich współobywateli.

Na początek taka uwaga: kto jest wrażliwy na słowa powszechnie uznane za wulgarne niech dalej nie czyta. Nie jest moim zamiarem nikogo obrażać, ale będę stosowała uogólnienia i daleko idące wnioski na nasz temat. I nie będę za to przepraszać.

 

Od pierwszej publikacji na polskim ateiście, na temat nadchodzącej epidemii podkreślałam, że musimy sami o siebie zadbać, bo nikt się nad nami nie będzie pochylał, ani nie zadba o nas systemowo. Było to oczywiste od co najmniej miesiąca, który upłynął służbom odpowiedzialnym za przygotowanie Polski na nadejście epidemii koronawirusa na błogim zapewnianiu siebie, że przecież nic się na razie nie dzieje, może w ogóle się nie wydarzy i po co robić panikę… Skąd to wiem? Bo nie poczyniono absolutnie żadnych przygotowań. Nie zabezpieczono odpowiedniej ilości testów, masek, respiratorów, personelu medycznego, a przede wszystkim nikt nie zadbał o informację publiczną w taki sposób by była i rzetelna i docierała do każdego obywatela.  Zastaliśmy w skrzynkach na listy jedynie jakieś idiotyzmy od prezydenta – kupa nieprzydatnych pierdół – które były wyłącznie częścią kampanii wyborczej.

Jest oczywiście wiele źródeł informacji na ten temat, ale jakoś do naszych rodaków dotarło tylko, że cosik nadchodzi, a jak cosik nadchodzi, to lepiej mieć pełną lodówę i szuflady pełne suchego prowiantu… no i oczywiście papier toaletowy – ten luksus Polski posttransformacyjnej. A dziś dotarło do nich, że może tez zabraknąć leków p/bólowych i na przeziębienie – i furt wszyscy rzucili się pustoszyć apteki. Oni będą mieli na „wszelki wypadek”, a naprawdę potrzebujący, mniej zapobiegliwi – czyt NORMALNI, nie dostaną ich kiedy będą chorzy.

Dzwoniła do mnie siostra z Wrocławia – to co dzisiaj zastała w swoim osiedlowym markecie, było czymś z goła innym niż wczoraj, bo wczoraj tez tam była na zakupach, jak co dzień i wczoraj ludzie zachowywali się normalnie, a dziś jak dzikie hordy wrogów – każdy dla każdego. Chrześcijański kraj ruszył do boju o przetrwanie, kurwa mać!

Kiedy jedni napierdalają się w marketach, inni rozważają zapewne  inną drogę przetrwania i czy przypadkiem nie posłuchać bp Depo i nie wybrać się do wyciskarki – pardon – świątyni opatrzności bożej, na uroczyste modły z okazji 7. rocznicy wyboru papieża Franciszka. A ci co nie mogą  do Warszawy pojechać zapewne rozważą inne zaproszenia np. na tłumne pielgrzymki na łysą górę – pardon – na Jasną Górę do klasztoru Paulinów – wyjątkowych zjebów faszystowskich – pewnie im się marzy jakiś mały holokauścik – dawno nie mieli okazji się napawać zbrodnią masową. Gratulujemy pomysłu. No i oczywiście do Torunia ruszy cała rodzina Radia Maryja… pozostaje tylko życzyć sobie i koronawirusowi obfitych żniw.

Nie wiadomo jaki będzie to miało wpływ na rozprzestrzenianie się epidemii – oceniam, że znaczny. Kiedy Watykan zamyka kościoły w solidarności z Włochami i by przynajmniej nie dokładać do pieca epidemii, w Polsce ta sama korporacja w najlepsze eksperymentuje sobie na żywym organizmie ludzkim – no czemu nie! Przecież rząd pozwala im na to od 30 lat, tylko, że w tej akurat sprawie jest to ewidentne narażanie ludzi na skutki zdrowotne. Pytam co na to służby sanitarne i naczelny szef pionu epidemiologicznego! Ano nie słyszałam, żeby ktokolwiek z władz apelował jakkolwiek o opamiętanie się episkopatu. Pewnie obawiają się ekskomuniki- idioci!

 

 

 

 

Z pewnością Jarosław Gowin nie musi się jej obawiać – ten gość, jako członek Opus Dei ale też minister Szkodnictwa Wyższego i Nauki – tak tak Nauki! Powiedział całkiem serio i oficjalnie – koronawirusa w kościele NIE MA!  Czy ktoś wreszcie zauważy, że ten facet zajmuje niewłaściwe stanowisko, i że może powinien jednak otrzymać święcenia zaocznie i zasilić grupę trzymającą władzę  czyli Episkopat? Ludzie, kurwa nie wytrzymam tego ciśnienia – co rano otrzymuję taką dawkę jebanych informacji o tym gdzie my jesteśmy i gdzie żyjemy, że zaczynam mieć podejrzenia z gatunku teorii spiskowych… Serio, niech mnie ktoś uszczypnie, bo nie wierzę że to jest rzeczywiste.

A teraz powiem wam dlaczego się zdekompensowałam do tego stopnia, żeby po przyjściu do domu, mimo zmęczenia usiąść i pisać do Was ten swoisty traktat o głupocie. Bo to ma być o naszej głupocie zbiorowej. Otóż dzisiaj jak co dzień od tygodnia, ćwiczę protokoły zachowań ochronnych. Te protokoły są dość proste i skutecznie chronią osobę stosująca je jak i, co bardzo podkreślam, są skierowane także na ochronę wszystkich stykających się ze mną. Założyłam, że siebie jak i innych – wszystkich nas, trzeba traktować jak POTENCJALNYCH nosicieli wirusa. I nie po to by siać panikę, tylko po to by jej zapobiec, gdy zaczną się wydostawać przecieki informacji na temat zgonów.

A wiadomo już dość dokładnie parę rzeczy.  Można zachorować powtórnie. Wirus mutuje i może stać się z dnia na dzień dużo groźniejszy. Roznoszą go najintensywniej dzieci, które chorują bezobjawowo lub bardzo lekko. Ludzie młodzi z alergiami i astmą mogą skończyć na OIOMie, z ciężką dusznością. Ludzie 60+ maja przejebane. I jeszcze jedno bardzo ważne przypomnienie – tak jak nie można być trochę w ciąży, tak nie można być trochę zarażonym. To zawsze jest układ zerojedynkowy.

Ale ludzie zachowują się  nieracjonalnie – pustoszą sklepy i apteki,  już nie chodzą do kawiarni i restauracji, nie jeżdżą komunikacją masową jeśli nie muszą, ale całkowicie ignorują zalecenia noszenia maski lub jakiejkolwiek zasłony na ustach, nie myją rąk po wejściu z zewnątrz gdzie dotykali czegokolwiek, nadal macają się po całej facjacie i trą oczy gdy ich zaswędzą oraz grzebią bezwiednie w nosie, bo lubią.

 

A wiecie skąd wiem, że kompletnie nie kumają zaleceń? Bo kiedy dzisiaj szłam ubrana w maskę w lekkiej czapce na głowie i w rękawiczkach skórzanych na dłoniach, ludzie gwałtownie omijali mnie w znacznej odległości. Nie wiedzieli, że jestem dla nich najbezpieczniejszym pieszym. Nie rozumieją, że męczę się w tej cholernej masce dla ich dobra, bo jeśli jestem – a zakładam że jestem nosicielem tego gówna, – to ich nie narażam! Kurwa, czy to jest takie trudne do pojęcia – powiedzcie sami – jaki macie z tym problem? Przecież to jest proste jak budowa cepa.

Ale dobił mnie ostatecznie wywiad z facetem, którego do tej pory szanowałam za wiedzę i kompetencje. Sami możecie sobie posłuchać całkiem sensownych wskazówek TUTAJ. Pod koniec wywiadu jednak postawił mi oczy w słup. Powiedział dwie kardynalne nieprawdy – że maski powinny nosić osoby z objawami zarażenia wirusem – czyli dopiero gdy kaszlą, kichają i oddychają aerozolem pełnym wirusa oraz, że maski powinni też założyć ci, którzy udają się do miejsc zwiększonego ryzyka np. do przychodni, gdzie siedzą chorzy w poczekalni, bo maska ich ochroni przed zakażeniem się koronawirusem.

 

 

Jeśli chodzi o pierwsze łgarstwo, to polega ono na tym, że pan ekspert zapomniał chyba, że przez 14 dni wylęgania tego cholerstwa nie mamy żadnych objawów – to z tego własnie powodu uważam siebie i każdego innego za POTENCJALNEGO nosiciela wirusa. I jak najbardziej w tym okresie bezobjawowym zarażamy innych – gdyby było tak jak marzy na jawie ekspert, to epidemia byłaby stosunkowo łatwa do opanowania. Już nawet nie wspomnę, że jeśli ktoś ma objawy, to powinien bezwzględnie pozostać w łóżku i się leczyć, a nie łazić po mieście i cherlać ludziom w nos.

Drugie łgarstwo jest równie nielogicznym zaleceniem – sugeruje bowiem, że maska chroni przed zarażeniem – MASKA NIE CHRONI PRZED ZARAŻENIEM – ile razy trzeba to powtarzać żebyście ludzie zrozumieli po co się nosi maski! Gość, który pójdzie do przychodni, gdzie siedzą chorzy i kichają ma przerąbane – w tamtym powietrzu, w zamkniętym i niewietrzonym pomieszczeniu jest taka koncentracja wirusa, że raczej żadna ze znanych mi masek nie uchroni go przed wciągnięciem nosem wielu z nich.

Gratuluję panu ekspertowi umiejętności kojarzenia faktów naukowych z zapotrzebowaniem propagandowym nastawionym na ograniczenie paniki. Chciałabym tylko podkreślić, że głównym powodem paniki jest  ZAWSZE brak rzetelnych informacji podanych w odpowiedniej formie i czasie, oraz równie rzetelne przygotowanie systemowe do obrony przed skutkami epidemii. Jak Polacy będą wiedzieli, że zawsze zostaną otoczeni odpowiednią opieką, że zawsze dostaną w razie potrzeby respirator z tlenem, że nie zabraknie antybiotyków do leczenia zapalenia śródmiąższowego płuc jakie pojawia się u osłabionych starszych osób, to panikować nie będą. Nie będą też przeżywać stresu, który jest jednym z głównych powodów obniżania się odporności. .

Ale my już wiemy, że nic takiego nie nastąpiło w małych, atroficznych mózgach naszych dziwnych sterników u władzy. Nie przygotowano dosłownie niczego! Cud boski, że zamknęli szkoły, ale niektórzy dyrektorzy zarządzili obecność w nich nauczycieli – kurwa! czy to nie kwalifikuje ich przypadkiem do wypierdolenia ze stanowisk? I to na ten tychmiast? Moim zdaniem kwalifikuje. Ale wiem, że im włos z głowy nie spadnie, bo i czemu miałby, skoro rząd nie upada pod większymi ciosami rzeczywistości? Nieodpowiedzialne decyzje to dziś wyróżnik kasty pisowskiej i niektórzy bardzo chcą zapisać się do tego mentalnie zjebanego towarzystwa.

Jestem tak zniesmaczona całą sytuacją i tak zawiedziona postawami moich współobywateli w Krakowie, że tylko jeszcze wypłaczę się Wam moi mili na swój własny temat. Mam poczwórnie przerąbane – jestem po dwóch przeszczepach szpiku, mam chorobę układowa, która polega min. na obniżonej odporności, zdiagnozowaną od lat obturacyjną chorobę płuc, i nadciśnienie. Więc moi drodzy – jeśli pewnego dnia zamilknie polski ateista.pl to znaczy, że wyjechałam nogami do przodu, bo obywatele tego kraju mimo, że są tak dobrze wykształceni, tak dobrze odżywieni, tacy inteligentni i bystrzy – niestety są zbiorowo głupi jak dzieci we mgle. Ładnie pomalowane panienki nie chcą się szpecić maską, a młodzi chłopcy wciąż potrzebują adoracji innych młodych chłopców, więc łażą kupami i się dowartościowują nieustająco – co tam starzy – przecież nikt ich już nie potrzebuje, a oni wszak mają przeżyć bez uszczerbku i to tylko się liczy.

Znam niejednego gazdę z Podkarpacia  bez szkół, co ma więcej rozumu od wykształconych i wysoko funkcjonujących obywateli RP. Bo mądrość okazuje się, ma mało wspólnego z poziomem inteligencji – coby nie powiedzieć jest to tylko narzędzie pomocnicze, a wykształcenie i ew. tytuły naukowe niewiele mówią o samej mądrości nosicieli onych odznak – widać to szczególnie w ostatnich trzech dekadach a swoiście w ostatnich pięciu latach, gdzie jeden z drugim same profesory, a jak ich posłuchasz to włos się jeży, takie głupoty pieprzą. Wystarczy poczytać co produkują goście z IPN-u…

Więc, powtarzam ostatni raz – zadbajmy o siebie i siebie nawzajem, bo nikogo specjalnie nasz los nie interesuje.  A przy okazji pozwolę sobie stwierdzić, że nasz Rząd nie potrafi liczyć, albo straty gospodarcze ich w ogóle nie interesują. Gdyby było inaczej zrobiliby wszystko, żeby ograniczyć zasięg strat i pewnie wiedzieliby, że każdy dzień epidemii dłużej, to straty właśnie i to narastające w postępie geometrycznym. Ale jak sądzę, interesuje ich tylko władza dla samej władzy i dbanie o dobre samopoczucie wodza, bo jak prezes ma dobry humor to i może nie wypieprzy kogoś z roboty, albo zapewni cioci Kloci fuchę za 60 tys. miesięcznie na rękę. Jest o co dbać –  łagodne podejście prezesa do swoich ludzi to jest ich być albo nie być. Prawda, że to wiele wyjaśnia?

 

https://oko.press/msza-w-swiatyni-opatrznosci-naprawde-sie-odbyla/?utm_medium=Social&utm_source=Facebook&fbclid=IwAR2Ze5pnq0T3xvhtfhE1YRBDNU-yHDRSXw1QkZbvVzwuOuDiBuC053EUHBE#Echobox=1584046333

https://wyborcza.pl/7,82983,25777655,koronawirus-co-robic-gdy-zachorujemy.html#S.strefa_ogladania-K.C-B.2-L.1.videogruby:undefined  zniknęły nagrania z tego wywiadu ale są nadal treści.

PS>: Ponieważ jednak nikt nie zadbał o niski poziom stresu Polaków może powinnam udostępnić wam wpis z pewnej stronki, gdzie naukowo udowadniają że masturbacja jest doskonałym środkiem do podnoszenia poziomu białych ciałek krwi i to już w 45 minut po osiągnięciu pełnej satysfakcji czyli zajebistego orgazmu. Osobiście polecam. Na pohybel bredniom głoszonym przez klechów

https://k-mag.pl/article/masturbacja-chroni-przed-koronawirusem-twierdza-naukowcy?fbclid=IwAR0ZKJ_go82Riwkg-mEgC3FAK-MZxNtBykCyXqZdXC-BOsYpIDGKRzmzJfA

 

https://wyborcza.pl/7,75399,25781786,z-koronawirusem-najlepiej-radzi-sobie-tajwan-lekcja-dla-polski.html?utm_source=facebook.com&utm_medium=SM&utm_campaign=FB_Gazeta_Wyborcza&fbclid=IwAR38PrnTvxZ4J3Zrw-QMb7mxcSp3QT-FPtH3QGZSuYR8ib33-ugjjqelG7Q

 

Kuna2020Kraków

 

 

 

Kiedy rozum śpi budzą się demony – bp Depo zaprasza do Częstochowy, rząd nie podpisuje zamówienia na testy i maski, a my musimy zadbać o siebie sami. Tak się żyje w państwie wyznaniowym w czas epidemii.

Tak działa państwo PIS w zetknięciu z prawdziwymi problemami, z rzeczywistością nie podatną na propagandę, kiedy trzeba podejmować decyzje w oparciu o wiedzę ekspercką, oraz w trudnych warunkach nadchodzącej epidemii.

Polska jako jedyna nie podpisała umowy na testy i maski. Polska wypięła się na solidarność międzynarodową w obliczu choroby, która może pochłonąć tysiące ofiar. Stawia to nas w szeregu dezerterów. Nie po raz pierwszy, ale za to w spektakularny sposób, nie budzący już żadnych wątpliwości, staliśmy się infant terrible Europy.

Na szczęście pomysłowość Polaków jest znana w świecie i już dzisiaj na wielu portalach pokazuje się dokładnie jak sobie można zrobić wielorazową maskę z bawełny – lub jak w tym materiale – jednorazową, z ręcznika papierowego…

Instruktarz wykonania maski oraz skrót zasad postępowania

 

Już nie będę Was wkurzać i zrzędzić, że intensywna edukacja zdrowotna, przygotowująca społeczeństwo na nieuchronne nadejście epidemii powinna trwać co najmniej od miesiąca – w szkołach, w zakładach pracy, w biurach, w mediach. Ten zmarnowany czas jest miarą ignorancji rządu, ministerstwa zdrowia, edukacji itd.

I nadal jest aktualne, to co pisałam wcześniej – nikt się nad nami nie będzie pochylał. Jak sami o siebie nie zadbamy – na służby bym nie liczyła – to nikt tego systemowo nie zrobi. Kultura współżycia społecznego jest na tak niskim i żenującym poziomie, że apelowanie o to, by chodzić w jakikolwiek sposób zamaskowaną twarzą, ze względu na ochronę słabych – starszych i osłabionych innymi chorobami, rekonwalescentów, dzieci i młodzieży z alergicznymi problemami, astmą oskrzelową, – to nasz solidarny obowiązek – raczej nie zyska posłuchu.

Musiałam wczoraj wyjść z domu. Przeszłam piechotą przez stare miasto Kraków – nie widziałam ani jednej osoby z zamaskowaną twarzą – byłam tą jedyną.

 

I tylko w Polsce Episkopat zaprasza na spędy wiernych do Częstochowy

Adam Jaśkow :

Właściwie to nie wiem , czego się bardziej boję,
wojny
czy biskupów

„To zresztą właśnie Komisja Maryjna w Episkopacie, której przewodniczy arcybiskup Depo, wystąpiła do Polaków z apelem o błagalną modlitwę w intencji zatrzymania epidemii. Metropolita przypomniał, że on sam wystąpił o taką modlitwę do wiernych swojej archidiecezji już wcześniej, „z zachętą do ufnej i przebłagalnej modlitwy wobec zagrożeń”.

Na pierwszym miejscu abp Depo wymienił zagrożenia cywilizacyjne, potem wojnę w Syrii oraz na Ukrainie, następnie ideologię gender. – Na tym tle koronawirus jest tylko jednym z zagrożeń, a nie najważniejszym – przekonywał.
Arcybiskup Depo: Trzeba zacząć od Boga, a wtedy zagrożenia będą oddalone
Hierarcha nie zgadza się z postulatami, że w sytuacji zagrożenia należałoby ograniczyć pielgrzymowanie na Jasną Górę, skoro specjaliści w zakresie epidemiologii radzą, by unikać skupisk ludzkich.

– Stańmy w prawdzie naszych pielgrzymek na Jasną Górę. Czy zablokować teraz drogi na Jasną Górę, bo masowe pielgrzymowanie jest niebezpieczne dla naszego zdrowia? To gdzie mamy pójść w zagrożeniach zdrowia i życia, jeśli nie przed oblicze Matki, która po swojemu kształtuje nasze dzieje? – pyta. I przypomina, przysłowie: „Bez Boga ani do proga”. – Trzeba zacząć od Boga, a wtedy zagrożenia będą oddalone – twierdzi hierarcha.

Źródło

 

I nie ma sensu tracić czasu na dyskusje wokół epidemii – trzeba skupić się na przestrzeganiu ustalonego przez WHO protokołu ochrony osobistej i wspólnej – a potem spróbować przeżyć…

Jak nie złapać….Wyborcza o wskazaniach WHO

Zadbajmy o siebie sami…  polskiateista.pl

 

Relacja lekarza. Włochy. sytuacja zmienia się z doby na dobę, z godziny na godzinę. Juz teraz trzeba dokonywać wyboru komu dać namiot tlenowy. To zawsze są dramatyczne i trudne decyzje. I to własnie do nas idzie. Przygotujmy się.

Kuba Przyłuski

Tak wygląda teraz sytuacja w Bergamo we Włoszech. Wystarczy nie przestrzegać kwarantanny…

„by Bergamo Editorial online

Publikujemy apel lekarza ze szpitala Humanitas Gavazzeni, zamieszczony w mediach społecznościowych. Ważny głos w sprawie realnego zasięgu koronawirusa i lekarzy, którzy toczą wojnę, aby walczyć z zagrożeniem.

„W mailach z wytycznymi, które obecnie codziennie otrzymuję z departamentu zdrowia, jest także akapit zatytułowany „Odpowiedzialność społeczna” – zawiera zalecenia, które w pełni popieram. Długo zastanawiałem się, czy opisać to, co się dzieje u nas i uznałem, że milczenie jest dalekie od odpowiedzialności. Postaram się więc opisać ludziom „nie zaangażowanym w sytuację” i bardziej odległym od naszej rzeczywistości, jak naprawdę wygląda sytuacja w Bergamo w ciągu ostatnich dni pandemii Covid-19. Rozumiem potrzebę powstrzymywania paniki, ale czuję powinność, aby przekazać informację o zagrażającym niebezpieczeństwie. Kiedy słyszę o osobach, które narzekają, że nie mogą chodzić na siłownię, albo nie mogą zagrać meczów piłkarskich, drżę. Rozumiem także szkody ekonomiczne i również martwię się sytuacją gospodarczą. Po epidemii, tragedia zacznie się na nowo.

Jednakże, pomimo faktu, że w zasadzie dewastujemy także ekonomicznie nasz system opieki zdrowotnej, wykorzystam swoje prawo do wypowiedzi, aby ostrzec o niebezpieczeństwie dla zdrowia, które prawdopodobnie dotknie cały kraj. Przyprawia mnie o dreszcze fakt, że czerwone strefy nie zostały jeszcze wyznaczone dla regionów Alzano Lombardo i Nembro, pomimo wyraźnych zaleceń (zaznaczam, że jest to wyłącznie moja osobista opinia). Jeszcze w zeszłym tygodniu, sam ze zdumieniem patrzyłem na reorganizację całego szpitala, gdy nasz wróg jeszcze pozostawał w cieniu: oddziały powoli pustoszały, wybrane procedury medyczne przerwano, przygotowywano jak najwięcej wolnych łóżek na intensywnej terapii.

Wszystkie te nagłe zmiany wniosły na szpitalne korytarze atmosferę surrealistycznej ciszy i pustki, której jeszcze w tamtym czasie nie rozumieliśmy, oczekując na wojnę, która dopiero miała się rozpocząć, a wiele osób (także ja) nie przypuszczało, że przyjdzie nam się zmierzyć z tak zaciekłym wrogiem (nawiasem mówiąc: wszystko to działo się w ciszy, bez szumu medialnego, zaledwie kilka gazet miało odwagę stwierdzić, że prywatna służba zdrowia nie jest wystarczająco przygotowana).

Nigdy nie zapomnę mojego nocnego dyżuru tydzień temu, na którym nawet nie zmrużyłem oka, czekając na telefon od laboratorium mikrobiologii w Sack. Czekałem na wynik wymazu pierwszego podejrzanego pacjenta w naszym szpitalu, zastanawiając się nad tym, jakie konsekwencje będzie to miało dla nas i dla kliniki. Teraz kiedy o tym myślę i po tym wszystkim, co już widziałem, moje poruszenie spowodowane tym jednym podejrzanym przypadkiem wydaje się wręcz śmieszne i nieuzasadnione.

Mówiąc wprost, sytuacja jest dramatyczna. Żadne inne słowa nie przychodzą mi na myśl, aby to opisać. Dosłownie wybuchła wojna – w dzień i w noc toczymy nieprzerwaną walkę. Jedni po drugich, nieszczęśni pacjenci przychodzą na szpitalne oddziały ratunkowe. Ich powikłania są dalekie od powikłań przy grypie. Należy przestać mówić, że to „gorsza” grypa. W ciągu tych ostatnich dwóch lat już się nauczyłem, że chorzy ludzie w Bergamo nie przychodzą do szpitala. Tak samo było i tym razem. Przestrzegali podanych zaleceń: tydzień albo dziesięć dni w domu z gorączką bez wychodzenia, aby nie ryzykować zakażania innych – ale tym razem nie dają rady. Nie mogą oddychać, wymagają tlenoterapii.

Jest zaledwie kilka lekarstw, którymi można próbować leczyć wirusa.

Przebieg choroby zależy głównie od naszego organizmu. Jedyne, co możemy zrobić, to wspierać go, kiedy już nie daje rady. Mówiąc wprost, przeważnie po prostu mamy nadzieję, że organizm sam pozbędzie się wirusa. Dostępne terapie antywirusowe są eksperymentalne i codziennie otrzymujemy nowe informacje na temat zachowania się wirusa. Pozostawanie w domu do czasu, kiedy objawy się pogorszą, nie wpływa na postęp choroby.

Niestety teraz borykamy się jeszcze z dramatyczną sytuacją ze względu na brak wolnych łóżek. Opustoszałe oddziały, jeden po drugim zapełniły się w niesamowitym tempie. Ekrany wyświetlające nazwy pacjentów i przydzielające kolor poszczególnym przypadkom w zależności od tego, jak poważny jest ich stan i na który oddział mają zostać przydzieleni – świecą teraz całe na czerwono, a my zamiast wykonywać operacje dokonujemy diagnozy, która ciągle powtarza cztery przeklęte wyrazy: „obustronne śródmiąższowe zapalenie płuc”. Proszę mi powiedzieć, który wirus grypy w takim tempie powoduje taką tragedię.

Jest różnica (muszę zagłębić w techniczne szczegóły): w klasycznej grypie, poza faktem, że zaraża dużo mniej osób w ciągu kilku miesięcy, powikłania zdarzają się dużo rzadziej, wyłącznie, kiedy wirus zniszczy barierę ochronną płuc, sprawiając, że bakterie atakują górne drogi oddechowe i oskrzela, powodując poważniejsze przypadki powikłań. U wielu młodych ludzi Covid 19 ma łagodne skutki, ale dla wielu starszych ludzi (ale nie tylko), jest jak Sars – niszczy pęcherzyki płucne i prowadzi do ich infekcji, upośledzając ich funkcjonowanie. Niewydolność oddechowa, będąca następstwem, jest często bardzo poważna i wymaga kilku dni hospitalizacji, zwykłe podanie tlenu na oddziale może nie wystarczyć. Przepraszam, ale mnie jako lekarza nie uspokaja stwierdzenie, że poważne przypadki zdarzają się głównie u ludzi starszych z innymi chorobami. Populacja ludzi w podeszłym wieku w naszym kraju stanowi najliczniejszą grupę społeczną i ciężko byłoby znaleźć kogoś, kto powyżej 65 roku życia nie zażywa tabletki na nadciśnienie albo cukrzycę.

Zapewniam także, że widok młodych ludzi, którzy kończą zaintubowani na intensywnej terapii, albo jeszcze gorzej podpięci do ECMO – maszyny do ciągłego pozaustrojowego natleniania krwi – czyli urządzenia, które w najgorszych przypadkach pobiera od pacjenta krew, ponownie ją natlenia i wtłacza z powrotem do organizmu, po czym czekamy w nadziei, że organizm sam uzdrowi płuca – w takich przypadkach cały ten spokój odnośnie waszego młodego wieku mija. W tym samym czasie, kiedy w mediach społecznościowych nadal są osoby, które szczycą się tym, że nie uważają na siebie i ignorują zalecenia, buntując się przeciwko zaburzeniu ich codziennych przyzwyczajeń – w tym samym czasie jesteśmy świadkami katastrofy epidemiologicznej, która dzieje się na naszych oczach. I nie mamy więcej chirurgów, urologów, ortopedów – jesteśmy tylko lekarzami, którzy nagle stali się częścią samotnego zespołu, który musi zmierzyć się z tsunami, które nas przerasta.

Przypadki się mnożą, doszliśmy do poziomu 15-20 hospitalizacji dziennie, wszystkie z tego samego powodu. Wyniki wymazów przychodzą teraz jeden po drugim: pozytywny, pozytywny, pozytywny. Nagle szpitalny oddział ratunkowy nie daje rady. Wprowadzone są procedury awaryjne: potrzebna jest pomoc na izbie przyjęć. Szybkie spotkanie, aby przeszkolić nowe osoby, jak działa oprogramowanie i za chwile pomagają pracownikom na dole, kolejni wojownicy na froncie wojny. Objawy dające podstawy do przyjęcia na oddział są zawsze takie same: gorączka i trudności z oddychaniem, gorączka i kaszel, niewydolność oddechowa itd… Badania, zdjęcia rentgenowskie cały czas dają tę samą diagnozę: obustronne śródmiąższowe zapalenie płuc. Wszystkie przypadki muszą być hospitalizowane. Ktoś już zaintubowany trafia na oddział intensywnej terapii. Jednak dla innych jest już za późno. Oddział intensywnej terapii się zapełnia, choć stale jest poszerzany.

Jest to dla mnie nie do pojęcia, a przynajmniej mówię z puntu widzenia szpitala Humanitas Gavazzeni (w którym pracuję) – jak to jest możliwe, że wymaga się przemieszczenia i reorganizacji zasobów, które przecież projektowano właśnie po to, żeby radzić sobie w przypadkach takich katastrof.

Każda reorganizacja łóżek, oddziałów, personelu, zmianowości i zadań jest nieustannie poprawiana, abyśmy mogli dać z siebie wszystko i jeszcze więcej. Oddziały, które przedtem wyglądały jak oddziały duchów są teraz przepełnione. Personel jest na skraju wytrzymałości. Widziałem zmęczenie na ich twarzach jeszcze zanim zostali tak ogromnie przeciążeni pracą. Widziałem osoby, które kończą pracę coraz później i później, nawet biorąc pod uwagę nadgodziny, które teraz już weszły nam w nawyk. Widziałem naszą solidarność i ciągłą gotowość do pomocy kolegom internistom oraz pytania „jak mogę ci teraz pomóc?” albo chęć pomocy, kiedy słyszę „zostaw mi tę hospitalizację”.

Lekarze, którzy muszą przewozić łóżka i przenosić pacjentów. Pielęgniarki ze łzami w oczach, kiedy nie mogą uratować wszystkich chorych i ciężkie objawy pacjentów w stanie krytycznym, które zwiastują nieunikniony ich nieunikniony los.

Życie społeczne dla nas nie istnieje. Jestem poza domem od kilku miesięcy i zapewniam, że zawsze robiłem wszystko, aby zobaczyć się z moim synem, nawet kiedy pracowałem w dzień i w nocy, bez snu i przekładając sen na później, dopóki nie zobaczę swojego dziecka – ale od dwóch tygodni z własnej woli nie widziałem ani swojego syna, ani swoich bliskich, z obawy, żeby ich nie zarazić, co w konsekwencji mogłoby doprowadzić do zarażenia starszej babci albo krewnych z innymi problemami zdrowotnymi. Wystarczają mi zdjęcia mojego syna, które oglądam przez łzy i kilka rozmów wideo. Więc również bądźcie cierpliwi, jeśli nie możecie wyjść do teatru, muzeum lub na siłownię. Miejcie litość nad słabszymi starszymi ludźmi, których możecie skazać na śmierć.

March 7, 2020 | 18:19”

Zadbajmy o siebie sami i o siebie nawzajem. Państwo nie staje na wysokości zadania. Fikcja zarządzania kryzysem.

O tym, że idzie pandemia z Chin, wiemy od 2 miesięcy z hakiem. O coronawirusie wiadomo coraz więcej, min. i to, że właśnie zaczął się etap jego mutacji, oraz, że przechorowanie nie daje odporności, co z kolei stawia pod znakiem zapytania możliwość skonstruowania skutecznej szczepionki.

Odkąd zamknięto region Wuhan – miejsce narodzin epidemii – nadziwić się nie mogę bierności władz i służb medycznych poszczególnych państw, ale także bezsilności ONZ z WHO na czele. Stawiam sobie pytanie – dlaczego nie odwołuje się obligatoryjnie WSZYSTKICH imprez masowych – koncertów, targów, konferencji międzynarodowych, zawodów sportowych, pielgrzymek, zjazdów itd… Dlaczego nie pozamykaliśmy się w granicach państw na czas epidemii?

Przemieszczać mogliby się tylko ci co muszą. A kontrola nad nimi nie byłaby trudną procedurą do wykonania w sposób perfekcyjny. Kwarantanny dla wszystkich powracających po wybuchu epidemii w Chinach – już dawno byłoby po wszystkim.

Tymczasem nie tylko nie przygotowano się na uderzenie epidemii coronawirusa, ale wręcz zignorowano wszelkie przesłanki do podjęcia działań edukacyjnych czy informacyjnych. Zewsząd słychać głosy uspokajające, bagatelizujące zagrożenie. Ale panika i tak nastąpi z chwilą gdy przyjdzie się zmierzyć z nieuchronnym nadejściem fali zachorowań.

Proponuję, by nie oglądając się na ignorantów ze służb medycznych, przyswoić sobie kilka dobrych rad i to nie tylko dla własnego dobra, ale przede wszystkim w celu stawienia czoła epidemii.

  1. Nośmy jakikolwiek rodzaj zamaskowania twarzy – ust – ponieważ kichnięcie, kaszel, katar, oddech to potencjalny „aerozol” rozsiewający wirusa. Mogą być maski, szaliki, nawet zwykłe domowej roboty maski z gazy czy lnu, kiedy musimy wyjść z domu, wsiąść do autobusu czy tramwaju lub kolejki podmiejskiej. I róbmy to z świadomością, że nie chroni nas przed wirusem – bo nie chroni, ale jeśli każdy tak zrobi, to zamiast okichać 40 osób w najbliższym otoczeniu, co równa się potencjalnie rozsianiu choroby w 40 nowych egzemplarzach, kichając w maskę minimalizujemy wielokrotnie taka możliwość, ponieważ maska spowalnia impet i zasięg rażenia. Oczywiście ma to sens, jeśli optyczna większość takie zabezpieczenia nosi. To tak jak z wyszczepialnością populacji- musi ona być wysoka, powyżej 90%, żeby szczepienia miały sens i chroniły przed epidemiami.
  2. Mycie rąk za każdym razem gdy mieliśmy kontakt z czymkolwiek na zewnątrz. Najlepiej mydłem w kamieniu, unikać mydła w płynie – niszczy naskórek od zbyt częstego mycia. Mycie rąk jest tak samo skuteczne ciepłą wodą jak zimną.
  3. Nie dotykajcie rękami twarzy – jeśli jesteśmy na zewnątrz i nosimy maskę – ta skutecznie będzie nam przypominała , żeby się nie dotykać, nie trzeć oczu, nie grzebać w nosie, nie skubać brody, nie dotykać ust, nie reagować na swędzenie. Ręce macie mieć ciężkie jak byście mieli zawieszone po 5 kg na każdej dłoni.
  4. Po przyjściu do domu, rozbieramy się zaraz za drzwiami, wierzchnie okrycie izolujemy, i natychmiast myjemy porządnie ręce i twarz mydłem.
  5. produkty spożywcze kupujcie tylko te opakowane. Te które będą poddane obróbce termicznej nie muszą mieć opakowania, ale postępować z nimi trzeba ostrożnie z zachowaniem reżimu – mycie rąk, nie dotykanie twarzy…
  6. Jeśli możesz pracować zdalnie – rób to zdalnie. Jeśli nie musisz – nie wychodź z domu. Jeśli masz do wyboru – raczej chodź piechotą, jedź na rowerze, hulajnodze, desce itd, unikaj zatłoczonego transportu miejskiego, busów, kolei – poza tym, że tłum ludzi zawsze sprzyja infekcjom, to jeszcze niekiedy w pojazdach działa klimatyzacja, a to oznacza oddychanie wspólnym powietrzem.
  7. Dbaj, by w ustach nie zasychało – popijaj wodę, zwilżaj jamę ustną.

 

I niech mi nikt nie gada, że przesadzam, że sieję panikę – bycie przygotowanym nie oznacza paniki. TO idzie do nas i czy nam się to podoba czy nie, pozostanie z nami dość długo, by nowe nawyki warto było sobie przyswoić i praktykować – własnie teraz, gdy jeszcze z pozoru nic się nie dzieje. Bo kiedy epidemia/pandemia rozleje się po globie będzie za późno na wyrabianie sobie nawyków.

A tak mniej więcej wygląda ścieżka zdrowia w Polsce, dla kogoś cokolwiek bardziej odpowiedzialnego za ewentualne skutki zarażenia się :

 

Za granicą miałem kontakt z wieloma osobami z Chin i północnych Włoch. Po powrocie do Polski dopadł mnie kaszel i gorączka. Chciałem się zbadać, by wykluczyć koronawirusa. Teoretycznie powinno to być proste, ale w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Próbowałem sobą zainteresować polską służbę zdrowia. Bez skutku.

 

Najpierw była  przychodnia, potem szpital MSWiA na Wołoskiej. Wreszcie szpital zakaźny na Wolskiej, gdzie usłyszał – proszę tu nie przyjeżdżać. A kiedy wyraża chęć wykonania testu na coronawirusa, za który chce zapłacić z własnej kieszeni – słyszy, że to nie jest możliwe, ale powinien skontaktować się ze stacją SANEPID-u – po wybraniu numeru – słyszy- nie ma takiego numeru… 

 

To tyle jeśli chodzi o troskę o ludzi. Nie miejmy złudzeń – nikt się nami nie przejmuje. Będzie co ma być. Jedni powiedzą – ludzi jest za dużo, inni zauważą – przecież i tak głównie dotknie to emerytów – im ich mniej tym dla nich lepiej. Starzejące się społeczeństwo będzie miało szansę się nieco odmłodzić, nie będzie wstydu, że nie dbamy o seniorów…

Tak Moi Drodzy – jak sami o siebie nie zadbamy, to na służby liczyć nie radzę.

A biznes? Biznes swoje zaplanował i swoje musi zarobić. Bardzo wiele imprez już się odbyło, a inne się odbędą tak czy siak. Coś zainwestowano i zysk być musi. Że to nieracjonalne myślenie? Od dawna nikt tu nie myśli racjonalnie. Do tej pory, mam takie wrażenie, nikomu to specjalnie nie przeszkadzało.

 

Niech żyje bal

Bo to życie, to bal jest nad bale

Niech żyje bal

Drugi raz nie zaproszą nas wcale

 

W tym kontekście muszę wspomnieć o pewnym wybryku ludzkości. Humanizm, humanitaryzm i etyka odpowiedzialności wyprodukowały mianowicie PRAWA CZŁOWIEKA. Ale okazało się, że to wyprysk na nieskazitelnie  białej cerze patriarchatu, przypudrowanej neoliberalną ściemą dla naiwnych spadkobierców mitu Rockefellera… I teraz  stoją kością w gardle kościołowi katolickiemu, wielkim mocarstwom i wielkiemu kapitałowi.

Czy w tej sytuacji warto w ogóle zadawać pytanie – dlaczego państwo ma nas w tyle i to dość głęboko? Dlaczego nic nie robi żeby zminimalizować problem epidemii? No, właśnie. Szkoda czasu na dywagacje. Powtórzę jeszcze raz –

zadbajmy o siebie sami i o siebie nawzajem.

 

Konkret 24 : radzi tak:

Jak się chronić przed zakażeniem

W czwartek 27 lutego pierwszy przypadek zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2 potwierdzono na terenie Izraela. Polski minister zdrowia Łukasz Szumowski przekazał po południu, że w naszym kraju nie ma do tej pory żadnego potwierdzonego przypadku.

Osoby, które podejrzewają u siebie zakażenie, powinny zgłosić się do Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego lub innego organu Państwowej Inspekcji Sanitarnej. NFZ uruchomił całodobową infolinię (800 190 590) udzielającą informacji o postępowaniu w sytuacji podejrzenia zakażenia koronawirusem.

Jak chronić się przed zakażeniem, informują zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia. Dotyczą m.in. tego, jak zachowywać się w podróży, na co zwracać uwagę przy jedzeniu oraz jak chronić przed zarażeniem inne osoby. Przede wszystkim należy unikać skupisk ludzkich i często myć ręce w odpowiedni sposób, ponieważ wirus utrzymuje się na powierzchniach od kilku godzin do dwóch dni.

 

WHO: (21.02.2020)

– Okno możliwości jest coraz węższe, więc musimy działać szybko, zanim całkowicie się zamknie – dodał.

Dyrektor generalny WHO powiedział także, że trudno przewidzieć, jak będzie zmieniała się sytuacja w związku z epidemią. – Jeżeli dobrze zadziałamy, możemy zapobiec poważnemu kryzysowi, ale jeżeli zmarnujemy okazję, będziemy mieli poważny problem – stwierdził.

 

I na koniec – brak wspólnych, globalnych procedur na taką okazję jak pandemia uświadamia mi, że tak jak w przypadku nadciągającej katastrofy klimatycznej, ekologicznej, czy demograficznej – o naszym przetrwaniu zdecydujemy sami, każdy z nas z osobna, ponieważ cywilizowany świat woli dywagować wokół tematów, zamiast diagnozować i decydować racjonalnie o koniecznym postępowaniu, ergo, woli się modlić do imaginacji różnego pochodzenia, niż przyznać, że źródłem wielu problemów o zasięgu światowym jesteśmy my sami i tylko od nas zależy co z tym zrobimy.

kuna2020Kraków

 

ŹRÓDŁA:

 

https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,25767074,koronawirus-w-polsce-kompletnie-nie-jestesmy-przygotowani.html?fbclid=IwAR2pyyKq3_zjaMtEDbbrwxGJpq_bH4HqNa858FIyeDTSR2GbfOSQFTkCPAo#S.DT-K.C-B.2-L.1.duzy

https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,25766186,zatrzymano-mezczyzne-ktorego-kaszel-zaniepokoil-pasazerow-

pendolino.html?fbclid=IwAR0TzWDvuG53ZGpBwSji7x55_zLJ8esTF0drczld5BDAsadfnaX2-ZYl5ts#a=338&c=143

https://businessinsider.com.pl/lifestyle/koronawirus-z-wuhan-wszystko-co-warto-o-nim-wiedziec/y66gnsk

https://konkret24.tvn24.pl/zdrowie,110/koronawirus-na-tle-innych-epidemii-jak-szybko-postepuja,1006479.html