Wpisy Obserwatorium

Rozpoczęła się kolejna fala rezygnacji z użytkowania telewizorni polskiej. Brawo! Lepiej późno niż wcale.

Z naszego TV zrezygnowaliśmy dwadzieścia lat temu. Pamiętam doskonale – po kolejnym programie „Warto rozmawiać” nie wytrzymałam bezczelności Pospieszalskiego, który manipulował faktami i terminologią, traktując odbiorców jak kompletnych idiotów. Wprawdzie nie wyrzuciłam tv przez okno, ale chyba tylko dlatego, że mieliśmy stary odbiornik skrzynkowy – był mało poręczny i ciężki. Teraz to luz – bierzesz jedna ręką, drugą odgarniasz firany, otwierasz okno, bierzesz niewielki zamach i po krzyku.

 

 

Żyjemy bez TV już 20 lat i bardzo sobie chwalimy. Jak czasem, w delegacji utknę w jakimś hotelu i z ciekawości poznawczej włączę TV, wracają natychmiast wszystkie złe emocje sprzed lat. Ale także pojawia się refleksja – jak to społeczeństwo ma być normalne gdy na okrągło ma kontakt z czymś takim? To wręcz niewiarygodne, że w ogóle jeszcze jakoś funkcjonuje. Ilość zabiegów odkorowujących mózgi oglądaczy jest tak mocno skoncentrowana, że naprawdę przestaję się dziwić temu co ludzie wygadują na różne, dyżurne tematy. Np. na temat edukacji seksualnej, Gender, LGBT, in-vitro, sytuacji w Polskiej gospodarce, na temat polowań na dziki czy borsuki, o termach Rydzyka, albo koronawirusie i jak świetnie sobie Polska radzi…

 

 

 

 

Mieszkaniec Tarnobrzega jest kolejnym wyzwolonym od wpływu i mam nadzieje, że więcej do procederu poddania się ogłupianiu na własne życzenie  nie wróci. Przy tej okazji gratulujemy zdrowego odruchu i zapraszamy do lektur obowiązkowych dla polskich czytelników, których spis przygotowujemy także na Polskim Ateiście, gdzie wkrótce zaprosimy naszych czytelników do raju oświecenia. Przekonacie się Państwo, że w Polsce istnieje inny świat, inni narratorzy, opowiadacze dobrych historii z puentą i jakąś cenną mądrością, że nie cały ludek ma psychiatryczną diagnozę, niektórzy zachowali równowagę i zdołali zaizolować się skutecznie od wszelkiego absurdu.

Tego absurdu który toczy się jak piana i posoka z ust wampira telewizyjnego… radzimy, rzecz jasna unikać.  Jeśli ktoś uważa odbiornik TV za niezbędne wyposażenie i wystrój swojego mieszkania – ostatecznie można nie włączać. I to jest to minimum niezbędne, by chronić, zwłaszcza młodych i dzieci, przed zgubnym wpływem mediów na ich naturalne poczucie moralności i etyki, na ich doskonale przez ewolucję wykształconą umiejętność  rozpoznawania „złego dotyku”. Tak , tak – zły dotyk kojarzy się z nadużyciem seksualnym wobec dzieci. To co robi TV jest dokładnie tym samym gwałtem tylko na ich wrażliwości, umyśle, a jak ktoś wierzy że ma duszę, to i na duszy.

 

 

 

 

I nie miałabym nic przeciwko temu, żeby w Polsce ludzie ostentacyjnie, zbiorowo, na największych placach zebrali odbiorniki TV i puścili je z dymem – byłoby trochę smrodu, ale to zacny smród i co ważniejsze słuszny gniew. Poddaję pomysł pod rozwagę działaczy społecznych, którym dobro tego społeczeństwa leży na sercu. Można by nawet usypisko zrobić tam, gdzie powinien stanąć pomnik rozsądku i społecznego protestu – bo jak ten cały plastik się scali, stopi to powstanie jednolita kupa materii… potem artyści coś na tym twórczego domalują, doczepią, wyrzeźbią, żeby było bardziej dla oczu przyjazne i będzie pamiątka i przypominajka dla następnych cwaniaków spod znaku czwartej władzy… , że są granice i trzeba o nich pamiętać, oraz, że tłum nie myśli. Tłum działa. Idzie jak walec. Prosto do celu.

Pomarzyłam na głos. Dziękuję za cierpliwe odczytanie  moich porannych majaków…

Miłego dnia w czas zarazy.

 

Dobre wiadomości

 

Kuna2020Kraków

Refleksje około aborcyjne. Część III. Deprywacja państwa po 1989 roku – proces w toku.

Żeby zobaczyć ustawę antyaborcyjną w pełnym kontekście, a jeszcze do tego próbować zrozumieć co spowodowało jej pojawienie się w XXI wieku, w środku zjednoczonej Europy, będziemy musieli cofnąć się do miłych złego początków, czyli do pierwszej Solidarności i Komitetu Obrony Robotników, do przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. W tamtych czasach bowiem rozpoczęła się deprywacja państwa, która po 1989 roku  objawiła się w postaci pełzającej klerykalizacji, a po drodze wydała na świat ustawę antyaborcyjną, która jest owocem gwałtu na świeckim państwie. Wiadomo kto życzył sobie prawnej ochrony życia od poczęcia, nie wiadomo tylko dlaczego.

Jeszcze w PRL-u…

Kościół Katolicki w Polsce obserwuję od schyłku lat siedemdziesiątych zeszłego wieku i przyznam, że w ciągu kilku dekad moja ocena tej instytucji ulegała płynnej korekcie. W PRL-u wszyscy byliśmy dość zgodni co do tego, że rozdział kościoła od państwa, to norma społeczna XX wieku. To stwierdzenie nie oddaje prawdy tamtych czasów. Powiem więc inaczej – ten rozdział był tak oczywisty, że nie musieliśmy nawet na ten temat rozmyślać. Świeckie państwo nie stało nigdy na przeszkodzie, by wszyscy – ateiści, katolicy, innowiercy, agnostycy – nie wyłączając trzeźwo myślących historyków, racjonalistów i materialistów – nie podejrzewając co się święci –  byli dumni z papieża Polaka.

Na początku lat osiemdziesiątych zaczęła mi pikać czerwona lampka ostrzegawcza. Ktoś powiedział mi na ucho, że ksiądz Jerzy Popiełuszko był na dywaniku u swojego biskupa i dano mu do zrozumienia, że za swoje,  kontrowersyjne msze za ojczyznę będzie, w razie czego sam odpowiadał, ergo, nikt z biskupstwa nie będzie go chronił – krótko mówiąc – jak mu się noga powinie – może liczyć tylko na siebie. Byłam wtedy studentką, a więc młodą, niedoświadczoną życiowo ignorantką, do tego kiepsko znałam historię kościoła, więc informacja ta wstrząsnęła mną do głębi.

Mniej więcej w tym samym czasie przeczytałam wiersz Anki Kowalskiej pt. Zdrada, który autorka napisała pod wpływem lektury Tez Prymasowskiej Rady Społecznej w sprawie ugody społecznej. Dokument ten był publikowany i komentowany, w swoim czasie w prasie zachodniej. Dziś trudno do niego dotrzeć, ale trafiłam na rękopis prymasa Glempa, stanowiący coś w rodzaju osnowy przyszłego dokumentu, jaki stworzyła Rada Prymasowska. Nie mogę opublikować tego dokumentu bo jest obwarowany jak twierdza tu:  Biblioteka Cyfrowa Ośrodka KARTA – Notatka zawierająca tezy pryma… http://www.dlibra.karta.org.pl/dlibra/doccontent?id=41792

Anka Kowalska

Zdrada

To nie Ty
Panie
wzywasz ich ustami
abyśmy dusze oddali na przemiał

nie Ty kładziesz swój podpis
pod cyrograf z diabłem
nie Ty ściskasz mu pazur
nie Ty głaszczesz ogon

Nie Ty okadzasz zbrodnie
nie Ty chcesz ofiary
z jedynego co mamy wobec luf:
sumienia

nie Ty chcesz nas uwalniać za cenę niewoli
święcąc wodą święconą pętlę dla głów naszych

Więc módl się dzisiaj Panie za Twych infułatów
bo nie wiedzą co czynią
nie słyszą co mówią

Bo chyba przecież nie wiedzą co czynią
bo chyba przecież nie słyszą co mówią
gdy w karmazynach fioletach łańcuchach
płoszą ślad Twego szeptu
uwięzły pod żebrem

gdy palec ostrzegawczy podnoszą przed dziećmi
bruk rwącymi w bezsilnej obronie przed życiem
w którym już ani szept Twojej –

tylko krzyk zdradzonych

maj 1982

z tomu „Racja stanu. Wiersze z lat 1974-1984” (II obieg wydawniczy; Przedświt Warszawska Niezależna Oficyna Poetów i Malarzy 1985)

 

Komuś, kto nie żył jeszcze w tamtych czasach, może wydawać się dziwne, że część solidarności podziemnej tak źle odebrała intencje kleru. Reagowali tak ci, którzy, nie skażeni jeszcze politycznym cynizmem, doznali dysonansu poznawczego – spodziewali się bowiem po władzach kościelnych postawy a’la Jerzy Popiełuszko – bliskiej ludziom pracy i bojownikom o wolność i prawa człowieka – a zobaczyli prawdziwe oblicze i oportunizm kościoła. Ostatecznie obie strony – rządowa i społeczna – musiały zaakceptować obecność kościoła podczas wszystkich etapów negocjacji, w charakterze obserwatora, który nie stoi po żadnej stronie, nie bierze za nic odpowiedzialności oraz za nikogo nie ręczy.

Natomiast z dzisiejszej perspektywy, gdy popatrzymy na Polskę przez pryzmat skutków obecności kleru przy okrągłym stole, widzimy że tamto zdziwienie i rozczarowanie, choć miało swoje źródło w młodzieńczej naiwności, było też prawidłową intuicją, jakiej wciąż brakuje podrasowanym, cynicznym politykom władz kolejnych kadencji. Wolą oni chadzać pod rękę z biskupami i handlować z nimi naszym życiem, niż wziąć odpowiedzialność za rozwój tego społeczeństwa.

Powiedzmy sobie wprost – KRK zawsze stoi po swojej własnej stronie i dba o swoje i tylko swoje interesy. Jego polityka zasadniczo się nie zmienia. Zmieniają się tylko okoliczności geopolityczne i nazwy partnerów jakich używają dla osiągania swoich celów.

Po transformacji – czas na zły dotyk.

I, jak wtedy władze PRL-u, tak i wszystkie one po 1989 roku, dają się wodzić za nos kościołowi katolickiemu. Moim  zdaniem mylą się i robią wielki błąd, lekce sobie ważąc edukację społeczną obywateli do demokracji bezpośredniej. To nie kler powinien być partnerem w prowadzeniu polityki wewnętrznej, ale wyłącznie obywatele, zachęcani w samorządach do ogarniania wszystkich obszarów aktywności społecznej. Tymczasem wszędzie tam, gdzie powinni być społecznie zaangażowani obywatele, tkwią, czasem doskonale zamaskowani, akolici kościoła katolickiego, którzy mają gdzieś interes społeczny – dla nich ważny jest tylko interes kościoła i ich własny przy okazji. Służalczość i oportunizm zwykle tworzą nierozerwalną parę.

Układ sił jaki mamy w Polsce po transformacji, jest dalszym ciągiem okrągłego stołu i polega z grubsza na wzajemnym szantażu między uczestnikami gry politycznej. Prymitywne i patologiczne przekonania jakie materializują się w praktyce politycznej jako: władza dla władzy, kolesiostwo, nepotyzm i kruk krukowi oka nie wykole – paraliżują postęp i sprawiają, że zamiast likwidować problemy, tworzy się ich coraz więcej i więcej. Społeczeństwo jest w tej rozgrywce pionkiem, przedmiotem, stadem – sheeple, które rozbiegło się po halach i dopóki ma zieloną trawkę do żucia, to o nic się nie martwi.

Przyzwolenie na klerykalizację, czyli oswajanie ofiary.

Z początku, dość łatwo mogłam przewidzieć skutki powieszenia symbolu wiary katolickiej w sejmie, ale to czego się nie spodziewałam to brak reakcji obywateli na ten fakt. Mówiłam wtedy, że to bardzo niedobry krok i, że zapłacimy za to wysoką cenę. Z dzisiejszej perspektywy może się wydawać to nieprawdopodobne, ale uwierzcie – reakcje na moje, tak wyrażone przepowiednie, były za każdym razem takie same i brzmiały – cytuję –

                    A co ci przeszkadzają krzyże!

I nie mówili tak katolicy, o nie! Tak w obronie krzyża stawali ludzie niepraktykujący, niewierzący, racjonaliści i inteligencja akademicka. Do pewnego momentu wszystkie zdarzenia mieściły się w mojej wyobraźni i widziałam ich logiczny związek przyczynowo-skutkowy, co przypominało katastrofę, wyczarowaną z kostek domino w holu jednej z nowojorskich galerii handlowych w latach osiemdziesiątych.

Ale potem, a dokładnie od czasu pojawienia się wypowiedzi Wandy Półtawskiej na temat roli kobiety we współczesnym świecie oraz inicjatywy znanej pod nazwą Deklaracja Wiary Lekarzy Katolickich, autorstwa tej samej pani, poczułam, że logika już nie wystarczy by przewidywać ciąg dalszy zmian w Polsce oraz, że życie społeczne przesycone jest wszechobecnym absurdem.

Byliśmy świadkami narastającego podskórnie terroru religijnego, który przejawiał się z początku jedynie w nietolerancji światopoglądowej typu soft. Ktoś niewierzący wylatywał z etatu na uczelni, by zastąpił go ktoś o odpowiedniejszych korzeniach. Jakiś spektakl teatralny wylatywał z programu festiwalu, bo podobno wierzący, którzy go nie widzieli, poczuli się obrażeni. W konstytucji ożywa ochrona uczuć religijnych. Ale jeszcze nikt nikogo za ateizm nie pali na stosie.

Ciągłe przesuwanie granicy między tym co jesteśmy jeszcze w stanie tolerować, a tym co uznajemy za niedopuszczalne, to był kolejny etap oswajania nas z wypasionymi ambicjami KRK, ergo, to co jeszcze wczoraj wydawało się niemożliwe – dziś okazywało się jak najbardziej naturalne.

Cokolwiek byśmy nie myśleli, jakiekolwiek byśmy nie mieli przekonania i cokolwiek byśmy nie twierdzili – wczoraj – następnego dnia życie weryfikowało to, jako naiwne bajki z mchu i paproci. Po aferze Chazana, Naczelna Izba Lekarska zaatakowała temat klauzuli sumienia, które to sumienie obowiązuje wyłącznie w wydaniu katolickim. Zapragnęli pracować pod jej dyktando także farmaceuci, rzeźnicy, strażacy, stolarze, recydywiści i zapewne cykliści także. Przynajmniej niektórzy z nas zaczęli orientować się, że społeczeństwo zostało poddane procesowi gotowania żywej żaby… Znacie tą paralelę, nie będę jej tłumaczyć.

Kiedy czwarta władza się sprzedaje.

Zakrojony na wielką skalę eksperyment społeczny – zmiana ustroju państwa z świeckiego w konfesyjny – nie byłby możliwy bez udziału mediów, zarówno tych publicznych, jak i prywatnych. Pierwszy krok w złą stronę polegał na przyjęciu ideologii neoliberalnej w finansowaniu kultury z jego naczelną zasadą, że każdy podmiot musi się sam wyżywić. Stacje prywatne zdziadziały, podsuwając badziewną rozrywkę, mało wymagającemu, za to masowemu widzowi; publiczne – karmiąc odbiorców polityczną propagandą, która groteskowo udawała debatę społeczną.

Z mediów publicznych zniknęła po cichu misja społeczno-edukacyjna, a zastąpiła ją agenda kościoła katolickiego. Rozpoczęto dewastację efektów pracy poprzedniej ekipy obsługującej państwowe media – innych wtedy nie było . Nowi dyrektorzy programów jedynki i dwójki bez większych oporów dopuścili do wytępienia wyrobionego widza i odbiorcy kultury masowej na dobrym poziomie, oraz kultury wysokiej, wymagającej wiedzy. Zastąpił ich, produkowany masowo wtórny analfabeta , wyhodowany na prostych i prostackich programach rozrywkowych, publicystycznych i pseudoedukacyjnych, na niskobudżetowych produkcjach filmowych, serialach typu „Plebania” czy „M jak miłość” i generalnie na ofercie nie wymagającej niczego, nawet zbytniej uwagi widza.

Ponieważ praca w mediach jest w Polsce już od wielu lat ściśle związana z władzą polityczną, Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji bez przeszkód mogła wpływać na obniżenie poziomu merytorycznego nowych produkcji, prezentowanych w stacjach publicznych, co sprowadzało się do maksymalnego uproszczenia przekazu. Na efekty nie czekaliśmy długo. Odbiorca odcięty od dobrych źródeł, powoli lecz nieubłaganie stawał się biernym zjadaczem papki propagandowej. Z rozumnego i krytycznego, stał się apatyczny i emocjonalny – nie wie, nie rozumie, ale za to czuje, że wie i rozumie.

Na Uniwersytecie Otwartym UW, w ramach cyklicznych debat, w marcu 2010 roku, dyrektor Katarzyna Lubryczyńska zaprosiła przedstawicieli różnych środowisk opiniotwórczych i kształtujących poziom dialogu oraz jakość relacji społecznych, by zadać im pytanie na temat głupienia społeczeństwa – interesowały ją przyczyny i kwestie odpowiedzialności za taki stan rzeczy.

Dyrektor Uniwersytetu Otwartego Uniwersytetu Warszawskiego

Katarzyna Lubryczyńska 

Nad debatą cały czas wisiało pytanie – kto odpowiada za to, że przestano dbać o rozwój widza, o jego przygotowanie do odbioru kultury wysokiej, że pozwolono by się zdegradował i ostatecznie stał wtórnym analfabetą. Dziennikarz, popularny i ceniony w niektórych kręgach, za niski poziom oferty w TV usiłował zwalić winę na samych widzów, twierdząc, że oferta jest robiona pod ich  potrzeby. Pewnie nigdy nie słyszał o tym, że potrzeby należy kształtować,  podsuwając bardziej wymagającą ofertę. Edukacja społeczna wymaga odpowiedzialnych działań – także tych podejmowanych przez media. Dysponując szerokimi możliwościami, media powinny kształtować dobry gust, zdrowy styl życia, i rozbudzać wyższe potrzeby właśnie. I wydawać by się mogło, że to właśnie robią – tylko, że jakoś bardzo na opak i wyłącznie na potrzeby tzw. rynku zbytu. 

Ów dziennikarz pominął, że obecny widz, to produkt, bardzo złej oferty TV,  przez ostatnie dwie dekady.  I to nie odbiorcy wymyślili, że słupki oglądalności będą decydowały o tym, co znajdzie się w tzw. ramówce. Słupki oglądalności to patent neoliberalnego sposobu myślenia o kulturze i edukacji. Dodajmy, że patent ten ledwo działa w krajach bogatych w tradycje demokratyczne, gdzie ważnym elementem, gwarantującym  sens istnienia tego systemu, jest świadomie edukowane społeczeństwo obywatelskie. 

Z ramówki obydwu kanałów TV publicznej zniknęły wszystkie ulubione programy dla wyrobionego intelektualnie i wymagającego widza, a w to miejsce zaczęto emitować womit serialowy i gadające głowy propagandy rządowej wszystkich opcji, które rządziły po transformacji. Media z czwartej władzy stały się tubą kościoła katolickiego i rządową szczujnią propagandową.

Przy czym nigdy nie dowiemy się kto, i czy w ogóle ktoś, z zarządu RiTV próbował bronić praw obywateli do rzetelnej informacji w mediach, które sami utrzymujemy z podatków. Wiadomo tylko, że instytucja ta ma w statut wpisaną misję ochrony wartości chrześcijańskich – pojęcie o płynnym znaczeniu, nadinterpretowane i wykorzystywane, by pokryć braki w zakresie kompetencji. 

Skończyły się publiczne debaty, komentarze specjalistów od polityki, kultury czy gospodarki. Skończyły się programy edukacyjne, filmy popularnonaukowe, dobre kino i teatr telewizji. Reportaże i wiadomości pełne faktów. Rozrywka sprowadza się do gier losowych, kucharzenia, podglądania zamkniętych w jednym domu ludzi, albo szukania żony dla rolnika.

W serialach emitowanych codziennie, amatorzy klepią teksty napisane na kolanie poprzedniego wieczoru, na zakrapianej imprezie, przez sfrustrowanego reżysera. W antraktach tłumaczą, najwyraźniej całkiem już zidiociałym widzom, jak powinni rozumieć to, co właśnie zostało powiedziane. To gorsze jest od śmieszków w tle emisji, w amerykańskich programach rozrywkowych.

Nie zobaczymy też kabareciku Olgi Lipińskiej, Kabaretu Starszych Panów ani teleturnieju Wielkiej Gry. Nikt nie opowie nam o trudnej w odbiorze sztuce współczesnej i nie pokaże nam czym się różni dobra architektura od stawianych wszędzie Gargameli. Zaorano tym samym media, a zrobili to politycy, którzy nie szanują obywateli, nie dbają o nich i jedynie pragną się nimi posłużyć.

Młodzi uciekli do sieci, a w ślad za nimi powędrowali tam specjaliści od propagandy i dezinformacji. Coraz większy krąg moich znajomych w ogóle nie ogląda TV, nawet nie posiada już odbiornika. Pod przymusem złego prawa musimy wszyscy płacić na utrzymanie tego giganta-producenta kłamstw oraz nadużyć formalnych i propagandowych. Dlaczego nie jest to temat prywatnych rozmów między nami, podatnikami? Nie znam odpowiedzi na to pytanie.

Nie ma się co czarować – nasze społeczeństwo nie było nigdy jeszcze edukowane społecznie i do demokracji nie miało szans dojrzeć, tym bardziej przy tak żenującym poziomie przekazu medialnego. Wieloletnie zaniedbania w tym zakresie skutkują dziś tym, że TV jest albo nieobecna w domach, albo jest źródłem frustracji i irytacji, a duża wciąż rzesza biernych odbiorców tępieje na coraz głębszych poziomach.

Wyprodukowano w ten sposób widza nowej generacji, który łyka i przyjmuje wszystko bez należytej weryfikacji. I nic dziwnego – żeby weryfikować, trzeba mieć dużo czasu i umiejętności. A tego nikt nie uczy w szkole, nie wspominając już o chronicznym braku czasu. Ludzie próbują ogarnąć swoje życie na poziomie ledwie egzystencjalnym, bo już na kulturę nie ma ani czasu, ani wystarczających środków w domowym budżecie. Tak się zamyka kwadratura koła. Jedno pchnięcie kijem w szprychy, względnie dobrze działającej instytucji i cała nadbudowa wali się z hukiem, niczym WTC.

Kwestia odpowiedzialności za słowo.

Media kłamią. Znamy to stwierdzenie i zgadzamy się z nim, ale generalnie nadal przyjmujemy do wiadomości to co się w nich pisze, mówi czy pokazuje. Działa tu prawdopodobnie, mocno zakodowane w naszej podświadomości przekonanie, że jeśli ktoś mówi do nas ze szklanego ekranu, to musi być automatycznie mądrzejszy od nas i naszego sąsiada. Podobnie działa tytuł naukowy przed nazwiskiem i choćby to był ks. prof. teologii, będziemy traktować go z należytym szacunkiem, nawet wówczas, gdy będzie mówił niewiarygodne bzdury.

Docierające do nas informacje, to zwykle mocno zniekształcone treści, w których jest minimum informacji i maksimum interpretacji i emocji.  Dla dzisiejszych  fanów Radia i TV to w zasadzie bez znaczenia, bo przyjmują bezkrytycznie  to, co styka z ich przekonaniami albo wyszło z ust ulubieńca celebryty czy innego eksperta od wszystkiego i wtedy w zasadzie też jest obojętne co plecie. Ostatecznie po tylu latach kręcenia kota za ogon, jako społeczeństwo nie mamy już krzyny zaufania nie tylko do mediów, ale i do tych co w nich monologują. Stare i niemodne już założenie, że mówcy mają głęboko uwewnętrznione poczucie  odpowiedzialności za słowo, jest z gruntu fałszywą dziś tezą. 

Cóż  robi poważny człowiek wobec tak powalającej ignorancji? Zajmuje się czymś ciekawszym, pożyteczniejszym  ogarnia swoje życie,  zajmuje sobą i ucieka jak najdalej od tego politycznego targowiska głupoty. Mamy prawo czuć się głęboko rozczarowani tym, co od lat uprawiają media, politycy, biskupi KK, oraz wszelkiej proweniencji autorytety moralne, także cała grupa mieszcząca się w pojęciu elita akademicka. Mam na myśli  manipulacje medialne, edukacyjne, kulturalne, historyczne, gdzie szerzy się ignorancja pseudonaukowa i słuszne przeświadczenie, że ciemny lud wszystko kupi.

Powyższe stwierdzenia brzmią niczym oskarżenie wszystkich obywateli, którzy mają wpływ na to, jak funkcjonują systemy w państwie, jak realizują się postanowienia konstytucji RP, jak działa prawo, jak przebiega edukacja i formowanie młodego pokolenia, do czego jest ono kształtowane i jak będziemy funkcjonować w przyszłości. Jest to też próba przypomnienia, że na elicie każdego państwa spoczywa odpowiedzialność za społeczeństwo. Zdając sobie sprawę z tego, jak to górnolotnie i nawet może patetycznie brzmi, od razu zastrzegam, że jeśli ktokolwiek czuje się dotknięty tak zarysowaną generalizacją, to radziłabym jak najprędzej się ogarnąć i zauważyć, że całe środowiska – pedagodzy, nauczyciele, prawnicy, lekarze, policjanci, żołnierze, politycy, samorządowcy i inni – żyją odklejeni od rzeczywistości, we własnej bańce, realizują własne interesy, a pojedyncze atomy z prospołeczną agendą giną, zanim ktokolwiek zdoła je usłyszeć.

Generalnie w tak zniszczonym społeczeństwie jak polskie, wszyscy zdają się zapominać, że – czy nam się to podoba czy nie – jesteśmy naczyniami połączonymi. Ergo, czy to będzie stado sheeple zbite w  gromadę, czy też baranki rozbiegną się po halach – kiedy zabraknie im zielonej trawki, staną się niebezpieczną masą krytyczną. Drugą uwagę kieruję pod adresem nas wszystkich, zwłaszcza tych, którzy mają poczucie bezradności i doskwiera im świadomość braku wpływu na przebieg wydarzeń – zatomizowane społeczeństwo nie podskoczy zbyt wysoko aparatowi przymusu – to prawda oczywista – ale też żadna siła nie zdoła nad nim zapanować, gdy dojdzie do wzmożenia nastrojów przeciwnych władzom. Tak źle i tak niedobrze.

Zamykając wreszcie temat mediów, trzeba sobie powiedzieć, że one zawsze w jakimś stopniu prostytuują się  z władzą i polityką, obecnie jednak robią to w sposób tak nachalny i prymitywny, że oczywisty nawet dla kompletnego neptyka. Paradoksalnie jednak, ewidentne kłamstwo jest mniej toksyczne i niebezpieczne,  niż półprawda, ubrana w skromną sukienkę, zapiętą pod samą szyję, na ostatni guzik. Bo trzeba być dobrze przygotowanym merytorycznie i uwrażliwionym na jej fałszywy wdzięk, by nie dać się zaciągnąć do bunkra wroga, rzucić na sofę i oddać w rozpustę romansu z władzą. Niestety problem ten dotyczy już wielu środowisk, które tradycyjnie cieszą się uznaniem, estymą i szacunkiem. I mówiąc władza, nie mam na myśli PIS-u…

W poszukiwaniu źródeł zepsucia.

Przysłowiowa już Matka Boska Częstochowska w klapie marynarki Wałęsy, oraz groteskowo wielki długopis z wizerunkiem Maryi, jakim Lech podpisał porozumienia gdańskie z władzami PRL-u, odczytywaliśmy jako prztyczek w nos, dany znienawidzonej, PZPR-owskiej władzy. Wtedy nikomu z nas, nawet mnie, nie przyszło do głowy, żeby krytykować Solidarność za takie niepoważne wygłupy.

Udział polskiego kleru  i JP2 w transformacji nie podlega kwestii – takie są fakty. Mieliśmy je cały czas przed nosem. Wszędzie, gdzie miały miejsce jakiekolwiek rozmowy, gdzie dochodziło do porozumienia, gdzie tworzono historię – biskupi byli obecni. Przy czym należy wyraźnie powiedzieć, że ta wszechobecność duchownych i pontyfikat JP2, nie przesądza o tym jakie były rzeczywiste cele polityczne władz kościelnych, oraz jak obecność duchownych katolickich w tym procesie katalizowała sam proces.

Natomiast –

zaszczepienie i powielanie w świadomości społecznej,

przekonania o wielkim wsparciu kościoła, dla ludzi pracy

w ich walce o godność i prawa człowieka,

to początek patologii w stosunkach państwo-kościół katolicki

i nazywa się kłamstwem.

To nie jest popularny pogląd, ale dużo łatwiej o jego uzasadnienie dziś niż trzydzieści lat temu. I , mówiąc nawiasem, nie brzmi tak fałszywie jak inne twierdzenie, mocno lansowane ostatnimi czasy, mianowicie, że –

Caritas to instytucja charytatywna,

która pomaga biednym ludziom.

 

 

Na pewno z dzisiejszej perspektywy, ex post, możemy wiele wnosić na temat motywacji, stojących za polityką kościoła. Mamy do dyspozycji fakty, oficjalne wypowiedzi biskupów KEP, oraz protokoły Konferencji Wspólnej Rządu i Episkopatu. Wiele prawdy  kryje się w zakamarkach wszystkich obszarów życia publicznego i społecznego, dokładnie spenetrowanych i pod kontrolą kleru.

Zatem, przede wszystkim władze kościelne realizują swoją własną politykę. I, żeby było jasne – my, obywatele nie jesteśmy podmiotem jego troski. Podlegamy ciśnieniu jego narracji, manipulacji słownej, która, nota bene, przeradza się często w przemoc światopoglądową, ale jesteśmy w tych interakcjach jedynie przedmiotem obróbki.

Na masową skalę mamy z tym do czynienia, gdy słuchamy radia Maryja z rozgłośni toruńskiej, gdy podczas mszy odczytywane są listy pasterskie, dotyczące świeckich spraw publicznych, w szkole powszechnej podczas katechizacji, gdy księża katecheci straszą dzieci, barwnymi opisami cierpienia w piekle, jakie czekają ich rodziców, którzy nie chodzą do kościoła.

O takim drobiazgu, jak dyskryminacja mniejszości bezwyznaniowej, nawet nie warto wspominać. Kiedy mówi się o dialogu, to zaprasza się jedynie inne wyznania, tak jakby ateiści i agnostycy, którzy – nawiasem –  nie są mniejszością, w ogóle nie istnieli. Chodzi prawdopodobnie o to, żeby utrwalać w społeczeństwie przekonanie, że życie bez wiary – w jakiegokolwiek boga – jest niemożliwe, a jeśli nawet, to jest pozbawione sensu.

Jeśli poprzez taką narrację, kościół sprawuje kontrolę nad źródłami swojego utrzymania – taca i nawet wysoko wyceniane usługi kościelne, takie jak chrzty, śluby, komunie, pogrzeby, egzorcyzmy, uroczyste poświęcenie takiej czy innej rury kanalizacyjnej – stanowi to jedynie dodatek na waciki. Główny ciężar utrzymania kleru w Polsce spoczywa na podatnikach i to niezależnie od ich światopoglądu – co w innych okolicznościach przyrody można by tolerować, ale nie w rzeczywistości, w której biskupi jawnie piętnują ateistów i agnostyków za nie podzielanie wiary w bogów, a władze zamiast pracować dla wyborców, dbają  o dobrostan i poczucie bezpieczeństwa socjalnego władz kościelnych.

Jak władze PIS dbają o obywateli, którzy przychodzą ze swoimi palącymi problemami, mamy okazję ocenić choćby teraz, gdy trwa okupacja sejmu, przez grupę matek, opiekujących się na co dzień swoimi, niepełnosprawnymi, dorosłymi już dziećmi. W tej sprawie biskupi i posłowie mówią jednym głosem i mam nadzieję, że odpowiedzą za takie traktowanie problemów społecznych również razem przed Trybunałem Stanu. Poniżej cytata z Jacka Żalka:

Po tym, jak oni się zachowują, ci opiekunowie w Sejmie, jestem przekonany, że nie można dać im tej gotówki. Bo jeżeli jako żywe tarcze traktują swoje dzieci, to cóż dopiero…, a mogą zdarzyć się niestety zwyrodniali rodzice.Te dzieci, które czasami nie mają głosu, które są zamknięte, nie chodzą do szkoły – nie ma możliwości sprawdzenia czy te pieniądze zostały wydane na potrzeby tych dzieci, czy zostały w inny sposób wydatkowane na potrzeby opiekunów.”

Patologia władzy w tym kraju wynika z układu z kościołem katolickim. Z tego, że politycy są słabymi negocjatorami, że nie potrafią rozmawiać z kościołem z innej pozycji niż służalcza, że jak to niegdyś powiedział pewien mądry człowiek :

To, że jesteśmy w dupie, to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać.

/ Stefan Kisielewski#cytatywielkichludzi#cytaty# /

i w związku z tym nie mają czasu ani ochoty rozmawiać z obywatelami. Po co mieliby to robić? Rozwiązywanie problemów jest trudne, wymaga wiedzy i poświęcenia całej uwagi, bez gwarancji, że ktokolwiek to doceni w obecnym układzie politycznym. Kościół jest od pilnowania owieczek i zapanuje nad nastrojami w razie czego… W końcu za coś mu się płaci ten wysoki haracz.

Jeśli po tej ordynarnej i pełnej hipokryzji hucpie rządów POPIS-u, kolejny parlament nie postawi polityków przed Trybunałem Stanu, a kościoła nie zagoni z powrotem do kruchty, będzie to oznaka, że nic się nie zmienia. Będzie to sygnał dla wspólnoty europejskiej, że Polska nie ma potencjału do samostanowienia i siły, by się podnieść z najgłębszej zapaści instytucji Państwa. Jeśli kościół i politycy nie ogarną się wystarczająco szybko, pewnego ranka obudzą się z ręką w nocniku…

Ustawa antyaborcyjna – owoc niemoralnych stosunków państwo – kościół.

Zanim ujrzałam ustawę antyaborcyjną z dzisiejszej perspektywy i zanim zrozumiałam szeroki kontekst w jakim została pomieszczona, ciągle odnosiłam wrażenie, że nie tylko brakuje miejsca na taki wytwór chorej wyobraźni w XXI wieku, ale nie widziałam też absolutnie żadnych działań władz ustawodawczych, by realizować w praktyce ideę ochrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Wręcz przeciwnie. Atmosfera w Polsce zaczęła się wyraźnie psuć i odstręczać młodych od życia rodzinnego, o którym nota bene zaczęto opowiadać konserwatywne bzdury. Do tego dodajmy bezrobocie, degradację prestiżu wykształcenia wyższego, brak perspektyw na samodzielność finansową i zdolność kredytową, a zobaczymy, że polityka państwa w żadnym momencie nie miała na celu skłonić młodego pokolenia do podejmowania trudów rodzicielstwa.

Państwo, które autentycznie pragnie zachęcić młodych do rodzicielstwa, stwarza im do tego warunki. W Polsce od czasów transformacji mamy nieustający odpływ młodych, wykształconych ludzi do krajów UE, w poszukiwaniu chleba i dróg rozwoju. Ten statystyczny fakt jest obiektywną odpowiedzią na pytanie: jak władze w Polsce dbają o rozwój społeczny? Skoro wyjaśniliśmy już sobie, że rozwój społeczny nie jest ani priorytetem dla władz, ani przedmiotem sporów politycznych, zastanówmy się co w takim razie zajmuje parlamentarzystów?

I nie odkryję Ameryki jeśli stwierdzę, że władze w Polsce zajmują się wszystkim, tylko nie zarządzaniem i organizacją państwa prawa, do czego, nawiasem mówiąc, są powoływani co cztery lata, w formalnie demokratycznych wyborach. Chcę powiedzieć jedynie, że jeśli ktoś uprawia politykę dla władzy, a władzę traktuje jako środek na wyrównanie swoich deficytów życiowych,  to nie spodziewajmy się, że nagle okaże się mężem stanu. Małe, niskie motywacje nigdy nie owocują polityką prospołeczną. A jedynie takie myślenie o społeczeństwie może prowadzić do jego rozwoju.

Prawo, które polega głównie na zakazach, kształtuje zdemoralizowanych niewolników, co najwyżej. Tacy obywatele nie stworzą społeczeństwa demokratycznego. Prawo, które uznaje człowieka i jego kompetencje do odpowiedzialnego życia, jest tym czego boją się politycy reżimowi, zwolennicy zamordyzmu i przemocy systemowej. Natomiast braki w zakresie kompetencji moralnych i etycznych w polityce,  legitymizują wszystkie religie świata. A kiedy realną władzę przejmują ich pasterze, patriarchat zaciera ręce i patologie stosunków społecznych, bujnie kwitną na glebie, obficie nawożonej religią.

Z takiej właśnie relacji państwo /kościół, jaką usiłowałam nieudolnie tu opisać, urodziła się nam ustawa antyaborcyjna. Przypomnijmy – ustawa, która

nie wpłynęła na przyrost naturalny, nie ograniczyła aborcji, upokorzyła połowę społeczeństwa, odbierając kobietom prawo do podejmowania odpowiedzialnych decyzji, która nie dała gwarancji do przerwania ciąży w trzech, szczególnych przypadkach, uderzyła boleśnie w prawo kobiet do zachowania swojego zdrowia i życia, oraz w prawa pacjenta do rzetelnej informacji o stanie zdrowia. Można powiedzieć –

państwo i kościół spłodzili twór niezdolny do życia.

Amen.

Naturalne jest w tym miejscu pytanie – więc komu i do czego jest ona potrzebna? I o ile na pytanie komu znamy odpowiedź, o tyle nie zawsze jest jasne do czego… I tu pojawia się wiele spekulacji, od mizoginicznych korzeni, ukrytych pragnień biskupów by poniżyć kobiety, grzeszne burzycielki ich spokoju wewnętrznego i harmonii z bogiem, aż po równie absurdalne, sugerujące, że KRK poprzez kontrolę rozrodczości białych kobiet katolickich, marzy o hodowli białej rasy w wyścigu z – i w opozycji do – ciemnoskórych wyznawców Allacha, którzy przerażają katolików swoją wyjątkową płodnością.

Nad bardziej wyważoną odpowiedzią zastanowić się spróbuję w następnej części rozważań około aborcyjnych, na które już dziś zapraszam.

Elżbieta Kunachowicz

Kraków 06.05.2018

Gwoli przypomnienia*

Gwałt zbiorowy i pogrzeb państwa świeckiego

2015-11-25/3 komentarze/w Blogi Szkiełko /przez Kuna

Bańka katolicka i semafory znowu opuszczone…

2017-07-23/20 komentarzy/w Blogi obserwator obywatelski /przez Kuna

 

 

Blog Obserwatorium na PA

Głupienie….

Wanda Półtawska o kobietach….

Martwe sumienie, martwa ustawa…

 

 

Głupienie – syndrom kostek domino

W publikacji ” Ciemny lud? Podwójna manipulacja”

( Tutaj )

– zapoznaliśmy się z prostym mechanizmem wpływania na opinię publiczną, poprzez emocje i wykluczenie racjonalnego myślenia. Ponieważ jednak ciągle intrygował mnie, spreparowany materiał z udziałem red. Tomasza Lisa, i bardzo chciałam obejrzeć materiał źródłowy, to poprosiłam moją przyjaciółkę o pomoc w dotarciu do tego dokumentu. (Jest niezawodna w takich razach.) Wkrótce otrzymałam pełny materiał filmowy i , dla odmiany, z przyjemnością i bez nadmiernej podejrzliwości, zamieniłam się, na dwie godziny, w uważnego oglądaczo – słuchacza.

Było to spotkanie ze studentami, w ramach debaty, zorganizowanej przez Panią Dyrektor Uniwersytetu Otwartego Uniwersytetu Warszawskiego, Katarzynę Lubryczyńską. Marzec 2010 ’

dlaczego-glupiejemy-thumb

Prowadzący zadali swoim gościom 5 pytań.

1. Czy to prawda, że obecnie głupiejemy ?

2. Są Panowie przedstawicielami czterech grup społecznych, które kształtują sposób myślenia wielu ludzi. Jak Panowie sądzą, która z tych grup jest najbardziej odpowiedzialna za ogólne głupienie społeczeństwa ?

3. Kilka faktów; zamyka się teatry i w to miejsce powstaje supermarket; wartościowe filmy serwuje się po godz. 23; zamyka się biblioteki, domy kultury, rośnie ilość sklepów monopolowych; Jak połączyć te zjawiska – to głupota czy coś innego, co jest tu skutkiem , a co przyczyną ?

4. Kto jest najbardziej zagrożony głupieniem ?

5. Skoro wiadomo, że media mają ogromny wpływ na obniżenie poziomu odbiorców, dlaczego nadal ich  poziom spada

 

DLACZEGO GŁUPIEJEMY, czy rozwój cywilizacyjny ogranicza myślenie
Obejrzyjcie i wysłuchajcie koniecznie! Podarujcie sobie dwie godziny na kurację oczyszczającą z resztek złudzeń. Bo lepsza bolesna prawda, niż trwanie w bezpodstawnej nadziei na zmiany.

Z mojej strony tylko taka refleksja:

Odniosłam wrażenie, że przedstawiciele opiniotwórczych środowisk, w osobach zaproszonych gości, nie czują się, każdy na miarę swojego wpływu, odpowiedzialni za wyprodukowanie głupoty, która naznacza nas, w naszej własnej opinii i w opinii zewnętrznej także. Odbieram kilka wypowiedzi ekspertów, jako próbę wybielenia swojego środowiska i zepchnięcia odpowiedzialności na inne. Bo o ile zgadzam się z opisem rzeczywistości tu i teraz, o tyle nie zgadzam się z tym, co w tym opisie jest skutkiem, a co przyczyną. Najkrócej mówiąc głupotę produkują: określona polityka, media jako tuba zależna od namaszczenia politycznego i pozbawiona misji prospołecznej, na nieustająco, żenującym poziomie, prasa i coraz  wyraźniej…  oświata, zdominowana przez proces klerykalizacyjny. Końcowym wytworem, takiego stanu rzeczy, jest głupi obywatel w sensie masowym.

A poza tą debatą, mam jeszcze inne wyjaśnienie powszechnego głupienia, które nie wyklucza z tej kategorii  także szacownych gości UOUW. Mało tego, demokratycznie ogarnia także inne narody cywilizowane. Nim się wszyscy poczują obrażeni, poproszę o chwilkę cierpliwości…

Ale zanim wskażę winowajcę, popastwię się jeszcze chwilkę nad gośćmi debaty.

Rozumiem, że żaden z panów nie miał ani legitymacji, żeby się wypowiadać arbitralnie za całe swoje środowisko, ani też nie widzę powodu, żeby wymagać od nich, by osobiście czuli się odpowiedzialni za skutki zbiorowej… głupoty. Ale jednak spodziewałabym się, przynajmniej, zdarcia listka figowego – nic by się nie stało, gdyby red. Lis zreflektował, że słupki oglądalności, to jednak gwóźdź do trumny każdego programu autorskiego, jeśli producent poważyłby się na coś takiego jak np. misja edukacyjna… Pan Tomasz obrazowo wyjaśnił dlaczego publicystyka nie może być nudna dla … motłochu, ale nie wspomniał, że tylko wysokość kontraktu równoważy mu ten inteligencki odruch wymiotny, jaki niewątpliwie często go nawiedza podczas nagrania.

listek

Tak więc swojego listka figowego nie ruszył, za to chętnie zerwał go z godnej figury Prof. Wróblewskiego, kiedy porównywał poziom świadomości obywatelskiej, między ludźmi, z którymi rozmawiał w Hali na Banacha, a tymi z dziedzińca UW. To ciekawe spostrzeżenie, możecie sobie wysłuchać oglądając debatę – warto to usłyszeć bezpośrednio z ust autora.

Z kolei Pan Prof. Wróblewski skwapliwie skorzystał z fragmentu anegdotycznej wypowiedzi Kazimierza Kutza o prywatnej uczelni, w miejscowości Wesoła, w aglomeracji śląskiej. Można powiedzieć – polityk Kutz podrzucił nieświadomie koło ratunkowe szkolnictwu wyższemu, którego status quo usiłował obronić Pan Profesor – otóż, okazuje się, że dewaluacja wyższego wykształcenia oraz rażąco niski poziom studentów to, uwaga!, wina prywatnych, pseudo wyższych uczelni.

Tak moi mili – trudno w to uwierzyć, ale taki argument padł – i nie ukrywam – wprawił mnie w osłupienie. Oczywiście nie ma wpływu na ten, spadający z każdym rocznikiem, poziom kształcenia: odpływ cennych kadr dydaktycznych, nepotyzm, dysproporcja między możliwościami lokalowymi, a ilością przyjmowanych studentów, stworzenie możliwości studiowania za opłatą. Że nie omieszkam wspomnieć o kuriozalnej praktyce dyscyplinowania grona profesorskiego, gdy ono zbyt wiele wymaga, zwłaszcza od płatnych studentów np. żeby się byli łaskawi przygotować do egzaminu i stawiać się nań w wyznaczonym od tygodni terminie… Tak, tego wszystkiego zdaje się Pan Prof. nie dostrzegać. Smutek.

I w ten sposób gładko możemy przejść do sedna problemu. Bo głupota, proszę Szanownych Państwa, nie jest dolegliwością zarezerwowaną li tylko dla pospólstwa i dotyka cały przekrój społeczny, zwłaszcza gdy jej źródłem jest jakaś, z pozoru, uniwersalna i jednocześnie fałszywa teza. Otóż zaryzykuję twierdzenie, że za masowe głupienie ludzi na całym, cywilizowanym świecie, odpowiadają idee ekonomiczne, wyprodukowane przez, bliżej mi nie znanych personalnie, amerykańskich specjalistów od psucia życia społecznego i gospodarczego boomu. To te właśnie idee stanęły u podstaw zasady, że każda działalność ludzka musi się sama utrzymać, wyżywić i jeszcze wyprodukować zysk. To dlatego finansowanie kultury, kinosztuki, oświaty, nauki, opieki zdrowotnej, dziedzin od zawsze pozostających pod opieką budżetu, przerzucono na poszczególne placówki – domy kultury, kina, teatry, biblioteki, szkoły, uczelnie wyższe, media, kluby sportowe, szpitale… i dlatego dzieje się to, co się dzieje. Klasyczny objaw domina.

Ryba psuje się od głowy… u nas przez 25 lat, od transformacji, cuchnie już po sam ogon. Bo my, rzeczony ogon, także uwierzyliśmy, że mamy być nowocześni, przedsiębiorczy i samowystarczalni. Uwijaliśmy się wokół kolejnych biznesików, nie dosypialiśmy, nie czytaliśmy książek, bankrutowaliśmy i znowu rozkręcaliśmy kolejne działalności, lawirowaliśmy, żeby przeżyć…, a tymczasem nasze dzieci rosły, chodziły do coraz gorszych szkół, zostawione same sobie, wyrosły na młodzież gadżeciarską, która naturalnie przejęła nasz konsumerski styl życia, styl, w którym nie ma czasu ani kasy na coraz droższą kulturę, sztukę, niszowy film, relaks…

Szkoda, naprawdę szkoda, że po odzyskaniu swobody i wolności, nie starczyło wyobraźni i instynktu. Szkoda, że nikt nie przyjrzał się jakie skutki niesie z sobą wdrażanie tej doktryny ekonomicznej, a było z czego czerpać natchnienie – takie Stany Zjednoczone na długo przed nami poległy pod naporem skutków ubocznych – wystarczyło chcieć je zauważyć i wyciągnąć wnioski, oraz przewidzieć co się stanie, gdy taki biedny kraj jak Polska zechce się na niej oprzeć. Teraz to już tylko płacz nad rozlanym mlekiem.

 

MaternaNa koniec chylę czoła przed Panem Krzysztofem Materną – i nie tylko dlatego, że stać go było na prawdziwie głębokie refleksje, ale także dlatego, że jako jedyny nie wrzucał kamyków do cudzego ogródka. Wielka klasa i wysoka kultura. Chapeau bas, Panie Krzysztofie! 

 

Pani Dyrektor UOUW  Katarzyna Lubryczyńska   

o sukcesie Uniwersytetu Otwartego UW dla Gazety Wyborczej          Katarzyna

 

Debaty UOUW

Idąc tropem tego linku traficie na stronę , gdzie możecie odtworzyć sobie wszystkie dotychczasowe debaty zorganizowane przez UOUW.

 

Ciemny lud? Podwójna manipulacja.

„Ciemny lud to kupi”

Mam dziś do Ciebie pytanie. Czy czujesz się burakiem, głupcem, kretynem, ciemniakiem, częścią bezwolnego tłumu?

Jeśli tak, to media i polityka w Polsce układa się pod ciebie. Powinieneś być zadowolony i szczęśliwy.

Jesteś?

Nie? To dlaczego oglądasz tv? Ona już nie oferuje od dawna niczego dla Ciebie, wszystko robi pod idiotów. Pracują tam ludzie, którzy wierzą, że ciemny lud to kupi. Boją się robić rzeczy wartościowe, boją się mówić prawdę, zapraszać ekspertów, przedstawicieli prawdziwej kultury i sztuki, nie zajmują się edukowaniem i sianiem dobrych idei prospołecznych, nie nawigują kampanii na rzecz rozwoju jednostki i grup – bo, jak twierdzą Ty nie istniejesz – nie ma takich jak Ty odbiorców, w każdym razie nie ma ich aż 2,5 mln.- bo tylu trzeba zyskać oglądaczy, żeby utrzymać swój program na antenie. I nie ma nic do rzeczy, że tv publiczna finansowana jest z naszych, społecznych pieniędzy. Twoich także. Mamy tzw. demokrację, co w polskim rozumieniu tłumaczy się jako dyktaturę większości, czyli motłochu – i za pieniądze także tego motłochu robi się takie media jakie ten motłoch chce mieć.

fotogender2

Czy to wszystko prawda? Czy możliwe, że ci ludzie nigdy nie słyszeli o czwartej władzy? Mam uwierzyć, że nie są świadomi swojego walnego udziału w produkcji ciemnego ludu? Że nie znają socjotechnik ogłupiania odbiorcy, że wreszcie, nie czują się za ten stan rzeczy odpowiedzialni? I pytaniem tym obejmuję wszystkich przedstawicieli mediów także dziennikarzy z TV Republika. Nawiasem mówiąc, śmiesznie brzmią pretensje wyrażone pod adresem red. Lisa, gdy jednocześnie bezczelnie, dokładnie to samo robią w swoim programie. Najwyraźniej dziennikarze wszystkich opcji politycznych uważają swoich widzów za idiotów.

Tomasz Lis o ” dzikim kraju….

Kulisy manipulacji TVR

 

A tu robią z nas idiotów dziennikarze – miłośnicy Korwina

Najzabawniejsze w tym materiale jest to, że pokazuje on manipulację TVN-u, który pastwi się nad biednym Korwinem, kroi jego wypowiedź niemiłosiernie itd…znamy te numery, wiadomo o co chodzi. Ale jednocześnie, zanim nam cokolwiek autor pokaże, już nami wspaniale manipuluje. Jak? Tak:

Witam serdecznie

Film ten kieruję przede wszystkim do

przeciwników Janusza Korwin-Mikkego

uważających go za oszołoma i

niezrównoważonego człowieka.

Pokażę Wam kilka materiałów a Wy ocenicie

co o tym myśleć

I faktycznie pokazuje chamską manipulację TVN-u, ewidentnie przekaz sfalsyfikowany, ale, w powyżej cytowanym powitaniu, od razu ustawia  percepcję odbiorcy po swojemu, kierując jego uwagę na kwestię najczęściej powtarzanej w opinii publicznej tezy : Korwin to oszołom o niezrównoważonej psychice. I jeszcze do tego wciska nam kit, że sami będziemy oceniać to, co nam pokazuje ten jego materiał.

mikrofony

Oglądamy. Widzimy to całe draństwo TVN-u i oceniamy – ” kurna! faktycznie! to manipulacja- ktoś tu robi z Korwina idiotę! „ Manipulacja zaczyna działać, tylko, że tym razem na nas, to z nas się tu robi idiotę. I mamy cudowną zmianę nastawienia – nagle Korwin już nie jest dla nas oszołomem i niezrównoważonym psychicznie człowiekiem, tylko ofiarą wrednej manipulacji jego przeciwników. Bingo! Cel osiągnięty! Brawo! Należy się premia za kreatywny pomysł na kampanię wyborczą.

Tylko jedno się ani o cal nie zmienia – Korwin nadal jest oszołomem i niezrównoważonym psychicznie człowiekiem. Nawet jeśli TVN, czy inne media manipulują w oczywisty sposób, nie ma to, tak naprawdę, wpływu na to, co sobą reprezentuje ten polityk. Ale na nasze nastawienie już tak. Tego typu zasłony dymne mają oczadzić nas wystarczająco skutecznie, przynajmniej do czasu wyborów, by nawet dotychczasowi przeciwnicy Korwina zagłosowali na niego. Sprytne? Jasne, że tak.

A piszę o tym w celach edukacyjnych, bo taką misję ma ten portal. Nie ma innego powodu. Polityką się nie zajmujemy, ale społeczną aktywnością już tak. Niedługo ważne wybory, a podobno politycy żyją w przekonaniu, że wyborca wiele wybaczy, ale nigdy, przenigdy nie wybaczy, jeśli się mu powie prawdę. Tak twierdzi Tomasz Lis. Czy ma rację? Chciałabym, żeby się mylił.

wSieci śmieci…

z17342481Q,Anna-Grodzka---Okladka--W-Sieci-Nie ma to jak tabloid na dzień dobry! Poważnie! 🙂

Od razu człowiek się budzi do życia tu i teraz, a do tego, z odpowiednim nastawieniem do bliźnich.

A nie tam jakieś poważne tygodniki powszechne, albo sieriozna GW… Te tytuły wymagają co najmniej dwóch rzeczy- dużo wolnego czasu i zdrowia, nie zawadzi też mieć normę intelektualną …

Tygodnik „wSieci” zabawia się dziś wizerunkiem Anny Grodzkiej. Robi to podobno obrzydliwie, powtarzam za Moniką Olejnik i Tomaszem Nałęczem, ale ma go usprawiedliwiać troska o nasze dobro – podobno,  ja i ty drogi Czytelniku, koniecznie musimy wiedzieć, jak wygląda życie Pani Anny i to w każdym aspekcie, a przede wszystkim w tych sferach, które nie mają wpływu na jej obowiązki jako posłanki. No i oczywiście nie ma z tym nic wspólnego fakt, że iluś ludzi pracujących dla tej gazety ma rachunki do zapłacenia, w tym zapewne niejeden ma raty we frankach… przy okazji – współczuję tym, którzy je mają 😉

Podobno Pani Anna ma być kandydatką Zielonych w wyborach prezydenckich – i to niejako ma usprawiedliwiać to niezdrowe zainteresowanie tabloidu Jej osobą. Właściwie, to nie rozumiem skąd to oburzenie wśród dziennikarzy i poważnych polityków – jeśli ktoś pretenduje na tak prestiżowe stanowisko, musi liczyć się z tym, że dziennikarze będą węszyć za sensacją. I myślę, że Anna Grodzka przejdzie nad tym z właściwą sobie godnością, jak wiele razy poprzednio.

A piszę o tym tylko dlatego, że się rozmarzyłam – wyobraziłam sobie przyszły rząd z premierem Biedroniem i Prezydent Grodzką – dysydenci już byli i krasnale także, nawet stare tuzy postkomuny dały z siebie wszystko – że akurat po równo dali ciała, to szczegół, na który nikt już dziś nie rzuca światła fleszy, i którym tabloidy z właściwym sobie wyczuciem nie zawracają czytelnikom głowy, ale tak się składa, że akurat ja nie potrafię o tym zapomnieć. I stąd moje dzisiejsze rozmarzenie. Prezydent Biedroń zadziwia swoją pracowitością i kompetencjami, a Anna Grodzka dała się już poznać jako solidna parlamentarzystka- więc czemu nie?

Cały ranek śpiewam sobie: ale cóż kiedy ryby śpiewały tylko na niby…, Żaby tak aby aby…, a Rak byle jak…

A …idę wyrzucić śmieci

Miłego dnia ziomale! 🙂