Wpisy Obserwatorium

Refleksje nad ks. Strzelczykiem

 

„Nie zaskoczyliśmy Boga”

Grzegorz1

foto boskatv.pl

Ks. Grzegorz Strzelczyk.

Myśliciel czy jednak tylko teolog? Zręczny, świadomy misji, szermierz słowa czy tylko błyskotliwy umysł na uwięzi wiary? Jakie są  granice uczciwości intelektualnej? Czy i co usprawiedliwia jej brak ? Czy w ogóle zauważa swój błąd, i czy wie, że to błąd? Czy zdaje sobie sprawę z konsekwencji braku dyscypliny intelektualnej?

Te i inne pytania pojawiają się co chwilę, gdy czyta się wartki przekaz zawarty w wywiadzie z ks. Grzegorzem Strzelczykiem, zamieszczonym 27 stycznia bieżącego roku, na łamach Tygodnika Powszechnego, wydanie specjalne…

Ks. Grzegorz odpowiadając na trudne pytania, kreśli w wywiadzie postać boga, próbuje przekazać  swoje „osobiste doświadczenie Boga”, dużo mówi o interpretacji tego  pojęcia, opowiada o tym gdzie go „widzi” i jak go „słyszy”. Ta opowieść nie jest barwna, ani skończona. Nie może być. Z resztą bóg jest w tej rozmowie tylko pretekstem, bo tak naprawdę ks. Grzegorz opowiada czytelnikom o swojej wierze, o biblii i o tym w jaki sposób udaje mu się spinać rzeczywistość z wiarą tak, by tworzyły konsekwentną całość, by wszystkie klocki pasowały do siebie. I czuje się w każdym akapicie, że to trudna sztuka i wyczerpująca praca, ale…

Ponieważ  nigdy nie wchodzę w polemikę z osobami wierzącymi, przynajmniej nie na temat wiary, boga i pokrewnych, zostawiam to „uczonym w piśmie”. Od siebie powiem tylko tyle – proszę księdza, próżny to trud i zmarnowane lata. Tych dwóch porządków nigdy i nikomu nie uda się spiąć w całość- to raz, a dwa nie ma takiej potrzeby. Jest tylko jedna przyczyna, że człowiek wykształcony, inteligentny i potencjalnie twórczy, zużywa energię i marnuje czas swojego wyjątkowego życia na tego rodzaju gimnastykę intelektu. A jest nią, zaszczepiona odpowiednio wcześnie potrzeba wiary. Ks. Grzegorz taką potrzebę ma. I wolno mu ją mieć, tak jak i my mamy prawo mieć potrzebę wiedzy, upatrywać w niej drogowskazu, wykorzystywać ją do różnych celów. Nie jestem hipokrytką, więc dokładnie na tej samej zasadzie jak pogardzam i walczę z ideą neoliberalną, bo skutki jej wdrożenia w świecie gospodarczym są opłakane, tak walczyć będę ze skutkami krzewienia wiary w bogów.

Ponieważ jednak ks. Strzelczyk nie dzierga swoich przemyśleń bez celu, li tylko na własne potrzeby, czuję się w obowiązku uczulić jego ewentualnych odbiorców, zwłaszcza tych, którzy posiedli wiedzę i uczą dziś młodzież akademicką – nie dajcie się ponieść aż nadto oczywistej sofistyce, a także zręcznej erystyce ukrytej między wierszami, bo nim skończy wywody, niejeden z was może ulec pokusie i sprzeniewierzyć się logice i dialektyce. Wszak wielu z was to także niegdysiejsi katolicy formalni, zatem musicie liczyć się z głębokim rezonansem z zaszczepioną i wam potrzebą wiary.

Ks. Grzegorz ma świadomość do kogo kieruje swój przekaz. Wie, że nie kupicie bajek, uproszczeń, fałszu więc nawet nie ukrywa czym jest biblia – mówi wprost, że napisali ją ludzie i pisali głównie o sobie samych. Powie wam również bez zająknienia, że bóg to byt bezcielesny i wywiedzie stąd oczywistą konkluzję, że jest on pozbawiony uczuć i emocji, taki trochę zespół Aspergera – nie potrafi tworzyć relacji, nawet nie odpowie na zaproszenie – modlitwa więc, przynajmniej rozumiana jako rozmowa, czy zanoszenie prośby, nie może być skuteczna. Ba, nawet przyzna, że ludzie nie mają dostępu do boga, stąd potrzeba powołania do życia cielesnego Jezusa- człowieka z krwi i kości …itd, itp… bzdurki.

Kiedy jednak dowodzi, że bóg stworzył człowieka by dzięki niemu móc doświadczyć emocji, uczuć, pragnień, to czerwona lampka z tyłu głowy musi się zapalić każdemu – bo znaczyłoby to, tyle co handel wymienny – ja wam życie i ciało fizyczne, wy mi swoją emocjonalność, żebym mógł uzupełnić swoje deficyty. I jak to jest z tym stworzeniem na obraz i podobieństwo boga? A w czymże to jesteśmy podobni? Widzę tylko jedną cechę, która jako tako mogłaby przystawać do obu form – świadomość, – ale to i tak mocno naciągane. Najlepsze będzie teraz – autor przypomina, że bóg jest miłością! Czyżby? Bóg, który nic nie czuje ma być zarazem miłością?

Proszę księdza! Szanujmy się nawzajem.

Pozostaje mieć nadzieję, że bóg wierzy w człowieka równie irracjonalnie jak ludzie wierzą w niego. Czy bóg jest kapryśny, czy bywa znudzony, czy kult jakim go ludzie otaczają bawi go, czy wbija go w poczucie wyższości, czy to przypadkiem nie my go tworzymy aktem indywidualnym i zbiorowym, i czy nie jest tak, że jak przestaniemy uprawiać tą dyscyplinę , to on przestanie istnieć? Niebezpiecznie zbliżam się do teorii względności, zatem postawię w tym miejscu kropkę.

Zrezygnowałam z cytowania wyjątków z wywiadu z ks. Grzegorzem Strzelczykiem, ponieważ cała rozmowa jest warta przeczytania, choćby po to by skonfrontować się osobiście z tą nietuzinkową opowieścią.

 

A teraz pozwolę sobie trochę poubolewać. Zacznę swój lament od tego, że strasznie mi przykro z powodu, że nie zostaliśmy stworzeni aktem skończonym w jednym punkcie czasoprzestrzeni ( kreacjonizm?). Że pojawiliśmy się stopniowo, że ewolucja nierychliwa, ślepa, absolutnie pozbawiona uczuć, przepchnęła nas przez setki tysięcy lat, że przez te wszystkie lata borykaliśmy się z naszymi ograniczeniami i dookolną przyrodą jak potrafiliśmy najlepiej i, że w pewnym momencie, chyba zwątpienia we własne siły (?), ulegliśmy pokusie zrzucenia części ciężaru egzystencjalnego lęku na coś większego od nas, niepojętego, niewidzialnego. Wyobrażam sobie, że ten pierwszy człowiek musiał być taką mieszanką genetyczną, gdzie wybitne zdolności do imaginacji czyli wyobraźnia, spotkały się z wybitnie niskim poczuciem siły i woli przetrwania. Mogło być też inaczej. Wybuch inwencji twórczej wyobraźni, mógł być spowodowany rzadkim zjawiskiem atmosferycznym, albo serią zdarzeń przyrodniczych nad którymi ani rozumem ani wyobraźnią nasi przodkowie nie potrafili zapanować.

Rozmaita może być geneza pochodzenia wierzeń, ale co do jednego musi być zgoda- żeby coś takiego wymyślić trzeba było mieć wyobraźnię bo to w niej narodził się bóg. W wyobraźni czyli gdzie? W koktajlu chemicznym, w nowej korze mózgu! Bo gdzieżby indziej? To musiał być przebłysk geniuszu, taka zapowiedź pięciu poziomów intencjonalności w teorii umysłu. I był to geniusz, zaiste, albowiem w tamtym czasie,  wiara w nadprzyrodzone moce bóstwa, była genialnym wynalazkiem nowej, uniwersalnej strategii przetrwania. Zaryzykowałabym nawet znak równości między momentem pojawienia się świadomości istnienia i pierwszych artefaktów świadczących o kulcie boskim. ( naturalnie ten punkt to kilka tysięcy lat jak sądzę, ale w skali geologicznej to nawet nie punkt )

Smutna konkluzja jest taka, że strategia ta przetrwała do dziś i ma się niestety bardzo dobrze. Dlaczego niestety? Ano dlatego, mówiąc w bardzo dużym uproszczeniu, że mimo ogromnego wysiłku całych pokoleń myślicieli, filozofów, mimo postępu naukowo- technicznego, a także mimo, że teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie by ludzie mogli szeroko korzystać zarówno z wiedzy jak i mądrości i doświadczenia pokoleń, pozostają nadal pod wpływem wiary, która zamyka ich w kręgu pojęć bez treści, i skutecznie ogranicza rozwój ich człowieczeństwa.

Religie  instytucjonalne, obrosłe specyficzną obłudą, przez wszystkie przeszłe wieki, dbały równolegle i proporcjonalnie do postępu jaki się dokonywał, o to, żeby idea boga przetrwała w niemal niezmienionej formie. Ten fenomen nie jest warunkowany, jakby chcieli duchowni, „naturalną potrzebą boga”czy „naturą ludzką”. Ten stan rzeczy jest efektem działań celowych, gdzie z jednej strony nie dba się o poziom edukacji powszechnej i jednocześnie z drugiej strony pozwala się na wczesną, w Polsce specyficznie już od niemowlęctwa, indoktrynację religijną. W wiekach średnich wiarę w boga narzucano siłą, potem zmieniały się metody , ale cel zawsze był ten sam. Dominacja, władza, pieniądze.

I o ile w zaprzeszłych wiekach bazowano głównie na przemocy, o tyle dziś techniki się zmieniły i – co ciekawe – szeroko czerpią z wiedzy o człowieku. Nie ma w tym trendzie nic dziwnego – kościół zawsze towarzyszył z boku nauce, zawsze chętnie przystawiał ucho i nasłuchiwał co też tam nowego da się wykorzystać dla własnych celów. Pamiętajmy, że robi to od 2 tysięcy lat i jest mistrzem w infiltracji środowisk.

BTW – jak słucham neofitów czyli nawróconych, to niezależnie od tego czy opowiada o swoim nawróceniu ćwok, ćpun i wielokrotny recydywista , czy też „oświecenia doznaje” mało wzięty aktor, czy mierna aktorka, albo jaki inny umęczony swoim rachunkiem sumienia człowiek – to schemat jest bardzo podobny.

Rozpacz, która pojawia się zawsze gdy stajemy przed ścianą, to jedno z tych doznań, które skłania nas do szukania pomocy. Jeśli ogarnia nas w związku z tzw. bilansem życia, gdzie ciężar naszych win nieznośnie nas przytłacza, nieomal pozbawiając oddechu, to jesteśmy gotowi na wszystko, byleby zdjąć z siebie ten ból. Głęboki dyskomfort, jeśli nie towarzyszy mu równie głęboka refleksja nad sobą w relacji do świata, dość łatwo może przejść, o dziwo, w poczucie krzywdy, ( bo przecież nie jesteśmy do szpiku kości źli), i oto jesteśmy już bardzo blisko sięgnięcia po ten pierwotny mechanizm obronny – wiarę. I będąc konsekwentną w tym wywodzie muszę zadać pytanie – a co jeśli pojawi się ta głęboka refleksja o której wspominam wyżej? I odpowiadam… – To sięgamy po sznur, albo lądujemy na kozetce psychoterapeuty, i po raz pierwszy, pod fachową opieką  przepracowujemy swoje doświadczenia życiowe tak długo, aż powoli stajemy się sobą w nowej odsłonie. Takie drugie narodzenie, takie wyjście z ciemności ku światłu.

Prawda, że brzmi znajomo? Tak często mówią też nawróceni, tyle, że trwałe zmiany w postawie czyli dokonanie się skutecznej przemiany, odbywa się, mówiąc w dużym uproszczeniu, na drodze procesu intelektualnego a nie w oparciu o personifikację boga i szatana. Oznacza to, że ciężar rachunku sumienia nie przenosi się na barki Złego, który jak wiadomo, jest wszystkiemu winny, tylko ciężar ten pozostaje na naszych barkach jako cenne źródło, właśnie nabytej w procesie zdrowienia, wiedzy i mądrości o nas samych. Chcę powiedzieć, że „nawrócenie” to robienie sobie dobrze przez nałożenie maski, to coś jak pudrowanie pryszcza- niby już go nie widać, ale on tam ciągle jest, albo taki lifting, dzięki któremu trochę lepiej wyglądamy, ale i tak nie ma to żadnego wpływu na nasz pesel.

Na tym koniec dygresji.

ksiadz strzelczyk

foto- krzysztof łuczak dla TP

 

Wracając do ks. Grzegorza… Muszę przyznać, że czytając jego opowieść o biblii , bogu i Jezusie , co chwilę kiwałam z uznaniem głową, zwłaszcza odnajdując w tej opowieści swoje własne niegdysiejsze przemyślenia i wnioski. Czytając po raz drugi szukałam już tylko rozbieżności, bo nie było dla mnie zrozumiałe dlaczego ja jestem ignostyczką, a ksiądz kapłanem i przewodnikiem duchowym, mimo, że nasze intuicje są tak bardzo zbieżne. I doszłam do wniosku, że różni nas w zasadzie tylko jedno – potrzeba obcowania z absolutem – ja takiej potrzeby nie odczuwam, ks. Grzegorz jest od tej potrzeby uzależniony.

Stąd tam, gdzie ksiądz doznaje „strumienia zstępującego” i interpretuje to jako ” osobiste doświadczenie Boga” , ja odczuwam miłe poczucie bycia częścią Natury, albo pyłem w kosmosie. Tam, gdzie ks. Grzegorz podczas modlitwy „jako zwrot otrzymuje lepsze zrozumienie siebie i świata” , ja widzę tylko relaks i wyciszenie, które daje podobne efekty praktyczne. Wiem, że ludzie czytają biblię w poszukiwaniu odpowiedzi i, jak twierdzą, znajdują ją zawsze. Ks. Grzegorz także zaczytywał się jako młodzian w tej lekturze i twierdzi, że nabrał przekonania o istnieniu boga oraz odkrył siebie wierzącego.

A ja wiem, bo czytałam w tym czasie inne książki, że ludzie mają skłonność do wyszukiwania i przyjmowania tylko tych treści, które im stykają, czyli dopinają rzeczywistość w taką całość jaka im odpowiada. Ks. Grzegorz szczerze przyznaje, że nie jest w stanie funkcjonować poza  relacją  z bogiem. I ja mu wierzę. Też jestem uzależniona i to wielokrotnie, od wielu szkodliwych rzeczy, ale nie śmiałabym namawiać innych ludzi by też w to weszli.

W marketingu kościelnym, tak samo jak w innych działach sprzedaży, funkcjonują różni akwizytorzy firmowego produktu. Każdy chętny trafia wcześniej czy później na swojego oferenta. Raz to będzie wesołek i żartowniś, innym razem spasuje komuś buntowniczy i sarkastyczny obrazoburca, a dla wymagającego inteligenta z wyższym wykształceniem i dwoma skrótami przed nazwiskiem jest ks. Grzegorz – teolog, poszukiwacz spójnego obrazu świata i boga zarazem.  I wszyscy oni tworzą chór i śpiewają swoją hipnotyzującą piosnkę niczym mityczne syreny, a poszukujący drogi do Itaki żeglarze, zamiast zatkać sobie uszy woskiem , zasłuchani, niezmiennie lądują na rafie.

Wciskanie kitu czyli potęga marketingu

Właściwie to miałam pisać o harcerzach i nowym/starym wynalazku pt. Bojowe Chorągwie Harcerskie, pod dowództwem księdza w mundurze. Nawet napisałam ten tekst, ale kiedy po raz enty go czytałam w ramach korekty, poczułam, że pisanie o tej „ofercie” nie ma sensu, bo pisze się dla ludzi, w jakimś celu się to robi, z jakimś uczciwym poczuciem misji… A tu ani nie ma powodu ostrzegać, bo fakt jest dokonany – ani nie ma do kogo kierować apelu, bo rodzice, ewentualni adresaci przesłania, najwyraźniej nie są zdolni do refleksji nad ofertą ZHP, polegającą na wkręceniu dzieci w patriarchalny system przemocowy. To nie wszystko – mamy w Polsce także, ostatnio coraz bardziej modne,  klasy mundurowe w szkołach średnich. Chłopcy i dziewczęta chodzą do szkoły w mundurach i są szkoleni do dyscypliny wojskowej. Po co? Dla zabawy? Raczej nie. Zasilą oddziały samoobrony cywilnej, jak sądzę. Towarzyszą temu zjawisku całkiem poważne plany by w każdej gminie powstała strzelnica – to takie miejsce, gdzie młodzież i dorośli będą doskonalić swoje umiejętności w zabijaniu swoich bliźnich, tak chyba trzeba to nazwać po imieniu.

 

harcerz bojowy

 

W kraju opętanym przez nienawiść, lejącą się strumieniami z szklanych ekranów, w kraju gdzie nie ma znaczenia jaka jest prawda, ważne że jest „nasza”, gdzie tzw. polityka historyczna czyni bandytów bohaterami, tzw. media publiczne  czynią ofiary terrorystami, tzw. naukowcy czynią naukę niepoważną zachcianką w porównaniu z duchowością katolicką, tzw. oświata propaguje ciemnotę i zabobon w szkołach… nie dziwi już nic!

 

Bojowa Chorągiew Harcerska

Bojowa Chorągiew Harcerska

 

Jak byłam dzieckiem i po raz pierwszy zobaczyłam w tv jakiś wstrząsający film o obozach koncentracyjnych, dręczyło mnie pytanie – jak to możliwe, że taki tłum ludzi, tak pokornie zmierza prosto do komory gazowej, kiedy pilnuje ich zaledwie kilkudziesięciu esesmanów z psami… Dziś znam odpowiedź na to pytanie, ale dziś jestem pięćdziesiąt lat starsza, mam wiedzę i doświadczenie. Zwłaszcza doświadczanie życia w Polsce przez ostatnie 30 lat wiele wyjaśnia.

Jeśli spojrzeć na świat z punktu widzenia pewnego klasyka marketingu, który powiedział swego czasu: Dajcie mi dowolny produkt, a ja stworzę wam rynek zbytu, to widać, przynajmniej z mojej wieży obserwacyjnej, że wszystko jest towarem na sprzedaż, że wszystko można wcisnąć odpowiednio przygotowanym konsumentom. I nie oprze się temu mechanizmowi marketingowemu ani tak trudny towar jak idea, ani tak oczywisty jak kłamstwo. To zawsze jest tylko kwestia kasy, jaką się włoży w kampanię reklamową. A stąd już tylko krok od wniosku, że obowiązują tylko te idee i te kłamstwa które propagują bogaci.

Już tylko za mojego życia można było prześledzić procesy tworzenia rynku dla „niepotrzebnych potrzeb”- dla ilustracji podam kilka z nich:
na początek te proste i na pierwszy rzut oka mało szkodliwe

„wieczna młodość „

„ tylko białe jest piękne”

„ facet bez samochodu to nieudacznik”

„ zaradny człowiek żyje na kredyt”

„ nie cierp! weź pigułkę”

„zamiast ryzykować utratą urody, karm swoje dziecko naszymi produktami” *

*…to akurat mało znany paradygmat w Polsce – pochodzi bowiem z Irlandii, która jest potentatem w produkcji pokarmu syntetycznego dla niemowląt i nieco starszych dzieci, i gdzie za pomocą dobrze skrojonej  kampanii społecznej spowodowano, że dziś w tym kraju 90% kobiet nie karmi swoich dzieci naturalnie, czyli tak jak czynią to ssaki, karmienie piersią w przestrzeni publicznej nie jest tolerowane a matki łamiące ten nowy obyczajowy wymóg,  narażają się na ostracyzm i wykluczenie towarzyskie. Kościół w Irlandii, o ile mi wiadomo nie zajął w tej sprawie pragmatycznego stanowiska, co może nieco dziwić, przynajmniej nas, w Polsce, gdzie akurat episkopat wielokrotnie przywołuje i powołuje się na prawo naturalne.

…  i tego typu pradygmaty współczesności, albo bardziej złożone kampanie reklamowe jak te propagujące przekonania ekonomiczne:

„ wolny rynek – uniwersalny regulator popytu i podaży”

„ święte prawo własności”

„ chcieć to móc”

„ wszystko jest w twoich rękach”

„ wyścig szczurów jest dobry”

Dzięki doskonale naoliwionej finansowo maszynce marketingowej, powstało mnóstwo nowych profesji, a to copywriter, dyrektor kreatywny, manager sprzedaży, doradca finansowy, optymalizer podatkowy, projektant stron internetowych, całe tłumy „specjalistów” od szkoleń, których tematykę można by ująć jedną parafrazą- jak wcisnąć ludziom kit. Dzięki umiejętnemu wciskaniu kitu rozwinęły się branże usługowe jak: chirurgia plastyczna, stomatologia, motoryzacja, farmacja, przemysł spożywczy, usługi bankowe, przemysł elektroniczno – gadżeciarski, oraz, ogólnie rzecz biorąc obsługa społeczeństwa konsumenckiego. Druga połowa XX w. do dziś, to epoka w której ewoluowaliśmy z poziomu zwykłych ludzi do poziomu głupich, bezmyślnych konsumentów.

Ale za to interes się kręci, a nam się kręci w głowie; tym co mają kasiorę kręci się, bo już nie wiedzą czego by tu jeszcze chcieć, a tym co jej nie mają wystarczająco dużo dlatego, że chcieliby mieć… cokolwiek, bo poza wszystkim wypada coś mieć. Jeszcze są ci, co nie mają na podstawowe potrzeby, ale oni się w tym świecie w ogóle nie liczą. No nie do końca. „dobra zmiana” da im po 500 zeta na kolejne dziecko, dzięki czemu będą się liczyć jako ferma w której kościół za pieniądze z naszego budżetu właśnie zakontraktował niemowlęta.

Ponieważ najbogatszym konsorcjum jest dziś w Polsce KK, więc obowiązują przekonania i idee, których propagowaniem jest on żywotnie zainteresowany. Dlaczego są to idee narodowo- faszystowskie, wyzute z wartości chrześcijańskich, dlaczego stają w poprzek prawom człowieka, dlaczego uprawiają i propagują przemoc w każdej postaci, antysemityzm, homofobię i ksenofobię, dlaczego poniżają kobiety i gwałcą ich prawa ? Cóż, pewnie mają w tym swój interes. Nie tworzy się rynku zbytu bez strategii dającej pewność przyszłych zysków, wielokrotnie przewyższających włożony kapitał. Stopa zwrotu musi być duża, strach się bać, do czego jesteśmy im potrzebni, jak zamierzają nas wykorzystać, jaki chcą osiągnąć cel. Whatever…

poświęcenie samolotu

I jakbym nie układała tych puzzli wciąż wychodzi jakiś obrazek – koszmar. Czy to jakaś obsesja? Powiedzcie, że przesadzam,  udowodnijcie mi, że się mylę. Bardzo chcę się mylić.

duchowe wsparcie obozu radykalno-narodowego we Wrocławiu

duchowe wsparcie obozu radykalno-narodowego we Wrocławiu

Wojna. Ukoronowanie i najwyższy, jak na razie, wymiar tryumfu wartości patriarchalnych nad humanizmem. Także zbrodnia przeciwko ludzkości – bo za każdym razem jest to zbiór pojedynczych tragedii ludzkich, a także w wymiarze ogólnym, globalnym hamulec rozwoju ludzkości, na wiele lat grzebiący, pod ruinami, nasze marzenia, ambicje i cele – te małe i te wielkie.

Wojna jest także hekatombą „zerującą liczniki”, ale dla nielicznych to przede wszystkim okazja. Okazja do wyciągnięcia funduszy z budżetów, czyli z naszych kieszeni, powód by doinwestować przemysł zbrojeniowy, podgonić badania naukowe nad nowymi rodzajami broni, bardziej celnej, bardziej skutecznej… Złoty czas dla resortów siłowych. I nie trzeba być geniuszem, by zobaczyć jakie korzyści odnieść może KK, ten rodzimy, polski, ale także ten watykański z Franciszkiem złotoustym na czele. I nie bez znaczenia jest tu „zerowanie liczników” – KK, ten instytucjonalny, hierarchiczny ma sporo za uszami; tak w sferze obyczajowej, jak i bardziej przyziemnej związanej z finansami. Nadal niejasny jest udział KK w ludobójstwie w Rwandzie, wiadomo, że miał swój udział , że wiedzieć musiał co się tam za chwilę wydarzy, wiadomo, że księża katoliccy przez wiele lat wbijali klin nienawiści między Tutsi i Hutu… Porządna katastrofa, moc nowych tragedii i dramatów ludzkich mogłaby przyćmić te fakty. To oczywiście czysta spekulacja, nieuprawnione gdybanie, ale coś w tym jednak jest.

Pozostałe profity też są nie do pogardzenia. Nie dziwi więc „ normalny” obrazek na którym kapelan święci uzbrojenie armii, albo ksiądz w mundurze harcerskim na czele drużyny chłopców, gotowy szkolić ich do zabijania bliźnich. Nie dziwi ksiądz żarliwie przemawiający mową nienawiści na rynku wrocławskim, gdzie następnie pali się kukłę żyda, nie dziwią słowa, które padły z ust hierarchy z Częstochowy pod adresem narodowców i kiboli jednocześnie – że są oni prawdziwymi Polakami i patriotami.

show w Częstochowie

show w Częstochowie

Dlaczego pisze o wojnie ? Bo odnoszę wrażenie , że od kilku już lat, dość intensywnie prowadzony jest agresywny marketing na rzecz tego zjawiska – chcą nas z wojną oswoić, chcą żebyśmy jej pragnęli, chcą nas na nią wysłać i chcą, żebyśmy byli z tego dumni.

Nic już nie dziwi. Tak jak przestał mnie dziwić fenomen obozów koncentracyjnych. To nie znaczy, że się z tymi zjawiskami godzę. Nie pomyliłam pojęć- to są dla mnie zjawiska, nie fakty, właśnie zjawiska. Powtarzalność w historii podobnych faktów czyni je zjawiskiem socjologicznym. Natomiast brak naszej ludzkiej solidarności, tej instynktownej siły, mogącej przeciwstawić się narzuconemu nam złu – złości mnie, tak zwyczajnie, po ludzku złości, bo powoduje, że jestem bezradna i bezsilna. Jestem bezradna, kiedy oglądam nasz kraj i rozumiem na co patrzę.

I prawdopodobnie tak czuje się każdy, kto jako tako ogarnia rzeczywistość. Wiedza jest przekleństwem jeśli się jej nie współdzieli z resztą społeczeństwa. Pewnie dlatego wciąż jeszcze chwytam za pióro, choć już nic mnie nie dziwi i choć nie ma we mnie nadziei. Ten imperatyw wewnętrzny do dzielenia się z wami tym co widzę i co mnie niepokoi, jest jak namolna mucha – opędzam się od niej, ale ona ciągle bzyczy. Wybaczcie, jeśli teraz będzie i wam dokuczać.

PS.: Z ostatniej chwili:

 

Zero tolerancji dla ogarniętej nowotworem złośliwym Polski i Polaków. Zero tolerancji dla tego nowotworu. Ten nowotwór wymaga chemioterapii (…) i tą chemioterapią jest bezkompromisowy narodowo-katolicki radykalizm – mówił podczas mszy z okazji 82 lat ONR w Polsce ks. Jacek Międlar, duszpasterz narodowców. 

narodowcy
narodowcy1
16.04.2016 Bialystok , ul. Czestochowska i Lipowa . Marsz ONR . Oboz Narodowo - Radykalny . Obchody 82. rocznicy powstania ONR . Fot. Marcin Onufryjuk / Agencja Gazeta

16.04.2016 Bialystok , ul. Czestochowska i Lipowa . Marsz ONR . Oboz Narodowo – Radykalny . Obchody 82. rocznicy powstania ONR .
Fot. Marcin Onufryjuk / Agencja Gazeta

 

… I odezwa do studentów Politechniki w Białymstoku: Nie wychodźcie z pokoi – rasiści są w mieście.

A podobno faszyzm jest konstytucyjnie zabroniony. Cóż, nie pierwszy to raz wola polityczna decyduje co  się politykom doraźnie opłaca. Pamiętam dyskusje jakie przetoczyły się przez niemal cały świat w sprawie olimpiady w Pekinie, tuż po krwawych zajściach na Placu Tian’anmen w 1989 roku. Jakoś nikt nie chciał pamiętać o prawach człowieka, które na tym placu pogwałcono, wszyscy chcieli bawić się olimpiadą. Czy naprawdę ludzkości  do szczęścia wystarczy dać chleba i igrzysk?

 

Na to wygląda…

 

 

 

 

 

wojskowe klasy w szkołach średnich

Bojowa Chorągiew Harcerska