Spotkania przy trzepaku

Andrzej Gerlach. Grzech w diecezji tarnowskiej. Część 19 i 20

 

 

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część XIX.

Inspiracją do dzisiejszego wpisu stały się, obserwowane przeze mnie od lat, mimy i gesty ordynariusza tarnowskiego, bp Andrzeja Jeża (rocznik 1963). I muszę się Państwu przyznać, że kiedy mój dawny kolega i przed wielu laty proboszcz parafii mojego zamieszkania, a obecnie ordynariusz tarnowski, wykonywał kiedyś takie gesty i mimy, to ja dałem się, podobnie jak wielu naszych wspólnych znajomych, nabrać na te teatralne gesty i słowa. Dzisiaj już niewielu z nas daje się na nie jeszcze nabierać, choć nadal je analizujemy i wspólnie często omawiamy. Jeden z naszych kolegów, do tego wpływowy ksiądz i profesor uniwersytecki, powiedział ostatnio, że gdyby mierzono pobożność diecezji minami i gestami ich ordynariuszy, to diecezji tarnowskiej żadna inna w kraju by nie przebiła. I to niewątpliwie prawda.

 

 

 

Pamiętam, że podczas jednego z wykładów dotyczących tarnowskich ordynariuszy z lat 1786 – 1990, zaraz po ogłoszeniu w maju 2012 roku nowej nominacji papieskiej na biskupa tarnowskiego, zostałem zapytany co sądzę o obecnym ordynariuszu. I pamiętam jak byli zszokowani moi studenci, gdy im powiedziałem, że bardzo się cieszę z tej nominacji, gdyż wreszcie diecezja tarnowska doczekała się po tylu latach ordynariusza wierzącego w Boga. I tu zrobiłem długą wyliczankę dotychczasowych ordynariuszy, począwszy od czasów cesarza Józefa II Habsburga, pokazując osłupiałym słuchaczom, że wierzący ordynariusz na tronie tarnowskim był rzadkością. Czy teraz też bym tak powiedział o obecnym rządcy diecezji tarnowskiej?

 

 

 

Po wybuchu afery pedofilskiej z udziałem ks. Stanisława P., rzecznik obecnego bp Andrzeja Jeża, ks. dr Ryszard Nowak wydał kolejny oficjalny komunikat prasowy w którym czytamy między innymi:

„PRAGNIEMY JEDNAK ZAPEWNIĆ, ŻE ZARÓWNO SPRAWA ZGŁOSZONA W 2010, KTÓRA BYŁA PRZEDMIOTEM PROCESU ZAKOŃCZONEGO W ROKU 2013, JAK I WSZYSTKIE PÓŹNIEJSZE SPRAWY BYŁY I SĄ PODEJMOWANE ORAZ PROWADZONE Z WIELKĄ DBAŁOŚCIĄ I NALEŻYTYM WYCZUCIEM NA DOBRO POKRZYWDZONYCH”.

Otóż po pierwsze. Czy wyrazem tej biskupiej i kurialnej „wielkiej dbałości o dobro pokrzywdzonych” jest stała procedura w sądzie biskupim, polegająca na przysięganiu na krzyż przez wykorzystaną seksualnie osobę nieletnią, że ofiara zachowa wszystko co zostanie tam powiedziane w pełnej tajemnicy przed kimkolwiek w przyszłości? Prowadziłem przez ostatnie lata wiele rozmów z takimi skrzywdzonymi osobami i wszystkie mi potwierdziły, że taką przysięgę składały i dlatego obawiają się teraz mówić o tym, aby jej nie złamać. Czy ten robiący tak bogobojne miny i gesty hierarcha nie uważa, że jest to swoiste kneblowanie ofiar przez instytucje Kościoła, przed światem zewnętrznym?

Po drugie. Czy formą „należytego wyczucia na dobro pokrzywdzonych” ofiar seksualnego rozpasania kleru, jest chociażby wykorzystanie ubóstwa tych ofiar, aby za pomocą stosunkowo małej kwoty pieniędzy, nakłonić ofiarę nie tylko do pisemnego zrzeczenia się w przyszłości ewentualnych roszczeń prawnych i finansowych względem zarówno samego sprawcy jak i diecezji do której sprawca należy? Czy zatem prawdą jest, że Pan Andrzej, przed laty nieletnia ofiara dewiacji ks. Stanisława P., otrzymał w wyniku sugestii władz diecezji tarnowskiej kwotę 5000 dolarów, a w zamian za to został zobowiązany przez kurialnych prawników do napisania pisemnego oświadczenia, że nie rości sobie w przyszłości, względem diecezji tarnowskiej i samego ks. Stanisława P. żadnych ewentualnych pretensji, a nawet wyraża życzenie, aby ks. Stanisław P. został przywrócony do pełnienia posługi kapłana? Czy prawdą jest, że właściciel tej pobożnej miny, podobnie jak jego poprzednik TW „Dąbrowski”, osobiście spotykał się w tej sprawie kilkakrotnie z Panem Andrzejem? Według moich informacji, pochodzących bezpośrednio z tarnowskiej kurii biskupiej, do takiego spotkania doszło ostatnio w 2019 roku. Rozumiem, że Jego Ekscelencja nie ma sobie w tym względzie nic do zarzucenia. Przynajmniej tak to można odczytać z tych min i gestów.

 

 

Wzniosłe do Boga miny i pobożne gesty można łatwo wyćwiczyć, ale nadchodzą Księże Biskupie coraz gorsze czasy dla kłamstwa, hipokryzji i obłudy. Ludek Boży, nawet w takiej diecezji jak tarnowska, staje się coraz mniej wrażliwy na takie teatralne gesty. Coraz bardziej ocenia swoich pasterzy po ich czynach, a nie po pustych gestach i słowach. I jest coraz mniej skłonny słuchać, ulubionych przez Jego Ekscelencję starych i ciągle powtarzanych opowieści o atakowanym przez wszelkie siły zła Kościele, którego Ksiądz Biskup tak skutecznie broni. Dzisiejszy Kościół, to nie atakowana zewsząd twierdza, ale wspólnota ludzi głęboko wierzących, którzy poszukują prawdziwych i godnych pasterzy oraz liderów na miarę papieża Franciszka i naszych czasów. Więc być może warto się nad tym głęboko zadumać, bo w przeciwnym razie pozostanie Księdzu Biskupowi jedynie przećwiczyć nowe gesty i miny przed kurialnym lustrem.

A do wspomnianego już komunikatu prasowego Rzecznika Księdza Biskupa jeszcze powrócimy, bo…

Ciąg dalszy nastąpi…

 

 

 

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część XX.

Dzisiejszy wpis napisało samo życie. Kilka godzin temu zmarł rezydent w Domu Księży Emerytów w Tarnowie, ks. Józef Grabowski, rocznik 1935, o którym pisałem w swoim wpisie w dniu 25 sierpnia 2020 roku, w drugiej części tego cyklu, w kontekście pedofila ks. Stanisława P. Zmarły dziś kapłan to od wielu lat emerytowany proboszcz parafii w Mędrzechowie, w której od 1990 roku pracował jako wikary ten kościelny deprawator dzieci i młodzieży.

Ks. Józef Grabowski do parafii w Mędrzechowie przybył w 1974 roku i pracował w niej długie lata jako wikariusz. Dopiero w 1983 roku został proboszczem w mędrzechowskiej parafii. W 2005 roku przeszedł na emeryturę. Ponieważ z Kupienina, który należał kiedyś do tej parafii, pochodził mój kolega, długoletni pracownik Kongregacji Nauki Wiary, potem ordynariusz radomski, a następnie przewodniczący Papieskiej Rady do Spraw Duszpasterstwa Służby Zdrowia, abp Zygmunt Zimowski, podniósł on swojego dawnego proboszcza do godności Kanonika Honorowego Kapituły Katedralnej w Radomiu.

 

 

Powodem śmierci Księdza Kanonika był prawdopodobnie koronawirus. Od pewnego czasu podejmowałem próby skontaktowania się ze zmarłym dziś kapłanem, gdyż w kontekście sprawy ks. Stanisława P., którego losy poznaliście Państwo na moim profilu, miałem do ks. Józefa Grabowskiego wiele pytań. Władze diecezji tarnowskiej i dyrekcja Domu Księży Emerytów w Tarnowie zrobili wiele, abyśmy ze zmarłym w dniu dzisiejszym Księdzem Kanonikiem nie zamienili ani słowa. Chichotem losu jest fakt, że prawdopodobnie w tym samym domu, rezydentem od lat jest także sam ks. Stanisław P., dawny współpracownik ks. Józefa Grabowskiego. Jak się Państwo domyślacie, kontakt z nim to także obecnie prawdziwe wyzwanie. I to nie tylko dla mnie.

Ale obecna pandemia koronawirusa i świadome działania władz diecezji tarnowskiej nie ułatwia zadania żadnemu historykowi, który bada dzieje tej diecezji, zwłaszcza takiemu badaczowi, któremu zależy na odkryciu prawdy, a nie wygodnej dla władz diecezji tarnowskiej wersji zdarzeń.

A skoro już jesteśmy przy obecnej pandemii, która wyraźnie narasta w całym kraju, to chciałem zwrócić uwagę na jej wyjątkowe natężenie w samej diecezji tarnowskiej. Co ciekawe, ilość zachorowań w najbardziej „pobożnych” regionach tej diecezji jest wręcz mocno zastanawiająca. Nowy Sącz i okolice, Grybów, Limanowa czy Dąbrowa Tarnowska to prawdziwe gorące miejsca na mapie rozwoju tej pandemii w diecezji tarnowskiej. I jak teraz wytłumaczyć masowo chorującym wiernym i rodzinom, żegnających w dramatycznych okolicznościach swoich zmarłych, że te „konsekrowane kapłańskie ręce nie zarażają”, że „ratunkiem przed pandemią jest komunia święta i woda święcona”. Coś wam Panowie te teorie nie wypaliły. A może Pan Bóg chce was w ten sposób nauczyć większej pokory i szacunku do wiedzy i nauki.

Ale pandemia koronawirusa wpędza ostatnio masowo do grobu także księży diecezji tarnowskiej. Śledzę statystyki tej diecezji od początków jej istnienia, czyli od blisko 250 lat. Takiego okresu pogromu nie było nawet w okresie wojen, które przetoczyły się przez tę diecezję.

W ostatnich latach statystycznie umierało w tej diecezji około 12 – 15 kapłanów rocznie, czyli dochodziło mniej więcej do jednego pogrzebu miesięcznie. Obecnie nie ma prawie dnia bez pochówku, a w ostatni poniedziałek było aż pięć pogrzebów księży diecezji tarnowskiej. Zmarły dziś ks. Józef Grabowski to 36 kapłan tej diecezji, którego pochowano w tym roku.

Nie wiemy jak rozwinie się dalej pandemia koronawirusa i ilu księży diecezji tarnowskiej rozstanie się z tym światem do końca tego roku, ale o grzechu panującym od dawna i rozwijającym się w tej diecezji jak pandemia, napiszemy jeszcze wiele razy.

Ciąg dalszy nastąpi…

 

Andrzej Gerlach

Andrzej Gerlach. Grzech w diecezji tarnowskiej.Część 17 i 18

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część XVII.

Ponieważ z powodów ode mnie niezależnych byłem zmuszony zająć się na moim profilu innymi, bardziej pilnymi tematami, pozostawiłem temat „Grzechu w diecezji tarnowskiej” niedokończony. Ale w ostatnią sobotę spotkałem się twarzą w twarz z obecnym ordynariuszem tarnowskim, przy grobie mojego starego przyjaciela i też historyka Kościoła, ks. prof. Adama Nowaka (sędziwy profesor dożył 93 lat, więc bez przesady mogę go nazywać swoim „starym przyjacielem”) i kiedy Jego Ekscelencja na mnie spojrzał, zobaczyłem w jego oczach wyrzut, że przerwałem mój cykl i zająłem się jakimś rzymskim kardynałem (kard. Giovanni Angelo Becciu), więc jako wierny syn Kościoła, a tym samym posłuszny diecezjanin Księdza Biskupa, szybko poprawiam swój oczywisty błąd i wracam do naszego cyklu. A tym samym do osoby Jego Ekscelencji.

Przypominam zatem, że to właśnie w dniu 12 maja 2012 roku, została ogłoszona bulla nominacyjna papieża Benedykta XVI o mianowaniu bp Andrzeja Jeża nowym ordynariuszem tarnowskim. A więc kiedy w dniu 10 czerwca 2013 roku, wydany został dekret skazujący ks. Stanisława P. na liczne kary kanoniczne wynikające z jego wieloletnich zachowań pedofilskich, w tym na 10 letni zakaz sprawowania sakramentów świętych, zakaz publicznego odprawiania Mszy św., z wyjątkiem Domu Księży Emerytów w Tarnowie, gdzie skazany ksiądz miał przebywać w odosobnieniu, bezwzględny i dożywotni zakaz pracy z dziećmi i młodzieżą, zakaz pełnienia jakichkolwiek funkcji kościelnych oraz nakaz poddania się obowiązkowej terapii, to przestrzeganie tego dekretu, jak rozumiem, spadło wówczas na barki nowego ordynariusza i jego kurialnych współpracowników. A może się mylę?

Chyba jednak się nie mylę, tym bardziej, że w dniu 16 lipca 2013 roku, wspomniany dekret sądowy został ostatecznie zatwierdzony przez Kongregację Nauki Wiary, więc tym bardziej miejscowy ordynariusz i jego urzędnicy kurialni byli zobowiązani do przestrzegania wyroku zatwierdzonego przez Stolicę Apostolską.

I tak było, przez pierwsze miesiące po uprawomocnieniu się dekretu skazującego księdza pedofila – recydywisty. Szkoda tylko, że jedynie do czasu, gdy kurz skandalu unosił się nad całą diecezją tarnowską, kurią biskupią i Domem Księży Emerytów w Tarnowie. Ale kurz szybko upadł i ks. Stanisław P. szybko powrócił do swoich dawnych przyzwyczajeń, nieprawdaż?

I tu mała uwaga. Kto nie wie czym jest Dom Księży Emerytów w Tarnowie, to zapewne nie zdaje sobie sprawy, że to takie specjalne miejsce w diecezji, gdzie z jednej strony przebywają tam starsi i niedołężni księża diecezjalni, ale także ci, których z różnych względów kuria tarnowska pragnie skutecznie izolować od otoczenia. I tak było od wielu lat, począwszy od odległych czasów bp Jerzego Ablewicza (1919 – 1990), który jeszcze w czasach Polski Ludowej podjął decyzje o wybudowaniu tej placówki.

Zajmuje się diecezją tarnowską od lat i mogę wymienić dziesiątki księży, którzy z takich czy innych względów, także wbrew ich woli, zostali skierowani do Domu Księży Emerytów w Tarnowie. Placówka jest położona na skraju miasta, w dyskretnym i mocno zalesionym miejscu, z dala od wścibskich oczu i jest idealnym miejscem pobytu zarówno dla starszych, schorowanych jak i niedołężnych kapłanów. Jest także wyjątkowym miejscem pobytu dla wszystkich tych, których chce się skutecznie izolować. Jako stosunkowo częsty bywalec w tym miejscu, mogę wiele napisać także o tym jak to miejsce zmieniało się przez ostatnie lata. Ale o tym napiszę więcej może przy innej okazji.

Kluczowym słowem w tym co napisałem wcześniej o tej placówce, jest słowo „chce się” izolować. Bowiem wielu kapłanów do ostatnich dni swojego życia było tam skutecznie izolowanych, od dotychczasowego otoczenia, własnej rodziny, byłych parafian, kochanek, kochanków, własnych dzieci, ale także od alkoholu, narkotyków i tak dalej. Niezwykle skutecznie izolowanych, a decydowała o tym zawsze tarnowska kuria biskupia.

A jak to było zatem, przez ostatnie siedem lat, w wypadku skazanego na izolację pedofila – recydywisty ks. Stanisława P.? Czy Ordynariusz Tarnowski i jego urzędnicy kurialni przestrzegali zasad wynikających z dekretu zatwierdzonego przez Stolicę Apostolską wobec tego kapłana zwyrodnialca?

To teraz zadam publicznie temu Biskupowi i jego urzędnikom, kilka istotnych w tej sprawie pytań:

1. Czy od czerwca 2013 roku, ks. Stanisław P. opuszczał Dom Księży Emerytów w Tarnowie, a tym samym naruszał warunki nałożonego na niego dekretu?

2. Czy od czerwca 2013 roku, skazany kapłan odprawiał Mszę św., udzielał sakramentów świętych i głosił publicznie Słowo Boże, a tym samym naruszał warunki nałożonego na niego dekretu?

3. Czy od czerwca 2013 roku, skazany ksiądz – pedofil, udawał się na publiczne pielgrzymki, na terenie kraju, a także poza jego granicami, w których uczestniczyły osoby świeckie, w tym osoby nieletnie, co stało z jawnej sprzeczności z warunkami dekretu nałożonego na tego kapłana przez miejscowy sąd biskupi i Stolicę Apostolską?

4. Skoro kuria biskupia musi wyrazić zgodę na każdorazowy wyjazd kapłana na pielgrzymkę, poza diecezję, a tym samym poza granicę kraju, to kto wyraził taką zgodę ks. Stanisławowi P., skoro stanowiło to jawne naruszenie postanowień dekretu skazującego tego kapłana, wydanego w czerwcu 2013 roku?

5. Czy potencjalne łamanie tych wszystkich postanowień dekretu nałożonego na księdza diecezji tarnowskiej przez sądową instancję kościelną i zatwierdzonego przez Kongregację Nauki Wiary, przez Biskupa Ordynariusza i jego współpracowników z tarnowskiej kurii biskupiej, nie stanowi jawnego lekceważenia postanowień Stolicy Apostolskiej przez tegoż Ordynariusza Tarnowskiego i jego urzędników kurialnych?

Znany wszystkim Państwu kapłan archidiecezji krakowskiej, ks. Tadeusz Isakowicz – Zalewski, poruszył kilka tygodni temu ten problem na swoim blogu, powołując się na zdjęcia z pielgrzymek w których miał brać udział tarnowski kapłan – pedofil. I to zdjęć na których rzekomo uwieczniony jest on z osobami nieletnimi.

Zostawiając jednak wpis na blogu ks. Tadeusza, stawiam te pytania publicznie swojemu Ordynariuszowi. Stawiam je i oczekuję na nie wyczerpujących odpowiedzi. Mam nadzieję, że oczekują ich także nie tylko czytelnicy mojego profilu, ale także wierni diecezji tarnowskiej i miliony katolików w całym kraju.

Ale postawione przeze mnie pytania nie zamykają ostatecznie kwestii „grzechu w diecezji tarnowskiej”, gdyż sprawa ks. Stanisława P. i skandalu jaki temu towarzyszy od lat, ma jeszcze wiele innych wątków.

Ciąg dalszy nastąpi…

 

 

 

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część XVIII.

Dzisiejszy wpis muszę poświęcić pewnej kwestii spornej, z punktu widzenia od lat rozgrywającego się dramatu pedofilii w tarnowskim Kościele moim zdaniem nieistotnej, ale jak się okazuje, dla niektórych obrońców dobrego imienia tej kościelnej instytucji, sprawy wręcz fundamentalnej.

Otóż w części drugiej tego cyklu o diecezji tarnowskiej, pisanej w dniu 25 sierpnia 2020 roku, pisząc o ks. Stanisławie P., jeszcze w czasach gdy był on młodym księdzem w tejże diecezji, napisałem, że w 1990 roku, został on przeniesiony na wikarego do parafii w Gręboszowie. Faktycznie został on wówczas przeniesiony do parafii w Mędrzechowie. Pomyliłem dwie parafie leżące nad Wisłą, na tak zwanym Powiślu Dąbrowskim. Nie wiem z czego wynikał ten błąd, być może z mojego przemęczenia. Sprawdziłem swoje archiwa raz jeszcze i rzeczywiście, pomyliłem parafie.

Ktoś powie, że to nieistotne, bo większość czytelników nawet tego nie zauważyła. Pewnie tak. Ale niestety, ten błąd wywołał prawdziwą burzę, a nawet gorliwi obrońcy dobrego imienia diecezji zagrozili mi daleko idącymi konsekwencjami prawnymi

Oczywiście, nastąpił na mnie atak, że jestem „niewiarygodny jako historyk”, że szkaluję „uczciwych księży pracujących w tejże (czyli gręboszowskiej) parafii. I że „skoro popełniam takie błędy to wszystko co pisze w tej sprawie także budzi poważne wątpliwości”.

Więc po kolei. Parafie pomyliłem i to teraz nie tylko poprawiłem, ale także przyznałem się do swojego błędu.

Czy jestem wiarygodny jako historyk? Nie wiem. Staram się zawsze weryfikować swoje źródła w miarę swoich możliwości i pisać rzetelnie to co myślę. Ocenę swojej pracy pozostawiając czytelnikom.

Czy szkaluję w ten sposób publicznie księży z gręboszowskiej parafii? Moim zdaniem nie. Chociaż zdewociałym obrońcom tej parafii chciałbym zwrócić uwagę, że chociaż nie pracował w tej parafii ks. Stanisław P., to pracowali inni. Znam tę parafię wyjątkowo dobrze i znam wiele afer związanych z Gręboszowem i z wioskami do niej należącymi. Znam afery związane także z księżmi pochodzącymi z tej parafii, z których tak jesteście dumni, więc nie prowokujcie mnie to szczerości, bo jak mnie bardzo sprowokujecie, to napiszę co wiem, dołączę do tego dokumenty, a wtedy zaboli… Mocno zaboli. Także w kontekście osoby, którą teraz próbujecie tak usilnie wynieść na ołtarze. Więc jak parafianie z Gręboszowa, macie się za lepszych od parafian z Mędrzechowa, to mogę was chętnie sprowadzić na ziemię.

Piszę w tym cyklu o prawdziwym dramacie, rozgrywającym się w niejednej parafii i dotyczącym niejednego dziecka z tejże diecezji. Jeżeli to do Was nie trafia, a widzicie największy problem w mojej ewidentnej, ale niezamierzonej pomyłce, to chyba już nic nie jest w stanie do Was dotrzeć i wstrząsnąć Wasza wrażliwością.

A na koniec kilka słów do pewnego księdza z tarnowskiej kurii biskupiej, także obrońcy dobrego imienia Gręboszowa i całej diecezji tarnowskiej, oraz znawcy mojej nierzetelności warsztatowej, który o całym moim profilu na Facebooku wyraził się publicznie, że „to kościelna pornografia”. Drogi Księże, nie jestem widać znawcą pornografii tak jak Przewielebny Ksiądz, więc trudno mi z Księdzem wchodzić w jakąś głębszą polemikę w tym względzie. Ale muszę Księdzu równocześnie podziękować, i czynie to dziś publicznie, że ujawnił mi Ksiądz istnienie czegoś tak zaskakującego jak „pornografia kościelna”. I znowu chylę przed Przewielebnym Księdzem nisko głowę, bo w tym względzie widzę w osobie Księdza, prawdziwego fachowca. W przyszłości liczę na kolejne, równie merytoryczne i jak sądzę płynące z kapłańskiego i zatroskanego serca uwagi, pod adresem moich wpisów, a gdyby Ksiądz wyraził tylko chęć wypowiedzenia ich, chociażby w obecności i w gabinecie Tarnowskiego Ordynariusza, to chętnie wezmę udział w takim spotkaniu. Chętnie dowiem się także, czy Nasz Pasterz Diecezji zna pojęcie „kościelnej pornografii”. Póki co zapewniam o swojej pamięci w modlitwie.

A wszystkich pozostałych Państwa czytelników, którzy zauważą w przyszłości ewentualne błędy merytoryczne w moich wpisach, proszę o ich życzliwą korektę. I zapraszam jak zawsze do czytania kolejnych odsłon „grzechów w diecezji tarnowskiej”.

Ciąg dalszy nastąpi…

P.S.

A w załączniku kościół parafialny w Mędrzechowie. Mam nadzieję, że tym razem się nie pomyliłem.

 

 

Andrzej Gerlach

Andrzej Gerlach. Grzech w diecezji tarnowskiej. Część 15 i 16

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część XV.

Kontynuując wątek oświadczenia Rzecznika Prasowego i Sekretarza abp Wiktora Skworca, odniosę się do ostatnich jego fragmentów, w których czytamy:

„WRAZ Z WPŁYNIĘCIEM KOLEJNEGO ZGŁOSZENIA KSIĄDZ P. ZOSTAŁ SUSPENDOWANY I WSZCZĘTO STOSOWNE POSTĘPOWANIE. W ŚWIETLE AKTUALNEJ WIEDZY I ZEBRANYCH INFORMACJI DOKONANA 18 LAT TEMU PIERWOTNA OCENA ZDARZEŃ MOŻE BYĆ OCENIANA JAKO BŁĘDNA.

ABP WIKTOR SKWORC WYRAŻA OGROMNY ŻAL I UBOLEWANIE Z POWODU KRZYWDY WSZYSTKICH OFIAR KS. STANISŁAWA P. DO TAKICH SYTUACJI NIGDY NIE POWINNO BYŁO DOJŚĆ. JAK KAŻDY PODEJMUJĄCY DECYZJĘ, CZUJE SIĘ ODPOWIEDZIALNY ZA ICH KONSEKWENCJE, RÓWNIEŻ WÓWCZAS, GDY DECYZJE TE PODEJMOWANE SĄ W DOBREJ WOLI, ALE ZE WZGLĘDU NA NIEWŁAŚCIWĄ OCENĘ PRZESŁANEK, OKAZUJĄ SIĘ BŁĘDNE. JEDNOCZEŚNIE PRZEPRASZA OFIARY ZA KRZYWDY WYRZĄDZONE PRZEZ PODLEGŁYCH MU DUCHOWNYCH.

W TRAKCIE CAŁEJ 22-LETNIEJ POSŁUGI BISKUPIEJ, TAK W DIECEZJI TARNOWSKIEJ, JAK I W ARCHIDIECEZJI KATOWICKIEJ, ABP SKWORC PODEJMOWAŁ I PODEJMUJE BEZZWŁOCZNE DZIAŁANIE, NATYCHMIAST REAGUJĄC NA ZGŁOSZENIA DOTYCZĄCE NADUŻYĆ DUCHOWNYCH POZOSTAJĄCYCH POD JEGO JURYSDYKCJĄ. SPRAWY TEGO RODZAJU NIE SĄ ZANIEDBYWANE ANI WYCISZANE, LECZ ZAŁATWIANE WEDŁUG OBOWIĄZUJĄCYCH NORM.

KS. DR TOMASZ WOJTAL

RZECZNIK I SEKRETARZ ARCYBISKUPA KATOWICKIEGO

KATOWICE, 25 SIERPNIA 2020.”

Po pierwsze, w świetle zebranych w całej tej sprawie dokumentów widać, że suspensa i „wszczęte stosowne postępowanie” nie nastąpiło zaraz po informacji o seksualnych nadużyciach względem dzieci ks. Stanisława P. i wystarczy tylko przeanalizować wszystkie daty tych dokumentów, aby zobaczyć te rozbieżności. Nie mówiąc, że nie nastąpiły one w listopadzie 2002 roku.

Po drugie, stwierdzenie, że „dokonana 18 lat temu pierwotna ocena zdarzeń może być oceniana jako błędna”, powinno brzmieć, że nie „może” lecz, że „musi” być oceniana jako błędna. A do tego, że została dokonana świadomie i zmierzała do pozbycia się zdeprawowanego kapłana z diecezji.

Po trzecie, dobrze, że w omawianym oświadczeniu padają słowa o przeproszeniu wszystkich ofiar. Moim zdaniem powinny one paść z ust samego metropolity, a nie jego rzecznika prasowego i sekretarza, ale dobrze, ze w ogóle padają. Jak odbierają je sami zainteresowani, to już ich sprawa i ich wrażliwość. Nie mnie to już teraz oceniać. Szkoda także, że nieletnie ofiary musiały na nie czekać aż osiemnaście lat. Ale w listopadzie 2002 roku, gdy usunięto dewianta z probostwo w Woli Radłowskiej i wysłano na Ukrainę oraz w 2008 roku, gdy ks. Stanisław P. powrócił przymusowo odesłany z powrotem do diecezji tarnowskiej, nie było jeszcze na Stolicy Piotrowej papieża Franciszka, nie usuwano wówczas zdeprawowanych biskupów z ich urzędów, więc i przepraszać nikogo wówczas nie musiano, bo i po co?

Po czwarte, ostatni akapit, ten o 22-letniej nienagannej posłudze abp Wiktora Skworca, wbił mnie w fotel. Pomijam w jakich okolicznościach ekonom archidiecezji katowickiej i dawny TW „Dąbrowski”, ks. Wiktor Skworc został biskupem tarnowskim, ale wszyscy pamiętamy jego „wyczyny” na tym urzędzie. Czy przypadek ks. Stanisława P. był jedyny? Czy można by go uznać za „wypadek przy pracy”, nieporozumienie czy zaniedbanie? To jak Ksiądz Arcybiskup wytłumaczy nam wszystkie inne przypadki pedofilii w diecezji za jego rządów? Proszę mi wytoczyć sprawę w sądzie to publicznie dokonam całej wyliczanki, z nazwiskami, godnościami i parafiami. A popieranie i promowanie w diecezji tarnowskiej tych, których abp Marek Jędraszewski z Krakowa nazywa „tęczowa zarazą”? Akurat ten wie co mówi i gdy zajmuje głos w tej sprawie, wiem, że wypowiada się fachowiec z branży (!!!) A ja dodam za krakowskim fachowcem, popieranie i promowanie „tęczowej zarazy w sutannach”. A może zrobić wyliczankę samobójstw księży diecezji tarnowskiej, jakie miały miejsce w latach 1998 – 2011, bo nie znaleźli pomocy u swojego ordynariusza? I czyje sumienie to obciąża? No zgoda, obciąża tylko wtedy jak się ma sumienie…

Więc jak się, po wielu latach, przeprasza nieletnie wówczas ofiary seksualnych nadużyć swoich podwładnych i swojego tolerowania tego zjawiska przez całe lata w jednym zdaniu, to nie można bezczelnie kłamać w kolejnych. Ale zakłamanie i hipokryzja to właściwie wasza codzienność, tylko my, wasi wierni, już wyrośliśmy z głębokiego średniowiecza, czego wy, nasi pasterze, jeszcze nie zauważyliście.

A na koniec jeszcze jedna uwaga. Abp Wiktor Skworc, metropolita katowicki, zwrócił się przed kilkoma dniami podczas Konferencji Episkopatu Polski na Jasnej Górze z prośbą o to, aby to właśnie abp Marek Jędraszewski, metropolita krakowski, zbadał sprawę pedofilii w Kościele Tarnowskim podczas, gdy on był tam ordynariuszem. Tego nawet nie da się komentować. Bezczelność i tupet naszych hierarchów, sięgnął poziomem najwyższe wieże jasnogórskiego sanktuarium.

 

Ale oświadczenie Księdza Rzecznika metropolity katowickiego, to jedyny pewien mały epizod w sprawie ks. Stanisława P. i zjawisku „grzechu diecezji tarnowskiej”.

Ciąg dalszy nastąpi…

 

 

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część XVI.

W dniu 29 października 2011 roku Stolica Apostolska zamianowała ordynariusza tarnowskiego, bp Wiktora Skworca, nowym metropolitą katowickim. Po przeszło trzynastu niezwykle szkodliwych dla diecezji tarnowskiej latach jego rządów, były ekonom archidiecezji katowickiej, a w październiku 2011 roku, już jako biskup tarnowski, Wiktor Skworc wracał na Górny Śląsk, do swojej macierzystej diecezji. Jego ingres do Bazyliki Archikatedralnej w Katowicach odbył się w dniu 26 listopada 2011 roku.

A jak ten koszmarny czas w dziejach diecezji podsumowali nasi lokalni włodarze i politycy? Już jako byłemu ordynariuszowi tarnowskiemu, w dniu 6 stycznia 2012 roku, dokładnie w czternastą rocznicę jego sakry biskupiej, wręczyli mu Honorowe Obywatelstwo Miasta Tarnowa. Nie odnoszę się do tego jaki był wówczas polityczny skład Rady Miasta i jak głosowali nad tą uchwałą tarnowscy radni, ale przypomnę kilka zdjęć, także z tej uroczystości, gdzie znajdują się wszyscy byli i obecni włodarze miasta i co niezwykle istotne, polityczni przedstawiciele wszystkich tarnowskich opcji politycznych.

Nieletnie ofiary kościelnych pedofilów i ich rodziny, a także rodziny księży, którzy w ciągu tych czternastu lat popełnili samobójstwa, molestowani w tarnowskim seminarium klerycy, a także młodzi księża kierowani na placówki duszpasterskie do proboszczów mających specyficzną słabość do młodych wikarych, rozumiem, że w tym głosowaniu nad honorowym obywatelstwem dla metropolity katowickiego udziału nie brali…

Od października 2011 roku administratorem diecezji tarnowskiej został jeden z najbliższych współpracowników byłego ordynariusza, bp Wiesław Lechowicz (rocznik 1962), od 2008 roku biskup pomocniczy tarnowski. I on kierował w tym czasie diecezją, podejmując w niej wszystkie personalne decyzje.

W dniu 12 maja 2012 roku Stolica Apostolska ogłosiła, że nowym ordynariuszem diecezji tarnowskiej zostanie dotychczasowy biskup pomocniczy tarnowski (od 2009 roku), bp Andrzej Jeż (rocznik 1963), także jeden z najbliższych współpracowników byłego ordynariusza. Odbył on ingres do tarnowskiej katedry w dniu 15 czerwca 2012 roku.

Dlaczego przypominam te daty i te wydarzenia? Otóż dlatego, że jako historyk jestem odpowiedzialny za przypominanie dat i minionych faktów, a ponadto pamięć ludzka jest ułomna i dzisiaj nawet wielu wiernych tej diecezji o tych datach i wydarzeniach już nie pamięta, a o czym miałem się niedawno okazje przekonać, także wielu tarnowskich księży woli te daty i wydarzenia również wymazać z pamięci. Szczególnie w kontekście seksualnych nadużyć ks. Stanisława P.

Bowiem w latach 2010 – 2013 toczył się kanoniczny proces tego kościelnego zwyrodnialca zarówno przed tarnowskim sądem biskupim jak i w Kongregacji Doktryny Wiary w Watykanie. Pamiętamy wszyscy, także czytelnicy którzy śledzą moje wpisy na tym profilu, jakie były ostateczne rozstrzygnięcia w tej bulwersującej sprawie. Tym bardziej, że nad całą tą sprawą wisiał już wówczas grzech wieloletniego ukrywania grzechu pedofilii ks. Stanisława P. przez władze diecezji tarnowskiej.

A jak zatem wyglądała w szczegółach, w kolejnych już latach, kwestia przestrzegania tego prawomocnego już wyroku tarnowskiego sądu biskupiego, zatwierdzonego przez Stolicę Apostolską, w stosunku do ks. Stanisława P., pod rządami nowego już ordynariusza? I to jest właśnie kluczowe pytania, na które odpowiem już wkrótce.

Ciąg dalszy nastąpi…

 

 

 

Andrzej Gerlach

Andrzej Gerlach. Grzech w diecezji tarnowskiej. Część 13 i 14

 

 

 

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część XIII.

Ponieważ do zarzutów stawianych ostatnio byłemu ordynariuszowi tarnowskiemu, a obecnie metropolicie katowickiemu, w kwestii ukrywania pedofilii wśród jego podwładnych, odniósł się jego rzecznik prasowy ks. dr Tomasz Wojtal, w specjalnym oświadczeniu wydanym w dniu 25 sierpnia 2020 roku, to ja odniosę się teraz publicznie do tego oświadczenia.

Po pierwsze wydaje mi się, że jak człowiek narozrabiał, to powinien do swojej przeszłości odnosić się osobiście, a nie przez swojego rzecznika prasowego, ale nie jestem biskupem, tym bardziej metropolitą, więc widać się nie znam. A skoro się nie znam, to zajmę się jedynie samym oświadczeniem Księdza Rzecznika. Oświadczenie jest długie, a istotne są w nim jednak szczegóły i poszczególne słowa, więc odniosę się do jego treści w kilku kolejnych odsłonach. Dziś część pierwsza…

„PO OTRZYMANIU NA POCZĄTKU 2002 ROKU INFORMACJI O PODEJRZENIU NADUŻYĆ WOBEC MAŁOLETNICH, ORDYNARIUSZ ZLECIŁ PRZEPROWADZENIE POSTĘPOWANIA WYJAŚNIAJĄCEGO. ZBADANIE WIARYGODNOŚCI PRZEKAZANO OSOBOM KOMPETENTNYM, W TYM ZGODNIE Z PRZYJĘTĄ PRAKTYKĄ, TAKŻE OSOBIE POSIADAJĄCEJ WIEDZĘ Z ZAKRESU PSYCHOLOGII. JEDNOCZEŚNIE PODEJRZANY DUCHOWNY PRZESTAŁ SPRAWOWAĆ FUNKCJĘ PROBOSZCZA.

PRZEPISY MOTU PROPRIO „SACRAMENTORUM SANCTITATIS TUTULA”, PROMULGOWANE PÓŁ ROKU WCZEŚNIEJ STANOWIŁY, IŻ JEŻELI „ORDYNARIUSZ LUB HIERARCHA OTRZYMA WIADOMOŚĆ, PRZYNAJMNIEJ PRAWDOPODOBNĄ, O POPEŁNIENIU PRZESTĘPSTWA ZASTRZEŻONEGO, PO PRZEPROWADZENIU BADANIA WSTĘPNEGO WINIEN POWIADOMIĆ O TYM KONGREGACJĘ NAUKI WIARY”. W WYNIKU POSTĘPOWANIA WYJAŚNIAJĄCEGO OCENIONO SPRAWĘ JAKO NIESPEŁNIAJĄCĄ WARUNKÓW DO PRZEKAZANIA JEJ DO KONGREGACJI. W KONSEKWENCJI NIE BYŁO PRZESZKÓD DO WYRAŻENIA ZGODY NA POSŁUGĘ KSIĘDZA P. NA UKRAINIE.

NIE MOŻNA WYKLUCZYĆ, IŻ BARDZO KRÓTKI OKRES CZAS, JAKI UPŁYNĄŁ OD PROMULGACJI NOWYCH PRZEPISÓW I BRAK DOŚWIADCZEŃ W DZIEDZINIE ICH STOSOWANIA MOGŁY WPŁYNĄĆ NA PODJĘTĄ OCENĘ SPRAWY, CZY WIARYGODNOŚĆ OSKARŻEŃ”

No to przejdźmy teraz do szczegółów dotyczących wspomnianego i cytowanego wyżej oświadczenia wydanego w imieniu obecnego metropolity katowickiego.

Pierwsza rozbieżność polega na informacji, kiedy to dokładnie ordynariusz tarnowski został powiadomiony o kolejnych seksualnych nadużyciach ks. P. w parafii Wola Radłowska koło Radłowa. Otóż nie było to na początku 2002 roku, pół roku po wprowadzeniu przez Watykan przepisów ze wspomnianego „motu proprio” papieża Jana Pawła II, ale w listopadzie 2002 roku. Dysponuję kopiami dokumentów podpisanymi przez samego bp Wiktora Skworca z listopada 2002 roku (listopada !!!) dotyczącymi tej sprawy, więc proszę Jego Ekscelencję, aby nie kłamał w tej sprawie więcej. Choć znamy się od lat i wiem, że w sprawie TW „Dąbrowskiego”, nie powiedział Ksiądz Arcybiskup nigdy ani zdania prawdy. Ale wróćmy do sprawy ks. P.

Prawdą jest, że w sprawie byłego proboszcza z Woli Radłowskiej „przeprowadzono postępowanie wyjaśniające”, ale już nie jest prawdą, że „w wyniku postępowania wyjaśniającego oceniono sprawę jako niespełniającą warunków do przekazania jej do Kongregacji”. Przypomnę więc Ekscelencji, że w dniu 6 listopada 2002 roku, odbyła się w jego własnym gabinecie burzliwa rozmowa Ekscelencji z ks. P., przypomniał mu Ekscelencja jego ekscesy z czasów gdy był wikarym (lata 1984 – 1996) i że już wówczas nie tylko „dano mu szansę”, ale także probostwo w Woli Radłowskiej, po samobójczej śmierci jego poprzednika (pisałem o tym bardziej szczegółowo we wcześniejszych odcinkach). Ponadto niezwykle wzburzony, nakazał Ekscelencja ks. P., natychmiastowe napisanie i pozostawienie na swoim biurku rezygnacji z probostwa w Woli Radłowskiej. Co też się stało. Patrzę jeszcze raz na dokument. I potwierdzam, że było to w dniu 6 listopada 2002 roku!!! Pamięć już wróciła? No to jedziemy dalej. Trzy dni później, to kolejny dokument w tej spawie, tym razem datowany na dzień 9 listopada 2002 roku, podpisany także przez Ekscelencję, nie tylko kieruje ks. P. na przymusowy urlop, ale zawiera sformułowanie, że „wzywam do prowadzenia życia godnego kapłana”, co w języku kurialnym oznacza „nie łajdacz się więcej”(!!!) Nieprawdaż Ekscelencjo? Jak więc teraz wytłumaczyć te kłamstwa w oświadczeniu Księdza Rzecznika?

Po drugie. Czytamy, że „zbadanie wiarygodności przekazano osobom kompetentnym, w tym zgodnie z przyjęta praktyką, także osobie posiadającej wiedzę w zakresie psychologii”. Zgodnie z przyjętą praktyką? To znaczy, że były już takie przypadki w diecezji? A ile, że tak grzecznie zapytam, jeżeli Ekscelencja taki łaskaw? I dalej. Zbadanie sprawy przekazano osobom kompetentnym posiadającym wiedzę w zakresie psychologii. Czyli komu? Księdzu psychologowi, znanemu w całej diecezji, na którego skarżą się od lat, ostatnio nawet w listach otwartych do ordynariusza (do mnie też taki list przysłali), sami księża? A może była to osoba (osoby?) świeckie? To w jaki sposób to zbadały? Rozmawiały z ofiarami? Badały je? Skoro nie to na jakiej podstawie wydały w listopadzie 2002 roku opinię, że ks. P. nie jest pedofilem. Dostały takie polecenie Ekscelencji czy same popełniły przestępstwo krycia pedofila? O tej opinii Ksiądz Rzecznik nie wspomina, ale jest ona w aktach sprawy. I u mnie…

Po trzecie. Przeszło rok po wydaniu „Sacramentorum sanctitatis tutula” przepisy te nie obowiązywały w diecezji tarnowskiej? Bo jak pisze Ksiądz Rzecznik „bardzo krótki czas upłynął od promulgacji nowych przepisów”. A Stolica Apostolska o tym wie? Za takie lub podobne historie w innych krajach papież Franciszek od lat czyści kadry w całym Kościele Powszechnym i odwołuje biskupów, arcybiskupów, a nawet kardynałów, więc może ten papież powinien także zapoznać się z oświadczeniem Księdza Rzecznika i tym infantylnym tłumaczeniem? To wydane oświadczenie to moim zdaniem świetny sposób, aby Ksiądz Rzecznik zmienił swojego obecnego szefa w archidiecezji katowickiej. Jak sądzę, smutno będzie pozostawić ten Pałac Arcybiskupi (załączam zdjęcie dla potencjalnych zainteresowanych tą posadą) komuś innemu, nieprawdaż Ekscelencjo?

I jeszcze jedno. Jak ktoś stojący na czele diecezji, a teraz metropolii, może po osiemnastu latach tłumaczyć się publicznie nieznajomością, w listopadzie 2002 roku, praw i zasad dotyczących postępowania z pedofilami wśród duchownych? A gdyby Watykan tych nowych przepisów nie wydał, co co wówczas? Czy abp Wiktor Skworc wie co to etyka, moralność, przyzwoitość? Czy Stolica Apostolska musi w formie „motu proprio” decydować o tym, że osoba duchowna nie ma prawa grzebać małoletniemu w majtkach? A jak już grzebie to wymaga, aby została o tym fakcie chociaż powiadomiona? I facet z mitrą na głowie i z doktoratem z teologii (choć przyznać muszę w obronie metropolity katowickiego, że niezwykle kiepski ten doktorat, bo dotyczący budownictwa sakralnego w archidiecezji katowickiej w czasach PRL i napisany chyba niesamodzielnie), nie wiedział w listopadzie 2002 roku, co przyzwoitość mu nakazuje zrobić z recydywistą pedofilem? No właśnie, przyzwoitość… I to jest chyba słowo klucz w całej tej sprawie.

Ale sprawa cytowanego tu oświadczenia Księdza Rzecznika abp Wiktora Skworca ma jeszcze kilka innych ciekawych, ale i niezwykle bulwersujących wątków, więc…

 

 

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część XIV.

W odniesieniu do kolejnego fragmentu oświadczenia Rzecznika Prasowego abp Wiktora Skworca, chciałbym się w tym wpisie odnieść do fragmentu dotyczącego wątku pracy ks. Stanisława P. na Ukrainie. Czytamy tam, że „w konsekwencji nie było przeszkód do wyrażenia zgody na posługę księdza P. na Ukrainie”.

Przypomnijmy zatem wszystkie okoliczności tej sprawy. Jest listopad 2002 roku. Ks. Stanisław P., oskarżony o molestowanie dzieci, zostaje zmuszony przez bp Wiktora Skworca do złożenia rezygnacji z funkcji proboszcza w parafii Wola Radłowska. I równocześnie ten sam ksiądz, z niezrozumiałych dla mnie względów, zostaje skierowany na Ukrainę, a bp Wiktor Skworc wyraża na to zgodę. Tam przynajmniej wynika z opublikowanego oświadczenia. I kto jest w stanie w to uwierzyć?

Czy to oznacza, ze strona ukraińska zwróciła się z taką prośbą? W diecezji tarnowskiej, w listopadzie 2002 roku, pracowało wówczas około 1500 księży, a strona ukraińska chce właśnie ks. Stanisława P., kapłana podejrzanego o pedofilię i pozbawionego kilka dni temu swojej parafii? A bp Wiktor Skworc jedynie wyraża na to zgodę?

Żeby jakiś kapłan opuścił terytorium swojej diecezji i podjął posługę w innej diecezji, także diecezji zagranicznej, zgodę na to wyrazić musi zarówno biskup ordynariusz macierzystej diecezji tego kapłana i ordynariusz diecezji docelowej.

Więc kwestią zasadniczą w sprawie ks. Stanisława P. jest pytanie. Kto był inicjatorem umieszczenia ks. Stanisława P. w ukraińskiej diecezji kamieniecko – podolskiej?

A może to właśnie bp Wiktor Skworc powielił przypadek jaki zdarzał się niezwykle często w diecezji tarnowskiej od niemal sześćdziesięciu lat, a mianowicie że każdy podpadły kapłan tejże diecezji był wysyłany do jakiejś diecezji z niskim poziomem powołań kapłańskich? I nie pozostawiano wówczas takiemu kapłanowi żadnego praktycznego wyboru. Suspensa lub zgoda na wyjazd we wskazanym i narzuconym kierunku. Czy było tak również w listopadzie 2002 roku?

Nuncjatury papieskie w Warszawie i w Kijowie powinny teraz dokładnie przeanalizować wszystkie dokumenty w tej sprawie i odpowiedzieć na następujące pytania:

1. Czy bp Maksymilian Leon Dubrowski (rocznik 1949), ordynariusz kamieńsko – podolski, wiedział osiemnaście lat temu, że przychodzący wówczas do jego diecezji ks. Stanisław P., to potencjalny pedofil? Jeżeli tak, to jest także winny, że doszło do molestowania dzieci przez ks. Stanisława P. w jego diecezji.

2. Czy bp Wiktor Skworc, ordynariusz tarnowski, powiadomił wówczas ordynariusza kamieńsko – podolskiego o zarzutach stawianych niedawno ks. Stanisławowi P.? Jeżeli nie, to jest także winny temu, że doszło do molestowania dzieci przez ks. Stanisława P. na terenie Ukrainy.

3. Która diecezja pierwsza, tarnowska czy kamieńsko – podolska, i kiedy, powiadomiła Watykan o dewiacji seksualnej ks. Stanisława P.? Z informacji pochodzących z Watykanu wynika, że Stolica Apostolska zareagowała na zgłoszenie bp Maksymiliana Leona Dubrowskiego i obecnie rozpatruje to zgłoszenie. Nie przesądzając tego zadaje jedynie istotne w tej kwestii pytanie, a dlaczego nie zrobił tego bp Wiktor Skworc? A kiedy zrobił to jego następca, bp Andrzej Jeż?

Zanim ukażą się w tej sprawie kolejne oświadczenia księży rzeczników prasowych tych diecezji, jeżeli ukażą się one w ogóle, zajmiemy się w kolejnych odsłonach tego cyklu, innymi istotnymi fragmentami znanego już Państwu oświadczenia Księdza Rzecznika metropolity katowickiego, gdyż kolejne pytania do tego oświadczenia paść muszą. I padną.

Ciąg dalszy nastąpi…

Andrzej Gerlach

 

Andrzej Gerlach. Grzech w diecezji tarnowskiej. Część 11 i 12

 

 

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część XI.

Dwa dni po ukazaniu się na blogu ks. Tadeusza Isakowicza – Zaleskiego tekstu w sprawie ks. Stanisława P., na stronie internetowej diecezji tarnowskiej ukazał się następujący komunikat:
W TEKŚCIE W BLOGU KS. TADEUSZA ISAKOWICZA – ZALESKIEGO Z DNIA 2 SIERPNIA 2020 ROKU, UKAZAŁ SIĘ TEKST, KTÓRY ZAWIERA OSĄD Z POMINIĘCIEM DOWODÓW I OPARTY NA JEDNOSTRONNEJ RELACJI. PRZYTOCZONA SPRAWA BYŁA PRZEDMIOTEM PROCESU KARNO – ADMINISTRACYJNEGO, KTÓRY ZOSTAŁ ZAKOŃCZONY I ZATWIERDZONY PRZEZ KONGREGACJĘ NAUKI WIARY W 2013 ROKU. Z RACJI PODANIA W TEKŚCIE NAZWISK ORAZ URZĘDÓW ORAZ ZASUGEROWANIE ZANIEDBAŃ W TYM DOCHODZENIU, W NAJBLIŻSZYM CZASIE SPRAWA ZOSTANIE SKIEROWANA DO KANCELARII PRAWNEJ, BY NA TEJ DRODZE BRONIĆ DOBREGO IMIENIA, KTÓRE W SPOSÓB EWIDENTNY ZOSTAŁO NARUSZONE PRZEZ TEKST PUBLIKACJI.
KS. RYSZARD NOWAK
RZECZNIK BISKUPA TARNOWSKIEGO


To najlepszy dowód w jaki perfidny sposób, tarnowska kuria biskupia próbowała, z jednej strony zastraszyć ks. Tadeusza Isakowicza – Zaleskiego, przed dalszymi publikacjami na ten bulwersujący temat, a z drugiej strony, wywołać w wiernych tejże diecezji, poczucie rzekomej krzywdy i niesprawiedliwości, jakiej doznała sama diecezja tarnowska tą publikacją.


W komunikacie nie pada nawet imię księdza, ani tło związane ze zjawiskiem pedofilii w diecezji tarnowskiej. Natomiast ten tekst stawia zarzuty rzekomego „pominięcia dowodów i jednostronnej relacji” autorowi bloga. Tekst ks. Tadeusza zawiera jedynie jeden błąd. Ks. Stanisław P. powrócił z Ukrainy do diecezji tarnowskiej nie w 2009, a w 2008 roku. Wszystkie pozostałe informacje podane w blogu, trudno jest zakwestionować. Powiem więcej, to właśnie ten komunikat kurii biskupiej jest oględnie mówiąc nieprecyzyjny, jednostronny i oparty na półprawdach.


Nikt nie kwestionuje tego, że w 2013 roku taki proces się odbył, ale rzecz polega na tym, że kuria nie reagowała przez wiele lat rządów bp Wiktora Skworca na kolejne akty pedofilii ks. Stanisława P., a po jego skazaniu i ostatecznym zatwierdzeniu wyroku przez Stolicę Apostolską w 2013 roku, gdy ordynariuszem tarnowskim był już bp Andrzej Jeż, skazany kapłan zamiast być skutecznie pilnowany w Domu Księży Emerytów w Tarnowie, gdzie został przymusowo umieszczony wspomnianym wyrokiem, nadal miał nie tylko opuszczać ten dom, ale także uczestniczyć w duszpasterstwie, pielgrzymkach i innych formach kontaktu z potencjalnymi kolejnymi ofiarami.


Jakoś trudno mi sobie wyobrazić sytuację, aby ksiądz rzecznik biskupa tarnowskiego, ks. dr Ryszard Nowak, ordynariusz tarnowski, bp dr Andrzej Jeż oraz inni pozostali urzędnicy kurialni, niemal wszyscy z tytułami naukowymi doktorów lub doktorów habilitowanych z teologii lub prawa kanonicznego, nie rozumieli tej subtelności. Ale ponieważ takiej ewentualności także wykluczyć nie mogę, więc publicznie deklaruję już dziś, że jestem gotów Panowie w siedzibie tarnowskiej kurii biskupiej, osobiście i z udziałem mediów, przeprowadzić odpowiednio długą pogadankę lub nawet pełny wykład na temat przebiegu wieloletniej działalności duszpasterskiej ks. Stanisława P., z uwzględnieniem jego dewiacji.

 

Będę tłumaczył odpowiednio długo i szczegółowo, na czym polegało zaniedbanie władz diecezji tarnowskiej w poszczególnych latach, z uwzględnieniem prawnych obowiązków jakie wówczas spoczywały na diecezji i jej ordynariuszu. Uwzględnię w swoim wystąpieniu wszystkie przepisy obowiązujące w latach 1984 – 2001 i te, które zostały wprowadzone w 2001 roku przez Stolicę Apostolską. A przypominam, że w 2002 roku bp Wiktor Skworc pozbył się tego seksualnego dewianta, odsyłając go na Ukrainę. Czy to były ówczesne standardy diecezji tarnowskiej, czy jedynie jej ordynariusza? Czy ksiądz rzecznik odpowie na to moje pytanie w kolejnym swoim komunikacie?


Proszę się nie obawiać o moje honorarium. Zapewniam i deklaruje to publicznie, że jestem zdecydowanie tańszy niż wynajęta w tej sprawie przez władze diecezji tarnowskiej kancelaria prawna. I będę mówił tak długo, aż istotę problemu zrozumie nawet najmniej rozgarnięty urzędnik kurii. A skoro już o pieniądzach mowa, to pragnę aby na ten aspekt sprawy zwróciły uwagę wszystkie ofiary seksualnych nadużyć dokonanych przez tarnowskie duchowieństwo. Skoro ma tutejsza kuria biskupia środki finansowe na wynajęcie kancelarii prawnej, to proszę o tym pamiętać, gdy będziecie Państwo występować w procesach cywilnych o odszkodowania w sądach powszechnych. Księdzu biskupowi tarnowskiemu i jego rzecznikowi dziękujemy za zmotywowanie tym komunikatem wszystkich ofiar, do wytoczenia takich procesów sądowych w niedalekiej przyszłości.


Ale to nie jedyny prawny krok, który władze diecezji tarnowskiej wykonały ostatnio w stosunku do ks. Tadeusza Isakowicza – Zaleskiego. O kolejnych dowiecie się Państwo już wkrótce.
Ciąg dalszy nastąpi.

 

 

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część XII.

 

Nie sądziłem, że będę zmuszony w tym coraz bardziej rozrastającym się cyklu o „Grzechu w Diecezji Tarnowskiej”, zwrócić się bezpośrednio do tego urzędnika kurialnego, ale wydarzenia ostatnich dni spowodowały, że sam zainteresowany nie pozostawił mi żadnego wyboru.


W dniu 25 sierpnia 2020 roku, wynajęta przez tarnowską kurię biskupią kancelaria prawna wysłała do ks. Tadeusza Isakowicza – Zaleskiego oficjalne pismo, prawnicze wezwanie do „zaprzestania powielania nieprawdziwych lub nieścisłych informacji dotyczących ks. Roberta Kantora – obecnego delegata biskupa tarnowskiego do spraw wykorzystywania seksualnego małoletnich”.


Kim jest ks. dr hab. Robert Kantor? Otóż kapłan ten jest od ponad sześciu lat, jeżeli pamięć mnie tu nie zawodzi, kanclerzem tarnowskiej kurii biskupiej, czyli najbliższym współpracownikiem nie tylko samego ordynariusza tej diecezji, bp Andrzeja Jeża (rocznik 1963), ale także kieruje całą administracją kurialną. Przez jego biuro przechodzą wszystkie dokumenty dotyczące całej diecezji i można uznać, że nie ma żadnej istotnej sprawy, która omijałaby jego biurko, a tym samym nie ma żadnej kwestii, także dotyczącej skandali, spraw moralnych, dyscyplinarnych, o których ten urzędnik kurialny mógłby nie wiedzieć.

 

 

To on uczestniczy w całym procesie polityki personalnej kurii, przygotowuje wszystkie akty odwołań, nominacji, kar kościelnych i wszelkiej korespondencji z każdym księdzem diecezji tarnowskiej, a także każdym kapłanem z poza diecezji, przebywającym lub pracującym na jej terytorium. Każdy z tych dokumentów osobiście podpisuje ordynariusz lub któryś z jego wikariuszy generalnych i…, kanclerz, ks. dr. hab. Robert Kantor. Nie tylko podejmuje decyzje o powstawaniu tych dokumentów, ale także osobiście uczestniczy w ich wręczaniu, i to bardzo często w bardzo uroczystej formie.

 

Dla odświeżenia księdzu kanclerzowi pamięci, dołączam do mojego wpisu kilka zaledwie zdjęć z mojego bogatego archiwum. I to tylko te fotografie, których Ksiądz Doktor nie musi się wstydzić. Mam także w swoich zbiorach takie o których pewnie Przewielebny Ksiądz Kanclerz wolałby nie pamiętać. A przy okazji publikacji tych zdjęć, wszyscy z czytelników, którzy nie mieli jeszcze okazji być w jakże skromnym i ubogim pałacu biskupim w Tarnowie, niech przez chwile się zagoszczą w tych niskich progach Sługi i Pasterza Diecezji Tarnowskiej. Czujcie się choć przez chwilę Drodzy Państwo jak u siebie…, bo to wszystko i tak kupione oraz urządzone za wasze pieniądze.

 


Ale wróćmy do wspomnianego prawniczego wezwania tej wynajętej kancelarii prawnej, skierowanego przed kilkoma dniami bezpośrednio do ks. Tadeusza Isakowicza – Zaleskiego. Czy wpis na blogu wspomnianego kapłana narusza dobra osobiste ks. dr hab. Roberta Kantora? Czy możemy przyjąć tezę, że obecny kanclerz kurii tarnowskiej nie wiedział o problemie ukrywania zjawiska pedofilii w tarnowskiej diecezji? Aby odpowiedzieć na to pytanie, proponuje przypomnieć w skrócie kapłańską drogę naszego Przewielebnego Kanclerza.


Ks. Robert Kantor (rocznik 1970), pochodzący z parafii w pobliskich Ryglicach, został wyświęcony na kapłana przez ordynariusza tarnowskiego, bp Józefa Życińskiego (1948 – 2011), w dniu 3 czerwca 1995 roku. Na jednej z parafii przepracował zaledwie dwa lata i już został wysłany na studia specjalistyczne do hiszpańskiej Pampeluny (stolicy historycznej Nawarry) na tamtejszy Wydział Prawa Kanonicznego. Coś mi tu zalatuje Przewielebny Księże Kanclerzu zapachem tajnej prałatury personalnej Opus Dei. Chciałby Ksiądz Doktor wydać w tej sprawie jakiś odrębny komunikat czy też mam się spodziewać od rzekomej kancelarii prawnej „prawniczego wezwania” w tej sprawie? A może to tylko nadwrażliwość węchowa mojego nosa?

 


Z pięknej Nawarry nasz student prawa wrócił już do macierzystej diecezji jako doktor prawa kanonicznego, aby w kraju po kilku kolejnych latach, uzyskać z tegoż prawa habilitację. Od 2002 roku Przewielebny Doktor jest nieprzerwanie sędzią w Sądzie Biskupim w Tarnowie. A po burzliwym usunięciu swojego poprzednika z urzędu kanclerza (usuniętemu krzywdy nikt nie zrobił, bo jako kanclerz wiedział za dużo!!!), sam zajął gabinet kanclerza w tarnowskiej kurii biskupiej.


I czy Przewielebny Ksiądz Kanclerz, doktor habilitowany prawa kanonicznego, chciałby wmówić komukolwiek, że ktoś kto od 18 lat zasiada w sądzie biskupim, przez który przechodzą wszystkie afery i skandale w tej diecezji, a od przeszło sześciu sam osobiście przygotowuje i podpisuje wszystkie akty urzędowe w kurii biskupiej, mógł nic nie wiedzieć o pedofilii ks. Stanisława P.? O innych, jeszcze gorszych i bardziej drastycznych przypadkach tej dewiacji seksualnej, a dotyczącej innych kapłanów tejże diecezji nawet nie wspominam. Ale nie obiecuję, że tak będzie zawsze.
Jeżeli swoim bezsensownym zachowaniem, jak dotychczas, a także zakłamaniem i hipokryzją nie pozostawicie mi Panowie wyboru, to wtedy lawina ruszy i zatrzyma się na Placu Świętego Piotra w Watykanie.

 

 


A skoro już o Watykanie mowa. Jeżeli przyjąć, że Przewielebny Ksiądz Kanclerz rzeczywiście o problemie pedofilii ks. Stanisława P. (i innych księży tej diecezji) dowiedział się dopiero w ostatnich latach, a wiedzieli o tym przypadku nawet liczni wiejscy plebanii, o młodych wikarych nie wspominając, to by znaczyło, że Ksiądz Doktor (i do tego habilitowany) nie nadaje się na stanowisko, które od lat piastuje. Mało tego. Przecież Przewielebny Doktor, był co najmniej dwukrotnie (choć tu mogę się mylić), wymieniany w ternach przesłanych do Stolicy Apostolskiej, jako kandydat na biskupa pomocniczego. Wiem, że to tajemnica papieska, ale poznawanie takich tajemnic, to od lat moja zawodowa specjalność(!!!)

 

Czy to zatem oznacza, że Ksiądz Biskup Ordynariusz wprowadził Stolicę Apostolską i Nuncjaturę w Warszawie w błąd? I to już co najmniej dwukrotnie? Jeżeli tak, to jako posłuszny syn Matki Kościoła czuję się zobowiązany do poinformowania o takiej możliwości, Księdza Kardynała, Prefekta Kongregacji do Spraw Biskupów Stolicy Apostolskiej i warszawskiej nuncjatury. Tym bardziej, że podobno nowe terno z Tarnowa zostało tam ostatnio przesłane, nieprawdaż?
Oczekuję zatem kolejnego komunikatu Przewielebnej Kurii Biskupiej i samego Księdza Doktora w tej sprawie i publicznego przeproszenia ks. Tadeusza Isakowicza – Zaleskiego za tę niegodną, wręcz podłą próbę uciszenia go, poprzez wykorzystanie w tym celu wspomnianej kancelarii prawnej.


A jeżeli czytelnicy mojego profilu poczuli się we wnętrzach Pałacu Biskupiego w Tarnowie jak u siebie, to bardzo się z tego cieszę, gdyż będziemy do niego jeszcze często wracać.
Ciąg dalszy nastąpi…

Andrzej Gerlach

Andrzej Gerlach. Grzech w diecezji tarnowskiej. Cześć 9 i 10

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część IX.

W 2013 roku zapadł w sprawie ks. Stanisława P. wyrok skazujące, a o jego konsekwencjach prawnych pisałem w poprzednim odcinku. Wyrok został zatwierdzony przez Stolicę Apostolską i winien zostać natychmiast wcielony w życie. Zapytacie pewnie Państwo dlaczego dopiero w 2013 roku, doszło do tych ostatecznych, jak się wówczas wydawało, rozstrzygnięć. Otóż powód jest moim zdaniem jeden. A na imię mu Franciszek, papież Franciszek.


Od początku tego pontyfikatu papież nie pozostawił złudzeń co do nowych reguł, które wówczas zostały wprowadzone w Kościele Powszechnym. Świadome chronienie grzechu pedofilii przez biskupów w swoich diecezjach, będzie się odtąd kończyło usuwaniem tych hierarchów z urzędów. I to bez względu na dotychczasowe zasługi czy osiągnięte godności. Papież nie tylko to mówił, ale także wcielał w życie. Wszystkim czytelnikom zwracam uwagę na długą listę biskupów, arcybiskupów, a nawet kardynałów, którym papież Franciszek „podziękował” w ten sposób za współpracę.

 

Zajmę się kiedyś tym tematem i opiszę najciekawsze przypadki, a tymczasem zwrócę uwagę Państwa na bardzo istotny fakt, jakim jest bezpardonowy atak tych nieprzychylnych papieżowi środowisk na niego. Często bezrefleksyjnie powielamy w obiegu internetowym niesprawdzone informacje o tym papieżu, wypuszczane przez skrajne i nieprzychylne mu środowiska kościelne, a powinniśmy sobie zadać pytanie czy te informacje to nie jest manipulacja, aby całkiem zdyskredytować tego papieża. „Lewak”, „Antychryst”, a nawet pedofil. Zanim klikniemy w klawiaturę i poślemy jakąś informacje w świat, odpowiedzmy sobie na pytanie: „Który dotychczasowy papież zrobił tyle w kwestii usuwania pedofilów i ich obrońców z kręgów kościelnych, co ten papież?” A przecież usuwa nawet tych, a właściwie głównie tych, których nominował święty papież z Krakowa.


Zrozumieli to także biskupi w diecezji tarnowskiej i urzędnicy tutejszej kurii i dlatego od wiosny 2013 roku, proces karny ks. Stanisława P., który rozpoczął się w 2010 roku przed tarnowskim sądem biskupim, nagle wyraźnie przyspieszył.
I dlatego po zapadłym prawomocnym wyroku sądu biskupiego, przez pierwsze miesiące po procesie wydawało się, że 57-letni wówczas ks. Stanisław P., resztę swojego życia spędzi w Domu Księży Emerytów w Tarnowie, przy ulicy Pszennej 7, gdzie nie będzie już nigdy żadnym zagrożeniem dla dzieci i młodzieży.


Teraz kilka uwag na temat samego Domu Księży Emerytów i jego najbliższego otoczenia. To przepiękny obiekt wybudowany na skraju miasta, na przepięknej i olbrzymiej działce, ulokowany w dyskretnym i cichym miejscu, otoczony wielką ilością zieleni, starych drzew i nastrojowych miejsc do ewentualnych spacerów. Budynek posiada wiele skrzydeł na których znajduje się szereg dwupokojowych apartamentów w których mieszkają księża emeryci, renciści i ci młodzi kapłani, których najczęściej z powodów moralnych, kuria biskupia izoluje w ten sposób od środowiska, a także ich własnych rodzin.

 

Zapytacie Państwo ilu jest takich księży w tej diecezji? Teraz około pięćdziesięciu, choć ta liczba często się zmienia. Obecnie całość tego obiektu została niezwykle rozbudowana i co stwierdzam z niepokojem, wzrasta także liczba tych młodych kapłanów. Jeszcze nigdy w historii tej instytucji nie przebywało tam tylu młodych dewiantów, alkoholików czy osób, które władze diecezji tarnowskiej pragną za wszelką cenę odizolować od świata zewnętrznego, także od mediów…


Ponieważ jestem tam stosunkowo często to dodam, że w centralnej części obiektu znajduje się prywatna kaplica (zdjęcie tej kaplicy dołączam do tekstu) o rozmiarach porównywalnych z niejednym kościołem w diecezji. I jeszcze jedno. Standard całego wyposażenia. Nowoczesne zaplecze kuchenne, ilość personelu zakonnego i świeckiego, trudny nawet do porównania z jakimkolwiek domem pomocy społecznej w mieście czy powiecie. I wszystko, włącznie z apartamentami mieszkalnymi księży, wyłożone marmurami, których nie powstydziłaby się żadna świątynia w tym kraju.


Duchowni mieszkańcy tego obiektu tam mieszkają, ci chorzy są tam rehabilitowani, dużo spacerują po wewnętrznym ogrodzie lub po najbliższej okolicy. Ponadto często i namiętnie grają w karty i to na tak wysokie stawki, że moje wynagrodzenie czy emerytury lub renty większości z Państwa, prawdopodobnie dyskwalifikowałyby nas już na starcie. Przypomina to często sceny niemal jak z filmów gangsterskich czy karcianych rozgrywek w kasynach czy z innych miejsc hazardu. Byłem wielokrotnym światkiem takich sytuacji, gdy czekałem na rozmowę z jakimś lokatorem tego obiektu. Dlaczego o tym piszę? Z prostego powodu. Aby przybliżyć wszystkim czytelnikom nie tylko samo to miejsce, ale i jego klimat. Miejsce do którego miał w 2013 roku trafić także ks. Stanisław P.


Nad całością tego obiektu przez ostatnie lata dyskretnie czuwał jego dyrektor, ks. Andrzej L., rocznik 1962, kolega z rocznika święceń obecnego ordynariusza tarnowskiego, bp Andrzeja J., co będzie miało pewne znaczenie w kolejnych odsłonach tego cyklu. Ksiądz dyrektor miał także przestrzegać procedur izolacji tych spośród księży, którzy trafili do administrowanego przez niego obiektu w wyniku wyroków sądu biskupiego lub „zsyłek” samego ordynariusza.


Czy czuwał? Nie wiem, ale wiem niewątpliwie, że po pewnym czasie, gdy cała afera związana z ks. Stanisławem P. ucichła, sam skazany na dziesięć lat zakazu kontaktu z dziećmi i młodzieżą kapłan, zakaz ten systematycznie łamał. Jego osobisty udział w pielgrzymkach, w tym także tych zagranicznych, odprawianie Mszy Św. poza obiektem Domu Księży Emerytów w Tarnowie, udzielanie „pomocy” duszpasterskiej zaprzyjaźnionym księżom w diecezji, to tylko te nieliczne przykłady na permanentne łamanie nie tylko wyroku tarnowskiego sądu biskupiego, ale także Stolicy Apostolskiej. Opisuje ten proceder na swoim blogu ks. Tadeusz Isakowicz – Zaleski, powołując się przy tym na liczne zdjęcia publikowane z tych wydarzeń w internecie.


Czy zatem władze diecezjalne mogły o tym nie wiedzieć? Pytanie pozostawiam bez odpowiedzi, jako niemal retoryczne. Bo skoro na każdy wyjazd na zagraniczną pielgrzymkę zgodę każdemu księdzu musi wyrazić każdorazowo kuria biskupia, jak również na każde dodatkowe zatrudnienie w jakiejkolwiek parafii, na każdą aktywność poza miejscem zamieszkania i tak dalej, to odpowiedź na zadane pytanie może być tylko jedna.


Kilka dni temu, dotychczasowy długoletni dyrektor Domu Księży Emerytów w Tarnowie, został mianowany proboszczem w parafii pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Krynicy – Zdroju, gdzie zastąpił dotychczasowego tamtejszego proboszcza, ks. Bogusława S., który po 18 latach pracy w Krynicy – Zdroju został awansowany na bardziej dochodową posadę w Tarnowie. A pamiętacie Państwo, gdzie i do kogo trafił, po powrocie z Podola na Ukrainie, ks. Stanisław P. w 2008 roku? To oczywiście jedynie przypadek, zbieg okoliczności lub Palec Boży. O podobnych przypadkach, zbiegach okoliczności i Palcach Bożych jeszcze pewnie Państwo przeczytacie nie raz na moim profilu, gdyż…


Ciąg dalszy nastąpi.

 

 

 

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część X.

 

W mediach ogólnopolskich, ale i w tych lokalnych, pojawia się coraz więcej artykułów na temat ukrywania pedofilów w sutannach w diecezji tarnowskiej, za czasów gdy ordynariuszem tej diecezji był obecny metropolita katowicki, abp Wiktor Skworc (rocznik 1948). To bardzo dobrze, że media zajęły się tym tematem i nie zamierzają go odpuszczać, ale żadne znane mi media nie podjęły tematu, że problem ukrywania seksualnych kościelnych dewiantów to nie tylko problem samego byłego ordynariusza tarnowskiego. Nikt jakoś nie zauważył, albo nie chciał zauważyć, że w związku z artykułami o problemie ukrywania pedofilii wśród tarnowskiego kleru, przysłowiowy „blady strach” padł także na innych hierarchów tej diecezji, a także wielu hierarchów z innych diecezji, którzy pochodzą z diecezji tarnowskiej.


Wina ordynariusza bp Wiktora Skworca jest poza wszelką dyskusją, ale przecież ten biskup zabiegał od dawna o awans i powrót do swojej macierzystej diecezji i kiedy metropolita katowicki, abp Damian Zimoń przeszedł w 2011 roku na emeryturę, ordynariusz tarnowski spełnia swoje kolejne marzenie i zajmuje jego miejsce. Wraca do swojej dawnej diecezji z której wyszedł księdzem i ekonomem, a powrócił do niej jako arcybiskup i metropolita.


Jego miejsce przez pierwsze miesiące, w charakterze administratora diecezji, zajął bp Wiesław Lechowicz (rocznik 1962), który bardzo liczył, że bulli papieskiej z jego nominacją na ordynariusza tarnowskiego, to tylko kwestia czasu. Tym bardziej, że jego nazwisko znajdowało się na ternie w Rzymie, a w nuncjaturze prowadzono proces informacyjny w tej sprawie. Ale przyszedł długo oczekiwany dzień 12 maja 2012 roku i nowym ordynariuszem tarnowskim został jego przyjaciel, od tego dnia należałoby pisać dotychczasowy przyjaciel, bp Andrzej Jeż (rocznik 1963). Obaj panowie byli dotychczas najbliższymi współpracownikami bp Wiktora Skworca, początkowo jako wykładowcy w miejscowym seminarium duchownym, a później ks. Wiesław Lechowicz jako jego rektor, a ks. Andrzej Jeż jako proboszcz dwóch znaczących parafii w diecezji. Ale obaj za tę długoletnią wierność i oddanie ordynariuszowi otrzymali sakry biskupie.

 

Bp Wiktor Skworc nie tylko „przepchnął” ich kandydatury w Rzymie, ale także sam ich osobiście konsekrował. Ks. Wiesław Lechowicz został mianowany biskupem tytularnym i pomocniczym tarnowskim w dniu 22 grudnia 2007 roku, a bp Wiktor Skworc konsekrował go w dniu 16 lutego 2008 roku w tarnowskiej Bazylice Katedralnej. W wypadku ks. Andrzeja Jeża nominacja została ogłoszona w dniu 20 października 2009 roku, a sakrę otrzymał także od bp Wiktora Skworca w dniu 28 listopada 2009 roku w Bazylice Św. Małgorzaty w Nowym Sączu.

 

Ponieważ często takie rzeczy się szybko zapomina, szczególnie gdy dotychczasowemu protektorowi „grunt pali się pod nogami”, czego przykładem jest ostatnio chociażby krakowski specjalista od „tęczowej zarazy”. Aby moi tarnowscy koledzy biskupi nie zapomnieli komu to zawdzięczają, że są biskupami, to do wpisu dołączam ważne zdjęcia z tych kościelnych uroczystości. Sam byłem świadkiem tych wydarzeń, więc jako historyk i kolega nominatów, mam chyba prawo to przypomnieć. A przypominać warto, bo najważniejsze w dzisiejszym wpisie są właśnie daty… Te wszystkie podawane tu daty, uważni czytelnicy tego cyklu, niech nałożą sobie na znane im już daty dotyczące wszystkich wydarzeń związanych ze sprawą i życiem ks. Stanisława P. To jest istotny klucz do całej zagadki.


Ale kiedy do diecezji tarnowskiej przyszedł w 1998 roku bp Wiktor Skworc byli już w diecezji dotychczasowi biskupi pomocniczy. Bp Piotr Bednarczyk (1914 – 2001), pomocniczy tarnowski od 1968, bp Józef Gucwa (1923 – 2004), pomocniczy tarnowski od 1969 (nominacja, grudzień 1968), bp Władysław Bobowski (rocznik 1932), pomocniczy tarnowski od 1975 (nominacja, grudzień 1974). Dlaczego ich zatem tutaj przypominam? Bo w czasach rządów ordynariusza tarnowskiego, bp Jerzego Ablewicza (1919 – 1990), ordynariusz od 1962 i bp Józefa Życińskiego (1948 – 2011). ordynariusza w latach 1990 – 1996, a potem metropolita lubelski, też w diecezji działo się, och działo…


Nie zapominajmy także, że w 1991 roku (nominacja w czerwcu, a sakra w lipcu) biskupem pomocniczym w tej diecezji został ks. Jan Styrna (rocznik 1941), od 2003 ordynariusz elbląski, którego rządy w tej pomorskiej diecezji to także temat na odrębną opowieść, rządy zakończone skandalem i interwencją Watykanu.


W 2004 roku (nominacja w lutym, a sakra w kwietniu) biskupem pomocniczym został dotychczasowy rektor tarnowskiego seminarium, ks. Stanisław Budzik (rocznik 1952), faworyt bp Wiktora Skworca, a od września 2011 roku, po śmierci abp Józefa Życińskiego, metropolita lubelski.


Kolejne dwie nominacje biskupie to 2013 rok (nominacja w dniu 14 grudnia, a sakra w dniu 25 stycznia 2014 roku), gdy nowymi biskupami pomocniczymi zostali ks. Jan Piotrowski (rocznik 1953) i ks. Stanisław Salaterski (rocznik 1954), dotychczasowi wpływowi współpracownicy ordynariusza tarnowskiego bp Andrzeja Jeża i jego poprzedników. Bp Jan Piotrowski to od dnia 11 października 2014 roku ordynariusz kielecki.


I najmłodszy ze wszystkich biskupów pomocniczych tarnowskich, ks. Leszek Leszkiewicz (rocznik 1970), nominowany w dniu 19 grudnia 2015 roku i konsekrowany w dniu 6 lutego 2016 roku.


Do tego należy dołączyć wszystkich kanclerzy i notariuszy w kurii diecezjalnej, a także wszystkich dyrektorów wydziałów w tym urzędzie, rektorów i wyższych przełożonych w tarnowskim seminarium, kapitułę katedralną i wszystkie kapituły kolegiackie, dziekanów, wicedziekanów i notariuszy 44 dekanatów w diecezji, a przede wszystkim wszystkich członków kolegium konsultorów.


I dopiero teraz mamy niemal pełny obraz tych wszystkich,którzy wiedzieli lub mogli wiedzieć, ale ze względu na strach, zapewne o te właśnie wymienione przeze mnie stanowiska, nie zrobili nic co powinien w takiej sytuacji zrobić każdy człowiek porządny, przyzwoity i odpowiedzialny. I człowiek wierzący, który zasiada niemal codziennie w konfesjonale, aby rozgrzeszać grzechy innych ludzi, człowiek który codziennie staje przy ołtarzu i wznosi ręce do Boga.


Ale widać łatwiej rozgrzeszać innego człowieka, łatwiej stawać przy ołtarzu, niż osobiście przeciwstawić się złu instytucji, której jest się samemu znaczącą częścią. Dlatego wszyscy czytelnicy, którzy śledzą od kilku dni ten cykl o „Grzechu w Diecezji Tarnowskiej”, niech mają pełną świadomość tego, że grzech ten dotyczy także wielu członków całego naszego obecnego Episkopatu, a w samej diecezji wykracza daleko poza sam budynek jej kurii biskupiej. A jak daleko sięga obecnie, przekonacie się Państwo już wkrótce.
Ciąg dalszy nastąpi.

Andrzej Gerlach

Andrzej Gerlach. Grzech w diecezji tarnowskiej. Część 7 i 8

 

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część VII.

Już po ostatniej publikacji otrzymuje niezwykle wiele zgłoszeń z terenu całej niemal diecezji tarnowskiej na temat pomocy jakiej udzielali, za zgodą tarnowskiej kurii biskupiej, seminaryjni koledzy ks. Stanisława P., temu swojemu skompromitowanemu i zdemoralizowanemu koledze. I to wszystko działo się już, zarówno po skandalach w parafiach gdzie był początkowo wikariuszem, jak również po głośnym wśród licznego tarnowskiego duchowieństwa skandalu z molestowaniem nieletnich chłopców w Woli Radłowskiej gdzie był proboszczem, a także po jego burzliwym pobycie na terenie Ukrainy, gdzie także jego seksualne dewiacje wygrały w nim ze zwykłą ludzką przyzwoitością.


Na czym polegała ta pomoc? Otóż księża ci zapraszali swojego kolegę do swoich parafii, które prowadzili i tam ks. Stanisław P., spowiadał, udzielał sakramentów, odprawiał Msze św. i być może łowił kolejne swoje potencjalne ofiary.
To bardzo częste zjawisko, że gdy któremuś księdzu „podwinie się noga” i straci on nagle swoje dotychczasowe, często przy tym bardzo dochodowe stanowisko, to koledzy w sutannach zapraszają go do siebie i pomagają utrzymać się przez jakiś czas na jakimś finansowym poziomie, dzieląc się z kolegą intencjami mszalnymi, zapraszając do głoszenia okolicznościowych rekolekcji, do pomocy w duszpasterstwie na terenie samej parafii czy do spowiadania w kościele. Równocześnie zapewniają mu gościnę na plebanii i pełne utrzymanie. Nie ma to jak solidarność kapłańska!!! W końca warto zawsze pamiętać też o starej kościelnej zasadzie, że dzisiaj podpadłeś ty, ale jutro to ja mogę szukać pomocy, a wówczas…


Parafianie wspominają, jak w 2008 roku i później, proboszczowie zapewniali ich, że do parafii przyjedzie wyjątkowy kapłan, który ma specjalne pełnomocnictwa od samego biskupa tarnowskiego i może udzielać rozgrzeszenia jak sam biskup, nawet z takich grzechów z jakich oni, zwykli duszpasterze rozgrzeszać swoich parafian nie mogą.


Wszystko się zgadzało. Do parafii przyjechał wówczas wyjątkowy kapłan, który odprawiał tam Msze św., głosił Słowo Boże, a przede wszystkim spowiadał. Teraz po latach, w tym wyjątkowym wówczas kapłanie wierni odnajdują ks. Stanisława P. Trudno w końcu odmówić mu wyjątkowości… A więc jego koledzy seminaryjni nie kłamali swoich wiernych. Mówili prawdę, mimo iż nie mówili, że to czynny pedofil, a do tego wielokrotny recydywista.


Z otrzymanych w ostatnich dniach drogą elektroniczną wiadomości dowiedziałem się, że tak miało być chociażby w znanej i słynnej parafii w Otfinowie na Powiślu Dąbrowskim (jego piękne wnętrze jest na dołączonym do tego tekstu zdjęciu), gdzie od 2002 roku proboszczem jest seminaryjny kolega ks. Stanisława P., także wyświecony w 1984 roku, ks. Tadeusz R. Tę informację częściowo potwierdziłem źródłowo, ale chciałbym, aby odnieśli się do niej także sami kapłani, których to dotyczy. Może sam ksiądz proboszcz z Otfinowa się wypowie w tej kwestii?


W pomaganiu bliskiemu koledze z którym się spędziło sześć długich lat w zamkniętych seminaryjnym środowisku, nie widzę nic złego, ale zapraszanie do wspólnoty parafialnej, za którą się odpowiada moralnie przez Bogiem (oczywiście, jeżeli się w niego wierzy) czynnego pedofila, to nie tylko stwarzanie potencjalnego zagrożenia dla wszystkich dzieci w parafii, ale także wywoływanie zgorszenia i podważanie zaufania swoich parafian do swojego duszpasterza. Czy zatem ktoś z tych wszystkich, wywołanych niemal jak do tablicy szkolnej, księży znajdzie w sobie odwagę, aby odpowiedzieć publicznie na tym forum, na moje dzisiejsze pytania i wątpliwości, czy stać was będzie tylko na straszenie mnie potencjalnym procesem sądowym?


Jeżeli w dniu jutrzejszym, rzecznik tarnowskiej kurii zechce wystąpić ze specjalnym komunikatem, że bp Wiktor Skworc nic o tych praktykach wówczas nie wiedział, to pragnę już dzisiaj uprzedzić księdza rzecznika, żeby nie obrażał naszej inteligencji i przyjął do wiadomości iż wiemy, że żaden proboszcz nie może bez wiedzy kurii biskupiej sprowadzać sobie do parafii, którą kieruje, żadnego przypadkowego księdza jako rekolekcjonisty czy jakiegoś innego duszpasterza, który głosi tam Słowo Boże, spowiada i udziela sakramentów, a kuria nic o tym nie wie. Proszę więc księdza rzecznika tarnowskiej kurii biskupiej o wymyślenie, na potrzeby potencjalnego komunikatu w tej sprawie, inteligentniejszego tłumaczenia.


Do czego, i to już niestety w niedługim czasie, doprowadziła taka polityka kadrowa bp Wiktora Skworca i tarnowskiej kurii biskupiej, dowiecie się Państwo już wkrótce.
Ciąg dalszy nastąpi.

P.S.
Wszystkich wiernych diecezji tarnowskiej, którzy mają jakąkolwiek wiedzę na temat wykorzystywania seksualnego nieletnich, zarówno przez ks. Stanisława P. jak i innych księży diecezjalnych czy zakonnych, proszę o bezpośredni kontakt ze mną. Jesteśmy to wszyscy winni sobie, ale przede wszystkim ofiarom tego grzechu.
A wszystkich czytelników ponownie proszę o udostępnianie tych wpisów wszędzie, gdzie to tylko możliwe. Im więcej ludzi to przeczyta tym większa lawina ruszy. A tego potrzebujemy wszyscy, nie tylko w tej diecezji.

 

 

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część VIII.

Musiało minąć przeszło ćwierć wieku od dnia święceń kapłańskich ks. Stanisława P., aby tarnowska kuria biskupia zaczęła reagować na jego ekscesy seksualne wobec nieletnich powierzonych jego duszpasterskiej trosce. Był styczeń 2010 roku…


Tydzień po Nowym Roku 2010 roku, do kurii biskupiej wpłynął list od jednej z ofiar ks. Stanisława P. Korespondencja była adresowana i przeznaczona do wiadomości ordynariusza tarnowskiego, bp Wiktora Skworca. Autorem listu był Pan Andrzej, jedna z ofiar wspomnianego kapłana. Sprawę Pana Andrzeja dokładnie opisał znany w całym kraju kapłan archidiecezji krakowskiej, ks. Tadeusz Isakowicz – Zaleski, więc zainteresowanych szczegółami odsyłam na Jego internetowego bloga. O ile mi wiadomo ks. Tadeusz pisał na ten temat, po rozmowie z samym zainteresowanym i autorem listu do biskupa tarnowskiego.


Zapewne wszyscy wyobrażają sobie, że kiedy biskup tarnowski, w dniu 8 stycznia 2010 roku, otrzymał takie pismo od ofiary ks. Stanisława P., i to odnoszące się do wielokrotnego przestępcy seksualnego, którego biskup znał od wielu lat osobiście, to taki hierarcha zareagował na tą informacje błyskawicznie. Że zawiesił swojego podwładnego w pełnieniu przez niego wszelkich funkcji duszpasterskich i rozpoczął błyskawiczną procedurę wyjaśniającą w tej bulwersującej sprawie. A tymczasem…


Kilka dni temu, na fali powszechnej krytyki ówczesnego ordynariusza tarnowskiego, jego rzecznik się tłumaczył, że Ksiądz Biskup nie miał wówczas czasu na natychmiastowe działanie, gdyż planował wówczas podróż do Niemiec, a następnie planował kolejną swoją podróż afrykańską do Rwandy i Burundi.


Nie chcę być złośliwy by się znęcać tutaj nad takim tłumaczeniem księdza rzecznika, ale dodam jedynie, że jak mi się wydaje znam bardzo dobrze procedury kościelne, także te w diecezji tarnowskiej, czego dowody daje także na tym moich profilu i wiem jak szybko zareagowałaby kuria tarnowska, gdyby na przykład jakikolwiek ksiądz publicznie powiedział cokolwiek na temat moralności swojego ordynariusza. I to nawet wówczas, gdyby powiedział wyłącznie prawdę. „Poleciałby” ze swojego stanowiska w ciągu zaledwie kilku godzin, stanąłby na kurialnym „dywaniku”, w gabinecie u któregoś z wikariuszy generalnych już następnego dnia po swojej wypowiedzi, zaraz o godzinie 9:00 rano, aby po kolejnych piętnastu minutach odebrać pismo o swoim odwołaniu od kanclerza kurii, który urzęduje za ścianą. Stałoby się to także wówczas, gdyby bp Wiktor Skworc przebywał nawet na odległym Biegunie Północnym i wizytował właśnie tamtejsze pingwiny. I wie to każdy ksiądz tej diecezji.


Nie będę złośliwy i nie napiszę też, gdzie, a właściwie do kogo, jeździł wówczas ordynariusz tarnowski do Niemiec, a także po co i z kim odwiedzał Rwandę i Burundi. A księdza rzecznika informuje, że czasami warto powiedzieć mniej niż więcej, szczególnie jak się jest rzecznikiem tego biskupa…


Tak więc dopiero po sześciu tygodniach ordynariusz tarnowski miał czas na spotkanie się z ks. Stanisławem P. Panowie spotkali się w dniu 19 lutego 2010 roku, a spotkanie miało burzliwy przebieg. Ksiądz Biskup nie wrzeszczał (było słychać za ścianą) z powodu krzywdy niewinnych dzieci, ale z powodu kolejnego skandalu jaki wywołał jego podwładny. Interes i dobre imię diecezji tarnowskiej przede wszystkim! A skandali w diecezji nie lubimy, prawda?


Była też zdecydowana decyzja biskupa tarnowskiego (nie było jej w latach poprzednich, przy wcześniejszych molestowaniach dzieci), że ks. Stanisław P. zostanie przesłuchany na okoliczność swoich zbrodni wobec osób nieletnich w sądzie biskupim. Podobno przesłuchanie miało objąć jedynie seksualne nadużycia dokonane przez tego kapłana na terenie diecezji tarnowskiej, te dokonane poza jej granicami, miały być pominięte. Przesłuchanie odbyło się w dniu 3 marca 2010 roku. I niech ksiądz rzecznik nie zaprzecza tym faktom, gdyż moi informatorzy są bardzo wiarygodni…


Protokół z tego przesłuchania był jednoznaczny, a w kurii biskupiej chyba nikt nie miał wątpliwości, także sam jej ordynariusz, że to wielokrotna recydywa seksualnego zwyrodnialca. Dziesięć dni później bp Wiktor Skworc wydał dekret o zawieszeniu w czynnościach kapłańskich ks. Stanisława P. Ksiądz został nie tylko zawieszony, ale także pozbawiony prawa do udzielania sakramentu pokuty i głoszenia Słowa Bożego wiernym, a także jakiejkolwiek pracy z dziećmi i młodzieżą. Zakaz udzielania sakramentu pokuty wynikał między innymi z faktu, że to konfesjonał i spowiadanie dzieci z ich intymnych spraw, były okazją do „łowienia” przez dewianta potencjalnych kolejnych nieletnich ofiar. A ponadto 57-letni ks. Stanisław P. miał obowiązkowo zamieszkać, w trybie natychmiastowym, na terenie Domu Księży Emerytów Diecezji Tarnowskiej w Tarnowie przy ulicy Pszennej. O tym obiekcie napiszę kiedyś znacznie więcej.


Z mojej korespondencji mailowej wynika, że akta ks. Stanisława P., które dotarły do Kongregacji Nauki Wiary, która z ramienia Watykanu rozpatruje takie sprawy z urzędu, noszą datę 7 czerwca 2010 roku. Dopiero wówczas tarnowska kuria dołączyła do tych akt dokumenty z lat 1984 – 2002, a więc o wiele lat za późno. Kongregacja watykańska po zapoznaniu się z tymi aktami, poleciła w dniu 21 maja 2011 roku, w sprawie ks. Stanisława P. przeprowadzić proces karny według kościelnych procedur sądowych. Czy ksiądz rzecznik chciałby być może zakwestionować moje informacje? A dlaczego o wieloletnich wyczynach ks. Stanisława P, Watykan został poinformowany dopiero wówczas?


Ostateczny wyrok w sprawie ks. Stanisława P., kapłana diecezji tarnowskiej zapadł w tarnowskim sądzie biskupim dopiero w dniu 10 czerwca 2013 roku. Dwadzieścia dziewięć lat po jego święceniach kapłańskich (!!!) Ks. Stanisław P. został uznany WINNYM wszystkim stawianym mu zarzutom. Otrzymał 10-letni zakaz sprawowania sakramentów świętych i głoszenia Słowa Bożego, z wyjątkiem codziennego celebrowania Mszy Św., ale wyłącznie w Domu Księży Emerytów Diecezji Tarnowskiej w Tarnowie. Ponadto zakaz pracy z dziećmi i młodzieżą, pełnienie jakichkolwiek funkcji kościelnych i poddanie się obowiązkowej terapii. Wyrok ten został ostatecznie zatwierdzony przez watykańską Kongregację Nauki Wiary w dniu 16 lipca 2013 roku. Ale, aby powiadomić Pana Andrzeja, jedną z ofiar ks. Stanisława P., o wyroku jaki zapadł wobec jego prześladowcy, kanclerz tarnowskiej kurii biskupiej, kapłan z doktoratem prawa kanonicznego, potrzebował jeszcze blisko pół roku…


Zapewne większość z czytelników, po przeczytaniu tego wyroku, odetchnęła wreszcie z ulgą i uznała, że dopiero wówczas, w 2013 roku, władze diecezji tarnowskiej zrobiły to co powinny, a czego nie zrobiły przez wiele lat wcześniej. Zapewne wielu z Państwa wydaje się, że tym wyrokiem zamknął się ten dramatyczny i jakże gorszący spektakl kłamstw, obłudy i zakłamania ze strony władz diecezji tarnowskiej, z nieodwracalną krzywdą moralną i psychiczną nieletnich w tle. Otóż nic bardziej mylnego. Nic się nie skończyło, a wkrótce rozpocznie się kolejny rozdział tego samego dramatu, ale o tym napiszę już Państwu wkrótce.


Ciąg dalszy nastąpi.

Andrzej Gerlach

Andrzej Gerlach. Grzech w diecezji tarnowskiej. Część 5 i 6

 

 

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część V.

Kiedy wierni w parafii w Woli Radłowskiej przyjęli do wiadomości, że ich dawny proboszcz odszedł z ich parafialnej wspólnoty wyłącznie z powodów zdrowotnych i zaczęli przyzwyczajać się do swojego nowego duszpasterza, temat ks. Stanisława P., jakby przestał istnieć. Przestał istnieć zarówno w jego dawnej parafii, ale także w kurii diecezjalnej. Tym bardziej, że pojawiły się w diecezji nowe afery z kolejnymi księżmi, więc w kurii zbierały się kolejne „sztaby kryzysowe”, które ratowały jedynie dobre imię instytucji, a problemy i skandale nadal narastały. Grzech narastał w całej diecezji tarnowskiej, a jej dobre imię i świetne samopoczucie jej hierarchii rosło wraz z nim.


Ale ks. Stanisław P., był oficjalnie od dnia 9 listopada 2002 roku na przymusowym urlopie, a tym samym nie zarabiał jak jego koledzy. A ksiądz jak powszechnie wiadomo, nigdy nie cierpi z powodu swojej grzeszności, ale zawsze gdy koledzy zarabiają, a on nie.
Już po nowym roku, a więc zaledwie dwa miesiące po odejściu z Woli Radłowskiej ks. Stanisław P. rozpoczął starania o uzyskanie nowej kościelnej posady. Ale był uznany seksualnym przestępcą, a do tego recydywistą, więc powrót do diecezji był ryzykowny.

Ordynariusz tarnowski, bp Wiktor Skworc już od blisko pięciu lat chętnie pozbywał się takich księży ze swojej diecezji. W przeciwieństwie do innych biskupów diecezjalnych nigdy nie miał problemów kadrowych, bo diecezja którą zarządzał zawsze była niezwykle dochodowa, a przy tym bogata w powołania duchowne. A na Wschodzie brakowało księży. Wszystkie diecezje obrządku łacińskiego na terenie dawnego Związku Sowieckiego przyjmowały niemal każdego kapłana.

Tamtejsi wierni to przeważnie potomkowie polskich mieszkańców dawnych Kresów Rzeczypospolitej, więc i z językiem nie ma specjalnie większego problemu. Tym razem wybór padł na diecezję kamieniecko – podolską, której stolica znajduje się w Kamieńcu Podolskim. Tam stoi słynna twierdza, która większości z nas kojarzy się z Trylogią Henryka Sienkiewicza i literacką postacią Michała Jerzego Wołodyjowskiego, „Małego Rycerza” i jej bohaterskiego obrońcy, ale stoi w tym mieście także piękna katolicka katedra. Do tekstu dołączyłem zdjęcia tej świątyni.

 


Zaledwie kilka miesięcy po aferze w Woli Radłowskiej, ciężko zapadły na zdrowiu ks. Stanisław P., który nie mógł z powodów zdrowotnych pełnić nadal swoich duszpasterskich obowiązków w tej parafii, ozdrowiał cudownie wiosną 2003 roku i został przez swojego szefa, a dla mnie jedynie TW „Dąbrowskiego”, oddelegowany do pracy duszpasterskiej na Ukrainę. Mało tego, dawny tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa, wydał seksualnemu dewiantowi nie tylko zgodę na pracę na terenie diecezji na ukraińskim Podolu, ale także pozytywnie zaopiniował jego kandydaturę.


Podkreślam raz jeszcze. Żaden ksiądz katolicki nie może samodzielnie wyjechać poza teren własnej diecezji i podjąć w innej diecezji obowiązków duszpasterskich. Nawet na wyjazd wakacyjny potrzebuje zgody swojej kurii. Arcybiskupie Wiktorze Skworc, jesteś więc kłamcą jeżeli twierdzisz, że w tym wypadku było inaczej!!! Ks. Stanisław P., otrzymał nie tylko twoją zgodę na wyjazd na Ukrainę, ale także cała procedura była przygotowana przez obie kurie biskupie. Na inną procedurę nie pozwala Kodeks Prawa Kanonicznego. A tu żadna prawna czy kanoniczna procedura nie została złamana i ks. Stanisław P. wyjechał formalnie do pracy na Podole. Został tam oficjalnie wysłany, albo jak ktoś woli, oddelegowany przez swojego biskupa ordynariusza.

Żadna procedura prawna nie została złamana, ale została tu złamana zwykła przyzwoitość. Zresztą Skworc, nigdy nie miałeś jej zbyt dużo!!! Nie miałeś przyzwoitości, gdy byłeś młodym księdzem i zdradziłeś nie tylko swojego ordynariusza i Kościół, świadomie współpracując z jej komunistycznymi wrogami. Nie miałeś jej także, gdy wysyłałeś zwyrodniałych dewiantów do pracy do innych katolickich diecezji i nie masz jej teraz, gdy ustami swojego rzecznika kłamiesz nadal. Jesteś kłamcą!!! Kłamcami są także twoi następcy w diecezji tarnowskiej, którzy kłamią tak jak ty. Sam ich zresztą wyświęciłeś. Nie wiedziałem, że wraz ze święceniami można przekazać gen kłamstwa. Teraz wiem, że można.

 

Ordynariuszem kamieńsko – podolskim jest od dnia 4 maja 2002 roku bp Maksymilian Leon Dubrowski (rocznik 1949), kapłan z Zakonu Braci Mniejszych, który w latach 1998 – 2002 był biskupem pomocniczym tejże diecezji. Jego zdjęcie także dołączam do mojego wpisu. Biskupi ukraińscy obrządku łacińskiego często korzystają z pomocy kadrowej z polskich diecezji i polskich prowincji zakonnych, bo powołań własnych mają zdecydowanie za mało. Tak było i tym razem.


Nie jestem w stanie Państwu potwierdzić, ile ofiar nieletnich dzieci padło na Podolu ofiarą seksualnego zwyrodnialca z tarnowskiej diecezji, ks. Stanisława P. Do dzisiaj, kiedy piszę ten wpis, tamtejsza kuria nie udzieliła mi odpowiedzi w tej sprawie.
Dwie rzeczy natomiast wiemy na pewno. Po pierwsze, że ks. Stanisław P. wykorzystywał ukraińskie dzieci przez pięć lat i w roku 2008 został usunięty z terenu diecezji kamieńsko – podolskiej. Ksiądz Tadeusz Isakowicz – Zaleski pomylił się w swoim wpisie na własnym blogu i podał tu datę 2009 roku. To był jedyny błąd ks. Tadeusza, którego osobiście podziwiam za jego odwagę w płynięciu od wielu lat pod prąd w polskim Kościele.


Po drugie. Pełną dokumentację w sprawie seksualnych nadużyć ks. Stanisława P. w diecezji kamieńsko – podolskiej tamtejsza kuria przekazała w dniu 27 czerwca 2020 roku do Kongregacji Doktryny Wiary, co potwierdziła ta kongregacja. Formalne śledztwo w tej sprawie rozpoczęło się w dniu 2 lipca 2020 roku. Szkoda, że nie obejmuje ona także tych polskich hierarchów, którzy umożliwili ks. Stanisławowi P. dokonywanie jego kolejnych zbrodni na niewinnych i ufnych dzieciach, a teraz perfidnie kłamią w jego sprawie. W jego? A może wiedzą, że to także ich sprawa?


Ks. Stanisław P. w 2008 roku powrócił do rodzimej diecezji. Za jego skandaliczne zachowanie na Podolu nie spadł mu nawet jeden włos z głowy. Ordynariusz tarnowski, bp Wiktor Skworc wyznaczył mu kolejną placówkę duszpasterską. Tym razem dewiant i zwyrodnialec, a także wieloletni recydywista trafił do renomowanego uzdrowiska na terenie diecezji tarnowskiej. Seksualny rekin wypłynął na swoim nowym terenie na swój kolejny łów. Ale o tym dowiecie się już szczegółowo Państwo w kolejnej odsłonie tego cyklu.


Ciąg dalszy nastąpi.

 

P.S.
Tym razem pragnę podziękować wszystkim tym księżom tarnowskiej diecezji, którzy w ostatnich dniach zwrócili się do mnie ze słowami wsparcia i sympatii. Fakt, że mieliście Panowie odwagę wyrazić swój ból i komentarz w sprawie konieczności oczyszczenia diecezji tarnowskiej z „brudu grzechu”, jest dla mnie niezwykle budujący i inspirujący.
W sposób szczególny pragnę publicznie, ale w dniu dzisiejszym jedynie anonimowo, podziękować tym wszystkim kapłanom, którzy dostarczają mi informacje, dokumenty, a nawet zdjęcia dotyczące „brudu” w tejże diecezji. Przepraszam, że o tych aferach z udziałem także najwyższych dostojników diecezji, jeszcze nie piszę na swoim profilu, ale dla własnego prawnego bezpieczeństwa muszę wszystkie te informacje szczegółowo zweryfikować, aby nie paść ofiarą jakiejś zorganizowanej prowokacji. Ale zapewniam, że po pozytywnej weryfikacji wszystkie fakty ujrzą światło dzienne. Jestem w szoku po lekturze tych informacji i kompletnie zaskoczony skalą moralnego upadku tej diecezji.
Tym bardziej kłaniam się nisko tym wszystkim księżom, którzy zdobyli się na taką odwagę ze swojej strony. Wasza determinacja to niezwykły kredyt zaufania dla mnie. Mam tego pełną świadomość. Wszystkim kapłanom zapewniam pełną dyskrecję i zapewniam o moim szacunku i uznaniu.

 

 

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część VI.

Ks. Stanisław P. w 2008 roku powrócił w niesławie z ukraińskiej diecezji kamieńsko – podolskiej do swojej rodzinnej diecezji. Zapewne wydaje się więc Państwu, którzy śledzicie już od kilku dni nasz cykl, że w zaistniałej sytuacji ówczesny tarnowski ordynariusz, bp Wiktor Skworc, podjął odpowiednie kroki prawne w stosunku do wielokrotnego recydywisty i seksualnego sprawcy wykorzystywania seksualnego nieletnich ofiar, że jako jego bezpośredni przełożony, w oparciu o przepisy Kodeksu Prawa Kanonicznego i decyzje Stolicy Apostolskiej rozpoczął proces wydalenia ks. Stanisława P. ze stanu duchownego. O powiadomieniu świeckich organów ścigania w zaistniałej sytuacji nawet nie wspominając.


Tym bardziej zaskakuje więc fakt, że w 2008 roku, kościelny dewiant seksualny i kilkukrotny recydywista nie tylko nie poniósł żadnej kary kanonicznej, nie poniósł żadnych konsekwencji prawnych, ale do tego otrzymał po powrocie do diecezji tarnowskiej nową kościelną posadę. Został mianowicie zamianowany przez swojego biskupa diecezjalnego penitencjarzem w prestiżowym kościele w centrum powszechnie znanego kurortu, Krynicy – Zdroju. To najbardziej znana parafia w tym mieście, pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Ale najbardziej zaskakuje nie parafia do której został skierowany, ale otrzymane stanowisko, penitencjarz.

 


Do tego wpisu dołączam Państwu nie tylko zdjęcie wspomnianej krynickiej świątyni, ale także wydruk z przepisów prawa kanonicznego dotyczącego samej spowiedzi, ale także funkcji penitencjarza. Niezorientowanym czytelnikom wyjaśniam więc istotę całej sprawy.

 


Do spowiedzi w każdym kościele katolickim przystąpić może niemal każdy, ale nie każdy w nim otrzyma rozgrzeszenie. Pewne grzechy ciężkie, takie jak morderstwo, świętokradztwo, aborcja, atak na papieża lub biskupa i jego zranienie itd., są nie tylko grzechami śmiertelnymi, traktowanymi w Kościele w sposób szczególny, po których wierny popada jakby w automatyczną ekskomunikę i potępienie wieczne. Przynajmniej tak wynika z oficjalnego nauczania Kościoła.

Jeżeli więc ktoś taki chciałby się upokorzyć i wyspowiadać z takiego wyjątkowego grzechu, może tego dokonać w specjalnej procedurze, spowiadając się u samego papieża (co technicznie i praktycznie jest bardzo trudne) lub u swojego ordynariusza (co też nie jest proste). Dlatego biskup danej diecezji wyznacza specjalnych spowiedników, penitencjarzy, którym nadaje specjalne jurysdykcje do odpuszczania takich wyjątkowych ciężkich grzechów, których odpuszczenie w innym wypadku musiałoby podlegać wyłącznie jemu samemu lub papieżowi.


Wyobrażacie więc sobie Państwo, co się tak naprawdę stało w 2008 roku? Na penitencjarza w Krynicy – Zdroju, biskup Wiktor Skworc wyznaczył wielokrotnego pedofila i do tego człowieka, któremu już wcześniej zarzucano, że konfesjonał był dla niego okazją do łowienia swoich nieletnich ofiar!!! Co gorsze nikt, ani dziennikarze mediów lokalnych czy ogólnopolskich, ani sam ks. Tadeusz Isakowicz – Zaleski na swoim blogu, nie stawia byłemu biskupowi tarnowskiemu takich zarzutów. Jestem w tym niestety osamotniony, a mam niezbite dowody na to, że ks. Stanisław P., od 2008 roku, był penitencjarzem w Krynicy – Zdroju. To po prostu niewyobrażalny skandal!!!


Dołączam dla zainteresowanych nie tylko wypis z Kodeksu Prawa Kanonicznego dotyczący samej spowiedzi i funkcji penitencjarzy. Dołączam także zdjęcie z podręcznika do religii, gdzie małym dzieciom tłumaczy się, że podczas spowiedzi wyznają one grzechy nie księdzu, który siedzi w konfesjonale, ale samemu Jezusowi i to sam Jezus udziela im rozgrzeszenia, a nie ksiądz, którego widzą. Tego naucza się nasze dzieci w szkołach na lekcjach religii. A kogo objęła jurysdykcja biskupia do słuchania wyjątkowych spowiedzi w południowej części diecezji tarnowskiej?

 

 

Jednego z największych seksualnych przestępców względem dzieci. I dawny ordynariusz tarnowski, bp Wiktor Skworc nie może powiedzieć, teraz po 12 latach, że nie wiedział wówczas kim jest ks. Stanisław P. Znał jego przeszłość z czasów, gdy był on przenoszony karnie jako wikariusz z parafii na parafie, gdy karnie sam przenosił go z Woli Radłowskiej na Ukrainę. Wiedział też dobrze co stało się także na Podolu… Czy ktoś tu jeszcze czegoś nie rozumie? Jak długo jeszcze można bronić wielokrotnego obrońcę pedofila? Jakimi argumentami można teraz po latach bronić obecnego metropolitę katowickiego?


Jest jeszcze jedna kwestia do wyjaśnienia. Dlaczego wybór padł w 2008 roku na tę znaną uzdrowiskową miejscowość? Mam w tej sprawie swoją własną opinię wysnutą po analizie dokumentów jakie sam posiadam. Otóż proboszczem we wspomnianej parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny był w latach 2002 – 2020 znany mi ks. Bogusław S. To były wikariusz w parafii w której obecnie mieszkam. Miałbym do tego kapłana wiele trudnych pytań w kwestii jego kolegi, ks. Stanisława P. i mam nadzieję, że je kiedyś publicznie postawię, a ks. Bogusław S. także publicznie na nie odpowie.

 

Dziś dodam tylko, że kapłan ten należy do wiernych i oddanych żołnierzy obecnego ordynariusza, a kilka dni temu objął on prestiżowe stanowisko w samym Tarnowie i nie jest już proboszczem we wspomnianej krynickiej parafii. Jak więc widać wierność biskupowi i kurii się zawsze opłaca. To właśnie ks. Bogusław S., prawdopodobnie „przygarnął” swojego dawnego kolegę z seminarium z którym mieszkał razem przez sześć lat pod jednym dachem. To on był jednym z tych pozostałych czterdziestu diakonów, którzy w dniu 27 maja 1984 roku, przyjęli w tarnowskiej katedrze święcenia kapłańskie wraz z diakonem Stanisławem P.

I nie byłoby w tym nic złego, że seminaryjny kolega pomaga koledze, gdyby nie seksualne przestępstwa ks. Stanisława P. względem dzieci. Gdy kolega z seminarium upada tak nisko jak ks. Stanisław P., to jego koledzy kapłani powinni pochylić się nad jego moralnym upadkiem i podać mu pomocną dłoń, a nie umożliwić mu, na kolejne lata, pełnienie funkcji penitencjarza. To kolejny rozdział w obszernej „księdze grzechu w diecezji tarnowskiej”.


Konfesjonał zawsze kojarzy się nam z grzechem. A właściwie powinien nam się kojarzyć z miejscem, gdzie się go winniśmy pozbywać. Niestety w diecezji tarnowskiej konfesjonał, ten krynicki konfesjonał penitencjarza, stał się miejscem jednego z najcięższych grzechów, bo grzechów względem kolejnych nieletnich ofiar ks. Stanisława P. Ale nie tylko on za te ciężkie grzechy dziś moralnie odpowiada. Odpowiada także wielu tych, którzy dziś należą nadal do elity naszego polskiego duchowieństwa. Ale o tym dowiecie się Państwo więcej już wkrótce.


Ciąg dalszy nastąpi.

 

Andrzej Gerlach

Andrzej Gerlach. Grzech w diecezji tarnowskiej – część 1 i 2

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część I.

 

Znany powszechnie w naszym kraju ks. Tadeusz Isakowicz – Zaleski, kapłan archidiecezji krakowskiej, zarzucił publicznie kilka dni temu na swoim blogu, hierarchom diecezji tarnowskiej świadome ukrywanie pedofilii w szeregach podległego im duchowieństwa. Po tej publikacji diecezja tarnowska zagroziła publicznie ks. Tadeuszowi procesem cywilnym zarzucając mu kłamstwo, co osobiście odbieram jako próbę zakneblowania kolejnego kapłana w naszym kraju. W zaistniałej sytuacji nie mogę milczeć, tym bardziej, że znam ks. Tadeusza od lat i choć nie zawsze zgadzam się z jego poglądami, chociażby w kwestiach polityki wobec państwa ukraińskiego, to cenię go za odwagę w głoszeniu swoich poglądów, a ponadto jego wspomniany wpis na blogu, to tak naprawdę dopiero mały wycinek prawdy o tej diecezji.


Wpis ks. Tadeusza Isakowicza – Zaleskiego dotyczył zaledwie jednego przypadku, a mianowicie księdza diecezji tarnowskiej Stanisława P., ale chcę poinformować wszystkich czytelników, że osoba tego kapłana to tylko najbardziej obecnie nagłośniony medialnie przypadek dotyczący moralnego upadku tej diecezji. Ks. Stanisław P. to tak naprawdę zaledwie mały wycinek większego problemu, któremu na imię „grzech w diecezji tarnowskiej”.


Skoro diecezja chce procesu cywilnego w tej sprawie, to dodam w tym i w kolejnych wpisach znacznie więcej informacji niż ks. Tadeusz Isakowicz – Zaleski, aby opinia publiczna wiedziała wszystko w tej bulwersującej historii. Co zaś do mnie, to zapewniam tarnowskich hierarchów kościelnych, że wiem dobrze, że ławy sądowe w gmachu tarnowskiego sądu są na tyle obszerne, że zmieścimy się na nich we dwóch z ks. Tadeuszem. A wszystkich zainteresowanych już dzisiaj zachęcam do rezerwacji miejsc na widowni w sali rozpraw.


Ks. Stanisław P., to typowy przypadek człowieka, który od wczesnych lat swojego życia, zdając sobie świetnie sprawę ze swoich seksualnych skłonności, postanowił ukryć je pod sutanną księdza. Przyszedł na świat w dniu 21 marca 1953 roku i pochodził z parafii Brzezna koło Nowego Sącza, urodził się w czasach i w miejscu gdzie sutanna księdza wzbudzała i wzbudza do dziś wyjątkowy szacunek i podziw. Gdyby młody Stanisław pozostał na wsi, robiłby zapewne to co teraz robi większość jego kolegów, ale musiałby się po pewnym czasie tłumaczyć najbliższym, dlaczego nie zakłada rodziny, a być może z czasem ktoś zwróciłby uwagę na to, że jego seksualność jest zwrócono wobec dzieci, a nie dojrzałych kobiet. Ratunkiem dla niego stał się więc okazały budynek Wyższego Seminarium Duchownego w Tarnowie, do którego wstąpił w drugiej połowie lat siedemdziesiątych minionego wieku. Prawdopodobnie radość w najbliższej rodzinie i w miejscowej parafii była wielka.

 


Obecnie nawet koledzy seminaryjni z roku ks. Stanisława P., którzy studiowali z nim przez wiele lat lub na innych latach i powinni pamiętać go z tego okresu czasu, dostają dziwnej amnezji i właściwie jakby mogli, to zaprzeczaliby, że w ogóle go znają i że w ogóle studiowali wówczas w tarnowskim seminarium. Ci nieliczni co jeszcze niedawno przyznawali, że „jako kleryk w seminarium był jakiś inny”, ale przełożeni, a przede wszystkim ówczesny ksiądz rektor, ks. prałat Stanisław Rosa (1925 – 2011), pewien prefekt i ojciec duchowny w seminarium (których dane przemilczę), uznali jednak po głębokiej dyskusji, że mimo sprawianych trudności i pewnych wątpliwości co do zachowania kleryka z parafii Brzezna, nada się on na księdza w tych komunistycznych czasach.

Ponoć sam ksiądz rektor był w tej sprawie na rozmowie u samego ówczesnego ordynariusza, biskupa Jerzego Ablewicza (1919 – 1990), ale biskup uznał, ze święceń mu jednak udzieli. I udzielił. Był dzień 27 maja 1984 roku. Obecnie ci wszyscy, którzy jeszcze niedawno pamiętali te seminaryjne epizody ze swojej studenckiej młodości, teraz pytani o kolejne szczegóły dotyczące ks. Stanisława P., nie tylko nic nie pamiętają, ale nawet nie pamiętają tego co niedawno jeszcze sami mówili w tej sprawie.


Nasz nowy tarnowski kapłan w dniu swoich święceń miał już przeszło 29 lat, a więc był o kilka lat starszy od swoich seminaryjnych kolegów, ale jego marzenia się wreszcie spełniły, był wyświecony na księdza, a w jego rodzinnej parafii na katolickiej Sądecczyźnie tylko to się naprawdę liczyło. Wkrótce otrzymał swoje pierwsze skierowanie od swojego biskupa i miał objąć swoją pierwszą kapłańska posadę, wikarego w parafii w Radgoszczy koło Dąbrowy Tarnowskiej. A tam od września, jako młody ksiądz, miał podjąć obowiązki katechety…


I tu nasza opowieść nabiera prawdziwego przyspieszenia. O czym przekonają się wszyscy, którzy będą śledzić jej kolejne odsłony.
Ciąg dalszy nastąpi…

P.S.
Robię to niezwykle rzadko, ale tym razem zwracam się do wszystkich czytelników moich wpisów o masowe udostępnianie tego wpisu jak również kolejnych jego odsłon. Proszę także o to wszystkich waszych znajomych z Facebooka, a także ich znajomych, o czynne wsparcie w tym upowszechnianiu. Niech władze diecezji tarnowskiej mają już dziś świadomość, że nie damy się zakneblować i są nas tysiące. Nic tak nie działa otrzeźwiająco na hierarchów kościelnych jak świadomość siły nacisku opinii publicznej. Pamiętajmy, że jesteśmy to także winni wszystkim ofiarom rozpasania seksualnego księży, tym ujawnionym z imienia i nazwiska i tym, którzy jeszcze cierpią i ukrywają swój ból. Wszystkim dziękuje z góry za wszelkie dowody wsparcia i sympatii.

 

 

 

 

GRZECH W DIECEZJI TARNOWSKIEJ – część II.

W lecie 1984 roku 41 nowo wyświęconych księży diecezji tarnowskiej objęło swoje pierwsze kapłańskie posady, a wśród nich był także 29-letni wówczas ksiądz Stanisław P. Trafił on do parafii w Radgoszczy koło Dąbrowy Tarnowskiej, gdzie proboszczem był wówczas ks. Stanisław Kopeć. Radgoszcz to typowa wiejska parafia Powiśla Dąbrowskiego, gdzie posłuszeństwo i szacunek dla kapłana jest do dzisiaj niemal normą w większości tamtejszych rodzin.


Dzisiaj jest niezwykle trudno udokumentować, co po latach jest plotką, być może nawet pomówieniem, a co faktem, który naprawdę zaistniał. I jakie sprawozdania składał ks. Stanisław Kopeć do kurii biskupiej, na jej wyraźne polecenie, w sprawie swojego wikarego. Proboszcz miał się rzekomo w nich skarżyć, że musi pilnować życia moralnego swojego wikarego, ale nie jesteśmy tej informacji w stanie w żaden sposób zweryfikować, gdyż teczka z tymi sprawozdaniami, składanymi podobno co kilka miesięcy, jest niedostępna zarówno dla historyków, dziennikarzy, a nawet organów ścigania i znajduje się w zbiorze zastrzeżonym biskupa tarnowskiego.

 

W 1992 roku ks. Stanisław Kopeć został niespodziewanie przeniesiony, po 28 latach proboszczowania w Radgoszczy, na teren wschodni diecezji, która została po paru tygodniach odłączona od diecezji tarnowskiej. Od 1992 roku były proboszcz z Radgoszczy, obecnie blisko 90-letni kapłan, jest księdzem diecezji rzeszowskiej i zarówno kontakt z nim jak i zadawanie mu jakichkolwiek pytań dotyczących jego dawnego wikarego jest w pełni kontrolowane przez władze kościelne.


Podobnie sprawa się ma z okresem od 1990 roku, gdy ks. Stanisław P. został wikarym, tym razem w parafii w Gręboszowie, także na Powiślu Dąbrowskim. Tam proboszczem był wówczas ks. Józef Grabowski, obecnie 85-letni emeryt. On albo nic nie pamięta, albo nie chce pamiętać. Dostęp do jego pisemnych opinii o jego dawnym wikarym z tego okresu czasu także są niedostępne, a wszystkie spoczywają głęboko w sejfach kurialnych. A księża pochodzący z tej parafii lub w niej wówczas pracujący, o ile byli bardzo rozmowni ćwierć wieku temu (nawet w samym Watykanie), teraz albo nie żyją, albo nie pamiętają nawet własnych opowieści sprzed lat.


Wątek dotyczący przebiegu pracy ks. Stanisława P., jako młodego wikarego na jego pierwszych placówkach jest nadal niejasny i niezbadany, ale to czy kiedykolwiek to się zmieni zależy jedynie od władz diecezji tarnowskiej. Pewien ksiądz powiedział niedawno, że sprawa z tego okresu jest już dawno załatwiona i nikt z parafian Powiśla Dąbrowskiego nie będzie nigdy składał w tej sprawie żadnych doniesień. I to także trzeba brać pod uwagę na tym etapie sprawy, śledząc ścieżkę kapłańskiego życia ks. Stanisława P. Pewność tego stwierdzenia świadczy bowiem o tym, że miejscowa kuria biskupia zapobiegliwie zatroszczyła się o to, aby nic w tej sprawie nie ujrzało więcej światła dziennego.


Jeżeli tarnowska kuria biskupia nie ma nic do ukrycia w sprawie swojego kapłana, to dlaczego ukrywa jego teczkę personalną przed historykami, dziennikarzami, wymiarem sprawiedliwości, a tym samym opinią publiczną. Łatwo jest grozić wszystkim procesami sądowymi, ale znacznie uczciwiej byłoby ujawnić wszystkie wątki tej bulwersującej sprawy. Jedno nie ulega jednak dla mnie wątpliwości, że ks. Stanisław P. nie stał się nagle pedofilem, był nim przez całe swoje życie. Także na swoich pierwszych placówkach duszpasterskich.


Jak więc mogło dojść do tego, że latem 1996 roku, ten właśnie kapłan został awansowany i mianowany proboszczem na samodzielną jednoosobową placówkę? Parafia ta była utworzona w 1991 roku w Woli Radłowskiej koło Radłowa pod wezwaniem Błogosławionej Karoliny Kózki. Karolina Kózka to 16-letnia dziewczyna z sąsiedniej parafii, zamordowana w listopadzie 1914 roku, którą papież Jan Paweł II beatyfikował w Tarnowie w 1987 roku. Sprawa samej brutalnie zamordowanej Karoliny i jej procesu beatyfikacyjnego, to okazja do kolejnej odsłony moralnego upadku tej diecezji, ale wątek ten obecnie pominę i powrócę do samej parafii pod jej wezwaniem.


Otóż pierwszym proboszczem tej nowej parafii był ks. Jan Koszyk, urodzony w dniu 18 grudnia 1953 roku i pochodzący z parafii w Białej Niżnej koło Grybowa. Kapłan ten w dniu 2 sierpnia 1996 roku popełnił samobójstwo, wieszając się na swojej plebanii. Wszystkie okoliczności jego śmierci są niezwykle dramatyczne i pośrednio związane także z osobą samej patronki parafii, ale je tu pominę, bo natrafiłem na nie podczas badań naukowych nad okolicznością śmierci samej Karoliny. Wątek ten pomijam świadomie, gdyż żyją jeszcze bliscy ks. Jana, którym jestem winien pierwszeństwo w ujawnieniu informacji o być może istotnym powodzie śmierci ich bliskiego. Nie chciałbym, aby dowiadywali się tego z Facebooka. Dodam jedynie, że tarnowska kuria biskupia zrobiła bardzo wiele, aby okoliczności tego dramatu ukryć zarówno przed wiernymi z Woli Radłowskiej jak i najbliższą rodziną ks. Jana Koszyka.


Kiedy zwolniło się miejsce po tragicznie zmarłym proboszczu w parafii w Woli Radłowskiej, to wpływowi koledzy z kręgów kurialnych i jak słyszałem jeden z ówczesnych biskupów pomocniczych tarnowskich, wskazali ówczesnemu ordynariuszowi tarnowskiemu, biskupowi Józefowi Życińskiemu (1948 – 2011), kandydaturę ks. Stanisława P. Większość uczestników tego procesu wyłaniania nowego proboszcza do osieroconej wówczas parafii już nie żyje, a sam ks. Stanisław P. nie sądzę, aby był zainteresowany ujawnianiem niewygodnych dla niego informacji, dlatego poruszamy się tutaj jedynie w sferze przypuszczeń i nie udokumentowanych informacji.

Cała zachowana dokumentacja dotycząca tej nominacji jest także w sejfach kurialnych. Dodam tu jedynie swoją subiektywną opinię, że gdyby wówczas dokładnie zbadano dotychczasową ścieżkę kariery ks. Stanisława P., być może uniknęłoby się dramatu wielu dzieci, które wkrótce się tam rozegrały. Ten dramat obciąża jednak moim zdaniem sumienia władz diecezji tarnowskiej i tych wszystkich księży, którzy promowali wówczas ks. Stanisława P. i ukrywali prawdziwe oblicze nowo mianowanego proboszcza w Woli Radłowskiej. Ale o dalszych szczegółach tego co rozegrało się w tej parafii dowiecie się Państwo już wkrótce.
Ciąg dalszy nastąpi.

P.S.
Dziękuję wszystkim czytelnikom, którzy aktywnie wspierają mnie w procesie ujawniania prawdy o „grzechu w diecezji tarnowskiej” i upowszechniają moje wpisy na ten temat. Polecam się nadal życzliwości Państwa i waszych znajomych z Facebooka. A na zdjęciu kościół parafialny w Woli Radłowskiej koło Radłowa.

 

Andrzej Gerlach

Wpisy Obserwatorium

Dziś kończy się okres odosobnienia bp Piotra Libery. Nie leczy ono skłonności seksualnych i nie chroni od odpowiedzialności za nadużycia jakich się hierarcha dopuszczał.

Ano właśnie. Jak to jest – wiadomo, że szczególne skłonności seksualne same w sobie nie są chorobą, więc się tego nie leczy. Ci co próbowali wiedzą, że to nie jest możliwe. Przestępstwo seksualne to co innego. To realizacja swoich szczególnych potrzeb seksualnych za pomocą jakiegoś środka przymusu pośredniego lub bezpośredniego. W instytucji takiej jak kościół katolicki jest wiele możliwości i różnorodne narzędzia do wykorzystania szczególnej supremacji wobec ofiary.

Autorytet instytucji kościelnej jest tym co rzeźbi się w umysłach katolików od najmłodszych lat. To  obraz ozdobiony złotem, koronkami, purpurą, przepychem, anielską muzyką, zapachem kadzideł – słowem całą górą teatralnych środków wyrazu. Poza ten obraz trudno jest młodym dostrzec cokolwiek innego. Cóż dopiero odważyć się spoglądać na ten teatr w krytyczny sposób. Zresztą po co mieliby to robić – wszak to takie kojące i przyjemne SPA dla skołatanej duszy.

A kiedy dorosną, założą rodziny, nadal nic innego nie widzą, nie słuchają listów pasterskich, homilii papieskich, kazań – bo wszystkie te treści są dla nich kompletnie niezrozumiałe, pisane językiem pustych treści. One tylko brzmią jak pusty cymbał. Tak mniej więcej przeżywa swoje uczestnictwo w kościele największa cześć katolików zwanych – gromadnymi.

Ale niektórzy, szczególnie najmłodsi, kilkulatkowie, albo starsi np. klerycy, doznają w tym zadymionym kadzidłem środowisku szoku poznawczego, spowodowanego zetknięciem z przemocą seksualną swoich niegdysiejszych przewodników-pasterzy. Czują ich nieświeży oddech, słyszą ich szept przeznaczony tylko dla nich, i paraliżuje ich strach. Ten strach paraliżuje ich na długie lata. I za to przestępstwo należy się każdemu oprawcy surowa kara.

A Libera sobie wyjechał… Chciał odpocząć? Chciał sobie coś przemyśleć? W celi byłyby na to doskonałe warunki jak sądzę i odpowiednio dużo okazji, by wyrównać rachunki krzywd w zetknięciu z współwięźniami. Taki rodzaj pokuty to bym zrozumiała jako szczerą chęć poddania się jej oczyszczającemu działaniu. Ale urlop? W pięknych okolicznościach przyrody? To jakiś żart z etyki i moralności.

Oto co dowiedziałam się o Panu Marku L.


Biskup Piotr Libera (rocznik 1951), to typowy karierowicz w naszym polskim Episkopacie. Pochodził i dorastał na terenie Górnego Śląska. Wyświęcony w wieku 25 lat przez niezwykle zasłużonego w okresie PRL, ówczesnego ordynariusza katolickiego bp Herberta Bednorza, niestety w niczym nie przypominał swojego duchowego i diecezjalnego szefa. Po trzech latach pracy duszpasterskiej na parafii i roku pracy na stanowisku prefekta w katowickim seminarium, udało mu się uzyskać zgodę przełożonych na studia rzymskie na tamtejszym uniwersytecie salezjańskim.
Po sześciu latach pobytu w Rzymie i po nawiązaniu cennych kontaktów w kręgach wpływowych wówczas hierarchów Kościoła doby pontyfikatu papieża Jana Pawła II, powraca w 1986 roku do rodzimej diecezji jako doktor filologii klasycznej i starochrześcijańskiej.
Już na etapie studiów w katowickim seminarium miał opinię kościelnego lizusa, ale równocześnie człowieka niezwykle niebezpiecznego, który z jednej strony robił wrażenie pokornego studenta teologii, ale z drugiej strony szukał pośród przełożonych podobnych sobie. Wiedział jak skutecznie pozyskiwać sobie przychylność tych swoich przełożonych, którzy grzeszą w podobny jak on sposób, a w przyszłości mogą stać się dla niego trampoliną do kościelnej kariery.
Jego grzechy młodości nie mogły jednak pozostać niezauważone przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, tym bardziej, że struktury diecezji katowickiej i tamtejszego seminarium, pełne były tajnych współpracowników i agentów w sutannach. Nie dziwi więc fakt, że po latach będzie skutecznie chronił nie tylko byłych zdrajców w sutannach, ale równocześnie ich promował i zwalczał proces lustracji w polskim Kościele.
Od 1989 roku zostaje sekretarzem nuncjusza abp Józefa Kowalczyka, dawnego znajomego z czasów rzymskich. Panów łączy nie tylko dawna znajomość, ale także stare grzechy. A ponieważ przez biurko nuncjusza zawsze przechodzą wszystkie nominacje biskupie, proces zachwaszczania polskiego Episkopatu trwał wówczas w najlepsze. Miał w tym procesie swój udział także sekretarz nuncjusza. W nagrodę sam zostaje, w 1996 roku, biskupem pomocniczym archidiecezji katowickiej (od czterech lat wówczas już archidiecezja), a następnie Sekretarzem Generalnym Episkopatu, zastępując na tym stanowisku niewygodnego dla nuncjusza bp Tadeusza Pieronka. I wówczas panowie udoskonalili do perfekcji proces obsadzania stanowisk kościelnych w kraju nad Wisłą, według określonego klucza.
Po publicznym skandalu z dawnym agentem SB w roli głównej i jednodniowym metropolicie warszawskim, abp Stanisławie Wielgusie (rocznik 1939), obejmuje po nim w 2007 roku, diecezje płocką.
O wyczynach nowego rządcy tejże diecezji można by tutaj pisać długo i wymieniać liczne dowody na stare i nowe grzechy biskupa. Do spraw moralnych doszła finansowa pazerność. Jak to często w życiu facetów w tym wieku: seks, władza i kasa w tle. Czara goryczy przelała się wiosną mijającego właśnie roku, a dowodem na to był list otwarty księży tejże diecezji, z dnia 2 kwietnia 2019 roku, kiedy to duchowni wręcz wypowiedzieli swojemu ordynariuszowi posłuszeństwo. Nie nazwali grzechów ordynariusza dosłownie, ale zwrot „o oszpeceniu sutanny” jest jednoznaczny. Takich wydarzeń polski Kościół nie przeżył w żadnej diecezji, choć w niejednej takie lub jeszcze gorsze słowa mogłyby paść.[…]

[…] Kto następny z Was Eminencje i Ekscelencje? A może zamiast zamykania się w eremach kamedulskich wystarczy szczery rachunek sumienia i rezygnacja złożona na ręce papieża? Będziecie mieli wówczas znacznie więcej czasu na głęboką refleksję, modlitwę i kontemplację z Bogiem.[…]

No i tu się zaczyna protokół rozbieżności z cytowanym autorem. Nie stać go bowiem nie tylko na nazwanie rodzaju przestępstwa, nawet nie nazywa tego przestępstwem – dla niego to „tylko grzech”,  a z grzechów, wiadomo, można się wyspowiadać, dostać rozgrzeszenie i pokutę. Mój pomysł jest lepszy. Uczciwość nakazuje by sprawiedliwości stało się zadość. Sama rezygnacja nie wystarczy. To zaledwie początek. Poza tym ofiarom należy się rekompensata za stratę życia, bo ich życie zatrzymało się przez kościół własnie, zanim się na dobre zaczęło. Czy jest na to jakaś adekwatna kara? Pokuta jak kto woli?

Kuna 2020