Ćwiczenia z ateizmu

Ćwiczenia z ateizmu.Część 38 „O religii w USA krytycznie”

Na podstawie sondaży spróbuję pokazać, jakie są i jak zmieniają się religijne przekonania Amerykanów. Może dziwić, że duży procent dorosłych Amerykanów ma poglądy, delikatnie mówiąc, zaskakujące. Oto około 1/3 chrześcijan w USA uważa, że Biblię należy rozumieć literalnie, dosłownie. Przekonanie to ma poważne konsekwencje. Odrzuca się na tej podstawie ewolucję biologiczną. Twierdzi się, że Ziemia i wszechświat zostały stworzone przez Boga około 6 tys. lat temu (tak ustalili na podstawie Biblii teolodzy w XVI/XVII w.). Biblię traktuje się jako podstawowe źródło wiedzy o świecie i człowieku, stawia wyżej niż wiedzę naukową.

Korzystam tu z sondażu U.S. Religious Landscape Survey (RLS), przeprowadzonego przez ośrodek badawczy Pew Research Center w 2014 r. (link podaję na końcu), a wcześniej w 2007 r., co pozwala śledzić zmiany. Jest to najlepsze źródło informacji o religii w USA (organy państwowe w USA nie są upoważnione do pytania obywateli o religię, można natomiast przeprowadzać sondaże na ten temat). Sondaż RLS zrealizowano na olbrzymiej, liczącej ponad 35 tys. osób, reprezentatywnej próbie mieszkańców USA w wieku lat 18 i więcej. Oznacza to, że wyniki informują z dużą dokładnością o całej badanej zbiorowości. Trzeba jednak wziąć po uwagę, że każdy sondaż zawiera pewien błąd pomiaru, przy małych próbach wynoszący kilka punktów procentowych. Ze względu na ten błąd, do małych różnic nie należy przywiązywać dużej wagi. Ponadto porównując różne sondaże trzeba uwzględnić, że nawet w podobnych sondażach pytania bywają odmiennie formułowane. Wyniki sondaży „mają prawo” różnić się o kilka punktów procentowych.

Na wstępie garść niezbędnych uwag.

W dziedzinie religii w USA dominują trzy grupy kościołów protestanckich, katolicy oraz osoby nie wyznające żadnej religii. Oto dane o ich wyznawcach według Religious Landscape Survey 2014 (dane dotyczą osób w wieku lat 18 i więcej):

.

,

25 % – Protestanccy ewangelikanie (Ewangelical Protestant) – konserwatywni

15 % – Protestanci „głównego nurtu” (Mainline Protestant) – liberalni

6,5 % – Protestanckie kościoły murzyńskie (Black Protestant)

21 % – Katolicy

23 % – Osoby bezwyznaniowe (nie wyznające żadnej religii)

Inne religie mają dużo mniej wyznawców: żydzi 1,9 %; mormoni 1,6 %; muzułmanie 0,9 %; świadkowie Jehowy 0,8 %; buddyści 0,7 %; hinduiści 0,7 %; inni 2,2 % (łącznie wszystkie te małe liczebnie religie stanowią około 6 %). Trzeba jednak podkreślić, że 1 % to nieco ponad 2,4 miliona Amerykanów w wieku lat 18 i więcej.

Scharakteryzuję dokładniej wyznawców różnych religii, pokazując ich przekonania w czterech ważnych dziś kwestiach: w sprawie interpretacji „świętych ksiąg”, ewolucji biologicznej, małżeństw homoseksualnych oraz wiary w Boga.

Pozwoli to ocenić, na ile religie te korespondują z przemianami światopoglądowymi zachodzącymi we współczesnym świecie i w USA, a na ile są – użyjmy potocznego słowa – zakałą współczesnej kultury. Obstawanie przy dosłownym rozumieniu „świętych ksiąg”, kwestionowanie ewolucji biologicznej, sprzeciwianie się legalizacji małżeństw homoseksualnych oraz kultywowanie archaicznego pojęcia Boga osobowego, to wskaźniki/cechy konserwatywnego światopoglądu, który zasługuje na ostrą negatywną ocenę.

Jeszcze jedna uwaga. Różne religie niosą ze sobą odmienne zasoby historycznie ukształtowanych wyobrażeń. Różnice te nie stanowią jednak przeszkody, by dziś oceniać, na ile wyznawcy różnych religii w USA są konfliktowi lub otwarci na przemiany światopoglądowe zachodzące współcześnie. Ich otwartość/zamknięcie dobrze można pokazać na przykładzie stosunku do „świętych ksiąg”, do pochodzenia człowieka, małżeństw homoseksualnych i wiary w Boga.

Interpretacja „świętych ksiąg”

Wszystkie wymienione w tabeli religie mają swoje „święte księgi”. Wierne trzymanie się „prawd” i zasad spisanych w tych księgach jest we współczesnym świecie źródłem poważnych problemów. Prowadzi do konfliktu z wiedzą naukową i prawami człowieka. Żeby złagodzić ten konflikt, kościoły podejmują próby reformy wierzeń, elastycznego ich traktowania, pokrętnego interpretowania, dostosowywania do wymogów współczesności tam, gdzie dawne wierzenia i zasady są najbardziej rażące i grożą utratą wyznawców.

bible kwadrat-1679746_960_720

Wierne trzymanie się treści „świętych ksiąg” i odrzucanie nowych interpretacji, nazwano fundamentalizmem religijnym. Jest to – inaczej mówiąc – trzymanie się tradycyjnych fundamentów/podstaw wyznawanej religii oraz odrzucenie nowych interpretacji, których celem miało być dostosowanie wierzeń i praktyk religijnych do wymogów współczesności. Według konsekwentnych fundamentalistów inne niż dosłowne rozumienie świętych ksiąg jest ich zniekształcaniem, odchodzeniem od prawdziwej wiary. Fundamentaliści chcą – jak mówią – odrzucić wszelkie późniejsze naleciałości. Często głoszą utopijną ideę „powrotu do źródeł” swojej religii.

Najgłośniejszy dziś jest fundamentalizm islamski, ale każda religia ma swój fundamentalizm, tylko nie tak głośny. W USA fundamentalizm protestancki jest ciągle bardzo żywotny, fundamentalistów nie brakuje.

W Kościele katolickim podkreśla się, że Pismo Święte zawiera przenośnie i symbole, dlatego nie może być rozumiane dosłownie. W wielu wypadkach nie wiadomo jednak, co jest a co nie jest przenośnią. Kościół naucza wyraźnie, że nie należy rozumieć jako symboli/przenośni takich biblijnych wyobrażeń jak: diabeł i demony, cuda, grzech pierworodny, objawienie boże, boskie pochodzenie Jezusa, zmartwychwstanie i sąd ostateczny. To mają być realia i należy je rozumieć zasadniczo tak, jak zapisano w Piśmie Świętym.

Przyjrzyjmy się wynikom badań przeprowadzonych w USA w 2014 r.

(Uwaga! jeżeli tabele się „rozpadają”, trzeba zmniejszyć tekst na ekranie np. do 80%).

Jak powinny być interpretowane święte księgi?

Kościoły i wyznania religijne

Jest to słowo boże, powinno być rozumiane dosłownie

To słowo boże, ale nie zawsze powinno być rozumiane dosłownie

Nie jest to słowo boże

Inne / nie wiem

%

%

%

%

Ogółem Amerykanie

31

27

33

10

Kościoły murzyńskie

Ewangelikanie

Świadkowie Jehowy

Muzułmanie

Mormoni

Katolicy

Protestanci liberalni

Prawosławni

Hinduiści

Żydzi

Bezwyznaniowi

Buddyści

59

55

47

42

33

26

24

22

12

11

10

5

23

29

40

31

53

36

35

39

16

24

11

9

9

8

2

12

6

28

28

27

60

55

72

73

9

8

11

15

8

11

12

12

13

10

8

13

Uwaga: Kościoły murzyńskie, ewangelikanie i protestanci liberalni (tj. protestanci „głównego nurtu”) – to wyznania protestanckie skupiające około 46 % Amerykanów w wieku lat 18 i więcej. Nazw protestanci liberalni i protestanci „głównego nurtu” używam zamiennie, gdyż ta druga jest zbyt długa i „rozbija” tabele.

Co w tej tabeli szczególnie zwraca uwagę?

1. Blisko 1/3 Amerykanów uznaje fundamentalistyczne przekonanie, że „święte księgi” (w przypadku chrześcijan Biblia) należy rozumieć dosłownie. Jest to, jak sądzę, zaskakująco dużo i nie świadczy dobrze o Amerykanach. Nie odrobiono tam lekcji, którą należało odrobić.

2. Również 1/3 uznaje, że „święte księgi” nie zawierają słowa bożego. Nie jest więc z Amerykanami tragicznie, zachowana jest równowaga stanowisk.

3. Protestancki fundamentalizm ma najwięcej zwolenników w „białych” protestanckich kościołach ewangelikalnych, a także w kościołach murzyńskich (Murzyni amerykańscy z reguły tworzą odrębne kościoły m.in. dlatego, że w rasistowskich stanach Południa do połowy XX w. w świątyniach obowiązywała segregacja rasowa, np. Murzynom nie wolno było zajmować miejsc siedzących i wyznaczano im odrębne sektory).

Kościoły murzyńskie mają znacznie mniej wyznawców niż ewangelikalne (Murzyni stanowią około 12 % ludności USA). Ponadto są dużo mniej wpływowe. Ewangelikanie to 1/4 ogółu Amerykanów, w zdecydowanej większości biali, wywierają duży wpływ na politykę amerykańską, trzęsą Partią Republikańską. To biali protestanccy ewangelikanie są największą zakałą USA. Są oni ostoją fundamentalizmu religijnego w USA.

Trzeba wziąć pod uwagę, że kościoły/wyznania protestanckie w USA są rozdrobnione i zdecentralizowane. Na pytanie, ile tych kościołów jest, właściwa odpowiedź brzmi: mnóstwo. W grupie kościołów ewangelikalnych dominują baptyści, zielonoświątkowcy i charyzmatycy.

Nazwę ewangelikanie trzeba odróżnić od popularnej w Polsce nazwy ewangelicy, odnoszonej do luteran i kalwinistów. W USA te dwa wyznania należą do protestantyzmu „głównego nurtu”, niegdyś dominującego, dziś już mniej licznego niż ewangelikanie.

4. Znacznie lepiej prezentują się protestanci z liberalnych kościołów „głównego nurtu” i katolicy (są do siebie wręcz bliźniaczo podobni). Fundamentalistów wśród nich nie brakuje, ale jest ich znacznie mniej niż wśród ewangelikanów. Co najciekawsze, po 28 % nie uznaje Biblii za słowo boże. Świadczy to o znacznej trzeźwości umysłu i pozwala lepiej „kontaktować” ze zmianami kulturowymi zachodzącymi współcześnie. Niestety, 24-26% protestantów liberalnych (tzw. protestantów „głównego nurtu”) i katolików obstaje przy dosłownym rozumieniu Biblii. Biblia hamuje przyswajanie nowych poglądów, np. dotyczących ewolucji biologicznej i homoseksualizmu. Jest przysłowiową „kulą u nogi”, ciągnie do tyłu.

5. Najlepiej prezentują się osoby bezwyznaniowe, tzn. nie wyznające żadnej religii (jest to prawie 1/4 Amerykanów). Są to osoby, które na pytanie o wyznawaną religię odpowiedziały, że są ateistami – 3 %; agnostykami – 4 %; albo wskazały odpowiedź „żadna konkretna” (Nothing in particular) – 16 %. Zdecydowana większość osób bezwyznaniowych uważa, że „święte księgi” nie zawierają słowa bożego. Również odpowiedzi na inne pytania wskazują, że są to osoby najbardziej otwarte na przemiany kulturowe zachodzące współcześnie. Jednak spory odsetek osób bezwyznaniowych – ale wyraźna mniejszość – zachowuje niektóre wierzenia religijne. Jak widzimy, 20 % żywi przekonanie, że Biblia zawiera słowo boże.

6. Zwracają uwagę buddyści, którzy – jak wskazują też odpowiedzi na inne pytania – są w USA zdecydowanie otwarci na współczesne przemiany kulturowe. Jest to jednak zbiorowość w USA nieliczna (tylko 0,7 % ogółu Amerykanów), odgrywająca bez porównania mniejszą rolą niż kategoria osób bezwyznaniowych. Badania wskazują, że amerykańscy buddyści nie mają kłopotów z uznaniem zmian kulturowych. Dotyczy to również – chociaż w mniejszym stopniu – hinduistów, którzy w USA są społecznością ludzi wykształconych i zamożnych.

7. Zwraca uwagę liberalizm żydów amerykańskich. Ponad połowa uważa, że Biblia nie jest słowem bożym. Wskazuje to na dużą trzeźwość umysłu. Tylko 11% wierzy, że Biblię należy rozumieć dosłownie. Żydzi są jednak mniej trzeźwi niż osoby bezwyznaniowe, bo wśród bezwyznaniowych 72 % nie uznaje „świętych ksiąg” za słowo boże, zaś wśród żydów 55 %.

Czy człowiek powstał w drodze ewolucji?

Fundamentaliści religijni negują ewolucję. Twierdzą, że Bóg stworzył wszystkie gatunki zwierząt i roślin zasadniczo w obecnej postaci. Również człowiek miał być stworzony przez Boga, nie pojawił się w drodze ewolucji.

monkey-1207338_960_720

Obecnie wiele kościołów i osób religijnych stara się godzić swoją religię z teorią ewolucji. Polega to zwykle na twierdzeniu, że Bóg ingerował w proces ewolucji i doprowadził do powstania człowieka. Tego rodzaju stanowisko zajmuje też oficjalnie Kościół katolicki, chociaż jest ono formułowane z dużą nieufnością wobec teorii ewolucji i jakby półgębkiem.

Fundamentaliści nie uznają tych kompromisowych koncepcji. Odrzucają teorię ewolucji całkowicie. Stoją na stanowisku, że Bóg stworzył człowieka tak jak opisuje to Pismo Święte. Nie mówi ono o jakiejkolwiek ewolucji.

Nauki biologiczne przedstawiają ewolucję i powstanie człowieka jako proces naturalny i nie stwierdzają ingerencji Boga czy sił nadprzyrodzonych.

Oto jak widzą powstanie człowieka wyznawcy różnych religii w USA:

Jak powstał człowiek?

Kościoły i wyznania religijne

Nie powstał w drodze ewolucji, zawsze istniał w obecnej postaci

Powstał w drodze naturalnych procesów ewolucyjnych

Powstał w drodze ewolucji, ale zgodnie z zamiarem Boga

Powstał w drodze ewolucji, ale nie wiem jak

Nie wiem

%

%

%

%

%

Ogółem Amerykanie

34

33

25

4

4

Św. Jehowy

Ewangelikanie

Mormoni

K. murzyńskie

Muzułmanie

Prawosławni

Protest. liberalni

Katolicy

Hinduiści

Żydzi

Bezwyznaniowi

Buddyści

74

57

52

45

41

36

30

29

17

16

15

13

6

11

11

16

25

29

28

31

62

58

63

67

15

25

29

31

25

25

31

31

14

18

14

13

<1

2

2

3

3

5

5

4

3

5

4

6

5

5

7

5

6

5

5

5

3

3

3

3

Z tabeli tej wyłania się podobny obraz jak z poprzedniej.

1. Potwierdza się, że 1/3 Amerykanów uznaje fundamentalistyczne przekonanie, że człowiek nie powstał w drodze ewolucji.

2. Również 1/3 przyjmuje pogląd przeciwny, uznaje, że człowiek powstał w drodze naturalnych procesów ewolucyjnych, bez ingerencji Boga.

3. Negowanie ewolucji jest bardzo popularne wśród ewangelikanów. Są niezmiennie liderami w złej sprawie. Przelicytowali ich tylko świadkowie Jehowy, a tuż za są mormoni, ale te dwa wyznania mają bez porównania mniej wyznawców. „Biali” ewangelikanie są najbardziej wpływową ostoją antyewolucjonizmu . Np. Konwencja Południowych Baptystów (jest to największa organizacja skupiająca ewangelikalne kościoły baptystyczne) w rezolucji z1982 r., obowiązującej do dziś, odrzuca ewolucjonizm, a popiera kreacjonizm i zabiega o jego nauczanie w szkołach państwowych (od lat toczy się o to w USA ciężka batalia polityczna). Według kreacjonizmu człowiek nie powstał w drodze ewolucji, lecz został stworzony przez Boga. W rezolucji baptystów czytamy: „Teoria ewolucji nigdy nie została udowodniona jako naukowy fakt (…) Wyrażamy nasze poparcie dla nauczania naukowego kreacjonizmu w naszych szkołach publicznych” (tj. w szkołach państwowych w USA).

4. Protestanci z kościołów liberalnych (tj. „głównego nurtu”) i katolicy wypadają znacznie lepiej, ale jednak zaskakująco dużo zajmuje fundamentalistyczne stanowisko. W porównaniu z ewangelikanami stosunkowo dobrze prezentują się protestanckie kościoły murzyńskie.

5. Uznanie naturalnego pochodzenia człowieka jest najczęstsze wśród osób bezwyznaniowych oraz amerykańskich buddystów, hinduistów i żydów. Wśród osób bezwyznaniowych spory odsetek zachowuje jednak niektóre tradycyjne wierzenia religijne i – jak widać – nie uznaje ewolucyjnego pochodzenia człowieka lub uznaje ingerencję Boga w proces ewolucji. Jest to jednak wyraźnie mniejszość.

6. Teoria ewolucyjnego, naturalnego pochodzenia człowieka spotyka się z szeroką akceptacją wśród amerykańskich buddystów i hinduistów. Istotne może być to, że w buddyzmie, a także w hinduizmie, mit stworzenia człowieka przez Boga nie odgrywa tak kluczowej roli jak w religiach opartych na Biblii. Może też być istotne, że 77 % hinduistów posiada wykształcenie wyższe, wobec 27 % ogółu Amerykanów.

Małżeństwa homoseksualne

Uznanie prawa do zawierania małżeństw homoseksualnych jest ważnym atrybutem współczesnego światopoglądu wolnościowego, liberalnego, opartego na prawach człowieka. Podstawowa jego zasada brzmi: Prawo nie powinno zakazywać tego, co nie jest szkodliwe. Dobrowolne stosunki homoseksualne osób dorosłych, a także małżeństwa homoseksualne, nie przynoszą żadnych szkód. Dlatego nie powinno być zakazu zawierania tych małżeństw.

Sprzeciwianie się legalizacji małżeństw homoseksualnych jest oznaką światopoglądu konserwatywnego, który tkwi korzeniami w nonsensach przeszłości.

love kwadrat-2467045_960_720

W USA karalność stosunków homoseksualnych zaczęto znosić w niektórych stanach od 1962 r., a na terenie całego kraju zniesiono dopiero w 2003 r. Małżeństwa homoseksualne zalegalizowano w 2015 r. w całych Stanach Zjednoczonych. Pierwszy zalegalizował je w 2004 r. stan Massachusetts.

Szybki wzrost poparcia dla legalizacji małżeństw homoseksualnych sondaże notowały już w ostatnim dziesięcioleciu XX w. Około 2010 r. poparcie przekroczyło 50 % i powoli rośnie. Ponieważ młode pokolenie Amerykanów akceptuje legalizację w olbrzymiej większości (ponad 70 %), z czasem poparcie będzie przyśpieszać.

Sprzeciw wobec legalizacji małżeństw homoseksualnych ma silne wsparcie w Biblii i w Koranie. W obu tych „świętych księgach” mamy nakaz karania śmiercią za stosunki homoseksualne.

Oto wyniki omawianych tu badań przeprowadzonych w USA w 2014 r.

Czy małżeństwa homoseksualne powinny być uznane przez prawo?

Kościoły i wyznania religijne

NIE

TAK

Nie wiem

%

%

%

Ogółem Amerykanie

39

53

8

Świadkowie Jehowy

Mormoni

Ewangelikanie

Kościoły murzyńskie

Muzułmanie

Prawosławni

Protestanci liberalni

Katolicy

Hinduiści

Żydzi

Bezwyznaniowi

Buddyści

76

68

64

52

52

41

35

34

23

18

16

13

14

26

28

40

42

54

57

57

68

77

78

84

10

6

7

9

6

5

8

9

9

5

6

3

1. Porównajmy najpierw USA z Europą. W Europie Zachodniej poparcie legalizacji małżeństw homoseksualnych jest dużo większe niż w USA. Według sondażu Eurobarometer z 2015 r. legalizację popiera 91 % Holendrów; 90 % Szwedów; 87 % Duńczyków; 84 % Hiszpanów; 80 % Irlandczyków; 71 % Francuzów; 66 % Niemców. Ale za to w Europie Środkowo-Wschodniej uznanie legalizacji małżeństw homoseksualnych jest dużo niższe niż w USA, np. w Polsce – jak wskazują dwa sondaże Pew Research Center – wynosi około 30 %, ale w wielu krajach dużo mniej, w Rosji 5 %, na Ukrainie 9 % (linki na końcu).

2. W USA to ewangelikanie znajdują się w czołówce przeciwników legalizacji małżeństw homoseksualnych. Można było się tego spodziewać. Wyprzedzają ich tylko świadkowie Jehowy i mormoni, dwa mniejsze fundamentalistyczne wyznania. Ale to ewangelikanie – chociażby ze względu na dużą liczebność – są w USA najbardziej odpowiedzialni za utrzymujący się znaczny sprzeciw wobec legalizacji małżeństw homoseksualnych.

3. Lepiej wypadają protestanci z kościołów liberalnych i katolicy, którzy w większości popierają legalizację. Trzeba docenić, że katolicy robią to wbrew ostro formułowanemu stanowisku najwyższych władz swojego kościoła.

4. Najlepiej wypadają – jak zwykle –  osoby bezwyznaniowe oraz buddyści, żydzi i hinduiści.

5. Zwraca uwagę, że amerykańscy muzułmanie są dużo mniej fundamentalistyczni niż ewangelikalni protestanci. I to nie tylko w sprawie legalizacji małżeństw homoseksualnych, ale we wszystkich wcześniej przedstawianych kwestiach.

6. W sondażu pytano też, czy odpowiadający uważa siebie za geja, lesbijkę albo osobę biseksualną. Odpowiedzi: za geja lub lesbijkę uznało siebie 2 % odpowiadających; za osobę biseksualną 3 %. Pytanie takie zadaje się w USA od ponad dwudziestu lat w badaniach exit poll, przeprowadzanych na wielkich próbach przy okazji wyborów prezydenckich i kongresowych. Odpowiedzi pozytywne oscylują wokół 4 %.

7. Instytut Gallupa od 1937 r. pyta Amerykanów, czy zaakceptowaliby kandydata na urząd prezydencki o określonych cechach: „Jeżeli Twoja partia w wyborach na urząd prezydenta nominowałaby kandydata mającego ogólnie dobre kwalifikacje, a byłby to ….. (tu pada określenie, np. Murzyn, muzułmanin, gej/lesbijka, ateista itp.), to głosowałbyś na niego?”. W 1978 r., kiedy po raz pierwszy zapytano o geja/lesbijkę, odpowiedzi pozytywnej udzieliło 26 % pytanych. W 2015 r. aż 74 %. Jest to dobry wskaźnik zmiany postaw wśród Amerykanów w ciągu około czterdziestu lat.

8. A jak jest w Polsce? Arcybiskup Jędraszewski niedawno wygłosił przemówienie, w którym roztaczał apokaliptyczne wizje: „Ideologia gender i związki partnerskie, homoseksualne to nowa szaleńcza doktryna, która zalewa współczesny świat. Możemy zwyciężyć tylko w imię Maryi, z różańcem w ręku” (link poniżej). No właśnie, nawet większość amerykańskich katolików popiera legalizację małżeństw homoseksualnych. W Polsce też tak będzie. Wbrew nadziejom kościelnych hierarchów głupota czasami przegrywa. W sondażu Pew Research Center z 2015 r. legalizację małżeństw homoseksualnych poparło w Polsce 29 % katolików i 32 % ogółu; sprzeciw wyraziło 62 % katolików i 59 % ogółu (link na końcu). Nie jest tak źle, jak mogłoby się wydawać.

Bóg czy bezosobowa siła wyższa?

Z odpowiedzią na pytanie, ilu Amerykanów wierzy w Boga, jest poważny problem. W Boga osobowego wierzy tylko 57 %; aż 26 % wierzy w istnienie bezosobowej siły wyższej, co jest sprzeczne z pojęciem Boga w Biblii, judaizmie, chrześcijaństwie, islamie i wielu innych religiach. Jest też sprzeczne z nauczaniem Kościoła katolickiego.

W omawianych tu badaniach pytano najpierw, czy wierzy się w Boga lub uniwersalnego ducha (universal spirit – to używany w USA odpowiednik nazwy siła wyższa). Wiarę zadeklarowało 89 % pytanych; tylko 9 % odpowiedziało „nie wierzę”(inne odpowiedzi 2 %). Następnie zapytano osoby, które zadeklarowały wiarę, czy Bóg, w którego wierzą, jest osobą, czy bezosobową siłą. Wtedy okazało się, że w Boga osobowego wierzy 57 %, a w bezosobową siłę duchową 26 %.

angel-910805_960_720

Wiara w Boga osobowego wskazuje na silną skłonność do trzymania się starożytnych, mitologicznych wyobrażeń. Pojęcie Boga osobowego powstało w starożytnych mitologiach przed kilkoma tysiącami lat i także dziś zachowuje ten starożytny, mitologiczny charakter. Przez wieki było co najwyżej modyfikowane, unowocześnione, stało się bardziej abstrakcyjne, ale zasadniczo trwa w niezmienionym kształcie. Obecnie traci na znaczeniu.

Wiara w osobowego Boga utrudnia kontakt z kulturą współczesną, w której starożytne, mitologiczne wyobrażenia są usuwane na margines przez nowe nurty kultury, w tym przez naukę. Nauka jest najbardziej dynamiczną częścią kultury współczesnej i pojęcie Boga osobowego konsekwentnie ignoruje.

Poniżej zamieszczam tabelę pokazującą odpowiedzi Amerykanów. Nie ma niespodzianek. Wśród dużych amerykańskich wyznań religijnych to protestanccy ewangelikanie zdecydowanie najczęściej wierzą w Boga osobowego (wyprzedzają ich tylko mormoni). Na przeciwnym biegunie są osoby bezwyznaniowe. Ewangelikanie, jak widać, zawsze wiodą prym, gdy idzie o pierwszeństwo w uporczywym trzymaniu się starożytnych wyobrażeń religijnych, sprzeciwiających się współczesnym trendom w kulturze.

W bezosobową siłę wyższą, a nie w Boga osobowego, wierzy 1/4 Amerykanów. Oto wyniki badań w USA w 2014 r.

Wiara w Boga i siłę wyższą

Kościoły i wyznania religijne

Wierzący w Boga osobowego Wierzący w bezosobową siłę Niewierzący w Boga ani siłę wyższą Inne / Nie wiem

%

%

%

%

Ogółem Amerykanie

57

26

9

8

Mormoni

Ewangelikanie

Świadkowie Jehowy

Kościoły murzyńskie

Protestanci liberalni

Katolicy

Prawosławni

Muzułmanie

Hinduiści

Bezwyznaniowi

Żydzi

Buddyści*

89

80

77

70

63

61

61

32

32

25

25

23

8

14

15

22

27

30

31

53

49

31

45

42

*

*

*

*

2

2

3

1

10

33

17

27

3

6

9

8

8

7

6

14

9

10

13

4

* Przeciw buddystom przemawia to, że na pytanie o wiarę w reinkarnację 67 % odpowiedziało, że wierzy; 25 % że nie wierzy. Wiara w reinkarnację jest równie nonsensowna, jak wiara w Boga osobowego.

W krajach Europy Zachodniej procent wierzących w istnienie Boga jest z reguły dużo niższy, a niewierzących w Boga ani w siłę wyższą dużo większy niż w USA.

W sondażu Eurobarometer, przeprowadzonym we wszystkich krajach Unii Europejskiej w 2010 r., pytano: „Które z poniższych stwierdzeń jest najbliższe Twoim przekonaniom?” 1. Wierzę, że Bóg istnieje. 2. Wierzę, że istnieje pewnego rodzaju duch lub siła wyższa (ang. life force). 3. Nie wierzę, że istnieje jakiegokolwiek rodzaju duch, Bóg lub siła wyższa.

We Francji wiarę w istnienie Boga deklarowało 27 %; wiarę w istnienie jakiegoś rodzaju ducha lub siły wyższej 27 %; nie wierzy w istnienie ducha, Boga lub siły wyższej 40 %. W Szwecji i Holandii wierzy w Boga odpowiednio 18 i 28 %; w istnienie ducha lub siły wyższej 45 i 39 %; nie wierzy w istnienie ducha, Boga lub siły wyższej 34 i 30 %.

W Polsce wiarę w istnienie Boga zadeklarowało 79 %; w ducha lub siłę wyższą 14 %; brak wiary w istnienie ducha, Boga lub siły wyższej 5 %.

Podkreślmy, wiara w istnienie nieokreślonego ducha czy siły wyższej to coś innego niż wiara w Boga w rozumieniu chrześcijaństwa, judaizmu, islamu i wielu innych religii (jest też sprzeczna z nauczaniem Kościoła katolickiego). Bóg w tych religiach jest duchem osobowym.

W bardzo wielu krajach wiara w Boga osobowego topnieje, przybywa za to wierzących w istnienie nieokreślonej siły wyższej lub duchowej, a także niewierzących ani w Boga ani w jakiegokolwiek rodzaju siłę wyższą czy duchową.

Nasila się to bardzo w USA. Np. według omawianego sondażu w 2007 r. nie wierzyło w istnienie ducha, Boga lub siły wyższej 5 % ogółu Amerykanów; w 2014 r. jest to 9 %. Wzrasta również liczba osób, które określiły się wprost jako ateiści. Według sondażu w 2007 r. stanowili oni 0,7 % ogółu Amerykanów, a w 2014 r. już 3,1 % (jest to wzrost z około 1,6 miliona, do ponad 7,3 miliona).

Jak widać, ciągle jeszcze bardzo wiele osób, które nie wierzą w istnienie Boga i siły wyższej, nie nazywa siebie ateistami. Przyczyną są negatywne skojarzenia związane z ateizmem oraz niejasności związane ze słowem ateizm.

W USA nie brakuje ciemniaków, którzy uważają, że ateizm to samo zło. To się jednak zmienia, uprzedzenia słabną. Np. we wspomnianym już sondażu Gallupa pytano: „Jeżeli Twoja partia w wyborach na urząd prezydenta nominowałaby kandydata mającego ogólnie dobre kwalifikacje, a byłby to ….. (tu pada określenie, np. Murzyn, muzułmanin, gej/lesbijka, ateista itp.), to głosowałbyś na niego?”. Kiedy w 1958 r. po raz pierwszy zapytano o ateistę, odpowiedzi pozytywnej udzieliło tylko 18 % pytanych. W 2015 r. było to już 58 %. Jak widać, poglądy Amerykanów zmieniają się na lepsze. Partia Demokratyczna może niebawem – to nie fantazja – wystawić w wyborach prezydenckich ateistę. I wygrać, ku zaskoczeniu konserwatystów. W 2008 r. demokraci wysunęli kandydaturę Murzyna Baracka Obamy. Wygrał dwukrotnie, a wygrałby prawdopodobnie po raz trzeci, gdyby prawo dopuszczało kandydowanie na trzecią kadencję.

Uprzedzenia wobec ateistów zanikają szczególnie szybko w młodszych pokoleniach Amerykanów. Zapowiada to szybkie pozytywne zmiany w najbliższych dziesięcioleciach.

Najważniejsze:

1. Główny wniosek, jaki przedstawiają autorzy referowanych wyżej badań, brzmi: Amerykanie stają się coraz mniej religijni, w szczególności „procent tych, którzy mówią, że wierzą w Boga, modlą się codziennie i regularnie chodzą do kościoła albo korzystają z innych rodzajów religijnej posługi, spada powoli w ostatnich latach”.

2. Młodsze pokolenie Amerykanów (w wieku 18-32 lat) jest znacznie mniej religijne niż starsze pokolenia. Np. rzadziej praktykuje, rzadziej wierzy z Boga, dużo rzadziej stwierdza, że religia odgrywa w ich życiu ważną rolę. Można zasadnie przypuszczać, że z upływem czasu Amerykanie będą stawać się jeszcze mniej religijni.

3. Bardzo szybko rośnie liczba osób bezwyznaniowych. Nie wyznają oni żadnej określonej religii i nie należą do żadnego kościoła lub zorganizowanej społeczności religijnej (od 2007 r. przybyło ich z 16 % do 23 % , co stanowi wzrost z 34 milionów do 56 milionów Amerykanów w wieku lat 18 i więcej). Warto dodać, że połowa Amerykanów (dokładnie 50 % !) nie należy do żadnego lokalnego zboru, parafii lub innej lokalnej jednostki organizacyjnej jakiejkolwiek społeczności religijnej (w niektórych sondażach pyta się nie o wyznawaną religię, ale o to, czy należy się do jakiegoś kościoła lub związku wyznaniowego – wtedy odsetek tak definiowanych osób bezwyznaniowych przekracza 30%). 

Chociaż spora część osób bezwyznaniowych zachowuje niektóre wierzenia religijne (szczególnie wiarę w bezosobową siłę wyższą, rzadziej w Boga osobowego), to religia odgrywa w ich życiu znacznie mniejszą rolę niż w przypadku osób wyznających jakąś określoną religię. Autorzy badań stwierdzają: „Osoby bezwyznaniowe stają się nie tylko coraz liczniejsze, ale także stają się z czasem mniej religijne”, tzn. ci spośród nich, którzy mimo wszystko wierzyli w siłę wyższą lub Boga i modlili się czasami, przestają wierzyć i modlić się.

4. Ostoją fundamentalistycznej i ostro konserwatywnej religijności są w USA protestanccy ewangelikanie. To największa zakała Ameryki. Jeżeli chcemy sobie wyobrazić, kim są owi protestanccy ewangelikanie, to wystarczy posłuchać w Polsce świadków Jehowy. To ta sama mentalność, to samo trzymanie się Biblii, religijny dogmatyzm, „zaprogramowanie” mózgu biblijnymi wyobrażeniami. Wśród ewangelikanów dominują baptyści, zielonoświątkowcy i grupy charyzmatyków.

Ewangelikanie w większości uznają, że Biblię należy rozumieć dosłownie, negują ewolucję, głoszą, że człowiek został stworzony przez Boga tak jak przedstawia to Biblia. Sprzeciwiają się legalizacji małżeństw homoseksualnych.

Ewangelikanie odgrywają destrukcyjną rolę w polityce amerykańskiej, w szczególności w Partii Republikańskiej. Rolę tę można z grubsza porównać do tej, jaką w Polsce i w PiS odgrywa nieformalne ugrupowanie Rydzyka (oczywiście nie idzie o porównanie pod każdym względem).

Na szczęście procent ewangelikanów nie wzrasta, a nawet nieznacznie zmniejszył się z 26 w 2007 r., do 25 % w 2014 r. Jest to jednak nadal największe ugrupowanie religijne w USA. Mam jednak dobrą wiadomość. Ponieważ liczba osób bezwyznaniowych bardzo szybko rośnie, można spodziewać się, że za kilka lat będzie ich więcej niż ewangelikanów.

Słowo na zakończenie

Bądźmy optymistami. W dziedzinie religijności Ameryka zmierza powoli w dobrym kierunku. Stopniowo „wyjdzie na ludzi”, upodobni się do krajów Europy Zachodniej, gdzie ateiści stanowią z reguły 20-40%, a tyleż samo wierzy w istnienie jakiegoś rodzaju siły wyższej czy też duchowej, ale nie w Boga osobowego. Jak dotąd Amerykanie są znacznie bardziej religijni, chociaż – co trzeba docenić – nie należą do najbardziej religijnych narodów świata. – Alvert Jann

PS. Przed miesiącem przedstawiałem wyniki sondażu przeprowadzonego w 2015/2016 r. w prawie wszystkich krajach Europy Środkowo-Wschodniej przez Pew Research Center, opublikowane w maju 2017 r.: „Ilu jest ateistów w Europie Środkowo-Wschodniej?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/ateisci-niereligijni-bezwyznaniowi-ilu-ich/

………………………………………………………………………………………

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ : Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się.

Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się kilkadziesiąt artykułów.

…………………………………………………………………………….

Źródła:

– Pew Research Center – http://www.pewforum.org/2015/11/03/u-s-public-becoming-less-religious/ (sondaż dotyczący USA) ; – http://www.pewforum.org/2017/05/10/religious-belief-and-national-belonging-in-central-and-eastern-europe/ (sondaż dotyczący Europy Środkowo-Wschodniej)

– Eurobarometer – http://ec.europa.eu/commfrontoffice/publicopinion/archives/ebs/ebs_341_en.pdf (wiara w Boga); – http://www.equineteurope.org/IMG/pdf/ebs_437_en.pdf (małżeństwa homoseksualne)

– Gallup – http://www.gallup.com/poll/183713/socialist-presidential-candidates-least-appealing.aspx?utm_source=Politics&utm_medium=newsfeed&utm_campaign=tiles

– Wypowiedź abp Jędraszewskiego podaję za Katolicką Agencją Informacyjną – https://ekai.pl/abp-jedraszewski-w-ludzmierzu-ideologia-gender-i-zwiazki-homoseksualne-to-szalencza-doktryna-ktora-zalewa-swiat/

– Rezolucja Konwencji Południowych Baptystów – http://www.sbc.net/resolutions/967

………………………………………………………………………………

Ćwiczenia z ateizmu. Część 21. Podręczniki do religii. Ewolucja według Kościoła

Kościół katolicki próbuje pogodzić wiarę w stworzenie człowieka przez Boga – z ewolucją, o której mówią nauki przyrodnicze. Temat ten pojawia się także w podręcznikach do religii dla liceum i technikum. Jak to wygląda?

church-1190816_960_720Nie kwestionuje się ewolucji, w podręcznikach przytaczana jest wypowiedź Jana Pawła II, że „nowe zdobycze nauki każą nam uznać, że teoria ewolucji jest czymś więcej niż hipotezą”. Jednak to, co prezentuje Kościół i podręczniki, pozostaje w wyraźnej sprzeczności z naukami przyrodniczymi.

Zajmę się przede wszystkim podręcznikiem religii dla liceum i technikum „Drogi świadków Chrystusa w świecie”, jezuickiego Wydawnictwa WAM, płyta DVD i notes ucznia (ewolucji poświęcono rozdział pt. „Poszukiwanie początku i przeznaczenia”). W innych podręcznikach jest podobnie.

Kościelny kreacjonizm

Nauki przyrodnicze ukazują, jak w drodze procesów naturalnych, bez bożego udziału, następował rozwój przyrody, pojawiały się nowe gatunki, w tym także człowiek (te procesy to przede wszystkim adaptacja do środowiska i selekcja naturalna). Natomiast Kościół uznaje, zgodnie z cytowanym w podręczniku stanowiskiem polskiego episkopatu z 2006 r., że bóg ingeruje w proces ewolucji i tylko dzięki bożej ingerencji powstał człowiek. Na gruncie nauk przyrodniczych jest to nie do przyjęcia. Dlaczego? Najzwyczajniej brak po temu jakichkolwiek podstaw. Nie ma żadnych wiarygodnych argumentów świadczących o bożym wkładzie w proces ewolucji.

Problem nie polega na tym, jak sugeruje podręcznik, że sprawa bożej ingerencji po prostu wykracza poza zakres badań naukowych. Idzie o coś innego. Na rzecz udziału Boga w procesie ewolucji – powtórzmy – brakuje jakichkolwiek wiarygodnych argumentów. Gdyby były, naukowcy wzięliby je pod uwagę. Ponieważ argumentów brak, boże sprawstwo musi być traktowana wyłącznie jako religijne wierzenie, fantazja. Podobnie ktoś mógłby twierdzić, że w proces ewolucji ingerowały krasnoludki. Czy można to uznać, zadowalając się wyjaśnieniem, że zbadanie tej kwestii wykracza poza zakres badań naukowych? To byłby absurd.

Kościół poczynił w końcu XX w. pewien postęp w nauczaniu o powstaniu człowieka. Nie głosi już, że Bóg stworzył świat i człowieka w ciągu sześciu dni, jak jest to przedstawione w Biblii. W podręczniku czytamy, że Kościół odrzuca fideistyczny kreacjonizm. Tak nazwano przekonanie, że Biblia przedstawia dokładny, niemetaforyczny opis stworzenia świata i człowieka (nazwa kreacjonizm pochodzi od łac. creatio – stworzenie, w tym przypadku idzie o stworzenie przez Boga; przymiotnik fideistyczny ma wskazywać, że idzie o wiarę opartą wyłącznie na zapisach Pisma Świętego). W przytoczonym stanowisku polskiego episkopatu z 2006 r. o fideistycznych kreacjonistach czytamy: „Ustalają oni wiek ziemi na kilka tysięcy lat oraz uznają istnienie jedynie tej liczby gatunków, które zostały powołane do życia na początku i nie ulegają żadnym zmianom ewolucyjnym”. Biskupi nie zgadzają się z tymi ustaleniami, mającymi charakter ekscesu i niedorzeczności.

Trzeba jednak wyraźnie powiedzieć: Jan Paweł II, episkopat i podręcznik wciskają swój własny kościelny kreacjonizm, tj. wiarę, że człowiek pojawił się w toku ewolucji za sprawą Boga. Jak mówi przysłowie: „niedaleko pada jabłko od jabłoni”. Stanowisko Kościoła katolickiego można określić jako mniej szokującą wersję kreacjonizmu. Kreacjonizm nie jest uznawany na gruncie nauk przyrodniczych. Przyjrzyjmy się dokładniej.

Bóg tchnął duszę?

W cytowanym w podręczniku stanowisku polskiego episkopatu w sprawie ewolucji czytamy: „ewolucja wiedzie ku pojawieniu się człowieka jako istoty wolnej, odpowiedzialnej i świadomej. Ale sama z siebie tego progu nie pokonuje. W celu powołania do życia człowieka Bóg mógł posłużyć się jakąś istotą przygotowaną na planie cielesnym przez miliony lat ewolucji i tchnąć w nią duszę – na swój obraz i podobieństwo” (notes ucznia, s. 15). Zacznijmy od kwestii duszy.

Czy są jakiekolwiek wiarygodne argumenty wskazujące, że Bóg tchnął duszę w istotę ukształtowaną w toku ewolucji?

Jeżeli ktoś twierdzi, że coś takiego miało miejsce, to na nim spoczywa obowiązek podania dowodu/argumentacji. Zamiast tego mamy pokrętne rozumowania i uniki. Oto kwintesencja teologicznego krętactwa:

Według kościelnej teologii cała rzeczywistość nadprzyrodzona – Bóg, aniołowie, dusza nieśmiertelna – jest niedostępna naszym zmysłom i badaniu empirycznemu. Także w podręczniku napisano (w innym rozdziale), że „religia nie podlega żadnym możliwościom empirycznego sprawdzenia”. To bardzo wygodna i sprytna teza. Dzięki niej, chociaż nie ma żadnych argumentów i dowodów potwierdzających istnienie duszy danej człowiekowi przez Boga, można głosić, że istnieje. To sofistyka w pełnej krasie (sofistyką nazwano w filozofii pokrętne, oszukańcze argumentowanie i wyjaśnianie).

Podobnie zwolennicy krasnoludków mogliby twierdzić, że są niewykrywalne i chociaż ich istnienia nigdzie nie stwierdzono – istnieją na pewno, bo tak głoszą stare legendy. Różni kapłani i guru twierdzą, że bogowie i nadzwyczajne siły, o których mówią, istnieją na pewno i robią różne rzeczy.

Mieszając teologię i biologię teolodzy tworzą własną kościelną teorię ewolucji, w której decydującą rolę przypisują Bogu. Ta hybrydowa teoria nie opiera się na żadnych badaniach przyrody, tylko na religijnych wierzeniach. Stanowisko Kościoła w kwestii ewolucji to fideizm, który skądinąd Kościół stara się odrzucać. Fideizm to przekonanie, że należy wierzyć wbrew jakimkolwiek rozumowym argumentom i nauce (idzie o wiarę religijną). Ciekawa fideistyczna formuła głosi: „Wierzę, bo jest to niedorzeczność” – „Credo quia absurdum”. Fideizm miał i ma zwolenników. Kościół werbalnie odrzuca to stanowisko, chociaż trafnie ujmuje ono, na czym polega wiara religijna, w tym także wiara w to, że Bóg ingerował w przebieg ewolucji i tchnął duszę w jedną z istot.

Ewolucja „sama z siebie” nie mogła?

Według polskiego episkopatu, jak zacytowano w podręczniku, „ewolucja wiedzie ku pojawieniu się człowieka jako istoty wolnej, odpowiedzialnej i świadomej. Ale sama z siebie tego progu nie pokonuje. Pokonanie progu, jaki dzieli człowieka od innych gatunków zwierząt, musiało być – zdaniem teologów i biskupów – dziełem Boga.

Można zapytać, skąd teolodzy i biskupi wiedzą, że ewolucja „sama z siebie” tego progu nie pokonuje? Ewolucja polega właśnie na powstawaniu nowych gatunków, które charakteryzują się często nowymi właściwościami. Ze świata roślin wyłonił się świat zwierząt. Różnica olbrzymia, chociaż są też formy pośrednie, o których trudno powiedzieć, czy to rośliny, czy zwierzęta. Czy Bóg miał spowodować tę wielką przemianę? I wiele innych, które miały miejsce w toku ewolucji?

Badania nauk przyrodniczych pokazują, że ewolucja „sama z siebie” pokonuje różnego rodzaju progi i „sama z siebie” doprowadziła do pojawienia się człowieka obdarzonego świadomością, rozwiniętymi umiejętnościami myślenia, wolą, zasadami moralnymi i wartościami.

Można dokładnie śledzić, jak w procesie ewolucji stopniowo formował się układ nerwowy, mózg i psychika, od form najprostszych po wysoce rozwinięte u ssaków i człowieka. Także w rozwoju płodowym człowieka można śledzić wcześniejsze stadia ewolucji, w tym rozwój ludzkiego mózgu odpowiedzialnego za świadomość i myślenie abstrakcyjne.

Badania naukowe, od paleontologii po genetykę, wskazują, że ewolucja w drodze naturalnych procesów „sama z siebie” doprowadziła do pojawienia się człowieka z wszystkimi jego właściwościami. Ale władze Kościoła nie chcą tego uznać, bo kłóci się z religijnymi wyobrażeniami i mitami, że człowiek został stworzony przez Boga. Nie chcąc negować faktu ewolucji wymyślono, że oto Bóg ingerował w proces ewolucji, tchnął duszę w ludzkie ciało i dzięki temu człowiek zyskał właściwości wyróżniające go na tle innych gatunków – wyjątkowe zdolności umysłowe, świadomość itp. To religijne fantazje na temat ewolucji, a nie jakakolwiek istotna wiedza o procesach ewolucji.

Książki kreacjonistów, teolodzy, a także Jan Paweł II, nie przedstawiają jakichkolwiek wiarygodnych argumentów czy uzasadnień na rzecz udziału Boga w ewolucji.

Przytoczony wyżej cytat ze stanowiska polskiego episkopatu nie powinien znaleźć się w podręczniku. Dlaczego? Bo jest to wypowiedź na temat ewolucji i ewolucyjnego powstania człowieka – a zagadnienia te należą do nauk przyrodniczych, a nie do teologii i władz Kościoła. Kościół od końca XIX w. uznał w zasadzie, że nie przedstawia stanowiska w kwestiach należących do kompetencji nauki. A tu oto mamy autorytatywne stanowisko, że ewolucja „sama z siebie” nie mogła doprowadzić do pojawienia się człowieka, dopiero Bóg musiał tchnąć duszę …

Moja znajoma teolożka Celestyna złośliwie twierdzi, że episkopat niebawem ogłosi, że „obserwator”, o którym dowcipnie mówi się w fizyce kwantowej, to Bóg.

Nie ma sprzeczności?

W podręczniku przywoływane jest stanowisko Piusa XII i Jana Pawła II, zgodnie z którym nie ma sprzeczności między ewolucją a wiarą katolicką „pod warunkiem, że nie zgubi się pewnych niezmiennych prawd”. Rzecz właśnie w tych rzekomych „niezmiennych prawdach”. Kościelni autorzy wymagają, by ewolucję widzieć jako proces, w który ingeruje Bóg.

Natomiast nauki przyrodnicze wskazują, że człowiek wraz z wszystkimi umiejętnościami powstał w drodze naturalnych procesów ewolucyjnych, coraz lepiej poznawanych.

Teologia pozostaje w głębokiej sprzeczności z nauką. Wprowadza do wiedzy o ewolucji wyobrażenia Boga i boskiej duszy. Na gruncie nauki nie mają one racji bytu.

Na zakończenie kącik humoru

Ktoś puka do bram nieba.

– Kto tam? – pyta głos z góry.

– Karol.

– Który? Marks, Darwin czy Wojtyła? – pyta głos.

– Wojtyła.

– Niedobrze – odpowiada głos.

– Dlaczego, Panie?

– Nie głosiłeś prawdy – odpowiada Najwyższy.

Do podręczników religii jeszcze wrócę. – Alvert Jann

………………………………………………………………………

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” – https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ 

Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się.

Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Inne artykuły z cyklu „Podręczniki do religii”:

Grzech pierworodny” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-do-religii-grzech-pierworodny/

Koniec świata według Kościoła” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-do-religii-koniec-swiata-wedlug-kosciola/ 

Podręczniki do religii. Czy są wiarygodne?” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-do-religii-czy-sa-wiarygodne /

Pismo Święte jakiego nie znacie” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/pismo-swiete-jakiego-nie-znacie/

Na blogu znajdują się kilkadziesiąt artykułów, m.in.:

Lekcje religii w szkołach wyższych”- https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/lekcje-religii-w-szkolach-wyzszych/

Chrześcijaństwo obłędu” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/chrzescijanstwo-obledu/

Dowód na nieistnienie. Kogo? – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dowod-na-nieistnienie-kogo-2/

Sens według teologów i nie tylko” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/sens-wedlug-teologow-i-nie-tylko/

enforce-46910_960_720

……………………………………………………………………..              

Ćwiczenia z ateizmu 11. Ewolucja i moralność.

Badania nad zachowaniami zwierząt potwierdzają tezę, że nasze ludzkie zachowania moralne kształtowały się ewolucyjnie jako właściwość gatunków żyjących w grupach, tj. gatunków społecznych, do których należymy także my. Są one owocem rozwoju sięgającego naszych przedludzkich przodków

Czym jest ludzka moralność? To oceny i normy mówiące, co jest dobre, a co złe. Odnoszą się one do zachowań, mają regulować postępowanie ludzi. Zachowania zgodne z normami moralnymi nazywamy zachowaniami moralnymi.

Podobieństwa

Wśród zwierząt bliskich nam ewolucyjnie obserwujemy wiele zachowań bliźniaczo podobnych do naszych zachowań moralnych. Więcej. W zachowaniach zwierząt można odnaleźć podstawowy zrąb ludzkich zachowań moralnych. Są to zachowania starsze niż gatunek homo sapiens.

bali-1969975_960_720Najprostszy przykład. Jeżeli rodzice opiekują się dziećmi, jeżeli ktoś udziela pomocy osobie znajdującej się w potrzebie, mamy do czynienia z zachowaniami moralnymi. Nakaz opiekowania się dziećmi jest jedną z najsilniejszych ludzkich norm moralnych. I ludzie na ogół dziećmi się opiekują. Podobne zachowania obserwujemy wśród innych zwierząt, a w przypadku gatunków nam najbliższych podobieństwo bywa uderzające. Czasami mówi się, że opiekę nad dziećmi mamy „w genach”. Zwierzęta też to mają. Owe „geny opieki” (nie ma pojedynczego genu odpowiedzialnego za te zachowania) to ewolucyjne dziedzictwo, wspólne nam i wielu innym gatunkom.

Tak jak można prześledzić rozwój układu krwionośnego czy nerwowego od form najprostszych do najbardziej złożonych i ewolucyjnie najpóźniejszych, tak samo można śledzić rozwój zachowań moralnych. Formy zaczątkowe, pierwotne, przedmoralne i quasimoralne, występują zwłaszcza wśród ssaków, w rozwiniętej postaci wśród naczelnych, w tym najbliższych nam ewolucyjnie szympansów.

Czy, poza troską o dzieci, znajdziemy wśród zwierząt inne zachowania, które są wyraźnie pokrewne ludzkim zachowaniom moralnym? Tak, jest ich sporo.

Na podstawie badań w ostatnich kilku dziesięcioleciach opisano dość dokładnie życie społeczne naczelnych, w tym szympansów i goryli żyjących na wolności. Mamy wśród nich do czynienia z współpracą, pomocą bezinteresowną, pomocą wzajemną, objawami sympatii, altruizmu, współczucia, empatii. Zwierzęta te dzielą się jedzeniem, pomagają czyścić rany, usuwać pasożyty, uwalniać się z sideł kłusowników, adoptują niespokrewnione sieroty. Szczególne miejsce zajmują objawy sympatii, np. iskanie, towarzyskość, zabawa. Zwierzęta społeczne wspólnie bronią terytorium i przeciwstawiają się drapieżnikom, a także wspólnie polują, czasami w dość przemyślny sposób. Zwierzak broniący z wielką odwagą stada niewiele różni się pod względem emocji i zachowań od człowieka występującego w obronie swoich bliskich, co jest jednym z nakazów ludzkiej moralności.

Wśród niektórych gatunków ssaków – szczególnie szympansów i psów – zaobserwowano wyraźną zdolność do empatii, współczucia, rozumienia cierpienia innych i reagowanie pomocą i pocieszaniem. Szympansy pocieszają cierpiących i pokonanych w walce, udzielają pomocy.

Jak się przypuszcza, empatia rozwinęła się pierwotnie jako zachowanie sprzyjające opiece nad potomstwem.

Współpraca, udzielanie pomocy i inne wymienione wyżej umiejętności okazywały się zachowaniami funkcjonalnymi, adaptacyjnymi, sprzyjającymi wzrostowi liczebności gatunku. Utrwalały się one w toku długotrwałych procesów ewolucyjnych niektórych gatunków, pozwalały przetrwać i zwiększać populację.

Trzeba podkreślić, że ludzie dziedziczą po zwierzęcych przodkach – sami będąc gatunkiem zwierząt – także zachowania agresywne i pełne przemocy. Dotyczą one nie tylko wrogów zewnętrznych, ale także członków grupy własnej, w tym najbliższej. Zwierzęta społeczne konkurują i walczą o miejsce w grupie i w hierarchii społecznej, biją się, są kłótliwe.

Czasami sądzi się, że w ewolucji główną rolę odgrywa agresja i przemoc, przysłowiowa „walka na kły i pazury”. Tak jednak nie jest. W procesie ewolucji istotną rolę odgrywają bardzo różne czynniki, w tym współpraca i pomoc, co prowadziło do powstania gatunków społecznych. Także Karol Darwin nie widział ewolucji przez pryzmat agresji, ale jako proces adaptacji organizmów do otoczenia. Pisał także o współpracy jako jednym z istotnych mechanizmów ewolucji.

Głębokie podobieństwo emocji ludzi i innych ssaków potwierdzają prowadzone obecnie badania mózgu.

Różnice

Różnimy się od innych zwierząt tym, że nasze zasady moralne ujmujemy w kodeksy, w systemy wierzeń, ubieramy w skomplikowane i niejasne pojęcia, słowa, maksymy – religijne, filozoficzne, potoczne. Ale praktyka wśród ludzi zdaje się wyglądać zasadniczo podobnie jak wśród wielu innych gatunków zwierząt. Ludzka moralność to, można by powiedzieć, późniejsze wariacje na tematy zakorzenione w naszej odległej ewolucyjnej przeszłości.

Na czym polega zasadnicza różnica? Często sądzi się, że życie społeczne ludzi jest mniej brutalne. Zważywszy jednak na liczbę śmiertelnych ofiar powodowanych przez wojny i brutalną przestępczość kryminalną, trudno być optymistą w ocenach. Także Europa, w tym Polska, nie tak dawno, bo w pierwszej połowie XX w., naznaczona została niezmiernie krwawymi wojnami. Dopiero od kilkudziesięciu lat możemy mówić o istotnej poprawie.

Główna różnica polega na czymś innym.

Zachowania ludzi są w znacznej mierze kształtowane przez czynniki kulturowe, w tym przez normy zwyczajowe i prawne, formułowane za pomocą pojęć/słów i przekazywane za pośrednictwem środków komunikacji symbolicznej. Normy te pozostają w sprzężeniu zwrotnym z zachowaniami – wpływają na zachowania i znajdują się pod wpływem zachowań. Biologiczną podstawę kultury stanowi wyjątkowo rozwinięty u człowieka mózg, zdolny do abstrakcyjnego myślenia, do tworzenia i posługiwania się złożonymi systemami symboli, pojęć, słów.

Tylko ludzie dysponują tego rodzaju właściwościami i możliwościami. U innych gatunków znajdziemy zaczątki tych umiejętności. Zwierzęta uczą się, modyfikują świadomie swoje zachowania, porozumiewają się za pomocą symboli, ale wszystko to występuje w nieporównanie skromniejszej i niezwerbalizowanej postaci.

Konsekwencje wymienionych właściwości gatunku ludzkiego są przeogromne. Trzeba jednak przypomnieć przysłowie: nie ma róży bez kolców. Wspaniała ludzka zdolność do abstrakcyjnego myślenia umożliwiła rozwój nauki i poprawę warunków bytu materialnego, ale jednocześnie umiejętności te służą wojnie, zabijaniu i niszczeniu, przemyślnym formom agresji.

Ludzi stać na wiele. Możliwe jest doskonalenie i postęp moralny, ale – zauważmy – z jak zadziwiającą inwencją wymyślano normy nacechowane okrucieństwem. Umysł ludzki może służyć dobrej albo złej sprawie, pozwala obmyślać okrucieństwa, jakich nie są w stanie wymyślić inne zwierzęta. Składanie ofiar z ludzi, kary okrutne (m.in. przez kamienowanie, księgi biblijne nakazują je wielokrotnie), niewolnictwo, palenie wdów wraz z ciałami mężów, palenie na stosach, pojedynki honorowe, to najbardziej drastyczne przykłady norm świadomie wprowadzonych w wielu społeczeństwach i znoszonych często dopiero od czasów Oświecenia. To wszystko było gdzieś i kiedyś moralne.

Nie można powiedzieć, że człowiek jest „z natury” zły albo dobry. Ewolucja wyposażyła nas zarówno w zachowania agresywne i egoistyczne, jak i w zachowania altruistyczne i empatię. Jedne i drugie dają o sobie znać.

Religia i ewolucja

Moralność nie jest dana przez boga czy jakieś siły nadprzyrodzone, lecz wyewoluowała w procesach zmian, którym podlega przyroda. Ewolucyjne spojrzenie na naszą moralność jest niewątpliwym wielkim osiągnięciem nauki i ma duże znaczenie dla światopoglądu współczesnego człowieka. Stanowi nie lada wyzwanie dla Kościoła katolickiego i tych religii, które tradycyjnie przyjmowały, że to bóg objawił ludziom zasady moralne.

Moralność jest w dziejach człowieka zjawiskiem starszym niż religia w ściślejszym tego słowa znaczeniu. Religie nie stworzyły moralności lecz włączały do kanonu wierzeń zwyczajowe zasady moralne. Nie zabijaj swoich, nie kradnij swoim, pomagaj, szanuj rodziców, bądź uczciwy, lojalny, sprawiedliwy – wszystkie te zasady są starsze niż religie, zostały do religii inkorporowane ze zwyczajowej moralności grupowej, mającej odległe ewolucyjne korzenie.

W materiałach Soboru Watykańskiego II (Gaudium et spes 16) czytamy, że człowiek „ma w swym sercu wypisane przez Boga prawo, wobec którego posłuszeństwo stanowi o jego godności i według którego będzie sądzony” . Ta często powtarzana koncepcja boskiego pochodzenia moralności, oparta na religijnej mitologii, jest dziś nie do obrony. Podstawowe ludzkie wartości i normy, owo prawo wpisane w serce człowieka, to efekt długiego ewolucyjnego rozwoju i kultury. Nic nie wskazuje, że jest to dzieło jakiegokolwiek boga.

Dwie uwagi na zakończenie

Czasami można usłyszeć, że ewolucja organizmów biologicznych „to tylko teoria”. Jakkolwiek sceptycyzm nie jest czymś nagannym, to w tym wypadku trzeba podkreślić, że teoria ewolucji jest bardzo dobrze uzasadniona i udokumentowana. Wszystko wskazuje, że jest to teoria prawdziwa. Nic natomiast nie wskazuje, by prawdziwa była teoria stworzenia świata przez boga czy siły nadprzyrodzone. Jerry A. Coyne, jeden z wybitnych biologów badających procesy ewolucji, napisał książkę pt. „Ewolucja jest faktem” (wydaną także w języku polskim).

Na koniec pytanie: Czy w naszym ludzkim świecie ma miejsce postęp moralny? Czy można to badać? Można, chociaż jest to trudne. Trzeba przyjąć sensowne kryteria/wskaźniki postępu moralnego i przeprowadzić badania. Impresyjnie można uznać, że w starożytności czy średniowieczu, a i później, nie było lepiej niż teraz. W Europie porównanie pierwszej połowy XX w. z drugą i z chwilą obecną, zdecydowanie przemawia na rzecz czasów nam bliższych.

Są teorie, np. teoria rozwoju moralnego Lawrenca Kohlberga, które można wykorzystywać w badaniach sondażowych/ankietowych obejmujących wielkie populacje. Takie przedsięwzięcia badawcze są na dużą skalę trudne do zrealizowania. Ponadto, by coś pewniejszego na tej podstawie powiedzieć, trzeba badania prowadzić przez dość długi okres czasu. Na razie musimy zadowolić się impresjami. Jedno warto powiedzieć: popularny pogląd, że „kiedyś było lepiej” i „z moralnością jest coraz gorzej”, nie jest przekonujący. Gdyby tak było, ludzkość by prawdopodobnie już nie istniała.  –  Alvert Jann

Blog „Ćwiczenia z ateizmu” –  https://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ : Zapraszam licealistów, studentów i wszystkich zainteresowanych na ćwiczenia z ateizmu. Co miesiąc <pierwszego>, czasami częściej, będę zamieszczał krótki tekst, poważny ale pisany z odrobiną luzu. Nie widzę siebie w roli mentora czy wykładowcy, mam na myśli wspólne zastanawianie się. – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Zachęcam do przeczytania:

Bóg przed trybunałem nauki” – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/bog-przed-trybunalem-nauki/

Dowód na nieistnienie. Kogo? – https://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/dowod-na-nieistnienie-kogo-2/

Spotkania przy trzepaku

Uwierz w kreacjonizm – część 2

Ciąg dalszy „Uwierz w kreacjonizm – cz. 1”

7. Idealne dostrojenie Ziemi do życia

Argument – Kilkanaście parametrów jest „poprawnych” by życie istniało na tej planecie. Na przykład, jeśli Ziemia byłaby odrobinę bliżej słońca, byłaby zbyt gorąca i woda w ocenach by wygotowała się, jeśli Ziemia byłaby dalej, pokryta byłaby lodem. Orbita Ziemi (zapewniającą stałą temperaturę), obroty ziemi (by zapewnić dzień i noc nie za długie i nie za krótkie), nachylenie osi (zapewniające pory roku) i obecność księżyca (powodujący pływy oczyszczające oceany) są tylko kilkoma z wielu przykładów.
Obecność dużych ilości wody z jej specjalnymi właściwościami także jest wymagana. Woda jest rzadkim związkiem, który jest lżejszy w stanie stałym niż w ciekłym. To pozwala zbiornikom wodnym zamarzać na powierzchni pozwalając życiu pod nim przetrwać. Inaczej woda zamarzałaby od dna i stawałaby się lodem. Woda jest też uniwersalnym rozpuszczalnikiem, pozwalającym rozpuszczać/mieszać się z wieloma związkami chemicznymi tworzącymi życie. Nasze ciała są w 75-85% złożone z wody.

Pierwsza rzecz, na jaką chcę zwrócić uwagę, to ogólny i niewyobrażalny antropocentryzm tego argumentu. Wszystko w nim kręci się wokół człowieka. Ignorujemy fakt, że niezależnie od tego czy istniejemy czy nie, prawa fizyki byłyby identyczne. Nie byłoby, komu ich zaobserwować czy opisać, ale by działały. Oczywiście możemy wysuwać hipotezy odnośnie subiektywności postrzegania rzeczywistości, ale nie jest to przedmiotem naszego rozważania. Prawa fizyki działają niezależnie od człowieka. I to jest fakt. Odwracanie wagi tego faktu jest błędem.

Teraz przejdźmy do samego argumentu.

Najpierw zastanówmy się czy rzeczywiście Ziemia jest tak „przyjazna” życiu (w sensie życia ludzi). Tylko jedna ósma powierzchni Ziemi nadaje się do zamieszkania przez ludzi! Trzy czwarte to morza i oceany, połowa to albo pustynia (14%), albo wysokie góry (27%) lub inny nienadający się do zamieszkiwania obszar. Więc 1/8 to chyba nie aż tak dobrze przygotowany teren, jak na planetę „stworzoną” dla ludzi.

Druga kwestia to poruszana ekosfera („strefa Złotowłosej” – od bajki o trzech misiach), czyli odległość od gwiazdy centralnej, która gwarantuje warunki sprzyjające powstaniu życia.

Żeby zrozumieć, o jakim zakresie odległości mówimy, musimy najpierw wprowadzić jedną miarę. Mianowicie jednostkę astronomiczną (AU). Jednostka astronomiczna to odległość Ziemi od Słońca. Jeden AU wynosi 150 milionów kilometrów – taka odległość dzieli nas od naszej gwiazdy.

Po co to nam?

Bo naukowcy szacują, że ekosfera przy gwieździe naszej wielkości mieści się między 0,725 a 3 AU! To jest oczywiście wynik ogólny i jest doprecyzowywany w ramach tych odległości w zależności od zmiennych wziętych pod uwagę w szacunkach. Do ogólnych warunków/zmiennych zalicza się:

prawidłową temperaturę atmosfery – między -70 a +80 stopni Celsjusza,
obecność wody ciekłej (H2O)
niezwiązanego tlenu (O2).

Naukowcy rozszerzają jeszcze te warunki o osłonę atmosferyczną, ale nie jest to kluczowe, ponieważ nie ma wpływu na organizmy żyjące pod powierzchnią gruntu i przystosowane do promieniowania. Dodatkowo weźmy pod uwagę, że nawet na Ziemi występują bakterie beztlenowe, dla których tlen jest wręcz toksyczny.

Zatem nawet, jeśli mówimy o setnych częściach AU to, gdy kreacjoniści mówią o „kilku metrach” (a takie wypowiedzi słyszałem i czytałem) to mylą się o, kilkanaście rzędów wielkości. Przesunięcie Ziemi w przestrzeni kosmicznej o kilka metrów, czy nawet kilometrów, mogłoby mieć wpływ na ekosystem Ziemi, ale z całą pewnością nie krytyczny dla istnienia życia.

Księżyc, nachylenie osi Ziemi i jej obroty sprzyjają powstaniu życia na naszej planecie – to fakt. Ale nie znaczy to, że istnieją one po to, żebyśmy mogli żyć. Jest odwrotnie! To my możemy żyć na tej planecie, bo ma to miejsce.

Zwróćmy jeszcze uwagę na jeden drobny szczegół z argumentu. Pływy morskie mają niebagatelny wpływ na ruch obrotowy Ziemi, spowalnia go wydłużając dobę – jak to się ma do tezy, że dni są „wyregulowane” pod nas.

Ponadto na pływy wpływ ma także grawitacja słońca, nie tylko księżyca, o czym autor argumentu zapomniał.

I uwaga w nawiasie o oczyszczaniu się dzięki pływom wody, …jeśli wymieszanie się wód można nazwać oczyszczaniem się ich – to zgoda…


image.png

Woda. Temat rzeka.
Po pierwsze – woda nie występuje wyłącznie na Ziemi. Mamy bezpośrednie dowody jej występowania w różnych formach na Marsie, Księżycu i na księżycach Jowisza. Więc nawet w naszym Układzie Słonecznym nie jest aż tak rzadka, jak sugerowałby argument.
Po drugie – woda w stanie zakrzepłym (lód) nie zmienia swojej masy, tylko objętość. Oczywiście z lekcji fizyki wiemy, że ciężar i masa to dwie różne wartości.
Ciężar to wypadkowa siły, z jaką Ziemia przyciąga dany obiekt. Masa to ilość materii obiektu fizycznego.
Jeśli mówimy o kilogramach, to mówimy o MASIE. Ciężar wyraża się w niutonach.

Zatem jeśli chcemy rozprawić się z argumentem, że woda jest lżejsza, jako lód i dlatego zamarza od góry, to raczej mówimy o masie niż o ciężarze. A to jest coś innego niż objętość, która wpływa na ten proces. Jeśli mamy do czynienia z taką samą ilością (masą) wody i zmienia ona objętość, to możemy mówić o zmianie gęstości wody (lód ma o około 10% mniejszą gęstość).

Dlatego lód tworzy się na powierzchni wody, nie od dna – nie, dlatego, że jest „lżejszy”.

I znowu – żyjemy, bo woda ma takie właściwości. Nie – woda ma takie właściwości, żebyśmy mogli żyć!

Ostatnie dwa zdania są poprawne i nie zawierają błędów. Są tylko bardzo ogólnie sformułowane.

To, co zrobiono w tym argumencie to typowe odwrócenie związku przyczynowo skutkowego, tak, aby pasował do założonej tezy. Pewnie się z tym jeszcze spotkamy w argumentach kreacjonistycznych…

8. Idealne dostrojenie praw fizyki

Argument – Dostrojenie stałych fizycznych, które kontrolują fizykę wszechświata – fundamenty podstawowych sił (stałe silnego oddziaływania nuklearnego, słabego oddziaływania, siły grawitacyjnej i elektromagnetycznej) znajdują się na ostrzu noża. Najmniejsza zmiana w tych lub tuzinach innych uniwersalnych parametrów spowodowałaby, że życie byłoby niemożliwe.
Pomysł wszechświatów równoległych, w którym istnieje wiele wszechświatów i nasz, „tak się składa”, że ma właściwe wartości tych stałych znajduje się poza nauką i może nie zostać nigdy udowodniony. Nawet, jeśli zostanie udowodniony, to nadal musimy zapytać o przyczynę tych wszechświatów.


image.png

Cały argument opiera się na prostym założeniu – jeśli czegoś nie wiemy = Bóg.

To prawda, że jeśli którakolwiek ze stałych fizycznych uległa by zmianie, cały domek z kart, który nazywamy naszym wszechświatem by się zasadniczo zmienił. A na pewno przestałby spełniać warunki, jakie dziś obserwujemy. Natomiast nie możemy się zgodzić z tezą, że byłby to wszechświat niezdolny do podtrzymania życia. Nie ma na to żadnych dowodów. Nie wiemy czy jeśli nie zmieniłaby się jedna ze stałych fizycznych, to czy nie pociągnęłaby za sobą modyfikację pozostałych i finalnie ustabilizowana nie mogłaby jednak spełniać warunków pozwalających na powstanie życia. Na pewno w nieco innej formie niż dziś. Ale nie wiemy.

Załóżmy, że odkryjemy życie na planecie gdzie grawitacja jest znacznie różna od ziemskiej. To by zdemolowało cały ten argument. Bo argument zakłada antropocentryzm praw fizyki, finalność życia w takiej formie, w jakiej występuje na Ziemi. Jeśli planeta miałaby dużo większe przyciąganie, a mimo to powstałoby na niej życie, to chyba możemy powiedzieć, że stała grawitacyjna się nie zmieniła, ale jej wpływ na życie – tak. Bo ten argument pomija fakt, że na przykład grawitacja na poziomie makro (grawitacja teorii względności) ma całkowicie inny charakter i inne zmienne niż grawitacja na poziomie mikro (grawitacja mechaniki kwantowej). Zatem na uogólnieniu tylko tej jednej siły możemy wykazać, że ktoś, kto formułował ten argument w ogóle nie kuma cza-czy i nie ma pojęcia o tym, o czym pisze. Ja też mam niewielkie pojęcie o fizyce grawitacji, ale trzy minuty na google i wiem, że argument jest błędny z powodu swojej ogólności.

No i co z faktem, że nauka pokazuje nam coraz częściej, dzięki postępowi narzędzi badawczych, że niektóre, do tej pory stałe, mogą być jednak nie takie stałe jak by nam się wydawało. Bo okazuje się na przykład, że prędkość światła wcale może nie być stałą – TUTAJ.

Wróćmy na chwilę do założenia, „jeśli czegoś nie wiemy = Bóg”. Myślę, że to będzie też zamknięcie tematu.
Z takim podejściem są, co najmniej dwa problemy.

Po pierwsze – nigdy nie wyjaśniamy jednej niewiadomej inną. To błędne koło, które dodaje tylko kolejne pytania zamiast rozwiązywać problem. Bóg nie jest odpowiedzią na nic. Jest dołożeniem kolejnego pytania.
Po drugie – jest w tym twierdzeniu głęboka hipokryzja.

Stałe fizyczne znamy dzięki nauce. Kilkaset lat temu grawitacja była boskim cudem, (że ludzie nie spadają na drugiej półkuli), a o pozostałych prawach nikt nawet nie wiedział. Dziś kreacjoniści wykorzystują wiedzę naukową i próbują ją podciągnąć pod dominium, z którego Bóg już został wypędzony. Wiemy, co powoduje, że przedmioty się przyciągają. Znamy i opisaliśmy ten fenomen. Stawianie pytania, dlaczego tak się dzieje jest po prostu głupie! Wiemy, czym jest grawitacja, jak działa, co powoduje i jaka jest jej rola – nie wiemy wszystkiego – to fakt, ciągle się uczymy. Ale stawianie pytania, dlaczego grawitacja jest – to czysty nonsens i tylko kreacjonista może zadać takie pytanie.

Zwłaszcza, że stawia je znając jedyną, jego zdaniem, możliwą odpowiedź. „Nie wiecie? Szach-mat – to BÓG”…więc zrobiłeś kupę na szachownicę i uważasz, że wygrałeś…BRAWO!

9. Nagłe pojawienie się skamielin w zapisie kopalnym.

Argument – Najstarsze skamieniałości wszelkich stworzeń są w pełni ukształtowane i nie zmieniają się w czasie („zastój”). „Eksplozja kambryjska” w „pierwotnych warstwach” dokumentuje gwałtowne pojawienie się większości głównych grup złożonych zwierząt. Nie ma dowodów ewolucji z prostszych form. Ptaki rzekomo ewoluowały z gadów, ale nigdy nie znaleziono w zapisie kopalnym „pół łuski/pół pióra”. Gady oddychają używając „dwudrożnych” płuc (tak jak ludzie), ale ptaki mają płuca „przepływowe” przydatne podczas poruszania się w powietrzu. Czy możesz sobie wyobrazić jak taka przemiana płuc mogła mieć miejsce? Nagłe pojawienie się i zastój są spójne z biblijną koncepcją stworzenia „według ich rodzaju”, a światowy potop, spowodował odłożenie się „geologicznej kolumny” i dał wrażenie „eksplozji kambryjskiej”. Mądrzejsze, bardziej mobilne zwierzęta mogły dłużej uciekać przez wodami potopu i zostały zakopane w wyższych warstwach, prowadząc do zakopania ich w porządku od form prostszych do bardziej skomplikowanych, które dziś są błędnie odczytywane, jako dowód postępu ewolucyjnego.

Od samego początku głupota. Po pierwsze – argument ten całkowicie ignoruje, że w zapisie kopalnym mamy skamieliny częściowe. Po drugie – ignoruje, że w zapisie kopalnym obserwujemy skamieliny form przejściowych. Po trzecie – skamieliny są stałe w takim samym stopniu jak kamienie i skały są „stałe” – czyli pod pewnymi warunkami nie zachodzą w nich zmiany (erozja itd.).
„Eksplozja kambryjska” trwała od 70 do 80 milionów lat! Gdzie tu gwałtowność, którą postuluje ten argument? Owszem, definicja geologiczna mówi o „gwałtownym pojawieniu” się wielu gatunków zwierząt, ale jest to poprzedzone takim dość istotnym słówkiem „relatywnie”. Bo w relacji do skali geologicznej, 80 milionów lat to rzeczywiście dość szybko.

Kolejna bzdura – ewolucja nie oznacza zmiany z mniej skomplikowanych form do bardziej skomplikowanych. Ewolucja to zmiana dyktowana przystosowaniem się do środowiska. Może to oznaczać zmianę w kierunku zmniejszenia złożoności. Prostym przykładem tego mechanizmu jest zarodziec (Plasmodium), który jest odpowiedzialny za przenoszenie malarii. Ten organizm w toku ewolucji pozbywał się cech, które przestawały być potrzebne przy pasożytniczym trybie życia.

„Pół łuski/pół pióra” – czyli nadal się upierają przy kaczkodylu (crockoduck)…żałosne…


image.png

Ewolucja układu oddechowego u kręgowców – zachęcam do własnego posłużenia się wujkiem gogle i ciocia Wikipedią. Z zastrzeżeniem, że nie zatrzymujemy się na stronie Wiki, tylko sięgamy do materiałów źródłowych (taka mało odwiedzana sekcja na samym dole strony Wikipedii).

Jeśli chodzi o biblijną koncepcję „według ich rodzaju”. Kreacjoniści posługują się słówkiem „kind”, czyli rodzaj, gatunek. Jednak nigdy nie podali definicji tego słówka, które nie występuje w anglojęzycznej taksonomii. Czyli dopóki nie zdefiniują o czym mówią, jest to po prostu nowomowa oparta na nieistniejącej klasyfikacji.

No i część o potopie i uciekających zwierzętach…serio? Trzeba to obalać? Przecież od tego aż mózg boli. Po pierwsze – najszybsze zwierzęta nie muszą być najmądrzejsze ani najbardziej złożone. I możemy kręcić tymi wartościami w kółko. To nie są wartości zależne. Nie będę wchodził głębiej w tę część argumentu…on jest po prostu głupi. I nawet nie muszę sięgać po informacje ile czasu trwa odkładanie się jednej „warstwy” geologicznej… po co? Pewnie i tak podważą za chwilę metody datowania i fakty na rzecz bajek z pustyni…ech…

10. Ludzka świadomość

Argument– Osoba jest jednością ciała i umysłu/duszy jako niematerialnej części Ciebie, która jest Tobą. Chemia nie może wytłumaczyć samoświadomości, kreatywności, rozumowania, emocji miłości i nienawiści, odczuwania przyjemności i bólu, posiadania i pamiętania doświadczeń i wolnej woli. Jeśli rozum opiera się na ślepych neurologicznych zdarzeniach w mózgu, nie jest on godny zaufania, nie można na nim polegać.

Na początku musimy zadać pytanie o podstawę tego argumentu. Czy dusza istnieje i czym tak naprawdę jest. Bo argument nie dostarcza takiej informacji. I tylko opierając się na tym podstawowym braku moglibyśmy go odrzucić. Ale chcę się trochę w to zagłębić, więc pominę ten błąd. Musimy zatem przywołać jakąś definicję duszy, żeby oprzeć na czymś rozważania.


image.png

Skupimy się na religijnej definicji, bo przecież kreacjonizm ma podstawy religijne. Dusza to pierwiastek życia, niematerialny, rozumny i nieśmiertelny element struktury człowieka. W ujęciu judeo-chrześcijańskim dusza jest darem od Boga.

I tutaj muszę od razu przywołać kilka pytań, zanim przejdę do analizy pozostałych elementów argumentu.
Kiedy dusza zostaje „wstrzyknięta” w człowieka?

Bo to jest bardzo ważne, zwłaszcza w kontekście faktów, które obserwujemy w naturze oraz w sytuacji gdy to człowiek, poprzez technologię, daje życie. Jeśli jak sugerują niektóre teologie, plemnik jest nośnikiem duszy i w momencie poczęcia dusza znajduje swoje miejsce w embrionie, to nie dostajemy żadnej odpowiedzi, tylko więcej pytań. Jeśli jeden plemnik powoduje powstanie bliźniąt – kto i kiedy decyduje o dodaniu drugiej duszy. Co w przypadku sztucznego zapłodnienia – człowiek wymusza na Bogu wsadzenie duszy, czy ludzie z in-vitro nie mają duszy? Co się dzieje z duszą w momencie naturalnego wchłonięcia bliźniaka w łonie?

Jeśli dusza zostaje „wsadzona” do człowieka w momencie gdy jego organizm jest już gotowy, czyli w momencie uruchomienia się układu nerwowego, to w jaki sposób odróżnić ten fakt od właśnie startu mózgu. Pomijam kwestię, że takie ujęcie wytrąca antyaborcyjne argumenty z ręki zwolenników świętości życia od poczęcia.

I jako wisienkę na torcie możemy dodać, że nigdy nie zostało udowodnione istnienie duszy albo jakiegokolwiek innego, niematerialnego czynnika stanowiącego o istocie człowieka i żyjącego po jego śmierci.

Przejdźmy teraz po kolei przez to, czego rzekomo „chemia nie może wytłumaczyć”.

Podstawowym błędem tej części jest, według mnie, wyizolowanie tych pojęć. Bo nie są one rozpatrywane jako element systemu reagującego na otoczenie, tylko są ujmowane jako wewnętrznie spójnie i niezależne wartości. Ale po kolei. I będę się tutaj poruszał po nieco grząskim terenie, bo są to kwestie ciągle badane i nie wiemy wszystkiego. Natomiast wsadzenie magicznego duszka w miejsca niewiedzy nie są odpowiedzią na pytania, jakie istnienie tych zjawisk stawia.

Samoświadomość – to świadomość samego siebie, zdawanie sobie sprawy z doświadczanych doznań. Zgodnie z teorią samoświadomości/samopostrzegania (D.J. Brem 1972) opiera się na dwóch założeniach:

I – jednostka zdobywa wiedzę o swoich kompetencjach, motywacji i emocji dzięki wnioskowaniu o nich na podstawie zewnętrznego zachowania i zewnętrznych okoliczności, w których działa.
II – spostrzeganie siebie i innych ludzi przebiega podobnie do I-go założenia.

I na tej podstawie wysuwa wniosek, że źródłem samowiedzy jest zewnętrzna obserwacja swojego zachowania. Dzięki procesowi samopostrzegania jednostka zdobywa informacje o sobie.
Nie możemy rozpatrywać samoświadomość w oderwaniu od relacji obserwator-obserwowany. Możemy też stwierdzić, że samoświadomość nie jest niczym innym niż wiedzą o istnieniu nas samych.
Biorąc pod uwagę, że naukowcy dokładnie zbadali kiedy następuje „obudzenie” się samoświadomości u ludzi, oraz udowodnili, że zwierzęta także posiadają pewną formę samoświadomości (test lustra). Czy do faktu, że nasz mózg (czyli my) po pewnym czasie obcowania z doświadczeniem samego siebie wykształca wiedzę o tym, że „ja to ja” potrzebujemy super naturalnego duszka Kacperka? Nie sądzę. I wyjaśnienie naukowe jest o wiele ciekawsze i prowadzi do nieco głębszych konkluzji niż, w mim odczuciu, uproszczone i banalne wyjaśnienie przy pomocy duszy.

Kreatywność – z definicji – proces twórczy, proces umysłowy pociągający za sobą powstawanie nowych idei, koncepcji, lub nowych skojarzeń, powiązań z istniejącymi już ideami i koncepcjami. Jako, że nie ma jednak jednej autorytarnej definicji kreatywności możemy troszkę zaszaleć.
Ja bym rozpatrywał kreatywność z co najmniej dwóch poziomów.
Pierwszy to manipulacja ograniczonymi systemami w celu utworzenia nowej treści. Obserwujemy to na przykład w muzyce czy poezji. Język czy gama są systemami zamkniętych „reguł”, własności. W tym ujęciu, kreatywność to manipulowanie tymi regułami w celu utworzenia nowej formy, treści.
Drugi opiera się na tendencji naszego mózgu do znajdowania wzorców. Jeśli trafimy na pozornie niezwiązane koncepcje, to nasz mózg, naturalnie, będzie się starał znaleźć między nimi powiązanie, często tworząc zupełnie nowe konstrukty.
Żaden pomysł nie bierze się z pustki, nie przypływa znikąd. Nie jest też powodowany niematerialnymi bytami czy „boską inspiracją” lub „muzami” w greckim duchu.

Rozumowanie – proces myślowy polegający na uznaniu za prawdziwe danego przekonania lub zdania na mocy innego przekonania lub zdania uznanego za prawdziwe już uprzednio. Czyli rozumowanie jest ściśle opisane regułami logiki. Logika jest nie tylko wyznacznikiem poprawnego rozumowania, ale jest jakby jego ekstraktem. Jako rozumowanie możemy też rozumieć każdą czynność umysłową. Jednak jak już zaznaczyłem – poza nienaturalnymi stanami (w wyniku medytacji czy uniesienia duchowego) jest to ściśle związane z relacją obserwatora i bierze się z reakcji na rzeczywistość. Nie z kosmosu…

Miłość – jest najbardziej chyba podatnym na osobistą interpretację konceptem. Od strony fizjologicznej czy endokrynologicznej jest doskonale opisana. Problemem jest ścisłe ustalenie skąd się bierze. I znowu – poltergeist w mózgu nie jest wytłumaczeniem. Istnieje wiele koncepcji i teorii. Według mnie, miłość jest naturalnym stanem organizmu w sytuacji silnego przywiązania do drugiej osoby. Może też być „efektem ubocznym” wziętej odpowiedzialności oraz instynktownego dążenia do własnego zadowolenia, szczęścia, poprzez sprawianie przyjemności innym lub po prostu wynikiem narastającego pożądania.

Nienawiść – Często przeciwstawiana miłości. I tak jak ona jest silnie interpretowalna. Tak jak miłość jest odpowiedzią organizmu na przywiązanie, troskę i pożądanie, nienawiść może być odpowiedzią na odrzucenie, ból, krzywdę. Tak jak miłość, tak i nienawiść nie istnieje w oderwaniu od rzeczywistości. Odnoszą się do rzeczywistości, otoczenia i doświadczenia i są na nich zbudowane. Nie pojawiają się znikąd w nas.

Przyjemność – nawet nie trzeba wiele się nad tym zastanawiać, żeby po prostu wiedzieć, że ten stan odczuwamy fizycznie. I możemy go sztucznie wywoływać poprzez środki chemiczne, farmakologię czy inne sposoby stymulacji, która wpływa na chemie naszego mózgu i powoduje doświadczanie tego stanu. Tak samo jak bólu.

Posiadanie i pamiętanie doświadczeń – nie możemy tego wyjaśnić jeśli oderwiemy nas od rzeczywistości. Jeśli umieścimy się w rzeczywistości oraz weźmiemy pod uwagę to, co już wiemy o ludzkim mózgu – ta część argumentu jest po prostu bez sensu. Nasz mózg rejestruje wszystko co nas otacza. Znakomitą większość jednak odrzuca jako „szum”. Pozostawia i prezentuje naszej świadomej uwadze to, co jest istotne dla naszego obecnego stanu lub gdy dostrzeże w doświadczanej rzeczywistości wzór, który w relacji do już posiadanych zasobów może mieć kluczowe znaczenie. Tak to wygląda „z lotu ptaka”. To w jaki sposób przechowujemy, porządkujemy i zarządzamy pamięcią doświadczeń jest już dość dobrze opisane przez neurologię.

Wolna wola – to jest istne koncepcyjne bagienko. Zdania są podzielone i raczej nigdy nie znajdziemy jednoznacznej odpowiedzi. Ja postaram się opowiedzieć jak ja widzę koncepcje wolnej woli. Oczywiście w telegraficznym skrócie, bo ten temat zasługuje na osobny artykuł.
Według mnie na koncepcję wolnej woli musimy patrzeć z dwóch perspektyw – dla uproszczenia, nazwę je perspektywami mikro i makro. W perspektywie mikro, mówię o codziennych decyzjach, wyborach i działaniach. Te akcje noszą znamiona wolnej woli, bo dokonujemy wyborów, decydujemy o swojej drodze. Pozornie. Bo to jakie decyzje podejmujemy wynika z tego jak wygląda nasza perspektywa makro. Perspektywa makro wynika z naszych predyspozycji, genów, uwarunkowań. Nie wszystko jesteśmy w stanie zrobić i to determinuje nasze wybory na poziomie mikro. I te dwie perspektywy się zapętlają, wzajemnie przenikają. W ten sposób, co prawda, tworzymy paradoks w stylu „co było pierwsze – kura czy jajko?”, ale ustawia podejście do koncepcji wolnej woli. Mogę więc powiedzieć tak – zakres naszej wolnej woli zależy od jej ograniczeń wynikających z naszych naturalnych cech i predyspozycji. Nie istnieje coś takiego jak absolutna wolna wola, czy wolna wola jako niezależny koncept.

Ostatnie zdanie głosi teorię, że nie możemy polegać na swoich mózgach w naukowym ujęciu. Ciekawe jest to, że wszystkie koncepcje religijne, idea Boga, duszy czy samego kreacjonizmu – to są twory właśnie tych „ślepych neurologicznych zdarzeń”. Widzicie w tym hipokryzję? Bo ją widzę.

Zatem z jednej strony mamy zjawiska dobrze rozpoznane i opisane przez naukę. Z drugiej mamy koncepcje, które nawet w kręgach filozofów i teologów są co najmniej mgliście sprecyzowane. Na pewno tego argumentu nie można rozpatrywać w kategoriach naukowych. Przede wszystkim nie definiuje podstawowych pojęć. Brakuje definicji duszy, nie mamy podanej perspektywy czy tezy do poszukiwań. Ten argument jest najłagodniej mówiąc nieprecyzyjny i ignoruje zdobycze nauki – neurologii, psychologii i wiedzy o człowieku generalnie.

Właśnie ze względu na to nie strzelajcie do mnie jak coś pokręciłem. I nie czepiajcie się, że nie skupiłem się na chemii w wyjaśnianiu pojęć. Starałem się wyciągnąć trochę wiedzy i dorzucić swoje spojrzenie.

11. Ludzki język

Argument – Język jest główną rzeczą, która oddziela ludzi od zwierząt. Żadne zwierzę nie jest zdolne do osiągnięcia czegoś podobnego do ludzkiego języka i nawet próby nauczenia języka szympansów zawiodły. Ewolucjoniści nie mają wytłumaczenia dla pochodzenia ludzkiego języka. Biblia ma. Mówi ona, ze pierwszy człowiek, Adam, był stworzony ze zdolnością do mówienia. Biblia także tłumaczy dlaczego mamy różne języki, ponieważ Bóg musiał „pomieszać” wspólny język używany w Babel po potopie, w celu zmuszenia ludzi do rozproszenia się po ziemi zgodnie z Jego wolą. Był to jednak tylko „powierzchowne” pomieszanie, ponieważ wszystkie języki zawierają identyczne koncepty, umożliwiające ich naukę i zrozumienie.


image.png

Żeby dobrać się do tego argumentu musimy wprowadzić zgrabnie pomijany termin protojęzyka. Protojęzyk to prekursor obecnych języków, najczęściej definiowany jako stadium pośrednie między sposobami komunikacji zwierząt, a językiem ludzkim (ściślej: biologiczną zdolnością językowa współczesnych ludzi). I zatrzymajmy się na chwilę w świecie zwierząt, które nie mają żadnego języka. I to jest fakt. Natomiast nie możemy uznać za prawdziwą tezę, że zwierzęta nie posiadają złożonych systemów komunikacji. I nie chce tutaj rozszerzać definicji czy podciągać faktów. Chodzi jedynie o to, że możemy wskazać na bardzo wiarygodną hipotezę dotyczącą ewolucji języka. Tak, ewolucji języka. Bo jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że zwierzęta maja złożone systemy komunikowania zagrożeń (w niektórych przypadkach potrafią nawet zakomunikować jaki drapieżnik się zbliża do stada) to wskazanie na to, że język mógł ewoluować wraz z powiększającą się możliwością mózgu naczelnych, jest lepszym wytłumaczeniem niż Biblia. Wróćmy do protojęzyka. Nie wiem czy wielu z Was słyszało o neuronach lustrzanych. Są to neurony, które powodują, że jak zobaczycie drapiącą się osobę, to zaczyna Was coś swędzieć i jak ktoś ziewa, to Wam też chce się ziewać. Odpowiadają one za naturalne naśladownictwo. I protojezyk mógł się w ten sposób wykształcić. Nasi przodkowie naśladowali dźwięki otoczenia w celu nazwania rzeczy. Następnie w toku adaptacji ten pierwotny język ulegał zmianom jako osiągnięcie cywilizacyjne i poznawcze. O teoriach powstania języka możecie poczytać w świetnym artykule na stronie racjonalista.pl.

Podsumowując tę część – nie jest prawdą, że ewolucja nie ma wytłumaczenia dla pochodzenia języka. Istnieje przynajmniej kilkanaście hipotez i trwają badania w tym zakresie. I szczerze? Biblia ani Bóg nie jest odpowiedzią na postawione pytania. Wolę naukowo uzasadnione hipotezy niż zamknięcie dyskusji mitami.
Przejdźmy do bzdury odnośnie „pomieszania języków przez Boga”. Nic takiego nie miało miejsca i nie dlatego mamy różne języki. I proces ewolucji języka możemy obserwować „na żywo”. Wystarczy poprosić, żeby Wasza Babcia porozmawiała z dzisiejszym nastolatkiem. Język zmienia się już na poziomie pokoleń, w ramach jednej grupy etnicznej. Weźmy pod uwagę długi czas, odległość, izolację populacji i setkę innych czynników – mamy wyjaśnienie dlaczego z jednego języka mogło powstać ich klika lub kilkaset. I bardzo Was przepraszam, ale różnice językowe nie są powodem rozprzestrzenienia się ludzi. Różnice językowe są tego efektem.

I w związku z tym nie trzeba szukać wymówek, typu „powierzchowne pomieszanie”. Jeśli język wyewoluował, rozwinął się ze wspólnego rdzenia, to jasne jest, że będzie miał, niezależnie od stopnia złożoności i odbiegania od oryginału, wspólne cechy.

Czy możemy zatem wrzucić ten argument do kosza? Moim zdaniem tak. Ale niech każdy z Was sam to oceni.

12. Reprodukcja seksualna

Argument – Wiele stworzeń reprodukuje się aseksualnie. Dlaczego zwierzęta maiłyby porzucić prostszą, aseksualną reprodukcję na rzecz bardziej kosztownej i nieefektywnej reprodukcji seksualnej? Reprodukcja seksualna jest bardzo złożonym procesem, który funkcjonuje tylko, gdy jest kompletny. Do reprodukcji seksualnej należy zaangażować męskie i żeńskie organy płciowe, spermę i jajeczka i całą związaną z tym maszynerię – przeczy to wyobraźni.

Dlaczego? Bo rozmnażanie płciowe sprzyja szybszej ewolucji. Podczas rozmnażania płciowego dochodzi do wymiany materiału genetycznego, podczas gdy w przypadku rozmnażania bezpłciowego, jakakolwiek zmiana jest skazana jedynie na mutację.

Ten typ rozmnażania jest „gorszy” tylko, jeśli całkowicie zlekceważymy procesy ewolucyjne. I taki jest chyba cel tego argumentu.


image.png

Poza tym – nie każdy typ reprodukcji płciowej oznacza konieczność angażowania organów płciowych. Bo autorzy artykułu zapomnieli chyba, albo zlekceważyli zjawisko obojnactwa. Obojnactwo nie oznacza, że osobnik ma organy płciowe obu płci. Obojnactwo polega na występowaniu w ciele jednego osobnika jednocześnie męskich i żeńskich gruczołów rozrodczych albo występowanie w jego ciele gruczołu obojnaczego wytwarzającego jaja i plemniki.

I wyobrażam sobie, że fakt przeczenia wyobraźni takiego procesu wynika z ignorancji i braku wiedzy, nie z tego, że to niewyobrażalne. Ale pamiętajmy, kreacjoniści odrzucają ewolucję i dlatego dla nich bez sensu jest ponoszenie dodatkowych kosztów reprodukcyjnych, które są korzystne dla ewolucji.

13. Biblijny Świadek

Argument – Biblia jest prawdą. Historia Biblii jest prawdą. Słowa Biblii dotyczące naszych początków zostały przekazane do spisania człowiekowi przez Boga, który był jedyną, obecną żywą istotą. Nie byliśmy tam! Bóg powiedział, że stworzył wszechświat. Bóg powiedział, że stworzył wszystkie żywe istoty. Wiemy, że życie to dużo więcej niż tylko chemia. Bóg tchnął życie w Adama i to życie jest przenoszone poprzez pokolenia, aż do czasów dzisiejszych!

Leżę na podłodze i turlam się ze śmiechu. Serio.

Biblia jest książką, spisanym zbiorem mitów. Niczym więcej. Fakt, że dwa miliardy ludzi wierzy, że to słowo boże, nie nadaje temu mandatu prawdy czy faktu. Biblia w znakomitej większości nie znajduje żadnego potwierdzenia w innych źródłach. Żadna książka nie staje się prawdą poprzez to, że w niej jest napisane, że nią jest. Jeśli dołożymy do tego setki zaprzeczeń, niespójność historii w niej zawartych – wiarygodność Biblii jedynie spada.

Jeśli przyjrzymy się nieco bliżej temu argumentowi to musimy, zgodnie z zasadami dyskusji poprosić o dokładne zdefiniowanie przynajmniej jednego ważnego i kluczowego dla zagadnienia terminu.

Wiemy, że mówimy o Bogu Biblii, więc tutaj nie ma wątpliwości. Problem pojawia się, gdy dowiadujemy się, że Bóg tchnął życie w Adama. Czyli tylko Bóg może dawać życie. Jednocześnie, cztery zdania wcześniej dowiadujemy się, że Bóg jest żywy. Kto zatem tchnął życie w Boga? Czy definicja życia jest różna dla Boga i różna dla Adama? Bo tego nie wyjaśniono. Jeśli są to różne definicje, to wchodzimy w teren błędu logicznego, który nazywa się „special pleading”, który polega na omijaniu niewygodnych detali lub odwoływanie się do specjalnych okoliczności lub własności bez dopuszczenia krytyki takiego postępowania.

„Życie to dużo więcej niż tylko chemia” – zgoda. Ale co jest tym „więcej”? Bo jeśli nie wiemy to wrzucenie zamiast znaku zapytania koncepcji Boga nie odpowiada na to pytanie w żaden sposób.

Na koniec wróćmy do pojęcia prawdy. Jak ją zdefiniujemy w ostatnich detalach, jest drugorzędne w tym przypadku. Kluczowe jest coś innego. Możemy rozdzielić przekaz od autora, ale fakt, że wiemy, na 100% że autor istniał, na pewno służy przekazowi. W tym przypadku nie mamy żadnych dowodów na to, że Bóg istnieje czy istniał, nie wiemy, kto napisał Biblię (zwłaszcza Stary Testament) i tylko z grubsza możemy określić, kiedy powstały te opowieści. Jak możemy, zatem uwiarygodnić przekaz w przypadku, gdy nie możemy ustalić źródła czy autora. Oczywiście osobom wierzącym to nie przeszkadza.

Źródło: Steemit.com

 

Uwierz w Kreacjonizm cz. 1


image.png

Oryginalnie, treść tego artykułu pojawiła się na przestrzeni dwunastu tygodni na moim blogu (tag #kreacjonizm). Uznałem, że tego typu treści należy jednak propagować, zwłaszcza w dobie wszechogarniającej fali przeróżnych szurów i propagatorów post-prawdy i mitów. Mam nadzieję, że komuś ten tekst się przyda i ze społeczność skorzysta na tych nadal aktualnych materiałach…

Będę starał się Was przekonać do kreacjonizmu, bo kreacjonizm jest jedyną w pełni udokumentowaną odpowiedzią na biogenezę, różnorodność i skomplikowanie życia, geologię i setki innych dziedzin nauki. I nie uwierzycie. Żeby to wyjaśnić wystarczy sięgnąć do jednej książki, a nie uczyć się dziesiątki lat, robić jakieś doktoraty, eksperymenty czy inne głupoty, jakie robi nauka. Oni się mylą! Tą książką jest oczywiście „Pismo Święte”, Biblia. I nic więcej nam nie potrzeba!

No dobra, nie będę Was przekonywał do tego, tylko postaram się Wam pokazać argumenty kreacjonistów i je rozwalić przy pomocy podstawowych narzędzi, jakimi dysponuje laik – google, Wikipedia, trochę książek i zdrowy rozsądek. Jak spotkacie na swojej drodze kreacjonistę, to być może ten artykuł pomoże Wam zrównać go z błotem.

W kwestiach formalnych.
Artykuł oprę na 13 „dowodach” na kreacjonizm:

  1. Informacja
  2. Tworzenie się życia
  3. Projekt żyjących istot
  4. Nieredukowalna złożoność
  5. Drugie prawo termodynamiki
  6. Istnienie wszechświata
  7. Idealne dostrojenie ziemi do życia
  8. Idealne dostrojenie praw fizyki
  9. Nagłe pojawienie się skamielin w zapisie kopalnym
  10. Ludzka świadomość
  11. Ludzki język
  12. Reprodukcja seksualna
  13. Biblijny świadek

Zatem, jak widzicie przed nami trzynaście obszernych tematów i powodów do przedzierania się przez te tematy dla dobra ogółu. Znaczy się dla dobra tej części ogółu, która ceni prawdę i fakty nad domysły i tajemnice. Jedziemy!

1. Informacja

Argument – Instrukcje jak są zbudowane, jak działają i jak można naprawić żyjące komórki zawiera ogromną ilość informacji (około 12 miliardów bitów). Informacja to psychiczny, nie materialny koncept. Nie może powstać z naturalnych procesów i zawsze powstaje w wyniku działania inteligencji. Tak jak gazeta prezentuje atrament na papierze, DNA samo w sobie (jak atrament) nie jest informacją, jest po prostu fizyczną reprezentacją albo nośnikiem informacji (historii). Modyfikacja DNA poprzez mutacje nigdy nie może tworzyć nowej genetycznej informacji by napędzać ewolucję, tak jak rozlanie kawy na gazecie, czyli modyfikacja dystrybucji atramentu, nigdy nie ulepszy historii.

Od razu skaczemy do drugiego zdania. Informacja, jako koncepcja naukowa ma cztery definicje:

1 – wyróżnienie przez odbiorcę stanu wyróżnionego mające obicie w stanie wyróżnionym u nadawcy. Chodzi o konkretny przekaz nadawany przez jedną osobę do odbioru przez drugą. Czyli w tej definicji informacja jest konceptem psychicznym, komunikacyjnym.
2 – poprzeczna relacja między stanami wyróżnionymi. Tę definicję informacji stosuje się przy układach elektrycznych (włącznik – palenie się żarówki) lub przy skalowaniu na przykład map (1 cm na mapie to 1 km w rzeczywistości). Czyli też psychiczna konstrukcja.
3 – stopień uporządkowania lub zorganizowania układu. Tutaj mówimy już o informacji, jako o danych dotyczących fizycznych obiektów. Informacja jest wynikiem badania układu. Bez układu nie ma informacji. Więc nie możemy mówić o tym typie informacji jak o czysto psychicznym koncepcie
4 – układ relacji wiążących elementy układu. Podobnie jak w definicji trzeciej, informacja jest wynikiem badania fizycznych obiektów.

Zatem jeśli w swoim dochodzeniu do podstaw, chociaż odrobinę się wysilimy, to z łatwością można odrzucić argument, że informacja jest wyłącznie psychicznym konceptem.

Informacja zawsze powstaje w wyniku działania inteligencji..

Po pierwsze zdefiniujmy, także na przyszłość, czym jest inteligencja. Zatem bez żadnych skrupułów przytaczam w całości definicję z Wikipedii:

Inteligencja (od łac. intelligentia – zdolność pojmowania, rozum) – zdolność do postrzegania, analizy i adaptacji do zmian otoczenia. Zdolność rozumienia, uczenia się oraz wykorzystywania posiadanej wiedzy i umiejętności w sytuacjach nowych. Cecha umysłu warunkująca sprawność czynności poznawczych, takich jak myślenie, reagowanie, rozwiązywanie problemów

Ten argument to typowe odwrócenie logiki. To, że odczytujemy dzięki inteligencji, z czegoś, zbiór informacji nie oznacza, że żeby on powstał musiała także być zastosowana inteligencja. Prostym przykładem jest coś, czego wszyscy uczymy się w szkole podstawowej. Obieg wody w przyrodzie. Dzięki inteligencji rozszyfrowujemy działanie tego systemu. Czy ktoś kiedykolwiek w związku z tym próbował Wam powiedzieć, że woda albo środowisko są inteligentne? Chyba nie. Dlatego w moim odczuciu wymóg inteligencji dla uporządkowanych układów można włożyć do szufladki z etykietką – „gówno prawda”.

DNA jest nośnikiem informacji, nie informacją.

Zgoda, to jest w pełni zgodne z obecnym postępem naukowym. Jednak mam pewne wątpliwości, co do tego stwierdzenia. Bo jeśli weźmiemy pod uwagę, że informacją jest stan wyróżniony, który powoduje inny stan wyróżniony, to zarówno DNA, jak i woda, mogą być ujęte, jako informacja. Woda? Tak, bo obecność wody wpływa na zmiany w innych związkach chemicznych. Często nie potrzebujemy nawet ingerencji zewnętrznej. Po prostu woda napotyka inny związek chemiczny i go zmienia, wpływa na niego. W moim odczuciu, zatem, związki chemiczne są na 100% nośnikami informacji, ale mogą w szerokiej definicji być także informacjami. Więc i DNA w wąskiej definicji jest nośnikiem informacji, w szerokiej może być rozpatrywane, jako informacja – coś, co przekazywane od nadawcy do odbiorcy w celu wywołania określonego efektu, stanu wyróżniony.

Mutacje DNA nie mogą tworzyć nowej informacji.

Że wyrażę się po angielsku – bullshit. DNA poza stałymi elementami – deoksyrybozą (pięciowęglowy cukier) posiada cztery zasady azotowe. Nie będę wchodził w detale chemiczne. Na potrzeby tego argumentu potrzebujemy jeszcze jedną informację – o długości DNA. Otóż DNA po „rozpakowaniu” miałaby około 2 metrów długości. W jednej cząsteczce DNA zawiera się 6 miliardów par zasad. Teraz przeskoczymy do nieco innych dziedzin.

Weźmy muzykę. Prosty utwór na jeden instrument. Osiem nut. I zapis utworu o długości 6 miliardów nut. Jak myślicie, ile różnych utworów można stworzyć z takimi rzekomymi ograniczeniami. I weźmy pod uwagę, że DNA to pary zasad, więc nut może być dwa razy więcej, albo dokładamy drugi instrument. I powiedzmy, że mogą korzystać tylko z połowy nut, tak jak z ilości zasad w DNA. Nie można stworzyć nic nowego? Nic, co w swojej strukturze będzie się składało z takich samych składowych, ale jako całość będzie zupełnie nowe i unikalne? Ok, pewnie w jakimś momencie historii zdarzy się, że wykorzystamy wszystkie możliwe kombinacje i nie będzie mogło już powstać nic nowego…jeśli to, co twierdzą kreacjoniści byłoby prawdą, to cała różnorodność życia na ziemi nie mogłaby mieć miejsca. Bo wystarczy spojrzeć na swojego domownika, żeby zrozumieć, że identyczne składowe mogą i często tworzą coś zupełnie nowego, a na pewno unikalnego.

Dotknijmy jeszcze jednej kwestii. Relacji nowości i unikalności. Biorąc pod uwagę każdy możliwy przejaw ludzkiej kultury możemy powiedzieć – wszystko już było. Nie powstają nowe języki użytkowe i literackie, a każda litera z każdego alfabetu już była wykorzystana; nie powstają nowe gamy dźwiękowe i nawet, jeśli weźmiemy pod uwagę indyjskie gamy (zachodnia oktawa ma 12 półtonów, azjatycka 22) to każdy dźwięk już był wielokrotnie wykorzystany. Te przykłady można mnożyć. Czy to oznacza, że kultura i sztuka umierają? Nie, bo o nowości nie decydują użyte środki i elementy składowe, a unikalność ich połączenia!

A kreacjonistyczne porównanie mutacji do rozlania kawy na gazecie po prostu świadczy o niezrozumieniu albo o celowym uproszczeniu mechanizmów mutacji genetycznej, wiec po prostu zignoruję ten argument.

2. Tworzenie się życia

Argument – Martwe związki chemiczne nie mogą stać się żywe same z siebie. Komórka jest miniaturowa fabryką z wieloma aktywnymi procesami, nie prostą kroplą, blobem jak wierzono w czasach Darwina. Błyskawica uderzająca w kałużę błota albo jakiś „ciepły mały staw” nigdy nie wyprodukuje życia. To jest kolejne spojrzenie na kwestię informacji, bo komórka potrzebuje ogromnej ilości informacji by być obecną. „Prawo biogenezy” stwierdza, że życie może powstać tylko z wcześniejszego życia. Spontaniczna generacja jest niemożliwa, co dawno udowodniono (Louis Pasteur w 1859). Wielokrotne próby powołania życia z materii nieożywionej (włączając sławny eksperyment Millera-Ureya) nigdy się nie udały. Prawdopodobieństwo powstania życia z nieożywionych związków zostało porównane do prawdopodobieństwa zdarzenia, gdy tornado przechodzące przez złomowisko spontanicznie składa działającego boeinga 747. Pomysł, że życie na Ziemi zostało przyniesione z kosmosu przenosi po prostu źródło problemu gdzie indziej.


image.png

Zacznijmy od kwestii, która będzie i tak krążyła nad całym tym argumentem. Nie wiemy jak powstało życie. Żaden naukowiec nie postuluje takiej wiedzy. Badamy (jako ludzkość) i próbujemy zrozumieć jak życie powstało, nikt nie twierdzi, że znamy już odpowiedź. To jest stan na dziś i jakiekolwiek wpychanie w tę niewiadomą Boga zapchajdziury jest nieuzasadnione w żaden logiczny sposób.

Teraz przejdźmy do samego argumentu.

Cząsteczki związków organicznych składają się z tych samych atomów, co nieorganicznych. Kreacjoniści postulują, że aby ze związków nieorganicznych powstała cząsteczka organiczna musiało dojść do przekazania informacji. Jak już poruszyliśmy w poprzednim argumencie, informacja nie koniecznie oznacza nadawcę w sensie inteligencji. I jeśli miałbym spekulować, to taką informacją mogłoby być zmieniające się otoczenie takich cząsteczek, które wpłynęło na ich zachowanie (w sensie zdolności do łączenia się i reakcji, nie wariowania i wybierania partnerów). Nie jestem jednak naukowcem i tak jak pisałem – nie znamy wszystkich odpowiedzi, a Bóg czy inteligentny projektant w żaden sposób nie odpowiada na żadne z postawionych pytań. Powoduje tylko dołożenie kolejnej niewiadomej.

Stosowanie przez kreacjonistów stwierdzeń kategorycznych („nigdy”) jest w najłagodniejszy sposób – nie naukowe. A „Prawo biogenezy” jest prawem wytworzonym na podstawie badań Pasteura. Pasteur jednak w żadnym wypadku nie udowodnił i nie mógł udowodnić, życie postało z materii nieożywionej. Jedyne, co udowodnił, to to, że nie dzieje się to codziennie, nie jest powszechnym zjawiskiem. Udowodnił też, że życie jest o wiele bardziej połączone, jednolite, niż nam się wydaje i to zanim w ogóle powstały zalążki wiedzy genetycznej. Według dzisiejszej wiedzy, genetycznie wywodzimy się od jednego organizmu, wspólnego przodka. Poza tym nawet, jeśli biogeneza nie opiera się na powstaniu życia z nieożywionej materii, to nie podważa to teorii ewolucji. Biogeneza mówi o tym jak powstało życie, teoria ewolucji bada jak to życie zmieniało się pod wpływem mechanizmów ewolucyjnych.

Co do eksperymentu Millera-Ureya…nie wiem, na jakiej podstawie kreacjoniści uważają, że ten eksperyment się nie udał. Stanley Miller w 1953 roku, w toku eksperymentu, wprowadził do systemu cztery związku chemiczne – wodę, metan, amoniak i wodór. W systemie powodowano wyładowania elektryczne. Po tygodniu trwania eksperymentu powstało 13 aminokwasów (białka organizmów żywych tworzy 20-22 aminokwasy). Eksperymenty oparte na tym były wielokrotnie powtarzane, a w 2008 roku przebadano wyniki oryginalnych eksperymentów i przy pomocy współczesnych metod okazało się, że powstały wtedy 22 różne aminokwasy.

O eksperymencie można poczytać w Internecie. Polecam poszukać u Wujka Google i cioci Wikipedii.

Żeby stwierdzić, że eksperyment się nie udał, trzeba odnieść się do hipotezy i skonfrontować ją z wynikami. Hipoteza brzmiała: „Redukcyjna atmosfera Ziemi w owym czasie (wczesna Ziemia) sprzyjała syntezie związków organicznych z nieorganicznych prekursorów”. Zatem sami sobie odpowiedzcie czy uczciwe jest zmienianie oryginalnej hipotezy eksperymentu, aby wyniki pasowały do pokrętnych teorii kreacjonistycznych.

I moja ulubiona paralela ze złomowiskiem i boeingiem.
To porównanie niesie za sobą kilka podstawowych błędów (źródło):

  1. Obliczono prawdopodobieństwo powstania „współczesnej” proteiny, lub nawet bakterii z „współczesną” proteiną za pomocą losowych zdarzeń. To nie jest część teorii biogenezy.
  2. Założyli, że istnieje określona liczba protein, z określonymi sekwencjami na każdą proteinę, które są potrzebne do życia.
  3. Obliczyli prawdopodobieństwo zdarzeń następujących po sobie, zamiast zdarzeń jednoczesnych.
  4. Źle zrozumieli, co to znaczy obliczanie prawdopodobieństwa.
  5. Nie doszacowali liczby funkcjonalnych enzymów/rybosomów obecnych w grupie losowej sekwencji.

Cały argument Hoyla (bo „Ostateczny Boeing” jest jemu przypisywany) jest odrzucany przez środowisko naukowe. Przede wszystkim, prowadzi on do fałszywej dychotomii – „przypadek albo projekt”. Nie ma podstaw, żeby wszystko, co dzieje się nieprzypadkowo przypisywać projektantowi. Nie bierze on pod uwagę rozwiązania, które mówi wprost o stopniowej i narastającej złożoności. Znikome prawdopodobieństwo powstania życia nie implikuje roli projektanta.

Ostatnie zdanie argumentu odnosi się do teorii panspermii i to chyba jedyne szczere i prawdziwe zdanie w tym argumencie. Rzeczywiście, jeśli życie zostało przyniesione na Ziemię z kosmosu, to problem jego powstania po prostu eksportujemy poza Ziemię, ale nadal pozostaje on nierozwiązany.

3. Projekt żyjących istot

Argument – Projekt jest oczywisty w świecie żyjących istot. Nawet Richard Dawkins w swojej anty-kreacjonistycznej książce „Ślepy zegarmistrz” przyznaje „Biologia jest badaniem skomplikowanych rzeczy, które zdają się być zaprojektowane celowo”. Niesamowity mechanizm obronny żuka bombardiera jest klasycznym przykładem projektu natury, znamiennie niewytłumaczalnym, jako rezultat akumulacji małych, korzystnych zmian w czasie, ponieważ jeśli mechanizm nie pracuje perfekcyjnie, „BUM” – nie ma żuka! To jest także kolejne spojrzenie na kluczową kwestię informacji, bo projekt i istnienie żywych istot jest rezultatem przetwarzania informacji w DNA.

Po pierwsze projekt nie jest oczywisty, bo nawet, jeśli jedna rzecz w naturze wydaje się „perfekcyjna”, to znajdujemy milion rzeczy zbędnych i niedziałających prawidłowo. Nie chce odwracać argumentu, ale jeśli rzeczywiście wszystko zostało zaprojektowane, to ten projektant, to raczej średnio wykształcony stażysta niż profesor inżynier.

Drugie zdanie to czysty quote mining i cherry picking (po polsku – błąd niepełnego dowodu). Wiecie jak to działa?

Biblia mówi „Nie ma Boga” – szach mat wierzący!

Korwin-Mikke w 2002 roku dla gazety „Życie” powiedział: „Bardzo się cieszyłem, kiedy Chruszczow oświadczył, że Związek Sowiecki w ciągu 25 lat dogoni i przegoni USA” – czyli popiera komuchów i bolszewików!

Zanim się oburzysz przeczytaj przypisy na końcu tego fragmentu.

To jest bardzo prosty i głupi zabieg, błąd logicznego argumentowania, z którym często spotykają się ludzie rozmawiający z kreacjonistami. Wykorzystują też wyrwane z kontekstu cytaty Darwina, Einsteina lub pojedyncze zdania z artykułów naukowych. Książka Dawkinsa jest książką przedstawiającą dowody i argumenty popierające teorię ewolucji. Argument nie warty kolejnego zdania.

Żuk Bombardier – kreacjonistów trzeba kochać, bo oni gadają, a nie wiedzą, o czym.
Mechanizm obronny żuka bombardiera opiera się na reakcji chemicznej dwóch związków (nadtlenku wodoru i hydrochinonu). Związki te, poddane działaniu enzymów (katalazy i peroksydazy), utleniają hydrochiniony do chinionów i w wytwarzają wysoką temperaturę, która podgrzewa mieszankę chinionów i nadtlenku wodoru (dla niewtajemniczonych – woda utleniona). Żuk taką mieszankę, która dochodzi do 100˚ Celsjusza, wypycha z odwłoku w kierunku zagrożenia (linki do pełnego opisu reakcji TU i TU).


image.png

O ile biolodzy nie znają jeszcze dokładnych szczegółów, jak doszło do wytworzenia się takiego mechanizmu, to już wiemy, że chiniony są prekursorami sklerotyny, składnika utwardzającego chitynowe egzoszkielety u owadów. Niektóre żuki trzymają w organizmie niewielkie ilości hydrochinionów, które śmierdzą okrutnie, jako ochronę przed drapieżnikami. Kilka gatunków żuków dodatkowo miesza w organizmach nadtlenek wodoru z hydrochinionami i wypuszczają gorącą pianę na swoje pancerze. U bombardiera występują dodatkowe mięśnie, które stanowią swoisty zawór i spust, który pozwala im kontrolować kierunek i czas „wystrzału”. (Jeśli źle przetłumaczyłem angielskie nazwy związków chemicznych, to proszę o sugestie i poprawki…nie znalazłem artykułu po Polsku…)

Poza tym, to typowe zastosowanie Boga/projektanta zapchajdziury. Jeśli nauka nie ma na coś jeszcze wytłumaczenia, to najpewniej jest to Bóg/projekt. Żal mi kreacjonistów, bo te dziurki, z roku na rok stają się coraz mniejsze, i mniejsze…

Ostanie zdanie nawiązuje do poprzednich części, nie ma potrzeby ich powtarzania.


Przypisy:
Cytat biblijny pochodzi z Psalmu 14:1 – „Kierownikowi chóru. Dawidowy. Mówi głupi w swoim sercu: «Nie ma Boga». Oni są zepsuci, ohydne rzeczy popełniają, nikt nie czyni dobrze.”

Korwin – Mikke powiedział w całości to: „Bardzo się cieszyłem, kiedy Chruszczow oświadczył, że Związek Sowiecki w ciągu 25 lat dogoni i przegoni USA. Jest tylko jeden drobiazg. Rozziew między Ameryką a Unią Europejską powiększa się z każdym miesiącem. Chruszczow miał tę przewagę, że dał sobie 25 lat i zdążył umrzeć. Ponadto co roku dowiadywał się z „Prawdy”, że Związek Sowiecki już dogania USA. Umierał szczęśliwy.”. Zatem wyraz jego wypowiedzi był zupełnie inny i nie miał nic wspólnego z jego osobistą postawą wobec ZSRR.


4. Nieredukowalna złożoność

Argument – Pomysł, że „nic nie działa dopóki wszystko nie działa”. Klasycznym przykładem jest pułapka na myszy, która jest nieredukowalnie złożona w tym sensie, że jeśli jednej z części brakuje albo zostanie umieszczona w innym miejscu nie będzie ona działała i nie złapie żadnej myszy. Systemy, cechy i procesy życiowe są nieredukowalnie złożone. Co dobrego jest w układzie krążenia bez serca? Oko bez mózgu do interpretacji sygnałów? Co jest dobrego w połowie ukształtowanym skrzydle? Dopasowanie męskich i żeńskich mechanizmów rozrodczych musi w pełni działać w tym samym czasie, żeby doszło do reprodukcji? Pamiętajcie, dobór naturalny nie ma celu i działa by eliminować wszystko nieprzynoszące natychmiastowych zysków.

Nieredukowalna złożoność jest pojęciem zaproponowanym przez Michaela Behe. To propagator inteligentnego projektu. Definicja tego pojęcia to – złożone systemy biologiczne nie mogą powstać przez stopniową adaptację organizmów w procesie ewolucji.


image.png

Zaczynamy od tradycyjnego argumentu z kosmosu. Po pierwsze – pułapka na myszy nie jest żywa i nie ma możliwości rozmnażania się. Jeśli gdziekolwiek spotkacie porównanie urządzenia mechanicznego albo po prostu konstrukcji nieożywionej (budynku, samolotu itd.) z organizmem żywym, to z automatu zapytajcie czy ten przedmiot może się sam replikować skoro jest nieożywiony. I dlaczego w ogóle porównuje się coś, co stworzył człowiek do czegoś, co jest naturalne? Kreacjoniści myślą, że ludzie, którzy ich słuchają są idiotami – nie dajcie się.

To, że systemy i życie jest nieredukowalnie złożone też jest kłamstwem. Założenie tej nieredukowalności jest takie, że jeśli usuniemy lub zmienimy ustawienie chociażby jednego elementu, to mechanizm przestaje działać. W zależności od tego, na jaki poziom dojdziemy, zawsze znajdzie się granica, poza którą zmiana powoduje zaprzestanie działania systemu. To jednak nie implikuje projektu, czy tego, że ten system powstał lub został zaprojektowany takim, jakim go widzimy. To jest argument z ignorancji – jeśli czegoś nie wiemy to wkładamy tak Boga, projektanta.
We wcześniejszych wersjach tego argumentu, kreacjoniści powoływali się na oko, jako przykład takiej złożoności. Na ich nieszczęście, badania naukowe udowodniły, że oko nie jest nieredukowalnie złożone i przeszło przez setki lub tysiące stadiów pośrednich, aby osiągnąć obecne stadium. I ludzkie oko nie jest szczytem możliwości takiego mechanizmu, co też zawsze kreacjonistom wytykano (dla kreacjonisty człowiek jest koroną stworzenia, więc nie może mieć gorszych organów od „bestii”), dlatego zarzucili ten argument.

Układ krążenia…każde dziecko po kilku klasach szkoły podstawowej/gimnazjum wie, że układ krążenia ewoluował do obecnej formy z mniej skomplikowanych systemów. Od serca złożonego z jednego przedsionka, jednej komory i jednego obiegu krwi u ryb, poprzez trójdzielne serce u płazów i gadów, aż do dwóch komór i dwóch przedsionków u ssaków i ptaków. Gdzie jest ta rzekoma nieredukowalność układu krążenia?

Oko i mózg. To pada od razu na starcie, bo istnieją organizmy, które mają plamki oczne. Nie potrzebują do zabawy ze światłem mózgów, wystarczy prosty układ nerwowy. Proste organizmy kierują się dzięki plamce ocznej w kierunku światła (np. u Wypławków). Larwy pierścienicy maja parę fotoreceptorów, które są połączone bezpośrednio z aparatem ruchu. Te pierwotne oczy następnie wyewoluowały do innych stadiów oka – oko złożone, proste, stereoskopowe. Zatem mózg nie był potrzebny do działania oka pierwotnego oraz mamy dowody wskazujące na ewolucję oka. Argument do kosza.

Nieukształtowane skrzydło? Co to ma do nieredukowalnej złożoności? Nie wiem…może mi to ktoś wyjaśni?
Ewolucja skrzydła jest faktem, a skrzydła nie w pełni ukształtowane, na przykład u strusi, spełniają bardzo ważną rolę, osłaniają go od słońca i pozwalają na wydalanie ciepła przez cienką skórą pod skrzydłami. Skrzydła u pingwinów (też nie w pełni ukształtowane) pomagają mu w pływaniu. Czy są jeszcze jakieś pytania?

O dopasowaniu mechanizmów rozrodczych nawet nie będę wspominał, bo autor argumentu chyba nigdy nie był na lekcji biologii i nie widział pochwy na oczy…ale zupełnie serio. Jak można system rozrodczy, z jego jasną i udowodnioną naukowo ewolucją wpiąć w ten argument?

Dobór naturalny i natychmiastowe zyski. Śmiech na Sali. Po pierwsze nic w mechanizmie doboru naturalnego nie jest natychmiastowe. Są setki niefunkcjonalnych stadiów pośrednich i mutacji prowadzących do finalnego produktu. Często metodą prób i błędów. Po drugie – dobór nie działa na zasadzie eliminacji. Dobór oznacza plastyczność, przystosowanie do środowiska. Może to oznaczać eliminacje lub utworzenie jakichś cech, funkcji, narządów. Jeśli ktoś myśli o doborze, jako o usuwaniu niepotrzebnych cech, to zupełnie nie rozumie tego pojęcia. I dobór ma cel! Celem doboru naturalnego jest zwiększenie przeciętnego przystosowania, adaptację do środowiska naturalnego. Organizmy posiadające korzystne cechy mają większą szansę na przeżycie i rozmnażanie, co prowadzi do zwiększania częstości występowania korzystnych genów w populacji.

5. Drugie Prawo Termodynamiki

Argument – Drugie Prawo Termodynamiki odnosi się do uniwersalnej tendencji do mieszania się wszystkiego ze swoim otoczeniem, do bycia coraz mniej uporządkowanym, ostatecznie osiągając stan stały, stan stagnacji. Szklanka gorącej wody osiąga temperaturę pokojową, budynki rozpadają się do ruin i gwiazdy ostatecznie się wypalą prowadząc do „zimnej śmierci” wszechświata. Jednak ewolucyjne scenariusze proponują, że pod wpływem czasu, same z siebie, rzeczy stają się bardziej zorganizowane i ustrukturyzowane. W jakiś sposób energia „Wielkiego Wybuchu” ustrukturyzowała się w gwiazdy, galaktyki, planety i żyjące istoty w sprzeczności z Drugim Prawem. Czasem mówią, że energia słońca wystarczyła do przezwyciężenia tej tendencji i pozwoliła na ukształtowanie się życia na ziemi. Jednak dodanie samej energii nie jest wystarczające do zrobienia tego; energia musi być skanalizowana przez maszynę. Człowiek musi naprawiać budynki żeby się nie rozpadały. Tak jak maszyna fotosyntezy zbiera energię słońca, powodując, że życie istnieje i sama fotosynteza jest skomplikowanym procesem chemicznym. Dojrzewanie żołędzia do drzewa albo zygoty do dorosłego człowieka nie zaprzecza Drugiemu Prawu, bo te procesy są prowadzone przez informację już dostępną w żołędziu albo zygocie.

Zacznijmy od definicji drugiej zasady termodynamiki, bo to jedno i to samo. Otóż zasada ta mówi, że w każdym układzie termodynamicznie izolowanym istnieje funkcja, która z biegiem czasu nie maleje. Ta funkcją jest entropia. Entropia to kierunek przebiegu procesów samorzutnych (bez konieczności wykonywania pracy nad układem) w odosobnionych, izolowanych układach termodynamicznych. Entropia jest miarą stopnia nieuporządkowania układu.

I na tym mógłbym skończyć, bo jak przeczytaliście argument to dziury są wprost atakujące. To jest po prostu desant niezrozumienia i ignorancji.


image.png

Ale najpierw przetłumaczę definicję drugiej zasady na język ludzki. Otóż chodzi o to, że jeśli mamy jakiś zamknięty system zawierający energię i materię (czyli termodynamiczny), i nie będziemy w niego w żaden sposób wpływać zewnętrznie, to naturalnie dąży on do pewnego poziomu nieuporządkowania. Przy czym, o czym oczywiście kreacjoniści nie wspominają, bo psuje to im argument, entropia może wynosić zero w przypadku, gdy proces jest odwracalny lub gdy układ osiągnie równowagę.

Nie będę się przedzierał przez pojedyncze twierdzenia tego argumentu, bo to bez sensu. Ogólnie.
Procesy ewolucyjne nie zachodzą w zamkniętych układach! Ziemia nie jest zamkniętym układem termodynamicznym. I nawet, jeśli przyjmiemy, że wszechświat takim układem jest, to nie oznacza, że dąży do chaosu, bo entropia może wynosić ZERO i nie jest to sprzeczne z drugim prawem termodynamiki. Swoją drogą nie ma dowodów na to, że wszechświat jest zamknięty czy ograniczony.

Odnieśmy teraz to, co już wiemy, do argumentu.

Po pierwsze – ewolucja nie zachodzi w układzie zamkniętym i nie jest procesem samorzutnym. Jest procesem wymagającym wkładu pracy i dostarczenia bodźców, energii i surowca.
Po drugie – porównanie procesów naturalnych do budynków jest nieuzasadnione i przypomina argument z pułapką na myszy z poprzedniego argumentu
Po trzecie – kwestię informacji rozwaliliśmy w pierwszej części

Zatem jeśli odrzucimy presupozycję obalone w pierwszymi czwartym argumencie plus weźmiemy pod uwagę stan faktyczny (Ziemia nie jest układem zamkniętym) to możemy ten argument spuścić razem z zużytym papierem toaletowym. Druga zasada termodynamiki nie przeczy procesowi ewolucji.

Na obalenie przy pomocy tego prawa teorii o powstaniu wszechświata, najpierw niech kreacjoniści udowodnią, że wszechświat jest układem zamkniętym, skończonym.

I proszę bez przerzucania ciężaru dowodu – to wasza teza! Żeby można było odnieść drugą zasadę termodynamiki do wszechświata musimy wiedzieć, czy jest on układem izolowanym. Życzę powodzenia.

Jak czyta to jakiś fizyk albo ktoś, kto nieco głębiej siedzi w tej problematyce termodynamiki i zrobiłem jakiś błąd w myśleniu, to dajcie znać. Wiem, że mogę się pomylić i nie jestem fizykiem. Z chęcią zrewiduję i poszerzę swoją wiedzę.

6. Istnienie Wszechświata

Argument – Z definicji coś musi być wieczne (jako, że dziś mamy “coś”, a coś nie może powstać z “niczego”, więc nie było czasu gdy nie było “niczego”). Albo, zatem wszechświat jest wieczny, albo coś/ktoś spoza i większe od samego wszechświata jest wieczne. Wiemy, że wszechświat nie jest wieczny, miał początek (jak dowodzi jego rozszerzanie się). Zatem Bóg (coś/ktoś poza wszechświatem) musi istnieć i musiał stworzyć wszechświat. Einstein pokazał, że czas i przestrzeń są relatywne. Jeśli nie ma przestrzeni nie ma też czasu. Przed powstaniem wszechświata nie było przestrzeni, więc nie było też koncepcji czasu. To jest trudne do zrozumienia, ponieważ jesteśmy stworzeniami czasoprzestrzennymi, ale pozwala na to, żeby Bóg był wiecznym bytem, kompletnie zgodnym z prawami nauki. Pytanie, „kto stworzył Boga” jest przez to niewłaściwym/błędnym pytaniem, ponieważ jest to pytanie oparte na czasoprzestrzeni (dotyczące punktu w czasie, w którym Bóg zaistniał) ale Bóg istnieje poza czasem i jest pierwszą przyczyną nie wymagającą powodu, przyczyny.

Pierwsze założenie jest czysto spekulacyjne. I tak naprawdę, jeśli mielibyśmy się nad nim głęboko zastanowić, to jest bez sensu, a na pewno nie tłumaczy niczego. Wieczność jest pojęciem absurdalnym z logicznego punktu widzenia. Porównywana do wieczności – matematyczna nieskończoność oznacza nieskończony potencjał, nieskończoną możliwość. Nie nieskończony byt. W eschatologii chrześcijańskiej wieczność oznacza istnienie poza czasem. Problem polega na tym, że bez czasu nie ma wieczności, bo nie ma odniesienia. A nie możemy zrezygnować z relatywizmu, gdy mówimy o pojęciu opisanym jako koncepcja wyznaczana przez relatywność do czasu. I tak w kółko. (Pewnie sam się trochę zakręciłem…jak jest ktoś mocny w takich zakrętasach to proszę o wytknięcie błędu. Jak zawsze z radością się czegoś nauczę).


image.png
 

Ale tak jak napisałem – wprowadzanie pojęcia nie jasnego i budzącego więcej zapytań niż odpowiedzi, nie jest odpowiedzią na żadne pytanie. Jest dodaniem kolejnego pytania.

Dziś wiemy, że początkiem wszechświata był tak zwany Wielki Wybuch. I ten argument to akceptuje. Nie wiemy do końca, co było wcześniej. Istnieje mnóstwo teorii i zapewne nigdy nie znajdziemy prawidłowej odpowiedzi. Kwestią zasadniczą jest jednak to, że wsadzenie w tę odpowiedź trzech literek B, Ó i G, nie rozwiązuje problemu, tylko go pogłębia. Bo dalsza część tego argumentu, nagle, każe nam wyjąć koncepcje Boga z normalnego trybu szukania odpowiedzi i włożyć go do szuflady „nie ruszać!”. I to jest podstawowy problem z tym argumentem. Blokuje pytanie mówiąc – Bóg jest poza naszym zrozumieniem, ale on jest odpowiedzią.

Możemy ten argument podważyć dwoma uderzeniami:
Nie istnieje powód, aby wnioskować, że następstwo połączonych zdarzeń musi mieć początek (David Hume).
Rozumowanie jest wewnętrznie sprzeczne, bo zakłada, że wszystko musi mieć inną od siebie przyczynę, a Bóg nie ma innej od siebie przyczyny. (Richard Dawkins)

I gdybyśmy wzięli za dobra monetę twierdzenie, że „To jest trudne do zrozumienia, ponieważ jesteśmy stworzeniami czasoprzestrzennymi, ale pozwala na to, żeby Bóg był wiecznym bytem, kompletnie zgodnym z prawami nauki.” , to mamy poważny problem z całą teologią i nawet z samym tym twierdzeniem. Bo jest ono po prostu wewnętrznie sprzeczne! Skoro nie potrafimy zrozumieć koncepcji poza czasoprzestrzennych to skąd wiedza i świadomość Boga? Jeśli Bóg z argumentu jest faktyczny, to wszystkie teorie na temat istoty Boga są błędne i nieuzasadnione – bo nie wiemy i nie rozumiemy jego natury. Przypisywanie mu, zatem, jakichkolwiek cech, własności jest nieuprawnione. Bóg z tego argumentu musi być, zatem bogiem deistycznym, nie teistycznym…a z całą pewnością nie chrześcijańskim. Według mnie, szafowanie tym argumentem jest strzelaniem sobie w kolana. Bo jeśli nie potrafimy zrozumieć natury, intencji czy cech Boga – to wszelkie rytuały, modły, religie i apologetyczne czy teologiczne dysputy są bez sensu i bez wartości. I Bóg nas ignoruje, bo jesteśmy nieistotni, ani nie ma on żadnego interesu w ingerowanie w to jak i po co żyjemy.

No i mamy jeszcze jeden problem. Ten argument po raz pierwszy pojawił się w starożytnej Grecji. Od tego czasu minęło 2,5 tysiąca lat. Dziś wiemy, że rozszerzający się wszechświat przyspiesza, nie zwalnia; poznaliśmy setki, jeśli nie tysiące faktów dotyczących wszechświata, jego natury, sił nim rządzących. Jest jeszcze mnóstwo pytań, na które nie znamy odpowiedzi. I pomimo tego, że z wszystkich tych pytań nauka wypycha koncepcje Boga, argument pozostaje w swojej naturze niezmienny. Ugościł się na dobre i o ile jego sformułowania się zmieniają to jego natura nie.

Może nigdy nie poznamy odpowiedzi na pytanie „Co było przed Wielkim Wybuchem?”. Ale jak wskazują tęgie naukowe głowy, samo pytanie o to jest bez sensu. Bo jak możemy mówić o czymś, „przed” jeśli nie istniał czas. A tam właśnie apologeci i kreacjoniści wciskają Boga…

Zastanawiam co jest tak przerażającego w przyznaniu się do niewiedzy. Ja nie mam oporów przed przyznaniem się „NIE WIEM” i przed powiedzeniem komuś – „pomóż mi się dowiedzieć”; albo „pomyliłem się – masz rację”. Tego nie kumam…jak można bać się swojej niewiedzy i zamiast się nią motywować, zapychać ją Bogiem…

Niepoprawny


Źródło: Steemit.com