Abp Juliusz Paetz. Mechanizmy przemocy i władzy. Część 24 i 25
ABP JULIUSZ PAETZ – część XXIV.
Ponieważ były liczne uwagi, że załączony do poprzedniego odcinka skan z dokumentem był mało czytelny, więc powrócę do tego wątku raz jeszcze, gdyż ma on ważne znaczenie do dnia dzisiejszego, chociażby w kontekście tego, kiedy Stolica Apostolska i sam papież Jan Paweł II dowiedzieli się o skandalicznych poczynaniach poznańskiego metropolity.
W dniu 10 września 2001 roku, grupa kilku osób, wpływowych księży archidiecezji poznańskiej i jedna osoba świecka, podjęła kolejną próbę poinformowania papieża o konieczności szybkiej interwencji w sprawie homoseksualnych zachowań poznańskiego hierarchy względem kleryków miejscowego seminarium. Pierwsze takie próby księża ci podjęli już w 1999 roku, ale nie było wówczas żadnej interwencji ze strony polskiego papieża, a jedyną reakcją na te działania były złośliwości ze strony abp Juliusza Paetza wobec podległych mu niepokornych księży.
Metropolitę poznańskiego o działaniach jego podwładnych w samym Watykanie, ostrzegał wówczas prawdopodobnie sam nuncjusz abp Józef Kowalczyk, zaprzyjaźniony z nim od lat. Piszę, prawdopodobnie, gdyż jest to opinia wielu księży archidiecezji poznańskiej i pracowników nuncjatury z którymi o tym rozmawiałem, ale dowodu w na to w postaci dokumentu nie posiadam.
Poznańscy księża przygotowali cztery kopie swojego listu dla delegatów Episkopatu Polski na Synod Biskupów w Rzymie. Synod ten, o ironio, podejmował z osobistym udziałem papieża Jana Pawła II debatę o roli posługi biskupiej w Kościele Powszechnym. Problem abp Juliusza Paetza wpisywał się w treść obrad synodu i mógł posłużyć jako ważny element w toczącej się na nim debacie. Chodziło także o to, aby papież wiedział z pierwszej ręki, że homoseksualizm poznańskiego ordynariusza jest już tematem publikacji w prasie ogólnopolskiej, chociażby w „Faktach i Mitach” wydawanych od lat przez byłego księdza katolickiego.
A oto pełna treść tego listu:
„Ekscelencjo Najprzewielebniejszy Księże Arcybiskupie. Zwracamy się do Waszej Ekscelencji, jako delegata Episkopatu Polski na tegoroczną sesję Synodu Biskupów w Rzymie, poświęconą posłudze biskupów. Prosimy o podniesienie podczas obrad synodalnych kwestii możliwości obrony kościoła lokalnego przed niemoralnymi, błędnymi lub szkodliwymi działaniami miejscowego biskupa.
Ośmielamy się o to prosić w związku z sytuacją, której od pewnego czasu doświadczamy w Archidiecezji Poznańskiej. Chodzi o działania Księdza Arcybiskupa Juliusza Paetza, które przez osoby bezpośrednio nim dotknięte (w tym przez kleryków Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Poznaniu) odbierane są jako homoseksualne.
Jak zapewne Waszej Ekscelencji wiadomo w ostatnim czasie sprawa ta dotarła do opinii publicznej za sprawą jednego z antykościelnych czasopism. Szkoda jest tym większa, że dla wielu osób, nie tylko w Poznaniu, publikacja ta jest tylko głośnym wypowiedzeniem sprawy im od dawna wiadomej – i dlatego nie jest traktowana jako wrogów Kościoła.
Niżej podpisani, obawiając się takiej właśnie szkody dla Kościoła, od blisko dwu lat starali się zapobiec niebezpieczeństwu, także zwracając się w tej sprawie z udokumentowanymi informacjami do Stolicy Apostolskiej. Czujemy się jednakże pozostawieni samym sobie i bezradni.
W dzisiejszych warunkach życie Kościoła, jego dobro wymaga możliwości skutecznego zapobiegania tego rodzaju zagrożeniom – stąd prośba, którą przedkładamy. Łączymy wyrazy czci”.
List ten przekazany czterem polskim delegatom na Synod Biskupi w Rzymie (abp Tadeusz Gocłowski CM, Abp Józef Michalik, abp Henryk Muszyński oraz bp Antoni Dydycz OFM Cap.), podpisali ryzykując karami kościelnymi znaczący księża archidiecezji poznańskiej: wspominany w poprzednim odcinku ks. prof. Tomasz Węcławski, dziekan Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu (na zdjęciu dołączonym do tego odcinka, z czasów jego pracy naukowej na UAM w Poznaniu), ks. dr Tadeusz Karkosz, rektor Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Poznaniu, ks. dr Jacek Stępczak, redaktor naczelny „Przewodnika Katolickiego”, dr Paweł Wosicki, prezes Ogólnopolskiego Porozumienia Ruchów Obrony Życia oraz ks. Marcin Węcławski, proboszcz Parafii Maryi Królowej w Poznaniu, a prywatnie brat ks. Tomasza Węcławskiego.
Wiem, że metropolita gdański, abp Tadeusz Gocłowski CM, przekazał papieżowi ten list na audiencji prywatnej odbytej podczas obrad Synodu Biskupów w Rzymie i rozmawiał o abp Juliuszu Paetzu, ale papież nie wyrażał przy metropolicie gdańskim opinii w jaki sposób zamierza rozwiązać problem kościoła poznańskiego.
Po powrocie do Polski delegatów Episkopatu, sygnatariusze listu oczekiwali, pełni nadziei, szybkiej reakcji papieża w sprawie swojego metropolity. Takiej reakcji się jednak nie doczekali.
Doczekali się natomiast dotkliwych represji ze strony abp Juliusza Paetza. O dalszych burzliwych losach ks. prof. Tomasza Węcławskiego już Państwo wiecie. O losach pozostałych buntowników w sutannach napisze Państwu w kolejnych odcinkach tego cyklu.
Ciąg dalszy nastąpi…
ABP JULIUSZ PAETZ – część XXV.
Nie tylko ks. prof. dr hab. Tomasz Węcławski stanął w tych trudnych i przełomowych czasach dla Kościoła poznańskiego na wysokości zadania. Drugim niewątpliwie sprawiedliwym kapłanem, okazał się ówczesny rektor Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Poznaniu, ks. dr Tadeusz Karkosz, kapłan pochodzący z Rawicza, z rocznika 1962, wyświęcony na kapłana w 1987 roku. To on pełnił wówczas funkcję rektora uczelni z której pochodzili wzywani do arcybiskupiej rezydencji klerycy obdarowywani męskimi czerwonymi stringami z napisem „ROMA”. To do nich przechodził tajnym podziemnym przejściem ze swojej rezydencji abp Juliusz Paetz. Długo nie wiedziałem, że takie przejście zostało zaprojektowane i wykonane.
Nie słyszałem nigdy o podobnych przejściach w innych tego typu budowlach kościelnych. Wiem, że w czasach abp Antoniego Baraniaka (1904 – 1977), czyli jeszcze w czasach PRL, gdy powstał jeden z najnowocześniejszych budynków seminaryjnych w Polsce, Wyższe Seminarium Duchowne Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii w Poznaniu, metropolicie poznańskiemu nowoczesna architektura tego obiektu podnosiła ciśnienie i wielokrotnie złorzeczył wystawnej inwestycji księży pracujących na wszystkich kontynentach z bogatą Polonią.
Moi szkolni koledzy w USA, którzy tam studiowali, a potem pracowali ze mną na terenie archidiecezji chicagowskiej, często wspominając swój pobyt w Poznaniu, opowiadali o ostrym konflikcie Towarzystwa Chrystusowego z duchowieństwem poznańskim. Duchowieństwo diecezjalne z Wielkopolski nazywane wówczas było „baraniakami”, a o jego konflikcie z Chrystusowcami opowiadano istne legendy. Oczywiście zawsze z „kasą” w tle.
Ale kiedy powstał budynek seminarium diecezjalnego, nigdy nie słyszałem o tajnym podziemnym przejściu, bezpośrednio z pałacu arcybiskupiego do budynku tego seminarium.
Rozmawiałem z wieloma księżmi archidiecezji poznańskiej i wiem, że następca abp Antoniego Baraniaka, abp Jerzy Stroba (1919 – 1999), mianowany metropolitą poznańskim przez papieża Jana Pawła I, na cztery tygodnie przed wyborem Karola Wojtyły na papieża, nigdy nie przychodził do seminarium bez uprzedzenia. Jego wizyty miały wyłącznie charakter oficjalny, odbywały się zaledwie kilka razy w roku, a rektor był o nich zawsze uprzedzony i witał metropolitę w progu uczelni w imieniu całej wspólnoty seminaryjnej.
Zupełnie nowe zwyczaje w tym względzie rozpoczęły się od 1996 roku, wówczas gdy emerytowanego metropolitę Jerzego Strobę zastąpił dotychczasowy ordynariusz łomżyński, abp Juliusz Paetz. Wpadał podziemnym przejściem bez uprzedzenia i co gorsze, zamiast o swojej wizycie informować rektora, ks. dr Tadeusza Karkosza, wchodził bez uprzedzenia do sypialni wybranych przez siebie kleryków.
Tych kleryków, którzy w tym dniu byli obdarowywani czerwonymi stringami. Mieli wówczas głośno czytać „ROMA” od tyłu, czyli „AMOR”, a ofiarodawca bawił się przy tym, tym bardziej, im bardziej wybrany kleryk był tym zawstydzony. Ale to było dopiero preludium. Główny akt przedstawienia miał nastąpić wieczorem, w rezydencji arcybiskupa…
Ks. rektor był jednym z sygnatariuszy listu do papieża Jana Pawła II z dnia 10 września 2001 roku, o którym pisałem obszernie w poprzednim odcinku tego cyklu, ale kiedy mimo upływu kolejnych miesięcy, papież nie reagował, ks. dr Tadeusz Karkosz zdecydował się na krok bez precedensu. Krok, który mógł go kosztować stanowisko, karierę, jednym słowem całą kapłańską przyszłość.
Podczas kolejnej niespodziewanej wizyty abp Juliusza Paetza w pokojach kleryków, ks. Tadeusz Karkosz wtargnął do jednego z nich i publicznie oznajmił metropolicie, że „jako rektor zabrania arcybiskupowi odwiedzania kleryków w ich sypialniach”, a następnie w formie pisemnej wydał decyzję w której napisał, że po „sprawach, które wyszły” metropolita poznański „ma zakaz pojawiania się w seminarium bez uprzedzenia”.
To przypadek bez precedensu, gdyż arcybiskup, jako ordynariusz poznański, był nie tylko bezpośrednim przełożonym rektora, wszystkich władz seminarium, ale także każdego kościelnego urzędnika na terenie całej archidiecezji. Wystarczył jeden podpis metropolity i rektor stałby się natychmiast byłym rektorem. Każdy ordynariusz mianuje bowiem na takie stanowiska kogo chce i w każdej chwili może go także odwołać. Nie musi przy tym nikomu z niczego się tłumaczyć.
Sprawa tego incydentu odbiła się szerokim echem w całej archidiecezji, a po kilku dniach była szeroko komentowana nie tylko w całej archidiecezji, ale także w samym Episkopacie. Było to tym bardziej sensacyjne, że arcybiskup Juliusz Paetz, publicznie poniżony w tak spektakularny sposób przez swojego podwładnego, zupełnie na to nie zareagował, nie odwołał także w natychmiastowym trybie rektora, a z pokoju kleryków wyszedł jak uczniak przyłapany na czymś nagannym
W 2002 roku ks. Tadeusz Karkosz tylko raz skomentował ten incydent do dziennikarzy tłumacząc, że jako rektor jest odpowiedzialny za wszystkich młodych adeptów do kapłaństwa powierzonych jego trosce. To była piękna i jakże wzorowa postawa odpowiedzialnego kapłana. Tak powinien postąpić każdy rektor seminarium, ale nie znam takiego drugiego przypadku w tym kraju, aby którykolwiek rektor zdobył się na taki akt odwagi. Teraz, po blisko dwudziestu latach, ks. dr Tadeusz Karkosz nie chce się jednak na ten temat wypowiadać.
Czy z całej sytuacji wyszedł bez szwanku? Otóż nie. Poniósł dotkliwą karę, ale po czasie. Z niepotwierdzonych informacji wiem, ze sam nuncjusz i inni biskupi ingerowali w ten incydent, namawiając swojego poznańskiego kolegę do wyciągnięcia daleko idących konsekwencji wobec niepokornego rektora. Być może bracia w biskupstwie obawiali się, aby przykład odwagi rektora seminarium poznańskiego nie pociągnął reakcji łańcuchowej także w ich diecezjach. W końcu Paetz jest jeden, ale grzechy Paetza są o wiele liczniejsze…
Ks. dr Tadeuszowi Karkoszowi złamano jednak karierę naukową, mimo imponującego dorobku z zakresu teologii, stracił stanowisko rektora i musiał opuścić Poznań, zerwać kontakty z seminarium i z Uniwersytetem im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Metropolita poznański miał na tym uniwersytecie nieograniczone wpływy, szczególnie w czasach, gdy buławę rektora dzierżył prof. Stefan Jurga (któremu poświęcę jeszcze kilka wpisów). Odwołany rektor poznańskiego seminarium został duszpasterzem w odległej od stolicy Wielkopolski parafii. Taka była wówczas cena kapłańskiej odwagi.
A jak zachowali się w sprawie seksualnych wyczynów w poznańskim seminarium inni poznańscy kapłani? Różnie. Niektórzy chwalebnie, jak wspomniani ks. prof. dr hab. Tomasz Węcławski i ks. dr Tadeusz Karkosz, ale inni pewnie woleli by, aby o nich i ich zachowaniu nie wspominać. Wspomnimy wszystkich, bo…
Ciąg dalszy nastąpi…
Andrzej Gerlach